Kiedy pisze się o hiperinflacji, to z reguły przychodzi na myśl ta najbardziej znana, ta z 1923 roku z Republiki Weimarskiej. O niej pisałem w bogu „Hiperinflacja”. W tym miejscu chciałbym się zająć tą największą w historii świata. Nic o niej nie wiemy, a miała miejsce tak blisko nas, prawie za miedzą, bo na Węgrzech. Jej skala była niewyobrażalna, więc wyręczę się Wikipedią, bo tyle tam zer, że nie sposób je zliczyć, a co dopiero nazwać te liczby:
»Największą hiperinflacją w historii była hiperinflacja na Węgrzech po zakończeniu II wojny światowej, gdzie w 1946 roku największym nominałem był banknot 100 000 000 000 000 000 000 (100 trylionów, gdzie trylion to jedynka z 18 zerami) pengő (przygotowano już do wprowadzenia banknot o nominale miliard bilionów (tryliarda) pengő , tj. jedynki z 21 zerami; zamiast opisu cyfrowego na banknocie znajdowało się oznaczenie „Egymilliárd B.-pengő”), a inflacja wyniosła 41 900 000 000 000 000 (41,9 biliarda) % w skali miesiąca, co oznaczało podwajanie się cen przeciętnie w ciągu każdych 15 godzin. Gdy w sierpniu 1946 roku wprowadzono tam forinta, przyjęto przelicznik 1:400 000 000 000 000 000 000 000 000 000, co oznacza, iż jeden forint otrzymał wartość czterystu tysięcy kwadrylionów (gdzie kwadrylion to jedynka z 24 zerami) pengő.«
Głowa może rozboleć od samego czytania powyższego cytatu, nie mówiąc już o tym, żeby to jakoś ogarnąć czy zrozumieć. W tym szaleństwie była metoda, ale o tym na końcu. Wypada jednak chyba zacząć od historii i polityki. Bez tego sam opis zjawiska niewiele, a właściwie nic nie wyjaśni? Podstawowe pytanie brzmi – skąd wzięła się taka hiperinflacja? Dlaczego niektóre państwa i ich waluty jej doświadczają? Dlaczego nie ima się ona amerykańskiego dolara? Drukowany już w niewyobrażalnych ilościach, a hiperinflacji, jak nie było, tak nie ma. Czy to możliwe, by taka monstrualna hiperinflacja, bo to już nie była zwykła hiperinflacja, była dziełem przypadku? W świecie finansów nie ma miejsca na spontaniczność. Jeśli wywołano taką hiperinflację, to w jakimś celu. Zapewne ktoś miał zyskać, a ktoś stracić. W przypadku Węgier trudno będzie dociec, komu to służyło i kto za tym stał. Ale warto spróbować, choć wiem, że będę odbijał się od ściany.
Tak jak napisałem wyżej, wypada zacząć od historii i polityki. Wikipedia pisze:
„W okresie od października 1944 do początku kwietnia 1945 roku terytorium Węgier było sukcesywnie opanowywane przez Armię Czerwoną. Po zakończeniu II wojny światowej Węgry należały do tzw. bloku wschodniego, będącego pod kontrolą ZSRR.
W pierwszych powojennych wyborach parlamentarnych w listopadzie 1945 zwyciężyła Niezależna Partia Drobnych Rolników. Uzyskała ponad 57% głosów. Lewicowe Węgierska Partia Komunistyczna i Węgierska Partia Socjaldemokratyczna uzyskały w sumie 34% głosów. 15 listopada 1945 powstał rząd Zoltana Tyldiego, z Niezależnej Partii Drobnych Rolników. 1 lutego premierem Węgier został Matyas Rakosi trzy dni później zastąpił go wicepremier Ferenc Nagy. 1 lutego 1946 powstała Republika Węgierska. Po wyborach Partia Komunistyczna przystąpiła do osłabienia pozycji Partii Ludowej i Partii Niepodległości. Partia Komunistyczna powołała blok lewicowy.
10 lutego 1947 został podpisany traktat pokojowy z aliantami, na mocy którego Węgry powróciły do granic określonym traktatem w Trianon.
W sierpniu 1947 odbyły się wybory parlamentarne w których 61% głosów uzyskał Blok Lewicowy.”
Hiperinflacja trwała niewiele ponad rok. Zaczęła się na wiosnę 1945 roku, a skończyła się w sierpniu 1946 roku wprowadzeniem nowej waluty – forinta. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uleciała ona gdzieś daleko w przestworza. Forint był bardzo stabilny. Zupełnie tak samo jak w republice Weimarskiej. Cały ten cyrk na Węgrzech trwał w okresie, gdy komuniści nie byli jeszcze u władzy.
Przeglądając internet niewiele można znaleźć na temat tej węgierskiej hiperinflacji, ale czasem można trafić na wyjątkowe głupoty i to pisane przez kogo?! Na stronie NBP na Portalu Edukacji Ekonomicznej można m.in. przeczytać (wytłuszczenia moje):
»Do wiosny 1945 roku produkcja kluczowych surowców spadła dramatycznie, wydobycie węgla osiągało 40 procent produkcji międzywojennej, a produkcja boksytu spadła do 1 procenta produkcji sprzed wojny. Transportu kolejowego albo samochodowego w ogóle nie było. Kolej została zniszczona w czasie bombardowań, a jeśli pozostały jakieś lokomotywy, zabrali je Rosjanie bądź uciekający Niemcy. Wszystkie budapesztańskie mosty na Dunaju zostały zniszczone, kraj był w ruinie, a przedsiębiorcy nie mieli na czym stawiać fundamentów pod produkcję.
