Inkwizycja

Obejrzałem sobie ostatnio film „Rękopis znaleziony w Saragossie” z 1964 roku. Jest to podobno jeden z najlepszych filmów w historii polskiego kina, a amerykański reżyser – Martin Scorsese, nawet uważa, że jeden z najlepszych w historii kina światowego. I podobnie jest oceniany w całym tym środowisku. W filmie tym występuje plejada doskonałych aktorów i chociażby z tego względu warto go obejrzeć. Jest długi, trwa 3 godziny. Akcja filmu toczy się w ciągu 66 dni na przełomie baroku i oświecenia, gdzieś pomiędzy latami 1700-1750. Opowiada ona przygody oficera gwardii walońskiej. Walonia podlegała wtedy królowi hiszpańskiemu.

Atmosfera filmu przesycona jest, od początku do końca, symbolami masońskimi, żydowskimi, Kabałą, mistycyzmem. Już w jednej z pierwszych sekwencji filmu dowiadujemy się, że główny bohater, oficer gwardii walońskiej, jest podejrzewany o to, że jest heretykiem i dlatego Inkwizycja zastawia na niego pułapkę. W innej scenie jedna z afrykańskich księżniczek wypowiada słowa: Mieszkamy w Tunisie, ale pochodzimy z Grenady, gdzie mamy krewnych, którzy do tej pory potajemnie wyznają wiarę ojców. Księżniczki pochodzą z rodu Gomelezów – takich hiszpańskich frankistów. Z tego rodu wywodzi się również matka głównego bohatera. Don Pedro Uzeda, kabalista, mówi w pewnym momencie do oficera gwardii walońskiej: W hebrajskim każda litera jest liczbą, każdy wyraz przemądrą kombinacją, każde zdanie straszliwą formułą, które gdy ją ktoś potrafi wymówić z potrzebnym przydechem i akcentami, z łatwością może poruszyć góry i osuszać rzeki. Dzięki księgom Zohar poznajemy głębię dziesięciu elementów, tworzących jedność bóstw. To wszystko pozwala nam dotrzeć do mocy władających światem pandemonistycznym. Chyba już prościej i jaśniej nie da się wytłumaczyć, czym jest Kabała. Jest to tajny, mistyczny wykład Biblii. Czyżby więc Mickiewicz ze swoim „a jego imię jest 44” – był kabalistą? Ten film jest o Żydach, tych którzy przyjęli chrzest i stali się szlachcicami, kupcami, bankierami – o Maurach, którzy też przyjęli chrzest i o tych skomplikowanych żydowsko-arabsko-hiszpańskich relacjach. Musiał więc spodobać się tym wszystkim środowiskom filmowym i innym, w których Żydzi, jawni czy ukryci, wiodą prym.

Ale też nad tym wszystkim unosi się duch Inkwizycji. Jest ona tam ukazana w tradycyjny dla Żydów i środowisk lewicowych sposób: tortury, polowania na heretyków itp. Nikt jednak nie próbuje wyjaśnić skąd wzięła się ta instytucja, jak działała i przeciwko komu była skierowana. Film można obejrzeć na cda.pl.

A jak rzeczywiście było z tą Inkwizycją? Hrabia Józef Tyszkiewicz w latach 20-tych XX wieku, prawdopodobnie w 1919 lub 1920 roku, odniósł się do tego problemu i warto zapoznać się z jego opinią. Cytat jest długi, ale warty przebrnięcia, bo Tyszkiewicz opiera się na tekstach źródłowych i stara się odtworzyć prawdziwy przebieg tamtych wydarzeń i porównuje je z ilością ofiar rewolucji francuskiej, rewolucji bolszewickiej i rzezi katolików w Meksyku. W przypadku meksykańskiej masakry tłumaczono to tym, że byli to rewolucjoniści i buntownicy. Gdyby jednak chcieć przyjąć ten sposób argumentacji, to trzeba by również uznać Albigensów za rewolucjonistów, którzy chcieli podważyć obowiązujący wówczas, czyli w średniowieczu, system wartości i zanegować istniejący ład społeczny. Obecni i wcześniejsi rządzący i ich ideologowie wyznają filozofię Kalego: Jak Kali ukraść krowę to dobrze, jak Kalemu ukraść krowę, to źle! Ale cóż ja będę tłumaczył! Tyszkiewicz robi to znacznie lepiej i dogłębniej:

Przede wszystkim więc epokę owych Wieków Średnich zupełnie nam mylnie przedstawiono. Te czasy, które dziś jeszcze u olbrzymiej większości ludzi uważanymi są za okres zastoju, nieładu i ciemnoty – to całkiem odwrotnie, przepyszna epoka ludzkości w swej wysokości ideałów, w swej harmonii społecznej i w swoim zjednoczeniu. Jest to epoka, w której cała cywilizowana ludzkość nosiła zaszczytne miano Chrześcijaństwa, gdy wszelka władza i czyn wszelki – tak zbiorowy jak i jednostki, stosował się do praw etyki i moralności: to epoka, w której ludzie szli przez życie w ramach Dekalogu, ku jedynemu celowi każdego człowieka, ku doskonałości i Bogu!

Słusznie też Bierdiajew, Chesterton i tylu innych wielkich dzisiejszych myślicieli powiada, że gdyby okres Wieków Średnich przedłużył się i utrwalił, to ludzkość mogłaby łacno dojść do tego szczytu doskonałości społecznej, o jakim na próżno dziś marzymy.

