Zrozumieć Polskę

Żeby zrozumieć, czym jest Polska, trzeba poznać historię tego regionu, ale tę prawdziwą. Trzeba sobie uświadomić, co było jego specyfiką. O wielu faktach pisałem w poprzednim blogu. Są jednak zagadnienia, których pominąć nie można. Józef Mackiewicz w swojej powieści Lewa wolna (Kontra, 2018) pisał:

»Bo w Rosji wszystkie rzeczy się przewracały, a winę za ten przewrót, w ogólnej niewiedzy, zwalano na Żydów.

Ale i za falochronem niemieckim, w szerokim pasie od Oceanu Lodowatego po Morze Czarne, pod zewnętrzną powłoką reprezentacyjnych deklaracji, nie układało się ani łatwo, ani zgodnie. Był to pas jedyny w swoim rodzaju, a tym różniący się od reszty Europy, że w żadnym z jego krajów, od Finlandii po Ukrainę, warstwa wyższa, szlachecka, dotychczas panująca, nie mówiła tym samym językiem co warstwa niższa, chłopska. Stąd mnożyły się trudności i powikłania haseł. Każdy na zielonym suknie hucznych stołów dyskusyjnych starał się zagarnąć palcami tyle mapy, iż nie mógł nie potrącić sąsiada. Jedni wychodzili z założenia: cuius regio eius natio (czyja religia tego naród – przyp. W.L.); inni: „pędzić won tych, którzy nami dotychczas rządzili!”«

Finlandia była przez wiele lat pod szwedzkim zaborem, a Finowie to naród chłopski. To oni stanowili większość szwedzkiego wojska, które najechało Koronę w czasie potopu szwedzkiego. Jednak mieli swój własny język i tożsamość. Tego brakowało pozostałym w tym pasie, czyli w Wielkim Księstwie Litewskim. Te języki to raczej dialekty, ludność określała siebie najczęściej mianem tutejszych. I ta nieuformowana do końca masa stała się przedmiotem pewnego eksperymentu, polegającego na zrobieniu z niej Polaków. Ten eksperyment to unia polsko-litewska. Zaczęło się od elity, czyli od tego, że 47 rodów litewskich i rusińskich bojarów adoptowało herby 47 rodów polskiej szlachty. Bojarzy to zbiorowa nazwa przedstawicieli klasy panującej na Rusi Kijowskiej, zajmującej drugą, po książętach, dominującą pozycję w rządzie. To wyższa szlachta, magnaci i wielcy właściciele ziemscy. W ten sposób oni, ich rodziny i potomkowie stawali się „Polakami”. Stopniowo przechodzili na język polski i katolicyzm. Ekspansja na wschód nie polegała na tym, że osiedlała się tam ludność polska, tylko na tym, że miejscową ludność poddawano działaniu odmiennej kultury i wyznania. I była to głównie zasługa jezuitów. W 1579 roku Batory przeznaczył środki na przekształcenie Kolegium Jezuitów w Wilnie w Akademię i Uniwersytet Wileński Towarzystwa Jezusowego. Językiem wykładowym była łacina, a wykładowcami uczeni pochodzący z różnych części Europy. W XVIII wieku dzięki polskim jezuitom, jak pisze Wikipedia, na uczelni tej opracowano zasady gramatyki i ortografii języka litewskiego i rozpoczęto wydawanie pierwszych książek po litewsku. W XIX wieku na bazie tego uniwersytetu powstało w Wilnie i okolicach szkolnictwo polskie i na masową skalę produkowano „Polaków”.

W pozostałej części tego pasa było podobnie. Członkowie elity szybko przeszli na katolicyzm i na język polski, bo bez tego nie mogliby zostać posłami i senatorami Rzeczypospolitej. Zapewne za sprawą jezuitów część ludności prawosławnej przeszła na katolicyzm. Tak więc ktoś, kto mówił po polsku i był katolikiem, stawał się z automatu „Polakiem”. Jeremi Wiśniowiecki – Młot na Kozaków – kształcił się w kolegium jezuitów we Lwowie. W tym samym kolegium kształcił się Chmielnicki. W lutym 1648 roku król Rzeczypospolitej Władysław IV, Szwed, nadaje Wiśniowieckiemu ziemie, na których znajdowała się główna siedziba Kozaków. I w lutym tego roku Chmielnicki rozpoczyna powstanie. A więc dwaj Rusini walczą ze sobą. Jeden broni Rzeczypospolitej, a właściwie swoich ziem, a drugi broni rusińską czerń przed Polakami, czyli Rusinem Wiśniowieckim.

