Jeremi

Jak wyglądałaby polityka w tej części Europy, gdyby nie było religii chrześcijańskiej i jej podziału na wyznania: katolickie, prawosławne i protestanckie? Połączenie w jeden organizm Królestwa Polskiego z katolicyzmem, jako wyznaniem panującym, z Wielkim Księstwem Litewskim, w którym dominowało prawosławie – musiało doprowadzić do konfliktów i doprowadziło, ale takie były intencje twórców tego pomysłu. Różnice na tle religijnym i wyznaniowym wyzwalają w ludziach najgorsze instynkty.

Zaczęło się od tego, że w 1413 roku zawarto akt unii w Horodle (unia horodelska), który wprowadził instytucję odrębnego wielkiego księcia na Litwie, wspólne sejmy i zjazdy polsko-litewskie. W celu powiązania feudałów litewskich z polskimi, 47 rodzin możnowładców i szlachty polskiej przyjęło do swych herbów 47 rodzin panów i bojarów litewskich. – Tak informuje Wikipedia, ale w innym miejscu pisze, że bojarzy, to zbiorowa nazwa przedstawicieli klasy panującej na Rusi Kijowskiej, zajmującej drugą, po książętach, dominującą pozycję w rządzie. To wyższa szlachta feudalna, magnaci i wielcy właściciele ziemscy. Tak więc ktoś, kto legitymował się polskim herbem, wcale nie musiał być Polakiem. I takim „Polakiem” był Jeremi Wiśniowiecki.

Zmierzam tak opłotkami do głównego wątku, ale ten wstęp był konieczny, by zrozumieć istotę problemu, który powstał w wyniku unii lubelskiej i trwa do dziś. W wyniku tej unii południowa część WKL, czyli Wołyń, Kijowszczyzna, województwo podlaskie i bracławskie, zostały włączone do Korony. I tym sposobem powstało wspólne państwo polsko-ukraińskie, które weszło w unię z północną częścią WKL. Wisi u mnie w pokoju „Mapa Polski za panowania Stanisława Augusta w 1772 roku wydana nakładem S. Orgelbranda synów w Warszawie 1887 roku do dzieła Starożytna Polska”. Na tej mapie ziemie od Śląska po Kijów oznaczone są jako województwo małopolskie. A więc już wtedy Żydzi robili ludziom wodę z mózgu i nazywali Polską to, co powinni byli nazywać Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Nazywali to, co nie było Polską – Polską, a tych, którzy nie byli Polakami – Polakami. I teraz do rzeczy!

Na kanale „Musisz to wiedzieć” (1655) Maciej Maciak w 29:18 mówi:

My też prowokujemy. Znaczy nie my, to w naszym imieniu Prawo i Sprawiedliwość – i Kościół też prowokuje. Proszę Państwa, Jeremi Wiśniowiecki – młot na Kozaków, tak go żartobliwie nazywają. No! To morderca, który w dawnych czasach mordował Kozaków. Ukraińcy to dokładnie pamiętają i generalnie też temat Jaremy powinien być przez nas zagrzebany. Bo powtarzam, nie mamy żadnych szans z tym rządem i przy pomocy Amerykanów nie mamy żadnych szans z Ukraińcami, gdy dojdzie do jakichś rozrachunków. Obym nie wykrakał!

No i właśnie w takim podnoszeniu atmosfery Prawo i Sprawiedliwość bryluje i Kościół katolicki w Polsce. Tu rękami misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w 2021 roku zrobili jubel ku czci Jeremiego Wiśniowieckiego – uroczystość na Świętym Krzyżu. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele władzy polskiej. Słowo nawet prezydenta RP Andrzeja Dudy, który objął patronatem honorowym wydarzenie. Odświeżyli tam kryptę Wiśniowieckiego. Proszę Państwa, te rzeczy powinny być zakopane. To na pewno wkurza Ukraińców i jak my będziemy podtrzymywać te niechlubne dzieje z historii Polski, no to oni będą podtrzymywali swoje i ta nienawiść będzie rosła, a może skończyć się to wojną.

Tak że ewidentnie widać, że, z jednej strony Prawo i Sprawiedliwość pomaga sprowadzać nacjonalistów ukraińskich, pomaga też, otrzymują pieniądze z naszych podatków na różnego rodzaju akcje, np. pomocy dla batalionu Azow. Z jednej strony, czyli PiS, ściąga nam nacjonalistów i pomaga nacjonalistom, a z drugiej strony urządza prowokacje przeciwko nacjonalistom, którzy to ukraińscy nacjonaliści nienawidzą Jeremiego Wiśniowieckiego i stąd mamy ten kołchoz w Polsce. To jest bardzo niebezpieczna sytuacja.

xxxxxxxx

Uroczystość odbyła się w sierpniu 2021 roku, a więc prawie dwa lata temu. Omawiany artykuł to Jeremi Wiśniowiecki – uroczystość na Świętym Krzyżu (https://www.swietykrzyz.pl/aktualnosci/1731). Poniżej jego treść:

Średniowieczną polską pieśnią i najstarszym zachowanym wraz z melodią polskim tekstem poetyckim – Bogurodzica, rozpoczęły się na Świętym Krzyżu obchody 370. rocznicy śmierci Jeremiego Wiśniowieckiego, herbu Korybut, księcia na Wiśniowcu, dowódcy wojsk koronnych, wojewody ruskiego, starosty przemyskiego i nowotarskiego, ojciec króla Polski Michała Korybuta Wiśniowieckiego, który zmarł nagle, w niedzielę, 20 sierpnia 1651 r. w obozie wojsk koronnych pod Pawołoczą na Ukrainie.

Eucharystii sprawowanej w intencji księcia Jeremiego Wiśnickiego, przewodniczył i kazanie wygłosił prowincjał Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, o. prof. UAM dr hab. Paweł Zając OMI.

W słowach powitania, na początku Eucharystii, wszystkich zgromadzonych na liturgii przywitał o. superior Marian Puchała OMI. Pośród wielu pielgrzymów nawiedzających świętokrzyskie sanktuarium znaleźli się przedstawiciele Rządu, parlamentarzyści, przedstawiciele wojska, policji, straży pożarnej, pracownicy świata mediów, nauki, kultury a także przewodnicy świętokrzyscy. Po słowach powitania, zostało odczytane także słowo Prezydenta RP, Pana Andrzeja Dudy, który objął patronat honorowy nad dzisiejszym wydarzeniem.

Liturgię uświetniła obecność Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej pod dowództwem Kasztelana Karola Burego.

Po Eucharystii uczestnicy liturgii wraz z Chorągwią Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej przeszli do krypt pod świętokrzyską bazyliką, aby odprawić stosowne modlitwy w intencji zmarłego księcia Jeremiego.

Po zakończonej celebracji liturgicznej na błoniach świętokrzyskich odbyły się pokazy musztry paradnej, turniej husarski. Obecni byli także przedstawiciele okolicznych gmin, wojska. Wspólnie przeżyty piknik był okazją do zapoznania się z osobą księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, pochowanego przed laty na Świętym Krzyżu, przez jego żonę, księżną Gryzeldę Konstancję z Zamoyskich Wiśniowiecką, która przewiozła trumnę z doczesnymi szczątkami księcia na Święty Krzyż i złożyła w grobowcu rodziny Oleśnickich.

O godz. 14.00, w murach siedziby wystawy przyrodniczej Świętokrzyskiego Parku Narodowego, prof. dr hab. Krzysztof Bracha (Instytut Historii UJK Kielce), poprowadził panel naukowy poświęcony osobie księcia Wiśniowieckiego. W wykładach udział wzięło ponad 70 osób. Prelegentami byli: prof. dr hab. Waldemar Kowalski (Instytut Historii UJK Kielce), prof. dr hab. Dariusz Kupisz (Instytut Historii UMCS Lublin) oraz dr Tomasz Ossowski.

xxxxxxxx

Wikipedia tak m.in. pisze o Wiśniowieckim:

Jeremi Michał Korybut Wiśniowiecki (ukr. Єремі́я-Миха́йло Корибут-Вишневе́цький, zwany Jaremą lub Młotem na Kozaków) herbu Korybut (ur. 17 sierpnia 1612 w Łubniach, zm. 20 sierpnia 1651 w obozie pod Pawołoczą) – książę na Wiśniowcu, Łubniach i Chorolu, dowódca wojsk koronnych, wojewoda ruski od 1646, starosta przemyski, starosta przasnyski w 1649 roku, starosta nowotarski, hadziacki, kaniowski. (…) Wychowywany był przez swego stryja Konstantego Wiśniowieckiego. Kształcił się w kolegium jezuitów we Lwowie, po którego ukończeniu przeszedł z prawosławia na katolicyzm.

Ojciec króla polskiego Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Syn Michała Wiśniowieckiego, starosty owruckiego i córki hospodara mołdawskiego Jeremiasza – Rainy Mohylanki. Pierwotnie wyznawca prawosławia, przeszedł na katolicyzm.

Dziedzic wielkich dóbr w województwie ruskim, wołyńskim i przede wszystkim kompleksu dóbr łubniańskich w województwie kijowskim na Zadnieprzu. Intensywnie kolonizował Zadnieprze. Posiadał własną armię, której liczebność wahała się od 2000 do 6000 żołnierzy.

Wiśniowiecki zmarł w czasie kampanii wojennej w niedzielę 20 sierpnia 1651 roku w Pawołoczy. Młody wiek i śmierć po nagłej, tygodniowej chorobie (maligna) wzbudziły podejrzenia o otrucie, ale sekcja zwłok tego nie potwierdziła. Wiśniowiecki chciał być pochowany w rodzinnym Wiśniowcu, tamtejszy kościół był jednak zniszczony, wobec tego pochowano go w krypcie klasztoru na Świętym Krzyżu.

W 1936 roku, kiedy opactwo przejęli oblaci, postanowili otworzyć Kryptę Oleśnickich, gdzie pierwotnie spoczywał książę. Ponieważ jednak nie dysponowano żadnymi dokumentami pochówku, uznano za zwłoki Jeremiego ciało, spoczywające w centralnie położonej trumnie. Już w okresie międzywojennym ich autentyczność podważał biograf magnata, Władysław Tomkiewicz, który argumentował, że ciało spłonęło w czasie pożaru w 1777 roku. Badania sądowo-lekarskie z 1980 wykazały, że zwłoki należały do innej osoby, wyższej od księcia i zmarłej w bardziej podeszłym wieku niż Wiśniowiecki. Nie znaleziono też śladów autopsji, wykonanej w XVII wieku; prawdopodobnie jednak osoba ta żyła w tym samym okresie historycznym.

Jeremi Wiśniowiecki przeszedł z prawosławia na katolicyzm w obrządku łacińskim w 1632 wbrew wyraźnemu zakazowi (klątwie), jaki uczyniła mu za życia matka Raina Wiśniowiecka (bliska krewna św. Piotra Mohyły, prawosławnego metropolity kijowskiego).

xxxxxxxx

Tak więc proces rozmywania polskości zaczął się od unii horodelskiej w 1413 roku. Niemal z dnia na dzień litewskie i rusińskie rody stawały się pradawną, bo herbową, szlachtą polską. Temu towarzyszyła zmiana wyznania, czyli przejście z prawosławia na katolicyzm. W późniejszym okresie pojawili się nowi „Polacy”, czyli Żydzi, którzy przyjmowali chrzest. Oni z tej racji też zasilali górne warstwy polskiego społeczeństwa. Paradoksalnie więc katolicyzm wcale nie stawał się ostoją polskości, tylko ją rozmywał. Im bardziej ją rozmywał, tym bardziej Żydzi krzyczeli, że polskość to katolicyzm, a Polak to katolik.

To nie był proces samoistny, tylko zaplanowana akcja, by polskość kojarzyła się z katolicyzmem. W 1763 roku osiedlono na Górnym Śląsku 61 tysięcy Niemców, a przez następne 40 lat około 110 tysięcy. Akcja osiedleńcza to był niewątpliwie proces zmierzający do zmiany stanu etnicznego tego regionu. W 1810 roku wydano zakaz używania języka polskiego w nabożeństwach odprawianych w kościołach ewangelickich. Z tego faktu można wysnuć wniosek, że spora część ludności polskiej była wyznania protestanckiego, bo gdyby to było zjawisko marginalne, to nie odprawiano by tych nabożeństw w języku polskim. Dążono więc do schematu: Polak – katolik, Niemiec – protestant.

Gdyby nie osiągnięto tego stanu, to uprawianie polityki trochę skomplikowało by się w tej części Europy, bo skoro Polak mógłby być protestantem, to stosunek Niemca do niego byłby inny, niż do Polaka katolika. Podobnie w przypadku prawosławnych, których stosunek do protestantów jest daleko bardziej przychylny niż do katolików. A tak mamy prosty schemat, który już wcześniej przetestowano na Ukrainie. Jeremi Wiśniowiecki to polski pan, bo katolik, który gnębił lud ukraiński. Na tym można było zbudować konflikt i szerzyć nienawiść Ukraińców do Polaków, za coś, co nie było ich dziełem, tylko dziełem ich rodaka, jeśli można użyć w tym wypadku takiego określenia.

Nie ma więc racji Maciak, gdy mówi, że temat Jeremy powinien być zagrzebany. Nie! Nie powinien być zagrzebany, tylko powinien być ukazany we właściwym świetle, czyli zgodnie z prawdą: Jeremi Wiśniowiecki był Rusinem, potężnym feudałem, który tłumił powstanie we własnych dobrach, które nadał mu król Rzeczypospolitej, który był Szwedem. Wikipedia pisze:

Wiśniowiecki odziedziczył dobra ziemskie na Wołyniu i Ukrainie, które powiększył za swojego życia. Przeprowadził także udane zasiedlenie słabo zaludnionych ziem na lewobrzeżnej Ukrainie, osadzając na tych ziemiach wielokrotnie więcej osadników niż przodkowie. (…) Dodatkowo w lutym 1648 roku Wiśniowiecki otrzymał od króla Władysława IV obszary wokół porohów dnieprzańskich, na których znajdowała się główna siedziba kozaków. Przez długi czas nie był intensywnie zainteresowany sprawami publicznymi i angażował się w nie głównie w przypadku bezpośredniego zagrożenia swoich interesów.

W innym miejscu ta sama Wikipedia pisze:

Dopiero 4 lutego udało się Chmielnickiemu ostatecznie nakłonić Kozaków zaporoskich do wzięcia udziału w spisku. Niewykluczone, że okłamał ich, iż działa z polecenia króla. Natychmiast po przejęciu dowództwa nakazał zniszczyć wszystkie czółna zdolne do żeglugi po Dnieprze, a także zagarnął znajdujące się tam zapasy żywności. W dniach 5–9 lutego toczyły się drobne utarczki powstańców z siłami pułkowników: Wadowskiego i Krzeczowskiego. Chmielnicki próbował, na razie bezskutecznie, nakłonić służących pod ich rozkazami Kozaków do przejścia na jego stronę. Drobne starcia zakończyły się 9 lutego, kiedy obaj pułkownicy wycofali swoje siły do Kryłowa.

xxxxxxxx

Dziwna jest ta zbieżność dat. W lutym 1648 roku Szwed Władysław IV nadaje Wiśniowieckiemu ziemie, na których znajdowała się główna siedziba Kozaków i w lutym tego roku zaczyna Chmielnicki powstanie. Czy na pewno nie działał z polecenia króla Szweda? Zbieżność tych dat każe wątpić. Jest jeszcze inna zbieżność. Wikipedia tak pisze:

„Chmielnicki uczył się w kolegium jezuitów we Lwowie, założonym przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego w 1608 roku, gdzie ukończył klasy gramatyki, poetyki i retoryki. Naukom tym zawdzięczał swoją znajomość w mowie i w piśmie polskiego i łaciny. Stopień tej znajomości także pozostaje w literaturze przedmiotu dyskusyjny. Mimo pobytu w kolegium jezuickim zachował prawosławie. Według pewnych niesprawdzonych przekazów kształcił się również w Krakowie, ale nie ma na ten temat żadnych bliższych danych.”

A więc zarówno Wiśniowiecki, jak i Chmielnicki, byli Rusinami, którzy kształcili się w kolegium jezuickim we Lwowie. Czy można zatem dziwić się temu, o czym pisał Sienkiewicz w powieści Ogniem i mieczem:

„Rozbójniczy ruch Zaporoża i ludowe powstanie ukraińskiej czerni potrzebowały jakichś wyższych haseł niż rzeź i rozbój, niż walka z pańszczyzną i z magnackimi latyfundiami. Zrozumiał to Chmielnicki i korzystając z tlejących rozdrażnień, z obopólnych nadużyć i ucisków, jakich nigdy w onych surowych czasach nie brakło, socjalną walkę zamienił w religijną, rozniecił fanatyzm ludowy i zaraz w początkach przepaść między oboma obozami wykopał – przepaść, którą nie pergaminy i układy, ale krew tylko mogła wypełnić.”

Mamy więc dwóch Rusinów, prawosławnych, którzy kształcili się w kolegium jezuickim we Lwowie. Kim są ci jezuici? W blogu „Peru” pisałem:

„Tupac Amaru II (Jose Gabriel Condorcanqui y Noguera) 1741-1781 – przywódca zakończonego klęską indiańskiego powstania przeciwko Hiszpanom w 1780 roku w Peru. Potomek inkaskiego przywódcy Tupaca Amaru urodził się w Tincie w prowincji Cuzco. Otrzymał jezuickie wychowanie w szkole w San Francisco de Borja. Studiował na uniwersytecie w Limie. Tutaj też kontynuował studia u jezuitów, co znacząco wpłynęło na jego wiarę. Był bogatym plantatorem koki, przedsiębiorcą przewozowym, właścicielem kopalni kruszców i licznych stad bydła. Swoje interesy prowadził w Limie i Buenos Aires.”

