Pomysły

Na kanale „cepolska” pojawił się wywiad, w którym jego gość proponował ulepszenie demokracji w ten sposób, by głosujący zostali poddani krótkiemu testowi na inteligencję: parę prostych pytań i w zależności od poprawności odpowiedzi ich głos miałby pełną lub częściową wartość.

Zastanawiam się więc, czy ci ludzie, którzy zgłaszają tego typu propozycje i inne, są tak naiwni i wierzą, że z tą demokracją to tak naprawdę? Czy może wszystkie te kanały internetowe mają za zadanie zwodzić ludzi i wmawiać im, że demokracja jest dobra tylko zastosowano jej niewłaściwy model. A gdy ten właściwy też zawiedzie, to zaproponujemy nowy i tak ad mortem defaecatam – ładnie brzmi po łacinie, nieprawdaż? Tak górnolotnie! – a to zwykłe „do usranej śmierci”. I „demokracja” ładnie brzmi, no a jakżeby inaczej! – to z greckiego, antyczne korzenie i takie tam pierdu pierdu, a w praktyce współczesna demokracja, to jedno wielkie oszustwo.

Ostatnio coraz bardziej nagłaśniana jest instytucja referendum w ramach tzw. demokracji bezpośredniej – szwajcarski patent na demokrację. Promuje się ją pod nazwą „WIR” – weto, inicjatywa obywatelska, referendum. Zanim jednak zacznie się proponować tego typu pomysły, to warto bliżej przyjrzeć się temu rozwiązaniu w Szwajcarii. Ja osobiście jestem nastawiony sceptycznie do tego typu pomysłów, bo demokracja, czy to proporcjonalna, jednomandatowa, bezpośrednia – nadal pozostaje demokracją, czyli żydowskim patentem, który ma im służyć i służy.

Może nie byłbym nastawiony tak sceptycznie do propozycji wprowadzenia w Polsce demokracji bezpośredniej, gdyby nie fakt, że kiedyś mocno interesowałem się Ruchem JOW, czyli systemem wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych, do tego stopnia, że nawet skromnie sponsorowałem go i jeden raz wziąłem udział w tzw. Marszu JOW, który był przez jakiś czas corocznie organizowany w Warszawie. Było to we wrześniu 2008 roku.

Czym innym jest aktywność internetowa, a czym innym jest rzeczywistość. Ruch JOW miał i nadal ma stronę, na której informuje o wpłatach dokonywanych przez zwolenników tej idei. W tamtych czasach miesięczne wpływy wahały się średnio od 2 do 4 tysięcy złotych miesięcznie.

Udział w Marszu JOW daję okazję do obserwacji, jak to naprawdę wygląda. Trasa marszu wiodła od Placu Zamkowego pod Sejm. W sumie trwało to około czterech godzin, bo Marsz zatrzymał się przed Pałacem Prezydenckim, by i tam przekazać swoje żądania. Uczestniczyło w nim około 200 osób. Przeważały dwa środowiska: wrocławskie (siedziba Ruchu JOW) i koszalińskie. Z Koszalina przyjechali przeważnie studenci, z Wrocławia byli to raczej ludzie starsi z szefem JOW Jerzym Przystawą. Było trochę transparentów, a młodzież od czasu do czasu skandowała: zdrowo, zdrowo, jednomandatowo! Jednak pobrzmiewało to dosyć sztuczne., a zainteresowanie mieszkańców stolicy znikome: wrześniowe sobotnie południe, słoneczna pogoda, ciepło, ale nie gorąco, przyjemnie siedzi się w kawiarnianym ogródku, a tu ktoś zakłóca spokój.

Z rozmów pomiędzy studentami dowiedziałem się, że przyjechali, bo ktoś im opłacił przejazd i fundował posiłek po zakończeniu Marszu. No cóż, dla młodych ludzi z prowincji przyjazd do stolicy i „otarcie się” o Pałac Prezydencki i Sejm, to zawsze jakaś atrakcja: zobaczyć z bliska to, co na co dzień odległe. Gdy Marsz dotarł do Sejmu, to posłowie, którzy tam byli obecni (w hotelu sejmowym) nie uznali za stosowne wyjść do tych ludzi. Jednoznacznie dali im do zrozumienia, gdzie mają takie inicjatywy.

Zorganizowanie takiego Marszu kosztuje, nawet jeśli bierze w nim udział niewielka grupa osób. Koszty przejazdu, wyżywienia, wynajęcie środka transportu dla części uczestników i przewiezienia różnego rodzaju transparentów, rekwizytów – to wszystko znacznie przewyższało dochody uzyskiwane z wpłat. Skąd więc brały się pieniądze na organizację tych Marszów? To, przyznam, zaczęło wzbudzać moje wątpliwości, co do niezależności tego Ruchu.

Sama idea organizacji wyborów do Sejmu w jednomandatowych okręgach i ordynacji większościowej wzorowana jest na angielskim rozwiązaniu. Zasadą jest to, że okręg musi być mały, wielkości powiatu i że kandydować może każdy, kto zbierze kilka czy kilkanaście podpisów i wpłaci do kasy samorządu kwotę kilku tysięcy złotych, która jest mu zwracana, gdy uzyska minimum 5% głosów. Chodzi o to, by nie kandydowali jacyś żartownisie. Z kolei okręgi są małe, by koszty kampanii reklamowej nie były zbyt wielkie. Dzięki temu, że okręgi są małe nieopłacalne jest wykorzystywanie mediów ogólnokrajowych czy nawet regionalnych do prowadzenia kampanii jakiegoś kandydata, bo on staruje tylko w tym jednym małym okręgu wyborczym.

Takie rozwiązania mają dać możliwość kandydowania ludziom, którzy nie dysponują wielkimi pieniędzmi i których wybierze lokalna społeczność. Do tego dochodzi jeszcze zasada, że wygrywa ten, który uzyska największą liczbę głosów. Nie ma żadnej drugiej tury, żadnej dogrywki, przekazywania głosów itp. Wydaje się więc, że taka ordynacja daje szanse na całkowite przemodelowanie sceny politycznej i dojście do władzy ludzi niezależnych i nieuwikłanych w różne układy. W wyniku wyborów w takiej ordynacji dochodzi przeważnie do podziału na dwie główne siły polityczne, tak przynajmniej twierdził założyciel tego Ruchu – Jerzy Przystawa. Ale jak widać na naszym przykładzie, do tego typu podziału może dojść i w ordynacji proporcjonalnej (POPiS).