W 1772 roku zakon jezuitów został skasowany w całej Europie. Jedynie caryca Katarzyna II pozwoliła jezuitom pozostać na terenach pozyskanych po I rozbiorze Rzeczypospolitej. Ośrodkiem działania zakonu był Połock na Białorusi. Po jego odbiciu w 1579 roku Batory założył w nim kolegium jezuitów. Połock, którego ludność wyznawała prawosławie, stał się najważniejszym w rejonie ośrodkiem misji katolickiej. W okresie kasaty Towarzystwa Jezusowego (1773-1814) na terenie Europy i kolonii zagranicznych Katarzyna II obroniła szkolnictwo i działalność Jezuitów w Rosji. Połock stał się centrum odrodzenia i rozwoju zgromadzenia. A więc nie przypadkiem w XIX wieku szkolnictwo polskie pod zaborem rosyjskim kwitło. Proces produkcji „Polaków” na wschodzie miał trwać.

W momencie ekspansji na wschód w XVI wieku Polacy byli już chłopami pańszczyźnianymi, czyli niewolnikami przykutymi do ziemi. Nie mogli więc jej opuścić. Podobnie szlachta. Ona też nie mogła emigrować na wschód. Zresztą szlachta uważała się za odrębny naród, za Sarmatów. To, co tam się działo było więc dziełem jezuitów, a więc potężnego zakonu, który miał niezbędne środki i wiedzę do tego, by podbijać nowe ziemie. Jezuita to według definicji słownikowej członek zakonu Towarzystwa Jezusowego. W potocznym znaczeniu to człowiek skryty, chytry, obłudny, przebiegły, intrygant. Chyba nieprzypadkowo zasłużyli oni sobie na takie określenie.

Ich zadaniem było przeciągnięcie na katolicyzm prawosławnych Białorusinów i Ukraińców, a w przypadku Litwinów nauczenie ich języka polskiego. Wyprodukowali więc jezuici na wschodzie „Polaków”. I to pewnie ich dziełem była zbitka: Polak-katolik. A być może i również hasło: Bóg, Honor, Ojczyzna. Taką nową ideologię trzeba było stworzyć tym nowym Polakom, bo przecież nie można było odwoływać się do tradycji piastowskiej, z którą oni nie mieli nic wspólnego. Od tego momentu punkt ciężkości przesunął się na wschód, a priorytetem w polityce był interes Kościoła katolickiego, a nie Polski, zwanej wówczas Koroną. Dla niej był to proces zabójczy, a Koroniarze stawali się powoli Polakami drugiej kategorii. Ten interes Kościoła był zbieżny z interesem tych nowych Polaków. Pomiędzy nimi a ludnością prawosławną rodziła się nienawiść. Ci ostatni postrzegali tych nowych Polaków jako zdrajców, a oni, z kolei, obawiali się nie tylko tej ludności, ale również Moskwy. I tak narodzili się „Polacy”, który nienawidzą Rosjan.

Podobna nienawiść i wrogość zrodziła się na Litwie. W tym wypadku na tle językowym. To, co dziś wyprawiają Litwini, ta ich walka z językiem polskim, to tak naprawdę ich nienawiść do tych Litwinów, którzy przeszli na język polski, a którzy uważają się za Polaków. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że ich język, jego gramatykę i ortografię, uporządkowali jezuici. Być może byli to polscy jezuici. Wygląda więc na to, że Litwin to stan umysłu.

Jednak język i wiara czy wyznanie nie czyni jeszcze Polakiem. Narodowość to coś więcej. To też wspólna historia i tradycja. Korona i ten pas, czyli Wielkie Księstwo Litewskie, nie mają wspólnej historii i tradycji. WKL nie doświadczyło potopu szwedzkiego, który głęboko wrył się w pamięć ludu polskiego. Nie doświadczyło też tzw. sum bajońskich, o których pisałem w blogu Sumy bajońskie. Gdy patrzę na stare zdjęcia i na stroje ludowe mojej matki i ciotki, to są one zupełnie inne niż ludowe stroje białoruskie i ukraińskie, a które dziś podsuwa się nam jako polskie.

