Rozbiór Ukrainy

A więc stało się! Mamy pierwszy rozbiór Ukrainy. Pierwszy, bo wszystko wskazuje na to, że na tym się nie skończy. Świadczą o tym pewne opinie, które pojawiają się za oceanem i wprost sugerują, że jednym rozwiązaniem jest podział Ukrainy, która wedle nich jest sztucznym państwem. Na portalu ZeroHegde pojawiła się 1 października opinia Davida Stockmana, który w swoim artykule Stockman Slams Washington’s Pointless War On Behalf Of A Fake Nation – Stockman chłosta bezsensowną wojnę Waszyngtonu, prowadzoną w imieniu sztucznego narodu (https://www.zerohedge.com/geopolitical/stockman-slams-washingtons-pointless-war-behalf-fake-nation) uważa takie rozwiązanie za najbardziej rozsądne.

Autor m.in. pisze, że każde ukraińskie wybory od 1991 roku ujawniały radykalny podział na prorosyjski wschód i południe oraz antyrosyjskie i nacjonalistyczne centrum i zachód. Po rozpadzie Związku Radzieckiego Ukraina stała się terytorium, któremu należał się bardziej racjonalny podział. Nie był to jednak wynik krótkoterminowej polityki wyborczej, a efekt tworzenia sztucznego narodu przez ostatnie trzy stulecia. Przed I wojną światową nie było państwa ukraińskiego. Podobnie jak sztuczne i nietrwałe państwa Czechosłowacji i Jugosławii, które zostały stworzone przez wyrachowanych polityków, Ukraina była produktem inżynierii geopolitycznej – w tym wypadku nowych władz Związku Radzieckiego.

Historia Ukrainy zaczyna się od momentu, gdy Bohdan Chmielnicki, hetman wojsk zaporoskich, zwrócił się w 1654 roku do cara Aleksieja o włączenie państwa zaporoskiego do Rosji. Przez następne 250 lat carowie zajmowali przyległe terytoria, określając wschodnie i południowe rejony jako Noworosję, w skład której od 1783 roku wchodził Krym.

Po rewolucji bolszewickiej, w 1919 roku Lenin utworzył z części byłego Imperium Rosyjskiego Ukraińską Republikę Ludową ze stolicą w Charkowie od 1922 roku, przeniesioną w 1934 roku do Kijowa. Po rozpadzie Związku Radzieckiego, stała się ona niepodległym państwem w granicach takich, jakie jej wyznaczył, jako republice, po II wojnie światowej Stalin. Zamieszkiwało to państwo 40 milionów Rosjan, Polaków, Węgrów, Rumunów, Tatarów i inne liczne narodowości. Wszystkie zamknięte w nowo powstałym państwie, w którym nie miały ochoty mieszkać.

Rzeczywiście powód, dla którego nieszczęsne państwo „Ukraina” potrzebuje pomocy w podziale, a nie wojny o zachowanie dzieła carów i komisarzy, dobrze podsumował Alexander G. Markovsky w American Thinker:

Dzisiejsza wojna domowa na Ukrainie jest zatem znacznie zaostrzona przez fakt, że w przeciwieństwie do pluralistycznych społeczeństw, takich jak USA, Kanada, Szwajcaria i Rosja, które są tolerancyjne dla różnych kultur, religii i języków, Ukraina nie jest. Nic więc dziwnego, że pluralizm nie sprawdził się w tym przypadku. Mimo że reżim kijowski nie miał historycznych korzeni w nowym państwie, po ogłoszeniu niepodległości narzucił ukraińskie zasady i język ukraiński ludności nieukraińskiej.

W rezultacie na Krymie i wschodniej Ukrainie zawsze dominowały nastroje prorosyjskie – od uznania oficjalnego statusu języka rosyjskiego po całkowitą secesję. Zachodnia Ukraina zawsze skłaniała się ku swoim polskim, rumuńskim i węgierskim korzeniom. Polska, zdecydowanie antyrosyjska, nie może przegapić tej strategicznej okazji, by odzyskać swoją ziemię i pomścić upokorzenie wywołane przez konferencję jałtańską.

Nacisk Zachodu na utrzymanie status quo ukraińskich granic ustanowionych przez Lenina, Stalina i Hitlera obnaża rozdźwięk między doktryną strategiczną a zasadami moralnymi.

Rzeczywiście, Polacy nie ukrywają swoich ambicji. Prezydent RP Andrzej Duda powiedział niedawno: „Przez dziesięciolecia, a może, jak Bóg da, przez wieki nie będzie już granicy między naszymi krajami – Polską i Ukrainą. Nie będzie takiej granicy!”

Rumunia nie jest daleko w tyle, zwłaszcza że wielu mieszkańców dawnej północnej Bukowiny ma już rumuńskie paszporty.

