Obejrzałem ostatnio na kanale BaldTV film o obywatelstwie korporacyjnym, z którego wynika, że za jakiś czas może pojawić się tego typu obywatelstwo i że będzie ono czymś lepszym niż zwykłe obywatelstwo, co w praktyce będzie się sprowadzać do tego, że obywatele państw, jeśli nie będą obywatelami korporacji, staną się obywatelami drugiej kategorii. Korporacje przejmą wiele funkcji, które są jeszcze nadal zarezerwowane dla państwa. Ale dlaczego tak ma się stać? – Bo państwa mają coraz mniej pieniędzy, a korporacje coraz więcej. A dlaczego one mają ich coraz więcej? Bo przejmują rynki państw, na terenie których działają? Dlaczego więc państwa godzą się na ich działalność na swoim terenie? Dużo tych pytań, na które wypada odpowiedzieć.
Pod tym filmem ukazał się komentarz, którego autor podpisał się jako Wojtek Pięta. Twierdzi on, że stan taki wynika z rozwoju technologicznego. Poniżej komentarz:
»Pytanie do autora, bo widzę, że czyta Pan komentarze. Ten film podesłała mi osoba z rodziny i poczułem się w obowiązku napisać.
Postaram się w skrócie: opisuje Pan zjawiska, które są naturalną konsekwencją rozwoju technologicznego. W roku 2000 przeciętni ludzie (ale zainteresowani tematem) już wiedzieli, że po pewnym czasie kapitały poszczególnych firm będą przewyższać kapitały całych państw. W ostatnich latach otwarcie mówi się o tym, że dotarliśmy do kolejnego po rewolucji przemysłowej przełomu, gdzie rozwój technologii wygrywa z polityką. “Królów obalały fabryki”, a wzrost znaczenia klasy robotniczej zbił znaczenie monarchów – zdetronizował i wyplenił ich. Czy podczas budowania pierwszych fabryk dopatrywano się w tym spisku “przemysłowców”? Nie wiem, ale z mojej perspektywy(1) była to naturalna kolej rzeczy i wynik ewolucji człowieka, który od zarania dziejów szukał bardziej efektywnych narzędzi (by w sposób wydajny zabijać mamuty :), a choćby od rewolucji agrarnej zauważył, że drugi człowiek może być jeszcze bardziej efektywnym i wydajnym narzędziem. To że drugi człowiek w ogóle “może być narzędziem” oczywiście zauważono dużo wcześniej. Tak jak opisał Pan w filmie – proces ten postępuje, a jeśli korporacje będą miały “swoich obywateli” to na pewno zadbają o jeszcze większą ich wydajność. W dalszym ciągu nie widać w tym spisku, ani nie jest to tajemnicą. Jak wspomniałem – mówi się otwarcie o tym, że docieramy do kolejnego przełomu, gdzie na życie moje i moich bliskich dużo większy wpływ ma technologia niż polityka, że absurdem staje się to, że idziemy głosować na pozbawionych wpływu polityków, a nie głosujemy na najbliższe aktualizacje Facebooka lub czy zgadzamy się na legalny dostęp do wszystkich nowinek cyberprzestrzeni.
O tym, że Huxley “był mądrzejszy” od Orwella słuchałem w piosenkach rockowych czy punkowych już pod koniec lat 90, ale nigdy nie widziałem w tym spisku. Wydaje mi się(1), że jest to naturalne dążenie naszego gatunku – zwiększać wydajność co zawsze skutkuje wygodniejszym życiem.
Piszę ten komentarz, ponieważ film dostałem z komentarzem w tonie “Wojtek zobacz jak źle się dzieje na naszym świecie. Zobacz co ONI nam robią”. Analizuję temat i z mojej perspektywy(1) nie istnieją, żadni ONI, bo przecież to my, ludzkość – tworzymy te wydajne narzędzia i zgadzamy się na ten układ. Czyli ci tajemniczy ONI – to właśnie my 🙂 A jeżeli wkładamy komuś do głowy wyimaginowanych “złych” czy “przeciwników” to działamy na szkodę tej osoby. Piszę by zapytać czy nie ma Pan poczucia, że większej ilości osób może nasunąć się taki komentarz jaki ja usłyszałem? A jeżeli właśnie taki był zamysł tej serii filmów, to proszę o komentarz dla mnie, bo tego typu tematami przestałem się interesować paręnaście lat temu i może po prostu potrzebuję aktualizacji. (1) – piszę to co widzę przez pryzmat swojej wiedzy i jestem otwarty na inną perspektywę 🙂«
Czy te zjawiska są naturalną konsekwencją rozwoju technologicznego? Chyba nie! Największą korporacją w historii była Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska, która powstała w 1599 roku. Kazimierz Dziewanowski w książce Brzemię białego człowieka; Jak zbudowano Imperium Brytyjskie opisuje jej dzieje i warto przytoczyć pewne fragmenty. Dziewanowski pisał tę książkę w latach 70-tych.