W takich warunkach Węgry zostały zmuszone do podpisania traktatu pokojowego, który przewidywał, że rząd węgierski wypłaci sowietom potężne odszkodowania wojenne, przekraczające połowę rocznego PKB, czyli 300 milionów dolarów. Pieniądze były też potrzebne rządowi do zaspokojenia podstawowych potrzeb kraju. Należało zatem jak najszybciej „zdobyć” pieniądze, a tymczasem uciekający przed sowietami węgierscy faszyści zabrali ze sobą do Niemiec matryce do ich drukowania.
Rosjanie, którzy ustalali wówczas politykę monetarną „wyzwolonych” państw Europy Wschodniej zareagowali na zwiększone potrzeby kapitałowe Węgier w najgorszy sposób – zaczęli drukować olbrzymie ilości pieniędzy (pengő), co spowodowało, że inflacja, która zaczęła się już w kwietniu 1945 roku, stała się hiperinflacją. Ceny na rynku wzrosły nawet czternastokrotnie i wciąż niepowstrzymanie rosły.«
Na Węgrzech, chyba od 1927 roku walutą było właśnie to pengő. Skoro więc węgierscy faszyści zabrali matryce do jego drukowania, to jak Rosjanie mogli je nadal drukować? I kto miał je drukować? Armia Radziecka? Przecież drukowaniem pieniędzy zawsze zajmują się ci sami, ci którzy są również właścicielami NBP. Dalej można jeszcze przeczytać:
„W połowie 1946 roku Węgry doświadczyły największej inflacji we współczesnej historii. W szczytowym momencie, ceny dóbr rosły średnio co 15 godzin. Dzienna stopa inflacji przewyższała 200 procent. Jeszcze w 1944 roku najwyższym znajdującym się w obiegu nominałem było 1000 pengő. Pod koniec 1945 roku było to już 10 mln pengő, a w połowie 1946 – 100 trylionów pengő. Do płatności podatkowych i pocztowych stworzono wówczas specjalną walutę – adópengő, czyli pengő podatkowy. Jej aktualną wartość podawano codziennie w komunikacie radiowym.
W sierpniu 1946 roku wprowadzono forinta, nową walutę, forinta, która zastąpiła pengő. Astronomiczne ceny przestały rosnąć i, ku zdziwieniu wszystkich, nastała trwała stabilność cen. Ta nagła zmiana była tak niesłychana, że do dziś wielu ekonomistów postrzega ją jako cud finansowy i gospodarczy. Jak mogło dojść do tak fantastycznego spadku inflacji? Według większości historyków, spadek inflacji był możliwy, bo w 1946 węgierski rząd po prostu utracił kontrolę nad gospodarką.”
Jak to wszystko zostało prosto wyjaśnione! Cud, cud finansowy! A śmieją się z katolików, że wierzą w cuda boskie. No to jak? W ekonomii cuda mogą się zdarzać? I jeszcze to, że węgierski rząd utracił kontrolę nad gospodarką. Czyli że to Rosjanie stracili kontrolę nad gospodarką, bo to przecież oni drukowali te pieniądze?
Nie wszystko, co tam napisano nie trzyma się kupy. Opis trudnej powojennej sytuacji gospodarczej pokrywa się z opisami z innych źródeł, jak również opis rozwoju hiperinflacji. Ale i on jest daleki od prawdy. Zniszczenia nie były aż tak wielkie. Całość, jak ktoś ma ochotę, tu: https://www.nbportal.pl/wiedza/artykuly/pieniadz/historia-hiperinflacji-na-wegrzech.
Wiemy więc, że sierpniu 1947 roku, w wyniku wyborów parlamentarnych, lewica zdobyła 61% głosów. To jeszcze nie była pełnia władzy komunistów. Rok wcześniej w sierpniu 1946 roku wprowadzono forinta i skończyła się hiperinflacja. Nie była więc ona dziełem lewicy. Zresztą wszędzie na świecie, bez względu na ustrój, bankami i pieniądzem rządzi naród „wybrany” lub ludzie od niego zależni. O tym nie można zapominać, jeśli chce się w sposób rzetelny opisywać rzeczywistość.
Niestety niewiele można się dowiedzieć z polskiego internetu. Znacznie lepiej wygląda to w angielskim. Vinitha Kumar w pracy The Hungarian Hyperinflation – A look into the production side z września 2015 roku pisze m.in.:
„Na Węgrzech po drugiej wojnie światowej decydenci mieli do rozwiązania dwa problemy: hiperinflację i niedobory towarów. Grossman i Horváth (2000) badają decyzje, które musieli oni podjąć: albo stymulować hiperinflację, albo próbować ją zwalczać, zwiększając dochody i ograniczając obieg banknotów. Zdecydowano się na hiperinflację jako sposób na ożywienie gospodarki i pobudzenie produkcji przed wprowadzeniem nowej waluty.”