Tak to wygląda w teorii i tak nas przekonywali twórcy tego Ruchu. Dla mnie jednak wszystko to za pięknie wyglądało. No bo jak to? Klasa polityczna, tak z własnej woli, zrzeknie się swoich synekur? To mnie skłoniło do uważnego przeczytania Reguły JOW, czyli kardynalnej zasady wybierania posłów do Sejmu RP. Reguła JOW brzmi trochę jak… reguła zakonna, czyli zbiór podstawowych przepisów regulujących codzienne życie zakonne. W przypadku JOW jest to siedem kardynalnych zasad wybierania posłów do Sejmu RP postulowanych przez Ruch JOW (http://jow.pl/regula-wyborcza-jow-szerszym-komentarzem/).

Punkt (zasada) 7. jest najciekawszy, bo wyjaśnia cały mechanizm wybierania kandydatów, na których będą głosować wyborcy:

7. Pierwsze wybory według zasad Reguły JOW nie wcześniej, niż pół roku po urzędowym ogłoszeniu prawa wyborczego uwzględniającego te zasady. W tym czasie następujące działania przygotowawcze: szeroka edukacja obywatelska; prezentacja niniejszych zasad i ich pożytków, w porównaniu z ordynacją partyjnych list wyborczych. Zawieranie porozumień: w okręgach, dla wyłaniania kandydatów i między okręgami, dla tworzenia ugrupowań politycznych. Prezentowanie się wyborcom, przez kandydatów.

W komentarzu czytamy:

Półroczny okres pierwszej zdecentralizowanej kampanii wyborczej (w czterystu sześćdziesięciu jednomandatowych okręgach wyborczych) pozwoli na:
– szeroką akcję edukacyjną przybliżającą nowe, prostsze zasady wybierania, eksponującą ich pożytki, w porównaniu z zasadami ordynacji partyjnych list wyborczych;
– negocjacje środowisk o zbliżonych poglądach politycznych i zawieranie w ich konsekwencji porozumień wewnątrzokręgowych wyłaniających wspólnych kandydatów;
– negocjacje środowisk akceptujących wspólne programy i zawieranie w ich konsekwencji porozumień międzyokręgowych i ogólnokrajowych w celu utworzenia ugrupowań politycznych;
– bezpośrednie prezentowanie się wyborcom przez kandydatów: niezależnych, wyłonionych w wyniku w/w porozumień, reprezentujących partie istniejące wcześniej.

Na uwagę zasługują trzy ostatnie punkty zaznaczone przeze mnie kursywą. Z nich wyraźnie wynika, że nie ma mowy o żadnej spontaniczności. Jakieś środowiska o zbliżonych poglądach wyłaniają wspólnych kandydatów. Nie ma tu mowy o tym, czy kandydaci muszą być zameldowani w danym okręgu, czy pojawią się z zewnątrz. Mają tylko przedstawić Okręgowej Komisji Wyborczej pisemne poparcie co najmniej 10 wyborców danego okręgu. Porozumienia międzyokręgowe prowadzą do powstania ugrupowań politycznych, czyli mówiąc wprost – partii politycznych. I w tym momencie dochodzi do prezentacji wyborcom „niezależnych”, wyłonionych w wyniku porozumień kandydatów i reprezentujących powstałe wcześniej partie. Jeśli następuje selekcja i wyłanianie, to znaczy, że jacyś inni kandydaci zostali odrzuceni od tego towarzystwa wzajemnej adoracji, a ci wybrani nie będą już niezależni. Tu wyboru kandydatów dokonuje się w sposób tajny, w trakcie jakichś zakulisowych porozumień. W ordynacji proporcjonalnej, przynajmniej teoretycznie, odpowiedzialni za wybór są szefowie partii.

Na samym końcu jest podsumowanie tych reguł i komentarza i jest ono wytłuszczone.

Główne efekty wprowadzenia zasad Reguły wyborczej JOW w wyborach do Sejmu RP:
– odpowiedzialność posłów przed ich wyborcami (w okręgach);
– partnerstwo władzy z obywatelami, upowszechniające wśród obywateli poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne, niezbędne w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego;
– pozytywna selekcja kadr sprawujących władzę i stabilny rząd służący narodowi;
– w następstwie swobody kandydowania i podziału Polski na 460 JOW: decentralizacja życia politycznego, jego jawność i ożywienie, co sprzyja swobodnemu zawieraniu:
a) porozumień wewnątrzokręgowych, wyłaniających kandydatów, o największych szansach zdobycia mandatu, dla danej opcji politycznej,
b) porozumień międzyokręgowych, dla oddolnego tworzenia ugrupowań politycznych;
– zmiana charakteru partii politycznych, z wodzowskich na obywatelskie;
– utrudnienie dostępu do władzy dla ugrupowań skrajnych.

Jest to w zasadzie powtórzenie tego wszystkiego, o czym była mowa wcześniej, poza ostatnim wnioskiem: utrudnienie dostępu do władzy dla ugrupowań skrajnych. No i wszystko jasne! Demokracja demokracją, ale wybrani mają być tylko ci, których my wskażemy. Kto będzie decydował o tym, co jest skrajne, a co – nie? A więc pięknie – każdy może kandydować. Tylko co z tego, skoro i tak zostanie wyeliminowany w drodze porozumień wewnątrz i międzyokręgowych.

Autorem tej Reguły i komentarza jest nieżyjący już Jerzy Gieysztor, którego tak przedstawiono pod jej tekstem: mgr. inż. miernictwa elektronowego; jak wspomina Jerzy Gieysztor: “Ze wszystkiego się śmieje, ale jest uparty i nie ujawnia swoich poglądów” – użalał się przedstawiciel czerwonych, kiedy w roku 1977 przeciwstawiłem się władzy Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie pracowałem przez kilka dziesięcioleci; uczestnik Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW od 1998 r.

No cóż, któż mógł przeciwstawić się władzom Uniwersytetu Wrocławskiego i te władze nie wyrzuciły go? Co więcej, czuły się sfrustrowane. Chyba tylko mason albo Żyd. Swego czasu, na nieistniejącym już portalu „prawica.net”, gdzie zamieszczał on swoje komentarze, przedstawiłem mu moje wątpliwości, powyżej wyartykułowane, ale nie ustosunkował się do nich.

Tak więc, z pozoru bardzo atrakcyjna idea, przy bliższym przyjrzeniu się jej rozwiązaniom, okazuje się być zupełnie czym innym niż się ją przedstawia. Jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach. Odnoszę wrażenie, że podobnie może być w przypadku tzw. demokracji bezpośredniej.

Pod jednym z filmów reklamujących ten wynalazek https://www.youtube.com/watch?v=eRd7rxDweZY, ktoś wstawił taki komentarz:

„Demokracja bezpośrednia w Szwajcarii to fikcja podczas swirusa Nikt nie pytał społeczeństwa jakie restrykcje zastosować wszystkie decyzję podjął parlament.”

