Państwo w państwie

Każdy uważny obserwator życia politycznego w Polsce nie ma już chyba wątpliwości, że Żydzi w państwie polskim tworzą własne państwo i nawet się z tym nie kryją. Nie jest to zresztą dla nich nic nowego, raczej kontynuacja pewnego procesu. Mieli swoje własne państwo w Polsce przedrozbiorowej, a i wcześniej tego typu twory nie były im obce.

Królestwo izraelskie zniszczył asyryjski król, Salmanazar VI w 726 roku p.n.e., a judajskie – babiloński Nabuchodonozor w 586 roku p.n.e. Izraelici nigdy nie wrócili do Palestyny. Przewiezieni przez asyryjskiego króla do Medii, zlali się z obcymi ludami i ślad po nich zaginął. Judaici ocalili się. W Babilonii kolonia żydowska była państwem w państwie. Utworzyli własny rząd i rządzili się jak we własnym domu. Odprowadzali do skarbu królewskiego niewielki podatek pogłówny i ziemski. Na czele tej kolonii stał egzylarcha – najwyższy sędzia i kapłan wszystkich Żydów w Babilonii. Był on księciem panującym, patriarchą (nassi). Później władzę podzielono na dwie części. Egzylarcha został kierownikiem spraw politycznych i cywilnych. Drugą część – część wyznaniową powierzono dygnitarzowi, którego nazwano gaonem. Taki podział przetrwał do II w. n.e. Rządy te objęły panowanie nad wszystkimi koloniami żydowskimi rozproszonymi po świecie.

Bitwa pod Jeres de la Frontera (711 r. n.e.) rozstrzygnęła o losach chrześcijaństwa na Półwyspie Iberyjskim. Po tym zwycięstwie Arabowie wtargnęli w głąb kraju, wszędzie wspierani przez Żydów. Umocnienie się islamu w Hiszpanii pozwoliło im na coraz liczniejsze osadnictwo. Około X wieku dochodzi do przeniesienia się tam kierownictwa Izraela. Wysoka Rada (Sanhedryn) pozostaje tajna, podobnie jak w Babilonii. Hiszpania staje się największym skupiskiem żydostwa, a Toledo – ich hiszpańską Jerozolimą.

Jeszcze w okresie powstania inkwizycji hiszpańskiej, żydostwo, zanim zmuszone zostało do opuszczenia swojej bazy, zainteresowało się państwem polskim jako terenem mogącym w przyszłości zastąpić Hiszpanię. Żydzi, zaprawieni w politycznych intrygach, mogli, w kraju na kresach ówczesnej Europy, łatwo uzyskać kierowniczą rolę i zabezpieczyć się od przykrych niespodzianek. Sprzyjała temu gościnność i otwartość Słowian. Wybór Polski na przyszłe skupisko żydostwa dokonany został już w XV wieku.

Teodor Jeske-Choiński w książce Historia Żydów w Polsce pisze:

»Na razie nie sklecili Żydzi polscy ze swoich wszystkich kolonii jednej ogólnej całości, zadowalając się organizacją poszczególnych gmin. Z czasem jednak złączyli te gminy w jednolite ciało, budując w ten sposób „państwo w państwie”. Podstawą tego państwa w państwie nie była tylko lichwa i wszelkiego rodzaju chciwość, lecz głównie cele religijno-polityczne, posłuszne programowi Ezdrasza, Nehemii i Talmudowi.

Chodziło budowniczym żydowskim owego status in statu o utrzymanie swoich współwyznawców na obroży teokratycznej, aby obietnice Talmudu nie spełzły na niczym. Lud żydowski powinien według jego mniemań być Żydem niezmiennym – Żydem z czasów przedchrześcijańskich, nieubłaganym wrogiem wszystkich „gojów” i „akumów”, jeżeli chce panować kiedyś nad całym światem, co mu Talmud obiecuje. Do tej roboty potrzeba narodowi, niezdolnemu do rozprawy orężnej, fury złota, bo czego słaby miecz nie dokona, to załatwi pieniądz. Przeto wolno „świętemu” ludowi Jehowy łupić goja bez litości, oszukiwać go, okradać itd.

Mamon, zjednawszy sobie przychylność władców i wielmożów, pomógł Żydom – oddawał powoli w ich ręce sprawy polityczne, religijne, administracyjne, sądowe, handlarskie – słowem, pełną autonomię. Autonomia ta chwiała się jeszcze jakiś czas to w prawo to w lewo, nadawana i kasowana, co zależało od przekonań i potrzeb takiego lub innego króla i jego doradców. Ustaliła się dopiero za Zygmunta Augusta.

Zanim się pełna autonomia żydowska sformowała i ustaliła, rządziły gminami tylko kahały pod komendą tzw. „starszych”. Ci „starsi” zajmujący się głównie polityką, administracją i sądami, nie różnili się niczym od „tyranów” miast greckich lub kacyków murzyńskich. Będąc nie tylko rządcami gminy, ale równocześnie jej policją i sądem, rzucili do stóp swoich za pomocą małej i wielkiej klątwy (cherem) wszystkich talmudystów.

Uzyskawszy pełną autonomię za Zygmunta Augusta, utworzyli Żydzi zjazdy (synody) prowincjonalne i ogólne. Podzielili Polskę na „cztery kraje”, na: Wielkopolskę, Małopolskę, Ruś Czerwoną z Podolem, Wołyń z Ukrainą i Lublinem. Na synody te zjeżdżali się delegaci z Krakowa, Poznania, Lublina, Lwowa i sześciu delegatów powołanych przez rabinów.