I oto właśnie w tej epoce Chrześcijaństwo całe poruszone zostaje przez tłumy dziwnych włóczęgów, nadciągających ze wschodu. Są to wygnańcy, walczącego z wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi, Cesarstwa Bizantyjskiego. Prosty lud nazywa ich Bulgrami lub częściej nawet Bugrami – przez zniekształcenie nazwy Bułgar, skąd mienią się pochodzić. Oni sami jednak nazywają się Katharami, co znaczy „czysty”, głoszą jakąś nową religię, propagującą odmienny ustrój społeczny. Historia określa ich pod nazwą Albigensów, od najbardziej głośnej i licznej grupy.

Owa nowa religia – to rodzaj manicheizmu i jest bliźniaczo podobną do dzisiejszej teozofii; ów nowy ustrój – to znów rodzony brat dzisiejszego komunizmu! Analogia jest tak wielką, iż śmiało mówić można o tożsamości i dzisiejsi teozofowie świadomie wprowadzają naiwnych w błąd, twierdząc, że Kościół nigdy ich nie potępił. Siedem wieków temu wszystkie dosłownie tezy teozoficzne, zostały ex cathedra potępione pod nazwą herezji Albigensów! Różnica polegała li tylko na tym, że oprócz zamachu na religię Katharowie jednocześnie podkopywali podstawy ładu społecznego przez szerzenie humanizmu. Tam religia i ustrój społeczny stanowiły całość i tym groźniej, jak ogniska trądu, zarażać poczęły ludność miejscową.

Ale ówczesne społeczeństwo młodym jeszcze było, silnym i zdrowym, nie zarażonym dziedzicznie przez liberalizm, nie obciążone protestantyzmem, więc odruch samoobrony był też potężnym i powszechnym! Ohydne zepsucie, szerzone przez Albigensów pod płaszczem faryzeizmu, oraz straszne ich okrucieństwo i bezwzględność, dzika nienawiść do Kościoła, wywołały gwałtowne i również radykalne odruchy i represje zdrowej ludności. Wszędzie, gdzie się osiedlili, wybuchały krwawe zamieszki, wzajemne rzezie, więc, aby przywrócić spokój, aby ukarać winnych a chronić niewinnych – rządy państw europejskich zmuszone zostały do mianowania specjalnych trybunałów, do organizowania zbrojnych ekspedycji karnych.

Ponieważ jednakże ze sprawą publiczną związana też była sprawa religijna, bo z jednej strony jawnie panoszyła się herezja, a z drugiej nie trzeba opuszczać z uwagi, iż w tych czasach religia była ostoją ustroju socjalnego, więc aby wyjaśnić doktrynę katolicką, by pouczać i nawracać zabłąkanych, by wreszcie oddzielić kozły od owiec, Albigensów od chrześcijan – Kościół również zmuszonym został do wyłonienia specjalnej komisji. Ta ostatnia składała się z doskonałych teologów i apologetów i nosiła nazwę trybunału badawczego, czyli inkwizycyjnego.

Takim oto był początek instytucji, zwanej później powszechnie „Trybunałem świętej Inkwizycji”.

Tutaj zaraz spotykamy się z dziwnym na pierwszy rzut oka faktem: oto gdy dzisiejsi mędrkowie napadają na instytucję Inkwizycji, to jakby zmówieni, czy też dziwnym zbiegiem okoliczności powodowani, zawsze mierzą w tzw. inkwizycję hiszpańską. O bardzo ożywionej działalności trybunałów we Francji i Włoszech mówi się i pisze bardzo mało – chociaż działalność ta była wybitnie czynną w przeciągu przeszło stulecia! Cóż to za powód tego „dziwnego trafu”?…

Zewsząd ściśnięci przez rządy, ścigani przez sądy i rozdrażnioną ludność – owi komuniści i teozofowie Wieków Średnich – zostali wreszcie zgnieceni. Większość zbałamuconej przez nich ludności powróciła na łono Kościoła, z przywódców i cudzoziemców zbiegło wielu poza granice świata chrześcijańskiego – upartych stracono, a niedobitki ukryły się w podziemiach swych bardziej niż kiedykolwiek tajnych lóż lub w gettach żydostwa. Tutaj, nawiasem mówiąc, znajdujemy niezaprzeczone historyczne początki masonerii, która dziś gra już w otwarte niemal karty i przybiera się najbezczelniej w laury obrońców ludzkości.

Działalność Inkwizycji zdawała się być wtedy ostatecznie zakończoną – bo słynny proces Templariuszy w r. 1312 nie był prowadzony przez Inkwizycję, a zaś podły, bo płatny przez Anglię, trybunał w Rouen, który zamordował św. Joannę d’Arc, był samozwańczą jej parodią. Najbardziej nawet zagorzali przeciwnicy Kościoła, zmuszeni są te dwa fakty uznać.

Nagle jednak, przy końcu XV wieku widzimy Inkwizycję znów działającą; z ogromną energią i konsekwencją czynną jest ona w Hiszpanii, a zwrócona przeciwko Maurom i… żydom!

I oto całkowite wyjaśnienie zagadki! Na próżno gdzie indziej szukać źródeł tej zawziętej, niewytłumaczalnej, anormalnej wprost nienawiści, którą widzimy wszędzie, gdy mowa o Inkwizycji Hiszpańskiej. Trybunał ten skutecznie uraził – wszechpotężne żydostwo!

