O tym, jak wyglądała II wojna światowa na froncie wschodnim i jak to wszystko tam było ustawione, o tym pisałem w blogu „Wojna niemiecko-radziecka”. A jak było na froncie zachodnim? Było tak samo. Przykładem tego, że tam również była ustawka jest klęska Francji w 1940 roku. Hitler przełamał linię obronną Francuzów w Ardenach i to praktycznie zadecydowało o wyniku całej kampanii we Francji. Opisał to szczegółowo Churchill w swoim dziele Druga wojna światowa (polskie wydanie 1994-96) w rozdziale Bitwa o Francję.
Żeby jednak obraz był czytelny, to wypada na początek przybliżyć geografię tego rejonu. Belgia to część Niderlandów, czyli tzw. Low Countries. Jest to teren nizinny, miejscami depresyjny. Jednak jej południowo-wschodnia część jest górzysta – to Ardeny.

Ten klin, jakim wbija się granica francuska w terytorium Belgii w Ardenach i przez który przepływa Moza, to miejsce przełamania linii obronnej Francuzów. Po jego południowo-wschodniej stronie leży Sedan, a po północno-zachodniej Hirson nad Oise.
Linia Maginota – nazwa stosowana na określenie francuskich fortyfikacji zbudowanych w latach 1929–1934, a następnie wzmacnianych do 1939 na wschodnich granicach państwa. Przeważnie, mówiąc o „Linii Maginota”, ma się na myśli najsłynniejsze umocnienia – na granicach z Niemcami i Luksemburgiem. Tak to opisuje Wikipedia.
Nowe Fronty – nazwa francuskich umocnień na granicy z Belgią. Budowę umocnień podjęto z inicjatywy premiera Francji Edouarda Daladiera w latach 1937-1940 dla zamknięcia linii francuskich fortyfikacji. Całkowita długość linii wynosiła ok. 300 km (od miejscowości Longwy do kanału La Manche). Na jej określenie używana jest też nazwa „linii Daladiera” (przez analogię do Linii Maginota), nie jest to jednak nazwa prawidłowa – pojęcie używane przez propagandę niemiecką. – Wikipedia.

Te Weak fortifications to właśnie te Nowe Fronty. Natomiast Strong fortifications to linia Maginota. Miejscowość Longwy leży w miejscu, gdzie kończy się linia Maginota a zaczynają się Nowe Fronty. Przełamanie frontu w Ardenach, to najkrótsza droga na Paryż.
Z opisu Churchilla można wywnioskować, że robiono wszystko, by Niemcy mogli jak najłatwiej pokonać Francję. Poniżej fragmenty rozdziału Bitwa o Francję. Pisze on:
Armia niemiecka rosła w siłę, dojrzewała w ciągu minionych miesięcy i miała teraz o wiele potężniejsze uzbrojenie. Armia francuska trawiona pobudzonym przez Sowiety komunizmem i studzona długą, ponurą zimą spędzoną na froncie, praktycznie rozpadła się. Rząd belgijski, opierając istnienie swojego kraju na poszanowaniu przez Hitlera prawa międzynarodowego i belgijskiej neutralności, nie przygotował żadnego skutecznego planu. Przeszkody przeciwczołgowe i linia obrony, które miały powstać na froncie Namur-Louvain były nie ukończone i niewystarczające. Armia belgijska, w której szeregi wchodziło wielu odważnych i mądrych ludzi, nie bardzo mogła przygotować się do wojny w obawie pogwałcenia neutralności. Front belgijski został faktycznie przerwany w wielu miejscach przez pierwszą falę niemieckiego ataku, zanim jeszcze generał Gamelin dał sygnał do przeprowadzenia długo przygotowywanego planu. Wszystko na co można było teraz liczyć, to sukces w tej właśnie „otwartej bitwie”, której najwyższe dowództwo francuskie było zdecydowane uniknąć.
Osiem miesięcy wcześniej, w momencie wybuchu wojny, główna siła niemieckiej armii i lotnictwa była skoncentrowana na inwazji i pobiciu Polski. Wzdłuż całego zachodniego frontu – od Aix-la-Chapelle (Akwizgran – przyp.. W.L.) do granicy szwajcarskiej – stały 42 dywizje niemieckie, w tym żadna pancerna. Po mobilizacji Francuzi mogli rozmieścić naprzeciwko nich odpowiednio 70 dywizji. Z powodów, które już zostały wyjaśnione (ze względu na umocnienia Linii Zygfryda, szczegóły w blogu „Kto winien?” – przyp. W.L.), uważano wówczas, że atak na Niemcy jest niemożliwy. Sytuacja 10 maja 1940 roku była diametralnie różna. Wróg, korzystając z ośmiomiesięcznego opóźnienia i zniszczenia Polski, uzbroił, wyposażył i wyszkolił około 155 dywizji, w tym 10 pancernych.
