W ostatnim blogu „Amerykanie na Ukrainie” pisałem o tym, że Żydzi, poprzez swoją propagandę, wciskają kit rdzennym narodom po to, by ukryć prawdziwy cel. I takim kitem jest wmawianie ludziom, że na kryzysie i wojnie bogacą się wielkie korporacje i one są zainteresowane w tym, by ten kryzys i ta wojna trwały a zyski były jak największe. Innymi słowy wszystko obraca się wokół pieniędzy i to jest prawdziwa motywacja. Goje dają się na to nabierać i uczestniczą w tym tak zwanym wyścigu szczurów: więcej pieniędzy to bardziej okazały dom, ekskluzywny samochód, wakacje w egzotycznych miejscach i to wszystko pokazać na żydowskim Facebooku. A że wszystko na kredyt, a co tam, raz się żyje!
Oczywiście to jest prawda, że korporacjom i nie tylko im, zależy na jak największym zysku, ale ten zysk nie jest celem samym w sobie. To jest tylko środek. Pieniądze dla Żydów są narzędziem do podporządkowania sobie pozostałych narodów. Oni o pieniądze nigdy nie musieli i nie muszą zabiegać, bo oni je sami wyrabiali i nadal wyrabiają i mogą sobie z tego uszczknąć tyle, ile żydowska dusza zapragnie. Ich cel nie jest materialny i przyziemny. Ich cel jest mesjański – podporządkowanie sobie narodów rdzennych i zrobienie z nich swoich niewolników. I tylko taki cel wyzwala niezwykłą energię w sytuacji, gdy taki człowiek ma już wszystko w ilościach wielokrotnie przekraczających potrzeby jego i jego rodziny.
Nadmierne bogacenie się Żydów oznacza, że inni muszą biednieć. Cała ziemia ma do nich należeć, wszystkie nieruchomości i ruchomości. I wszyscy muszą być u nich zadłużeni albo mają nic nie mieć. Wszystko, co robią ku temu zmierza. Opanowali wszelkie instytucje, których kontrolowanie jest niezbędne do osiągnięcia ich celu ostatecznego.
O tym, jak oni to robią, można przeczytać m.in. w różnego rodzaju powieściach. Ostatnio przeczytałem jedną z nich: Firma – John Grisham. Pojawiła się ona na rynku w 1991 roku. Bohaterem książki jest młody prawnik, który po ukończeniu studiów na Harvardzie, zachęcony wysokimi zarobkami, podejmuje pracę w prestiżowej kancelarii doradców podatkowych w Memphis. Głównym zajęciem tych prawników było doradzanie swoim klientom, jak unikać płacenia podatków. Jednak pod tym parasolem zajmowano się bardziej dochodowym zajęciem, a mianowicie praniem brudnych pieniędzy, co oznaczało kontakty z mafią.
Nie wiem, jak można wyprać brudne pieniądze. Na zdrowy rozum, nie jest to możliwe, chyba że wszystkie firmy zamieszane w ten proceder są pod pewną ochroną. Autor wspomnianej powieści w dwóch miejscach opisuje cały proces prania brudnych pieniędzy:
„Zarejestrowana w osiemdziesiątym szóstym roku z wkładem dziesięciu milionów dolarów, które zostały przekazane korporacji przelewem z numerowego konta w Banco de Mexico – tych samych dziesięciu milionów, które przyleciały na Grand Cayman pewnym learem zarejestrowanym przez małą, cichą firmę prawniczą w Memphis, z tym, że było to pierwotnie czterdzieści milionów, która to suma po zapłaceniu tego co trzeba kajmańskim celnikom i kajmańskim bankierom skurczyła się jednak do dziesięciu milionów. Gdy rejestrowano spółkę, jej założycielem był facet o nazwisku Diego Sanchez, wiceprezes Banco de Mexico. Prezesem pewien poczciwiec, który nazywa się Nathan Locke, sekretarzem nasz stary znajomy Royce McKnight, a skarbnikiem Al Rubinstein.
Po zainwestowaniu w ten ryzykowny interes pierwszych dziesięciu milionów dolarów, w ciągu trzech lat zdeponowano tam kolejne dziewięćdziesiąt milionów w gotówce. Bardzo zyskowne przedsięwzięcie. Spółka zaczęła wydawać pieniądze w Stanach. Kupowali fermy bawełniane w Teksasie, kompleksy mieszkaniowe w Dayton, sklepy jubilerskie na Beverly Hills, hotele w St. Petersburgu i Tampie. Płacąc najczęściej dokonywali przelewów z czterech czy pięciu różnych banków na Kajmanach. Jest to podstawowa metoda prania brudnych pieniędzy.”
