W tym blogu druga cześć poświęcona neofitom polskim z okresu XIX wieku. Opis pochodzi z książki Teodora Jeske-Choińskiego Neofici polscy wydanej w 1904 roku. Pod koniec XVIII wieku Polska traci niepodległość i na krótki okres do 1807 roku Warszawa i ziemie aż do obecnej wschodniej granicy są pod zaborem pruskim. To bardzo istotnie, bo wraz z Prusakami przybywają tu masowo Żydzi niemieccy. Po 1807 roku, wskutek wojen napoleońskich, Prusacy wycofują się, ale Żydzi zostają. Warto to wiedzieć, bo ci Ukraińcy i Żydzi ukraińscy, którzy tu przyjechali, też tu zostaną. Warto też pamiętać o tym, że powstanie styczniowe było dziełem neofitów. Po 30-40 latach byli już oni na tyle zasymilowani, że mogli uchodzić za Polaków. Polacy tego powstania nie chcieli, o czym świadczy postawa elit skupionych wokół Andrzeja Zamoyskiego i jego Towarzystwa Rolniczego. A powstanie i tak wybuchło.
Jakie będą konsekwencje przyjęcia i uprzywilejowania mniejszości, która, jeśli jeszcze nie jest, to bardzo szybko stanie się większością w tym kraju. I jak ona go zmieni? Jakieś dziwne milczenie panuje na temat tej podmiany narodów. A teraz właśnie rodzą się nowi neofici polscy. Już ponad milion Ukraińców i „Ukraińców” przyjechało do Polski, a ilu jeszcze przyjedzie? A ilu już tu jest od lat? Za jakiś czas oni wszyscy będą „Polakami”. Takiej wędrówki ludów nie było tu od czasów II wojny światowej. I jeśli coś złego będzie się działo w tym kraju, to oczywiście winni będą Polacy. A Polacy od czasów unii lubelskiej stanowią w niby własnym kraju mniejszość i na nic nie mają wpływu. A czy wcześniej mieli?
Jeske-Choiński tak opisuje to, co działo się w XIX wieku, szczególnie w jego pierwszej połowie:
»Neofici XIX stulecia wyznania rzymsko-katolickiego.
Pod koniec XVIII stulecia zaczynają się zmieniać warunki, w jakich się Żydzi polscy rozwijali. W żadnym państwie chrześcijańskim nie było Żydom przez szereg wieków tak dobrze, tak wygodnie, jak w Polsce. Byli oni tu u siebie, w swoim własnym domu, rządzili się sami, posiadali pełną autonomię, tworzyli rzeczywiste państwo w państwie.
Począwszy od Bolesława Pobożnego (w r. 1264) aż do Stanisława Augusta Poniatowskiego, opiekowali się wszyscy książęta i królowie polscy narodem „wybranym”, zasłaniając go przywilejami i dekretami przeciw rasowej i religijnej nienawiści ludności rdzennej. Nie tylko udzielili mu prawa wolnego handlu w całym państwie z wyjątkiem miast, opartych ma prawie magdeburskim, lecz zgodzili się także bez oporu na jego samorząd.
Żydzi rozlawszy się po Europie, zatrzymali swój ustrój społeczny z egzylarchatów babilońskich. Jak w Babilonii, tworzyli wszędzie, gdzie się osiedlili, zwartą grupę, odgrodzoną od reszty ludności wysokim murem odrębności rasowo-narodowo-religijnej – państwo zorganizowane doskonale, sklejone mocnym cementem rządu despotycznego. Na czele każdej gminy stał kahał, którego członkowie nie różnili się niczym od „tyranów” greckich miast lub kacyków murzyńskich. Będąc nie tylko bezpodzielnymi rządcami gminy, ale równocześnie jej sądem i policją, rzucili do stóp swoich za pomocą małej i wielkiej klątwy (cherem) wszystkich prawowiernych talmudystów.
Rządziły się w Polsce kahały, jak szare gęsi, tym potężniejsze, groźniejsze, że do atrybucji dawniejszych dodano im jeszcze prawo miecza (jus gladii), prawo karania śmiercią heretyków, odszczepieńców od zakonu mojżeszowego.