To nie jest tak, że z tej nieukształtowanej masy z WKL można było zrobić Polaków, ucząc ich polskiego i przeciągając niektórych z nich na katolicyzm. I ci ludzie mają zapewne tego świadomość. Zostawali „Polakami” dla korzyści materialnych lub innych. Nie powinno więc dziwić, że w I RP były stronnictwa ruskie, pruskie i francuskie. Dla kresowego królika wspólny interes zwany Rzeczpospolitą był abstrakcją, bo pojęcie państwa było dla niego abstrakcją. Jego interesowało tylko jego własne księstewko. Takie państwo nie mogło przetrwać. Później nie było lepiej. II RP to tylko okrojona kopia I RP, a jej elity wywodziły się z Kresów. Naczelnikiem został litewski Żyd. W sumie więc nie różniły się one mentalnie od tamtych zapijaczonych Branickich czy Sapiehów. Sanacja uczyniła z tego państwa swoje prywatne poletko. We wrześniu 1939 roku wciągnęła je do wojny a rząd uciekł za granicę. Taka mentalność.

PRL był kontynuacją tego cyrku, bo wbrew temu, co głosiła jego propaganda, było to również państwo wielonarodowe. Ustrój PRL-u to narodowy socjalizm: jedno państwo, jeden przywódca (partia), jeden naród. Na poniemieckie tereny przesiedlono w większości tzw. mniejszości kresowe, czyli Białorusinów, Ukraińców, Litwinów itp. I dlatego III RP niczym nie różni się od tej I i II-ej. Większość ludzi ją zamieszkujących ma korzenie kresowe. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że premier tego kraju Zulu-Gula mówi, że polskość to nienormalność, a połowa głosujących nadal na niego głosuje. Widać ich to nie obraża, a on wie, że może tak powiedzieć. Pewnie w ten sposób leczą swoje kompleksy, bo jako ludzie z korzeniami z tego pasa, na którym nie wykształciły się w pełni narody i języki, mogą sobie powiedzieć: nie tylko my nie jesteśmy normalni, Polacy również. Czy można sobie wyobrazić sytuację, że prezydent Francji czy kanclerz Niemiec powiedzą tak do swoich wyborców? A może prezydent Ameryki powie Amerykanom, że amerykańskość to nienormalność? Nikt nigdzie tak nie powie, a w Polsce spływa to po wszystkich, jak po kaczce?

W państwie, w którym jest tak dużo mniejszości, trzeba im jakoś wytłumaczyć, że są Polakami. Dla wielu fakt mówienia po polsku i bycie katolikiem wystarcza, ale są jeszcze prawosławni, mówiący po polsku. I tu jest problem, bo prawosławie ciąży ku Rosji, która rości sobie prawo do władzy nad wszystkimi prawosławnymi, również tymi mieszkającymi w innych krajach. Wprawdzie Cerkiew oficjalnie głosi, że jest autokefaliczna, czyli niezależna od Moskwy, ale nikt rozsądny nie wierzy w te bajki. Jak ci prawosławni godzą w sobie fakt bycia obywatelami polskimi, a jednocześnie mają świadomość, że prawosławie wymaga od nich podporządkowania się Moskwie, czyli lojalności wobec niej? Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy są rytu kijowskiego.

Czym jest zatem dzisiejsza Polska i co to jest polskość? Czy można ją zdefiniować? Adam Szostkiewicz w Polityce z dnia 17 lipca 2010 roku w artykule Co to znaczy być Polakiem pisał:

„Bo polskość to rzecz szersza niż romantyzm, katolicyzm, bohaterstwo wojenne, Bóg, honor i ojczyzna. Coś więcej niż tylko rytuały polskości. Polskość to dziś przede wszystkim pewna, jak by to powiedział nieodżałowany ks. Tischner, propozycja etyczna. Nie musimy jej przyjmować, ale możemy. Obejmuje język i kulturę, historię i pamięć, ale także cywilizację, obyczaj, kulturę masową, dostępną dla wszystkich, w tym polską kuchnię – a jakże, najlepszą na świecie.

