Irlandia

Kiedyś Donald Tusk obiecywał w swojej kampanii wyborczej „drugą Irlandię” w Polsce. Najpierw była „druga Polska”, potem była „druga Japonia”, no i jeszcze miał być „drugi Budapeszt” w Warszawie. Plany, jak widać, były ambitne, a skończyło się na… drugiej Ukrainie, z czego zdecydowana większość ludzi nie zdaje sobie jeszcze sprawy. Taka to rzeczywistość wschodniej Europy. To, że obecne państwo, leżące pomiędzy Odrą i Bugiem, jest państwem ukraińskim – w którym wyznawcy prawosławia stają się powoli większością, a zapewne staną się nią po kolejnej fali z Ukrainy i z Białorusi – prawdopodobnie doprowadzi do napięć pomiędzy ludnością katolicką (już niedługo mniejszością) i prawosławną (już niedługo większością). Czy zatem można będzie doszukiwać się analogi z konfliktem irlandzko-angielskim na terenie Irlandii Północnej w latach 1968-1998?

Przeciętny Polak pewnie niewiele wie o Irlandii, poza tym że obecnie wielu Polaków tam mieszka i pracuje. Być może niektórzy czytali lub próbowali (jak piszący te słowa) przeczytać powieść Ulisses James’a Joyce’a, której akcja rozgrywa się w Dublinie w ciągu jednego dnia 16 czerwca 1904 roku. Powieść ta ze względu na bardzo hermetyczny język została przetłumaczona tylko na kilka języków. O konflikcie z lat 1968-1998 pewnie niewielu już pamięta i może właśnie dlatego warto o nim przypomnieć.

Dla porządku wypada wyjaśnić pewne pojęcia. Anglia to Anglia, Wielka Brytania to Anglia, Szkocja i Walia, a Zjednoczone Królestwo to Wielka Brytania i Irlandia Północna.

Informacje do tego blogu pochodzą z angielskiej Wikipedii.

Historię Irlandii angielska Wikipedia dzieli na następujące okresy:

  • okres prehistoryczny
  • Irlandia celtycka
  • późna starożytność i wczesne średniowiecze (800-1169)
  • normański i angielski najazd (1169-1536)
  • Królestwo Irlandii (1542-1801)
  • unia z Wielką Brytanią (1801-1922)
  • podział na Irlandię Południową i Irlandię Północną (grudzień 1921)
  • Irlandia Południowa opuszcza Zjednoczone Królestwo i staje się całkowicie niepodległym państwem, czyli Irlandią (grudzień 1922)

Emigracja z Wielkiej Brytanii do Irlandii, na mniejszą skalę, miała już miejsce w XII wieku, po inwazji anglo-normańskiej, tworząc niewielką anglo-normandzką, angielską, walijską i flamandzką społeczność w Irlandii, podległą królowi Anglii. W XV wieku angielska dominacja skurczyła się do obszaru zwanego The English Pale (część Irlandii pod władzą brytyjską; jedno ze znaczeń słowa pale to ogrodzony teren, ogrodzony obszar). Jednak w okresie Tudorów (1485-1603) kultura i język irlandzki odzyskały większość terytorium utraconego początkowo na rzecz Anglo-Normanów: „nawet w Pale, wszyscy zwykli ludzie… w większości są irlandzkiego pochodzenia, irlandzkiego zwyczaju i języka irlandzkiego”. Na wyższym poziomie społecznym istniały małżeństwa mieszane między gaelicką arystokracją irlandzką a lordami anglo-normańskimi. W różnym stopniu w Pale, a zwłaszcza poza nim, „staroangielscy” zintegrowali się ze społeczeństwem irlandzkim. Edmund Spenser napisał o starych Anglikach: „są ostrzej karani i dyscyplinowani… ponieważ są bardziej uparci i nieposłuszni prawu i rządowi niż Irlandczycy”. Angielski dyskurs na temat Irlandii w dużej mierze postrzegał gaelickich Irlandczyków spoza Pale jako dzikusów i porównywał ich w 1580 roku z rdzennymi Amerykanami.

Granice w Irlandii w 1450 roku przed okresem plantacji; źródło: angielska Wikipedia.

Plantacje

Według Webster’s Encyclopedic Dictionary of the English Language słowo plantation w sensie historycznym oznacza: 1 – the settling of a colony or new country; 2 – a colony or settlement. A więc oznacza ono zasiedlenie, osadnictwo lub kolonię, siedlisko.

Tzw. plantacje w XVI i XVII-wiecznej Irlandii wiązały się z konfiskatą ziemi należącej do Irlandczyków przez Koronę Angielską i jej kolonizacją przez osadników z Wielkiej Brytanii. Korona postrzegała plantacje jako sposób kontrolowania, anglicyzowania i „ucywilizowania” gaelickiej Irlandii. Główne plantacje tworzyły się od lat pięćdziesiątych XVI wieku do lat dwudziestych XVII wieku, z których największą była plantacja Ulsteru. Plantacje doprowadziły do powstania wielu miast, ogromnych zmian demograficznych, kulturowych i ekonomicznych, zmian własności ziemskiej i zmian krajobrazu, a także do wielowiekowych konfliktów etnicznych i wyznaniowych. Miały one miejsce przed i podczas najwcześniejszej angielskiej kolonizacji obu Ameryk, a grupa znana jako West Country Men była zaangażowana zarówno w kolonizację irlandzką, jak i amerykańską.

Plantacja Ulsteru

Przed wojną dziewięcioletnią w latach 90. XVI wieku Ulster był najbardziej irlandzko-gaelicką częścią Irlandii i jedyną prowincją, która była całkowicie poza kontrolą Anglii. Wojna z lat 1594-1603 zakończyła się kapitulacją irlandzkich lordów O’Neill’a i O’Donnell’a, ale był to także niezwykle kosztowny i upokarzający epizod dla rządu angielskiego w Irlandii. Na krótką metę wojna nie osiągnęła zakładanych celów, a łagodne warunki kapitulacji, przyznane rebeliantom, przywróciły im znaczną część ich dawnej ziemi, ale zgodnie z prawem angielskim.

Mapa Irlandii około 1600 roku w czasie wojny dziewięcioletniej; ziemie zajęte przez Anglików – kolor niebieski; ziemie zajęte przez irlandzkich powstańców – kolor czerwony; szary – oficjalnie neutralne; źródło: angielska Wikipedia.

Gdy jednak Hugh O’Neill i inni zbuntowani hrabiowie opuścili Irlandię w czasie tak zwanego „Odlotu hrabiów” z 1607 r., aby szukać pomocy w Hiszpanii w celu wywołania kolejnego buntu, lord Arthur Chichester skorzystał z okazji, by skolonizować prowincję i skonfiskował ziemie O’Neilla, O’Donnella i ich zwolenników. Początkowo Chichester planował dość skromną plantację, w tym duże dotacje dla urodzonych w Irlandii lordów, którzy stanęli po stronie Anglików podczas wojny. Jednak w 1608 r. bunt Cahira O’Doherty’ego w Donegal przerwał realizację tego planu. O’Doherty był byłym sojusznikiem Anglików, który uważał, że nie został sprawiedliwie wynagrodzony za swoją rolę w wojnie. Bunt został szybko stłumiony, a O’Doherty zabity, ale te wydarzenia dały Chichesterowi uzasadnienie do wywłaszczenia wszystkich pierwotnych właścicieli ziemskich w prowincji.

W 1603 roku szkocki król Jakub VI został również królem Anglii jako Jakub I i zjednoczył te dwa królestwa. Został także królem Irlandii, która podlegała wówczas Koronie Angielskiej. Plantacja Ulsteru została mu przekazana jako wspólne „brytyjskie”, czyli angielskie i szkockie przedsięwzięcie mające na celu pacyfikację i cywilizację Ulsteru. Uzgodniono [kto?], że co najmniej połowa osadników będzie Szkotami. Sześć hrabstw utworzyło oficjalną plantację Ulsteru.

Plantacje do 1620 roku; źródło: angielska Wikipedia.

Za panowania Cromwella usunięto tych rdzennych właścicieli ziemskich, którzy przeżyli plantację Ulsteru. W Munster i Leinster masowa konfiskata ziemi należącej do katolików, po podboju Irlandii przez Cromwella, oznaczała, że angielscy protestanci nabyli prawie wszystkie posiadłości ziemskie na tych terenach. Ponadto, jako że Irlandia była częścią Imperium Brytyjskiego, około 12 000 Irlandczyków zostało sprzedanych jako niewolnicy do kolonii na Karaibach i w Ameryce Północnej (a więc angielska Wikipedia przyznaje pośrednio, że było coś takiego jak białe niewolnictwo – przyp. W.L.). Kolejne 34 000 irlandzkich katolików wyjechało na kontynent, głównie do katolickich krajów Francji lub Hiszpanii.

xxxxxxxx

Przełom XVI i XVII wieku to w całej Europie okres wojen religijnych, które nie ominęły Irlandii. Nie ominęły one też Rzeczypospolitej. Po unii brzeskiej (1596) powstania kozackie, szczególnie powstanie Chmielnickiego, to wojna religijna – prawosławno-unicka, choć u nas unika się takiego określenia, a Kozacy byli obrońcami prawosławia.

Za panowania Cromwella Ulster, najbardziej irlandzka część Irlandii, staje się protestancki. Można więc bez przesady powiedzieć, że Ulster to takie irlandzkie Kosowo. I mamy gotowy konflikt religijny. Nie ma takiego konfliktu w przypadku Anglii i Szkocji, które tworzą unię, bo jest to unia protestancka. Natomiast gdy powstaje unia katolicko-prawosławna, jak w przypadku Rzeczypospolitej, to niemal od razu dochodzi do kłótni. Podobnie było w przypadku Irlandii. Tu był konflikt katolicko-protestancki. Tak więc, czy to się komu podoba, czy – nie, to różnice na tle wyznaniowym zawsze prowadzą do konfliktu. Co to oznacza w przypadku „Polski”? Osiedlenie na jej terytorium milionów prawosławnych musi, prędzej czy później, doprowadzić do konfliktów na tle wyznaniowym, zwłaszcza że ci prawosławni mają więcej praw niż pozostali, tak jak w Irlandii Północnej, w której protestanci dominowali nad katolikami.

xxxxxxxx

Irlandia Północna

Irlandia Północna powstała w wyniku podziału na mocy ustawy Parlamentu Zjednoczonego Królestwa z 1920 roku. I do 1972 roku była samorządną jurysdykcją z własnym parlamentem i premierem. Irlandia Północna, jako część Wielkiej Brytanii, nie była neutralna podczas drugiej wojny światowej, a Belfast doznał czterech nalotów bombowych w 1941 r. Pobór do wojska nie został rozszerzony na Irlandię Północną i mniej więcej tyle samo zgłosiło się na ochotnika z Irlandii Północnej, co ochotników z Republiki Irlandii.

Mapa polityczna Irlandii; źródło: angielska Wikipedia.

Chociaż w Irlandii Północnej nie doszło do wojny domowej, to w dziesięcioleciach następujących po podziale zdarzały się sporadyczne epizody przemocy między społecznościami. Nacjonaliści, głównie katolicy, chcieli zjednoczyć Irlandię jako niezależną republikę, podczas gdy unioniści, głównie protestanci, chcieli, aby Irlandia Północna pozostała w Wielkiej Brytanii. Społeczności protestanckie i katolickie w Irlandii Północnej głosowały w dużej mierze zgodnie z zasadami wyznaniowymi, co oznacza, że rząd Irlandii Północnej (wybierany od 1929 r. w okręgach jednomandatowych) był kontrolowany przez Ulster Unionist Party. Z biegiem czasu mniejszość katolicka czuła się coraz bardziej wyobcowana z powodu dyskryminacji przy ubieganiu się o pracę i przy przydzielaniu mieszkań.

Pod koniec lat 60-tych rozpoczęły się masowe protesty katolików w obronie praw obywatelskich, którym często towarzyszyły protestanckie kontrdemonstracje. Reakcja rządu była postrzegana jako stronnicza na korzyść unionistów. Wraz ze wzrostem niepokojów i przemocy między społecznościami prawo przestało być egzekwowane. Rząd Irlandii Północnej zwrócił się do armii brytyjskiej, by pomogła policji w ochronie ludności protestanckiej. W 1969 roku paramilitarna Tymczasowa IRA, która opowiadała się za utworzeniem zjednoczonej Irlandii, wyłoniła się w wyniku podziału Irlandzkiej Armii Republikańskiej i rozpoczęła kampanię przeciwko tak zwanej „brytyjskiej okupacji sześciu hrabstw”.

Inne grupy, zarówno unioniści, jak i nacjonaliści, brały udział w demonstracjach i rozpoczął się okres znany jako „the Troubles” (Kłopoty). Konflikt miał podłoże polityczne i nacjonalistyczne z historycznym podtekstem. Miał również wymiar etniczny lub wyznaniowy, ale pomimo używania terminów „protestancki” i „katolicki” w odniesieniu do obu stron, nie był to konflikt religijny. Kluczową kwestią był status Irlandii Północnej. Unioniści i lojaliści, którzy z powodów historycznych byli w większości protestantami z Ulsteru, chcieli, aby Irlandia Północna pozostała w Wielkiej Brytanii. Irlandzcy nacjonaliści i republikanie, którzy byli w większości irlandzkimi katolikami, chcieli, aby Irlandia Północna opuściła Wielką Brytanię i dołączyła do zjednoczonej Irlandii.

Konflikt

Konflikt rozpoczął się podczas kampanii Stowarzyszenia Praw Obywatelskich Irlandii Północnej mającej na celu położenie kresu dyskryminacji mniejszości katolickiej/nacjonalistycznej przez protestancki rząd i władze lokalne. Rząd próbował stłumić protesty. Policja, Royal Ulster Constabulary (RUC), była w przeważającej mierze protestancka i znana z brutalnego zachowania się. Kampania spotkała się również z gwałtownym sprzeciwem lojalistów z Ulsteru, którzy wierzyli, że jest to front republikański. Rosnące napięcia doprowadziły do zamieszek w sierpniu 1969 roku i rozmieszczenia wojsk brytyjskich, co stało się najdłuższą operacją armii brytyjskiej. Na niektórych obszarach zbudowano „mury pokoju”, aby oddzielić dwie społeczności. Niektórzy katolicy początkowo witali armię brytyjską jako siłę bardziej neutralną niż RUC, ale wkrótce zaczęli postrzegać ją jako wrogą i stronniczą, szczególnie po Krwawej Niedzieli w 1972 roku.

Głównymi uczestnikami „Kłopotów” były republikańskie organizacje paramilitarne, takie jak Tymczasowa Irlandzka Armia Republikańska (IRA) i Irlandzka Armia Wyzwolenia Narodowego (INLA); lojalistyczne organizacje paramilitarne, takie jak Ulster Volunteer Force (UVF) i Ulster Defence Association (UDA); brytyjskie państwowe siły bezpieczeństwa, takie jak armia brytyjska i RUC; działacze polityczni. Mniejszą rolę odegrały siły bezpieczeństwa Republiki Irlandii. Republikanie przeprowadzili kampanię partyzancką przeciwko siłom brytyjskim, a także bombardowania celów infrastrukturalnych, handlowych i politycznych. Lojaliści w odwecie zaatakowali republikanów/nacjonalistów i społeczność katolicką. Czasami dochodziło do aktów przemocy na tle religijnym, a także waśni wewnątrz i między grupami paramilitarnymi. Brytyjskie siły bezpieczeństwa podjęły działania policyjne, głównie przeciwko republikanom. Zdarzały się przypadki zmowy między brytyjskimi siłami państwowymi a lojalistycznymi organizacjami paramilitarnymi. „Kłopoty” obejmowały również liczne zamieszki, masowe protesty i akty obywatelskiego nieposłuszeństwa oraz doprowadziły do wzrostu segregacji i tworzenia tymczasowych stref zakazu ruchu.

24 sierpnia 1968 roku Ruch na Rzecz Praw Obywatelskich zorganizował swój pierwszy marsz z Coalisland do Dungannon. W następnym roku odbyło się znacznie więcej marszów. Lojaliści (zwłaszcza członkowie UPV) zaatakowali niektóre z nich i zorganizowali kontrdemonstracje w celu zakazania tych marszów. Ze względu na brak reakcji ze strony policji, nacjonaliści postrzegali RUC, która była prawie w całości protestancka, jako wspierająca lojalistów i pozwalająca na ataki. W dniu 5 października 1968 roku rząd Irlandii Północnej zakazał marszu na rzecz praw obywatelskich w Derry. Kiedy maszerujący przeciwstawili się zakazowi, funkcjonariusze RUC otoczyli maszerujących i pobili ich. Rannych zostało ponad 100 osób, w tym wielu polityków nacjonalistycznych. Incydent został sfilmowany przez telewizyjne ekipy informacyjne i pokazany na całym świecie. Wywołało to oburzenie wśród katolików i nacjonalistów, wywołując dwudniowe zamieszki w Derry między nacjonalistami a RUC.

Kilka dni później w Belfaście powstała studencka grupa praw obywatelskich – Demokracja Ludowa. Pod koniec listopada O’Neill obiecał ruchowi na rzecz praw obywatelskich pewne ustępstwa, ale nacjonaliści uznali je za zbyt małe, a lojaliści za zbyt duże. 1 stycznia 1969 roku Demokracja Ludowa rozpoczęła czterodniowy marsz z Belfastu do Derry, które było wielokrotnie nękane i atakowane przez lojalistów. Na moście Burntollet maszerujący zostali zaatakowani przez około 200 lojalistów, w tym kilku policjantów po służbie, uzbrojonych w żelazne pręty, cegły i butelki. Kiedy marsz dotarł do Derry City, został ponownie zaatakowany. Uczestnicy marszu twierdzili, że policja nie zrobiła nic, aby ich chronić, a niektórzy funkcjonariusze pomagali napastnikom. Tej nocy funkcjonariusze RUC wpadli w szał w rejonie Bogside w Derry, atakowali katolickie domy, grozili mieszkańcom i rzucali obelgi na tle religijnym. Następnie mieszkańcy odgrodzili Bogside barykadami, aby powstrzymać policję, tworząc „Free Derry”, które przez krótki czas było strefą zakazaną dla sił bezpieczeństwa.

W marcu i kwietniu 1969 r. lojaliści zbombardowali instalacje wodne i elektryczne w Irlandii Północnej, obwiniając za nie nieaktywną w tym czasie IRA i część osób z ruchu na rzecz praw obywatelskich. Niektóre ataki pozbawiły znaczną część Belfastu prądu i wody. Lojaliści mieli nadzieję, że zamachy bombowe zmuszą O’Neilla do rezygnacji i położą kres wszelkim ustępstwom na rzecz nacjonalistów. Między 30 marca a 26 kwietnia doszło do sześciu zamachów bombowych, za które obwiniano IRA, a brytyjscy żołnierze zostali wysłani do ochrony tych instalacji. Poparcie unionistów dla O’Neilla osłabło i 28 kwietnia złożył rezygnację z funkcji premiera.

W ciągu kolejnych trzech dekad konfliktu zginęło ponad 3600 osób. Z powodu niepokojów społecznych podczas „Kłopotów”, rząd brytyjski zawiesił w 1972 roku rządy lokalne i narzucił swoje. Było kilka nieudanych prób politycznego zakończenia „Kłopotów”, takich jak porozumienie z Sunningdale z 1973 r. W 1998 r., po zawieszeniu broni przez Tymczasową IRA i rozmowach wielostronnych, porozumienie wielkopiątkowe (10 kwietnia) zostało zawarte jako traktat między rządami Wielkiej Brytanii i Irlandii.

Treść porozumienia (formalnie zwanego porozumieniem z Belfastu) została później zatwierdzona w referendach w obu częściach Irlandii. Umowa przywróciła samorząd Irlandii Północnej na podstawie podziału regionalnej władzy wykonawczej, złożonej z przedstawicieli głównych partii w nowym Zgromadzeniu Irlandii Północnej, zapewniając tym samym ochronę interesów obu stron. Władzę sprawują wspólnie premier i wicepremier, wywodzący się z partii unionistów i nacjonalistów. W 1994 roku, po zawieszeniu broni przez Tymczasową IRA, przemoc znacznie spadła. W 2005 roku Tymczasowa IRA ogłosiła koniec swojej kampanii zbrojnej, a niezależna komisja nadzorowała rozbrojenie jej oraz innych nacjonalistycznych i związkowych organizacji paramilitarnych.

xxxxxxxx

Powierzchnia Irlandii Północnej to 14 130 km2., a liczba ludności to około 1,9 mln. Irlandia to 70 237 km2 i 5,2 mln ludności. W stosunku do całej wyspy powierzchnia Irlandii Północnej to jej szósta część. Według spisu z 2021 roku 42,3% ludności Irlandii Północnej to katolicy, 37,3% to protestanci, 1,3% inne wyznania, a 17,4% nie identyfikowało się z żadną religią bądź żadnej nie zadeklarowało. Takie informacje podaje polska Wikipedia. Z kolei Rzeczpospolita w swojej publikacji z dnia 22.09.2022 (https://www.rp.pl/spoleczenstwo/art37100751-irlandia-polnocna-blizej-oderwania-sie-od-wielkiej-brytanii-wazna-zmiana) pisze, że gdy w 1921 roku powstawała Irlandia Północna, to jej ludność stanowili w dwóch trzecich protestanci, w jednej trzeciej katolicy. Dane ze spisu powszechnego z 2021 roku mówią, że teraz w Irlandii Północnej 47,5% mieszkańców to osoby identyfikujące się jako katolicy lub wychowane w tej wierze. W przypadku protestantów odsetek ten wyniósł 43,5%.

Trudno powiedzieć, jaki był odsetek protestantów i katolików w końcu lat 60-chych, gdy zaczęły się te tzw. “Kłopoty”. Być może wówczas katolicy stanowili około 40-45% populacji Irlandii Północnej. A może nigdy tak nie było, że protestanci stanowili tam większość, tylko poprawność polityczna nakazywała, by takie informacje rozpowszechniać, by usprawiedliwić dyskryminację katolików. W każdym razie wykorzystywano wtedy, jak pisze angielska Wikipedia, tzw. gerrymandering. Gdyby przewaga protestantów była tak duża, jak utrzymywano, to czy trzeba było by stosować takie szwindle? Polska Wikipedia tak charakteryzuje ten proceder:

Gerrymandering – manipulowanie przebiegiem granic okręgów wyborczych, najczęściej w celu uzyskania korzystnego wyniku przez partię mającą wpływ na kształtowanie ordynacji wyborczej. Jest to także szczególne pole badawcze geografii wyborczej, poświęcone systematycznym studiom nad wpływem ukształtowania okręgów wyborczych na wyniki głosowania i dokumentowaniem przypadków nadużyć w tym zakresie.

Nazwa pochodzi od słowa „gerrymander”, którym w języku angielskim przyjęto nazywać okręgi wyborcze o dziwnych kształtach stworzone w wyniku takich manipulacji. Termin ten powstał przez połączenie nazwiska Elbridge’a Gerry’ego (amerykańskiego polityka z Partii Demokratyczno-Republikańskiej, 1744–1814) ze słowem salamandra (ang. salamander – przyp. W.L.). To właśnie zwierzę miało przypominać kształt jednego z okręgów, który Gerry, jako gubernator stanu Massachusetts, wykreślił na mapie wyborczej tak, aby zwiększyć szanse wyborcze kandydatów wystawionych przez jego partię.

Gerrymandering spełnia prawidłowo swoją funkcję w przypadku występowania okręgów jednomandatowych. Główna strategia bazuje na tworzeniu dwóch rodzajów okręgów. Okręgi wygrywające powinny być jak najmniejsze oraz ich poparcie dla danej partii powinno być na poziomie lekko przekraczającym wymagany próg do zwycięstwa. Możliwie duże okręgi przegrywające powinny zawierać jak najmniejszą część sympatyków danej partii.

xxx

Gdy się spojrzy na zdjęcie obok, to rodzi się pytanie: o co w tym wszystkim chodziło? W tym samym czasie, gdy zaczynano kolonizować Amerykę, ci sami ludzie, grupa West Country Men, czyni to samo w stosunku do Irlandii, a konkretnie w stosunku do jej północno-wschodniej prowincji. Tam ziemi w bród, z której nie trzeba wysiedlać Indian, a tu ziemi tyle co kot napłakał i przeciwnik daleko bardziej wymagający. Przecież ta ziemia nie była szczególnie urodzajna, a teren częściowo górzysty. Jedyne sensowne wytłumaczenie to takie, że chodziło tylko i wyłącznie o wykreowanie konfliktu pomiędzy katolikami a protestantami, skłócenie ich. Po to przecież była reformacja.

Źródło zdjęcia: Wikipedia.

Feliksa Eger w książce Historia towarzystw tajnych (1904) pisze:

Za czasów Jakuba I, Cromwella i Wilhelma III wydziedziczano i przesiedlano gwałtem właścicieli irlandzkich do innych części kraju. Posiadacze dzisiejsi są po wielkiej części potomkami dawnych przywłaszczycieli, różniących się od krajowców religią, językiem, pojęciami, pragnieniami; nic więc dziwnego, że nawet po dwóch wiekach zlać się z ogółem narodu nie mogą.

W roku 1794 w chwili kiedy nieszczęśliwa Irlandia odzyskiwała trochę życia narodowego, protestanci fanatycy utworzyli stowarzyszenia tajne podobne do masońskiego, dla zwalczania katolików i utrzymania praw domu hanowerskiego, których nawet w owym czasie nikt zaprzeczać nie myślał. Założyciel stowarzyszenia tego zwanego Orangemen Tomasz Wilson był wolnomularzem; zorganizował je też na wzór związków masońskich. (…) Oranżyści wzniecali wielokrotnie zamieszki w Irlandii i Anglii, a gwałtowna opozycja stawiana przez nich wszelkim postanowieniom liberalnego rządu angielskiego, niemało się przyczyniła dp podtrzymania zaburzeń w kraju i niechęci Irlandczyków, upoważniając niejako tym samym towarzystwa tajne do ciągłego działania.

xxx

Od momentu powstania Irlandii Północnej na początku lat 20-tych do końca lat 60-tych, a więc przez ponad 40 lat, nie było większych protestów czy zamieszek. Dopiero w 1968 roku zaczyna się coś zmieniać. Dlaczego przez tyle lat był spokój i nagle wszystko się zmieniło. Konflikt trwał ponad 30 lat. I przez ten czas nie potrafiono porozumieć się. I nagle okazało się, że można. Trudno stwierdzić, jakie były powody tego, że konflikt ten wygaszono, podobnie jak trudno powiedzieć, jakie były powody jego wzniecenia. Tu nic nie dzieje się przypadkowo i spontanicznie.

Jednak historia tego konfliktu powinna być dla nas ostrzeżeniem. W Irlandii Północnej wystąpiły dwa zjawiska: marsze i terroryzm. W Polsce już mamy marsze, a terroryzmu jeszcze nie ma, ale jego widmo snuje się już nad Polską. Na jej terytorium przebywa już wiele milionów Ukraińców, z których wielu ma broń. Skąd ta broń?

Kiedy ja byłem w wojsku, to na czas pełnienia służby wartowniczej otrzymywałem ostrą amunicję, z której po zakończeniu służby musiałem się rozliczyć, co do sztuki. Nie było takiej opcji, że mogłem sobie schować do kieszeni jeden czy dwa naboje. Odpowiedzialność była po obu stronach: wydającego i przyjmującego. A po ćwiczeniach ze strzelania – z każdej łuski. I tak to działa w warunkach pokojowych. W przypadku wojny lub konfliktu zbrojnego taka procedura jest zapewne zachowana, ale tylko do pewnego momentu. Ostatnia ręka, która przyjmuje broń i amunicję też jest kryta, bo ona wydaje tę broń i amunicję na front. A tam już nie ma możliwości rozliczenia się, bo żołnierze giną, są brani do niewoli lub są uznani za zaginionych, a sprzęt ulega zniszczeniu lub teoretycznie ulega zniszczeniu, a faktycznie zostaje przekazany komu innemu. Pozornie panuje tam chaos, ale kto ma wiedzieć, co dzieje się z tą bronią, to wie, ale wytłumaczenie jest. I takim to sposobem broń ta trafia do terrorystów, którzy też pełnią służbę, tylko innego rodzaju, a ich przełożeni nie są znani.

Mamy więc w niby własnym państwie tysiące, jak nie więcej, uzbrojonych Ukraińców, którzy w Płocku w centrum miasta, w parku, urządzili sobie strzelnicę i strzelają do tarcz. Mamy więc państwo typu: ch.., d… i kamieni kupa. I mamy też marsze, które są organizowane od wielu lat i stały się już tradycją. Tyle już ich było i nic się nie działo. To jednak nie znaczy, że nie może się dziać. Jeśli Polacy zaczną organizować marsze w proteście przeciw uprzywilejowaniu Ukraińców, to oni mogą zacząć organizować kontrmarsze, a oni mają broń. A policja, w której jest zatrudnianych coraz więcej Ukraińców, jak się zachowa w takim przypadku? Czy tak jak protestancka policja w Irlandii Północnej?

Czy może zatem tak się stać, że będzie tak, jak obiecywał Donald Tusk w swojej kampanii wyborczej, że będzie w Polsce druga Irlandia, tyle że druga Irlandia Północna? Czas pokaże.

Sudan c.d.

W poprzednim blogu „Sudan” starłem się, posiłkując się różnymi źródłami, przedstawić sytuację w Sudanie: jego historię, przyczyny konfliktu, o co toczy się walka i rolę światowych mocarstw. Jednak ten przekaz był taki oficjalny. Warto więc spojrzeć na to, co tam się dzieje oczami człowieka, który tam był i pozostawił własne, osobiste spojrzenie na wojnę w Sudanie. Tym człowiekiem był oczywiście Ryszard Kapuściński. W swojej książce Heban (1998) tak pisał o Sudanie:

To miejsce, gdzie jesteśmy, nazywa się Itang. Itang leży w zachodniej Etiopii, blisko granicy Sudanu. Od kilku lat znajdował się tu obóz 150 tysięcy Nuerów – uchodźców z wojny sudańskiej. Jeszcze kilka dni temu byli tu. A dzisiaj jest pusto. Gdzie poszli? Co się z nimi stało? Jedyne, co narusza martwotę tych bagien, jedyne, co słychać, to rechot żab, jakiś obłędny, ropuszy wrzask, donośny, hałaśliwy, ogłuszający.

Latem 1991 roku wysoki komisarz NZ do spraw uchodźców Sadako Ogata udała się do Etiopii odwiedzić obóz w Itang. Dostałem propozycję, żeby jej towarzyszyć. Rzuciłem wszystko i pojechałem, ponieważ była to rzadka okazja, by dotrzeć do takiego obozu. Warto wspomnieć, że z różnych przyczyn obozy te znajdują się na ogół w miejscach odległych i odosobnionych, do których dojazd jest trudny, a więc najczęściej wzbroniony. Życie w nich jest udręką, smutną wegetacją, ciągle na granicy śmierci. Jednak poza grupą lekarzy i pracowników różnych organizacji charytatywnych ludzie mało wiedzą na ten temat, ponieważ takie miejsca zbiorowego cierpienia świat skrupulatnie izoluje i nie chce o nich słyszeć.

xxx

Sudan to pierwszy kraj Afryki, który po II wojnie światowej uzyskał niepodległość. Wcześniej był brytyjską kolonią sztucznie, biurokratycznie zlepioną z dwóch członów: arabsko-muzułmańskiej Pólnocy i „murzyńsko”-chrześcijańskiego (i animistycznego) Południa. Między tymi dwiema społecznościami istniał zadawniony antagonizm, wrogość i nienawiść, ponieważ Arabowie z Północy latami najeżdżali Południe, łapali jego mieszkańców i sprzedawali jako niewolników.

Jak owe nieprzyjazne sobie światy mogły żyć w jednym, niepodległym państwie? Nie mogły – i o to właśnie Anglikom chodziło. W tamtych latach stare, europejskie metropolie były przekonane, że choć formalnie zrezygnują z kolonii, faktycznie i tak będą w nich rządzić, np. w Sudanie, stale godząc muzułmanów z Północy z chrześcijanami i animistami z Południa. Wkrótce jednak niewiele z tych imperialnych złudzeń pozostało. Jeszcze w 1962 roku w Sudanie wybuchła pierwsza wojna domowa między Południem i Północą (poprzedzona już wcześniejszymi buntami i powstaniami na Południu). Kiedy w 1960 roku jechałem na Południe po raz pierwszy, poza wizą sudańską musiałem mieć jeszcze wizę specjalną, na osobnym blankiecie. W Dżubie, największym mieście Południa, zabrał mi ją oficer służby granicznej. – Jak to! – żachnąłem się – przecież potrzebuję jej, żeby dojechać do granicy Konga, która jest dwieście kilometrów stąd. Oficer pokazał nie bez dumy na siebie: – To ja tu jestem granicą! – powiedział. W istocie, poza rogatkami miasta rozciągała się ziemia, nad którą już rząd w Chartumie nie miał wielkiej władzy. I tak jest do dzisiaj – Dżubę ochrania garnizon arabski z Chartumu, a prowincja jest w rękach partyzantów.

