O demokracji

Demokracja to taka forma rządów, która, jak żadna inna, stwarza nieograniczone możliwości zwodzenia, mataczenia, manipulowania, oszukiwania ludzi, którzy uwierzyli, że dzięki niej mają na coś wpływ. Nic bardziej mylnego! Niestety, pomimo że wybierani politycy permanentnie nie wywiązują się ze swoich wyborczych obietnic, to obywatele nadal chodzą na wybory i biorą udział w tej farsie.

Po rewolucjach „wolnościowych” 1848 roku, które były próbą sił pomiędzy zwolennikami starego i nowego prządku, pojawiło się rozwiązanie kompromisowe – monarchia konstytucyjna, tzn. taka, która ma monarchę, konstytucję i parlament. Cesarstwo niemieckie było pierwszym państwem wprowadzającym u siebie powszechne głosowanie do parlamentu, za nim poszło królestwo włoskie, a potem monarchia Habsburska.

Po pierwszej wojnie światowej mapa polityczna Europy zmienia się diametralnie. Pojawiają się republiki. Jedną z nich jest Republika Weimarska (1919-1933). Nazwa pochodzi od miasta Weimar, w którym obradowało zgromadzenie narodowe, uchwalające konstytucję. Historię republiki, jak podaje Wikipedia, można podzielić na trzy okresy:

  • w latach 1919-1923 republika walczyła z bezpośrednimi skutkami wojny, hiperinflacją i próbami obalenia państwa
  • podczas „pięciu tłustych lat” 1924-1929 republika osiągnęła pewną stabilność polityczną i gospodarczą oraz uznanie Niemiec w polityce zagranicznej
  • wielki kryzys 1930-1933 oraz wzrost wpływów narodowego socjalizmu doprowadziły do agonii i upadku republiki

Jej ustrój i dzieje to przykład tego, co można zrobić z demokracji i jak niewielki wpływ mieli na to wyborcy. Skończyło się tak, jak się skończyło: demokracja przekształciła się w dyktaturę. Na ogół przyjmuje się, że Hitler doszedł do władzy na drodze demokratycznych wyborów, co nie do końca jest prawdą. Jedno to to, jak został kanclerzem, a drugie, to to, że NSDAP nigdy w wolnych wyborach nie zdobyła większości parlamentarnej.

Jak zawsze w takich wypadkach trzeba zacząć od początku, trzeba cofnąć się do 1918 roku. W pierwszej połowie tego roku armia niemiecka odnosiła największe sukcesy w tej wojnie. Niemcy podpisały traktaty pokojowe w Brześciu Litewskim i Bukareszcie, co kończyło wojnę na dwa fronty. 21 marca Ludendorff przystąpił do ofensywy we Francji. Zepchnął Anglików i Francuzów i tylko 40 mil dzieliło go od Paryża. Wczesną wiosną Niemcy wierzyli, że zwycięstwo mają w ręku.

Alan Bullock, w swojej monumentalnej pracy Hitler – studium tyranii, tak to opisuje:

»Szybką zmianę sytuacji, która nastąpiła w sierpniu i wrześniu, skrzętnie ukrywano przed narodem niemieckim, toteż podana dopiero na początku października 1918 roku wiadomość, że rząd poprosił o zakomunikowanie mu warunków zawieszenia broni, zaskoczyła i oszołomiła całą ludność. Liderzy partii politycznych w Reichstagu dopiero 2 października dowiedzieli się o groźnej sytuacji na froncie. Książę Maksymilian Badeński, nowy kanclerz, który miał pertraktować z aliantami, pisze w swoich pamiętnikach: „Aż do tej chwili Front Krajowy był niewzruszony… Teraz iskra przeleciała przez ludność. W Berlinie wybuchła panika”.

W listopadzie 1918 roku armia niemiecka znalazła się w beznadziejnym położeniu. Odepchnięcie jej do Niemiec i zniszczenie było tylko kwestią czasu. Jednakże kiedy rząd podpisywał kapitulację, armia wciąż jeszcze stała na obcym terytorium i jej front na zachodzie nie został przerwany. Ponadto, choć inicjatywa zakończenia działań wyszła z Naczelnego Dowództwa, od samego Ludendorffa, fakt ten był ukrywany. Naczelne Dowództwo nie tylko zrzuciło na rząd, któremu przedtem odmawiało głosu w sprawach prowadzenia wojny, całą odpowiedzialność za jej zakończenie, ale próbowało jeszcze odciąć się od konsekwencji tej decyzji, wymuszonej na rządzie wbrew spokojniejszym sądom takich ludzi, jak książę Maksymilian Badeński. Stąd powiedzenie o „nożu wbitym w plecy”.

Koniec wojny przyniósł upadek cesarskiemu rządowi. Władzę, acz niechętnie, objęły stronnictwa demokratyczne Reichstagu. Na rząd spadło całe odium za podpisanie najpierw kapitulacji, a później traktatu pokojowego. Ludziom, zgorzkniałym i pozbawionym skrupułów, łatwo było twierdzić, że to socjaldemokraci wraz z partiami republikańskimi rozmyślnie doprowadzili do kapitulacji, zdradzili Niemcy, zadali armii cios w plecy, żeby dojść do władzy. Pomijano zupełnie fakt, że Rząd Tymczasowy, kierowany przez socjaldemokratów, poświęcił interesy partii i klasowe patriotycznemu obowiązkowi utrzymania jedności Niemiec w kryzysie, którego nie wywołał. To byli ci „listopadowi zbrodniarze”, kozły ofiarne, których trzeba było koniecznie znaleźć po to, aby armia i nacjonaliści mogli coś uratować ze szczątków swych nadziei. Rzadko kiedy równie bezpodstawne kłamstwo zostało narzucone narodowi, a jednak ciągle je powtarzano i szaleńczo w nie wierzono, bo tylu ludzi chciało w nie wierzyć.«

Mamy więc bardzo dziwną sytuację. Wojska niemieckie, będąc 40 mil od Paryża, zatrzymują się, później następuje odwrót i prośba Naczelnego Dowództwa o zakończenie działań wojennych i oskarżenie rządu o podjęcie takiej decyzji. Dla Hitlera chęć rozprawienia się z „listopadowymi zbrodniarzami” była jednym z jego głównych powodów walki o władzę, tak przynajmniej deklarował. Z dzisiejszej perspektywy możemy orzec, że deklaracja ta była nieszczera. Dwadzieścia trzy lata później postąpił dokładnie tak samo: pod koniec lipca 1941 roku, będąc 300 km od Moskwy i mając do niej wolną drogę, wstrzymał ofensywę na dwa miesiące. Wygląda na to, jakby te same siły kierowały niemiecką armią podczas obu wojen.

19 stycznia 1919 roku odbyły się wybory do Zgromadzenia Narodowego. W ich wyniku socjaldemokraci, partia demokratyczna i partia katolicka Centrum utworzyły koalicję i miały większość parlamentarną. To właśnie te partie nazywa Hitler „listopadowymi zbrodniarzami”. 11 lutego 1919 roku miały miejsce pierwsze w historii Niemiec wybory prezydenckie. Zgromadzenie Narodowe wybrało przeważającą większością głosów Friedricha Eberta – socjaldemokratę.