Bo polskość to także interakcja ze światem, dialog z kulturą powszechną. Nie tylko z Europą i Ameryką, także z nowymi aktorami na globalnej scenie, jak Indie, krąg muzułmański, nowa Afryka czy Chiny. Dlatego rzecznikami polskości są też tłumacze, dosłownie i w przenośni. Ci, którzy przyswajają nam dzieła obcych autorów, tłumacze zagraniczni przyswajający obcym literaturom i kulturom dzieła naszych autorów, wreszcie wszyscy ci, którzy starają się wyjaśnić nam i innym bez uprzedzeń i zacietrzewienia, co to jest ta polskość, jakie są jej meandry, zalety i wady.

To dzieło przekładania polskości na użytek nasz i świata ma znaczenie głębsze i trwalsze niż manifestowanie polskości. Tak rozumiana polskość – dzieło w ciągłym ruchu, w ustawicznym odważnym tworzeniu, nigdy niedomkniętym do końca, niezafiksowanym na tym czy innym temacie – jest może dla duchowej przyszłości Polski najważniejsza.”

A więc polskość to pewna propozycja etyczna, albo jeszcze lepiej – dzieło w ciągłym ruchu. To przykład pseudointelektualnego bełkotu księdza Tischnera i Szostkiewicza. W tym kontekście, to Donald Tusk miał rację, mówiąc, że polskość to nienormalność. Taka polskość to faktycznie nienormalność. Nie można jednak powiedzieć, że Polacy to rdzenna ludność Korony, czyli Polski przed unią z Litwą, a właściwie z Wielkim Księstwem Litewskim. Nie może być tak, jak w Wielkiej Brytanii, gdzie Szkot to Szkot, Irlandczyk to Irlandczyk, a Walijczyk to Walijczyk. Tam tak może być, bo Anglicy dominują zdecydowanie pod względem liczby ludności nad pozostałymi i pod względem obszaru. Gdyby w Polsce Ukraińcy nazywali się Ukraińcami, a nie – Polakami, podobnie Białorusini i Litwini oraz ludzie z tymi korzeniami, to okazałoby się, że stanowią oni zdecydowaną większość w tym państwie. I jeszcze ci zasymilowani Żydzi. Ale tak nie może być, bo to przecież Polacy mają być tymi warchołami, buntownikami, nawiedzonymi, tymi, na których w razie czego można będzie zrzucić winę za wszelkie nieszczęścia w Europie. A że będą to przeważnie ludzie z ukraińskimi, białoruskimi, litewskimi czy żydowskimi korzeniami, to nikt o tym w szerokim świecie nie wie. Przecież to nie Polak wdeptuje Putina w ziemię, tylko Ukrainiec Hołownia. Robi to bez skrupułów, bo robi to na konto Polaków.

Czy taka Polska, mozaika różnych narodów, wyznań – może być normalnym państwem? Nie może i nie jest. Jest to bezkształtna masa, z której można wszystko ulepić i pokierować w pożądanym dla siebie kierunku. I tym zapewne kierowali się ci, którzy przed wiekami doprowadzili do unii polsko-litewskiej. To był ich wielki eksperyment, być może pierwszy taki w historii. Polegał on na podmianie jednego narodu drugim, a właściwie społecznościami nie do końca ukształtowanymi, bez tożsamości narodowej, tutejszymi – i dlatego było to możliwe. Przekonali się oni, jak łatwo rządzić w takim państwie, z nowym, sztucznie wykreowanym, zakompleksionym narodem, skłóconym na tle wyznaniowym ze swoimi jeszcze do niedawna ziomkami, jak łatwo było wywoływać tu powstania i wojny. Dziś, w obliczu wojny na Ukrainie, znowu zaczynamy odczuwać skutki tego eksperymentu.



