CIA c.d.

W poprzednim blogu „CIA” cytowałem fragmenty wywiadu Oriany Fallaci z Otisem Pike’iem, zamieszczonym w jej książce Wywiad z historią (Świat Książki, 2016). Wypada więc, dla równowagi, zapoznać się z fragmentami jej wywiadu z Williamem Colby. Przeprowadziła go ona w marcu 1976 roku w Waszyngtonie. Poniżej wybrane fragmenty. W notce biograficznej Colby’ego, znajdującej się w tej książce czytamy:

William Egan Colby urodził się 4 kwietnia 1920 roku w St. Paul w Minnesocie. Zaciągnął się do wojska jako ochotnik i podczas drugiej wojny światowej działał w Biurze Służb Strategicznych (wywiadzie USA). Dwa razy skakał jako spadochroniarz za linią wroga, we Francji i w Norwegii. Po zakończeniu wojny i ukończeniu studiów w Columbia Law School, po długim okresie spędzonym w kancelarii prawnej w Nowym Jorku, przeprowadził się do Waszyngtonu i wstąpił do CIA. W latach pięćdziesiątych przebywał w Rzymie, gdzie kierował działalnością antykomunistyczną. W 1959 roku był w Sajgonie, pozostał tam do 1962 roku i wrócił w roku 1968, by śledzić projekt Phoenix. Był szefem CIA od 1973 do 1975 roku i objęło go dochodzenie na temat działalności agencji w czasie ostatnich 25 lat. Jego gotowość do współpracy z Kongresem skłoniła prezydenta Forda, by za radą Kissingera zastąpić go w 1975 George’em H.W. Bushem. Colby poświęcił się doradztwu i pisał pamiętniki. Zmarł 27 kwietnia 1996 roku w wyniku wypadku niedaleko własnego domu w Rock Point w stanie Maryland, prawdopodobnie wpadając do wody podczas wycieczki kajakiem. Wiele osób sądzi jednak, że nie był to wypadek.

We wstępie do wywiadu Fallaci m.in. pisze:

On reprezentował władzę, niewidzialną i wszechobecną ośmiornicę, która wszystko kontroluje i dławi. Ja jej ofiarę. On wierzył w prawo do śledzenia, wtrącania się, przekupywania, obalania rządów, związywania spisków, zabijania, sprawowania kontroli nawet nade mną, na przykład przez nagrywanie moich rozmów telefonicznych. Ja wierzyłam w prawo do bycia pozostawioną w spokoju i do osobistego rozporządzania wolnością, która mi się należy. Tym sposobem niechęć, z jaką go zaatakowałam, mówiąc mu natychmiast, że mój kraj nie jest jego kolonią, jego bananową republiką, szybko mu się udzieliła. I nie było już możliwe znalezienie punktu porozumienia, wzajemnej tolerancji. Godzinami, jak dwa owady, zajęte wzajemnym kłuciem, ranieniem się i rozszarpywaniem, obrzucaliśmy się wyrzutami, oskarżeniami i okrucieństwem. (Ideologiczne uprzedzenia, jak je nazywał). I widowisko to miało w sobie coś absurdalnego, na granicy lekkiego szaleństwa. Mój głos, zatruty namiętnością i gniewem, czasami drżał. Jego natomiast pozostawał niezmieniony, opanowany, pewny. Jedyna oznaka wrogości widoczna była w błękitnych oczach, nieruchomych niczym oczy ślepca, w których chwilami rozbłyskiwało niemałe okrucieństwo, podczas gdy usta nie przestawały się uśmiechać, ręce nie przestawały z wdziękiem dolewać kawy. W pewnym momencie zadałam sobie pytanie, kogo przypomina ten człowiek z lodu, zadający mi cierpienie. Odpowiedź była prosta. Przypominał inkwizytora albo funkcjonariusza radzieckiej Partii Komunistycznej. Co w sumie na jedno wychodzi. Pewnego razu widziałam w gazecie zdjęcie Susłowa. I William Colby miał to samo spojrzenie, ten sam nos, te same usta, co Susłow. Miał też tę samą wydłużoną, chudą, elegancką sylwetkę.

xxx

Te nazwiska, panie Colby. Nazwiska nędzników, którzy brali we Włoszech pieniądze od CIA. Włochy nie są bananową republiką United Fruits, panie Colby, i to niesprawiedliwe, żeby podejrzenie ciążyło na całej klasie politycznej. Nie sądzi pan, że Pertini, marszałek naszego sejmu, ma prawo poznać te nazwiska?