Porozumienie Hitlera ze Stalinem umożliwiło zmniejszenie do minimum sił niemieckich na wschodzie. Przeciwko Rosji, według generała Haldera – niemieckiego szefa sztabu – nie zostało nic poza „siłami osłonowymi, ledwie nadającymi się do pobierania opłat celnych.” Nie przeczuwając własnej przyszłości, rząd sowiecki obserwował niszczenie tego „drugiego frontu” na zachodzie, którego wkrótce zacznie się tak gwałtownie domagać, i na który będzie musiał w męczarniach tak długo czekać. Wobec tego Hitler miał możliwość dokonania ataku na Francję przy pomocy 126 dywizji i siłami pancernymi 10 dywizji czołgów, z prawie trzema tysiącami pojazdów opancerzonych, w tym co najmniej tysiącem czołgów ciężkich.
Ogólna liczba dywizji alianckich postawiona do dyspozycji 10 maja wynosiła 135, czyli praktycznie tyle samo ile – jak teraz wiemy – posiadał przeciwnik. Prawidłowo zorganizowane i wyposażone, dobrze wyszkolone i dowodzone, siły te powinny, według standardów poprzedniej wojny, zatrzymać inwazję nieprzyjaciela.
Jednak Niemcy mieli pełną swobodę w wyborze czasu, kierunku oraz siły ataku. Więcej niż połowa armii francuskiej znajdowała się w południowym i wschodnim sektorze Francji, a 51 francuskich i brytyjskich dywizji z 1 grupy armii generała Billotte’a, z niewielką pomocą nadchodząca od Belgów i Holendrów, musiało stawić czoło nawałnicy ponad siedemdziesięciu wrogich dywizji Bocka i Rundstedta pomiędzy linią Longwy a morzem.
Połączenie ataku odpornych na ogień armatni czołgów z atakami bombowców nurkujących, co w mniejszej skali okazało się tak skuteczne w Polsce, znowu miało tworzyć czołówkę głównego ataku. Grupa pięciu pancernych i trzech zmotoryzowanych dywizji pod dowództwem Kleista, włączona do grupy armii A została skierowana przez Ardeny na Sedan i Montherme.
Poprzedzone zmasowanym atakiem lotniczym na lotniska, linie komunikacyjne, punkty dowodzenia i magazyny, w nocy z 9 na 10 maja, siły niemieckie z grup armii Bocka i Rundstedta natarły na Francję przez granice Belgii, Holandii i Luksemburga. Osiągnięto absolutne zaskoczenie taktyczne w prawie każdym punkcie. Z ciemności wyłoniły się nagle niezliczone oddziały szturmowe, dobrze uzbrojone, nierzadko w lekką artylerię, i na długo przed nastaniem dnia 150 mil frontu stanęło w ogniu.
Holandia i Belgia, zaatakowane bez najmniejszego pretekstu czy ostrzeżenia, zwróciły się o pomoc. Holendrzy zawierzyli swojej linii wodnej; wszystkie śluzy, których wróg nie zdołał opanować lub odkryć, zostały otwarte, a holenderska straż graniczna odpierała najeźdźców ogniem. Belgom udało się zniszczyć mosty na Mozie, ale Niemcy zdobyli te nie zniszczone na Kanale Alberta.
Dla Belgii jedyną szansą obrony granic przed atakiem niemieckim był bliski sojusz z Francją i Wielką Brytanią. Linia Kanału Alberta i innych frontów wodnych była łatwa do obrony. Gdyby armie brytyjskie i francuskie, wspomagane przez armię belgijską, tuż po wypowiedzeniu wojny znalazły się na granicy Belgii we właściwym czasie, można by było z tych pozycji rozpocząć bardzo silną ofensywę przeciwko Niemcom. Ale rząd belgijski uznał, że ich bezpieczeństwo zależy od ścisłej neutralności, a ich jedyna nadzieja opierała się na wierze w dobrą wolę Niemców i poszanowanie przez nich traktatów.