Ostatnie zdanie daje do myślenia. Autorka nie rozwija tego wątku, ale dobra i psu mucha. A więc wiedziano, że będzie wymiana pieniędzy. Kto wiedział? Na pewno nie przeciętny Kovács (Kowal, Kowalski). Ale też ten, kto wiedział, wiedział kiedy ona nastąpi. Dalej pisze ona:
„Należy zauważyć, że nawet jeśli decydenci zdecydowaliby się zwalczyć hiperinflację, mogłoby to nie udać się ze względu na ilość pieniędzy w obiegu i poważny szok podażowy. Jak wyjaśniają Grossman i Horváth (2000), zwiększenie podaży pieniądza samo w sobie jest szokiem popytowym i można je traktować jako sposób na stymulowanie konsumpcji. Kiedy występuje wysoka inflacja, pieniądze tracą na wartości, przez co ludzie są bardziej skłonni do kupowania towarów. Jednak wzrost podaży pieniądza nie jest korzystny, jeśli nie ma towarów do kupienia. Dlatego rząd potrzebował także sposobu na stymulowanie produkcji. Musimy teraz zbadać skutki hiperinflacji i wpływ polityki rządu na różne obszary produkcji. Przypomnijmy sobie, że produkcja węgla, górnictwa i rolnictwa, z kilkoma wyjątkami, rosła po 1945 roku.
Z powodów ekonomicznych lub politycznych większość gałęzi przemysłu na Węgrzech po drugiej wojnie światowej została znacjonalizowana i stała się przedsiębiorstwami państwowymi. Jednak tylko górnictwo i nieliczne elektrownie zostały upaństwowione przed stabilizacją, czyli przed zakończeniem hiperinflacji. Dlatego podczas hiperinflacji rząd podjął działania w sektorze publicznym, jak i prywatnym, aby zachęcić przedsiębiorców do zwiększenia inwestycji i produkcji. Aby stawić czoła problemom rolnictwa, przeprowadzono poważną reformę rolną. W jej wyniku wielkie posiadłości zostały podzielone i ziemia trafiła do mniej zasobnych rolników. Rząd udzielał również pożyczek na prywatnych rynkach kredytowych według stóp procentowych, które nie były indeksowane proporcjonalnie do wzrostu kosztów utrzymania, wiedząc, że płatności staną się bezwartościowe z powodu inflacji lub, być może, nawet nie oczekując, że zostaną spłacone. Przedsiębiorstwa państwowe również otrzymały dotacje. Nowo utworzone Ministerstwo Odbudowy wykorzystywało rynek pracy do odbudowy państwa i rolnictwa. Ponadto rząd węgierski zaangażował banki do zapewniania funduszy przedsiębiorcom. Dokonano tego, płacąc bankom za przekazywanie pieniędzy producentom. Stopa dyskontowa banku centralnego wynosiła 3 procent, a biorąc pod uwagę inflację, która osiągnęła ponad 10 000 procent, realne stopy procentowe były ujemne. Wszystkie działania były postrzegane jako sposób na ożywienie produkcji.”
Mamy tu do czynienia z bardzo dziwnym zjawiskiem. Rząd, czy może raczej jego bank centralny, wtłacza pieniądze do państwowych i prywatnych przedsiębiorstw, nie przejmując się tym, że pieniądze te nie wrócą w postaci spłat rat kredytu i odsetek. A wie, że i tak nastąpi wymiana pieniędzy. Czyli musi być jakiś inny cel.
„W latach 1938-1948 roczny przyrost PKB na mieszkańca był na Węgrzech większy niż w Niemczech, Grecji czy Rumunii. Jako punkt końcowy wybrałam rok 1948, ponieważ było to kilka lat po drugiej wojnie światowej, co dało krajom nią dotkniętym czas na odbudowę. Jednak zarówno Jugosławia jak i Włochy radziły sobie w tym okresie lepiej niż Węgry. Inne dane dostępne dla Węgier pozwoliły na porównanie pomiędzy 1938 a 1946 rokiem. Roczny przyrost PKB na mieszkańca Węgier w latach 1938–1946 był ponownie wyższy niż w Niemczech i Grecji, ale niższy niż we Włoszech.
W miarę stabilizowania się waluty rosło zaangażowanie obcych mocarstw. Związek Radziecki pomógł poprzez dostosowanie harmonogramu spłaty reparacji wojennych od Węgier, a Stany Zjednoczone udzieliły im linii kredytowej o wartości 15 milionów dolarów, a także wsparły je w programie Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy i Odbudowy (UNRRA). Związek Radziecki wydłużył termin spłaty reparacji z sześciu do ośmiu lat, obniżył kary za opóźnienia i zmniejszył ilość dostaw należnych w 1946 i 1947 roku. Dzięki dodatkowej pomocy Węgry mogły skupić się na działaniach stabilizacyjnych. Aby przygotować się do stabilizacji, Węgry zaczęły gromadzić towary i gotowe produkty, tak aby po wprowadzeniu forinta były one gotowe do kupienia.”
Co wiemy po przeczytaniu tego cytatu? Wiemy, że na długo przed wybuchem hiperinflacji planowano wymianę pieniędzy. Wiemy też, że gospodarka węgierska była wtedy w zdecydowanej większości w prywatnych rękach. Rząd szastał pieniędzmi na lewo i na prawo. Wiemy też, że ta hiperinflacja nie odbiła się negatywnie na gospodarce. Wiemy również, że na terenie Węgier współpraca Związku Radzieckiego i USA trwała w najlepsze. Być może był to jeszcze ten moment, gdy losy Węgier nie były ostatecznie przesądzone. Przemówienie Churchilla w Fulton miało miejsce 5 marca 1946 roku. I jeszcze to gromadzenie towarów i gotowych produktów przed wprowadzeniem do obiegu forinta. Skąd rząd miał te towary i produkty? Czy była to pomoc zagraniczna, czy rząd celowo nie wprowadzał własnych, jeśli takie miał? Takie napomykanie o kluczowych decyzjach, bez próby ich wyjaśnienia dowodzi, że autorka słabo zgłębiła zagadnienie lub nie mogła o nich napisać. Bo skoro o nich wspomniała, to gdzieś o tym musiała przeczytać. Dlaczego więc pominęła to? Czyżby komuś nadal zależało na tym, by prawda nie wyszła na światło dzienne?
