„Dajcie mi na przeciąg wieku wychowanie publiczne, a zmienię świat” mawiał filozof Leibnitz, wybitny różokrzyżowiec. Niewątpliwie bez przejęcia systemu edukacji, siły starające się wprowadzić Nowy Porządek Świata, miałyby o wiele trudniejsze zadanie. Przede wszystkim trudno byłoby wmówić ludziom, że oto, ni stąd, ni zowąd, pojawił się jakiś śmiertelnie groźny wirus, który nie jest ani śmiertelny, ani groźniejszy od zwykłego wirusa grypy, ani nie jest niczym nowym. Skoro jednak mówią tak „uczone głowy”, to chyba coś musi być na rzeczy. Nie jest ważne, że jest jeszcze mnóstwo ludzi, którzy nie wierzą w tę bajkę. Niestety tych, którzy wierzą jest znacznie więcej i to może decydować.
Antony Sutton w swojej książce z 1983 roku Skull and bones; Tajemna elita Ameryki poświęca też dużo miejsca edukacji. Poniżej fragmenty jego wywodów:
»Każda grupa pragnąca zapewnić sobie kontrolę nad przyszłością amerykańskiego społeczeństwa, musi najpierw przejąć kontrolę nad systemem edukacji, czyli nad populacją przyszłości. Wszystko zaczęło się na Yale. Nawet na kartach oficjalnej historii Yale da się odczuć świadomość potęgi tego uniwersytetu i sukcesu, jaki odniósł. W oficjalnej historii czytamy, że „Sukces Yale był nieznośny i tajemniczy”.
Pełną świadomość tego sukcesu miał też najważniejszy rywal Yale, Uniwersytet Harvarda. Doszło do tego, że w 1892 roku młody harvardzki wykładowca, George Santayana, udał się na Yale, by zbadać ową „niepokojącą legendę” o potędze tego Uniwersytetu. Santayana przytoczył słowa absolwentów Harvardu zamierzających wysłać swoich synów na Yale i tłumaczących to faktem, że gdy zamkną się za nimi mury uczelni, „wszyscy, którzy ukończyli Harvard pracują dla absolwentów Yale”.
Nikt wcześniej nie zadał jednak oczywistego pytania – dlaczego? Czym jest „potęga Yale”?
W latach pięćdziesiątych XIX wieku trzech członków Zakonu opuściło mury Yale i wspólnie, współpracując też niekiedy z innymi członkami, dokonało rewolucji, która zmieniła oblicze, kierunek i cel amerykańskiego systemu edukacji. Rewolucja ta była błyskawiczna, cicha i wyjątkowo udana. Amerykanie nawet dzisiaj, w 1983 roku, nie są świadomi tego zamachu stanu.
Wywrotowe trio tworzyli:
- Timothy Dwight (wtajemniczony w roku 1849), wykładowca w yale’owskiej Divinity School, a następnie dwunasty rektor Uniwersytetu Yale.
- Daniel Coit Gilman (wtajemniczony w roku 1852), pierwszy rektor Uniwersytetu Kalifornijskiego, pierwszy rektor Uniwersytetu Johna Hopkinsa i pierwszy prezes Carnegie Institution.
- Andrew Dickson White (wtajemniczony w roku 1853), pierwszy rektor Uniwersytetu Cornell i pierwszy przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego.
Tych trzech godnych uwagi mężczyzn wstąpiło w szeregi Zakonu w odstępie kilku lat od siebie (1849, 1852, 1853). Natychmiast wyruszyli do Europy. Wszyscy trzej rozpoczęli studia filozoficzne na Uniwersytecie Berlińskim, zmonopolizowanym przez filozofię postheglowską.
Dlaczego to niemieckie doświadczenie jest takie ważne? Ponieważ był to okres, w którym ukształtowała się osobowość tych trzech mężczyzn. Dopiero co ukończyli studia, snuli plany na przyszłość, a ferment, jaki wywołała filozofia heglowska, był w tamtym czasie w Niemczech siłą dominującą.
