Neofici polscy

Wchodzę dzisiaj na Interię (05.03.22), nie dlatego, że ją tak bardzo lubię, tylko dlatego, że mam na niej pocztę. Wchodzę więc i czytam tytuł na pierwszej stronie: „Zełenski: Tak naprawdę nie mamy już granicy z Polską, jesteśmy razem.” Wielce to wymowny tytuł, bo dwuznaczny. Kogo on tak naprawdę miał na myśli? Polaków i Ukraińców, czy Żydów polskich i ukraińskich.

Nie da się zrozumieć tego konfliktu, jeśli nie uwzględnimy w niej roli Żydów. Jeśli tego nie zrobimy, zawsze będziemy podążać fałszywym tropem. Oczywiście wszystkie media głównego nurtu i te niszowe nie mogą o nich mówić, więc wszystkie te ich analizy nie warte funta kłaków.

Kiedyś była taka komedia „Poszukiwany, poszukiwana”, w której jeden z bohaterów zainstalował sobie w łazience aparaturę do pędzenia bimbru. Gdy odkryła to jego „gosposia”, to przekonywał ją, że służy ona do badania zawartości cukru w cukrze i że te badania są ściśle tajne. Tak mi się ona przypomniała, gdy zadałem sobie pytanie: ilu z tych ukraińskich „uchodźców” jest Ukraińcami, a ilu ukraińskimi Żydami?

Przedsiębiorcy ukraińscy, którzy przeniosą swoje firmy z Ukrainy, mają w Polsce do dyspozycji bezpłatne lokale, zwolnienia z podatków i inną pomoc. Ilu z nich jest Ukraińcami? Wielu z tych „uchodźców” ma pieniądze, nawet dużo, bardzo dużo. Nawet stać ich na to, by wykupywać mieszkania w Warszawie czy innych miastach. Ilu z nich jest Ukraińcami?

Na naszych oczach odbywa się diametralna zmiana stosunków narodowościowych w Polsce. W Polsce, która nigdy nie była krajem jednolitym narodowościowo. To mit, który zaszczepiła w tym kraju komuna. Widocznie z jakichś powodów zależało jej na tym, by te konflikty i napięcia wygasić. Stąd prawie wszyscy byli Polakami i katolikami. Dzisiaj widać wyraźnie jak wielu „uchodźców” jedzie do Wrocławia, Koszalina i do innych miast na zachodzie Polski. Często przyjeżdżają po nich na granicę ludzie z tamtych terenów, często do dzisiaj mówiący, z wyczuwalnym dla mnie, akcentem ukraińskim. To znaczy, że mieszka tam dużo Ukraińców lub ukraińskich Żydów. Teraz dopiero widać, jaki to jest multi-kulti kraj. A to dopiero początek.

„Ja u was wywołam taki ruch robotniczy, który was wszystkich zmiażdży z całą waszą siłą…” – Lasal – powiązanie polityki z gospodarką („Najer Hajnt”, nr 87, 14 IV 1925 r.); za Zbigniew Krasnowski – Socjalizm, komunizm, anarchizm. Zbigniew Krasnowski to pseudonim Tadeusza Gluzińskiego autora książki Zmierzch Izraela, którą napisał pod pseudonimem Henryk Rolicki. Tam chodziło o strajk górników w Anglii, który miał miejsce w 1926 roku. No więc ten ruch migracyjny też nas zmiażdży. Nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak mocno.

To, jak obecnie odbywa się zmiana proporcji narodowościowych w Polsce, to możemy obserwować na bieżąco. W pewnym sensie można powiedzieć, że jest to operacja gwałtowna, bo od początku inwazji minęło 9 dni, a już do Polski przyjechało około 800 tys. uchodźców. To dane oficjalne. A jak jest naprawdę? Według oficjalnych danych, do czasu wybuchu wojny, było już ponad 3 miliony Ukraińców. A według nieoficjalnych? Podobno jest ich około 8 milionów. Ale czy to możliwe? Nie chce mi się wierzyć. Te zmiany będą większe, niż te w wyniku II wojny światowej.

