CIA

W poprzednim blogu „Nowa partia” wspomniałem o tym, że podstawowym i najważniejszym punktem programu nowej partii o nazwie Bezpieczna Polska jest opcja „zero” w służbach specjalnych. To skłania do zastanowienia, czym tak naprawdę są służby specjalne, kto nimi rządzi i czy rzeczywiście są tak wszechpotężne, jak nam niektórzy próbują wmówić. Pewne informacje można znaleźć w książce Oriany Fallaci Wywiad z historią (Świat Książki, 2016). W marcu 1976 roku przeprowadziła ona w Waszyngtonie wywiad z Otisem Pike’iem. Jego fragmenty poniżej.

Otis Pike urodził się 31 sierpnia 1921 roku w Riverhead w stanie Nowy York. W 1946 roku uzyskał dyplom Princeton, w 1948 Columbia Law School, pracował jako prawnik i sprawował funkcję sędziego pokoju od 1954 do 1960 roku, kiedy został wybrany do Kongresu. W następstwie artykułu opublikowanego przez Seymoura Hersha w grudniu 1974 roku w „New York Times”, w którym zostało ujawnione wewnętrzne szpiegostwo CIA, Kongres postanowił rozpocząć dochodzenie na temat całej działalności wywiadu i powołał Komisję Specjalną, której przewodnictwo powierzył Otisowi Pike’owi. Ujawnienie raportu Komisji zostało zablokowane, jednak tekst ukazał się w „The Village Voice”, wywołując sensację i protesty. W 1978 roku Pike zrezygnował ze stanowiska w Kongresie.

We wstępie do tego wywiadu Oriana Fallaci m.in. pisze:

Należało przeczytać w całości raport kongresmena Pike’a, choćby ocenzurowany i zniekształcony przeróbkami, z którymi do nas dotarł, by zrozumieć oburzenie wstrząsające tym zacnym człowiekiem, który przeciwstawił się CIA, Kissingerowi, samemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych, którym był wówczas Gerald Ford. Należało poznać Otisa Pike’a i doświadczyć poruszenia na widok łez, które w pewnej chwili zraszały mu rzęsy, by zrozumieć studnię niegodziwości, której na imię władza. Jakakolwiek władza; zarówno gdy ukazuje się ubrana w mundury tyranii, jak i w szaty poprawności politycznej. Otis Pike pokazuje, że w jednym i w drugim wypadku walka z nią służy tylko pogoni za marzeniem i zachowaniem czystego sumienia. Biada temu, kto jak Don Kichot łudzi się, że coś osiągnie, grając bohatera.

x

Panie Pike, William Colby (szef CIA 1973-1975 – przyp. W.L.) twierdzi, że pański raport jest całkowicie stronniczy, pełen uprzedzeń i że został napisany z zamiarem zdyskredytowania CIA. Mówi, że nie ma tam nawet całości jego zeznań.

Dobry Boże, nie, nie ma. Gdybym miał zapisać wszystko, co mi powiedział, byłby to jego raport, nie mój. Moje zadanie nie polegało na zredagowaniu czegoś, co otrzymałoby aprobatę CIA, i jest oczywiste, że panu Colby’emu mój raport się nie podoba. Stwierdzam w nim, że CIA wykonała paskudną robotę. Wyjaśniamy, że CIA nie wywiązała się ze swojego podstawowego obowiązku, jakim jest zapewnienie Stanom Zjednoczonym dobrej Intelligence. Opowiadamy w nim o bardzo poważnych nadużyciach, jakich dopuściła się CIA, i o nieskuteczności, o marnotrawstwie. Śmieci. Nie, dobry Boże, na pewno nie spodziewałem się, że pan Colby mi podziękuje. I nic mnie nie obchodzi, co on mówi. A raczej odpowiem mu tak: zakończyłem moje dochodzenie, mając większy szacunek dla CIA niż dla tych, którzy wydawali CIA rozkazy. Pan Colby zachował się przed komisją uczciwiej od innych. To znaczy uczciwiej od tych, którzy reprezentowali organy naszej władzy wykonawczej.

Czy to aluzja do Kissingera?