Hegliści dzielili się na dwie grupy. Ich prawe skrzydło tkwiło u korzeni pruskiego militaryzmu, stanowiąc natchnienie dla zjednoczenia Niemiec i – w późniejszym okresie – dojścia do władzy Hitlera. W gronie tym czołowe pozycje zajmowali Karl Ritter z Uniwersytetu Berlińskiego, na którym studiowała nasza trójka, baron von Bismarck i baron von Stockmar, zaufany doradca angielskiej królowej Wiktorii. Prawicowym heglistą był także żyjący nieco wcześniej Karl Theodor Dalberg (1744-1817), arcykanclerz rzeszy Niemieckiej, spokrewniony z angielskim lordem Actonem i członek Zakonu Iluminatów o pseudonimie Baco v. Verulam.
Istnieli także hegliści o poglądach lewicowych, będący orędownikami socjalizmu naukowego. Najsłynniejszymi z nich byli rzecz jasna Karol Marks, Fryderyk Engels, Heinrich Heine, Max Stirner i Moses Hess.
Należy pamiętać, że dla obu grup punktem wyjścia jest heglowska teoria państwa, czyli przekonanie o wyższości państwa nad jednostką. Pruski militaryzm, nazizm i marksizm mają te same filozoficzne korzenie. Nie pozostało to bez wpływu na naszą trójkę.
Związki z iluminatami
Johann Friedrich Herbart był wybitnym niemieckim filozofem z początku XIX wieku. W Stanach Zjednoczonych istniało niegdyś National Herbart Society for the Scientific Study of Education (Krajowe stowarzyszenie imieniem Herbarta na rzecz nauki o edukacji), którego celem było przystosowanie herbartiańskich zasad do amerykańskiego systemu edukacji. Stowarzyszenie to przekształciło się później w National Society for the Study of Education. Obecnie nie słyszy się zbyt często o Johannie Herbarcie, ale jego wpływy przetrwały w tak zwanych „wzbogaconych” szkolnych programach nauczania i w obecnej metodologii pedagogicznej.
Herbart był teoretykiem pedagogiki, a także filozofem i psychologiem. Uważał on, że pedagogikę należy uprawiać w ściśle naukowy sposób, a naczelnym celem edukacji jest przygotowanie dziecka do życia w porządku społecznym, którego jest integralną częścią. W ślad za Heglem głosił, że jednostka nie ma znaczenia. Celem edukacji nie jest jedynie rozwój indywidualnego talentu, indywidualnej sprawności, siły psychicznej czy wiedzy. Jest nim rozwój charakteru i moralności społecznej, a najważniejsze zadanie wychowawcy polega na dokonywaniu analizy działań i powinności człowieka wobec społeczeństwa.
Zadaniem kształcenia jest urzeczywistnienie tych celów i rozbudzanie pożądanych społecznie idei. W przekonaniu Herbarta i zgodnie z teorią Hegla moralne jest zatem to, co przynosi korzyść społeczeństwu.
Herbartianie są zwolennikami koncentrowania przedmiotów wokół głównego tematu, czyli na przykład łączenia historii, wiedzy o społeczeństwie i literatury angielskiej. Pozwala to nauczycielowi na łatwiejsze podejmowanie tych tematów, które są bardziej przydatne dla osiągnięcia celu.
Wszystkie idee, które odnajdujemy w dzisiejszej filozofii edukacyjnej weszły do amerykańskiej pedagogiki za pośrednictwem grup herbartiańskich.
Johann Herbart studiował na Uniwersytecie w Jenie, gdzie znalazł się pod wpływem Johanna Herdera, Friedricha Schillera, Johanna Fichtego i Johanna Goethego. W późniejszych latach, będąc w Szwajcarii, nawiązał kontakt z Johannem Pestalozzim. Ludzie, którzy wywarli nań największy wpływ, mają jedną interesującą cechę: albo byli członkami Zakonu Iluminatów, albo uważa się, że mieli z nim bliskie związki.
Jeszcze ściślejszy związek łączył Herbarta z innym znanym członkiem Zakonu Iluminatów, Johannem Heinrichem Pestalozzim (1746-1827). Pestalozzi był cieszącym się sławą szwajcarskim nauczycielem mieszkającym w Interlaken i noszącym iluminacki pseudonim „Alfred”.
