Reportażysta

Wracanie do starych książek, starych artykułów, reportaży ma tę zaletę, że ich odbiór może być zupełnie inny, niż za pierwszym razem. To czas ma tę moc, że wydobywa z nich nowe treści, które wprawdzie tam były, ale jakby niewidoczne i dlatego niedostrzeżone. Tym razem wróciłem do zbioru reportaży Ryszarda Kapuścińskiego Imperium (Czytelnik, 2001). Pierwsze ich wydanie pojawiło się w 1993 roku. Powstały one w wyniku jego podróży w latach 1989-1991 po upadającym Związku Radzieckim. Tchnie z nich słabo skrywana satysfakcja, że „Imperium Zła” upadło i jednocześnie sugestia, że teraz, gdy zła już nie ma, to wszystko będzie inaczej, lepiej. Dziś po latach widzimy, że lepiej nie jest, a zło pozostało. Co więc było jego źródłem? Mówią nam teraz, że jego źródłem jest pozostałość po Imperium, czyli Rosja i że jak się ją rozczłonkuje, to już zła nie będzie. Tak mówią, ale ja jakoś nie za bardzo w to wierzę. Jakąś dziwną moc mają te stare książki, w których zapisane treści w momencie ich ukazania się wydawały się niegroźne. Ale upływający czas to zmienił. Tak! Palenie starych książek ma sens – dla tych oczywiście, którzy chcą kontrolować ludzki umysł.

Ryszard Kapuściński to światowej sławy reportażysta, publicysta. Światowej, bo z nacji światowej, tak jak zdecydowana większość polskich inteligentów. Urodził się w 1932 roku w Pińsku na Polesiu, a więc poniekąd w mateczniku polskiego żydostwa z okresu II RP. Jego ojciec walczył w 1939 roku w SGO Polesie. Po 17 września dostał się do niewoli radzieckiej. Wraz z kilkoma kolegami udało mu się uciec z kolumny prowadzonej na Smoleńsk i po zmianie ubrania na cywilne wrócił do Pińska. W obawie przed deportacją do Kazachstanu wyjechał z rodziną do swoich rodziców mieszkających w Przemyślu, a następnie w głąb niemieckiej strefy okupacyjnej. Pozostałą cześć okupacji Ryszard Kapuściński wraz z rodzicami spędził w Sierakowie w Puszczy Kampinoskiej, koło wsi Palmiry oraz w Świdrze (obecnie w granicach Otwocka). – Tak pisze Wikipedia. A więc „nieporadne” NKWD pozwoliło paru chłopakom uciec z kolumny i nawet nie próbowali ich szukać w miejscu ich zamieszkania. To jest pierwsza rzecz, którą zrobiłoby Gestapo. I później hasa sobie ojciec Kapuścińskiego z całą rodziną po obu stronach, przedzielonej granicą, byłej Polski. Wiadomo dla kogo granice nie istniały i nie istnieją.

Z tego zbioru reportaży wybrałem fragmenty jednego, tego dotyczącego Ukrainy, bo to jest teraz dla nas najważniejsze. Kapuściński pisze:

»W Kijowie mieszkam przy Bulwarze Drużby Narodów, u starszej pani – M. Ż. Mam swój mały i ciepły pokoik, pełen książek, w tym również po hiszpańsku, gdyż gospodyni jest tłumaczką z tego języka. Maleńka ubikacja, jak większość jej podobnych w tym kraju, jest od podłogi do sufitu wypełniona rolkami papieru toaletowego i torebkami proszku do prania. Poczciwa M. Ż. Dba o mnie i nawet kiedy wracam bardzo późno, odgrzewa mi jakąś zupę, w której jest zawsze kawałek mięsa z kością. Właśnie kiedy jem zupę, M. Ż. opowiada mi, jakim cudem zdobyła to mięso z kością, bo, oczywiście, jest to najprawdziwszy cud – M. Ż. i ja wiemy o tym dobrze.

