W poprzednim blogu „Religia” opis dziejów chrześcijaństwa zakończyłem na reformacji, w wyniku której powstał protestantyzm, a z którego wyłaniały się stopniowo nowe wyznania. Dał on też początek zjawisku zwanemu religią naturalną. Religia naturalna to taka religia, w której Bóg obejmuje sobą cały świat i każda cząstka materii jest cząstką Boga. Stoi więc ona w absolutnej opozycji do religii chrześcijańskiej, w której Bóg jest Stwórcą świata widzialnego i niewidzialnego, duchowego, i jest transcendentny (wymykający się zwykłemu ludzkiemu doświadczeniu) wobec niego, a więc jest niematerialny.
Wydaje mi się, że genezę i rozwój religii naturalnej, dobrze opisuje Henryk Rolicki w swojej książce Zmierzch Izraela (1932):
Reformacja głosiła oderwanie religii od hierarchii Kościoła katolickiego i zerwanie z jego autorytetem w rzeczach wiary. Dając swym wyznawcom prawo samodzielnego czytania i komentowania Pisma Świętego, wprowadziła anarchię w „zakres dogmatów” religijnych.
Zarazem twierdziła, że nie tylko teksty Pisma św., lecz i postępy wiedzy naukowej godzą w prawdy, podawane do wierzenia przez Kościół katolicki. Wyłoniły się stąd dwa kierunki, dwie poniekąd metody teologiczne: jedna stała ściśle na gruncie rozumowym, racjonalistycznym i stwierdzała nieuchronny rozbrat i rozdział między wiarą i wiedzą, i dlatego głosiła, że do zbawienia trzeba jedynie tylko wiary, choćby wbrew rozumowi; drugi kierunek o charakterze mistycznym usiłował sobie wyjaśnić tajemnice wiary, a przynajmniej ugruntować w sobie przekonanie o ich prawdziwości, sięgając do kabały żydowskiej.
Pierwszy – wysoko stawiający postęp nauki, a szczególnie nauk matematyczno-przyrodniczych, opierał się na pewnego rodzaju metodzie scholastycznej i komentowaniu Pisma św., przy czym Stary Testament postawiono na równi z Nowym, drugi w zakresie religijnym zwracał się wprost do źródeł żydowskich Starego Testamentu i kabały.
Całą literaturę hebrajską stanowią Tora, czyli Pięcioksiąg Mojżeszowy oraz komentarze do Tory. Największym z tych komentarzy jest Talmud; obok niego istnieje też tajny, mistyczny wykład Biblii, zwany Kabałą.
Pierwszy znalazł swój wyraz przede wszystkim w Kościele augsburskim, drugi w helweckim i rozlicznych sektach angielskich oraz amerykańskich.
Wtedy przyszedł Spinoza i stworzył swój system panteistyczno-materialistyczny, który łączył poniekąd w sobie dwie metody teologiczne, rozumową i mistyczną, filozoficzną i kabalistyczną. Oparcie poglądu na świat na twierdzeniu, że Bóg i materia to jedno, że Bóg obejmuje sobą cały świat materialny, że każda cząstka materii jest cząstką Boga, było z jednej strony potężnym poparciem badań nad materią, czyli przyrodniczych, z drugiej zaś dawało się pogodzić z naukami kabały. Toteż wiemy, że Spinoza był wielbicielem Zoharu (mistyczny komentarz do Tory, Pieśni nad Pieśniami i Księgi Rut, powstały w XIII wieku – przyp. W.L.) i wierzył nawet w mesjańską rolę Sabbataja Cwi.
Tak pomyślany Bóg był w istocie swej niepoznawalny – a raczej mógł być poznawalny tylko przez poznanie materii, przez badanie przyrody. Co więcej – jako niepoznawalny – nie wymagał żadnych dogmatów, które by musiały się dopiero godzić z teoriami nauki, a więc był nader wygodny. Jako niepoznawalny nie wymagał nadto żadnych uczynków, żadnej etyki.