Na samym początku XIX wieku, przed ukończeniem doktoratu, Herbart spędził trzy lata w szwajcarskim Interlaken. Efektem jego kontaktów z Pestalozzim jest książka na temat teorii pedagogicznych tego ostatniego, z których wiele Herbart przyjął za swoje. Książka ta nosi tytuł Pestalozzis Idee eines Abc der Anschauung (Zbadane i naukowo wywiedzione abecadło poglądowości według pomysłu Pestalozziego). Została przetłumaczona na angielski. Fakt ten nie pozostaje bez znaczenia, stanowi bowiem przyczynek do tego, jak znaczny wpływ na dzisiejszą pedagogikę wywiera iluminacka książka.
Jeśli zaś chodzi o edukację, iluminaci mieli następujący cel: „Musimy urobić zwykłych ludzi w każdym zakątku. Cel ten uda się osiągnąć przede wszystkim dzięki szkołom i naturalnemu, serdecznemu zachowaniu, łaskawości, popularności i tolerancji dla ich przesądów, które bez pośpiechu wykorzenimy i rozwiejemy”.
Zakon Iluminatów powstał na Uniwersytecie w Ingolstadt, Grupa w All Souls College na Uniwersytecie Oksfordzkim w Anglii, a Zakon na Uniwersytecie Yale w Stanach Zjednoczonych. Paradoks polega na tym, że instytucje rzekomo oddane poszukiwaniu prawdy i wolności stały się kolebkami organizacji, których celem jest zniewolenie świata.
Wpływ Deweya
Patrząc na postać Johna Deweya z perspektywy osiemdziesięciu lat utrzymywania się jego wpływu, można go uznać za najważniejszy czynnik kolektywizacji lub heglizacji amerykańskich szkół. Dewey był nieodmiennie filozofem zmiany społecznej i dlatego właśnie wywarł wpływ tak dogłębny i wszechogarniający. I to właśnie w pracy i realizowaniu pomysłów Johna Deweya kryją się cele Zakonu.
Gdy Zakon sprowadził G. Stanleya Halla z Lipska na Uniwersytet Johna Hopkinsa, John Dewey już tam był, czekając na napisanie swojej rozprawy doktorskiej na temat „psychologii” Kanta. Będąc już wyznawcą filozofii Hegla, przyswoił sobie psychologię Wundta i Hegla i zastosował je w swojej koncepcji edukacji, której celem była zmiana społeczna. Doskonale ilustruje to cytat z Mojego pedagogicznego credo Deweya:
Szkoła jest przede wszystkim instytucją społeczną. Ponieważ edukacja jest procesem społecznym, szkoła po prostu stanowi tę formę życia wspólnotowego, w której wszystkie te wpływy skupiają się, by jak najskuteczniej doprowadzić dziecko do partycypowania w odziedziczonych przezeń zasobach rasy i wykorzystania jego własnych sił dla celów społecznych. Edukacja jest więc życiem, a nie przygotowaniem do przyszłego życia.
Wynika z tego, że deweyowska edukacja nie skupia się na dziecku, ale na państwie, ponieważ heglowskie „cele społeczne” zawsze stawiają w centrum państwo.
W tym właśnie tkwi sedno nieporozumień pomiędzy współczesnymi rodzicami a systemem edukacji. Rodzice uważają, że dziecko chodzi do szkoły, by nabyć w niej umiejętności potrzebnych mu w dorosłym życiu, ale Dewey stwierdza wyraźnie, że edukacja nie jest „przygotowaniem do przyszłego życia”. Deweyowski system edukacji nie przywiązuje wagi do rozwijania talentów dziecka. Przeciwnie, jego zadaniem jest przygotowanie go do funkcjonowania w roli części składowej organicznej całości, czyli mówiąc wprost, bycia trybikiem w mechanizmie organicznego społeczeństwa. Podczas gdy wartości moralne większości Amerykanów są zakorzenione w indywidualizmie, system oświatowy czerpie swoje z heglowskiej koncepcji państwa jako absolutu. Nic dziwnego, że dochodzi do nieporozumień.