Nawet po przystąpieniu Wielkiej Brytanii i Francji do wojny nie można było przekonać Belgów, aby ponownie przystąpili do starego sojuszu. Twierdzili, że będą bronić swej neutralności do ostatniej kropli krwi i usytuowali 9/10 swoich sił na granicy z Niemcami, jednocześnie zabraniając armii angielsko-francuskiej wejścia do swego kraju w celu skutecznego przygotowania obrony lub wyprzedzenia atakiem. Budowa nowych linii i rowu przeciwlotniczego przez armie brytyjskie zimą 1939 roku, z 1 armią francuską z prawej strony granicy francusko-belgijskiej, była dla nas jedynym dostępnym zabezpieczeniem.
xxxxxxxx
Jeśli więcej niż połowa armii francuskiej znajdowała się tam, gdzie umocnienia były najlepsze, czyli na Linii Maginota, a tam, gdzie były najgorsze, czyli na „Weak fortifications”, znajdowała się mniej niż połowa armii francuskiej, to kto podjął taką decyzję, która, mówiąc wprost, była sabotażem. W dalszej części Churchill sugeruje, że istniał konflikt pomiędzy generałem Gamelinem a generałem Georgesem, co uniemożliwiało sprawne dowodzenie. Jednak Francja nie była dyktaturą wojskową i władza zwierzchnia nad armią należała do władz cywilnych. Kto więc odpowiadał za taki stan? O tym Churchill nie pisze. Niezrozumiały wydaje się też opór Belgów i upieranie się przy neutralności i wiara w to, że Niemcy będą ją respektować. Wygląda na to, że oni również dostawali instrukcje z góry.
W dalszej części Churchill pisze:
Nie można zrozumieć tamtych decyzji bez uświadomienia sobie ogromnego autorytetu, jakim cieszyli się francuscy dowódcy wojskowi, i wiary każdego oficera francuskiego, że Francja rzeczywiście przewodziła i ponosiła główny ciężar strasznych walk lądowych w latach 1914-1918. Straciła milion czterysta tysięcy żołnierzy. Fochowi przyznano najwyższe dowództwo, a wielkie armie brytyjska i imperialna, składające się z 60 do 70 dywizji, zostały postawione, tak jak amerykańskie, bez zastrzeżeń pod jego rozkazy. Teraz jednak Brytyjski Korpus Ekspedycyjny liczył zaledwie 300 do 400 tysięcy żołnierzy, rozmieszczonych od baz w Hawrze i wzdłuż wybrzeża aż do granicy belgijskiej, wobec prawie 100 francuskich dywizji lub inaczej – wobec przeszło dwóch milionów Francuzów faktycznie obstawiających długi front od Belgii do Szwajcarii. Oddanie się pod dowództwo Francuzów i akceptowanie ich poglądów było w tej sytuacji czymś naturalnym. Spodziewano się, że w momencie wypowiedzenia wojny dowodzenie armiami francuską i brytyjską w warunkach polowych przejmie generał Georges, a generał Gamelin przejdzie na stanowisko doradcze we francuskiej Radzie Wojskowej. Jednak generał Gemelin, jako generalissimus, był przeciwny oddaniu władzy. Utrzymał najwyższe stanowisko. Irytujący konflikt władzy między nim a generałem Georgesem wystąpił w czasie ośmiomiesięcznego zastoju. Według mnie, generał Georges nigdy nie miał okazji stworzenia planu strategicznego w całości i na własną odpowiedzialność.
Brytyjski sztab generalny i nasze dowództwo polowe od dawna były niespokojne o tę lukę między północnym końcem linii Maginota a początkiem ufortyfikowanego frontu brytyjskiego wzdłuż granicy francusko-belgijskiej. Pan Hore-Belisha, minister wojny, podnosił tę kwestię kilka razy na forum Gabinetu Wojennego. Sprawa była przedstawiana kanałami wojskowymi. Jednak Gabinet i nasi dowódcy wojskowi czuliby się nieswojo, krytykując tych, których armie były dziesięć razy silniejsze od naszej. Francuzi uważali, że Ardeny są nie do przebycia nawet dla nowoczesnych armii. Marszałek Pétain stwierdził przed Senacką Komisją Armii: Ta strefa nie jest niebezpieczna. Sporo umocnień polowych zbudowano wzdłuż Mozy, ale czegoś takiego, jak mocna linia bunkrów i zapór przeciwczołgowych, które Brytyjczycy wykonali wzdłuż sektora belgijskiego, nie próbowano zbudować. Co więcej, 9 armia francuska generała Corapa składała się głównie z oddziałów poniżej standardu armii francuskiej. Z jej dziewięciu dywizji, dwie – to kawaleria (częściowo zmechanizowana), jedna dywizja forteczna, dwie (61 i 53) były drugorzędnej kategorii, dwie następne (22 18) gorsze od dywizji służby czynnej; jedynie dwie były dywizjami regularnej armii. Tutaj więc, od Sedanu po Hirson nad Oise, wzdłuż frontu o długości pięćdziesięciu mil nie było stałych umocnień i znajdowały się jedynie dwie dywizje zawodowych żołnierzy.
