Mam taki nawyk, że wracam do książek, które kiedyś czytałem. I za każdym razem znajduję w nich coś, czego wcześniej nie dostrzegłem. Czy dlatego, że nieuważnie czytałem, czy raczej dlatego, że czasy się zmieniają, a wraz z nimi i ja, i dzięki temu odkrywam to, co wcześniej było niewidoczne. Książki, raz napisane, nie zmieniają się, w przeciwieństwie do internetu, i to jest ich największą zaletą. Jedną z tych, do których wróciłem po latach, jest książka Bold New World; The Essential Road Map to the Twenty-First Century, której autorem jest William Knoke. Została ona wydana w 1996 roku. Czytałem ją więc w drugiej połowie lat 90-tych. To była ciężka lektura, bo opisywała, mniej więcej, rzeczywistość, której teraz doświadczamy. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić tego świata, a już z pewnością znaleźć w nim miejsce dla siebie. Miałem nadzieję, że nie dożyję tych czasów. Stało się jednak inaczej: „Life is brutal and full of zasadzkas”. Do książki wróciłem, ale nie musiałem jej czytać ponownie, od deski do deski, bo zaznaczyłem sobie wtedy najważniejsze fragmenty. A tak na marginesie, czy ktoś wie, skąd wzięło się określenie – od deski do deski? Pierwsze książki miały okładki drewniane, czyli z desek. Przyznam, że słysząc to „od deski do deski”, nie kojarzyło mi się ono z deskami, tylko z tym, że książka została przeczytana od początku do końca. Dziś już nikt nie czyta, od deski do deski, bo ludzie przeważnie czytają w internecie lub czytają e-booki.
Wróciłem więc do książki i przejrzałem ją i znalazłem, coś, co wtedy uszło mojej uwagi. A może nie uszło? Po prostu wtedy nie mogłem dostrzec tego, co obecnie widzę, bo dziś mam już inne doświadczenia i spostrzeżenia. Nie wiem tylko, czy autor świadomie napisał to, co napisał, czy umknęło to jego uwadze.
Autor opisał w tej książce rzeczywistość początku XXI wieku. Jest w niej wszystko, czego obecnie doświadczamy. On to opisał, ale nie wyjaśnił, dlaczego tak ma się stać, dlaczego ten świat ma tak wyglądać. Czy dlatego, że „rozwój” i „postęp”, to są zjawiska, które są niezależne od woli człowieka, czy może jednak ktoś świadomie kieruje tym procesem? Z informacji podanej na obwolucie książki można m.in. dowiedzieć się, że:
William Knoke był wówczas twórcą i prezesem Harvard Capital Group, która zajmowała się bankowością inwestycyjną, specjalizującą się w fuzjach i przejęciach firm z branży nowoczesnych technologii. Jest absolwentem Stanford University i Harvard Business School.
William Knoke, bankier inwestycyjny i wizjoner, który wierzy, że to nie, tak szeroko reklamowana era informacyjna, która definiuje nasze czasy, tylko to, co on nazywa społeczeństwem bez tożsamości (Placeless Society). Rewolucje w komunikowaniu się i transporcie przenoszą nas w epokę wszystkiego-wszędzie (Age of Everything-Everywhere), w której ludzie i towary często przenoszą się z jednego miejsca na drugie niemal natychmiast. Uświadamia nam, że ponieważ „blisko równa się daleko” (near equals far), wszelkie kryteria, według których oceniano potencjał narodowy, bogactwo korporacji i znaczenie jednostki należy zdefiniować na nowo.
Knoke zaczyna od początku, od opisu świata, od opisu świata wymiarowego i tak to według niego wygląda:
Świat wymiarowy
Uczniowie wchodzą do klasy. Na tablicy nauczycielka narysowała kropkę, linię, kwadrat i sześcian. Wskazując placem, na początku, na linię, opisuje świat jednowymiarowy. „To jest prosty wycinek linii kolejowej” – mówi. „Pociąg na tej linii może poruszać się do przodu lub do tyłu. Nie może skręcić w lewo lub w prawo albo do góry lub na dół.
Następnie nauczycielka wskazuje na kwadrat. „To jest świat dwuwymiarowy” – mówi im. Wyciąga kawałek kartonu i umieszcza na nim stonogę. Owad zaczyna wędrówkę tu i tam. „To jest świat dwuwymiarowy” – wyjaśnia. „Można poruszać się wzdłuż lub wszerz kwadratu.”
W końcu przechodzi do sześcianu. „W tej przestrzeni, która może być pokojem, można poruszać się do góry i do dołu, jak również wzdłuż i wszerz” – mówi ona. „Ona reprezentuje świat trójwymiarowy, ten, w którym my żyjemy. W tym momencie wyciąga gołębia skądś zza jej biurka i pozwala mu pofrunąć po pokoju i ulecieć przez otwarte okno na czubek okolicznego drzewa. Uczniowie patrzą przez chwilę na ptaka, który odlatuje na kolejną gałąź, poza ich polem widzenia, i zwracają swój wzrok na nauczycielkę.