25 thoughts on “Zrozumieć Polskę

  1. Wiedziałam że jezuici to najgorsza nacja. Nigdy nie przyszło by mi do głowy że zajmowali się produkcją ,, Polaków,, . Jako ze tacy są można po nich wszystkiego ,złego się spodziewać. Cytuję ,, klasyka że ,, polskość to nie normalność,,. Jaka by nie była Polska to jest ona naszą Ojczyzną. Serce mi się kraje że została tak zeszmacona. Mimo wszystko kocham ją że wszystkimi zaletami i wadami. Wyniosłam tą miłość z rodzinnego domu.. Miłość do Boga i Ojczyzny była czymś ważnym.

    Like

    • “Jaka by nie była Polska to jest ona naszą Ojczyzną.” – A dla mnie nie jest to moja ojczyzna. Mieszkam na terenie, na którym białoruska i ukraińska ludność prawosławna stanowi większość i ja tu jestem obcy. Tam, skąd pochodzą się moi rodzice nie mieszkam, więc również jest to dla mnie obce miejsce. Nie mam więc w tym kraju swojej małej ojczyzny i wszędzie nie jestem u siebie. Wszędzie czuję się obco. Język to chyba za mało.

      Like

      • proszę pomieszkać za granicą to wtedy dopiero można powiedzieć co to znaczy czuć się obco, bo obcy jest język, zwyczaj i kultura

        Like

      • Gdybym mieszkał za granicą, to byłoby dla mnie naturalne, że stykam się z obcym językiem, zwyczajem i kulturą. Jeśli jednak mieszkam w kraju, w którym się urodziłem, ale w miejscu, gdzie prawosławni Białorusini i Ukraińcy stanowią zdecydowaną większość, od 60 do 90%, w południowej części województwa podlaskiego, i dominują wszędzie: w urzędach, w firmach prywatnych i państwowych – do których inni nie mają wstępu, to jest to dla mnie obca kultura i zwyczaje. Cała tzw. ściana wschodnia nigdy nie należała do Korony, czyli do Polski i nie powinna do niej należeć. Ja nie czuję związku ze Wschodem, tak jak Pan. To, co dla Pana jest bliskie i swojskie, dla mnie jest obce. 15 km od miejsca, gdzie mieszkam, był zajazd “Zagłoba”. Gdy zmienił się właściciel, to zmienił nazwę na “Chutor nad Narwią”. Dla mnie to jest dzicz, sicz i Zaporoże, a nie Polska. Więc niech mi Pan nie wmawia, że mam się czuć swojsko na Ukrainie. Ta obecna Polska jest zdominowana przez Wschód. Z jednej strony mamy tzw. mniejszości kresowe na tzw. Ziemiach Odzyskanych, no właśnie! – dla kogo?, a z drugiej – nowych Polaków, wyprodukowanych na ziemiach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. I jedni i drudzy stanowią większość w tym kraju i dlatego nazywa się go krajem Zulu-Gula. Polacy z Korony są tu w mniejszości. Nie wiem, czy gdyby Polacy z Korony dominowali w tym kraju, to byłby to inny kraj. Takiej szansy nie dostali. Unia z Litwą była dla Korony gwoździem do trumny. Jagielońska dzicz, po unii personalnej, rozgrabiła cały dorobek Korony, tak jak po 1989 roku rozgrabiono dorobek PRL-u.

        Like

  2. Oczywiście że język to za mało. Pochodzę z rodziny wielopokoleniowej. Jak wiem moi przodkowie od dawna tu zamieszkiwali. W przeciwieństwie do Pana czuję się tutaj dobrze. Nigdy bym tego miejsca nie zamieniła na żadne inne. Miasto nigdy mnie nie pociągało. Tym bardziej nie wyobrażam sobie życia w blokowiskach. Muśże mieć luz i oddychać świeżym powietrzem. Chociaż nie do końca ono jest świeże. Jak już pisałam mieszkam w sąsiedztwie dwóch wielkich obiektów strategicznych. Często z kominów widoczny jest dym. Na dużą skale robione było odsiarczanie ale do końca nie wiadomo jak to faktycznie wygląda prawda. Najgorszym jest gdy zamieszkuje się w miejscach dla nas obcych. Ale bywa i tak i jakoś trzeba to zaakceptować chociaż przychodzi to z trudem. Gdy się ma te kilka dziesiątek lat to nawet trudno zmieniać miejsce zamieszkania. Pamiętam jak lata wstecz mówiło się że na terenach byłej NRD są wolne mieszkania ,domy do wynajęcia oraz praca.. Oferty wyglądały na całkiem dobre. Przez jakiś czas nosiłam się z zamiarem tam zamieszkania. Nie pamiętam co stanęło na przeszkodzie że pozostałam tutaj na mojej wiosce. Teraz widząc co tam się dzieje wiem że popełniłabym haniebny błąd. Czy Pan czuje się w swoim miejscu zamieszkania bezpiecznie?

