Śledząc historię i rozwój instrumentów piśmiennych czasem można natknąć się na dość zaskakujące fakty, o których mało kto wie, a już na pewno nie spodziewałby się ich w tym miejscu. Na jeden z nich natknąłem się w książce The Pencil A History of Design and Circumstance, której autorem jest Henry Petroski. Chodzi o historię produkcji ołówka w Związku Radzieckim po rewolucji październikowej.
Może komuś wydawać się, że cóż to za filozofia wyprodukować coś tak prostego jak drewniany ołówek. Możemy zamówić u stolarza meble, nawet jakieś fantazyjne, i on je zrobi. A „prostego” ołówka – nie. Chociażby z tego względu, że do jego wykonania, czyli wycięcia z drewna form dla grafitu, potrzebne są specjalistyczne maszyny, nie mówiąc już o tym, że samego wkładu do tego ołówka też sam nie zrobi. W tym miejscu wypada mi przytoczyć kilka faktów z jego historii, może dla niektórych nudnych, ale ułatwi to zrozumienie tego, co zdarzyło się w porewolucyjnym Związku Radzieckim.
Pod koniec XVII wieku drewniany ołówek, takim jakim znamy go dziś, był już produkowany. Może jeszcze nie na masową skalę, ale też nie była to produkcja chałupnicza. Prawdopodobnie pierwszym, który pomysł umieszczenia grafitu wewnątrz drewnianego ołówka zrealizował w praktyce, był stolarz (joiner) z Kestwick w Anglii. Przy czym angielskie słowo joiner oznacza stolarza w węższym znaczeniu niż w języku polskim. Był to stolarz, który wycinał z drewna mniejsze kawałki i łączył je. Wykonywał framugi do drzwi, drzwi, ozdoby z drewna itp.
Według innych źródeł nową technikę produkcji ołówków opanował już w 1662 roku Friedrich Staedtler, którego określano jako specjalistę i producenta ołówków. Był on synem emigranta, który osiedlił się w Norymberdze. Nie kontynuował jednak zawodu ojca, ale został sklepikarzem. Ożenił się z córką stolarza (joiner), od którego nauczył się tajników umieszczania grafitu w drewnie. I od samego początku chciał specjalizować się w produkcji ołówków. Niestety nie zgodziła się na to rada cechu uważając, że inni stolarze również mają do tego prawo i specjalizacja nie jest potrzebna. Jego upór i konsekwencja zostały docenione i w 1675 roku uznano go za producenta ołówków.
Staedtler wprowadził nowe metody produkcji. Jego własny warsztat rzemieślniczy rozwijał się, produkcja rosła. Pojawili się też inni producenci i w końcu w 1731 roku utworzono cech producentów ołówków.
W 1760 roku Kaspar Faber, rzemieślnik, osiedlił się w Stein koło Norymbergi. W następnym roku wywiesił szyld informujący o jego nowym zajęciu – produkcji ołówków. Początkowo była ona niewielka. Mieściła się w jednym podręcznym koszyku, z którym wybierał się do Norymbergi i pobliskiego Fürth. Po jego śmierci w 1784 roku jego syn, Anton Wilhelm, został jedynym właścicielem firmy, która później znana była na całym świecie jako A. W. Faber.
W 1793 roku wybuchła wojna pomiędzy Francją i Anglią. Francja została odcięta od dostaw doskonałej jakości angielskiego grafitu, ale też od gorszej jakości niemieckich ołówków produkowanych ze sproszkowanego grafitu zmieszanego z siarką i klejem. Ponieważ wojna, rewolucja, edukacja i codzienny biznes nie mogą obejść się bez ołówków, francuski minister wojny, Lazar Carnot, poszukiwał nowej metody ich produkcji. Człowiekiem, który mógł podjąć się tego zadania był Nocolas-Jacques Conté, trzydziestodziewięcioletni wówczas inżynier i wynalazca. Dokonywał już eksperymentów z grafitem, ale też miał doświadczenie w produkcji grafitowych tygli służących do wytopu metali. Jego wysiłki nie poszły na marne i w 1795 roku uzyskał patent na produkcję grafitu do ołówków.