Ech, tak. Nietrudno mi przyznać, że po zakończeniu dochodzenia doktor Kissinger podobał mi się znacznie mniej, niż gdy go poznałem. On nie udziela informacji. Wychodzi z założenia, że wszystkie jego źródła są bardzo osobiste; nie tylko te związane z zagranicznymi szefami państw, lecz również te odnoszące się do urzędników Departamentu Stanu. Tak więc parlament nie powinien się w to wtrącać. Natomiast pan Colby… Cóż pan Colby jest utalentowanym człowiekiem i potrafi stosować grę słów. Czasem szuka ucieczki w semantyce. Jednak jeśli zadałem mu właściwe pytanie, udzielał mi szczerej odpowiedzi. On nie jest nieuczciwy. I jest mniej winny niż ci, którzy teraz każą mu płacić za wszystkich.

Twierdzi pan, że Colby stał się kozłem ofiarnym w tej sprawie?

Jestem o tym przekonany. I jestem też przekonany, że mu się to podoba. Pewnego dnia mu to powiedziałem: „Podoba się panu rola kozła ofiarnego, prawda?”. Nie odpowiedział. Nadal siedział nieporuszony. Jednak było jasne, że odgrywanie roli kozła ofiarnego sprawiało mu przyjemność. I nikt nie potrafiłby zagrać tej roli lepiej, z lepszym rezultatem. Uczciwy wobec nas, lojalny wobec swoich ludzi… Zostawił CIA, tak by wszyscy uważali go za wielkiego człowieka, bo ich ocalił. Doskonała strategia, wspaniała robota. Ech! Zręcznie mną manipulował ten Colby. Zwyciężył. A ja przegrałem.

W jakim sensie pan przegrał, panie Pike?

W najbardziej oczywistym: nie pozwolili mi opublikować raportu, zablokowali go. Kiedy Izba Reprezentantów orzekła, że nie może zostać opublikowany bez zgody prezydenta i do prezydenta należy ustalenie, czy szkodzi on działalności naszej Intelligence za granicą, zrozumiałem natychmiast, że przegrałem. Użyte wyrażenie brzmiało dosłownie: „działalność naszej Intelligence za granicą”; przez działalność mieli na myśli zabójstwa, tajne wojny, opłacanie zagranicznych liderów politycznych. A mój raport nie mówił o niczym innym. Nie przypadkiem prosiłem o głos, by stwierdzić, że w takim razie Ford nigdy nie wyda zezwolenia. Było mi przykro. Było mi tak bardzo przykro, dobry Boże. To był dobry raport. Raport, z którego można było być dumnym. I mi go zablokowali. Co za porażka. Poniosłem w swoim życiu wiele porażek, ale ta była najgorsza. Problem w tym, że… Cóż, to proste: zlecili nam wykonanie pewnego zadania, a my wykonaliśmy je lepiej, niż się spodziewali. A raczej niż się obawiali.

Jednak wina leży również po pańskiej stronie, panie Pike. Czy było konieczne wniesienie sprawy do parlamentu? Czy było konieczne uzyskanie zgody prezydenta?

Zgody prezydenta, nie. Nie musieliśmy błagać o żadną zgodę prezydenta. Wniesienie sprawy do parlamentu owszem, było konieczne. Oto co się stało. Dzięki przeszkodom, jakie napotkaliśmy, na przykład przeszkodzie zwanej Henry Kissinger, spóźniliśmy się, nie mieliśmy już czasu, by ukończyć raport do ustalonej daty. Poprosiliśmy parlament o przyznanie nam dwutygodniowego odroczenia i parlament się zgodził. I wykorzystaliśmy je w całości. Raport został sporządzony przez grono redakcyjne, komisja chciała sprawdzić go rozdział za rozdziałem, a czasem słowo po słowie: opublikowanie go pospiesznie, z ryzykiem przeoczenia nieścisłości i błędów, byłoby nieodpowiedzialne. Dwudziestego trzeciego stycznia raport został ukończony i zaaprobowany przez komisję większością dziewięciu głosów do czterech. Upoważniało nas to do sporządzenia próbnych odbitek, ale ci czterej znaleźli wykręt. Zgodnie z regulaminem mieli prawo do pięciu dni legislacyjnych, by spisać punkty sporne. Dni legislacyjne rozumiane są jako te, w których zbiera się parlament. W ten sposób z pięciu zrobiło się ich osiem. I czterej opozycjoniści dostarczyli swoje dokumenty, gdy komisja miała już zostać rozwiązana. Odwołanie się do głosowania w celu opublikowania raportu było już wtedy konieczne.

