Mechesi i szabesgoje

W blogu „Roszczenia” napisałem, że Polska jest całkowicie zdominowana przez Żydów, i że nie stało się to z dnia na dzień. To był proces, który trwał latami i nadal trwa. Żydzi głęboko wniknęli w polskie społeczeństwo, a właściwie w jego najwyższe warstwy i podporządkowali je sobie. O tym jak to wyglądało przed stu laty opisał Teodor Jeske-Choiński w książce Historia Żydów w Polsce, wydanej po raz pierwszy w 1919 roku. Poświecił temu zagadnieniu jeden rozdział zatytułowany Mechesi i szabesgoje. Warto go przytoczyć, bo wiele z tego, co opisał, nadal jest aktualne.

»Aż do roku 1820 mniej więcej był w Królestwie Polskim Żyd, pominąwszy neofitów, zwykłym Żydem ortodoksyjnym, odcinającym się od ludności rdzennej nie tylko inną wiarą, inną narodowością i obyczajami. Zamknięty w ghetcie, omijał starannie wszelkich „gojów”, ocierając się o nich tylko o tyle, o ile mu było potrzebne do jego interesów.

Wyłom w tym nieprzebytym dotąd murze wyrąbali dopiero, jak wiadomo, Żydzi niemieccy, którzy wtargnęli do Królestwa między r. 1820 i 1830, zwabieni możliwością robienia dobrych interesów. Byli prawie wszyscy „oświeceni”, „postępowi”, „reformowani”. To ich oświecenie, ta ich reforma, ten ich postęp polegał głównie na wyzwoleniu się spod tyranii synagogi ortodoksyjnej, na przebraniu się w suknie chrześcijan i na odgrywaniu roli bezprzesądnych wolnomyślicieli. Wolnomyślicielstwo ich jednak nie przeszkadzało im wcale zastosować w handlu i przemyśle etyki talmudycznej i metody żydowskiego „czystego kapitalizmu”.

Mądrzejsi z nich, przebieglejsi upodobali sobie głównie monopol tabaczny, najbogatsze w owym czasie w Królestwie źródło złota. Pełną garścią czerpali z tego źródła, bogacąc się galopem. Wielkie fortuny: Newachowiczów, Halpertów, Frankensteinów, Koniarów, Kronenbergów, trysnęły z tego źródła. By jednak mieć dostęp do niego, trzeba było zmienić wiarę, postarać się o metrykę chrześcijańską (katolicką, luterańską albo kalwińską). Ochrzcili się wszyscy tabacznicy, a za ich przykładem poszli inni reformowani Żydzi: bankierzy, przemysłowcy, lekarze, adwokaci, literaci.

„Mechesami” nazwali chrześcijanie tych neofitów, Żydzi zaś prawowierni zdrajcami, odszczepieńcami.

Jakiś czas wahali się „mechesi”, w którą stronę się zwrócić, czy oprzeć się na swoich współplemieńcach, do których należeli mimo chrztu sercem, duszą, tradycjami lat tysięcy, czy też uczepić się „gojów”, z którymi łączyła ich metryka chrześcijańska.

Zwykła próżność świeżych dorobkiewiczów zmogła w nich wstręt „narodu wybranego” do innej rasy. Głównie kobietom przewróciło się w głowie. Wydostawszy się z ghetta, z jego brudów i ciasnoty, stanąwszy na szerokiej arenie życia, zamieszkawszy w pięknych domach, a nawet niektóre z nich w pałacach, zapragnęły koligacji arystokratycznej, robiły wszystko, aby się odgrodzić wysokim murem od czerni żydowskiej (z której dopiero niedawno wyszły) i zatrzeć ślady tego niemiłego dla nich pochodzenia.

Tę to grupę ochrzczonych, „zasymilowanych” Żydów odtworzył Marian Gawalewicz w swojej dwutomowej powieści pt. „Mechesy” (1893 i 1894).