Innymi słowy: możecie decydować, ale w sprawach, które my wam poddamy pod głosowanie. Jest weto, inicjatywa obywatelska i nikt w Szwajcarii nie odważył się z tego skorzystać w sprawach tak fundamentalnych, jak prawo do swobodnego przemieszczania się czy prawo do nieingerowania w czyjś organizm (maseczki).

Demokrację bezpośrednią stręczy nam w linkowanym filmie Jan Kubań. Kubań to rzeka w Rosji. Jak dużo jest u nas nazwisk pochodzących od nazw miast, dni tygodnia, miesięcy. Tu jeszcze dochodzi rzeka i to w Rosji, co może sugerować pochodzenie. Szli do Polski z zachodu, wschodu i południa.

Żeby zrozumieć dlaczego w Szwajcarii jest tak, jak jest, to trzeba wiedzieć, że jest to największa na świecie pralnia brudnych pieniędzy. Tak nazwał Szwajcarię w swojej autobiograficznej powieści Wilk z Wall Street Jordan Belfort. Opisał w niej, w jaki sposób przemycał do Szwajcarii pieniądze z nielegalnych operacji na giełdzie amerykańskiej.

Ważne też jest to, jakie międzynarodowe instytucje mają tam swoją siedzibę. Willem Middelkoop w swojej książce WIELKI RESET Walki ze złotem i koniec systemu finansowego, Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2016 pisze (wytłuszczenia moje):

„Najważniejsze międzynarodowe regulacje branży usług bankowych – zwane zasadami bazylejskimi – wciąż ustala się podczas regularnych posiedzeń Banku Rozrachunków Międzynarodowych mającego siedzibę w Bazylei. Bank ten można uważać za matkę banków centralnych. Został ustanowiony podczas międzynarodowych konferencji bankowców zorganizowanych w Baden-Baden w 1929 roku i w Hadze w 1930 roku. Początkowo miał ułatwić spłatę reparacji wojennych narzuconych Niemcom ustaleniami ujętymi w traktacie wersalskim podpisanym po I wojnie światowej, ale po hiperinflacji panującej w Republice Weimarskiej w latach 1921-1924, w 1929 roku opracowano nowy plan uregulowania niemieckich zobowiązań z tytułu reparacji.

W latach 1933-1945 w jego zarządzie zasiadali Walther Funk i Emil Puhl, nazistowscy oficjele wysokich rang, którzy zostali skazani za zbrodnie wojenne podczas procesów norymberskich. Po II wojnie światowej nie było wątpliwości, że Bank Rozrachunków Międzynarodowych, który dla nazistów odgrywał rolę banku obsługującego, pomagał w praniu ukradzionego złota. Pod nadzorem Funka i Puhla nazistowskie Niemcy konfiskowały złoto Żydów trafiających do obozów koncentracyjnych. Złoto przetapiano i odlewano sztaby. W czasie konferencji odbywającej się w Bretton Woods w 1944 roku stawiano nawet zarzut, że bank ten wykonuje polecenia nazistowskich władz Niemiec. Amerykanów to przeraziło i rząd Stanów Zjednoczonych poparł ruch domagający się jego likwidacji. Propozycję poparli inni delegaci europejscy, ale wystąpił przeciwko niej John Maynard Keynes, przewodniczący delegacji brytyjskiej. W kwietniu 1945 roku podjęto decyzję o likwidacji banku, ale Stany Zjednoczone cofnęły ją w roku 1948. Bank Rozrachunków Międzynarodowych przetrwał, ale poważnie ranny. Miał mniejszy wpływ i potrzebował czasu, aby znaleźć sobie odpowiednią nową rolę poza sceną. Nadal pełni funkcję drugiej strony, menedżera aktywów i kredytodawcy dla banków centralnych oraz międzynarodowych instytucji finansowych. Szwajcaria przystała na to, by na jej terenie znalazła się siedziba główna tej instytucji. Wybrano Bazyleę.

W latach siedemdziesiątych poważnie poszerzono zakres funkcji Banku Rozrachunków Międzynarodowych i znacznie powiększono liczbę członków. Obecnie członkami tego banku jest sześćdziesiąt banków centralnych, w tym banki centralne najważniejszych gospodarek uprzemysłowionych. Co ciekawe, amerykański System Rezerwy Federalnej przystąpił do niego dopiero w 1994 roku. Powodem było to, że Amerykanie uważali Bank Rozrachunków Międzynarodowych za rywala „ich” Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Na początku lat dziewięćdziesiątych Stany Zjednoczone zdały sobie sprawę, że potrzebują Banku Rozrachunków Międzynarodowych, aby banki centralne krajów europejskich udzieliły im poparcia w wojnie ze złotem i po to, by udaremnić wprowadzanie przepisów regulujących rynek instrumentów pochodnych.

Prezesów Europejskiego Banku Centralnego i Systemu Rezerwy Federalnej nadal mogą rozliczać parlamentarzyści i kongresmeni, ale nie ma żadnej formy demokratycznej kontroli nad procesem decyzyjnym w Banku Rozrachunków Międzynarodowych. Posiedzenia utrzymuje się w tajemnicy przed światem zewnętrznym. Nawet ministrowie finansów muszą się domyślać, jakie decyzje podejmą bankowcy zbierający się w Bazylei. Ci sami bankierzy, którzy doprowadzili nasz światowy system finansowy na skraj rozpadu, decydują – poza sceną i nie odpowiadając przed nikim – o reformach systemu bankowego koniecznych do tego, aby nie dopuścić do kolejnego kryzysu kredytowego. Wygląda na to, że mało się zmieniło od bankructwa banku Lehman Brothers.

Dyrektorzy Banku Rozrachunków Międzynarodowych do tej pory mają status dyplomatów i nie można przeciwko nim prowadzić postępowań karnych nawet po zakończeniu ich urzędowania. W dowolnym momencie mogą się ponadto przenieść z rodzinami do neutralnej Szwajcarii.”