Warto jednak prześledzić, jak odbywało się przenikanie Żydów do polskiego społeczeństwa. Nie tak gwałtowne, bardziej rozłożone w czasie i dyskretne. To, co jest podobne, to to, że w obu przypadkach pojawili się hojni sponsorzy. Obecnie jest to państwo „polskie”. Wtedy to była elita ówczesnego społeczeństwa i Kościół katolicki.

Dobrze to opisuje Teodor Jeske-Choiński w swojej pracy Neofici polscy (1904). Pisze on:

»Porządkując materiały do studium o frankistach, sprawdzałem w warszawskich kancelariach kościelnych daty, podane przez Aleksandra Kraushara w jego cennym dziele p. t. „Frank i frankiści”. Znalazłszy, czego szukałem, wertowałem przez ciekawość „Księgi urodzonych”, dalej: może znajdzie się jeszcze jaki neofita, nie należący do grupy frankistów? Rezultat był nadspodziewany, w samym bowiem Św. Krzyżu wykopałem z pyłów i kurzów pożółkłych ksiąg blisko stu Żydów, ochrzczonych w XVIII stuleciu.

Poszukiwania tego rodzaju mają to do siebie, iż podniecają, jak narkotyk. Ciekawość rośnie z rosnącym materiałem. Chciałoby się znaleźć dużo, jak najwięcej, czego się szuka w pewnym kierunku – zbieracza ogarnia namiętność.

W ten sposób stało się, iż pracowałem cztery lata w różnych kancelariach kościelnych, warszawskich i niewarszawskich, iż prócz „ksiąg urodzonych” wertowałem konstytucje, herbarze, pamiętniki, różne dzieła historyczne itd. – i wykierowałem się wypadkiem, mimo woli, na pierwszego, zdaje się, „heraldyka żydowskiego”.

Na pierwszego i zapewne ostatniego… Bo wątpię, żeby znalazł się ktoś drugi tak ciekawy, komu by się chciało przeczytać kilka milionów metryk w czterech językach (łacińskim, polskim, niemieckim i rosyjskim), redagowanych z nużącą jednostajnością. A trzeba czytać koniecznie wszystkie, jedna po drugiej, nowochrzczeńcy bowiem żydowscy nie mają swoich ksiąg osobnych, lecz są zapisani w ogólnych „Księgach urodzonych”.

Zrazu traktowałem tę szperaninę jako zabawkę, jako zaspokojenie osobistej ciekawości. Gdy jednak materiał urósł do poważnych rozmiarów, postanowiłem wydać słownik neofitów polskich.

Zapyta kto: jaki cel może mieć taki słownik? Odpowiem na to: jest to materiał historyczny, jak każdy inny. Wydaje się słowniki szlachty (herbarze), literatów, artystów, lekarzy, prawników itd. Dlaczego by ludzi nie miało obchodzić, ilu Żydów przyjęło wiarę chrześcijańską, gdzie kiedy, dlaczego i z jakich sfer się nasi neofici rekrutowali? Ciekawość ta jest bardzo naturalna w społeczeństwie, które miesza się coraz więcej z rasą żydowską. Krew semicka wsiąka od pewnego czasu wszędzie, we wszystkie sfery, a z tą krwią wsiąkają jej instynkty, tradycje, poglądy. Warszawianin sprzed laty pięćdziesięciu nie poznałby już dziś swojej kochanej Warszawki, a za sto lat, gdyby mu wolno było wrócić na ziemię, czułby się w niej zupełnie obcym. Przyszłemu psychologowi rozwoju i przemian naszej duszy narodowej wyjaśni słownik neofitów polskich niejedną zagadkę – powie mu, dlaczego pewne poglądy i zapatrywania, wierzenia, pewne „ideały”, których przeszłość polska nie znała, wysunęły się na czoło naszej cywilizacji.