Doskonale, miękkim pędzelkiem subtelnej ironii podkreślił Gawalewicz chorobliwą, śmieszną próżność parweniuszek żydowskich. Znał takie typy niewątpliwie z osobistej obserwacji i patrzył na nie uważnie. Oprócz ich humorystycznej próżności dostrzegł w nich rys szczególny, mianowicie chciwość żydowską i szachrajski spryt żydowski. Zdawałoby się, że takie „damy”, rwące się do arystokracji rodowej, nie będą się zajmowały „geszeftami”. Jedna z typów Gawalewicza, udająca wobec chrześcijan, że „nie rozumie się na interesach”, nie tylko rozumiała się na nich wybornie, lecz zajmowała się nimi gorliwie – była dopełnieniem sprytu kupieckiego męża, jego doradczynią, rozstrzygającą często w spekulacjach. „Przy cyfrach kończyła się uczciwość” – zauważył autor „Mechesów”.

W drugiej części swoich „Mechesów” odtworzył Gawalewicz szereg ochrzczonych finansistów i spekulantów warszawskich: Klappermannów, Blattów, Seeligerów itp. macherów. „Szelmami spod ciemnej gwiazdy” są bankierzy, giełdziarze, przemysłowcy Gawalewicza – zwykłymi szachrajami żydowskimi mimo chrztu, pałaców i stosunków z arystokracją. Cała różnica między nimi, „oświeconymi”, „zasymilowanymi” a ciemnymi ortodoksyjnymi chałaciarzami polega na tym, że chałaciarz operuje drobnymi sumkami, a oni obracają krociami, milionami.

Bogaci mechesi Gawalewicza oszukują, kręcą, wyzyskują, rabują, gdzie i co się da, tak samo, jak „łapserdaki”, na których spoglądają z góry, z pogardą. Okpiwają się nawet wzajemnie, swój swego, wspólnik wspólnika, podstępnie, bezwzględnie. Nazywa się to rozumem, sprytem, a nawet geniuszem.

By wzbudzić u chrześcijan zaufanie do swoich krętactw, do swoich nieczystych, podejrzanych spekulacji, wynajmują sobie, tak samo jak „grynderzy” niemieccy, do zarządów swoich przedsiębiorstw, do komitetów „szabesgojów” z tytułami.

Chciwych na niezapracowane pieniądze, albo podupadłych, zubożałych książąt, hrabiów, karmazynów, mianują członkami rad nadzorczych. Ponieważ tacy ich radcowie mają takie pojęcie o handlu, o metodzie „czystego kapitalizmu”, jak Bartek z Psiej Wólki o astronomii, przeto rządzą oni sami bez żadnej kontroli. Nazwiska „gojów” z tytułami lub wielkimi tradycjami historycznymi zasłaniają ich , zakrywają ich mechesostwo i szachrajstwo.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer odmalował także w swojej powieści pt. „Panna Mery” kilka typów mechesowskiej finansjery warszawskiej.

Dwie główne postacie zasługują na uwagę: panna Mery i jej wuj Hammerschlag. Panna Mery jest wnuczką Gnieznowera, zwykłego chałaciarza, który zacząwszy swoją karierę od dwóch pudełek zapałek, skończył na dwóch milionach rubli. Ojciec jej, odziedziczywszy owe dwa miliony, ochrzcił się, przezwał się Gnieźnieńskim i, kupcząc dalej metodą wskazaną mu przez „genialnego” rodzica, doszedł do dwunastu milionów.

Było więc wszystko: metryka chrześcijańska, piękna córka i 12 milionów rubli. Brakowało tylko szlacheckiej koligacji, tytułu. Tę szczerbę miała panna Mery wypełnić.

Ładną dziewczynę uczyło już od lat dziecięcych całe otoczenie mechesowskie: ojciec, matka, krewni, że jej „pięknej, bogatej, mądrej wolno wszystko, że nie ma w kraju takiego arystokraty, dla którego by nie była odpowiednią partią, bo ona, córka dwunastomilionowego finansisty, może za wszystko zapłacić”. – Pieniądz, pieniądz, pieniądz jest twoim głównym pokarmem duchowym, kupić i sprzedać jest esencją życia – uczucia i tym podobne rzeczy są głupstwem, dobrem dla poetów i starych romantyczek. Interes, korzyść, oto cel życia. Tego się nie powinno ludziom mówić i pokazywać, owszem, powinno się mieć zawsze maskę idealizmu pod pachą. Ludzie są tak głupi, że zamydlać im oczy można czymkolwiek, a jedyną rzeczą, którą naprawdę cenią i czczą, która im naprawdę imponuje, to są pieniądze. Oni się do tego nie chcą przyznać, bo się jedni drugich wstydzą, bo każdy od spotkania z drugim ma tę maskę idealizmu pod pachą.