Żydom było mało jeszcze tej autonomii, jakiej nie mieli w żadnym innym państwie europejskim. Zachciało im się potężnego państwa w państwie, zszeregowania wszystkich Żydów polskich i litewskich – centralnego rządu nad całą Judeą, mieszkającą na ziemiach polskich, litewskich i ruskich. W tym celu stworzyli instytucję, zwaną synodami, czyli zjazdy delegatów z Krakowa, Poznania, Lublina, Lwowa i sześciu innych delegatów powołanych przez rabinów.
Synody były najwyższą władzą prawodawczą Żydów, rozproszonych na całym obszarze ziemi b. Rzeczypospolitej polskiej. Rozstrzygały one w ostatniej instancji, bez apelacji wszelkie spory między rabinami, kahałami a stronami prywatnymi, rozciągały nadzór nad handlem i przemysłem, ustanawiały miary i wagi – słowem, były rządem absolutnym ludu żydowskiego.
Żydom było w Polsce, jak „u Pana Boga za piecem”. Nie czuli tu wcale niewoli, wygnania, braku „świątyni”. Jak za dawnych dobrych czasów egzylarchatów babilońskich, komentowali i dopełniali Talmud, wydawali: egzegezy, komentarze, suplementy, traktaty rabiniczne, zasypując nimi całą Europę.
Dziś trudno po prostu zrozumieć, jak rząd polski mógł przez szereg wieków znosić tak dobrze zorganizowane, tak świadomie odrębne państwo w państwie, jak mógł cierpieć obok siebie drugą władzę, silniejszą od niego samego. Dopiero król Stanisław August pojął dziwactwo takich stosunków. On to zniósł w roku 1764 synody generalne.
Na niewiele jednak zdała się przenikliwość Stanisława Augusta, miejsce bowiem zniesionych synodów zajęły kahały, tak samo despotyczne, jak zjazdy generalne. I niewiele zaszkodziła samorządowi Żydów polskich surowość rządów pruskich w Warszawie (1796-1807), która wytrąciła z rąk rabinów sądownictwo i zakazała im stosować do prawowiernych talmudystów wielką i małą klątwę, publiczne i tajemne kary kościelne. Rządy robiły swoje a kahały swoje. Rządy ogłaszały dekrety, kahały zaś przyjmowały te dekrety do wiadomości z uśmiechem ironicznym. Bo jakąż siłę mogły mieć rozporządzenia wobec narodu, który uważał wszelkie rozkazy i zakazy, wychodzące od innowierców, za niemocne pogróżki? Dopóki lud żydowski chciał ulegać tylko swoim kahałom, były wszelkie dekrety martwą literą. A lud żydowski ufał swojemu „rządowi” bezwzględnie mniej więcej aż do r. 1830.
Nie dekrety rządów chrześcijańskich podkopały powagę kahałów. Niebezpieczeństwo szło z innej strony.
W Europie środkowej i zachodniej, głównie w Niemczech, rozłamywał się naród żydowski na dwie części. Jedna z nich, znacznie większa, stała wiernie przy Talmudzie i wszystkich tradycjach żydowskich, druga, bardzo nieliczna, domagała się reformy zmurszałej synagogi. Filozof Mojżesz Mendelssohn (1729-1786) dał, jak wiadomo, hasło do tego przewrotu.
Razem z urzędnikami pruskimi przybyła do Warszawy gromada Żydów niemieckich z Brandenburgii, z Holsztynu, z Prus Wschodnich i Zachodnich, z W. Księstwa Poznańskiego i ze Śląska, którzy przynieśli ze sobą nowe wyobrażenia i pojęcia. Z biegiem lat napływało coraz więcej tych „Niemców”, jak ich Żydzi polscy nazywali. Najwięcej dostarczyły ich Królewiec, Berlin, Kurlandia, Czechy, Śląsk i miasta poznańskie. Byli oni w istocie Niemcami, mówili bowiem po niemiecku i odróżniali się od Żydów polskich innymi zwyczajami, obyczajami i inną, własną synagogą, w której językiem urzędowym był język niemiecki.
Żydzi niemieccy, bardziej oświeceni, lepiej wykształceni od polskich, nie pozwolili się okiełzać kahałowi, przygotowywali dla siebie powoli synagogę postępową, reformowaną, która uderzyła z czasem taranem w bożnicę prawowierną, odrywając od niej wyznawców śmielszej natury i pełniejszej szkatuły. Przykład „Niemców” oddziaływał tu i ówdzie, głównie w większych miastach. Żydzi zamożniejsi zaczęli chować dzieci staranniej, posyłać je do szkół publicznych – oddalali się z każdym rokiem więcej od Talmudu i kahału.
