Kto winien?

Wszyscy wiemy, jak zaczęła się II wojna światowa i jak Francja i Anglia „wywiązały się” ze swoich sojuszniczych zobowiązań wobec Polski. Dlaczego tak się stało i kto był winien? To wszystko tłumaczył Winston Churchill w swojej książce Druga wojna światowa (polskie wydanie 1994-96). Warto, jak sądzę, zapoznać się z jego argumentacją, bo w polityce pewne zasady i postępowanie silniejszych wobec słabszych jest niezmienne i wypada o tym pamiętać, zwłaszcza dziś, gdy toczy się wojna na Ukrainie, a Polska występuje tu w roli słabszego, wasala Stanów Zjednoczonych, które, gdy zajdzie taka potrzeba, poświęcą go w imię własnych interesów. Poniżej wybrane fragmenty z dzieła Churchilla z rozdziału Polska pokonana:

Świat nie posiadał się ze zdziwienia, gdy po miażdżącym ataku Hitlera na Polskę i wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Francję i Wielką Brytanię zapanowała długa i dręcząca cisza. Pan Chamberlain w prywatnym liście (opublikowanym przez jego biografa) tę fazę określił mianem „Nierealnej Wojny”, a ja – w uznaniu trafności tych słów – przyjąłem je za tytuł tej księgi. Wojska francuskie nie zaatakowały Niemiec. Po przeprowadzeniu mobilizacji trwały one w bezruchu na całej długości frontu. Niemcy nie rozpoczęli żadnych działań powietrznych (z wyjątkiem rozpoznawczych) przeciwko Wielkiej Brytanii; to samo dotyczyło zresztą Francji. Rząd francuski poprosił nas o powstrzymanie się od ataków lotniczych na Niemcy, gdyż mogłoby to, jego zdaniem, sprowokować akcję odwetową przeciwko francuskim fabrykom zbrojeniowym, które nie miały odpowiedniej ochrony. Działania nasze ograniczyły się do zrzucenia ulotek w celu zwrócenia uwagi na etyczno-moralne konsekwencje ich poczynań. Ten etap wojny na morzu i w powietrzu stanowił dla wszystkich prawdziwe zaskoczenie. Francja i Wielka Brytania z niewzruszonym spokojem obserwowały, jak cała potęga niemieckiej maszyny w ciągu kilku tygodni niszczy i podporządkowuje sobie Polskę. Doprawdy Hitler nie miał na co narzekać.

Liczebnością i sprzętem armia polska nie mogła się równać ze swoim przeciwnikiem, na domiar złego przyjęta przez nią taktyka pozostawiała wiele do życzenia. Oddziały polskie zostały rozciągnięte wzdłuż linii granicznej.

Dopisek wydawcy: Wprowadzenie większości sił wojskowych od razu do bitwy granicznej, w razie ataku niemieckiego, miało stanowić dowód uznania przez Polskę zagrożenia jej niepodległości (gwarancje miały obowiązywać, gdyby była zagrożona niepodległość Polski, a nie jej integralność terytorialna w przypadku zajęcia części terytorium państwa, np. Korytarza – przyp. W.L.) i tym samym zmuszenia Wielkiej Brytanii i Francji do natychmiastowego wypełnienia zobowiązań sojuszniczych wobec Rzeczypospolitej. Dopiero niespodziewana, szybka kapitulacja Francji w czerwcu 1940 roku wykazała niesłuszność formułowanych na Zachodzie krytycznych opinii o walce Polaków we wrześniu 1939 przeciwko agresji niemieckiej.

Nie istniała żadna centralna rezerwa, Polacy reagujący dumnie i wyniośle na niemieckie zakusy terytorialne obawiali się jednocześnie, że jeśli zdecydują się na zmobilizowanie swoich sił przeciwko rosnącym masom nieprzyjaciela i uczynią to odpowiednio wcześnie, zostanie im to poczytane za prowokację.

Dopisek wydawcy: Polska ogłosiła mobilizację powszechną 29 sierpnia 1939 (mobilizacja częściowa, imienna już trwała). Niestety, postawa sojuszników – brytyjskiego i francuskiego – opóźniła jej realizację. Wskutek interwencji W. Brytanii i Francji wykonanie dekretu o mobilizacji odroczono do 30 sierpnia (plakaty informujące o mobilizacji już pojawiły się w miejscach publicznych). W Paryżu i Londynie łudzono się, że wojna nie była jeszcze nieunikniona, nie chciano więc „prowokować” Hitlera.

