Dom wariatów c.d.

Od początku wojny na Ukrainie wmawia się nam, że to nasza wojna i że musimy bronić Ukrainy, bo jeśli nie, to czeka nas ten sam los. Skąd takie pomysły i dlaczego nas tak straszą? I czy oni wierzą w to, co mówią? To są echa pewnego artykułu Juliusza Mieroszewskiego, zamieszczonego w paryskiej „Kulturze” w 1974 roku. Wikipedia tak m.in. o nim pisze:

Jeśli chodzi o stosunek do ZSRR, początkowo był zwolennikiem walki przeciwko niemu „na wszystkich dostępnych nam polach i w każdej dostępnej nam formie”, jednakże w latach późniejszych uznał stosowanie metod siłowych za bezcelowe, nieskuteczne. Dawał wyraz przekonaniu, iż zmiany zachodzące w imperium sowieckim w konsekwencji muszą doprowadzić do jego rozpadu. Zauważał jednak, że problem rosyjski w dalszym ciągu będzie dla Polski aktualny i wymagający rozwiązania. Proponował „demokratyzację” ZSRR, swoisty „eksport europejskości”, co miałoby neutralizować zgubne skutki mechanizmów komunizmu, zarówno wewnątrz imperium, jak i w państwach satelickich. Tego zadania miała się podjąć Polska jako państwo najbardziej zbliżone do Zachodu – zarówno pod względem geograficznym, jak i kulturowym.

W 1974 na łamach „Kultury” sformułował, wraz z Jerzym Giedroyciem, fundamentalną dla polskiej myśli politycznej koncepcję, iż suwerenność Ukrainy, Litwy i Białorusi (ULB) jest czynnikiem sprzyjającym niepodległości Rzeczypospolitej, natomiast zdominowanie tych krajów przez Rosję otwiera drogę do zniewolenia także Polski.

xxx

Ten tekst Juliusza Mieroszewskiego jest uznawany za kamień milowy polskiej myśli politycznej dotyczącej polityki wschodniej. Dziw bierze, że do tej pory nie jest ogólnodostępny w sieci – publicyści z kręgu paryskiej „Kultury” dążyli do upowszechniania ich myśli szerszemu ogółowi. Dziś argumenty Juliusza Mieroszewskiego znalazłyby wielu oponentów – docenić należy odwagę autora piszącego ten tekst w 1974 roku. Artykuł Mieroszewskiego pt. Rosyjski „kompleks Polski” i obszar ULB, pojawił się w numerze 9 (324) paryskiej „Kultury” w 1974 roku. – Tak piszą administratorzy strony, na której został umieszczony ten tekst. Tu link do całego tekstu, który pojawił się na linkowanej stronie 15 maja 2011 roku. https://web.archive.org/web/20110515115116/http://lubczasopismo.salon24.pl/nieuczesane/post/305065,j-mieroszewski-rosyjski-kompleks-polski-i-obszar-ulb

Poniżej wybrane fragmenty:

Jeżeli dla uproszczenia obszar obejmujący Ukrainę, Litwę i Białoruś określimy literami ULB – to należy stwierdzić, że w przeszłości – a poniekąd i dziś – obszar ULB był czymś więcej niż „kością niezgody” pomiędzy Polską a Rosją. Obszar ULB determinował formę stosunków polsko-rosyjskich, skazując nas albo na imperializm, albo na satelictwo.

Jest szaleństwem przypuszczać, że poprzez uznanie problemów ULB za wewnątrzpaństwową sprawę rosyjską – Polska może wyprostować swoje stosunki z Rosją. Rywalizacja pomiędzy Polską a Rosją na tych obszarach miała zawsze na celu ustalenie przewagi, a nie dobrosąsiedzkich stosunków polsko-rosyjskich.

Z punktu widzenia rosyjskiego, wcielenie obszarów ULB do imperium rosyjskiego jest niezbędnym warunkiem umożliwiającym zredukowanie Polski do statusu satelickiego. W perspektywie Moskwy Polska musi być satelicka w takiej czy innej formie. Historia uczy Rosjan, że Polska prawdziwie niepodległa sięgała zawsze po Wilno i Kijów i usiłowała ustalić swoją przewagę na obszarach ULB. Gdyby powyższe dążenia historyczne Polaków zostały uwieńczone powodzeniem – byłoby to równoznaczne z likwidacją pozycji imperialnej Rosji w Europie. Innymi słowy, Polska nie może być prawdziwie niepodległa, jeżeli Rosja ma zachować status imperialny w Europie.

Ja również nie wierzę w system „albo my, albo oni” – nie wierzę, byśmy byli kiedykolwiek w możności odepchnąć Rosję z rogatek Przemyśla pod Smoleńsk. Uważam również, że system powyższy – choć głęboko historycznie zakorzeniony – jest dziś anachronizmem, barbarzyńskim anachronizmem. Ukraińcy, Litwini i Białorusini w dwudziestym wieku nie mogą być pionkami w historycznej grze polsko-rosyjskiej.