    Like

    • “Czy Pan czuje się w swoim miejscu zamieszkania bezpiecznie?” – Ja mam 66 lat i w zasadzie jestem już przygotowany na śmierć. Ile mi jeszcze zostało, tego oczywiście nie wiem. W takiej sytuacji jest mi już wszystko obojętne i niczego nie boję się. Jeśli mnie coś jeszcze interesuje, to to, czy dojdzie do odtworzenia I RP, jak tu na tym blogu cały czas twierdzę. Raczej nie dożyję tego momentu, gdy wojna na Ukrainie skończy się, bo to jeszcze trochę potrwa, i nie dowiem się czy mam rację, czy – nie.

      Like

  3. Jestem kapkę starsza, ale chciałabym jeszcze trochę pożyć. Nie boję się niczego bo wiem że jest początek i koniec. Lokum pośmiertne czeka i po kremacji prochy moje spoczną. Jak będzie wyglądała przyszłość Polski nie wiadomym jest. Jeżeli naród nie wybudzi się z letargu, raczej przyszłość rysuje się w czarnych kolorach. Zobaczymy co się stanie gdy ceny prądu poszybują do góry. W tym pokładam nadzieje że coś w tym temacie się ruszy.

    Like

    • “Jeżeli naród nie wybudzi się z letargu,” – Pani traktuje naród jako jednorodną masę, która ma wspólny interes. A tak nie jest, przynajmniej w przypadku Polski. Mamy w niej do czynienia z narodowościową mieszanką, w której interesy tych narodowości nie są zbieżne. Jedni są faworyzowani względem drugich; dla jednych ceny prądu będą dotkliwe, dla innych – nie. Podejrzewam, że te ceny bardziej odczują ludzie mający własne firmy, niż zwykli odbiorcy. To jest prawdopodobnie walka o wyeliminowanie drobnej przedsiębiorczości.

      Like

    • amfibia to pojazd wodno-lądowy

      człowiek to istota duchowo-cielesna

      tak zwana śmierć to tylko oddzielenie duszy od ciała

      dla nas, naszego ja, naszej świadomości nawet przez chwilę nie ma śmierci, jest tylko wyjście z ciała, coś jak wyjście z pojazdu jakim jest nasze ciało, które nam zasłania świat duchowy a który nieustannie nas otacza, niczym powietrze i który tylko poznać będąc w ciele możemy jedynie przez wiarę

      tylko a priori możemy poznać świat duchowy

      nic się nie ryzykuje jeżeli założymy, że Pan Bóg Jest

      Like

  4. Od dawna mówi się o wyeliminowaniu klasy średniej. Zostaną bogacze i biedota. O to przecież chodzi tym co uzurpują sobie prawo do rządzenia Światem. Ci co pozakładali sobie panele słoneczne i pompy cieplne stracą na tym. Oglądałam filmiki tych bardzo zawiedzionych za sprawą tych wynalazków. Przedstawiali rachunki przed i po zainstalowaniu. Okazało się że płacą więcej. Jak powiedzieli że będą demontować te urządzenia. Innymi słowy w butelkę zostali nabici. Prawdą jest że ludzie bez z sami są sobie winni. Nadal jest tak że jeżeli sąsiad coś robi to dlaczego ja mam tego nie robić. Niestety tak uważam że jeżeli żyjemy we wspólnocie to nas wszystkich powinno to dotyczyć co się dzieje.