Bardzo podejrzani są ci jezuici. Fidel Castro kształcił się w jezuickich szkołach w Santiago de Cuba. Dolores Ibarruri – La Pasionaria, należała do jezuickiej wspólnoty czcicieli Serca Chrystusowego. Jezuitą jest obecny papież Franciszek.

Wychodzi więc na to, że powstanie na Ukrainie w 1648 roku było dziełem prawosławnego Rusina, a które to powstanie pacyfikował inny Rusin, też początkowo prawosławny, który przeszedł na katolicyzm, a wszystko to nie było by prawdopodobnie możliwe bez udziału szwedzkiego króla Rzeczypospolitej Władysława IV. I obecnie całą winą ukraińska czerń, i nie tyko ona, obarcza Polaków, którzy nie mieli już wtedy żadnej mocy sprawczej, bo ta Rzeczpospolita była zdominowana przez takich jak Jeremi Wiśniowiecki.

A teraz „polskie” władze i jacyś oblaci (znowu ten katolicki kler!) urządzają, jak to określił Maciak, jubel wokół truchła, które nie jest truchłem Wiśniowieckiego. Jeśli to nie jest psychiatryk, to co to jest?

Wbrew temu, co się powszechnie uważa, katolicyzm i Kościół katolicki, nie jest dla Polaków tym, co decyduje o ich tożsamości. Wprost przeciwnie! Jest źródłem ich nieszczęścia. Niestety Żydom udało się wmówić Polakom zupełnie coś odwrotnego. A przecież katolikiem może być każdy, nie tylko Polak. I takich Polaków-katolików jest w Polsce najwięcej. Generał zakonu jezuitów w okresie 1652-1664, Goswin Nickel, twierdził, że miłość ojczyzny jest „zarazą i najpewniejszą śmiercią miłości chrześcijańskiej”. A więc miłość ojczyzny, innymi słowy patriotyzm, stoi w sprzeczności z chrześcijaństwem, czyli również katolicyzmem.

Prawda czasu, prawda ekranu

Według filozofii Hegla, żeby był rozwój, to potrzebny jest konflikt, a do konfliktu potrzebne są przynajmniej dwie strony. Przekładając to na nasze realia, potrzebna jest strona proukraińska i prorosyjska. Proukraiński jest cały rząd i wszystkie istniejące partie. Prorosyjskie są dwa nowe ugrupowania, czyli ruchy. Są to Ruch Dobrobytu i Pokoju (RDiP) i Polski Ruch Antywojenny (PRA). W dniu 16 maja pojawił się na kanale „Musisz to wiedzieć” kolejny (1653) odcinek, w którym prowadzący ustosunkowuje się do agresji radzieckiej na Polskę, a raczej na II Rzeczpospolitą, i do Katynia. W filmie mówi o tym od 17-tej do 36-tej minuty. Poniżej ta wypowiedź, choć nie dosłowna.

Akcja 9 maja upamiętniająca ofiary, jakie poniosła Armia Czerwona i Wojsko Polskie w trakcie działań związanych z wyzwalaniem Polski spod okupacji hitlerowskiej. Akcja, jak wiecie Państwo, udała się. Była to największa do tej pory akcja ogólnopolska. W dzisiejszych czasach największa, nikt takiej nie zorganizował. Ruch Dobrobytu i Pokoju, w sposób kulturalny, niekolidujący z interesem innych obywateli, elegancko złożyliśmy kwiaty, zapaliliśmy znicze, wiązanki z napisami na szarfach od RDiP: Dziękujemy za pokój i prosimy o pokój.

No i miałem taki zarzut: Maciak! A 17-ty września, jak Rosjanie na nas napadli, to co powiesz? Gryzłem się kilka dni z odpowiedzią na to pytanie. I dziś mnie zainspirowała jedna osoba, nasza koleżanka z RDiP, która właśnie spotyka się z takimi zarzutami o agresji Rosjan!!! na Polskę w 1939 roku. Cały czas podkreślam, to jest bardzo ważne, to jest bardzo istotne! Rosja wtedy nie istniała, wtedy istniał Związek Radziecki, który obalił Rosję.

Kierując się odpowiedzią na to pytanie, oddaję pytanie: A kto, tak naprawdę, napadł na nas we wrześniu 1939 roku? Na Polskę 1 września napadła III Rzesza Hitlera i Słowacja. 50 tys. żołnierzy słowackich wjechało o 5-tej rano do Polski i walczyło z Polakami. I to rzeczywiście była napaść. Czy dziś jest jakieś „halo”, że Słowacja, nasz sojusznik z NATO, z unii europejskiej, nas napadła? Stwierdzam, że to nie ma żadnego znaczenia, że Słowacja była państwem satelickim III Rzeszy. Ale nie napadł na nas Związek Radziecki. Był układ Ribbentrop-Mołotow. Gruzin, Stalin, powiedzmy, że się tak umówił przez swojego ministra spraw zagranicznych, ale tego nie zrobił. Związek Radziecki, zgodnie z tą umową, nie napadł. Napadła na nas III Rzesza i Słowacja. Stalin nie wywiązał się z obietnicy, miał to w nosie.

14 września prezydent Polski, czyli pan Mościcki, wraz z rządem, czyli tymi wszystkimi, co to „Polacy nie znają pojęcia pokoju za wszelką cenę”, już 14 września byli na granicy polsko-rumuńskiej w Kutach. Rząd opuścił Polskę 14 września. Zostajemy my, tu w Polsce, z armią niemiecką i słowacką, bez rządu, bez prezydenta, bez naczelnego dowództwa. Nie ma państwowości w tym momencie.

Zapomniałem dodać, że we wrześniu napadł na nas jeszcze jeden naród – Ukraińcy. Napadli na nas Niemcy, Słowacy i Ukraińcy. Z tym, że Ukraińcy, jak Słowacy, napadli na nas z namowy Niemców. Aczkolwiek akcję prowadził pan Canaris, a później okazało się, ze pan Canaris był agentem brytyjskim. Może już wtedy miał instrukcję, by zorganizować napad Ukraińcami na Polaków, jak to jest opisane na Wikipedii kampanii wrześniowej.

xxxxxxxx

W tym momencie Maciak zaczyna cytować Wikipedię. Poniżej oryginalny tekst zatytułowany Dywersja OUN:

W sierpniu 1939 roku Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Abwehra opracowały plan antypolskiego powstania w województwach RP zamieszkałych przez ludność ukraińską. Jednak z uwagi na postanowienia zawartego później paktu Ribbentrop-Mołotow Niemcy zdecydowali o niewykorzystywaniu oddziałów ukraińskich w planowanej wojnie. Dopiero 12 września 1939 w związku z bezczynnością Sowietów, Niemcy rozpoczęli realizację planu awaryjnego na wypadek niewywiązania się ZSRR z zobowiązań. Hitler wydał warunkową zgodę na wzniecenie ukraińskiego powstania, a 15 września potwierdził ją szef Abwehry Canaris. Przewodniczący OUN Andrij Melnyk rozpoczął ustalanie składu rządu przyszłego zachodnioukraińskiego państwa. 17 września 1939 roku w związku z agresją sowiecką Canaris rozkazał definitywnie przerwać te przygotowania. W związku z tym, że nie do wszystkich członków OUN dotarła ta informacja, przystąpili oni do działań według wcześniej ustalonego planu. Do wystąpień często przyłączała się ukraińska ludność cywilna.

W południowo-wschodnich powiatach Polski po 12 września dochodziło do dywersji, napadów oraz niszczenia umocnień, a także instalacji wojskowych przez grupy nacjonalistów ukraińskich. Jedna z największych tego typu akcji dywersyjnych, tłumionych w miarę możliwości wojskowych przez siły Wojska Polskiego, miała miejsce w nocy z 12 na 13 września 1939. Wtedy to, po opuszczeniu Stryja przez Wojsko Polskie, grupy specjalne OUN oraz wypuszczony z więzienia miejscowy margines społeczny podjęły próbę zbrojnego opanowania miasta. Do podobnych wydarzeń doszło w innych powiatach zmieszanych narodowościowo (polsko-ukraińskich). Dywersje miały miejsce m.in. w Podhorcach, Borysławiu, Truskawcu, Mraźnicy, Żukotynie, Uryczu, w okolicach Mikołajowa i Żydaczowa. Niejednokrotnie celem OUN było przejęcie władzy w poszczególnych miejscowościach przed wkroczeniem wojsk sowieckich lub niemieckich. Dochodziło także do rozbrajania polskich żołnierzy oraz potyczek z przemieszczającymi się oddziałami Wojska Polskiego i policji. Polskie Siły Zbrojne w Drugiej Wojnie Światowej określają te wydarzenia jako ruchawkę ukraińską na Podkarpaciu.

xxxxxxxx

Dalej Maciak komentuje cytowany tekst:

Hitler wydał warunkową zgodę na wzniecenie ukraińskiego powstania, a 15 września potwierdził ją szef Abwehry Canaris. Przewodniczący OUN Andrij Melnyk rozpoczął ustalanie składu rządu przyszłego zachodnioukraińskiego państwa. 17 września 1939 roku w związku z agresją sowiecką… – proszę państwa, słowo agresja, to jest konkretne słowo. Jak pies ujada na kogoś, zachowuje się agresywnie, ale jeśli będzie w swoisty sposób szczekał i machał ogonem, no to już będzie akt przyjazny. Agresja to jest konkretna sytuacja, stwarzanie zagrożenia lub bicie kogoś itd. Nie było agresji, armia radziecka weszła na te tereny wschodniej Polski. Agresja to trochę naciągane. Zraz to dotłumaczę. Ale przyznajcie Państwo, ciekawa historia. Trzy kraje na nas napadły, trzy narody na nas napadły: niemiecki, słowacki i ukraiński.

…w związku z sowiecką agresją Canaris rozkazał definitywnie przerwać te przygotowania. Czyli Canaris powiedział psu: Spokój Burek! – Do Melnyka i jego bandytów. Siad! – Wydał rozkaz.

W związku z tym, że nie do wszystkich członków OUN dotarła ta informacja, przystąpili oni do działań według wcześniej ustalonego planu. – Proszę Państwa, 12-tego wdrażają plan, 17-tego – siad Burek! Czyli przez 5 dni rezali. Później Canaris mówi: Burek siadł! A część Burków cały czas gryzie polskiego pana.

Do wystąpień często przyłączała się ukraińska ludność cywilna. – Czyli OUN zorganizowane przez Melnyka i Canarisa też zyskuje zwykłych Ukraińców do tego powstania, „powstania”. Piękna nazwa „powstanie”, ładnie się powstanie kojarzy: powstanie z kolan, tak?

W południowo-wschodnich powiatach Polski po 12 września – tak, czyli po tym rozkazie Canarisa, bo Stalin się ociąga, dochodziło do dywersji, napadów oraz niszczenia umocnień, a także instalacji wojskowych przez grupy nacjonalistów ukraińskich. Jedna z największych tego typu akcji dywersyjnych, tłumionych w miarę możliwości wojskowych przez siły Wojska Polskiego, i tym żołnierzom należy się ewentualnie chwała, miała miejsce w nocy z 12 na 13 września 1939. Od razu! W pierwszy dzień akcji: Burek bierz go!

Wtedy to, po opuszczeniu Stryja przez Wojsko Polskie, grupy specjalne OUN oraz wypuszczony z więzienia miejscowy margines społeczny… Jak to, jak to?! Na terenach jeszcze nie ma Niemców, a ktoś wypuszcza z więzień margines społeczny. Może potrzeba by tutaj polskiego rządu na emigracji zapytać? A!!! Już ich nie ma. To pomników może będziemy pytać? …podjęły próbę zbrojnego opanowania miasta.

Do podobnych wydarzeń doszło w innych powiatach zmieszanych narodowościowo (polsko-ukraińskich). Dywersje miały miejsce m.in. w Podhorcach, Borysławiu, Truskawcu, Mraźnicy, Żukotynie, Uryczu, w okolicach Mikołajowa i Żydaczowa. Między innymi. Proszę Państwa, potężna akcja była. Ukraińcy napadli na Polskę od wschodu. O tym się nie mówi. Mówi się o agresji sowieckiej. Zaraz Państwo to zrozumiecie, że to agresja nie była. Ja to wszystko udowodnię. Na razie przytoczę tylko pewne szczegóły, które za moment połączę w całość. Agresja była ukraińska, słowacka i niemiecka, rozpatrując to narodowościowo.

Niejednokrotnie celem OUN było przejęcie władzy w poszczególnych miejscowościach przed wkroczeniem wojsk sowieckich lub niemieckich. Dochodziło także do rozbrajania polskich żołnierzy oraz potyczek z przemieszczającymi się oddziałami Wojska Polskiego i policji. Publikacja Polskie Siły Zbrojne w Drugiej Wojnie Światowej określają te wydarzenia jako ruchawkę ukraińską na Podkarpaciu. – Ruchawka, no proszę Państwa, tu mamy agresję, a tu mamy ruchawkę. Agresja i ruchawka, konkretne działania zbrojne – ruchawka, a tu – agresja.

No to sięgam po książkę wywiad, zeznanie Klimkowskiego Byłem adiutantem generała Andersa. Trudno spotkać tę książkę. Posłuchajcie państwo świadectwa świadka z tamtego czasu:

Wiedzieliśmy już, że Armia Czerwona weszła w granice Rzeczypospolitej. Dochodziły do nas słuchy, że nasze oddziały były przez nią rozbrajane i puszczane wolno. – Przez Armię Czerwoną, nie – Rosjan, nie było wtedy Rosjan. W nocy z 29 na 30 września, czyli dość późno, już dawno po opuszczeniu nas przez władze polskie, bohatersko nas opuściły, po modlitwie i odśpiewaniu Roty, brawo! Tu się nic nie zmieniło do naszych czasów, pożegnaliśmy się serdecznie. Moment był podniosły, lecz smutny i bolesny. Oczywiście. Udaliśmy się każdy w swoją stronę. Wiedzieliśmy, że działania bojowe w masie się już dla nas w kraju zakończyły. Niemniej wszyscy zdawali sobie dokładnie sprawę, że to jeszcze nie koniec, że wojna jeszcze trwa i nasz obowiązek nie został jeszcze wypełniony. To są zeznania polskiego oficera. I jakoś przeżył. Z kilkoma ułanami skierowałem się na Sokal. A stamtąd do Lwowa. Po drodze spotykaliśmy wojska radzieckie. Pewnie agresywne, tak? Nie zatrzymywano nas, szliśmy więc dalej spokojnie. Spotykaliśmy po drodze grupki podobne do naszej. Czasem łączyliśmy się, czasem wymienialiśmy tylko rady i spostrzeżenia. Miejscowa ludność ukraińska byłą bardzo wrogo do nas nastawiona. No nie ma się co dziwić, ruchawka trwała. Tej należało unikać. Tylko obecności Czerwonej Armii można było zawdzięczać, że w tym czasie nie doszło do większych pogromów, czy masowej rzezi Polaków.

Proszę Państwa, jeszcze raz: Tylko obecności Czerwonej Armii można było zawdzięczać, że w tym czasie nie doszło do większych pogromów, czy masowej rzezi Polaków.

Ja mam pytanie w związku z tym do nas. Chciałbym przez to pytanie uruchomić logikę. Powstanie warszawskie: Stalin czeka na linii Wisły przed Warszawą i pozwala się wykrwawić powstańcom. Nie pomogli nam. Nie pomogli, że nie doszli do Warszawy, tak? Żeby ocalić ludność rezaną m.in. przez Ukraińców. Nie pomogli nam, bo nie weszli. A w 1939 roku, kiedy agent brytyjskiego wywiadu, Canaris, zaczyna ruchawkę ukraińską i Stalin, żeby ochronić tę ludność, w tym ludność polską, to źle. Tam źle, że wszedł, tu źle, że nie wszedł. Proszę Państwa, czysta logika, ja tu nie osądzam, ale, gdyby Stalin nie wszedł na te tereny, to jak się Państwu wydaje, jak skończyłaby się ta ruchawka ukraińska dla nas Polaków na wschodzie Polski?

Mam pytanie, bo później nastąpił okres okupacji hitlerowskiej na polskich ziemiach i „okupacji sowieckiej” na wschodnich polskich ziemiach. Na części hitlerowskiej, Generalne Gubernatorstwo, trwają łapanki, rozstrzeliwania, wywózki do obozów koncentracyjnych i pracy przymusowej. A my, teoretycznie, jesteśmy w tej części zajętej przez Związek Radziecki. Jesteśmy np. mieszkańcami Białegostoku albo Łomży, bo te tereny Armia Czerwona też przejęła, no Lublina, Zamościa itd. To zastanówmy się, tu nie ma rozstrzeliwań, wywózek itd., a informacje do nas dochodzą, co tam w Generalnej Guberni. Gdzie wolelibyśmy być? Sami sobie odpowiedzcie, gdzie wolelibyśmy być?

Później z planem „Barbarossa”, ataku na Związek Radziecki w 1941 roku 21 czerwca, przepraszam, że się tak wymądrzam, to się wszystko zmieniło, tak? Łącznie z tym, że miejscowość Jedwabne pod Łomżą w pierwszym dniu planu „Barbarossa” ma wymordowaną ludność żydowską. Prawie dwa lata ludność normalnie funkcjonuje – polska, żydowska, ukraińska – bo Armia Czerwona pilnuje banderowców, żeby ruchawki nie było, białoruska. Normalnie sobie jakoś tam funkcjonujemy. Wszystko się kończy z planem „Barbarossa”, Blitzkriegu – wojny błyskawicznej na terytorium Związku Radzieckiego, choć niektórzy idioci powiedzieliby – Rosji. W pierwszym dniu, 22 czerwca 41 roku nagle mamy mord w Jedwabnem, a wcześniej jakoś nikt nie morduje. Prosiłbym Państwa, by się nad tym zastanowić, kto tak naprawdę nas napadł, a kto tak naprawdę nas uratował?