Pragnąłem wykazać, że system „my albo oni” – choć czerpie swą moc z wielowiekowej tradycji – jest w gruncie rzeczy zatrutym źródłem. Musimy szukać kontaktów i porozumienia z Rosjanami gotowymi przyznać pełne prawo do samostanowienia Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom i, co również ważne, musimy sami zrezygnować raz i na zawsze z Wilna, Lwowa i z jakiejkolwiek polityki czy planów, które by zmierzały do ustanowienia w sprzyjającej koniunkturze naszej przewagi na Wschodzie kosztem cytowanych wyżej narodów. Tak Polacy, jak i Rosjanie muszą zrozumieć, że tylko nieimperialistyczna Rosja i nieimperialistyczna Polska miałyby szansę ułożenia i uporządkowania swych wzajemnych stosunków. Musimy zrozumieć, że każdy imperializm jest zły, zarówno polski, jak rosyjski – zarówno zrealizowany, jak i potencjalny, czekający na koniunkturę.

xxx

To są fragmenty, ale zachęcam do przeczytania całości, choćby pobieżnie. Jeśli ten tekst jest uznawany za kamień milowy polskiej myśli politycznej dotyczącej polityki wschodniej, to ręce opadają. Przede wszystkim, jeśli już, to myśli politycznej tych, którzy utożsamiają się z byłym Wielkim Księstwem Litewskim. Do nich należy zapewne Giedroyć i Mieroszewski, choć ten ostatni był prawdopodobnie krakowskim Żydem. Ten tekst to jakieś grafomaństwo. Autor nie wspomina o tym, skąd się wzięło WKL. A przecież jest to podstawa, by zrozumieć stosunek Rosji do tych ziem, które on nazywa ULB.

To ziemie byłej Rusi Kijowskiej. W wyniku jej rozbicia dzielnicowego i mongolskich najazdów stała się ona łatwym łupem dla Litwinów. Państwo litewskie było słabym państwem i nie miało szans, by samodzielnie utrzymać na dłuższą metę kontrolę nad tak ogromnym obszarem i obronić je przed zakusami rosnącej w siłę Moskwy. Taki był interes WKL czy ULB, jak zawał, tak zwał. Nigdy to nie był interes Polski. Po unii lubelskiej, która się dokonała za rządów Jagiellona – Zygmunta Augusta, a więc nie Polaka, Korona została całkowicie zdominowana przez WKL i jej interes był ważniejszy, niż interes Korony. Interesem Korony było odzyskanie ziem utraconych na zachodzie, a interes WKL koncentrował się na wschodzie. Polegał on na utrzymaniu ziem byłej Rusi Kijowskiej oraz dążeniu do odzyskania tego, co wcześniej ono straciło na rzecz Moskwy. I takie zadanie miał też Batory, który nie mówił po polsku. Pacta conventa zawierały punkt, mówiący o tym, że każdy król elekcyjny będzie dążył do odzyskania ziem utraconych przez WKL. O tym autor nie wspomina i nawet nie wyjaśnia, dlaczego to Polska miałaby się tam angażować.

Cały konflikt autor rozpatruje w kategoriach skrajnych: albo imperializm, abo satelictwo. A więc interes WKL czy ULB nazywa polskim imperializmem, czyli że to Polacy dążyli do zdominowania WKL, by Rosja nie podporządkowała go sobie. A przecież było dokładnie odwrotnie. To Litwini chcieli zachować swoje zdobycze imperialne i nie dopuścić do ich utraty na rzecz Moskwy. To był konflikt elit WKL z Moskwą. I ten stan trwa do dziś. Obecna Polska jest również zdominowana przez wschodnie elity, a emigracja „polska” też, bo paryska „Kultura”, to Giedroyć, a Giedroyć to Litwa. I te wschodnie elity są antyrosyjskie i to one straszą rosyjskim imperializmem. Czasem mam wrażenie, że na tym wschodzie był tylko jeden normalny człowiek – Józef Mackiewicz. On pisał po polsku, ale nie uważał się za Polaka. Utożsamiał się z tym, co kiedyś było Wielkim Księstwem Litewskim i często podkreślał w swojej twórczości różnice pomiędzy Polską a ziemiami byłego WKL. Niestety reszta uważa się za Polaków i według własnych kryteriów definiuje interes Polski, który tak naprawdę jest interesem byłego WKL.