Czymże więc jest ta Szwajcaria? Największą na świecie pralnią brudnych pieniędzy i schroniskiem dla największych finansowych hochsztaplerów? Wygląda na to, że tak. A co to ma wspólnego z demokracją bezpośrednią? – mógłby ktoś zapytać. A ja mógłbym zapytać: A czy możliwe jest, by rząd tego kraju nie wiedział, co się dzieje na jego terytorium? Idąc dalej tym tropem mógłbym zapytać: A czy obywatele tego kraju nie zdają sobie sprawy, z czego bierze się bogactwo ich kraju? Owszem, są pracowici, oszczędni, ale przecież nie tylko to składa się na ich dobrobyt. Pranie brudnych pieniędzy i chronienie hochsztaplerów finansowych nie odbywa się za darmo. Wszyscy złodzieje z całego świata lokują tu swoje pieniądze, kupują nieruchomości. Nawet bankier Kramer z filmu „Vabank” zachowuje się tak samo, będąc przekonanym, że jego brudne pieniądze będą tam bezpieczne. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że dla rządu Szwajcarii nie ma znaczenia skąd biorą się pieniądze lokowane w bankach tego kraju i do kogo należą. Ich weiß nichts (Ja nic nie wiem) – jak mówił Czech udający idiotę w filmie „C.K. Dezerterzy”. Tak właśnie zachowuje się rząd szwajcarski (Ich weiß nichts) i zapewne wielu, co bardziej świadomych, obywateli Szwajcarii też udaje, że nic nie wie. Neutralność Szwajcarii nie jest więc przypadkowa. Taki dziwny kraj. Wszystkie znaczące kraje Europy są w unii europejskiej, a Szwajcaria – nie. Zawsze neutralna. Czasy się zmieniają, a Szwajcaria zawsze neutralna. Neutralna – znaczy, że nas nie interesuje, co dzieje się na zewnątrz, ale jak macie kłopoty, to Szwajcaria uchroni wasze złodziejskie pieniądze – Welcome to Switzerland!

Wielu zachwala szwajcarską demokrację i jak tam wszystko dobrze działa, tak dobrze, że ludzie nie wiedzą, kto jest prezydentem Szwajcarii. A niby skąd mają wiedzieć, skoro go nie wybierają? Prezydenta wybiera Zgromadzenie Federalne (parlament) na okres jednego roku. Po tym okresie nie może być wybrany ponownie, również na wiceprezydenta. Nie jest on głową państwa, ma raczej marginalne znaczenie, czysto proceduralne. Jest jednym z członków Rady Federalnej (rządu), którego Zgromadzenie Federalne wybrało na przewodniczącego tego ciała. Trudno się zatem dziwić, że Szwajcarzy go nie znają.

Zgromadzenie Federalne (parlament) to najwyższa władza rządząca Szwajcarii. Nie ma żadnych tzw. „hamulców” – nie można rozwiązać jej izb (Rady Narodowej i Rady Kantonów) przed upływem kadencji. Jedynym wyjątkiem jest całkowita zmiana Konstytucji Federalnej. Zgromadzenie wybiera również członków rządu (Rady Federalnej) i Trybunału Federalnego. Nazywa się to „rządami zgromadzenia” – supremacja parlamentu nad pozostałymi władzami, które sam powołuje i sam nimi kieruje oraz kontroluje. Nie mają one możliwości kierowania jego poczynaniami lub tym bardziej przeciwstawiania się mu. Tak to opisuje Wikipedia i nie przesadza. To wszystko jest zapisane w Konstytucji, która jest dostępna w języku polskim w bibliotece sejmowej. Link do niej znajduje się w Wikipedii pod hasłem “Konstytucja Szwajcarii”.

Tak więc stabilność polityczną tego kraju gwarantuje dyktatura parlamentu, a nie system demokracji bezpośredniej. Tak! Dyktatura parlamentu! Jego kadencja trwa 4 lata i żadna siła, poza jednym wyjątkiem, nie może go odwołać.

Zgromadzenie Federalne składa się z dwóch izb: Rady Narodu (200 członków, tzw. deputowanych Narodu) i Rady Kantonów (46 „deputowanych kantonów”). System dwuizbowości szwajcarskiej ma charakter symetryczny („egalitarny”) – obie izby mają takie same prawa, zgoda obu izb jest konieczna dla uchwalenia czegokolwiek, a postępowanie ustawodawcze może rozpocząć się w każdej z izb.

Zgromadzenie Federalne ma niezwykle szerokie uprawnienia. Jego najważniejsze funkcje to:

  • ustawodawcza (również dokonywanie zmian konstytucyjnych)
  • elekcyjna (wybór rządu – Rady Federalnej, prezydenta, wiceprezydenta, Kanclerza Federalnego, przewodniczącego i wiceprzewodniczącego Trybunału Federalnego, generała (głównodowodzącego armią)
  • kierownicza (wobec rządu)
  • kontrolna – nadzór nad rządem, nad stosunkami z zagranicą, zatwierdzanie sprawozdania finansowego państwa, formowanie parlamentarnych komisji śledczych
  • sądowa – rozstrzyganie sporów kompetencyjnych, orzekanie o ważności inicjatywy ludowej, udzielanie łask osobom skazanym

Na czele każdej izby stoi przewodniczący, wybierany na rok, bez prawa ponownego wyboru. Do pomocy ma on dwóch wiceprzewodniczących. Zajmuje się on kierowaniem pracami izby, a w przypadku równości głosów, ma głos rozstrzygający.

Pomimo że w parlamencie szwajcarskim znajdują się przedstawiciele różnych partii, to jednak nie można mówić w tym przypadku o systemie partyjnym w pełnym tego słowa znaczeniu. Rząd powoływany jest przez parlament, ale nie jest rządem koalicyjnym, ponieważ nie ma w nim przywódców partii politycznych, tylko ci, którzy zostali do niego powołani. Członkami rządu nie mogą zostać parlamentarzyści.

Od 1959 do 2003 roku cztery największe partie były reprezentowane w parlamencie, co przekładało się na tzw. „magiczną formułę” – stałe proporcje ich reprezentacji w rządzie:

  • 2 stanowiska ministerialne dla Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej Szwajcarii (CVD/PDC)
  • 2 ministerstwa dla Socjaldemokratycznej Partii Szwajcarii (SPS/PSS)
  • 2 ministerstwa dla Radykalno-Demokratycznej Partii Szwajcarii (FDP/PRD)
  • 1 ministerstwo dla Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP/UDC)

Taka tradycyjna redystrybucja stanowisk ministerialnych nie miała żadnej podstawy prawnej. W efekcie w 2003 roku CVP/PDC straciła jedno miejsce na rzecz SVP/UDC.

Tak to opisuje Wikipedia i stwierdza na końcu, że od 1959 do 2003 roku, a więc przez 44 lata, podział stanowisk ministerialnych nie miał podstawy prawnej! Rząd Szwajcarii jest wyłaniany według jakiejś formuły magicznej! Czy to oznacza, że Szwajcaria nie wyszła jeszcze z epoki renesansu i rządzą nią jakieś tajne związki uprawiające magię?