Terytorium Ukrainy to mozaika cudzych ziem. Jeśli chcemy zakończyć tę szaloną wojnę i zapewnić pokój w Europie, zamiast nazywać sponsorowane przez Rosję referendum we wschodniej Ukrainie fikcją, powinniśmy przeprowadzić uczciwe referendum we wszystkich spornych terytoriach pod auspicjami ONZ i pozwolić ludziom zdecydować, jakiego rządu chcą.

Nie trzeba dodawać, kończy autor, że Waszyngton nie myśli o podziale sztucznego państwa ukraińskiego. W końcu usunęłoby to ostatni neokonserwatywny powód szerzenia Wiecznych Wojen w wielu miejscach naszej planety.

Jednym z argumentów autora, że Ukraina jest sztucznym państwem, jest fakt, że jest podzielona na dwie części, co najwyraźniej pokazują wybory na Ukrainie. No cóż, taki sam podział pokazują wybory w Polsce, która też jest podzielona na dwie części. Część zachodnia, głównie ziemie poniemieckie, zamieszkałe w większości przez przesiedlone z Kresów mniejszości narodowe, głosuje inaczej niż część wschodnia, tzw. naiwni patrioci. Czy zatem Polska jest również sztucznym państwem? Wygląda na to, że tak.

Jeśli według autora Czechosłowacja i Jugosławia zostały stworzone po I wojnie światowej przez wyrachowanych polityków, to równie dobrze można by to samo powiedzieć o II RP, która była czymś w rodzaju Jugosławii. A czy PRL nie był dziełem wyrachowanych polityków? Zabranie Niemcom ich ziem wschodnich i wypędzenie z niej miejscowej ludności i przesiedlenie na nie mniejszości ze wschodniej części II RP – czy to nie było produktem inżynierii geopolitycznej? A czy przesiedlenie do Polski 6 czy 8 milionów obywateli ukraińskich, to nie produkt inżynierii geopolitycznej?

Najwyraźniej autorzy nie odrobili dobrze lekcji z historii Ukrainy i tej części Europy, bo nie wiedzą albo udają, że nie wiedzą, że Polacy na zachodniej Ukrainie nigdy nie byli większością, ale uważają, że połączenie zachodniej Ukrainy z Polską to zadośćuczynienie za jałtańskie upokorzenia. Być może jest to dobre rozwiązanie. Tylko dla kogo? To będzie oznaczać powstanie państwa, w którym Ukraińcy będą stanowić większość, ale będzie w nim znaczny odsetek ludności polskiej. A ci Ukraińcy, to kto? Rusini czy Kozacy? Bo wygląda na to, że za całe zło, jakie się dzieje na Ukrainie odpowiadają Kozacy, a może raczej ci, którzy ich wykorzystują.

Cała analiza autora i cytowanego przez niego Aleksandra G. Markowskiego nie jest warta funta kłaków i tchnie całkowitą nieznajomością historii tego rejonu, albo celowo została tak przedstawiona, by logicznie uzasadnić proponowane rozwiązanie. Co bardzo możliwe. Ale jedno w niej jest prawdziwe i dla nas niepokojące, a mianowicie to, że oni uznają rozbiór Ukrainy i połączenie jej zachodniej części z Polską za dobre rozwiązanie.

David Stockman nie jest przypadkową osobą. Na jego stronie można o nim m.in. przeczytać:

Kariera Stockmana w Waszyngtonie rozpoczęła się w 1970 roku, kiedy pełnił funkcję specjalnego asystenta członka Izby Reprezentantów, Johna Andersona z Illinois. Od 1972 do 1975 był dyrektorem wykonawczym Konferencji Republikańskiej Izby Reprezentantów USA. Stockman został wybrany na kongresmana stanu Michigan w 1976 roku i pełnił tę funkcję do swojej rezygnacji w styczniu 1981 roku.

Następnie został dyrektorem Biura Zarządzania i Budżetu za kadencji prezydenta Ronalda Reagana, pełniąc tę funkcję od 1981 do sierpnia 1985. Stockman był najmłodszym członkiem gabinetu w XX wieku.

Po odejściu z rządu Stockman dołączył do banku inwestycyjnego Wall Street Salomon Bros. Później został jednym z pierwszych udziałowców w nowojorskiej firmie private equity The Blackstone Group. Stockman opuścił Blackstone w 1999 roku, aby założyć własny fundusz private equity z siedzibą w Greenwich w stanie Connecticut.

Mamy tu do czynienia z nie byle kim, tylko z bardzo ważną i zapewne wpływową osobistością w amerykańskim życiu politycznym, tym bardziej więc należy zwracać uwagę na takie wypowiedzi, bo to mogą być pierwsze jaskółki, które jeszcze wiosny nie czynią, ale świadczą, że ona wkrótce nadejdzie. Tym bardziej, że jego życiorys wskazuje na jego nację.

Leave a comment