Jeżeli chodzi o Katyń: A Katyń panie Maciak, to co pan nie zauważyłeś? Tak, było to pytanie, pamiętam! A kim był Beria? Ten, który kazał wymordować tych Polaków? Tam z wszystkimi przeprowadzali sowieci rozmowy. Ja wyobrażam sobie tak nafaszerowanych nienawiścią Polaków, którzy na takim przesłuchaniu w stylu: niech mi pan powie, kim pan jest w życiu? Czy nie jest pan obszarnikiem, kapitalistą? Jak pan traktuje klasę robotniczą? Ja wyobrażam sobie takiego nafaszerowanego nienawiścią do Związku Radzieckiego Polaka, który mówi: co ty mi tu pachołku bolszewicki będziesz takie pytania zadawał?! Komuś nerwy puszczają. Proszę państwa, miliony Polaków jednak normalnie żyło. Przecież w Katyniu nie zamordowano 100 tys. Polaków. Było tam kilkanaście tysięcy oficerów i z tego, co zapisy historii tłumaczą, dali pretekst Berii, jak się potem okazało agentowi brytyjskiego wywiadu, do zamordowania niektórych z nas, Polaków.

Chciałbym, żebyśmy to zrozumieli: Canaris agent brytyjskiego wywiadu daje rozkaz i organizuje rzeź Polaków, napad na Polskę Ukraińców i Beria, agent brytyjski, jak się potem okazało. No, proszę państwa, Chruszczow po Stalinie zostaje pierwszym sekretarzem w Związku Radzieckim i wsadza Berię do ciupy, osądza go i zabija, jako agenta obcego wywiadu.

Po co ja to wszystko mówię? Ja to wszystko mówię po to, by nie wyciągać wniosków z historii i się nie zacietrzewiać, dopóki brytyjskie archiwa dla Polaków nie będą odtajnione. Bo może się okazać, że niczyja wina z tego całego zamieszania, jak Wall Street i Wielkiej Brytanii, która była papciem Wall Street już wtedy i tyle.

Nie było napaści, nikt do nikogo nie strzelał, a poza tym dowództwo wydało rozkaz, żeby nie bić się z Sowietami, czyli dało prawo do wjazdu. Proszę Państwa, nie ma rządu, wyjechał, kraj został bez rządu, nawet nie ma z kim negocjować itd., a ostatnie rozkazy mówią: nie walczyć z Sowietami. Proszę Państwa, nie było żadnej agresji. To wszystko było umówione. I najważniejsze, i najważniejsze! Jest wielce prawdopodobne, że Stalin w ogóle by nie wjechał do Polski w 39-tym roku, gdyby agent brytyjskiego wywiadu Canaris nie spowodował ruchawki, czyli zagrożenia i faktycznej śmierci obywateli rosyjskiego, białoruskiego, polskiego narodu, narodów. I Stalin dlatego wjechał. Nie sprawdzimy już tego. Ale, de facto, wjazd Armii Czerwonej zapobiegł rzezi też wielu Polaków. To są fakty.

xxxxxxxx

O ruchu RDiP pisałem już wcześniej i to nie przypadkiem. Otóż uważam, że jest to zupełnie nowe zjawisko na polskiej scenie politycznej. Ruch ten działa zupełnie inaczej, niż pozostałe nowe czy stare partie i ugrupowania. Realizuje on starą i sprawdzoną zasadę leninowską, że najważniejsze są kadry. I ten Ruch ma te kadry w całej Polsce. Swojej siły dowiódł akcją, jaką zorganizował 9 maja. W całej Polsce członkowie Ruchu złożyli kwiaty pod pomnikami poświęconymi poległym na terenie Polski żołnierzom Armii Czerwonej i zamieścili zdjęcia w mediach społecznościowych. Trudno sobie wyobrazić, by Rosjanie tego nie zauważyli. Że Ruch ten ma konkretny program i wie, do czego dąży świadczą napisy na szarfach złożonych pod pomnikami wiązanek: Dziękujemy za pokój i prosimy o pokój.

Nie da się ukryć, że jest to nawiązanie do słynnego orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich, w którym pojawiają się słowa: przebaczamy i prosimy o wybaczenie. 18 listopada 1965 roku podczas obrad II soboru watykańskiego orędzie to podpisało 34 polskich biskupów, m.in. kardynał Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła. Orędzie to jest uważane za jeden z najważniejszych etapów pojednania polsko-niemieckiego. W tym wypadku RDiP ustawia się w roli tego, który chce zainicjować pojednanie polsko-rosyjskie. To jest zupełnie inny rodzaj działania, niż jakieś pochody i wymachiwanie flagą narodową, którą już chyba tylko na tych pochodach można zobaczyć.

Jednak w tym pojednaniu, czy może raczej próbie pojednania, nie można opierać się na zniekształcaniu historii. Każdy, kto się interesuje polityką i historią wie, kto rządził Związkiem Radzieckim i kto rządzi Rosją. Jednak agresja jest agresją, a dywersja dywersją. Mały Słownik Języka Polskiego PWN (1968) tak definiuje te słowa:

Agresja – zbrojna napaść jednego państwa na drugie.

Dywersja – 1. działanie wojenne mające na celu odwrócenie uwagi nieprzyjaciela, odciągnięcie albo osłabienie jego siły; 2. wroga działalność uprawiana wewnątrz państwa w celu osłabienia jego obronności, sił gospodarczych albo kulturalnych.

Nie ulega więc wątpliwości, że Związek Radziecki napadł na II Rzeczpospolitą, bo przecież wojska radzieckie były uzbrojone. Nie ulega też wątpliwości, że Ukraińcy nie napadli na II RP, tylko dokonywali aktów dywersji, zgodnie z drugim znaczeniem podanej wyżej definicji słowa „dywersja”.

Maciak cytuje tekst Dywersja OUN, będący fragmentem opisu kampanii wrześniowej, ale nie sięga już do rozwinięcia tego tematu w artykule Dywersja OUN w 1939 roku, a tam można m.in. przeczytać:

Od 12 września miały jednak miejsce nieskoordynowane, w większości z łatwością tłumione przez wojsko i policję, akcje dywersyjne uzbrojonych bojówek OUN na terenie województw południowo-wschodnich RP (pierwsze w nocy z 12/13 września w Stryju). Ich eskalacja nastąpiła w chaosie po wkroczeniu Armii Czerwonej.

6 września 1939 1 batalion Lwowskiej Brygady Obrony Narodowej został przerzucony do Mikołajowa, skąd powiadomiono o ukraińskich rozruchach. Miasto udekorowane było ukraińskimi flagami, które mieszkańcy zdjęli po przybyciu wojska. Rozruchów nie stwierdzono, więc batalion w tym samym dniu powrócił do Lwowa. 10 września w Mikołajowie i 10 okolicznych wsiach rozbrojono polską policję i rozpoczęto mobilizację Ukraińców.

Po 10 września 1939 roku, kiedy sytuacja Wojska Polskiego stała się niekorzystna, nastawienie OUN uległo zmianie, doszło do licznych ukraińskich dezercji i dywersji, ruch ten nie przybrał jednak formy masowej. Wpływ na to miała również ewakuacja polskiej administracji i Policji Państwowej. W takich warunkach ludność ukraińska zaczęła organizować własne oddziały porządkowe.

Kolejne nasilenie wystąpień dywersyjnych nastąpiło po 17 września 1939, głównie na Wołyniu i południowym Polesiu, ale również w województwach tarnopolskim i stanisławowskim. W powiatach brzeżańskim i podhajeckim doszło nawet do „niewielkiego powstania”.

xxxxxxxx

Jak więc można wnioskować z powyższego cytatu, z tym porządkiem po 17-tym września bywało różnie. Natomiast Stalin, jeśli ociągał się z wejściem do II RP, to nie dlatego, że nie chciał wypełnić warunków układu Ribbentrop-Mołotow, tylko dlatego, że obawiał się wojny na dwa fronty, tj. uderzenia Japonii. W momencie, gdy już był pewny, że do tego nie dojdzie, przystąpił do działania. O tym też pisze Wikipedia.

Jeśli chodzi o powstanie warszawskie, to wybuchło ono, przynajmniej oficjalnie, by zdobyć władzę w Warszawie, co było sprzeczne z interesem Stalina, który wiózł do Warszawy swój własny rząd i ci, którzy podjęli decyzję o wybuchu powstania, dobrze o tym wiedzieli. Trudno więc mieć do niego pretensje, że zaczekał na właściwy moment. Tylko człowiek ograniczony na umyśle mógłby mieć o to pretensje do Stalina.

Jesteśmy mieszkańcami Białegostoku albo Łomży – mówi Maciak. No to jeszcze zależy, jakimi mieszkańcami, bo jeśli jesteśmy Żydami albo prawosławnymi, to włos nam z głowy nie spada, ale, jeśli jesteśmy polską inteligencją z tego obszaru, to mamy zagwarantowaną bezpłatną wycieczkę do Kazachstanu, zorganizowaną nam przez znane w tamtym czasie biuro podróży NKWD. Nie słyszał Maciak o tym? To skąd się tam wzięli Polacy? Ich potomkowie do dziś nie mogą wrócić do „Polski”. Nie ma dla nich w niej miejsca. Oni pewnie nawet nie wiedzą, że tej Polski, o której oni myślą, już dawno nie ma.

Akcję w Jedwabnem zorganizowano w jedynym możliwym momencie, gdy Sowieci uciekli, a naziści jeszcze nie dotarli. W ten sposób jedni i drudzy mieli alibi. A jeśli nie oni, to oczywiście Polacy. I dlatego stało się to właśnie już pierwszego dnia.

Co do Katynia, to trudno to skomentować, bo Maciak nie precyzuje, co to był za pretekst, który tak zdenerwował Berię? A to, o czy wspomniał, o tym nafaszerowaniu nienawiścią do Związku Radzieckiego Polaka, to jakaś farsa. Tak się nie zachowują ludzie, którzy mają świadomość swego losu. Tam, wśród tych oficerów, panowało przygnębienie i rezygnacja. Dostali rozkaz, by nie walczyć z Sowietami i za to dostali kulę w łeb. Gdyby walczyli, to pewnie też zginęliby, ale chyba raczej taką śmierć woleliby. Ale to nie angielscy agenci zabijali w Katyniu. O tym, kto rządził w Związku Radzieckim i kto rządzi w Rosji i w Stanach Zjednoczonych, to każdy wie. Jak widać pojawiła się nowa taktyka: całą winą obarczać Anglików, bo utajnili archiwa i w ten sposób nikomu niczego nie można udowodnić, więc wszelkie debaty historyczne nie mają sensu.

Jakżeż trzeba było się nagimnastykować, by dokonać takiej intelektualnej ekwilibrystyki, by udowodnić, że Związek Radziecki nie napadł na Polskę 17 września 1939 roku! Przypomniało mi się, jak jeszcze w PRL-u, na zajęciach w studium wojskowym oficer polityczny tłumaczył, dlaczego Związek Radziecki zajął wschodnie tereny II RP. Otóż, był to manewr wojskowy, polegający na przesunięciu zachodniej granicy ZSRR o 300 km na zachód. Dzięki temu Hitler nie doszedł do Moskwy, bo zabrakło mu właśnie tych trzystu kilometrów. Nie powiedział tego, a ja wtedy też nie widziałem, że o 300 km od Moskwy, to był Hitler już pod koniec lipca 1941 roku. I w tym momencie skierował wojsko na Ukrainę, tłumacząc to tym, że surowce są ważniejsze, niż zdobycie stolicy komunizmu. Jednak później zdanie zmienił i wrócił z tym wojskiem pod Moskwę pod koniec września. A od początku października zaczęły padać bez przerwy, tygodniami, ulewne deszcze, a na początku grudnia przyszły trzaskające mrozy. Hitler bardzo się starał, by nie zdobyć Moskwy i to mu się udało. Ale niedobra mówić prawda, niedobra!

Wcale nie trzeba sięgać do brytyjskich archiwów, by poznać prawdę. Nie było by tych wszystkich nieszczęść na wschodzie, gdyby ktoś nie postanowił po I wojnie światowej przyłączyć ziem polskich do byłych ziem Rusi Kijowskiej. To dwa różne organizmy, dwa różne wyznania. Zrobił to jednak celowo, bo wiedział, że z tego będą same problemy. Dziś poszedł o krok dalej i przesiedlił na ziemie polskie miliony prawosławnej ludności, która będzie teraz mieszkać wśród ludności katolickiej. Czy to znaczy, że Tusk, obiecując swego czasu swoim wyborcom drugą Irlandię, miał na myśli Irlandię Północną, w której od 1968 do 1998 roku trwała wojna domowa pomiędzy katolikami a protestantami? Czas pokaże.

Przegląd prasy

W dniu 9 maja ukazał się na kanale „Myśl Polska” cotygodniowy przegląd polskiej prasy. Dwaj komentujący, Jan Engelgard i Przemysław Piasta, omawiali co ciekawsze artykuły. Na początku Jan Engelgard cytuje zamieszczony w tygodniku „Przegląd” artykuł Marka Czarkowskiego Wasi i nasi oligarchowie. Czy ukraińscy miliarderzy, którzy zdecydują się osiąść w Polsce, zmienią swoje obyczaje? Poniżej fragment ich wypowiedzi.

J.E. Ja tylko wspomnę o Ihorze Kołomojskim, który wykreował Wołodymyra Zełeńskiego, a potem musiał uciekać oskarżony o korupcję. To są elity ukraińskiej władzy. Dlatego że, jak słusznie autor pisze, że jeśli w Rosji prezydent Włodymir Putin decyduje o tym, kto zostanie bogaczem, to na Ukrainie bogacze decydowali o tym, kto zostanie prezydentem.

No i teraz jest pytanie, gdzie są ci wszyscy oligarchowie, którzy trzęśli Ukrainą przez ostatnie kilkadziesiąt lat i właśnie dowiadujemy się z tego artykułu, że w zasadzie na terenie Ukrainy przebywa tylko jeden – Rinat Ahmetow, który był pierwszym oligarchą, który zareagował na apel prezydenta Zełeńskiego i wrócił do kraju. Ale był to przypadek jednostkowy, natomiast pozostali wybrali znacznie bezpieczniejsze miejsce, tzn. południe Francji, czyli Lazurowe Wybrzeże.

I tutaj autor podaje, że dziennikarz „Ukraińskiej Prawdy” Myhajło Tkacz przeanalizował, gdzie oni siedzą i nazwał ten artykuł, zatytułował go następująco: Batalion Monaco. „Ukraińska Prawda” znalazła uchodźców na Lazurowym Wybrzeżu. Oczywiście to szydercza nazwa. Batalion Monaco nie istnieje w sensie militarnym, natomiast chodzi o wszystkich oligarchów, którzy skupili się nad Morzem Śródziemnym. O kogo chodzi? Bracia Ihor i Hrihoryj Surhisowie, miliarderzy i właściciele klubu Dynamo Kijów. Przypomnę, Surhis był jednym ze współorganizatorów z Polską Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2012 roku. Milioner Wadym Stolar znany biznesmen, Wadym Jermołajew, Ihor Abramowycz, miliarder i polityk, deputowany do Rady Najwyższej, a także Ołeksander Jarosławski, prezes charkowskiego klubu piłkarskiego Metalist, Konstantyn Żewago, jeden z najbogatszych Ukraińców, czy Serhij Lewoczkin, były szef administracji prezydenta Wiktora Janukowycza. Potem pojawiły się jeszcze inne artykuły. Tak powstały kolejne bataliony: Monaco 2 i Wiedeń, czyli w Wiedniu też są. Ale konkluzja jest taka, że na razie są oni jakby w ukryciu, bo na emigracji, którą wybrali. Natomiast autor kończy swój artykuł tak: Szybko pojawi się pytanie, czy ci nowi ludzie będą chcieli rozwijać swoje kariery nad Dnieprem, czy nad Wisłą? Musimy pogodzić się z tym, że nie będzie powrotu do sytuacji sprzed 24 lutego 2022 roku, gdy między naszym krajem a Ukrainą była granica. Problemy sąsiadów już są, a w przyszłości będą jeszcze w większym stopniu naszymi problemami. A ukraińscy oligarchowie staną się polskimi oligarchami.

Ja przypuszczam, że jeszcze na długo przed wojną związki niektórych tych oligarchów, my niestety nie wiemy proszę Państwa, tutaj z polskim światem politycznym, również były dosyć zażyłe. Przypomnę, że jeden z ukraińskich oligarchów, Pińczuk, finansował Aleksandra Kwaśniewskiego, a ile jest rzeczy, o których nie wiemy. No więc, moim zdaniem jest to bardo ważny artykuł i ma jednoznaczną wymowę, przestrzegającą przed takim rozwojem wypadków. To tyle.

P.P. I bardzo słusznie, że przestrzegającą przed takim rozwojem wypadków. W ogóle powinniśmy się strzec różnych zakulisowych rozwojów wypadków w tym obszarze. Ja nie spodziewam się, aby ukraińscy oligarchowie zmienili swoje obyczaje. Skoro nie zmienili sobie tych obyczajów, mieszkając gdzieś na południu Europy, to nie zmienią ich także w Polsce. Zresztą nie widzę powodu, dla którego mieliby w ogóle w Polsce mieszkać. W końcu są miejsca w Europie i na świecie, gdzie klimat jest bardziej przyjazny, infrastruktura na bardzo wysokim poziomie. Tam są po prostu dobre warunki do życia, jeśli ma się oczywiście odpowiednie zaplecze materialne.