Formuła magiczna (niem. Zauberformel) – sposób wyłaniania członków szwajcarskiego rządu – Rady Federalnej. Na jej podstawie członkowie siedmioosobowego gabinetu byli wybierani w latach 1959-2003 według następujących zasad:

  • bez względu na wynik wyborów po dwóch członków Rady obsadzają trzy partie: Szwajcarska Partia Ludowa (SVP), Socjaldemokratyczna Partia Szwajcarii (SPS), Radykalno-Demokratyczna Partia Szwajcarii (FDP), a jedno miejsce przysługuje Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (CVP)
  • po dwóch reprezentantów przysługuje kantonom włoskojęzycznym i francuskojęzycznym
  • obowiązkowo reprezentowane muszą być kantony Berno, Zurych i Vaud
  • żaden kanton nie może mieć więcej niż jednego kandydata

Obecnie w Radzie Federacji zasiadają przedstawiciele pięciu partii. Trwają negocjacje nad „nową formułą magiczną”.

A więc bez względu na wynik wyborów do rządu Szwajcarii wchodzili przedstawiciele czterech partii, a obecnie – pięciu. To po co te wybory? I tak parlament decyduje o wszystkim, a parlament to kolektyw. Aż trudno nie przywołać hasła z czasów rewolucji październikowej: „Cała władza w ręce Rad!” Jednak kolektyw nie podejmuje decyzji, bo jak może podejmować decyzje 246 osób? Może to czynić tylko bardzo wąska grupa ludzi, której wybierający nie znają i zapewne nie domyślają się, że ona istnieje. Tak działa demokracja w wersji proporcjonalnej, większościowej i bezpośredniej.

W systemie politycznym Szwajcarii zarządza się referenda w licznych przypadkach:

  • w przypadku inicjatywy ludowej w sprawie całkowitej zmiany konstytucji (100 tys. obywateli)
  • inicjatywa ludowa w sprawie częściowej zmiany konstytucji (100 tys. głosów)
  • referendum obligatoryjne – zmiany konstytucji, przystępowanie do organizacji kolektywnego bezpieczeństwa lub do wspólnot ponadnarodowych (np. ONZ), ustawy federalne uchwalane w trybie pilnym i nieopierające się o konstytucję, w przypadku różnego stanowiska izb parlamentarnych – pytanie o konieczność całkowitej zmiany konstytucji, wniosek wstępny z inicjatywy ludowej o zmianę konstytucji, poparcie wniosku wstępnego o częściową zmianę konstytucji – jeśli parlament odrzucił ten wniosek
  • referendum fakultatywne (nieobowiązkowe, na żądanie 50 tys. obywateli lub 8 kantonów) – ustawy federalne, niektóre umowy

Widać więc, że ogólnokrajowe referendum w Szwajcarii można przeprowadzić tylko w ściśle określonych sprawach. I do tego potrzeba 100 tys. podpisów, co samo w sobie jest barierą trudną do przejścia dla zwykłych obywateli. W sumie fikcja, bo bez zaangażowania się w to mediów, a więc pośrednio i władzy, zdobycie poparcia tak dużej liczby wyborców jest bardzo trudne.

Inicjatywa ludowa, która jest wykorzystywana w Szwajcarii, jest również możliwa w Polsce. Wikipedia pisze:

„Obywatelska inicjatywa ustawodawcza (inicjatywa ludowa) – jeden z elementów demokracji bezpośredniej, umożliwiający ściśle określonej przez prawo grupie obywateli, posiadających pełnię praw wyborczych, wystąpić z inicjatywą ustawodawczą do parlamentu. Obowiązuje m.in. w Polsce, gdzie prawo takie przysługuje grupie co najmniej 100 tys. obywateli mających prawo wybierania do Sejmu. Zgodnie z polskim prawem obywatelska inicjatywa ustawodawcza nie dotyczy:

  • projektu ustawy budżetowej oraz ustaw bezpośrednio wyznaczających sytuację finansów publicznych – inicjatywę posiada wyłącznie Rada Ministrów
  • projektu ustawy o zmianie konstytucji – inicjatywa przysługuje grupie obejmującej co najmniej 1/5 ustawowej liczby posłów, senatowi oraz prezydentowi.

W celu wniesienia projektu ustawy do Sejmu tworzy się komitet inicjatywy ustawodawczej składający się z co najmniej 15 osób. Komitet ma osobowość prawną.”

Szerzej na ten temat pisała 5 lat temu redakcja PrawicowyInternet:

Czym są obywatelskie inicjatywy ustawodawcza i inicjatywa referendalna?

Inicjatywa ustawodawcza to jeden z elementów demokracji przedstawicielskiej. W bardzo dużym skrócie: dzięki inicjatywie ustawodawczej możliwe jest współrządzenie państwem przez obywateli, tworzenie przez nich prawa oraz zgłaszanie rządzącym realnych potrzeb i problemów życia publicznego. Obywatele za pomocą podpisów pod projektem ustawy mogą wnieść do Marszałka Sejmu projekt ustawy regulującej kwestie dla nich istotne, jedynym ograniczeniem w tej materii jest Konstytucja, która mówi, że inicjatywa ustawodawcza nie dotyczy projektu ustawy budżetowej i projektu ustawy o zmianie Konstytucji. Śmieszny jest fakt, że naród będący suwerenem nie może we własnym państwie samodzielnie zmienić ustawy zasadniczej…

Drugą inicjatywą jaką mogą podjąć obywatele to inicjatywa w sprawie ogólnokrajowego referendum, które nie ma charakteru bezwzględnie wiążącego. Co oznacza, iż Sejm może nie przychylić się do niego i nie podjąć uchwały o zarządzeniu referendum. Musi go jednak rozpatrzyć, jednak ustawa nie wspomina o tym w jakim terminie musi to uczynić… aby je wnieść należy zebrać minimum pół miliona podpisów obywateli.

Procedura Inicjatywy Ustawodawczej Artykuł 118

Konstytucji mówi nam o tym że inicjatywa ustawodawcza przysługuje grupie co najmniej 100 000 obywateli mających prawo wybierania do Sejmu. Cały tryb postępowania w tej sprawie określa ustawa o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli. Aby od początku do końca przeprowadzić cały ten proces potrzebna jest cała masa pracy i pieniędzy oraz pokonywania kolejnych kłód rzucanych przez państwo (muszą być spełnione ścisłe wymogi formalne, projekt jest całkowicie finansowy przez pomysłodawców i obywateli).