Gdy porówna się Hegla, Johna Deweya oraz teoretyków i praktyków dzisiejszej pedagogiki, uderza ich niezwykłe podobieństwo. Hegel uważał, że jednostka jest pozbawiona wartości, o ile nie pełni funkcji społecznej: „Państwo jest rzeczywistością absolutną, a jednostka uzyskuje obiektywność, prawdę i moralność wyłącznie będąc częścią państwa”.
John Dewey starał się zminimalizować wolność jednostki. W swoim artykule Demokracja i administracja oświatowa („School & Society”, XVL, 1937) pisze o „zagubionej jednostce”, po czym ponownie powołuje się na Hegla: „wolność jest partycypacją każdej dojrzałej istoty ludzkiej w tworzeniu wartości regulujących wspólne życie”. Jest to stwierdzenie czysto heglowskie, analogiczne do przekonania, że człowiek może znaleźć wolność jedynie w posłuszeństwie wobec państwa. Krytycznie nastawiony do Johna Deweya Horace M. Kallen stwierdził, że Dewey był „ślepy na czysty indywidualizm jednostek”.
Cel edukacji
Jaki jest zatem cel edukacji, skoro jednostka nie ma żadnych praw i żyje tylko dla państwa?
Hegel nie musiał pisać o oświacie i – o ile nam wiadomo – w jego pismach nie znajdzie się zdania poświęconego wyłącznie zagadnieniom edukacji. Nie było takiej potrzeby. W opinii Hegla wszystkie jednostki istnieją wyłącznie z łaski państwa. Pogląd ten znalazł odzwierciedlenie we wszystkich systemach politycznych opartych na filozofii Hegla, bez względu na to, czy chodziło o radziecki komunizm, czy hitlerowski narodowy socjalizm. John Dewey podzielał heglowskie postrzeganie społeczeństwa jako organicznej całości:
Wykształcenie polega albo na umiejętności wykorzystywania swoich zdolności umysłowych dla dobra społeczeństwa, albo na umiejętności partycypowania w doświadczeniu innych i poszerzania w ten sposób indywidualnej świadomości na świadomość rasy (Wykłady dla pierwszego roku pedagogiki).
Ostatnie zdanie przywodzi na myśl hitlerowską filozofię rasy, czyli prawicowy heglizm, a poglądy dzisiejszych pedagogów odzwierciedlają to podejście. Oto cytat z wypowiedzi członka zgromadzeń ustawodawczych Kalifornii, Johna Vasconcellosa, piastującego także nader ważne stanowisko przewodniczącego Wspólnej Komisji do spraw Ogólnego Planowania w Szkolnictwie Wyższym oraz Komitetu do Spraw Celów Oświatowych przy zgromadzeniu stanowym Kalifornii:
Przyszedł czas na nową wizję nas samych, człowieka, ludzkiej natury i ludzkiego potencjału oraz nową teorię polityczną i instytucje oparte na tej wizji. Na czym polega ta wizja Człowieka? Na przekonaniu, że ludzka natura, pełna, organizmiczna istota ludzka jest kochająca… że ze swej natury człowiek dąży ku wspólnocie (cyt. za : Rex Myles, Brotherhood and Darkness).
Na czym ma polegać to „poszerzenie indywidualnej świadomości” (Dewey) i „dążenie ku wspólnocie” (Vasconcellos)?
Za zasłoną starannego języka kryje się Nowy Porządek Świata, światowe społeczeństwo organiczne. W Konstytucji nie ma jednak najmniejszej wzmianki na temat światowego porządku organicznego. Żaden urzędnik państwowy ani osoba piastująca stanowisko wybieralne nie może zgodnie z prawem popychać Stanów Zjednoczonych w kierunku takiego ustroju, ponieważ jest to w sposób oczywisty niezgodne z Konstytucją. Dewey nie był, rzecz jasna, urzędnikiem państwowym, ale Vasconcellos złożył przysięgę na wierność Konstytucji.