Synody te były najwyższą władzą Żydów polskich, ich rządem. A rządem tak energicznym, iż żaden prawowierny talmudysta nie śmiał oprzeć się jego rozkazom. Żaden Żyd, choćby najwięcej pokrzywdzony przez kahał lub zjazd delegatów, nie odważyłby się udać po sprawiedliwość do sądów chrześcijańskich. Ukamienowaliby go jego współwiercy, zdeptaliby jak robaka. Jedyną ucieczką przed tyranią kahałów i synodów było przejście na łono chrystianizmu, ale i ten środek nie skutkował zawsze. Rząd żydowski umiał chwytać swoich odstępców i uczynić ich potajemnie nieszkodliwymi. Tym się tłumaczy, że neofici wybierali sobie zwykle na rodziców chrzestnych panów możnych, którzy by ich w razie potrzeby mogli zasłonić przed fanatyzmem talmudystów. W całej historii Żydów polskich odważyli się na bunt jawny jedni tylko frankiści, ale i oni, nie chcąc zgnić w więzieniach kahalnych, lub dać gardło, byli zmuszeni schronić się pod opiekuńcze skrzydła krzyża.

Rząd żydowski był naprawdę rządem. Uchwalał podatki, kontrolował handel i przemysł, dyktował praktyki kultu, zakładał szkoły, mianował nauczycieli, sędziów, rozstrzygał w ostatniej instancji bez apelacji wszelkie spory między rabinami, kahałami a stronami prywatnymi, ustanawiał miarę i wagi – słowem porządkował całokształt życia swoich współwierców, broniąc ich odrębność narodową, czyli program Talmudu.

Zawsze obłudni, przebiegli notablowie żydowscy starali się otumanić „gojów”, odgrywali kłamliwie rolę obywateli, posłusznych rządowi polskiemu. Na zjeździe na przykład „czterech ziem” w r. 1581 w Lublinie zabronili Żydom dzierżawić mennicę, żupy solne i pobór czopowego i zagrozili im, gdyby nie byli posłuszni rozkazowi synodu, klątwą: „Będzie wyklęty i wykluczony z obu światów, będzie odłączony od wszelkich świętości Izraela; jego chleb będzie uważany za chleb poganina, jego wino za sprofanowane, jego mięso jako mięso nieżyda, jego związki małżeńskie za cudzołóstwo, pochowany będzie jak „osieł” itp. – Kłamali głosem piorunującym. Kłamali tak podstępnie, aby zamydlić „gojom” oczy, aby odwrócić ich uwagę od działalności rządu żydowskiego.

Notablowie Judy przeklinali niby, potępiali swoich poddanych, a cieszyli się, gdy się dowiadywali, że się ich „wyklęci” bogacili. Bowiem celem ich obrad było osłabić Polaków, a wzmacniać Żydów. Polska miała być przecież jedną z tych ziem, które Talmud obiecał narodowi „wybranemu”.

Notablowie żydowscy przestraszali kupców, lichwiarzy, spekulantów, poborców, celników wielką klątwą, a oni owi wyklęci, nie pozbawiali się swojego rzemiosła, wiedząc, że ich władcy okpiwają „gojów”. By nie narazić swoich władców na podejrzliwość antyżydów polskich, odgrywali także szachraje rolę niewiniątek. Przyznaje pisarz żydowski, M. Schorr, że „zamożni dzierżawcy (Żydzi) brali dzierżawę pod cudzą, chrześcijańską firmą, lub przez pozyskanie wojewody lub króla potrafili uchylić się od tych zakazów i przy swych źródłach dochodowych utrzymać. Właśnie w tych czasach spotykamy Żydów jako bogatych dzierżawców żup i podatków”.

Więc było Żydom w Polsce, jak u „Pana Boga za piecem”. Nie czuli wcale niewoli, wygnania, braku „świątyni”. Mieli po całym kraju mnóstwo synagog. Jak za dawnych, dobrych czasów egzylarchatu babilońskiego, komentowali ich „uczeni” i dopełniali Talmud, wydawali egzegezy, komentarze, suplementy, traktaty rabiniczne, zasypując nimi całą Europę.

Władza polska nie przeszkadzała im w zakładaniu szkół, w których chowali swoje dzieci. W najniższych szkołach uczyły się dzieci czytania i pisania, w wyższych wtajemniczano je w egzegezę ksiąg świętych.

Pozwoliła także władza polska Żydom zakładać hebrajskie drukarnie. Sprowadzili oni (w r. 1530) drukarzy włoskich do swoich drukarń w Krakowie, Lublinie i innych większych miastach. Z oficyny Pawła Helicza (około r. 1540) rozbiegły się po całym kraju setki egzemplarzy Talmudu.

Talmud był głównym źródłem uczoności rabinów polskich. Tylko w nim siedzieli po uszy, czerpiąc z niego mądrość. Pogrążeni w kazuistyce i metafizyce „Księgi Ksiąg” wpadli w dziwactwa kabalistyczne.

W ciasnym kółku kazuistyki i kabalistyki obracała się „nauka” Żydów polskich. Zwróciło na to uwagę dzieło hiszpańskiego Żyda, Palkeiry, drukowane w Krakowie (1545 r.). Palkeira radził swoim współwiercom zająć się także wiedzą świecką.

Zrozumieli to notablowie żydowscy i, porozumiawszy się na synodzie, rozesłali po całym kraju następującą odezwę: „Jehowa brzmi w urywku, ta odezwa ma liczne Sefiroty, Adam miał różne doskonałości wypływy. Izraelita tedy na jednej tylko nauce przestawać nie powinien. Pierwsza jest święta nauka, ale czyż dlatego mniej smacznego nie mamy jeść jabłka! Wszystkie nauki nasi wynaleźli ojcowie i kto nie jest bezbożny, znajdzie początek wszystkich umiejętności w księgach Mojżesza. Co było waszą chwałą dawniej, wstydem teraz być może. Byli Żydzi u królów na dworze, Mardochei był uczony, Ester byłą mądrą, Nehemiasz był radcą perskim i lud wybawili z niewoli. Uczcie się, bądźcie użytecznymi królowi i panom, a będą was szanować. Ile gwiazd na niebie, ile piasku w morzu, tyle jest Żydów na świecie, jako gwiazdy, a każdy nas depce jak piasek. Król nasz jest tak mądry jak Salomon, tak święty jak Dawid, ma przy sobie Samucha, drugiego prawie proroka. Patrzy on na wszystkich ludzi jak na las ogromny. Rzuca wiatr różne nasiona drzew i nikt się nie pyta, skąd najpiękniejsze drzewo ma swój pochód. Czemuż i z nas cedr libański wśród tarniny powstać nie ma?” (odezwa powtórzona z „Historii Żydów w Polsce” Aleksandra Kraushara).