Nie, ponieważ nasza Izba Reprezentantów postanowiła w głosowaniu, że nazwiska mają pozostać tajne, i ponieważ CIA musi chronić swych członków, musi chronić tych, którzy z nią współpracują. Oczywiście decyzja o podaniu nazwisk lub nie należy do rządu Stanów Zjednoczonych, a ja nie mówię w imieniu rządu. Mówię w imieniu CIA. Ale moja opinia brzmi nie, moje zalecenie brzmi nie. Żadnych nazwisk. To minimum, co mogę zrobić, aby uszanować porozumienie z ludźmi, którzy ze mną pracowali. W pani parlamencie mogą przeprowadzać wszelkie dochodzenia, jakie chcą. Czy nie istnieje policja śledcza? Ten, kto czuje się podejrzany, wystarczy, że powie: „To nieprawda, nie przyjmowałem pieniędzy”. Mnie to w zupełności odpowiada. Nie mogę poświęcić jednych, żeby uniknąć podejrzeń co do drugich. Obiecałem, że zachowam tajemnicę, i ją zachowam, bo jeśli złamię obietnicę, nie będę już mógł zwrócić się do nowych ludzi. Byłoby łatwo zastosować metodę eliminacji, odpowiedzieć „nie” na sześć nazwisk, a na siódme „no comment”. Pani miałaby to, czego szuka. Czemu nie poszuka pani tego samego u Rosjan? Czemu nie poprosi pani radzieckiego rządu o nazwiska komunistów, którzy we Włoszech biorą pieniądze z Moskwy? Związek Radziecki robi dokładnie to, co my. Ma identyczne jak my problemy.

Później porozmawiamy o Rosjanach. Teraz rozmawiamy o CIA, panie Colby. Gdybym ja, obywatelka obcego kraju, przyjechała tu, aby finansować jedną z amerykańskich partii, i dwudziestu jeden z waszych polityków, ponadto niektórych waszych dziennikarzy, co…

Popełniłaby pani rzecz nielegalną i gdybym się o tym dowiedział, doniósłbym na panią FBI, żeby panią aresztowało.

Dobrze. Tak więc ja powinnam donieść włoskiej policji na pana, pańskiego ambasadora, pańskich agentów i sprawić, aby was aresztowano.

Tego nie mówię.

Jak to nie? Jeśli jest nielegalne, żebym ja korumpowała, powiedzmy, pana Pike’a albo senatora Churcha, czyż nie jest tak samo nielegalne, żeby pan korumpował, powiedzmy, pana Micelego?

Nie mówię, że byłaby to korupcja. Mówię, że postąpiłaby pani przeciwko mojemu prawu.

Ale pan też postąpił przeciwko mojemu, panie Colby! I wie pan, co dodam? Jest tylko jeden człowiek bardziej obrzydliwy od przekupionego – przekupujący.

My w CIA nie przekupujemy. Jeżeli macie w waszym społeczeństwie problem z korupcją, istniał on na długo przed przybyciem CIA. Przekupywać oznacza dawać pieniądze komuś, kto coś dla nas robi, a my nie dajemy pieniędzy w tym celu. Dajemy pieniądze temu, kto nie ma wystarczająco dużo pieniędzy, by robić to, co chce. Zasadniczo popieramy ustroje demokratyczne i wśród wszystkich krajów, które powinny to rozumieć, są Włochy. To amerykańska pomoc przez trzydzieści lat powstrzymywała Włochy przed upadkiem w autorytarny komunizm. I poradziliśmy sobie z tym, właśnie wspierając partie demokratycznego centrum.

Waszych „klientów”, jak określa ich pan w raporcie Pike’a. Panie Colby, w słowniku angielsko-włoskim słowo „client” jest przetłumaczone dosłownie jako klient. Ale co dla pana oznacza klient?

No więc… otóż… Jak adwokat nazywa… Co robi adwokat ze swoim klientem? Adwokat pomaga klientowi… Tak, klienci adwokata.

Uważa się pan więc za adwokata chrześcijańskich demokratów i socjaldemokratów we Włoszech.

Zgadza się. To znaczy… Nie. Nie chcę komentować żadnej konkretnej sytuacji.

Dlaczego? Odpowiedział mi pan może kłamstwem?

Ja nie kłamię. I cierpię, kiedy jestem oskarżany o kłamstwo. Naprawdę tego nie robię. Czasami coś przemilczę, czasami odmówię udzielenia informacji, zachowam tajemnicę. Ale żadnych kłamstw, nawet gdybym chciał. Nie pozwoliliby mi na to Izba Reprezentantów ani Senat, ani prasa. Szef amerykańskiej Intelligence to nie to, co szef wywiadu innych krajów, gdzie wolno mu negować prawdę. Tutaj wywiad działa pod nadzorem prawa, nie poza prawem. I żeby sobie radzić, trzeba mówić „no comment”. Ale w sprawie finansowania przez nas partii demokratycznych, to ja chciałbym zadać pani pytanie: Czy byłoby w porządku, gdyby Ameryka wsparła partie demokratyczne przeciwko Hitlerowi?

Odpowiem panu natychmiast, panie Colby: we Włoszech nie ma żadnego Hitlera. A tamte osiemset tysięcy dolarów, które ambasador Graham Martin zechciał dać generałowi Micelemu, z błogosławieństwem Kissingera, nie trafiły wcale w demokratyczne ręce. Trafiły w ręce naśladowców Hitlera.