Konstytucja Weimarska z 11 sierpnia 1919 roku została uchwalona przez Zgromadzenie Narodowe. Zastąpiła ona Konstytucję Rzeszy Niemieckiej z 1871 roku. Rzesza Niemiecka stała się republiką a włada pochodziła bezpośrednio od narodu. Projekt tej konstytucji opracował Hugo Preuss, liberalny polityk, późniejszy minister spraw wewnętrznych. Krytykował on państwa Ententy za niewyrażenie zgody na włączenie Austrii do Republiki Weimarskiej, co było sprzeczne z deklaracją Wilsona o samostanowieniu narodów. Preuss oparł konstytucję na trzech zasadach: władza polityczna należy do narodu, państwo musi być państwem federalnym a Rzesza musi być państwem prawa.

Konstytucja Weimarska nadawała duże uprawnienia prezydentowi, który mógł zdymisjonować kanclerza, nawet gdyby ten miał poparcie parlamentu. Co więcej mógł powołać kanclerza, który nie miał jego poparcia. Struktura rządu była mieszanką systemu prezydenckiego i parlamentarnego, a prezydent mógł działać jako „kanclerz zastępczy”. Ponadto prezydent mógł dekretem o stanie wyjątkowym zawiesić podstawowe prawa obywatelskie, z czego skwapliwie skorzystał Hitler po dojściu do władzy.

W skład Rzeszy wchodziło 18 krajów związkowych. Każdy z krajów miał swój sejm (Landtag) i rząd. W artykule 6 konstytucji wyliczono 20 spraw, które były w kompetencji głównych organów federacji. Były to m.in. polityka finansowa, polityka zagraniczna, administracja kolonii, sprawy łączności (poczta, kolej itp.). Ustawodawstwo organów centralnych miało pierwszeństwo przed prawem krajowym, a to nie mogło być z nim sprzeczne. – Któż więc bardziej nadawał się do budowy wspólnej Europy? Kto miał największe doświadczenie w tworzeniu tego typu związków?

Reichstag składał się z posłów wybranych przez naród w liczbie proporcjonalnej do ludności danego kraju. Jego kadencja trwała 4 lata, przy czym mógł być rozwiązany przez prezydenta. Posiadał inicjatywę ustawodawczą jak i wyznaczał kierunek polityce rządu, który kontrolował.

Prezydent Rzeszy był wybierany przez naród na 7-letnią kadencję w wyborach powszechnych. Prezydent m.in. mianował kanclerza (szefa rządu) oraz na jego wniosek ministrów, był zwierzchnikiem sił zbrojnych. Mógł rozwiązać Reichstag, jednak tylko jeden raz z tego samego powodu. Wszystkie rozporządzenia prezydenta wymagały kontrasygnaty kanclerza lub odpowiedniego ministra. Był odpowiedzialny konstytucyjnie i mógł być odwołany przez referendum ludowe na wniosek 2/3 posłów.

Rząd Rzeszy składał się z kanclerza i ministrów. Rząd musiał uzyskać poparcie parlamentu, był przed nim odpowiedzialny politycznie i konstytucyjnie. Wytyczne jego polityki określał kanclerz. – Jak jednak w praktyce wyglądały relacje pomiędzy prezydentem, kanclerzem i Reichstagiem? Znowu wypada mi zacytować Bullocka:

„Dr Brüning, który w końcu marca 1930 roku objął urząd kanclerza, musiał przy każdym akcie ustawodawczym polegać na przypadkowej i niepewnej, z trudem zmontowanej większości w Reichstagu. Na takich podstawach nie można było rządzić skutecznie. 16 lipca 1930 roku Reichstag 256 głosami przeciwko 192 odrzucił część rządowego projektu fiskalnego. Wówczas prezydent, korzystając z nadzwyczajnych uprawnień przyznanych mu w artykule 48 Konstytucji Weimarskiej, wprowadził w życie projekt kanclerza mocą dekretu. Reichstag zakwestionował konstytucyjność tego aktu, a następnie zażądał odwołania dekretu. Brüning w odpowiedzi rozwiązał Reichstag i rozpisał nowe wybory.”

Reichstag był jeszcze bardziej rozdrobniony niż Sejm z lat 1922-1927. Utworzenie koalicji większościowej było praktycznie niemożliwe. Wybory odbywały się według ordynacji proporcjonalnej i było ich 8 w latach 1919-1932 i ani razu żadna z partii nie uzyskała większości parlamentarnej. Jeśli to jakoś działało, to dlatego, że prezydent miał silną pozycję i mógł rządzić dekretami.

Jak to się jednak stało, że ktoś taki jak Hitler, czyli człowiek znikąd, zdobył władzę? Jak to się stało, że stworzył coś w rodzaju nieformalnego wojska? Żadne państwo, nawet najsłabsze nie tolerowałoby na swoim terytorium organizacji paramilitarnej, niezależnej od niego? Bullock tak to wyjaśnia:

„W czasie wojny Hitler sam dostrzegł, że niskie morale i zmęczenie wojenne silniej występowały w Monachium niż na północy. Rewolucja 1918 roku wybuchła najpierw tutaj, a dopiero potem w Berlinie; Wittelsbach, król Bawarii, był pierwszym, który abdykował. W pierwszej połowie 1919 roku gwałty polityczne były w Monachium na porządku dziennym. Kurta Eisnera, który kierował listopadową rewolucją w roku 1918, zamordowano w lutym następnego roku. Socjalistyczny rząd Hoffmanna sprawował władze tylko do 6 kwietnia, kiedy to – pod wpływem komunistycznego ustroju Beli Kuna na Węgrzech – w Monachium ogłoszono również Bawarską Republikę Radziecką. Ten zwrot trwał niecały miesiąc, a towarzyszyły mu nieustanne kłótnie, zamieszki i potworny chaos, co wywarło niezatarte wrażenie na Bawarczykach. Na początku maja regularne oddziały wojska, łącznie z ochotniczą formacją Freikorpsów, obaliły rząd komunistyczny. W fali represji, które nastąpiły, wzięto krwawy odwet i rozstrzelano wielu ludzi. Oficjalnie restytuowano rząd Hofmanna, ale wypadki majowe oznaczały decydujący zwrot na prawo w bawarskiej polityce.

Bawarczycy, nawet po unifikacji z Niemcami, żywili tradycyjną niechęć do rządu z Prus i protestanckiego Berlina. Uczucie to po wojnie wyraziło się w żądaniu większej autonomii i nawet w separatystycznym programie kompletnego zerwania z północnymi Niemcami na rzecz katolickiej południowoniemieckiej unii z Austrią. Konstytucja Republiki Weimarskiej znacznie sprzyjała temu bawarskiemu partykularyzmowi, bo równolegle z centralnym rządem w Rzeszy w Berlinie pozostawiała starym niemieckim państewkom – Bawarii, Prusom, Wirtembergii, Saksonii itp. – ich dawne państwowe rządy i zgromadzenia reprezentantów (Landtagi), które korzystały z dużej władzy, zwłaszcza w zakresie kontroli nad policją. W nieunormowanych i chwiejnych warunkach panujących w Niemczech w latach 1918-1923 rząd centralny miał słabą władzę, toteż rząd Bawarii mógł wykorzystać sytuację, w której rozporządzenia wychodzące z Berlina były respektowane tylko przy jego poparciu.