Jedna studentka podnosi rękę. „Po co jest kropka na tablicy? Co to oznacza?” – pyta. „Ona reprezentuje świat zero wymiarowy”, odpowiada nauczycielka. „W świecie zero wymiarowym nie ma żadnej wolności” (In the Zero Dimension there is no freedom at all). Proszę to sobie zapamiętać, jeśli ktoś w ogóle to czyta, bo na końcu będzie nawiązanie do tego.
Świat zero wymiarowy
Od najdawniejszych czasów, jakieś 2 miliony lat temu, do około 5000 lat temu, nasi przodkowie żyli w świecie zero wymiarowym. Oni oczywiście rozumieli świat trójwymiarowy. Drzewa miały wysokość, szerokość i głębokość. Jaskinie miały ściany i sufity. Jednak w sensie społecznym te koczownicze plemiona były oddzielone od siebie, takie wyspiarskie kultury (insular „dot cultures”) sporadycznie kontaktujące się ze sobą. Choć zdarzały się grupy dochodzące do 50 osób, to typowa jednostka łowiecka składała się z dwóch lub trzech spokrewnionych rodzin. Gdy taka grupa rozrastała się, to musiała się podzielić i szukać dla siebie nowych terenów łowieckich. W całym swoim życiu tacy ludzie nie widzieli więcej niż kilkaset osób.
Nie ulega wątpliwości, że taka samoizolacja, bardziej niż cokolwiek innego, ograniczała rozwój ludzkości w ciągu tych dwóch milionów lat. Gdy coś ulepszono – jak choćby sposób ostrzenia krzemienia lub konserwacji mięsa renifera – to tylko przypadkiem inne grupy mogły z tego skorzystać. Z reguły każda z nich musiała sama odkrywać i ulepszać środki, które pozwalały przetrwać. Szanse na gromadzenie wiedzy i postęp były nikłe.
Świat jednowymiarowy
Po 2 milionach lat, około 15 000 lat p.n.e., nastąpiło ocieplenie, lodowiec topniał. Warunki stały się korzystne dla rolnictwa i hodowli. Ludzie zaczęli uprawiać dzikie trawy, które dostarczały jadalnych nasion oraz hodować dzikie owce i kozy. Uniezależnieni od łowiectwa, zaczęli gromadzić się i osiedlać się w wioskach. Około 3000 p.n.e. koczownicy zmienili się w rolników.
Ludzie, którzy poprzednio żyli w izolacji, zaczęli teraz kontaktować się ze sobą, z sąsiednimi wioskami, wykorzystując do tego utarte szlaki, prowadzące wzdłuż brzegów rzek lub przez przełęcze górskie. Przepływały nie tylko towary handlowe, ale również idee i wiedza. Z Indii zapożyczyli cyfry dziesiętne i technikę szczepień. Turcja dała światu brąz i stal. Z Azji centralnej dotarły konie, koło z Iranu. Z Egiptu – papier i atrament, arytmetyka i geometria, bielizna i szkło. Z Babilonii – astronomia, znaki zodiaku i pierwsze książki. Z Sumeru – pierwsze kontrakty handlowe i użycie złota jako miernika wartości. Chiny dostarczyły jedwabiu, prochu i kompas.
Te wynalazki i odkrycia i wiele innych, dotyczących filozofii, interesów, sztuki i religii mieszały się ze sobą i dojrzewały w globalnym kotle (globalny kocioł w jednowymiarowym świecie? – przyp. mój). Każda kultura, każda osoba, każda społeczność wzbogacały wspólną wiedzę. Szlaki handlowe, bardziej niż cokolwiek innego, wyzwoliły ludzkość z prymitywnej epoki i stworzyły podwaliny cywilizacji: człowiek wkroczył w świat jednowymiarowy – erę kontaktów społecznych w oparciu o ustalone szlaki.
Świat dwuwymiarowy
W miarę jak pojedyncze szlaki handlowe wydłużały się i krzyżowały z innymi, rozwijał się świat dwuwymiarowy. Pojedyncza wioska nie była już tylko punktem na mapie, ale funkcjonowała w szerszym kontekście. Dziecko, które przyszło na wiejski targ, widziało wielu sprzedawców i ich towary, wykonane z brązu i żelaza, kubki wycięte z bursztynu, morskie muszle, piękne tkaniny i skóry, i kształtowało swoje wyobrażenie o świecie. Z czasem rozwinęło się w człowieku pojęcie lądu i społeczeństwa, które tworzyli ludzie i wioski rozproszone w różnych kierunkach.
Przywódcy wyłaniających się centrów handlowych dostrzegli okazję stworzoną przez świat dwuwymiarowy i zaczęli wykorzystywać drogi, by przechwycić kontrolę nad większymi obszarami. Powstawały imperia. Początkowo w Mezopotamii i Egipcie, w Indiach i Chinach, a później w Persji, Grecji i Rzymie.