Nie można być silnym wszędzie. Często właściwe i konieczne jest utrzymywanie długich sektorów granicy lekkimi siłami osłonowymi, ale to oczywiście powinno mieć na celu jedynie włączenie większych rezerw do przeciwnatarcia, gdy zostaną rozpoznane punkty uderzenia wroga. Rozciągnięcie czterdziestu trzech dywizji, czyli połowy armii francuskiej, od Longwy do granicy szwajcarskiej – bronionej na całej długości przez forty linii Maginota lub przez szeroki, wartko płynący Ren z własnym systemem umocnień – było rozmieszczeniem rozrzutnym.
Ryzyko, jakie ponosi obrońca jest bardziej dokuczliwe od ryzyka ponoszonego przez najeźdźcę, który z założenia jest silniejszy w chwili ataku. Tam, gdzie mamy do czynienia z bardzo długimi frontami, powinno się je obsadzać silnymi, mobilnymi rezerwami, które mogą szybko wejść do bitwy. Sporo opinii zawiera pogląd, że francuskie rezerwy były niewystarczające oraz źle rozmieszczone. Przecież przełęcz za Ardenami otwierała najkrótszą drogę z Niemiec do Paryża i była przez wieki sławnym polem bitewnym. Jeżeli wróg przeszedłby tędy, armie północne zostałyby pozbawione możliwości manewru i łączność między nimi, jak również stolica byłyby narażone na niebezpieczeństwo.
Patrząc wstecz, możemy zauważyć, ze Gabinet Wojenny pana Chamberlaina, w którym brałem udział, i za którego czyny i niedociągnięcia biorę część odpowiedzialności, nie powinien powstrzymywać się od przedyskutowania spraw z Francuzami jesienią i zimą 1939 roku. Byłaby to wszakże nieprzyjemna i trudna dyskusja, ponieważ Francuzi w każdej chwili mogli powiedzieć: Czemu nie wyślecie więcej waszych oddziałów? Czy przejmiecie szerszy sektor frontu? Jeżeli jest za mało odwodów, prosimy bardzo, dostarczcie je. My zmobilizowaliśmy pięć milionów ludzi.
Popieramy waszą strategię wojny na morzu, podporządkowujemy się planom brytyjskiej Admiralicji – oczekujemy zatem odpowiedniego zaufania do armii francuskiej i do naszej historycznie potwierdzonej biegłości w sztuce wojennej na lądzie.
Pomimo wszystko powinniśmy byli przeprowadzić taką rozmowę.
Hitler i jego generałowie nie mieli większych wątpliwości co do wojskowych poglądów i ogólnych układów swoich przeciwników. Podczas jesieni i zimy niemieckie fabryki masowo produkowały czołgi, a więc linie do ich produkcji musiały być przygotowane już w czasie kryzysu monachijskiego w 1938 roku, by wydać tak obfite owoce w ciągu tych ośmiu miesięcy. Nie powstrzymywały ich wcale fizyczne trudności przejścia Ardenów. Wręcz przeciwnie, wierzyli, że nowoczesny transport mechaniczny i ogromne możliwości zorganizowanego budowania dróg zmienią ten region – do tej pory uważany za nie do przebycia – w najkrótszą, najpewniejszą i najłatwiejszą drogę wejścia do Francji i zniweczenia francuskiego planu kontrataku. Stosownie do tego niemieckie dowództwo naczelne zaplanowało swój olbrzymi najazd przez Ardeny tak, aby odciąć lewe skrzydło sprzymierzonych armii północnych u jego podstawy. Ruch ten, chociaż na dużo większą skalę, przy o innej szybkości i uzbrojeniu, był podobny do ataku Napoleona na płaskowyżu Pratzen w bitwie pod Austerlitz, gdzie odcięto odwrót armii austriacko-rosyjskiej i przełamano jej środek.