Rozmaite sądy mogą setkami skazywać na śmierć niewinnych ludzi, mogą się zdarzać tysiące omyłek sprawiedliwości ludzkiej i nikt o tym nie tylko że pamiętać nie będzie, ale i nie zechce wiedzieć; ale niech sąd wojenny katolickiego kraju skaże szpiega i zdrajce na ciężkie roboty, a szpiegiem tym będzie Dreyfus – to cały świat trząść się pocznie w posadach. Najpopularniejsi adwokaci staną do obrony, najpoczytniejsi literaci pisać będą tomy całe rozdętej liryki, latami trwać będą manifestacje i rozruchy, grozić powikłania wojenne, bo – dotknięto żyda!

Albo czyż dziś, cały ten świat „cywilizowany”, ten świat „kultury i postępu” należnym mianem piętnuje bestialskich morderców, a zarazem kierowników tak zwanej „wielkiej” rewolucji francuskiej? Czy w opinii publicznej ciąży na nich hańbiące piętno niewinnej krwi tak szczodrze przelanej? Czy my sami wspominamy jeszcze te miliony ofiar wymordowanych przez uczni Marksa i innych socjalistów? Któż nawołuje dzisiaj, by świat cały porozumiał się i wysłał ekspedycję karną (bo byłby to jedyny racjonalny środek) dla zgniecenia podłej bandy masońsko-liberalnej, wznawiającej męczeństwa z czasów Nerona w Meksyku?… Delikatna ludzkość XX wieku, którą oburza sam wyraz inkwizycja, zdaje się być ślepą i głuchą, gdy mordowanymi i dręczonymi są katolicy!

Lecz gdy w dniach rozpaczliwych walk ulicznych we Lwowie, kiedy to zdobywano dom za domem, a z domów tych (zamieszkałych przez żydów) sypały się strzały – gdy wtedy poturbowano kilku żydów na ulicach bohaterskiego grodu – to tenże cały świat zatrząsł się literalnie pod potopem bezczelnie kłamliwych opisów polskiego barbarzyństwa! Jedna po drugiej poczęły do nas zjeżdżać międzynarodowe komisje śledcze, całe bandy nasłanych i samozwańczych szpiclów – tenże cały „cywilizowany” świat chciał nas śledzić i karać!…

Identyczny w swej analogii fakt zachodzi również i z historią Inkwizycji Hiszpańskiej, a ci wszyscy, co spośród społeczeństwa naszego, bez dokładnych badań, bez zgłębiania istoty rzeczy – tyko tak, z wrodzonego liberalizmu i swady „postępowej”, miotają gromy na Wieki Średnie i fanatyzm Inkwizycji – wiedzieć powinni, iż tylko bezmyślnie powtarzają masońskie nauki, że bezwiednie grają role narzucone im przez międzynarodówkę żydowską!

Lecz przejdźmy do zbadania samej instytucji Inkwizycji, do zaznajomienia się z procedurą i z wyglądem tego sądu. Przede wszystkim więc jak się taki trybunał formował, jakim był jego skład osobisty?

Wysłany z rozkazu Rzymu inkwizytor, przybywa do danego kraju czy też prowincji i jako delegat najwyższej władzy kościelnej, przedstawia przede wszystkim swe listy uwierzytelniające miejscowemu panującemu i biskupowi, aby od nich otrzymać wszelką pomoc władz świeckich i duchownych. Dopiero gdy te formalności zostały załatwione, przystępuje do tworzenia trybunału. Zaprasza więc do pomocy dwóch sędziów asesorów, z których jednym jest zawsze i z samego prawa, miejscowy biskup, drugim zaś zazwyczaj prowincjał, opat lub przełożony miejscowego, najpoważniejszego klasztoru. Następnie powoływanym był przysięgły notariusz, ze swoimi sekretarzami, pomocnikami i pisarzami, który jako sekretarz sądu, musiał w aktach sprawy zamieszczać dosłownie, in extenso, wszelkie zeznania świadków i stron oraz protokóły posiedzeń. Większość tych akt do dziś istnieje i tam właśnie widać tę wybitną bezstronność i łagodność trybunałów!

Dalej wybierano ławników, w liczbie 6, 8 lub 12, zawsze spośród najbardziej znanych z uczciwości i prawości miejscowych obywateli; owi „viri probi” – mężowie prawi, mieli za obowiązek podawać swe zdanie o moralności i prawdomówności wszystkich świadków, oraz, fakt pierwszorzędnej wagi, kontrolować z prawem veta wszelkie zeznania, akty, podania i protokóły. Poza tym należeli do sądu prawnicy, rzeczoznawcy świeccy i duchowni, nieraz bardzo liczni, bo do pięćdziesięciu osób dochodzący.

Trybunał Inkwizycyjny nigdy nie rozpoczynał swoich sędziowskich czynności zaraz po ukonstytuowaniu się, lecz proklamował tak zwany „czas łaski”. Manifest głoszący warunki „czasu łaski” otrąbywanym był na wszystkich placach, zebraniach publicznych, targach, odczytywany ze wszystkich ambon. Czas łaski był okresem namysłu, rozwagi – trwał nie mniej niż dni trzydzieści, ale zazwyczaj dwa i trzy miesiące, a poświęconym był szeregowi misji, publicznych konferencji i dysput najlepszych teologów o prawach wiary i błędach herezji. Każdy heretyk, zgłaszający się bez wezwania do trybunału i odwołujący tam swe błędy, nie ponosił żadnej odpowiedzialności, poza zwykłą pokutą konfesjonału i nie mógł już być ściganym przez władze świeckie.

Trzeba mieć na uwadze fakt, iż uparci heretycy sekciarze, podczas trwania „czasu łaski” mieli wszelką możność zlikwidowania swych majętności i ucieczki, mogli też skryć się na miejscu u bardzo nieraz możnych protektorów – co nawiasem mówiąc, nie omieszkał zrobić Luter, co też robiło bardzo wielu Katharów, kryjąc się, jak wyżej wspomniałem w gettach żydowskich, stanowiących zawsze łącznik między czerwoną i złotą międzynarodówką oraz masonami.