Nawet w takiej odezwie nie umieli się notablowie żydowscy pozbyć megalomanii i kłamliwego pochlebstwa. Chełpili się, że ich ojcowie (przodkowie) wynaleźli wszystkie nauki, a wiadomo, że ci „ojcowie” paśli jako koczownicy trzody, jeszcze wówczas, kiedy kaplani egipscy utorowali już drogę do tajemnic wiedzy. Króla polskiego nazywali „mądrym jak Salomon”, bo potrzebowali jego łaski, a po cichu pluli zapewne na niego, na „goja”. Potrzebując także opieki ówczesnego kanclerza, Samuela Maciejowskiego, łaskotali jego ambicję tytułem „drugiego proroka”.

Skoro tak uwielbiali królów i wielmożów polskich, mogli się byli nauczyć języka polskiego. Mieli dosyć czasu, bo aż 500 lat. A mimo swoją „lojalność” nie przestali używać zepsutego języka niemieckiego (żargonu).

Uczeni żydowscy XVI wieku pisali swoje dzieła albo po hebrajsku, albo po łacinie i niemiecku. Nie uważali za potrzebne uczyć się w swoim państwie języka „mądrego jak Salomon króla” i „drugiego proroka”.

Dobrze im było w tym „swoim państwie”, tak dobrze, iż poeci hebrajscy sklecali rymy na cześć Polski. Jeden z nich zaczął swój poemat słowami: „Polsko, królewska ziemio, w której od wieków żyliśmy szczęśliwie”…

Żyli wyznawcy Mojżesza szczęśliwie, ale tylko dla siebie, bo im ich wiara nie pozwalała służyć „gojom”. Oprócz nich mieszkali w Polsce jeszcze inni innowiercy, np. mahometanie, którzy przywykłszy do swojej nowej ojczyzny pokochali ją szczerze i stali się jej wiernymi synami, za co ich sejm lubelski (1569 r.) wyniósł do godności obywateli polskich.

Pobłażliwą, łagodną, tolerancyjną była Polska dla wszystkich obcych gości, przygarniała ich do swojego łona, nie mieszając się do ich spraw religijnych.

Słusznie pisał Lelewel („Polska, dzieje rzeczy jej”): W czasie Unii Lubelskiej, wskutek której mahometanie prawo obywatelskie otrzymali, gdyby Żydzi podobnego zapragnęli, nie mogliż do niego, choć cząstkowie, choć chwilowo trafić? Talmud stał na zawadzie”.

Talmud stał w istocie, jak wiadomo, potężnym murem między Żydami a innowiercami, spętawszy ich niezłomną odrębnością.«

Taki stan rzeczy trwał do czasu rozbiorów. Wykształciła się też w tym czasie grupa Żydów zwanych sztadlanami, których zadaniem było korumpowanie posłów, zabieganie o to, by instrukcje poselskie nie szkodziły Żydom. O tym pisałem w blogu „Sztadlani”.

Czasy się zmieniały. Rewolucja francuska dała Żydom równouprawnienie i rozprowadziła tę ideę za sprawą wojsk napoleońskich po całej Europie. W Polsce jej echem była insurekcja kościuszkowska. Chyba nie osiągnęła zamierzonego przez jej inicjatorów celu, bo po trzydziestu latach wybucha powstanie listopadowe. Po nim ma miejsce tzw. Wielka Emigracja. Elity opuszczają kraj. W mojej ocenie był to kluczowy moment, który zadecydował o tym, że w Polsce nastąpiła podmiana elit. Bernhard Struck w książce Nie Zachód, nie Wschód – Francja i Polska w oczach niemieckich podróżnych 1750-1850 opisuje to tak:

Ostatni rozbiór Polski i pierwsza fala emigracji polskich elit politycznych i kulturalnych po 1795 r. wpłynęła na zmniejszenie się liczby ewentualnych rozmówców czy partnerów. Ostatecznie stosunki te uległy zerwaniu po fali Wielkiej Emigracji, która nastąpiła po upadku powstania listopadowego. Bez elit towarzyskich i kulturalnych, wystarczy przypomnieć opisywaną ponurą atmosferę w Warszawie po 1830 r., wzajemna wymiana i splot kultur były na poziomie podróżujących, kulturalnych i literackich elit trudne do zrealizowania. Tym samym w odniesieniu do Polski sytuacja wzajemnego dialogu zmieniła się fundamentalnie. Aby posłużyć się językiem kolonialnego dyskursu, po 1831 r. nie rozmawiano już z mieszkańcami odwiedzanego kraju, lecz jedynie relacjonowano o nim samym. Polska – podobnie jak z punktu widzenia kolonizatora – przedstawiana była od zewnątrz, nie będąc już prezentowana z perspektywy kontaktów, jakie mogliby nawiązać zagraniczni goście.

Początkowo zwolennikiem asymilacji Żydów był Bolesław Prus, który miał świadomość, że Polsce brakuje elit, że najprościej byłoby skorzystać z żydowskich i uczynić ich Polakami wyznania mojżeszowego. Później jednak przejrzał na oczy i zmienił swój stosunek do nich. Przeciwnicy i zwolennicy asymilacji byli po obu stronach. Jeske-Choiński w cytowanej wyżej książce pisze:

»Prawowierni Żydzi, zaślepieni w tradycjach kilku tysięcy lat, nie chcieli się ruszyć z drogi, wskazanej im przez Ezdrasza, Nehemię i autorów Talmudu do osiągnięcia panowania nad całym światem. Słyszeć nie chcieli o jakiejkolwiek reformie. Mumią byli, nie mieli ochoty przedzierzgnąć się w ludzi żywych, posuwających się ciągle naprzód.