Natomiast, gdybyśmy mieli zastosować analogie historyczne, które bywają od czasu do czasu fałszywe, to wchłonięcie ziem ruskich po unii lubelskiej przez Koronę doprowadziło do zaburzenia struktury społecznej i majątkowej w Koronie, a nie – do poprawy struktury społecznej i majątkowej na terenie ziem ruskich do Korony inkorporowanych.

W związku z tym powyższym, szanowni Państwo, przechodzimy do tematu z tygodnika „Do Rzeczy” i temat, który poruszę dziś jako pilny, to temat sarmackiego sojuszu z artykułu Jana Fiedorczuka pod tytułem Tajemnica sarmackiego sojuszu. Cóż to za zwierzę ten sojusz sarmacki? Zaraz się dowiemy, cytuję:

»Polskie władze zapowiadają zawarcie z Ukrainą „sarmackich paktów”, które staną się fundamentem przyszłego sojuszu obu państw. Problem w tym, że rządzący skrzętnie skrywają przed opinią publiczną, na czym tenże sojusz ma dokładnie polegać. Co „sarmacki pakt” ma oferować Polsce, a jakie sprowadzi na nas zagrożenia?«

Otóż to – co ma oferować, a jakie sprowadzi zagrożenia? Co to w ogóle ma być? Wiemy, że gdzieś dzwoni, ale nie wiemy, w którym kościele, dlatego że sprawa jest owiana tajemnicą. To znaczy, że rządzący, raz na jakiś czas, puszczają takie balony próbne, puszczają w opinię publiczną informacje, że jakieś rozmowy się toczą, że jakaś gra trwa, jakieś projekty są przygotowywane, ale nie wiemy przez kogo te rozmowy się toczą, nie wiemy w czyim imieniu, nie wiemy jakie projekty są przygotowywane i nie wiemy, w którym kierunku idą. No, to bardzo niepokojące, jako że zdaje się, że mówimy o materii dość żywotnej dla funkcjonowania nas jako państwa i nas jako narodu. No bo jeśli ktoś szykuje nam państwo wielonarodowe, no to zdaje się, że naród jako suweren w tym państwie powinien jednak mieć coś do powiedzenia. To nie jest tak, że Prawo i Sprawiedliwość z mandatu do sprawowania władzy w Polsce dostało mandat do zrobienia z Polską, co im się żywnie podoba. Oni dostali mandat do rządzenia państwem, rządzenia gospodarką, rządzenia sprawami wewnętrznymi, zagranicznymi, a nie do likwidacji tego państwa. Nikt ich do tego nie upoważniał i do tego prawa nie mają. Szanowni Państwo, nie wiemy tak naprawdę i autor dzieli się tą niewiedzą z nami, są różne przecieki, np. Jakub Kumoch swego czasu powiedział, że te sarmackie pakty, ten układ polsko-ukraiński ma być wzorowany na układzie francusko-niemieckim z 1963 roku. No, jest to jakaś informacja, ale czy możemy się do tej informacji na serio odnieść? Delikatnie rzecz ujmując, nie jestem pewny. Autor, Jan Fiedorczuk, słusznie wskazuje na konkretne zagrożenia. Ja tutaj Państwu zacytuję obszerny fragment:

„Z lakonicznych wypowiedzi polskich polityków wynika, że sojusz z Ukrainą ma opierać się na filarze militarnym i gospodarczym. W pierwszej perspektywie ma być on wycelowany w Rosję. Silny sojusz polsko-ukraiński może rozdawać karty w Europie Środkowo-Wschodniej i trwale wypchnąć Rosję do Azji i wtedy Rosja przestanie być brana pod uwagę w grze europejskiej. To strategiczny cel polskiego państwa – stwierdził w zeszłym roku wiceminister Mariusz Chorała. Nawet jeśli takiemu sojuszowi patronowałyby Stany Zjednoczone z Wielką Brytanią, to ryzyko wplątania Polski, która działałaby niejako obok NATO, w wojnę zwiększyło by się radykalnie. Deklarowanie sojuszy wszak nie oznacza jedynie czerpania profitów, ale niesie ze sobą poważne ryzyko i zobowiązania.”

Szanowni Państwo! Tak, zgadzam się tutaj z autorem. To jest poważne ryzyko, to są poważne zobowiązania. Tylko nie jest tak, że możemy sobie, ot tak, przejść do porządku dziennego nad tym, że rządzący szykują nam tu pod stołem jakieś porozumienie z Ukrainą. To jest w tej chwili jedno z najpoważniejszych zagrożeń, jakie stoi przed naszym państwem w krótkiej i średniej perspektywie.

J.E. Ja przypomnę, przecież mówiliśmy o tym, że w roku 1919 i 1920 już przerabialiśmy to. Tajne układy z Ukrainą Petlury prowadził Piłsudski poza wiedzą opinii publicznej i skończyło się nieomal likwidacją państwa polskiego w wyniku wojny 1920 roku. Nie mówię, że historia powtarza się tak samo, ale kolega tu wspomniał o I Rzeczpospolitej. Mamy tu mapę z tyłu. Teoretycznie robi imponujące wrażenie, ale większość historyków twierdzi, że te kresy wschodnie tak daleko wysunięte i ten ruski mir. I tutaj mam taką propozycję, żeby stosować ten ruski mir obosiecznie. Ruski mir to jest nazwa, której używają Rosjanie, mając na myśli rosyjski świat w sensie kulturowym. Ale ruski mir interpretowany jest u nas jako, no nazwijmy to, cywilizacyjny chaos i bardach. I otóż stwierdzam, ze Ukraina jest częścią ruskiego miru z tymi wszystkimi negatywnymi cechami tego, nawet w dwójnasób, niż w Rosji. Więc próba stworzenia jakiegoś superpaństwa może zakończyć się dla nas tragicznie. Dlatego będziemy śledzić tę sprawę, a nawet alarmować.

P.P. A nawet powiem krok więcej. Ukraina nie tylko jest częścią ruskiego miru, ale stanowi udaną kompilację najgorszych, że tak powiem, cech cywilizacji łacińskiej, niesionej w tamte rejony przez Polskę i cywilizacji turańskiej, niesionej w tamte rejony świata przez Rosję, a wcześniej przez Ruś. Także, tak naprawdę, Ukraina ze względu na swą faktyczną dwukulturowość, stała się nośnikiem najgorszych cech Zachodu i Wschodu i te najgorsze cechy w kreatywny sposób rozwijała. To jest przerażające. Dziś obserwujemy, co się z tym państwem dzieje, jakie realne prawa mają tam obywatele, jak realnie wygląda tam wolność słowa, jak realnie tam wygląda wolność gospodarcza i tak dalej i tak dalej. To jest coś dla człowieka Zachodu, takiego jak ja, wręcz niewyobrażalne.

J.E. No ale niektórzy w imię, i tutaj musimy postawić kropkę nad „i”, wojny z Rosją są gotowi nawet zamordować współczesne państwo polskie. Byle tylko dla tego mirażu.

xxxxxxxx

Wygląda na to, że polskie społeczeństwo jest powoli przygotowywane do nowej sytuacji, w jakiej się znalazło, a które w swojej masie zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Zarówno komentujący, jak i autorzy cytowanych artykułów, zdają się nie widzieć słonia w składzie porcelany. Polska jest dziś faktycznie bardziej Ukrainą, niż Polską. Świadczy o tym uprzywilejowanie obywateli Ukrainy względem obywateli Polski i podporządkowanie interesów państwa polskiego interesom upadłego państwa ukraińskiego To jest jakiś koszmar, ewenement na skalę światową, że obywatele obcego państwa, niebędący obywatelami państwa, w którym przebywają, mają większe prawa niż obywatele tego państwa. Określenie „kraj Zulu-Gula” w tym wypadku zupełnie nie odzwierciedla stanu faktycznego.

Jednak Marek Czarkowski w tygodniku „Przegląd” pisze wyraźnie, że nie będzie powrotu do sytuacji sprzed 24 lutego 2022, gdy pomiędzy Polską a Ukrainą była granica. A skoro nie ma tej granicy, to mamy już do czynienia ze wspólnym państwem. Ale nie wspomina o tym, że ta granica, nieistniejąca już, to granica zewnętrzna unii. Kto więc zaakceptował taki stan? Kto otworzył tę granicę? Najwyraźniej decyzje zapadały gdzieś bardzo wysoko, ponad oficjalnymi władzami unii, a i państwa członkowskie nie miały w tym wypadku nic do gadania. Oznacza to, że gdzieś wysoko zadecydowano, że w tej części Europy nastąpią radykalne zmiany, nawet narażając unię na śmieszność.

Z kolei Przemysław Piasta wyraźnie powiedział: Oni dostali mandat do rządzenia państwem, rządzenia gospodarką, rządzenia sprawami wewnętrznymi, zagranicznymi, a nie do likwidacji tego państwa. Czyżby więc coś wiedział i tylko przypadkiem wygadał się, czy może to nie był przypadek?

Panowie z „Myśli Polskiej” zdają się nie zauważać faktu, że po unii lubelskiej przestało istnieć państwo polskie, zwane Koroną Królestwa Polskiego, a powstał twór zwany Rzeczpospolitą, składający się ze wspólnego państwa polsko-rusińskiego (ukraińskiego) dalej nazywanego dla zmyły Koroną i unii tego państwa z Litwą. Ten twór był wielonarodowy i ta tzw. Korona też byłą państwem wielonarodowym. Ten stan przetrwał do rozbiorów. Tzw. II RP była państwem wielonarodowym i takim samym państwem był PRL, ze względu na przesiedlenie na ziemie poniemieckie mniejszości z Kresów. III RP również była takim państwem.

Nie ma więc racji Przemysław Piasta, gdy mówi: No bo jeśli ktoś szykuje nam państwo wielonarodowe, no to zdaje się, że naród jako suweren w tym państwie powinien jednak mieć coś do powiedzenia. Otóż nikt nam takiego państwa nie szykuje, bo to państwo jest państwem wielonarodowym od unii lubelskiej, a tym bardziej jest nim po przesiedleniach po 24 lutego 2022 roku.

No ale niektórzy w imię wojny z Rosją są gotowi nawet zamordować współczesne państwo polskie. – mówi Jan Engelgard. Tak jest przecież od unii lubelskiej, gdy Korona została wciągnięta do wojny z Moskwą, z którą wcześniej nie graniczyła i nie miała sporów terytorialnych. Nie liczył się polski interes, czyli Śląsk, na którym ludność polska stanowiła większość mieszkańców. Liczył się tylko ruski (ukraiński) i litewski interes obrony ziem dawnej Rusi Kijowskiej, z których powstało Wielkie Księstwo Litewskie, przed zakusami Moskwy, która rościła sobie prawo do tych ziem. I do dzisiaj tak jest, bo dla Rosji tzw. bliska zagranica to właśnie ziemie byłego WKL.

Jeśli wiec ktoś nie rozumie polityki „polskiego” rządu, to musi sobie uświadomić, że od unii lubelskiej dominuje na tych ziemiach żywioł ukraiński, którego interes jest taki sam, jak tych, którzy zdominowali I Rzeczpospolitą i wykorzystali ją do realizacji swoich interesów. Ten, kto tak naprawdę stworzył ten twór, dobrze wiedział, że będzie to twór, który będzie bez końca generował konflikty. Po to go właśnie stworzył. Ale kto to był? Tego chyba nietrudno się domyślić. Żydzi ukraińscy i polscy bawią się Polską i Ukrainą, jak klockami Lego.

Marsz PRA

W dniu 1 maja Polski Ruch Antywojenny zorganizował w Warszawie marsz antywojenny. Przebieg tego marszu transmitował kanał eMisjaTv. Trasa marszu wiodła od Krzyża Traugutta na Plac Zamkowy. Dlaczego akurat od tego Krzyża? Kim był Traugutt, to wiadomo. I kojarzy się on z powstaniem styczniowym. A powstanie styczniowe to najbardziej tragiczne w skutkach powstanie, w wyniku którego Żydzi zdominowali polskie społeczeństwo i stali się jego inteligencją. To oni wywołali to powstanie. Czy zatem ma to być informacja dla wtajemniczonych, że to Żydzi kontrolują PRA?

Dla mnie wszelkie marsze organizowane w Polsce kojarzą się mi z żydowskim powiedzeniem: Wasze ulice, nasze kamienice. I ci, którzy dają się w to wciągnąć, nie grzeszą inteligencją. Przykro to mówić, ale skutki powstania styczniowego nadal dają znać o sobie. Warto chyba zadać sobie pytanie: Co jest ważniejsze? Czy to, że wojsko polskie zacznie walczyć na Ukrainie, czy to, że następuje konsekwentna podmiana polskiego społeczeństwa ukraińskim? Nadawanie numerów PESEL obywatelom Ukrainy, 5000 zł dla przedszkola, które przyjmie ukraińskie dziecko, 5000 zł dla uczelni, która przyjmie studenta ukraińskiego, polskie emerytury dla Ukraińców, nawet jeśli nie mieszkają w Polsce. To wszystko i jeszcze wiele innych przywilejów dla obywateli Ukrainy, to proces łączenia dwóch państw w jedno.

Wejście Polski do wojny ma tylko usprawiedliwić i przyspieszyć ten proces. Tego nie da się odwrócić, ani temu zapobiec. Zbyt potężne siły są w to zaangażowane i bardzo dawno napisano taki scenariusz. Na nic zdadzą się protesty i krzyki. A na tym marszu skandowano hasła: To nie nasza wojna! Ponad podziałami! Polak w Polsce gospodarzem! Tak dla pokoju, nie dla wojny! Budapeszt myśli, Warszawa szczuje! Jesteśmy sługami narodu polskiego! Duda, Kaczyński na front ukraiński! – To tylko niektóre z nich. Mateusz Piskorski wykrzyczał: Europa bez NATO, to Europa bez wojen! Jankesi precz z Europy!

Ja osobiście jestem nastawiony bardzo sceptycznie do tego typu imprez, zwanych marszami, a to z tego względu, że kiedyś miałem okazję uczestniczyć w jednym z nich i z bliska przyjrzeć się temu zjawisku. Było to w 2008 roku i był to Marsz JOW, czyli Stowarzyszenia na Rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Marsz ten zaczynał się na Placu Zamkowym, a kończył pod sejmem. Ale nikt z posłów, którzy byli w tym czasie w sejmie bądź w hotelu sejmowym nie wyszedł do uczestników marszu, by odebrać od nich ich postulaty, a sejm odgradzał od nich kordon policji. I takie to było maszerowanie. Pokrzyczeli sobie: Zdrowo, zdrowo! Jednomandatowo! Później zjedli obiad i rozjechali się.

Ideą tego Ruchu była chęć zmiany ordynacji wyborczej tak, by wybory do sejmu odbywały się w okręgach jednomandatowych, a nie – wielomandatowych. Taka zmiana miałaby, według twórców tego Ruchu, uzdrowić polską scenę polityczną i wprowadzić do polityki nowych, niezależnych posłów. Tych marszów, rok rocznie chodzonych, było chyba kilkanaście, a skończyło się tak, że przystąpił do Ruchu Kukiz, Ukrainiec, i potraktował go jako odskocznię do własnej kariery politycznej. A okręgów jednomandatowych jak nie było, tak nie ma. Inna sprawa, że one i tak niczego nie zmieniłyby.

Tego typu marsze są tylko po to, by wypromować ich liderów, by zaistnieli w polityce i w świadomości wyborców. W przypadku marszu PRA chodzi o wypromowanie Leszka Sykulskiego i Sebastiana Pitonia i być może jeszcze innych osób, jak choćby Lucyna Kulińska, która z tym swoim warkoczem przypomina „piękną Julię” – Tymoszenko, jakby ktoś nie wiedział, o kogo chodzi. Polska scena polityczna zmienia się. PiS i Platforma Obywatelska swoją rolę już spełniły i teraz czas na nowe twarze i prawdopodobnie nowe partie.

Wszystkie „polskie” powstania kończyły się klęską, a te „zwycięskie” były zwycięskie, bo miały takimi być. Niemcy cesarskie skapitulowały w momencie, gdy wojska niemieckie stały kilkadziesiąt kilometrów od Paryża i daleko na wschodzie. Ktoś wysoko postanowił, że Niemcy mają skapitulować, a Polacy mają zwyciężyć w powstaniu wielkopolskim.

Wszelkie protesty robotnicze w PRL-u nie poprawiały sytuacji robotników. Inspirowane przez władzę, służyły do tego, by wymienić ludzi u steru i tym sposobem dać ludziom nadzieję na lepsze jutro. A gdy dany układ się wyczerpał i lepiej nie było, to znowu wywoływano protesty, zmieniano władzę i pojawiała się nowa nadzieja. Taki samograj.

Pojawia się więc zasadnicze pytanie: Skoro te wszelkie powstania, protesty, strajki, demonstracje, marsze nie skutkują, to po co dalej brnąć w tę ślepą uliczkę? Po to, bo to władze je organizują, by w ten sposób stwarzać ludziom iluzję, że mają na coś wpływ i tym sposobem rozładowywać napięcia społeczne.

Jeszcze o Konstytucji

Dziś mamy kolejną rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Na portalu Onet ukazał się artykuł Konstytucja 3 maja. Wszystko, co powinieneś wiedzieć

3 maja 1791 r. uchwalona została ustawa rządowa, która przeszła do historii. Konstytucja 3 maja była drugą na świecie, a pierwszą w Europie, spisaną konstytucją. Zmieniła ustrój państwa na monarchię konstytucyjną oraz ograniczyła demokrację szlachecką. Jakie były okoliczności i konsekwencje uchwalenia Konstytucji 3 maja? Zobacz najważniejsze informacje na naszej infografice (https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/konstytucja-3-maja-wszystko-co-powinienes-wiedziec/xsxw0k,79cfc278).