Nie będę dyskutował na temat żadnej konkretnej operacji CIA, ale powiem pani, że mam wielki szacunek dla ambasadora Martina. Byliśmy razem w wielu częściach świata i zawsze uważałem go za człowieka silnego, człowieka, który zawsze zajmował właściwą pozycję i podejmował właściwe zobowiązania w interesie Stanów Zjednoczonych. Poza tym sądzę, że w tego rodzaju działalności CIA może jeden punkt widzenia, a nasz rząd inny. To nie CIA decyduje, decyduje prezydent. Proszę nie zapominać, że w każdej z tych operacji CIA działa w służbie rządu, postępuje według wytycznych. Czasem wytyczne są możliwe do zaakceptowania, czasem nie. Ale w każdym wypadku CIA postępuje ściśle według nich. Przynajmniej do zeszłego roku, to znaczy do czasu wejścia nowej ustawy, prezydent mógł wezwać dyrektora CIA i powiedzieć” „Zrób to i nie mów nikomu”.

A więc to właśnie Nixon i Kissinger chcieli dać Micelemu te pieniądze; CIA tak naprawdę była przeciwna. Jeśli ich pan spotka, proszę podziękować im za bomby, które faszyści produkują za te pieniądze.

Nie mogę o tym rozmawiać. Wiem jednak, że neofaszyści mają tylko osiem procent głosów i mimo iż istnieją wśród nich bardzo ekstremistyczne elementy, nie grozi wam z pewnością drugi marsz na Rzym. Wiem, że zagrożenie dla was stanowią komuniści. I wiem, że od zakończenia wojny my w CIA cały czas wspomagaliśmy różne formy demokratyczne przeciw groźbie komunizmu. I trwało to przez dwadzieścia pięć, a raczej trzydzieści lat.

Z takim rezultatem, że komuniści stoją obecnie u progu rządu i w każdych wyborach zyskują więcej głosów. Czy wydaje się panu, że dobrze pan zainwestował te pieniądze? Wydaje się panu, że pańska Intelligence okazała się inteligentna?

Zazwyczaj nie wydajemy naszych pieniędzy na głupoty. Pewnych spraw nie należy oceniać tylko na podstawie jednego czynnika. W tym wypadku, na podstawie trzydziestu trzech procent, które uzyskali komuniści w ostatnich wyborach. I możliwe, że amerykańskie interwencje we Włoszech po drugiej wojnie światowej nie były doskonałe, jednak były przydatne. Pozytywne. Mówię również o NATO oraz o planie Marshalla. Gdy byłem w Rzymie, w 1953 roku, ludzie jeździli vespami1. Teraz jeżdżą samochodami. Żyje się wam teraz lepiej, niż żyłoby się, gdyby komuniści wygrali w roku 1948 i w 1960. Przeciętnemu Włochowi żyje się lepiej niż przeciętnemu Polakowi, więc amerykańska polityka we Włoszech nie była błędem. Wykonaliśmy dobrą robotę. Kiedy mówicie, że źle się wam wiedzie, powtarzacie to samo, co w 1955 roku. Wtedy też krzyczeliście, że rząd jest fatalny i wszystko się wali. We Włoszech widzicie zawsze sprawy w sposób katastroficzny, cały czas macie wrażenie, że znajdujecie się na skraju przepaści. A jednak w 1955 roku do katastrofy nie doszło. I teraz też nie dojdzie. Bo istnieją porządni Włosi.

Z pewnością nie są to pańscy „klienci”, panie Colby.

Mówię o zwykłych ludziach.

Jaki był pana ulubiony polityk, gdy przebywał pan we Włoszech?

Myślę, że De Gasperi. Ale nie mogę wymieniać nazwisk. Nie powinienem. Zresztą nie znałem zbyt wielu ważnych osób… Byłem młodym funkcjonariuszem i moja praca polegała raczej na zbieraniu informacji i utrzymywaniu kontaktów z ugrupowaniami politycznymi, jako że mówiłem po włosku. Mogę powiedzieć pani tylko tyle, że w tamtym okresie byłem za otwarciem w stronę lewicy. Tak, za otwarciem wobec socjalistów. Szanowałem ich. Nadal ich szanuję, bo socjaliści są zachodni, europejscy, naprawdę wierzą w wolność i demokrację. W latach pięćdziesiątych sądziłem, że popełnili wielki błąd, sprzymierzając się z komunistami, ale uważałem również, że na dłuższą metę nie utrzymają tego sojuszu. I dlatego tak, byłem za otwarciem w ich stronę. Jednak w tamtym czasie nie był to decydujący element amerykańskiej polityki we Włoszech.

No tak. Ambasadorem była Claire Boothe Luce. Do jakiego stopnia pan, jako przedstawiciel CIA, działał i działa we współpracy z ambasadą USA?

Współpracowałem dużo z ambasadą, to oczywiste. Byłem doradcą politycznym, political attaché. Zawsze współpracuje się z ambasadami. Większość informacji zdobywamy poprzez nasze ambasady. A pani Luce wykonywała dobrą robotę. Doskonałą robotę. Nadal jestem przyjacielem pani Luce. Interesująca zdolna kobieta.