Dnia 14 maja zaczęły napływać złe wiadomości. Z początku wszystko było niejasne. O 7 wieczorem przeczytałem Gabinetowi wiadomość od pana Reynauda, stwierdzającą, że Niemcy przedarli się do Sedanu i Francuzi nie są w stanie stawiać oporu połączonym działaniom czołgów i bombowców nurkujących. Prosił o dziesięć dywizjonów samolotów bojowych do odtworzenia linii. Inne wiadomości otrzymywane przez szefów sztabu zawierały podobne informacje, a także i to, że zarówno generał Gamelin, jak i generał Georges, uważają sytuację za poważną, ponadto generał Gamelin jest zdziwiony szybkością posuwania się wroga. Faktycznie, grupa Kleista, z ogromną ilością wozów pancernych ciężkich i lekkich, rozproszyła lub rozbiła oddziały francuskie. Mogła teraz iść do przodu w tempie dotąd na wojnach nie znanym. Wszędzie tam, gdzie się spotykały armie, ciężar i wściekłość niemieckiego ataku były obezwładniające.
15 maja około godziny 7.30 rano obudzono mnie wiadomością, że dzwoni Reynaud. Mówił po angielsku i był bardzo zdenerwowany. Zostaliśmy pokonani – powiedział. Ponieważ milczałem, powtórzył raz jeszcze: Jesteśmy pokonani. Przegraliśmy bitwę. – Odparłem: – Przecież nie mogło się to stać tak szybko! A on na to: – Front jest przełamany w pobliżu Sedanu, posuwają się naprzód z ogromną ilością czołgów i pojazdów opancerzonych – powiedział coś w tym rodzaju. Wtedy stwierdziłem: – Doświadczenie uczy, że ofensywa po jakimś czasie się zakończy, przypomniałem sobie 21 marca 1918 roku. Po pięciu lub sześciu dniach muszą się zatrzymać, aby uzupełnić zaopatrzenie i wtedy następuje okazja do kontrataku. Tego dowiedziałem się wówczas od od marszałka Focha. Z pewnością było to coś, co widzieliśmy kiedyś w przeszłości i co powinno stać się teraz. Jednak premier francuski odpowiedział zdaniem, od którego zaczął, i które okazało się aż za bardzo prawdziwe: Jesteśmy pokonani: przegraliśmy bitwę. Powiedziałem mu, że jestem skłonny przyjechać i porozmawiać.
Około 3 po południu poleciałem do Paryża flamingiem, jednym z trzech rządowych samolotów pasażerskich. Polecieli ze mną: generał Dill – zastępca szefa sztabu imperialnego oraz Ismay.
To był bardzo dobry samolot latający z prędkością 160 mil na godzinę. Ponieważ nieb był uzbrojony, dostarczono eskortę, ale wlecieliśmy w chmurę deszczową i dotarliśmy na Le Bourget w niewiele ponad godzinę. Z chwilą gdy wysiedliśmy z samolotu, stało się oczywiste, że sytuacja jest nieporównywalnie gorsza od tej, którą sobie wyobrażaliśmy. Oficerowie przyjmujący nas powiedzieli generałowi Ismayowi, ze spodziewano się Niemców w Paryżu najpóźniej w ciągu kilku dni. Po wysłuchaniu informacji o sytuacji w ambasadzie, pojechałem na Quai d’Orsay, przybyłem tam o 5.30 po południu. Zaprowadzono mnie do jednej ze wspaniałych sal. Byli tam Reynaud, Daladier – minister wojny i obrony narodowej – i generał Gamelin. Wszyscy staliśmy. Przez cały czas nie usiedliśmy za stołem. Na wszystkich twarzach malowało się kompletne przygnębienie. Przed Gamelinem, na szkolnych sztalugach, rozwinięta była mapa – mniej więcej dwa jardy kwadratowe – z czarną linią pokazującą front sprzymierzonych. Na tej linii rysowało się małe, ale złowrogie wybrzuszenie pod Sedanem.
Głównodowodzący krótko wyjaśnił, co się stało. Na północy i na południu Sedanu, na linii długości około sześćdziesięciu mil przedarli się Niemcy. Przed nimi znajdowała się rozbita i rozproszona armia francuska. Ciężkie pojazdy opancerzone nacierały z niesłychana prędkością w stronę Amiens i Arras, mając wyraźnie na celu dotarcie do wybrzeża w Abbeville lub okolicach, względnie marsz na Paryż. Za czołgami jechało około 8 lub 10 niemieckich dywizji, wszystkie zmechanizowane, osłaniając swoje flanki przed rozdzielonymi armiami francuskimi. Generał mówił może pięć minut i w tym czasie nikt się nie odezwał ani słowem. Kiedy zamilkł, zapadła głęboka cisza.. Następnie zapytałem: Gdzie znajdują się odwody strategiczne? I powtórzyłem pytanie przechodząc na francuski, którego używałem swobodnie: Où est la masse de manoeuvre? Generał Gamelin zwrócił się w moją stronę, potrząsając głową i wzruszając ramionami, powiedział: – Aucune (Nie ma żadnych – przyp. W.L.).