Żydom postępowym, dążącym do asymilacji, podał rękę ruch ekonomiczny, rozwijający się bardzo silnie w Królestwie Polskim około roku 1840. Rosło w tym czasie rolnictwo, powstawały liczne fabryki, poparte żeglugą parową na Wiśle i koleją żelazną na linii warszawsko-wiedeńskiej. Ruch ten ułatwił Żydom zbliżenie się do wszystkich sfer polskich.

Żyd, od lat dwóch tysięcy kupiec, wekslarz, bankier i spekulant, rzucił się łapczywie na przemysł. Łapać umiał znaczne zyski, bogacił się prędko. Ten, który pozbył się żargonu, chałatu, a ubrał się w strój europejski i liznął trochę kultury chrześcijańskiej, odczepił się od talmudystów i chasydów i stukał do drzwi zamożnych domów polskich. Ochrzczonemu bankierowi, fabrykantowi, spekulantowi (tzw. mechesowi) nie było trudno wywindować się na wysokie szczeble drabiny towarzyskiej. Książę, hrabia, szlachcic, potrzebujący często jego rad i pieniędzy, nie zamykał mu swoich drzwi. Bywało nawet, że zbankrutowany „karmazyn”, pozbawiony środków do wygodnego życia, ożenił się z ochrzczoną co dopiero Żydówką, albo córkę swoją związał węzłem małżeńskim z jakimś bogatym „mechesem”. Oprócz tego rodzaju niedobranych małżeństw, poparła braterstwo chrześcijan z Żydami liczna gromada urzędników wyznania Chrystusowego, służących fabrykantom, bankom i przedsiębiorstwom „mechesów”. Urzędnicy „mechesów”, nie chcąc stracić chleba, nie mogli poddać jawnej krytyce działalności swoich chlebodawców. Droga do asymilacji polsko-żydowskiej była otwarta…«

J.I. Kraszewski, mieszkając jako redaktor kronenbergowskiej „Gazety Codziennej” kilka lat w Warszawie i ocierając się o asymilatorów żydowskich, poznał ich z bliska. Był uważnym obserwatorem i znakomitym psychologiem. Co widział wokół siebie, to opisał w swej powieści „Żyd” z 1866 roku. Zbierało się na powstanie, a finansiści Kraszewskiego byli zgodni:

„W powietrzu czuć proch, ale dla nas to nic złego. Naturalnie, ofiary będą, ale trzeba się będzie wyślizgiwać, aby nas koła tej wielkiej machiny, druzgocącej wszystko, nie pochwyciły. Ostatecznie jednak dla nas wygrana, ktokolwiek z nich wygra. Albo jeden, albo drugi da nam po skończonej awanturze równouprawnienie. Choćby potrzeba było z naszej strony jakichś ofiar pieniężnych, my się zawsze najmniej zrujnujemy, ocalejemy majątkowo, bo nasze kapitały ukryte dobrze, są mniej dostępne od mienia szlacheckiego, od ziemi, widocznej dla każdego. Byliśmy długo w pogardzie i poniewierce; korzystajmy z dobrej okazji. Zamiast bawić się w patriotyzm, asymilację itp. mrzonki, myślmy przede wszystkim o sobie. Chłop polski nie lubi nas, wiemy o tym, ale chłop jest głupi – nie boimy się go. O szlachtę nam głównie idzie. Wmiesza się ona przez sam punkt honoru w awanturę, pójdzie do lasu, na krwawe pola, za co ją rząd ukarze, zniszczy, wytępi, wydusi, wywłaszczy, a wówczas dla nas droga otwarta.”

„A wówczas dla nas droga otwarta.” – Jaka droga?

„W każdym narodzie musi się wyrobić – rezonowali dalej bogacze żydowscy – ponad masy jakaś inteligencja i rodzaj arystokracji. My jesteśmy materiałem gotowym, my zawładniemy krajem, a panujemy już przez giełdy i przez wielką część prasy nad połową Europy. Ale naszym właściwym królestwem, naszą stolicą, naszym Jeruzalem będzie Polska. My będziemy jej arystokracją, my tu rządzić będziemy. Kraj ten należy do nas, jest nasz”…

Insurekcja kościuszkowska i powstanie listopadowe pozbawiło Polskę elit. Powstanie styczniowe umożliwiło Żydom zajęcie ich miejsca. Po nim nastał okres czterdziestu lat spokoju – pracy organicznej. Rewolucja 1905 roku zniszczyła rodzący się polski przemysł i przedsiębiorczość. Za każdym razem stroną przegraną była strona polska, wygraną – żydowska. Od 1905 roku do 1914, a więc do wybuchu I wojny światowej, było tylko 9 lat. Co można zrobić w 9 lat? Czy odrodzona Polska miała jakiekolwiek szanse na bycie sprawnym, dobrze zarządzanym państwem? Czy elity II RP były polskimi elitami? Sądząc po tym, jaką prowadziły politykę, to chyba nie. Jedyne co się udało, to oddolny ruch spółdzielczy, który rozwijał się bardzo dynamicznie i wypierał drobny handel żydowski. Niestety I wojna przerwała ten proces.

W 1919 roku przedstawiciele Żydów złożyli Tymczasowemu Naczelnikowi Państwa, Józefowi Piłsudskiemu, projekt, wedle którego podstawą ich funkcjonowania byłyby gminy (kahały), a ich władza wybierana na podstawie pięcioprzymiotnikowego prawa wyborczego. Miał być również powołany Żydowski Zjazd Narodowy, który miał uchwalić Konstytucję Żydów w Polsce.

W 1920 roku poseł Izak Grunbaum ze Związku Polaków Narodowości Żydowskiej zgłosił projekt artykułu 113 przygotowywanej Konstytucji II RP. Głosił on:

Ziemie Rzeczypospolitej, zamieszkałe w przeważającej większości przez narodowości niepolskie, stanowić będą autonomiczne prowincje, które otrzymają osobne przedstawicielstwo ustawodawcze, wybierane na podstawie wyborów powszechnych, bezpośrednich, równych, tajnych i stosunkowych. Osobne ustawy określą kompetencje tych ciał ustawodawczych oraz stosunek prowincji autonomicznych do państwa.