Vinitha Kumar w swojej pracy cytuje opracowanie The Dynamics of the Hungarian Hyperinflation, 1945-6: A New Perspective Peter Z. Grossman, János Horváth z roku 2000. Niestety nie można się z niego dowiedzieć czegoś, co ułatwiałoby zrozumienie tej hiperinflacji i jej przyczyn.
Celem rządu węgierskiego było ożywienie gospodarki i wzrost produkcji. Chodziło o szybką odbudowę kraju ze zniszczeń. To chciano osiągnąć za pomocą dodruku pieniądza. Tak to tłumaczą autorzy obu opracowań. Czy rzeczywiście można to było osiągnąć tylko w ten sposób? Jeśli przyrost PKB w latach 1938-1948 był na Węgrzech wyższy niż w Niemczech czy Grecji, ale niższy niż we Włoszech i Jugosławii, a były to niewielkie różnice w przedziale paru procent, to oznacza, że ta hiperinflacja nie miała wielkiego wpływu na gospodarkę, bo w porównywanych krajach przyrost PKB był podobny i osiągnięto to bez tak drastycznych środków.
Piszą oni też, że był to jedyny sposób na odbudowę zniszczonego kraju. Ale przecież wiele krajów było zniszczonych przez wojnę. Że Budapeszt ucierpiał i wszystkie mosty zburzone? Warszawa została zrównana z ziemią i mosty też zniszczone, a cała Polska jeszcze bardziej niż Węgry. To jednak nie przeszkodziło gospodarce polskiej, od razu po wojnie, stanąć na nogi. Towarów nie brakowało i nie było potrzeba do tego hiperinflacji. Problemy zaczęły się po 1948 roku, po zjednoczeniu PPS i PPR i powstaniu PZPR. Komuniści przejęli pełnię władzy i zaczęła się bieda.
Grossmann i Horváth piszą, że hiperinflacja była korzystna dla przedsiębiorców, bo przy symbolicznym oprocentowaniu kredytów, których nie rewaloryzowano, spłacanie ich nie było problemem, pomijając już fakt, że nawet nie liczono na ich spłatę. Inaczej było w przypadku robotników, których płace traciły na wartości w zastraszającym tempie. Wskazują oni na zdyscyplinowanie narodu węgierskiego i jego poświęcenie dla dobra kraju. Cóż, dziwne argumenty. Cała ta hiperinflacja trwała niewiele ponad rok, a ten najgorszy etap – parę miesięcy. Można wytrzymać. Najwyraźniej jednak autorzy nie chcą zauważyć, bo nie wierzę, że nie wiedzą, że na Węgrzech było coś takiego jak rok 1956. Jak fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów.
„Jeszcze w 1944 roku najwyższym znajdującym się w obiegu nominałem było 1000 pengő. Pod koniec 1945 roku było to już 10 mln pengő, a w połowie 1946 – 100 trylionów pengő. Do płatności podatkowych i pocztowych stworzono wówczas specjalną walutę – adópengő, czyli pengő podatkowy.”
Czyli do końca 1945 roku nie było jeszcze źle. Nawet później nie było tak źle. Vinitha Kumar zamieszcza w swoim opracowaniu wykres wzrostu cen w sektorze przemysłowym i rolnym od grudnia 1945 roku do końca lipca 1946 roku. Opierała się na danych węgierskiego banku (Hungarian Central Creditbank) z sierpnia 1946 roku. Z niego wynika, że ta krzywa wzrostu wznosiła się dosyć łagodnie. Dopiero pod sam koniec czerwca 1946 roku wystrzeliła ostro do góry. Od tego momentu przyrost następował w postępie geometrycznym. Dokładnie tak samo wyglądał ten wykres w przypadku niemieckiej hiperinflacji z 1923 roku. Historia lubi się powtarzać, choć, jak mówią niektórzy, nie zawsze tak samo. Istotnie! Jest pewna różnica. W niemieckim przypadku krzywa wzrostu cen zmieniła się w krzywą wzrostu w postępie geometrycznym na trzy miesiące przed wymianą waluty. Na Węgrzech nastąpiło to na miesiąc i tydzień przed zmianą i w tym jednym miesiącu dosłownie wystrzelili w kosmos. I tym sposobem Węgrzy zrobili coś, co Niemcy nazywają Weltmeisterschaft – Mistrzostwo Świata. Do dziś są niepokonani. Chciałoby się powiedzieć – Złota Węgierska Jedenastka. Gdyby ktoś chciał się zapoznać z oryginalnym tekstem i zobaczyć ten i inne wykresy i tabele, to tu: https://sites.krieger.jhu.edu/iae/files/2017/04/Vinitha_Kumar_Hungary.pdf.
Jeszcze do połowy kwietnia wzrost cen był stabilny. Najwyższym w obiegu był banknot dziesięciomilionowy. W połowie kwietnia nastąpiło lekkie odbicie w górę. Jeśli więc dodamy ten okres, to wyjdzie nam, że ta hiperinflacja trwała nie dłużej niż trzy i pół miesiąca. I teraz już jest jasne, dlaczego nie miała ona wpływu na gospodarkę, a i zwykli ludzie zbytnio nie ucierpieli. Szybka akcja. Któż mógł tego dokonać i po co? Ja wiem kto! Nie są to sprawy, które można komuś udowodnić, czy złapać kogoś za rękę, ale przy bliższym spojrzeniu i połączeniu pewnych faktów, connecting the dots – jak mówią Anglosasi, albo zebraniu ich „zusammen do kupy”, wyłania się pewien obraz.