    Like

    • Ale my nie żyjemy we wspólnocie. Wspólnota ta komuna i w niej wszystko jest podporządkowanie wspólnemu interesowi. Problem tylko polega na tym, kto ustala, co jest dobre dla wspólnoty. Monarchia chyba była jednak lepsza, bo zapewniała pewną stałość. Monarchy nie wybierano w wyborach powszechnych co parę lat. A tak w ogóle, to nie są to wady poszczególnych ustrojów, tylko winni są ci, którzy mają możliwość podporządkowywania sobie monarchów czy partii politycznych dzięki monopolowi na niekontrolowaną emisję pieniądza. Dopóki ten monopol będzie istniał, to wszelkie pomysły na poprawę czegokolwiek są zwykłym biciem piany. Przy kontrolowanej emisji pieniądza nie ma korupcji i nie ma wojen.

      Like

  5. “Jest to bezkształtna masa, z której można wszystko ulepić i pokierować w pożądanym dla siebie kierunku.”

    Z Netu wyłowiłem taki, chyba wiele mówiący fragment :

    # (..) Polacy nie wytworzyli tradycji i mechanizmów zgodnej współpracy 

    między elitami państwowymi a resztą mieszkańców.
    W komentarzu do artykułu Stanisława Tyminskiego ” Gdzie nasza dobra zmiana?” napisałem:
    “Błędem Pana i przyjaciół z Partii X było, jest i będzie, według mnie, 

    założenie, że istnieje WSPANIAŁY NARÓD POLSKI”

    .

    Byli poszczególni wybitni, wspaniali Polacy, 

    ale wspaniały naród po prostu nie zdążył się narodzić.

    Nie było zapotrzebowania na ‘naród’, było zapotrzebowanie na ‘inwentarz’. #

    Like

    • Tymiński to ciekawa postać. Ojciec był radiomechanikiem. Pochodził ze wsi w województwie mazowieckim. Matka była gospodynią domową. Pobrali się w 1948 roku we Wrocławiu, po czym zamieszkali w Komorowie pod Warszawą. W 1969 roku Tymiński wyjeżdża do Szwecji, a stamtąd w 1975 roku do Kanady i tam zakłada firmę komputerową. Jak Wrocław w 1948 roku, to matka mogła być ukraińską Żydówką. W Komorowie to raczej plebs się nie osiedlał. Jak w 1969 roku wyjechał do Szwecji? A w Kanadzie założył firmę komputerową. Śmierdzi tu żydowskimi korzeniami na odległość.

      Like

  6. Być może że żle się wyraziłam odnośnie wspólnoty. Czym więc jest to wszystko co nas otacza? Czy nie są to nasze wspólne, wypracowane dobra? Wszyscy na to pracowali. Proszę mi wierzyć, ale cały czas czuję jakbym żyła nadal w komunie. Komuniści przeistoczyli się w lewactwo, ale nadal są to komuniści. Jeżeli chodzi o Tymińskiego to swego czasu nie żle namieszał. Wiadomym jest że przekonał rzesze ludzi do swojej osoby. Być może że ma pochodzenie żydowskie. Są takie miejsca gdzie faktycznie nie dla plebsu. Słynna Aleja Róż, Wilanów oraz podwarszawskie niektóre miejscowości.

    Like

    • “Czy nie są to nasze wspólne, wypracowane dobra?” – Są, ale podział tych dóbr odbywa się przy pomocy środka wymiany dóbr i usług zwanym pieniądzem, a ten nie jest w rękach tych, którzy te dobra wytwarzają.

      Like

  7. Niby tak jest dlatego trudno jest zrozumieć Polskę. Obecnie Polskę zamieszkują różne nacje, dlatego nie jest to normalnością. Kwestią czasu jest ze dojdzie do tego że będziemy mniejszością . We Francji już to jest. Skutki wojny na Ukrainie będziemy odczuwali przez długie lata, może i pokolenia.