Nastąpiła kolejna długa przerwa. Na zewnątrz w ogrodzie Quai d’Orsay unosiły się chmury dymu nad dużym ogniskiem. Z okna zobaczyłem urzędników pchających taczki pełne dokumentów. Przygotowywano już więc ewakuację Paryża. Minione doświadczenia, obok korzyści, mają też swoją ujemną stronę; niosą bowiem przekonanie, że historia nigdy się nie powtarza. Przypuszczam, że inaczej życie byłoby zbyt łatwe. Ostatecznie w przeszłości niejednokrotnie przerywano nam front i zawsze byliśmy w stanie wziąć się w garść i wyhamować uderzenie. Ale tu doszły dwa nowe czynniki, w obliczu których nigdy nie spodziewałem się stanąć. Po pierwsze – opanowanie całej okolicy i łączności przez zmasowany najazd pojazdów opancerzonych, nie dający żadnych szans na odparcie. A po drugie – żadnych odwodów strategicznych. Aucune. Odebrało mi mowę. Co mieliśmy teraz sądzić o wielkiej armii francuskiej i jej najwyższych dowódcach? Nigdy nie przyszło mi na myśl, że dowódcy mający bronić pięciusetmilowego frontu mogą nie zadbać o pozostawienie sił w odwodzie. Nikt nie może bezpiecznie bronić tak szerokiego frontu! Ale kiedy nieprzyjaciel decyduje się na główny cios, który przerywa linie, trzeba mieć zgromadzone dywizje, które pomaszerują w szybkim kontrataku natychmiast, gdy furia ofensywy utraci swą siłę.
Po co więc była linia Maginota? Mogła zaoszczędzić oddziały na długiej linii granicy, nie tylko pozwalając na lokalne kontruderzenia, ale również umożliwiając trzymanie w odwodzie dużych sił; tak właśnie powinno to wyglądać. Ale teraz nie było odwodów. Przyznaję, że była to jedna z największych niespodzianek w moim życiu. Dlaczego nie wiedziałem o tym czegoś więcej, nawet jeżeli byłem tak bardzo zajęty w Admiralicji? Dlaczego rząd brytyjski, a przede wszystkim Ministerstwo Wojny nie dowiedziało się nic na ten temat? To, że naczelne dowództwo francuskie, oprócz mglistego zarysu, nie przekazało nam ani lordowi Gortowi swoich rozporządzeń nie było żadnym usprawiedliwieniem. Mieliśmy prawo wiedzieć. Powinniśmy byli się upierać. Obie armie walczyły razem. Podszedłem do okna i do kłębiących się chmur dymu z ogniska trawiącego dokumenty państwowe Republiki Francuskiej. Ciągle jeszcze starsi panowie podjeżdżali taczkami i pracowicie wrzucali ich zawartość w płomienie.
W grupach skupionych wokół głównych postaci wywiązały się ożywione rozmowy, z których pan Reynaud opublikował szczegółowe sprawozdanie. Ja jestem w nim opisany jako ten, który przeciwstawiał się wycofaniu armii północnych i twierdził, że wręcz przeciwnie – powinny one kontratakować. Oczywiście, byłem w takim nastroju. Ale nie miałem żadnej przemyślanej opinii militarnej.
Trzeba pamiętać, że było to pierwsze uświadomienie sobie ogromu klęski, widocznej rozpaczy Francuzów. To nie my kierowaliśmy operacją, a nasza armia, stanowiąca jedną dziesiątą sił, służyła pod dowództwem francuskim. Ja i towarzyszący mi oficerowie brytyjscy byliśmy zdumieni ewidentnym przekonaniem francuskiego głównodowodzącego i najważniejszych ministrów, że już wszystko stracone. We wszystkim co mówiłem, reagowałem gwałtownie przeciwko temu. Jednak nie ma wątpliwości, że mieli całkowitą racje, i że jak najszybsze wycofanie się na południe było konieczne. Wkrótce stało się to jasnym dla wszystkich.