Imperialni przywódcy szybko wykorzystali drogi do umocnienia swojej władzy. Inkowie wybudowali drogi od Chile do Peru i Ekwadoru. Chińczycy pokryli swój kraj siecią dróg, uzupełnioną mostami i promami ułatwiającymi przeprawy. Rzym, w momencie największego rozkwitu, dysponował drogami o długości 53 000 mil. Wszędzie drogi umożliwiały szybkie dotarcie żołnierzy, by utrzymać kontrolę nad całym imperium.
Pomimo że rozumiano znaczenie świata dwuwymiarowego, to z wyjątkiem regionalnych imperiów z rozwiniętą siecią dróg, odległe obszary nadal były dostępne poprzez wąskie drogi jednowymiarowej przestrzeni. Fenicjanie, Grecy, Rzymianie i Chińczycy dysponowali statkami, które umożliwiały kontrolę na morzu, ale w niewielkim tylko zakresie. Była to żegluga przybrzeżna. Przejście do drugiego wymiaru nie było jeszcze pełne.
Wszystko zmieniło się w XV wieku. Nastąpił postęp w morskiej technice. Cieśle budowali duże statki zdatne do żeglugi, wyposażone w żagle i stery, umożliwiające płynięcie prawie pod wiatr. Matematycy opracowali tablice nawigacyjne a rzemieślnicy skonstruowali instrumenty takie jak liczniki przebytej odległości, dokładniejsze astrolabia i kompasy. Wszystko więc było gotowe na nową generację żeglarzy, którzy przetną pępowinę łączącą ich z lądem.
W rezultacie Era Odkryć Geograficznych zapoczątkowała pełne przejście ludzkości do przestrzeni dwuwymiarowej. W przeciągu tylko 35 lat europejscy żeglarze opłynęli Afrykę, odkryli obie Ameryki i opłynęli świat. Nowe możliwości pozwoliły Europejczykom rozciągnąć swoją władzę na cały świat. W ciągu pięciu wieków, u progu XX wieku, 25 europejskich państw kontrolowało 84% lądów (skąd on wziął 25 państw w Europie u progu XX wieku? – przyp. mój). Rewolucja dwuwymiarowego świata – okres gdy ludzkość swobodnie współdziałała na całej powierzchni Ziemi – została ukończona.
Trzeci wymiar
W XIX wieku pojawiły się na niebie balony i prymitywne szybowce. Na początku XX wieku ludzie skonstruowali latające maszyny napędzane silnikiem. Znaczny postęp nastąpił w czasie I wojny światowej. W trakcie II wojny światowej pojawiły się bombowce dalekiego zasięgu, zdolne do przenoszenia pocisków nuklearnych. W ciągu jednego pokolenia konflikty zbrojne przeniosły się w trzeci wymiar.
Już nie wystarczyło bronic swoich granic czy patrolować wody przybrzeżne. W trzecim wymiarze wróg mógł zaatakować bez przekraczania granic. Tak jak wcześniej, nowy wymiar całkowicie zmienił układ sił na świecie.
Nowa rzeczywistość wytworzyła nowy porządek polityczny. Dwie super potęgi starły się w śmiertelnej walce o panowanie nad trzecim wymiarem. Obie nagromadziły masę pocisków nuklearnych, umieściły satelity na orbicie, wysłały ludzi na Księżyc, roboty na planety, stworzyły stacje orbitalne.
Rozwinął się także cywilny transport lotniczy. Pojawiło się mnóstwo nowych samolotów, lotnisk i producentów. W 1950 roku 20 milionów pasażerów korzystało z transportu lotniczego w USA, a 10 lat wcześniej prawie ich nie było. Do 1990 roku ilość pasażerów samolotów wzrastała o 500 milionów rocznie. Trzeci wymiar został opanowany.
Podobieństwa
Pierwszy wymiar trwał dobre 5000 lat, poczynając od pierwszych śladów cywilizacji. Drugi wymiar – 500 lat, kończąc się opanowaniem mórz. Trzeci istniał tylko 50 lat i jego zwieńczeniem było opanowanie przestrzeni powietrznej. Tempo przyspiesza i w miarę jak zbliżamy się do nowego tysiąclecia, ludzkość przymierza się do przeskoczenia do czwartego, prawdopodobnie ostatniego, wymiaru.
By zrozumieć zakres nadchodzącej przemiany, musimy przeanalizować poprzednie przejścia do nowych wymiarów. Każda jego zmiana pociągała za sobą wstrząs w politycznej organizacji. Zasadniczy zwrot nastąpił w trakcie przejścia do pierwszego wymiaru, od niezliczonych plemion koczowniczych, mieszkańców jaskiń, do dobrze zorganizowanych i wspólnych rządów (collective governments) w rozwijających się wioskach i rodzących się państwach-miastach. Drugi wymiar był świadkiem tworzenia się regionalnych królestw, a później imperiów kolonialnych obejmujących cały świat. Trzeci wymiar zapoczątkował rywalizację supermocarstw i walkę o panowanie w powietrzu i na orbicie okołoziemskiej. Niebawem przekonamy się, dlaczego czwarty wymiar, na dobre czy na złe, zwiastuje rząd globalny.