Wszyscy neofici żydowscy, chrzczeni w Polsce aż do roku 1500, usuwają się zupełnie spod kontroli szperacza. Nikt ich nie zapisywał, a jeśli ich gdzie notowano, to nie wiadomo gdzie. Bardzo rzadko sięgają księgi najstarszych kościołów poza rok 1500. Kroniki zaś dawniejsze nie mówią nic o neofitach.

Pierwszych znanych autentycznych neofitów spotykamy około r. 1500.

Był wówczas w. księciem litewskim Aleksander, syn Kazimierza Jagiellończyka. Wziął on po ojcu oprócz korony wielkoksiążęcej spuściznę bardzo nieprzyjemną, bo znaczne długi, zaciągnięte u Żydów. Księciu sprzykrzyła się prawdopodobnie zależność finansowa od natrętnych wierzycieli, przeto, korzystając z ówczesnej burzy antysemickiej, jaka, wypadłszy z Hiszpanii, obiegła wichrem całą Europę zachodnią i środkową, wypędził dekretem z r. 1495 Żydów z wszystkich ziem podległych jego berłu. Ubodzy, nie mający nic do stracenia, przenieśli się do Polski, nie wszyscy jednak Żydzi litewscy nie mieli nic do stracenia. Wielu z nich dorobiło się na dzierżawie: podatków, myt, gorzelni, soli, wosku i mostów znacznych fortun, które dekret książęcy wszystkie zobowiązania między rządem a dzierżawcami, druzgotał bez miłosierdzia. Nie chcąc się oddalać od źródeł swoich majątków, wyrzekła się część poborców i celników żydowskich wiary przodków i przyjęła chrzest. Lecz tylko nazwiska wybitniejszych spomiędzy tych neofitów utrwaliły się w dokumentach. Mniejsi, nie zajmujący urzędów koronnych, wsiąkali niepostrzeżenie w społeczeństwo chrześcijańskie.

Najstarszymi na Litwie neofitami są Oszejkowie. Kodeks dyplomatyczny Rzyszczewskiego wymienia (I, 352) ochrzczonego zaraz po wydaniu dekretu Aleksandra, Żyda Stanisława Oszejkę, którego król Jan Olbracht nobilitował w r. 1499, nadawszy mu herb „Merawy”.

W tym samym czasie ochrzcił się Abraham (Abram) Józefowicz (Ezofowicz), syn Joska Rachejewicza, najbogatszy Żyd litewski XVI stulecia. Handlując skórami, solą i wódką i dzierżawiąc podatki i myta, dorobił się znacznej fortuny, iż stał się Rotszyldem litewskim. Od Abrahama Ezofowicza, który na chrzcie przyjął imię Jan, wywodzą się Józefowicze-Hlebiccy herbu Leliwa.

Zygmunt I lubił Żydów, otaczał się nimi chętnie, na co ówczesna szlachta polska sarkała, czego dowodem wzmianki, rozrzucone w Aktach Tomicianach. Do jego protegowanych czy wierzycieli należał także jakiś neofita Stefan Fiszel, nobilitowany w r. 1507, przyjęty do herbu przez Korabitów. I ten nowochrzczeniec musiał się królowi wielce przysłużyć, otrzymał bowiem wielkopolskie starostwo Powidz, od którego utworzył sobie nazwisko „Powidzki” i stał się protoplastą domu Powidzkich herbu Korab. Ten Stefan Powidzki, starosta powidzki, piastował później zaszczytną godność wojskiego kruszwickiego.

Chrzcić w większej liczbie zaczęli się Żydzi w Polsce i na Litwie dopiero w XVIII stuleciu, na co złożyły się dwa powody: działalność księdza Turczynowicza i agitacja znanego apostaty żydowskiego Franka.

Żył na Litwie w XVIII stuleciu ksiądz Józef Stefan Turczynowicz, kanonik piltyński, proboszcz w Dzięciole, a następnie administrator parafii św. Stefana w Wilnie, kapłan wielce gorliwy.