Projekt ten został odrzucony. Jego przyjęcie oznaczałoby nie tylko stworzenie państwa w państwie, ale dawałby autonomicznym prowincjom możliwość decydowania o oderwaniu się od państwa, co w praktyce prowadziłoby do jego rozpadu.

Żydzi mieli w okresie międzywojennym swoje partie: Bund – współpracujący z komunistami, Kombund – komunistyczny odłam Bundu, Niezależni Socjaliści – taki żydowski PPS. Stronnictwa syjonistyczne dążyły do odzyskania Palesyny. Były to Poalej Syjon – współpracujący z komunistami, Cejre Syjon – propagujący komunizm w przyszłej Palestynie i Hitachduth – dążący do odbudowy Palestyny na zasadach socjalistycznych.

Bund, Kombund, Partia Niezależnych Socjalistów i Poalej Syjon domagały się wspólnego państwa polsko-żydowskiego. Jidysz miał być drugim językiem urzędowym, nie tylko w urzędach, ale i w szkołach, a instytucje kultury, finansowane przez państwo ( m.in. teatry, wydawnictwa, biblioteki), miałyby mieć dwa programy: dla Żydów w jidysz, dla Polaków – po polsku.

Wszystkie partie żydowskie dążyły do uzyskania maksymalnej autonomii poprzez żydowskie gminy (kahały) i zabiegały o utworzenie przy rządzie polskim Sekretariatu Stanu do Spraw Żydowskich. Jak mówi przysłowie: co się odwlecze, to nie uciecze. Obecnie mamy urząd pełnomocnika prezydenta RP ds. kontaktów z diasporą żydowską, urząd pełnomocnika rządu RP ds. kontaktów z diasporą żydowską i urząd przedstawiciela ministra spraw zagranicznych ds. kontaktów z diasporą żydowską. A więc prezydent, rząd i ministerstwo spraw zagranicznych pod kontrolą.

W Polsce międzywojennej mieszkało ponad 3 miliony Żydów. Większość z nich nie znała języka polskiego lub znała go bardzo słabo. Jedynie 10-15% zasymilowanej ludności, która utrzymywała kontakty zawodowe lub towarzyskie, mogła pochwalić się jego znajomością. Dotyczyło to przeważnie ludzi z dużych miast. Zgoła odmienna sytuacja panowała w małych miasteczkach i na wsiach. Marian Miszalski w swojej książce Żydowskie lobby polityczne w Polsce cytuje Żyda spod Lwowa Leona Weliczkera:

Nasze małe miasteczko Stojanów liczyło około tysiąca Żydów i podobną ilość Polaków i Ukraińców (…). Polacy i Ukraińcy byli w większości rolnikami (…). My nie byliśmy ani bogatymi właścicielami miejskimi, ani drobnymi, biednymi rolnikami. Gardziliśmy drobnymi chłopami, których nazywaliśmy chamami (…), co dla nas oznaczało prostaczków. Żyliśmy w stworzonym przez siebie getcie bez ścian. Religia żydowska powodowała, że przebywaliśmy razem, co oddzielało nas od nie-Żydów. Kobiety, aby uzyskać koszerne jedzenie, kupowały w sklepach żydowskich (…). Religijne przepisy powodowały, że Żydzi mieszkali w przypominających getta społecznościach (…). Właściwie nie mieliśmy kontaktu ze światem zewnętrznym; na pewno nie mieliśmy żadnych kontaktów towarzyskich, ponieważ nasze zainteresowania były kompletnie inne od zainteresowań gojów (…). Od wczesnego dzieciństwa dzieci chłopów zajmowały się pracą w gospodarstwie (…), gdzie były konie, krowy, psy, koty, podczas gdy my byliśmy całkowicie odcięci od świata zwierzęcego. Nasza religia zabraniała nam posiadać zwierzęta w naszych domach. Tak więc nawet w dziecięcych zabawach różniliśmy się od chrześcijan. My, mali żydowscy chłopcy, nie uczestniczyliśmy w żadnych zawodach ponieważ to uznawane było za gojskie (…). My Żydzi staraliśmy się unikać przechodzenia przy kościele katolickim, a jeśli to było niemożliwe, mruczeliśmy pod nosem odpowiednie przekleństwo, gdy przemykaliśmy koło niego (…). Wynosiliśmy się ponad innych, ponieważ byliśmy „ludem wybranym” przez samego Boga. Powtarzaliśmy to nawet w naszych modlitwach (…). Byliśmy obcymi dla otaczających nas gojów z powodu naszej religii, języka, zachowania, ubioru oraz codziennych wartości. Polska była jedynym krajem, gdzie naród żydowski żył wewnątrz innego narodu (…). Żyliśmy w stworzonym przez nas samych getcie i to odpowiadało naszym wymogom i życzeniom (…). Nigdy nie mówiliśmy w domu po polsku.

II wojna światowa zniszczyła ten świat, ten żydowski świat małych miast i miasteczek, których atmosferę tak barwnie odtworzył w filmie „Sanatorium pod klepsydrą” Jerzy Has. Ten sam, który wyreżyserował „Pamiętnik znaleziony w Saragossie”. Tematyka żydowska i masońska najwyraźniej bardzo go interesowała. Pewnie nie przypadkiem. A on już należał do tej powojennej elity.

Żydzi, uwolnieni od tej żydowskiej biedoty, w nowej Polsce zmieniają nazwiska na polskie, mówią po polsku i zajmują najważniejsze stanowiska we wszystkich działach gospodarki, w nauce, kulturze, prasie, radiu i telewizji oraz w kluczowych organach państwa. W latach 1944-56 było to praktycznie ich państwo. Po roku 1956 słabną, a po roku 1968 – jeszcze bardziej. Choć czy rzeczywiście tak było? Sami często otwarcie mówili, i to w latach 70-tych, że są polską głową, a Polacy to korpus. Stają się polską elitą i ta małomiasteczkowa żydowska biedota nie kala obrazu narodu wybranego.