Zwłaszcza zdolna do wtrącania się w sprawy mojego kraju, jakby był jej kolonią. Jednak działacie we Włoszech nie tylko za pośrednictwem waszej ambasady; wszyscy wiemy, że prawdziwym przyczółkiem we Włoszech jest SID. Pytam, jak pan śmie śledzić mnie w moim domu, używając do tego tajnych służb mojego kraju? Jakim prawem na przykład kontroluje pan mój telefon?

Ponieważ w ten sposób wiem, co się dzieje na świecie. A kontrola telefonu, wie pani… Mój telefon był kontrolowany wiele razy, w wielu krajach, jestem pewny. I nigdy nie miało to dla mnie znaczenia. Nawet gdyby był kontrolowany teraz, co wykluczam, nie miałoby to dla mnie żadnego znaczenia. Przynajmniej pod względem emocjonalnym. Nie widzę nic złego w próbach zrozumienia, co dzieje się na świecie, co myślą i robią ludzie. Nie chodzi wcale o podglądanie cudzej prywatności; chodzi o informację, czy ma pani wycelowany we mnie pistolet lub jakąkolwiek inną broń, która mogłaby wyrządzić mi krzywdę. Krótko mówiąc, pyta mnie pani, czy jedno państwo ma prawo do wykorzystywania swojej Intelligence w innym państwie poprzez tajną działalność? Cóż, w każdym kraju jest prawo, które odpowiada, że nie. I prawie w każdym kraju się to robi. Bo mamy moralne prawo próbować odkryć, co się dzieje, i w ten sposób się bronić. Jest to nielegalne, ale mamy do tego prawo.

Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałam. Uważa pan za nielegalne, lecz słuszne również działanie za pośrednictwem tajnych służb innego kraju. Na przykład mojego.

To zależy. Czasami inna Intelligence nam pomaga. To zależy od polityki kraju. Czasami dwa kraje mają obopólny interes, na przykład znajdują się bardzo blisko swoich sojuszników i bardzo martwi je możliwość penetracji. Wtedy razem pracujemy.

Tak jak mówiłam. Czy to prawda, że najlepszą operacją CIA z SID-em była ucieczka Swietłany, córki Stalina, z Moskwy?

Tego nie mogę powiedzieć. Zwłaszcza teraz, w okresie dochodzeń, nie powinienem mówić o naszych wspólnikach i o naszych stosunkach z zagranicznymi tajnymi służbami. Jeśli to zrobię, jeśli ktokolwiek z nas to zrobi, przestaną ufać naszej Intelligence. Służby wywiadowcze nie powinny nic mówić o swoich wspólnikach. Nie wyobraża sobie pani, jak bardzo to, co się wydarzyło, zaszkodziło CIA. Ogromnie. Na całym świecie. Niektórzy ludzie mówią nam teraz: „Jak mam stać po waszej stronie? Czy naprawdę mogę zawierzyć wam swoje życie? Czy też opowiecie wszystko Kongresowi?”. Wielu się od nas odwróciło. Wielu, którzy z nami współpracowali, powiedziało nam: „Nie, dość, nie robię tego więcej”. Nawet niektóre z zagranicznych tajnych służb powiedziały nam: „Nie, dość, dawaliśmy wam wiele tajnych materiałów, a od tej chwili nie będziemy wam już nic dawać”. Straciliśmy taką masę współpracowników, taką masę agentów…

Tylko agentów czy również klientów?

Również klientów. Niektórzy powiedzieli nam: „Na miłość boską, nic nam już nie dawajcie, bo później o tym opowiecie”. Nowi i wypróbowani ludzie. Poczuli się zdradzeni. My w CIA bardzo walczyliśmy, żeby utrzymać ich nazwiska w tajemnicy, i sądzę, że wygraliśmy. Ale rozgłos wokół tej sprawy wyrządził nam mimo wszystko wielką krzywdę. Takie rzeczy nie przytrafiają się w KGB. We Włoszech macie mnóstwo agentów KGB. Wielu. Oczywiście również Włochów. KGB bardzo stara się we Włoszech, nie mówiąc o tym, że może liczyć na Włoską Partię Komunistyczną. Stara się bardzo energicznie. Jednak nikt nie prosi KGB o ujawnienie nazwisk jego agentów, jego klientów lub prowadzonej przez nie działalności. Nikt nie wymaga od niego postępowania w sposób demokratyczny i liberalny. KGB nie wytyka się przewinień, na temat KGB nic się ujawnia; ani tego, co słuszne, ani tego, co niewłaściwe. Kto oskarża KGB o wtrącanie się do prywatnych spraw pani kraju?

Myli się pan, panie Colby. Święta prawda jest taka, że nie chcemy ani was, ani ich. Mamy dość ich i was.