Zdarzyło się, że do tego księdza Turczynowicza zgłosił się jakiś rybak z prośbą wysłuchania spowiedzi, gdyż, jak mówił, za trzy dni będzie brał udział w połowie ryb i ma przeczucie, że utonie. Ksiądz Turczynowicz, chcąc przekonać rybaka, że przeczucia zawodzą, odmówił proszącemu rozmyślnie spowiedzi i kazał mu przyjść po dokonanym połowie.

Lecz przeczucie nie zawiodło rybaka… Utonął w istocie.

Wypadek ten zmartwił do tego stopnia świątobliwego kapłana, że postanowił wyrzec się godności kościelnych i poświęcić się pracy misjonarskiej. W tym celu chciał udać się do Afryki, gdy mu jednak zwrócono uwagę, że i w domu może działać pożytecznie, nawracając innowierców, został w Wilnie i rozpoczął działalność misjonarską pomiędzy Żydami.

W Wilnie i różnych miastach litewskich wyszukiwał prozelitów, zwracając się głównie do ubogich. Skąpym groszem swoim dzielił się z niezamożnymi Żydami, przygarniał ich do siebie, karmił, przyodziewał, nauczał, a chętnych nawracał i chrzcił. Rozszerzając swoją działalność, wziął sobie do pomocy kilku młodych misjonarzy, założył konfraternię. Okazało się jednak, że Żydzi byli bardzo oporni, że nie chcieli się ukorzyć przed krzyżem. Daleko chętniejsze w tym względzie były Żydówki. Dlatego zwinął ksiądz Turczynowicz konfraternię męską i założył stowarzyszenie żeńskie, z którego wykwitł zakon „Mariawitek”, potwierdzony przez papieża Benedykta XIV. W r. 1737 oddano Mariawitkom w Wilnie kościół św. Łazarza, a w kilka lat potem rozporządzał już nowy zakon na Litwie siedemnastu klasztorami. Z Litwy przeszły Mariawitki do Korony.

Klasztory Mariawitek stały się schroniskami wszystkich Żydówek, które uważały za konieczne oderwać się z jakichkolwiek przyczyn od swojego ogniska domowego. Która zapłonęła miłością do jakiego chrześcijanina albo poróżniła się z rodziną, albo nie miała z czego żyć, albo przeniosła w istocie wiarę chrześcijańską nad swoją narodową – wszystkie spieszyły pod ciepłe opiekuńcze skrzydła Mariawitek, pewne, że znajdą w świątobliwych siostrach troskliwe matki. Bo Mariawitki nie tylko karmiły, przyodziewały i uczyły swoje „dzieci”. Przygotowując je do chrztu, wyszukiwały im możnych zwykle rodziców chrzestnych, opiekunów, mężów, posady, wszystko w ogóle, czego która z nich potrzebowała. Było to niezbędne, neofitki bowiem, odcięte od swojego pnia, odtrącone przez własne rodziny, stawały się bezdomnymi sierotami.

Obliczono, ze Mariawitki ochrzciły aż do roku 1820 około 2000 Żydówek, które wyszły w znacznej części za mąż za chrześcijan. Sam ks. Turczynowicz (umarł w r. 1773) ochrzcił 500 katechumenów.

Aleksander Kraushar w swojej książce o „Franku i frankistach” przypuszcza, że część neofitów, nobilitowanych przez króla Stanisława Augusta „na prośbę stanów litewskich” w r. 1764 i 1765, należała do zwolenników Franka. Domysł to mylny, wszyscy bowiem na sejmie koronacyjnym Stanisława Augusta i w roku następnym nobilitowani neofici, należeli już do „dystyngowanych z tego gatunku”, posiadali znaczniejsze fortuny, byli przyjęci na Litwie do lepszego towarzystwa, a niektórzy z nich, jak Jeleńscy i Dziokowscy, zajmowali urzędy obywatelskie, a nawet, jak Zawojscy i Jakubowscy, wyższe stopnie oficerskie w wojsku.