Nie da się zaprzeczyć, że Żydzi dominują w finansach i handlu. W wielu innych dziedzinach też ich nie brakuje, ale połączenie tych dwóch branż stwarza niezwykłe pole manewru dla dokonywania różnych operacji finansowych. Mają też wsparcie ze strony polityków, bo często to oni są nimi. Więc to, co robią, jest nie tyle wynikiem nadzwyczajnych talentów do manipulowania pieniądzem, co doskonałą organizacją i współdziałaniem w zakresie finansów, handlu i polityki. Choć zapewne nie brakuje w tym wszystkim prawników, prasy i mediów wszelkiego rodzaju.
A co to ma wspólnego z węgierską hiperinflacją? Wydaje mi się, że ma. Ale żeby to było zrozumiałe, to wypada zacząć od naszego podwórka, by wyjaśnić mechanizm działania inflacji czy hiperinflacji. W tym wypadku nie muszę sięgać do książek, do internetu, bo sam to przeżyłem.
W okresie „festiwalu” Solidarności, w latach 1980-81, doświadczyliśmy w Polsce dużej inflacji. Dla jednych było to bardzo bolesne doświadczenie, dla innych – wprost przeciwnie. Pieniądz tracił na wartości, a oprocentowanie kredytów i oszczędności nie zmieniało się. Ci, którym udało się dostać kredyt na dom, spłacali go za grosze, za przysłowiową kurę. Ci, którzy mieli oszczędności, stracili je. Często był to dorobek całego życia. Jednym słowem: jedni zbudowali sobie domy za oszczędności innych. Zakorzenił się pogląd, że nie warto oszczędzać, tylko brać kredyty.
Po tej inflacji uspokoiło się na całe lata 80-te, lata wykreowanego zastoju, by wymusić zmiany. Po roku 1989 nastała nowa rzeczywistość. Jeszcze na krótko przed tymi zmianami ludzie zaczęli brać kredyty. Byli to głównie ci, którzy zakładali własne firmy i rolnicy. Wydawało im się, że nie będzie problemu. Gospodarka kulała, więc i państwo i banki zachęcały do „brania spraw we własne ręce”.
Potem znowu pojawiła się inflacja, wysoka. Od lutego 1989 do lutego 1990 roku wynosiła 1180%. Dla tych, którzy zainwestowali w produkcję, czy dla rolników, którzy kupili maszyny, była to katastrofa. Tym razem, inaczej niż poprzednio, aktualizowano oprocentowanie kredytów. Dla inwestycji długoterminowych oznaczało to wyrok śmierci. Wielu ludzi popełniało samobójstwa. Jedyne co się wtedy opłacało to handel. Tak czyszczono rynek z konkurencji dla zachodniego kapitału. Ale likwidowano też państwowe przedsiębiorstwa, bo – „nierentowne”. Nierentowne były też banki. One też miały starty, ale dofinansowano je z budżetu państwa i sprzedano. Komu? Kto zgadnie? Handel się rozwijał, bo jemu inflacja nie była groźna – szybki obrót pieniądza. Polacy zakładali sklepy, hurtownie. Myśleli, że tak się będą rozwijać, tworzyć sieci handlowe. A chodziło w tym wszystkim tylko o to, by stworzyć sieć dystrybucji po upadłym handlu PRL-u. Ktoś musiał na początku sprzedawać te zachodnie towary. Kiedy już Zachód rozpoznał rynek polski i jego potencjał, to pojawiły się obce sieci handlowe, hipermarkety i w końcu galerie handlowe. Murzyn zrobił swoje i murzyn musiał odejść. – I odszedł.
W celu „walki” z inflacją ustanowiono sztywny kurs dolara na poziomie 9500 PLZ. Utrzymywano go do maja 1991 roku, a więc ponad rok. Po tym czasie uwolniono go i w momencie denominacji w 1995 roku wynosił 2,43 PLN. W ciągu czterech lat stracił na wartości dwa i pół raza: od 0,95 do 2,43. Po co był sztywny kurs dolara? Po to, by sprzedawać dolary, kupować złotówki, wkładać je do banku na bardzo wysoki procent, po roku podejmować i kupować za nie dolary. Przy takiej inflacji z jednego dolara robiło się kilka czy kilkanaście dolarów. I po to się robi inflację, czy hiperinflację. Ktoś zarabia, a ktoś tarci. Nie od niebios to zależy. No i teraz możemy cofnąć się w czasie i wrócić na Węgry z lat 1945-46.
Hiperinflacja ta nie wyrządziła gospodarce żadnej szkody, bo nie mogła, bo trwała zbyt krótko. Po co więc ją zrobiono? – Żeby ktoś zarobił. Nawet jeśli te pieniądze traciły na wartości, to nadal były pieniędzmi i jak ktoś miał ich dużo, to wymienił je na nowe, solidniejsze. A kto miał te pieniądze? Rząd pchał je do firm państwowych i prywatnych, by „ożywić” gospodarkę i produkcję. A co robili ci, którzy je dostali? Musieli coś za nie kupić. A u kogo? U tych, którzy kontrolują handel. Zgromadzili oni kupę tych „nic” nie wartych pieniędzy.