Te nienormalne stosunki przybrały jeszcze ostrzejszą formę po marcu 1920 roku, kiedy zawiodła próba obalenia siłą rządu Rzeszy w Berlinie (pucz Kappa), ale jednocześnie zamach powiódł się w Bawarii. W nocy z 13 na 14 marca 1920 roku dowódca miejscowego okręgu Reichswehry (armii regularnej), generał Arnold von Möhl, przedstawił socjaldemokratycznemu premierowi Bawarii, Johannesowi Hoffmannowi, ultimatum, co doprowadziło do powstania prawoskrzydłowego rządu, kierowanego przez Gustawa von Kahra. W rządzie tym partie lewicowe nie otrzymały ani jednej teki. Odtąd władze w Bawarii sprawował rząd o skrajnie partykularystycznych tendencjach i prawicowym odchyleniu, całkiem nie sympatyzujący z polityką rządu centralnego w Berlinie. W ten sposób Bawaria stała się naturalnym ośrodkiem dla tych wszystkich, którzy pragnęli pozbyć się w Niemczech ustroju republikańskiego. Rząd bawarski zaś patrzał przez palce na zdradę i knowania przeciwko legalnemu rządowi Niemiec, które planowano i organizowano tuż u jego progu w Monachium. W Bawarii więc zebrali się wszyscy nieprzejednani członkowie Freikorpsów, tu też przy końcu wojny, pod patronatem Reichswehry, tworzono dla obrony wschodnich granic Niemiec przed Polakami i bolszewikami zbrojne bandy ochotników, które teraz równie ochoczo gotowe były obrócić karabiny przeciwko Republice. Głośny kapitan Ehrhardt, wypędzony z Berlina po puczu Kappa, schronił się w Bawarii wraz ze swoją brygadą. W Bawarii też uplanowano morderstwo Erzbergera, człowieka, który podpisał akt zwieszenia broni w 1918, i Walthera Rathenaua, niemieckiego Żyda i ministra spraw zagranicznych, rzecznika polityki podporządkowania się warunkom traktatu pokojowego. Freikorpsy były szkołą politycznych morderców i terrorystów, którzy do roku 1924 i później po roku 1929 wypaczali życie Niemiec.”

Bullock bardzo dobrze wyjaśnił realia tamtych czasów w Niemczech i to, dlaczego właśnie Bawaria stała się miejscem, w którym Hitler mógł realizować swoje cele. Ale skąd wziął się problem? Konflikt pomiędzy zwolennikami starego porządku i tymi – nowego? Wikipedia wyjaśnia to tak:

„Podjęcie reform mających doprowadzić do demokracji parlamentarnej w Niemczech były warunkiem państw ententy, a w szczególności prezydenta USA Woodrowa Wilsona, rozpoczęcia negocjacji pokojowych. W swej odpowiedzi na niemiecką propozycję rozejmu prezydent stwierdził, że nie rozmawia się o warunkach zawarcia pokoju z militarystami i monarchistycznymi autokratami, a odrzucenie warunku doprowadzi do kapitulacji Niemiec. Decyzja dowództwa marynarki cesarskiej o próbie doprowadzenia do jeszcze jednej bitwy z Royal Navy, podjęta już po wysłaniu prośby o rozejm, spowodowała bunt marynarzy w Kilonii i rewolucję listopadową, która przypieczętowała los Cesarstwa.”

Tak więc narzucono Niemcom demokrację, czyli, nie tylko miały skapitulować, ale też przyjąć nowy ustrój – demokrację. Dla Niemców monarchia parlamentarna była pewnym symbolem. Jej ojcem był Bismarck, który zjednoczył Niemcy i uosabiał ich potęgę, ich cesarstwa, a teraz mieli z niej zrezygnować, bo jakiś facet zza oceanu kazał im wprowadzić demokrację.

Konstytucja Weimarska w praktyce powielała rozwiązania Konstytucji Rzeszy Niemieckiej z 1871 roku. Różnica polegała na tym, że zniknęli monarchowie i książęta. Na czele Rzeszy stał cesarz, który miał szeroki zakres władzy, przede wszystkim w polityce zagranicznej i wojskowości. Do jego najważniejszych prerogatyw należało mianowanie kanclerza, za pośrednictwem którego sprawował rządy na szczeblu ogólnopaństwowym. Tak więc odpowiednikiem cesarza w Konstytucji Weimarskiej był prezydent. No właśnie! Prezydent! Bullock tak to opisuje:

„Hitler miał tylko jedną drogę, która mogła uwieńczyć powodzeniem jego politykę legalności, a okazję do tego dawał mu szczególny system rządów w Niemczech. Po załamaniu się w 1930 roku koalicji, której przewodził Herman Müller, jego następca na fotelu kanclerza, Brüning, i następca Brüninga, Papen, musieli rządzić bez mocnego oparcia w parlamentarnej większości i bez widoków na wygranie wyborów. Wynikające ze stanu wyjątkowego uprawnienia prezydenta, z których korzystali, by rządzić za pomocą dekretów, dawały wielką władzę prezydentowi i jego doradcom. W rezultacie władza polityczna w Niemczech przeszła od narodu w ręce małej grupki ludzi z otoczenia prezydenta. Najważniejszymi osobami w tej grupce byli: generał von Schleicher, Oskar von Hindenburg, Otto Meissner, szef kancelarii prezydenta, Brüning i, potem, gdy wpadł w niełaskę – Papen, jego następca na fotelu kanclerza. Gdyby Hitler zdołał nakłonić tych ludzi, by go uznali za partnera i mianowali kanclerzem z prawem stosowania dekretów prezydenta – co oznaczało rząd prezydencki w przeciwieństwie do parlamentarnego – wówczas mógłby zrezygnować ze zdobycia bezwzględnej większości w wyborach, co mu się stale nie udawało, jak również ryzykownej próby puczu.”

W wyborach w 1928 roku NSDAP uzyskała 2,6% głosów i 12 miejsc w parlamencie. W 1930 roku – 18,25% głosów i 107 miejsc i stała się drugą partią. Socjaldemokraci uzyskali 24,53% głosów i 143 miejsca. W maju 1932 roku NSDAP wygrała wybory. Zdobyła 37,27% głosów i 230 miejsc. Socjaldemokraci – 21,58% i 133 miejsca. W listopadzie 1932 roku NSDAP – 33,09% i 196 miejsc. Socjaldemokraci – 20,43% i 121 miejsc w parlamencie. Tak więc nie można już było lekceważyć Hitlera. Wprawdzie nadal nie miał większości, ale inne partie miały daleko gorsze wyniki. I nic nie wskazywało, by coś miało się zmienić. Bullock dalej pisze tak:

»Na pierwszy rzut oka nie było nic bardziej niemożliwego niż taki układ. Jednak ani Schleicher, ani prezydent nie byli zadowoleni z istniejącego stanu rzeczy. Nie wierzyli, aby nadzwyczajne uprawnienia prezydenta mogły być trwałą podstawą do rządzenia krajem. Chcieli takiego rządu, który, gotów do energicznej walki z kryzysem, mógłby również zjednać sobie poparcie szerokich mas i, gdyby to było możliwe, miał za sobą większość w Reichstagu. Brüning nie uzyskał takiej większości w wyborach. Schleicher zaczął więc gdzie indziej szukać poparcia mas, które – jak czuł – było konieczne dla prezydenckiej formy rządów.