Poza składem urzędowym musiał trybunał mieć też i swoją własną policję śledczą, która składała się już z niższych urzędników, z najmitów, pełniących te funkcje za wynagrodzeniem.

Tych to właśnie, tzw. „pachołków inkwizycyjnych” bała się ludność wielce, bo często byli grubiańscy i gwałtowni, wymagający i chciwi zysku. Arogancja ich pochodziła głównie z powodu nietykalności osobistej jaką z konieczności musiano ochraniać wszystkich ludzi należących do trybunału Inkwizycji. Nie należy jednak zapominać, że byli to wszystko podwładni najemnicy, że skarga odpowiednio na nich zaniesiona do Inkwizytorów lub nawet ławników, zawsze była rozpatrywaną skrupulatnie, że byli to przeważnie ludzie mało kulturalni, a wreszcie, że nietykalność osobista dziś również źle wpływa na niektóre charaktery, a następnie sądy mają dużo trudności z uzyskaniem jurysdykcji nad takimi nietykalnymi suwerenami!

W każdym razie przede wszystkim szukano głosu opinii publicznej, a więc powoływano wszelkich możliwych świadków, i tu procedura trybunałów inkwizycyjnych różniła się zasadniczo od ówczesnej procedury sądowej świeckiej, bo gdy sądy świeckie nie uwzględniały świadectw złożonych przez heretyków, wyklętych lub ludzi pozbawionych praw, to Inkwizycja takowe uznawała i bardzo dokładnie badała. Był to nie tylko bardzo „liberalny” objaw sprawiedliwości, ale i najlepszy sposób ku odkryciu rzeczywistej prawdy wśród licznych tajemnic i konspiracji, jakimi się sekty okrywały.

Prócz tego najpoważniejsi obywatele z okolicy wzywani byli, aby pod przysięgą składać swój sąd o wartości moralnej świadków. I znów należy pamiętać, że wówczas do przysięgi przywiązywano znacznie większe znaczenie niż dzisiaj. Już nie mówiąc o tym, że krzywoprzysięzca był karany śmiercią, ale owe czasy były to wieki wiary i poczucia honoru! Wtedy podłość tego uczynku nawet zbójów brzydziła i zbrodniarz odmawiał krzywoprzysięstwem ratować najbliższego przyjaciela. Dziś, szczególniej gdy chodzi o rozwód, ta sama podłość zowie się, w „najlepszym” nawet świecie – „usługą towarzyską!” W tym „postęp” jest wyraźny.

Specjalny kodeks niezmiernie ciężkich kar od chłosty i pręgierza do kary śmierci włącznie, groził świadkom nie tylko za fałszywe, ale i za krętackie zeznania, a wreszcie najmniejsze uchybienie w procedurze procedurze pociągało za sobą nie tylko kasatę, ale wprost anulowanie sprawy i to zawsze na korzyść oskarżonego. Procedura ta zaś wymagała przede wszystkim dokładnego zbadania wszystkich świadków obrony i dopóki ich nie wysłuchano, chociażby rok cały trzeba było czekać na ich sprowadzenie – wstrzymywano wyrok. Nawet straszny Torquemada nie pozwalał wyrokować, póki wszyscy świadkowie obrony nie byli zbadanymi.

Oskarżony, raz wezwany do sądu, musiał się stawić i w przeciwnym razie podlegał aresztowaniu i sprowadzeniu siłą, lecz Inkwizycja sprzeciwiała się stanowczo tak często stosowanemu w naszym liberalnym i cywilizowanym XX wieku – więzieniu prewencyjnemu.

Nawet podczas samego procesu oskarżony mógł w składzie sądu zakwestionować bezstronność sędziów, lub nawet Inkwizytora – a wówczas składali oni natychmiast swe urzędy w ręce zastępców. Wreszcie, po wyroku, przysługiwało zawsze prawo apelacji do Rzymu i prawo to tak szeroko było używanym, że nieraz na lata całe unieruchamiało czynności Inkwizycji miejscowej. Podczas zaś trwania całego procesu nie tylko oskarżony miał możność tłumaczenia się, ale nakazywano mu takowe, bo o nic innego nie chodziło, jak wykazanie całej prawdy.

Tutaj z kolei wysuwa się naprzód, bardzo jednostronnie nadużywana sprawa stosowania tortur, sprawa będąca drastyczną i niemiłą dla umysłów nie obejmujących tak całokształtu wypadków, jak i zwyczajów epoki, a zwłaszcza głębokiej wiary tych czasów. Stwierdzić też należy od razu, iż tortury, powszechnie używane w ówczesnej procedurze świeckiej, zakazanymi były w sprawach kanonicznych i nigdy w nich nie figurowały!

Nie chcę przez to twierdzić, iż nie były one nigdy stosowanymi przez Inkwizycję. Bowiem skutkiem specjalnie groźnych wypadków i jako wyjątkowe ustępstwo dla władz świeckich, zaczęto przy procesach inkwizycyjnych w niezmiernie rzadkich okolicznościach, stosować torturę w r. 1252, ale i to pod następującymi warunkami:

Primo: nigdy na żądanie Inkwizytora i nigdy w jego obecności. Wszelkie więc powieści, obrazy, sztuki teatralne i filmy kinowe, przedstawiające torturowanych w obecności inkwizytorów są tylko wierutnym kłamstwem, umyślnym i podstępnym fałszem historii! Jest to niezbity dowód oszczerczej zajadłości wrogów Kościoła, starających się w ten sposób wpływać na uczuciowość młodzieży i nieświadomość mas.