»We wrześniu 1615 roku do Suratu zawinęła pokaźna eskadra okrętów Kompanii. Przywiozła z Londynu człowieka, który otrzymał instrukcję, by akredytować się jako pierwszy ambasador Kompanii na dworze cesarskim. Dziś wydaje się to nieco dziwne, przypomina sytuację, jaka by powstała, gdyby w którejś ze stolic akredytowano ambasadora General Motors albo Exxonu. Wtedy jednak zasady prawa międzynarodowego i protokołu dyplomatycznego nie były tak rozwinięte i trzeba pamiętać, że Kompania zdążyła już udowodnić, że zajmuje się nie tylko handlem, ale potrafi też strzelać i dysponuje okrętami wojennymi. Jej pretensje dyplomatyczne nie wydały się więc nikomu przesadne. Ambasadorem został sir Thomas Roe.
Cesarz przywykł, że wszyscy obrzucają go darami i podobno pierwszą kwestią, jaką kierował do wysłanników z innych krajów, było pytanie, co mu przywieźli w darze. Dyrektorzy Kompanii wiedzieli o tym, więc wyposażyli Thomasa Roe w piękną karocę z czwórką koni, ale cóż to było w porównaniu z prezentami składanymi przez radżów indyjskich, którzy ofiarowywali władcy stada słoni obwieszonych klejnotami! W złocie i klejnotach wysłannik Kompanii nie mógł z nimi współzawodniczyć: trzeba zatem było wymyślić coś innego.
Zestaw angielskich instrumentów muzycznych, zwanych wirginałami, nie znalazł uznania w oczach cesarskich; wybór rozmaitych produkowanych w Anglii materiałów sukiennych – też nie, bo nie nadawały się do użytku w indyjskim klimacie; bardziej udany okazał się prezent w postaci kornetu, którym Dżehangir raczył zabawić się przez ponad godzinę i namówił przywiezionego z Anglii wirtuoza w grze na tym instrumencie do pozostania na stałe w Agrze i przejścia na mahometanizm. Pewne zainteresowanie wzbudziła sfora angielskich brytanów, tak ostrych, że mogły stawić czoło nawet tygrysowi bengalskiemu. Wkrótce jednak Roe wymiarkował, że najżyczliwiej przyjmowane są proste, drewniane skrzynki wypełnione butelkami burgundzkiego wina. Nie było ich nigdy dosyć i nigdy się nie znudziły.
Indyjscy władcy sprzedający lub wydzierżawiający ziemię Anglikom nie podejrzewali, co z tego w przyszłości wyniknie. Proces stopniowego osadzania się Kompanii w Indiach trwał długo, przez całe siedemnaste stulecie. Wokół Fortu Świętego Jerzego, Fortu Williama i zamku w Bombaju wyrosły trzy miasta: Madras, Kalkuta i Bombaj. Dwa z nich: Kalkuta i Bombaj, należą do największych na świecie. W ten sposób faktorie handlowe zmieniły się z biegiem czasu w ogromne, kipiące życiem miasta, a główne zadanie Kompanii, czyli sprzedaż angielskich i kupno indyjskich towarów, zostało uzupełnione obowiązkami, którymi Anglikom w ogóle nie wolno się było na początku zajmować: administrowaniem, ściąganiem opłat i podatków, wymierzaniem sprawiedliwości, zarządzaniem portami, z których korzystali teraz również obcy kapitanowie i kupcy.
Wszystko to: bicie monety w obcym kraju, stawianie fortec, zaciąganie żołnierzy, ogłaszanie stanu wojennego i zawieranie pokoju stało się dla Kompanii możliwe tylko dlatego, że władza cesarska w Indiach, która powstała w wyniku najazdu, nie zdołała na trwałe zjednoczyć ogromnego, podzielonego na setki wyznań, plemion i kast państwa. Zwróćmy przy tym uwagę na upór, konsekwencję i cierpliwość, z jaką Anglicy postępowali. Na pozór interesowali się tylko handlem. Prawdopodobnie większość z nich, łącznie z dyrektorami Kompanii, szczerze początkowo sądziła, że chodzi tylko o handel. Pamiętamy, jak wytykano Portugalczykom, że tracą siły i pieniądze, starając się umacniać swe posiadłości zamorskie. Teraz Anglicy postępowali tak samo.