Państwa we władaniu dynastii Jagiellonów pod koniec XV wieku; źródło: Wikipedia. Na tej mapie widać wyraźnie jak daleko na wschód sięgało WKL.
Korona Królestwa Polskiego i Wielkie Księstwo Litewskie przed unią lubelską (1561); źródło: Wikipedia. Tu widać ziemie utracone przez WKL na rzecz Moskwy. I to do ich odzyskania zobowiązywali się królowie elekcyjni.
Wielkie Księstwo Litewskie (ciemny czerwony) w ramach Rzeczypospolitej ok. 1635; źródło: Wikipedia. Widać na tej mapie, że nie doszło do odzyskania na wschodzie wszystkich ziem, będących we władaniu Jagiellonów pod koniec XV wieku. Gdzie zatem ten polski imperializm? Włączenie do Korony południowej części WKL dokonało się za życia ostatniego Jagiellona – Zygmunta Augusta.

O co tak naprawdę chodzi w tym dziejowym konflikcie, w którym Rosję oskarża się o imperializm? Jest to konflikt prawosławia kijowskiego z prawosławiem moskiewskim. Jako że prawosławie kijowskie od początku było słabsze od moskiewskiego, to od początku szukało pomocy na zewnątrz, a że Polska była najbliżej, to ona właśnie jako pierwsza została wciągnięta w tę hucpę. To słowo nie zostało tu użyte przypadkowo. I dziś jest tak samo. Ukraina szuka pomocy na zewnątrz.

Dla Rosji podstawą jej polityki jest podporządkowanie wszystkich państw, w których dominuje prawosławie. Ziemie byłej Rusi Kijowskiej to prawosławie, a więc zgodnie z rosyjską doktryną, muszą podlegać Rosji. I wedle tych wschodnich elit, zainstalowanych w Polsce, jest to imperializm rosyjski. A Rosja te ziemie definiuje jako bliską zagranicę i nie zamierza tolerować nikogo, kto będzie chciał ten stan zmienić. Mamy więc tu do czynienia nie z imperializmem, tylko z wojną religijną, choć być może jest to wyższa forma imperializmu. O tym jednak nikt nie wspomina, bo to oznaczało by przeniesienie go na zupełnie inną płaszczyznę.

Czy Polsce coś grozi ze strony Rosji? Czy Rosja może zaatakować Polskę? Jeśli Polska sprowokuje, to różnie może być. Jednak Rosja nie musi atakować Polski, bo Polska jest już, w pewnym sensie, podbita przez Rosję. Rosja podbija Polskę prawosławiem od czasu, gdy po kongresie wiedeńskim „łyknęła” lwią część byłego Księstwa Warszawskiego. Na ziemiach Królestwa Polskiego zainstalowała swoją administrację, w której dominowali prawosławni Rosjanie. Napłynęło więc do Królestwa mnóstwo prawosławnych, którzy rozproszyli się po całym jego obszarze. A że potrzebne były im cerkwie, to i je zbudowano. Po upadku caratu ci ludzie nie wrócili do Rosji bolszewickiej, bo nie mieli do czego wracać. To było już trzecie czy czwarte pokolenie, ludzie zasymilowani, zajmujący często wysokie stanowiska, pewnie od urodzenia mówiący po polsku. Zostali w Polsce. Po II wojnie światowej z Kresów przesiedlano głównie mniejszości kresowe, czyli prawosławnych. Po 24 lutego 2022 – wyłącznie prawosławnych. Bardzo możliwe, że już obecnie prawosławni mieszkańcy Polski stanowią większość. Wprawdzie część z nich może być prawosławnymi kijowskimi, ale gdy wojna skończy się, a skończy się zwycięstwem Rosji, to oni wrócą do cerkwi moskiewskiej. Prawosławni zawsze będą bardziej lojalni wobec Rosji niż Polski. I na tym polega ten podbój.

Ci przybysze ze wschodu, poprzez swoje antyrosyjskie fobie, wciągają Polskę w wojnę z Rosją, wmawiając, że jest to polski interes. A przecież tak nie jest i tak nie było. Jan Długosz (1415-1480) pisał:

„… I ja, piszący te Kroniki, czuję niemałą pociechę z ukończenia wojny pruskiej [trzynastoletniej], odzyskania krajów z dawna od Królestwa Polskiego odpadłych i przyłączenia Prus do Polski (…) Byłbym jeszcze szczęśliwszy, gdybym doczekał się odzyskania (…) i zjednoczenia z Polską Śląska, ziemi lubuskiej i słupskiej (…) Z radością zstępowałbym do grobu i słodszy miałbym w nim odpoczynek”.

Jak obcy i niezrozumiały wydźwięk ma dla mnie to, co napisał Juliusz Mieroszewski i jak bardzo to kontrastuje z tym, o czym pisał Długosz. Od unii lubelskiej nie ma już Polski. Jest coś innego. Jest kraj Zulu-Gula, który jeszcze nazywają Polską.

Leave a comment