Zrozumieli w końcu i niektórzy Żydzi polscy, że trzeba zdjąć z siebie starą, zużytą skórę i przywdziać nową, odpowiadającą lepiej zmienionym warunkom życia. Z łona tych to Żydów bardziej oświeconych, samodzielniejszych, wyszła „Szkoła rabinów”, założona w Warszawie w r. 1826, która uczyła oprócz Talmudu i języka hebrajskiego, przedmiotów wykładanych w gimnazjach chrześcijańskich i dawała uczniom te same prawa, jakie dawały gimnazja rządowe. Otwierała ona wstęp do Akademii medycznej.
Rozumie się, że Judea prawowierna robiła wszystko, aby zniszczyć robotę Żydów postępowych. Dyrektor „Szkoły rabinów”, Antoni Eizenbaum, musiał przez cały czas walczyć z przemożnym oporem talmudystów. By zapełnić szkołę, zwabiał do niej chłopców z proletariatu żydowskiego, ze sfer najuboższych, dla których oświata była doskonałym „interesem”, szkoła rabinów bowiem dawała swoim niezamożnym wychowańcom w alumnacie rządowym pięcioletnie bezpłatne utrzymanie. Powoli jednak przekonywali się do szkoły i bogatsi Żydzi. Z niej wyszli pierwsi pionierzy cywilizacji, pierwsi uświadomieni przeciwnicy zaśniedziałych tradycji żydowskich jak: Izaak Fruchtman, Izaak Kramsztyk, Hilary Nussbaum, Jakób Rotwand, Henryk Szmideberg i inni.
Żydzi postępowi mimo rosnącego ciągle ich zastępu, tworzyli w porównaniu z prawowiernymi zachowawcami stronnictwo tak nieliczne, iż trzeźwiejsi spomiędzy nich zrozumieli wkrótce bezowocność walki z talmudystami. Zrażeni, osamotnieni, odrywali się postępowcy po pewnym czasie zupełnie od swojego ludu, przecinali gwałtownie nic tradycji, łączącą ich ze starym zakonem – przechodzili do wyznań chrześcijańskich. Pewna część neofitów XIX stulecia rekrutuje się z byłych reformatorów i marzycieli żydowskich.
Wielu zmieniło wiarę ze względów praktycznych, czego dowodem wzmagający się zawsze ruch neoficki, kiedy prawodawstwo ścisnęło Żydów ograniczeniami. Największy procent neofitów przypada na lata ostatnie, od r. 1888 począwszy, kiedy Żydom zaczęto utrudniać przystęp do szkół, do uniwersytetów, do adwokatury i urzędów. I prawo, zabraniające Żydom obcym stałego pobytu w granicach państwa rosyjskiego, stworzyło mnóstwo neofitów. Najmniej nowych wyznawców przybyło chrześcijaństwu w epoce, przyjaznej dla Żydów, od r. 1862 do 1885.
Neofici katoliccy, pochodzący przeważnie ze sfer najuboższych, byli niewątpliwie Żydami polskimi z dziada i pradziada, czego dowodem, że, korzystając z prawa, które dozwalało nowochrzceńcom przyodziewać się razem z chrztem w nowe nazwiska, przyjmowali prawie wszyscy, z bardzo nielicznymi wyjątkami, nazwisko polskie.
Metryki neofitów aż do r. 1826 są tak samo niedokładne, jak metryki XVI, XVII i XVIII wieku, z tą tylko różnicą, że podają teraz już zawsze nazwiska. Notują one imię i nazwisko neofity, rzadko jego wiek, zajęcie i miejsce pochodzenia. Tu i ówdzie spotyka się nawet jeszcze w pierwszej połowie XIX w. metrykę z samym tylko na chrzcie przyjętym imieniem.