    Like

    • Na Zachodzie Murzyni i Arabowie odróżniają się od reszty. W Polsce nie odróżnimy potomków tych Ukraińców, Białorusinów i Litwinów, którzy zostali przesiedleni po II wojnie światowej. Nie odróżnimy też tych Polaków ze wschodu, których potomkowie przeszli z prawosławia na katolicyzm i język polski. Choć w tym wypadku pewną wskazówką jest sentyment do Kresów i bogoojczyźniany patriotyzm. Polak-katolik to hasło wymyślone przez Żydów, by zrobić z nie w pełni wykształconych narodowo społeczności z Kresów Polaków. Wydaje mi się, że część, może nawet większa, głosujących na PO to właśnie te przesiedlone, prawosławne mniejszości kresowe. W przypadku PiS-u spora część jego elektoratu, to są właśnie ci nowi Polacy ze wschodu. Dla nich ich tożsamością jest nawiedzony patriotyzm i katolicyzm. Wydaje mi się, że właśnie stąd bierze się ta nienormalność, ta “polska” nienormalność.

      Like

  8. podejrzewam czy aby świadomie nie wpisuje się Pan ze swoim blogiem w mainstreamowy trend zohydzania Polakom wszystkiego co na wschodzie w ramach przygotowania do konfliktu z BY i RU

    bo, ciężko mi zrozumieć pańską “antywschodniość”

    to tak jakby ktoś mieszkający na śląsku miał pretensje że tam są ślązacy co mówią gwara śląską i są wszedzie, w firmach, urzędach i że wogóle historycznie to Polska straciła że śląsk należy do Polski bo coś tam

    albo że kaszubi należą do Polski czy górale no bo oni też mają swoją specyfikę itd. i po co wogóle nam są

    Like

    • “to tak jakby ktoś mieszkający na śląsku miał pretensje że tam są ślązacy co mówią gwara śląską i są wszedzie, w firmach, urzędach i że wogóle historycznie to Polska straciła że śląsk należy do Polski bo coś tam” – Ja nie mam pretensji o to, że na tzw. ścianie wschodniej dominują prawosławni. Ja tylko stwierdzam fakt. I lepiej by było, gdyby prawosławni żyli z prawosławnymi, a katolicy z katolikami. Tego problemu nie ma na Śląsku, na Kaszubach i z góralami. Wyznanie bardziej dzieli ludzi, niż drobne różnice kulturowe. Moja niechęć do Wschodu i prawosławia wynika z moich osobistych negatywnych doświadczeń z obcowania z ludźmi z tej “kultury”. Bardzo mnie to cieszy, że dziś pierwsza reprezentacja Ukrainy przegrała z Austrią 3:1.

      Like

  9. być może więc jest duzym nadużyciem i mało poważne by na bazie osobistych doświadczeń wyrokować o historii kilku stuleci całego narodu

    Like

    • Panie Tołoczko, albo dyskutujemy o faktach, albo się bawimy w ataki personalne. Proszę mi odpowiedzieć na proste pytanie: skąd się wzięli Polacy na wschodzie, czyli w WKL, skoro w momencie unii z Litwą w 1569 roku polscy chłopi z Korony byli niewolnikami przywiązanymi do ziemi, a szlachta, mając tych niewolników i żyjąc z ich pracy, również była przywiązana do ziemi? Chłopi nie mogli emigrować, a szlachta nie miała w tym interesu.

      Like

  10. nie atakuje Pana, ma Pan bardzo ciekawego bloga

    z historią jest jak z duża spółką z oo albo korporacją

    widać prezesa, radę nadzorczą, dyrektorów, pracowników i ich działania

    ale o kierunku i wszystkim prawdziwie istotnym decydują niewidoczni udziałowcy a i to pochowani za róznymi fundacjami – to są ośrodki realnej władzy

    szlachta, polacy, litwini, wyborcy to tylko dla nich zasób do wykorzystania

    Like

    • Dziękuję za pozytywną opinię o blogu. Faktyczną władzę mają ci, którzy mają monopol na emisję pieniądza i to oni decydują, komu go dadzą, by realizował ich interesy. Gdy swego czasu Soros zaatakował funta brytyjskiego, to jego oficjalny majątek był za mały, by dokonać takiej operacji. Robił po prostu za słupa.

      Like

  11. więc jest kwestią czasu kiedy zamienią pieniadz fiducjarny na elektroniczny w czipie wszczepionym do organizmu

    co wtedy może zrobić zwykły kowalski

    Like

    • Cały czas do tego dążą i ten stan niewolnictwa będzie najgorszym ze wszystkich, jakie zna historia.

      Like

Leave a comment