Secundo: torturę wolno było zastosować tylko w ostateczności, za zgodą miejscowego biskupa i jedynie przez władze świeckie.

Tertio: stosować ją tak, aby nie pociągnęła za sobą utraty zdrowia lub jakiegokolwiek kalectwa, zaś każde zaznanie wydobyte za pomocą bólu nie było ważnym o ile je oskarżony nie powtórzył dobrowolnie przed sądem, co najmniej w 24 godziny później.

Wyżej wspomniałem, że tortury stosowane były przez Inkwizycję jako rzadki wyjątek, a ponieważ nie chcę, by twierdzenie to zdawało się gołosłownym, więc podaję rzeczowy dowód: w całej południowej Francji, gdzie przecież w ciągu dwóch wieków trwała walka z ohydną sektą Albigensów, znanymi są tylko trzy wypadki zastosowania przez Inkwizycję tortury. Nie ma wątpliwości, że gdyby ich było więcej, nie omieszkaliby tego podać historycy obozu liberalnego! Mam też wrażenie, iż gdyby dzisiaj, na tymże terenie, zbadać dokładnie sposób wydobywania zeznań od aresztowanych, i to w ciągu tylko jednego roku, natrafiłoby się na znacznie większą ilość równych a nawet i boleśniejszych, lecz za to mniej jawnie zadawanych męczarni!

Inkwizytor nigdy nie wyrokował sam, zawsze był tylko prezesem sądu i głos jego rozstrzygał w razie równości – sam zaś przed podpisaniem wyroku zasięgał zdania i rady prawników, rzeczoznawców i biskupa. W protokółach notowano dosłownie zdania tych wszystkich ludzi i rozstrzygała większość. Bardzo często się zdarzało, iż wyrok podpisany raz jeszcze przed ogłoszeniem wyroku poddawano do zatwierdzenia biskupa.

Z przekazaniem skazańca władzy świeckiej nigdy się nie spieszono, zwłaszcza zaś w Hiszpanii odbywało się to dwa do trzech razy do roku i przybierało charakter specjalnie poważny i uroczysty, a że o takiej ceremonii ogłaszano na wiele czasu naprzód,więc też liczne tłumy, żądne, tak jak i dzisiaj, sensacji, ściągały zewsząd do miasta.

Ceremonię rozpoczynały nabożeństwa, następnie wygłaszane były raz jeszcze kazania misyjne, po których następował publiczny akt wyznania błędów przez nawróconych herezjarchów i pojednanie ich z Kościołem. Na tych wszystkich obrzędach musieli być obecni skazańcy i raz jeszcze wzywano ich do uznania błędów, a dopiero po ostatecznej odmowie czytano na placu akty spraw i wyroki. Wtedy następował akt ekskomuniki tych wszystkich, których miano przekazać sądom świeckim. Władze świeckie przejąwszy publicznie skazańców, sądziły ich po raz wtóry; tu do sprawy dochodziły wszystkie momenty polityczne i społeczne, a egzekucja następowała nie wcześniej jak dnia następnego.

Cała pierwsza część ceremonii, część ściśle religijna, nazywała się w Hiszpanii „aktem wiary” – po hiszpańsku „auto-da-fe”. Jest więc niezbitym dowodem grubego nieuctwa lub co gorzej, wyraźnej złej woli dzisiejszych historyków – łączenie obu wyroków razem i nazywanie stosów, na których palono skazańców, czyli świecką egzekucję: „auto-da-fe”. O nic innego tu nie chodzi, jak o zohydzenie religii, bo podczas auto-da-fe nigdy nikogo nie zabito ani nie spalono!

Tak się przedstawiał w rzeczywistości Trybunał św. Inkwizycji – oczyszczony o ile możności z wszelkich nadużyć, jakie w niektórych wypadkach wprowadziła polityka lub rozjuszone żądze ludzkie.

Od szeregu wieków, tysiące historyków i pisarzy, idących na pasku liberalno-żydowskim, wylało przeciwko temu Trybunałowi, i wciąż dalej wylewa, potoki wymowy i atramentu – całe zwały baśni i kłamstw – a jednak najzaciętszy wróg, nawet porównać go nie śmie z krwiożerczymi trybunałami rewolucji francuskiej – mordującymi tysiące ludzi w imię demokracji i „praw człowieka”, w imię: równości, wolności i braterstwa!…

O „sądach” dzisiejszej Bolszewii – „trybunałach pracującego ludu” – już dziś jakoś zapominamy, a cóż dopiero mówić o Meksyku. Tam to już nie dzicz azjatycka, tam działa typowy liberalizm amerykański, i to ci właśnie liberałowie, obrońcy „praw człowieka” – mordują od paru lat i katują w najstraszniejszy sposób olbrzymią większość narodu – li tylko za jego wiarę! Tam tortury stosowane do więźniów przewyższają wszystko, co dotychczas zwierzę ludzkie wymyśliło! Zdarzył się niedawno wypadek, iż kat, który żywcem czterdziestu katolików zakopał – wykonując wyrok sądu (!) – zwariował z przerażenia! Ale ponieważ w Meksyku działa masoneria i liberałowie, ponieważ mordują tam „tylko” katolików – więc nad tą sprawą zawieszono zasłonę sprzysiężenia milczenia – o Meksyku, prócz nielicznych katolików, nie mówi, nie pisze – nikt! A gdy o tym piszą – to mówią o „rewolucjonistach i buntownikach”, bo tym mianem nazywa żydowsko-masońska prasa – katolików.