Czasy zmieniały się. Przyprawy korzenne nie były już jedynym celem. Z wolna rosło przekonanie, że przeznaczenie Anglii leży na wielkich przestrzeniach globu. W roku 1687 kolejny gubernator Kompanii w Indiach, sir Josiah Child, napisał w liście do prezydencji bombajskiej: „Wzrost naszych dochodów jest przedmiotem naszej troski na równi z rozwojem handlu. To winno uczynić z nas naród w Indiach”. I pisał też, że ma na celu „ustanowienie takiej siły cywilnej i wojskowej, zapewnienie tak znacznych dochodów (…), aby stały się one podwaliną angielskiego panowania w Indiach po wieczne czasy”.«
Tak więc ponadnarodowe korporacje nie są niczym nowym. Jest to cechą charakterystyczną dla Anglików, że tworzyli organizacje, które oficjalnie nie były tworami państwa angielskiego, ale Anglia zawsze nieformalnie popierała je. Tak też było w przypadku najsłynniejszego pirata wszech czasów Francisa Drake’a, który grabił hiszpańskie galeony ze złotem, zrabowanym Indianom obu Ameryk. Na skargi Hiszpanów królowa angielska Elżbieta odpowiadała, że on jest piratem i ona nie ma z nim nic wspólnego, ale skrycie wspierała go, bo osłabianie Hiszpanii było w jej interesie. Jak widać słynne hasło „grab nagrablennoje” ma swoją długą tradycję. To wszystko działo się po tym, jak Hiszpania zmusiła Żydów do opuszczenia jej terytorium w 1492 roku.
Czy Imperium Brytyjskie było tylko i wyłącznie dziełem Anglików i czy cechy, które posiadali nie były wynikiem swego rodzaju symbiozy z Żydami? Wszelkie wysiłki jakie podejmowali, wszelkie wyprawy – wymagały finansowania. Kto miał pieniądze i kto mógł ryzykować? A bicie monety przez Kompanię? Rok 1687, w którym Josiah Child pisze o narodzie w Indiach, to jest okres po rewolucji Cromwell’a i po powrocie Żydów do Anglii. Gubernator Kompanii nosi żydowskie imię. Czy to przypadek?
W cytowanym na wstępie komentarzu możemy przeczytać:
“Królów obalały fabryki”, a wzrost znaczenia klasy robotniczej zbił znaczenie monarchów – zdetronizował i wyplenił ich. Czy podczas budowania pierwszych fabryk dopatrywano się w tym spisku “przemysłowców”?
Rewolucja przemysłowa zaczęła się w Anglii i było to najbardziej uprzemysłowione państwo na świecie, ale jakoś nie doprowadziło to do obalenia w nim monarchii. Nawet we Francji doszło do jej restauracji (piękne słowo, oznaczające m.in. miejsce, w którym, jeszcze do nie tak dawna, można było wypić i zakąsić). Dopiero I wojna światowa zmieniła ten stan, choć nie do końca. Inna sprawa to to, że nawet za panowania monarchii, monarchowie mieli swoich ministrów i swoje rządy. Po co więc była rewolucja francuska? Po to, by wprowadzić demokrację i prawa obywatelskie. A po co i komu potrzebna była demokracja i prawa obywatelskie? Na to pytanie odpowiada Tadeusz Gluziński w swojej książce Odrodzenie idealizmu politycznego z 1934 roku.
»Demokracja i parlamentaryzm powołały do życia jeszcze jedną plagę życia publicznego: nowoczesne stronnictwa polityczne. Chęć wywierania jak największego wpływu na rządy, a także kosztowność wyborów stały się najmocniejszym elementem ich spójności. Trzydziestu posłów solidarnie zorganizowanych znaczy dla każdego rządu demokratycznego więcej niż stu niezorganizowanych, którzy mogą głosować przeciw sobie i swoje głosy wzajemnie znosić; stąd zachęta dla posłów, by tworzyli zwarte stronnictwa, w których obowiązuje solidarność i karność partyjna. W rezultacie dyktatorami stronnictw stają się ich przywódcy, a kilku takich przywódców większych stronnictw dyktuje swą wolę parlamentowi i rządowi. Dyktaturę tę wykonują oni bez żadnej odpowiedzialności, bo za nich formalnie odpowiada rząd, zaś rachunki płaci „lud”. Ustrój demokratyczny – to dyktatura ludzi nieodpowiedzialnych.