Po jakimś czasie generał Gamelin znowu zaczął mówić. Zastanawiał się, czy teraz powinno się zebrać siły do uderzenia na te „wybrzuszenia” – jak nazywaliśmy potem takie sytuacje. Osiem czy dziewięć dywizji wycofano by ze spokojnych części frontu, linii Maginota. Można by było użyć dwóch albo trzech dywizji pancernych, które nie brały jeszcze udziału w walkach, a osiem lub dziewięć sprowadzić z Afryki. Miałyby przybyć do strefy bitwy w ciągu dwóch lub trzech tygodni. Generał Giraud zostanie mianowany mianowany dowódcą armii francuskiej, na północ od przerwanego frontu. Niemcy będą nacierać odtąd przez korytarz między dwoma frontami, w którym może być prowadzona wojna w stylu lat 1917 i 1918. Może Niemcy nie będą mogli utrzymać tego korytarza z jego ciągle zwiększającymi się osłonami, przy jednoczesnym zaopatrywaniu swojego oddziału pancernego. Taki wydawał się sens tego, co mówił Gamelin, wszystko brzmiało całkiem rozsądnie. Czułem jednak, że nie przekonuje tej małej, lecz wpływowej i odpowiedzialnej grupy. Po chwili zapytałem generała Gamelina, kiedy i gdzie proponuje zaatakować flanki wybrzuszenia. Jego odpowiedź brzmiała: Mniejsza liczebność, słabsze uzbrojenie, gorsza taktyka – i bezradnie wzruszył ramionami. Nie było żadnej dyskusji, bo nie było takiej potrzeby. A w ogóle, to gdzie my, Brytyjczycy, byliśmy z naszym maleńkim udziałem? 10 dywizji po ośmiu miesiącach wojny i ani jednej, nowoczesnej dywizji czołgów w akcji.
Ostatni raz wtedy widziałem generała Gamelina. Był patriotą, osobą o najlepszych intencjach i wysokich kwalifikacjach, i bez wątpienia sam ma na ten temat wiele do opowiedzenia.
Jego książka zatytułowana Servir (Służyć – przyp. W.L.) rzuca jednak niewiele światła na jego własne postępowanie i na bieg wojny w ogóle (przyp. oryg.).
xxxxxxxx
Sytuacja wygadała tak, że Niemcy mieli 126 dywizji i 10 pancernych, Francja -135. A więc siły były mniej więcej wyrównane. 51 dywizji francuskich i brytyjskich z niewielką pomocą Belgów i Holendrów musiało walczyć z ponad 70 dywizjami niemieckimi. Grupa 5 dywizji pancernych i 3 zmotoryzowanych została skierowana przez Ardeny na Sedan i Montherme. A tam od Sedanu po Hirson nad Oise, wzdłuż frontu o długości 50 mil znajdowały się jedynie dwie dywizje regularnej armii francuskiej, a reszta nie przedstawiała pełnej wartości bojowej. I nie było tam odwodów strategicznych. 43 dywizje francuskie z odwodami stały na linii Maginota, a po drugiej stronie było tylko 17 dywizji niemieckich. Niemcy zaatakowali od strony Holandii i Belgii i przez Ardeny.
Sądząc po tym, można by uznać, że francuska kadra oficerska, to dyletanci i amatorzy. To jednak byłby bardzo naiwny osąd. Wszak Francja miała swoją aferę Dreyfusa. Wygląda więc na to, że w 1939 i 1940 roku tych Dreyfusów było więcej. Ci wysocy rangą oficerowie nie wykazywali najmniejszej woli walki i przełamanie frontu w Ardenach uznali za katastrofę a nawet klęskę. A przecież to marszałek Foch mówił, że ofensywa po jakimś czasie się skończy. Po pięciu lub sześciu dniach muszą się zatrzymać, aby uzupełnić zaopatrzenie i wtedy następuje okazja do kontrataku. Trudno sobie wyobrazić, by ci oficerowie o tym nie wiedzieli.