Wspominam M. Ż., ponieważ niedawno musiałem powiedzieć grupie ludzi, co to jest dramat, dramat losu, dramat życia, a także dać jakiś przykład. Dla mnie przykładem jest M. Ż. Dziesięć lat temu mąż M. Ż. wyemigrował do Nowego Jorku. Najpierw biedował, ale potem pomogła mu gmina żydowska i mąż M. Ż., o którym może ona teraz powiedzieć – były mąż, stanął na nogach. Jedyną bliską osobą, która została mojej gospodyni, jest jej wnuczka. Wnuczka ma piętnaście lat. M. Ż. jest już bardzo chora, za dużo waży i ma trudności z chodzeniem. Jednego dnia wracam, a M. Ż. trzyma w ręku list i jest wyraźnie zdenerwowana. To list od jej męża, byłego męża, który pisze – przyślij mi naszą wnuczkę, ja ją tu wykształcę, ja ją rozwinę, dam jej wszystko. M. Ż. dobrze rozumie, że jej mąż, były mąż, ma rację: jaka przyszłość może czekać jej wnuczkę w Kijowie? A to dziecko jest takie zdolne! Ale jeśli wnuczka pojedzie, M. Ż. zostanie sama, zupełnie sama, a, co tu dużo mówić, trzeba się liczyć z okropnymi prawami wieku, trzeba patrzeć życiu w twarz. Z drugiej jednak strony, czy wolno odebrać wnuczce taką złotą szansę? Przecież mogłaby tam i zostać lekarzem, i grać na skrzypcach, i poznać bogatego człowieka.

I co pan o tym wszystkim myśli? Pyta mnie zrozpaczona M. Ż. Patrzę, jak drży jej ciało, jak ciągle czyta zdanie po zdaniu ów radosno-złowieszczy list (którego treść przez cały dzień skrywa przed wnuczką), i czuję, że stanąłem w środku ludzkiego dramatu. Milczę, a potem zaczynam prosić M. Ż. o przebaczenie. Proszę mi wybaczyć, mówię, proszę się nie gniewać, ale ja naprawdę nie wiem, co odpowiedzieć.

I dalej:

Polityka tak tu teraz panuje nad wszystkim, że odruchowo chciałem tę relację zacząć od streszczenia kolejnej uchwały, którą przyjął właśnie parlament Ukrainy, lub od rozmowy z jednym z miejscowych działaczy, ale teraz pomyślałem, że – nie, jednak na początek powiem co innego, a mianowicie pochwalę Kijów jako miasto. Jest to jedyne z wielkich miast w dawnym ZSRR, w którym ulice służą nie do pośpiesznego przemykania się do domu, ale do chodzenia, do spacerowania. Podobnie jest może tylko w Petersburgu, ale tam przeszkadza klimat znacznie chłodniejszy, wietrzny, deszczysty lub mroźny. Natomiast Kijów jest ciepły, zaciszny, wygrzany w słońcu. Po południu w śródmieściu widzi się tłum ludzi, i to tłumy wcale nie polityczne, nie wiecujące, ale zwyczajnie tysiące przechodniów, którzy wyszli z dusznych, ciasnych biur i mieszkań, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Kijów poza tym jest miastem, w którym zachowały się ślady dawnych kawiarń. Można w nich – odstawszy swoje w kolejkach – dostać szklankę herbaty i ciastko, rzecz np. w Moskwie nie do pomyślenia.

Miasto leży na wzgórzach, niektóre ulice są kręte i bardzo strome. Ze szczytów wzgórz widać dolinę Dniepru i sam Dniepr – rzekę rozległą jak Amazonka, jak Nil, spokojną, powolną, o niekończącej się liczbie odnóg, zatok i wysp. Kiedy Ukraińcy staną się zamożni, pełno będzie tu żaglówek i jachtów – na razie jest głucho i pustawo.

Architektura Kijowa to temat na osobną opowieść. Można tu zobaczyć wszystkie epoki i style – od cudem uratowanych średniowiecznych klasztorów i cerkwi po straszliwy, stalinowski socrealizm. A pomiędzy tym i barok, i neoklasycyzm, i przede wszystkim bujna, przebogata secesja. Jakież to musiało być kiedyś piękne miasto! Dewastacja tej architektonicznej perły zaczęła się po roku 1917 i trwa praktycznie do dziś. Któregoś dnia kupiłem sobie wydany ostatnio przez miłośników Starego Kijowa niezwykły dokument – plan miasta i spis celowo zburzonych budynków, kościołów, pałaców, cmentarzy. Spis wymienia 254 obiekty, zrównane przez bolszewików z ziemią, aby zatrzeć ślady kultury Kijowa. 254 obiekty – toż to całe miasto! Na szczęście nieudolność i niewydajność systemu działały tu na korzyść sztuki. Reżym nie był w stanie wszystkiego zniszczyć, zostało jeszcze wiele cerkwi i budynków, które przyciągają naszą uwagę i budzą podziw.