Onet informuje o najważniejszych zapisach Konstytucji:

  • W pierwszych zdaniach dokumentu podkreślano jedność państwa, czego wyrazem miał być jeden rząd, skarb i armia.
  • Artykuł pierwszy potwierdzał dominującą rolę religii katolickiej.
  • W drugim zaakcentowano pozycję szlachty, gwarantując jej przyznane dawniej przywileje.
  • Artykuł czwarty utrzymywał poddaństwo chłopów wobec szlachty, przyjmując jednak włościan „pod opiekę prawa i rządu krajowego”.
  • Ustanowienie trójpodziału władzy.
  • Władze ustawodawczą miał stanowić dwuizbowy parlament składający się z z Sejmu i Senatu.
  • Funkcję wykonawczą miał stanowić król i odpowiedzialny przed sejmem rząd.
  • Rolę sądowniczą w państwie powierzono niezależnym trybunałom.
  • Wprowadzono tron dziedziczny, likwidując wolną elekcję.
  • Ostatni artykuł poświęcono „sile zbrojnej narodowej”, której celem miała być obrona suwerenności kraju.

Jak zwykle w takich przypadkach, diabeł tkwi w szczegółach. A więc do czasu uchwalenia Konstytucji nie było jednego państwa, bo nie było jednego rządu, jednego skarbu i jednej armii. A przecież w normalnym państwie powinno być tak: jeden rząd, jeden skarb, jedna armia. To była unia. Dlaczego więc cały czas nazywano tę unię Rzeczpospolitą, a nawet Polską? I te dwa oddzielne byty miały jeden sejm i senat. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej idiotycznego? Można! Jedno państwo bezwarunkowo pomaga drugiemu finansowo i materialnie w wojnie z mocarstwem, nie żądając w zamian nic. A więc jest postęp, ale też widmo I RP unosi się nad tym nieszczęśliwym krajem, widmo czegoś bardzo irracjonalnego.

W blogu „Konstytucja 3 maja c.d.” z dnia 2 maja 2021 pisałem:

Tekst Konstytucji jest dostępny na stronie sejmowej, więc każdy zainteresowany może zapoznać się z nim. Możemy w nim m.in. wyczytać, że dynastią panującą miała być dynastia saska. Chłopi nadal w praktyce pozostawali niewolnikami, natomiast wszyscy przybywający i ci powracający mogli cieszyć się pełną wolnością. Ponad 70% narodu zostało potraktowane gorzej niż obcy. I jeszcze to idiotyczne uzasadnienie, że dla zamknięcia na zawsze wpływów mocarstw zagranicznych, elektor saski w Polsce królować będzie.

„(…) Stanowimy przeto, iż po życiu, jakiego nam dobroć Boska pozwoli, elektor dzisiejszy Saski w Polsce królować będzie. Dynastja przyszłych królów polskich zacznie się na osobie Fryderyka Augusta, dzisiejszego elektora Saskiego, którego sukcesorem de lumbis (legalnie zrodzonym, z prawego łoża) z płci męskiej tron Polski przeznaczamy. Najstarszy syn króla panującego po ojcu na tron następować ma. Gdyby zaś dzisiejszy elektor Saski nie miał potomstwa płci męskiej, tedy mąż przez elektora, za zgodą stanów zgromadzonych córce jego dobrany, zaczynać ma linią następstwa płci męskiej do tronu Polskiego. Dla czego Marię Augustę Nepomucenę, córkę elektora, za infantkę Polską deklarujemy, zachowując przy narodzie prawo, żadnej preskrypcji (ograniczeniu) podpadać nie mogące, wybrania do tronu drugiego domu po wygaśnięciu pierwszego.”

Konstytucja 3 maja nie weszła w życie, ale jedno jej prawo obowiązuje w obecnej „Polsce”: chcąc jak najskuteczniej zachęcić pomnożenie ludności krajowej, ogłaszamy wolność zupełną dla wszystkich ludzi, tak nowo przybywających, jak i tych, którzy by, pierwej z kraju oddaliwszy się, teraz do ojczyzny powrócić chcieli, tak dalece, iż każdy człowiek do państw Rzeczypospolitej nowo z którejkolwiek strony przybyły lub powracający, jak tylko stanie nogą na ziemi Polskiej, wolnym jest zupełnie użyć przemysłu swojego, jak i gdzie chce, wolny jest czynić umowy na osiadłość, robociznę lub czynsze, jak i dopóki się umówi, wolny jest osiadać w mieście lub na wsiach, wolny jest mieszkać w Polsce lub do kraju, do którego zechce, powrócić, uczyniwszy zadosyć obowiązkom, które dobrowolnie na siebie przyjął.

Ci nowo przybyli mieli mieć więcej praw od ponad 70% ludzi zamieszkujących ten kraj. Mieli wolność, której tamci nie mieli. Dziś nowo przybyli też są uprzywilejowani w stosunku do wielu tu mieszkających. To taki kamyczek do ogródka tych, którzy w to „święto narodowe” wywieszają flagi narodowe.

Przewaga

Kampania wyborcza przybiera na sile i intensywności. Być może wielu ludzi liczy na jakieś zmiany na lepsze, ale zapewne skończy się jak zawsze. Przyczyn tego stanu należy szukać w strukturze polskiego społeczeństwa, która ukształtowała się po powstaniu styczniowym. O tym pisze w swojej książce Ministerstwo spraw obcych, czyli polskie sprawy w cudze ręce (2019) Krzysztof Baliński. To dyplomata i politolog specjalizujący się w problematyce krajów arabskich. Ambasador Polski w Syrii (1991-1994) i Jordanii (1991-1995). Autor książki „MSZ – polski czy antypolski?” Baliński pisze:

Co do elit, to wrócić należy do powstania styczniowego, które drastycznie zmieniło charakter polskiego społeczeństwa i społeczny przekrój narodu. Powstanie spowodowało zmierzch warstwy szlacheckiej do tej pory pełniącej rolę przywódczą i kulturotwórczą. Duża część najbardziej patriotycznej szlachty zginęła lub opuściła kraj (na polach bitew, w więzieniach, na Syberii w katordze, na szubienicach). 40 tysięcy powstańców i ich rodzin zesłano w głąb Rosji. Wielu zmuszono do emigracji. Majątek dużej części szlachty skonfiskowano, jako naród przestaliśmy istnieć. Padły oskarżenia, że za przyspieszeniem powstania stali Żydzi, którym zależało na wyniszczeniu szlachty i przejęciu kierowniczej roli w kraju. Przed powstaniem kierownikiem całego ruchu żydowskiego był Leopold Kronenberg. To on wraz z innymi Żydami w dużym stopniu finansowali powstanie i brali udział w jego cywilnym zarządzie. Ale udziału w powstaniu z bronią w ręku nie brali, wśród zesłanych na Sybir też ich nie było. Dla innych podejrzane wydawało się to, że zaraz po powstaniu, kiedy Polacy byli okrutnie prześladowani, a ich majątki konfiskowane, Kronenberg powrócił bezkarnie do kraju, nie siedział w więzieniu, nie był pociągany do śledztwa, nie odwiedził Syberii i majątek jego nie uległ konfiskacie. Po powstaniu Sienkiewicz, Prus, Orzeszkowa, Żeromski odstępują od idei postępowych, zwracając się ku tradycyjnej formie patriotyzmu. Nawet Aleksander Świętochowski zmienił radykalnie poglądy. Ewolucji przekonań nie tłumaczył, poza jednym tylko aspektem – stosunku do Żydów, o których pisał: „broniłem Żydów przed pięćdziesięciu laty, gdy chcieli być Polakami i dlatego ich dziś nie bronię, gdy chcą być Żydami, wrogami Polaków”. Z pozytywisty stał się zwolennikiem myśli narodowej.

Okres po powstaniu sprzyjał rozwojowi fortun niemieckich, ale przede wszystkim żydowskich: żydowskiego mieszczaństwa, handlu, rzemiosła i żydowskiej inteligencji, która zajęła miejsce poległej w powstaniu lub dogorywającej na Syberii albo pozostającej w kraju, jednak zrujnowanej przez carski terror polskiej szlachty i polskiej inteligencji. Sytuację pogorszył napływ na ziemie polskie mas żydowskich z carskiej Rosji. W miastach Polesia, Białorusi i Galicji dużą część, a nierzadko absolutną większość stanowili Żydzi, a populacja Żydów w Polsce osiągnęła 10 procent, stała się drugą co do liczebności, za to z punktu widzenia ekonomicznego, najsilniejszą i najbardziej wpływową grupą etniczną. Żydzi posiadali w całej Polsce około 75 procent nieruchomości w miastach, 80 procent zakładów przemysłowych, 85 procent w handlu, 90 procent bankowości oraz 90 procent zakładów ubezpieczeniowych. Stąd hasło Narodowej Demokracji „Polski handel w polskich rękach” i „Swój do swojego po swoje”, które podzielali także zwolennicy innych ugrupowań politycznych. Inteligencja żydowska opanowała wolne zawody, adwokaturę, medycynę, prasę, film, teatr. Na uniwersyteckich kierunkach prawniczych Żydzi stanowili ponad 50 procent studentów. Otwierało to perspektywę głęboko niepokojącą – społeczeństwo polskie stać się mogło w swej strukturze dziwolągiem: narodem chłopów i robotników, kierowanym przez inteligencje obcego pochodzenia.

Obawy budzone przez taką perspektywę pogłębiał i zaostrzał fakt nielojalnego i często wręcz wrogiego stosunku mas żydowskich do państwowości polskiej. W tym kontekście nie sposób pominąć rysującego się dzisiaj na horyzoncie kolejnego zagrożenia. Po formalnym odzyskaniu niepodległości w 1989 roku Polacy kilkakrotnie padli ofiarą rabunku na wielką skalę. Upojeni „upadkiem komunizmu” sądzili, że są to niezbędne koszty transformacji ustrojowej, a nie skutki zawartej pod auspicjami Rockefellera umowy Jaruzelski-Geremek, w myśl której masa upadłościowa została sprawiedliwie podzielona między ludźmi Kiszczaka, a środowiskiem zbliżonym etnicznie i biznesowo do Kronenberga. „Jest koszerny interes do zrobienia” – te kultowe już słowa, które padły podczas wizyty Rywina u Michnika mogły posłużyć za motto zyskownego kolejnego zamachu na mienie Polaków – zwrot bezspadkowego mienia pożydowskiego, jako rekompensaty dla „ubogich ofiar Holokaustu”. Szykowany jest rabunek w wykonaniu potężnych mafijnych korporacji, w proceder został wplątany nasz strategiczny sojusznik, a konsekwencją będzie wytworzenie etnicznej, oligarchicznej elity mającej ogromną przewagę materialną nad resztą społeczeństwa.

xxxxxxxx

W tym miejscu wypada się zastanowić nad niektórymi wątkami poruszonymi przez Balińskiego. Dlaczego szlachta wzięła udział w powstaniu? Na co liczyła? Na powstanie państwa polskiego? Zapewne chciała ona tego państwa, bo w nim byłaby warstwą dominującą, tak jak przed rozbiorami. To był podstawowy motyw, a nie żaden tam patriotyzm. Podpuszczona przez Żydów, zaangażowała się czynnie w beznadziejną walkę. Wizja powrotu na dominującą pozycję w państwie i przywileje, jakie się z tym wiązały, przesłoniły zdrowy rozsądek. Skończyło się tak, jak musiało się skończyć – na Syberii. Natomiast na emigrację udawali się zupełnie inni ludzie. W blogu „Polacy w Brazylii” pisałem:

„Początki polskiej emigracji do Brazylii przypadają na I połowę XIX wieku. W tym czasie przybyli tu pierwsi polscy uchodźcy polityczni, uczestnicy powstania listopadowego, a następnie uczestnicy walk Wiosny Ludów i powstania styczniowego. Emigracja tego okresu, chociaż nieliczna, przyczyniła się do umacniania państwowości (Brazylia zdobyła niepodległość w 1822 roku – przyp. W.L.), rozwoju życia gospodarczego i kulturalnego Brazylii.”

Te powstania, nie tylko styczniowe, to był dobry pretekst do uzyskania azylu politycznego w wielu krajach Europy zachodniej i nie tylko. Ci ludzie często zajmowali eksponowane stanowiska w swoich nowych „ojczyznach”, szczególnie w Nowym Świecie. Ale przeważnie to nie byli Polacy tylko Żydzi lub masoni.

W wyniku powstania styczniowego polską elitą stali się Żydzi i taki stan trwa niezmiennie do dziś. Podczas II wojny światowej nastąpiło tylko dobicie resztek tych, którzy jakoś tam uchowali się. Polska rodząca się klasa przemysłowa została zlikwidowana w trakcie rewolucji 1905 roku.

Baliński wspomina o żydowskich roszczeniach, o zwrocie mienia pożydowskiego. W 1996 roku w Buenos Aires obradował Światowy Kongres Żydów, który zaszantażował polskie władze, że jeśli Polska nie spełni żydowskich roszczeń majątkowych, będzie upokarzana na arenie międzynarodowej. Mija już 27 lat i nadal jest tylko upokarzanie. Żądanie to jest niemożliwe do zrealizowania, przede wszystkim dlatego, że Żydzi dotąd nie sprecyzowali, czego tak naprawdę żądają od państwa polskiego. Bo tak naprawdę, gdyby mieli coś dostać, to musieliby sami sobie odebrać, bo to państwo i większość jego majątku, większość nieruchomości należy do nich. Chodzi więc tylko o szantaż i upokarzanie. Ten argument może być wykorzystany przy likwidacji państwa polskiego, jego podziale, czy połączeniu z częścią Ukrainy.

W dalszej części Baliński pisze:

„W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów. Żydzi stanowią inteligencję, a Polacy masy pracujące – tak, uczciwie, diagnozował pewien powojenny żydowski pisarz. – Dlatego antysemityzm, wszelkie odruchy antyżydowskie w Polsce to choroba umysłowa, to buntowanie się ręki i nogi przeciwko własnej głowie. Nie może polska ręka bić żydowskiej głowy” – pouczał, już mniej uczciwie (ten pisarz to Artur Sandauer – przyp. W. L.). Strasznie dużo w tych zdaniach cynizmu i pogardy wobec Polaków, ale czy nie ma też prawdy? W Polsce nie ma polskich elit, bo wymordowali je Niemcy, bolszewickie hordy i rodacy owego pisarza. I chyba najwyższy czas, aby odpruć ten żydowski łeb obcej hydry od polskiego tułowia. Elita rządząca Polską, po wrogim przejęciu państwa w 1944 roku, w umiejętny sposób utrzymuje monopol władzy nad podbitym społeczeństwem, z którym w dodatku się nie identyfikuje. Kolejne kryzysy, przesilenia, przełomy, bunty społeczne – w latach 1956, 1968, 1970, 1976, 1980, i wreszcie w 1981 r., były przez „żydowską głowę nałożoną na polski tułów” umiejętnie manipulowane i kontrolowane. Zmieniano kilka osób w kierownictwie partii; „nowa” ekipa składała deklaracje, uspokajała nastroje, i… na stanowiska wracała ekipa stara. W 1956 r. odpowiedzialni za komunistyczne zbrodnie ubrali się w piórka demokratów i stanęli na czele rozliczeń zbrodniarzy, robiąc wszystko, by ich ziomkom włos z głowy nie spadł.

xxxxxxxx

Trudno nie zgodzić się z opisem Balińskiego. Państwo polskie, jego struktury i wszelkie instytucje są opanowane przez Żydów. Czy w takiej sytuacji możliwe jest stworzenie jakiegokolwiek ugrupowania, ruchu, partii, które byłyby wolne od żydowskich wpływów? Wydaje się to raczej niemożliwe. Wspomniałem jakiś czas temu o dwóch nowo powstałych ruchach, o Ruchu Dobrobytu i Pokoju (RDiP) i Polskim Ruchu Antywojennym (PRA). Oba zapewne odegrają ważną rolę w zbliżających się wyborach. W przypadku PRA jedną z form dotarcia do wyborców jest marsz, czyli nic nowego na polskiej scenie politycznej. Natomiast w przypadku RDiP mamy do czynienia z zupełnie nowym podejściem. Jesienią roku 2022 zapoczątkowane zostało w nim tworzenie struktur terenowych i kilka dni temu twarz tego Ruchu, Maciej Maciak, oświadczył, że ma już swoich przedstawicieli we wszystkich województwach. Ten dobór uczestników Ruchu odbywał się chyba dosyć starannie. Wprawdzie Maciak zapewnia na swoim kanale, że każdy może przystąpić do Ruchu, ale nie do końca tak jest.

Ja, chcąc sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest, zadzwoniłem pod numer telefonu widoczny na ekranie. Nikt nie odebrał i zgłosiła się automatyczna sekretarka, ale ja rozłączyłem się. Po czterech godzinach oddzwoniła jakaś pani i zanotowała mój numer telefonu, imię i nazwisko i kod pocztowy gminy. Powiedziała, że ktoś do mnie zadzwoni, by, jak to określiła, przyjąć na platformę. Ale nikt się ze mną nie skontaktował. Wygląda na to, że jednak nie każdy może przystąpić do RDiP. Tak więc „willa z basenem” nie dla mnie. Trudno, jakoś to przeżyję.