Jak w stuleciach poprzednich, wybierają sobie neofici katoliccy aż do r. 1850 tylko możnych rodziców chrzestnych, których opieka ułatwiała im dalsze życie wśród nowych współwyznawców. Chętną do tej służby chrześcijańskiej okazała się przede wszystkim rodzina Poniatowskich, naśladując przykład króla Stanisława Augusta, jego ojca i braci. Trzyma Żydów do chrztu aż do roku 1811 książę Józef Poniatowski z siostrzenicą Aleksandrą z Tyszkiewiczów Potocką, trzymał ich cały legion od r. 1820 minister St. hr. Grabowski, syn króla Stanisława Augusta i pani Grabowskiej, z siostrą, wojewodziną Izabelą Sobolewską i z siostrzenicą, hrabianką Marią Kwilecką, dalej: książęta Lubomirscy, Sapiehowie, hrabiowie Zamojscy, Zabiełłowie, Potoccy, Tyszkiewicze, Małachowscy, Łubieńscy, Chodkiewicze, Gutakowscy, Platerowie. Najwięcej jednak synów i córek chrzestnych posiadał książę namiestnik Paszkiewicz, który stawał albo sam w kościele, albo posyłał w swoim zastępstwie którego z wyższych urzędników. Czasami zapisały księgi kościelne nazwisko ks. Paszkiewicza jako ojca chrzestnego kilka razy tego samego dnia. Księżna Joanna Łowicka nie odmawiała także neofitom swej łaski. Minister Grabowski posunął do tego stopnia gorliwość chrześcijańską, że nadał jednemu ze swoich synów chrzestnych, Lichtenbaumowi z Rawy, własne nazwisko, nazwał go Grabowskim.
Zakryci możną opieką rodziców chrzestnych, nie obawiali się neofici kahału i torowali sobie łatwo wygodną drogę przez trudności życia. Wielu też z nich wydostawało się szybko z błota proletariatu i wypływało na jasne wody dobrobytu.
Neofici XIX stulecia wyznania ewangelickiego i kalwińskiego.
Nie kościół rzymsko-katolicki pociągał Żydów postępowych. Którzy byli w istocie oświeconymi lub uważali się za oświeconych, garnęli się przeważnie do wyznań protestanckich, do augsbursko-ewangelickiego i augsbursko-reformowanego. Ci wszyscy: Adelsteinowie, Bambergowie, Berensy, Bondyowie, Brühlowie, Brunerowie, Ehrlichowie, Fabianowie, Frankensteiny, Flammowie, Grassowie, Grünbergi, Ginsowie, Hirszendorfy, Hirszbergi, Hertzowie, Hirszfeldy, Janaszowie, Kantorowie, Klaczki, Kürsty, Leowie, Lewandowscy, Liviusowie, Lubelscy, Markusfeldy, Neumanny, Neumarki, Olszewscy, Płońscy, Philippy, Rotwandy, Rosenfeldy, Rosengartenowie, Rosenowie, Seltmanowie, Salingery, Sandbankowie, Schoenfeldy, Tausigowie, Wolffsohny, Welische, Wertheimowie, Wigdorowie, (ewangelicy) i: Arztowie, Baumgarteny, Bergerowie, Blumy, Blumbergi, Blumfeldy, Buchnery, Cederbaumy, Chwatowie, Cohnowie, Conradiowie, Ehrenfriedy, Ehrlichy, Engelhardty, Fleszowie, Freundowie, Freundensohny, Giwartowscy, Glücksbergowie, Goldbergi, Gordony, Hirszbandowie, Hirszenfeldtowie, Kronenbergi, Landyowie, Levy’owie, Librowicze, Littauerowie, Loeve’owie, Loewensteiny, Masłowscy, Mejery, Neumanny, Neumarki, Okręty, Olszewicze, Payzery, Rappaporty, Regelmany, Reichmany, Rosenfeldy, Rosenthale, Rosenzweigi, Schiffowie, Seemany, Seifmany, Sonnenfeldy, Steinmany, Sternowie, Sunderlandy, Szlejfszteiny, Wolfowie, (kalwini) – ci wszyscy, którzy wynieśli się ponad kapotowy motłoch żydowski, czy wyższą kulturą, czy urzędem, czy majątkiem, stanowiący inteligencję żydowską, odrywając się od swojego narodu, spieszyli w objęcia Lutra albo Kalwina.
Złożyły się na to różne powody.
Na wytworzenie sympatii do protestantyzmu wpłynęła nasamprzód ta okoliczność, że do wyznań protestanckich należeli w Królestwie Polskim przeważnie Niemcy, a pierwsi postępowi Żydzi XIX stulecia byli Żydami niemieckimi.