Zasady rządzące bogactwem również ulegną przemianie. Gromadzenie bogactwa bardzo przypomina koncentrację władzy politycznej i militarnej. Nowa przewaga konkurencyjna, dodatkowe informacje lub zdolność do podjęcia właściwej decyzji może oznaczać różnicę pomiędzy sukcesem i porażką. Każdy nowy wymiar to szansa, to poszerzenie zakresu wolności i działania, jak również nowe możliwości, niedostępne dla tych, którzy nie przeniosą się do niego. Nowi bogaci obywatele pierwszego wymiaru, to kupcy, którzy dostrzegli nowe szanse – nowe szlaki handlowe.
Podobnie, gdy społeczeństwa przechodziły do drugiego wymiaru, tymi którzy zgromadzili nieporównywalne bogactwo, byli ci, którzy wiedzieli jak stworzyć imperia i panować na morzach (jak to czynili Fenicjanie i Grecy, później Rzymianie i Wenecjanie, a po nich Hiszpanie i Anglicy).
Trzeci wymiar, era transportu powietrznego, stworzyła ponadnarodowym korporacjom warunki do natychmiastowego niemalże przenoszenia ludzi, surowców i produktów końcowych w dowolne miejsca na świecie. To im dało przewagę konkurencyjną nad tymi, którzy nie dokonali zmian. Produkcja może być zorganizowana gdziekolwiek, gdzie różnice płac, ceny surowców i umiejętności pracowników dają przewagę konkurencyjną. To pozwoliło na powstanie globalnych firm, których bogactwo przewyższało często bogactwo państw, które udzielały im gościny.
Kto wzbogacił się? Ci, którzy bezpośrednio wykorzystali nowy wymiar, nie ci, którzy ich zaopatrywali. To nie hodowcy osłów, cieśle, którzy budowali statki, czy producenci samolotów stali się najbogatsi. Raczej byli to ci, którzy wykorzystywali osły, statki, samoloty do realizacji swoich celów. Przykładem może być ropa naftowa, podstawowy surowiec trzeciego wymiaru. Z pewnością sprzedawcy stali się bogaci, ale prawdziwe bogactwo było udziałem tych, którzy konsumowali ropę w celu wytworzenia jeszcze większego bogactwa – Stany Zjednoczone, Japonia i Europa.
Ta sama zasada ma zastosowanie w czwartym wymiarze: producenci nowych narzędzi będą bez wątpienia prosperować – nawet niektórzy wyjątkowo – ale jako grupa, to użytkownicy nowych narzędzi zgromadzą większość tego nieporównywalnego nowego bogactwa.
Kiedy świat wkroczy do nowego wymiaru, nie wszyscy od razu się w nim znajdą. Nawet obecnie wielu ludzi żyje w pierwszym lub drugim wymiarze. Niestety spóźnialscy wydają się być na zawsze skazani na względną biedę, ponieważ bez możliwości (wolności) przejścia do następnego wymiaru, będą cały czas w gorszej sytuacji, a ich gospodarki zawsze będą słabsze niż te z większą możliwością poruszania się po nowym wymiarze.
I odwrotnie, największe nagrody czekają na tych, którzy pierwsi przeniosą się do nowego wymiaru. W pierwszym wymiarze kupcy, którzy regularnie przemierzali szlaki handlowe byli pierwszymi nouveaux riches. Podobnie miasta , które wykorzystały główne drogi handlowe rosły i prosperowały. W drugim wymiarze ci, którzy ustanowili regionalne imperia, a później Hiszpanie i Anglicy, którzy pierwsi rościli sobie prawa do Nowego Świata, zdobyli łupy, które wyniosły ich do niewyobrażalnego wcześniej bogactwa. W naszej obecnej epoce to właśnie globalne korporacje, ubiegając innych, pierwsze dotarły do nowych rynków. Wskazówki dla tych, którzy poszukują bogactwa w wyłaniającym się czwartym wymiarze są proste: bądźcie tam pierwsi.
Do tego opisu, takiej interpretacji dziejów, należy podejść z pewną rezerwą, choć jest to opis przemawiający do wyobraźni. Przede wszystkim nie wiemy jak żył człowiek pierwotny. Jednak naskalne rysunki i obrazy sugerują, że nie był on taki prymitywny. Jeśli niektóre z nich mają po kilka metrów szerokości i wysokości, to nasuwa się wniosek, że do ich namalowania potrzebne były rusztowania i odpowiednie oświetlenie. Wszyscy widzieliśmy gdzieś zdjęcie posągu Dawida, Michała Anioła. Posąg jak posąg. Podobnych rzeźb wykonał on ponad 10. Miały one przeważnie około 2 metrów wysokości. Nawet jeśli dowodziły geniuszu artysty, to jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że można coś takiego zrobić, ale Dawid ma wysokość 5 metrów i 17 centymetrów. To jest zupełnie inna skala trudności. Nic więc dziwnego, że nikt go nie pytał, jak wyrzeźbił te pozostałe, tylko pytano o Dawida. Michał Anioł odpowiedział: „To proste, odjąłem wszystko, co nie było Dawidem”. Proste? Proste! Podobny problem, problem skali, pojawia się w przypadku tych wielkich malowideł człowieka pierwotnego, co sugeruje, że on taki pierwotny nie był i być może sposób organizacji tych społeczeństw nie był tak ograniczony jak chce Knoke. Był to jednak obraz bardziej skomplikowany. Paul Herrmann w książce Siódma minęła ósma przemija pisze:
„Z początku człowiek drapał paznokciami po miękkiej ścianie jaskini, podobnie jak robił to pazurami niedźwiedź jaskiniowy; są to kolorowe odbicia ludzkich rąk, mozolnie ryte w ścianie, pobieżne szkice zwierząt, najpierw próby z kolorami, a potem kolorowe obrazy, długie walki o światło i cień w obrazie, o głębię i perspektywę. Potem przyszły długie okresy impresjonistycznej koncentracji obrazu na ruch i na przelotną chwilę spojrzenia; z kolei nastąpiły ekspresjonistyczne uproszczenia i deformacje malowanego przedmiotu, rozczłonkowanie obrazu na trójkąty, kostki, łuki, romby i prostokąty, tak dobrze nam znane ze współczesnej sztuki. Wszystko to zawarte jest w wielkim planie historii, która od tej stylizacji postępowała ku symbolizmowi wczesnego pisma obrazkowego.