30 dywizji, czyli tylko dwie trzecie ich armii czynnej, byłoby gotowych lub prawie gotowych na przyjęcie pierwszego ciosu. Jednakże tempo wydarzeń, jak również błyskawiczne działania niemieckich sił powietrznych uniemożliwiły reszcie zajęcie pozycji wyjściowych w odpowiednim czasie, tak że w rezultacie wzięły one udział dopiero w końcowych zmaganiach. Tak więc 30 polskich dywizji, nie posiadających żadnego zaplecza, musiało stawić czoło prawie 60 dywizjom wroga rozciągniętym na długiej linii.

Teraz przyszła kolej na Sowietów. Do głosu doszło to, co teraz nazywają oni „demokracją”. 17 września rosyjskie wojska przelały się przez wschodnią granicę Polski, praktycznie nie bronioną i ruszyły na zachód szerokim frontem. 18 września zajęły Wilno, a następnie spotkały się ze swymi niemieckimi wspólnikami w Brześciu Litewskim. Tutaj, w czasie poprzedniej wojny, bolszewicy – łamiąc wszystkie najuroczystsze porozumienia z zachodnimi aliantami – podpisali separatystyczny pokój z cesarskimi Niemcami, uginając się pod ich surowymi warunkami.

Wojska sowieckie kontynuowały ofensywę aż do linii ustalonej z Hitlerem, a 29 września nastąpiło oficjalne podpisanie traktatu rosyjsko-niemieckiego, który sankcjonował rozbiór Polski. W dalszym ciągu wierzyłem niezachwianie w istnienie głębokiej, nieprzejednanej sprzeczności między Rosją a Niemcami i cały czas chwytałem się nadziei, ze bieg wydarzeń sprawi, iż Sowieci przejdą na naszą stronę. W związku z tym postanowiłem nie dawać wyrazu oburzeniu wywołanemu bezwzględną, brutalną polityką Sowietów; oburzeniu, które dało się wyczuć w całym Gabinecie Wojennym. Nigdy nie miałem w stosunku do nich żadnych złudzeń. Wiedziałem, że nie uznają żadnych zasad moralnych i myślą wyłącznie o własnych interesach. Lecz przynajmniej niczego nie byli nam winni. W czasie śmiertelnych zmagań uczucia takie jak gniew należy opanować i podporządkować je nadrzędnemu celowi, którym jest pokonanie głównego nieprzyjaciela. Postanowiłem znaleźć najlepsze wytłumaczenie dla ich odrażającego zachowania. W związku z tym w piśmie sporządzonym dla Gabinetu Wojennego w dniu 25 września, użyłem niezwykle spokojnych i wyważonych słów.

xxxxxxxx

W rozdziale Front we Francji Churchill pisze:

Trudno wprost ocenić przewagę, jaką rząd nie skrępowany żadnymi traktatami ani zobowiązaniami posiada nad państwami, które rozpoczynają działania wojenne w momencie, gdy zbrodniarz wymierza pierwszy cios i dopiero wówczas zaczynają opracowywać plany działania. Jest ona doprawdy ogromna. Z drugiej jednak strony, jeżeli agresor nie odniesie całkowitego i ostatecznego zwycięstwa, musi brać pod uwagę to, że pewnego dnia dojdzie do rozliczenia. Hitler, którego nic nie było w stanie powstrzymać (z wyjątkiem przeważających sił przeciwnika), mógł uderzyć w dowolnym miejscu i o dowolnym czasie; w przeciwieństwie do niego obydwa państwa zachodnie nie mogły pogwałcić neutralności Belgii. Pozostawało im tylko czekać, aż Belgowie sami poproszą o pomoc, a było niemal pewnym, że uczynią to, gdy będzie już za późno. Oczywiście, gdyby polityka Wielkiej Brytanii i Francji w ciągu ostatnich pięciu lat poprzedzających wybuch wojny była odważna, zdecydowana, zgodna z ustaleniami traktatowymi i zatwierdzona przez Ligę Narodów, niewykluczone, że Belgia przyłączyłaby się do swoich dawnych sprzymierzeńców i pozwoliłaby na stworzenie wspólnego frontu. Odbyłoby się to z korzyścią dla wspólnego bezpieczeństwa i być może pozwoliłoby uniknąć wielu katastrof, które nas czekały.

W okresie niepewności i ugłaskiwania agresora Belgia zdecydowała się na neutralność, dumnie utwierdzając się w przekonaniu, że zdoła utrzymać niemieckiego najeźdźcę na swej ufortyfikowanej granicy do czasu, aż wojska brytyjskie i francuskie przyjdą jej w sukurs.

Mapa Belgii; źródło: Wikipedia.