A kim byli ci czterej? Ludźmi Kissingera?

Tak sądzę. Bo wie pani, dokładnie w tym samym czasie głosowaliśmy nad zaprzestaniem udzielania pomocy finansowej Angoli. Tych dziewięciu z komisji, którzy chcieli opublikować raport, głosowało za zaprzestaniem finansowania w Angoli, tych czterech, nie chcieli go opublikować, zagłosowało za kontynuacją finansowania. Czy to jasne?

Tak, i wydaje się to wielką hipokryzją. Skoro zamierzali rzucać panu kłody pod nogi, to po co powierzali panu dochodzenie? Żeby zamydlić oczy Amerykanom i światu?

Zgadzam się z panią. Hipokryzja to właściwe słowo.

Mimo to jest coś, czego nie rozumiem, panie Pike. Dlaczego te rzeczy nie przydarzyły się senatorowi Churchowi? Czemu on zdołał opublikować swój raport? A przecież mówił o Chile, o próbach zabójstw…

Zastanawia się pani, dlaczego pozwolono mu go opublikować. To proste: ponieważ był to raport ad interim 1odnoszący się do tematu już nieaktualnego, prób zabójstw. Tematu, który dotyczył działalności osób niesprawujących już urzędu: nieżyjących prezydentów, prezydentów popadłych w zapomnienie. Temat naszego raportu jest aktualny. Dotyczy wydarzeń, które miały miejsce bardzo niedawno, dotyka osób, które nadal sprawują rządy…

Z Kissingerem włącznie.

Z Kissingerem włącznie. I powiem więcej: ostateczny raport Churcha nie został jeszcze opublikowany. Church ma go dostarczyć do marca. A ja obawiam się, że kiedy go dostarczy, napotka te same trudności, jakie napotkałem ja. Również w jego przypadku nie zabraknie pretekstów. Na przykład znowu uczepią się zabójstwa Welsha i… Musi pani zrozumieć, że śmierć Welsha poruszyła Amerykę. I przysporzyła niezmiernej sympatii CIA i jego agentom.

Wróćmy do tematu hipokryzji, panie Pike. Kto przysporzył panu największych trudności?

Prezydent, Kissinger, Colby, FBI, ogólnie rząd. Zawsze obiecywali nam wszelką współpracę, a później odmawiali informacji. Również po to, by zmarnować nasz czas. Wiedzieli, że komisja będzie działać krótko, i dlatego marnowali nasz czas. Zaraz to wytłumaczę. Kiedy mówiliśmy: „Potrzebujemy tych dokumentów”, wcale nam ich nie odmawiali. Dawali nam tylko jeden z nich. Tym sposobem trzeba było znowu o nie prosić i znowu dawali nam tylko jeden. Ja wierzę w dokumenty. Ponieważ świadczą o tym, co ludzie mówili, a nie, co później chcieliby powiedzieć. Tak więc cały czas o nie prosiłem, a oni wydzielali mi je w bardzo długich odstępach. Czasami zaś nie dawali mi ich wcale. Co zrobił na przykład pan sekretarz stanu z Memorandum Boyatta? Oskarżył nas o chęć dręczenia drugorzędnych postaci z Departamentu Stanu, o uprawianie maccartyzmu2. I napisał do nas list, twierdząc, że jeśli chcemy dowiedzieć się pewnych rzeczy, musimy zwrócić się do „ważnych ludzi, którzy tworzą amerykańską politykę”. A ważni ludzie z przyjemnością nam pomogą. Tak więc poprosiliśmy o dokument jego, Kissingera. On oczywiście go miał. Ale nam go nie dał. Gorzej, zakazał wszystkim nam go dawać. Wszyscy odpowiadali nam, że dokument ten chroniony jest przywilejem egzekutywy. Również prezydent powołał się na przywilej egzekutywy.

Co to jest dokument Boyatta?