Być może, że te obrazy z epoki lodowej posiadają treść czarodziejską i znaczenie magiczne. Nawet w tych wypadkach, gdy są one realistyczne i dla szerokiego kręgu widzów natychmiast zrozumiałe, należy je chyba pojmować w ten sposób. Ale z chwilą gdy zaczynają występować impresjonistyczne deformacje i uproszczenia – jak na przykład w pochodzącym z Teyjat pięknym rysunku w kości, na którym stado reniferów składa się z dwóch, z niezwykłą dokładnością narysowanych zwierząt idących na czele stada (na rysunku w książce jedno idzie na początku, drugie na końcu – przyp. mój), poza tym zaś chmary falujących kresek, jako symbol błyskawicznie szybkiego ruchu, jako obraz migawkowy i deformacja wywołana przelotną chwilą spojrzenia – z tą chwilą mogła się narodzić sztuka, której wykonywanie nie było już podyktowane względami magiczno-religijnymi ani też celowo uwarunkowane. Albowiem tego rodzaju symboliczne przedstawienie zjawisk świata zewnętrznego nie było już powszechnie zrozumiałe, więc nie mogło chyba działać jako czar. Rysunek czy obraz stały się sprawą prywatną, sprawą świadomej swego „ja” jednostki, kwestią kierunku, mody lub szkoły. W ten sposób ludzie pierwotni wstąpili, być może, na drogę, u której końca znajdowało się pismo obrazkowe.”
Te opisy tych trzech wymiarów nie są aż tak istotne. Autor zapewne chciał, poprzez kontrast, uzmysłowić czytającym, czym może być czwarty wymiar. Ten obraz jest o wiele ciekawszy, zwłaszcza że możemy go skonfrontować z naszą rzeczywistością. Książka została ukończona w 1995 roku. Była więc pisana w pierwszej połowie lat 90-tych, ponad 25 lat temu. To już jedno pokolenie. Czy był on wizjonerem? Bardziej chce mi się wierzyć, że był dobrze poinformowany. A biorąc pod uwagę jego zajęcie, to należy prawdopodobnie, jeśli jeszcze żyje, do nacji „wybranej”, która od zawsze dążyła do podporządkowania sobie innych.
Już w tamtym czasie wiedział, że krzem i elektrony zostaną zastąpione laserem i fotonami. Że będzie postępowała miniaturyzacja sprzętu komputerowego a wraz z nią będą wzrastały możliwości operacyjne komputerów. A jak ta moc operacyjna będzie wykorzystana? – pyta Knoke. Po części odpowiedzią jest zazębianie, splatanie się ludzi z maszynami (intermeshing humans with machines). Zamiast porozumiewać się z komputerem poprzez migający monitor, klepiąc w klawiaturę, klikając myszką, będziemy porozumiewać się w ten sam sposób, jak porozumiewają się ze sobą ludzie – za pomocą pięciu zmysłów. To będzie oznaczać, że komputery tak upodobnią się do ludzi, że ich użycie będzie możliwe w każdej wyobrażalnej sytuacji, czy to będzie projektowanie, reklama, prowadzenie samochodu, pranie, czy… uprawianie seksu. Zupełnie tak jak soczewki kontaktowe czy aparaty słuchowe, które stały się integralną częścią osoby, która z nich korzysta, elektroniczny świat szybko staje się udoskonaloną formą człowieczeństwa (extension of humanity).
To było pisane ponad 25 lat temu. Na początku lat 90-tych komputery powoli wkraczały do firm, do urzędów – w Polsce. Jeszcze nie bardzo było wiadomo, co z tego wyniknie. O internecie mało kto słyszał. Ja „przeszedłem” na internet około roku 2000. Pamiętam, że straszono nas wtedy, że po roku 2000 wszystko w internecie się załamie, bo ilość adresów IP zaplanowano tylko na określoną liczbę, itp. Nic się nie stało. Nikt jednak wtedy nie był w stanie wyobrazić sobie tego, o czym pisał Knoke. Znaczy ja nie mogłem sobie tego wyobrazić, funkcjonując w tamtej polskiej rzeczywistości.
