W przedostatnim blogu pisałem o Liberii jako państwie stworzonym przez Stany Zjednoczone. Jest to państwo, w którym miała powstać polska kolonia. Żeby jednak wyjaśnić, jak do tego doszło, to potrzebny jest wcześniej jeszcze jeden blog o Lidze Morskiej i Kolonialnej, który wyjaśni, przynajmniej po części, skąd wzięła się w takim kraju, bez żadnych tradycji morskich i kolonialnych, chęć posiadania kolonii. Ale żeby to wyjaśnić, to trzeba poznać realia gospodarcze II RP. Pewne informacje na ten temat pojawiły się w dyskusji na kanale Wszechnica FWW, która miała miejsce w końcu stycznia. Jej tytuł to: II Rzeczpospolita – lekcja dla współczesnych elit. Jerzy Marek Nowakowski i Jerzy Szczepański z Wszechnicy i Fundacji Wspierania Wsi zaprosili profesora Włodzimierza Mędrzeckiego. Dyskusja trwała 1,5 godziny. Ja wybrałem parę fragmentów, które ułatwią zrozumienie problematyki kolejnych blogów.
Marek Nowakowski: Na jedną rzecz chciałem zwrócić uwagę, bo pan profesor w pewnym momencie stwierdza, że byliśmy w sytuacji fatalnej z powodu braku polskiego kapitału i być może to jest coś, co nas do dzisiaj boli, a ja przyznam, że ja cały czas mam w pamięci taki fragment z opus magnum Fernanda Braudela (Civilisation matérielle, économie et capitalisme, XVe-XVIIIe siecle, 1979 – przyp. W.L.), który pisze o Polsce Złotego Wieku w XVI stuleciu, pisał o tej Polsce jako kraju peryferyjnym, bo był to kraj uzależniony od bankierów z Amsterdamu, nie był traktowany jako podmiot gospodarczy. Czy to w ogóle nie jest jeden z kluczy naszych różnych słabości, ten brak skumulowanego polskiego kapitału i możliwości swobodnego manewru w gospodarce?
Włodzimierz Mędrzecki: Zdecydowanie tak, przy czym znów jednym z bardzo ważnych powodów takiego stanu są zabory i niemożność funkcjonowania państwa polskiego jako czynnika ułatwiającego kumulowanie kapitału i inwestycje o znaczeniu ogólnospołecznym przez cały wiek XIX-ty.
M.N. Ale my mieliśmy Wokulskiego i „Kornenbergów”, Bóg wie kogo jeszcze, no mieliśmy potężny polski kapitał, mieliśmy Polaków, którzy tak naprawdę byli budowniczymi czy współbudowniczymi prosperity Syberii rosyjskiej. Więc, co się z nim stało?
W.M. Pierwsza wojna światowa doprowadziła do zniszczenia systemu ekonomicznego i finansowego na terenie Królestwa Polskiego, a w niemałym stopniu także Galicji. Jednym z takich głównych tematów dyskusji ekonomicznych pierwszych lat II Rzeczypospolitej, to jest przypominanie, że o ile w 1913 roku polskie kapitały i sporo przedsiębiorstw polskich i banków prywatnych, ziemiańskich z kapitałem mieszanym, funkcjonowało całkiem nieźle, to w 1918 roku po całkowitej katastrofie Rosji i rosyjskiego systemu finansowego – te pieniądze po prostu wyparowały. Nie było nawet tego, nawet „Wokulscy” stracili w I wojnie światowej swoje fortuny. W związku z tym od początku państwowa kasa zaczęła drukować polskie marki praktycznie rzecz biorąc bez pokrycia, bo naprawdę skarb był pusty.