„Najmądrzejszym wychowawcą” panny Mery, gdy dorosła, był jej wujaszek Hammerszlag. Mówił do niej „Czy ci się zdaje, że naprawdę cenią ludzie więcej Mickiewicza albo Goethego niż barona Adalberta Rotszylda i twojego papę? Jest wojna – nie może być Rotszylda. Jeden cesarz to jest Franciszek Józef, a drugi baron Rotszyld. My, kapitaliści, robimy pokój i wojnę, szczęście i nieszczęście świata. Stary Pan Bóg poszedł spać i rzekł do nas, kapitalistów: Messieurs, Faites le jeu, s’il vous plait. Pan Bóg już nie potrzebuje czuwać ani rządzić; my czuwamy i my rządzimy. Baron Rotszyld w Wiedniu, twój papa, baron Blumenfeld, ja, Cypres, Tukeles i Spółka w Warszawie. Tak, tak. Pan Bóg poszedł sobie na drzemkę i zostawił jako swojego zastępcę pieniądz… Wszystko można kupić. Zasady, przekonania, cnota, ofiarność, uczciwość, honor – to są bez zaprzeczenia bardzo piękne i bardzo godne naśladowania przymioty, ale pieniądz to grunt. Wszystko można kupić: Mickiewicza, Kościuszkę. Wszystko stanowi cena”.

Uczył jeszcze Hammerszlag swoją siostrzenicę, że gdy się jest bogatym, trzeba odgrywać rolę dobroczyńcy, trzeba dawać jałmużnę, bo to „dobrze robi”. Dzienniki ogłoszą wtedy: panna Mery ofiarowała na nieuleczalnych tyle, na niezamożnych uczniów tyle, na ubogie pracownice igły tyle itd.; miasto powie: dobre serce, szlachetne serce ma ta milionerka i hojną, pańską rękę; taka opinia nie szkodzi nikomu. Choćbyś wydała trzydzieści tysięcy na ubogich, kupisz sobie za to sześćdziesiąt tysięcy. To nie jest źle umieszczony kapitał. On się procentuje znakomicie opinią u ludzi. Zresztą kto wziął jednym pięćkroć, może dać drugim pięćdziesiąt tysięcy – dla zatkania gęby.

W grupie mechesów warszawskich spostrzegł Tetmajer te same mniej więcej znamienne rysy, jakie zauważył i uwypuklił Gawalewicz w swoich „Mechesach”. Obaj widzieli: bezgraniczny kult pieniądza i wiarę w jego wszechmoc, pychę parweniuszowską, gorączkę pięcia się do arystokracji rodowej, pogardę ubóstwa, arogancję, cynizm, brak poczucia etyki, honoru, uczciwości i pasję odcięcia się od czerni żydowskiej, z której przyszli co dopiero, do której należeli jeszcze w części przez pokrewieństwa.

Bogatych mechesów otacza gromada tzw. „szabesgojów”.

Szabesgojami nazywa się powszechnie chrześcijan, którzy pracują zamiast Żydów wówczas, kiedy wyznawcom Zakonu Mojżeszowego nie wolno. Wiadomo, iż nie wolno im pracować w dniach świątecznych, szabasowych. Stąd przezwisko „szabesgoi”, odnoszące się pierwotnie tylko do różnego rodzaju posługaczów żydowskich, do subiektów handlowych, służących, pomywaczek, stróżów itd.

„Godność” tę rozszerzyły czasy nowsze na liczną dziś grupę „przyjaciół” żydowskich.

Pracuje np. ktoś w jakimś przedsiębiorstwie żydowskim, w jakiejś fabryce, w jakimś banku itd., jako dyrektor, inżynier, prokurent, kasjer. Wolałby służyć w instytucji chrześcijańskiej, wolałby pracować pomiędzy swoimi, ale nie mógł znaleźć posady i wziął na siebie bez przyjemności jarzmo Judy. Zależny od pracodawcy żydowskiego nie może on oczywiście okazywać swojego aryjskiego, chrześcijańskiego żydowstrętu, musi milczeć, naginać się do obcego otoczenia, musi być na zewnątrz filosemitą, asymilatorem, choćby w jego sercu kipiało rozlaną żółcią.