Dalej w rozdziale zatytułowanym „Krzemowy umysł” pisze on, że relacje człowiek-komputer nie ograniczą się do zmysłów, ale ogarną też intelekt. Wkrótce będziemy rozmawiać z naszymi komputerami domowymi, telefonami, a ich odpowiedzi będą miały sens. A jeszcze później konwersacja ze strony komputerów będzie tak wyrafinowana (sophisticated) jak u ludzi. Czy aby na pewno?
Gdy Napoleon Bonaparte podbił północne Włochy, to na przyjęciu u pewnej włoskiej arystokratki powiedział: „Tutti Italiani sono lordoni” (Wszyscy Włosi to łajdacy). Na co ta włoska arystokratka odpowiedziała: „Non tutti ma buona parte” (Nie wszyscy, ale znaczna część). To „buona parte” było aluzją do „Bonaparte”, czyli zmiany przez Napoleona nazwiska z włoskiego Buonaparte, bo pochodził z włoskiej Korsyki, na bardziej eleganckie, z francuska brzmiące, Bonaparte. Czy rzeczywiście komputery będą w stanie osiągnąć kiedyś ten stan wyrafinowania, co ta włoska arystokratka?
Dalej, drążąc temat komputeryzacji, ostrzega. Ci, którzy widzą przyszłość przed programistami, powinni zastanowić się. Dzisiejsi programiści pracują nad programami, które piszą programy. Oprogramowanie wbudowane we współczesne układy scalone jest tak złożone, że tylko komputery mogą je zaprojektować. Za kilka dziesięcioleci programista będzie mógł zaledwie powiedzieć komputerowi, czego potrzebuje i komputer, nie programista, będzie wiedział, jak to zrobić.
Czwarty wymiar, jak twierdzi Knoke, zwiastuje rząd globalny. Dziś już wiemy, dzięki „pandemii”, że taki rząd istnieje, choć nieoficjalnie, ale jest. Wskazują na to reakcje rządów poszczególnych krajów. Wszystkie zachowują się podobnie i podejmują podobne decyzje. Żeby jednak powstał rząd światowy, potrzebne były działania, które umożliwiłyby jego powstanie. Przede wszystkim trzeba było zneutralizować lub podporządkować sobie rządy państw. Władza rządów opierała się na pieniądzu. Żeby więc pozbawić je władzy, trzeba było pozbawić je władzy nad pieniądzem. Do tego najlepiej nadają się globalne korporacje.
Największe na świecie globalne korporacje są bogatsze niż wiele państw i to nie tych najmniejszych. Knoke pisze, że są one zarządzane tak jakby nie istniały państwa, tylko świat, jakby nie było podziałów politycznych. Dostosowują się do warunków lokalnych. Jak kameleony wtapiają się w lokalny krajobraz. Jak bezgłowa ameba, siedziba korporacji może być w takim lub innym kraju lub niezwiązana z żadnym miejscem.
Globalne korporacje są ponadnarodowe w tym sensie, że nie czują żadnego związku z państwem narodowym, w którym mają swoją siedzibę, a globalni menadżerowie są odzwierciedleniem tej rzeczywistości: nie są od tego, by promować konkretny kraj, ale by podejmować działania, które zwiększą zysk, udział w rynku lub podniosą cenę akcji na giełdzie. Elastyczność korporacji daje im przewagę konkurencyjną nad sztywną polityką rządów. Im bardziej korporacje stają się globalne, tym mniej władzy i kontroli pozostaje lokalnym czy centralnym rządom. Mogą one zjednywać jeden rząd przeciwko drugiemu i dyktować swoje warunki podjęcia działalności na danym terenie. Dotyczy to ulg podatkowych, dotacji na rozwój infrastruktury, nie przestrzegania norm ochrony środowiska czy przepisów BHP.
W latach 1987 i 1988 japońskiej firmie Toshiba groziły sankcje handlowe z powodu sprzedaży Związkowi Radzieckiemu produktów objętych embargiem. Toshiba wydała 30 milionów dolarów na lobbystów. W 1982 roku, gdy senator z Tennessee James Sasser wspierał ustawę „kupuj amerykańskie samochody”, zarządzający firmą Nissan stworzyli specjalny fundusz, wspierający oponenta Sassera. Rządy i demokracje przetrwają, pod warunkiem że dostosują się do realiów globalnej gospodarki, ale to i tak korporacje będą rządzić.
Knoke porusza w zasadzie wszystkie problemy, których my obecnie doświadczamy. Pisze więc o wędrówkach ludów, które, jak zaznacza, nie są niczym nowym. Różnica polega na tym, że obecnie odbywa się to na znacznie większą skalę i znacznie szybciej, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę postęp w dziedzinie transportu. Wspomina o zanieczyszczeniu środowiska, skażeniu radioaktywnym, ekologii, eksploatacji surowców naturalnych. Pisze też o ciężkim położeniu czarnej społeczności w Ameryce, o homoseksualistach, feminizmie i rozpadzie rodziny. „Nie zostało pominięte już nic” – jak śpiewał zespół Turbo w utworze Dorosłe dzieci w 1983 roku.