Pierwsza wojna sudańska ciągnęła się dziesięć lat – do roku 1972. Potem, przez następne dziesięć lat, panował kruchy, nietrwały pokój, po czym, w 1983 roku, kiedy islamski rząd w Chartumie próbował narzucić całemu krajowi islamskie prawo (szaria), zaczęła się nowa, najstraszniejsza faza tej trwającej do dzisiaj wojny. Jest to najdłuższa i największa wojna w historii Afryki i prawdopodobnie największa w tej chwili na świecie, ale jako że toczy się na głębokiej prowincji naszej planety i bezpośrednio nikomu, np. w Europie czy Ameryce, nie zagraża, nie budzi większego zainteresowania. W dodatku teatry tej wojny, jej rozległe i tragiczne pola śmierci, są – z powodu trudności komunikacyjnych i drastycznych restrykcji Chartumu – praktycznie niedostępne dla mediów, większość ludzi na świecie nie ma najmniejszego pojęcia, że w Sudanie toczy się wielka wojna.

xxx

A toczy się ona na wielu frontach i wielu płaszczyznach, z których konflikt Północy z Południem nie jest już dziś nawet najważniejszy. W dodatku może mylić, skrzywiać prawdziwy obraz rzeczywistości. Zacznijmy od północy tego olbrzymiego kraju (dwa i pół miliona kilometrów kwadratowych). Północ to w dużej części Sahara i Sahel, co kojarzy nam się z bezkresem piasku i rumowiskami zwietrzałych kamieni. W istocie północny Sudan to i pisaki, i kamienie, ale nie tylko. Kiedy lecimy z Addis Abeby do Europy i nadlatujemy nad tę część Afryki, mamy pod sobą widok niezwykły: daleko, daleko rozciąga się żółtozłota powierzchnia Sahary. I oto przez jej środek przebiega wielki, intensywnie zielony pas pól i plantacji leżących nad płynącym tu szerokimi, łagodnymi półkolami Nilem. Granica między głęboką ochrą Sahary i szmaragdem tych pól jest jakby wytyczona nożem: nie ma tu żadnych pasów pośrednich, żadnego stopniowania – kończy się ostatnia roślinka plantacji i zaraz zaczynają się pierwsze grudki pustyni.

Otóż, kiedyś te nadrzeczne pola dawały życie milionom arabskich fellachów i bytującym tam ludom koczowniczym. Ale potem, zwłaszcza od połowy XX wieku i już po niepodległości, rozwinął się proces rugowania fellachów przez ich bogatych pobratymców z Chartumu, którzy wespół z generalicją, przy pomocy armii i policji, wchodzili w posiadanie owych żyznych ziem nadnilańskich, tworząc na nich gigantyczne plantacje roślin eksportowych – bawełny, kauczuku, sezamu. Tak powstała silna klasa arabskich latyfundystów, która w aliansie z generalicją i elitą biurokratyczną objęła w 1956 roku władzę i sprawuje ją do dziś, prowadząc wojnę z „murzyńskim” Południem, które traktuje jak kolonię, i jednocześnie gnębiąc swoich etnicznych ziomków – Arabów z Północy.

Wywłaszczeni, wyrzuceni, pozbawieni ziemi i stad Arabowie sudańscy gdzieś muszą podziać się, coś z sobą zrobić, znaleźć źródło utrzymania. Część z nich władcy Chartumu wcielą do coraz liczniejszej armii. Część w szeregi ogromnej policji i biurokracji. Ale reszta? Te rzesze bezrolnych i wykorzenionych? Resztę reżim będzie starał się kierować na Południe.

xxx

Mieszkańców Północy jest około dwudziestu milionów, Południa – około sześciu. Ci ostatni dzielą się na dziesiątki plemion, mówiących wieloma językami, wyznających różne religie i kulty. W owym wieloplemiennym morzu Południa wyróżniają się jednak dwie wielkie społeczności, dwa ludy, stanowiące łącznie płowę mieszkańców tej części kraju. To Dinka i spokrewnieni z nimi (choć czasem i skłóceni) Nuerowie. I jednych, i drugich poznacie na odległość: są wysocy, dwumetrowi, szczupli i mają bardzo ciemny odcień skóry. Piękna, postawna, pełna godności, a nawet trochę wyniosła rasa. Od lat antropolodzy zastanawiają się, skąd oni tacy wysocy i szczupli. Żywią się właściwie tylko mlekiem, czasem krwią swoich krów, które hodują, czczą i kochają. Krów tych zabijać nie wolno i nie wolno dotykać ich kobietom. Swoje życie Dinka i Nuer podporządkowali wymogom i potrzebom tych krów. Porę suszy spędzają z nimi w pobliżu rzek – Nilu, Ghazalu i Sobatu przede wszystkim, a w porze deszczowej, kiedy na odległych płaskowyżach zaczyna zielenić się trawa, zostawiają rzeki i ruszają z bydłem w tamte strony. W tym odwiecznym rytmie, w tej wahadłowej, niemal rytualnej wędrówce między brzegami rzek a pastwiskami na płaskowyżach Górnego Nilu upływa życie Dinki i Nuera. Żeby istnieć, muszą mieć przestrzeń, ziemię bez granic, otwarty, szeroki horyzont. Zamknięci – chorują, zamieniają się w szkielety, gasną, umierają.

xxx

Nie wiem od czego zaczęła się ta wojna. To było tak dawno! Jacyś żołnierze z armii rządowej ukradli Dinkom krowę? Dinka poszli tę krowę odbić? Zaczęła się strzelanina? Padli zabici? Jakoś tak to musiało wyglądać. Oczywiście krowa była pretekstem. Arabscy lordowie z Chartumu nie mogli się zgodzić, żeby pastuchy z Południa miały te same prawa co oni. Ludzie z Południa nie chcieli, żeby w niepodległym Sudanie rządzili nimi synowie handlarzy niewolników. Południe domagało się secesji, własnego państwa. Północ postanowiła rebeliantów zniszczyć. Zaczęły się masakry. Podają, że do dziś wojna ta pochłonęła półtora miliona ofiar. Najpierw przez dziesięć lat działał na Południu żywiołowy, słabo zorganizowany ruch partyzancki Anya-Nya. Potem, w 1983 roku, zawodowy pułkownik John Garang, Dinka, zorganizował Sudańską Ludową Armię Wyzwoleńczą (SPLA), która kontroluje większość obszarów Południa.

To długa wojna, która nasila się, przygasa i znowu wybucha. Choć trwa tyle już lat, nie słyszałem, żeby ktoś próbował napisać jej historię. W Europie na temat każdej wojny są półki książek, archiwa pełne dokumentów, specjalne sale w muzeach. W Afryce nie ma nic podobnego. Wojna, nawet najdłuższa i największa, szybko tonie tu w niepamięci, popada w zapomnienie. Jej ślady znikają na drugi dzień: martwych trzeba od razu pogrzebać, na miejscu spalonych lepianek postawić nowe.

Dokumenty? Nigdy ich nie było. Nie ma rozkazów na piśmie, map sztabowych, szyfrów, ulotek, odezw, gazet, korespondencji. Nie ma zwyczaju pisania wspomnień i pamiętników (zresztą najczęściej nie ma po prostu papieru). Nie ma tradycji pisania historii. Poza wszystkim – kto miałby to robić? Nie ma zbieraczy pamiątek, muzealników, archiwistów, historyków, archeologów. I nawet lepiej, że na polach wojny nikt tu taki nie kręci się. Od razu wpadłby w oko policji, trafił do więzienia i – podejrzany o szpiegostwo – zostałby rozstrzelany. Tu historia pojawia się nagle, spada jak deus ex machina, zbiera swoje krwawe żniwo, porywa ofiary i znika bez śladu. Kim ona jest? Dlaczego właśnie na nas rzuciła swój potępieńczy urok? Niedobrze o tym myśleć. Lepiej w to nie wnikać.

xxx

Wracając do Sudanu. Wojna, która zaczęła się tam, pod wzniosłymi hasłami, jako dramat młodego państwa (Północ: musimy utrzymać jedność kraju, Południe: walczymy o niepodległość), z czasem degeneruje się i staje się wojną różnych kast militarnych przeciw własnemu narodowi, wojna uzbrojonych przeciw bezbronnym. Bo dzieje się to wszystko w kraju biednym, w kraju ludzi głodnych, w którym jeżeli ktoś sięga po broń, po maczetę i automat, to przede wszystkim żeby zagrabić pożywienie, żeby się najeść. To wojna o garść kukurydzy, o miskę ryżu. A wszelki rabunek jest tu tym łatwiejszy, że jesteśmy w kraju ogromnych przestrzeni i bezdroży, słabej komunikacji i łączności, małego i rozproszonego zaludnienia, a więc w warunkach, w których rozbój i bandytyzm uchodzą bezkarnie, choćby z braku jakiejkolwiek kontroli i nadzoru.

Trzy są rodzaje sił zbrojnych, które prowadzą tę wojnę. Więc jest armia rządowa – instrument w rękach elity chartumskiej – dowodzona przez prezydenta, generała Omara al-Bashira. Z armią tą współdziałają liczne jawne i tajne policje, bractwa muzułmańskie, prywatne służby wielkich właścicieli.

Przeciw tej sile rządzącej stoją partyzanci SPLA pułkownika Johna Garanga i różne formacje na Południu, które się od SPLA oderwały.

I jest wreszcie trzecia kategoria ludzi uzbrojonych – to nieskończona liczba tzw. militias – paramilitarnych grup młodych ludzi (często dzieci) o proweniencji plemiennej, dowodzona przez przez różnych lokalnych czy klanowych watażków, którzy w zależności od sytuacji i korzyści będą współpracować albo z armią, albo z SPLA (militias to w Afryce produkt ostatnich lat, zanarchizowana agresywna i rosnąca siła, która rozsadza państwa, armie, zorganizowane ruchy partyzanckie i polityczne).

Przeciw komu te wszystkie wojska, oddziały i fronty, zagony, służby i zaciągi? Tak liczne i przez tyle lat walczące? Czasem przeciw sobie, ale najczęściej przeciw własnemu narodowi, s więc bezbronnym, a to w szczególności znaczy – kobietom i dzieciom. Ale dlaczego właśnie przeciw kobietom i dzieciom? Czyżby tymi uzbrojonymi mężczyznami kierował jakiś zoologiczny antyfeminizm? Oczywiście – nie. Atakują oni i grabią zgrupowania kobiet i dzieci, ponieważ do nich kierowana jest pomoc ze świata, to dla nich przeznaczone są worki z maką i ryżem, skrzynki sucharów i mleka w proszku, rzeczy na które nikt w Europie nie zwróciłby większej uwagi, ale tu, między szóstym a dwunastym stopniem szerokości geograficznej, są cenniejsze nad wszystko. Zresztą nie zawsze owe skarby trzeba tym kobietom zabierać. Wystarczy po prostu, kiedy samolot przywiezie żywność, otoczyć go, zabrać worki i skrzynki i zanieść lub zawieźć je do swojego oddziału.

Od lat reżim w Chartumie posługuje się bronią głodu, aby unicestwić ludność Południa. Robi dziś z Dinkami i Nuerami to, co zrobił Stalin z Ukraińcami w 1932 roku: głodzi ich na śmierć.

Ludzie nie głodują dlatego, że na świecie nie ma żywności. Jest jej pełno, w nadmiarze. Ale między tymi, którzy chcą jeść, a pełnymi magazynami stoi wysoka przeszkoda: gra polityczna. Chartum ogranicza loty z pomocą dla głodujących. Wiele samolotów docierających na miejsce jest garbionych przez miejscowych watażków. Kto ma broń, ten ma żywność. Kto ma żywność, ten ma władzę. Obracamy się tu wśród ludzi, którzy nie myślą o transcendencji i istocie duszy, o sensie życia i naturze bytu. Jesteśmy w świecie, w którym człowiek, czołgając się, próbuje wygrzebać z błota kilka ziaren zboża, żeby przeżyć do następnego dnia.

xxxxxxxx

We wstępie do cytowanej książki Kapuściński pisze:

„Nie jest to więc książka o Afryce, lecz o kilku ludziach stamtąd, o spotkaniach z nimi, czasie wspólnie spędzonym. Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody mówimy – Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje.”

Pisze Kapuściński, że Afryka to istny ocean, osobna planeta, różnorodny przebogaty kosmos. I niewątpliwie tak jest. W Afryce leży Egipt, ojczyzna najstarszej na świecie cywilizacji. Gdy ludność Europy kryła się po jaskiniach, to Egipt posiadał wysoką organizację społeczną, rolnictwo, rzemiosło i literaturę. Wykonywał zaawansowane prace inżynierskie oraz wznosił wielkie budowle. Natomiast czasy nowożytne dla większości ludności tego kontynentu, to etap plemienny.

Jak wygląda dzisiejszy Sudan, to chyba bardzo obrazowo opisał Kapuściński, ale był w historii Sudanu epizod, który zastanawia. Wikipedia tak go opisuje:

„Na początku II tysiąclecia p.n.e. Nubia na północy Sudanu została podbita przez Egipt. Panowanie egipskie na obszarze Nubii przetrwało do około 1000 p.n.e. i wywarło duży wpływ na kulturę miejscowej ludności. Na początku I tysiąclecia p.n.e. utworzone zostało niezależne królestwo Kusz ze stolicą w mieście Napata. Na przełomie VI i V wieku p.n.e. władcy Kuszu, na prośbę części kapłanów egipskich, zaatakowali Egipt i go sobie podporządkowali. Na blisko 100 lat Egipt i Kusz był pod panowaniem czarnych faraonów, którzy stworzyli 25 dynastię. Po blisko wieku panowania Czarnych Faraonów, zostali oni wyparci przez rodzimych Egipcjan na teren obecnego Sudanu.”

Zagadką pozostanie dla nas, w jaki sposób powstawały i upadały cywilizacje i państwa. Jedyne, co można wywnioskować, to to, że nic nie trwa wiecznie. Natomiast na obecnym etapie mamy taką sytuacje, że państwa afrykańskie, przynajmniej ich większość, to sztuczne twory wykreowane przez państwa kolonialne, których celem było zagarnięcie bogactw naturalnych tego kontynentu. I tak trwa to do dzisiaj. Większość ludności afrykańskiej to są społeczności plemienne i koczownicze, dla których organizacja państwowa jest tworem obcym i niezrozumiałym, podobnie jak granice, które ustanowiono dla tych państw. Gdyby Afryka nie została skolonizowana, to te plemienne i koczownicze społeczności żyłyby własnym życiem i rytmem. Swój rozwój dostosowywałyby do warunków naturalnych, w których żyłyby. Nie było by czegoś takiego jak głód. Nie było by takich wojen, bo te plemiona nie miałyby takiej broni, która pozwala na zabijanie setek tysięcy czy milionów ludzi. A tę broń dostarczają im rządy państw europejskich i Stany Zjednoczone.

W walce o przejęcie kontroli nad bogactwami naturalnymi Afryki państwa europejskie i Stany Zjednoczone wykorzystują te plemiona afrykańskie. Tragedia polega na tym, że rozwój większości społeczności afrykańskich zatrzymał się na etapie plemiennym, albo są dopiero na tym etapie, a społeczności europejskie rozwinęły się do organizacji państwowej. Zetknięcie się tych dwóch żywiołów musiało skończyć się tragicznie dla społeczności afrykańskich.

Paradoksalnie, ale jedyne rozsądne rozwiązanie proponował apartheid. Ci ludzie, którzy stworzyli ten ustrój, zdawali sobie sprawę z tego, że Europejczycy byli na zupełnie innym poziomie rozwoju cywilizacyjnego, niż Afrykanie. Apartheid został odsądzony od czci i wiary. Uznano, że Afrykanie są takimi samymi ludźmi jak Europejczycy. Istotnie, są takimi samymi ludźmi, ale społeczności, które tworzą są społecznościami plemiennymi, a nie – państwowymi. I są to tylko plemiona, a nie – narody. Dlatego nie mają tradycji pisania historii i tego wszystkiego, o czym wspomniał Kapuściński. To nie jest wynik jakiegoś upośledzenia, tylko jest to taki etap rozwoju. Społeczności europejskie też przez to kiedyś przechodziły.

Problem Afryki jest problemem nierozwiązywalnym, bo najprostszym i najlepszym sposobem było by pozostawienie jej samej sobie, ale to niemożliwe ze względu na bogactwa naturalne, które znajdują się na jej terenie, a które są niezbędne do utrzymania tego modelu gospodarki, który obowiązuje w najbogatszych państwach świata. Jest to model rabunkowy, oparty o masową produkcję nietrwałych towarów, szybko zużywających się i wymagających zastąpienia nowymi. W ten sposób kwitnie produkcja i handel. By jednak ta produkcja i handel kwitły, potrzebne są też rynki zbytu. I takim rynkiem zbytu jest również Afryka.

Nikt dzisiaj nie potrafi sobie wyobrazić, że to wszystko może się skończyć, gdy zabraknie tych bogactw naturalnych, które są niezbędne do utrzymania takiego modelu gospodarki. Zamiast tego, roją sobie, przynajmniej niektórzy, o podboju innych planet, na których znajdą nowe zasoby tych bogactw. A problemy na Ziemi pozostają.

Sudan

W najsłynniejszej chyba scenie z filmu „Konopielka” dziad wędrowny mówi: Strasznie dziś ludzie zaczepne, bijo sie i bijo! A mniej więcej, o co? – pyta Kuśtyk. No właśnie, o co się biją w Sudanie? Być może Sudan dla większości Polaków jest pustym słowem, bo obecnie dla większości „Polaków” literatura polska nie jest ich literaturą i nie czytali powieści „W pustyni i w puszczy”, której akcja toczy się na terenie Egiptu i Sudanu w okresie powstania Mahdiego (1881-1899). W tej powieści Sienkiewicz tak przedstawia Władysława Tarkowskiego, ojca głównego bohatera, Stasia Tarkowskiego:

„W roku 1863 bił się bez wytchnienia w ciągu jedenastu miesięcy. Następnie ranny, wzięty do niewoli i skazany na Sybir, uciekł z głębi Rosji i przedostał się za granicę. Był już przed pójściem do powstania skończonym inżynierem, jednakże rok jeszcze poświęcił na studia hydrauliczne, a następnie otrzymał posadę przy kanale i w ciągu kilku lat – gdy poznano jego znajomość rzeczy, energię i pracowitość – zajął wysokie stanowisko starszego inżyniera.”

Jak to się stało, że udało mu się uciec z głębi Rosji, podczas gdy dla większości było to niemożliwe? Jak udało mu się przedostać za granicę? No, zdolny był. Ale to chyba nie zdolności mu pomogły, bo było tam wielu zdolnych zesłańców, często wybitnych uczonych, którzy byli badaczami Syberii. Wyjaśnienie jest nader proste: był masonem. I pewnie dlatego otrzymał tak wysokie stanowisko przy budowie Kanału Sueskiego. Bo co? Francuzi nie mieli swoich inżynierów? Nie wiem, czy jest to postać fikcyjna czy prawdziwa. Być może prawdziwa, bo Sienkiewicz odbył podróż do Afryki i być może poznał tam kogoś, kto mu posłużył za pierwowzór tej postaci. W każdym razie w Trylogii wszystkie postacie są autentyczne.

Wracając jednak do współczesności, to wydarzenia w Sudanie były i są szeroko komentowane na całym świecie. Warto więc przyjrzeć się temu, co tam się dzieje. Na stronie rmf24.pl pojawił się wywiad z profesorem Maciejem Kurczem Złoto, Rosja i USA – o co chodzi w konflikcie w Sudanie? (https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-zloto-rosja-i-usa-o-co-chodzi-w-konflikcie-w-sudanie,nId,6727183#crp_state=1). Poniżej jego fragment:

“Walki wybuchły między dwoma siłami, dwoma generałami, de facto przywódcami, kierownikami państwa” – powiedział o konflikcie w Sudanie w rozmowie z dziennikarką RMF FM Marleną Chudzio prof. Uniwersytetu Śląskiego Maciej Kurcz, antropolog kulturowy, który wielokrotnie odwiedzał to państwo. Ogłoszone we wtorek zawieszenie broni pomiędzy armią Sudanu (SAF) i paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF) zostało naruszone po zaledwie kilku godzinach. W trwających od soboty starciach zginęło już co najmniej 270 osób, a ponad 2,6 tys. zostało rannych – podała w nocy z wtorku na środę stacja CNN za Światową Organizacją Zdrowia.

Marlena Chudzio: Co właściwie dzieje się w tym momencie w Sudanie? Bo strony, które walczą, są stamtąd i obie są u władzy.

Prof. Maciej Kurcz: Bardzo dobre pytanie. Wciąż mało mamy danych. 15 kwietnia w weekend walki wybuchły między dwoma siłami, dwoma generałami, de facto przywódcami, kierownikami państwa. Tymi antagonistami jest z jednej strony generał Fattah Abd ar-Rahman al-Burhan, z drugiej strony generał Mohamed Hamdan Dagalo, zwany też Hemetti. Dwaj panowie mocno ze sobą współpracowali do tej pory. Choćby dokonując przewrotu zbrojnego w 2021, dokładnie 25 października, obalając rząd prodemokratyczny cywilny pod kierownictwem Abdalli Hamdoka, stawiając pod znakiem zapytania tę słynną sudańską rewolucję z 2019 roku. Wtedy obalono Umar al-Baszira – przypomnę – wieloletniego dyktatora Sudanu. Obaj panowie właśnie tutaj ten proces zatrzymali. Skutecznie tłumili protesty, które wybuchły od tego czasu. One wybuchały właściwie codziennie, ale obu panom udawało się te protesty trzymać w jakichś ryzach, aż do weekendu. I najpierw na północy w miasteczku prowincjonalnym, a później także w Chartumie obaj panowie rozpoczęli walkę, właściwie regularną wojnę, jak to jeden z nich zauważył.

Obie te strony mają siły, bo jedna to strona paramilitarna, a druga to regularne wojsko.

Właściwie to są dwa wojska, dwie sudańskie armie. Burhan ma za sobą tak zwane Wojsko Sudańskie – tzw. Sudanese Armed Forces – z całym arsenałem. Stąd też bombardowania lotnicze. Nawiasem mówiąc, przerażające dla mnie. W Chartumie – mieście, które jest gęsto zaludnione, ma nieregularną siatkę ulic – jest to coś potwornego. Hemetti ma tak zwaną milicję. Są to oddziały sprawdzone w bojach, wyrosły na bazie dżandżawidów – tej niesławnej milicji, która odpowiada za akty ludobójstwa w Darfurze. Później byli wykorzystywani w Libii, w Jemenie, teraz właściwie są na żołdzie państwowym, chyba Ministerstwo Finansów wypłaca im żołd. Jest to normalna formacja wojskowa. Szanse są na pewno wyrównane. Za jednym stoi Egipt i Arabia Saudyjska, także Izrael. Mowa tutaj o Burhanie. Natomiast za Hemettim stoją Zjednoczone Emiraty Arabskie, które pomagają trochę jego siłom. I także grupa Wagnera, czy – jak kto woli – Kreml.

Jaki jest udział Rosji w tej całej historii?

Jest to tajemnica poliszynela, od jakiegoś już czasu Kreml bardzo wyraźnie akcentuje swoją obecność, zwłaszcza od wybuchu wojny w Ukrainie. Mamy do czynienia z taką polaryzacją, rywalizacją, podziałem na dwa bloki. Ameryka i Rosja w Sudanie się ze sobą ścierają. Przy czym Stany Zjednoczone stawiają takie czerwone linie, których Burhan i Hemetti nie mogą przekroczyć. Taką czerwoną linią jest port morski, baza wojskowa w Port Sudan. Jeszcze za poprzedniego reżimu był taki projekt, żeby oddać część tego portu Rosjanom. Natomiast Ameryka tutaj wyraźnie stawia weto. Grupa Wagnera działa w Sudanie jeszcze intensywniej. Zwłaszcza Hemetti wydaje się mieć bardzo dobre układy. Przypomnę tylko, że 24 lutego ubiegłego roku Hemetti był chyba ostatnim politykiem, który odwiedził Kreml przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nie potępił tych działań. Także czołgi były już w gotowości, już grzały silniki, gdy Hemetti z sudańską delegacją odwiedzał Kreml.

Ale to dla Rosji przecież mogłoby się wydawać problem. Kolejna jakaś strefa, którą trzeba kontrolować w momencie, w którym jest prowadzona wojna. Skąd to zaangażowanie? Co to daje?

Jest to taka geopolityczna rozgrywka, taki powrót do czasów zimnej wojny. Do tego Grupa Wagnera jest przede wszystkim w tym momencie zaangażowana w handel i wydobycie złota. Sudan jest ważnym krajem, chyba drugim, jeśli chodzi o wydobycie tego kruszcu w Afryce. W tamtym roku to chyba było jakieś 40 ton, więc dość sporo. To wszystko jest w strefie wpływów Hemettiego i Grupy Wagnera. To są poważne pieniądze, które – można przypuszczać – gdzieś trafiają, komuś są do czegoś potrzebne. To jest taki wymierny zysk z całej operacji.

xxxxxxxx

Żeby jednak lepiej zrozumieć to, co tam się dzieje, wypada zacząć od zamierzchłej historii. Wikipedia tak pisze:

Od VI wieku ruszył proces chrystianizacji kraju. Utworzone zostały chrześcijańskie państwa Mukurra i Alwa, które przetrwały do XIII-XV wieku. Od VII wieku prowadzona była kolonizacja arabska z obszarów egipskich. Kolonizacja przyczyniła się do prawie całkowitego wyparcia chrześcijaństwa przez islam w przeciągu XV-XVI wieku. W XVI wieku utworzone zostały liczne państwa, utrzymujące się głównie z handlu niewolnikami. Wśród takich tworów znalazły się między innymi sułtanaty Kordofan, Dar Fur, Sennar. Południe kraju zamieszkiwali Niloci.

W latach 1820–1821 północny i środkowy Sudan opanowała armia osmańskiego namiestnika Egiptu, Muhammada Alego. Opór przeciwko rządom osmańskim do 1874 roku stawiał Dar Fur. Rządy osmańskie wiązały się z masowym wywozem niewolników, upadkiem gospodarki i wyludnieniem kraju. W latach 60. rozpoczęła się kolonialna dominacja Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy okupowali kraj pod pretekstem zwalczania handlu niewolnikami (zdelegalizowanego w 1863 roku).

W latach 1881–1885 trwało antyegipskie i antybrytyjskie powstanie, na czele którego stanął Mahdi z Sudanu. W 1885 roku mahdyści utworzyli państwo z siedzibą w Omdurmanie. Następcą Mahdiego został Abdullahi, który proklamował świętą wojnę przeciwko sąsiadom. Mahdyści w trakcie wojny pokonali sąsiednią Etiopię, ich sukcesy zatrzymała dopiero brytyjsko-egipska kampania wojskowa, zakończona sukcesem w 1899 roku.

Po klęsce mahdystów Sudan formalnie stał się kondominium egipsko-brytyjskim, faktyczna władza należała jednak do Brytyjczyków. Władze kondominium podzieliły Sudan pod względem administracyjnym na część północną (islamską) i południową (ludność czarnoskórą i częściowo chrześcijańską), co sprzyjało utrzymaniu się istniejących antagonizmów wewnętrznych. W 1951 roku Egipt zerwał układ z Wielką Brytanią, a Faruk I ogłosił się królem Sudanu.

xxxxxxxx

Na jednym z filmów na kanale Al Jazeera można usłyszeć:

Nic nie dzieje się bez interwencji obcych mocarstw. Zaczęło się od Imperium Brytyjskiego. Brytyjczycy skolonizowali Sudan na początku XX wieku do spółki z Egiptem, który podlegał Wielkiej Brytanii. Był więc Sudan kondominium brytyjsko-egipskim w latach 1898-1956.

Brytyjczycy inwestowali na północy Sudanu, a Egipt rządził południem. Oddali oni władzę przywódcom z północy. Modernizowali szkoły, wspierali islam. Natomiast na południu rozproszyli władzę wśród setek przywódców plemiennych, a chrześcijańskie misje zarządzały systemem edukacji. Ta kolonialna taktyka „dziel i rządź” była źródłem napięć społecznych, które odegrały ważną rolę w przyszłych konfliktach.

W 1956 roku Sudan uzyskał niepodległość, ale problemy nie skończyły się. Jako część rogu Afryki Sudan był niezwykle ważny z geopolitycznego punktu widzenia. Zastrzyki broni od światowych mocarstw, w tym od Stanów Zjednoczonych, pogłębiały istniejące klasowe, etniczne i religijne napięcia.

W czasie zimnej wojny Sudan był wykorzystywany do prowadzenia wojny zastępczej pomiędzy USA i ZSRR. W tym czasie Stany Zjednoczone sprzedały Sudanowi broń o wartości 1 mld dolarów. A dziś Sudan jest jednym z największych partnerów handlowych Rosji w Afryce. Tak więc Sudan odziedziczył wygenerowane przez kolonistów konflikty etniczne i został uzbrojony przez kraje, które dostrzegały jego geopolityczne znaczenie. I nie jest to przypadek, że konflikty zbrojne w Sudanie nie mają końca.

Od uzyskania niepodległości Sudan doświadczył trzech wojen domowych. W 1972 roku nastąpił koniec pierwszej wojny domowej. W latach 1983-2005 miała miejsce druga wojna domowa. Wadliwy porządek ustanowiony przez rządy kolonialne i częste konflikty militarne ograniczyły rozwój gospodarczy tego państwa. Amerykańskie sankcje i niepodległość Południowego Sudanu tylko pogorszyły sytuację. W 1977 roku Stany Zjednoczone ustanowiły wyniszczające sankcje na Sudan, oskarżając go o sponsorowany przez państwo terroryzm, opierając się na fałszywych oskarżeniach, że fabryka leków produkowała broń chemiczną dla Al-Ka’idy. Stany Zjednoczone zbombardowały fabrykę w Chartumie, stolicy państwa. Sankcje trwające 20 lat odcięły Sudan od handlu międzynarodowego. W 2011 roku Sudan Południowy uzyskał niepodległość. To oznaczało, że Sudan stracił około 75% zasobów ropy naftowej i dochód z jej sprzedaży. W 2017 roku Stany Zjednoczone zniosły sankcje, ale ich skutki nadal trwały.

xxxxxxxx

Obejrzałem kilka filmów z różnych źródeł, ale chyba najlepiej i najbardziej atrakcyjnie, w sensie graficznym, przedstawia to ten poniżej. Jego autorem jest Amit Sengupta. Film trwa 20 minut.

Pod jednym ze wspomnianych filmów jeden z komentujących napisał:

W Sudanie chodzi o powstrzymanie przez Stany Zjednoczone budowy rosyjskiej bazy w Porcie Sudan. Szef sztabu Sudanu Mohammed Osman al-Huseyin powiedział w oświadczeniu z 19 listopada 2020 roku: „Jak dotąd nie ma pełnego porozumienia z Rosją w sprawie utworzenia bazy morskiej na Morzu Czerwonym, ale nasza współpraca wojskowa została przedłużona”. 9 grudnia 2020 roku w oficjalnej rosyjskiej gazecie opublikowano tekst umowy między Rosją a Sudanem o utworzeniu bazy zaopatrzeniowo-serwisowej dla Marynarki Wojennej Rosji na Morzu Czerwonym „w celu wspierania pokoju i bezpieczeństwa w regionie”. W zeszłym tygodniu osiągnięto porozumienie między Rosją a Sudanem. A więc jest to sponsorowana „wojna” domowa.

xxxxxxxx

Pytanie podstawowe brzmi: Dlaczego akurat teraz doszło do tej wojny. Dlaczego od 25 października 2021 do 15 kwietnia 2023 roku obaj panowie współpracowali ze sobą zgodnie? W tym powyższym komentarzu jest informacja, że na krótko przed wybuchem tej wojny osiągnięto porozumienie pomiędzy Rosją a Sudanem w sprawie budowy bazy w Port Sudan. W prezentowanym filmie autor też wspomina o tym, że generał Dagalo pojechał do Moskwy, gdzie prowadził rozmowy na temat utworzenia tej bazy. Na to nie mogły zgodzić się Stany Zjednoczone. I wygląda na to, że to była bezpośrednia przyczyna wybuchu tego konfliktu w tym momencie.

Dlaczego więc ta baza jest taka ważna? Może bardziej chodzi o ropę, niż o cokolwiek innego? Poniższy tekst i zdjęcie pochodzą z Wikipedii.

Gospodarka Sudanu Południowego zależna jest od produkcji ropy naftowej. Kraj produkuje prawie 500 tys. baryłek dziennie, a z eksportu ropy naftowej pochodzi aż 98 proc. jego PKB. Większość ropy trafia na rynek chiński. Obecnie są plany wybudowania rafinerii na terenie państwa, co miałoby umożliwić rozwój gospodarczy i pozwoliło uniezależnić się od przemysłu Sudanu Północnego.

Od momentu uzyskania niepodległości toczą się nieustanne spory z Sudanem, przez który rurociągami ropa naftowa jest transportowana do portu w Port Sudanie. Rządy obu krajów nie mogą porozumieć się w sprawie kosztów tranzytu, do tego stopnia że 29 stycznia 2012 rząd w Dżubie postanowił zatrzymać wydobycie ropy. W tym samym czasie uzgodniono porozumienie z rządem Kenii w sprawie budowy rurociągu do portu Lamu. Według założeń ropociąg ma zostać zbudowany w ciągu 11 miesięcy.