Cała procedura jest szczegółowo opisana w ustawie a nakreślę w bardzo skróconej wersji jak wygląda procedura inicjatywy ustawodawczej:

1. Musimy zebrać 15 osób wchodzących w skład komitetu inicjatywy ustawodawczej;

2. Następnie zbieramy 1000 podpisów i pełnomocnik komitetu zawiadamia marszałka sejmu o jego utworzeniu, który może projekt przyjąć albo odesłać do uzupełnienia braków formalnych;

3. Jeśli marszałek przyjął projekt mamy tylko 3 miesiące na zebranie 100 tysięcy podpisów – jeśli tego nie zrobimy postępowanie się kończy;

4. Jeśli jednak uda nam się zebrać wymagane podpisy a Marszałek nie ma do czego się przyczepić to kieruje projekt do I czytania, które ma mieć miejsce w terminie 3 miesięcy od daty wniesienia projektu. I tutaj najczęściej kończy się obywatelskość Platformy z nazwy Obywatelskiej – która deklarowała się jako partia sprzyjająca rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego… Będąc zwykłym człowiekiem, niezwiązanym z żadnymi partiami – musimy przez trzy miesiące (to jest około 90 dni) zebrać podpisy od stu tysięcy osób, chore? bardzo. Warto podkreślić, ze podpis zawiera w sobie między innymi numer PESEL i adres zamieszkania – dane, które ludzie boją się podawać aby nie zostały wykorzystane w nieuczciwych celach. Dużo prostsze i tańsze byłoby np. możliwość złożenia podpisu przez Internet…

Ze strony władz nie mamy przy inicjatywie ustawodawczej żadnej pomocy – ani prawnej – ani finansowej – za to jako zwykli ludzie musimy stworzyć dokument, który będzie rygorystycznie oceniany przez legislatorów w sejmie… jeśli to wszystko przebrniemy co nas czeka? olanie.

Od 1999 roku, czyli od czasu kiedy weszła w życie ustawa o obywatelskiej inicjatywie ustawodawczej utworzono ponad 120 komitetów ale mniej niż połowie udało się wnieść skutecznie swój projekt pod obrady Sejmu a jedynie kilkanaście zgłoszonych przez nie ustaw zostało uchwalonych przez Sejm, z czego większość w innej niż pierwotna formie… aż się chce przytoczyć słowa z piosenki Kazika… „cała Wasza ciężka praca, wszystko było ch*** warte”

Platforma się mieli

Warto przypomnieć w tym momencie inicjatywę Platformy Obywatelskiej z czasów kiedy jeszcze ludzie nie wiedzieli czym jest owa partia… Referendum 4xTAK czyli zniesienie immunitetu posłów, likwidacja senatu, zmniejszenie liczby posłów i wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Inicjatywa Platformy Obywatelskiej przed wyborami 2005. Zebrano 750 tys. podpisów. Głosy zostały zmielone i spalone. Sprawa nigdy nie weszła na wokandę. Wtedy właśnie do polskiej polityki wkroczył Paweł Kukiz – otworzył stronę pod nazwą Zmieleni.pl. Więcej tu: https://prawicowyinternet.pl/rzady-platformy-1-inicjatywy-obywatelskie-75-miliona-zmielonych-polakow/

A więc od 1999 roku do 2015 roku, w którym Redakcja zamieściła swój wpis utworzono 120 komitetów inicjatywy obywatelskiej. Oznacza to, że średnio rocznie powstawało 7-8 takich komitetów, czyli ponad 1 na dwa miesiące. I co? To Polacy mają uczyć się od Szwajcarów demokracji bezpośredniej? Tam prawdopodobnie te wszystkie inicjatywy wychodzą od władzy, a Szwajcarzy, jak małpy, głosują. Jak inicjatywa wychodzi od obywateli, to g….. z tego wychodzi. Tak działa demokracja bezpośrednia.

Jest wiele hałasu w sprawie amerykańskiej ustawy JUST. Słowo to ma w języku angielskim wiele znaczeń. Jako przymiotnik oznacza: sprawiedliwy, słuszny, uzasadniony. O niej pisałem w komentarzu „Ustawa JUST”, więc nie będę się powtarzał. Dziwne jest jednak to, że nikt nie korzysta z inicjatywy ustawodawczej (ludowej) w sprawie ustawy odrzucającej żydowskie roszczenia. Przecież trudno mi uwierzyć w to, że popularyzujący demokrację bezpośrednią i twórca skrótu „WIR” (weto, inicjatywa, referendum), Jerzy Zięba, nie wie, że rozwiązanie dotyczące inicjatywy ludowej obowiązuje w Polsce od dawna. Tak samo trudno mi w to uwierzyć, że nie wiedzą o tym ci, którzy najgłośniej gardłują o tych roszczeniach, tj. kanały „wRealu24” i „Media Narodowe”.

Po cóż więc ta cała hucpa wokół tej tzw. demokracji bezpośredniej? Hucpa to słowo z języka hebrajskiego. Angielska Wikipedia tłumaczy je jako bezczelność, tupet, zuchwałość. Bo jest bezczelnością stręczenie Polakom czegoś, co znają oni od 20-tu lat i na czym się zawiedli, przynajmniej ci, którzy próbowali, ale ci, którzy nie próbowali, powinni przynajmniej dowiedzieć się, czy ktoś przed nimi nie próbował tego rozwiązania. Chyba lepiej uczyć się na cudzych błędach, a raczej, w tym wypadku, doświadczeniach.

Jak już wcześniej pisałem, demokracja to opium dla ludu. Za każdym razem, gdy stare rozwiązanie zawiedzie, proponuje się nowe, które już „na pewno” zda egzamin. Dopóki narkotyk działa, jest dobrze, a jak przestanie, to znowu trzeba pójść do dilera – nowy pomysł na nowe fantastyczne rozwiązanie demokratyczne. Na dilera JOW był lansowany Kukiz, a czy na dilera demokracji bezpośredniej jest lansowany obecnie Zięba? Czas pokaże.

14 thoughts on “Pomysły

  1. Zwolennicy “testu inteligencji” zdają się nie zauważać faktu, że w demokracji przedstawicielskiej głosuje się na tych, którzy już zostali wybrani. Czyli można również:
    – głosować przez rzuty monetą,
    – przez zwierzęta, tak jak przed meczami piłkarskimi, którą drużynę piesek wybierze, ta wygra,
    – wcale nie głosować
    Efekt ten sam. Inteligencja wyborców nie ma tu nic do rzeczy. Ale tego typu system jest wygodną metodą zrzucania win za niepowodzenia na lud. Na zasadzie “jak wybraliście tak macie”. Przy czym pomija się fakt, że przedstawiciele zostali wybrani wcześniej, w procesie tajnym i niedemokratycznym.
    Zwalanie problemów na inteligencję wyborców ma u samych podstaw pewien błąd myślowy. Nie można oczekiwać, że ludzie będą się znali na sprawowaniu władzy, budżecie państwa, polityce zagranicznej itd. A tworzy się złudzenie, że się znają i mogą decydować.
    Oczywiście na tych, co nie głosują jest też psychologiczny bacik. Jak nie pójdziesz na wybory, to tracisz szansę aby decydować o losach kraju. Bardzo perfidna manipulacja.