Dobrze, dobrze. Ale w takim razie dlaczego nie mówicie o pieniądzach, które włoscy komuniści czerpią z handlu z Europą Wschodnią? Wszystkie środki, które przechodzą tam i z powrotem poprzez handel ze Związkiem Radzieckim i krajami satelickimi, przechodzą przez agencje, które oddają pewien procent włoskim komunistom. To dobry system. Skomplikowany, ale dobry. Udoskonalenie go zajęło im trzydzieści lat. Co by pani powiedziała, gdyby Ameryka prowadziła, gdyby Ameryka prowadziła z Włochami handel rządowy i oddawała pewien odsetek jednej z partii?

Nie zajmuje się tym CIA? Nie zajmują się tym ambasadorowie, tacy jak Martin? Nie zajmują się tym takie firmy, jak Lockheed, Gulf, Esso?

Pani sposób racjonalizowania i pośredniego dochodzenia do wniosku, że inni to porządni chłopcy, dobre, czyste, wspaniałe istoty, jest nadzwyczajny. Sowieci dają pewien odsetek swoich dochodów z handlu z Włochami pewnym osobom, które przekazują go potem Włoskiej Partii Komunistycznej, a pani mówi: to to samo. Tak, to to samo, co zrobili w Polsce, żeby polska partia komunistyczna weszła do rządu, a później objęła władzę. Zaczyna się zawsze w ten sposób: wspomaga się partię komunistyczną pieniędzmi, partia wchodzi do rządu, potem dochodzi do władzy i przy niej zostaje. Ale biada, jeśli nie zostaje tak, jak chce Związek Radziecki! Przyjeżdża delegacja z Moskwy, siada do stołu wraz z centralnym komitetem i tłumaczy mu, że lepiej „grzecznie się zachowywać”. Chciałaby pani, żeby tak się to skończyło we Włoszech? Załóżmy nawet, że korupcja we Włoszech jest tylko po jednej stronie, załóżmy, że włoscy komuniści to porządni, uczciwi chłopcy. Czy z tego względu dopuściłaby ich pani do do rządów? Proszę wymienić jeden kraj, w którym panował komunizm, a teraz już nie panuje. Tylko jeden! Jeden, gdzie partia komunistyczna doszła do władzy, a później się wycofała, zgodnie z zasadami demokratycznej gry, oddając innej partii prawo do rządów. Proszę wymienić! Jeden! Tylko jeden!

Panie Colby, co zrobilibyście wy, Amerykanie, gdyby komuniści wygrali wybory we Włoszech?

Proszę wymienić jeden kraj! Jeden jedyny!

Panie Colby, przeprowadzilibyście zamach stanu, jak w Chile?

Jeden kraj! Tylko jeden! Rumunia? Czechosłowacja? Węgry? Polska?

Niech mi pan odpowie, panie Colby: Drugie Chile?

A gdyby później nie było już drugich wyborów? Gdyby później stało się to, co stało się z Hitlerem i z Mussolinim? Czy nie rozumie pani, że komuniści przez te wszystkie lata stosowali się do demokratycznych reguł gry, bo im się to opłacało? Nie rozumie pani, że dopóki byli w mniejszości, ustrój demokratyczny był im potrzebny? Czy naprawdę wierzy pani, że gdy będą u rządów, nadal będą stosowali się do reguł demokracji? To nie są ludzie, którym można powiedzieć: „Jako że dobrzy z was chłopcy, pozwolimy wam trochę porządzić”. Ich centralizm demokratyczny nie ma nic wspólnego z demokracją. A wasze problemy możecie rozwiązać w lepszy sposób, niż pozwalając im wygrać wybory. Proszę o tym pamiętać. Albo nigdy więcej nie wygracie wyborów.

x

Ale powtarzam pytanie, na które nie chce pan odpowiedzieć: Co zrobiliby Amerykanie, gdyby we Włoszech komuniści doszli do władzy?

Nie wiem. To kwestia polityki Stanów Zjednoczonych. Nie wiem.

Ależ wie pan, panie Colby. Drugie Chile?

Niekoniecznie. Nie wiem… To hipotetyczne pytanie, nie mogę na nie odpowiedzieć. To zależy od zbyt wielu czynników. Mogłoby się nie wydarzyć nic, mogłoby się coś wydarzyć, mógłby przytrafić się jakiś błąd.

Taki błąd jak w Chile? No dalej, panie Colby. Uważa pan, że gdyby komuniści doszli do rządów, interwencja Stanów Zjednoczonych we Włoszech przy udziale drugiego Pinocheta byłaby uzasadniona?

Nie sądzę, abym mógł odpowiedzieć na to pytanie. A wasz Pinochet nie jest w Ameryce. Jest we Włoszech.

Wiem, ale jesteście mu potrzebni. Bez was nic nie zrobi. Panie Colby, próbuję skłonić pana do przyznania, że Włochy są niezawisłym państwem, a nie bananową republiką, nie waszą kolonią! Nie możecie być zawsze policjantami świata. Jasne?