I drugi fragment:
„Najłatwiejszym i najbardziej popularnym sposobem było przerzucanie brudnej gotówki za granicę. Wykorzystywano do tego prywatną linię lotniczą firmy Bendiniego, przy czym na pokładzie samolotu znajdowało się zwykle dwóch lub trzech prawników, by nadać podróży pozory legalności. Amerykańska służba celna, mająca masę problemów z przemytem do kraju narkotyków, nie zwracała zbytniej uwagi na ładunki wywożone za granicę. Samoloty opuszczały kraj „brudne”, a wracały „czyste”. Znajdujący się na pokładzie prawnicy opłacali na Kajmanach celników i odpowiednich bankierów. Niekiedy dwadzieścia pięć procent przerzuconych pieniędzy przeznaczano na łapówki.
Zdeponowanych – najczęściej na numerowych kontach – pieniędzy nie można już było potem praktycznie odnaleźć. Lecz wiele transakcji bankowych zbiegło się z zakrojonymi na dużą skalę operacjami przeprowadzanymi przez spółki. Pieniądze były zwykle deponowane na jednym z wielu kont numerowych. Albo superkont, jak je nazwał Mitch. Po zarejestrowaniu nowych spółek pieniądze były przelewane z superkont na konta owych spółek, często w obrębie jednego banku. Gdy pieniądze znalazły się już w legalnej spółce kajmańskiej, rozpoczynał się proces prania gotówki. Najprostszą i najczęściej przez firmę stosowaną metodą było nabywanie w Stanach nieruchomości lub innych legalnych aktywów. Transakcje te przygotowywali ci wspólnicy firmy Benedini, Lambert i Locke (tytułowa firma – przyp. W. L.), którzy zajmowali się pracą koncepcyjną, a wszystkie pieniądze przekazywano przelewem. Zdarzało się często, że spółka kajmańska wykupywała inną spółkę, która była właścicielem spółki panamskiej, a ta z kolei była właścicielem duńskiej spółki holdingowej. Duńczycy kupowali fabrykę łożysk tocznych w Toledo, przelewając pieniądze z banku w Monachium. I w ten sposób brudne pieniądze stawały się czyste.”
Powieść to fikcja, choć może oparta na faktach, bo autor, prawnik z wykształcenia, znał to środowisko. Natomiast mechanizm prania brudnych pieniędzy jak najbardziej pokrywa się z rzeczywistością. Autor nie mógł tego napisać wprost, któż to dokonuje tego typu operacji. Tylko naród rozproszony jest zdolny do tego typu działań. Jak wiemy wszystkie banki są pod kontrolą Żydów. A więc żadna operacja dokonywana w jakimkolwiek banku na świecie nie może dojść do skutku bez ich wiedzy i aprobaty.
W pierwszym fragmencie jest mowa o korupcji. Bez niej nie można się obejść przy tego typu działaniach. Człowiek, którego uda się skorumpować pozostaje wierny do końca. Nie ma wyjścia. Korupcja jest niezmiernie ważnym elementem żydowskiego działania. W tego typu operacje muszą być również zaangażowani bankowcy, którzy zapewne i tak w większości są żydami, przynajmniej ci na kierowniczych stanowiskach.
W drugim fragmencie mamy zdanie: „Lecz wiele transakcji bankowych zbiegło się z zakrojonymi na dużą skalę operacjami przeprowadzanymi przez spółki.” To jest klasyczne działanie. Jeśli chce się ukryć jakieś operacje, to ukrywa się je pośród wielu innych, dokonywanych w tym samym czasie i wtedy szukaj igły w stogu siana. To jest działanie bardzo podobne do tego, co się działo w aferze Art-B. W blogu „Mistyka finansów c.d.” pisałem:
„Z wypowiedzi prokuratora Radomskiego wynika, że spółka Art-B miała kilkadziesiąt rachunków w różnych bankach w Polsce. W okresie lipca 1991 na zlecenie Bagsika i Gąsiorowskiego wystawione zostały ogromne ilości czeków z rachunków na których nie było środków własnych. Wystawione czeki sprawiły, że inne banki, do których te czeki trafiły, uznały je za prawidłowe i przekazały środki. Zaliczyły je na dobro Art-B.”
A więc mamy dokładnie ten sam mechanizm działania: wystawienie ogromnych ilości czeków w krótkim czasie. Przypadek? Ale jak to zrobić? Tak:
„Zdarzało się często, ze spółka kajmańska wykupywała inną spółkę, która była właścicielem spółki panamskiej, a ta z kolei była właścicielem duńskiej spółki holdingowej. Duńczycy kupowali fabrykę łożysk tocznych w Toledo, przelewając pieniądze z banku w Monachium.”