M.N. Zgoda. Czy nie potrafiliśmy, czy po prostu nie dało się włączyć mechanizmów ekonomicznych, które by pozwoliły na stworzenie polskiej warstwy właścicieli? Bo tak naprawdę zbiedniałe ziemiaństwo, potwornie zbiedniałe, te pałace były, najczęściej miały trzy sale w dobrym stanie, a resztę zapuszczoną i nieogrzewaną z oszczędności, prawie nie było kapitału. Z kolei to się przełożyło na coś, co jest chyba chorobą naszego myślenia społecznego teraz, czyli na taki etatyzm, wymuszony po części, a do dzisiaj przecież, po fali etatyzmu międzywojennego, po całym okresie komunistycznym, ja mam wrażenie, że do dzisiaj jest takie wrażenie, że państwo jest lepsze.
W.M. W to wierzono po części dlatego, że polski ruch narodowy i polska inteligencja bardzo starała się przekonać nie w pełni oddanych idei niepodległości chłopów i robotników, że kiedy nastanie Niepodległa, to uda się rozwiązać wszystkie problemy, które są udziałem ziem polskich, polskich biednych chłopów, robotników i mit „szklanych domów”, to nie tylko Żeromski, on był powielany w różnych wariantach, w różnych środowiskach. Stąd w 18-tym, 19-tym, a zwłaszcza w 20-tym roku, po pokonaniu bolszewików, po prostu taka głęboka wiara, że damy radę i że znajdą się pieniądze na wszystko. Natomiast ekonomia w okresie międzywojennym była zdecydowanie inną ekonomią niż współcześnie. Nikt wtedy nie pomyślałby o tym, że można kreować pieniądz tak, jak obecnie, budowanie podstawy do kredytowania na wielokrotny kredyt i zakładanie dźwigni finansowych, tylko było jasne, że jak nie ma pokrycia w złocie dla pieniądza, to tego pieniądza nie można drukować, poza krótkim okresem powojennym. Stąd reforma walutowa Grabskiego uzdrowiła polskie finanse i stworzyła podstawy pod solidną ekonomię, ale nie oznaczało, że pieniędzy przybyło. Ich było tyle, ile wypracowano w danym momencie. I kiedy nie przekroczymy tego progu, jesteśmy skazani na to, że każda złotówka na inwestycje musi być wypracowana przez społeczeństwo.
M.N. Ja pamiętam, że Eugeniusz Kwiatkowski na starość mówił, że jakby on wiedział, że wybuchnie wojna, to on by poszedł na kontrolowaną inflację i bylibyśmy lepiej uzbrojeni we wrześniu 1939 roku.
W.M. Ponieważ Polska nie miała zbyt dobrej prasy na arenie międzynarodowej, także jako gospodarka, nie byliśmy w stanie znaleźć dogodnych pożyczek inwestycyjnych, które pozwoliłyby na samoczynny rozwój ekonomiczny.
W dalszej części:
M.N. Tutaj pada pytanie kluczowe dla II Rzeczypospolitej: czy nie była to wina braku reformy rolnej? Ja spędziłem kilka lat jako ambasador na Łotwie. Łotysze po 1918 roku wprowadzili brutalną reformę rolną, dokładnie według takich standardów jak w PRL-u i stworzyli potężne, nowoczesne rolnictwo, gdzie nasi chłopi jeździli na saksy.
W.M. To prawda, to była dużo lepsza reforma niż w PRL-u, ponieważ przyjęła założenie, że podstawowym gospodarstwem jest duże gospodarstwo. Tam wielka własność była niemiecka, bądź rosyjska.
Piotr Szczepański: W Polsce byli ziemianie, mieli swoją reprezentację polityczną. Taka brutalna reforma polityczna, jak na Łotwie, nie była możliwa.
W tym miejscu profesor zrobił unik i nie podjął tematu kluczowego wręcz dla bytu II RP, czyli reformy rolnej, tylko zaczął mówić o tym, że chłopskie gospodarstwa były tak uprawiane, że miały dołki i górki i że w latach mokrych w dołkach stała woda i połowa areału była wyłączona spod uprawy. Natomiast ziemianie orali równo.
Wszelkie kłopoty II RP sprowadzały się więc do dwóch rzeczy: braku kapitału i braku reformy rolnej, która rozwiązałby problem bezrobocia i przeludnienia wsi. Temu tematowi oraz relacjom chłopsko-ziemiańskim poświęciła swoje Rozdroże; Studium na temat zagadnień wiejskich Maria Dąbrowska. Co ciekawe w PRL-u ukazało się ono dopiero w 1987 roku. Wcześniej, jakbyśmy to dziś powiedzieli, było banowane. I wygląda na to, że obecnie również nie trzeba o tym głośno mówić.
