Więzień

A więc stało się! Słynny, przynajmniej w niektórych środowiskach, więzień Wojciech Olszański został zwolniony z aresztu, albo, jakby powiedział Duńczyk z filmu „Vabank” – na powietrzu. To ten, który stał się sławny na całą Polskę, po tym, jak spalił w Kaliszu kopię Statutu kaliskiego w dniu 11 listopada 2021 roku. Bodajże w styczniu został oskarżony o grożenie śmiercią dwóm posłom, jeśli nie zagłosują w jakiejś sprawie zgodnie z jego życzeniem. Nie wiem, czy jest to powód do uwięzienia, bo groźba nie jest jeszcze przestępstwem, ale jest to dobra okazja do budowania legendy kombatanta i patrioty oraz doskonała odskocznia do przyszłej kariery politycznej.

Więzienie jest warunkiem koniecznym. 26 lipca 1953 roku Fidel Castro zaatakował koszary Moncada w Santiago de Cuba, po czym został aresztowany. Wyszedł na wolność po amnestii w 1955 roku. Po to są właśnie amnestie, by przyszli bojownicy nie siedzieli za długo w więzieniu. Następnie wyjechał do Meksyku, by tam przygotowywać kolejną hucpę. W grudniu 1956 roku wylądował z kilkunastoma innymi bojownikami w okolicach Santiago de Cuba, w pobliżu amerykańskiej bazy Guantanamo, i schronił się w górach Sierra Maestra. I tam siedzieli przez dwa lata i pewnie byli szkoleni i dozbrajani przez Amerykanów. We wrześniu 1958 roku, dowodzeni przez Che Guewarę, zeszli z gór i ruszyli w kierunku Hawany. W połowie drogi, w mieście Santa Clara, Che Guewara został zastrzelony. Tylko przez kogo? Przez żołnierzy Batisty czy może kogoś innego? Dwóch bohaterów i dwie żyjące legendy to chyba za dużo na czas pokoju i nowej władzy. Pozostała jedna żyjąca legenda – Fidel Castro.

Lata 1980-1981 to „festiwal Solidarności”, a może raczej festiwal kolejnych „kombatantów” i „bohaterów”, którym trzeba było dopisać właściwy epizod w życiorysie. Solidarność była organizacją anarchistyczną, która socjalne hasła ubrała w patriotyczne szatki i okrasiła je Żydem Wojtyłą. Jesień i początek zimy 1981 roku to parcie do konfrontacji za wszelką cenę, nie zważając na żadne propozycje rządu. Tak miało być, bo tak życzyli sobie nieznani przełożeni przywódców Solidarności. W końcu przyszedł stan wojenny, wprowadzony niezgodnie z prawem, bo w tym czasie obradował sejm i to do niego należała decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego, bądź – nie. Taka to była demokracja. Przywódcy Solidarności zostali internowani i styropianowcy zaliczyli etap kombatanctwa, bez którego dalsza kariera polityczna w nowej rzeczywistości nie byłaby możliwa.

Pod koniec kwietnia Robert Lewandowski powiedział dla Wirtualnej Polski:

„Napastnik reprezentacji Polski nawiązał też do słów wielkiego światowego lidera, laureata Pokojowej Nagrody Nobla.

Sport zawodowy to wielka pasja i radość, ale nie tylko zabawa. Wraz z sukcesami przychodzi odpowiedzialność. Nelson Mandela powiedział: “Sport ma moc zmieniania świata” – pamiętajmy i głośno powtarzajmy to przesłanie, szczególnie teraz, kiedy na Ukrainie giną niewinni ludzie. Nie ma sportu bez pokoju – dodał Lewandowski.”