Takiemu szabesgojowi wolno przebaczyć jego służbę żydowską. Żonę ma, dzieci, ubogich krewnych. Chleba! – wołają na niego od rana do wieczora… Skąd go weźmie?… Większość tych szabesgojów porzuci niewątpliwie służbę żydowską, gdy rozwinięty w Polsce szeroko ruch ekonomiczny otworzy mnóstwo posad dla swoich.

Jakiś Żyd zbogacił się na handlu drzewem, zbożem, okowitą itp. Z większymi pieniędzmi przychodzą większe apetyty i ambicje.

Głównie żonom zbogaconych macherów robi się za ciasno w dotychczasowym otoczeniu. Zachciewa im się salonu i jego dekoracji, dobrze wychowanych i inteligentnych gości, a że w ich sferze brak tych żywych dekoracji, przeto trzeba sięgnąć po gojów. Dobry obiad, dobra kolacja z doskonałymi cygarami, winami i z partyjką przy zielonym stoliku, zwabią zawsze i wszędzie gromadę pieczeniarzy, smakoszów, żarłoków, zawodowych próżniaków, niebieskich ptaków, eleganckich golców, czyhających na jakąś pożyczkę.

Nowy typ „szabesgoja”… można ten typ dać bogatym Żydom w prezencie. Nic narodowi nie ubędzie, bo tego rodzaju elegancka hołotka znajduje się wszędzie, w różnych krajach. Pociechy z niej nie ma nigdzie.

Bogaty spekulant żydowski bogaci się jeszcze w dwójnasób, w trójnasób i więcej. Milion jeden i drugi już posiada. Więc za mało jego magnifice dotychczasowych, „lepszych” stosunków. Ma ona teraz wspaniałe apartamenty, karety, lokajów itd. Dla takiego dostatku potrzeba jej wyższego rzędu gości, panów i panie z tytułami, historycznymi nazwiskami i z „pozycją na świecie”.

Trudno było zbogaconym spekulantom zwabić do swoich paradnych domów ludzi z „pozycją”. Ale od czego spryt żydowski? Pani Klappermann, Seeliger, Kronengold itd. ma córkę bardzo „edukowaną”, bo mówi dobrze po francusku, po angilesku i flirtuje doskonale, lepiej, odważniej od panien polskich. W sam raz kąsek dla jakiegoś chudopachołka pańskiego, dla gołego księcia, hrabiego, karmazyna, który, nieuczywszy się niczego, nie umie i nie chce pracować. Takiego „arystokratę” chwyci się na złotą wędkę milionowego posagu, a on zrobi resztę swoimi rodzinnymi stosunkami – spekulują panie Klappermann, Seeliger, Kronengold, odtworzone doskonale w „Mechesach” Gawalewicza.

Trzeci typ „szabesgoja”… I ten typ można dać Żydom w prezencie. Bez zięciów żydowskich z wielkimi nazwiskami, którzy odziedziczyli po swoich znakomitych przodkach wszystkie ich wady, a ani jednej zalety – można się obyć, bo nie umieją służyć swojemu narodowi.

Zrazu boczą się koligaci zięciów żydowskich na nową familię, z czasem jednak wchodzi pewna ich część także do grupy „szabesgojów”. Ten i ów książę, hrabia, karmazyn, zwabiony wysokimi zyskami w „interesach” żydowskich albo złotodajną synekurą w jakiejś radzie nadzorczej, zapomina powoli o swoim żydowstręcie i albo staje się jawnym żydolubem, albo obojętnym dla swoich.

Ten gatunek szabesgojów, służąc spekulacjom bogatych Żydów swoim nazwiskiem, stanowiskiem towarzyskim i społecznym pociąga za sobą ludzi słabego charakteru, nieuświadomionych, nie zdających sobie sprawy z tego, co czynią – nie przyczynia się oczywiście do rozwoju dóbr ekonomicznych narodu. Swoją kieszeń napycha, a o milionach swoich ubogich współplemieńców nie pomyśli.