Jeśli chodzi o kapitał, a właściwie jego brak, to też to wyglądało trochę inaczej niż mówił profesor. Ekonomia była taka sama przed wojną i po wojnie w tym sensie, że przed wojną też drukowano bez opamiętania. O hiperinflacji w Niemczech w 1923 roku pisałem w blogu „Hiperinflacja”, a o tym, co odstawiono na Węgrzech w 1946 roku – w blogu „Hiperinflacja c.d.”. Ta niemiecka hiperinflacja odbiła się rykoszetem i w Polsce, i tak jak w Niemczech, tak i w Polsce szybko przywrócono stabilną walutę. Profesor wspomina o tym, że nie można było drukować pieniądza bez ograniczeń, bo złotówka miała pokrycie w złocie. – Jak więc było z tą złotówką? Wikipedia pisze:
Standard złota, jako sztywny kurs walutowy, utrudnia buforowanie zmian konkurencyjności krajów. Standard złota przedłużył i pogłębił wielki kryzys. Kraje, które odeszły od standardu złota i zdewaluowały swoje waluty w 1931, miały wyraźnie wyższą produkcję przemysłową w 1934 niż w 1929 – w ostatnim roku przed kryzysem. Kraje złotego bloku miały produkcję przemysłową niższą o 22% niż przed kryzysem. W 1936 różnica ta wynosiła 41 punktów procentowych odpowiednio 127% poziomu z 1929 w krajach po dewaluacji w 1931 i 86% w krajach złotego bloku. Kraje, które porzuciły wymienialność na złoto mogły prowadzić ekspansywną politykę monetarną i fiskalną, w sytuacji kryzysu bez niebezpieczeństwa inflacji, zwiększający popyt krajowy uruchamiający niewykorzystywane w kryzysie moce produkcyjne.
Złoty blok – utworzony w 1933 roku skupiał Belgię, Francję, Holandię, Luksemburg, Polskę, Szwajcarię i Włochy. Jego uczestnicy zobowiązali się do przestrzegania zasad stabilizacji monetarnej, utrzymywania wymiany pieniędzy krajowych na złoto oraz swobody międzynarodowego przepływu kapitałów. Powstanie złotego bloku miało na celu obronę liberalnej polityki pieniężnej i zasad nią rządzących sprzed wielkiego kryzysu. W przypadku państw wierzycielskich taka polityka była uzasadniona, gdyż umożliwiała im wycofywanie lokat kapitałowych z innych państw. Złoty blok stanowił przeciwwagę dla powstałego dwa lata wcześniej bloku szterlingowego, w którym doszło do odejścia wymiany walut na złoto, a główną walutą został funt szterling zdewaluowany w 1931 roku o 39%. Kraje, które odeszły od dotychczasowych zasad polityki pieniężnej, uznały, że prymat w polityce gospodarczej powinien mieć nie pieniądz, lecz produkcja, wymiana i konsumpcja. W związku z tym polityka pieniężna powinna być używana w celu realizacji tych zadań. Złoty blok przetrwał do 1936 roku, kiedy to został oficjalnie zdewaluowany frank francuski przez wybrany w kwietniu rząd Frontu Ludowego.