Już pani wyjaśniam. Thomas Boyatt był człowiekiem, który kierował wydziałem Cypru, Cyprus Desk, w Departamencie Stanu. I z tego, co wiedziałem, Thomas Boyatt sprzeciwiał się gwałtownie temu, co Amerykanie zrobili na Cyprze. I spisał swój sprzeciw w Memorandum Boyatta lub Memorandum sprzeciwu. Uważamy je za naprawdę niezbędne, aby się dowiedzieć, jak się zachowaliśmy w brzydkiej sprawie Cypru. Był to jedyny sposób na dotarcie do prawdy. Ale Kissinger zachował się tak, jak powiedziałem, i doszło do pierwszego sporu z nim. Wysłaliśmy nawet nakaz dostarczenia tego kawałka papieru. Na próżno. Oczywiście wezwaliśmy pana Boyatta do złożenia zeznań. Również na próżno. Boyatt chciał przyjść. Kissinger się sprzeciwił.

Gdzie jest teraz pan Boyatt?

Otrzymał awans. A raczej, zdaje mi się, że jest w Chile. Proszę pozwolić mi wykonać jeden telefon… Tak, jest w Chile. Jako szef misji dyplomatycznej w naszej ambasadzie.

Jednak Kissinger przyszedł zeznawać.

Tylko jednego dnia, rano i wieczorem. I nie będę opisywał pani jego zachowania, raport mówi sam za siebie. Ale powiem pani, że rozpaczliwie usiłowałem skłonić go do opowiedzenia tego, co było nam potrzebne. Nie udało mi się. Chronił się zawsze za swoim przywilejem politycznym; za historyjką o swoich „bardzo osobistych” źródłach. Chciałem go oskarżyć o obrazę parlamentu. Poddałem pod głosowanie trzy rezolucje, aby go oskarżyć. Sprawa się na tym zatrzymała. Większość parlamentu nie chciała dalszego postępowania. Musieliby wybrać między Kissingerem a mną, między Kissingerem a komisją i nikt nie był gotów uczynić sobie z niego wroga.

Ale dlaczego w Ameryce ludzie tak bardzo boją się Kissingera?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Może dlatego, że stoi za nim zbyt wiele osób. Ten Kissinger to strasznie przebiegły public relation man. Gdy tylko sprawy przestają się toczyć po jego myśli, zwołuje swoich znajomków z prasy i otrzymuje potężne artykuły wstępne, które mówią zupełnie co innego niż ten, kto mu się sprzeciwił. Sprzeciwianie mu się jest niewskazane, zwłaszcza w przypadku polityka. Ja jednak sądzę, iż dowiodłem, że się go nie boję.

Dlaczego więc nie poprowadził pan dalej sam oskarżenia o obrazę?

Mógłbym. Zrezygnowałem, bo byłaby to tylko strata czasu. Nasze sądownictwo nie działa szybko, dokładnie tak jak włoskie. I komisja zostałaby rozwiązana, zanim Kissinger zasiadłby na ławie oskarżonych. Tak więc postępowałem dalej ze związanymi rękami i coraz bardziej hamowany przez obstrukcjonizm. Nakazywali nawet milczenie mniej znaczącym świadkom. Mówili im jasno i wyraźnie, że nie wolno im mówić „o pewnych sprawach”. Kissinger posunął się nawet do tego, że poinformował ich, iż nie wolno im pozwolić się przesłuchiwać, jeżeli na sali nie ma funkcjonariusza Departamentu Stanu. I nikt nie złamał tych wytycznych. Ach! Przed chwilą spytała mnie pani: Dlaczego więc powierzono panu dochodzenie? Ja powiem: Dlaczego więc je zarządzili? Hipokryzja to święte, najodpowiedniejsze słowo. Mydlenie oczu to właściwe wyrażenie. Można zrozumieć powściągliwość Colby’ego, obstrukcjonizm CIA; CIA była sądzona. Ale nie zawsze to CIA wiązała nam ręce. Najbardziej wiązał je nam Kissinger, prezydent, Departament Stanu, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, samo FBI. Dlatego twierdzę, że pod koniec szanowałem bardziej CIA niż tych, którzy wydawali jej polecenia.

Ale do kogo należało wydawanie poleceń CIA? Do sekretarza stanu, czyli Kissingera?

Bardziej niż do sekretarza stanu, do specjalnego asystenta prezydenta do spraw Agencji Bezpieczeństwa Narodowego.

To znaczy do Kissingera.

Dokładnie. Poza tym do ministra obrony i do sekretarza stanu.