Hitler z jego sześcioma milionami wyborców wart był zastanowienia. Miał dwa atuty, oba w wysokiej cenie u generała. Sukces nazistów w wyborach obiecywał poparcie mas, którego Hitler mógłby dostarczyć, gdyby się udało go kupić. SA, stanowiąca zorganizowaną siłę i prąca do gwałtownych rozstrzygnięć, groziła rewolucją, gdyby Hitlera wciąż pomijano. W latach 1931-1932 Hitler stale wygrywał więc groźbę rewolucji, której nie chciał, i poparcie mas, którego nie potrafił przekształcić w większość parlamentarną; pierwsze – jako pogróżkę, drugie – jako obietnicę, by nakłonić prezydenta i jego doradców do uznania w nim pełnoprawnego partnera i przekazania mu władzy.

Mamy więc wytłumaczenie owych skomplikowanych i wykrętnych posunięć w wewnętrznej polityce Niemiec w okresie jesień 1931-32, styczeń 1933, kiedy gra się już udała i Hindenburg legalnie powierzył Hitlerowi urząd kanclerza. Raz po raz wznawiane rozmowy małej grupki ludzi rządzących przy pomocy dekretów prezydenta z przywódcami nazistów stanowią niejako kamienie milowe na drodze nazistów do władzy. Hitler nie uważał tego za jedyną możliwość legalnego osiągnięcia władzy. Nadal zastanawiał się nad koalicją z nacjonalistami – a w pewnym okresie nawet z Centrum – lub, co wydawało mu się lepsze, nad zdobyciem zdecydowanej większości w następnych wyborach. Po każdym kolejnym załamaniu się rokowań powracał do tej myśli. Ale nigdy nie zatrzaskiwał za sobą drzwi; zawsze starał się pozostawić wrażenie, że gotów jest powrócić do rozmów, że podejmuje środki przede wszystkim po to, by wywrzeć nacisk na stronę przeciwną i nakłonić ją do wznowienia rokowań, a nie po to, by dojść do władzy w inny sposób.

Przed laty, w Wiedniu, Hitler podziwiał taktykę Karola Luegera. Sens jej ujął w dwóch zdaniach w „Mein Kampf”:

Lueger w swojej działalności politycznej główną wagę przywiązywał do zjednania sobie tych warstw, których zagrożona egzystencja raczej pobudzała je do walki, niż paraliżowała ich wolę. A jednocześnie starał się posługiwać wszystkimi środkami władzy, jakimi dysponował, i przeciągnąć na swoją stronę istniejące potężne instytucje po to, aby z tych starych źródeł siły wyciągnąć jak największe korzyści dla swojego ruchu.

Hitler był już mocno zaawansowany na drodze do „zjednania sobie tych warstw, których egzystencja była zagrożona”, teraz stało przed nim zadanie „przeciągnięcia na swoją stronę potężnych istniejących instytucji”, przede wszystkim wojska i prezydenta.«

Dalej Bullock pisze:

„Jedną z największych słabości Republiki Weimarskiej była bowiem dwulicowa postawa armii, a z całej generalicji tylko Groener szczerze i lojalnie służył Republice i nikt nie mógł go w tym zastąpić.

Ale jego odejście było zaledwie wstępem. Schleicher nabrał teraz przekonania, że główną przeszkodą w jego planie porozumienia się z nazistami jest Brüning, który nie godzi się na żadne ustępstwa, by ich pozyskać, i który obecnie stał się dla nich pretekstem do ataków na system. Człowiek ten, który w marcu 1930 roku sam siebie zaproponował na urząd kanclerza, stał się już niepotrzebny. Schleicher z takim samym cynicznym brakiem lojalności, z jakim zadał cios w plecy Groenerowi, zabrał się teraz do wysadzenia z siodła Brüninga.”

I dalej:

„Stanowisko armii całkowicie zależało od stanowiska prezydenta, starego feldmarszałka, który był wcieleniem jej tradycji i swoim autorytetem mógł zapobiec ewentualnej próbie zamachu, a także od generała von Blomberga. Hindenburg zaakceptował jego nominację na ministra obrony w rządzie, w którym Hitler miał być kanclerzem, na co też już się zgodził. Hitler mógł być pewny armii, gdyby Blomberg przyjął tę tekę. Byłoby interesujące poznać, czym naziści uprzednio go sobie kupili. Blomberg i jego dawny szef sztabu z czasów, kiedy dowodził Reichswehrą w Prusach Wschodnich, pułkownik von Reichenau, byli w kontakcie z Hitlerem. Blomberga, który pełnił obowiązki głównego doradcy wojskowego delegacji niemieckiej na konferencji rozbrojeniowej w Genewie, odwołano pospiesznie bez wiedzy Schleichera czy Hammersteina. Od wczesnego rana 30 stycznia czekał na niego na dworcu adiutant Hammersteina, major von Kuntzen, z rozkazem natychmiastowego zameldowania się u dowódcy. Ale na dworcu był jeszcze jeden oficer: Oskar von Hindenburg, adiutant prezydenta i ojca zarazem, również z rozkazem dla Blomberga bezzwłocznego stawienia się u prezydenta Republiki. Na szczęście dla Hitlera Blomberg usłuchał tego drugiego rozkazu. Przyjął od prezydenta nominację i tym samym uniknięto niebezpieczeństwa, że armia w ostatniej chwili odmówi uznania nowego rządu. We wrześniu 1933 roku Hitler oświadczył: Z wydarzeń tego dnia szczególnie pozostanie nam w pamięci rola, którą odegrała armia, bo wszyscy dobrze wiemy, że gdyby w czasie naszej rewolucji armia nie stanęła po naszej stronie, nie bylibyśmy tu dzisiaj. Raz przynajmniej powiedział szczerą prawdę.”

Podsumowując cały ten okres Bullock pisze:

»Propaganda nazistowska ukuła z czasem legendę, że potężna fala przebudzenia narodowego wyniosła Hitlera do władzy. Prawda jest bardziej prozaiczna. Miał istotnie poparcie mas, ale do urzędu kanclerza nie doprowadziły go ani jakiś nieodparty ruch narodowy czy rewolucyjny, ani popularność w wyborach, lecz niecny przetarg ze „starą bandą”, na którą napadał w ciągu długich miesięcy. Nie uchwycił władzy; doprowadzono go do niej tylnymi schodami.

Jego sukces, który wcale nie był nieuchronny, wynikał raczej ze szczęścia, a jeszcze bardziej z pomyłki jego politycznych przeciwników i rywali. W listopadzie 1932 roku, kiedy rosła krzywa powodzenia wyborczego komunistów, naziści ponieśli najcięższą klęskę tracąc dwa miliony głosów. Hitler sam potem przyznał, że partia nigdy jeszcze nie była tak bliska upadku, kiedy nieoczekiwana interwencja Papena przyniosła jej niespodziewaną szansę.