Informacje, które podaje Wikipedia pochodzą sprzed lat. Wygląda jednak na to, że rurociąg do portu Lamu w Kenii nie został zbudowany. Jest więc Sudan miejscem, gdzie ścierają się interesy wielkich mocarstw i w związku z tym interes tego kraju i ludności go zamieszkującej jest w tym wszystkim najmniej ważny, co oznacza, że jeszcze długo nikt nie będzie starał się rozwiązać problemów trapiących ten kraj od ponad stu lat.

Konflikty na tle religijnym i wyznaniowym oraz społeczne, wynikające z odmiennego traktowania różnych grup społecznych, są niezwykle trwałe i głębokie. Ci, którzy je generują, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Posługują się tym narzędziem we wszystkich częściach świata. Niestety, ale postanowili to wykorzystać również w Polsce. Sprowadzenie milionów prawosławnych Ukraińców i uprzywilejowanie ich w stosunku do dotychczasowych obywateli Polski, jest realizowaniem tego sudańskiego scenariusza. Jest przygotowywaniem konfliktu polsko-ukraińskiego, którego rozmiary i skutki są trudne do przewidzenia. Prawdę mówiąc traktowanie krajów tzw. Międzymorza przez Anglosasów nie różni się bardzo od tego, co robią w Afryce.

Kosowo c.d.

W blogu „Kosowo” cytowałem fragment z książki Waldemara Łysiaka Stulecie kłamców (2000), w którym prezentował on swoje krytyczne stanowisko dotyczące bombardowania Serbii przez wojska NATO w 1999 roku. Łysiak to taki antysystemowiec, który już za czasów PRL-u był tzw. licencjonowanym opozycjonistą. Ten jego protest to była raczej autopromocja, niż próba rzetelnego opisania konfliktu srbsko-albańskiego, dojścia do jego istoty. Nie da się tego wyjaśnić, jeśli nie poznamy historii tego rejonu i nie dowiemy się, kim są Albańczycy. I od tego wypada zacząć. Polska Wikipedia pisze:

Albania jest nazwą kraju zaczerpniętą ze źródeł grecko-rzymskich. Rdzeń alb został zaczerpnięty z języków ilirskich i oznacza kolor biały. Historia Świata Polibiusza, pochodząca z II w. p.n.e., wspomina o plemieniu żyjącym na terenie dzisiejszej Albanii, którego członkowie byli nazywani Albanoí i Arbanitai.

W starożytności Albania wchodziła w skład Ilirii zamieszkiwanej przez lud indoeuropejski Ilirów, którzy wymieszali się później z Trakami i Słowianami. W 168 roku p.n.e. kraj został uzależniony od Rzymian, a od końca IV wieku wszedł w skład Cesarstwa Bizantyńskiego. Na przełomie VI i VII wieku napłynęły tu plemiona słowiańskie. W okresie IX–XI wieku tereny Albanii wchodziły w skład carstwa Bułgarii. Pierwsze państwo albańskie powstało w XII wieku, w XIV wieku zostało podbite przez Serbów. Około 1435 Turcy zajęli Albanię. Wyzwoliła się ona czasowo po powstaniu zainicjowanym przez Skanderbega. Pod koniec XV wieku Turcy znów zajęli kraj, wówczas to podupadł on pod względem cywilizacyjnym. Feudałowie powoli i systematycznie przechodzili na islam, zachowując swe majątki i uprawnienia. Często piastowali wysokie funkcje w państwie tureckim (np. Ali Pasza z Tepeleny, Muhammad Ali).

W XIX wieku wzmógł się ruch niepodległościowy na rzecz wyzwolenia Albanii, zwany Rilindja. W 1912 roku Kongres Narodowy we Wlorze ogłosił deklarację niepodległości. W 1913 po konferencji londyńskiej nie powiodły się plany rozdzielenia jej między Serbię i Grecję. Do czasu wybuchu II wojny światowej Albania była kolejno księstwem, republiką i królestwem.

Angielska Wikipedia pisze:

W XI wieku Wielka Schizma sformalizowała rozłam między prawosławnym a zachodnim Kościołem katolickim, co znajduje odzwierciedlenie w Albanii poprzez pojawienie się katolickiej północy i prawosławnego południa. Albańczycy zamieszkiwali na zachód od jeziora Ochrida i górną część doliny rzeki Shkumbin i w 1190 r. założyli Księstwo Arbanon pod przywództwem Progona z Kruja. Po nim królestwo odziedziczyli jego synowie Gjin i Dhimitri.

Pod koniec XII i na początku XIII wieku tereny te zaczęli przejmować Serbowie i Wenecjanie. Etnogeneza Albańczyków jest niepewna; jednak pierwsza niekwestionowana wzmianka o Albańczykach pochodzi z zapisów historycznych z 1079 lub 1080 r. w pracy Michaela Attaliatesa, który odniósł się do Albanoi jako biorących udział w buncie przeciwko Konstantynopolowi. W tym momencie Albańczycy byli w pełni schrystianizowani.

Kilka lat po rozwiązaniu Księstwa Arbanon Karol Andegaweński zawarł porozumienie z władcami albańskimi, obiecując chronić ich i ich dawne wolności. W 1272 założył Królestwo Albanii, które zajmowało całe terytorium środkowej Albanii od Dyrrhachium wzdłuż wybrzeża Adriatyku do Butrint. Katolicka struktura polityczna była podstawą papieskich planów szerzenia katolicyzmu na Półwyspie Bałkańskim. Plan ten znalazł również poparcie Heleny Andegaweńskiej, kuzynki Karola Andegaweńskiego. Za jej rządów zbudowano około 30 katolickich kościołów i klasztorów, głównie w północnej Albanii. Wewnętrzne walki o władzę w Cesarstwie Bizantyjskim w XIV wieku umożliwiły najpotężniejszemu średniowiecznemu władcy Serbów, Stefanowi Dusanowi, ustanowienie krótkotrwałego imperium obejmującego całą Albanię z wyjątkiem Durrës. W 1367 r. różni albańscy władcy ustanowili Despotat Arty. W tym czasie powstało kilka księstw albańskich, w szczególności Księstwo Albanii, Księstwo Kastrioti, Lordship of Berat i Księstwo Dukagjini. W pierwszej połowie XV wieku Imperium Osmańskie najechało większość Albanii, a walkę z nim podjęła Liga Lezhë, zwana też Ligą Albańską, której przewodził Skanderbeg – bohater narodowy średniowiecznej Albanii.

Wraz z upadkiem Konstantynopola Imperium Osmańskie kontynuowało proces podbojów i ekspansji, wdzierało się coraz bardziej w głąb Europy Południowo-Wschodniej. W 1385 dotarło do albańskiego wybrzeża Morza Jońskiego, a w 1431 roku zajęło większość Albanii. W rezultacie tysiące Albańczyków uciekło do Europy Zachodniej, zwłaszcza do Kalabrii, Neapolu, Raguzy i Sycylii, podczas gdy inni szukali schronienia w często niedostępnych górach Albanii.

Albańczycy, jako chrześcijanie, byli uważani za gorszą klasę ludzi i jako tacy podlegali wysokim podatkom, między innymi przez system Devshirme, który pozwolił sułtanowi zabrać wymagany procent chrześcijańskiej młodzieży z ich rodzin, aby stworzyć z niej janczarów. Podbojowi osmańskiemu towarzyszył także stopniowy proces islamizacji i szybka budowa meczetów, co w konsekwencji zmieniło religijny obraz Albanii.

Kiedy Turcy umocnili swoją pozycję w regionie, albańskie miasta zostały zorganizowane w cztery główne sanjaki. Rząd wspierał handel, osiedlając żydowskich uchodźców, uciekających przed prześladowaniami w Hiszpanii. Miasto Wlora stało się głównym portem handlowym, do którego sprowadzano importowane z Europy towary, takie jak wyroby bawełniane, wełnę, dywany, przyprawy; skóry z Bursy i Konstantynopola. Niektórzy obywatele Wlory mieli partnerów handlowych w całej Europie.

Zjawisko islamizacji wśród Albańczyków rozpowszechniło się przede wszystkim od XVII wieku i trwało do XVIII wieku. Islam oferował im równe szanse i awans w Imperium Osmańskim. Jednak motywy konwersji były, zdaniem niektórych badaczy, zróżnicowane w zależności od kontekstu, choć brak materiałów źródłowych nie pomaga w badaniu tych zagadnień. Z powodu narastającego represjonowania katolicyzmu większość katolickich Albańczyków w XVII wieku przeszła na islam, podczas gdy ortodoksyjni Albańczycy poszli w ich ślady głównie w następnym stuleciu.

Ponieważ Albańczycy byli postrzegani jako strategicznie ważni, stanowili znaczną część osmańskiej armii i biurokracji. Wielu muzułmańskich Albańczyków osiągnęło ważne stanowiska polityczne i wojskowe oraz przyczyniło się do kulturowego rozwoju świata muzułmańskiego. Ciesząc się tą uprzywilejowaną pozycją, zajmowali różne wysokie stanowiska administracyjne u ponad dwudziestu albańskich wielkich wezyrów. Wśród innych byli członkowie wybitnej rodziny Köprülü, Zagan Pasza, Muhammad Ali z Egiptu i Ali Pasza z Tepeleny. Ponadto dwóch sułtanów, Bajazyd II i Mehmed III, miało matki pochodzenia albańskiego.

Kosowo i Metohija

Metohija lub Dukagjin to duży basen i nazwa regionu obejmującego południowo-zachodnią część Kosowa. Region obejmuje 35% (3891 km2) całkowitej powierzchni Kosowa. Według spisu ludności z 2011 roku region zamieszkuje 700 577 osób.

Nazwa Metohija wywodzi się od greckiego słowa μετόχια, oznaczającego „majątki klasztorne” – nawiązanie do dużej liczby wiosek i posiadłości w regionie, które w średniowieczu były własnością serbskich klasztorów prawosławnych i klasztorów z Góry Athos.

W języku albańskim obszar ten nazywa się Rrafshi i Dukagjinit i oznacza „płaskowyż Dukagjin”, ponieważ nazwa pochodzi od rodziny, która rządziła dużą częścią Metohija w XIV-XV wieku..

Termin „Kosowo i Metohija” ( cyrylica serbska : Косово и Метохија) był oficjalnie używany w odniesieniu do Autonomicznego Regionu Kosowa i Metohiji (1945-1963), a także do Autonomicznej Prowincji Kosowa i Metohiji (1963-1968). Termin „Metohija” został usunięty z oficjalnej nazwy prowincji w 1968 r., a tym samym termin „Kosowo” stał się oficjalną nazwą całej prowincji. Zmiana nie została przyjęta z zadowoleniem przez Serbów, którzy nadal używali starej nazwy (na przykład w projekcie memorandum SANU z 1986 r.). We wrześniu 1990 r. przyjęto nową konstytucję Republiki Serbii, zmieniając oficjalną nazwę prowincji z powrotem na Autonomiczną Prowincję Kosowa i Metohiji. Tym razem zmiana nie została przyjęta z zadowoleniem przez etnicznych Albańczyków, którzy protestowali przeciwko oficjalnemu używaniu terminu „Metohija”. W 2008 r., po ogłoszeniu niepodległości Kosowa, Serbia włączyła termin „Metohija” do oficjalnej nazwy nowo utworzonego Ministerstwa ds. Kosowa i Metohiji, które w 2012 r. zostało przekształcone w Urząd ds. Kosowa i Metohiji.

Republiki i prowincje byłej Jugosławii; źródło: angielska Wikipedia.

Średniowiecze

Wraz z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, przez Bałkany przeszło wiele plemion „barbarzyńskich”, z których większość nie pozostawiła po sobie trwałego państwa. Słowianie jednak podporządkowali sobie Bałkany w VI i VII wieku. Księstwo Serbii obejmowało miasto Destinikon, które prawdopodobnie znajdowało się w Metohiji. Region ten został podbity przez Bułgarię na początku X wieku, po czym przywrócono panowanie bizantyjskie, na krótko ok. 970-975 i ponownie po 1018 r. Pod względem administracji kościelnej region Metohija należał do utworzonej w 1019 r. Eparchii Prizren. W XI i XII wieku o region ten toczyły się spory między Wielkim Księstwem Serbii a Cesarstwem Bizantyjskim. Serbski wielki książę Stefan Nemanja został uznany za niezależnego władcę w 1190 r., Zatrzymał północne części Metohiji (region Hvosno), podczas gdy południowe części zostały włączone do Królestwa Serbii na początku XIII wieku. Po upadku cesarstwa serbskiego w 1371 roku region Metohija był kontrolowany przez rodzinę Balšićów z Zeta, a od 1378 roku przez rodzinę Brankovićów. Region był również kontrolowany przez Księstwo Dukagjini, które było częścią Despotatu Serbskiego do 1455 roku, kiedy to zostało ono podbite przez Imperium Osmańskie.

Posiadłości rodziny Dukagjini w końcu XIV wieku; źródło: angielska Wikipedia.

Osmańskie zapisy katastralne z XV-XVI wieku, wskazują, że równiny Dukagjin były zamieszkane w tym okresie w większości albańskich chrześcijan. Ta albańsko-chrześcijańska większość regionu zajmowała się głównie rolnictwem i składała się zarówno z katolickich, jak i prawosławnych Albańczyków. Albańska antroponimia i onomastyka dominowały nad słowiańskimi, jest też wiele przypadków antroponimii mieszanej słowiańsko-albańskiej; to znaczy Albańczycy z elementami antroponimii słowiańskiej w wyniku ich nawrócenia na wiarę prawosławną. Ludność słowiańska tego regionu w tamtych czasach była w zdecydowanej mniejszości.

Najnowsza historia

Obszar ten został zajęty przez Królestwo Czarnogóry podczas pierwszej wojny bałkańskiej w 1912 r., z wyjątkiem obszaru Prizren, podbitego przez Królestwo Serbii. Podczas pierwszej wojny światowej Czarnogóra została podbita przez wojska austro-węgierskie w 1915 r. Państwa centralne zostały wyparte z Metohiji przez armię serbską w 1918 r. Następnie Czarnogóra dołączyła do Królestwa Serbii, po czym powstało Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Królestwo to zostało przekształcone w Jugosławię w 1929 r. Po napadzie państw Osi podczas II wojny światowej w 1941 r., nastąpił jej rozbiór, a region Metohija został włączony do Albanii kontrolowanej przez Włochów. Ci zatrudniali „Vulnetari”, czyli albańskich ochotników służących w milicji, by kontrolować wsie. Po kapitulacji Włoch w 1943 r. Niemcy przejęli bezpośrednią kontrolę nad regionem, wspierani przez lokalnych albańskich kolaborantów ( Balli Kombëtar ). Po licznych atakach serbskich czetników i partyzantów jugosłowiańskich Metohija została zdobyta przez siły serbskie w 1944 r. W 1946 r. stała się ona częścią serbskiej autonomicznej prowincji Kosowo i Metohija w ramach Demokratycznej Federacji Jugosławii.

xxxxxxxx

Z powyższej mapy wynika, że tereny, o które spiera się Serbia z Albanią, należały w końcu XIV wieku do feudalnych rodzin serbskich i albańskich, bo widoczna posiadłość Kastrioti, to albańska, bo Skanderbeg, to Gjergj Kastrioti Skënderbeu, bohater narodowy Albanii. Później przyszli Turcy i na prawie 500 lat ustanowili tu swoje rządy. W praktyce oznaczało to, że ci feudałowie, przynajmniej niektórzy, zmienili religię i przeszli na islam. Obecnie islam to około 60% populacji Albanii, chrześcijanie – 30%. W przypadku Kosowa 90% mieszkańców to Albańczycy, 7% – Serbowie. Widać więc wyraźnie, że proporcja ta jest znacznie gorsza, niż w samej Albanii. Jak to było możliwe, że na tereny, które są szczególne dla Serbów, i to prawdopodobnie nie ze względu na bitwę na Kosowym Polu, ale ze względu Metochię ( Metohiję), która oznacza po prostu własność monasteru, czyli klasztoru prawosławnego.

Konflikt religijny jest o wiele bardziej niebezpieczny, niż konflikt etniczny, czy każdy inny, bo tylko on może wywołać emocje, które w pewnym momencie mogą stać się bombą z opóźnionym zapłonem. To dało o sobie znać w 1999 roku i wcale nie jest powiedziane, że za jakiś czas sytuacja nie powtórzy się.

Angielska Wikipedia pisze:

Albański katolik Gregor Mazrreku poinformował w 1651 r., że w zachodnim Kosowie było wcześniej wielu katolików, którzy przeszli na islam, aby uniknąć podatków i obciązen. W Suha Reka, gdzie wcześniej było 160 katolickich gospodarstw domowych, wszyscy mężczyźni przeszli na islam. Wielu katolików w Kosowie również przeszło na islam z powodu braku księży, nacisków władz osmańskich i cerkwi. Kościół katolicki w Kosowie był biedny, a katolików zmuszano do płacenia podatków Kościołowi prawosławnemu. Według Malcolma, w porównaniu z kościołem katolickim, serbski kościół prawosławny był większy, bogatszy, bardziej ugruntowany i bardziej uprzywilejowany, co było powodem mniejszej konwersji na islam.

Polska Wikipedia pisze:

Około XVII wieku wzrosła znacznie liczba ludności pochodzenia albańskiego w Metochii. Historycy uważają, że jest to efekt migracji ludności z terenów dzisiejszej Albanii, charakteryzującej się m. in. wyznawaniem islamu. Istnieją z pewnością dowody, wskazujące na migrację ludności – wielu Albańczyków w Kosowie posiada nazwiska zbliżone do mieszkańców Malësi, prowincji znajdującej się na północy Albanii. Dziś większość serbskich muzułmanów mieszka w regionie Sandżak w południowej Serbii oraz w północnym Kosowie. Historycy sądzą, że w Kosowie zamieszkiwała także znaczna liczba albańskich chrześcijan, którzy przeszli na islam.

W 1689 r. Kosowo dotknięte zostało przez wojnę austriacko-osmańską (1683–1699), która stanowi element historii Serbii. W październiku 1689 niewielka armia austriacka, dowodzona przez margrabię badeńskiego Ludwika Wilhelma, wdarła się do Turcji, zajęła Belgrad, następnie zaś dotarła aż do Kosowa. Wielu Albańczyków i Serbów zaciągnęło się do armii margrabiego Badenii, ale również wielu postanowiło walczyć u boku Turków przeciw Austriakom. Udana kontrofensywa osmańska zmusiła margrabiego Badenii do wycofania się do twierdzy w Niszu, potem do Belgradu, ostatecznie zaś przez Dunaj z powrotem do Austrii.

Wojska osmańskie zniszczyły i splądrowały dużą część Kosowa. Zmusiły do ucieczki z Austriakami wielu Serbów, w tym patriarchę Serbskiego Kościoła Prawosławnego Arsenije III. Wydarzenie to znane jest w serbskiej historii pod nazwą Wielkiej Wędrówki Serbów (serb. Velika seoba Srba). Według podań z epoki miały wziąć w niej udział setki tysięcy Serbów (współcześnie podawane są liczby od 30 do 70 tys. rodzin), co z kolei zaowocowało znaczącym napływem Albańczyków na opuszczone tereny Kosowa. Przekazy Arsenije III z tego okresu wspominają o 30 tysiącach uciekinierów, którzy udali się z nim do Austrii.

Współczesny konflikt albańsko-serbski ma swoje korzenie w wypędzeniu Albańczyków w latach 1877–1878 z terenów włączonych do Księstwa Serbii. Podczas i po wojnie serbsko-osmańskiej w latach 1876–78 od 30 000 do 70 000 muzułmanów, głównie Albańczyków, zostało wypędzonych przez armię serbską z Sandżaku w Niszu i uciekło do kosowskiego Vilayet. Według austriackich danych do lat 90. XIX wieku Kosowo było w 70% muzułmańskie (prawie całkowicie pochodzenia albańskiego) i mniej niż w 30% nie-muzułmańskie (głównie Serbowie). W maju 1901 roku Albańczycy splądrowali i częściowo spalili miasta Novi Pazar, Sjenica i Prisztina oraz dokonali masakry Serbów w rejonie Kolašina.

Kosowo w obrębie Imperium Osmańskiego w latach 1875-1878; źródło: Wikipedia.

Podczas I wojny bałkańskiej jesienią 1912 roku jednostki armii serbskiej wkroczyły na terytorium Kosowa i zaczęły tam ustanawiać własną administrację, w wyniku czego zostało zamordowanych około 25 tys. Albańczyków.

W wyniku ustaleń paktu londyńskiego w maju 1913 Kosowo oraz południowa Metochia stały się częścią Serbii, a północna Metochia – częścią Czarnogóry. W 1918 Serbia stała się częścią nowo powstałego Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. 24 września 1920 rząd Królestwa wydał dekret o kolonizacji ziem południowych. Kolonizacja miała zmienić niekorzystną dla Serbów strukturę etniczną Kosowa. W wyniku kolonizacji do Kosowa przybyło 12 000 rodzin serbskich, w większości nastawionej wrogo wobec ludności miejscowej. Terytorium Kosowa było jednym z najbardziej zaniedbanych ekonomicznie obszarów, znajdujących się w obrębie Królestwa, późniejszej Jugosławii. W początkach lat 30. w przemyśle, handlu i usługach było zatrudnionych 2,4% ludności Kosowa (w Jugosławii 15,8%).

xxxxxxxx

Przebiegając tak, nawet pobieżnie, historię Kosowa, nie sposób nie dojść do wniosku, że źródłem wszelkiego zła są różnice na tle religijnym i wyznaniowym, wynikające z istnienia wielu religii i wyznań. Ktoś jednak musiał doprowadzić do takiego stanu. Samo to się nie zrobiło. Jakby tego było mało, to w XIX wieku dorzucił do tego nacjonalizm, który najczęściej łączy się z jakąś religią czy wyznaniem. Mamy więc nacjonalizm serbski związany z prawosławiem, chorwacki – z katolicyzmem, albański – z islamem. Imperia podbijają mniejsze narody i narzucają im swoje warunki, skłócają jednych z drugimi poprzez faworyzowanie jednych i dyskryminowanie drugich. I w takiej sytuacji nienawiść dyskryminowanych zwraca się ku tym faworyzowanym, a nie przeciw temu, który skłócił. Do tego dochodzą jeszcze wysiedlenia i przesiedlenia, będące najczęściej skutkiem jakiejś wojny. A wszystkiemu temu musi jeszcze towarzyszyć jakaś ideologia np. Wielkiej Albanii, Wielkiej Serbii, Wielkiej Chorwacji, Wielkiej Bułgarii. Na naszym podwórku mamy do czynienia z Wielką Polską czy Wielką Ukrainą. Po co komu to potrzebne? Wszak „Wielka” oznacza, że komuś trzeba zabrać. Ideologia typowo konfrontacyjna, a więc wroga sąsiadom. Kto stworzył tę idiotyczną ideologię? I jakimi kryteriami się kierował, wybierając narody, którym ją zaszczepił? Jakoś nie słyszałem o Wielkich Czechach czy Wielkiej Szwajcarii, co oznacza, że chyba da się żyć w małym państwie.

A więc recepta na wywołanie konfliktu czy wojny może być przykładowo taka:

  • różnice na tle religijnym bądź wyznaniowym
  • nacjonalizm
  • faworyzowanie jednych kosztem drugich
  • wysiedlenia, przesiedlenia
  • ideologia „Wielkiej…”
  • Anglosasi jako czynnik skłócający i działający w imieniu swoich nieznanych przełożonych

Z tym wszystkim mamy już do czynienia w Polsce. Niektóre z tych elementów pojawiły się wraz z powstaniem I Rzeczypospolitej. Przechodzenie rusińskich i litewskich feudałów na katolicyzm było tym samym, czym przechodzenie albańskich feudałów na islam i motywy były te samie. W obu przypadkach zmiana wyznania czy religii wiązała się najczęściej z awansem na wysokie stanowiska w państwie.

Scena przygotowana, aktorzy w pogotowiu. Pozostaje tylko wybór odpowiedniego momentu.

Jugosławia c.d.

Nie tylko Polacy zostali w czasie II wojny światowej potraktowani przez Anglosasów jak marionetki, zabawki, które po wykorzystaniu można wyrzucić. Podobnie było w przypadku Jugosłowian. Schemat był prawie dokładnie ten sam. Zarówno polski jak i jugosłowiański rząd emigracyjny zostały, po wykonaniu swego zadania, zmarginalizowane. Jednak powojenne losy Polski i Jugosławii były zgoła odmienne. Jak to się stało, że Jugosławia znalazła się po drugiej stronie żelaznej kurtyny? Niby należała do tzw. państw niezaangażowanych, nie należała do NATO, ale w praktyce była po tamtej stronie. Za PRL-u do demoludów jeździło się na tzw. wkładkę paszportową. Żeby pojechać do Jugosławii, trzeba było mieć paszport, a to już zupełnie inna para kaloszy. Tylko nieliczni go dostawali. O tym, że Jugosławia była inaczej traktowana, nie tylko przez Zachód, ale i przez Stalina, pisze Churchill w swoim dziele Druga wojna światowa w rozdziale Marszałek Tito i Jugosławia:

Czytelnik musi teraz cofnąć się nieco w czasie, by poznać ponurą i pełną gwałtu historię, odsuniętą w cień przez główne wątki mojej opowieści. Od czasu inwazji Hitlera w kwietniu 1941 roku Jugosławia stała się obszarem straszliwych wydarzeń. Pełen animuszu młody król (król Piotr – przyp. W.L.) znalazł schronienie w Anglii wraz z tymi ministrami księcia Pawła i innymi członkami rządu, którzy sprzeciwiali się niemieckiej napaści. W górach znowu zbierali się nieposkromieni partyzanci; w ten właśnie sposób Serbowie od wieków opierali się Turkom. Pierwszym i najsłynniejszym ich przywódcą był generał Mihajlović, wokół którego zgromadziła się ocalała elita Jugosławii. W wirze światowych wydarzeń ich walka była prawie niezauważalna. Należała ona do „anonimowej sumy ludzkiego cierpienia”. Jako przywódca partyzancki Mihajlović ponosił skutki tego, że niektórzy z jego zwolenników byli szeroko znanymi ludźmi, posiadającymi krewnych i znajomych w Serbii, a majątki i dające się ustalić powiązania w różnych innych miejscach. Niemcy stosowali zasadę bezlitosnego szantażu. W odwecie za działania partyzanckie po prostu rozstrzeliwali w Belgradzie wybrane 400 lub 500 osób. W wyniku takiego nacisku Mihajlović musiał się w końcu pogodzić z sytuacją, kiedy to część jego dowódców poszła na układy z oddziałami niemieckimi i włoskimi, które obiecały zostawić ich w spokoju w zamian za częściowe lub całkowite zaprzestanie działań partyzanckich przeciwko nieprzyjacielowi. Być może ci, którzy triumfalnie wytrwali pomimo takich nacisków, zechcą napiętnować jego imię, lecz historia, zapewne nieco bardziej wyważona, nie wymaże jego imienia z listy serbskich patriotów. Jesienią 1941 roku z serbskiego ruchu oporu wobec niemieckiego najeźdźcy pozostał jedynie cień. Walka narodowa nadal trwała dzięki wrodzonemu męstwu prostych ludzi. Tego na szczęście nigdy nie brakowało.

Dzika i zacięta wojna o przetrwanie wystrzeliła ogromnym płomieniem wśród ruchu partyzantów. Działał tam Tito, który niebawem miał stanąć na ich czele. Tito, jak sam siebie określał, był wyszkolonym przez Sowietów komunistą, który, do momentu inwazji Hitlera na Rosję oraz po napadzie na Jugosławię podżegał do politycznych strajków wzdłuż całego wybrzeża dalmatyńskiego, zgodnie z ogólnie przyjętą polityką kominternowską. Lecz gdy w jego sercu i mózgu komunistyczna doktryna zlała się w jedno z gorącym uczuciem do swego ojczystego kraju, stał się przywódcą ludzi, którzy prócz swojego życia nie mieli nic do stracenia i byli gotowi zginąć, a skoro zginąć, to i zabijać. To postawiło Niemców przed problemem, którego nie potrafili rozwiązać przy pomocy masowych egzekucji notabli i ludzi zamożnych. Oto przeciwko nim stanęli desperaci, których trzeba było tropić w ich matecznikach. Partyzanci pod dowództwem Tity zdobywali broń w walkach z Niemcami, a ich liczba gwałtownie rosła. Żadne akcje odwetowe, nawet najkrwawsze, na zakładnikach lub wieśniakach, nie były w stanie ich powstrzymać. Dla nich istniała alternatywa: wolność albo śmierć. Bardzo szybko zaczęli zadawać Niemcom poważne straty i stali się panami rozległych obszarów.

W tej sytuacji nieuniknione były gwałtowne kłótnie pomiędzy tym ruchem partyzantów a ich współziomkami, którzy stawiali minimalny opór lub też wchodzili w układy ze wspólnym wrogiem. Partyzanci rozmyślnie gwałcili wszelkie umowy zawierane z nieprzyjacielem przez czetników, jak nazywani byli zwolennicy Mihajlovicia. Wówczas Niemcy zabijali zakładników wywodzących się spośród czetników, a w odwecie czetnicy przekazywali Niemcom informacje na temat partyzantów. Takie rzeczy działy się sporadycznie w tych dzikich górskich rejonach, ale stawały się podwójną tragedią.

xxxxx

Śledziłem te wydarzenia w gąszczu innych spraw, na tyle oczywiście, na ile to było możliwe. Oprócz skromnych dostaw, zrzucanych przez samoloty, nie byliśmy w stanie wiele pomóc. Nasza kwatera główna na Bliskim Wschodzie odpowiadała za wszystkie działania na tym obszarze i utrzymywała system agentów i oficerów ze zwolennikami Mihajlovicia. Odkąd latem 1943 roku wtargnęliśmy na Sycylię i do Włoch, myśl o Bałkanach, a zwłaszcza Jugosławii nie opuszczała mnie ani na chwilę. Do tego momentu nasze misje kierowały się wyłącznie do oddziałów Mihajlovicia, reprezentującego oficjalny ruch oporu wobec Niemców, a także rząd jugosłowiański rezydujący w Kairze. W maju 1943 roku zdecydowaliśmy się na nowy krok. Podjęliśmy decyzję, by wysłać małe grupy brytyjskich oficerów i podoficerów, których zadaniem byłoby nawiązanie kontaktów z jugosłowiańskimi partyzantami, pomimo, iż toczyli okrutne walki z czetnikami, a sam Tito, jako komunista, zwalczał nie tylko niemieckich najeźdźców, lecz także serbską monarchię i Mihajlovicia. Pod koniec tego miesiąca kapitan Deakin, wykładowca z Oxfordu, który przed wojną pomagał mi przez pięć lat w pracach literackich, został zrzucony na spadochronie w celu nawiązania kontaktów z Titą. Później wysłaliśmy jeszcze kilka misji i do czerwca zebraliśmy sporo doniesień. 6 czerwca szefowie sztabu pisali: „Z informacji, którymi dysponuje Ministerstwo Wojny jasno wynika, że czetnicy poszli na jawne układy z siłami Osi na terenach Hercegowiny i Czarnogóry. W czasie niedawnych walk w Czarnogórze to właśnie dobrze zorganizowane oddziały partyzantów, a nie czetnicy, trzymały w szachu siły Osi.

xxxxx

Kiedy we wrześniu 1943 roku misja ta wylądowała na spadochronach w Jugosławii, sytuacja okazała się niezwykle napięta. O kapitulacji Włoch Jugosławia dowiedziała się z oficjalnych komunikatów radiowych. Jednakże Tito, mimo braku informacji z naszej strony, zdecydował się na błyskawiczne i owocne działania. W ciągu kilku tygodni siłom partyzantów udało się rozbroić sześć dywizji włoskich, a dwie inne postanowiły przejść na ich stronę. Znajdując się w posiadaniu włoskiego sprzętu, Jugosłowianie byli w stanie uzbroić dodatkowo 80 tysięcy ludzi i zająć na pewien czas większą część wybrzeża Adriatyku. Nadarzała się teraz doskonała szansa wzmocnienia naszej pozycji na Adriatyku w stosunku do frontu włoskiego. Jugosłowiańska armia partyzancka, licząca w tym momencie 200 tysięcy ludzi, chociaż zasadniczo prowadziła działania typu podjazdowego, obecnie brała udział w szeroko zakrojonej akcji przeciwko Niemcom, którzy ze wzrastającą zaciekłością kontynuowali okrutne akcje odwetowe.

Jednym z efektów tych wzmożonych działań w Jugosławii było pogorszenie się stosunków pomiędzy Titą a Mihajloviciem. W związku z rosnącą siłą militarną Tity, coraz ostrzej stawała kwestia pozycji jugosłowiańskiego monarchy oraz rządu na uchodźstwie. Aż do końca wojny podejmowano zarówno w Londynie, jak i w samej Jugosławii ogromne wysiłki zmierzające do umożliwienia sensownego kompromisu pomiędzy obydwiema stronami. Miałem nadzieję, że Rosjanie oddadzą nam w tej sprawie cenną przysługę. Gdy w październiku 1943 roku pan Eden udał się do Moskwy, kwestia Jugosławii znajdowała się w konferencyjnym harmonogramie. W czasie rozmów 23 października pan Eden szczerze przedstawił nasze stanowisko, licząc na ustalenie wspólnego kursu państw sprzymierzonych wobec Jugosławii, lecz Rosjanie nie zamierzali przekazać posiadanych informacji ani dyskutować nad planami działań.