Którym jest Kissinger.

Właśnie. Wreszcie do Narodowej Rady Bezpieczeństwa.

Do której Kissinger należy i w której znaczy najwięcej.

Właśnie. CIA nie może sama podejmować inicjatyw. Zgadzam się z Colbym, gdy odpowiada, że CIA nie jest dzikim słoniem. Po przeanalizowaniu wszystkiego, co było do przeanalizowania, doszedłem do wniosku, że CIA podejmowała inicjatywę jedynie w sprawach marginalnych i niewywołujących kontrowersji. W sprawach ważnych i odbiegających od normy zachowywała się zawsze w sposób, w jaki ktoś kazał jej się zachowywać. A tym kimś bardzo często był Kissinger.

Panie Pike, jak wytłumaczy pan władzę Kissingera?

Och, jest inteligentny. Co do tego nie ma wątpliwości. Ma wybitny umysł. Poza tym ma fascynującą łatwość słowa. Ponadto był bardzo skutecznym dyplomatą. Jest niezwykle popularny w środowisku koktajlowym Waszyngtonu, gdzie nie bywam. Wreszcie, jak już wspomniałem, ma ogromne wsparcie ze strony prasy, która poświęca mu artykuły pochwalne i atakuje jego przeciwników. Na przykład wtedy, gdy reszta świata mówiła, że Kissingerowi nie była obca tragedia w Chile, my w Ameryce w to nie wierzyliśmy. Wyszedł raport senacki Churcha, ale amerykańskie dzienniki nie wymieniły nazwiska Kissingera. Również dwa największe liberalne dzienniki Ameryki, „New York Times” i „Washington Post” je pominęły. Nie pamiętam, abym przeczytał nazwisko Kissingera w artykule, który „Washington Post” poświęcił odpowiedzialności amerykańskiej w Chile. A „New York Times” nawiązał do tego jedynie marginalnie.

Niemniej mówi się, że za Forda Kissinger nie cieszy się taką protekcją, jaką miał za Nixona.

Pozwoli pani, że odpowiem w ten sposób: Sądzę, że prezydent Ford ma ogromny respekt dla Kissingera, i sądzę, że prezydent Ford uważa, iż ogromnie go potrzebuje.

Panie Pike, czy według pana Kissinger jest demokratą?

Nie. Tym razem nie będę szukał łagodniejszych określeń. Odpowiedź brzmi: nie. Przede wszystkim myślę, że Kissinger ma bardzo niewiele szacunku dla parlamentu. I być może zasługujemy sobie na niewiele szacunku, jednak doktor Kissinger żywi niewiele szacunku dla wszelkich demokratycznych procesów. O, tak. On naprawdę nie ma cierpliwości do demokracji. W demokracji nie liczy się wcale to, co liczy się w dyplomacji. I jego stanowiska nie może zajmować człowiek, który odmawia uznania punktu widzenia większości, twierdząc, że on wie wszystko lepiej od innych. Nawet jeśli jest to człowiek inteligentny. Doktor Kissinger nie przepada za krytyką. Oskarżenia o maccartyzm łatwo płyną z jego ust, gdy ktoś mówi rzeczy, które się mu nie podobają, a…

A jeśli jest ktoś, kogo należałoby oskarżyć o maccartyzm, to właśnie on.

Brawo. Powiedziała to pani. Jest pani odważniejsza ode mnie.

Dlaczego? Tak wiele się ryzykuje, mówiąc kim jest Kissinger? Czy fakt, że pan to powiedział, a raczej przewodniczył komisji śledczej, zaszkodził może pańskiej karierze politycznej, panie Pike?

Jeszcze tego nie wiem. Nie dowiem się tego przed wyborami. Oczywiście, gdybym dzisiaj kandydował, zamiast być już deputowanym, sprawa byłaby beznadziejna.

xxx

We wstępie do wywiadu Oriana Fallaci pisze, że walka z władzą, ubraną w mundury tyranii czy szaty poprawności politycznej, służy tylko pogoni za marzeniem i zachowaniem czystego sumienia, ale biada temu, kto jak Don Kichot łudzi się, że coś osiągnie, grając bohatera. W tej lakonicznej konstatacji porusza ona problem istoty władzy: Czym ona jest? Kto tak naprawdę rządzi? Dlaczego jest tak potężna?