Większość ludzi, zapytana o światowy porządek, odpowie prawdopodobnie, że zanim zaangażujemy się w ezoteryczne pomysły, powinniśmy najpierw zająć się problemami wewnątrz naszego kraju. Większym zmartwieniem dla Amerykanów jest chyba korupcja polityczna, żałośnie niskie standardy oświatowe i bezduszna biurokracja. Trudno dostrzec, co nowy porządek świata może mieć wspólnego z kształceniem dzieci, ale odpowiedź na to zagadnienie można znaleźć w literaturze. Fichte, będący poprzednikiem Hegla i źródłem wielu jego idei filozoficznych, miał jasno sprecyzowaną koncepcję Ligi Narodów (Volkenbund) oraz wizję związku zaprowadzającego pokój. Fichte zapewniał, że „gdy federacja ta się rozprzestrzeni i stopniowo obejmie całą Ziemię, zapanuje wieczny pokój, będący jedyną zgodną z prawem relacją pomiędzy państwami”.
National Education Association, zajmujące się lobbowaniem w sprawach związanych z edukacją, w 1976 roku stworzyło program z okazji dwusetnej rocznicy istnienia Stanów Zjednoczonych zatytułowany „Deklaracja Niepodległości: kształcenie na rzecz globalnej społeczności”. Na szóstej stronie tego dokumentu czytamy: „Jesteśmy zaangażowani w ideę kształcenia na rzecz globalnej społeczności. Zachęcamy do udzielenia nam pomocy w przekształceniu tego zaangażowania w działanie i zmobilizowanie światowego szkolnictwa do rozwijania światowej społeczności”.
Cel niemal w całości odpowiadający celom Hegla sformułował w swojej książce Self Knowlegde and Social Action (Samowiedza i działanie społeczne) Obadiah Silas Harris, adiunkt wydziału Zarządzania i Rozwoju Szkolnictwa Uniwersytetu Nowy Meksyk w Las Cruces w Nowym Meksyku:
Gdy edukatorzy społeczni mówią, że edukacja społeczna bierze pod uwagę jednostkę jako całość i jej całe otoczenie, mają na myśli dokładnie to: dziedzina jaką jest edukacja społeczna obejmuje jednostkę wraz z całą jej strukturą psychofizyczną oraz klimatem ekologicznym wraz ze wszystkimi implikacjami – społecznymi, politycznymi, ekonomicznymi, kulturalnymi, duchowymi itd. Jej celem jest zintegrowanie jednostki w sobie (sic!) i w społeczności, aż jednostka stanie się kosmiczną duszą, a społeczność światem.
W tej samej książce na stronie osiemdziesiątej czwartej czytamy:
Kosmiczna dusza (…) cała rasa ludzka wykształci własną rzeczywistą duszę – kosmiczną duszę rasy. Tak wygląda przyszłość ewolucji ludzkości. Wynikiem pojawienia się uniwersalnej duszy będzie wielkie zjednoczenie całej rasy ludzkiej, dające początek nowej erze, świtowi nowej światowej potęgi.
Ostatni przytoczony cytat jeszcze bardziej trąci Adolfem Hitlerem niż wypowiedzi Johna Vasconcellosa. Ma on w sobie taką samą mieszaninę okultyzmu, etniczności i absolutyzmu.
Powszechnie uważa się, że zgodnie z określonym w Konstytucji charakterem relacji pomiędzy jednostką a państwem, to jednostka pełni funkcję nadrzędną, a celem istnienia państwa jest służba jednostce i że państwo nie ma władzy, za wyjątkiem wyraźnie wyrażonej woli narodu.