Filozofia Spinozy dała podkład umysłowy pod ideologię lóż wolnomularskich. Skoro Bóg to materia, to i prawa materii, prawa przyrodnicze są poniekąd Boskimi. Wielki Budowniczy, ten Bóg lóż wolnomularskich już w XVIII w. w ruchu filozoficznym jest ubóstwianą Naturą. Rodzą się stąd pojęcia religii, danej człowiekowi przez przyrodę, tzw. religii naturalnej i etyki wrodzonej, tzw. etyki naturalnej. Oczywiście religia ta i etyka, dana każdemu człowiekowi niejako przyrodniczo, jest niezależna od wszelkich wyznań religijnych, a tym bardziej od narodowości czy rasy. Wiązanie religii i etyki z wyznaniem religijnym to „przesąd”. Stąd walka lóż z „przesądami”.
Przeciwieństwem przesądu jest „oświecenie”. „Oświecenie” – to nie tylko otrząśnięcie się z „przesądów”, lecz także uświadomienie sobie głosu natury, tj. poznanie prawd religii naturalnej i etyki naturalnej, czyli znalezienie „światła”. „Światło” zaś promieniuje z lóż. Uznawanie wartości tego „światła”, to hołd złożony „duchowi czasu”, trwanie przy „przesądach” zwie się „wstecznictwem”.
Etyka naturalna jest aspołeczna, bo człowiek z trudem wyrzeka się czegoś na rzecz zbiorowości. Człowiek ma pewne prawa, które mu dała natura, a szczególnie prawo do tego, żeby mógł żyć i działać jak chce, oraz żeby nikogo nie musiał słuchać i przed nikim się nie poniżać i płaszczyć. Stąd prawo do wolności i równości, uznane za „prawo naturalne”.
Społeczność jednak musi istnieć. Jak to pogodzić z prawami naturalnymi? Trzeba się uciec do fikcji, że ludzie kiedyś w prehistorii zawarli ze sobą umowę zbiorową, w której zrzekli się części swej wolności na rzecz zbiorowości. W ten sposób to ograniczenie wolności jednostki na rzecz instytucji społecznej będzie można uważać za zrzeczenie się dobrowolne. Tak powstała teoria „kontraktu społecznego” Rousseau’a, przypominająca bardzo w swej konstrukcji kontrakt Izraela z Jehową. W niej geneza rewolucyjnej „deklaracji praw człowieka i obywatela”.
Tak pojętym prawom naturalnym, tej „religii naturalnej” i „etyce naturalnej” przeciwstawia się szczególnie Kościół katolicki, opierający się o objawione dogmaty religijne, z góry dane, oraz władze świeckie, opierające się na przekonaniu, że „władza od Boga pochodzi”, a więc niechętne wszelkim pomysłom „kontraktu społecznego”.
Rozszerzenie takiej ideologii musiało doprowadzić do ataków na Kościół katolicki, ukoronowanych dopiero w r. 1870 kasatą państwa papieskiego oraz do rozprawy z królami i książętami, która znalazła swój wyraz w rewolucji francuskiej, a później w ruchach wolnościowych 1848 roku.
Papiestwo wcześnie zareagowało na zamiary wolnomularstwa, bo już w r. 1738 ukazuje się bulla Klemensa XII „In eminenti Apostolatus speculo” (W zwierciadle wybitnego Apostolstwa – przyp. W.L.) potępiająca wolnomularstwo.
Panujący dali się natomiast ogarnąć ruchowi tym bardziej, że organizacje wolnomularskie czyniły ich lub ich krewnych swymi protektorami i rzucały im piaskiem w oczy.
Na czele armii sprzymierzonych, idących na pomoc uwięzionemu Ludwikowi XVI, by stłumić rewolucję we Francji, staje przecież nie kto inny jak ks. Ferdynand Brunświcki, protektor „braci azjatyckich” oraz iluminatów Weishaupta, tj. najskrajniejszych związków rewolucyjnych. Nic dziwnego, że stał bezczynnie niemal nad Renem, gdy w Paryżu Ludwika XVI, a potem królową Habsburżankę wleczono na gilotynę.