Żadnej innej granicy nie poświęcono nigdy tyle uwagi, co granicy biegnącej przez Niderlandy, pomiędzy Francją a Niemcami. Wszyscy generałowie i wszystkie akademie wojskowe badają niestrudzenie, w świetle ostatniej kampanii, każdy skrawek gruntu w tym rejonie, każde wzniesienie i każdą drogę wodną. W tym okresie istniały dwie linie, do których sprzymierzeni mogli się zbliżyć, gdyby Belgia została zaatakowana przez Niemcy, a oni zdecydowali się przyjść jej z pomocą, lub które mogli zająć zgodnie ze szczegółowo opracowanym i ściśle tajnym planem (rzecz jasna tylko i wyłącznie na prośbę Belgów). Pierwszą z tych linii była tzw. linia Scheldt (linia Skaldy – przyp. W.L.). Można ją było osiągnąć po niedługim marszu od granicy francuskiej i nie wiązało się to z żadnym większym ryzykiem. W najgorszym wypadku moglibyśmy ją utrzymać jako „fałszywy front”. W najlepszym – rozbudowalibyśmy ją, gdyby wymagał tego rozwój wydarzeń. Druga linia była znacznie ambitniejsza. Biegła wzdłuż Mozy przez Givet, Dinant, Namur i Louvain do Antwerpii. Gdyby aliantom udało się zająć tę linię i utrzymać ją w ciężkich walkach, zablokowałoby to w dużym stopniu prawy cios atakującego nieprzyjaciela, a gdyby jego wojsko okazało się słabsze, starcie stałoby się doskonałym wstępem do wkroczenia na terytorium Niemiec i opanowania kluczowego ośrodka niemieckiej produkcji zbrojeniowej w Zagłębiu Ruhry.

Ponieważ ofensywa przez terytorium Belgii bez zgody Belgii była wykluczona ze względu na zasady międzynarodowej moralności, pozostawała jedynie droga od granicy francusko-niemieckiej. Atak, który zgodnie z planem miał pójść na wschód wzdłuż Renu oraz na północ i południe do Strasburga, skierował się w stronę Szwarcwaldu, który, podobnie jak Ardeny, uważany był w owym czasie za nie najlepsze miejsce do działań ofensywnych. Jednakże istniał jeszcze problem ofensywy z frontu Strasburg-Metz, na północny wschód w kierunku Palatynatu. W wyniku takiej ofensywy, której prawe skrzydło biegłoby wzdłuż Renu, udałoby się prawdopodobnie zdobyć kontrolę nad tą rzeką, aż do najdalej na północ wysuniętych punktów jak Koblencja czy Kolonia. Tym samym wkroczylibyśmy na obszar nadający się do prowadzenia działań bojowych. Wszystkie te możliwości wraz z ich rozlicznymi wariantami, były od wielu lat częścią gier wojennych na uczelniach sztabowych Europy Zachodniej. Tutaj jednak pojawiła się linia Zygfryda z jej potężnymi betonowymi bunkrami wspierającymi się wzajemnie i otoczonymi ogromną ilością drutu kolczastego – przeszkoda, której we wrześniu 1939 bynajmniej nie można było lekceważyć. Najwcześniejszą datą, gdy Francuzi mogliby przypuścić poważny atak był koniec trzeciego tygodnia września. Lecz do tej pory kampania polska dobiegła końca. W połowie października na froncie zachodnim Niemcy posiadali 70 dywizji. Krótkotrwała przewaga liczebna Francuzów stawała się przeszłością. Francuska ofensywa z granicy wschodniej ogołociłaby znacznie dla nich istotniejszy front północny. Nawet gdyby wojska francuskie odniosły początkowo sukces, mniej więcej po miesiącu miałyby ogromne trudności z utrzymaniem owoców swoich podbojów na wschodzie i byłyby całkowicie wystawione na niemieckie kontruderzenie na północy.

Oto właśnie odpowiedź na pytanie: „Dlaczego pozostawaliśmy biernymi obserwatorami do czasu, aż Polska została zniszczona?” Ta bitwa została przegrana kilka lat wcześniej. Szansa zwycięstwa istniała w r. 1938, kiedy Czechosłowacja była państwem niepodległym. W r. 1936 nie natrafilibyśmy na żaden poważniejszy opór. A w r. 1933 zwykły reskrypt z Genewy wystarczyłby, żeby Niemcy zastosowały się do przedstawionych im żądań. Nie można obwiniać tylko generała Gamelina, że w r. 1939 nie przyjął ryzyka, które niepomiernie wzrosło od czasu ostatniego kryzysu, kiedy to ani rząd francuski, ani brytyjski nie zdecydowały się na przedsięwzięcie konkretnych kroków.

xxxxxxxx

Tak więc wszystkiemu była winna Belgia, która upierała się przy swojej neutralności, a Francja i Wielka Brytania nie mogły pogwałcić tej neutralności i nie zamierzały zaatakować Niemiec od strony Belgii i Holandii i to w sytuacji, gdy większość niemieckich dywizji znajdowała się na froncie wschodnim.