Zważywszy, że frankiści przybyli do Warszawy dopiero w r. 1760, nobilitacja zaś odbyła się w roku 1764, trudno przypuścić, by towarzysze Franka mieli czas nauczyć się w tak krótkim czasie języka polskiego, którego nie znali, przyswoić sobie zwyczaje i obyczaje zgoła obcego dla nich społeczeństwa, dorobić się majątku, koligacji, urzędów obywatelskich i stopni oficerskich. Za mało lat czterech na taką przemianę. Wiadomo zresztą, że frankiści aż do śmierci swojego naczelnika, do r. 1791, a nawet aż do śmierci jego córki Ewy, do r. 1816 trzymali się kupy, tworzyli zwartą szczelnie i zamkniętą gromadę, nie brali udziału w sprawach społeczeństwa, do którego się przyłączyli. Dopiero około r. 1810 zaczyna się ten i ów frankista odrywać od „tajnej sekty” i zbliżać do narodu polskiego. Przed tą datą wycofali się powoli z ruchu frankistowskiego jedyni: Golińscy, Krysińscy i Łabęccy. Neofici, nobilitowani w roku 1764 i 1765 są, jako chrześcijanie z nielicznymi wyjątkami, starsi od frankistów o lat kilkanaście, kilkadziesiąt. Są to przeważnie Żydzi litewscy, prawdopodobnie „dzieci” księdza Turczynowicza i jego Mariawitek, a niektórzy z nich, jak Dziokowscy i Zawojscy, jeszcze dawniejsi.

Nie tylko na Litwie chrzcili się Żydzi przed frankistami. Posiadamy neofitów już sprzed roku 1758. Spotyka się ich wprawdzie niewielu między r. 1700 a 1760, ale są, czego świadectwem spis Żydów ochrzczonych od roku 1700 do 1800 w Warszawie, Nieszawie, Kłodawie, Poddębicach, Wartkowicach, Łęczycy, Włocławku, Radomiu, Kamieńcu Podolskim, Łucku, Winnicy.

Prawie wszyscy neofici XVIII stulecia z nielicznymi wyjątkami (Berens, Delmonte, Elij, Golson, Hoffmann, Lebrecht, Lichtenstein, Lozzo, Octobar, Peterman, Reichfeld, Wiglin i inni) przyjmowali nazwiska polskie. Nie wszyscy stawali w stuleciu XVIII do chrztu św. z gotowym nazwiskiem, spotyka się bowiem jeszcze i w tym stuleciu metryki tylko z imionami nowochrzceńców, ale zdarza się to już teraz rzadziej, aniżeli dawniej.

Nazwiska neofitów powstawały: jedne od miejscowości, z których katechumeni pochodzili, np. Dobrzyński z Dobrzynia, Grodziński z Grodziska, Dubelski i Rubliński z Lublina (ze zmianą pierwszej litery zamiast „Lubelski i Lubliński”), Łęczycki z Łęczycy, Łoskowski z Łoskowa, Łowicki z Łowicza, Rymanowski z Rymanowa, Słomczyńska ze Słomczyna, Staszewski i Stachowski ze Staszewa, Wędrogińska z Wędrogina, Żelechowski z Żelechowa, Jarocki z Jarocina – inne od imion żydowskich lub chrześcijańskich, np. Jakubowski i Jakubski – (Jakób), Piotrowski – (Piotr), Pawłowski – (Paweł), Lewicki i Lewiński – (Lewi), Józefowicz – (Józef). Jeszcze inne od miesięcy, w których się neofici chrzcili jak: Styczyński (chrzczony w styczniu), Lutomski, Lutyński, Lutnicki (w lutym), Marzecki, Marczewski, Marczyński, Markowski (w marcu), Kwietniewski, Kwieciński, Kwiatkowski, Kwiatkiewicz (w kwietniu), Majewski, Majowski, Majecki (w maju), Czerwiecki, Czerwiński, Czerwieński (w czerwcu), Lipiński, Lipczyński, Lipowski, Lipecki (w lipcu), Sierpiński, Sierpowski, Sierpecki ( w sierpniu), Wrześniewski, Wrzesiński, Wrzesieński, Wrześniowski (we wrześniu), Październicki, Paździerski (w październiku), Listopski (w listopadzie), Grudziński (w grudniu).