Krótko mówiąc, propozycje Johna Deweya i jego zwolenników są niekonstytucyjne. Nigdy nie przekroczyłyby progów amerykańskich klas szkolnych, gdyby za ich rozpowszechnianiem nie stała ogromna potęga Zakonu.«
Sutton pisał to ponad 40 lat lat temu. Gdybyśmy w jego opisie zamiast uczniów i studentów wstawili społeczeństwo, to uzyskalibyśmy obraz współczesności i cele, do których dążą rządzący światem. Być może do wielu ludzi nie dociera ten fakt, że obecnie jednostka nic nie znaczy i na nic nie ma wpływu. Nawet nie decyduje o własnym zdrowiu. Nie ma znaczenia, że mogę się dobrze czuć i nic mi nie dolega. O tym czy jestem zdrowy, czy chory, decyduje państwo, a konkretnie testy, które ono uznaje za miarodajne, a które zostały stworzone w zupełnie innym celu niż diagnozowanie zarażenia wirusem. Państwo uznało, że nawet jak ktoś jest zdrowy, to jest chory, chory bezobjawowo i może zarażać innych. I ono decyduje o tym, gdzie mi wolno wejść czy pojechać, a gdzie – nie. Ono decyduje o tym, że wszyscy obywatele danego kraju mogą zarażać, a emigranci nie zarażają. Tak więc już jesteśmy niewolnikami, choć jeszcze do niewielu to dociera, a państwo jest już wszechmogące. Jest absolutem.
Hegel uważał, że jednostka jest pozbawiona wartości, o ile nie pełni funkcji społecznej i że wszystkie jednostki istnieją wyłącznie z łaski państwa. Za młodu uczono mnie, że idee Lenina są wiecznie żywe, a teraz okazuje się, że to idee Hegla są wiecznie żywe. W tej chwili mamy do czynienia z wdrażaniem heglowskiego modelu państwa. Państwo decyduje o tym, które jednostki są wartościowe, a które nie. Ci, którzy są właścicielami małych firm uznani zostali za zbędnych i nie przedstawiają dla państwa żadnej wartości. Podobnie ludzie starzy. To, czy ktoś będzie żyć, będzie zależeć, a właściwie już zależy, od państwa. My nie wiemy, czy my wszyscy dostajemy takie same „szczepionki”. Czy są tacy, którzy dostają sól fizjologiczną, czy może nic im nie wstrzykuje się, a dostają zaświadczenia o szczepieniu? A ci faktycznie „zaszczepieni”? Jak państwo uzna, że mają żyć, to będą żyli, a jak uzna, że są zbędni, to ich zlikwiduje. To dlatego rządom wszystkich państw zależy na „zaszczepieniu” wszystkich. Każde inne tłumaczenie jest zwykłą zasłoną dymną, a mówiąc bardziej dosadnie – ściemą.
Sutton wielokrotnie zwracał uwagę na to, że z heglizmu czerpał zarówno nazizm jak i komunizm. Na portalu Interia ukazał się artykuł o nazistowskiej edukacji. Link tu: https://kobieta.interia.pl/zycie-i-styl/news-jak-wychowac-naziste-edukacja-do-smierci,nId,5487992 Autorka nie zająknęła się nawet o heglowskich korzeniach nazizmu. Trudno jednak mieć do niej o to pretensję. Wszak propaganda to uzupełnienie edukacji i jej cele są podobne: przedstawianie jedynie słusznego obrazu historii i teraźniejszości.
Po co to wszystko? Proste pytanie, na które nikt nie chce dać odpowiedzi. Sutton pisał, że celem jest Nowy Porządek Świata. Być może więcej nie mógł napisać. Po co to wielkie zjednoczenie całej rasy ludzkiej, dającej początek nowej erze, świtowi nowej światowej potęgi? Można i tak nazwać mesjański cel Żydów i ich uparte dążenie do tego, by stać się rasą panów. Ideologiczną podstawę pod te dążenia zapewnił m.in. Georg Wilhelm Friedrich Hegel.
Wszak propaganda to uzupełnienie edukacji
Trwa “przepisywanie” kultury na nowo. Żydowski reżyser Coen zrobił film Makbet z czarnoskórym aktorem w roli głównej. Jest to kolejna czarnoskóra postać wklejana w europejskie realia. Za kilkadziesiąt lat będzie to uważane za normę, a ci którzy będą to kwestionować będą uznani za szurów i fioliarzy.
LikeLike
W Niemczech już chyba nie ma reklamy ( tivi, billboardy , … ) , w której nie wystepowywaliby kolorowi ( najczęściej Murzyni ) – nawet na drugim, trzecim planie ale musi być.
Tak urabiają i przyzwyczajają jako normalność – w Polsce też już są tego przejawy.