Kiedyś mówili „nie ma wolności bez Solidarności”, ale czasy się zmieniają. Skąd Lewandowski mógł wiedzieć o tym, jaki stosunek do sportu miał Mandela? Ktoś mu pewnie musiał podpowiedzieć, co ma mówić. Mndela to najsłynniejszy więzień polityczny świata. Przesiedział w więzieniu, czy raczej w więzieniach, 26 lat. Od 1964 do 1990 roku. Zaczął od więzienia na wyspie Robben Island, położonej kilka mil na południowy-zachód od Kapsztadu. Początkowo trochę ich, to znaczy jego i innych więźniów, przymuszano do pracy w kamieniołomie i innych zajęć na terenie więzienia. Od 1977 roku zwolniono ich od wszelkich prac manualnych. Jak więc wyglądało ich życie? Mandela tak to opisuje w swojej autobiografii Long walk to freedom (Długa droga do wolności), z której wybrałem fragmenty:

„Koniec prac manualnych był wyzwoleniem. Teraz mogłem spędzać czas na czytaniu, pisaniu listów, dyskutowaniu z moimi towarzyszami i interpretowaniu aktów prawnych. Wolny czas poświęcałem moim ulubionym hobby, czyli ogrodnictwu i tenisowi. Zrazu władze więzienne odnosiły się niechętnie do próśb o pozwolenie wydzielenia fragmentu więziennego dziedzińca na ogród, ale w końcu zgodziły się. Zaopatrzyły mnie w nasiona. Początkowo sadziłem pomidory, chili i cebulę. Zbiory były słabe, ale z czasem i to zmieniło się. Władze więzienne nie żałowały, że pozwoliły mi na ogródek, bo wkrótce zaczął on przynosić obfite plony. Często zaopatrywałem strażników w moje najlepsze pomidory i cebulę.

Od samego początku, gdy tylko zacząłem spotykać się z przedstawicielami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, podkreślałem jak ważne jest posiadanie odpowiedniego sprzętu i warunków do uprawiania sportu. Jednak dopiero w połowie lat 70-tych, dzięki staraniom Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, dostarczano nam wyposażenie do piłki siatkowej i stół do ping-ponga.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy skończyliśmy pracować w kamieniołomie, jeden ze strażników wpadł na pomysł, by nasz więzienny dziedziniec przekształcić w kort tenisowy. Więźniowie z sekcji ogólnej pomalowali cementową powierzchnię na zielono, a następnie namalowali białe linie. Kilka dni później umocowano siatkę i w ten sposób mieliśmy nasz własny Wimbledon przy naszym ogródku.

Wimbledon, ten w Londynie, ma korty trawiaste, w odróżnieniu od kortów US Open i Australian Open, które mają twardą nawierzchnię, a korty French Open mają nawierzchnię z mączki ceglanej. To są cztery turnieje tzw. Wielkiego Szlema, z których Wimbledon jest najstarszym (1877) i najbardziej prestiżowym.

Miałem już pewne doświadczenie w tenisie, gdy przebywałem w Fort Hare, ale w żadnym razie nie byłem ekspertem w tej grze. Mój forhend był całkiem dobry, ale bekhend – tragiczny. Ja jednak uprawiałem sport nie dla stylu, tylko dla ćwiczeń. To była jedyna i najlepsza odmiana od codziennych marszów do i z kamieniołomu. (Z tego wynika, że nie przemęczali się w tym kamieniołomie, skoro chciało się im jeszcze grać w tenisa.) Byłem jednym z pierwszych w naszej sekcji, którzy grali regularnie. Lubiłem grać z głębi kortu, a do siatki podchodziłem tylko wtedy, gdy miałem szansę na kończące uderzenie.

Latem 1979 roku grałem w tenisa na naszym korcie. W pewnym momencie mój partner uderzył piłkę po krosie (po przekątnej kortu – przyp. W.L.), do której próbowałem dojść. Poczułem ból w prawej pięcie, tak intensywny, że musiałem przerwać grę. Przez następnych parę dni mocno utykałem. Zbadał mnie więzienny lekarz i stwierdził, że powinienem udać się do specjalisty do Kapsztadu. Więzienne władze okazały się nader troskliwe, bo bały się, że jak któryś z więźniów umrze, to będzie wielki wrzask wśród międzynarodowej społeczności.

Zbadał mnie młody chirurg, który zapytał mnie, czy kiedykolwiek wcześniej miałem uraz pięty. Faktycznie miałem, gdy mieszkałem w Fort Hare. Pewnego ranka, gdy grałem w piłkę nożną, próbowałem przystopować piłkę i poczułem piekący ból w pięcie. Chirurg z Kapsztadu zrobił zdjęcie rentgenowskie i wykrył fragmenty kości, które tkwiły w niej od czasów pobytu w Fort Hare. Stwierdził, że może po znieczuleniu pięty usunąć je. Zgodziłem się natychmiast. Zabieg udał się, a chirurg poinstruował mnie, jak o nią dbać. Musiałem pozostać na noc w szpitalu. Pielęgniarki nadskakiwały mi przez cały czas. Rano powiedziały mi, że mogę zabrać piżamę i szlafrok, które dostałem.