Którzy chrzcili się w niedzielę, nazwali się: Niedzielskimi, Niedzieleckimi, Niedzielewiczami – którzy przybyli z dalszych stron: Przybyłowiczami, Przybyłowskimi albo Przybylskimi.

Nazwiska, pochodzące od miesięcy, nadawali neofitom głównie księża, spełniający obrzęd chrztu. Jednemu z misjonarzy warszawskich zabrakło już widocznie konceptu, bo nazwał jakiegoś neofitę, chrzczonego w październiku (po łacinie october) Octobar, zmieniwszy literę e na a; drugiego zaś, ochrzczonego w czerwcu (po łacinie junius) Juneckim; trzeciego, ochrzczonego w kwietniu (aprilis), Aprilewiczem.

Zdaje się, że aż do r. 1825 byli przeważnie księża fabrykantami nazwisk neofickich, metryki bowiem łacińskie mówią prawie zawsze: ego (nazwisko księdza) baptisavi judeum (albo judeam), conversum ex infidelitate judaica (albo ex perfidia judaica, ex lege mosaica), cui imposui (któremu nadałem), nomen (imię) et cognomen (nazwisko) itd. Dopiero od r. 1825 zmienia się redakcja metryk. Od tego czasu przyjmują neofici nowe nazwisko „z woli własnej i rodziców chrzestnych”.

Zdarzało się także w XVIII stuleciu, że rodzice chrzestni nadawali nowochrzceńcom nazwiska własne, albo bez zmiany, albo w przeróbce. I tak trzymał Rybskiego do chrztu (w r. 1738) Rybiński, a Jurowskiego w r. 1772 pani Jurowa.

Był także neofita, którego ks. Stanisław Mikorski nazwał Idzikowskim, bo chrzcił go w kłodawskim kościele św. Idziego.

Neofici polscy, przyjmowali różne istniejące nazwiska polskie, głównie jednak upodobali sobie kilka nazwisk, jak: Dobrowolski (z dobrej woli ochrzczony, Dąbrowski, Krzyżanowski (krzyż), Lewicki i Lewiński, Majewski, Kwieciński, Kwiatkowski, Nawrocki (nawrócony), Józefowicz i Grudziński. Jest każdego tego nazwiska po kilkanaście odmiennych, nie spokrewnionych ze sobą rodzin neofickich.

Do jakich sfer żydowskich neofici XVIII stulecia należeli, trudno oznaczyć, metryki bowiem nie mówią nigdy, czym się chrzczony katechumen poprzednio zajmował. Bardzo rzadko podają one dawniejsze imię żydowskie neofity, jego rodziców, miejsce pochodzenia, słowem, jakieś bliższe określenie, zadowalając się datą chrztu, imieniem i przyjętym nazwiskiem, a dość często nawet tylko samym imieniem ochrzczonego lub ochrzczonej. Główne księgi kościołów większych miast grzeszą pod tym względem pobieżnością. W mniejszych parafiach spotyka się tu i ówdzie dane dokładniejsze.

Ponieważ jednak Żydzi nie zajmowali w Polsce stanowisk wybitniejszych i trudnili się wszyscy, z wyjątkiem kilkudziesięciu rodzin rabinicznych, handlem, przeto nie omyli się, kto zaliczy neofitów do klasy handlującej. Nie przeszkadzało im to wcale piąć się szybko w górę po drabinie społecznej, do czego pomagali im rodzice chrzestni, dobierani zwykle tak, aby mogli zaspokoić ambicje neofitów, którzy nie na to zmieniali wiarę, by walać się dalej w brudzie motłochu. Metryki XVIII stulecia wymieniają jako rodziców chrzestnych neofitów prawie zawsze tylko bardzo możnych panów owego czasu, dygnitarzy dworskich i koronnych, ministrów, biskupów, opatów, wojewodów itd. a często nawet samego króla.