Chiaro ma sbagliato (Jasne, ale błędne – przyp. W.L.). Proszę pozwolić mi wyjaśnić. Po pierwszej wojnie światowej Ameryka przeżyła zjawisko odrzucenia. Powiedzieliśmy sobie, że wojna była błędem, że źle walczono, i mieliśmy okres niewinności. Zredukowaliśmy naszą armię do mniej więcej stu pięćdziesięciu tysięcy, chcieliśmy otwartej dyplomacji, a sekretarz stanu rozwiązał Intelligence, twierdząc, że dżentelmeni nie czytają cudzej poczty. Krótko mówiąc, przygotowywaliśmy się do życia w świecie dżentelmenów i ogłosiliśmy, że nie chcemy się więcej angażować w sprawy zagraniczne. Pojawiły się problemy w Europie i nie interweniowaliśmy. Nadeszła wojna w Hiszpanii i ogłosiliśmy neutralność. Poddaliśmy nawet pod głosowanie ustawę o naszej neutralności. Ale to nie zadziałało. I spadły na nas problemy gospodarcze, nadeszli autorytarni przywódcy, którzy wierzyli, że mogą zapanować nad swoimi sąsiadami, wybuchła druga wojna światowa i musieliśmy do niej przystąpić. Po drugiej wojnie światowej zaczęliśmy od początku: w 1945 roku rozwiązaliśmy armię, rozwiązaliśmy OSS2 i powiedzieliśmy: pokój. Jednak zaczęła się zimna wojna. Od razu stało się jasne, że Stalin nie pójdzie drogą, którą wytyczyliśmy. Rosyjski komunizm stał się zagrożeniem w Grecji, w Turcji, w Iranie. I tym sposobem zrozumieliśmy lekcję. Połączyliśmy nasze tajne służby, nazwaliśmy je CIA, powstrzymaliśmy autorytarną ekspansję Związku Radzieckiego za pomocą NATO, planu Marshalla i CIA. Wspólnie, liberałowie i konserwatyści jedni i drudzy przekonani tym razem, że trzeba udzielić pomocy za granicą. Ja byłem jednym z liberałów. W młodości byłem wręcz radykałem i…

A niech to. Jakim cudem tak się pan zmienił?

Clemenceau mawiał, że kto nie jest radykałem w młodości, nie ma serca, a kto nie jest konserwatystą na starość, nie ma rozumu. Ale proszę pozwolić mi skończyć. NATO zadziałało. Powstrzymanie radzieckiego ekspansjonizmu udało się. Wywrotowy plan partii komunistycznych został zneutralizowany. I nie chodziło o przejście na stronę faszystów, nie chodziło o prawicę przeciw lewicy. Chodziło o poszukiwanie demokratycznego rozwiązania. I była to polityka amerykańska, do której CIA się przyłączyła i od tamtej pory ją stosowała, mówiąc, że będziemy walczyć o wolność za wszelką cenę. To jasne… no cóż, tak, w trakcie tej walki za wszelką cenę zdarzały się i zdarzają przypadki współpracy z lokalnymi dość autorytarnymi przywódcami. Albo bardziej autorytarnymi niż życzyliby sobie ludzie.

x

Proszę mi opowiedzieć o mafii. O tym, jak CIA wykorzystuje mafię.

Jeden taki przypadek! Tylko jeden taki przypadek! W 1960 roku! W sprawie Castro! Gdy Castro objął władzę na Kubie, rozważaliśmy możliwość współpracy z osobami, które miały jeszcze na Kubie pewnych przyjaciół. Mam na myśli osoby z mafii. Przyjaciół mafii. Skontaktowaliśmy się z nimi i zgodnie z naszym planem mieli spróbować zabić Castro. Ale było to bardzo… Cóż, nie zadziałało. Allen Dulles i McCone byli w tym czasie dyrektorami CIA. I McCone stwierdził, że nic o tym nie wie.

Jednak Bobby Kennedy o tym wiedział. Wiedział więc o tym także John, prezydent. Wie pan, co o tym myślę? Te wyznania dyskredytują najbardziej nie CIA, lecz prezydentów Stanów Zjednoczonych.

Te wyznania świadczą o tym, że CIA nie była nigdy dzikim słoniem, państwem w państwie, rządem poza rządem, lecz zawsze funkcjonowała jako element amerykańskiej polityki. A teraz, gdy kraj przechodzi proces rewizjonizmu, CIA jest trochę kozłem ofiarnym tego rewizjonizmu… Dowody na to, że prezydenci chcieli pewnych konkretnych akcji, nie są zbyt oczywiste, w niektórych wypadkach nie jest nawet jasne, czy prezydent o tym wiedział, czy nie. Ale fakty wskazują po prostu, że CIA działała w ramach polityki, która zdawała się ją upoważniać do robienia pewnych rzeczy.

Rzeczywiście, od Eisenhowera po Nixona, żaden się nie uratuje. A za Johnsona jakie łajdactwo uknuliście? Ach tak, zamach stanu Papadopulosa.