Przed dojściem do władzy Hitler nigdy nie zdobył w wolnych wyborach więcej niż 37% głosów. Gdyby pozostali wyborcy – 63% – byli jednomyślni w swojej opozycji, nie mógłby liczyć na to, że zostanie kanclerzem w sposób legalny; musiałby wybrać między ryzykiem zdobycia władzy siłą a stopniowym rezygnowaniem ze swoich ambicji. Dwa czynniki uratowały go przed tym wyborem: nieudolność i rozłam wewnętrzny przeciwników i gotowość prawicy do przyjęcia go jako partnera w rządzie.

Już od 1930 roku, kiedy Brüning nie zdołał stworzyć stałej większości ani w Reichstagu, ani przy wyborach, na polityce niemieckiej fatalnie zaciążył fakt, że partie nie potrafiły połączyć się i poprzeć Republiki.

Socjaldemokraci, wprawdzie świadomi niebezpieczeństwa nazistowskiego, od dawna przedzierzgnęli się w konserwatywną partię związków zawodowych i nie mieli ani jednego przywódcy, który byłby zdolny zorganizować skuteczną opozycję przeciw nazistom. Lojalni wobec Republiki i od 1930 roku w defensywie, dotkliwie odczuwali skutki depresji gospodarczej i ataków partii komunistycznej.

Katolickie Centrum, tak jak socjaldemokraci, aż do końca zachowało swój stan posiadania w wyborach, ale było znane z tego, że nigdy nie miało mocnej, niezależnej linii politycznej; było partią, która przede wszystkim troszczyła się o porozumienie z każdym kolejnym rządem po to, ażeby zapewnić sobie ochronę własnych interesów. W latach 1932-33 Centrum do tego stopnia nie orientowało się w niebezpieczeństwie dyktatury nazistowskiej, że nadal prowadziło rozmowy o utworzenie koalicji z nazistami i głosowało za ustawą o nadzwyczajnych pełnomocnictwach, która dała Hitlerowi nieograniczoną władzę, gdy został już kanclerzem.

W latach trzydziestych nie było w Niemczech silnej liberalnej partii, która by reprezentowała klasę średnią. Brak takiej partii parokrotnie już był jedną z klęsk w rozwoju politycznym tego kraju. Partie reprezentujące klasę średnią, które mogłyby spełnić taką rolę – partia ludowa i demokraci – straciły w stosunku do nazistów o wiele więcej głosów niż inne stronnictwa niemieckie i to dostatecznie uzasadnia ich gotowość przejścia do opozycji.

Ale największa odpowiedzialność spadła na niemiecką prawicę, która nie tylko nie potrafiła porozumieć się z innymi partiami dla obrony Republiki, ale uczyniła z Hitlera swojego partnera w rządzie koalicyjnym. Stara klasa rządząca cesarstwem niemieckim nigdy nie pogodziła się z przegraną wojną i obaleniem monarchii w 1918 roku. Rządy republikańskie, które potem nadeszły, traktowały ją wyjątkowo dobrze. Wielu z jej członków pozostało u władzy i utrzymywało wpływy: nie ruszano ich własności, ani majątków; generałowie zachowali niezależną pozycję; przemysłowcy i kapitaliści robili wielkie interesy i ciągnęli olbrzymie zyski przy słabym i ustępliwym rządzie, a pomoc udzielana junkrom, obszarnikom, urosła do rozmiarów finansowego skandalu stulecia. Ale nie budziło w nich to wdzięczności ani nie skłaniało do lojalności. Niezależnie od tego, co się mówiło o jednostkach, ludzie ci jako klasa społeczna pozostali nieprzejednani i wrogo usposobieni do ustroju, z którego ciągnęli korzyści. Słowo „nacjonalista”, duma największej partii prawicy, stało się synonimem nielojalności wobec republiki.

Wprawdzie był okres po wyborze Hindenburga na prezydenta w 1925 roku, kiedy to stanowisko zostało zmodyfikowane, ale po 1929 roku uległo ponownemu zaostrzeniu i zarówno Papen jak Hugenberg (lider partii nacjonalistycznej – przyp. mój) w pełni je podzielali. Prawica niemiecka dążyła do odzyskania swojej dawnej pozycji klasy rządzącej, do obalenia znienawidzonej Republiki, restaurowania monarchii, wskazania klasie robotniczej „jej właściwego miejsca”, odbudowy niemieckiej potęgi militarnej, anulowania postanowień 1918 roku i przywrócenia Niemcom – jej Niemcom – dominującej pozycji w Europie. Zapatrzona w swój własny interes i zaślepiona przesądami, wyrzekła się prawdziwego konserwatyzmu i własnych tradycji i popełniła kolosalny błąd upatrując w Hitlerze człowieka, który pomoże jej dojść do celu. A za jej przykładem, nieodparcie pociągnięty nacjonalizmem Hitlera, poszedł duży odłam klasy średniej i niemieckiego korpusu oficerskiego.«

W dalszym ciągu Bullock opisuje, w jaki sposób Hitler osiągnął pełnię władzy:

»Taki był skutek polityki wynikłej z sojuszu prawicy i nazistów zawartego w końcu stycznia 1933 roku. Opierał się on na wierze, że Hitlerowi i nazistom, gdy już raz dorwą się do rządu, będzie można założyć wędzidło. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że warunki, na które Hitler się zgodził, potwierdzają owo przypuszczenie.

Bo Hitler nie był nawet prezydenckim kanclerzem; Hindenburg udzielił nominacji „austriackiemu gefrajtrowi”, bo go przekonano, że zdoła on stworzyć większość w parlamencie, czyli osiągnie to, czego nie osiągnął w listopadzie 1932 roku. Hitler natychmiast po sformowaniu gabinetu zabrał się do rozmów z Centrum chcąc je pozyskać dla koalicji i, dodając 70 mandatów centrowców do 247 mandatów nazistów i nacjonalistów, zapewnić nowemu rządowi większość w Reichstagu. W tym celu nie obsadził Ministerstwa Sprawiedliwości, a kiedy wspomniane negocjacje nie doprowadziły do porozumienia, zaczął nalegać, wbrew opinii Hugenberga, na przeprowadzenie nowych wyborów, po to, by uzyskać dla koalicji bazę parlamentarną w postaci większości wyłonionej w wyborach.

To uporczywe dążenie Hitlera do pozyskania większości parlamentarnej powinno było obudzić nieufność Papena, ale on ciągle jeszcze nie widział, co się święci, i winszował sobie własnej przebiegłości. Porachował się z von Schleicherem, a jednocześnie urzeczywistnił jego marzenia, albowiem wprzągł nazistów do służby państwu, i to nie na Hitlera, ale na swoich własnych warunkach. Hitler – jak zapewniał Papen swoich przyjaciół – był jego jeńcem: miał ręce i nogi spętane przyjętymi warunkami. Rzeczywiście zdobył urząd kanclerza, ale prawdziwa władza, w pojęciu Papena, spoczywała w jego rękach.

Zaufaniem prezydenta cieszył się bowiem wicekanclerz, nie kanclerz; wicekanclerz trzymał też w ręku kluczowe stanowisko premiera Prus i sprawował władzę nad całą administracją pruską, łącznie z policją; wicekanclerz również korzystał ze świeżo wprowadzonego prawa, na mocy którego wszystkie rozmowy prezydenta z kanclerzem musiały odbywać się w jego obecności.