W latach 80-tych następuje świadome niszczenie gospodarki, by doprowadzić do kryzysu i zmienić realia polityczno-gospodarcze. Następuje likwidacja polskiego przemysłu i handlu. W to miejsce wchodzą stopniowo, po 1989 roku, zachodnie sieci handlowe, będące w rękach Żydów i zachodni przemysł, który korzysta z taniej siły roboczej. Przełomowym momentem jest zatwierdzenie przez Sejm w 1997 roku ustawy o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczpospolitej Polskiej. Temu zagadnieniu poświęciłem odrębny blog – „Ustawa”, w którym szczegółowo opisuję problem i zagrożenie jakie ona niesie. Dzięki niej gminy żydowskie pozostają poza kontrolą państwa a ich Związek stanowi ich rząd. Mamy więc w jednym państwie drugie państwo. Ich chciałoby się powiedzieć, że mamy państwo w państwie, gdyby nie to, że oba państwa są żydowskie.

Dlaczego żadna z wielkich afer III RP nie została wyjaśniona, a winni ukarani? Może dlatego, że uprawnienia organów państwa w jakimś momencie kończą się i pewnych granic nie mogą przekroczyć.

„Art. 8. Odpowiedzialność za zobowiązania wyznaniowych osób prawnych

Osoby prawne, o których mowa w art. 5 ust. 1, nie odpowiadają za zobowiązania innych osób prawnych.

Czyli, jeśli zarząd Związku Gmin zechce nadać osobowość prawną jakiejś jednostce organizacyjnej, to wnioskuje do właściwego ministra do spraw wyznań religijnych i ten taką osobowość nadaje. Gdy jednak taka jednostka organizacyjna coś nabroi, to ani gminy, ani Związek Gmin za to nie odpowiadają. Taką „jednostką organizacyjną” może być jakaś firma czy fundacja, która dokona jakichś nielegalnych operacji finansowych, handlowych i gospodarczych. I winnych nie będzie, i nikt nie będzie odpowiadał za tego typu działania. Bardzo możliwe, że część afer, jakie miały i mają miejsce w naszym kraju, ma właśnie takie podłoże.”

To cytat z blogu „Ustawa”. To jest prawdziwe zagrożenie. Ta ustawa już od lat jest wykorzystywana przez Żydów do umacniania swojej pozycji finansowej w Polsce. Nie potrzebują żadnej „JUST”. To zwykła ściema, mająca odwracać uwagę i straszyć. Po co Żydom wsparcie Ameryki, skoro rządzą w Polsce wszystkim? A w razie potrzeby, to mają tu wojska amerykańskie. Czegóż więcej trzeba?

A co zostawili Polakom? Ulice i wybory. No właśnie! Wybory! Gdy piszę te słowa jest godzina 20:49 i już zbierają się przed telewizorami, wchodzą na kanały internetowe i czekają na wynik: czy mój kandydat wygrał? Zaraz zaczną się niekończące się debaty o sprawach nieistotnych, bo te najważniejsze pozostają w ukryciu. Marks powiedział, że religia to opium dla ludu. Nie miał racji, to demokracja to opium dla ludu. Człowiek wierzący w Boga wierzy, że po śmierci jest inne, lepsze życie i ta wiara towarzyszy mu przez całe jego życie. Nie potrzebuje do tego dodatkowych bodźców. W przypadku demokracji człowiek wierzy, że obietnice wyborcze zostaną dotrzymane, co nie jest prawdą i następuje rozczarowanie. I w tym momencie pojawia się ktoś nowy, kto znowu obiecuje. Innymi słowy, dla wierzących w demokrację potrzebna jest co jakiś czas dawka, dawka wyborcza, tak jak dla narkomana – narkotyk. Dopóki działa, jest dobrze, ale za jakiś czas potrzeba nowej. Narkoman wyborczy, tak jak zwykły narkoman, potrzebuje iluzji. W przypadku pierwszego chodzi o przekonanie, że ma na coś wpływ. W przypadku drugiego, że przenosi się w inną rzeczywistość.

Wybitny ekonomista Milton Friedman, żydowskiego pochodzenia (czy wybitny ekonomista może być innego pochodzenia?), powiedział: „Demokracja wcale nie jest władzą większości, ale doskonale zorganizowanych mniejszości”. Nic dodać, nic ująć! Demokracja to żydowski wynalazek, służący im i tylko im. Szkoda, że tak mało ludzi zdaje sobie z tego sprawę.

9 thoughts on “Państwo w państwie

  1. Zastanawiam się, po przeczytaniu pańskiego tekstu, nad zjawiskiem demokracji w krajach północnej Europy, tzn. na Słowiańszczyźnie (wiec) oraz u Skandynawów (ting). Jak to działało, czy było korzystne? Obserwując jak działają takie małe struktury jak gmina, wieś, czy nawet wspólnota mieszkańców w bloku, widzę, że już na tym poziomie są problemy z działaniem tego systemu i trzeba stosować różne sztuczki (czasami nieuczciwe), żeby to w ogóle działało i udało się przełamać jakiś impas lub podjąć uchwałę. Dawniej chyba po prostu skakano sobie do gardeł.
    Być może to właśnie demokracja zaszkodziła Słowianom, bo ich społeczność okazała się “miękka” i podatna na penetrację a później na podbój.
    A jak było w Grecji i Rzymie za czasów republiki? Tam demokracja była ograniczona tylko do wąskiej grupy obywateli. Ona również nie przetrwała próby czasu, co najlepiej widać w historii Rzymu.
    Współczesna “demokracja” nie jest w ogóle demokracją czyli ludowładztwem, na tę nazwę zasługują tylko demokracje północnoeuropejskie. Nawet demokracja grecka była pewnego rodzaju demokratyczną oligarchią (Arystoteles ujmuje to inaczej, ale ja patrzę z perspektywy nam współczesnej). Obecnie mamy do czynienia (w wielu krajach) z oligarchicznym duopolem politycznym. A i to jest tylko fasada. Więc konstrukcja jaką stworzono jest wielopiętrowa i nie ma szans na to, aby przeciętny “wyborca” zrozumiał w czym bierze udział, musiałby poświęcić mnóstwo czasu na poznanie sytuacji, na co stać bardzo niewielu “wyborców”, których życie jest wypełnione ciężką pracą i bezwartościową rozrywką. Dlatego cały system tak świetnie się trzyma i nawet w Polsce, gdzie dotąd frekwencja była raczej niska, poszło tym razem – według oficjalnych danych – prawie 70% “wyborców”.
    Wydaje mi się, że nie ma nadziei dla tego świata i obecny system musi osiągnąć swoje apogeum a potem upaść z wyczerpania, tak jak wiele systemów przed nim. Nic z zewnątrz, żadna inicjatywa go nie ruszy.