Chociaż upłynęło wiele tygodni, w dalszym ciągu nie widziałem perspektyw pogodzenia ze sobą wrogich frakcji w Jugosławii.

Moje ponure prognozy sprawdziły się. Pod koniec listopada w miejscowości Jajce w Bośni, Tito zwołał polityczny kongres swego ruchu i nie tylko powołał rząd tymczasowy „jako jedyną władzę reprezentującą naród jugosłowiański”, lecz także oficjalnie pozbawił królewski rząd jugosłowiański w Kairze wszystkich praw. Królowi nie wolno było wracać do kraju do momentu wyzwolenia. Partyzanci ogłosili siebie czołową grupą oporu w Jugosławii, zwłaszcza po kapitulacji Włoch. Lecz najistotniejsze było to, aby nie podejmować żadnych nieodwołanych decyzji politycznych w sprawie przyszłego ustroju w Jugosławii w atmosferze okupacji, wojny domowej i polityki emigracyjnej. Tragiczna postać Mihajlovicia stanowiła teraz główną przeszkodę. Ponieważ mieliśmy utrzymywać bliskie stosunki wojskowe z partyzantami, poprosiliśmy króla, aby zdymisjonował Mihajlovicia ze stanowiska ministra wojny. Na początku grudnia wycofaliśmy poparcie udzielane Mihajloviciowi i odwołaliśmy misje brytyjskie działające na jego terytorium.

xxxxx

Na tym właśnie tle rozpatrywane były sprawy jugosłowiańskie podczas konferencji w Teheranie. Chociaż wszystkie trzy mocarstwa postanowiły udzielić maksymalnej pomocy partyzantom, Stalin zakwestionował rolę Jugosławii w obecnej wojnie, określając ją mianem państwa o drugorzędnym znaczeniu, a nawet poddał w wątpliwość nasze dane dotyczące liczby dywizji wroga na Bałkanach. Jednak w wyniku inicjatywy pana Edena rząd sowiecki zgodził się wysłać do Tity swoją misję. Rosjanie pragnęli jednocześnie utrzymywać kontakt z Mihajloviciem.

Po powrocie z Teheranu do Kairu spotkałem się z królem i opowiedziałem mu o sile i znaczeniu ruchu partyzantów oraz o tym, że będzie musiał zdymisjonować Mihajlovicia. Jedyną nadzieją na powrót do kraju było dla króla dojście z Titą do wstępnego porozumienia, zanim partyzanci jeszcze bardziej umocnią swoją pozycję. Również Rosjanie wyrazili gotowość do wypracowania czegoś w rodzaju kompromisu.

Otrzymałem niemal jednomyślne porady w sprawie postępowania w tej nieprzyjemnej sytuacji. Oficerowie współpracujący z marszałkiem Tito oraz dowódcy misji przy Mihjaloviciu przedstawiali podobny obraz sytuacji. Tak samo było w przypadku pana Stevensona, ambasadora brytyjskiego przy królewskim rządzie Jugosławii. 25 grudnia przesłał on do Foreign Office następujący telegram: „Nasza polityka musi się opierać na trzech nowych założeniach: Jugosławią będą rządzić partyzanci. Z militarnego punktu widzenia są oni dla nas tak cenni, że musimy im udzielić całkowitego poparcia, przy czym względy polityczne muszą zostać podporządkowane względom militarnym. Należy wątpić, czy można traktować monarchię jako element jednoczący”.

xxxxxxxx

W liście do ministra spraw zagranicznych z dnia 29 grudnia 1943 roku Churchill m. in. pisze, że dwie rzeczy są absolutnie konieczne:

(I) Natychmiastowe odżegnanie się rządu królewskiego, a nawet samego króla, od generała Mihajlovicia.

(II) Natychmiastowy powrót Macleana do głównej kwatery Tity w celu: (a) osiągnięcia maksymalnych korzyści militarnych z zaistniałej sytuacji, i (B) zbadania, jakie korzyści może wyciągnąć król z nowej sytuacji, powstałej po zdymisjonowaniu Mihajlovicia.

30 grudnia 1943 pisze Churchill do tegoż ministra:

Nie widzę możliwości, by w chwili obecnej Tito zaakceptował króla Piotra jako quid pro quo zanim ten nie odrzuci Mihajlovicia. Gdy Mihajlović odejdzie, szanse króla znacznie wzrosną i być może będziemy mogli wówczas przedstawić jego sprawę w kwaterze Tity. Wszyscy byliśmy zgodni w Kairze, aby doradzić Piotrowi dymisje Mihajlovicia przed końcem tego roku. Doniesienia Deakina i Macleana oraz posiadane przez nas dowody wskazują, że Mhajlović współpracował czynnie z Niemcami. Nigdy nie połączymy wszystkich grup, dopóki ten człowiek nie zostanie odrzucony nie tylko przez nas, ale i przez króla.

Quid pro quo („coś za coś” po łacinie) to łacińska fraza używana w języku angielskim na oznaczenie wymiany towarów lub usług, w której jeden transfer jest zależny od drugiego; „przysługa za przysługę”.

9 lutego 1944 roku Tito do Churchilla:

Jak Panu wiadomo, Antyfaszystowskie Zgromadzenie Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ) potwierdziło na swojej drugiej sesji, która odbyła się 29 listopada 1943 roku, że twardo stoi na stanowisku stworzenia Związku Narodów Jugosławii. Jednakże, dopóki istnieją dwa rządy, jeden w Jugosławii a drugi w Kairze, dopóty nie można mówić o prawdziwej jedności. Tak więc rząd w Kairze musi przestać istnieć, a wraz z nim Draża Mihajlović. Ten rząd musi odpowiedzieć przed AVNOJ za roztrwonienie ogromnych sum pieniędzy będących własnością narodu.

25 lutego 1944 roku Churchill do Tity:

W pełni rozumiem Pańskie trudności i z radością witam nastawienie, z jakim Pan do nich podchodzi. Sądzę, że w równym stopniu Pan rozumie moje. naszym pierwszym krokiem będzie bezpieczne wycofanie naszego oficera łącznikowego od Mihajlovicia. Odpowiednie rozkazy zostały już wydane, lecz ich wykonanie może zająć kilka tygodni.

xxxxx

Jednak dopiero pod koniec maja król zdecydował sie na zdymisjonowanie Mihajlovicia,a sformowanie nowego rządu poproszony został umiarkowany polityk, dr Subasić, były gubernator Chorwacji i członek Stronnictwa Chłopskiego dr. Mačka.

xxxxxxxx

Kiedy tak się czyta o tym, co działo się w Jugosławii, to trudno zrozumieć, o co tam chodziło i kiedy tak się nad tym zastanawiałem, to przypomniała mi się jedna z najsłynniejszych scen w historii polskiego kina. Pochodzi ona z filmu Konopielka z 1981 roku. Dziad wędrowny tłumaczy mieszkańcom wioski świat: …A diabeł nachalnieje z roku na rok. Wojny teraz jedna za drugą. Jak nie tu, to tam. Strasznie dziś ludzie zaczepne. Bijo się i bijo. A mniej więcej o co? – pyta Kuśtyk. – Tego za bardzo nie wiadomo. Krew się w ludziach gotuje…

No właśnie! A mniej więcej o co się biją? O co się bili w Jugosławii? Sekwencja wydarzeń wyglądała, wg opisu Churchilla, mniej więcej tak:

  • 25 marca 1937 roku Stojadinowić podpisał pakt włosko-jugoslowiański;
  • osłabiony ugodą pomiędzy Chorwacką Partią Pracy i serbską opozycją, niechętną bliższym związkom z Włochami i Niemcami, Stojadinowić został pokonany w wyborach i zmuszony do rezygnacji w lutym 1939 roku;
  • nowy premier Cvetkowić i minister spraw zagranicznych Markowić pragnęli dobrych stosunków z państwami Osi. W sierpniu 1939 roku osiągnięto porozumienie z Chorwatami i Maček (przywódca Chorwackiego Stronnictwa Chłopskiego) wszedł do rządu w Belgradzie;
  • po upadku Francji w 1940 roku Jugosławia traci swego tradycyjnego sojusznika i protektora;
  • w styczniu 1941 roku przybył do Belgradu z misją rządu Stanów Zjednoczonych pułkownik Donovan, przyjaciel prezydenta Roosevelta;
  • 1 marca Bułgaria przystąpiła do Osi i tego samego dnia niemieckie jednostki zmotoryzowane doszły do granicy serbskiej;
  • 4 marca książę Paweł udał się do Berchtesgaden i przyrzekł, że Jugosławia przystąpi do Osi;
  • po powrocie, podczas posiedzenia Rady Królewskiej, natrafił na zacięty opór i sprzeciw wobec kapitulacji;
  • 20 marca rząd Jugosławii zdecydował o przystąpieniu do Osi i 21 marca Cvetkowić i Markowić podpisali pakt z Hitlerem;
  • 27 marca dokonano przewrotu; generał Simović przejął władzę i wypowiedział pakt z Hitlerem.

Jugosławia została otoczona z trzech stron przez państwa Osi: od zachodu przez Włochy, od północy przez III Rzeszę i Węgry, od wschodu przez Rumunię i Bułgarię. Była całkowicie osamotniona i w takiej sytuacji rząd jugosłowiański podjął mądrą decyzję i podpisał pakt z Hitlerem. Nie chciał się po prostu kopać z koniem. Ale diabeł nie! On musi zmieniać, ulepszać. Znaleźli się ludzie, którzy doprowadzili do wypowiedzenia paktu i tym samym przyczynili się do śmierci setek tysięcy ludzi.

Powstaje ruch oporu, wszyscy walczą z Niemcami, ale też i ze sobą. Przez dwa lata Anglosasi wspierają Mihajlovicia i czetników. Po kapitulacji Włoch we wrześniu 1943 roku sytuacja zmienia się diametralnie. Anglosasi wycofują swoje poparcie dla Mihailovicia i od tego momentu Tito jest dla nich najważniejszy. Może zastanawiać, skąd taka bierna postawa Stalina. W końcu wojska radzieckie doszły w 1944 roku do Serbii i do Słowenii w 1945 roku. Komunistyczny rząd Jugosławii był całkowicie zależny od Anglosasów. I to właśnie z tego powodu Jugosławia nie dołączyła do pozostałych państw bloku wschodniego. Tak postanowiono na konferencji jałtańskiej, więc Związek Radziecki wycofał się z Jugosławii, tak jak później wycofał się z Austrii.

Dlaczego Anglosasi popierali komunistów? Tito dążył do stworzenia Związku Narodów Jugosławii, a rządy monarchy wykluczały demokrację. Gdy w latach 1929-1934 rządził król, to był spokój. Za demokracji zaczął się bałagan, bo ona poprzez tworzenie różnych partii, partyjek, stwarza warunki do niestabilności, a przede wszystkim umożliwia ingerencję zagranicy w sprawy wewnętrzne danego państwa. Tak było w Jugosławii w latach 1934-1941. Po wojnie w 1946 roku powstała Federacyjna Ludowa Republika Jugosławii. W 1963 roku zmieniono nazwę na Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii. Mieszkańcy nazywali ją „drugą Jugosławią” dla odróżnienia od „pierwszej”, czyli Królestwa Jugosławii. Tito trzymał wszystko silną ręką. Nie było tam żadnej demokracji i dlatego był spokój. Jednak po jego śmierci wszystko zaczęło się zmieniać, ale dopiero po upadku komunizmu u schyłku lat 80-tych, Jugosławia, ten sztuczny twór, pokazała swoje oblicze. A w 1999 roku Stany Zjednoczone jako NATO bombardowały Serbię i też pokazały swoje oblicze. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Żeby zrozumieć albo przynajmniej próbować zrozumieć to, co działo się w Jugosławii, to wypada uzupełnić informacje podane przez Churchilla. Wikipedia pisze:

Narodowa Armia Wyzwolenia Jugosławii

Narodowa Armia Wyzwolenia Jugosławii (NOVJ) – partyzantka w Jugosławii działająca podczas trwania II wojny światowej. W latach 1941–1945 walczyła przeciwko okupantom niemieckim i włoskim, a także przeciwko chorwackim ustaszom i serbsko-nacjonalistycznym czetnikom. Członkami armii byli obywatele wszystkich republik jugosłowiańskich. W szczytowym okresie armia liczyła 800 tysięcy żołnierzy. Była najbardziej efektywnym ruchem oporu antyfaszystowskiego w okupowanej Europie. Na czele NOVJ stał Związek Komunistów Jugosławii. Głównodowodzącym był Marszałek Jugosławii, Josip Broz ps. „Tito”.

Pierwszym z dwóch celów NOVJ było wyzwolenie Jugosławii spod okupacji niemieckiej, drugim natomiast utworzenie w Jugosławii federalnego i wielonarodowego państwa socjalistycznego. NOVJ była militarnym skrzydłem Frontu Wyzwolenia Narodowego kierowanego przez Związek Komunistów Jugosławii. Jedynym źródłem zaopatrzenia były zdobycze na siłach Osi, a od 1944 roku partyzanci zaczęli dostawać dostawy broni od Wielkiej Brytanii.

Celem konkurencyjnego ruchu czetników (który według niektórych źródeł pojawił się na kilka tygodni przed NOVJ czy też według innych źródeł już po rozpoczęciu walki zbrojnej przez partyzantów Tity) było utrzymanie monarchii jugosłowiańskiej i zapewnienie „bezpieczeństwa etnicznego” ludności serbskiej, a w końcu utworzenie tzw. Wielkiej Serbii poprzez przeprowadzenie czystek etnicznych na nie-Serbach zamieszkujących tereny zdaniem czetników należące historycznie do Serbii. Relacje między dwoma ruchami były od początku niespokojne jednak od października 1941 roku przerodziły się one w konflikt na pełną skalę. Pan-etniczna polityka Tity dla czetników wydawała się anty-serbska, natomiast czetnicki rojalizm był nie do przyjęcia dla socjalistów.

Czetnicy jako ruch nacjonalistyczny, był ukierunkowany na Serbów i niechętny wobec przedstawicieli innych narodowości. Z drugiej strony, NOVJ odwoływał się do wszystkich Jugosłowian a kwestie ideologiczne grały w nim małą rolę.

Kontakty z ZSRR i Międzynarodówką Komunistyczną

W czerwcu 1943 roku NOVJ wysłała do Międzynarodówki Komunistycznej telegram, w którym zażądała aby rząd ZSRR wycofał swoje poparcie dla czetników. Komintern odmówił jednak argumentując to tym że ZSRR nie mogło poddać krytyce lub zaprzestać wspierania sił lojalnych wobec rządu, z którym mają zawarty sojusz (chodziło o rząd królewski na emigracji). 21 czerwca wysłano kolejny telegram, w telegramie partyzanci czarnogórscy poinformowali o zdradzie i kolaboracji z okupantami prowadzonej przez czetników. 6–7 lipca treść telegramu została przedstawiona w radiu „Slobodna Jugoslavija”. 21 lipca przedruk telegramu umieszczony został w organie komunistów szwedzkich, „Ny Dag”. Po publikacji w Szwecji, przedruki ukazały się w gazetach obu Ameryk, Australii i w Nowej Zelandii (były to główne skupiska emigrantów jugosłowiańskich). Czetników skrytykował nawet biuletyn ambasady radzieckiej w Londynie.

Doszło do pierwszych starć na linii Tito-Stalin. NOVJ wbrew zaleceniom Stalina, odmówiła zawiązania przymierza z czetnikami a obie grupy niekiedy toczyły ze sobą zbrojne walki. Pod koniec 1943 roku, wbrew postulatom Stalina, zorganizowany przez ruch oporu parlament w praktyce proklamował republikę i powołał rząd tymczasowy. Sekretarz KW Międzynarodówki Komunistycznej, Dmytro Manuilśkyj, informował o tym że „Gospodarz Stalin jest niebywale wściekły. Uważa, że to cios w plecy ZSRR i decyzji podjętych w Teheranie”. Stalinowskie ZSRR nie chciało aby w Jugosławii czy w innym kraju doszło do rewolucji, według strategii Moskwy najpierw do danego kraju musiały wkroczyć oddziały Armii Czerwonej a dopiero później miała tam powstać władza komunistów – miał to być gwarant utrzymywania w tym kraju wpływów ZSRR.

3 sierpnia 1943 roku przedstawicielstwo ZSRR przekazało posłowi reprezentującemu rząd królewski na emigracji notę, w której poinformował, że czetnicy to kolaboranci nazistowscy.

Wczesną wiosną 1944 rozpoczęły się zrzuty radzieckie dla partyzantów titowskich. W ciągu całego 1944 r. Sowieci wykonali 1460 lotów z setkami ton broni, amunicji, materiałów wybuchowych dla NOVJ.

28 września 1944 roku Tito podpisał umowę zezwalającą wojskom radzieckim na wkroczenie na terytorium Jugosławii w celu pokonania sił osi w północno-wschodnich obszarach Jugosławii. Pod koniec wojny partyzanci utworzyli regularną, liczącą 800 tysięcy żołnierzy armię. Wspomagani przez Armię Czerwoną partyzanci wyzwolili swój kraj w 1945 roku.

Kontakty z zachodnimi aliantami

11 stycznia 1943 roku Anthony Eden zażądał od rządu królewskiego na emigracji aby wymusił na czetnikach wstrzymanie walk przeciwko ruchowi oporu i aby czetnicy wreszcie rozpoczęli walkę przeciwko wojskom Osi.

W kwietniu 1943 roku do Jugosławii przybyły trzy grupy komandosów kanadyjskich jugosłowiańskiego pochodzenia. Kanadyjczycy mieli zbadać doniesienia na temat kolaboracji czetników i wspomóc w walce wojska Tity. Wraz z komandosami do Jugosławii przybyli trzej przedstawiciele rządów USA i Wielkiej Brytanii.

Według depeszy Międzynarodówki rząd Wielkiej Brytanii zgodził się zorganizować przerzut brytyjskich ochotników do Jugosławii, wśród ochotników znaleźć się mieli m.in. działacze Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii.

Pierwszy brytyjski zrzut materiałów wybuchowych i opatrunkowych dla NOVJ miał miejsce 25 czerwca 1943 r. Łącznie Brytyjczycy, Amerykanie i Sowieci zrzucili 76 171 ton broni, amunicji, mundurów, materiałów wybuchowych i opatrunkowych oraz innego sprzętu dla NOVJ.

5–6 sierpnia 1943 jugosłowiański rząd królewski na emigracji złożył noty protestacyjne skierowane przeciwko USA i Kanadzie – stwierdził w nich że tamtejsza prasa ciągle atakuje ministra i generała Draźę Mihailovicia. W ostatnich dniach grudnia, przedstawiciel ZSRR w rozmowie z Anthonym Edenem poruszył kwestię kolaboracji czetników z siłami faszystów.

Tito i Winston Churchill w 1944 roku; źródło: Wikipedia.

We wrześniu 1944 roku Tito został uznany przez wszystkie rządy alianckie (w tym rząd królewski) za premiera Jugosławii.

Mija pół roku i pojawia się określenie „żelazna kurtyna”. Wikipedia pisze na ten temat:

Żelazna kurtyna, ang. iron curtain – potoczna nazwa granicy (w okresie zimnej wojny) między Związkiem Radzieckim i podporządkowanym mu państwom Europy Środkowej a Europą Zachodnią, której użył w lutym 1945 roku Joseph Goebbels w odniesieniu do terenów opanowanych przez ZSRR a powielił Winston Churchill 5 marca 1946 roku, podczas przemówienia w amerykańskim mieście Fulton.

Żelazna kurtyna; źródło: Wikipedia.

Wprawdzie Churchill mówił o żelaznej kurtynie od Szczecina do Triestu, ale w praktyce obejmowała ona również Jugosławię. Bardziej precyzyjnie ujął to Goebbels.

Zdaniem Davida Robertsona Joseph Goebbels użył tego sformułowania już w latach 20. XX wieku, określając tym mianem obszar wpływów ZSRR, natomiast jego wypowiedź dotycząca tego tematu została zamieszczona w artykule „Rok 2000″ w tygodniku „Das Reich” z 25 lutego 1945:

„Jeśli naród niemiecki złoży broń, wówczas Sowieci, zgodnie z porozumieniem zawartym między Rooseveltem, Churchillem i Stalinem, zajmą całą wschodnią i południowo-wschodnią Europę, w tym większą część Rzeszy. Nad tym terytorium zajętym przez Związek Radziecki zapadnie żelazna kurtyna, poza którą nastąpi rzeź narodów.”

xxxxxxxx

Goebbels, mówiąc „w tym większą część Rzeszy”, miał zapewne na myśli obszar radzieckiej strefy okupacyjnej obejmującej obszar byłej NRD i tę jej część, która przypadła Polsce. Można więc powiedzieć, że jego stwierdzenie dokładnie odzwierciedliło późniejszą rzeczywistość, w odróżnieniu od mapy Gomberga, na której obszar wpływów Związku Radzieckiego obejmował całe Niemcy i Jugosławię.

Jeśli rzeczywiście tak było, jak twierdzi Robertson, a którego cytuje Wikipedia, to znaczy, że Goebbels już w latach 20-tych wiedział, że będzie wojna pomiędzy III Rzeszą a Związkiem Radzieckim i wiedział, jak ona się zakończy. A skoro wiedział, to znaczy, że ktoś to już wcześniej zaplanował i w tym planie Jugosławia miała się znaleźć po drugiej stronie żelaznej kurtyny. A marionetki typu Roosevelt, Churchill i Stalin tylko realizowały ten plan. Dlatego ten „nieugięty” Stalin potulnie wycofał się z Jugosławii. Tak samo było na terenie III Rzeszy, gdzie Amerykanie zapuścili się poza wcześniej wytyczone granice i musieli zawrócić.

„Bijo się i bijo. – A mniej więcej o co?” – Mniej więcej bili się i nadal biją się o to, o co zawsze i wszędzie, o realizację celów narodu wybranego. Dominacja nad światem jest możliwa tylko wtedy, gdy ciągle skłóca się ze sobą różne narody, zaszczepia się w nich nienawiść do innych. Skłócone i osłabione narody to gwarancja panowania tego wybranego narodu. I dlatego m.in. w Jugosławii potrzebne były opisane powyżej wygibasy. Tam wszyscy karnie wykonywali polecenia swoich nieznanych przełożonych.

Jugosłowiański ruch oporu, największy w Europie, nie istniałby bez potężnej pomocy Zachodu i mniejszej – Związku Radzieckiego. Można powiedzieć, że w Jugosławii Anglosasi walczyli rękami Jugosłowian z Niemcami. Dziś walczą oni rękami Ukraińców z Rosją i robią wszystko, by walczyć z nią również rękami Polaków. Na tej wojnie na Ukrainie też nic nie dzieje się przypadkiem i też wszystko wcześniej zaplanowano. Pierwszym widocznym znakiem, że tam coś się kombinuje, były wspólnie organizowane przez Polskę i Ukrainę Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku.

Jugosławia

W filmie Jak rozpętałem drugą wojnę światową jest taka scena, w której główny bohater, Franek Dolas, transportowany jako więzień, ucieka nocą z pędzącego pociągu, wyskakując przez okno WC. Toczy się po stromym zboczu, bo rzecz dzieje się na granicy austriacko-jugosłowiańskiej, w końcu, przewracając budkę graniczną, zatrzymuje się i w tym miejscu aresztuje go nadchodzący jugosłowiański patrol graniczny. Prowadzą go na posterunek graniczny, a w nim na ścianie wisi jugosłowiańska flaga. Dowódca posterunku mówi coś do niego i on już wie, gdzie jest i w tym momencie wykrzykuje: Jugosławia!!! Następnego dnia pojawiają się Niemcy, którzy szukają uciekiniera. Jeden z nich zwraca się do dowódcy: Wczoraj wieczorem polski jeniec uciekł z pociągu. Ślady prowadzą tu. Mamy informacje… – informacje niezbyt dokładne… panie Obersturmführer – odpowiada dowódca. Przed godziną zerwaliśmy pakt. Radzę się pośpieszyć. Za pięć minut zamykamy granicę.

Gdyby ktoś chciał obejrzeć opisaną scenę, to film jest dostępny na YouTube. Zaczyna się ona w 55 minucie. Całość trwa 5 minut. Pamiętam, że oglądając ten film, ta scena zwróciła moją uwagę właśnie ze względu na ten zerwany pakt. Oczywiście film, a zwłaszcza komedia, nie jest od tego, by tłumaczyć takie rzeczy. Wtedy – film wszedł na ekrany w 1969 roku, a ja go oglądałem parę lat później – nie mogłem nic wiedzieć, o co chodziło z tym paktem. Dziś już wiem, bo mam dostęp do internetu.

Kiedyś w jednym z blogów wspomniałem o tym, że II RP została utworzona w takim kształcie, by były same problemy. I nie stało się tak przypadkiem. Podobnie było z Jugosławią. Politycy w Wersalu robili wszystko, by skłócić wszystkich ze wszystkimi. Robili to świadomie i z premedytacją. Tak wytyczali granice, by w jednym państwie znalazły się wrogie sobie nacje. Ta konferencja nie powinna nazywać się pokojową, tylko konferencją przygotowującą kolejną wojnę, konferencją wojenną. Na portalu II Wojna Światowa w artykule Ustasze – plama na honorze Kościoła? (https://warhist.pl/artykul/ustasze-plama-na-honorze-kosciola/) można m.in. przeczytać:

Historia Półwyspu Bałkańskiego to pod wieloma względami wielkie pasmo tragedii. Ten piękny region pogrążył się w chaosie dziesiątki lat temu. Wojny, ludobójstwa, przetasowania na mapach – wszystko to złożyło się na dramat wielu krajów i narodów – pozornie bratnich, ale w rzeczywistości twardo broniących swojej niezależności. Ustalony w Wersalu powojenny ład wcale nie przyniósł rozwiązania problemów. Utworzone 1 grudnia 1918 roku Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców (SHS) było sztucznym tworem, który nie miał większych szans przetrwania próby czasu. Zbyt wiele różniło nacje wtłoczone w wykreowane przez oderwanych od rzeczywistości polityków granice. Już od pierwszych dni istnienia królestwa toczyły się zażarte spory między Serbami i Chorwatami. Obie nacje aspirowały do reprezentowania młodego państwa i żadna nie chciała się zgodzić na ustępstwa, mając słuszne argumenty po swojej stronie.

Chorwacja w cieniu Jugosławii

Pozycja Belgradu była jednak zdecydowanie lepsza, nie tylko ze względu na osobę koronowanego w 1921 roku Aleksandra I Karadziordziewicia wywodzącego się z serbskiej dynastii królewskiej. Jego ojciec Piotr I w 1903 roku został królem Serbii. Aleksander starał się prowadzić wyważoną politykę, choć sprzeciwiał się autonomii Chorwatów. Miał jednak na uwadze ich odrębność, także kulturową. W parlamencie Królestwa SHS Skupsztinie przewagę mieli zwolennicy dominacji Serbów, co w oczywisty sposób prowadziło do zaognienia stosunków z Chorwatami domagającymi się ustępstw i daleko idącej samodzielności. Młodym królestwem targały wewnętrzne konflikty, które w 1929 roku nieomal przerodziły się w regularną wojnę domową. Król Aleksander I zdecydował się na interwencję. Zawiesił konstytucję, zdelegalizował partie polityczne, rozwiązał parlament i wprowadził rządy dyktatorskie, przemianowując państwo na Jugosławię. Chorwaci nie wyrzekli się jednak niepodległościowych aspiracji.

Z kolei Wikipedia pisze:

„W styczniu 1929 r. król Aleksander I Karadziordziewić przejął władzę w wyniku zamachu stanu. Zmieniono nazwę państwa na Królestwo Jugosławii (wcześniej było to Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców [Królestwo SHS] – przyp. W.L.) oraz zlikwidowano obowiązujący od 1922 r. podział administracyjny. We wrześniu 1931 r. uchwalono nową konstytucję, na mocy której ograniczono rolę parlamentu na rzecz króla. W latach 1932–1934 miały miejsce liczne strajki i wystąpienia chłopskie przeciwko nowej konstytucji. 9 października 1934 r. w Marsylii król Aleksander I został zamordowany z rąk macedońskiego terrorysty. Władzę po nim przejął regent Paweł Karadziordziewić, w imieniu nieletniego Piotra II Karadziordziewicia. W 1934 r. Królestwo SHS (to już była Jugosławia – przyp. W.L.) przystąpiło do Ententy Bałkańskiej, złożonej oprócz niej z Rumunii, Grecji i Turcji.

W marcu 1941 r. Królestwo Jugosławii przystąpiło do paktu trzech (Niemcy, Włochy, Japonia – przyp. W.L.). W wyniku protestów społecznych przeciwko przystąpieniu do tego porozumienia obalono dotychczasowy rząd. Na czele nowego gabinetu stanął gen. Dušan Simović. Rząd Simovića zerwał sojusz i zawarł układ o przyjaźni i nieagresji ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Układ ze Związkiem Radzieckim został w III Rzeszy odebrany jako akt wrogi i stał się bezpośrednią przyczyną wkroczenia do Jugosławii.”

To są informacje, które Wikipedia zaczerpnęła z pracy Sebastiana Wojciechowskiego Integracja i dezintegracja Jugosławii na przełomie XX i XXI wieku. Poznań: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, 2002.

Winston Churchill w swoim dziele Druga wojna światowa w rozdziale Jugosławia opisuje to, co wtedy wydarzyło się w Jugosławii, w sposób bardziej zrozumiały i logiczny, chociaż nie dodaje, co oczywiste, że to wszystko to była anglosaska intryga. Chodziło oto, że w tamtym czasie, na początku 1941 roku, rozważano utworzenie drugiego frontu właśnie w Jugosławii a przystąpienie jej do paktu trzech nie tylko niweczyło ten plan, ale też powodowało to, że całe Bałkany znalazły się w niemieckiej strefie wpływów.

Churchill pisze:

Wspomniane już zamordowanie króla Jugosławii Aleksandra w październiku 1934 r. w Marsylii zapoczątkowało dezintegrację tego kraju i osłabiło jego niezależną pozycję w Europie. Polityczna wrogość faszystowskich Włoch i ofensywa ekonomiczna Niemiec hitlerowskich w południowo-wschodniej Europie przyśpieszyły ten proces. Rozchwianie wewnętrznej stabilności i antagonizmy pomiędzy Serbami i Chorwatami podkopały siły tego państwa. Za regencji księcia Pawła, sympatycznego człowieka o upodobaniach artystycznych, prestiż monarchii znacznie osłabł. Doktor Maček, przywódca Chorwackiego Stronnictwa Chłopskiego, obstawał za polityką unikania współpracy z rządem w Belgradzie. Chorwaccy ekstremiści (ciekawe skąd się oni biorą? – przyp. W.L.), chronieni przez Włochy i Węgry, walczyli zza granicy o oderwanie Chorwacji od Jugosławii. Rząd w Belgradzie zerwał współpracę z tzw. Małą Ententą Państw Bałkańskich, aby prowadzić „realistyczną” politykę porozumienia z państwami Osi. Inicjatorem tej polityki był M. Stojadinowić, który 25 marca 1937 r. podpisał pakt włosko-jugosłowiański. Takie posunięcie usprawiedliwiało to, co stało się w Monachium rok później. Osłabiony ugodą pomiędzy Chorwacką Partią Pracy i opozycją serbską, niechętną bliższym związkom z Włochami i Niemcami, Stojadinowić został pokonany w wyborach i zmuszony do rezygnacji w lutym 1939 r.

Nowy premier Cvetkowić i minister spraw zagranicznych Markowić pragnęli ugłaskać rosnące w siłę państwa Osi. W sierpniu 1939 r. osiągnięto porozumienie z Chorwatami i Maček wszedł do rządu w Belgradzie. Tego samego wieczora dotarły wieści o pakcie sowiecko-niemieckim. Pomimo różnic ideologicznych instynkt słowiański zawsze skłaniał Serbów ku Rosji. Nastawienie jej podczas konferencji monachijskiej wzmocniło ich nadzieje na utrzymanie jedności Europy. Obecnie podpisanie złowróżebnego paktu zdawało się oddawać Bałkany jednym ruchem w ręce Osi. Upadek Francji w 1940 r. pozbawił Słowian południowych ich tradycyjnego przyjaciela i protektora. Rosjanie ujawnili swoje intencje wobec Rumunii, okupując Besarabię i Bukowinę. W sierpniu 1940 r. w Wiedniu Niemcy i Włochy przyznały Transylwanię Węgrom. Pętla wokół Jugosławii zaciskała się. W listopadzie 1940 r. Marković po raz pierwszy udał się potajemnie do Berchtesgaden. Uciekł, nie oddając formalnie swego kraju państwom Osi, ale 12 grudnia jego kraj podpisał pakt o przyjaźni z Węgrami, pomniejszym partnerem tego tego układu.

xxxxx

Z końcem stycznia 1941 r. przybył do Belgradu z misją rządu Stanów Zjednoczonych przyjaciel prezydenta Roosevelta, pułkownik Donovan, w celu zbadania opinii w południowo-wschodniej Europie. Panował strach. Ministrowie i czołowi politycy nie śmieli wypowiadać się otwarcie. Książę Paweł nie zgodził się na proponowaną wizytę pana Edena. Był tylko jeden wyjątek: generał lotnictwa nazwiskiem Simović, reprezentujący element nacjonalistyczny w korpusie oficerskim sił zbrojnych. Jego biuro w kwaterze głównej sił powietrznych w Zemun, po drugiej stronie rzeki niedaleko Belgradu, stało się od grudnia tajnym ośrodkiem oporu wobec niemieckiej penetracji na Bałkanach i bezwładu rządu jugosłowiańskiego.