Zarzewie buntu przeciw kahałom przyniósł do Warszawy pod sam koniec XVIII stulecia zamożny Żyd niemiecki, Izaak Flatau. Nie chcąc się bratać z miejscową ludnością żydowską, założył dla siebie i dla swojej rodziny osobny dom modlitwy przy ulicy Daniłowiczowskiej. Z tego prywatnego domu modlitwy wyszła później synagoga postępowa.
Pomiędzy r. 1820 a 1830 napłynęło do Królestwa Polskiego, głównie do Warszawy,wielkie mnóstwo Żydów niemieckich. Wszyscy ci przybysze gromadzili się dokoła domu modlitwy Flatau’a, podtrzymywanego dalej przez jego następców. Z przybyszami łączyli się Żydzi polscy, którzy rozbierali się z jakichkolwiek powodów z chałatów i zrywali z obyczajami swoich przodków.. Dlatego zastępu buntowników, chociaż nie byli właściwie buntownikami, bo trzymali się ściśle dawnego prawowiernego rytuału, zbudowano w r. 1843 synagogę, zwaną „niemiecką”. Zasługiwała ona rzeczywiście na tę nazwę, językiem bowiem kazalnicy i kancelarii był w niej język niemiecki. W zamiarze osłabienia wpływów niemieckich, które groziły zgermanizowaniem wszystkich postępowych Żydów polskich, stworzyło kilku wychowańców szkoły rabinów (Fruchtman, Kramsztyk, Nussbaum, Rotwand, Szmidberg) w r. 1852 drugą synagogę postępową, zwaną polską.
Wszyscy Żydzi postępowi, niemieccy i polscy, przyjęli później język ludności rdzennej za swój. Do r. 1850 jednak nie można ich było uważać za „zasymilowanych”. Zachwycała ich kultura niemiecka, ich językiem ulubionym był niemiecki, czego dowodem, że w księgach kościelnych podpisywali się do tego czasu po niemiecku. Przeto gdy który z nich uważał, czy za właściwe czy za potrzebne, rozstać się z zakonem mojżeszowym, przyjmował jedno z wyznań protestanckich, czyli „niemieckich”, jak ludność polska nazywa dotąd protestantyzm.
Najwyraźniejszym dowodem, że Żydzi postępowi kochali się aż do r. 1850 w niemczyźnie, jest fakt, iż bardzo niewielu neofitów-protestantów korzystało z prawa, pozwalającego nowochrzceńcom zmieniać nazwiska. Na kilkaset neofitów-ewangelików przyjęło tylko trzech nazwiska polskie: Kwieciński, Płoński i Zbrojewski. Reszta zatrzymała swoje nazwiska niemieckie, albo zadowoliła się drobnymi zmianami w pisowni, np.: Kahn zamiast Kohn, Stokviss, zamiast Stokfisz, Bruner zamiast Brüner. Byli nawet tacy, którzy, przystępując do chrztu z nazwiskami polskimi, zmieniali je na niemieckie, jak: Dorembus na Ehrlich, Cieciura na Neuman, Śpiewak na Kantor.
Niemczyzna, wprowadzona do Polski przez obcych przybyszów, była modna w gromadzie postępowych Żydów warszawskich, co jest niewątpliwie pierwszą przyczyną, dla której neofici oświeceni przyjmowali chętniej wyznania protestanckie, niż rzymsko-katolickie.
A potem wydawał się prawdopodobnie postępowcom żydowskim protestantyzm bardziej postępowym, odpowiadającym lepiej ich „oświeceniu” od wiary katolickiej. I większe trudności stawiane kandydatom na chrześcijan przez duchowieństwo katolickie (dłuższe przygotowanie w zasadach wiary, kontrola nad prywatnym życiem katechumenów, ściślejszy egzamin przed dopełnieniem chrztu) odstraszały niezawodnie odszczepieńców żydowskich, obałamuconych kulturą połowiczną.
Potrzeba było nieraz Żydowi metryki chrztu do jakiegoś interesu, albo urzędu, do którego tylko chrześcijanin miał przystęp, ale zaraz, natychmiast, a tu żądał ksiądz katolicki kilkutygodniowego przygotowania. Więc szło się do pastorów, mniej wymagających pod tym względem.