Proces jego produkcji polegał na usunięciu z drobno sproszkowanego grafitu zanieczyszczeń, zmieszaniu z glinką porcelanową i wodą. Tak ukształtowaną, jeszcze mokrą masę, umieszczano w podłużnych, cienkich formach. Następnie wyschnięty grafit wyjmowano z form, opakowywano węglem drzewnym i zamykano w ceramicznych naczyniach i poddawano działaniu wysokich temperatur. Po takich zabiegach grafit w formie pręcików umieszczano w dopasowanej szczelinie wyciętej w drewnianej formie. Następnie formę tę z grafitem pokrywano klejem i na nią nakładano bliźniaczą formę z podobnie wyciętą szczeliną. I tak powstawały doskonałej jakości ołówki. Proste? Proste, jak się wie. Przyznam, że często zastanawiałem się, jak oni wkładają ten grafit do środka. Łączenia tych dwóch części nie było widać, bo lakier je pokrywał, a i przy temperowaniu trudno było się go dopatrzyć, co świadczyło o opanowaniu technologii do perfekcji.
Niektórzy uważają, że proces produkcji nowego grafitu niezależnie odkrył w 1790 roku wiedeński mechanik Josef Hardtmuth. Jednak jest to prawdopodobnie data powstania firmy. Sam Hardtmuth twierdzi, że opracował ten proces w 1798 roku, a więc trzy lata po jego opatentowaniu przez Conté. Według niektórych źródeł nowy proces produkcji grafitu wykorzystano w Wiedniu dopiero po jego wprowadzeniu przez zięcia Conté Arnoulda Humblota. Miał on też dokonać wielu ulepszeń w procesie swego teścia. Ostatecznie też został on szefem firmy w Paryżu.
Może trochę przydługa ta historyczna dygresja, ale chciałem pokazać, że ołówek, zdawałoby się – nic prostszego, to jego produkcja jest bardzo skomplikowanym procesem. I teraz mogę przejść do głównego wątku.
W 1921 roku przybył z Nowego Jorku do Moskwy młody lekarz – Armand Hammer. Celem tej wizyty było zorganizowanie dostawy leków i chemikaliów z jego rodzinnej firmy do Związku Radzieckiego. W trakcie swojej podróży na Ural miał okazję osobiście przekonać się o spustoszeniu jakie poczyniła rewolucja październikowa: głód, choroby, upadek handlu i produkcji. Zobaczył wielkie zapasy wydobytych minerałów, drogich kamieni, futer itp. Nie było jednak nikogo, kto by podjął się ich wymiany na zboże i inne produkty pierwszej potrzeby. I taką wymianę zorganizował Hammer. Amerykańskie statki ze zbożem pojawiły się w Piotrogrodzie. Po wyładowaniu zapełniły się towarami radzieckimi. Wymiana okazała się obustronnie korzystna. Taka zdecydowana postawa Hammera zwróciła uwagę Lenina, który zaprosił go na Kreml. W efekcie tych rozmów Hammer stał się pierwszym aktywnym amerykańskim biznesmenem w Związku Radzieckim. Według relacji samego Hammera Lenin mówił do niego tak:
»Dwa kraje, Stany Zjednoczone i Rosja, jak to ujął Lenin, wzajemnie uzupełniają się. Rosja jest zacofanym krajem z ogromnymi bogactwami naturalnymi. Stany Zjednoczone mogą wykorzystać te surowce naturalne i rynek dla swojego przemysłu maszynowego, a w dalszej kolejności, dla produkowanych towarów. Rosja potrzebuje przede wszystkim amerykańskiej techniki i zarządzania, amerykańskich inżynierów i techników. Lenin wziął do ręki egzemplarz Scientific American.
„Spójrz tu”, powiedział, kartkując pośpiesznie numer pisma, „to jest to czego dokonał wasz naród. To jest to, co oznacza postęp: budownictwo, wynalazki, maszyny, zautomatyzowanie produkcji wspomagające ludzkie ręce. Dziś Rosja wygląda jak Ameryka w swoich pionierskich latach. Potrzebujemy wiedzy i ducha, który uczynił Amerykę tym, czym jest.”