Propaganda „religii naturalnej” znajdowała grunt niemal wyłącznie w warstwach wykształconych. W warstwach niższych, szczególnie zaś wśród ludu trafiała na odpór. Trzeba było lud specjalnie wychować.
„Dajcie mi na przeciąg wieku wychowanie publiczne, a zmienię świat” mawiał filozof Leibnitz, wybitny różokrzyżowiec. Ku temu celowi posłużyło wypędzenie jezuitów i kasata zakonu, po czym mogła nastąpić w krajach katolickich sekularyzacja dóbr zakonnych i szkolnictwa. Odtąd na wychowaniu położyło rękę wolnomularstwo.
W XIX w. propaganda lóż masońskich wyszła już spod znaku „Wielkiego Budowniczego” i „religii naturalnej”, a potem tzw. deizmu i poszła po linii zdecydowanego ateizmu.
Równolegle z głoszeniem „religii naturalnej” szło propagowanie „etyki naturalnej”, wspólnej dla wszystkich. Ujawniło się to wszędzie. Na polu rządów i dyplomacji w cynizmie, jakim odznaczała się – nawet na tle innych czasów – dyplomacja XVIII w., na tle stosunków społecznych w obaleniu wszelkiego autorytetu, na tle stosunków między ludźmi w zatracie wszelkiej szlachetności (jakbyśmy dziś powiedzieli dżentelmeństwa), na tle stosunków rodzinnych w tolerowaniu jawnych skandali, na tle stosunków seksualnych w zatracie wszelkiej miary.
xxx
Panteizm – pogląd filozoficzno-religijny, będący odmianą monizmu ontologicznego, odrzucający istnienie Boga osobowego, utożsamiający Boga z przyrodą lub głoszący, że Bóg istnieje w przyrodzie immanentnie.
Deizm – kierunek filozoficzny (także stanowisko światopoglądowe) powstały w okresie oświecenia, uznający Boga za stwórcę i prawodawcę ale odrzucający wiarę w bezpośrednie kierowanie światem przez Boga, wiarę w cuda i objawienie.
xxx
W powieści Jana Potockiego Pamiętnik znaleziony w Saragossie (wyd. Vesper 2007) jest fragment odnoszący się do religii naturalnej. Może warto go przytoczyć, bo Potocki żył w czasach oświecenia, a więc w okresie jej tworzenia. Poniżej ten fragment:
Moglibyście zapytać mnie, po co usiłuję was przekonać, iż religia naturalna prowadzi do tego samego celu, co i religia objawiona, bo przecież skoro jestem chrześcijaninem, powinienem wyznawać tę ostatnią i wierzyć w cuda, które stworzyły jej fundament. Pozwólcie zatem, że naprzód oznaczymy różnicę miedzy religią naturalną i objawioną.
Podług teologa Bóg jest twórcą religii chrześcijańskiej, podług filozofa także, ponieważ wszystko, co dzieje się, pochodzi z woli boskiej, ale teolog wspiera się na cudach, które są wyjątkami w ogólnych prawach natury i tym samym nie przypadają do smaku filozofowi. Ten ostatni, jako badacz natury, skłonny jest mniemać, że Bóg, twórca naszej świętej religii, chciał ją ufundować przy pomocy ludzkich środków, nie wyłamując się z powszechnych praw, rządzących światem duchowym i materialnym.
Tutaj różnica nie jest jeszcze tak znaczna, wszelako badacz natury pragnie wprowadzić jeszcze jedno subtelne rozróżnienie. Powiada on do teologa: Ci, którzy widzieli cuda na własne oczy, mogli im z łatwością uwierzyć. Dla ciebie, urodzonego o osiemnaście wieków później (akcja powieści toczy się w XVIII wieku – przyp. W.L.), wiara jest zasługą, a jeżeli wiara jest zasługą, to twoją wiarę można uważać za jednakowo wypróbowaną zarówno w wypadku, jeżeli cuda te rzeczywiste miały miejsce, jak też wówczas, jeżeli to tylko uświęcona tradycja podała je do twojej wiadomości. Skoro zaś wiarę w obu tych razach można uważać za jednakowo wypróbowaną, zasługa również musi być jednaka.