Rzadko kiedy jednak rozczarowanie bywa tak kompletne jak w tym wypadku i przychodzi tak szybko. Ci, którzy jak Papen wierzyli, ze przejrzeli Hitlera, przekonali się, że fatalnie się pomylili w ocenie i człowieka, i ruchu. Hitler bowiem rozumiał, i na tym polegała jego oryginalność, że w nowoczesnych warunkach można dokonać rewolucji tylko w oparciu o potęgę państwa, a nie wbrew niej; właściwa kolejność polegała na zapewnieniu sobie najpierw dostępu do władzy, a dopiero potem można było zacząć rewolucję. Hitler nigdy nie zrzucił maski legalności: zdawał sobie sprawę z olbrzymiego znaczenia psychologicznego, jakie ma posiadanie prawa po swojej stronie. Obracał więc prawo podszewką do góry i z bezprawia robił prawo.

W poniedziałek 30 stycznia o piątej po południu Hitler przewodniczył na pierwszym posiedzeniu Rady Ministrów. Sprawozdanie z tego posiedzenia znajduje się wśród dokumentów zdobytych po wojnie. Było ono poświęcone problemom utworzenia większości parlamentarnej przez zjednanie sobie poparcia Centrum. Göring zdawał relację z postępów swoich rozmów z liderem Centrum, prałatem Kaasem, a Hitler podsunął myśl, żeby rozwiązać Reichstag i zarządzić nowe wybory, gdyby te rozmowy zawiodły. Przynajmniej jeden z jego partnerów, Hugenberg, dojrzał, jak bardzo niebezpiecznie byłoby pozwolić Hitlerowi na przeprowadzenie wyborów wtedy, gdy władza była w jego ręku. Z drugiej strony właśnie Hugenberg bardziej niż inni oponował przeciwko dopuszczeniu Centrum do koalicji rządowej. Jego zdaniem najlepiej byłoby rozwiązać Reichstag i wprowadzić rządy autorytatywne. Ale to sprzeciwiało się obietnicy danej Hindenburgowi, który tylko dlatego zgodził się, aby Hitler został kanclerzem, że przyrzeczono mu, iż nowy rząd zdejmie z niego olbrzymią odpowiedzialność rządzenia na podstawie nadzwyczajnych pełnomocnictw i pozyska sobie konstytucyjne poparcie w postaci większości parlamentarnej. Hugenberg niechętnie dał się nakłonić do wyrażenia zgody na rozwiązanie Reichstagu i zarządzenie wyborów na wypadek, gdyby rozmowy z Centrum zakończyły się fiaskiem. W zamian Hitler przyrzekł mu solennie – przyrzeczenie to ponowił na posiedzeniu gabinetu w dniu 30 stycznia – że skład rządu koalicyjnego pozostanie bez zmian niezależnie od wyniku wyborów.

Następnego dnia, w czasie rozmowy z prałatem Kaasem, Hitler zrobił wszystko, by negocjacje z Centrum spaliły na panewce. Kiedy Kaas przedstawił listę z wyszczególnieniem pytań i gwarancji, których przede wszystkim domaga się Centrum, listę pomyślaną jako podstawę do dalszych rozmów, Hitler oświadczył swoim kolegom, że po przestudiowaniu jej doszedł do wniosku, iż nie może być mowy o porozumieniu i jedyne, co pozostaje, to rozwiązać Reichstag. Potem uroczyście zapewnił o swojej lojalności i wówczas to Hindenburg, ulegając namowom Papena, raz jeszcze podpisał dekret rozwiązujący Reichstag, „ponieważ nie udało się stworzyć wymaganej większości”. Centrum zaprotestowało dowodząc, że decyzja jest niesłuszna, albowiem lista z pytaniami stanowiła tylko podstawę do dyskusji, i że kanclerz uniemożliwił dalsze rozmowy. Ale było już za późno: dekret został podpisany, data wyborów ustalona, a pierwsza i najtrudniejsza przeszkoda na drodze Hitlera do władzy – zniesiona. Papen i Hugenberg dali się niepostrzeżenie wciągnąć w pułapkę. Po raz ostatni naród niemiecki poszedł do urn; tym razem Goebbels zanotował z ufnością, że sprawa jest jasna: „Walka będzie łatwa, bo możemy wykorzystać wszystkie możliwości państwa. Radio i prasę mamy do swojej dyspozycji. Nasza propaganda będzie prawdziwym majstersztykiem. Tym razem nie braknie nawet pieniędzy”.«

27 lutego 1933 roku w tajemniczych okolicznościach wybuchł pożar w gmachu Reichstagu. Podobno sprawcą podpalenia był młody komunista holenderski Marinus van der Lubbe. Czy tak faktycznie było, nie ma odpowiedzi. Natomiast wydaje się, że nie ma problemu ze znalezieniem tego, kto skorzystał – skorzystali naziści. Z drugiej strony jest stara, wielokrotnie sprawdzona zasada: is fecit, cui prodest (ten zrobił, komu to przynosi korzyść). I wedle niej trop prowadzi do nazistów.

Następnego dnia po pożarze, 28 lutego, Hitler ogłosił podpisany przez prezydenta dekret „o ochronie narodu i państwa”, określony jako „środek obrony przeciwko komunistycznym aktom gwałtu”. Jego pierwszy artykuł zawieszał wolność osobistą zagwarantowaną art. 48 Konstytucji Weimarskiej. I na jego podstawie aresztowano lidera partii komunistycznej i 4000 jej członków, co, na krótko przed wyborami, znacznie utrudniało im prowadzenie kampanii wyborczej. Art. 5 zaostrzał kary, aż do kary śmierci włącznie, za zbrodnie zdrady stanu, trucicielstwo, podpalenie i wprowadzał karę śmierci lub dożywotnich ciężkich robót za udział w spisku wymierzonym przeciwko życiu członków rządu lub za poważne zakłócenie spokoju.

5 marca 1933 roku odbyły się wybory. Pomimo zaangażowania potężnych sił i środków, naziści nie uzyskali większości parlamentarnej. Zdobyli 43,91% głosów i 288 miejsc w parlamencie. Socjaldemokraci – 18,25%, 120; komuniści – 12,32%, 81; Centrum – 11,25%, 73; nacjonaliści – 7,97%, 52. Pozostałe partie zupełnie nie liczyły się. Bawarska Partia Ludowa – 2,73%, Niemiecka Partia Ludowa – 1,10%. Inne poniżej 1%. Jakkolwiek wynik ten nie zadowalał, to wystarczał, a uwadze nazistów nie umknęło, że po wykluczeniu deputowanych komunistycznych, sami osiągną potrzebną większość.