    Like

    • “Obecnie mamy do czynienia (w wielu krajach) z oligarchicznym duopolem politycznym. A i to jest tylko fasada. Więc konstrukcja jaką stworzono jest wielopiętrowa i nie ma szans na to, aby przeciętny “wyborca” zrozumiał w czym bierze udział, musiałby poświęcić mnóstwo czasu na poznanie sytuacji, na co stać bardzo niewielu “wyborców”, których życie jest wypełnione ciężką pracą i bezwartościową rozrywką.”

      Przeciętny “wyborca”, jeśli nie jest wtajemniczony, nie ma żadnych szans na poznanie sytuacji.

      “Wydaje mi się, że nie ma nadziei dla tego świata i obecny system musi osiągnąć swoje apogeum a potem upaść z wyczerpania, tak jak wiele systemów przed nim. Nic z zewnątrz, żadna inicjatywa go nie ruszy.”

      Tak to chyba musi się odbyć. Jednak wydaje mi się, że nie z powodu wadliwości tego systemu, tylko tego, co go podtrzymuje, tj. wadliwego systemu gospodarczego, z którego jego twórcy próbują wyjść, tworząc sztuczną pandemię, pod pozorem której, stosując antydemokratyczne środki, chcą wprowadzić nowy antydemokratyczny porządek.

      “Zastanawiam się, po przeczytaniu pańskiego tekstu, nad zjawiskiem demokracji w krajach północnej Europy, tzn. na Słowiańszczyźnie (wiec) oraz u Skandynawów (ting).”

      Zajrzałem do Wikipedii, a tam przeczytałem:

      “Także w kantonach występuje ludowa inicjatywa ustawodawcza (dotycząca ustaw kantonalnych), referendum budżetowe (budżet w Szwajcarii nie ma formy ustawy), w kilku kantonach funkcjonuje jako najwyższy organ władzy zgromadzenie ludowe wszystkich obywateli kantonu (wiec).”

      W Szwajcarii jest 26 kantonów, a więc w większości z nich wiec nie funkcjonuje. Parlament szwajcarski składa się z Rady Narodu (200 członków – deputowanych narodu) i Rady Kantonów (46 deputowanych kantonów). Obie izby mają takie same prawa i zgoda obu jest konieczna dla uchwalenia czegokolwiek.

      Widać więc, że wiec może działać tylko na poziomie lokalnym. Nawet gdyby we wszystkich kantonach funkcjonował wiec, to wcale nie znaczy, że cele i interesy wszystkich kantonów byłyby jednakowe. Wygląda więc na to, że jedyne sensowne rozwiązanie to dyktatura, w której rządzący mają ten sam system wartości, co rządzeni, i że z tego powodu rządzeni zgadzają się na poddanie rządzącym. Jakkolwiek śmiesznie by to, dla niektórych, brzmiało, to takie rozwiązanie proponował faszyzm Mussoliniego. Nic więc dziwnego, że Żydzi zrobili wszystko, by tę ideę skompromitować. I udało im się. Ale jaki może być wspólny system wartości w społeczeństwach multi-kulti, do którego należy też już polskie społeczeństwo?

      Like

      • Robią to, ponieważ doskonale rozumieją, że legenda o Jezusku i Maryi to tylko bajka do tresowania gojów żeby byli grzeczni, a realną władzę ma ten kto płaci i ma dobre koneksje. Ten kto płaci może wszystko, takie są konsekwencje cywilizacji kupieckiej.

        Like

  2. Najpierw jedna opowieść na prawach przypowieści.
    Przeczytałem jakiś czas temu książkę Giuseppe Ricciottiego „Dzieje Izraela”. Tytuł nie kłamie, to starożytna historia Izraela napisana przez katolickiego księdza i zarazem archeologa, opublikowana w latach 30-tych XX wieku, ważna pozycja w katolickiej literaturze. Polskie wydanie w 1956 roku pewnie w nakładzie jak Trybuna Ludu, można ją dzisiaj kupić za parę złotych.
    Autor był niesłychanym erudytą, naprawdę dużo wiedział, a historię „narodu wybranego” napisał rozwijając narrację z „Pisma Świętego”.
    Dzisiaj znamy również inną narrację w tej sprawie przedstawioną także przez archeologów, panów Finkelsteina i Silbermana w książkach „The Bible Unearthed” czy „Dawid i Salomon”. Panowie Finkelstein i Silberman piszą na podstawie badań archeologicznych przeprowadzanych w „Ziemi świętej” prawie od 150 lat. Archeolodzy ryją tam intensywnie a panowie Finkelstein i Silberman jako archeolodzy biblijni z najwyższej półki twierdzą, że narracja historii „narodu wybranego” przedstawiona w „Piśmie Świętym” zupełnie nie znajduje poparcia w tych badaniach. Przykładowo: potężny król Dawid nie mógł królować z Jerozolimy a Salomon nie mógł tam zbudować potężnej świątyni dlatego, że w czasach kiedy mieli oni żyć, Jerozolima była wioską na uboczu o powierzchni kilku hektarów. Wcześniej Jozue podczas zdobywania „Ziemi świętej” nie mógł trąbami zniszczyć murów Jerycha bo w tym czasie miasto nie było obwarowane. Generalnie autorzy twierdzą że „Pismo Święte” to zbiór bajek bez pokrycia w rzeczywistości.
    Co z tego wynika? Między innymi to, że jeśli chodzi o wnioski, to wszystko zależy od przyjętej metody. Jeśli przyjmie się nieadekwatną metodę, to wnioski mogą okazać się tylko błędne, jak u ks. Ricciottiego, który – jak to głupi chrześcijanin – po prostu czytał „Pismo Święte” i – jak to głupi chrześcijanin – trafił na manowce.
    Najważniejsza jest metoda.