Ano nie zostało. Knoke stwierdza też, że zmieni się nasz słownik. Być „w pracy” lub „w biurze”, nie będzie już oznaczać miejsca, ale aktywność. Gdzie nie będzie już miało znaczenia. Ważne, by praca była wykonana. Będą też klasy bez ścian. To już przerabiamy. W czwartym wymiarze szkoły będą wykorzystywać interaktywne multimedia i komputery. Nowy system umożliwi dotarcie do wszystkich uczniów – w miastach, na przedmieściach, na wsi – i zapewni równy dostęp do wiedzy. Szczególnie dla dzieci edukacja multimedialna będzie o wiele bardziej interesująca niż drukowana książka. Cały czas student będzie poszukiwać nowych narzędzi i źródeł w różnych elektronicznych bazach danych; komunikować się z innymi studentami za pomocą poczty elektronicznej, wideokonferencji czy telefonu; i doskonalić wszystkie umiejętności niezbędne w gospodarce przyszłości.
Knoke jest takim wizjonerem, że przewidział pojawienie się islamskiego globalnego terroryzmu, którego fala przeleje się przez rejon Morza Śródziemnego, Europę, Amerykę i cały świat. A islamski fundamentalizm, jak pisze, nie akceptuje tego, że dobra materialne są dobrami niezbędnymi. A ci najbardziej gorliwi, zeloci, dążą do kontrolowania każdego aspektu życia osobistego: jak kto się ubiera, co je, jak się modli, jak podrywa kobiety, jak uprawia seks. Prawa własności niepewne i pozbawione podstaw prawnych.
Czyż w świetle tego – „nie będziesz miał nic, będziesz szczęśliwy” – nie jest łatwiej zrozumieć, dlaczego właśnie posłużono się islamem do zniszczenia Europy. Bez Europy nie będzie Ameryki, bo z niej wywodzą się jej korzenie. Zresztą, Europa się wali i Ameryka również.
Na samym końcu Knoke pisze, że to „placelessness”, czyli brak zakorzenienia w konkretnym miejscu lub społeczności, faworyzuje demokrację w taki sposób, że każdy ma dostęp do informacji. A są sposoby na to, by każda opinia została zapisana, co, miejmy nadzieję, zapobiegnie tyranii. Upadek zorganizowanej hierarchii wzmacnia jednostkę i przekazuje proces podejmowania decyzji do mas (to the people at large).
Ten ostatni akapit, to, jak dziś wszyscy wiemy, choćby po wyborach w Ameryce, to kompletna bzdura. Jednak, gdy ja to czytałem 25 lat temu, to nie odbierałem tak tego, jak obecnie. Nie mniej uważam, że autor zdawał sobie sprawę z tego, że totalna cyfryzacja prowadzi dokładnie w odwrotnym kierunku.
Przed nami wiele decyzji – pisze Knoke – i być może powinniśmy się nieco obawiać. To właśnie strach utrzymywał naszych przodków przy życiu w ich zero wymiarowym świecie; ci, którzy nie bali się, umierali. Strach jest zdrową reakcją przed nieznanym i my musimy zdawać sobie z tego sprawę, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To strach odbiera nam sen, zmusza do myślenia, do planowania, do przygotowania się.
Tak, przebyliśmy długą drogę… Nieprawdaż?
Spoglądając wstecz za siebie, nasz nowy świat – który jest prawie taki sam, jak ten odległy – wydaje się całkowicie odmienny od tego, czego wcześniej doświadczyła ludzkość. A jednak, przy bliższym przyjrzeniu się, jest prawie taki sam. W jakimś kosmicznym paradoksie, czwarty wymiar przeniósł nas z powrotem do miejsca, od którego zaczęliśmy: pojedynczej kropki w przestrzeni (a single dot in space). – A Bold New World.
No właśnie! Co było na początku? – Jedna studentka podnosi rękę. „Po co jest kropka na tablicy? Co to oznacza?” – pyta. „Ona reprezentuje świat zero wymiarowy”, odpowiada nauczycielka. „W świecie zero wymiarowym nie ma żadnej wolności” (In the Zero Dimension there is no freedom at all). Proszę to sobie zapamiętać, jeśli ktoś w ogóle to czyta, bo na końcu będzie nawiązanie do tego.
To jest właśnie to, czego nie zauważyłem, czytając tę książkę 25 lat temu. A skąd ja mogłem wtedy wiedzieć, co jest grane? Autor wyraźnie pisze, że świat jednowymiarowy i czterowymiarowy to jest dokładnie to samo – niewolnictwo. Czy zrobił to świadomie, czy – nie? Podejrzewam, że wiedział, co pisze i wiedział, że ten właściwy przekaz dotrze do nielicznych, może wtajemniczonych, a reszta będzie żyła w iluzji, że nowy, lepszy dla nich świat jest tuż, tuż.