Trudno wprost ocenić przewagę, jaką rząd nie skrępowany żadnymi traktatami ani zobowiązaniami posiada nad państwami, które rozpoczynają działania wojenne w momencie, gdy zbrodniarz wymierza pierwszy cios i dopiero wówczas zaczynają opracowywać plany działania. – pisze Churchill. Neutralność Belgii to oczywiście te traktaty i zobowiązania, ale gwarancje dla Polski to już nie były traktaty i zobowiązania. Trudno chyba sobie wyobrazić większą obłudę. Ale to tylko pokazuje, że dla Zachodu państwa Europy środkowej i wschodniej to państwa niższej kategorii, które można wykorzystywać instrumentalnie i poświęcać je bez skrupułów, jeśli zajdzie taka potrzeba. Francja poprosiła Wielką Brytanię, by ta nie bombardowała celów w Niemczech w obawie odwetu. A Polska? A co tam Polska! Niech ginie! Inna sprawa, że ta neutralność Belgii to był tylko pretekst, by nic nie robić. Przecież po napaści Hitlera na Polskę tylko ktoś bardzo naiwny mógł wierzyć, że Hitler będzie respektował jakieś traktaty czy umowy międzynarodowe.

Tutaj jednak pojawiła się linia Zygfryda z jej potężnymi betonowymi bunkrami wspierającymi się wzajemnie i otoczonymi ogromną ilością drutu kolczastego – przeszkoda, której we wrześniu 1939 bynajmniej nie można było lekceważyć. – Skoro były trudności nie do pokonania, to rodzi się pytanie: to po co były te gwarancje? Takiego pytania Churchill sobie nie zadał, a więc tym bardziej nie mógł na nie odpowiedzieć. W końcu stwierdził, że Francja mogła ruszyć dopiero w trzecim tygodniu września, ale w tym czasie Polska była już pokonana. No była, ale gdyby nie agresja Związku Radzieckiego 17 września, to jeszcze nie byłaby pokonana. Więc jego cały wywód, to jedna wielka obłuda i zakłamanie. Churchill to była wyjątkowa kanalia.

Jest rzeczą oczywistą, że gdyby Francja, mająca przewagę nad Niemcami w wojskach lądowych, a Anglia ze swoim lotnictwem, skoordynowały swoje działania i zaatakowały Niemcy zaraz po wypowiedzeniu im wojny 3 września, to ta wojna skończyłaby się szybciej, niż zaczęła. Ale tak nie mogło być, a nasze oskarżenia wobec tych krajów i ich polityków są niesłuszne. Taka postawa świadczyła tylko o tym, że te państwa i ich politycy wykonywali polecenia swoich nieznanych przełożonych. Przecież ci ludzie nie byli idiotami i doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co należało czynić. Podobnie Hitler. On też wiedział, że może zaatakować Polskę i że nikt jej nie pomoże. II wojna światowa, tak jak wszelkie wojny i konflikty, była od początku do końca wyreżyserowana. To samo zresztą dzieje się obecnie na Ukrainie. Ta wojna również toczy się według ściśle określonego planu, którego my oczywiście nie znamy.

Nie można obwiniać tylko generała Gamelina , że w r. 1939 nie przyjął ryzyka, które niepomiernie wzrosło od czasu ostatniego kryzysu, kiedy to ani rząd francuski, ani brytyjski nie zdecydowały się na przedsięwzięcie konkretnych kroków. – A więc nie było winnego. Generał Gamelin nie podjął zdecydowanych kroków, bo nie podjął ich rząd francuski, do którego należała władza zwierzchnia nad armią, bo chyba Francja nie była wtedy dyktaturą wojskową. Rząd belgijski twardo obstawał, wbrew zdrowemu rozsądkowi, za neutralnością. Biernym pozostał też rząd angielski. Nie było więc nikogo, kto miałby odmienne zdanie i głośno je artykułował. Wszyscy, jak na komendę, postępowali zgodnie z interesem Hitlera. Najwyraźniej instrukcje płynęły z góry.

Dziś znowu sytuacja się powtarza i Anglosasi, żydowska pałka do dyscyplinowania pozostałych narodów, świadomie wpychają Polskę do wojny i znowu traktują ją jak instrument, narzędzie, które po wykorzystaniu nadaje się tylko do wyrzucenia. Takie wnioski płyną z historii i dlatego tak się ją zniekształca, zakłamuje, a naszych dawnych i obecnych „sojuszników” i ich postawę wobec Polski w czasie II wojny światowej – wybiela.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s