Kluczową informacją jest to, kiedy ustalono kurs wymiany pengő na forinta i termin wymiany. Z tego wykresu, na którym widać moment nagłego odbicia do góry, wynika, że mogło to nastąpić w maju lub na początku czerwca albo w połowie kwietnia, gdzie widać lekkie odbicie do góry. Skoro znano termin wymiany, to wiedziano, że ten miesiąc czy dwa totalnego chaosu nie wyrządzi gospodarce wielkiej szkody. Zaczęto drukować bez umiaru, by móc później wymienić tę makulaturę na pieniądz wartościowy. Widać, że Żyd nie mógł opanować swojej pazerności. Im bliżej terminu wymiany, tym bardziej szaleńczy dodruk. Aj waj! Panie Goldstein, pan nawet sobie nie wyobrażasz, jaki tu można zrobić interes! Czy można zatem dziwić się, że jeden z najbardziej znanych żydowskich finansistów pochodzi z Węgier?
A po co tyle zer? W 1871 roku przeprowadzono w Niemczech reformę pieniężną. Zlikwidowano wszystkie waluty lokalne i wprowadzono markę. Teodor Jeske-Choiński w książce Historia Żydów w Polsce pisze:
»Na mocy nowego prawa (Münzgesetz) kazał rząd pościągać wszystkie dotychczasowe monety i przelać je na inne. Niby nie było w tym złego, gdyby wartość dawnych pieniędzy została taka sama.
Przede wszystkim postarali się mistrzowie spekulacji o jak najtrudniejszy rachunek. Więc ustalili wartość marki na 0,358.423 gramów złota. Łatwo się domyślić, że tak wyrafinowany ułamek dziesiętny nie ułatwiał wcale obrachunku przy zmianie, czyli że wekslarze mogli pewniej „zarobić”. Bamberger pisał przecież wyraźnie z cynizmem żydowskim: „gdzie cieśla buduje, powstaje wielka ilość wiórów, które są oczywiście własnością majstra”. I wymyślił dziwaczny ułamek, aby tych „wiórów” było najwięcej.«
No i już wiadomo po co tyle zer. Po to, żeby nikt nie zorientował się, ile tego pieniądza jest. Bo któż będzie się interesował taką makulaturą? Przeprowadzenie takiej operacji wymagało doskonałej organizacji i współdziałania wielu środowisk: bankowego, handlowego, politycznego, prawniczego i odpowiedniej propagandy. W tamtym okresie nawet USA i Związek Radziecki zgodnie współdziałały dla „dobra” Węgier.
Tak więc sam talent do spekulacji finansowych to za mało. To nie są jakieś czary mary i nadprzyrodzone zdolności, które pozwalają za pomocą jakichś tajemnych sztuczek oszukać innych. Żydzi po prostu współpracują ze sobą na wszystkich szczeblach i we wszystkich dziedzinach i pomagają sobie wzajemnie. Do tego jeszcze wtapiają się w społeczności, w których żyją i stają się nierozpoznawalni. Ciężko z nimi z tego powodu walczyć, ale warto poznawać metody ich działania, bo łatwiej wtedy ich zidentyfikować, ale przede wszystkim warto się od nich uczyć.
Nie w temacie ( chociaż … kto wie, czytając ostatni tu akapit ) – łapiemy haczyk tej ustawki ? :
https://www.salon24.pl/newsroom/1114224,tomasz-greniuch-z-ipn-nigdy-nie-bylem-nazista-izrael-protestuje
LikeLike
“Nie w temacie” – Jak najbardziej w temacie!
LikeLike
Nie tylko ja odebrałem to jako perfidną ustawkę :
” Bazyli1969
20 lutego 2021, 11:15
Jedna kwestia związana z tzw. sprawą dr. T. Greniucha nam umyka. Jaka? Otóż, wspomniany naukowiec już niebawem stanie się z pewnością jednym z najbardziej znanych Polaków. A to z tej przyczyny, że od Kanady po Nową Zelandię i od Norwegi po RPA środki masowego przekazu pokazywać go będą jako przykład “polskiego nazistowskiego urzędnika państwowego” zajmującego się – uwaga! – kwestionowaniem ustaleń poczynionych przez “światowej sławy badaczy” w osobach B. Engelking, J.T. Grossa i J. Grabowskiego. A skoro “TACY” ludzie pełnią w państwie polskim i IPN wysokie funkcje, to na pewno kontrargumentów wobec narracji konfabulantów z Nowej Polskiej Szkoły Historii Holokaustu wysuwanych przez Polaków nie można traktować poważnie. I to jest w mojej opinii sytuacja niczym z greckiej tragedii. Nikt spoza Polski nie powinien ingerować w decyzje personalne podejmowane w strukturach naszego państwa. To aksjomat. Problem w tym, że jeśli dr Greniuch zostanie na stanowisku, to dla Przedsiębiorstwa Holokaust będzie to naprawdę wymarzony prezent. Jeśli zostanie odwołany… sami sobie naplujemy w twarz. Cholera jasna!!! ”
_________
Ja, wyłuskując z podanego w mediach zestawu typową, nordycką “fizjologię” tego gostka i jego dossier uznałem, że od dawna był przygotowywany do tej koronkowej operacji – wyszedł mi odpowiednio zalegendowany poprzez członkostwo w ONR agent- konserwa.
Komentarze pokazały, że Polacy, po większości złapali ten zarzucony haczyk i nie widzą powiązań na szerszym planie – a tą akcją Żydowie wysmażyli wiele pieczeni ( swojego człowieka ulokowali w IPN a nam, poprzez niego znowu przyprawili gębę nazistów ).