LikeLike
Scena z filmu Vabank, gdy Kramer szuka świadka i stuka do drzwi mieszkania, z którego poprzedniego dnia wychodził Murzyn z psem:
– Czy tu mieszka Murzyn? – pyta kobietę otwierającą drzwi.
– Murzyn? A uchowaj Boże! – odpowiada kobieta. Pod jednym dachem z antychrystem! – wykrzykuje.
To było prawie 40 lat temu. Dziś już takie dialogi nie przeszłyby. Albo tekst Kargula na “Batorym” – czarny też człowiek.
LikeLike
Chciałoby się napisać ” mówisz i masz “.
Akurat, na wejście na net system podrzucił mi “biało-czarna” reklamę :
https://www.calvinklein.de
LikeLike
” Przepisywanie na nowo ” ( również definicji i pojęć ) czyli ” Innej drogi nie ma.” ?
Wyłowiłem korespondującą konwersację :
czerwony punkt
23 września 2021, 10:32
Proroczymi słowami obdarował nas A. Olechowski mówiąc, że rezygnacja z samodzielnego decydowania o swoich sprawach na rzecz współdecydowania to wyższy stopień suwerenności.
_________
folt37
23 września 2021, 10:53
@czerwony punkt
“…to wyższy stopień suwerenności.”
I ma rację. Suwerenność “plemienna” to przeszłość. Istnienie takiego państwa jak Polska jest zależna od wspólnot, która daję siłę bezbronnemu wobec światowych potęg “państewku” pod nazwą Polska.
___________
czerwony punkt
23 września 2021, 10:59
@folt37
” Suwerenność ” ma swoją, odwieczną definicję.
folt37
23 września 2021, 11:15
@czerwony punkt
“Suwerenność” ma swoją, odwieczną definicję.”
Małżeństwo też, a współczesność z teko kpi i uznaje związki jednopłciowe za małżeńskie i nie idzie tego zatrzymać. Definicje muszą zdążać za rzeczywistością, którą trzeba na nowo definiować. Innej drogi nie ma.
___________
Ręce do góry ?
LikeLike
Skoro może być “bielszy odcień bieli”, to dlaczego nie miałoby być wyższego stopnia suwerenności? Ciekawe: “współczesność z tego kpi”. Żydzi są mistrzami manipulacji. Definicja jest zawsze definicją czegoś tam. Jeśli czasy się zmieniają, to wprowadza się nowe pojęcia i definiuje się je. Nasi przodkowie nie znali pojęcia internet. Oni to znali pod pojęciem plotkarstwa, czyli spotykali się na poziomie lokalnym i dyskutowali ze sobą, wymieniali się informacjami, wiedzą itp. To samo zjawisko na poziomie globalnym jest już czymś innym, bo ludzie nie spotykają się ze sobą bezpośrednio, tylko pośrednio i stąd nowe określenie. Nowe czasy wymagają definiowania nowych zjawisk, a nie podstawiania pod nie starych. Żydzi zawłaszczyli edukację i robią ludziom wodę z mózgu.
LikeLike
W szeroko pojętej kulturze mają takie same cele i metody, jak w edukacji.
„Musimy urobić zwykłych ludzi w każdym zakątku. Cel ten uda się osiągnąć przede wszystkim dzięki szkołom i naturalnemu, serdecznemu zachowaniu, łaskawości, popularności i tolerancji dla ich przesądów, które bez pośpiechu wykorzenimy i rozwiejemy”.
Zapewne tak będzie, jak Pan napisał. Wystarczy spojrzeć na to, co zrobili z historią II wojny światowej. Ci, którzy jej doświadczyli już powymierali i nie ma naocznych świadków. Można pisać wszystko, co w danej chwili jest wygodne.
LikeLike
“Akurat, na wejście na net system podrzucił mi “biało-czarna” reklamę”
I jeszcze takie działanie na podświadomość: Młody wysportowany Murzyn i młoda, niezbyt urodziwa dziewczyna z nadwagą, a ci biali to jakaś niedorobiona rasa. Kropla drąży skałę, jak mówi przysłowie.
LikeLike