Jednak, według mnie, świat zero wymiarowy, jak go opisuje Knoke, nie był światem niewolników, bo ludzie trudniący się łowiectwem i zbieractwem musieli być aktywni na dużym obszarze i nikt nie mógł im dyktować, co mają robić. Na etapie, na którym każdy walczył o przetrwanie, nie mogło być mowy o niewolnictwie. Ale i on sam nie uzasadnił, dlaczego uważa świat zero wymiarowy za świat bez wolności. Co do jednego jest pełna zgoda – świat czterowymiarowy, którego doświadczamy dąży do pozbawienia ludzi wolności, a zatem do niewolnictwa.
Czy czegoś tu jeszcze brakuje? Czego tu nie ma? – Pandemii? A jednak! Jest! Skromny akapit, na który wtedy w ogóle nie zwróciłem uwagi. Przytoczę go w oryginale, bo nie znam angielskiej terminologii biologicznej. Niech każdy sobie przetłumaczy to na swój własny sposób lub posłuży się dobrym tłumaczem internetowym. W końcu żyjemy w świecie czterowymiarowym – świat w zasięgu ręki, a raczej w zasięgu klawiatury i myszki.
We may enter a world of autocratic rule and tyranny, or one of democratic utopia. Our civil liberties may be endangered by one person developing a biological strain so horrible it would require placeless intrusion on each of us to protect all of us. Yet we may, as a people, develop an early allergy to concentrated power and not allow it to take root.
Czyli że jakiś szaleniec wypuści jakiś biologiczny szczep i będzie wielka bieda, i trzeba będzie podjąć jakieś środki nadzwyczajne, by go pokonać. Tak! Jedna osoba wyhoduje sobie szczep, którym zaszantażuje cały świat. I trzeba będzie ograniczyć ludziom ich podstawowe prawa, ale na szczęście zostanie wyprodukowana szczepionka, która nas uratuje. Genialny wizjoner? A może tylko opisywał pewien scenariusz, który już wówczas, zapewne tyko w zarysach, istniał.
Nie o wszystkim wspomniałem. O rynku finansowym i giełdach, o robotach, o bombie demograficznej i pewnie jeszcze o paru innych rzeczach, o których pisze Knoke, ale nie to jest ważne. Ważne jest to, że ten czwarty wymiar, ta nowa rzeczywistość, prowadzi nas do niewolnictwa i to, że zostało to zaplanowane. No właśnie! Czy zostało zaplanowane? Czy to wszystko odbywa się niezależnie od woli człowieka? Jeśli nie zostało zaplanowane, to dlaczego idzie to w kierunku niewolnictwa? Skoro jednak niektórym udało się tak trafnie wybiec myślą do przodu, to jest coś na rzeczy, i być może jest to realizacja pewnego planu.
Knoke pisze, że podmuchy wiatru kołyszące listkiem są stosunkowo łatwe do zmierzenia, ale miejsce jego upadku jest praktycznie niemożliwe do przewidzenia. O złożoności świata próbujemy dowiedzieć się czegoś z teorii chaosu. Komputerowe symulacje pogody mówią nam, że nawet delikatny trzepot skrzydeł motyla na jednym końcu świata, poprzez skomplikowany łańcuch przyczynowo-skutkowy, może być, 50 lat później, przyczyną potężnego tajfunu na drugim jego końcu.
To, z czym mamy obecnie do czynienia, to jest precyzyjnie zaplanowany program doprowadzenia ludzi do stanu niewolnictwa i stopniowego eliminowania tych, których uznają za zbędnych. To banda psychopatów, szaleńców, degeneratów i zboczeńców, która nie cofnie się przed niczym. Uwierzyli, że są nadludźmi i że swój plan doprowadzą do końca. Miejmy jednak nadzieję, że teoria chaosu nie jest tylko teorią, wymysłem ludzi i symulacji komputerowych, i że w pewnym momencie zadziała. Kto wie, jeśli opór przeciw szczepieniom będzie duży, to może on okazać się w skutkach tym, czym w atmosferze może być trzepot skrzydeł motyla. Oby się tylko nie okazało, że będzie to… „Tupot białych mew”.
Świetny artykuł. Podobnie jak i blog. Dziękuję.
LikeLike
Miło mi. Bardzo dziękuję.
LikeLike
” Skoro jednak niektórym udało się tak trafnie wybiec myślą do przodu,… ” –
– mając do dyspozycji to co już było chyba nie jest wielką sztuką przewidzieć to co może nastąpić … wczoraj oglądałem film, krwawy film ( paradokumentalny ) o klanach w Szkocji … ludzka psyche, w ogólnym wymiarze chyba jest niezmienną – zmieniają się, w udoskonalonej postaci narzędzia zbrodni, kontroli …
” ecce homo ” .
LikeLike
Ludzka psyche czy natura jest niezmienna, to prawda. Przewidzieć, co może nastąpić, nie jest trudno, bo zawsze ktoś dąży do dominacji. Natomiast, co do narzędzi, to pewnie sami je wybierają lub tworzą i stąd trafność.
LikeLike