„To czego potrzebujemy, żeby stanąć na nogi”, mówił, podnosząc coraz bardziej głos…, „to amerykański kapitał i pomoc techniczna. Czyż nie tak?”«
Początkowo chciał on rozwijać współpracę na zasadzie handlu i wymiany. Proponował Fordowi wejście na rynek radziecki z samochodami i traktorami. Jednak nic z tego nie wyszło, bo władze radzieckie chciały tworzyć przemysł i produkcję na miejscu. I to samo zaproponowały Hammerowi. I gdy tak zastanawiał się nad tym, jakim rodzajem produkcji zająć się, pomysł sam się narzucił, zresztą zupełnie przypadkowo.
Hammer wszedł do sklepu z artykułami piśmiennymi, by kupić ołówek. Okazało się, że najprostszy ołówek kosztował prawie 10 razy więcej niż w Ameryce. Hammerowi chodziło jednak o ołówek chemiczny (kopiowy). A tych było tak mało, że sprzedawano je tylko stałym klientom, którzy kupowali papier i zeszyty. To był rok 1925. Jak sam wspominał, dostrzegł w tym szansę dla siebie. Władze radzieckie poparły pomysł. Wprawdzie wywołało to niezadowolenie tych, którzy sprowadzali niewielkie ilości ołówków z Niemiec, ale nie oni decydowali. Hammer zobowiązał się, że w pierwszym roku produkcji dostarczy na rynek ołówków o wartości 1 miliona dolarów. To bardzo przypadło do gustu rządzącym, bo planowali nauczyć czytać i pisać każdego obywatela.
Jednak od pomysłu do przemysłu droga daleka. Co innego wiedzieć jak wyprodukować ołówek, a co innego wyprodukować go. Do produkcji niezbędni są ludzie, którzy mają wiedzę, a więc inżynierowie, majstrzy i wykwalifikowani robotnicy. I po to wszystko musiał się udać Hammer do Norymbergi do firmy Faber która od pokoleń była w rękach rodziny Faber. Obecnie nazywa się ona Faber-Castell i jest największym na świecie producentem ołówków. Oprócz nich produkuje ołówki automatyczne, długopisy, pióra i inne akcesoria.
Firma ta starannie skrywała tajemnice procesu produkcji i konstrukcji najnowszych maszyn. Żeby więc uruchomić produkcję w Związku Radzieckim, należało pozyskać ludzi z kwalifikacjami oraz maszyny do produkcji ołówków. A to nie było takie proste, bo fabryka Fabera była zorganizowana na sposób feudalny. Jego rządy były bardziej absolutne niż jakiegokolwiek księcia czy feudalnego barona. Nie było więc łatwo cokolwiek wydobyć z tej twierdzy. Nie mniej jednak zawsze znajdą się jacyś niezadowoleni, którzy w zamian za lepsze wynagrodzenie i warunki pracy, gotowi są podjąć ryzyko zmiany zatrudnienia i wyjazdu z kraju. I takich ludzi znalazł Hammer dzięki pomocy jednego z bankierów. Pod pretekstem wyjazdu na wakacje do Finlandii opuścili Niemcy. W Helsinkach, za sprawą Hammera, czekały na nich radzieckie wizy. Podstępu użyto również przy sprowadzaniu maszyn. Zamówiono je u producenta w częściach i kazano przysłać do Berlina, sugerując, że tam nastąpi ich montaż. A gdy tam znalazły się, każdą część oznakowano i wysłano do Moskwy.
W Moskwie Hammer szybko znalazł odpowiednie miejsce na zlokalizowanie fabryki i osiedla dla robotników. Był to opuszczony zakład produkcji mydła. Szybko odnowiono podupadłe budynki, zainstalowano maszyny i rozpoczęto produkcję. Zanim jednak do tego doszło, Hammer importował ołówki na kwotę 2 milionów dolarów rocznie. W pierwszym roku produkcji wartość wyprodukowanych ołówków wyniosła 2,5 miliona dolarów. W drugim roku produkcji cena jednostkowa spadła pięciokrotnie.