Tu teolog przechodzi do natarcia i mówi do badacza natury: Tobie zaś kto odkrył prawa natury? Skąd wiesz, czy cuda, zamiast być wyjątkami, nie są raczej objawami nieznanych tobie zjawisk? Nie możesz bowiem powiedzieć, że znasz dokładnie prawa natury, do których odwołujesz się od wyroków religii. Promienie twego wzroku podciągnąłeś pod prawa optyki, jakim więc sposobem, wszędzie się przedzierając i o nic nie uderzając, nagle, spotkawszy zwierciadło, wracają, jak gdyby odbiły się o jakieś ciało sprężyste? Dźwięki również się odbijają, a echo jest ich obrazem; z pewnym przybliżeniem stosują się do nich te same prawa, co do promieni świetlnych, chociaż mają raczej charakter modalny, podczas gdy promienie świetlne zdają się nam ciałami. Ty jednak nie wiesz tego, gdyż w gruncie rzeczy nic nie wiesz.
Badacz natury musi przyznać, że nie wie, wszelako dodaje: Jeżeli ja nie jestem w stanie określić cudu, to ty znów, senior teologu, nie masz prawa odrzucać świadectwa Ojców Kościoła (pisarze starochrześcijańscy z I-VII wieku – przyp. W.L.), którzy przyznają, że nasze dogmaty i tajemnice istniały już w religiach przedchrześcijańskich. Ponieważ więc nie weszły do tych poprzednich religii za pomocą objawienia, musisz zatem zbliżyć się do mego zdania i przyznać, że można było sformułować te same dogmaty bez pomocy cudów. Zresztą – mówi badacz – jeżeli chcesz, abym ci otwarcie powiedział, jaki mam pogląd ma pochodzenie chrześcijaństwa, to proszę, posłuchaj: Świątynie starożytnych były po prostu jatkami, bogowie ich bezwstydnymi rozpustnikami, ale w niektórych zgromadzeniach ludzi pobożnych panowały zasady daleko czystsze i składano ofiary mniej odrażające. Filozofowie oznaczali bóstwo imieniem Theos, nie wymieniając ani Jowisza, ani Saturna. Rzym podbijał naówczas ziemię i przypuszczał ją do swoich bezeceństw. Mistrz boski zjawił się w Palestynie, zaczął nauczać miłości bliźniego, pogardy bogactw, zapomnienia krzywd, poddania się woli Ojca, który jest w niebie. Ludzie prości towarzyszyli mu za życia. Po jego śmierci zeszli się z ludźmi oświeceńszymi i wybrali z obrzędów pogańskich to, co najlepiej przystawało do nowej wiary. Nareszcie Ojcowie Kościoła zabłysnęli z kazalnic wymową bez porównania bardziej przekonywującą od tej, jaką dotąd słyszano z mównic. Takim sposobem, za pomocą środków na pozór ludzkich, chrystianizm utworzył się z tego, co było najczystsze w religiach pogan i żydów.
Tak właśnie spełniają się wyroki Opatrzności. Stwórca światów mógł bez wątpienia ognistymi zgłoskami wypisać swoje święte prawa na gwiaździstym niebie, ale nie uczynił tego. Skrył w starożytnych misteriach obrzędy doskonalszej religii, zupełnie tak, jak w żołędzi ukrywa las, który będzie kiedyś ocieniał naszych potomków. My sami, aczkolwiek nie wiemy o tym, żyjemy przecież wśród przyczyn, nad których skutkami potomność będzie się zdumiewać. Dlatego to nazywamy Boga Opatrznością, w przeciwnym bowiem razie nazywalibyśmy Go tylko Potęgą.
xxxxxxxx
W tym wypadku religia naturalna różni się od objawionej tylko tym, że nie jest objawioną tylko stworzoną, czyli różni się genezą i tylko tym.