Lecz nie sama tylko inteligencja żydowska wzmacniała nieliczne gminy protestanckie w Królestwie Polskim. Ewangelicyzm i kalwinizm przyjmowali także neofici z proletariatu. Tych nawracali głównie misjonarze angielscy, którzy pracowali w Warszawie między r. 1840 a 1856 bardzo gorliwie. Pastorowie Jan Krystian Reichardt, Jan Krystian Henryk Wett, Fryderyk Jerzy Kleinhenn, Ferdynand Wilhelm Becker i inni. Wprowadzili do owczarni chrześcijańskiej kilkuset Żydów. Zabrali się oni do roboty bardzo zręcznie. Upatrzywszy sobie kilku zdolniejszych, wymowniejszych neofitów, wychowali ich na misjonarzy i puszczali między Żydów. Żyd trafiał zawsze łatwiej, prędzej do Żyda, umiał do niego przemówić, przekonać go, nawrócić. Wielkie zasługi położyli dla wyznań protestanckich w Królestwie Polskim misjonarze pochodzenia żydowskiego: Cukertort, Rozenfeld, Goldberg i Rappaport.
Prawie wszyscy neofici-protestanci chrzcili się w Warszawie, dokąd przybywali na naukę i chrzest z różnych miast i miasteczek Królestwa Polskiego. Przyjęło w Warszawie w stuleciu XIX wyznanie protestanckie: trzydziestu lekarzy, dwudziestu sześciu prawników, szesnastu techników, trzech chemików, pięciu weterynarzy, jeden doktor filozofii, dwunastu studentów uniwersytetu, jedenastu nauczycieli, dwóch dziennikarzy, jeden artysta, dwóch aptekarzy, jeden geometra, siedmiu księgarzy, jeden klasyfikator owczarń, dwóch optyków, dwóch dentystów, dwudziestu urzędników, piętnastu typografów, dwóch fotografów i około siedemdziesięciu bankierów, przemysłowców, fabrykantów, buchalterów, zamożniejszych kupców. Reszta neofitów protestantów wyszła z proletariatu żydowskiego. Najchętniej chrzcili się introligatorzy i krawcy, nawracani głównie przez misjonarzy angielskich.
W trudnym położeniu znalazło się wielu neofitów, kiedy urzędnicy stanu cywilnego zaczęli domagać się dokładnych dat i nazwisk (od r. 1826). Wprawdzie nakazał sąd pruski w r. 1797 wszystkim Żydom tak zwanych Prus Południowych przyjmować nazwiska rodowe, nie wszyscy jednak poddali się temu rozkazowi. Stawał neofita do protokołu chrztu i pytano go o nazwisko rodowe i o nazwisko rodziców. Bardzo często nie znał ani jednego ani drugiego. Więc urabiał sobie nazwisko swoje od imienia ojca, syn Abrahama – Abramowicz, Dawida – Dawidowicz; jako zaś nazwisko matki podawał imię jej ojca.
Nie wszyscy neofici-protestanci dochowali wiary przyjętemu pierwotnie wyznaniu. Wielu kalwinów przeszło później na ewangelicyzm i odwrotnie albo katolicyzm. Bardzo często chrzcili rodzice nasamprzód dzieci a dopiero później siebie samych. Zdarzało się także, iż jedna i ta sama rodzina rozproszyła się na kilka wyznań. Jeden brat zostawał ewangelikiem, drugi kalwinem, trzeci katolikiem. Chrzcząc się, zmieniał jeden brat nazwisko, drugi zatrzymywał dawniejsze.«
W tym ostatnim akapicie jest uchwycona cała istota żydostwa: pozorna asymilacja, przyjmowanie jednej wiary chrześcijańskiej, przechodzenie na drugą, zmiana nazwiska, niejednoczesne chrzczenie całej rodziny. Wszystko to w zależności od sytuacji i koniunktury i wszystko to po to, by przenikać wszystkie środowiska, wszystkie warstwy społeczne. Może więc być sobie pan Rappaport i pan Kwieciński i nikt nawet nie domyśli się, że to bracia. I tym sposobem może jeden pan pracujący w ministerstwie, wielki patriota, przekazywać poufne informacje bratu lub kuzynowi, który stara się o wygranie przetargu w tym ministerstwie. Nie dziwi taka postawa tych „protestantów”, bo to byli bogaci Żydzi i to oni organizowali tu życie gospodarcze i do robienia interesów potrzebne były im te zabiegi. Biedni to mogli co najwyżej: „stare majtuchy, szmaty skupuję!”.