Jednak ważniejsze jest coś innego. Maciak niejednokrotnie podkreślał na swoim kanale, że tworzy struktury, że dla niego najważniejsi są ludzie. Jak by na to nie patrzeć, to stosuje się on ściśle do leninowskiej zasady, że najważniejsze są kadry. I w tym wypadku Lenin miał rację. To, co robi Maciak, to jest zupełnie coś nowego na polskiej scenie politycznej. Czasem trafiam na komentarze na temat RDiP i niektórzy nazywają ten Ruch sektą. Sam kiedyś określiłem go jako organizację półtajną. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że rośnie nowa siła polityczna, której na razie nie widać, poza samym Maciakiem, ale w odpowiednim czasie pojawi się i zmieni układ sił na polskiej scenie politycznej.

Czy możliwe jest, by taki Ruch stworzyła jedna osoba i bez pieniędzy? Sam Maciak często podkreśla, że do tego nie potrzeba dużych pieniędzy. Trudno jednak stwierdzić, czy tak jest, skoro Ruch ten jest zamknięty dla ludzi z zewnątrz i nikt z ulicy na spotkanie Ruchu nie wejdzie, bo nawet nie wie, gdzie ono się odbywa. Sama organizacja takiego spotkania to są jakieś koszty, choćby wynajęcie sali, nie mówiąc już o jego obsłudze. W blogu „Handel” pisałem:

„Stworzenie w krótkim czasie, może paru miesięcy, ruchu, który ma swoich przedstawicieli w większości gmin w Polsce wydaje się niemożliwe, bo przeciętny człowiek nie ma takich możliwości, ani tylu znajomych w całym kraju, nawet jeśli latami kierował lokalną telewizją kablową i ma swój kanał w internecie. To jest wielki wysiłek organizacyjny i logistyczny, który wymaga zaangażowania wielu ludzi, poświęcenia wiele czasu i mnóstwa pieniędzy. Ale jeśli zabierze się za to nacja rozproszona i zasymilowana, to jest to do zrobienia szybko i skutecznie. Po raz kolejny pokazuje ona swoją moc.”

Jeśli więc Żydzi tak dominują w polskim społeczeństwie i opanowali wszelkie dziedziny życia politycznego, gospodarczego, kulturalnego, środki masowego przekazu itp., to czy możliwe jest w Polsce stworzenie niezależnej od nich partii politycznej? Moim zdaniem – nie. Ale załóżmy, że uda się stworzyć taką partię, to co dalej? Cóż taka partia mogłaby zrobić w tym żydowskim morzu? Jedyne, co w takiej sytuacji było by realne, co mógłby zrobić przeciętny Kowalski, to niepójście na wybory: zerowa frekwencja wyborcza. Tego Żydzi boją się najbardziej. Totalna absencja wyborcza odebrałaby im argument, że rządzą w imieniu wyborców i reprezentują ich interesy. To by był koniec demokracji i wielki kłopot dla rządzących, bo co dalej? Powrót do monarchii? To jest jednak tylko teoretyczna możliwość, bo oni robią wszystko, by skłócać ludzi, przekupywać pewne wybrane grupy. I w ten sposób jedni chodzą na wybory, bo im coś ktoś dał, a inni, na złość im, głosują na konkurencyjną partię, a jeszcze inni naiwnie wierzą w wyborcze obietnice. I tak to się kręci, od wyborów do wyborów.

Powtórka

Wygląda na to, że świat powoli jest przygotowywany na likwidację Polski jako państwa funkcjonującego w tym kształcie terytorialnym. W dniu 14 kwietnia ukazał się na stronie wprost.pl artykuł „Jakiś idiota Mateusz Morawiecki” Miedwiediew znów uderza w polski rząd (https://www.wprost.pl/swiat/11179141/jakis-idiota-mateusz-morawiecki-miedwiediew-znow-uderza-w-polski-rzad.html). Poniżej jego fragment:

Dmitrij Miedwiediew w ostatnich miesiącach objawił się jako jeden z najbardziej agresywnych wobec polski i Europy rosyjskich polityków. W piątek opublikował na Twitterze obraźliwy wpis, w którym zaatakował personalnie Mateusza Morawieckiego.

Tym razem Miedwiediew skierował swoją agresję konkretnie w kierunku polskiego premiera. Zamieszczonym na Twitterze wpisie zasugerował również, że w przypadku wojny między NATO a Rosją Polska zniknie z powierzchni ziemi. Trudno mówić tu o jakiejkolwiek dyplomacji.

„Idiota” i „niedorozwinięty premier”

„Jakiś idiota Mateusz Morawiecki powiedział, że Ukraina ma prawo uderzenia na Rosję i nie martwi się o wojnę pomiędzy Rosją a NATO, ponieważ Rosja szybko tę wojnę przegra. Nie wiem, kto wygra lub przegra taką wojnę, ale biorąc pod uwagę rolę Polski jako placówki NATO w Europie, kraj ten na pewno zniknie wraz ze swoim niedorozwiniętym premierem” – w takich słowach były prezydent Rosji odniósł się do działań Morawieckiego.

Miedwiediew skomentował w ten sposób wypowiedź Mateusza Morawieckiego, który stwierdził, że Kreml jest świadom, że wojna z NATO zakończyłaby się klęską Rosji. Szef polskiego rządu w wywiadzie dla BBC powiedział również, że Ukraina ma prawo do prowadzenia działań wojennych na terytoriom agresora i nie będzie to pogwałceniem obowiązujących umów międzynarodowych.

xxxxxxxx

Nie wiem, czy to „wobec polski i Europy”, to był świadomy zamiar z tym małym „p”, czy niedopatrzenie, ale skoro po trzech dniach nadal nie zmieniono na „P”, to może był to jednak świadomy zamiar. Druga uwaga to to, że Miedwiediew nie powiedział, że Polska zniknie z powierzchni ziemi w przypadku wojny pomiędzy NATO a Rosją, tylko powiedział, że biorąc pod uwagę rolę Polski jako placówki NATO w Europie, kraj ten na pewno zniknie wraz ze swoim niedorozwiniętym premierem. To duża różnica, bo to raczej oznacza, że Polska jako państwo w tym kształcie terytorialnym przestanie istnieć, a skoro tak, to znaczy to też, że i premier takiego państwa zniknie. Pewnie wyjedzie za granicę. Tym razem chyba już nie drogą okrężną, przez Zaleszczyki, tylko najkrótszą drogą.

Miedwiediew powiedział, że nie wie, kto wygra lub przegra tę wojnę, ale wie na pewno, że Polska zniknie. To bardzo wyraźny sygnał, że zmiany terytorialne w tej części Europy nastąpią. Jeśli doda się do tego wypowiedzi niektórych „polskich” polityków, że powinno powstać wspólne państwo polsko-ukraińskie, a niektórzy dołączają do niego Białoruś, to wydaje się, że sprawy idą właśnie w tym kierunku.

To nie pierwszy raz, gdy wokół państwa zwanego Polską, stwarza się niekorzystną dla niego atmosferę, do czego walnie przyczyniają się też jego władze m.in. w osobie jego premiera. Wszystko to dzieje się w sposób świadomy i zaplanowany. Trochę to przypomina sytuację przedrozbiorową I RP.

„Najokropniejszy rząd o jakimkolwiek historia wzmiankowała. To starożytny rząd feudalny w całej swojej ohydzie”. Autorem tej druzgocącej opinii na temat ustroju Rzeczypospolitej był najbardziej znany w Europie filozof i pisarz epoki oświecenia François-Marie Arouet, czyli Wolter (1694–1778).

Norman Davies w książce Boże igrzysko (1999) pisał:

Fryderyk II, król pruski, protestant i jeden z najbardziej wścibskich sąsiadów Polski, pisał chełpliwie: „spożyjemy (…) jedną hostię – Polskę, i jeżeli nie zbawi to naszych dusz, to na pewno będzie z wielką korzyścią dla naszych państw” (cytat z W. Konopczyński, Fryderyk Wielki a Polska – przyp. W.L.) Voltaitre wymyślił swój słynny bon mot: „Jeden Polak – sam urok, dwóch Polaków – awantura, trzech Polaków – o, to już Sprawa Polska”. Ich publiczność chichotała elegancko, wierząc, że Polska w ten czy inny sposób zasłużyła na swój los. Kanclerz rosyjski, Michał Woroncow, powiedział w 1763 roku, że Polska jest bezustannie pogrążona w chaosie i że dopóki zachowa swój obecny ustrój, nie będzie zasługiwała na to, aby ją uznać za jedno z mocarstw Europy.

Rzeczpospolita była faktycznie państwem trzech narodów, bo posłowie i senatorowie polscy, litewscy i rusińscy zasiadali w jej sejmie i senacie. Trudno sobie wyobrazić, by Wolter o tym nie wiedział. Stąd tych trzech „Polaków”, to Polak, Litwin i Rusin. Ale wszystkiemu, według niego, byli winni Polacy. I dziś jest tak samo. Ukraiński rząd, udający polski, dąży do wciągnięcia Polski do wojny na Ukrainie. I później cała Europa powie: wszystkiemu winni Polacy, bo to oni drażnili Rosję i eskalowali ten konflikt.

Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że przypinana Polsce etykietka „Rzeczypospolitej Anarchii” nie była z gruntu bezzasadna. Przez blisko 50 lat, licząc od sejmu z 1717 roku, politycy byli zupełnie bezsilni w kwestii naprawy wielu z jej poważnych dolegliwości. Państwo wciąż jeszcze było Rzeczpospolitą dwojga narodów, gdzie ścieranie się sprzecznych interesów obu części składowych – Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego – skutecznie utrudniało próby reform. Monarchia była nadal monarchą elekcyjną – zabawką w rękach międzynarodowej dyplomacji. Działalność sejmu nadal paraliżowało liberum veto. Konstytucja nadal dopuszczała zawiązywanie konfederacji.

Ciekawe jest to, że na temat wad ustroju Rzeczpospolitej napisano tomy, a ja nigdzie nie natknąłem się na informację, kto go wymyślił. Powstało nowe państwo, z nowym ustrojem i wszyscy udają, że tego nie widzą, bo gdyby widzieli, to musieliby napisać coś o twórcach tego ustroju i ich motywach. Jeśli więc nie wiadomo, kto tego dokonał, to wiadomo kto. Król Zygmunt August usilnie dążył do tej unii. To syn królowej Bony, która przywlokła ze sobą na dwór królewski wielu członków tajnych organizacji i Żydów. Takie więc było toczenie króla, w którym on się wychowywał i który sfinalizował powstanie unii polsko-litewskiej. A jeszcze przed samą unią wyszły z kancelarii królewskiej zarządzenia o wyłączeniu z Wielkiego Księstwa Litewskiego i przyłączeniu do Korony województwa podlaskiego, Wołynia, Kijowszczyzny i województwa bracławskiego. Efekt był taki, że powstało nowe państwo o ustroju, który rozłożyłby na łopatki każde inne państwo, nawet jednonarodowe. Ale oczywiście według tych wszystkich historyków winni byli Polacy i ich skłonność do anarchii. Nie Litwini, nie Rusini tylko Polacy. To, że ktoś stworzył nowemu państwu ustrój z założenia anarchistyczny i wtłoczył w nie trzy narody na równych prawach, ale o sprzecznych interesach i różnych wyznaniach, oznaczało, że jakiekolwiek wspólne działanie było z założenia wykluczone.

Przez blisko 50 lat Rzeczpospolitą traktowano jak rosyjski protektorat i rządzono w niej metodami, które w życiu cywilnym uznano by za normalne gangsterstwo. Dopóki rosyjscy gangsterzy dostawali swoją dolę, a polscy naiwniacy i frajerzy przyjmowali ich opiekę, panował spokój. Ale gdy tylko podopieczni próbowali zrzucić sobie z karku niepożądanych opiekunów, nieuchronnie zaczynały się kłopoty.

Dziś III RP jest amerykańskim protektoratem i jest rządzona takimi samymi gangsterskimi metodami, jak za rosyjskiego protektoratu.

Nie tylko Rosja, ale także Szwecja, Prusy, Francja i Austria używały Polski jako pola bitwy, na którym można było tanim kosztem rozwiązywać własne spory. Mówiąc po prostu, słabość Polski znakomicie odpowiada celom jej sąsiadów. Według ówczesnego frazesu, Polska była „karczmą Europy”. Co więcej, gdy tylko Polacy próbowali podjąć jakiekolwiek kroki w kierunku zaprowadzenia porządku w swoim domu, zarówno Rosja, jak i Prusy podejmowały własne kroki, aby się upewnić, że nic się nie zmieni.

xxxxxxxx

Nic się nie zmieniło w tej części Europy, dlatego wypowiedzi Miedwiediewa na temat Polski należy traktować poważnie, bo nic tam nie jest wypowiedziane przypadkiem. Rosjanie dobrze znają historię Polski i wiedzą, że dziś mamy do czynienia z powtórką z rozrywki, że Polska może posłużyć jako pole walki pomiędzy Rosją a NATO, czyli Ameryką.

Rzeczpospolita była traktowana przez sąsiadów jako niepoważne państwo, a więc takie, które nadaje się do likwidacji. Negatywny wizerunek tego państwa kształtowały przede wszystkim jego elity polityczne i swoją postawą czynnie przyczyniały się do jego utrwalania. Dziś mamy dokładnie taki sam schemat działania i obecne elity polityczne robią dokładnie to samo. Polska zaczyna być postrzegana jako państwo awanturnicze, które miesza się w wewnętrzne sprawy innych państw. Tak działa premier Morawiecki. Na portalu Onet ukazał się artykuł Chiny oburzone słowami Mateusza Morawieckiego. Uwagę przykuwa określenie premiera (https://wiadomosci.onet.pl/kraj/chiny-oburzone-slowami-morawieckiego-uwage-przykuwa-okreslenie-premiera/wltk8rx). Poniżej jego fragmenty:

Nie można dzisiaj i jutro ochronić Ukrainy, mówiąc, że Tajwan to nie jest nasza sprawa. Trzeba wspierać Ukrainę, jeżeli chcemy, aby Tajwan pozostał niezależny. Jeżeli Ukraina zostanie podbita, następnego dnia Chiny mogą zaatakować Tajwan. Widzę tutaj bardzo duży związek, dużo zależności pomiędzy sytuacją w Ukrainie a sytuacją na Tajwanie i Chinach — powiedział Mateusz Morawiecki.

Słowa premiera nie spodobały się Chinom. Do tego stopnia, że ambasada w Polsce wydała specjalne oświadczenie. Uwagę przykuwa już jednak sam wstęp, gdyż chińska dyplomacja nie zdecydowała się na wymienienie wprost z imienia i nazwiska Mateusza Morawieckiego.

“13 kwietnia, pewien polski urzędnik państwowy w czasie spotkania z przedstawicielami amerykańskiego think tanku wygłosił przemówienie, podczas którego otwarcie porównywał kwestie Tajwanu i Ukrainy, oraz wysnuł bezpodstawne twierdzenie, głoszące, że jeśli Ukraina przegra wojnę, to Chiny kontynentalne następnego dnia zaatakują Tajwan. Z tego powodu Chiny wyrażają silne niezadowolenie (chyba powinno być: oburzenie – przyp. W. L.) i zdecydowany sprzeciw” — czytamy na początku oświadczenia.

xxxxxxxx

Z kolei Leszek Sykulski na swoim kanale w odcinku nr 672 mówi:

Jeśli przysłuchamy się exposé ministra Zbigniewa Raua, szefa polskiej dyplomacji z 13 kwietnia, to tam jasno mamy do czynienia z postawą konfrontacyjną i względem Niemiec, i względem Rosji, i względem Białorusi, i względem Węgier. Niezrozumienie sytuacji, gdzie dzisiaj są Chiny i z kim tak naprawdę dzisiaj Chiny grają, przeciwko komu i jakiego świata chcą, a chcą świata policentrycznego, nie świata jednobiegunowego, takiego jakiego chciałby zapewne premier Morawiecki czy minister Rau. Niestety, w tym kontekście osadziwszy tę wypowiedź premiera Morawieckiego, widać że spora część polskiego establishmentu politycznego kompletnie nie rozumie procesów geopolitycznych. Nie wie, nie rozumie, dokąd zmierza świat, że świat nie będzie już dalej jednobiegunowy, że na tym firmamencie, na tym obrazie stosunków międzynarodowych, zdominowanym przez jedno mocarstwo, pojawiły się nie drobne rysy, ale pojawiły się już bardzo poważne pęknięcia i stoimy tak naprawdę u progu nowej architektury bezpieczeństwa międzynarodowego. Niewątpliwie takie słowa premiera Morawieckiego czy takie exposé ministra Raua w żaden sposób nie pomagają w kształtowaniu polityki wielowektorowej, polityki elastycznego reagowania w tym nowym, wielobiegunowym świecie.

xxxxxxxx

Jeśli Leszek Sykulski twierdzi, że spora część polskiego establishmentu politycznego kompletnie nie rozumie procesów geopolitycznych, to albo udaje durnia, albo nim jest. W to drugie nie wierzę, więc udaje durnia. Ci ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, co robią. To jest powtórka z rozrywki. Elity I RP szły na pasku swoich nieznanych przełożonych i wykonywały ich instrukcje. Obecne elity również wykonują polecenia swoich nieznanych przełożonych. Przecież stwierdzenie Morawieckiego o Tajwanie i porównywanie konfliktu Chiny – Tajwan z wojną na Ukrainie jest tak idiotyczne, że nawet nie warto tego komentować. Ma jednak rację Sykulski, że jest to postawa konfrontacyjna, bo taka ma być. Polska ma być ośmieszana, ukazywana jako państwo awanturnicze, które wzbudzi do siebie niechęć większości krajów europejskich. I wtedy wszyscy się zgodzą na jakiekolwiek zmiany terytorialne w nadziei, że w ten sposób rozwiąże się problem, a utracone na wschodzie Ukrainy ziemie zostaną zrekompensowane połączeniem ze wschodnią i centralną Polską, czyli powstaniem nowego państwa polsko-ukraińskiego.