To nie pierwszy raz, gdy linia frontu w pewnym miejscu zostaje pozbawiona odwodów strategicznych. Musiał również o tym wiedzieć generał Weygand. W blogu „Wojna 1920 roku”:
„W dniu 4 lipca 1920 roku północny front polski znajdował się w takiej pozycji:
Na odcinku od Dźwiny do górnej Berezyny stała 1-sza armia generała Zegadłowicza. Odcinek średniej Berezyny zajmowała armia generała Szeptyckiego. Odcinek od Ptycza do Prypeci – Grupa Poleska płk. Sikorskiego. Wojska te były rozciągnięte w cienką linię osłonową. Dywizje zajmowały po kilkadziesiąt kilometrów w linii prostej, bez odwodów, rezerw, i w żadnym punkcie nie były zdolne do stawienia oporu większym siłom, ani tym bardziej do przeciwnatarcia. Na to niebezpieczeństwo próbowali wielokrotnie zwracać uwagę naczelnego dowództwa zarówno wojskowi jak i wpływowe w państwie osoby cywilne. Nie odniosło to jednak skutku, gdyż Piłsudski nie znosił, by ktokolwiek wtrącał się do jego decyzji. Takie ugrupowanie wojsk utrzymywano w dalszym ciągu, pomimo niekorzystnej sytuacji po klęsce Denikina, pomimo niepokojących informacji, że sowiecka koncentracja na północy nadal trwa.
O świcie 4 lipca, Tuchaczewski, dowódca północno-zachodniego frontu, rzucił na cienki polski kordon 4 armie i jedną samodzielną grupę wojsk. Po stronie polskiej były dwie armie i Grupa Poleska. Już po paru godzinach front polski zostaje przełamany jednocześnie w kilku miejscach. Było to możliwe poprzez koncentrację na poszczególnych odcinkach grup uderzeniowych. Wojska polskie zaskoczone tak gwałtownym uderzeniem, nie rozporządzając rezerwami, nie były w stanie wykonać kontrmanewru – rozpoczęły odwrót na całej linii. Miejscami odwrót stawał się odwrotem bezładnym, czasem przeobrażał się w ucieczkę. Rozwój sytuacji zwiastował katastrofę.”
Takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem i nie są wynikiem niewiedzy czy dyletanctwa. Wojny toczą się pod dyktando nieznanych przełożonych i to oni decydują, kto ma być zwycięzcą, a kto – pokonanym. Francja miała być pokonana i tak się stało. I oni uznali też, że Hitler nie może pokonać Anglii i dlatego kazali mu ją atakować z powietrza, co było z góry skazane na porażkę. A była inna, bardziej realna szansa jej pokonania. Admirał Raeder z uporem przedstawiał Hitlerowi działania w basenie Morza Śródziemnego i na przyległych terenach Afryki Północnej oraz Bliskiego Wschodu. Tu jest – argumentował Raeder – najbardziej newralgiczny punkt Imperium Brytyjskiego, słabe ogniwo, przeciwko któremu Niemcy powinny skoncentrować wszystkie swoje siły. Chyba nie wiedział on, że Hitler był narzędziem w rękach tych, którzy sprawowali prawdziwą władzę. Było to wyraźnie widać w czasie wojny ze Związkiem Radzieckim. Hitler mógł łatwo ją wygrać, ale nie taki był cel tej wojny, podobnie jak całej wojny. Chodziło o to, by trwała jak najdłużej, by ofiar było jak najwięcej i żeby po niej dokonać rewolucyjnych wręcz zmian, co bez tej wojny nie było by możliwe. I dlatego wojna na Ukrainie musi trwać. The show must go on.
Churchill dobrze opisał bitwę o Francję. Nie napisał tylko tego, co najważniejsze, to znaczy tego, kto był odpowiedzialny za to, co się wtedy wydarzyło. Kto podjął decyzję o takim, a nie innym rozmieszczeniu wojsk francuskich na granicy z Niemcami i Belgią? Kto podejmował decyzje w trakcie bitwy? Brak takiej informacji to też informacja, że jednak istnieje jakaś zwierzchnia, nieznana siła, jacyś ludzie, którzy tym wszystkim kierują.
Churchill nie opisał na pytania postawione w ostatnim akapicie, ponieważ on i ci co podejmowali decyzję o ustawieniu, liczebności…
…Generalnie o scenariuszu wydarzeń podlegali pod jedną lożę. I to od Wielkiej Brytanii poprzez Francję i Belgię, aż po Niemcy.
Szok jaką oni mają już przewagę nad niewtajemniczonymi, a dziś dodatkowo zyskali jeszcze większą przewagę technologiczną.
LikeLike
“…Generalnie o scenariuszu wydarzeń podlegali pod jedną lożę. I to od Wielkiej Brytanii poprzez Francję i Belgię, aż po Niemcy.” – Prawdopodobnie tak było.
“Szok jaką oni mają już przewagę nad niewtajemniczonymi, a dziś dodatkowo zyskali jeszcze większą przewagę technologiczną.” – Niestety tak jest i to bardzo źle wróży na przyszłość dla zwykłych ludzi.
LikeLike