I dalej:

W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że są dwie Ukrainy: zachodnia i wschodnia. Zachodnia (dawna Galicja, tereny, które wchodziły w skład przedwojennej Polski) jest bardziej „ukraińska” niż wschodnia. Jej mieszkańcy mówią po ukraińsku, czują się stuprocentowymi Ukraińcami, są z tego dumni. Tu przetrwał duch narodu, jego osobowość, jego kultura. Inaczej wygląda to na Ukrainie Wschodniej – terytorialnie większej niż Zachodnia. Tu mieszka ponad 13 milionów rdzennych Rosjan i co najmniej drugie tyle pół-Rosjan, tu rusyfikacja była bardziej intensywna i brutalna, tu Stalin wymordował niemal całą inteligencję. W latach1932-33 Stalin zagłodził na śmierć kilka milionów chłopów ukraińskich i kazał rozstrzelać dziesiątki tysięcy ukraińskich inteligentów. Uratowali się ci, którzy uciekli za granicę. Kultura ukraińska przechowała się lepiej w Toronto i Vancouver niż w Doniecku i Charkowie.

Różnice między Ukrainą Zachodnią (zwaną ukraińskim Piemontem) a Wschodnią widoczne były i teraz, w miesiącach walki o niepodległość. Wychodzący w Moskwie miesięcznik „Drużba narodów” (nr 4/90) podaje: w Kijowie, który liczy 3 miliony mieszkańców, na manifestację niepodległościową przyjdzie 40 tys. ludzi, a we Lwowie (stolica zachodniej Ukrainy), który liczy 1 mln mieszkańców, na manifestację przyjdzie 300 tysięcy. W Doniecku, który jest większy niż Lwów, na manifestację przyjdzie 5 tysięcy ludzi.

I dalej:

Przyszłość Ukrainy będzie rozwijać się w dwóch kierunkach. Pierwszy – to stosunki z Rosją, drugi – to stosunki Ukrainy z Europą i ze światem. Jeżeli relacje te będą układały się pomyślnie, szanse Ukrainy są ogromne. Jest to bowiem kraj żyznej ziemi i cennych surowców, obdarzony ciepłym, przychylnym klimatem. Jest to duży, ponad 50-milionowy naród – mocny, prężny i ambitny.

Jesienią 1990 roku Aleksander Sołżenicyn ogłosił swój projekt państwa, jakie jego zdaniem powinno powstać na miejsce ZSRR. Tytuł tej publikacji – „Jak zbudować Rosję?” Sołżenicyn proponuje, aby przyszłe państwo składało się z Rosji, Białorusi, Ukrainy i północnego Kazachstanu. Resztę oddajmy, proponował Sołżenicyn, ponieważ „nie mamy siły na peryferie”.

Ukraińcy odrzucili ten projekt. „Jedynym rozwiązaniem problemu ukraińskiego – napisał ostatnio jeden z ukraińskich dysydentów, Leonid Pluszcz – jest stworzenie własnego państwa, które zorganizuje mechanizmy obronne i odpowiednie środki dla rozwoju kultury”. Ukraińscy intelektualiści, którzy bali się rosyjskich komunistów, teraz śledzą czujnie postawę rosyjskich demokratów. Związanym z tym niepokojom daje wyraz jeden ze świetnych ukraińskich eseistów, Mikołaj Riabczuk, który pisząc o programie rosyjskiego Ruchu Reform Demokratycznych zadaje wręcz pytanie – „Imper-demokraci” zamiast „Imper-komunistów”? W podobnym duchu wypowiedziała się w początkach września wdowa po Sacharowie – Irena Bonner. Boję się tego, powiedziała, co tkwi w Rosjanach, ich „ducha ekspansji i dominacji”.