Jak już powyżej zaznaczyłem, wszystkie główne ataki przeciwko Inkwizycji, wszelkie oszczerstwa i kalumnie, rzucane są zawsze na hiszpańską inkwizycję. Przyjrzyjmy się więc pokrótce Hiszpanii:

Zdobycie Grenady, w r. 1492, położyło kres panowaniu kalifów na półwyspie Pirenejskim, ale para wielkich monarchów, jakimi niezaprzeczenie byli Ferdynand i Izabella, oczekiwała na to zwycięstwo by rozpocząć dzieło unifikacji i uspokojenia społecznego w kraju.

Trzy narody, trzy odmienne światopoglądy, spotykały się tam oko w oko – a dzieliły je różnice rasy, religii i wspomnienia a raczej niechęci przeszłości. Tuziemiec Hiszpan – gorliwy patriota i katolik, Maur – mahometanin, do niedawna władca – dziś zwyciężony, którego interesy lub węzły rodzinne przywiązały do kraju i Żyd – oporny dla wszelkiej asymilacji – żyjący, jak na całym świecie, jako pasożyt wśród dwóch poprzednich.

Ponieważ w Wiekach Średnich religia była ostoją i szkieletem budowy społecznej, więc też Ferdynand i Izabella starali się, usunąwszy siłą całkiem oporne elementy, stopić pozostałą masę ludności w chrystianizmie i tym sposobem powoli i bez wstrząsów przywrócić jedność moralną i polityczną w kraju. Zdawali sobie doskonale sprawę, że nic tak nie sprzyja unifikacji kraju, jak wspólność wyznania, nic bardziej nie rozbija i nie szkodzi, jak różnorodność wyznań i sekciarstwo.

Działali bardzo ostrożnie, bez jakichkolwiek gwałtów, rozpoczynając od ułatwienia emigracji dla opornych, przy zupełnej swobodzie kultu, a nawet zwolnienia od podatków na przeciąg lat trzech wszystkich mieszkańców królestwa Grenady. Z drugiej strony wprowadzili ochronę dla wszystkich neofitów, wzbronionym zostało wydziedziczanie przyjmujących katolicyzm dzieci, wyznaczano fundusze posagowe dla nawróconych dziewcząt, uwalniano niewolników neofitów. Wszędzie budowano kościoły, zakładano specjalne wschodnie kolegia dla kształcenia mówców i kaznodziejów języków i narzeczy arabskich, aby mogli tym łatwiej nieść wśród ludu Słowo Boże i przeprowadzać publiczne dysputy z obrońcami koranu lub Talmudu.

Metoda ta okazała się bardzo dobrą, pociągnęła liczne rzesze młodzieży i rokowała ogólną unifikację już w najbliższych pokoleniach – ale może właśnie dlatego, iż tak szybkie robiła postępy, załamała się nagle. Przestraszeni bowiem ilością prawdziwych nawróceń muzułmanie – porozumieli się z żydami – bo wobec krzyża żyd gotów połączyć się jawnie z najzawziętszym wrogiem! Potomkowie Jakuba zwrócili natychmiast swe prawa pierwszeństwa pokoleniu Ezawa i w cieniu półksiężyca uwił sobie gniazdko Izrael, aby razem a podstępem zaatakować chrześcijan. Nam Polakom, wyjaśniać i tłumaczyć tej psychologii chyba nie ma potrzeby – znamy dokładnie postępowanie żydostwa, przygarniętego przez Polskę, w czasach jej porozbiorowej i okupacyjnej historii!…

Wybuchł więc szereg buntów – ostro uśmierzonych w latach 1499-1501, po czym przyszła normalna reakcja; rząd dał do wyboru – bądź opcję za krajem i przyjęcie chrześcijaństwa – bądź wygnanie. Ten krok rządu okazał się fatalnym – bo jak wszelki gwałt, pociągnął za sobą z jednej strony nowe spiski, bunty i represje – a z drugiej stworzył nagle ogromne rzesze wychrztów, bynajmniej nie nawróconych, wśród których wszelkie herezje o wyraźnym podkładzie gnozy i judaizmu poczęły się szybko rozwijać.

I oto nagle koniecznością państwową stała się Inkwizycja.

Już od dawna żydzi osiedleni w pierwszym wieku naszej ery w Hiszpanii grali tam tę straszną komedię nawrócenia. Wiele lat przed najściem Maurów Kościół i państwo musiały się bronić przed zalewem wciąż w siły wzrastającego żydostwa – lecz ile razy ostrzej się do nich zabierano, tyle razy natychmiast udawali asymilację, chowali się pod płaszczem Chrztu!

W chwili najazdu Maurów żydzi, jak zawsze w historii wszystkich krajów, stanęli po stronie nadciągającego wroga i wspomogli podbój kraju podstępem, szpiegostwem, zdradą i przekupstwem. Wytężyli wszystkie swe siły i zdolności, by wesprzeć Maurów przeciwko Hiszpanom, a przez to samo zyskali pod rządami Kalifów mnóstwo urzędów i praw. Kiedy jednak po paru wiekach karta historii odwróciła się, gdy znowu Hiszpanie wracać poczęli do swych siedzib, zdobywali wciąż nowe miasta i prowincje, a Maurów wypierali z powrotem do Afryki – żydzi bynajmniej nie uciekli, lecz wspomagać zaczęli królów hiszpańskich przeciwko Kalifom! Znów więc nie tylko, że nic ze swych praw nie utracili, ale jeszcze zyskali cały szereg nowych przywilejów.