Jeske-Choiński opisał przenikanie Żydów do katolicyzmu i protestantyzmu, ale jest jeszcze prawosławie. Zdrowy rozsądek każe wnioskować, że również i ono było penetrowane przez Żydów. W końcu, gdy Prusacy opuścili Warszawę, to parę lat później przyszli Moskale. Carscy urzędnicy byli prawosławnymi. W blogu „Powstanie, rewolucja czy prowokacja” pisałem:
„Podczas gdy za panowania Aleksandra I cała niemal ziemia była własnością szlachty i tylko jej przysługiwało prawo nabywania gruntów, zaś włościanie, kupcy, mieszczanie i rzemieślnicy nie mogli ani nabywać majątków, ani piastować urzędów, ani synów nawet do wyższych zakładów naukowych oddawać nie mieli prawa, to już po powstaniu listopadowym sytuacja w pewnym sensie odwróciła się: szlachta wydziedziczona i zdegradowana za udział w powstaniu została pozbawiona wielu praw obywatelskich, zaś chłopi i mieszczanie, którzy decydowali się przejść na prawosławie, mieli otwarty dostęp do szkół i kariery w administracji rosyjskiej.”
Trudno byłoby uwierzyć w to, że Żydzi nie skorzystaliby z takiej okazji. Zapewne było wielu takich, którzy przeszli na prawosławie. Tak więc Żydzi są wszędzie. Może warto o tym pamiętać, gdy obserwujemy tę wojnę na Ukrainie. A czy banderowcy o tym wiedzą? Czy wiedzą o tym, że ich ideologię wymyślili Żydzi, a nie żaden Bandera. Ja wiem, że ideologię endecji wymyślił Żyd, początkowo socjalista (tylko mi powiedzcie, kim ja mam być?), a później narodowiec – Zygmunt Balicki. Jest taka wieś w Małopolsce – Balice.
Dziwnym państwem była przez wieki Polska (Korona), później Rzeczpospolita Obojga Narodów, później II Rzeczpospolita, później PRL, później III Rzeczpospolita. W każdym z tych państw ich władze i elity faworyzowały obcych kosztem własnego narodu. I dziś historia zatacza koło i nacja tu rządząca ściąga swoich rodaków z Ukrainy i ich faworyzuje, a przy okazji korzystają Ukraińcy, którzy nie mają pojęcia o tym, że są po to, by ukryć prawdę.
Jednym słowem – kocioł ( z tymi Żydami ).
Przy tej okazji – niedostępność tego blogu : https://opolczykpl.wordpress.com. to dzieło cenzury czy osobista sprawa jego Autora ? ( być może, bywający tu “Opolczyk” sam wyjaśni tę osobliwość )
LikeLike
No, niestety kocioł, ale chyba lepiej być tego świadomym, bo wtedy pewne rzeczy łatwiej zrozumieć.
“Opolczyk” bardzo rzadko tu bywa, ale jeśli się pojawi, to można zapytać.
LikeLike
Z Net- przeglądu, na szybko :
” w Krakowie już są ich tysiące, mówią po ukraińsku ( odesku ), wyglądają jakby przed chwilą pejsy odcięli.”
Spec- operacja ?
LikeLike
“Spec- operacja ?”
Ja to nazywam operacją “Most bis”. Ukraińcy służą tylko do ukrycia prawdziwych zamiarów, czyli sprowadzenia dużej ilości ukraińskich Żydów, szczególnie ze wschodniej Ukrainy. Dopiero wtedy dokonają podziału Ukrainy. Dla Polaków zaczęło się końcowe odliczanie, bo III RP to już wspomnienie.
LikeLike
W rzyderii już oficjalnie podano że z Ukrainy przerzucają do Izraela . Domyślam że część zostanie jednak w Polsce.
LikeLike
Wiem, też czytałem i w kolejnym blogu wykorzystam ten artykuł. Też podejrzewam, że większa część zostanie w… no właśnie, czy w Polsce. Czy to jeszcze można nazywać Polską? Przecież tego państwa już nie ma. Wystarczy poczytać ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy. To jakaś kpina.
LikeLike