Skąd wziął się w chrześcijańskiej Europie ustrój tak kłamliwy i oszukańczy, tak przeczący na każdym kroku prawom Boskim i zdrowemu rozsądkowi ludzkiemu, tak po prostu potworny? Wiadomo już dzisiaj dobrze, że narodziny swoje i późniejszy rozwój zawdzięcza demokracja wyłącznie lożom masońskim i ich właściwym kierownikom, ich „Nieznanym Przełożonym”. Kto to są ci nieznani dyktatorzy państw demokratycznych? Odpowiedź daje nam historia i badacze masonerii. Kto z ustrojów demokratycznych skorzystał naprawdę? Kto uzyskał dzięki uznaniu przyrodzonego prawa do wolności, do równości, prawo handlowania gdzie bądź, prawo dostępu do wszystkich szkół w charakterze ucznia czy nauczyciela, prawo wyborcze czynne i bierne do parlamentów, co więcej prawo zajmowania wszystkich stanowisk urzędowych w każdym państwie i posterunków zaufania publicznego, a nawet prawo uczestnictwa w rządach? To żydzi doktrynerom demokracji i towarzyszącym jej z konieczności wpływom kapitału zawdzięczają całą swoją pozycję w świecie.
W ustroju demokratycznym mamy do wyboru dwie alternatywy: albo anarchię zupełną, albo pod firmą „ludu” zakulisowe rządy tajnych organizacji międzypartyjnych i – najłatwiej – międzynarodowych. W braku ich wszystko musi się rozlecieć. Rozwydrzone partyjniactwo demokratycznego ustroju uniemożliwiłoby bowiem stworzenie jakiegokolwiek, dłużej trwającego, rządu i rozdarłoby państwo na strzępy. Koniecznością staje się więc ów tajny cement, spajający przywódców stronnictw w jakieś zwarte koła, których istnienie pozostaje tajemnicą nie tylko dla „ludu”, ale nawet dla ogółu działaczy partyjnych. Pęknięcia i zatargi w tych tajnych kołach powodują niesamowite pęknięcia i przegrupowania na powierzchni jawnego życia politycznego, a „lud” biedzi się potem nad odcyfrowaniem ich znaczenia i powodów.
Nowoczesną demokrację stworzyły tajne związki międzynarodowe. Jej logicznym wynikiem winna być anarchia. Uniknąć jej można było jedynie przez niepodzielne oddanie zakulisowych rządów państw demokratycznych w ręce wolnomularstwa i jego „Nieznanych Przełożonych”.
Rządy demokratyczne – to nie tylko „wolność” i „równość”, ale także i „braterstwo”. Pamiętamy przecież, że – w myśl doktryny demokratycznej – wszyscy ludzie w swej pierwotnej naturze są dobrzy. W ustroju, opartym na wolności powszechnej, staną się sobie braćmi. Nie tylko jednostki, ale i całe ludy przestaną się waśnić i nastawać na siebie. Pod sztandarem demokracji – jak głosili jej apostołowie – zapanuje braterstwo wśród ludzi, braterstwo ludów i pokój powszechny.
Dziś złudzenia te należą do historii, a wyrok jej wypadł bezlitośnie. Nigdy walki między ludźmi nie przybrały bardziej ostrego charakteru, jak za panowania demokracji. Przecież towarzyszący rządom demokratycznym i z nimi logicznie związany ustrój kapitalistyczno-liberalny zaostrzył walkę o byt do ostateczności i rozpalił powszechną rządzę zdobywania pieniądza, choćby po trupach. Co więcej, raz po raz rzucał narody przeciw sobie do bezrozumnych wojen, w których stawką istotną i często jedyną bywały interesy wielkiego kapitału, narodom na ogół obce i zazwyczaj szerokim rzeszom nieznane. Wystarczy przypomnieć tak liczne w XIX i XX stuleciu krwawe wojny o kolonie, o kruszce, węgiel czy naftę.