    Podobno w Muzeum żydów polskich (nie byłem) prezentują narrację że Polska jako państwo powstała dzięki żydom i dzieje państwa od tysiąca lat są związane z żydami jako czynnikiem państwotwórczym. Dużo wskazuje że to prawda.
    Nie wiemy kim byli Piastowie, co sugeruje ta legenda: https://pl.wikipedia.org/wiki/Abraham_Prochownik?
    Dlaczego na monetach Piastów używany był alfabet hebrajski: https://pl.wikipedia.org/wiki/Polskie_wczesno%C5%9Bredniowieczne_emisje_monetarne#Mieszko_Stary?
    Mamy także prawdziwy czy sfałszowany, ale stawiający żydów ponad prawem Statut kaliski: https://pl.wikipedia.org/wiki/Statut_kaliski.

    Tyle wiemy wprost. To oni piszą historię, dokładnie to oni ją zakłamują. Zakłamują ją zwykle w ten sposób, że ich w historii nie ma. Nie występują. Wiemy jednak że Mieszko I czy Chrobry bardzo często prowadzili wojny. Dzisiaj wiemy czego potrzeba do prowadzenia wojny bo ujawnił to Bonaparte. On mówił że potrzeba trzech rzeczy: po pierwsze pieniędzy, po drugie pieniędzy i [p trzecie pieniędzy. A skąd pieniądze na wojnę? Ano od żydów. Żydzi pożyczają na wojnę a spłata długu odbywa się w niewolnikach połowionych w wyniku udanych podbojów. To robili Mieszko I i jego syn Chrobry. Taka bandycka rodzina. A żydzi pewnie zrobili z Chrobrego króla tak jak z Karola Wielkiego (fałszywego) cesarza (cesarz rzymski cały czas urzędował w Konstantynopolu).

    W ostatnich latach karierę zrobiło określenie „Deep State”. Prof. Andriej Fursow mówi że termin jest nieprawidłowy, po państwo ma formalną hierarchię. Powinno być: „Deep Power”, głęboka (ukryta) władza. Ukryta władza jest niewidzialna, ukryta a niewątpliwie istnieje.
    Nie jest przypadkiem że z tego co wiemy, to najpierw na terenie dzisiejszej Polski pojawili się żydowscy handlarze niewolników (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ibrahim_ibn_Jakub) a potem narzucono nam chrześcijaństwo – religię niewolników, która nakazuje czcić „naród wybrany”, który cały czas znajdował się pod ochroną ziemskiego ambasadora chrześcijańskiego boga (https://en.wikipedia.org/wiki/Sicut_Judaeis).
    Do utworzenia państwa potrzebne są specyficzne umiejętności, których na pewno nie posiadali zbóje Mieszka czy Chrobrego. Za to posiadali te umiejętności żydzi do wynajęcia czy wykreowany przez nich Kościół katolicki. Przepływ kadr polegał pewnie początkowo ma migracji specjalistów z Pragi – żydowskiego miasta na szlaku handlu niewolnikami. Państwo to organizacja rozpoznana za państwo przez inne państwa, to po prostu element sieci. Sieć pewnej władzy. Tą siecią administruje „głęboka władza”. Tak jest do dzisiaj. Ciekawe ilu wyborców Dudy czy Czaskowskiego wie, skąd się biorą pieniądze? A pieniądze są potrzebne władzy i władza daje legitymizację pieniądzom. A skąd Piastowie mogli wziąć kadry niezbędne do administrowania mennicą?
    Żydzi mają rację. Początki państwa polskiego w znanej nam narracji są silnie związane z żydami, na tyle silnie że – być może – to żydzi są twórcami tego „państwa polskiego”. Państwo polskie powstało w wyniku podboju sąsiednich plemion dokonanego przez wielkopolskich zbójów (zapewne) za żydowskie pieniądze. Cała akcja została spłacona niewolnikami.

    Oni czują się tu jak u siebie bo są u siebie. Każde państwo jest tworem „głębokiej władzy”. Historia ich obecności i dominacji w dzisiejszej Polsce liczy sobie ponad tysiąc lat.

    Like

  3. “Robią to, ponieważ doskonale rozumieją, że legenda o Jezusku i Maryi to tylko bajka do tresowania gojów…”

    Może i tak. Kurski to takie samo nazwisko jak Warszawski, Białostocki, Poznański czy Smoleński albo Słonimski.

    Like

      • To jest chyba oczywiste. Wszystkie nazwiska pochodzące od miast, dni tygodnia, miesiąca, a nawet rzek (Kubań), to nazwiska zasymilowanych Żydów. Możemy tylko zastanawiać się, czy zasymilowanych szczerze, czy pozornie. W moim odczuciu w większości pozornie. To pozorne zasymilowanie dotyczy wszystkich tych na świeczniku.

        Dziwię się tylko, że Uszi dziwi się, że i na prawicy są Żydzi. Oni obstawiają wszystkie opcje, bo tylko wtedy ich ideologia tworzenia i zarządzania konfliktami ma sens. Muszą być po obu stronach, by zawsze być stroną wygraną.

        Like

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s