Rodzina Poniatowskich miała szczególne upodobanie w pomaganiu neofitom.

Już ojciec Stanisława Augusta trzymał do chrztu Tatarów i Żydów, po nim odziedziczył ten sport król, króla naśladowali jego bracia i krewni. Rozumie się, że hojny aż do marnotrawstwa władca, nie był skąpym dla swoich dzieci chrzestnych, że popierał je swoją szkatułą i swoimi wpływami monarszymi.«

Można sobie zadać pytanie, czym tak naprawdę był i jest Kościół katolicki, skoro jego niektórzy słudzy tak bardzo angażowali się w nawracanie akurat Żydów, albo kim byli ci kapłani? Czy nie byli przypadkiem Żydami? Henryk Rolicki w swej książce Zmierzch Izraela pisze:

»W 1391 roku miał miejsce wielki pogrom Żydów w Sewilli i spalenie synagog, a zaraz potem fala rozruchów rozlała się po całej Hiszpanii. Żydzi, zastraszeni nastrojem tłumów, wypróbowanym obyczajem postanowili wdziać maskę i tłumnie jęli przyjmować chrzest. Więcej niż połowa Żydów hiszpańskich przyjęła pozornie chrześcijaństwo. Ci pozorni chrześcijanie, uprawiający skrycie judaizm, otrzymali później w historii nazwę marranów („przeklęci”).

„W ciągu dwudziestu lat dziesiątki tysięcy żydów przyjęło chrzest, całe gminy przeszły na łono Kościoła, bożnice zamieniły się w kościoły, miejsce rodałów zajęły ołtarze, miejsce gwiazdy Dawidowej, krzyże. Rabini zmienili się w nader krótkim czasie w księży, zdolniejsi zajęli krzesła biskupie, bogatsi posiedli berła komturskie w zakonach rycerskich Alkantara i Kalatrawa; kobiety żydowskie lub ich córki stały się przeoryszami klasztorów, a również i wśród urzędników świeckich zajęli marrani pierwsze miejsca. Bogaci koligowali się z arystokracja rodową i złocili swym majątkiem zblakłe herby podupadłej szlachty. Wydostawszy się z getta, pobudowali marrani pałace i zajęli najpiękniejsze dzielnice miast”. – Majer Bałaban Historia i literatura żydowska.«

W innym miejscu w tej samej książce Rolicki pisze:

»Cześć anabaptystów praktykowała wszeteczeństwa seksualne idąc śladami adamitów oraz braci i sióstr wolnego ducha, o których mówiłem dawniej. Jan Henryk Bullinger, jeden z głównych pisarzy reformacji wyznania helweckiego (reformowanego), w XVI w. tak ich opisuje:

„Niektórzy z tych wolnych braci, diabelnie rozpustni, namówili lekkomyślne kobiety, że nie mogą być zbawione, jeżeli swej czci niewieściej nie porzuca. I do tego nadużywali bluźnierczego słowa Bożego; jeśli kto nie porzuci i nie starci wszystkiego, co kocha, nie może być zbawiony. Oprócz tego trzeba dla Chrystusa cierpieć wszelką hańbę i poniżenie. Wszak i Chrystus powiada, że celnicy i jawnogrzesznice w niebie będą mieć pierwszeństwo przed sprawiedliwymi, więc kobiety powinny stać się jawnogrzesznicami i wyrzec się swej czci, a za to będą w niebie wyższe nad kobiety uczciwe”. – cytuje K. Kautsky Historia komunizmu.

Taki sam obrzędowo-mistyczny stosunek do wyuzdania spotykamy jeszcze później w XVIII w. w tzw. lożach adopcyjnych (kobiecych) wolnomularstwa, w XIX w. w orgiach sekt satanistycznych, zaś w XX w. w obrzędach sekty mariawitów w Polsce.«

Jak opisał Jeske-Choiński asymilację Żydów w XIX wieku w Polsce, to w następnym blogu.

Leave a comment