Jeśli nie potrafimy dokładnie zdefiniować, czym jest władza i kto tak naprawdę rządzi, to walka z nią jest w istocie walką z wiatrakami. Z wywiadu, jaki przeprowadziła Fallaci z Pike’iem wynika, że to Kissinger rządził CIA, a ona sama, według słów Pike’a, podejmowała samodzielne decyzje tylko w sprawach drugorzędnych. Tak zapewne mogło być, ale też nie można wykluczyć możliwości, że Kissinger był tylko pasem transmisyjnym, a rządził ktoś zza kulis. Bez względu jednak na to, który przypadek zachodził, to CIA nie jest dzikim słoniem i ani ona, ani służby specjalne innych państw nie są niezależne i wszechpotężne.

Skąd się wzięły tajne służby? Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela (1932) pisze:

Walka z Rzymem, w której tyle tkwiło judaizmu i tyle bezpośrednich oddziaływań żydowskich, prowadzona była przy pomocy szeroko rozgałęzionych tajnych organizacji o charakterze międzynarodowym. Już w XII, XIII i XIV wieku widzimy owe ruchy sekciarsko-rewolucyjne, wywołujące powstania ludowe, kierowane przez tajne związki, pozostające między sobą w ustawicznym porozumieniu. Mamy prawo powiedzieć, że już wówczas – niezależnie od widocznego w świetle dziejów jednolitego kierownictwa – związki te tworzą jedną całość organizacyjną, podzieloną terytorialnie, co ujawnia się choćby we wspólnej wszystkim nazwie „braci”. Mamy przecież braci włoskich, południowo-francuskich, braci morawskich, braci czeskich, braci niemieckich, braci polskich, braci niderlandzkich i braci angielskich.

Co więcej „braćmi” zwą się także członkowie, współdziałających z tamtymi organizacjami, tajnych akademii odrodzenia. A więc anabaptyści, socynianie, taboryci, a z drugiej strony członkowie akademii humanistycznych – jak Luter, Reuchlin, Melanchton, Zwingli, Kalwin – byli braćmi organizacyjnymi. Jest to więc jedna sieć, spojona misternie i na ten sam połów sporządzona. Owe „braterskie” akademie i stowarzyszenia (societates) nie są niczym innym, jak poprzednikami dzisiejszych lóż wolnomularskich.

x

Czy służby specjalne również wywodzą się z tego pnia? Trudno powiedzieć, ale zapewne wzorce były z niego czerpane. A jeśli tak, to oznaczałoby to, że tajne służby wszystkich państw współpracują ze sobą. Taką sugestię można znaleźć w dramacie „Cena” (2000) Waldemara Łysiaka, który wkłada w usta jednej z głównych jego postaci takie słowa:

„Powiem panu, że w trzydziestym dziewiątym NKWD i Gestapo zawarły pakt. Własny pakt, równoległy do paktu rządowego między Moskwą i Berlinem. Ciekawe jest tutaj to, że kiedy kilka lat później Moskwa i Berlin zaczęły prowadzić wojnę przeciwko sobie – pakt ich służb specjalnych nie uległ całkowitemu zniszczeniu. Funkcjonuje do dzisiaj (rok 1944 – przyp. W.L.), taka osobliwość. Co prawda tylko w kwestiach tyczących partyzantki polskiej, ale zawsze…”

O tym, że służby specjalne wszystkich państw współpracują ze sobą, świadczy to, że wojny były i są prowadzone według ściśle ustalonych scenariuszy. Skoro rządy państw prowadzących wojnę nie rozmawiają ze sobą, to pewnie robią to za nie właśnie służby specjalne. Zwraca też uwagę fakt, że różni szpiedzy czy kurierzy poruszali się po Europie w czasie II wojny światowej, jakby nie istniały granice i fronty, a gdy czasem zostali aresztowani, to jakoś tak szybko byli zwalniani.

Ma więc rację Leszek Sykulski, gdy mówi, że wszystko dzieje się za kulisami, a to, co widzimy to teatr dla naiwnych.