Najszkodliwszym gatunkiem „szabesgojów” – są publicyści i dziennikarze, służący talentem swoim, myślą, piórem wrogom narodowego przemysłu i handlu w chwili, kiedy się cały naród, otrzeźwiony po wielowiekowym odurzeniu, zwrócił przeciw nim. Bowiem głos ich, pióro ich zatacza szerokie kręgi, rozbrzmiewa daleko, dalej od głosu najbogatszych przemysłowców, bankierów i słomianych radców nadzorczych. Bowiem ten, kogo Pan Bóg obdarzył talentem lotnej myśli i słowa na to, aby służył swojemu narodowi uczciwie, rozumnie i szlachetnie, nie ma prawa sprzedawać swojego talentu, swojej duszy. A sprzedaje swój talent, swoją duszę za nędzne srebrniki. Sprzedawczykiem jest pisarz polski, patrzący obojętnie na ubóstwo swoich ziomków, popierający świadomie, rozmyślnie Żydów, dla których nasze coraz większe ubóstwo jest upragnioną podstawą ich mocy, siły i władzy.

„Szabesgoje” z piórem w ręku bawią się źle…«

Tak to wyglądało w XIX wieku, zwłaszcza w drugiej jego połowie. Mniej więcej w tym samym czasie wypychają Rosjanie do Królestwa tzw. Litwaków, czyli Żydów z ziem zaboru rosyjskiego. Powstanie styczniowe walnie przyczynia się do degradacji i pauperyzacji wielu szlacheckich rodzin. Po nim Żydzi stopniowo stają się polską inteligencją. II RP, przez nich zdominowana, już w zarodku była przeznaczona do likwidacji. Tak też się stało na początku II wojny światowej. Żaden prawdziwy polski rząd nie podjąłby walki ze znacznie silniejszym przeciwnikiem, mogącym uderzyć z trzech stron.

Wraz z końcem wojny przybyła do Polski razem z Armią Czerwoną kolejna partia Żydów. PRL był krajem całkowicie przez nich opanowanym. Zajmowali kluczowe stanowiska we wszystkich dziedzinach życia gospodarczego, politycznego, kulturalnego, naukowego, w prasie, radiu i telewizji. To oni zbudowali polski przemysł w takim kształcie, w jakim chcieli. Zrobili to rękami polskich robotników i inżynierów, ale to oni wytyczali cele i decydowali o tym jakie zakłady przemysłowe mają powstawać, a w co nie inwestować. I to oni decydowali u schyłku PRL-u o tym, że te wszystkie zakłady przemysłowe mają być zlikwidowane. Taki był ich cel i interes. Nie mieli najmniejszych skrupułów, by zniszczyć rodzącą się polską przedsiębiorczość. Polska miała być rynkiem zbytu towarów, którymi oni handlowali. Szybko stworzyli własne sieci handlowe, dzięki czemu wszelkie produkty wchodzące na teren Polski przechodzą przez ich ręce. I to oni decydują o tym, komu sprzedają i po jakiej cenie, a więc to oni decydują, kto ma zostać na rynku, a kto – nie.

PRL był państwem tymczasowym i III RP jest nim także. Gdyby w Polsce rządzili Polacy, to pierwszą rzeczą, jaką należałoby zrobić w PRL-u, to połączenie komunikacyjne, samochodowe i kolejowe, ziem trzech zaborów. A tak się nie stało. Do dziś nie ma normalnego połączenia kolejowego i samochodowego pomiędzy Krakowem i Lublinem oraz pomiędzy Podlasiem i Trójmiastem. Dwa największe miasta na wschodzie – Białystok i Lublin – nie mają połączenia kolejowego, a samochodowe jest z poprzedniej epoki. To były podstawowe rzeczy, jakie należało wykonać, a nie budować przemysł ciężki, stoczniowy i inne, które miały bardziej znaczenie ideologiczne niż praktyczne. Transport jest tym dla gospodarki, czym układ krwionośny dla człowieka. Skoro jednak nie scalono komunikacyjnie tych ziem, to znaczy, że nikomu na tym nie zależało i nadal nie zależy, bo pewnie plany są inne.

Wielu dziwi się, że podatki w Polsce są takie wysokie, że kwota wolna od podatku jest tak niska, jak w żadnym innym kraju, że prawo podatkowe jest zawiłe i niezrozumiałe dla podatnika, że urzędnik może je interpretować na różne sposoby, w zależności od tego, czyją sprawę rozpatruje. Wszystko jest tak ustawione, bo, jak pisał Jeske-Choiński 100 lat temu, dla Żydów nasze coraz większe ubóstwo jest upragnioną podstawą ich mocy, siły i władzy. I nic się od tamtego czasu nie zmieniło. To oni rządzą w Polsce i stanowią m.in. prawo podatkowe.