Znamiennym dla mnie, po wieszaniu psów na ONR było ominięcie szerokim łukiem przez tych ujadaczy takiego komentarza- pytania ( zacytuję ) :
# ” Działacz ONR ” –
Pytanie za 5 PLN : – kto i w jakim celu powołał do życia lub reaktywował te narodowe po nazwie organizacje, kto je sponsoruje ( wszak mundurki, fryzjer, buty i do nich pasta kosztują ), kto organizuje im publiczne wystąpienia i dba o medialną ich oprawę, kto … sporo jeszcze pytań.
Zmierzymy się z tym czy uszy po sobie ? #
Wyszły uszy po sobie.
PS. na pocztę pozwolę sobie wrzucić link do korespondującego z tym pytaniem tekstu ( tutaj, jak już tego doświadczyłem ta witryna jest blokowana przez system ).
LikeLike
” największym nominałem był banknot 100 000 000 000 000 000 000 ” –
– uśmiechnąłem się wspominając ze swojego dzieciństwa sklepową, która na pakowym papierze, z ołówkiem w ręku podliczała klientom zakupy ( ok.1960 r. ) – chyba zapisała by się na śmierć z taką ilością zer. Jak to wszystko technicznie wyglądało na Węgrzech ?
Ciekawe czy wraz z tymi pengami egzystowały również jakieś ich “grosze” – to by było kuriozalne.
LikeLike
“Ciekawe czy wraz z tymi pengami egzystowały również jakieś ich “grosze” – to by było kuriozalne.”
Zapewne nie. W Polsce na przełomie lat 80-tych i 90-tych pojawiła się duża inflacja i monety zniknęły. Pojawiły się dopiero po denominacji. Prawdopodobnie na Węgrzech było tak samo.
LikeLike
A o tym w mediach nie było :
http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2021/02/odwet-globalistow-bronia-pogodowa-na-texasie-za-decyzje-o-wyrwaniu-sie-z-uscisku-prywatnych-banksterow-z-banku-rezerwy-federalnej/
LikeLike
Niech Pan będzie dla mnie wyrozumiały, ale ja już prawie wszędzie widzę Żydów, bo takie jest moje prywatne doświadczenie. Miałem okazję przekonać się, jak perfidni mogą być, jak ze sobą współpracują, by niszczyć gojów. Ten blog ma być próbą ostrzeżenia innych, ale wiem, że trafia w próżnię.
Ja rozumiem, że można wywołać pożary w Kalifornii czy Australii, ale spowodowanie mrozów w Teksasie, to jeszcze za trudne dla globalistów. Oni co najwyżej mogą wykorzystać ich pojawienie się i zrobili to. Problem jest jednak bardziej skomplikowany. Takie fale mrozów z podobnymi skutkami pojawiły się w Teksasie w 1989 i 2011 roku. Link tu: https://www.zerohedge.com/energy/texas-blackouts-spark-first-lawsuit-ag-vows-probe.
Zresztą stan całej sieci energetycznej w USA jest w opłakanym stanie, a to pewnie z tego powodu, że lansuje się energię odnawialną: wiatrową i słoneczną. No i te wiatrowe turbiny zamarzły. W Ameryce jest tak, że góry mają układ południkowy, co powoduje, że powietrze arktyczne nie ma przeszkód w dotarciu daleko na południe, do Teksasu czy Florydy. I to się zdarza.
Wcześniej bywało tak, że jak zima była w Ameryce, to nie było jej w Europie i odwrotnie. W tym roku jest inaczej. Jest w Europie i w Ameryce. Być może jest to odwrócenie tendencji i czeka nas globalne ochłodzenie. Za wcześnie na takie wróżby. Czas pokaże. A że Teksas chce się uniezależnić od Fed-u i że zbiegło się to z falą mrozów, to inna sprawa. Miejmy tylko nadzieję, że są to twardzi ludzie i nie wymiękną. Globaliści doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jeśli tylko gdzieś nastąpi wyłom, to już po nich.
LikeLike
O pogodynce w Texasie była mowa i to na zasadzie hiobowych wieści – nie było mowy o finansowych manewrach ( no, chyba że przegapiłem ).
LikeLike
“Nie tylko ja odebrałem to jako perfidną ustawkę :”
To dobrze, że są jeszcze tacy ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo Żydzi przeniknęli polskie społeczeństwo i jak bardzo w nim dominują. Niedawno zmarł aktor Krzysztof Kowalewski. Niejaki Hartman z lewicy napisał o nim: ocalony z holokaustu. Już czują się tak pewnie, że nie kryją się. A czego to jest pokłosie?
Parę dni temu na kanale “cepolska” Joanna Modzelewska, prawniczka z LOT-u, powiedziała, że w czasie wojny siostry zakonne ratowały żydowskie dzieci i nadawały im imiona i nazwiska pod zabitych czy zmarłych Polakach, szczególnie ze szlachty. Wyrabiały im nowe metryki. To nie były odosobnione przypadki.
Jeszcze w czasie młodości nie widać po nich ich żydowskiej fizjonomii, ale im starsi, tym bardziej to widoczne. Nie tylko w przypadku Kowalewskiego. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia Zapasiewicza, Holoubka z okresu późnej starości. Ale nie tylko ich. Wtedy dopiero człowiek uświadamia sobie, że polska elita jest w prawie 100% żydowska.
LikeLike
” Fizjonomia” – krzykacze, wytykający temu gostkowi ONR “hajlowanie” nabierali wody kiedy im zwracałem uwagę na tę jego parchatą “fizjologię” ( lecąc Klasykiem ). Te głosy wzmożonej krytyki odebrałem jako utwierdzanie polskich gojów, że to właściwy człowiek na tym miejscu – ich propaganda chodzi różnymi ścieżkami i trudno wykapować co jest naprawdę grane – tym bardziej, że nie wiemy kto stoi za takim czy innym tekstem ( posługują się pierwszorzędną polszczyzną ) . Wyższa szkoła jazdy.