14 lutego Cvetkowić i Markowić zostali wezwani do Berchtesgaden. Wysłuchali tam przemowy Hitlera o potędze zwycięskich Niemiec oraz o specjalnym nacisku, jaki kładą one na bliskie stosunki z Moskwą. Obiecał im, że jeżeli Jugosławia przystąpi do Osi, to w razie działań przeciwko Grecji nie przemaszeruje przez nią, lecz jedynie użyje jej dróg i szlaków kolejowych w celu przesyłania dostaw wojskowych. Obaj ministrowie powrócili do Belgradu w ponurym nastroju. Przyłączyć się do Osi znaczyło rozwścieczyć Serbię. Walka z Niemcami zachwiałaby lojalnością Chorwacji. Grecja, jedyny wchodzący w rachubę bałkański sprzymierzeniec, była obciążona armią włoską liczącą 200 tysięcy ludzi i nieustannie zagrożona atakiem niemieckim. Pomoc angielska była wątpliwą, a w najlepszym razie symboliczną. Aby nakłonić rząd Jugosławii do podjęcia zadowalającej decyzji, Hitler postanowił dokonać strategicznego okrążenia tego kraju. 1 marca Bułgaria przyłączyła się do Osi i tego samego wieczora niemieckie jednostki zmotoryzowane doszły do granicy serbskiej. Tymczasem, aby uniknąć prowokacji, armia jugosłowiańska nie była mobilizowana. Nadszedł moment wyboru.

4 marca książę Paweł opuścił Belgrad i udał się z potajemną wizytą do Berchtesgaden, gdzie pod silną presją przyrzekł, że Jugosławia pójdzie w ślady Bułgarii. Po powrocie, podczas spotkania Rady Królewskiej i w trakcie odrębnych dyskusji z przywódcami politycznymi i wojskowymi, natrafił na zacięty opór. Debaty były niezwykle gwałtowne, a niemieckie ultimatum – realne. Generał Simović, wezwany do Białego Pałacu, rezydencji księcia Pawła położonej na wzgórzach Belgradu, zdecydowanie sprzeciwiał się kapitulacji. Serbia nigdy się na to nie zgodzi, a i sama dynastia będzie zagrożoną. Lecz książę Paweł i tak już przesądził o losie swojego kraju.

xxxxx

Z Londynu robiłem, co mogłem, aby podburzyć Jugosławię przeciwko Niemcom i 22 marca zatelegrafowałem do doktora Cvetkowicia, premiera Jugosławii.

Lecz nocą 20 marca, po debacie gabinetu, rząd Jugosławii zdecydował się na przystąpienie do Osi. Trzech ministrów poddało się do dymisji. 24 marca Cvetkowić i Markowić wymknęli się z Belgradu podmiejskim pociągiem i przesiedli na pociąg jadący do Wiednia. Następnego dnia podpisali pakt z Hitlerem, a wydarzenie to było transmitowane przez radio belgradzkie. Pogłoski o nieuchronnej klęsce pojawiły się w kawiarniach i różnych kręgach stolicy Jugosławii.

Wysłałem instrukcje panu Campbellowi, naszemu dyplomacie w Belgradzie:

Proszę się starać, aby stosunki pomiędzy Panem a księciem lub ministrami nie uległy ochłodzeniu. Proszę się im nieustannie naprzykrzać, niepokoić, i nastawać na nich. Domagać się audiencji. Nie przyjmować „nie” jako odpowiedzi na pańskie prośby. Nieustannie ukazywać, że Niemcy traktują uległość ich kraju jako rzecz zupełnie naturalną. To nie jest czas na wymówki lub dumne pożegnania. Jednocześnie proszę nie marnować żadnej sposobności, z której, być może, będziemy zmuszeni skorzystać gdyby obecny rząd zaszedł za daleko. Podziwiam to, co zrobił Pan do tej pory. Tak trzymać.

W małym kręgu oficerów skupionych wokół Simovicia już od kilku miesięcy rozważano zdecydowane działania na wypadek, gdyby rząd poddał się Niemcom. Przywódcą planowanego powstania był generał Bora Mirković, dowódca jugosłowiańskich sił powietrznych, wspierany m.in. przez majora Knezevicia i jego brata, profesora, który dzięki swemu stanowisku nawiązał kontakty z Serbską Partią Demokratyczną. O planie wiedziała jedynie mała grupka zaufanych oficerów, w większości niższych rangą od pułkownika. Sieć rozciągała się z Belgradu do głównych garnizonów w kraju: Zagrzebia, Skopje i Sarajewa. Siły, którymi dysponowali konspiratorzy w Belgradzie składały się z dwóch pułków Straży Królewskiej bez pułkowników, jednego batalionu z garnizonu belgradzkiego, kompanii żandarmów pełniących służbę w pałacu królewskim, części dywizji przeciwlotniczej stacjonującej w stolicy, kwatery głównej sił powietrznych w Zemun, gdzie Simović był szefem, szkól dla oficerów i podoficerów, oraz z niektórych jednostek artyleryjskich i saperskich.

Gdy 26 marca po Belgradzie rozniosły się wieści o powrocie obu ministrów z Wiednia, konspiratorzy postanowili działać. 27 marca przed świtem dano sygnał do zajęcia kluczowych punktów w Belgradzie, w tym rezydencji królewskiej wraz z przebywającym tam młodym królem Piotrem II. W czasie gdy oddziały wojskowe pod dowództwem zdecydowanych oficerów izolowały pałac królewski na przedmieściach stolicy, książę Paweł, nie wiedząc nic, bądź też wiedząc zbyt wiele o tym, co wisiało w powietrzu, jechał pociągiem w kierunku Zagrzebia. Niewiele było w dziejach rewolucji mających tak gładki przebieg. Obyło się całkowicie bez rozlewu krwi. Część wyższych oficerów została aresztowana. Cvetkowicia policja przyprowadziła do kwatery Simovicia, gdzie zmuszono go do podpisania rezygnacji. W odpowiednich punktach stolicy ustawiono artylerię i karabiny maszynowe. Po przybyciu do Zagrzebia książę Paweł został powiadomiony, że Simović przejął władzę w imieniu młodego króla Piotra II i że Rada Regencyjna została rozwiązana. Dowódca wojskowy Zagrzebia nakazał księciu natychmiastowy powrót do stolicy. Po przyjeździe do Belgradu został odeskortowany do kwatery generała Simovicia. Tam wraz z dwoma pozostałymi regentami podpisał akt abdykacji. Otrzymał kilka godzin na spakowanie swojego dobytku, po czym wraz z rodziną udał się do Grecji.

Cały ten plan stworzyła i wprowadziła w życie grupa nacjonalistycznie nastawionych oficerów serbskich, identyfikujących się z autentyczną opinią publiczną. Ich czyn spowodował wybuch ogólnego entuzjazmu. Ulice Belgradu wkrótce wypełniły się Serbami skandującymi: „Lepsza wojna niż układy, lepsza śmierć niż niewola”. Ludzie tańczyli na placach i ulicach. Wszędzie pojawiły się flagi angielskie i francuskie. Dzielne, bezbronne tłumy śpiewały wyzywająco serbski hymn narodowy. 28 marca młody król, który uciekł po rynnie spod opieki regentów, wziął udział we mszy w katedrze belgradzkiej, wzbudzając entuzjazm zgromadzonych. Niemiecki poseł został publicznie znieważony, a tłum pluł na jego samochód. Czyn militarny wywołał falę narodowego ożywienia. Lud, do tej pory bierny i jakby sparaliżowany, źle rządzony i źle kierowany, rzucił wyzwanie tyranowi i zdobywcy w chwili, gdy był on u szczytu potęgi.

xxxxx

Hitler czuł się dotknięty do żywego. Dostał ataku niepohamowanej wściekłości, momentalnie wykluczającej wszelkie myślenie i skłaniającej go niejednokrotnie do podejmowania najokrutniejszych decyzji. Nieco bardziej opanowany, w miesiąc później, powiedział do Schulenburga: „Jugosłowiański przewrót był jak grom z jasnego nieba. Gdy rankiem 27 marca otrzymałem tę wiadomość, myślałem, że to żart”. Lecz teraz, rozwścieczony, zebrał niemieckie dowództwo naczelne. Na miejscu byli Göring, Keitel i Jodl; Ribbentrop przybył później. Szczegóły spotkania można znaleźć w dokumentach norymberskich. Hitler scharakteryzował sytuację Jugosławii po przewrocie. Powiedział, że jest ona niepewnym czynnikiem w zbliżającej się akcji przeciwko Grecji („Marita”), a tym bardziej w planie „Barbarossa”. Uznał jednak za korzystny fakt, że Jugosłowianie odsłonili swoje prawdziwe oblicze przed rozpoczęciem planu „Barbarossa”.

Poniżej cytat z dokumentu norymberskiego:

Führer, nie czekając na ewentualne zapewnienia o lojalności, ze strony nowego rządu, zdecydowany jest poczynić wszelkie przygotowania, aby zniszczyć Jugosławię militarnie i jako naród. Nie będzie żadnych działań dyplomatycznych ani żadnego ultimatum. Zapewnienia rządu jugosłowiańskiego, którym i tak w przyszłości nie będzie można wierzyć, zostaną „wzięte pod uwagę”. Atak rozpocznie się, gdy tylko wszystkie oddziały będą gotowe.

Czynnego poparcia militarnego w działaniach przeciwko Jugosławii należy zażądać od Włoch, Węgier i w pewnym stopniu także od Bułgarii. Głównym zadaniem Rumunii pozostaje obrona przed Rosją. Ambasadorów Węgier i Bułgarii już powiadomiono. Jeszcze dzisiaj zostanie wysłane pismo do Duce.

Z politycznego punktu widzenia jest niezwykle istotne, aby cios wymierzony w Jugosławię charakteryzował się bezlitosnym okrucieństwem i aby klęska militarna nastąpiła błyskawicznie. To dostatecznie przerazi Turcję i późniejsza kampania przeciwko Grecji będzie znacznie ułatwiona. Można przypuszczać, że gdy zaatakujemy, Chorwaci przejdą na naszą stronę. Niezbędne będą zapewnienia o specjalnym traktowaniu i późniejszej autonomii. Wojna przeciwko Jugosławii powinna być popularna wśród Włochów, Węgrów i Bułgarów z powodu obiecanych im korzyści terytorialnych: wybrzeża Adriatyku dla Włoch, Banatu dla Węgier i Macedonii dla Bułgarii. Wobec tego musimy przyspieszyć wszystkie przygotowania i użyć tak dużych sił, by upadek Jugosławii nastąpił błyskawicznie. […] Głównym zadaniem lotnictwa jest jak najszybsze zniszczenie instalacji naziemnych jugosłowiańskich sił powietrznych oraz zmiażdżenie Belgradu poprzez ataki falowe.

xxxxx

Wiadomość o rewolucji w Belgradzie przyjęliśmy z dużym zadowoleniem. Był to przecież jedyny uchwytny rezultat naszych desperackich wysiłków, by utworzyć front aliancki na Bałkanach i powstrzymać niczym nie skrępowany rozwój potęgi Hitlera. Pierwsze telegramy znalazły się w moich rękach na pół godziny przed moim pierwszym wystąpieniem przed Centralną Radą Partii Konserwatywnej w charakterze jej przywódcy. Przemówienie moje zakończyłem następująco:

W tej właśnie chwili chciałem przekazać Wam i całemu narodowi niezwykłe wieści. Dzisiaj rano naród jugosłowiański pokazał, że duch jego nie zginął. W Belgradzie wybuchła rewolucja, a ministrowie, którzy nie dalej jak wczoraj sprzedali honor i wolność swojego kraju, są dzisiaj aresztowani. Ten patriotyczny zryw tkwi korzeniami w gniewie dzielnego i walecznego narodu, wybuchłym z powodu zdrady jego słabych przywódców oraz podłych knowań państw Osi.

Możemy przeto żywić nadzieję – a mówię to wyłącznie na podstawie informacji, jakie otrzymałem – iż uformowany zostanie rząd jugosłowiański godzien bronić wolności i jedności swojego kraju. W gorliwych staraniach rząd taki otrzyma wszelką możliwą pomoc i wsparcie od Imperium Brytyjskiego, a także, w co nie wątpimy, od Stanów Zjednoczonych. Imperium Brytyjskie i jego sprzymierzeńcy jednoczą się z narodem jugosłowiańskim i kontynuować będą wspólną walkę aż do osiągnięcia całkowitego zwycięstwa.

xxxxx

Musimy teraz odnotować wyjątkowy moment, gdy chłodne kalkulacje kremlowskiej oligarchii zabarwił cień sentymentu.

Zryw narodowy w Belgradzie był spontanicznym przewrotem rewolucyjnym, nie mającym nic wspólnego z działalnością malej, nielegalnej, lecz sponsorowanej przez Sowietów Komunistycznej Partii Jugosławii. Odczekawszy tydzień, Stalin zdecydował się uczynić gest. Jego urzędnicy prowadzili rozmowy z M. Gavriloviciem, dyplomatą jugosłowiańskim w Moskwie, oraz misją, wysłaną z Belgradu po rewolucji. Efekty były znikome. Nocą z 5 na 6 kwietnia Jugosłowianie zostali niespodziewanie wezwani na Kreml. Stalin czekał na nich osobiście z gotowym do podpisania paktem. Opracowano go niezwykle szybko. Rosja zgadzała się uszanować „niezależność, suwerenne prawa i jedność terytorialną Jugosławii”. W razie zaatakowania okaże życzliwość „opartą na przyjacielskich stosunkach”. Jakkolwiek na to patrzeć, był to przyjazny gest. Gavrilović został na kremlu aż do rana, dyskutując ze Stalinem na temat dostaw wojskowych. Gdy ich rozmowa dobiegła końca, Niemcy uderzyli.

xxxxx

Rankiem 6 kwietnia niemieckie bombowce pojawiły się nad Belgradem. Nadlatując falami z lotnisk zajętych w Rumunii, prowadziły nieprzerwany atak, trwający trzy dni. Z najwyższego pułapu, nie obawiając się oporu, bombardowały miasto bez litości. Nosiło to nazwę operacji „Vergeltung” (zemsta, odwet, zapłata – przyp. W.L.). Gdy wreszcie 8 kwietnia zapadła cisza, ponad 17 tysięcy mieszkańców Belgradu leżało martwych na ulicach lub pod gruzami. Z piekielnego dymu i ognia wyłoniły się oszalałe zwierzęta, zbiegłe z potrzaskanych klatek w ogrodzie zoologicznym. Ranny bocian przekuśtykał obok największego hotelu w mieście, będącego jedną wielką ścianą ognia. Jakiś niedźwiedź, oszołomiony i nic nie rozumiejący, przeczłapał przez ten płonący koszmar, udając się w kierunku Dunaju. Nie był to jedyny niedźwiedź, który nic nie rozumiał.

Operacja „Vergeltung” została zakończona.

xxxxxxxx

Gdy czyta się ten dokument norymberski, to trudno nie zadać sobie pytania: skąd tyle nienawiści do niewinnych ludzi? Przecież to nie ci zwykli ludzie dokonali tej rewolucji i wypowiedzieli pakt Hitlerowi? A on, z kolei, dobrze wiedział, kto zorganizował tę rewolucję. Anglicy świadomie wykorzystali elity jugosłowiańskie, dobrze wiedząc, jaka będzie reakcja Hitlera, a jednak nie zawahali się. Dla nich Słowianie to gorszy gatunek człowieka, jeśli nie podludzie. Cynizm i wyrachowanie Anglosasów wręcz przeraża. Przeraża, bo dziś próbują wciągnąć Polskę do wojny na Ukrainie, tak jak przeciągnęli na swoją stronę Jugosłowian, co wywołało reakcję Hitlera. Czy Rosja może zareagować jak Hitler? W przypadku, gdy polskie wojsko pojawi się na Ukrainie, odwet Rosji może nastąpić. Pytanie tylko, jaki i na jaką skalę? Dla elit rządowych to nie ma znaczenia, bo je Anglosasi ewakuują na wyspę, tak jak ewakuowali elity jugosłowiańskie.

Wojna w Jugosławii nie trwała długo. Wikipedia pisze:

6 kwietnia 1941 r. III Rzesza, Włochy, Węgry i Bułgaria zaatakowały Jugosławię. W wyniku bardzo wyraźnej przewagi po stronie agresorów i działalności ustaszy (Chorwackiego Ruchu Rewolucyjnego) na rzecz okupanta, 13 kwietnia wojska niemieckie zajęły Belgrad. 17 kwietnia przedstawiciele jugosłowiańskiego naczelnego dowództwa podpisali akt bezwarunkowej kapitulacji. Król Piotr II i przedstawiciele władz państwowych udali się na emigrację do Wielkiej Brytanii.

Okupacja Jugosławii przez państwa Osi i jej podział (rozbiór) w kwietniu 1941 roku: źródło: Wikipedia.

Obszar Jugosławii podzielono na kilka części. Część Słowenii włączono bezpośrednio do III Rzeszy. Banat i Serbia były okupowane przez Niemców. Pozostała część Słowenii, fragment Dalmacji, Kosowo, Czarnogóra i zachodnia Macedonia zostały włączone do Włoch. Większość Kosowa przyłączono do tzw. Wielkiej Albanii. Wojwodina przypadła Węgrom, a wschodnia Macedonia, fragment Kosowa i tereny południowo-wschodniej Serbii Bułgarii. 10 kwietnia 1941 r. proklamowano powstanie Niepodległego Państwa Chorwackiego, państwa kontrolowanego przez Niemcy i Włochy. Władze w nim przejęli ustasze. Przywódcą państwa był Ante Pavelić. Na mocy uchwalonego 10 kwietnia 1941 r. dekretu o ochronie krwi aryjskiej i honoru narodu chorwackiego ustasze prowadzili prześladowania ludności serbskiej i żydowskiej.

xxxxxxxx

Historia Jugosławii z okresu II wojny światowej pokazuje, że wielkie państwa, mocarstwa bawią się małymi państwami jak klockami Lego; przestawiają je jak chcą, łączą jedne z drugimi lub je dzielą. Jest przy tym wiele cierpień i ofiar wśród zwykłych ludzi, których skłóca się ze sobą, by osiągnąć swoje doraźne cele. Do tego dochodzą potężne stary materialne i duchowe. Zniszczeniu ulega dorobek cywilizacyjny i kulturowy tych państw. A ci promotorzy tych wszystkich nieszczęść siedzą sobie bezpiecznie na swoich wyspach: Wielka Brytania, Australia, Nowa Zelandia, no i oczywiście Stany Zjednoczone i Kanada, które, w pewnym sensie, też leżą na wyspie, bo oddzielone z obu stron oceanami od kontynentu euroazjatyckiego. Żydzi, wybierając Anglosasów na swoją palkę dyscyplinującą pozostałe narody, wiedzieli, że one muszą mieć bezpieczne położenie, żeby te krzywdzone państwa i narody nie mogły im w żaden sposób zaszkodzić. Dlatego przenieśli się z Hiszpanii do Anglii i tam zainstalowali swoje centrum finansowe, dla którego zrobili miejsce wzniecając wielki pożar Londynu w 1666 roku. I tak powstało City of London, które do dziś rządzi światem. Nie żadne tam Wall Street, jak to często się nam wmawia.

„Cały ten plan stworzyła i wprowadziła w życie grupa nacjonalistycznie nastawionych oficerów serbskich, identyfikujących się z autentyczną opinią publiczną.” – napisał Churchill.

Wikipedia o nacjonalistach serbskich:

Serbscy nacjonaliści na przełomie XIX i XX wieku podczas prób rozbicia Jugosławii popierali ideę scentralizowanego państwa jugosłowiańskiego, które było wówczas gwarancją jedności Serbów. Przyjęta w 1920 roku konstytucja Jugosławii utrwaliła jej status jako scentralizowanego państwa, w którym władzę dzierżyła serbska dynastia Karadziordziewiciów. Inni w Jugosławii opowiadali się przeciwko scentralizowanemu państwu i domagali się decentralizacji – w tym chorwaccy nacjonaliści, którzy domagali się autonomicznej Chorwacji w ramach Jugosławii, co zostało przyjęte przez jugosłowiański rząd w wyniku porozumienia Cvetković-Maček Umowy z 1939 roku. Serbscy nacjonaliści sprzeciwiali się temu porozumieniu jako godzącemu w serbską społeczność oraz tożsamość. Zajęcie i podział Jugosławii podczas II wojny światowej skutkowało brutalnym konfliktem etnicznym między nacjonalistycznymi Serbami, Chorwatami, Boszniakami i innymi narodami, co doprowadziło do powstania sekciarskiego odłamu serbskiego nacjonalizmu, skupionego wokół ruchu czetników.

I o nacjonalistach chorwackich:

Ustasze – Chorwacki Ruch Rewolucyjny (chorw. Ustaša – Hrvatski revolucionarni pokret) – chorwacki ruch ultranacjonalistyczny, w okresie przed II wojną światową organizacja terrorystyczna. Jej członkowie, ustasze, byli odpowiedzialni za śmierć setek tysięcy obywateli Jugosławii, szczególnie Serbów. Ideologia ruchu była mieszanką faszyzmu i ultrakonserwatyzmu. Ustasze popierali utworzenie Wielkiej Chorwacji, mającej rozciągać się od rzeki Driny do granicy z Belgradem[. Ruch podkreślał potrzebę budowy „czystej rasowo” Chorwacji, dopuszczał prześladowania i ludobójstwo Serbów, Żydów oraz Romów. Ustasze byli nacjonalistami i fanatycznymi katolikami – utożsamiali katolicyzm z chorwackim nacjonalizmem. Deklarowali, że wyznania katolickie i muzułmańskie są religiami narodu chorwackiego. Islam Boszniaków postrzegali jako religię, która „chroni prawdziwą krew Chorwatów”.

Organizacja została założona w 1930 roku. Początkowo była to nacjonalistyczna organizacja, która miała na celu stworzenie niezależnego państwa chorwackiego. Przed wojną sięgała po metody terrorystyczne. W kwietniu 1941 r. ustasze zostali powołani do rządzenia częścią Chorwacji okupowaną przez państwa Osi.

Ideologiczne korzenie chorwackiego nacjonalizmu ustaszy sięgają XIX-wiecznego chorwackiego działacza Ante Starčevicia. Starčević reprezentował nurt antyserbski i antyhabsburski, był orędownikiem jedności i niepodległości Chorwacji. Przewidywał on utworzenie Wielkiej Chorwacji, obejmującej tereny zamieszkiwane także przez Słoweńców, Serbów i Boszniaków.

Specjalnością ustaszy są zamachy bombowe, takie jak na „Simplon-Orient-Express” (wiozący ministrów spraw zagranicznych Małej Ententy) w 1933 r. lub w rocznicę zjednoczenia l grudnia 1932 r. w Zagrzebiu. Jednym z najważniejszych działań ustaszy był zamach na króla Jugosławii, Aleksandra I. Organizatorem zamachu był Dido Kvaternik, a zabójcą Włado Czernozemski (nacjonalista bułgarski), członek Wewnętrznej Macedońskiej Organizacji Rewolucyjnej.

xxxxxxxx

„Wspomniane już zamordowanie króla Jugosławii Aleksandra w październiku 1934 r. w Marsylii zapoczątkowało dezintegrację tego kraju i osłabiło jego niezależną pozycję w Europie.” – Churchill pisał o tym w pierwszym tomie swego dzieła w rozdziale zatytułowanym Gęstniejące chmury i dla pełnego obrazu wypada ten fragment zacytować:

We Francji, po skandalu Stavisky’ego i lutowych rozruchach, rząd monsieur Daladiera został zastąpiony przez rząd prawicowo-centrowy pod przewodnictwem monsieur Doumergue’a. Funkcję ministra spraw zagranicznych pełnił monsieur Barthou.

Dopisek wydawcy: Stavisky Alexandre – oszust, sprawca wielomilionowych nadużyć we Francji po pierwszej wojnie światowej. Wykrycie tych malwersacji w 1933 r. spowodowało kryzys rządowy.

W 1981 roku pojawił się na ekranach kin film „Vabank”. To komedia kryminalna, której głównymi bohaterami są kasiarz – Henryk Kwinto i bankier – Gustaw Kramer. Asystentem Kramera był… Stawiski. W tę rolę wcielił się Zbigniew Geiger, który urodził się w 1939 roku w Tłumaczu na Ukrainie, w byłym województwie stanisławowskim. Stavisky był ukraińskim Żydem, który wyemigrował do Francji.

Dalej Churchill pisze:

Stosownie do polityki prowadzonej przez Francuzów na Bałkanach, król Jugosławii Aleksander został zaproszony do złożenia oficjalnej wizyty w Paryżu. Przybył więc do Marsylii, gdzie czekał nań monsieur Barthou, po czym razem z generałem Georgesem wsiedli do samochodu i ruszyli wzdłuż szpalerów ludzi, którzy wylegli na ulice, wymachując kwiatami i chorągiewkami. I znów z ciemnych otchłani serbskich i chorwackich podziemi na europejską scenę wynurzył się obrzydliwy, morderczy spisek i podobnie jak w roku 1914 na miejscu znalazła się banda zabójców, gotowych poświęcić nawet własne życie. Środki bezpieczeństwa podjęte przez policję francuską pozostawiały wiele do życzenia. W pewnym momencie jakiś człowiek oderwał się od wiwatujących tłumów, wskoczył na maskę samochodu i wycelował swój pistolet maszynowy w króla i jego towarzyszy, opróżnił magazynek. W chwile potem morderca został zabity przez konnego strażnika republikańskiego, obok którego udało mu się przemknąć. Wybuchła panika. Król Aleksander skonał niemal od razu. Generał Georges i monsieur Barthou wyszli z samochodu, brocząc krwią. Generał był zbyt słaby, aby się poruszać, i niebawem zaopiekowali się nim lekarze. Natomiast monsieur Barthou zmieszał się z tłumem i upłynęło około 20 minut,zanim ktokolwiek się nim zajął. Przed otrzymaniem pomocy lekarskiej musiał sam wejść na górę po schodach prowadzących do biura prefekta. Po tym wszystkim lekarz założył mu krępulec poniżej rany. Do tej pory utracił już bardzo dużo krwi; miał 72 lata. Zmarł w ciągu kilku godzin. Był to ciężki cios dla francuskiej polityki zagranicznej, która pod jego kierunkiem nabrała większej spójności. Na stanowisku ministra spraw zagranicznych zastąpił go Pierre Laval.

xxxxxxxx

Ten powyższy cytat właściwie pozwala zrozumieć, co stało się później i dlaczego obaj musieli zginąć. O królu Aleksandrze Wikipedia m.in. pisze:

W pierwszych latach swego panowania był królem Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (1921–1929). Aby wzmocnić jedność państwa, zmienił jego nazwę i 3 października 1929 roku proklamował powstanie nowego państwa o nazwie Jugosławia. Zmianie uległa nie tylko nazwa państwa ale również jego podział administracyjny, zniesiono dotychczasowy podział na departamenty (oblasti) a wprowadzono 9 banowin z banem na czele. Prowadził rządy dyktatorskie i politykę profrancuską. Przeprowadził reformy w sądownictwie, szkolnictwie i zmiany w kalendarzu mające służyć pogłębieniu jednorodności państwa. Konstytucja z 3 września 1931 roku legalizowała jego rządy. Aleksander I Karadziordziewić był zwolennikiem silnej władzy centralnej, a przeciwnikiem separatyzmu chorwackiego, chociaż starał się mieć dobre stosunki z Chorwacją. Król usiłował też zawrzeć porozumienie z Bułgarią. Pomimo sprawowania władzy silnej ręki, jego rządy spotkały się z poparciem znacznej części społeczeństwa Jugosławii. Niemniej, likwidacja rządów parlamentarnych (rozwiązanie Skupsztiny), rozwiązanie partii politycznych i ścisła cenzura spowodowały opór społeczny, demonstrowany głównie pod hasłem: Precz z dyktaturą!. Został zamordowany w czasie wizyty we Francji przez Włada Czernozemskiego, w zamachu dokonanym przez Wewnętrzną Macedońską Organizacją Rewolucyjną (VMRO) i ustaszy (operacja „Miecz teutoński”).

Louis Barthou, jak pisze Wikipedia, był zwolennikiem zbliżenia francusko-radzieckiego i przyjęcia ZSRR do Ligi Narodów. Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w Niemczech (styczeń 1933), w latach 1933–1934 przygotowywał sojusz z ZSRR wymierzony przeciw Niemcom (→pakt wschodni), który został zawarty w 1935 (już po jego śmierci) przez Pierre’a Lavala. Następcy Barthou woleli jednak uprawiać politykę appeasementu wobec III Rzeszy.

Zginął w czasie pełnienia urzędu ministra spraw zagranicznych, podczas zamachu dokonanego przez Wewnętrzną Macedońską Organizację Rewolucyjną i ustaszy na króla Jugosławii Aleksandra w Marsylii. W 1974 ujawniono, że pocisk, który zabił ministra, musiał pochodzić z broni francuskiego policjanta lub wojskowego, gdyż miał kaliber 8 mm, a królobójca użył pistoletu 7,65 mm.

xxxxxxxx

Tym zabójstwem upieczono dwie pieczenie na jednym ogniu. Dokonano go w październiku 1934 roku, a w grudniu 1933 roku wybuchła afera finansowa Stavisky’ego, w którą było zamieszanych wielu polityków francuskich. Tak więc zabójstwo króla Jugosławii i ministra spraw zagranicznych Francji skutecznie odwróciło uwagę od tej afery.

Polityka króla Aleksandra I była w sprzeczności z tym co ustalono w Wersalu, no bo tam ustalono, że w takich krajach jak choćby Jugosławia czy Polska ma być „pierdel, serdel, burdel”. Dyktatura Aleksandra I zmieniła ten stan i pole do manipulowania Jugosławią i jej elitami politycznymi znacznie się ograniczyło. Ten stan należało zmienić i przywrócić „demokrację”, bo tylko ona, jak żaden inny ustrój, najlepiej nadaje się do łowienia ryb w mętnej wodzie.Nie miało znaczenia, że większość społeczeństwa akceptowała taki stan. Ale ono przecież nie wiedziało, co było dla niego dobre. Podobnie było we Francji. Taki polityk jak Louis Barthou zapewne nie wziąłby udziału w hucpie zwanej klęską Francji. Obaj więc musieli zginąć.

Sposób, w jaki dokonano tego zamachu, wskazuje na to, że został on zorganizowany przez jakieś francuskie służby. Zabójcę od razu zastrzelono, co w takich przypadkach jest niemal standardową procedurą, żeby przypadkiem czegoś nie powiedział. Nie zaopiekowano się od razu konającym ministrem, raczej robiono wszystko by przyspieszyć jego śmierć. Takie zachowanie francuskich służb, a przecież służby innych państw działają podobnie, nie pozostawia najmniejszych złudzeń, że rządy wszystkich państw, to po prostu zalegalizowane struktury mafijne, zwykli bandyci i złodzieje.

Angola

O Angoli przypomniałem sobie, gdy natrafiłem w internecie na krótki filmik o Luandzie. Jego autor filmuje to miasto z samochodu i uważa, że jest to jedno z najładniejszych miast w Afryce, a może nawet nie tylko w Afryce. Trudno to ocenić na podstawie tak krótkiego filmu. Miasto wzbogaciło się na ropie, więc po części jego architektura przypomina tę z Półwyspu Arabskiego. Jednak w Luandzie zachowała się jeszcze architektura kolonialna, co niewątpliwie dodaje uroku temu miastu i, jak sądzę, tworzy jego niepowtarzalną atmosferę.

Angola to pierwszy pomysł na polską kolonię. Tadeusz Białas w swojej książce Liga morska i kolonialna 1930-1939 (1983) pisze:

Najwcześniej, bo już w roku 1928, Liga ( a ściślej mówiąc Związek Pionierów Kolonialnych), przystępując do realizacji programu kolonialnego, zwróciła uwagę na kolonię portugalską Angolę, którą uznano za jeden z najbardziej odpowiednich w Afryce terenów dla polskiej akcji osadniczej.

22 kwietnia 1928 r. prezes ZPK K. Głuchowski wyjechał do Lizbony z ramienia Syndykatu Kolonizacyjnego Polsko-Amerykańskiego i Polskiego Towarzystwa Kolonizacyjnego. Celem tej podróży – jak informowało „Morze” – było podjęcie pertraktacji z rządem portugalskim, ewentualnie z kompaniami kolonialnymi w Angoli, w sprawie uzyskania tam terenów dla polskiej ekspansji kolonialnej.

K. Gołuchowski powrócił z Lizbony 14 maja 1928 r. Rezultaty były optymistyczne: „Angola nadaje się do kolonizacji rolnej i osadnictwa polskiego”, a czynniki miejscowe „są skłonne do całego szeregu ułatwień dla akcji polskiej”.