To wszystko stało się bardzo szybko. Wyniki były imponujące. Trzeba jednak pamiętać o tym, że działo się to w warunkach całkowitego monopolu, ponieważ import ołówków do Związku Radzieckiego był zabroniony, ale nie dla Hammera. I to chyba tłumaczy, skąd taka sympatia amerykańskich kapitalistów do komunistycznego kraju: posiadanie monopolu na swoją produkcję czy handel, to marzenie każdego przedsiębiorcy. W Ameryce to nie byłoby możliwe.
Gdy produkcja wrosła z 51 milionów do 72 milionów sztuk rocznie, fabryka Hammera mogła wyeksportować 20% produkcji do Anglii, Turcji, Persji i na Daleki Wschód. Zysk z zainwestowanego kapitału wynosił 100%. A ten zainwestowany kapitał to milion dolarów. Był to kapitał Hammera, ale zyski dzielono po połowie tj. połowa dla Hammera i połowa dla władz Związku Radzieckiego.
Produkowano różne ołówki, ale najbardziej popularny to „Diamond”, który pakowano w zielone pudełka i oznaczano napisem: “A. Hammer – American Industrial Concession, U.S.S.R.” Znakiem handlowym, czyli logo, jakbyśmy dziś powiedzieli, był skrzyżowany z kotwicą młot, co miało kojarzyć się z dwoma skrzyżowanymi młotami na niektórych ołówkach Fabera. Pewnego razu Nikita Chruszczow powiedział Hammerowi, że nauczył się pisać, używając ołówków. Podobnie było w przypadku innych radzieckich przywódców, takich jak Leonid Breżniew i Konstantin Czernienko. Wszystkim przywódcom radzieckim, poza Stalinem, zależało na poznaniu Hammera, bo on znał Lenina.
Przemysł kwitł i, z początkowo jednej fabryki, powstało ich pięć. Produkowano w nich nie tylko ołówki, ale też artykuły pochodne. Takie fabryki były również miejscem, w którym mogli się ukryć ludzie o niebolszewickim pochodzeniu: profesorowie, pisarze, generałowie, urzędnicy carscy itp. Wszyscy oni obsługiwali maszyny do cięcia drewna lub pakowali gotowe produkty, tak jak zwykli robotnicy. Ich jedynym celem było wtopienie się w ten tłum i zatarcie śladów swojej przeszłości. To jednak nie zmieniało faktu, że wszechobecni szpiedzy i agenci demaskowali ich i żądali wydalenia ich z zakładu w celu zrobienia miejsca prawdziwym proletariuszom.
Jednak takie typowo kapitalistyczne przedsiębiorstwo charakteryzujące się podziałem zysków i pracą akordową, nie mogło ujść uwagi radzieckiej prasie i całe przedsiębiorstwo Hammera znalazło się w ogniu jej krytyki. Ale były też i inne czynniki, które wskazywały, że klimat dla tego typu przedsięwzięć uległ zmianie. Trudności w uzyskaniu kredytu oraz pogarszający się stosunek władz radzieckich do kapitału zagranicznego, spowodowały że Hammer zaczął rozważać możliwość sprzedaży fabryki rządowi radzieckiemu. I to nastąpiło w 1930 roku. Nowy właściciel zmienił nazwę na “Sacco and Vanzetti Pencil Factory” na cześć włoskich imigrantów Nicola Sacco i Bartolomeo Vanzetti, którzy w 1927 roku zostali skazani na śmierć za zabójstwo w trakcie kradzieży w fabryce butów w 1920 roku, i których to egzekucja stała się powodem protestów socjalistów na całym świecie.
Zagłębianie się w historię artykułów piśmiennych prowadzi czasem do odkrywania takich mało znanych faktów jak produkcja ołówków w Związku Radzieckim wkrótce po rewolucji październikowej w 1917 roku. Zdawać by się mogło, że ideologiczna wrogość i nieskrywana niechęć bolszewików do kapitalistów, powinna była wykluczać taką współpracę jak w przypadku Hammera i komunistów radzieckich. A jednak!