W tym momencie mógłby ktoś zapytać, po co takie rozważania, po co takie dzielenie włosa na czworo, po co zajmowanie się zagadnieniami, które z punktu widzenia codzienności są wysoce abstrakcyjne? No, ale skoro w XVIII wieku oświecenie przyniosło rozwój kultury laickiej i niezależnego poglądu na świat, a krytyka religii objawionej wiodła do deizmu, a nawet ateizmu, to wypada przybliżyć sobie ten deizm. Wikipedia tak pisze:
„Z przekonań religijnych Dmowski był deistą i przez całe życie pozostawał obojętny religijnie, jednak na krótko przed śmiercią nawrócił się i postanowił powrócić na łono Kościoła katolickiego. Na łożu śmierci 30 grudnia 1938 odwiedzili go jego przyjaciel bp Stanisław Łukomski, jego kapelan ksiądz Henryk Kulbat, a także ks. prałat Krysiak z Łomży, który udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych.”
A więc ten „patriota”, który wmawiał Polakom, że Polak to katolik, że polską racją stanu jest bycie krajem katolickim, przez całe swoje życie nie był katolikiem tylko deistą.
Powyższa definicja deizmu pochodzi ze Słownika Wyrazów Obcych PWN z 2002 roku. Natomiast ten sam słownik, ale z 1959 roku, podaje bardziej rozbudowaną jego definicję:
„Deizm (od łac. deus bóg) filoz. pogląd, który, uznając Boga za przyczynę świata lub jego pierwszy motor, odrzuca zarazem jego interwencję w bieg zdarzeń i życie ludzkie, a więc m.in. cuda i objawienie. D. rozpowszechniony w filozofii europejskiej XVII-XVIII w. zawierał z reguły negację dogmatów religijnych i uznanie z religii tylko tego, co można rozumowo uzasadnić, nadto zasady tolerancji religijnej, odrzucenie wartości liturgii i organizacji kościelnej, moralność świecką (w Anglii m.in. Toland, Collins, we Francji m.in. Voltaire, Rousseau). D. był w czasach Oświecenia ideologią burżuazji, walczącej z wpływami Kościoła na życie społeczne, wychowanie i naukę.”
Jest różnica? Ci, którzy kiedyś palili książki, dobrze wiedzieli, co czynili. Dziś już nie trzeba palić książek, po prostu usuwa się z internetu niewygodne treści. W tej definicji jest jedna bardzo ważna wskazówka, a mianowicie to, że deizm był w czasach oświecenia ideologią burżuazji, a więc Żydów, bo to oni w większości tworzyli tę burżuazję.
Mamy więc Dmowskiego, który stręczy nam katolicyzm, sam nie będąc katolikiem. Wmawia Polakom, że katolicyzm to polska racja stanu, podczas gdy jest odwrotnie. W sytuacji, gdy państwo polskie znajduje się pomiędzy prawosławnym morzem a protestanckim żywiołem, polską racją stanu byłoby raczej propagowanie deizmu, a już na pewno unikanie określenia „Polak-katolik”. Kim zatem był Dmowski? Skoro deizm był ideologią oświeceniowej burżuazji, czyli Żydów, to wygląda na to, że Dmowski był żydowskim sługusem i realizował ich koncepcję katolickiego państwa polskiego i koncepcję asymilacyjną, która polegała na tym, by z ludności byłej Rusi Kijowskiej robić Polaków. Tak naprawdę to sprowadzała się ona do rozrzedzania polskości. Ta ludność ze wschodu zaakceptowała tylko język polski, a serce dalej pozostawało i pozostaje na Rusi. I kto wie, czy obecnie większość Polaków, to nie są właśnie tacy Polacy.
Rodzi się tyko pytanie – kto był większym szkodnikiem: Piłsudski czy Dmowski? Warto o tych sprawach pamiętać, by zrozumieć, czym była Narodowa Demokracja i kim są ci obecni „narodowcy”, którzy słowami „Polska”, „katolicyzm”, „patriotyzm” wycierają sobie swoje obleśne gęby i drą mordę: Dmowski na Wawel!
Rzygać się chce, jak się na to wszystko patrzy.