W kraju wyczerpanym wiekowymi walkami, doszło wreszcie do tego, że w krótkim czasie żydzi zawładnęli wszystkimi źródłami dochodów państwa, opanowali wszystkie wybitne stanowiska rządowe i to począwszy, jak zazwyczaj, od dostawców armii, bankierów, kupców, lekarzy i prawników – a kończąc na ministrach, radzie koronnej, a nawet… mitrach biskupich!

Ci wszyscy wychrzci, a lud zwał ich „maranos”, czyli „przeklęci” – wspierali tamtych, tłum wielki jawnych żydów i Hiszpania zamieniła się faktycznie w Judeo-Hiszpanię. Wszelkie kapitały i cały handel – przeszły w ręce żydowskie, wślizgnęli się oni we wszystkie dziedziny życia państwowego, tworząc jednocześnie – państwo w państwie – gdyż posiedli całkowitą autonomię, swoje szkoły, prawa, sędziów, kahały, wreszcie szeregi specjalnych przywilejów, które wciąż nabywali od zrujnowanych wojną książąt, miast i rządów!…

W ciągu jednak całej historii świata, wśród wszelakich ludów, ras i narodów – zawsze w ten sam sposób rozwija się „spółżycie” z żydami: gdy miara cierpliwości się przebiera, gdy tuziemcza ludność wyniszczona lichwą, demoralizowana i uciskana, drażniona rozpierającym się wszędzie aroganctwem żydowskim – dochodzi do kryzysu nienawiści – następuje wybuch mniej lub więcej krwawy, załamanie się i koniec panowania Izraela! Taki też kryzys nastąpił w Hiszpanii, wszędzie poczęły wybuchać antyżydowskie rozruchy, to co dziś powszechnie przyzwyczailiśmy się nazywać „pogromami”. Jednocześnie nacisk ludu na rząd był tak silny, iż władze zmuszone zostały do przeprowadzenia ładu. W r. 1473 nastąpił, nieudany zresztą, zamach żydowski, podczas którego omal że nie został wydanym w ręce Maurów klucz do Hiszpanii – Gibraltar i dopiero wtedy zrozumiano w najbliższym otoczeniu króla, że należy działać energicznie i konsekwentnie, jeśli się chce uratować kraj od zguby. Przede wszystkim więc ustanowiono Inkwizycję, powołaną do sądzenia tych wszystkich ukrytych żydów i Maurów, którzy dla celów politycznych czy finansowych udawali chrześcijan. Inkwizycja hiszpańska nigdy nie sądziła jawnych żydów lub muzułmanów, a starała się dosięgnąć tylko tzw. „maranos”. Pomimo faktycznej grozy wypadków, przed przystąpieniem do sądów dano wszystkim „czas łaski”, a więc całe dwa lata cierpliwie poświęcono na uspakajanie umysłów, na misje i dysputy, wreszcie na dobrowolne powolne likwidowanie interesów oraz swobodną emigracje elementów opornych. Żydzi jednakże odpowiedzieli niebywałym zuchwalstwem i bezczelnością na to pełne rozwagi i spokoju rozporządzenie rządu; czuli się pewnymi swojej siły i ostatecznego zwycięstwa. W r. 1485 wykryto olbrzymie sprzysiężenie antypaństwowe, zaraz potem nastąpiło zamordowanie przez żydów legata papieskiego w Saragossie i w tymże roku okropny mord rytualny w Le Guardia, który przypominał inne podobne z lat 1452-54 i 65; w całym kraju ujawnione zostały zdrady i zamachy i te wypadki przyspieszyły wydanie „edyktu Grenady”.

Na próżno za pomocą przekupstwa żydostwo całego ówczesnego świata starało się uchylić to rozporządzenie; król pod naporem opinii publicznej, edykt utrzymał – daje wszystkim opornym do wyboru bądź szczere i wyraźne przyjęcie chrześcijaństwa, bądź – banicję. Pozostawiono jeszcze sześć dodatkowych miesięcy na likwidacje majątków – po czym nastąpiła deportacja, wygnanie mas żydowskich, uwolnienie kraju od wroga wewnętrznego.

W historii czytamy o tej banicji baśnie, jak o żelaznym wilku! Podawane są tam jakieś opowiadania o topieniu dziesiątków tysięcy emigrantów w specjalnych okrętach, otwierających się na pełnym morzu, ilość wygnanych podawaną jest na dwa miliony, itd., itd. Tymczasem jest faktem historycznym, iż takie topienie ludzi odbywało się podczas rewolucji francuskiej, urządzonej i prowadzonej przez masonów – ale za czasów hiszpańskich nie znamy żadnego podobnego wypadku.

Co prawda, rozbił się okręt z emigrantami podczas burzy i utonęło wtedy paruset ludzi, ale wraz z eskortującymi żołnierzami i załogą, więc chyba nie umyślnie! Cała ludność żydowska, zamieszkująca wówczas Hiszpanię, nie przenosiła dwustu tysięcy głów, a trzeba pamiętać, że spośród nich znów wielka ilość ukryła się pod pozornym nawróceniem, powiększając szeregi owych „maranos”, z którymi walczyła Inkwizycja.

Jakby nie było, wypędzenie kilku dziesiątków tysięcy ludzi, nie należy do środków łagodnych, lecz rząd nie miał innego wyjścia i chronił w ten sposób od nieuniknionej rzezi. A zresztą, czyż gdy dzisiejsi żydzi, kierownicy komunizmu, zmusili do ucieczki (zabierając im nb. wszystko) przeszło 2 miliony ludzi z Rosji, gdy krocie emigrantów katolickich musiało opuścić Francję pod rządami „praw człowieka” wielkiej rewolucji, gdy lat temu kilkanaście wygnano z tejże Francji dziesiątki tysięcy księży i zakonnic i gdy dzisiaj wielka część ludności ucieka z Meksyku – rozczula się nad tym historia? Czy płaczą liberałowie?