A stosunki Ukrainy ze światem? Przede wszystkim do roku 1917, a na znaczących obszarach aż do roku 1939, Ukraina to był jeden z najbarwniejszych na świecie kobierców kultur, religii, języków, przebogaty, kolorowy ogród, w który ludzie z Zachodu zagłębiali się ze zdumieniem i fascynacją. Ileż tu ciągle mimo dewastacji i zniszczeń śladów polskich, rosyjskich, żydowskich, węgierskich, włoskich, austriackich, niemieckich, rumuńskich. We wrześniu byłem na polskim cmentarzu w Żytomierzu (150 km od Kijowa na drodze do Lwowa). Grób syna Moniuszki, żony Kraszewskiego, siostry Paderewskiego, rodziny Conrada. Grobowiec rodziny generała Dąbrowskiego, służący do niedawna za przygodny dom publiczny.

Siłą Ukrainy jest jej emigracja. Duża część pszenicy kanadyjskiej rośnie na polach ukraińskich farmerów w Albercie i Ontario. Ukraińcy tworzą wpływowe, ekonomicznie i kulturalnie silne społeczności w Detroit, Nowym Jorku i Los Angeles. Także w Europie Zachodniej. Ci emigranci są bardzo przywiązani do Ukrainy, patriotyzm ukraiński ma chłopską cechę: jest silnie zakorzeniony w ziemi rodzinnej. Już dzisiaj w Kijowie pełno Ukraińców z Kanady i USA. Chcą zakładać banki i przedsiębiorstwa, chcą handlować, otwierać wydawnictwa. Już wkrótce Ukraina będzie miała własne linie lotnicze, własna flotę morską. Własną walutę i armię.

Zapytany o przyszłą Ukrainę, jeden z jej przywódców – Michaiło Horyń, powiedział nam w Kijowie: „Chcemy, aby Ukraina była państwem światłym, dobrym, demokratycznym i humanistycznym”.

Światłym, dobrym, demokratycznym i humanistycznym. Amen.«

W końcowej części książki, w jej podsumowaniu, Kapuściński pisze:

„Upadek komunizmu dokonał się w tym państwie stosunkowo bezkrwawo, a w rdzennej Rosji – zupełnie bezkrwawo. Wielka Ukraina ogłosiła niepodległość bez jednego wystrzału karabinowego. Podobnie – Białoruś.

W istocie, w świecie współczesnym obserwujemy rozszerzające się zjawisko aksamitnych rewolucji, rewolucji bezkrwawych, albo – jak to określił Isaac Deutscher – nie dokończonych.

Ich cechą jest to, że choć stare siły odchodzą, to nie odchodzą zupełnie, a walce nowego ze starym towarzyszą jednocześnie różnorodne procesy adaptacyjne, zachodzące po obu stronach barykady. Dominuje zasada unikania drapieżnych, krwiożerczych konfrontacji.

Ciekawe, że krew leje się dziś tam, gdzie do natarcia rusza zaślepiony nacjonalizm albo religijny fundamentalizm czy zoologiczny rasizm, a więc trzy czarne chmury, które mogą zaćmić niebo XXI wieku. Natomiast tam, gdzie chodzi o zmianę ustroju społecznego i towarzyszące jej różne formy walki klasowej, tam proces transformacji przebiega znacznie łagodniej i właśnie – bezkrwawo.”

Widać więc, że Kapuściński darzył Ukrainę i Ukraińców nieskrywaną sympatią, ale czy rzeczywiście ich, czy może Żydów ukraińskich. Już w pierwszym fragmencie tego cytatu pojawia się Żydówka, tłumaczka z hiszpańskiego. Jej mąż na początku lat 80-tych wyjechał do Ameryki. Kto z przeciętnych ludzi w tamtym okresie mógł wyjeżdżać ze Związku Radzieckiego? Dla tej nacji nigdy nie istniały granice.

Zachwala też on walory krajobrazowe i klimatyczne Ukrainy i wyjątkowość samego Kijowa oraz wieloetniczność i wielokulturowość społeczeństwa zamieszkującego Ukrainę. Jest w tym spory ładunek emocjonalny. Skąd taki u polskiego Żyda? Może odezwały się wspomnienia z dzieciństwa na Polesiu? A poza tym każdy Żyd lepiej czuje się w społeczeństwie multi-kulti i tak naprawdę cały czas dąży do tego, by wymieszać narody osiadłe. Ukraina od początku była takim państwem, ale też była państwem całkowicie zdominowanym przez Żydów. Pod każdym względem: kulturalnym, finansowym, politycznym. Choć to trudno sobie wyobrazić, ale jeszcze bardziej zdominowanym niż Polska.