    Like

    • Z tymi testami na inteligencję to jest pewien problem, bo nie bardzo wiadomo, co one wykazują. Zapewne jakieś predyspozycje w jakimś zakresie. Oriana Fallaci mieszkająca od lat 60-tych, a może i wcześniej, w Ameryce, znała kilku astronautów. Któryś z nich dał jej test, jakiemu byli oni poddawani. Jej wynik był tragiczny. A przecież była jedną z najwybitniejszych dziennikarek w skali świata. Znała biegle angielski, francuski i chyba trochę hiszpański. Jest coś takiego jak zespół Aspergera. Przypadłość ludzi z predyspozycjami do nauk technicznych i ścisłych, poza nimi są często wyjątkowo infantylni: to słynne zdjęcie Einsteina z językiem na wierzchu.

      Ten gość z “cepolska” uważał, że ludzie głosowali głupio, bo nie głosowali na kandydata Konfederacji, czyli tak jak on głosował. Jednak motywy ludzi są różne. Wielu z tych, którzy uważają się za patriotów myśli, że większość ludzi w Polsce to Polacy. Ja uważam, że jest to błąd. Mamy wiele mniejszości, czasem jawnych, czasem ukrytych. Mieszkam na terenie, na którym mniejszości są większością, a Polacy mniejszością i wiem jak oni głosują i jakie motywy nimi kierują. Ktoś, kto mieszka w Warszawie, jak ten gość, nie wie, że większość jej mieszkańców, to mniejszości ściągnięte z całego kraju. Po to było to pier….. powstanie, by zburzyć miasto, odbudować je od nowa i zasiedlić nowymi ludźmi.

      Żeby cokolwiek naprawiać, to trzeba zacząć od analizy rzeczywistości, od stanu faktycznego, w przeciwnym razie będą to jałowe działania. Tylko czy ci, którzy chcą tego dokonać, zaczęli od takiej analizy? W moim przekonaniu – nie.

      Like

  2. 1. Jeśli chodzi o inspirowanie rzekomo oddolnych ruchów społecznych, to sprawę wyklarowała amerykańska dziennikarka telewizyjna Sharyl Attkisson.

    Technika „Astroturf” o której ona mówi, tylko nazwę ma współczesną. Sama technika ma zapewne tysiące lat. Tak było zawsze.

    2. Hierarchia władzy, której nas uczą: władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza, to oczywiście bzdura.

    Wypowiadał się o tym kiedyś prof. Katasonow. On się pytał konstytucjonalistów, gdzie w tej hierarchii mieści się bank centralny? Oni nie wiedzieli, bank centralny był poza schematem.
    Sprawa wydaje się być oczywista. Bankowość jest niezależna od innych rodzajów władzy a bank centralny jest niezależny od rządu. Bank centralny jest więc mniej czy bardziej ważny od parlamentu czy rządu?
    Tutaj Katasonow (0:25) mówi że rosyjski bank centralny jest filią amerykańskiej Rezerwy Federalnej. To nie jest żaden bank centralny, tylko kasa emisyjna (currency board, https://pl.wikipedia.org/wiki/System_kasy_emisyjnej).

    W Wikipedii oczywiście kłamią bo tam nie jest potrzebny sztywny kurs walutowy, najważniejsze aby bank centralny nie mógł tworzyć pieniędzy ex nihilo tylko musiał opierać się na istniejących rezerwach walutowych i nie mógł kredytować rządu. Tak jest w Rosji ale już nie w Stanach Zjednoczonych, Rezerwa Federalna może tworzyć pieniądze z niczego, kredytuje rząd dość hojnie.

    Dlatego że bank centralny w Rosji nie może kredytować rządu a bank centralny w Ameryce już może a dolar jest walutą światową, to Rosja jest państwem kolonialnym a centrum tego systemu jest Nowy Jork.
    Uwagi rosyjskiego profesora mają o tyle znaczenie że dokładnie taki sam system obowiązuje w Polsce. NBP nie może kredytować rządu i emisja pieniądza jest uzależniona od rozmiaru rezerw walutowych. Czyli konieczne jest wykreowanie nadwyżki w bilansie walutowym w celu zwiększenia emisji pieniądza. Katasonow wyjaśniał, że kolonialny status Rosji wynika z ustroju finansowego. Ciekaw jestem czy ktoś wyjaśniał kolonialny status w języku polskim na podobnym poziomie merytorycznym.

    Tutaj profesor Fursow rozpoczyna mówiąc że nacjonalizacja rosyjskiego banku centralnego byłaby deklaracją wojny wypowiedzianą Rotszyldom i Rockefellerom:

    To wszystko wskazuje że hierarchia władzy, nawet ta przedstawiona w konstytucji, jest zupełnie inna niż nam się mówi. Jest też władza finansowa i ona pozostaje w konkretnej relacji z władzą ustawodawczą, wykonawczą czy sądowniczą. Stoi ponad nimi.
    Zwracam uwagę na liczbę wyświetleń wypowiedzi Katasonowa czy Fursowa. W polskojęzycznym Internecie takich wypowiedzi chyba nie ma, a na pewno nie osiągają wyświetleń liczonych w dziesiątkach tysięcy.

    3. Jeśli chodzi o wybory pośrednie czy bezpośrednie, to sprawa jest chyba prosta.
    Dla żydów wszystko jedno czy wybory będą pośrednie czy bezpośrednie z kilku powodów. Oni kontrolują emisję pieniądza i instytucje obsługujące wybory. To Józef Stalin trzeźwo zauważył że ważniejsze od tego, kto głosuje jest to, kto liczy głosy. Poza tym w kapitalizmie istnieje nie tyle zasada: jeden człowiek – jeden głos, ile: jeden dolar (czy tysiąc) – jeden głos. Od tego kto głosuje ważniejsze jest, kto dysponuje kasą na wybory.
    Ważne jest również co innego. Otóż w społeczeństwie o tym, co ludzie „myślą” decydują ludzie kierujący aparatem edukacji i przemysłem kulturalnym. Jak twierdził Edward Bernays w „Propagandzie”, to jest dość wąska grupa, oni mają wspólne interesy i dążenia (https://archive.org/details/Propaganda1928ByEdwardL.Bernays_201608).
    Cała rzekoma kontrowersja pomiędzy zwolennikami JOWów i ich przeciwnikami to tylko przedstawienie dla ludu, aby miał czym rozpalać emocje przy grillu tudzież demonstrować i szlifować bruki centrum Warszawy.