8 thoughts on “Mechesi i szabesgoje

  1. Henry Ford słynny producent samochodów powiedział, że żydowskim talentem jest życie z ludzi, nie z ziemi, ani z produkcji, ale z ludzi. Niech inni uprawiają ziemię, żyd, jeśli będzie w stanie, będzie ciągnął zyski z rolnika. Niech inni zajmują się handlem i przemysłem; żyd będzie eksploatował owoce ich pracy. To jego szczególny talent. Żydzi to naród wymyślony – jak pisze Shlomo Sand. To plemię najpodlejsze z podłych, bez etyki i z podwójną moralnością, plemię bezwzględne i pozbawione skrupułów, szczerze wierzące, że są stworzeni do władzy nad światem. Naród żydowski jako taki nigdy nie istniał, tylko został wymyślony przez rabinów, którzy ubzdurali sobie, że bóg ich wybrał do naprawy i przewodzenia światu. Kłamstwo to, jako talmudyczna bzdura powtarzane jest na całym świecie aż po dzień dzisiejszy…

    Like

  2. The Jews are not a nation, it is a tribal community, whose only binding factor is usury and crime, and so it is a community of usurers and criminals. Jews are genetically crooks, thieves and parasites. Henry Ford, the famous automobile manufacturer, said that Jewish talent is living off people, not off the soil, nor off production, but off the other people. Let others cultivate the land, a Jew, if he is able, will make profits from the farmer. Let others deal with trade and industry and a Jew will exploit the fruits of their labour. This is his special talent. The Jews are an invented or imaginary nation, as prof. Shlomo Sand writes. It is the vilest tribe of the wicked, without ethics and with double morality, ruthless, and unscrupulous tribe, sincerely believing that they were created to rule the world. The Jewish nation as such never existed, but was invented by dark rabbis who took it to their heads that God had chosen them to repair and lead the world. This lie, as Talmudic nonsense, has been repeated throughout the world to this day. The Jews are a tribe of eternal wanderers, deceivers and thieves. It’s a tribe of stirrers, schemers and traitors…and if necessary, murderers!

    Like

    • If we want to discuss whether Jews are a nation or not, we have to start with the definition of the nation. Are you able to give us such a definition?

      Like

  3. Definicja Narodu: „historycznie wytworzona, trwała wspólnota ludzi, ukształtowana na gruncie wspólnych losów dziejowych, kultury, języka, terytorium i życia ekonomicznego, przejawiająca się w świadomości narodowej jej członków”…

    Like

  4. O ! Jaka szybka reakcja. Wspaniale. Bardzo Dziękuje Panie Wiesławie. Uważam, że w odniesieniu do żydów na początku dyskusji nie powinniśmy zaczynać od określenia Narodu jako takiego tylko od genezy wyrazu żyd, bo to wiele wyjaśni i umiejscowi dyskusję we właściwym czasie….
    Pan doskonale wie, że w owym czasie byli Izraelici a nie żydzi…

    Like

    • Państwo żydowskie budował król Dawid z pokolenia Judy. Jego następca Salomon, który do utrwalania tego państwa wykorzystał kulturę starszych narodów. Po jego śmieci zaczęły się kłótnie pomiędzy Judaitami i Izraelitami. Ci ostatni byli liczniejsi i zdolniejsi od pokolenia Judy i twierdzili, że to im należy się panowanie nad całym narodem. Judaici wyniesieni przez Dawida i Salomona nie chcieli się z tym pogodzić. Państwo rozpadło się na dwa królestwa: izraelskie i judajskie.

      Królestwo izraelskie zniszczył król syryjski (726 r. pn.e.), a judajskie babiloński (586 r. p.n.e.). Obaj zabrali do swoich państw najwartościowszych ludzi. Na miejscu zostali tylko najubożsi. Izraelici nie wrócili do Palestyny, zlali się z obcymi ludami. Zostali tylko Judaici. Wobec tego faktu Judaici, czyli Żydzi, niesłusznie nazywają się Izraelitami czy Izraelem.

      Like

Leave a comment