Jednym z obrazów mojej młodości, który na trwałe wrył się w moją pamięć, jest początek jednego dziennika telewizyjnego z połowy lat 70-tych, tego najważniejszego, o 19.30. Wtedy cała Polska zasiadała przed telewizorami, by utwierdzić się w przekonaniu, że jesteśmy 10-tą potęgą gospodarczą świata. Tą pierwszą informacją było to, że amerykański przemysłowiec Armand Hammer został przyjęty na Kremlu przez Leonida Breżniewa. Pamiętam to jak dziś. Taki jest los starych ludzi: pamiętają dobrze to, co było dawno temu, a z tym co dziś, coraz gorzej. Armand Hammer był wtedy, jak mi się wydawało, trzęsącym się staruszkiem, a zmarł dopiero w 1990 roku, a więc przeżył Breżniewa. Dla 16-to, czy 17-to latka ktoś, kto ma 77 lat wydaje się trzęsącym dziadkiem, a on był w dobrej kondycji. To zdarzenie utkwiło mi w pamięci dlatego, że byłem prawie zszokowany: Jak to?! Kapitalista spotyka się z komunistą i rozmawiają ze sobą, jak starzy kumple? Ja ciągle słyszałem z telewizji, że kapitalizm jest be, a tu… masz ci babo placek! Kapitalizm i komunizm są w najlepszej komitywie. Wtedy były inne czasy, ja byłem młody i głupi, nie miałem dostępu do informacji, do których dostęp mam obecnie, nie było Wikipedii. W Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN nie ma hasła „Armand Hammer”, a w Wikipedii – jest! I do tego wiele bardzo ciekawych rzeczy możemy się z niego dowiedzieć. Pisze ona tak:
Armand Hammer (Арма́нд Ха́ммеp), ur. 21 maja 1898 w Nowym Jorku, zm. 10 grudnia 1990 w Los Angeles) – amerykański przemysłowiec, związany z przedsiębiorstwem naftowym Occidental Petroleum, przez lata znany ze swoich kolekcji sztuki, filantropii jak i relacji ze Związkiem Radzieckim. Był przyjacielem Lenina, Ronalda Reagana i rodziny Ala Gora. Poznał osobiście wszystkich przywódców ZSRR, z Michaiłem Gorbaczowem włącznie. Odznaczony orderemLenina. 25-krotnie otrzymał tytuł Doctor honoris causa. CIA określała go „Kapitalistycznym Księciem” (The Capitalist Prince). Jego prawnukiem jest Armie Hammer.
Pochodził z żydowskiej rodziny z Odessy. Pierwszy mln dolarów uzyskał jeszcze przed ukończeniem w 1921 studiów medycznych na Columbia University w Nowym Jorku, w prowadzonym przez ojca przedsiębiorstwie farmaceutycznym, z produkcji syropu na kaszel na bazie spirytusu i ekstraktu z imbiru, co było oceniane jako jeden z przykładów skutecznego obejścia prohibicji. Przedsiębiorstwo ojca Allied Dry & Chemical Corp. z siedzibą w Newark, zajmowało się produkcją kremów do twarzy oraz wyrobów zielarskich.
W dalszej części Wikipedia pisze:
W trakcie jego 8-letniego pobytu w ZSRR na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych, użyczony przez Lwa Trockiego eks-kupiecki pałacyk Hammera (z 1816) w Moskwie przy ul. Sadowo-Samotecznej 14 (Садовая-Самотечная ул.), z uwagi na ówczesny brak stosunków dyplomatycznych pomiędzy obydwoma krajami, pełnił rolę nieoficjalnego poselstwa USA w tym kraju; obecnie mieści się w nim ambasada Libanu. Na początku lat 1930. Hammer powrócił do Stanów Zjednoczonych wraz ze sprzedaną mu przez leningradzki Ermitaż dużą ilością dzieł sztuki, dawniej należących np. do rodziny carskiej Romanowów, m.in. wyrobami Faberge. Po ich sprzedaży (kiermasze w 36 miastach Stanów Zjednoczonych!), Hammer zajął się produkcją whisky (J.W. Dant Distilling Co.) i hodowlą bydła. Był agentem Kominternu. Jego działalność była monitorowana przez FBI i CIA.