I w tym miejscu znowu wypada mi zacytować Bullocka:

»Reżim hitlerowski opierał się na tzw. ustawie „O zabezpieczeniu narodu i państwa od biedy”. Ale wprowadzenie tej ustawy w życie wymagało zmiany konstytucji, musiało więc za nią opowiedzieć się dwie trzecie Reichstagu, toteż Hitler po zakończonych wyborach pomyślał przede wszystkim o tym. Jedna sprawa była prosta: 81 posłów komunistycznych nie wchodziło w rachubę, bo ci, którzy nie siedzieli jeszcze za kratkami, dostaliby się tam zaraz, gdyby pokazali się w Reichstagu. Naziści podjęli więc negocjacje z Centrum, a Hitler okazał się teraz jak najbardziej ugodowy wobec swoich partnerów-nacjonalistów. Zarówno dyskusje w gabinecie, jak i rozmowy z Centrum toczyły się w atmosferze niepokoju, wywołanego domaganiem się przez rząd tak olbrzymiej władzy. Dzięki dekretowi z 28 lutego naziści byli jednak panami sytuacji. Grozili, że w razie potrzeby dokonają takiej ilości aresztowań, iż zdobędą większość bez łączenia się z Centrum. Nacjonaliści pocieszali się, że ta nowa ustawa zawiera klauzulę gwarantująca prezydentowi jego dawną władzę; Centrum, któremu Hitler nie szczędził obietnic, zdołało prócz tego uzyskać list od prezydenta z oświadczeniem: „Kanclerz zapewnił mnie, że nawet gdyby nie był krępowany przez konstytucję, nie skorzysta z uprawnień przysługujących mu na mocy ustawy o zabezpieczeniu narodu i państwa od biedy bez porozumienia się ze mną”. Była to jeszcze jedna papierowa zapora, która miała powstrzymać wzbierającą falę terroru. W owym momencie Hitler przyrzekłby wszystko, byle tylko przeprowadzić nową ustawę z zachowaniem pozorów legalności.

Majstersztykiem był ukłon w stronę prezydenta, armii i nacjonalistów przy okazji otwarcia Reichstagu; na uroczystości, która odbyła się 21 marca w Poczdamie, w kościele garnizonowym, na dwa dni przed poddaniem nowej ustawy pod głosowanie, Hitler ugruntował wówczas roszczenia nowego reżimu do objęcia dziedzictwa po militarnych tradycjach dawnych Prus i ich królach, Hohenzollernach.

W dwa dni później, kiedy Reichstag zebrał się w tymczasowej siedzibie, Operze Krolla, nazizm ukazał całkiem inne oblicze. Ustawa przedłożona Reichstagowi zawierała pięć punktów. Pierwszy i piąty upoważniał rząd na okres 4 lat do wydawania ustaw bez oglądania się na Reichstag. Drugi i czwarty wyraźnie określał, że rządowi wolno będzie nie liczyć się z postanowieniami konstytucji i zawierać traktaty z innymi państwami, co dotychczas należało wyłącznie do uprawnień Reichstagu i Reichsratu. Trzeci zaś mówił, że ustawy wydawane przez rząd muszą wyjść spod pióra kanclerza i obowiązują od dnia ogłoszenia.

Inauguracyjna mowa Hitlera była powściągliwa w tonie i treści. Mówił o bezkrwawym i zdyscyplinowanym przeprowadzeniu rewolucji i o duchu jedności narodowej, który teraz zapanował w Rzeszy w miejsce rozdźwięków partyjnych i podziału klasowego.

Po przerwie zabrał głos lider socjaldemokratów, Otto Wels. W martwej ciszy wszedł na mównicę; tylko z zewnątrz dolatywało szczekliwe skandowanie bojówkarzy: „Żądamy ustawy – lub ogień i mord”. Trzeba było nie lada odwagi, by stanąć przed zatłoczoną salą – większość komunistów i kilkunastu posłów socjaldemokratycznych wtrącono już do więzienia – i powiedzieć w oczy Hitlerowi i nazistom, że partia socjaldemokratyczna będzie głosować przeciwko przyjęciu ustawy. Wels mówił z umiarem. Być bezbronnym – dodał – nie znaczy nie mieć honoru. Ale Hitlera doprowadziło do wściekłości nawet samo napomknienie o opozycji; nie miał ani cienia wspaniałomyślności dla pokonanego przeciwnika. Nie zwracając uwagi na usiłowania Papena, który chciał go pohamować, po raz drugi wszedł na mównicę i dał Reichstagowi, rządowi i korpusowi dyplomatycznemu pokaz swojego prawdziwego charakteru: nieopanowanego, brutalnego i szyderczego. „Niepotrzebne mi są wasze głosy – fuknął pogardliwie na socjaldemokratów. – Niemcy i bez was będą wolne. Nie bierzcie nas za burżujów. Gwiazda Niemiec wschodzi, wasza zachodzi; wasze podzwonne już wybiło.”

Reszta przemówień kontrastowała z przemówieniem Welsa. Monsignore Kaas, ciągle ufając obietnicom Hitlera, wstał, aby oznajmić, że Centrum, które kiedyś upokorzyło Bismarcka w Kulturkampfie, będzie głosować za ustawą; pasowała zresztą do nędznej polityki kompromisu z nazistami, jakiego ta partia przestrzegała od lata 1932 roku. Potem doszło do głosowania i zdenerwowanie wzrosło. Kiedy Göring (przewodniczący Reichstagu – przyp. mój) ogłosił wynik: za – 441, przeciwko – 94, naziści zerwali się z miejsc i wzniósłszy ręce w nazistowskim pozdrowieniu zaśpiewali „Horst Wessel Lied”.

Na zewnątrz olbrzymi tłum wiwatował radośnie. Naziści mieli się z czego cieszyć: przyjęcie ustawy dało Hitlerowi całkowita niezależność nie tylko od Reichstagu, ale także od prezydenta. Poprzedni kanclerze, Brüning, Papen i Schleicher, byli zależni od uprawnień prezydenta do wydawania nadzwyczajnych ustaw, zgodnie z 48 artykułem konstytucji. Teraz Hitler zyskał te uprawnienia dla siebie, z pełną mocą uchylania konstytucji. Władza nad wszystkimi możliwościami wielkiego nowoczesnego państwa przeszła w ręce motłochu, męty dorwały się do rządów.«

Tak to wyglądało, tak działała ta demokracja. Pozostaje jeszcze jeden problem: czy wybrani w demokratycznych wyborach mogą obalić demokrację i wprowadzić inny ustrój? Skoro naród ich wybrał, to daje im nieograniczoną władzę i możliwość dokonywania zmian. Hitler nie ukrywał swoich zamiarów, na co zwrócił uwagę Bullock:

»Tymczasem Hitler nieustannie atakował Brüninga przypisując mu całe zło, jakie wynikło z „systemu” panującego w Niemczech od 1918 roku. Gdy 8 grudnia Brüning wygłosił przez radio mowę w obronie swoich ostatnich dekretów, odpowiedział mu nowym listem otwartym (ogłoszonym 13 grudnia 1931 roku).

List ten jest interesujący ze względu na szczere stwierdzenie Hitlera, co rozumie on pod słowem „legalność”. Brüning przemawiając przez radio oświadczył: „Nie jest prawdziwym zwolennikiem legalności ktoś, kto mówi, że po legalnym dojściu do władzy obali wszystkie bariery”. Hitler odparł:

Jako „mąż stanu” odmawia nam Pan, po naszym dojściu do władzy, prawa nieliczenia się z praworządnością. Panie Kanclerzu, fundamentalna zasada demokracji głosi: „Władza pochodzi od narodu”. Konstytucja ustala drogi, jakimi pewna koncepcja, myśl, a więc i organizacja, musi otrzymać od narodu prawo do realizowania swoich celów. Ale ostatecznie to naród, nikt inny, ustala konstytucję.