Ta wycieczka do szpitala okazała się dla mnie bardzo pouczająca. Dostrzegłem pewną poprawę w stosunkach pomiędzy czarnymi i białymi. Lekarze i pielęgniarki traktowali mnie naturalnie, tak jakby całe życie uważali czarnych za równych sobie. To było dla mnie coś nowego i napawało optymizmem. Upewniłem się w moim, od dawna trwającym przekonaniu, że wykształcenie jest wrogiem uprzedzenia. To byli ludzie nauki, a w nauce nie ma miejsca na rasizm.”

To tylko wybrane, bardzo okrojone, fragmenty, ale Mandela dokładnie opisuje, jak to wyglądało. W tym kamieniołomie to oni udawali, że pracują, a strażnicy udawali, że ich nadzorują. Praktycznie to Mandela nimi kierował i oni wykonywali jego polecenia. Z więzienia rządził on całym ANC, czyli Afrykańskim Kongresem Narodowym. Gdy go uwięziono, to nie był zbyt bogatym człowiekiem, ale po uwolnieniu widać go na zdjęciach, razem z bardzo liczną rodziną, zamieszczonych w tej autobiografii, na tle imponującego, raczej nie domu, ale pałacyku. Jak się dorobić takiego pałacyku, siedząc przez 26 lat w pierdlu? Ja wiem. To jego żona Winnie Mandela, zamieszana w wiele afer. Ale gdyby nie była jego żoną, to nie miałaby takich możliwości. Tak więc bycie kombatantem i bojownikiem to niezły biznes.

I w tym momencie wypada wrócić z tego wielkiego świata na nasze, chciałoby się powiedzieć, polskie zadupie, gdyby nie to, że to już jest ukraińskie zadupie. Wyszedł z więzienia Wojciech Olszański, niespełniony aktor, którego wykreował Korwin-Mikke. Teraz będzie odgrywał rolę swojego życia. Stał się twarzą środowiska zwanego Kamratami. On, do spółki z Marcinem Osadowskim, wykreował to środowisko pod czujnym nadzorem Korwina-Mikke. Ich symbolika to wilcze zawycie „auuu”. Olszański często, w sposób bardzo ekspresyjny, powtarzał: Śmierć wrogom ojczyzny! Śmierć! Śmierć! Śmierć! To jest odwoływanie się do symboliki Nestora Machno, nadal żywej tradycji na Ukrainie.

Coraz częściej pojawiają się informacje o tym, że ma powstać Stronnictwo Kamrackie. Jeśli tak się stanie, to jego przywódcą zostanie przebieraniec i pajac Wojciech Olszański – Ukrainiec, jak często czytam w różnego rodzaju komentarzach w internecie. A jeśli tak, jeśli pociągnie on za sobą to stado wyjców, świadomych bądź nie, to będzie to oznaczać, że dojdzie w Polsce do drugiego Majdanu. To będzie też oznaczać, że Polska będzie krajem niestabilnym, niespełniającym wymogów bycia państwem cywilizowanym, europejskim, czyli niespełniającym warunków do bycia członkiem unii europejskiej. I o to właśnie chodzi tym, którzy sprowadzają do Polski tę zaporoską dzicz, która wraz z “polską” zaporoską dziczą, będą się tu nawzajem zwalczały.

4 thoughts on “Więzień

  1. Wojtuś Olszański to dobry projekt służb.
    Pięknie zagospodarowali niszę.
    Nie dziwne, że Polska ciągle pod okupacjom, jak takie numery przechodzą.

    Głuptaci zakładają stowarzyszenia za namową Marcinka i Wojtusia, a potem bezpieka ma jak na tacy listę nazwisk do walki z ich rządami…

    Like

  2. Ci ” szachiści ” planują na lata jeżeli nie na pokolenia do przodu … mają czas na prowadzenie i korygowanie operacji.

    Like

Leave a comment