Unia z Ukrainą?

Pomysł unii polsko-ukraińskiej powraca co jakiś czas. W dniu 6 kwietnia pojawił się na Interii artykuł Unia Polski z Ukrainą? Niebezpieczny temat (https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-ukraina-rosja/aktualnosci/news-unia-polski-z-ukraina-niebezpieczny-temat,nId,6697331). Jedni eksperci są za taką unią, inni są jej przeciwni. Jedni i drudzy mają swoje racje, które każą im wysuwać takie, a nie inne argumenty. Jak w dobrze prowadzonym przesłuchaniu: jest dobry i zły policjant. Osobiście odnoszę wrażenie, że jest to „gotowanie żaby na wolnym ogniu”, czyli przygotowywanie polskiego społeczeństwa do zmian, jakie mogą nastąpić po zakończeniu wojny na Ukrainie. Poniżej treść tego artykułu.

Szalony, zdawałoby się, koncept unii polsko-ukraińskiej zyskuje coraz to nowych zwolenników. “Za takim rozwiązaniem nie przemawia nostalgia, ale wspólne interesy” – przekonuje amerykański magazyn “Foreign Policy”. – Jeśli rozumiemy przez to formę wspólnej państwowości, mówienie o tym wydaje mi się szkodliwe – podkreśla prof. Andrzej Szeptycki.

Inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że koncepcja unii polsko-ukraińskiej ma nad Wisłą swoich entuzjastów. Mówił o niej m.in. w rozmowie z Interią europoseł Patryk Jaki, przekonując, że “jeżeli Ukraina wygra wojnę, powinniśmy budować z nią sojusz”. 

Marzy mi się nawet coś na kształt nowej Unii Lubelskiej z Ukrainą, w przyszłości poszerzony o wolną Białoruś. Taki sojusz należy oprzeć o gwarancje USA, które muszą mieć militarnego, silnego partnera w tej części Europy – dodał. 

O konieczności rozwoju relacji Warszawy z Kijowem w tym kierunku pisał także publicysta i analityk Marek Budzisz, który w perspektywie dekady postulował utworzenie polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego

Kilka dni temu do polskich głosów w tej sprawie dołączył słowacki politolog Dalibor Rohac, ekspert American Enterprise Institute. 

W felietonie na łamach renomowanego amerykańskiego magazynu “Foreign Policy” zaproponował zawiązanie unii polsko-ukraińskiej. Przekonywał, że w kontekście rosyjskiego zagrożenia za takim rozwiązaniem nie przemawia nostalgia, ale wspólne interesy.

Prof. Szeptycki: Mało realne, a wręcz szkodliwe

Ukraina broni się przed rosyjską agresją i chwyci się wszystkiego, co ją wzmocni, strategicznie, politycznie, wojskowo, gospodarczo itp. Teraz i w przyszłości. Do tych środków nie należy jednak tworzenie wspólnych struktur państwowych z Polską – przekonuje w rozmowie z Interią Eugeniusz Smolar z Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Unia Polski z Ukrainą wydaje się mało realna. A jeśli rozumiemy przez to formę wspólnej państwowości, mówienie o tym wydaje mi się również z kilku powodów szkodliwe – dodaje prof. Andrzej Szeptycki z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW oraz Instytutu Strategie 2050.

Wojna w Ukrainie. Unia z Polską a zagrożenie ze strony Rosji

Dalibor Rohac przekonuje, że 700 lat temu unia I Rzeczpospolitej z Wielkim Księstwem Litewskim, które obejmowało dzisiejsze duże obszary Białorusi i Ukrainy, pozwoliło rozwiązać dwa problemy.

Unia z 1385 r. odpowiedziała na obawy dotyczące zagrożenia ze strony Krzyżaków, z którym borykali się zarówno Polacy, jak i Litwini. A obecne ewentualna unia Warszawy i Kijowa miałaby pozwolić na przeciwstawienie się zagrożeniu ze strony Rosji.

Polska jest silna swoją przynależnością do NATO i do UE i odgrywa ważną rolę jako źródło oraz jako centrum logistyczne pomocy walczącym Ukraińcom, także w pomocy uchodźcom na terenie kraju. Nie posiada jednak potencjału gospodarczego czy wojskowego, by prowadzić samodzielną politykę wschodnią wobec Ukrainy (czytaj: Rosji) – przekonuje Eugeniusz Smolar. 

Równie sceptycznie podchodzi do sprawy profesor Andrzej Szeptycki i zwraca uwagę na zagrożenia.

Istnieje ryzyko, że mówienie o unii zostałoby wykorzystane przez rosyjską propagandę, która już niejednokrotnie wspominała o rewizjonizmie ze strony Polski wobec zachodniej Ukrainy czy Lwowa – podkreśla.

I jak dodaje, w kontekście projektu hipotetycznej unii, natychmiast pojawiłoby się pytanie, czy nie zaowocuje ona włączeniem Polski do wojny. To niebezpieczne, ponieważ mógłby to być argument przeciwko pomocy Polski dla Ukrainy – mówi.

Unia z Polską sposobem na wejście Ukrainy do UE i NATO?

Inny z argumentów Dalibora Rohacza w sprawie potencjalnej unii dotyczy przyspieszenia starań Ukrainy na drodze do UE i NATO. 

“Nawet jeśli wojna Ukrainy z Rosją zakończy się zdecydowanym zwycięstwem Ukrainy i wyparciem sił rosyjskich z kraju, Kijów czeka potencjalnie kilkudziesięcioletnia walka o wejście do UE, nie mówiąc już o uzyskaniu wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa od Stanów Zjednoczonych” – wskazuje Słowak.

I podkreśla, że ten czas może być niebezpieczny podobnie jak w przypadku państw Bałkanów Zachodnich, które od lat czekają na przyjęcie do UE czy NATO. 

“Niestabilne kraje Bałkanów, podatne na rosyjską i chińską ingerencję, stanowią ostrzeżenie, do czego może doprowadzić przedłużający się ‘status kandydata’ oraz europejskie niezdecydowanie” – pisze Rohac.

Eugeniusz Smolar wskazuje, że “wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że Ukraina przez lata nie będzie gotowa do członkostwa w UE i od dobrej woli poszczególnych rządów zależeć będzie, głównie z powodów moralnych, wypracowanie szybszej, nigdy wcześniej niepróbowanej ścieżki akcesji”.

Dużo rozsądniejsza wydaje się być strategiczna współpraca między Warszawą a Kijowem, zawarcie nowego traktatu polsko-ukraińskiego, rozwijanie istniejących formatów, np. Trójkąta Lubelskiego, który tworzą Warszawa, Wilno i Kijów oraz popieranie akcesji Ukrainy do UE i NATO – dodaje Andrzej Szeptycki.

Proces zjednoczenia Niemiec

Dla poparcia hipotezy o połączeniu Polski z Ukrainą Dalibor Rohac powołał się na zjednoczenie Niemiec z 3 października 1990 r. 

“To nie jest fantazja” – przekonuje słowacki politolog, który widzi w wydarzeniach sprzed 30 lat precedens, mogący posłużyć jako przykład do trudnego procesu łączenia państw.

Zjednoczenie Niemiec przypieczętowano 12 września 1990 r. w tzw. traktacie 2+4, podpisanym w Moskwie przez szefów MSZ RFN, NRD oraz czterech zwycięskich państw II wojny światowej: ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Kilkustronicowy dokument zakończył po ponad 40 latach podział Niemiec.

W ramach traktatu określono granice i wyjaśniono kwestie dotyczące bezpieczeństwa, w tym jednego z najbardziej kontrowersyjnych punktów, tj. członkostwa w NATO, redukcji niemieckich sił zbrojnych z około pół miliona w samej RFN do 370 tys. w zjednoczonych Niemczech. Ustalono wycofanie sowieckich wojsk z ówczesnej NRD.

Jestem w stanie wyobrazić sobie, że w Polsce i w Ukrainie ktoś mógłby wskazywać na precedens zjednoczenia Niemiec. Byłoby to jednak mocno naciągane, ponieważ mieliśmy wówczas do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Naród niemiecki był podzielony, państwa zachodnie uznawały jego prawo do jedności, a zjednoczenie dokonało się z udziałem czwórki wielkich mocarstw. To nie jest przypadek Polski i Ukrainy – podkreśla Andrzej Szeptycki. I jak dodaje, tego typu model można bardziej zastosować do podzielonego Cypru

Unia Polski z Ukrainą przeciwwagą dla Niemiec i Francji w UE?

Rohac na łamach “FP” snuje snuje wyobrażenia, co by się stało, gdyby po zakończeniu wojny Polska i Ukraina stworzyły wspólne państwo federalne lub konfederacyjne, łącząc politykę zagraniczną i obronną oraz niemal natychmiast wprowadzając Ukrainę do UE i NATO.

“Unia polsko-ukraińska stałaby się drugim co do wielkości krajem w UE i prawdopodobnie jej największą potęgą militarną, stanowiąc więcej niż wystarczającą przeciwwagę dla tandemu francusko-niemieckiego – czego tak bardzo brakuje UE po brexicie” – twierdzi.

Sceptycznie do takiego stawiana sprawy podchodzi Eugeniusz Smolar. Nasze bezpieczeństwo i rozwój są i pozostaną związane z NATO i z Unią Europejską. Zabójczo szkodliwym jest tworzenie miraży, że Polska mogłaby rozwijać się szybciej i odgrywać ważniejszą rolę w innych strukturach, co próbowano początkowo czynić z “Trójmorzem” prezentowanym jako projekt geopolityczny – podkreśla.

Kwestie gospodarcze. Polska nie ma środków na odbudowę Ukrainy

Słowacki politolog w wizji ewentualnej unii Warszawy i Kijowa optymistycznie podchodzi do kwestii gospodarczych. Podkreśla, że polski podatnik nie powinien w ogóle płacić rachunku za odbudowę Ukrainy oraz nadrabianie przez nią zaległości w stosunku do Zachodu.

Odbudowa miałaby zostać sfinansowana m.in. z zamrożonych rosyjskich aktywów na Zachodzie o wartości 300 mld dolarów oraz wsparcia zamożniejszych państw. 

Szacunki dotyczące kosztów odbudowy Ukrainy różnią się od siebie, ale z pewnością przekroczą kilkaset mld dolarów. Wielu liczy na korzyści wynikające z udziału Polski w odbudowie, jednak wydaje się, że nasz kraj z wynoszącym w 2022 r. PKB około 700 mld dolarów z pewnością nie udźwignie tego ciężaru.

Naszym sąsiadom, którzy muszą zapewnić pracę własnym obywatelom, tańszym niż polscy budowlańcy, zależeć będzie na zaangażowaniu takich koncernów międzynarodowych, które łączyć będą ekspertyzę ze zdolnościami finansowania działalności własnej – wskazuje Eugeniusz Smolar.

Takie zdolności posiadają Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Włosi, Holendrzy, Hiszpanie itd., itd. By się więc liczyć, polski rząd musi myśleć o pozyskaniu co najmniej 4-5 mld własnych dolarów czy euro, by finansować przyszłą działalność polskich przedsiębiorstw w Ukrainie. Oznaczać to będzie w obecnych warunkach bolesną konieczność pogłębienia zadłużenia na rynkach międzynarodowych – wskazuje ekspert CSM.

Wynika z tego, że w trudnym i kosztownym procesie odbudowy Ukrainy to nie sentymenty odegrają główną rolę, ale kapitał. A kolejka chętnych będzie długa.

xxxxxxxx

Jeśli taki felieton ukazuje się w prestiżowym amerykańskim Foreign Policy, to nie jest to przypadek i czemuś to służy. Zapewne oswajaniu Polaków z taką wizją. Amerykanie posłużyli się słowackim politologiem, nie dlatego, że nie mają swoich. Wprost przeciwnie, Amerykanie są doskonale zorientowani we wszystkim, co się dzieje na świecie, bo to na ich uczelnie zjeżdża cały świat. Ale nie tylko dlatego i nie przede wszystkim dlatego. Po prostu dlatego, że wszędzie na świecie są zasymilowani Żydzi, którzy doskonale znają realia każdego zakątka świata i jak trzeba coś tam zmienić, to pojawia się amerykańska armia i robi „porządek”. To nie Amerykanie są żandarmem świata, tylko Żydzi, którzy posługują się amerykańskim wojskiem jak pałką. W przypadku tego felietonu uznano chyba, że nie trzeba tak ostentacyjnie manifestować, że to amerykański pomysł, tylko posłużono się słowackim politologiem. Po to oni są, po to, by autorytetem swojego tytułu naukowego dodawać powagi wygłaszanym opiniom.

Argument, że taka unia pozwoliłaby na przeciwstawienie się zagrożeniu Rosji, to kpina ze zdrowego rozsądku. Jeśli tak to miało by wyglądać, to pojawia się pytanie: to po co Polska wchodziła do NATO? No właśnie po to, by uchronić się przed rosyjskim zagrożeniem. A jeśli NATO nie jest w stanie nas obronić, to czy unia z państwem upadłym jest w stanie to uczynić? Pomijając już to, czy Rosja w ogóle Polsce zagraża. A jeśli zagraża, to ma przecież granicę z Polską w obwodzie kaliningradzkim, a granica z Białorusią jest praktycznie granicą z Rosją. Mamy więc tu klasyczne odwrócenie kota ogonem. Dążenie do stworzenia unii z Ukrainą jest maskowane rzekomym zagrożeniem ze strony Rosji.

Stworzenie unii z Ukrainą przyśpieszyło by jej wejście do unii i NATO – twierdzi słowacki politolog. Problem polega na tym, że stworzenie unii z Ukrainą oznaczało by automatycznie rozszerzenie unii, a to chyba nie mogło by się dokonać bez zgody krajów członkowskich. Z drugiej strony granica pomiędzy Polską a Ukrainą praktycznie nie istnieje, co może sugerować, że dokonuje się jakaś dezintegracja unii. No bo skoro jej granice są nieszczelne, to można chyba użyć takiego określenia. Jeśli zaś chodzi o NATO, to Ukraina, że względu na pomoc jaką otrzymuje od NATO, już w nim praktycznie jest.

Unia Polski i Ukrainy miałaby być przeciwwagą dla Niemiec i Francji? To chyba jakiś żart. Według słowackiego politologa byłaby to też największa potęga militarna w Europie. Polska jest całkowicie rozbrojona, a Ukraina ma tylko to, co dostaje z NATO.

Ilość bzdur, jakie wypowiedział słowacki politolog przeraża, ale to tylko balon próbny, sondujący reakcję polskich polityków i społeczeństwa. Jest rzeczą oczywistą, że taka unia nie może powstać w trakcie wojny, bo nie wiadomo w jakim kształcie terytorialnym wyjdzie z niej Ukraina. Dlatego trwa przygotowywanie opinii publicznej do takiego rozwiązania, które prawdopodobnie nastąpi po wojnie. O tym świadczą wypowiedzi takich ludzi jak Patryk Jaki czy Marek Budzisz, ale również przesiedlenie milionów Ukraińców, którzy nie byli zagrożeni wojną, bo ona toczy się tylko na niewielkim obszarze we wschodniej części Ukrainy. Samo przesiedlenie może nie byłoby takie groźne, ale nadawanie im numerów PESEL i licznych przywilejów, faworyzujących ludność ukraińską względem ludności polskiej, świadczy o tym, że ci ludzie tu zostaną. W praktyce mamy już państwo, w którym egzystują dwa narody, a stąd do unii już blisko.

Nie wiemy, jaki porządek nastanie po zakończeniu wojny na Ukrainie, ale dowiemy się, gdy ona się skończy. Tak jak w czasie II wojny światowej ludzie nie wiedzieli, jak będzie wyglądał świat po niej, tak po jej zakończeniu dowiedzieli się.

Kłamstwa

W blogu „Najsilniejsza armia” pisałem o tym, że na kanale „Powojnie” pojawił się odcinek, w którym prowadzący przekonywał, że Churchill chciał wyrwać Polskę spod radzieckiej dominacji. Myślałem, że jest to jednostkowy wyskok, ale 24 marca na kanale „Zakazane historie” pojawił się odcinek, w którym prowadzący, Leszek Pietrzak, opowiada o tym, jak Churchill chciał wyrwać Polskę z rąk Stalina. W opisie do filmu czytamy:

W moim dzisiejszym filmie opowiem Państwu o tym, jak po zakończeniu wojny brytyjski premier Winston Churchill chciał uwolnić Polskę od Sowietów. Dowiecie się, w jaki sposób brytyjski premier chciał tego dokonać. Ten film zatytułowałem „III wojna światowa. Jak Churchill chciał wyrwać Polskę z rąk Stalina”. Gorąco zapraszam do oglądania.

Jest to kanał, który ma 262 tys. subskrybentów, a więc jego oddziaływanie jest nawet większe, niż kanału „Powojnie”, który ma 198 tys. subskrybentów. Wygląda na to, że powoli, na naszych oczach, odbywa się kolejne zakłamywanie historii, wybielanie naszych obecnych „sojuszników”, którzy, podobnie jak w 1939 roku, w sposób cyniczny wciągają Polskę do wojny z Rosją. Nie ma chyba w historii polityka, który by bardziej nienawidził Polski i Polaków, niż Churchill. Dla niego odebranie niewielkiego Zaolzia, które Czesi 20 lat wcześniej, wbrew umowie, przyłączyli do siebie, było wystarczającym powodem, by napisać, że Polska zachowała się jak hiena, bo zrobiła to w momencie, gdy Hitler najechał Czechy. Na takie porównanie nie zasłużyły w jego oczach Włochy, Węgry i Bułgaria, które wraz z Niemcami dokonały rozbioru Jugosławii w 1941 roku. Kim więc są ludzie, którzy dziś wybielają Churchilla?