  1. ad interim – łacińska fraza, która oznacza w międzyczasie lub tymczasowo. ↩︎
  2. maccartyzm – ogólna nazwa działań politycznych, pozbawionych skrupułów metod śledczych oraz tworzenia atmosfery strachu i podejrzeń, w walce z wewnętrznym zagrożeniem komunistycznym w latach 1950-1954 w Stanach Zjednoczonych; od nazwiska amerykańskiego senatora Josepha Raymonda Mc’Carthy’ego. ↩︎

6 thoughts on “CIA

  1. ” służby specjalne wszystkich państw współpracują ze sobą ” –

    – a idąc dalej, mnie wygląda na to jakby wszyscy tajniacy byli szkoleni wg jednego wzorca ( ekonomia ? ).
    Mając już pewną bazę danych sprawdzałem w określonych sytuacjach to czy mam tzw. ‘nosa’ – otóż, bez pudła rozpoznawałem ( mowa ciała ) nieumundurowanych policjantów i to zarówno w Polsce jak i na Zachodzie ( Niemcy, Francja, Szwajcaria, Benelux) – oni wszyscy są jak spod jednej sztancy robieni.

    Like

    • “– a idąc dalej, mnie wygląda na to jakby wszyscy tajniacy byli szkoleni wg jednego wzorca ( ekonomia ?” – Wydaje mi się, że bardziej jest to wynik tego, że podlegają jednemu ośrodkowi decyzyjnemu, wiadomo jakiemu.

      Like

      • ” jeden ośrodek decyzyjny ”

        Walter Rathenau w wywiadzie dla Geschäftlicher Nachwuchs ( 1909 r. ) : – 300 ludzi, z których wszyscy się znają, bezpośrednio decydują o kierunku gospodarczym w Europie i wybierają swoich następców spośród siebie.

        Felix Frankfurter, Sędzia Sądu Najwyższego USA : – prawdziwi władcy Waszyngtonu, są niewidoczni i wykorzystują swoje uprawnienia zza kulis.

        … jeśli zajrzeć w piórka kreatorom i członkom Klubu Rzymskiego, Instytutu Tavistock, Instytutu Spraw Międzynarodowych, Bilderbergów i wiele mniejszych organizacji, służb specjalnych, bractw, instytucji i instytutów to wychodzi, że stanowią oni swego rodzaju rodzinę ( będąc spokrewnionymi lub nominowanymi ) Komitetu 300, zwanego niekiedy grupą z Olimpu ( Olimpians ).

        ” Komitet 300 ” : https://boskaenergia.blogspot.com/2017/04/struktura-szatanskiej-wadzy-i.html

        … jako będący w dolnych rejonach społecznej piramidy, możemy coś zrobić … co ?

        Like

      • “… jako będący w dolnych rejonach społecznej piramidy, możemy coś zrobić … co ?” – To zależy od tego, co chcemy zrobić. Przede wszystkim uświadomić sobie, że faktyczna władza jest ukryta, a w związku z tym nie możemy jej zmienić. Skupić się na własnych sprawach. Ograniczyć się w działaniu do grona swoich najbliższych i sprawdzonych znajomych. I w tym gronie wspierać się i pomagać sobie wzajemnie, czyli tworzyć swego rodzaju oddolne wspólnoty, takie gminne “Komitety 300”. Trzeba się od nich uczyć, ale nie dawać wciągać się w ich gierki typu wybory, marsze, demonstracje itp. Zadbać o jak najlepsze i praktyczne wykształcenie dla siebie i swoich dzieci. Tyle i aż tyle.

        Like

      • Wystarczyło parę razy zrobić mi ‘click’ aby aby odkryć to co zwykle jest zakryte, za kulisami ( muszę kiedyś przysiąść i chociaż pobieżnie przeczytać ) :

        https://wezwaniedoprawdy.pl.tl/Komitet-300.htm

        Spojrzałem jeszcze raz na tekst i praktycznie trzeba by było przy każdym nazwisku, nazwie organizacji, instytucji skorzystać z usług Google aby … aby wypełnić umysł śmieciami ?

        Like

      • “… aby wypełnić umysł śmieciami ?” – Dokładnie po to są takie teksty. Dodatkowo z wielką ilością linków, pisane często drobnym drukiem i na szerokość, która utrudnia czytanie. Trzeba być masochistą, by je czytać. Ja, gdy widzę coś takiego, to od razu odpuszczam.

        Like

Leave a comment