CIA nie poparła, powtarzam, nie poparła puczu pułkowników w Grecji. Oczywiście… nie odrzuciliśmy pułkowników. Ale też ich nie poparliśmy. Powiedzmy jednym słowem, że z nimi pracowaliśmy. Po przejęciu władzy przez Papadopulosa zawarliśmy z nim układ o wymianie informacji. Również z Ioannidisem CIA miała układ w tym samym celu. Reszta to mity. Utrzymywanie dobrych stosunków z jakimś autorytarnym przywódcą nie oznacza wcale, że się go popiera. Ach, pani naprawdę nie chce zaakceptować innego obrazu CIA niż ten, który stworzyła pani fantazja. Przypomniała mi pani historię o ślepcach i słoniu. Wie pani jaką? Nadchodzi słoń i zbliża się do niego czterech ślepców. Jeden dotyka jego trąby i mówi: „To włócznia”. Jeden dotyka jego nogi i mówi: „To drzewo”. Jeden dotyka jego ogona i mówi: „To wąż”. Jeden dotyka jego boku i mówi: „To mur”. I żaden z nich nie zauważa, że całość to słoń. Oczywiście, część winy leży po naszej stronie. Intelligence powinno stanowić całkowitą tajemnicę. Kiedy Schlesinger został dyrektorem CIA, zapytał: „Dlaczego przy autostradzie nie ma znaku wskazującego siedzibę CIA?”. Odpowiedzieliśmy: „Był, ale gdy Kennedy został prezydentem, kazał nam go zdjąć, uznając za śmieszny fakt, że tajne służby są oznaczone przy autostradzie”. Schlesinger odrzekł: „Postawcie go z powrotem”. Tak więc go postawiliśmy i… Ale czy demokracja nie zależy od tajemnicy? Czy głosowanie nie jest tajne?

A jednak to właśnie pan złamał tajemnicę. Czy kiedykolwiek zdarza się panu żałować, że wyjawił pan tyle rzeczy komisjom śledczym? Czy mógł pan odmówić?

Z pewnością nie żałuję, że powiedziałem prawdę. Nigdy nie wątpiłem ani się nie wahałem, czy powinienem odpowiedzieć prawdą na ich pytania. Co do odmówienia zeznań, nie mógłbym, nawet gdybym chciał. Prawo nakazywało mi mówić. Nie miałem wyboru. Nie oczekiwałem wcale, że ujawnione przeze mnie informacje pozostaną tajne. Nie sądziłem jednak, że pewne sprawy wywołają taką sensację. Faktem jest, że życie w społeczeństwie tak otwartym jak amerykańskie nie jest wygodne. Proszę spojrzeć na przypadek Richarda Welsha, agenta CIA zamordowanego w Atenach. Wie pani, jak do tego doszło? Rok temu urzędnik John March napisał tu, w Waszyngtonie, artykuł, twierdząc, że wie, jak zidentyfikować w różnych ambasadach tych, którzy pracują dla CIA. I zademonstrował to. Czy moglibyśmy mu to uniemożliwić? Nie. Nasze prawodawstwo jet słabe w tej kwestii. By raport Pike’a nie został opublikowany, konieczna była interwencja Kongresu. A żeby Kongres posunął się tak daleko, trzeba było śmierci Welsha. To była ogromna strata dla nas, CIA. Ogromna. Był niezwykle zdolnym agentem.

xxx

Kiedy czytałem ten wywiad i wybierałem powyższe fragmenty, to zastanawiałem się czy oni oboje wierzyli w to, co mówili. Czy było w tym więcej hipokryzji, czy może naiwności? Trudno ocenić. A może nie było ani jednego, ani drugiego. Wszak ja to oceniam z perspektywy 50 lat i tego, co się później wydarzyło. Oni w tamtym momencie tej wiedzy nie mieli. Jednak z tego wywiadu wynika, że metody działania CIA i KGB były niemal identyczne. A to powinno skłaniać do pewnej refleksji, a mianowicie takiej, że jeden i ten sam ośrodek decyzyjny kierował obu instytucjami. Trudno, by było inaczej, skoro oba państwa również podlegały temu samemu ośrodkowi.

W pewnym momencie Colby mówi, że po I wojnie światowej Stany Zjednoczone wycofały się z Europy, zredukowały swoją armię i stały się neutralne, ale nadeszli autorytarni przywódcy, wybuchła II wojna światowa i Stany Zjednoczone musiały przystąpić do wojny. Problem polega na tym, że ci autorytarni przywódcy nie wzięli się z powietrza i bez finansowego wsparcia bankierów z Ameryki nie byłoby Hitlera, Mussoliniego i potęgi Związku Radzieckiego. Czy to możliwe, by szef CIA nie wiedział o tym? Bo w to, że mogła o tym nie wiedzieć włoska dziennikarka, to jeszcze mogę uwierzyć.