Opisuje też Kapuściński żydowską diasporę w Kanadzie i USA. Jak podkreśla, szczególnie w Kanadzie jest doskonale zorganizowana i wpływowa. Pisze, że ta emigracja wywodzi się z ukraińskich chłopów i stąd u niej taka tęsknota za ziemią rodzinną. I ci „chłopi” wracali na początku lat 90-tych, by zakładać banki, przedsiębiorstwa, handlować, otwierać wydawnictwa. Koń by się uśmiał! Ci dobrze zorganizowani i wpływowi „chłopi” ukraińscy to po prostu Żydzi ukraińscy i ich potomkowie.

Te lakoniczne wręcz informacje dają do myślenia i wyjaśniają, skąd u tych „Ukraińców”, którym tak pomaga „polski” rząd, taka niewdzięczność? Oba rządy, tj. polski i ukraiński, zdominowane są przez ukraińskich Żydów, którzy realizują własne cele, a Polacy i Ukraińcy to dla nich zwykle śmieci do zutylizowania na wojnie i do skłócania. Temu m.in. służy przesiedlenie milionów Ukraińców do Polski i uprzywilejowanie ich względem Polaków. A Polska podobnie jak Ukraina ma się stać jeszcze bardziej, niż jest, państwem wieloetnicznym i wielokulturowym. I po to też sprowadza się ogromne ilości Białorusinów, o czym się nie mówi.

„Wielka Ukraina ogłosiła niepodległość bez jednego wystrzału karabinowego.” To bardzo znamienne, że Kapuściński użył określenia „Wielka Ukraina”, a nie – „Ukraina”. W ten sposób już całkowicie się zdemaskował. Chyba był ukraińskim Żydem. Wszak Polesie leży na pograniczu Białorusi i Ukrainy. Taka jest ta Polska i mnóstwo takich Polaków w niej żyło i żyje.

2 thoughts on “Reportażysta

  1. “Tu mieszka ponad 13 milionów rdzennych Rosjan i co najmniej drugie tyle pół-Rosjan, tu rusyfikacja była bardziej intensywna i brutalna, tu Stalin wymordował niemal całą inteligencję. W latach1932-33 Stalin zagłodził na śmierć kilka milionów chłopów ukraińskich i kazał rozstrzelać dziesiątki tysięcy ukraińskich inteligentów. Uratowali się ci, którzy uciekli za granicę. Kultura ukraińska przechowała się lepiej w Toronto i Vancouver niż w Doniecku i Charkowie.”

    Najciekawsze, że według mnie i innych obserwatorów aktualnie reżim Kijowski realizuje podobny scenariusz. Rosja sobie spokojnie na wschodzie stacjonuje i kolejne fale banderowców eksterminuje.

    Pod tym słynnym Bachmutem ponad 20000 żołnierzy ukraińskich poległo. Ilu było neonazistów?
    Jeszcze mogą celowo się dogadać rabini z Rosji z rabinami z Ukrainy i zorganizować heroiczną, ale zarazem ustawioną obronę Kijowa, która już setki tysięcy banderowców pośle na rzeź. Analogiczny numer jaki zrobili z masonerią w “Rządzie na uchodźstwie w Londynie” organizując Powstanie Warszawskie.

    Biorąc pod uwagę walkę globalistów z państwami narodowymi to nadmiar banderowców nikomu nie potrzebny. Resztki, co się ostaną będą banalnie łatwe do kontrolowania i kolejnych eksterminacji, gdyby zaczęli przeszkadzać władzy.

    Like

    • “Jeszcze mogą celowo się dogadać rabini z Rosji z rabinami z Ukrainy…” – Niestety tak to wygląda, że dogadali się. Najgorsze jest to, że nie tylko banderowców wysyłają na rzeź. Polaków też chcą wysłać.

      Liked by 1 person

Leave a comment