    4. Jeśli chodzi o ocenę samych JOWów, to posiłkowałbym się metodą pana Jezusa: „po owocach ich poznacie”.
    JOWy obowiązują w wielu krajach na świecie, w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Indiach, Pakistanie, Bangladeszu, Kenii, Tanzanii, itp. Pewnie ponad ćwierć świata korzysta z tego rozwiązania. I jak się sprawdza?
    Amerykański Kongres jest wybierany w ordynacji większościowej od ponad dwustu lat. Tutaj wykres zaufania do Kongresu jako instytucji w czasie:

    A tutaj wykres zaufania do Kongresu jako instytucji w przestrzeni, w relacji do innych władz, w 2008 roku:

    Tak JOWy sprawdziły się w „wiodącej demokracji świata”. Prosta analiza porównawcza dowodzi, że JOWy nic nie załatwiają.

    Like

    • “Tutaj Katasonow (0:25) mówi że rosyjski bank centralny jest filią amerykańskiej Rezerwy Federalnej. To nie jest żaden bank centralny, tylko kasa emisyjna (currency board,”

      “najważniejsze aby bank centralny nie mógł tworzyć pieniędzy ex nihilo tylko musiał opierać się na istniejących rezerwach walutowych i nie mógł kredytować rządu. Tak jest w Rosji ale już nie w Stanach Zjednoczonych, Rezerwa Federalna może tworzyć pieniądze z niczego, kredytuje rząd dość hojnie.”

      Przyznam, że tego nie rozumiem. To w końcu jak jest w Rosji?

      Like

    • Ogólna zasada jest taka: Bo Pan, Bóg twój, pobłogosławił ci tak, jak ci to powiedział. Będziesz pożyczał wielu narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał; będziesz panował nad wielu narodami, a one nad tobą nie zapanują (Pwt 15:6).

      Bolszewicy złamali tą zasadę na skalę całego ZSRR (potem kanclerz Hitler łamał ją w Niemczech). To się udzieliło Polsce pewnie od 1944 roku. W ZSRR (i PRL) to bank centralny tworzył pieniądze ex nihilo i były one wydawane tam, gdzie zaistniała potrzeba. Z rachunkowego punktu widzenia wyglądało to tak, że do aktywów banku centralnego należały udzielone kredyty. Bank centralny mógł kredytować rząd bez ograniczeń. Zgrubsza to bank centralny tworzył pieniądze dla całego kraju, co nie wykluczało istnienia wyspecjalizowanych państwowych banków.

      W Rosji (i 3RP) bank centralny nie może tworzyć pieniędzy ex nihilo, jest ograniczony w tym zadaniu rozmiarem rezerw walutowych. Czyli najpierw trzeba coś wyeksportować czy ewentualnie pożyczyć waluty, a potem można wyemitować ruble (złotówki) na lokalnym rynku „pod zastaw” rezerw walutowych, w których oczywiście dominuje dolar amerykański. Bank centralny nie może kredytować rządu czy gospodarki (ma zakaz pokrywania deficytu budżetowego) i jest od rządu niezależny, a uzależniony od Banku Rozliczeń Międzynarodowych i całej Synagogi Szatana.
      Bank centralny Rosji ma rezerwy pod które emitowany jest rubel, ~80% to waluty a reszta złoto. W ZSRR większość aktywów banku to były kredyty dla rządu czy generalnie dla gospodarki a nie dolary czy inne szekle.

      To właśnie dlatego że NBP wykonywał politykę rządu i kredytował zadania społeczne, w PRLu mogło brakować drewna, betonu, stali, ale nie brakowało pieniędzy. Mogło tylko brakować pieniędzy z „drugiego obszaru płatniczego”, bo tam generalnie obowiązywało „Pismo święte”, choć też nie zawsze i nie do końca, Banque de France mógł kredytować rząd do 1973 roku.

      Like

  3. III RP

    O tym “who is who” i jego miescu w szeregu precyzyjnie mówi Art. 104. Konstytucji :

    ” Poseł jako przedstawiciel Narodu

    1. Posłowie są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborców.”.

    Pytamy o to kto, wg tego zapisu wypełnia kryterium narodu a komu wyznaczono pozycję wyborcy ?

    ps. Korzystniej jest trzymać wyborczą kartkę czy trzymać władzę ?

    Like

    • “Posłowie są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborców”

      W czasie I RP posłów wiązały instrukcje wyborcze, co w praktyce oznaczało przekupywanie ich przez żydowskich urzędników zwanych sztadlanami. W ten sposób nic niekorzystnego dla społeczności żydowskiej nie mogło zostać uchwalone. Ja zawsze powtarzam: demokracja to żydowski wynalazek służący im i tylko im. Jakiekolwiek jej poprawianie nie ma sensu, bo i tak będzie im służyć.

      Like

      • ” Jakiekolwiek jej poprawianie nie ma sensu, bo i tak będzie im służyć.” –

        – UNE swoje sposoby ( ustroje ) panowania nad gojami permamentnie, wraz z dotychczasowymi, nabytymi doświadczeniami poprawiają, doskonalą … i koniunkturalnie zmieniają szyldy ( odchodzą od chrześcijaństwa – stąd ta maskująca to pedofilska nagonka – bo mają już skuteczniejsze metody kontroli i trzepania kasy a komunizm w takiej jaką miał formie im raczej nie wypalił ).

        Szczęśliwe te nacje, które nie mają na swoim terenie “starszych i mądrzejszych” ? – jest gdzieś takie niszowe, nie dotknięte ich filozofią i ręką miejsce ?

        Like

  4. Edward Bernays – z tej samej familli co i ta osoba ?

    Bernays jest jedną z najbardziej wpływowych osób XX wieku. Jego książka “Propaganda” nie została przetłumaczona na polski, dlatego w Polin mało kto ją zna, ale to jest dzieło które ukształtowało losy świata. Wzorował się na nim m. in. Goebbels. Dziś wzoruje się cała masa innych.
    Bernays był skoligacony z innym wpływowym myślicielem – Zygmuntem Freudem. Ciekawi ludzie…

    Like

  5. Instruktażowe, o wielkiej sile oddziaływania. Nowa na tamte czasy koncepcja naukowego wciskania kitu, oparta na badaniach psychologii (Freud, Le Bon). W tej chwili badania opinii robi się już do wszystkiego, jeden ze skutków trendu zapoczątkowanego przez Bernaysa.

    Like

  6. ” badania opinii robi się już do wszystkiego ” –

    – ale ogłasza się to co jest korzystne dla danej narracji.:

    # W ankiecie dla United Surveys, „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM 80% obywateli jest za karaniem za brak maseczki.#

    Like

  7. “Szczęśliwe te nacje, które nie mają na swoim terenie “starszych i mądrzejszych” ? – jest gdzieś takie niszowe, nie dotknięte ich filozofią i ręką miejsce ?”

    Dżungla amazońska, jakieś dzikie plemiona w Afryce itp. Wszędzie tam, gdzie społeczność nie posługuje się pieniądzem.

    Like

Leave a comment