Z tą też chwilą rozpoczęto w kraju popularyzację Angoli, jako terenu dogodnego dla dla działalności kolonizacyjnej. Oprócz artykułów na łamach prasy ukazało się też kilka broszur poświęconych zagadnieniom środowiska geograficznego oraz warunków działalności gospodarczej w tej portugalskiej kolonii, w których bardzo pozytywnie oceniano istniejące tam możliwości dla polskiej „ekspansji gospodarczej”.

W rezultacie tak pozytywnych prognoz 14 grudnia 1928 r. wyjechała do Angoli specjalna ekspedycja zorganizowana przez LMiR, Naukowy Instytut Emigracyjny i Kolonialny i Polską Stację Badań Tropikalnych. Kierownikiem ekspedycji był Franciszek Łyp, a uczestnikami: Jerzy Chmielewski – plenipotent spółki terenowej, którą w ostatnich tygodniach zorganizował oraz Bronisław Noiszewski. Jej celem było zbadanie warunków dla ewentualnej przyszłej polskiej akcji osadniczej.

Pierwsze wrażenia i spostrzeżenia ekspedycji były początkowo publikowane na łamach „Morza” w formie korespondencji, którą F. Łyp systematycznie przesyłał do redakcji tego miesięcznika, a następnie jej rezultaty zostały zebrane w trzech publikacjach książkowych, z których jedną wydała Liga.

Punktem kulminacyjnym „szumu propagandowego” wokół Angoli była jednak plotka o rzekomym zamiarze kupienia przez Polskę Angoli, jaką w grudniu 1930 r. puścił „jakiś nieodpowiedzialny dziennikarz wileński” i którą następnie powtórzyło jedno z pism krakowskich. Plotka ta wywołała zarówno w Polsce, jaki i poza granicami duże zamieszanie.

Strona najbardziej zainteresowana sprawą osadnictwa w Angoli, a mianowicie rząd portugalski, zareagował na ten szum propagandowy wokół jego kolonii bardzo jednoznacznie i zdecydowanie. Jak stwierdza J. Beck, „rząd portugalski zajął natychmiast wrogą postawę wobec naszej polityki, a nasze poczynania zrodziły w pewnych poważnych kołach angielskich zaniepokojenie aspiracjami Polski”. Jednocześnie rząd portugalski, aby zmniejszyć do minimum niebezpieczeństwo wynikające z dużego napływu do kolonii obcokrajowców, wprowadził szereg utrudnień wobec osób przyjeżdżających na tereny osadnicze oraz zmusił rząd polski do zrezygnowania z poufnej klauzuli osiedleńczej zawartej w konwencji handlowej w 1929 r.

I na tym w zasadzie zakończyła się pierwsza akcja kolonialna Ligi, podjęta w odniesieniu do Angoli. W okresie lat 1932-1937 ani w dokumentach programowych, ani w publicystyce ligowej nie powracano już do koncepcji angolańskiej.

xxxxxxxx

Ta prasowa prowokacja z kupnem kolonii powtórzyła się później również w przypadku Liberii i Brazylii. Cały ten szum kolonialny był tylko pretekstem do zrealizowania największego przekrętu finansowego w okresie II RP, który polegał na tym, by, pod pozorem kolonizacji, za pieniądze państwowych spółek wykupić setki tysięcy hektarów ziemi w Brazylii i po wybuchu wojny przejąć je, bo prawowity właściciel, czyli II RP, przestała istnieć. O tym w szczegółach w blogu „Brazylijska prowokacja”.

Europejska historia Angoli sięga końca XV wieku. Wielka Encyklopedia Powszechna PWN (1962) tak pisze:

W 1482 Portugalczycy odkryli ujście rzeki Kongo, ale dopiero w 1529 roku przybyli tam pierwsi portugalscy osadnicy; misjonarze nawrócili władcę murzyńskiego państwa Kongo i ten uznał zwierzchność Portugalii; w 1574 roku układ został odnowiony z tamtejszym władcą N’gola, od którego imienia pochodzi obecna nazwa Angoli. W XVII wieku wybrzeża Angoli opanowali przejściowo Holendrzy (1640-48); rządy obcych doprowadziły stopniowo do upadku tubylcze ośrodki polityczne i kulturalne. Angola stała się w XVII wieku obok Gwinei największym ośrodkiem handlu niewolnikami; Portugalczycy rozbudowali kilka portów, nie starając się przeniknąć do wnętrza kraju; dopiero zniesienie handlu niewolnikami zmusiło ich do zajęcia się eksploatacją bogactw naturalnych kraju i zbadania jego wnętrza. W 1884-85 na konferencji berlińskiej w sprawie Konga zostały wytyczone granice Angoli z sąsiadującymi państwami. W 1955 roku rząd portugalski ogłosił dotychczasową kolonię Angolę prowincją Portugalii, stanowiącą jej integralną część. Ucisk i wyzysk ludności afrykańskiej, które w przeszłości wywoływały zbrojny opór, spowodowały w końcu 1960 roku ogólne powstanie pod hasłem niepodległości kraju; dyktatorski reakcyjny rząd portugalski, zastosował wobec powstańców krwawe represje mimo rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1961 roku, wzywającej Portugalię do niezwłocznego udzielenia niepodległości Angoli, oraz uchwały Rady Bezpieczeństwa z tegoż roku, domagającej się zaprzestania represji wobec ludności Angoli.

xxxxxxxx

Tu WEP kończy z racji tego, że tom opisujący tę historię został wydany w 1962 roku. Natomiast dalszą część zaczerpnąłem z Wikipedii.

W 1954 roku utworzony został Związek Ludności Angoli (UPA), na czele którego stanął Holden Roberto. Organizacja skupiała członków plemienia Kongo i miała prozachodni oraz konserwatywny charakter. Związek został przekształcony w 1964 roku w Narodowy Front Wyzwolenia Angoli (FNLA). W 1956 z kolei powstał Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA) z Agostinho Neto jako liderem. MPLA głosił hasła niepodległościowe i lewicowe, choć grupował wszystkie grupy etniczne to większość jego członków wywodziło się z plemienia Mbundu. W 1960 roku Związek Ludności Angoli i MPLA zawarły porozumienie o współpracy. W 1961 roku MPLA przeprowadziła pierwszą antyportugalską akcję zbrojną, w 1962 roku natomiast wybuchło antykolonialne powstanie Związku Ludności Angoli w północnej Angoli. Pokonani powstańcy ze Związku Ludności Angoli wycofali się na teren Zairu. W 1962 roku utworzyli w Kinszasie Rewolucyjny Rząd Angoli na Wygnaniu z Holdenem Roberto jako premierem. Rząd na uchodźstwie uzyskał poparcie Organizacji Jedności Afrykańskiej. W 1964 roku MPLA wznowił działania zbrojne w Angoli. Wydarzenia te uważane są za początek wojny o niepodległość. W 1965 roku powstał Front Wyzwolenia Enklawy Kabindy (FLEC), na jego czele stanął Luis Ranque Franque. Grupa ta domagała się oderwania bogatej w ropę naftową Kabindy od reszty Angoli. W 1966 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych uznała politykę Portugalii w Angoli jako „zbrodnię przeciwko ludzkości”. W tym samym roku doszło do rozłamu w FNLA – z Frontu wyłamał się Jonas Savimbi, który powołał Narodowy Związek na rzecz Całkowitego Wyzwolenia Angoli (UNITA) reprezentujący Mbundu.

Mapa Angoli; źródło: Wikipedia.

Wszystkie grupy dążące do niepodległości zaczęły ze sobą rywalizować. W 1968 roku OJA wycofała swoje poparcie dla dotychczasowego rządu na uchodźstwie, w 1972 roku wymusiła na MPLA i FNLA utworzenie wspólnej Rady Wyzwolenia Angoli z Holdenem Roberto na czele. Krok ten nie załagodził wzajemnych animozji w ruchu antykolonialnym. Dekolonizacja Angoli została zapoczątkowana wraz z rewolucją goździków w Portugalii. Proces ten we wrześniu 1974 roku próbował zahamować Zjednoczony Opór Angoli, skupiający osadników portugalskich. Próba zamachu stanu przeprowadzonego przez osadników nie udała się, a w styczniu 1975 roku powołano rząd tymczasowy z udziałem MPLA, UNITA i FNLA. Od lutego rozgorzał konflikt wewnętrzny, który w lipcu przerodził się w wojnę domową. W sierpniu niepodległość Kabindy ogłosił FLEC, zostało to uznane przez kilka państw. W listopadzie tego samego roku przewodniczący MPLA, Neto proklamował utworzenie Ludowej Republiki Angoli, której prezydentem został. Tego samego dnia połączone siły FNLA i UNITA proklamowały Ludowo-Demokratyczną Republikę Angoli, prezydentem kraju został Holden Roberto, premierem Savimbi. Wsparcia rebeliantom z UNITA i FNLA udzieliły wojska zairskie i południowoafrykańskie. Kampania rebeliancka nie powiodła się, a do stycznia-marca 1976 roku siły republiki ludowej opanowały większość kraju, zmuszając przy tym siły RPA i Zairu do wycofania się z kraju. W tym samym roku republika ludowa została przyjęta do ONZ i OJA.

Konstytucja z 1975 roku wprowadzała jednopartyjny system polityczny, w którym to pełnia władzy należała do MPLA. Angola tym samym zbliżyła się politycznie do państw socjalistycznych i tzw. państw frontowych Afryki Południowej. Od 1977 roku doszło do wznowienia działalności opozycji skupionej: UNITA, FNLA, FLEC oraz nowo powstałego Ruchu na rzecz Wyzwolenia Kabindy (MOLICA). Celem rebeliantów było obalenie rządu lub rozczłonkowanie Angoli na kilka odrębnych państw. Od 1978 miejsce mają stałe ataki armii południowoafrykańskiej na Angolę w odwecie za popieranie przez rząd w Luandzie ruchu wyzwoleńczego z Namibii (SWAPO). Po śmierci Neto w 1979 roku, nowym prezydentem i przewodniczącym monopartii został José Eduardo dos Santos. W latach 80. doszło do poszerzenia wpływów UNITA na południu kraju.

W grudniu 1990 roku rządząca partia odeszła od marksizmu i zapowiedziała dążenie do demokracji i gospodarki rynkowej. W 1991 roku wprowadzono system wielopartyjny i podpisano porozumienie kończące wojnę domową. W 1992 roku odbyły się wybory parlamentarne i prezydenckie. Wybory przeprowadzono w obecności obserwatorów ONZ. Okazały się one zwycięstwem rządzącej partii i dotychczasowego prezydenta. UNITA zakwestionowała wynik wyborów i zerwała porozumienie z 1991 roku. Działania wojenne zakończono w 1994 podpisaniem porozumienia pokojowego w Lusace. Już cztery lata później walki wybuchły z nową siłą. 22 lutego 2002 zginął Jonas Savimbi – przywódca UNITA, co doprowadziło do kolejnego zawieszenia broni. Pierwsze od 1992 roku wybory odbyły się w 2008. Rezultaty wskazały na wielkie zwycięstwo rządzącej partii MPLA, która uzyskała 82% oddanych głosów. Główna partia opozycji, UNITA, otrzymała poparcie zaledwie 10% wyborców. Ostatnie wybory odbyły się w 2012 roku, również i one okazały się sukcesem rządzącej MPLA.

xxxxxxxx

Warto zwrócić uwagę na ten fragment: ...w styczniu 1975 roku powołano rząd tymczasowy z udziałem MPLA, UNITA i FNLA. Od lutego rozgorzał konflikt wewnętrzny, który w lipcu przerodził się w wojnę domową. W sierpniu niepodległość Kabindy ogłosił FLEC, zostało to uznane przez kilka państw. W listopadzie tego samego roku przewodniczący MPLA, Neto proklamował utworzenie Ludowej Republiki Angoli, której prezydentem został. Tego samego dnia połączone siły FNLA i UNITA proklamowały Ludowo-Demokratyczną Republikę Angoli, prezydentem kraju został Holden Roberto, premierem Savimbi. Wsparcia rebeliantom z UNITA i FNLA udzieliły wojska zairskie i południowoafrykańskie. Kampania rebeliancka nie powiodła się, a do stycznia-marca 1976 roku siły republiki ludowej opanowały większość kraju, zmuszając przy tym siły RPA i Zairu do wycofania się z kraju. W tym samym roku republika ludowa została przyjęta do ONZ i OJA.

A więc, jak pisze Wikipedia, kampania rebeliancka nie powidła się i siły RPA i Zairu zostały zmuszone do wycofania się z kraju. Niby prawda, ale nie do końca. Antony C. Sutton w książce Sull and bones; Tajemna elita Ameryki (1983) w rozdziale Zakon tworzy marksistowską Angolę pisze:

Angola, była portugalska prowincja położona na południowo-zachodnim wybrzeżu Afryki, jest współczesnym przykładem nieustannego tworzenia marksistowskiego ramienia procesu dialektycznego, choć tym razem jest to robione w nieco ostrożniejszy sposób.

Oficjalne, prezentowane przez establishment stanowisko jest takie, że Angola była portugalską kolonią i że to opresyjne rządy Portugalczyków doprowadziły do powstania ruchu niepodległościowego, w którym marksiści odnieśli zwycięstwo nad siłami „demokratycznymi”.

Nie ma żadnych dowodów na poparcie tej tezy. Jeśli Portugalczycy byli w Angoli kolonistami, to byli nimi także bostońscy bramini w Massachusetts. Luanda, główne miasto Angoli, została założona przez Portugalczyków w roku 1575, czyli pięćdziesiąt lat przed tym, jak Pielgrzymi zeszli na ląd w Massachusetts. W 1575 roku populacja miejscowej ludności Angoli była mniejsza niż populacja Indian w Massachusetts. W przeciwieństwie do tego, jak wyglądały na terenie Afryki kolonialne rządy Brytyjczyków, Francuzów i Belgów, Portugalia przez trzysta lat traktowała Angolę bardziej jak prowincję niż kolonię. Jeśli więc Angola należała do nieistniejącej populacji rdzennych tubylców, Massachusetts, logicznie rzecz biorąc, należy do amerykańskich Indian.

Na początku lat sześćdziesiątych Stany Zjednoczone czynnie wspomagały marksistowską sprawę w Angoli. Wynika to jasno z wypowiedzi byłego sekretarza stanu, Deana Achesona. Zamieszczone niżej cytaty pochodzą z notatki dotyczącej rozmowy pomiędzy Deanem Achesonem (Scroll and Key), McGeorgem Bundym (wtajemniczony w roku 1940) i prezydentem Kennedym, datowanej na 2 kwietnia 1962 roku:

Następnie (Kennedy) zajął się negocjacjami z Portugalią dotyczącymi bazy na Azorach. Powiedział, że niewiele chyba dzieje się w tej sprawie i że byłby wdzięczny, gdybym się nią zajął i sprawdził, czy można coś zrobić w tek kwestii. Poprosiłem go o zgodę na poświęcenie tej sytuacji kilku minut i powiedziałem: „Portugalczycy byli głęboko urażeni tym, co uznali za opuszczenie ich przez Stany Zjednoczone, jeśli nie za faktyczny sojusz Stanów Zjednoczonych z ich wrogami. Moim zdaniem problemem są nie tyle negocjacje z Portugalczykami, co ustalenie polityki Stanów Zjednoczonych. Bitwa rozegra się w Waszyngtonie, nie w Lizbonie”.

Następnie Dean Acheson odniósł się do faktu, że Stany Zjednoczone wspierały ruchy rewolucyjne w Angoli, która to sprawa była najwyraźniej znana prezydentowi Kennedy’emu:

Prezydent zapytał mnie następnie, dlaczego jestem tak pewny, że w obecnych warunkach nie ma miejsca na negocjacje. Odpowiedziałem, że jak pewnie wie, faktycznie dotowaliśmy wrogów Portugalii i że Portugalczycy są o tym niemal przekonani, choć nie mogą tego udowodnić. Powiedział, że naszym celem była próba utrzymania angolskiego ruchu narodowego z dala od komunistów z Ghany i doprowadzenie do tego, by dowodziły nim możliwie umiarkowane siły. Odpowiedziałem, że całkowicie to rozumiem, ale w żaden sposób nie będzie to dla Portugalczyków łatwiejsze do przełknięcia. Angażowaliśmy się również w przerzucanie Angolczyków z Angoli i kształcenie ich w Lincoln College na przedmieściach Filadelfii, gdzie wpajano im najbardziej ekstremalne i nacjonalistyczne poglądy. Co więcej zwierzchnik tej uczelni potajemnie i nielegalnie wybrał się do Angoli, a po powrocie zaangażował się w brutalną akcję propagandową wymierzoną w Portugalczyków. Na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych głosowaliśmy za przyjęciem rezolucji „potępiającej” Portugalię za utrzymywanie porządku na terytorium pozostającym bezsprzecznie pod zwierzchnictwem Portugalii. Zwróciłem uwagę, że Portugalczycy są dumnym narodem, a przy tym szczególnie wrażliwym, ponieważ, mając tak chwalebną historię, podupadli i stali się bezsilni. Woleliby raczej w godny sposób pogodzić się z rozpadem swojego imperium, jak to zrobili na Goa (obecnie nadmorski stan w Indiach około 600 km na południe od Bombaju, do 1963 roku portugalska kolonia, to tam po raz pierwszy dotarł do Indii Vasco da Gama – przyp. W.L.), niż dać się kupić lub nakłonić do wzięcia udziału w niszczeniu własnego państwa.

Z wypowiedzi prezydenta Kennedy’ego wynika rzecz niezwykle ważna, choć pozornie pozbawiona znaczenia. Prezydent sądził najwyraźniej, że Stany Zjednoczone finansują nacjonalistów, nie marksistów, choć tak naprawdę Ameryka wspomagała właśnie marksistów, podobnie jak czyniła to później w Republice Południowej Afryki, powielając schemat datujący się od czasów rewolucji bolszewickiej w Rosji w 1917 roku. Warto prześledzić tę sprawę w aktach Kennedy’ego i ustalić, na ile prezydent był świadomy poczynań pozostających pod kontrolą Zakonu, CIA i Departamentu Stanu.

Marksiści z Ludowego Ruchu Wyzwolenia Angoli Neto przejęli kontrolę nad Angolą. Zakon, posiadający potężnych sojuszników w międzynarodowych korporacjach, wywierał nacisk na kolejne administracje, by nie odbierać Angoli roli kubańsko-radzieckiej bazy w południowej Afryce.

W 1975 roku Stany Zjednoczone, wspólnie z Republiką Południowej Afryki, rzeczywiście wykonały wojskowy rajd na terytorium Angoli. W kluczowym momencie, gdy siły południowoafrykańskie mogły dotrzeć do Luandy, Stany Zjednoczone wycofały swoją pomoc. Republika Południowej Afryki nie miała wyboru i musiała się wycofać. Kraj ten przekonał się w bolesny sposób, że Stany Zjednoczone są antymarksistowskie jedynie w teorii. W praktyce Ameryka zrobiła Republice Południowej Afryki to, co zrobiła już w przeszłości wielokrotnie – elita zdradziła swoich antymarksistowskich sojuszników.

Na początku lat osiemdziesiątych pochodzący z różnych krajów przyjaciele Zakonu wyszli z ukrycia, starannie uzgadniając swoje publiczne działania z wiceprezydentem Bushem (wtajemniczony w roku 1948). Na przykład, 27 marca 1981 roku „The Wall Street Journal” opublikował wiele mówiący artykuł, w którym znalazły się okruchy prawdy przemieszane z oficjalną linią establishmentu. Ten zamieszczony na pierwszej stronie tekst zatytułowany Przyjazny wróg: firmy wzywają USA do trzymania się z dala od Angoli i odmówienia udzielenia pomocy rebeliantom (rebeliantami tymi były antymarksistowskie oddziały UNITA Savimbiego, wspomagane przez Republikę Południowej Afryki) stanowił odzwierciedlenie międzynarodowego wsparcia udzielanego angolskim marksistom.

Przywódcą promarksistowskich sił korporacyjnych w Stanach Zjednoczonych jest Melvin J. Hill, prezes Gulf Oil Exploration & Production Company, oddziału Gulf Oil zarządzającego Gulf Cabinda, czyli zespołu angolskich rafinerii chronionego przed prozachodnimi rebeliantami Savimbiego przez marksistowskie oddziały z Kuby i Angoli. Hill powiedział „The Wall Street Journal”: „Angola jest znającym się na rzeczy, rozsądnym i wiarygodnym partnerem w interesach”. Hill nie tylko wystąpił przed Kongresem prezentując swoje promarksistowskie poglądy, ale przynajmniej kilkukrotnie spotkał się z ówczesnym wiceprezydentem Bushem.

PWJ Wood z Cities Servive dodał coś jeszcze do mitologii Gulf Oil. Powiedział: „Angolczycy są w coraz większym stopniu nastawieni na rozwój. Nie są zainteresowani upolitycznianiem Afryki środkowej w interesie Kubańczyków lub Związku Radzieckiego. Nasi ludzie nie są w Angoli persona non grata”.

Rzecz jasna Hiil i Wood zajmują się jedynie kształtowaniem wizerunku marksistowskiej Angoli na forum publicznym, choć zakładamy, że nie zostali zarejestrowani przez Departament Sprawiedliwości jako obcy agenci. Angola jest w dużym stopniu kubańsko-radziecką bazą przygotowaną do zajęcia Republiki Południowej Afryki, a jednak na jej terenie działa siedemnaście zachodnich firm, w tym Gulf, Texaco, Patrofina, Mobil, Cities Servive, Marathon Oil i Union Texas Petroleum oraz Allied Chemical, Boeing, General Electric i Bechtel. Należy pamiętać, że zarówno sekretarz stanu Schultz, jak i sekretarz obrony Weinberger zostali wypożyczeni z Bechtel Corporation.

Gulf Oil Corporation pozostaje pod kontrolą banku Mellon, będącego największym pojedynczym udziałowcem tej firmy. Przedstawicielem Banku Mellon w zarządzie Gulf Oil jest James Higgins, który (na ile udało się nam ustalić) choć ukończył Yale, nie należy jednak do Zakonu.

Drugim co do wielkości udziałowcem jest rodzina Mellonów, obejmująca Fundację Andrew W. Mellona, Fundację Richarda Kinga oraz Fundację Sarah Scaife. Grupa ta, uważająca się za „konserwatywną”, posiada około siedem procent wyemitowanych akcji. Morgan Guaranty Trust, na którą to firmę natknęliśmy się już na łamach tej książki, ma milion osiemset tysięcy akcji, czyli około jeden procent wszystkich udziałów.

Wszystkie te korporacje, których interesy są związane z Angolą, wystawiły się na ogromne ryzyko. Zaskakuje na przykład fakt, że Republika Południowej Afryki nie podjęła żadnych działań wymierzonych w firmy mające siedziby w Angoli, szczególnie w General Electric, Boeinga, Morgan Guaranty Trust, Gulf Oil i Cities Servive. Na skutek potężnego wsparcia udzielanego angolskim marksistom Republika Południowej Afryki w sposób bezpośredni traci swoich ludzi.

Akcja odwetowa wymierzona w korporacje, a nie w Kubańczyków i Angolczyków pochłonęłaby mniej ofiar ze strony Republiki Południowej Afryki. Po tym, jak w 1975 roku Stany Zjednoczone zdradziły Republikę Południowej Afryki, której oddziały mogły dotrzeć do Luandy, fakt, że nie sięgnęła ona po ten, wydawałoby się, oczywisty środek, świadczy o godnej podziwu powściągliwości tego państwa. Chirurgiczne uderzenie w Kabindę usunęłoby przecież zgrabnie największe angolskie źródło obcej waluty i dałoby do myślenia marksistom z różnych krajów. Nie zalecamy, rzecz jasna, podjęcia takich działań, ale Republika Południowej Afryki zawsze może skorzystać z takiego rozwiązania. Jak zareagowałyby na to Stany Zjednoczone? Cóż, lepiej żeby Departament Stanu i CIA miały gotowe wytłumaczenie dla samolotu amerykańskiej ambasady przyłapanego na fotografowaniu południowoafrykańskich instalacji wojskowych. Przytaczamy te informacje jedynie po to, by zaprezentować niebezpieczny charakter stosowanych przez Zakon scenariuszy zarządzania konfliktem.

xxxxxxxx

To, o czym nie informuje Wikipedia, pisze o tym Sutton. Siły południowoafrykańskie musiały się wycofać nie tylko ze względu na zdradę Stanów Zjednoczonych, ale również ze względu na obecność w Angoli wojsk kubańskich i radzieckich. Jednak problem jest o wiele bardziej skomplikowany, o czym Sutton nie napisał, a być może nie mógł. Chodzi tu o rolę korporacji międzynarodowych, które są jednak narodowe, tyle że należą do narodu rozproszonego i zasymilowanego. W takiej sytuacji, jak w Angoli, ale przecież tak jest wszędzie, w której miały swoje siedziby korporacje, które były również obecne w RPA, oznaczało to, że ludzie, którzy nimi zarządzali, byli doskonale zorientowani w sytuacji gospodarczej i politycznej obu krajów. Co więcej, oni również finansowali rządy obu krajów, a więc w praktyce mieli wpływ na decyzje tych rządów. To tłumaczyło by pasywne zachowanie rządu RPA wobec tych korporacji. Gdyby rząd RPA był niezależnym, zakazałby tym wszystkim korporacjom, mającym siedziby w obu państwach, działalności na swoim terenie. Tak się nie stało, więc wniosek jest prosty: był on od nich zależny.

Angażowaliśmy się również w przerzucanie Angolczyków z Angoli i kształcenie ich w Lincoln College na przedmieściach Filadelfii, gdzie wpajano im najbardziej ekstremalne i nacjonalistyczne poglądy.

Wygląda na to, że już wiemy, skąd biorą się skrajnie ekstremalne i nacjonalistyczne poglądy i kto pozwala na szerzenie kultu Bandery i posługiwanie się nazistowską symboliką na Ukrainie i dlaczego tego typu zachowania nie są karane.

Na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych głosowaliśmy za przyjęciem rezolucji „potępiającej” Portugalię za utrzymywanie porządku na terytorium pozostającym bezsprzecznie pod zwierzchnictwem Portugalii.

Wiemy już też do czego służy Organizacja Narodów Zjednoczonych. Ktoś, kto nią rządzi, zmusza inne kraje członkowskie do głosowania zgodnie z jego wolą. Czy wobec tego trudno sobie wyobrazić sytuację, że za jakiś czas w tej organizacji przyjmie się rezolucję potępiającą Polskę za wywołanie wojny na Ukrainie. Skoro już są polskie obozy koncentracyjne, to wszystko jest możliwe.

Należy pamiętać, że zarówno sekretarz stanu Schultz, jak i sekretarz obrony Weinberger zostali wypożyczeni z Bechtel Corporation.

Czyli z korporacji na wysokie stanowiska w państwie. Od kogo więc byli oni bardziej zależni i czyje interesy reprezentowali? Tak więc opinie, że państwa to tylko korporacje, nie są pozbawione sensu, choć ja bardziej skłaniałbym się ku temu, że są one narzędziem korporacji i służą do realizacji ich celów, a ściślej rzecz ujmując, do realizacji celów właścicieli tych korporacji. Tak jak w przypadku jednostek mamy do czynienia z rozproszeniem i asymilacją, czyli z ludźmi, którzy asymilują się i udają kogoś, kim nie są, tak w przypadku korporacji mamy dokładnie do czynienia z tym samym procesem. Oficjalnie korporacje są amerykańskie, angielskie, niemieckie, francuskie itp., a w praktyce należą do jednej nacji i reprezentują jej interesy. Można więc powiedzieć, że proces rozproszenia i asymilacji odbywa się nie tylko na szczeblu jednostek, ale również organizacji.

Linia Curzona

Linia Curzona, to linia, wzdłuż której przebiega obecna wschodnia granica Polski. W pewnym sensie była to granica naturalna, oddzielająca tereny zamieszkałe przez ludność polską od tych zamieszkałych przez ludność rusińską. Napisałem była, bo już nie jest. Wobec faktu, że po II wojnie światowej przesiedlono na ziemie poniemieckie mniejszości kresowe, a po 24 lutego 2022 roku przesiedlono około 8-10 mln Ukraińców na teren całej Polski, to ta linia straciła swój naturalny charakter. Niemniej warto sobie przybliżyć jej historię. Wikipedia m.in. pisze:

Linia Curzona – proponowana linia demarkacyjna wojsk polskich i bolszewickich, opisana w nocie z dnia 11 lipca 1920 roku, wystosowanej przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych George’a Curzona do ludowego komisarza spraw zagranicznych RFSRR Gieorgija Cziczerina. Przebieg linii oparty został na „Deklaracji Rady Najwyższej Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski” z 8 grudnia 1919 roku. W rzeczywistości lord Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani jej zwolennikiem. Za faktycznego twórcę linii Curzona uważa się eksperta ds. Europy Środkowo-Wschodniej w brytyjskim ministerstwie spraw zagranicznych (Foreign Office) pochodzenia polsko-żydowskiego – Lewisa Bernsteina Namiera (właściwie Ludwik Niemirowski). Stąd niekiedy bywa ona określana jako linia Curzona-Namiera lub linia Namiera.

Linia Curzona, 1945; źródło: Wikipedia.

Dyplomacja brytyjska w nocie z 11 lipca 1920 roku, w trakcie konferencji w Spa, zaproponowała linię demarkacyjną wojsk polskich i bolszewickich w toczącej się wówczas wojnie polsko-bolszewickiej. Linia wzięła swoją nazwę od nazwiska George Curzona – szefa brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (ang. Foreign Office). W rzeczywistości lord G. Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani jej zwolennikiem. Koncepcję linii podchwycił bowiem i zarekomendował Philip Kerr, osobisty sekretarz Davida Lloyd George’a, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii. Kerr korzystał z rad innego wysokiego rangą urzędnika Foreign Office – Lewisa Namiera (Ludwika Niemirowskiego). Namier od marca 1918 do 30 kwietnia 1920 roku pełnił rolę eksperta do spraw Polski i Europy Środkowo-Wschodniej. Sam urodził się w polskiej rodzinie o korzeniach żydowskich, studiował we Lwowie, a następnie na Oksfordzie i bardzo dobrze znał realia Europy Środkowo-Wschodniej. To właśnie Lewis Namier był faktycznym autorem projektu linii znanej jako linia Curzona.

Namier od samego początku był zaciekłym wrogiem polskich aspiracji terytorialnych na Wschodzie, a zwłaszcza koncepcji inkorporacyjnej proponowanej przez Komitet Narodowy Polski, kierowany przez Romana Dmowskiego. Jak pisze historyk Bartłomiej Rusin z Uniwersytetu Jagiellońskiego, już na przełomie 1918 i 1919 roku zaczął propagować wschodnią granicę Polski na Bugu i Sanie.

(…) w swoich memoriałach z 9 grudnia 1918 r. i 7 stycznia 1919 r. wyłożył także swoje poglądy na temat granicy wschodniej odrodzonej Rzeczypospolitej. Według jego koncepcji miała ona opierać się na dwóch rzekach – Bugu i Sanie. (…) opowiadał się za budową Polski „zwartej i silnej” – pod tym określeniem rozumiał Polskę „etnograficzną”, w kształcie zbliżonym do dawnego Królestwa Kongresowego. Proponowana linia graniczna miała przebiegać od dawnego punktu granicznego między Królestwem a Prusami Wschodnimi, dalej na północny wschód od Suwałk do Grodna, na południe wzdłuż Bugu, aż do styku dawnej granicy austro-węgiersko-rosyjskiej i stąd wzdłuż Sanu „do starej granicy galicyjsko-węgierskiej.”

Mapa rozsiedlenia ludności polskiej z uwzględnieniem spisów z 1916 roku; źródło: Wikipedia.

Na paryskiej konferencji pokojowej kończącej I wojnę światową ustalono polską granicę zachodnią (z Niemcami), natomiast nie ustalono wschodniej, ponieważ Wielka Brytania i Francja liczyły na restytucję przedbolszewickiej Rosji, co stawiało zagadnienie wschodnich granic polskich na porządku dziennym i skłoniło Ententę do wysunięcia projektu tymczasowego i prowizorycznego rozgraniczenia Polski i Rosji. W swoim projekcie tymczasowej granicy oparli się oni głównie na granicach III rozbioru Polski, czyli na przebiegu zachodniej granicy Rosji z 1795 roku. Przedstawiona w „Deklaracji” z dnia 8 grudnia 1919 roku pokrywała się z linią Focha, oddzielającą polską część Suwalszczyzny od Litwy, biegła dalej do Niemna i stąd według sztucznej wschodniej granicy d. obwodu białostockiego guberni grodzieńskiej, skąd Bugiem do dawnej granicy austriackiej, tzn. do Kryłowa. Nie obejmowała Galicji, ponieważ chodziło o granicę polsko-rosyjską, a Galicja do Rosji nigdy nie należała, więc potraktowano ją odrębnie.