W okresie wielkiego kryzysu państwo polskie dążyło za wszelką cenę do utrzymania parytetu złotego, a to wymagało prowadzenia polityki deflacyjnej. W ówczesnym czasie za prowadzenie polityki gospodarczej odpowiadało trzech wojskowych, których przygotowanie do prowadzenia tej roli pozostawiało wiele do życzenia. Byli to kierownik Ministerstwa Skarbu – płk Ignacy Matuszewski, wiceminister skarbu – płk Adam Koc oraz szef Biura Ekonomicznego Prezesa Rady Ministrów – płk Tadeusz Lechnicki. Chociaż w ówczesnej Polsce zdawano sobie sprawę z dyskusyjności prowadzonej polityki gospodarczej, to jej przeciwnicy znajdowali się w mniejszości. Podkreślali oni, że polityka deflacyjna wpływa ujemnie na aktywność procesów konsumpcji, że brak dewaluacji złotego odbija się negatywnie na konkurencyjności polskiego eksportu (utrzymywanie przedkryzysowego parytetu złotego, podczas gdy inne kraje dokonały dewaluacji swych walut powodowało, że polskie towary na zagranicznych rynkach stawały się relatywnie droższe), że brak ograniczeń dewizowych powodował niekontrolowany odpływ kapitału z kraju. Jednakże wszelkim eksperymentom pieniężnym sprzeciwiał się marszałek Józef Piłsudski i jego zdanie było decydujące.
W rezultacie prowadzonej polityki gospodarczej Polska przyłączyła się do złotego bloku jako kraj dłużniczy. Pozostali członkowie należeli do państw wierzycielskich, które to kraje dążyły do zachowania zasad liberalnej polityki pieniężnej w celu bezproblemowego wycofywania kapitału oraz spłacania długów w niezdewaluowanych walutach.
xxxxxxxx
I wszystko jasne. Uczestnictwo Polski w złotym bloku trwało trzy lata od 1933 do 1936 roku. Zaszkodził on polskiej gospodarce, ale nie aż tak bardzo ze względu na krótkotrwałość istnienia. Więcej szkody uczynił jej największy szkodnik w historii Polski – Józef Piłsudski i jego masońskie rządy. I to on faworyzował ziemiaństwo, to kresowe ziemiaństwo, bo to przecież tam znajdowała się większość ich majątków, należących do spolszczonych magnatów litewskich i rusińskich. I znowu Kresy, jak wcześniej i później w polskiej historii, bywały przyczyną polskich nieszczęść i problemów.
I w takiej sytuacji, przy zabójczej polityce finansowej i niezgodzie na reformę rolną, sanacyjni „geniusze” wymyślili sobie, że bezrobocie i przeludnienie na wsi można zlikwidować poprzez stworzenie kolonii i wysłanie tam ludzi, z którymi oni nie wiedzieli, co zrobić. A więc Polska miała stać się potęgą kolonialną i dorobili do tego ideologię, wykorzystując organizację zwaną Ligą Morską i Kolonialną. II RP – „potęga” kolonialna. PRL – 10-ta „potęga” gospodarcza świata. III RP plus Ukraina to 80 mln ludności i największe pod względem obszaru państwo w Europie. To „potęga”, z którą każdy będzie się liczył – tak nas przekonują Ukraińcy, udający Polaków. Przecież ta II RP, PRL i III RP to domy wariatów-megalomanów. Czy to się kiedyś skończy?
Dlaczego nikt nie wspomina o tym że pod zaborami Polacy walczyli o przetrwanie gospodarcze. Nie o rozbudowę i rozwój tylko o to aby nie zostać zlicytowany czy wykupionym za długi. Zaborcy i ich słudzy na terenie dawnej Rzeczypospolitej prowadzili drenaż finansów ludności polskiej. Nawet drobny i handel był w większości w rękach “górali z góry Synaj”. Po pierwszej wojnie światowej powstał kraj mający największe zniszczenia wojenne. Ciężar odbudowy zniszczeń wojennych to dziesiątki lat wyrzeczeń i cofnięcie się o min 30 lat wstecz w rozwoju gospodarczym. O tym kto rządził Polską nawet nie chce mi się wspominać. Powiem tylko że Lenina też przywieziono pociągiem. Niby przypadkowa zbieżność.