Bardzo obrazowa jest historia o słoniu i ślepcach. My istotnie, jako zwykli ludzie, nie mamy obrazu całości i stąd nasze wyobrażenie o władzy i jej służbach jest niepełne. Jedyne do czego możemy się odwołać to historia. Wiek XIX był wiekiem nacjonalizmów. Nacjonalizm jako zjawisko pojawił się po rewolucji francuskiej, szczególnie zaakcentował swą obecność w Europie i Ameryce Południowej. Wtedy był dobry, a teraz jest zły. Był dobry, gdy chodziło o obalenie monarchii, co skutkowało powstaniem ustroju republikańskiego, czyli demokracji. Wiadomo, że monarchia nie jest najlepszym ustrojem, bo monarcha rządzi dożywotnio i to on jest za wszystko odpowiedzialny. Trudno więc przy takim ustroju postępować całkowicie nieodpowiedzialnie, chociażby z tego względu, że jest mało chętnych, by brać na swe barki odpowiedzialność za politykę, którą tak naprawdę uprawiają inni z tylnego siedzenia. Dopiero w demokracji, w której władza zmienia się co 4—5 lat, rządzący mogą poczuć się bezkarnie, bo ich nie można rozliczyć, a raczej jedynym ich rozliczeniem jest odsunięcie od władzy przez wyborców. To doprawdy łagodny wymiar kary, więc i chętnych nie brakuje.

Tak więc nacjonalizm był dobry, gdy chodziło o obalenie monarchii. A gdy już do tego doszło i demokracja zapanowała, to nacjonalizm stał się zły. Zły dlatego, że trudniej rządzić społeczeństwem jednolitym pod względem narodowościowym, bo ma ono spójny system wartości i wspólny interes. Gdy jednak wymiesza się narody, to powstaje społeczeństwo zatomizowane, podzielone na wiele grup o sprzecznych interesach, różnych systemach wartości, różnych wyznaniach czy religiach. Plastyczna masa, z którą rządzący mogą zrobić, co im się żywnie podoba. I takiej demokracji broniła Ameryka przed komunizmem, który sama stworzyła w Związku Radzieckim. Idealny pretekst do ingerowania w sprawy wewnętrzne innych państw, czyli ich kontrolowania. Do tego m.in. wykorzystywała i wykorzystuje swoje tajne służby, takie jak CIA.

Gdy komunizm upadł w Europie Wschodniej – bo nie w Chinach, gdzie miał i ma się dobrze – to nie nastąpił koniec historii, jak niektórzy wieszczyli. Konflikty i wojny nadal trwały i do dziś trwają. Skąd one się biorą i czy nie można im zapobiec? Wygląda na to, że w obecnym świecie jest to niemożliwe. Jest to świat cywilizacji czy kultury żydowskiej i dopóki się ona nie skończy, nie będzie końca wojnom, konfliktom, rewolucjom itp.

Naród żydowski jest narodem specyficznym, bo funkcjonującym wśród innych narodów rdzennych w rozproszeniu i asymilacji. Rozproszenie oznacza, że Żydzi są rozproszeni po całym świecie i wszędzie, gdzie mieszkają, są zasymilowani z mieszkańcami danego kraju. Ta asymilacja oznacza, że się upodobniają do rdzennych mieszkańców i są w ten sposób nierozpoznawalni jako obcy. Specyfika tego narodu polega też na tym, że ma swoją ideologię, wedle której uważają się on za naród wybrany, to znaczy taki, który ma prawo panować nad resztą narodów.

Rozproszenie i asymilacja to jeszcze za mało, by panować nad innymi narodami. Do tego potrzebne są takie narzędzia jak monopol na emisję pieniądza i dominacja w handlu. Dominacja w handlu oznacza też kontrolę nad produkcją. Żaden producent nie zaistnieje, gdy nie będzie miał dostępu do sieci dystrybucji, czyli handlu. Dopiero te cztery czynniki powodują, że panowanie nad narodami rdzennymi staje się realne. Bo dzięki nim można opanować wszelkiego rodzaju media, edukację, kulturę, wszelkiego rodzaju urzędy państwowe, wojsko i policję. Żeby jednak rdzenne narody nie mogły się rozwijać, to trzeba je utrzymywać w stanie permanentnej słabości i rozkładu. I temu właśnie służą różnego rodzaju konflikty: religijne i wyznaniowe, społeczne, rewolucje, wojny. Temu też służy mieszanie narodów. Jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, eksperymentem w tej dziedzinie była unia polsko-litewska. Wynik, nadzwyczajny – jak sądzę, zaskoczył samych twórców. Szlak został przetarty. Może stąd taki sentyment Żydów do Polin.

  1. Vespa (pl. Osa) – nazwa linii włoskich skuterów należącej do firmy Piaggio. Pierwsze modele powstały według projektu inżyniera Corradino D’Ascanio (1946). Na jej wzór w latach 60-tych powstały radziecka Wiatka i polska WFM Osa. ↩︎
  2. OSS – Office of Strategic Services (Biuro Służb Strategicznych) – agencja wywiadowcza Stanów Zjednoczonych działająca w latach 1942-1946. Poprzednik CIA. ↩︎

Leave a comment