Podczas konferencji w Spa 10 lipca 1920 w obliczu przewidywanej klęski Polski w walce z bolszewikami Brytyjczycy wysunęli propozycję wycofania wojsk polskich na linię demarkacyjną Niemen-Bug (linia z „Deklaracji” z 8 grudnia 1919), a sprawę Galicji, Śląska Cieszyńskiego, Gdańska, Polska miała zostawić do rozstrzygnięcia mocarstwom Ententy. W Galicji Wschodniej linią demarkacyjną miała być linia frontu w momencie zawieszenia broni. Zatem w Spa nie wyznaczono linii demarkacyjnej w Galicji. Dyplomacja brytyjska podjęła jednak kroki, by i tam zgodnie z postanowieniami konferencji wyznaczyć konkretną linię demarkacyjną. Wytyczoną przez Brytyjczyków linię demarkacyjną, na którą cofnąć się miały wojska polskie, a sowieckie jej nie przekraczać ustanowiono (zgodnie z wcześniej wysuwanymi propozycjami Ententy) na Niemnie i Bugu (czyli linia z „Deklaracji” z grudnia 1919 roku), a w Galicji miała ona biec od Bugu wzdłuż linii Sokal-Busk-Kałusz i dalej do Karpat ze Lwowem po stronie polskiej. Przebieg linii demarkacyjnej miał zostać następnie przesłany w telegramie do sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Gieorgija Cziczerina w dniu 11 lipca 1920.

Prawdopodobnie w nocy z 10 na 11 lipca 1920 roku jeden z pracowników brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (uważa się, że był to Lewis Bernstein-Namierowski, znany również jako lord Namier) zmienił linię, wytyczając ją na zachód od Lwowa i Drohobycza i w tej postaci została ona przetelegrafowana z Londynu sowieckiemu ministrowi G. Cziczerinowi. Motywy postępowania lorda Namiera, który jest uznawany przez niektórych historyków za autora takiej modyfikacji, nie są jasne. Były one zgodne z Lloyd George’a i Curzona poglądami. Dlatego też była to weryfikacja w pełni zamierzona, a nie przypadkowa lub wynikająca z błędu technicznego.

Roman Dmowski w swej pracy Polityka polska i odbudowanie państwa wspomina Namiera jako głównego wroga sprawy polskiej i sprawcę wrogiego stosunku premiera Davida Lloyd George’a do Polski.

Linia Curzona miała być tylko linią rozejmu między walczącymi ze sobą wojskami sowieckimi i polskimi, wbrew obiegowej opinii, nie był to projekt granicy polsko-radzieckiej. Na pozycje wyznaczone przez tę linię miały się cofnąć wojska polskie po podpisaniu rozejmu w wojnie z sowiecką Rosją.

Jednakże już w trakcie trwania konferencji w Spa bolszewicy odrzucali wszelkie propozycje linii demarkacyjnych ustalanych przez mocarstwa Ententy, a następnie w dniu 17 lipca 1920 odrzucili już nie tylko propozycję linii demarkacyjnych, ale również samą możliwość pośredniczenia przez Ententę w kwestiach polsko-bolszewickich. Dowództwo bolszewickie liczyło na szybkie opanowanie Polski i wkroczenie sowieckich oddziałów na obszar Niemiec, gdzie miała wybuchnąć powszechna rewolucja.

xxxxxxxx

Tak więc z jednej strony trwa konferencja w Spa, a z drugiej – wojna polsko-bolszewicka. Co tam się działo na tym froncie, dobrze opisuje Józef Mackiewicz w swojej powieści Lewa wolna:

W dniu 4 lipca 1920 roku północny front polski znajdował się w takiej pozycji:

Na odcinku od Dźwiny do górnej Berezyny stała 1-sza armia generała Zegadłowicza. Odcinek średniej Berezyny zajmowała armia generała Szeptyckiego. Odcinek do Ptycza do Prypeci – Grupa Poleska płk. Sikorskiego. Wojska te były rozciągnięte w cienką linię osłonową. Dywizje zajmowały po kilkadziesiąt kilometrów w linii prostej, bez odwodów, rezerw, i w żadnym punkcie nie były zdolne do stawienia oporu większym siłom, ani tym bardziej do przeciwnatarcia. Na to niebezpieczeństwo próbowali wielokrotnie zwracać uwagę naczelnego dowództwa zarówno wojskowi jak i wpływowe w państwie osoby cywilne. Nie odniosło to jednak skutku, gdyż Piłsudski nie znosił, by ktokolwiek wtrącał się do jego decyzji. Takie ugrupowanie wojsk utrzymywano w dalszym ciągu, pomimo niekorzystnej sytuacji po klęsce Denikina, pomimo niepokojących informacji, że sowiecka koncentracja na północy nadal trwa.

O świcie 4 lipca, Tuchaczewski, dowódca północno-zachodniego frontu, rzucił na cienki polski kordon 4 armie i jedną samodzielną grupę wojsk. Po stronie polskiej były dwie armie i Grupa Poleska. Już po paru godzinach front polski zostaje przełamany jednocześnie w kilku miejscach. Było to możliwe poprzez koncentrację na poszczególnych odcinkach grup uderzeniowych. Wojska polskie zaskoczone tak gwałtownym uderzeniem, nie rozporządzając rezerwami, nie były w stanie wykonać kontrmanewru – rozpoczęły odwrót na całej linii. Miejscami odwrót stawał się odwrotem bezładnym, czasem przeobrażał się w ucieczkę. Rozwój sytuacji zwiastował katastrofę.

xxxxxxxx

Wojna 1920 roku, jak każda wojna, była od początku do końca wyreżyserowana. Trzeba było znaleźć pretekst do zajęcia Kresów, bo Polska w granicach etnicznych nie stwarzałaby powodów do roszczeń terytorialnych czy konfliktów wyznaniowych. Granica przebiegałaby wzdłuż linii Curzona. W takiej sytuacji nie mogło by dojść do 17 września 1939 roku i zajęcia przez Związek Radziecki tych Kresów. Nie było by też Katynia i rzezi wołyńskiej. Wojna ta była doskonałym usprawiedliwieniem dla zupełnie innego kształtu terytorialnego państwa, bo niby odsuwała bolszewickie zagrożenie z racji przesunięcia granicy daleko na wschód. Gdyby rzeczywiście chciano zlikwidować to zagrożenie, to droga na Moskwę była wolna a bolszewicy rozbici. Jednak Piłsudski zatrzymał się pod Mińskiem i dalej nie ruszył. Tak miało być. Miało powstać państwo, które z każdej strony miało mieć wrogów i miało ich.

Jeśli więc Dmowski uważał Namiera za głównego wroga Polski, bo ten chciał Polski w granicach etnicznych, to kim on był ze swoją koncepcją asymilacyjną? Polska, jakiej chciał Dmowski, powstała. I jakie były tego konsekwencje? A Piłsudski – ze swoją koncepcją federacyjną, czyli Rzeczpospolitą trojga narodów czy może nawet czworga?

xxxxxxxx

Skoro to Lewis Bernstein Namier był pomysłodawcą tej linii, to może warto przyjrzeć się mu bliżej. Wikipedia m.in. pisze:

Lewis Bernstein Namier, pierwotnie Ludwik Bernstein Niemirowski (ur. 27 czerwca 1888 w Woli Okrzejskiej, zm. 19 sierpnia 1960) – brytyjski historyk, urzędnik, a także działacz syjonistyczny.

Urodzony w bogatej, zlaicyzowanej i spolonizowanej rodzinie żydowskiej jako Ludwik Bernstein, syn Józefa Bernsteina (1858–1922) i Anny z Sommersteinów (1868–1945). Rodzina zmieniła później nazwisko na Niemirowski. Studiował we Lwowie, Lozannie, gdzie wywarły na niego znaczny wpływ wykłady Vilfredo Pareto.

Wychowywany w całkowicie zlaicyzowanej rodzinie żydowskiej, o swoim pochodzeniu dowiedział się dopiero w wieku 9 lat. Pod wpływem antysemickiej dyskryminacji postanowił jako dorosły powrócić do judaizmu. Przed poślubieniem drugiej żony przeszedł na anglikanizm. W 1952 otrzymał tytuł rycerski (knight), nadany przez królową Elżbietę.

Jego pierwszą żoną była poślubiona w 1917 Clara Sophie Poniatowski Edeleff (1891–1945). W 1947 poślubił Julię Kazarinę, primo voto de Beausobre (1893–1977), emigrantkę z ZSRR, więźniarkę łagrów. Miał jedną siostrę: Teodorę Modzelewską, która była matką Anny Kurskiej oraz babką Jarosława Kurskiego i Jacka Kurskiego.

xxxxxxxx

A więc Lewis Bernstein Namier to brat babki braci Kurskich. Nie sądziłem, że moje poglądy na temat kształtu terytorialnego Polski będą zgodne z poglądem Żyda Namiera. Bez względu na to jakie pobudki nim kierowały, być może był wrogiem Polaków, to w tym wypadku miał rację. Państwo polskie powinno mieć obszar taki jak widoczny na powyższej mapie rozsiedlenia ludności polskiej z uwzględnieniem spisu z 1916 roku. W trakcie konferencji jałtańskiej w lutym 1945 prezydent Roosevelt powiedział:

Polska – zauważył – była źródłem kłopotów od przeszło pięciuset lat. – Winston Churchill, Druga wojna światowa. Ktoś mądry i znający bardzo dobrze historię tego rejonu musiał mu to powiedzieć. Oznacza to, że te problemy zaczęły się od unii polsko-litewskiej. Korona Królestwa Polskiego została wciągnięta w konflikt z Moskwą, w obronę nie swoich interesów. Wielkie Księstwo Litewskie, a właściwie jej magnaci, zdominowało Koronę. Elity rusińskie i litewskie przechodziły na katolicyzm i w ten sposób stawali się “Polakami” i jako tacy zadzierali z Rosją.

Nie ma drugiego takiego miejsca w Europie, w którym wygenerowano tyle konfliktów. Już samo łączenie narodów o różnych wyznaniach tworzy problem, ale jeszcze nie tak wielki. Tak było w byłej Jugosławii. Tylko że tam Słoweńcy, Chorwaci i Serbowie żyli każdy na swojej ziemi. Nie było przesiedleń czy zmiany wyznania dla kariery politycznej, a przede wszystkim nie było wojen ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Unia z Wielkim Księstwem Litewskim, to nie tylko konflikt o ziemię, która wcześniej należała do Rusi Kijowskiej, to też angażowanie się w konflikt pomiędzy Kijowem i Moskwą na tle religijnym, kto ma dominować, gdzie ma być ten trzeci Rzym. To już jest ingerowanie w wewnętrzne problemy prawosławia. A jeśli robią to katolicy, to tym bardziej rodzi nienawiść. Inna sprawa, że ci „katolicy”, to zapewne w większości byli prawosławni, którzy zmienili wyznanie i w ten sposób stali się katolikami, czyli Polakami. I ci „Polacy” nienawidzą Moskwy i chcą rozczłonkowania Rosji. To zjawisko występowało kiedyś, ale i obecnie mamy w Polsce liczną mniejszość ukraińską. To są obywatele Polski i w większości wypadków to oni są tymi „Polakami”, którzy tak bardzo angażują się w pomoc dla Ukrainy i chcą udziału Polski w tej wojnie. Ale przecież świat o tym nie wie i myśli, że to Polacy i jak przyjdzie co do czego, to cała wina spadnie na Polskę i „nieodpowiedzialnych” Polaków.

Początki tego konfliktu sięgają czasów Kazimierza Wielkiego. To za jego „kadencji” przyłączono do Korony Ruś Halicką, Księstwo Chełmsko-Bełskie, Księstwo Włodzimierskie i Podole. Widać wyraźnie przesunięcie polityki z kierunku północno-zachodniego na południowo-wschodni. Śląsk też przestał go interesować. No, ale nie ma się czemu dziwić. Ten król był całkowicie uzależniony od Esterki, a to w zasadzie wszystko wyjaśnia.

Następnie doszło do unii lubelskiej, w wyniku której powstało nowe państwo – Rzeczpospolita Obojga Narodów. Wikipedia pisze:

„5 marca, przy aprobacie litewskich posłów z Podlasia, sejm koronny przegłosował powtórne przyłączenie województwa podlaskiego do Korony Królestwa Polskiego. 26 maja do Korony włączono województwo wołyńskie, a 6 czerwca województwo kijowskie i województwo bracławskie. Szlachcie ruskiej z tych województw pozwolono zachować swoje prawa i cieszyć się szerokimi wolnościami: językiem urzędowym na tych ziemiach miał być nadal język ruski, a szlachta ruska otrzymywała przywileje identyczne jak szlachta polska. Status prawny ziem ukrainnych inkorporowanych zbliżony był do autonomii, a szlachta ruska uzyskała miejsca w polskim parlamencie. Mimo szerokich swobód przyznanych Rusinom na ziemiach ukrainnych doszło do niezadowolenia społecznego, które miało pewien wpływ na późniejsze powstania kozackie przeciw Rzeczypospolitej, z których największym było Powstanie Chmielnickiego.”

Rzeczpospolita po unii lubelskiej w 1569 roku; źródło: Wikipedia.

Widać więc wyraźnie, że Korona po tej unii stała się potężniejsza od Litwy. Zlikwidowano Wielkie Księstwo Litewskie, a wielką stała się Korona. Powstało więc wspólne państwo z czymś, co dzisiaj nazywa się Ukrainą, a z Litwą utworzono unię. Zabieg ten pozwolił na stworzenie wrażenia, że to Polacy dominują w tym związku. Ziemie na Ukrainie miały status zbliżony do autonomii, a szlachta ruska uzyskała miejsca w polskim parlamencie, co oznaczało, że Polacy nie mogli wpływać na to, co działo się na Ukrainie, ale ta szlachta mogła wpływać na politykę państwa, bo w jego parlamencie ona zasiadała. Taki Jeremi Wiśniowiecki na Ukrainie był potężniejszy od króla i to on pacyfikował powstanie Chmielnickiego, bo to w jego dobrach ono wybuchło. I Rusin Wiśniowiecki, “polski” pan, ciemiężył lud ukraiński i ten lud, w odwecie za wieki upokorzeń doznanych od “polskich” panów, postanowił wymierzyć sprawiedliwość i zemścił się, ale nie na “polskich” panach, tylko na niewinnej ludności wiejskiej. Taką logikę zaszczepiono ukraińskiej czerni i ta czerń, przybywająca dziś do Polski milionami, nosi w sobie głęboką nienawiść do Polaków, którzy w przytłaczającej większości są potomkami chłopów, którzy byli tak samo gnębieni, jak ci z Ukrainy.

W wyniku unii lubelskiej powstało nowe państwo zwane Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Powołano wspólny sejm walny, który obradował w Warszawie. Izba poselska składała się z 77 posłów koronnych i 50 litewskich, a w skład Senatu weszło 113 senatorów koronnych i 27 litewskich. Ponieważ wśród posłów i senatorów koronnych byli Rusini (ilu ich było tego Wikipedia nie podaje), więc prawdopodobnie razem z litewskimi stanowili większość. Stąd moje twierdzenie, że Rzeczpospolita Obojga Narodów, to Rzeczpospolita Rusinów i Litwinów, jest chyba uzasadnione. Ten stan przetrwał do dziś. Ich potomkowie to “Polacy” i katolicy. Taki Giedroyc twierdził, że bez wolnej Ukrainy, Białorusi i Litwy nie będzie wolnej Rzeczypospolitej. Takim “Polakiem”był ten Litwin. A mnie nie interesuje los Litwy, Białorusi i Ukrainy, bo to ziemie byłej Rusi Kijowskiej, do których prawa rości Rosja. Do ziem polskich nigdy takich praw nie rościła. Nigdy! Rosja bolszewicka to inna para kaloszy.

Dwa razy w historii była okazja, by wykorzystać linię Curzona i odciąć się od tego Wschodu, który przynosił i przynosi Polakom same nieszczęścia. Pierwsza okazja, by wytyczyć polskie granice według kryteriów etnicznych, była po I wojnie światowej. Jednak ci, którzy zadecydowali inaczej, dobrze wiedzieli, co robili. Druga okazja nadarzyła się po II wojnie światowej. W tym wypadku wykorzystano linię Curzona, by wytyczyć wschodnią granicę, ale przyznanie Polsce ziem poniemieckich i przesiedlenie tam w większości ludności prawosławnej z Kresów spowodowało, że linia ta stała się zwykłą granicą, a nie granicą, która oddziela od siebie narody o różnych wyznaniach i różnych systemach wartości.

To, że przesiedlano tam ludność prawosławną, dowodzi pośrednio zamieszczona powyżej mapa, na której widać, że Polacy na południowy-zachód od Wilna zamieszkiwali w zwartej masie i stanowili tam większość. Do dziś tam mieszkają, co dowodzi, że to nie Polaków stamtąd przesiedlano. Efekt jest taki, że tak jak przed wojną, tak i teraz Polska jest krajem, w którym ludność prawosławna stanowi znaczący odsetek. A wśród tej ludności dominują Ukraińcy.

Wojna na Ukrainie, która zaczęła się rok temu, 24 lutego 2022 roku, przywróciła po części stan z 1569 roku, gdy powstało nowe państwo, które dla niepoznaki nadal nazywano Koroną, ale faktycznie było to wspólne państwo polsko-ukraińskie. Piszę po części, bo to dopiero początek tworzenia tego nowego państwa. Dwa fakty na to wskazują. Po pierwsze, brak granicy polsko-ukraińskiej; po drugie, przekazywanie za darmo sprzętu wojskowego i wszelkiej innej pomocy. Takie rzeczy mogą dziać się tylko w obrębie jednego państwa. Jest jednak jeszcze jedno podobieństwo. Wtedy Rusini zasiadali w sejmie i dziś też Rusini, zwani obecnie Ukraińcami, zasiadają w sejmie i w rządzie też. Co więcej, mówią otwarcie, że są sługami narodu ukraińskiego. I ten fakt świadczy o tym, że obecne państwo „polskie” jest bardziej ukraińskie niż polskie, a więc jest gorzej niż w 1569 roku. Gdyby więc ktoś nie wiedział, dlaczego ten kraj jest przez niektórych nazywany krajem Zulu-Gula, to już wie.

Zwycięzcy tracą rozsądek

Kiedyś, kiedy ukazało się monumentalne dzieło Winstona S. Churchilla Druga Wojna Światowa, a było to w latach 1994-1996, to zacząłem je czytać, ale ograniczyłem się do spraw polskich. To dzieło składa się z 6 tomów, a każdy z nich z dwóch ksiąg, co w sumie daje 12 ksiąg. Wtedy niewiele z tego rozumiałem i wydawało mi się ono nudne, bo nie miałem takiej wiedzy jak obecnie. Nie było wtedy internetu, a i dostęp do wielu książek był ograniczony, dlatego o wielu sprawach nie wiedziałem, więc tak naprawdę, to nie rozumiałem, o czym on pisał. Dziś jest już zupełnie inaczej, a przede wszystkim potrafię – jak sądzę – właściwie odczytać jego przekaz, choć być może jego zamiarem było ukrycie prawdy przed maluczkimi, a ci, którzy byli wtajemniczeni, wiedzieli jak go rozumieć.

Swoje dzieło rozpoczyna Churchill rozdziałem zatytułowanym Zwycięzcy tracą rozsądek, w którym opisuje wszelkie błędy, jakie popełnili zwycięzcy w relacjach z pokonanymi Niemcami. Pytanie tylko, czy to były błędy czy zamierzone działanie? Warto się przyjrzeć temu opisowi. Poniżej fragmenty wspomnianego rozdziału:

Klauzule terytorialne Traktatu Wersalskiego faktycznie pozostawiły Niemcy w stanie nienaruszonym – nadal tworzyły największy, jednolity rasowo blok w całej Europie. Gdy marszałek Foch dowiedział się o podpisaniu Traktatu pokojowego w Wersalu, zauważył z wyjątkową przenikliwością: „To nie jest żaden pokój. To tylko zawieszenie broni na okres 20 lat”.

Przez swoją niezaprzeczalną złośliwość i głupotę ekonomiczne klauzule Traktatu Wersalskiego w oczywisty sposób traciły swój sens. Niemcy zostały skazane na płacenie niewyobrażalnych wręcz wysokich odszkodowań. Ten dyktat wersalski świadczył o ogromnym gniewie zwycięzców, stanowiąc zarazem dowód całkowitego niezrozumienia wielce złożonego mechanizmu odszkodowań. Żaden naród ani żadna społeczność nie jest w stanie zapłacić takiego haraczu, który pokryłby koszty prowadzenia współczesnej wojny.

Prawda jednak jest taka, że klauzule te nie zostały nigdy wyegzekwowane. Wręcz przeciwnie, choć bowiem zwycięskie mocarstwa przywłaszczyły sobie niemieckie aktywa w wysokości miliarda funtów szterlingów, to w kilka lat później Niemcy otrzymały pożyczkę w wysokości półtora miliarda funtów szterlingów, głównie od Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, co umożliwiło szybkie usunięcie zniszczeń wojennych. Z uwagi zaś na to, że temu najwyraźniej wielkodusznemu postępowaniu towarzyszyły wrogie okrzyki nieszczęśliwych i zgorzkniałych społeczności w państwach zwycięskich oraz zapewnienia mężów stanu, że Niemcy zapłacą „do ostatniego grosza”, ze strony tego kraju nie można się było spodziewać ani wdzięczności, ani dobrej woli.

Niemcy zapłaciły jedynie odszkodowania wymuszone nieco później, tylko dlatego, że Stany Zjednoczone hojną ręką pożyczały pieniądze wszystkim państwom europejskim, a zwłaszcza Niemcom. W ciągu trzech lat – od 1926 do 1929 roku – Stany Zjednoczone otrzymały od wszystkich swoich dłużników, w formie ratalnych odszkodowań, jedną piątą sumy pożyczonej Niemcom bez żadnej szansy na zwrot. Jednak wyglądało na to, że wszyscy są zadowoleni i uważają, że taki stan rzeczy może trwać w nieskończoność.

Wszystkie te transakcje historia określi kiedyś mianem szaleńczych, jako że umożliwiły powstanie zarówno wojennej plagi, jak i „ekonomicznej zawieruchy”, o której będzie mowa nieco później. Niemcy zapożyczali się teraz gdzie tylko mogli, pochłaniając chciwie wszystkie kredyty, które im tak rozrzutnie oferowano. Wyznawanie niezbyt fortunnej w tym przypadku zasady udzielania pomocy pokonanemu narodowi oraz korzystne oprocentowanie pożyczek sprawiły, że brytyjscy inwestorzy również wzięli udział w tym procesie, choć na znacznie mniejszą skalę niż amerykańscy. Takim oto sposobem Niemcy zyskały w formie pożyczek blisko półtora miliarda funtów szterlingów wobec miliarda odszkodowań, które zapłaciły przez zrzeczenie się środków trwałych i waluty znajdującej się poza granicami ich kraju lub przez żonglowanie ogromnymi pożyczkami amerykańskimi. Jest to niezwykle przygnębiająca historia skomplikowanego przypadku głupoty, która pochłonęła wiele trudu i cnót.

W zamyśle zwycięzców państwo niemieckie miało stać się wcieleniem wszystkich wypracowanych przez lata liberalnych ideałów Zachodu. Niemcy zostali uwolnieni od brzemienia ciężkiego uzbrojenia. Wmuszono w nich ogromne pożyczki amerykańskie pomimo braku jakiegokolwiek zabezpieczenia. W Weimarze uchwalono demokratyczną konstytucję, zgodną ze wszystkimi najświeższymi ulepszeniami. Ponieważ przepędzono cesarzy, ich miejsce zajęły kompletne miernoty. Jednak pod tą wątłą powłoką szalały tłumione namiętności potężnego, pokonanego, lecz w swoim rdzeniu, nienaruszonego narodu niemieckiego. Widząc uprzedzenie Amerykanów do monarchii, z którym pan Lloyd George bynajmniej nie starał się walczyć, pokonane Cesarstwo zrozumiało, że jako republika może liczyć na lepsze traktowanie ze strony państw sprzymierzonych. Jedynym rozsądnym posunięciem byłoby ukoronowanie i scementowanie Republiki Weimarskiej osobą monarchy konstytucyjnego – w tym przypadku małoletniego wnuka Kaisera, który znajdowałby się pod opieką Rady Regencyjnej. Bez tego w życiu narodu niemieckiego istniała próżnia, której nie można było niczym wypełnić. Wszystkie znaczące elementy, zarówno militarne, jak i feudalne, które mogły się były zgromadzić wokół monarchii konstytucyjnej i ze względu na nią szanować i popierać nowe procesy demokratyczne i parlamentarne, pozostawały niejako w stanie zawieszenia. W odczuciu Niemców Republika Weimarska, z całą jej pompą i zdobyczami, stanowiła twór narzucony przez wroga. Coś takiego nie zachęcało do lojalności ani też nie przemawiało do wyobraźni narodu. Przez pewien czas niczym w desperacji Niemcy usiłowali się skupić wokół sędziwego marszałka Hindenburga, lecz wszystko na próżno. Ogromny potencjał pozostawał niewykorzystany. Z areny politycznej ziało pustką. Tę właśnie pustkę wykorzystał niebawem szaleniec, geniusz okrucieństwa, wcielenie najzapieklejszej nienawiści, jaka tylko może wezbrać w ludzkiej duszy – kapral Hitler.

Francja poważnie się wykrwawiła w czasie tej wojny. Pokolenie, które od 1870 roku marzyło o odwecie, teraz triumfowało, choć kosztem straszliwego nadszarpnięcia żywotnych sił narodu. Jutrzenkę zwycięstwa witał zatem kraj wymęczony i wymizerowany. Lecz głęboko zakorzeniony strach przez Niemcami nie ustąpił nawet w momencie tak oszałamiającego sukcesu. Właśnie dlatego marszałek Foch niezwłocznie zażądał granicy na Renie, gwarantującej bezpieczeństwo Francji na wypadek zakusów znacznie większego sąsiada. Jednak politycy brytyjscy i amerykańscy oponowali, twierdząc, że wchłonięcie przez Francję okręgów zamieszkałych przez Niemców jest sprzeczne z „Czternastoma Punktami” oraz zasadą samookreślenia narodów, na których miał się opierać traktat pokojowy. Z tych też względów sprzeciwili się woli Focha i Francji. Natomiast poparcie Clemeceau pozyskali składając mu trzy obietnice: po pierwsze, angielsko-amerykańskich gwarancji obrony Francji, po drugie, strefy zdemilitaryzowanej i po trzecie, trwałego i całkowitego rozbrojenia Niemiec. Clemenceau zgodził się na to pomimo protestów Focha i tego, co podpowiadał mu instynkt. Traktat gwarancyjny podpisali więc odpowiednio: Wilson, Lloyd George i Clemenceau. Jednak senat amerykański odmówił jego ratyfikowania, nie uznając podpisu prezydenta Wilsona. Nam natomiast, którzy zawsze mieliśmy wzgląd na jego zdanie i pragnienia we wszystkich sprawach dotyczących ustaleń pokojowych, powiedziano bez ceregieli, że powinniśmy lepiej znać konstytucję Stanów Zjednoczonych.

Przerażeni, rozwścieczeni i zdezorientowani Francuzi natychmiast pozbyli się szorstkiego i dominującego nad współpracownikami Clemenceau, nie zważając na jego światowy autorytet i szczególne stosunki z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi.

Poincaré, niewątpliwie najsilniejsza osobowość, która weszła na miejsce Clemenceau, podjął próbę stworzenia niezależnej Nadrenii, pod kontrolą i protektoratem Francji. Zamierzenie to nie miało jednak dużych szans powodzenia. Nie zawahał się także przed wymuszeniem odszkodowań na Niemcach poprzez zajęcie Zagłębia Ruhry. Chociaż posunięcie to nie było naganne z punktu widzenia traktatu, ponieważ zmuszało do przestrzegania jego warunków, brytyjska i amerykańska opinia publiczna zdecydowanie je potępiła. W efekcie ogólnej finansowej i politycznej dezorganizacji Niemiec oraz konieczności spłaty odszkodowań w latach 1919-1923 marka gwałtownie się załamała. Wściekłość wywołana francuską okupacją Zagłębia Ruhry doprowadziła do szaleńczego, prowadzonego na ogromną skalę drukowania banknotów, zmierzającego do zniszczenia podstaw systemu walutowego. W szczytowym okresie inflacji za 1 funta szterlinga płacono 43 biliony marek. Katastrofalne konsekwencje takiego stanu rzeczy nie dały długo na siebie czekać. Przepadły wszystkie oszczędności, a wywołany tym gniew stanowił wodę na młyn narodowego socjalizmu. Jak grzyby po deszczu rozmnożyły się spółki wypaczające całą strukturę niemieckiego przemysłu. Przepadł kapitał obrotowy państwa. Jednocześnie spłacono bądź też odrzucono dług wewnętrzny i dług przemysłu w postaci stałych kosztów kapitałowych i hipotek. Nie było to jednak w stanie zrekompensować utraty kapitału obrotowego. W tej sytuacji naród-bankrut rozpoczął zaciąganie ogromnych pożyczek za granicą i ten obrazek miał się utrwalić na kilka następnych lat. Gorycz i cierpienia Niemców kroczyły ramię w ramię naprzód – dokładnie tak samo jak dziś (Pierwszy tom, czyli ten, z którego pochodzi ten cytat, Churchill zaczął pisać w 1946 roku. Całość skończył w 1953 roku. – przyp. W.L.).

Wrogość Brytyjczyków w stosunku do Niemców, początkowo bardzo wyraźna, w krótkim czasie zmieniła się w coś zupełnie odwrotnego. Pomiędzy Lloydem George’em a Poincarém, którego drażliwość utrudniała brytyjskiemu premierowi prowadzenie zdecydowanej i dalekowzrocznej polityki, doszło do poważnego rozdźwięku. Od tej pory obydwa narody zaczęły kroczyć swoją własną droga, a brytyjska sympatia, a nawet podziw dla Niemiec poczęły się uzewnętrzniać w sposób niezwykle wyraźny.

Aż do 1934 roku potęga zwycięzców w Europie, a nawet na świecie nie była przez nikogo kwestionowana. W ciągu owych szesnastu lat ani razu nie doszło do sytuacji, w której wielka trójka byłych aliantów, a nawet sama Francja i Wielka Brytania, wspierana przez swoich europejskich sojuszników, nie byłaby w stanie kontrolować militarnej potęgi Niemiec samą tylko siłą woli, działając w imieniu Ligi Narodów. Jednak zamiast tego aż do 1931 roku wszelkie wysiłki zwycięzców, a szczególnie Stanów Zjednoczonych, koncentrowane były na wymuszaniu od Niemców odszkodowań przez dokuczliwe nadzory. Procedura taka była jednak całkowitym absurdem, ponieważ owe odszkodowania płacono ze znacznie wyższych pożyczek amerykańskich. Działania te nie przyniosły niczego z wyjątkiem wzajemnej wrogości. Z drugiej jednak strony, ścisłe egzekwowanie aż do 1934 roku klauzuli o rozbrojeniu zawartej w traktacie pokojowym niechybnie zapewniłoby, bez uciekania się do przemocy i rozlewu krwi, pokój i bezpieczeństwo całej ludzkości. Dopóki postanowienia traktatu były naruszane w nieznacznym tylko stopniu, nikomu na tym nie zależało, a gdy przybrały poważne rozmiary, wszyscy uchylili się od odpowiedzialności. W taki sposób zaprzepaszczono ostatnią szansę na trwały pokój. Zwycięzcy całkowicie stracili rozsądek, co w pewnym stopniu wyjaśnia zbrodnie, których dopuścili się pokonani, choć równocześnie absolutnie ich nie tłumaczy. Gdyby zachowano kontrolę nad sytuacją, nie zaistniałaby ani pokusa, ani sposobność do popełnienia owych zbrodni.

xxxxxxxx

Największą zaletą opisu tamtych wydarzeń nie jest to, w jaki sposób Churchill je tłumaczy, tylko sam fakt podania ich do naszej wiadomości. Chyba tylko bardzo naiwny człowiek może uwierzyć w to, że ci ludzie, którzy decydowali o powojennym porządku, stracili rozsądek. Oni po prostu wykonywali polecenia swoich nieznanych przełożonych. Ktoś przecież podjął decyzję, że postanowienia traktatu wersalskiego nie będą egzekwowane, że pożyczane Niemcom pieniądze będą przeznaczane na spłatę odszkodowań i na odbudowę gospodarki. O tym na co są przeznaczane pieniądze decyduje ten, kto pożycza, a więc bankierzy. I oni pożyczali Niemcom pieniądze wiedząc, że te pożyczki nie zostaną spłacone. Było więc to świadome działanie, zmierzające do odbudowy potencjału gospodarczego i militarnego Niemiec, bo tylko takie Niemcy mogły podbić Europę i prowadzić wojnę ze Związkiem Radzieckim jak równy z równym.

Dosyć infantylnie tłumaczy Churchill przyczyny hiperinflacji w Niemczech. Pisze on: Wściekłość wywołana francuską okupacją Zagłębia Ruhry doprowadziła do szaleńczego, prowadzonego na ogromną skalę drukowania banknotów, zmierzającego do zniszczenia podstaw systemu walutowego.

W rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej. W blogu „Hiperinflacja” pisałem:

W momencie, gdy kurs marki wobec dolara doszedł do biliona, zdecydowano się na wymianę waluty. Można by zapytać, dlaczego akurat wtedy? Sama wymiana waluty w trudnej sytuacji gospodarczej nie rozwiązuje żadnego gospodarczego problemu. Po co była ta hiperinflacja? Wyjaśnia to Alan Bullock w swojej pracy Hitler – studium tyranii. Pisze on:

„Okupacja Ruhry zadała ostateczny cios marce. 1 lipca 1923 roku za dolara płacono już sto sześćdziesiąt tysięcy marek; 1 sierpnia – milion; 1 listopada – sto trzydzieści miliardów. Załamanie marki nie tylko kładło na obie łopatki handel i prowadziło do bankructwa interesów, ale oznaczało również brak żywności w większych miastach i bezrobocie; pociągało za sobą klasyczny skutek wszystkich katastrof ekonomicznych, bo sięgając także w dół dotykało każdego członka społeczeństwa w sposób, w jaki nie dotyka go żadne wydarzenie polityczne. Wszystkie oszczędności klasy średniej i pracującej stopniały za jednym zamachem, tak jak nie zdołałaby ich stopić żadna rewolucja, a jednocześnie siła nabywcza płac została zredukowana do zera. Gdyby nawet ktoś pracował do upadłego, nie zdołałby zakupić odzienia dla rodziny, a w dodatku pracy nie można było znaleźć.

Inflacja ta niezależnie od przyczyn, jakie ją wywołały – a były w społeczeństwie grupy ludzi, wśród nich przemysłowcy i obszarnicy, którzy z niej korzystali i starali się ją pogłębić we własnym interesie – wstrząsnęła podwalinami niemieckiego społeczeństwa, tak jak nie wstrząsnęły nimi ani wojna, ani rewolucja listopadowa 1918 roku, ani nawet traktat wersalski. Prawdziwą rewolucją w Niemczech była inflacja, bo zniszczyła nie tylko własność i wartość pieniądza, ale także wiarę we własność i w znaczenie pieniądza. Gwałtowne ataki Hitlera na zgniły, opanowany przez Żydów system, który dopuścił do tego, zaciekłe napaści na traktat wersalski i na rząd republikański za podpisanie go, znalazły oddźwięk w doprowadzonych do nędzy i rozpaczy szerokich warstwach niemieckiego społeczeństwa.”

Co było przyczyną tej hiperinflacji? Przecież sama z siebie nie bierze się ona. Ktoś musiał drukować te pieniądze, ale wcześniej ktoś musiał podjąć decyzję, by je drukować. Nie wszyscy stracili. Bullock pisze: „a były w społeczeństwie grupy ludzi, wśród nich przemysłowcy i obszarnicy, którzy z niej korzystali i starali się ją pogłębić we własnym interesie”. Z kolei Wikipedia pisze:

„Wskutek orzeczenia sądowego o spłacie kredytów z wiosny 1923, stanowiącego, że „marka marce równa” (niem. eine Mark gleich eine Mark), przedwojenne pożyczki zaciągnięte w markach złotych były spłacane w markach papierowych w stosunku 1:1. Wielu rolników i przedsiębiorców mogło szybko spłacić zaciągnięte wcześniej kredyty. Również skarb państwa spłacił długi wojenne w ten sposób – wykupując obligacje wojenne w kwocie 154 miliardów marek, których wartość nabywcza w listopadzie 1923 stanowiła 15,4 fenigów z 1913.”

Und hier ist der Hund begraben (I tu jest pies pogrzebany). A więc skorzystali, rolnicy i przedsiębiorcy, tak pisze Wikipedia, poprawna politycznie. Bullock pisze o obszarnikach i przemysłowcach, a to zupełnie co innego. Ale warto było do niej zajrzeć, bo nie mogłem zrozumieć, z jakiego powodu inflacja w postępie arytmetycznym, przekształciła się w inflację w postępie geometrycznym, czyli w hiperinflację. Nic takiego się wtedy w Niemczech nie działo, poza tym jednym orzeczeniem sądowym. Właśnie po nim nastąpiła ta zmiana. I skorzystał skarb państwa, jak zwykle bezlitosny i bezduszny wobec swoich obywateli. Okradł tych patriotycznie nastawionych, którzy kupowali obligacje wojenne. Taka była „wdzięczność” rządu niemieckiego. Ale nie łudźmy się – inne rządy nie są lepsze. Z drugiej strony, ci obywatele sami są sobie winni, jeśli wierzą rządowi: „Karl Helfferich ówczesny sekretarz stanu w Urzędzie Skarbu Rzeszy (niem. Reichsschatzamt), popierał politykę zadłużania. Jak sugerował Helfferich w swoim przemówieniu przed Reichstagiem w 1915 r., wykup obligacji wojennych po zwycięskiej wojnie mógł być finansowany z reparacji wojennych uzyskanych przez Niemcy od przegranych.” – Wikipedia.

xxxxxxxx

W odczuciu Niemców Republika Weimarska, z całą jej pompą i zdobyczami, stanowiła twór narzucony przez wroga. Coś takiego nie zachęcało do lojalności ani też nie przemawiało do wyobraźni narodu. Przez pewien czas niczym w desperacji Niemcy usiłowali się skupić wokół sędziwego marszałka Hindenburga, lecz wszystko na próżno. Ogromny potencjał pozostawał niewykorzystany. Z areny politycznej ziało pustką. Tę właśnie pustkę wykorzystał niebawem szaleniec, geniusz okrucieństwa, wcielenie najzapieklejszej nienawiści, jaka tylko może wezbrać w ludzkiej duszy – kapral Hitler. – Tak pisał Churchill. Natomiast Alan Bullock w książce Hitler – studium tyranii pisze:

Dwa najbardziej oczywiste sposoby, które prowadzą do najwyższej władzy w państwie – prócz podboju w drodze wojny – to siła, inaczej mówiąc rewolucja, lub zgoda, to jest parlamentarna większość zdobyta w wyborach. Pierwszą Hitler wykluczył, a druga praktycznie nigdy nie wchodziła w grę. Po swoim największym triumfie w wyborach lipcowych 1932 roku, kiedy naziści zdobyli 230 mandatów na ogólną liczbę 608, nie mogli nawet marzyć o zdecydowanej większości. Już po dojściu do władzy, w marcu 1933 roku, uzyskali oni tylko 288 mandatów na 647.

Hitler miał tylko jedną drogę, która mogła uwieńczyć powodzeniem jego politykę legalności, a okazję do tego dawał mu szczególny system rządów w Niemczech. Po załamaniu się w 1930 roku koalicji, której przewodził Herman Müller, jego następca na fotelu kanclerza, Brüning, i następca Brüninga, Papen, musieli rządzić bez mocnego oparcia w parlamentarnej większości i bez widoków na wygranie wyborów. Wynikające ze stanu wyjątkowego uprawnienia prezydenta, z których korzystali, by rządzić za pomocą dekretów, dawały wielką władzę prezydentowi i jego doradcom. W rezultacie władza polityczna w Niemczech przeszła od narodu w ręce małej grupki ludzi z otoczenia prezydenta. Najważniejszymi osobami w tej grupce byli: generał von Schleicher, Oskar von Hindenburg, Otto Meissner, szef kancelarii prezydenta, Brüning i, potem, gdy wpadł w niełaskę – Papen, jego następca na fotelu kanclerza. Gdyby Hitler zdołał nakłonić tych ludzi, by go uznali za partnera i mianowali kanclerzem z prawem stosowania dekretów prezydenta – co oznaczało rząd prezydencki w przeciwieństwie do parlamentarnego – wówczas mógłby zrezygnować ze zdobycia bezwzględnej większości w wyborach, co mu się stale nie udawało, jak również z ryzykownej próby puczu.

Na pierwszy rzut oka nie było nic bardziej niemożliwego niż taki układ. Jednak ani Schleicher, ani prezydent nie byli zadowoleni z istniejącego stanu rzeczy. Nie wierzyli, aby nadzwyczajne uprawnienia prezydenta mogły być trwałą podstawą do rządzenia krajem. Chcieli takiego rządu, który, gotów do energicznej walki z kryzysem, mógłby również zjednać sobie poparcie szerokich mas i, gdyby to było możliwe, miał za sobą większość w Reichstagu. Brüning nie uzyskał takiej większości w wyborach, Schleicher zaczął więc gdzie indziej szukać poparcia mas, które – jak czuł było konieczne dla prezydenckiej formy rządów.

Hitler z jego sześcioma milionami wyborców wart był zastanowienia. Miał dwa atuty, oba w wysokiej cenie u generała. Sukces nazistów w wyborach obiecywał poparcie mas, którego Hitler mógłby dostarczyć, gdyby się udało go kupić. SA, stanowiąca zorganizowaną siłę i prąca do gwałtownych rozstrzygnięć, groziła rewolucją, gdyby Hitlera wciąż pomijano. W latach 1931-1932 Hitler stale wygrywał więc groźbę rewolucji, której nie chciał, i poparcie mas, którego nie potrafił przekształcić w większość parlamentarną; pierwsze – jako pogróżkę, drugie – jako obietnicę, by nakłonić prezydenta i jego doradców do uznania w nim pełnoprawnego partnera i przekazania mu władzy.

Mamy więc wytłumaczenie owych skomplikowanych i wykrętnych posunięć w wewnętrznej polityce Niemiec w okresie jesień 1931-32, styczeń 1933, kiedy gra się już udała i Hindenburg legalnie powierzył Hitlerowi urząd kanclerza. Raz po raz wznawiane rozmowy małej grupki ludzi rządzących przy pomocy dekretów prezydenta z przywódcami nazistów stanowią niejako kamienie milowe na drodze nazistów do władzy.

xxxxxxxx

Nie było więc tak, że Hitler doszedł do władzy na drodze demokratycznej, że większość Niemców go wybrała i że był to skutek spauperyzowania społeczeństwa po przebytej hiperinflacji i kryzysie z 1929 roku. Przed dojściem Hitlera do władzy najlepszy wynik NSDAP w wyborach to 37%. On sam został wybrany na kanclerza przez wąską grupę ludzi sprawujących wówczas władzę. Z przytoczonych cytatów wynika, że, w sensie gospodarczym, międzywojenne Niemcy były całkowicie zdominowane przez, jak to się ładnie mówi, międzynarodową finansjerę. A skoro tak, to nie ulega wątpliwości, że fakt ten musiał pociągnąć za sobą całkowite uzależnienie elity politycznej Niemiec od tej finansjery. I to właśnie ta finansjera, rękami niemieckich polityków, wywindowała Hitlera do władzy.

Cały ten okres to przygotowywanie Niemiec do kolejnej wojny. W obu przypadkach, I i II wojny światowej, Niemcy zostały wybrane przez międzynarodową finansjerę do ich rozpętania i prowadzenia. Po obu wojnach świat zmieniał się diametralnie. Nic już nie było jak przedtem. Wojna, a właściwie jej zakończenie, jest pretekstem do wprowadzenia wszelkich zmian, jakie tylko władzom przyjdą do głowy, a czego nie mogłyby zrobić w warunkach pokojowych. Wojna wszystko usprawiedliwia.

W wojnie na Ukrainie Rosja pełni taką rolę, jak Niemcy w obu wojnach światowych. Też została wybrana przez międzynarodową finansjerę do jej prowadzenia. Wszystko zaczęło się w 2014 roku, a więc w sto lat po wybuchu I wojny światowej. Czy to przypadek? Niektórzy twierdzą, że nie ma przypadków, są tylko znaki. Sądząc po ilości i skali wszelkiego rodzaju afer finansowych, do jakich obecnie dochodzi w Polsce, należy sądzić, że po tej wojnie to państwo, zwane Polską, przestanie istnieć a razem z nim wszelkie afery, malwersacje itp. pójdą w zapomnienie.

Hiena Europy

W dniu 14 lutego pojawił się na kanale OSW (Ośrodek Studiów Wschodnich) film, w którym prowadząca, z ukraińskim akcentem, omawia rosyjski dokument o Polsce pt. „Polska hieną Europy”. Autorem tego określenia jest, według twórców tego dokumentu, Churchill. Prowadzący ten program mówi na początku:

„Wiele we współczesnej Europie przypomina, jak zachowywały się te kraje w przeddzień II wojny światowej. Chowając się za plecami innych wypychali państwo faszystowskie na wojnę z sowiecką Rosją. Gdy wojna zaczęła się, to po stronie nazistów znalazła się cała kontynentalna Europa i wszystkie jej zasoby – od kompleksu przemysłowo-zbrojeniowego do całych armii. Tak jak dziś, kluczową rolę grała Polska na czele z marszałkiem Piłsudskim. Polska jako pierwsza podpisała z Hitlerem pakt o nieagresji, do historii przeszedł on jako pakt Piłsudski-Hitler. Piłsudski marzył o sojuszniczych relacjach z Hitlerem i szybko podążał w tym kierunku. Wszystko po to, by naszczuć Niemcy na sowiecką Rosję. Nie liczyli się z całą Europą. Polska z Niemcami u boku to siła. Będziemy dzielić Rosję. Piłsudski nie dożył do realizacji swojego największego marzenia. Umarł na raka wątroby w 1935 roku. Pogrzeb w Krakowie był iście carski. Wiele o tym powiedziano w filmie dokumentalnym Hiena Europy, jak Churchill zwykł określać Polskę.”

Rosyjska propaganda, jak każda, miesza prawdę z kłamstwami. I nie ma się czemu dziwić. Jednak czemuś ona służy. A służy przede wszystkim oczernianiu Polski na arenie międzynarodowej i wśród swoich obywateli. Choć trzeba przyznać, że jest w tym dokumencie wzmianka o tym, że w Polsce wystąpiło w styczniu masowe zwalnianie się żołnierzy zawodowych z wojska i stwierdzenie, że Polacy nie chcą walczyć na Ukrainie. Oznacza to, że dobrze orientują się w nastrojach Polaków.

Skoro już jednak padło to określenie „hiena Europy” i jego autorstwo przypisano Churchillowi, to może warto zapoznać się z tym, jak on pisał o Polsce i o Polakach. W swoim monumentalnym dziele Druga Wojna Światowa, Phantom Press International, Gdańsk 1994 w rozdziale Monachijska zima w podtytule „Polska i Węgry: drapieżne bestie” pisze:

30 września (1938 – przyp. W.L.) Czechosłowacy przyjęli decyzje podjęte w Monachium. „Pragnęli – jak powiadają – zaprotestować w obliczu całego świata przeciwko decyzji, w której podjęciu nie dano im wziąć udziału.” Prezydent Benesz ustąpił, ponieważ „mógł stanowić czynnik utrudniający Czechosłowacji przystosowanie się do nowej sytuacji”. Benesz opuścił Czechosłowację i znalazł schronienie w Anglii. Rozbiór państwa czechosłowackiego postępował zgodnie z zasadami przyjętymi w porozumieniu. Lecz Niemcy nie byli jedynymi szakalami, które zgromadziły się wokół padliny. Jeszcze 30 września, natychmiast po podpisaniu porozumienia w Monachium, rząd polski wysłał Czechom dwudziestoczterogodzinne ultimatum, w którym domagał się bezzwłocznego zwrotu nadgranicznego okręgu Cieszyńskiego.

W tym miejscu dodano uwagę: Autor pomija niezwykle istotny moment – genezę konfliktu polsko-czeskiego o Zaolzie. W styczniu 1919 r. Czesi zajęli Zaolzie, zrywając tym samym lokalną umowę polsko-czeską z 5 listopada 1918 r. Akcja polska w sprawie Zaolzia jesienią 1938 r. miała charakter rewindykacyjny.

W ówczesnej sytuacji rząd w Pradze nie był w stanie przeciwstawić się tym twardym żądaniom.

Choć przyznać trzeba, że Polacy są narodem bohaterskim, to jednak trudno nie zauważyć popełnianych przez nich błędów, które przez stulecia przysparzały im rozlicznych cierpień. Zwycięstwo zachodnich sprzymierzeńców w roku 1919 sprawiło, że po latach rozbiorów i niewoli Polska odżyła jako niezależna republika i jedno z większych państw europejskich. Teraz w roku 1938 w związku ze sprawą tak błahą jak Cieszyn, Polacy oderwali się od wszystkich swoich przyjaciół we Francji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, którzy raz jeszcze umożliwili im powrót do normalnego życia narodowego i których niebawem tak bardzo mieli potrzebować. Oto widzimy ich, jak śpieszą, obserwowani groźnym okiem przez Niemcy, by zagarnąć swoją część plądrowanej i niszczonej Czechosłowacji. W okresie kryzysu wszystkie drzwi były zamknięte dla ambasadorów Wielkiej Brytanii i Francji, których nie dopuszczono nawet do ministra spraw zagranicznych Rzeczpospolitej Polskiej. Zagadką, a zarazem tragedią europejskiej historii jest fakt, ze naród zdolny do bohaterskich wyczynów, obdarzony licznymi przymiotami, składający się z dzielnych i czarujących jednostek, raz za razem popełnia te same błędy i to w sprawach absolutnie najwyższej wagi. Całym sercem jesteśmy z narodem polskim w jego nowym uciemiężeniu i pewni jesteśmy, iż nie na próżno wyglądać będziemy owego odwiecznego porywu, każącego walczyć im z każdą tyranią, a zarazem znosić z podziwu godną wytrwałością wszystkie spadające na nich cierpienia. Z ogromną niecierpliwością wyczekujemy na pierwszy promień jutrzenki.

Także i Węgrzy zainteresowani byli rozmowami w Monachium. Horthy odwiedził Niemcy pod koniec sierpnia 1938 roku, lecz Hitler przyjął go z ogromną rezerwą. Choć jego rozmowa z węgierskim regentem, która odbyła się 23 sierpnia po południu, trwała raczej długo, w czasie jej trwania nie padło ani słowo na temat daty planowanych działań przeciwko Czechosłowacji. „On sam nie znał wówczas daty. Jeżeli jednak ktokolwiek pragnął wziąć udział w uczcie, musiał włączyć się do przygotowań.” Lecz godzina rozpoczęcia uczty nie została jeszcze ogłoszona. Mimo to pojawili się Węgrzy ze swymi żądaniami.

xxxxxxxx

Dalej, w rozdziale Praga, Albania i gwarancje dla Polski, Churchill pisze:

Tak oto dochodzimy do kulminacyjnego punktu owej smutnej historii ludzi zdolnych i pełnych dobrych chęci, którzy tak bardzo mylili się w ocenie wydarzeń. Jednakże bez względu na to, jak wzniosłe kierowały nimi motywy, w oczach historii ponoszą oni odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzyło. Wystarczy tylko spojrzeć wstecz i zobaczyć, z czym byliśmy się w stanie pogodzić, a z czego zrezygnowaliśmy: Niemcy rozbrojone na mocy uroczystego Traktatu; Niemcy zmilitaryzowane w wyniku pogwałcenia uroczystego Traktatu; przewaga w powietrzu lub choćby tylko równowaga – zaprzepaszczona; Nadrenia zajęta siłą i wzniesiona i wznoszona Linia Zygfryda; powstanie osi Berlin-Rzym; Austria pożarta i wchłonięta przez Rzeszę; Czechosłowacja opuszczona i zagrożona po porozumieniu monachijskim, linia jej fortec i potężna fabryka Skody produkująca odtąd broń dla potrzeb armii niemieckiej w rękach Niemców; z jednej strony odrzucenie propozycji prezydenta Roosevelta, który w pewien sposób pragnął ustabilizować sytuację w Europie poprzez interwencję Stanów Zjednoczonych, z drugiej zaś ignorowanie niewątpliwie szczerej chęci Rosji Sowieckiej przyłączenia się do państw zachodnich w celu obrony Czechosłowacji, zlekceważenie usług, jakie mogło nam oddać 35 dywizji czechosłowackich na wypadek konfliktu z wciąż jeszcze niegotową armią niemiecką, a to wszystko w sytuacji, kiedy Wielka Brytania była w stanie dostarczyć tylko 2 dywizje dla wzmocnienia frontu we Francji; wszystko przeminęło z wiatrem.

Teraz zaś, gdy owe szanse zostały bezpowrotnie stracone, Wielka Brytania, prowadząc za rękę Francję, decyduje się udzielić gwarancji integralności terytorialnej Polsce – tej samej Polsce, która zaledwie 6 miesięcy wcześniej niczym hiena wzięła udział w zniszczeniu i rozczłonkowaniu państwa czechosłowackiego.

W tym miejscu dodano uwagę: Stwierdzenie autora jest błędne – Wielka Brytania nie gwarantowała „integralności Polsce”. W oświadczeniu premiera Chamberlaina z 31 marca Zjednoczone Królestwo zobowiązywało się do udzielenia wszelkiej natychmiastowej pomocy, gdyby zagrożona została niepodległość Drugiej Rzeczypospolitej, a nie „integralność” jej terytorium. Tak sformułowana gwarancja nie musiałby zobowiązywać rządu brytyjskiego do pomocy Polsce, gdyby Hitler ograniczył agresję np. do tzw. Korytarza i W. M. Gdańska.

W 1938 roku walka o Czechosłowację byłaby czymś jak najbardziej rozsądnym: armia niemiecka mogła wystawić zaledwie pół tuzina wyszkolonych dywizji na froncie zachodnim, podczas gdy Francja ze swoimi niemal 60 czy 70 dywizjami bez trudu mogła przekroczyć Ren i zająć Ruhrę. Lecz posunięcie takie uznano by wówczas za nierozsądne, pochopne i nie licujące z moralnością, jak również z osiągnięciami współczesnej myśli. Teraz jednakże dwa państwa zachodnie ogłosiły swoją gotowość rzucenia na szalę swojego własnego życia w imię ocalenia terytorialnej integralności Polski. Bardzo długo można by przetrząsać archiwa historii, która – jak powiadają – jest rejestrem szaleństw, zbrodni i nieszczęść ludzkości, aby znaleźć coś równie bezprecedensowego, jak owa nagła zmiana kontynuowanej przez 6 lat polityki uspokajania, która niemal w ciągu jednej nocy zmieniła się w gotowość do przyjęcia nieuniknionej wojny w znacznie bardziej niekorzystnych warunkach i na nieporównanie większą skalę.

Ponadto powstaje pytanie, w jaki sposób mogliśmy chronić Polskę i dotrzymać swojej obietnicy. Chyba jedynie poprzez wypowiedzenie wojny Niemcom i uderzenie na Wał Zachodni i armię niemiecką, które były znacznie silniejsze niż te, przed którymi cofnęliśmy się w roku 1938 we wrześniu. Oto ciąg kamieni milowych na drodze do katastrofy, oto katalog ustępstw wobec nieustannie rosnącej potęgi niemieckiej, od czasów, kiedy wszystko było jeszcze stosunkowo proste, aż do chwili, gdy sytuacja ogromnie się skomplikowała. Ale był to przynajmniej koniec brytyjskiej i francuskiej uległości. Oto wreszcie decyzja, podjęta w najgorszym, jaki tylko można sobie wyobrazić, momencie, oparta na chyba najbardziej błędnych założeniach, która niewątpliwie doprowadzi do rzezi – przyczyny śmierci dziesiątek milionów ludzi. Oto słuszna sprawa, z całym rozmysłem i pełnym wyszukania, spaczonym artyzmem zaangażowana w śmiertelne zapasy, po tym jak wszystko to co w owych zmaganiach mogło być jej wsparciem, zostało beztrosko zaprzepaszczone. Jednakże jeżeli nie walczy się o słuszną sprawę w chwili, gdy zwycięstwo jest łatwe i nie wymaga rozlewu krwi, jeżeli nie walczy się, gdy zwycięstwo jest pewne i niezbyt kosztowne, może nadejść taki moment, że trzeba walczyć, mimo iż sytuacja jest bardzo niekorzystna, a szanse na przetrwanie są niewielkie. Możliwe jest nawet gorsze rozwiązanie. Czasem trzeba walczyć w sytuacji, gdy nie ma żadnych szans na zwycięstwo, ponieważ lepiej zginąć, aniżeli pędzić żywot niewolnika.

xxxxxxxx

Nie jest więc tak, jak chcą Rosjanie, że Churchill zwykł nazywać Polskę hieną Europy, tylko napisał „niczym hiena” przy okazji aneksji przez Polskę Zaolzia w momencie, gdy Niemcy zaanektowały Czechy w marcu 1939 roku. Sytuacja ta powtórzyła się 17 września tego roku, gdy Rosjanie zachowali się dokładnie tak, jak rząd sanacyjny pół roku wcześniej. Świadomie piszę Rosjanie, choć wiem, że to byli bolszewicy, ale skoro oni dziś mówią „Polska hieną Europy”, nie chcąc przyznać, że Związek Radziecki 17 września też zachował się jak hiena, to po prostu odpłacam pięknym za nadobne. Nie tędy droga, ale to jest polityka i tu wszelkie chwyty są dozwolone. W dokumencie tym Rosjanie nie wspominają o tym, że pakt o nieagresji pomiędzy Polską a ZSRR został podpisany 25 lipca 1932 roku w Moskwie. Umowę zawarto na 3 lata, a następnie 5 maja 1934 roku przedłużono ją do 31 grudnia 1945 roku, z pozostawieniem zasady automatycznego przedłużania, rozszerzoną na nieograniczoną ilość razy. Natomiast polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy, a nie żaden pakt, została podpisana 26 stycznia 1934 roku w Berlinie przez Józefa Lipskiego – ambasadora RP w Niemczech i Konstantina von Neuratha – ministra spraw zagranicznych III Rzeszy.

W blogu „17 września” pisałem: 4 października 1938 roku, po podpisaniu układu monachijskiego, wiceminister spraw zagranicznych ZSRR Władimir Potiomkin powiedział ambasadorowi francuskiemu w Moskwie Robertowi Coulondre: „Nie widzę dla nas innego wyjścia, aniżeli czwarty rozbiór Polski.” Postanowienia układu monachijskiego prowadziły prostą drogą do rozbioru Czechosłowacji, bo czymże była aneksja Czech i Moraw oraz utworzenie podporządkowanej Niemcom Słowacji? Więc Potiomkin mówił francuskiemu ambasadorowi: Skoro zgodziliście się na rozbiór Czechosłowacji, to zgodzicie się też na rozbiór Polski.

Rosjanie oczywiście nie powiedzą, jak się zachowali Anglicy w stosunku do Czechosłowacji i jak wytłumaczyli, dlaczego nie zareagowali, ale Churchill w cytowanym przeze mnie dziele pisał:

12 marca pan Chamberlain powiedział Izbie: „Okupacja Czechosłowacji przez niemieckie siły wojskowe rozpoczęła się dziś o godzinie 6 rano. Rząd czechosłowacki nakazał swemu narodowi całkowitą uległość” (A polski rząd nawoływał polski naród do walki. Oba rządy, polski i czeski, były rządami masońskimi. – przyp. W.L.). Następnie stwierdził, że gwarancje, jakich udzielił Czechosłowacji, już dłużej, jego zdaniem, nie obowiązują. Tuż po porozumieniu monachijskim, pięć miesięcy wcześniej, minister do spraw dominiów, sir Thomas Inskip, w następujący sposób wyraził się na temat owych gwarancji:

„Rząd JKMości czuje się moralnie zobowiązanym wobec Czechosłowacji, aby dotrzymać obiecanych gwarancji (jak gdyby było to technicznie wykonalne). […] Przeto w wypadku jakiejkolwiek niczym nie sprowokowanej agresji na Czechosłowację, rząd JKMości niewątpliwie poczyni wszelkie możliwe kroki mające na celu zachowanie integralności Czechosłowacji”. „Tak właśnie – powiedział premier – sytuacja przedstawiała się do wczoraj. Lecz od momentu, gdy parlament słowacki ogłosił niepodległość swojego kraju, sytuacja uległa zasadniczej zmianie. Owa deklaracja kładzie kres istnieniu państwa, któremu zagwarantowaliśmy nienaruszalność granic. W związku z powyższym rząd JKMości czuje się zwolniony od obowiązku dotrzymania danego słowa”.

To rozstrzygało o wszystkim. „Rzecz jasna – powiedział na zakończenie – z ogromnym żalem obserwuję bieg wydarzeń, lecz jednocześnie nie uważam, iżby był to powód, dla którego mieliśmy zbaczać z przyjętego kursu. Nie wolno nam zapominać, że wszystkie narody świata skupione są tylko na jednym pragnieniu: pragnieniu pokoju”.

xxxxxxxx

Dzieło Churchilla, uhonorowane zresztą literacką Nagrodą Nobla w 1953 roku, jest podszyte fałszem i obłudą. Warto jednak je czytać, tylko należy je odpowiednio interpretować. Gdy pisze on o tym, że popełniono szereg błędów, pozwalając Niemcom na zbrojenia i gwałcenie postanowień traktatu wersalskiego, to należy to rozumieć nie jako błędy, tylko wprost przeciwnie. Cynicznie dążono do wojny, udając, że broni się pokoju. Rozbioru Czechosłowacji dokonano drogą pokojową, a rozbioru II RP dokonano w wyniku wojny. To nie był przypadek. Wszyscy oni chcieli, by Hitler zdobył zakłady Skody i mógł je wykorzystać do produkcji broni. Po to był układ monachijski. Gdyby była wojna i zakłady te zostałyby zniszczone, to nie mogłoby dojść do ich przejęcia i wykorzystania w wojnie na wschodzie. Polska była krajem zacofanym, rolniczym, bez znaczącego przemysłu, więc można było ją zniszczyć. Dlatego właśnie rządy masońskie w Czechach nakazały społeczeństwu czeskiemu poddanie się bez walki, a masońskie rządy II RP deklarowały, że „nie oddamy nawet guzika”. Natomiast masońskie rządy na Słowacji ogłosiły niepodległość, likwidując w ten sposób państwo czechosłowackie, umożliwiając tym samym Anglikom wywiniecie się ze zobowiązań wobec Czechosłowacji. Tak więc nie było tak, że Czesi nie chcieli walczyć, a Polacy chcieli. Jednym zakazano walczyć, a drugim – kazano.

Jak to wyglądało w przypadku Czechosłowacji? O tym też Churchill pisze:

Ostatecznie jednak, jakkolwiek by na to patrzeć, Wielka Brytania nie była zmuszona do obrony Czechosłowacji żadnymi zobowiązaniami traktatowymi ani też żadną nieoficjalną drogą nie była o to proszona. Natomiast Francja wyraźnie miała obowiązek przystąpić do wojny z Niemcami, gdyby te zaatakowały Czechosłowację. Prezydent Benesz był przez ostatnie dwadzieścia lat wiernym sprzymierzeńcem, a nawet wasalem Francji, popierając francuską politykę i francuskie interesy na forum Ligi Narodów i poza nim. W uszach każdego z nas rozbrzmiewały jeszcze deklaracje messieurs Bluma i Daladiera. Niedotrzymanie słowa przez Francję było zapowiedzią katastrofy. Zawsze byłem zdania, że Benesz popełnił błąd, uginając się pod naciskiem. Powinien był bronić swojej linii fortec.

W tym miejscu dodano uwagę: Integralności terytorialnej Czechosłowacji zdecydowana była bronić armia. Takie stanowisko zajmowali m.in. gen. Sergiusz Ingr (jako zwolennik obrony czynnej został aresztowany na polecenie prezydenta Benesza) oraz szef sztabu armii czechosłowackiej gen. Krejfi. Prezydent Benesz przeciwstawiał się jakimkolwiek zamiarom podjęcia zbrojnego oporu. 15 września 1938 r. Benesz z własnej inicjatywy polecił ministrowi opieki społecznej Jaromirowi Nefasowi przekazanie drogą dyplomatyczną rządom W. Brytanii i Francji gotowości odstąpienia Niemcom pogranicznych obszarów (rejon Sudetów) o powierzchni 4-6 tys. km2. Plan ten zatwierdził 20 września 1938 r. rząd Czechosłowacji bez zgody parlamentu. Benesz łudził się, że w ten sposób powstrzyma dalszą ekspansję Hitlera. Dyktator Trzeciej Rzeszy miał własne plany. Jesienią 1938 r. Czechosłowacja zmuszona została do przyjęcia ustaleń układu monachijskiego i tym samym odstąpienia Niemcom obszaru około 29 tys. km2 (czyli ponad jedną piątą obszaru państwa) wraz z zamieszkałą tam ludnością – 3,6 mln, w tym około 0,8 mln Czechów.

Zdawało mi się wtedy, gdyby tylko walki się rozpoczęły, Francuzi ruszyliby w sukurs Beneszowi, a Anglia natychmiast stanęłaby u boku Francji.

Na swoja obronę Francuzi przedstawili następujący argument, który, prawdę mówiąc, niełatwo jest zlekceważyć: gdyby Czechosłowacja się wówczas nie ugięła i gdyby doszło do wybuchu wojny, Francja wypełniłaby swoje zobowiązania, lecz skoro Czesi ulegli wobec nacisków, honor Francji był uratowany. Tutaj ostatecznym sędzią będzie historia.

xxxxxxxx

O tym wszystkim doskonale wiedziały masońskie rządy II RP. Wiedziały, że gwarancje angielskie i francuskie były tylko po to, by Polska przystąpiła do wojny z Niemcami. Wojna z nimi w pojedynkę byłaby szaleństwem i o tym wiedział rząd sanacyjny, a i pewnie społeczeństwo inaczej zareagowałoby. Ale gdy padły takie zapewnienia wsparcia ze strony Anglii i Francji, to całkowicie zmieniało to układ sił. To nadawało tej walce obronnej sens. Taka to perfidia masońska.

Tamta wojenna propaganda II RP i antyniemieckie nastroje bardzo przypominają obecną propagandę wojenną i antyrosyjskie nastroje. Jest to dokładnie takie samo rzucanie się z motyką na Księżyc. A Anglosasi judzą tak samo, jak w 1939 roku. Czy to oznacza, że sytuacja może się powtórzyć? Że III RP może być zniszczona i podzielona, a w najlepszym wypadku tylko podzielona?