Zachęcam wszystkich, którzy przeczytają ten blog, do zapoznania się z całym opisem hasła „Armand Hammer” – warto! Ale mnie wystarczy to: „Był przyjacielem Lenina, Ronalda Reagana i rodziny Ala Gora. Poznał osobiście wszystkich przywódców ZSRR, z Michaiłem Gorbaczowem włącznie. Odznaczony orderemLenina.” – No tak! – przyjacielem Lenina, Reagana i rodziny Ala Gora! Przecież te wszystkie podziały na lewicę i prawicę, na socjalistów i kapitalistów to jeden wielki pic na wodę fotomontaż. Dobrze się bawią, robiąc ludziom wodę z mózgu.
Już tylko na przykładzie samego Hammera i jego życiorysu widać, że te wszystkie rewolucje, przewroty i wojny służą Żydom do robienia interesów, czyli, mówiąc wprost, do okradania innych narodów. Bo czymże był „zakup” z państwowego muzeum dzieł sztuki? Gdyby je jeszcze „kupował” dla siebie, ale widać, że chodziło o zrobienie dobrego interesu. Zapewne było wielu ludzi w Ameryce, którzy gotowi byli słono zapłacić za przedmioty należące do carskiej rodziny. Kto by nie chciał?
Zajrzałem do Wikipedii, by zobaczyć, co oni tam napisali o Ermitażu. I na końcu trafiłem na takie zdanie: W czasie II wojny światowej Ermitaż został bezpośrednio trafiony tylko dwukrotnie, pomimo tego że na miasto spadło w tym czasie ponad 150 tysięcy ciężkich pocisków artyleryjskich oraz ponad 10 tysięcy bomb burzących i zapalających. Czy to przypadek, czy świadomie oszczędzano dzieła sztuki, nie licząc się zupełnie z ludzkim życiem? Czy to przypadkiem nie jest tak samo jak obecnie? – Życie ludzkie nic nie warte.
” W 1760 roku Kaspar Faber, rzemieślnik, osiedlił się w Stein koło Norymbergi.”-
– Uśmiechnąłem się – wczoraj przejeżdżałem obok “Schloss Faber Castell in Stein”
Na bazie powyższego tekstu naszła mnie taka refleksja : – ilu ludzi, np. zasiadając na dzień dobry do śniadania zdaje sobie sprawę z tego jaki został uruchomiony ciąg produkcyjny ( “know how” ), ilu ludzi zostało zaangażowanych do tego aby można było z apetytem zjeść bułkę z masłem + obkład i popić to filiżanką herbaty ?
A jak to przyjmiemy do wiadomości to czy, w tym kontekście dostrzeżemy to jakiego spustoszenia w gospodarce, jej kooperacyjnych powiązaniach dokonał jeden podpis Balcerowicza?
LikeLike
Zapewne większość sobie nie zdaje sprawy i nie zastanawia się nad tym. Spustoszenie w gospodarce musiało być dokonane, bo Europa Wschodnia jest rynkiem zbytu dla Niemców. Niemcy produkują a Żydzi tworzą sieć sprzedaży dla ich produktów. Idealna symbioza. My jesteśmy przeznaczeni do wykonywania najprostszych prac. Nie dla nas zakłady przemysłowe, przetwórstwo i wydajne rolnictwo.
LikeLike
Kiedyś czytałem taka wzmiankę, że podczas I W Ś baterią dział niszczących Pruszkowską Fabrykę Ołówków dowodził syn właściciela takowej fabryki w Niemczech ( wtedy nie pokojarzylem ale teraz domyślam się, że to był Faber ). Konkurencja nie jest mile widziana.
LikeLike
Ten fakt jest opisany w historii firmy, która nazywała się Majewski i spółka. Za komuny był to zakład państwowy – Pruszkowska Fabryka Ołówków. Po 1989 roku, po odzyskaniu zakładu przez rodzinę, powrócono do pierwotnej nazwy.
LikeLike