W jednym tylko, ukrytym dla ogółu znaczeniu, demokracja wprowadziła „braterstwo”. Jak wskazałem już wyżej, ustrój, oparty na jej doktrynie, musiał z konieczności oddawać zakulisową władzę w ręce tajnych organizacji. Tym tajnym rządem stało się wolnomularstwo, nazywające każdego wtajemniczonego „bratem”, obdarzające zaś każdego niewtajemniczonego w sekrety związku mianem „profana”, a więc człowieka, któremu nie należy dawać dostępu do spraw istotnych. Masoneria, sprawując zakulisowe rządy, oparła się oczywiście na swych członkach i „braciach”. I tak demokratyczne hasło „braterstwo” znalazło swój jedyny wyraz w rządach „braci” nad ogółem „profanów”.«
Po co ja przytoczyłem ten cytat? Na początku zadałem pytanie: Dlaczego więc państwa godzą się na ich działalność na swoim terenie? Chodziło o międzynarodowe korporacje. Gdyby nie wszystkie państwa pozwalały im na działalność na swoim terenie, to nie urosłyby one do takich rozmiarów. Z logicznego punktu widzenia można przyjąć, że niektóre państwa mogłyby się zgodzić na ich działalność, ale nie wszystkie! To mogło się tylko dokonać, gdy wszystkie zostały opanowane przez jedną i tę samą grupę interesów. Do tego mogło dojść tylko w przypadku działania ustroju zwanego demokracją. Tylko w nim faktyczni sprawcy mogą ukryć się za parawanem licznych partii i ich decyzje i interesy są nieczytelne dla ogółu i tym samym oni nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za swoje decyzje. W demokracji nie ma winnego. Pytanie, kto pozwolił na działanie korporacji na terenie Polski, prowadzi donikąd. I o to w tym cyrku, zwanym demokracją, chodzi.
W cytowanym na wstępie komentarzu czytamy też: „Postaram się w skrócie: opisuje Pan zjawiska, które są naturalną konsekwencją rozwoju technologicznego.”
Rozwój technologiczny. A skąd on się bierze? Kto decyduje o tym, że inwestuje się w pewne dziedziny, a w inne – nie? Dlaczego inwestuje się w rozwój technologii, których celem jest podporządkowanie sobie ludzi, a nie w te, które ratują im życie. Nikt nie walczy z rakiem, czy z chorobami serca, a całą uwagę koncentruje się na biotechnologiach, które służą wytworzeniu mechanizmów, umożliwiających całkowitą kontrolę nad ludzkim umysłem, co w konsekwencji prowadzi do kontroli nad ludźmi.
Żydzi wmawiają gojom, choć nie wprost, że ich celem jest panowanie nad światem i że nastąpi to, gdy pojawi się ich mesjasz. W moim przekonaniu jest to zwykła ściema. Oni już panują nad całym światem, a ich celem jest tylko utrzymanie tego stanu. Pierwszym poważniejszym krokiem w tym kierunku było uczestnictwo w budowie Imperium Brytyjskiego. Jak wspomniałem powyżej, bez ich pieniędzy nie byłoby to możliwie, podobnie jak bez ich pieniędzy nie mogłyby się dokonać odkrycia geograficzne Portugalczyków i odkrycie Ameryki. Zdobycie Indii przez Kompanię dało im niezwykłe doświadczenie i wiedzę. Kilkanaście tysięcy Anglików panowało nad 300 milionami ludzi. To było możliwe dlatego, że władza cesarska w Indiach nie potrafiła zjednoczyć tego podzielonego na setki wyznań, plemion i kast państwa. Wiedzą więc, że ich siła leży w rozdrobnieniu i osłabieniu narodów i państw. Temu służą wszelkie ruchy migracyjne czy akcje typu „black lives matter”. Finansowemu osłabianiu państw służą ponadnarodowe korporacje. Słabe państwa, może nawet rozdrobnione, narody i ludzie pozbawieni systemów wartości, dla których jedyną wartością jest pieniądz – to jest ich cel i są już blisko jego osiągnięcia. Angielski premier z lat 1894-1895, lord Rosebery powiedział: czymże jest imperium, jeśli nie przewagą rasy? Parafrazując jego konstatację, można by zapytać: czymże jest panowanie nad światem, jeśli nie przewagą rasy? A przecież Żydzi uważają się za naród wybrany. Tu chyba nie ma mowy o żadnym spisku. Wszystko jest tak czytelne.
Australijczyk o niewolnictwie korporacyjnym.
LikeLike
Wszystko to pięknie ładnie, tylko skąd się wzięły te korporacje?
LikeLiked by 1 person