Duńska spółka holdingowa. W tym samym blogu, który cytowałem powyżej, jest taki opis holdingu:
„Istotą holdingu jest zarządzanie oraz kontrolowanie działalności wielu podmiotów zależnych przez jedną organizację. Odbywa się to dzięki zależnościom kapitałowym lub personalnym. Holding jest zatem formą kumulacji kapitału.”
Holdingiem była też spółka Art-B. Jeśli kontroluje się działanie wielu podmiotów, to tego typu operacje, wykonywane na komendę, są jak najbardziej możliwe. Możliwe, gdy ma się wszędzie swoich ludzi. W blogu „Diaspora” cytowałem fragment z książki Mariana Miszalskiego Ukryta wojna cicha kapitulacja (Polityka polska wobec żydowskiego rasizmu):
„O Żydach amerykańskiej diaspory powiadają w Ameryce, że gdzie dwóch Żydów, tam sześć żydowskich organizacji: każdy należy do jednej, obydwaj tworzą trzecią, a każda z tych organizacji należy do jeszcze innej… Rzeczywiście: amerykańska diaspora żydowska opleciona jest gęsta siecią żydowskich organizacji o rozmaitym charakterze: politycznym, ekonomicznym, oświatowym, kulturalnym, społecznym, charytatywnym. Spełniają dwie funkcje: po pierwsze – cementują wewnętrznie żydowską mniejszość narodową, ułatwiając zarazem jej polityczną kontrole przez najważniejsze żydowskie ośrodki władzy; po wtóre – są narzędziem szybkiej mobilizacji całej diaspory; po trzecie – intensywnie poszukują kontaktów i partnerów pośród nieżydowskich amerykańskich organizacji, by wciągnąć Amerykanów na orbitę swego oddziaływania.”
Ten cytat wyjaśnia wszystko. A skoro tak jest, to ilu musi być Żydów na świecie, by to wszystko ogarnąć i kontrolować? Najbardziej niewygodne dla nich pytanie, którego oni bardzo nie lubią. Robią wszystko, by przekonać innych, że jest ich mało. Właśnie po to, by negować wnioskowanie wyżej przedstawione, bo jeśli jest ich mało, to nie mogą tego wszystkiego kontrolować. I po oto też wymyślili holokaust. Ja oczywiście nie neguję faktu, że w obozach niemieckich Żydzi ginęli. Ale ilu ich zginęło? Ginęła przede wszystkim niezasymilowana biedota, która nie znała języka polskiego i nie utrzymywała kontaktów z miejscową ludnością. Dla bogatych Żydów z Zachodu stanowili oni balast, bo musieli oni pomagać tej biedocie za jej życia, ale po śmierci ci biedni Żydzi byli bezcenni, bo ich śmierć w obozach można było wykorzystać do szantażowania reszty świata i domagać się zwrotu „majątku” pozostawionego przez tę biedotę. – Perfidia doskonała.
A na co wydają pieniądze pochodzące m.in. z procederu zwanego praniem brudnych pieniędzy?
„Kupowali fermy bawełniane w Teksasie, kompleksy mieszkaniowe w Dayton, sklepy jubilerskie na Beverly Hills, hotele w St. Petersburgu i Tampie. Płacąc najczęściej dokonywali przelewów z czterech czy pięciu różnych banków na Kajmanach. Jest to podstawowa metoda prania brudnych pieniędzy.”
Wszędzie robią tak samo, nie tylko w Ameryce. W Polsce robią dokładnie to samo. Wszystko ma być ich własnością. Do realizacji tego celu wykorzystują też prawo podatkowe. Podatki płacą biedni. Korporacje i bogaci podatków nie płacą. W tym celu stworzyli skomplikowane prawo podatkowe, którego interpretacją zajmują się wyspecjalizowane firmy, które znajdują luki w prawie podatkowym i je wykorzystują. A skąd biorą się te luki? Przez niedopatrzenie czy przypadek? Nic z tych rzeczy. Są, bo mają być i prawo podatkowe jest tak skonstruowane, by te luki prawne służyły tylko tym, którym mają służyć. A jaki to problem obciążyć podatkiem obrotowym, nawet 1%, wszystkie osoby prawne, czyli firmy, a osoby fizyczne, tak się w prawie podatkowym nazywa ludzi, zwolnić z podatku dochodowego? Problem, bo wtedy Żydzi nie bogaciliby się tak szybko, a pozostali nie biednieliby tak szybko. Ot i cała tajemnica żydowskiej wiary, wiary w potęgę pieniądza.