Warto jednak teraz przejść do cyfr, gdy się bowiem czyta dzisiejsze podręczniki historyczne, to ma się wrażenie, że inkwizytorzy hiszpańscy w takich masach palili nieszczęsnych żydów, Maurów, protestantów i masonów – jak chyba może tylko dziś rozstrzeliwują, torturując wprzódy, katolików z Meksyku!… Po prostu krocie – jeśli nie miliony ofiar!

Biorę więc najbardziej może wrogie względem Kościoła, ale rzeczowo opracowane dzieło, bo historię Inkwizycji, pisaną przez zdeklarowanego wroga Kościoła, księdza renegata i masona – Lloriente. Znajduje tam takie zdanie: „Inkwizycja hiszpańska straciła (dosłownie: „immola”) 234 526 ofiar”. Kilka wierszy niżej wyjaśnia on: z których (to ofiar) 9660 było spalonych „in efige” (to znaczy w wizerunku, bo winowajcy umknęli, a palono przedstawiające ich lalki) zaś 206 546 było skazanych na pokuty kościelne.

Nie potrzebuję chyba tłumaczyć, że istnieje lekka różnica między „straceniem” a ‘pokutą kościelną”! Pan Lloriente wszystko jednak zalicza do „ofiar”, bo to ślicznie brzmi i… może być bez dalszego wyjaśnienia pomieszczane jako „cytata naukowa” – w innym dziele, gdzie już czytelnik nie odszuka fałszu! To się nazywa „przygotowanie źródeł” w guście liberalizmu.

Jest tam jednak fakt ciekawszy, bo oto wertując całe wielkie cztery tomy tego dzieła, znajdujemy zaledwie 216 (wyraźnie: dwustu szesnastu!) faktycznie straconych, w ciągu całych trzech wieków trwania Inkwizycji w Hiszpanii!… Mniej niż jeden na rok!

Porównajmy te cyfry z innymi – mniej popularnymi w naszych demokratycznych czasach; rewolucja francuska w ciągu trzech lat (a tam są trzy wieki!) zamordowała na mocy wyroków trybunałów rewolucyjnych trzysta tysięcy ludzi – rewolucja rosyjska również w ciągu trzech lat i również na mocy „wyroków sądu”, zamordowała prawie dwa miliony ludzi! – Idziemy więc z wyraźnym postępem!

O tych 216 straconych herezjarchach i burzycielach ładu społecznego, od przeszło stu pięćdziesięciu lat piszą tomy za tomami, przedstawiając w najstraszniejszych barwach grozę wiejącą z postaci okrutnych mnichów, ale o mordercach i łotrach noszących nazwiska Robespierów, Dantonów i Maratów od stu trzydziestu lat pieją ciż sami pisarze hymny pochwalne! Dziś sprzysiężenie milczenia zamknęło usta i sumienia historyków i całej światowej prasy wobec bandytów bolszewickich i meksykańskich zbójów!

Jakaż jest tego przyczyna?…

Oto tam, w obronie Kościoła i monarchy, w obronie wiary i ładu społecznego stracono paruset, a wygnano kilkadziesiąt tysięcy żydów – ale za to uratowano ludność, bo Hiszpania zachowała jedność wiary i dobre obyczaje. A tu masoneria i żydzi – mordują krocie i miliony – miliony i krocie idą na tułaczkę i wygnanie w nędzy i rozpaczy, bo zatriumfował czerwony zwierz, noszący miano radykalnej lewicy!

Nie mam zamiaru bronić gwałtów inkwizycyjnych, a tym bardziej proponować zastosować je dzisiaj… a jednak!… Richelieu przez uwięzienie na czas ks. de Saint-Cyran, podciął podstawę herezji Jansenitów – i mówił wtedy, że gdyby to samo zrobiono zawczasu z Lutrem i Kalwinem – uniknąłby świat potoków krwi i wojem religijnych – uniknęlibyśmy załamania się cywilizacji świata! Ile by ludzkość oszczędziła sobie nieszczęść, gdyby zawczasu poumieszczała „twórców” nowych religii tam, gdzie ich rzeczywiste miejsce, tj. w domach dla wariatów lub w więzieniach!…

Nie bronię gwałtów Inkwizycji – a tylko staram się pozostawić im właściwe „skromne” miejsce w historii. Nie przeczę, że zdarzały się ekscesy, że zwłaszcza przy rozognieniu namiętności politycznych trafiały się wyroki stronnicze, niepotrzebne okrucieństwa, ale raz jeszcze stwierdzić muszę, iż instytucja trybunału św. Inkwizycji, tak długo, jak była niezależna od państwa, zawsze działała ostrożnie i z nadmierną niemal łagodnością. Wszelkie nadużycia zdarzały się dopiero wtedy, gdy trybunały podpadały pod wpływy polityczne rządów – lub jak w Hiszpanii, gdzie Inkwizycję całkowicie odcięto od Kościoła.

Każdy historyk bezstronnie badający historię Kościoła, musi powtórzyć słowa, którymi de Tocqueville kończy swoje swe dzieło: „Rozpocząłem badania pełen uprzedzeń przeciwko Papieżom – skończyłem je pełen szacunku i podziwu dla Kościoła!…”.

Leave a comment