Co do reform rolnych w okresie międzywojennym to zostały one uchwalone lecz nie przeprowadzone. Dlaczego to możemy się tylko domyślać. Problem polegał na tym że po drugiej wojnie światowej reforma ta zniszczyła gospodarstwa o powierzchni 50 -100ha, które dziś są najbardziej niezależnymi gospodarstwami. Rodzina jest w stanie to obrobić, jest w miarę niezależna finansowo i nie potrzebuje milionowych kredytów do dalszego systematycznego rozwoju . Gdyby takie gospodarstwa przetrwały po drugiej wojnie światowej to dziś Ursus nie byłby tylko wspomnieniem, lecz firmą taka jak Fendt, Deutz, Zetor. Ponadto mielibyśmy rolnictwo bardzo nowoczesne wkraczając do EU, które mogłoby konkurować z innymi a nie być rezerwuarem taniej siły roboczej.
Jeśli chodzi o właścicieli wielkich majątków to jak historia pokazała poradzili oni sobie na zachodzie Europy całkiem dobrze. Owszem stracili ziemię, dwory, pałace ale jak widać resztę majątku zdążyli przetransferować na zachód.
Przeludnienie polskiej wsi po pierwszej jak i drugiej wojnie światowej wynikało zawsze z tego samego powodu : brak przemysłu. Owszem komuniści po IIWS próbowali to poprawić ale też uderzyli w przemysł ciężki co odbiło się później czkawką, bo mieliśmy mnóstwo czołgów i stali tylko chleba i mięsa nam brakowało. Jak Gierek to trochę poprawił, to zachód po wcześniejszym straszeniu solidarnością dogadał się z Jaruzelem , który to wszystko spalił. Następnie górale wiadomo skąd zaorali to co jeszcze zostało.
LikeLike
“Dlaczego nikt nie wspomina o tym że pod zaborami Polacy walczyli o przetrwanie gospodarcze.” – Nie było tak źle, przynajmniej w Królestwie, tylko rewolucja 1905 roku zniszczyła wszelką polską inicjatywę.
“Powiem tylko że Lenina też przywieziono pociągiem. Niby przypadkowa zbieżność.” – Pewnie nie przypadkowa i też z Niemiec. Różnica polega tylko na tym, że Piłsudskiego przywieziono w niezaplombowanym wagonie.
“Przeludnienie polskiej wsi po pierwszej jak i drugiej wojnie światowej wynikało zawsze z tego samego powodu : brak przemysłu.” – Niekoniecznie. Nowoczesne rolnictwo, takie jak na przykład w Danii, wymusza rozwój przemysłu przetwórczego, mechanizacja rolnictwa wymusza rozwój przemysłu maszynowego, niezbędna jest sieć handlowa i usługowa itd. Dlaczego wszyscy w tym kraju upierają się przy grafenie, samochodach, najnowocześniejszych technologiach itp., skoro ten kraj ma idealne warunki do rozwoju rolnictwa i wszelkich korzyści z tego płynących, łącznie z przemysłem go obsługującym?
LikeLike
“Nowoczesne rolnictwo, takie jak na przykład w Danii” – tylko rolnictwo w Danii nie miało dwóch wojen światowych. Ze wsi z której pochodzę, po II WS ocalały dwa domy. Resztę zrównano z ziemią doszczętnie. Wieś liczyła ok 70 domów. Ludzie opowiadali że nawet piloci sowieccy bomby zaczęli zrzucać na pobliskie łąki bo widzieli że wieś już nie istnieje ( za powrót samolotu z bombą do bazy otrzymywali kule w potylicę). Duńczycy systematycznie akumulują kapitał na rozwój rolnictwa z dziada na ojca itd. a w Polsce dopiero podnosimy się z kolan i już nam szykują kolejną pożogę.
Zachód zrobi wszystko aby Polska nie podniosła się gospodarczo. Bo wtedy to oni będą u nas na zmywaku pracować.
LikeLike
“tylko rolnictwo w Danii nie miało dwóch wojen światowych.” – Przede wszystkim Dania tkwi cały czas w swoich granicach. Ciągłe ich zmiany i przesiedlenia ludności są gorsze od wojen. A jedyna niezmienna cecha “Polski”, to ciągła zmiana. W takich warunkach nie będzie nowoczesnego rolnictwa i przemysłu. A najwyraźniej Żydzi uznali, że to ma być taki rejon, w którym ciągle mają być dokonywane eksperymenty.
LikeLike