LikeLike
Podstawowe wskazówki to, gdy w nazwie mamy “Polska”, “polski”, “narodowy”, “patriotyczny”, ostentacyjne obnoszenie się ze swoim patriotyzmem i katolicyzmem. Ponadto agresywne atakowanie Żydów i żydostwa. Zawsze wtedy zapala mi się czerwona lamka.
LikeLike
” Już czują się tak pewnie, że nie kryją się ” –
– to z jednej strony. Z drugiej, a co ciekawe nawet sugestia, że Polska jest żydowskim państwem wyzwala w nich furię – i tu wygląda na to, że na Polsce Polaków chcą jeszcze sporo ugrać.
LikeLike
Nam się wydaje, że już wszystko nam zabrali, ale oni najwyraźniej uważają, że jeszcze nie wszystko. Cóż jeszcze nam można zabrać?
LikeLike
Witam i dziękuję za kolejny interesujący artykuł.
LikeLike
Dziękuję bardzo za dobre słowo!
LikeLike
Na parchatej fali :
https://www.salon24.pl/u/cons20/1114827,kim-byl-jan-litynski-czyli-o-komandosach-tych-z-warszawy-i-tych-z-tel-awiwu
Ilu Polaków chociaż po części wie o tym co zostało opisane pod tym linkiem ?
Medialnie rozdmuchana ale jakoś szwindlem cuchnąca sprawa z tym Lityńskim – inaczej opisuje się sprawy kiedy ma się do czynienia z realem a inaczej kiedy trzeba gryzipiórkom i zaproszonym do tivi gadającym łebkom konfabulować ( na Polsacie oglądałem gadających,b.Premierów – ich mowa ciała wskazywała, że nie mogli znaleźć się w temacie, że musieli gadać tak jak gadali )
Musi być coś z tym na rzeczy skoro zaserwowany został taki komentarz : ” Podobno zanurkował w Narwi… a wypłynie pewnie w pałacu Kulczyka w Tel-Awiwie. ”
” Gdzie na całym świecie istnieje państwo, które by zniosło taką kość w gardzieli.” – i człowiek czuje się bezsilnym.
LikeLike
Informacja jest dosyć lakoniczna: ratował psa, który wpadł do rzeki Narew. Ale gdzie to było? Stary człowiek i wchodzi na cienki lód? I pies taki durny? Dziwne to wszystko. Co do linka, to nie będę się wypowiadał, bo następny blog będzie o październiku 56.
LikeLike
” Październik ’56 ”
Chyba na dobrze nie zatrybił :
http://zboralski.cba.pl/?page_id=1864
_______________________
Przy tej okazji, mając na widoku podany wyżej link o Lityńskim ( tekst napisany przez Polaka )
Żyd napisał był tak :
https://www.salon24.pl/u/madonna/1114056,mroczna-historia-9-letniej-zydowki-zamordowanej-w-1944r-czesc-iii-slonina-i-cukier
… osoby trzecie ( czyt. Adm. S24 ) uciszyły Polaka już po trzech godzinach od emisji a głos Żyda eksponują na stronie głównej do teraz.
… czujemy tego parchatego, znaczonego taką “dyskusją” bluesa ?
LikeLike
” … Zawsze wtedy zapala mi się czerwona lampka.” –
– mają opracowane multum myków, które dobierają do zaistniałych okoliczności – 800 lat doświadczeń ( a to tylko u nas ) nie w kij dmuchał. Niestety ale “ciemny lud” łapie te, zarzucane haczyki – skąd, en mass ludzie mają wiedzieć co naprawdę jest grane ? ( nawet na tym “moim” Salonie, wydawałoby się, że tam udzielają się ludzie na poziomie a też idą za ich propagandą jak w dym – no, nie wszyscy ) .
LikeLike
Do nas już przyszli z ponad 1500-letnim doświadczeniem. A my? Czy była ta Wielka Lechia? Bo jeśli była, to powinny były pozostać jakieś przekazy dla potomności, ułatwiające obronę i organizację.
Edukacja robi swoje i nawet ludzie wykształceni nie potrafią już samodzielnie myśleć.Zresztą w edukacji zawsze chodziło o to, by ludzi oduczyć myślenia.
LikeLike
Jeszcze poczekam – z godzinę temu wrzucilem komentarz – chyba tu tez sięgaja oslawione algorytmy 🙂
LikeLike
Znalazł się w spamie. Bez mojego udziału. Być może i tu sięgają te algorytmy.
LikeLike
Obawiam się, że większość Polaków, jeśli w ogóle widzi Żydów, to widzi ich na górze, a nie widzi ich na dole. Tam jest ich naprawdę dużo. Może być ich 3-4 miliony, takich głęboko zakamuflowanych. To, że większość mediów, nawet tych niszowych, jest w ich rękach i że wielu piszących na forach, to oni, to tylko potwierdza to, że jest ich dużo. My nie wiemy ilu ich jest, ale oni wiedzą i czują się coraz pewniej.
Żydom nie jest potrzebna ustawa 447. Oni od 1997 roku mają ustawę “o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej”. Pisałem o tym w blogu “Ustawa”, ale nikt go nie czyta. Nas już nie trzeba rozbierać. My już leżymy na łopatkach, tylko mało kto zdaje sobie z tego sprawę.
LikeLike