Panie Kanclerzu, jeżeli naród niemiecki upoważni kiedyś ruch narodowo-socjalistyczny do wprowadzenia konstytucji innej niż dzisiejsza, to wtedy nic Pan nie poradzi… Kiedy konstytucja staje się przeżytkiem, naród nie umiera – to konstytucja ulega zmianie.

Była to zupełnie wyraźna wskazówka, co Hitler zamierza zrobić po dojściu do władzy, a jednak Schleicher, Papen i pozostali z grupy byli tak pewni swojej wyższości nad ignoranckim agitatorem, że z pogardliwym uśmiechem zlekceważyli sobie to ostrzeżenie.«

Sprawa wydaje się być trochę dyskusyjna, bo NSDAP nigdy w wolnych wyborach nie uzyskała większości. Najlepszy wynik osiągnęła w wyborach z marca 1933 – 43,9%. Hitler był już wtedy kanclerzem. W marcu 1932 roku odbyły się wybory prezydenckie.

W pierwszej rundzie nikt nie uzyskał bezwzględnej większości: Hindenburg – 49,6%, Hitler – 30,1%, Thälmann (komuniści) – 13,2%, Duesterberg (weterani wojenni) – 6,8%, pozostali – 0,3%.

W drugiej rundzie wyłonił się zwycięzca: Hindenburg – 53%, Hitler – 36,8%, Thälmann – 10,2%, pozostali – 0%.

Czy miał więc Hitler prawo do nieliczenia się z praworządnością? W swoich przemówieniach niczego nie obiecywał wyborcom. Chciał tylko dostać wadzę na 4 lata i udowodnić, że dużo może zmienić. Nawet jeśli jego wyborcy godzili się na wszystkie jego pomysły, to nadal większość – 56%, miała inne zdanie. Poparli go tylko posłowie, którzy uchwalili ustawę, dającą Hitlerowi nieograniczoną władzę. Natomiast w wyborach prezydenckich uzyskał on gorszy wynik niż jego partia.

Niemcy, jako naród, zostali poddani ciężkiej próbie. Zostali oskarżeni o wywołanie wojny i z tego powodu narzucono im w kwietniu 1921 roku, jako pokonanym, reparacje na kwotę 132 milionów marek w złocie, czyli 6600 milionów funtów angielskich. Jesienią 1922 roku nie byli w stanie ich spłacać i rząd zażądał moratorium. Na to nie zgodzili się Francuzi i zajęli Zagłębie Ruhry, które było przemysłowym sercem Niemiec. Dostarczało 80% produkcji stali i surówki oraz 80% całego wydobycia węgla. Odcięcie od tych zasobów musiało doprowadzić do załamania się produkcji. Okupacja Ruhry zadała cios marce. 1 lipca 1923 roku za dolara płacono 160.000 marek, 1 sierpnia – milion, 1 listopada – 130 miliardów. Załamanie marki kładło na łopatki handel, bankrutowały firmy, w większych miastach zaczęło brakować żywności, pojawiło się bezrobocie.

Inflacja ta – a były w społeczeństwie grupy ludzi, wśród nich przemysłowcy i obszarnicy, którzy z niej korzystali i starali się ją pogłębić we własnym interesie – wstrząsnęła niemieckim społeczeństwem. Nie wstrząsnęła nim tak ani wojna, ani rewolucja listopadowa, ani traktat wersalski. Prawdziwą rewolucją w Niemczech była inflacja, bo zniszczyła nie tylko własność i wartość pieniądza, ale także wiarę we własność i znaczenie pieniądza. Później jeszcze doszedł kryzys lat 30-tych. Nie należy więc dziwić się, że duża część społeczeństwa ulegała Hitlerowi, który był niezwykle utalentowanym mówcą i potrafił wczuwać się w nastroje społeczne.

Hitler przynajmniej dbał o pozory praworządności, a obecne rządy, w tym i polski, łamią bez skrupułów podstawowe prawa obywatelskie pod pretekstem ochrony zdrowia. Zabiera się nam podstawowe prawo – prawo do oddychania świeżym powietrzem. Wprawdzie nie jest ono już takie czyste i świeże, jak kiedyś, ale nadal jest lepsze od tego, które wydychamy. Hitler więził, mordował, terroryzował. Obecny rząd robi to samo, tyle że czynności te są rozłożone w czasie i stosowane w łagodniejszej formie – na razie. Nie zmienia to faktu, że idziemy tą samą drogą: od demokracji do tyranii. Inflacji takiej jak w Niemczech w 1923 roku raczej nie będzie, ale likwidacja gotówki może mieć takie same lub podobne skutki.

Na Niemcach, tych którzy nie ulegli „urokowi” nazistów, ich zwolennicy i oni sami, wywierali presję, często ich atakowali i nierzadko stosowali przemoc fizyczną i psychiczną. Dziś ci, którzy bezwzględnie podporządkowują się rządowym zaleceniom, zaczynają wywierać presję na tych, którzy im jeszcze nie do końca ulegają. Dużo podobieństw można się doszukać pomiędzy tym, co działo się w Niemczech w latach 20-tych i 30-tych, a tym, co się dzieje obecnie, ale jest też różnica. Wtedy wydarzyło się to tylko w jednym kraju, obecnie terror nie zna granic, jest totalny.

Z polityką nierozłącznie wiążą się pieniądze. Bez nich nie da się jej uprawiać. Nie inaczej było w przypadku Hitlera. Budowa partii i całego ruchu nazistowskiego wymagała pieniędzy. Bez nich Hitler nie wyszedłby poza przemawianie w podrzędnych monachijskich piwiarniach. Zagadnienie ciekawe i Bullock nie omija tego tematu, jednak o tym, to w innym miejscu.

3 thoughts on “O demokracji

  1. ” Alan Bullock, w swojej monumentalnej pracy … ” –

    – polit-poprawna, na zamówienie praca – inaczej nie ujrzałaby światła dzieniego, prawda ?

    ps. ” na szybko” – miałem dwie minuty aby wejść do swojego archiwum, odszukać i skopiować link oraz go tu wstawić. Zmieściłem się w czasie 🙂

    Like

    • To oczywiste, że każdy historyk musi liczyć się z tym, że jest cenzura. Dobra praca historyczna to taka, która informuje o faktach, a faktów niewygodnych nie przemilcza. To, czego nie można powiedzieć wprost, można przekazać, przemycając pewne treści pośrednio. Można opisać środowisko, które pomagało Hitlerowi, ale to od nas zależy, czy dobrze odczytamy opis. Gdy Bullock pisze: I znów przez Eckarta, który był członkiem stowarzyszenia “Thule” – pozornie interesującego się mitologią nordycką, ale biorącego też udział w konspiracji politycznej – Hitler poznał Hessa i Rosenberga. Nie mógł napisać, że była to organizacja masońska czy żydowska, ale wystarczy, że napisał, że pozornie interesowała się czymś tam, ale brała udział w konspiracji politycznej. Przecież to jest opis tajnego związku.

      Moją odpowiedzią na zamieszczony link jest mój najnowszy blog: Kto stworzył Hitlera?

      Like

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s