Czy można jednak popisać się większym kłamstwem? Można. Popisuje się nim Maciej Maciak na swoim kanale „Musisz to wiedzieć” (1624).

W 40:57 mówi on: …takie nawiązanie do Placu Wolności we Włocławku, bo rzeczywiście wolność po 44 roku przyszła wraz z Armią Radziecką i Armią Polską! A w 1:09:40 mówi: Proszę państwa to jest ta narracja, to wciskanie ludziom głupoty. To jest odcinanie nas od rynków wschodnich, bardzo dla nas atrakcyjnych, korzystnych, na których moglibyśmy zbić potężny kapitał, jak Wokulski w „Lalce”.

Po 1944 roku nie przyszła wolność tylko zmiana okupanta. Podobnie było po 1989 roku. Wtedy też nam wmawiano, że już jesteśmy wolni, co było nieprawdą. W 1944 roku Niemców zastąpili Sowieci, a ich po 1989 roku Amerykanie. Dla małych państw i narodów nie ma czegoś takiego jak wolność. Jest tylko mniejsza lub większa zależność od suwerena. W tym miejscu, pomiędzy Rosją a Niemcami, dokonuje się większych eksperymentów: przesiedlenia, zmiany granic, mieszanie narodów, niż np. w Czechach. I taka to różnica, bo Czesi też nie są suwerennym narodem, ale cały czas są w tym samym miejscu, w tych samych granicach.

Wokulski był właścicielem dobrze prosperującego sklepu galanteryjnego, ale z pozycji średniego sklepikarza nie można było handlować ze wschodem na wielką skalę. Nie mógł on porównywać się z łódzkimi fabrykantami, przeważnie żydowskiego pochodzenia. Cały ten ich biznes polegał na tym, że przyjeżdżali oni z Niemiec i budowali fabryki w Królestwie, które było częścią Imperium Rosyjskiego i z tego względu ich produkty mogły być sprzedawane na terenie Rosji bez cła. Natomiast te wielkie pieniądze Wokulski zarobił gdzie indziej. W pewnym momencie moskiewski kupiec Suzin mówi do niego: Stanisławie Piotrowiczu, bierz wszystkie pieniądze i jedź ze mną na wojnę turecką do Bułgarii. I pojechał. Był tam około roku. Wystarczyło, by po powrocie móc smalić cholewki do zubożałej arystokratki.

PRL oddala się już coraz bardziej, więc coraz mniej ludzi pamięta jego realia. Tak jak już wielu zapomniało o tym, że Wałęsa obiecywał każdemu po 100 milionów. Po denominacji było to 10 tys. Biorąc pod uwagę inflację, to dziś było by to jakieś 40-50 tys. Te pieniądze miały pochodzić z prywatyzacji zakładów przemysłowych, czyli z majątku wszystkich Polaków. Co z tego wyszło? Jakieś świadectwa udziałowe warte grosze. A dziś nasz rodzimy „Flecista z Hameln” obiecuje każdemu willę z basenem. Przebił Wałęsę wyraźnie. Idzie va banque.

W tym miejscu chciałem zakończyć ten blog, ale wczoraj obejrzałem kolejny (1625) odcinek na kanale „Musisz to wiedzieć”. O ile jego stwierdzenie z odcinaka 1624, że po 44 roku przyszła wolność, nie zrobiła na mnie wrażenia, to początek odcinka 1625 wprawił mnie w zdumienie. A konkretnie podkład muzyczny pod krótką prezentację ostatniego spotkania uczestników Ruchu Dobrobytu i Pokoju na Mazowszu i na Kujawach.

»Ukochany kraj – wiersz polskiego poety Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z 1953 roku, napisany jako „Wszystko tobie, ukochana ziemio”; został użyty jako słowa do pieśni socrealistycznej skomponowanej przez Tadeusza Sygietyńskiego, założycielowi Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”, który pierwotnie wykonał utwór. Była to prawdopodobnie najbardziej rozpowszechniona pieśń propagandowa w komunistycznej Polsce. Odwołująca się do patriotyzmu piosenka wzywa do budowy nowej socjalistycznej Polski.

Według tygodnika „Wprost” utwór miał zastąpić „Mazurka Dąbrowskiego” jako hymn państwowy PRL-u.« – Wikipedia.

PRL miał różne oblicza. Był mroczny okres stalinowski do 1956 roku. Były siermiężne lata gomułkowskie. Był okres gierkowski, czyli dekada lat 70-tych, przez wielu postrzegany jako najlepszy okres PRL-u. Tak było. Na kredyt żyje się lekko, łatwo i przyjemnie. Później przyszedł kac lat 80-tych. Jak było w latach stalinowskich, do których nawiązuje Maciak poprzez dobranie odpowiedniego podkładu muzycznego do swojej wypowiedzi? Zdecydowana większość tego nie pamięta, bo nie może, ze względu na wiek. Może więc nieznani przełożeni uznali, że już można wykorzystać ten okres propagandowo.

Tak się składa, że mam pełne wydanie Dzienników Marii Dąbrowskiej z lat 1914-1965. Jest ono bez opracowania edytorskiego, czyli bez tych wszystkich wyjaśnień niezbędnych dla czytelników, którzy nie mogą znać wielu ludzi, o których mowa w tym dzienniku, czy wiedzieć o pewnych faktach. Dzienniki wydała Polska Akademia Nauk, Wydział I Nauk Społecznych Komitet Nauk o Literaturze, Warszawa 2009. Wydano je w nakładzie 300 egzemplarzy. Była to wersja robocza, która miała posłużyć do ich wydania z opracowaniem edytorskim. Sądzę jednak, że jeśli kiedykolwiek zostaną one wydane, to ocenzurowane, tak jak wydania z okresu PRL-u.

W dniu 6 lutego 1950 roku zapisała:

Robimy mimo woli porównania do czasów okupacji. Niemcy mogli tylko zabijać. Jak słusznie powiedziała pewna prosta kobieta, która była długo w Oświęcimiu: „Ale jak nie zabili, to człowiek wiedział, że żyje”. Nie zdołali dobrać się do esencji życia. Ci zdołali i rujnują życie w samej jego istocie powoli, ale pewnie. Za Niemców nie miało się pieniędzy, ale jak się grosz trafił, można było kupić wszystko, czego się w granicach danej sumy zapragnęło. Dziś nawet jak się ma pieniądze, nie ma za nie co kupić, chyba że się jest dygnitarzem korzystającym ze specjalnych sklepów. Konwersja, jeśli ją przeprowadzą, nikogo nie dotknie. Jest rzeczą obojętną, tak jak wszystko staje się pomału dla wszystkich obojętne.

W dniu 26 maja 1950 roku:

Nie bardzo wierzę w owo zburzenie naszej kamienicy, ale w samej rzeczy burzą różne piękne i świetnie zachowane domy, jak np. gmach dawnej lecznicy Dydyńskiego na 6 Sierpnia, lub dobrze zachowane kamienice na Śniadeckich. Jakby chcieli zatrzeć wszelki ślad wspomnienia, że w Warszawie były piękne, duże i wysokie mieszkania. Wszystkie mieszkania, które się dzisiaj buduje, to komórki w plastrze wosku dla pszczół robotnic: I jest metoda w tym szaleństwie. Idzie o to, żeby człowiek w mieszkaniu tylko spał, żeby nie miał w nim żadnego komfortu duchowego, żeby żył w fabryce, biurze, na ulicy, w parkach „oddycha i kultury”.

W dniu 2 listopada 1950 roku:

Po kilkukrotnym wysłuchaniu powtarzanego komunikatu zorientowaliśmy się w zasadach tej reformy finansowej. Złoty oparty został (rzekomo) na parytecie złota, czyli rubla, z którym został zrównany. Ustanowiono przy tym dwie relacje zamiany starych pieniędzy na nowe. Wszystkie zobowiązania wobec państwa płatne są w relacji 3 nowe złote za 100 starych. Wszystkie zobowiązania państwa wobec obywateli płatne są w relacji 1 nowy złoty za 100 zł starych. W tej samej niekorzystnej dla obywateli relacji wymieniane będą wszystkie bez rozróżnień banknoty znajdujące się w chwili ogłoszenia tej „uchwały sejmu” w rękach obywateli. Nie znalazł się więc nikt przytomny, ktoby odradził te wręcz antypaństwowe punkty reformy. Chodziło o uderzenie w „inicjatywę prywatną”, a uderzono w miliony biednych ludzi, wywołując nową falę nienawiści do tak nieludzkiego ustroju.

3 listopada 1950 roku:

Wedle ostatniej wersji podobno rząd automatycznie zarobił na tej imprezie 800 miliardów złotych, straconych przez obywateli. Należy to uznać za daninę pobraną w bezprzykładnie brutalny i bezceremonialny sposób.

xxxxxxxx

Przeraża mnie ilość bzdur, jakie wypowiada Maciak, ale jeszcze bardziej przeraża mnie jego rosnąca popularność. Czyżby ludzie byli rzeczywiście tak naiwni? Zastanawia mnie też ilość błędów językowych, jakie popełnia. Odnoszę jednak wrażenie, że robi on to świadomie. W odcinku 1625 w 44:06 mówi: pani Gębicka, jak diabeł św… przed święconą wodą… boi się portalu Włocławek. Słychać było wyraźnie, że chciał powiedzieć „jak diabeł święconej wody”, ale poprawił się i powiedział „jak diabeł przed święconą wodą”. Nie wiem skąd ta składnia. Czyżby szły jakieś polecenia z góry? Wulgaryzacja języka polskiego staje się faktem. A to tak naprawdę ostatni bastion polskiej tożsamości. Gdy się go zniszczy, to język polski będzie takim samym chachłackim językiem jak ukraiński. I chyba o to chodzi, o to by Ukraińcy, którzy powoli stają się większością w tym państwie, nie czuli dyskomfortu, porównując oba języki, ich wymowę, brzmienie i składnię.

Partia ukraińska w Polsce?

W dniu 8 marca na kanale RMF 24 pojawił się wywiad z Natalią Panczenko, współorganizatorką Euromajdanu-Warszawa. Na oficjalnej stronie tej organizacji można przeczytać:

„Od 2013 roku Euromaidan-Warszawa, jako inicjatywa obywatelska, działa na rzecz wsparcia Ukrainy w drodze do eurointegracji. Już od ośmiu lat pomagamy i wspieramy społeczeństwo ukraińskie. 

W związku z obecną wojną na Ukrainie, łączymy polskie zaufanie oraz ukraińskie organizacje, fundacje, aktywistów i wolontariuszy, którzy działają w zakresie pomocy z dostarczaniem potrzebnego wyposażenia, leków, a także przesyłają Ukrainie pomoc humanitarną. 

Jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z Ambasadą Ukrainy w Polsce, z oficjalnymi przedstawicielami rządu Ukrainy i Polski oraz z Siłami Zbrojnymi Ukrainy. Dzięki temu wiemy, jaka pomoc i gdzie jest potrzebna.”

W 9:33 prowadzący mówi: pani ma wrażenie, że społeczność ukraińska w Polsce coraz lepiej się organizuje?

Natalia Panczenlo: Tak, jeśli chodzi o organizację, to społeczność ukraińska jest bardzo dobrze zorganizowana.
Prowadzący: A uważa pani, że powoli dojrzewamy do tego, żeby na przykład partia polityczna powstała, jeśli chodzi o Ukraińców w Polsce.
N.P.: Tego nie wiem.
P.: Nie zastanawiała się pani nad tym?
N.P.: Szczerze mówiąc nie. Dobrze by było, żeby ktoś reprezentował nas w sejmie, to na pewno.
P.: No to musi być partia polityczna.
N.P.: Bo skoro jest tak duża społeczność, no to ktoś miałby tę społeczność reprezentować, ale jakoś o tym nie myśleliśmy. Pewnie dlatego, ze większość tych osób i tak ma w tej chwili obywatelstwo ukraińskie. Nie ma obywatelstwa polskiego, nie ma prawa głosu w Polsce.
P.: A chcą mieć też obywatelstwo polskie? Czy to nie jest najważniejsze dla nich?
N.P.: Ja myślę, że osoby, które przyjechały rok temu, raczej nie. Ale pamiętajmy o tym, że przed 24 lutego 2022 roku już 2,5 miliona Ukraińców mieszkało na terenie Polski. To już dość dużo, prawie 10% obywateli i właśnie te osoby, które mieszkały tutaj wcześniej już powoli zaczynają to obywatelstwo dostawać, bo tam chyba po 5 czy 8 latach, tak w zależności od tego, czy ma się pochodzenie polskie, czy nie ma. Różne terminy są, ale generalnie te osoby, które przyjechały z początkiem ruchu bezwizowego, które przyjechały na początku 2014, na początku wojny, to pierwsi uchodźcy ukraińscy, czyli doniecki obwód, ługański obwód, Krym i tak dalej, już mają obywatelstwo.

Być może tego typu fakty mogą kogoś szokować, ale jeśli tak jest, to jest to wynik nieznajomości historii. Ja już wielokrotnie pisałem, że dla mnie Polska, jako państwo, skończyła się wraz z unią lubelską z 1569 roku. Efektem tej unii było połączenie Korony Królestwa Polskiego, czyli oficjalnej nazwy Polski, z Wielkim Księstwem Litewskim. Powstało nowe państwo – Rzeczpospolita. W praktyce była to Rzeczpospolita Obojga Narodów, czyli narodu rusińskiego i litewskiego, ponieważ reprezentowała ona interesy obu tych narodów, wchodzących w skład WKL, które to narody zajmowały ziemie byłej Rusi Kijowskiej. Do tych ziem rościła sobie prawo Moskwa. I ta Rzeczpospolita toczyła wojny z Moskwą w obronie tych ziem. To nie był interes Polski, bo przed unią nie graniczyła ona z Wielkim Księstwem Moskiewskim i nie wysuwało ono żadnych roszczeń terytorialnych wobec Polski. Interesem Polski było odzyskanie Śląska, gdzie ludność polska stanowiła większość.

Na krótko przed tą unią doszło do czegoś, o czym wielu ludzi w Polsce zapewne nie wie. Wydzielono (pewnie nieznani przełożeni Jagiellona Zygmunta Augusta)) mianowicie z WKL województwo podlaskie, Wołyń, Kijowszczyznę i województwo bracławskie i włączono je do Korony. W ten sposób Korona stała się wielka, przynajmniej pod względem obszaru, a resztka po WKL zajmowała obszar zbliżony do obszaru dzisiejszej Białorusi i Litwy. To, co jednak najistotniejsze, to to, że powstało wspólne państwo polsko-rusińskie (polsko-ukraińskie), które nadal nazywano Koroną, czyli Polską, a przecież to już nie była Polska. Z Litwą natomiast była unia, a nie – wspólne państwo. Taka jest potęga słowa. Dla większości ludzi, jeśli czegoś się nie nazwie, to tego nie ma.

Rzeczpospolita po unii lubelskiej w 1569 roku; źródło: Wikipedia.

W efekcie tej unii powołano wspólny Sejm walny, obradujący w Warszawie, którego izba poselska składała się 77 posłów koronnych i 50 litewskich, a w skład Senatu weszło 113 senatorów koronnych i 27 litewskich. Ilu z tych posłów i senatorów było posłami i senatorami rusińskimi, tego Wikipedia nie podaje. To jednak nie zmienia faktu, że posłowie i senatorowie rusińscy (ukraińscy) w polskim sejmie, to nie jest nic nowego w tej „polskiej” rzeczywistości.

To był bardzo sprytny zabieg, bo dzięki niemu można było odnieść wrażenie, że w tym nowym państwie dominuje żywioł polski, co nie było prawdą. Rusińska i litewska szlachta była daleko potężniejsza od polskiej. Wielcy feudałowie rusińscy (np. Wiśniowiecki) i litewscy (np. Radziwiłłowie) zdominowali w sensie politycznym i gospodarczym to nowe państwo. To oni zasiadali w polskim sejmie i rządzili na Litwie i na Ukrainie, ale również i w Koronie, czyli w Polsce. Taki Wiśniowiecki czy Radziwiłł więcej znaczyli niż król tego śmiesznego tworu zwanego Rzeczpospolitą.

Ten stan utrzymał się do rozbiorów, w wyniku których Rosja odebrała, co jej. Po I wojnie światowej w II RP tzw. mniejszość ukraińska miała swoich posłów w sejmie i specjalizowała się w terroryzmie i morderstwach politycznych. Po II wojnie światowej na tzw. Ziemie Odzyskane przesiedlono mniejszości z Kresów, głównie Ukraińców. I tym sposobem Polska nadal była państwem wieloetnicznym i wielowyznaniowym. I do dziś takim jest. Historia tego regionu, który nazywa się dla niepoznaki Polską, skłania do wniosku, że od unii lubelskiej żywioł wschodni dominuje w społeczeństwie zwanym polskim. To zapewne da o sobie znać, gdy społeczność ukraińska utworzy własną partię i jeszcze wzrośnie w silę ze względu na uprzywilejowaną pozycję, jaką jej zapewnili w tym państwie Żydzi. I ci, którzy jeszcze do niedawna deklarowali, że są Polakami, raptem staną się Ukraińcami. Dopiero wtedy okaże się, że Polacy w tym państwie są mniejszością, a wschodni żywioł zdecydowaną większością. Powoli więc wracamy do rzeczywistości I RP.

I gdyby nie wojna na Ukrainie, to nie byłoby tylu Ukraińców w Polsce, bo nie byłoby “uchodźców”. Tak to pod pretekstem wojny zmienia się “Polskę” w Ukrainę. A czy po tych zmianach nadal ten wspólny obszar, który wytną z terytorium obecnej Polski i Ukrainy, będą nazywać Polską? Ci, którzy dożyją tych czasów, dowiedzą się.