Kosowo

Ostatnio znowu zrobiło się głośno o Kosowie w związku z próbą narzucenia kosowskim Serbom obowiązku umieszczania na swoich samochodach kosowskich tablic rejestracyjnych zamiast serbskich. Mocno to wzburzyło Serbów i doszło do wielu incydentów, co według wielu komentatorów może być zarzewiem nowego konfliktu. Póki co wycofano się z tego zamiaru i podjęcie decyzji ma nastąpić dopiero za miesiąc.

To już 23 lata (marzec 1999) od czasu, gdy NATO zaatakowało Serbię i pewnie mało kto pamięta ten konflikt. Gdyby jednak ktoś chciał wrócić do tamtych czasów i przypomnieć sobie, jak to było, to ze zdumieniem stwierdziłby, że przypomina on do złudzenia ten na Ukrainie. W obu przypadkach mamy do czynienia z secesją, czyli odłączeniem się części terytorium od państwa. W jednym przypadku, czyli w przypadku odłączenia Kosowa od Serbii, uznano to za słuszne. W drugim, czyli w przypadku odłączenia republik donieckiej i ługańskiej od Ukrainy, uznano to za niesłuszne. Żeby było śmieszniej, to jeszcze do niedawna kilkudziesięciu ukraińskich żołnierzy było obecnych w Kosowie w ramach sił NATO i strzegli tam porządku, z którym ich koledzy na Ukrainie walczą. Ktoś jednak zrozumiał absurd tej sytuacji i wycofał ukraińskich żołnierzy z Kosowa. W tamtym czasie wszystko, co złe, to Serbowie, obecnie – Rosjanie. I dzisiaj komentujący obecną sytuację w Kosowie negatywnie oceniają Serbów, bo to sojusznik Rosji. Totalna paranoja. Ale cóż, w takich czasach przyszło nam żyć i nic na to nie poradzimy.

Kiedyś pisałem o tym, że książki mają tę przewagę nad internetem, że raz napisane nie zmieniają się, nie można ich skasować jednym kliknięciem myszki. Owszem, można je spalić, ale spalić wszystkie jest trudno ze względu na rozproszenie właścicieli. A jeśli jeszcze dodamy do tego fakt, że książki często zmieniają właścicieli i często pożyczane nie są oddawane, to spalenie wszystkich książek nie jest możliwe.

W roku 2000 pojawiła się książka Stulecie kłamców Waldemara Łysiaka. Jedną z jej części „aNATOmia kłamstwa” poświęcił autor wojnie w Jugosławii, a konkretnie konfliktowi o Kosowo. Czytając dziś te fragmenty ma się wrażenie „powtórki z rozrywki”. Tak wiele analogii i podobieństw do wojny na Ukrainie, że nie sposób odnieść wrażenia, że to te same tajemne siły, które mieszały w bałkańskim kotle, mieszają teraz w ukraińskim kotle. Poniżej fragmenty z tej części:

Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii w 1945 roku; źródło: Wikipedia.

»O „Albańskim Kosowie”

Państwo serbskie powstało w IX wieku, a więc słowiańska Serbia jest rówieśniczką słowiańskiej Polski – ma około 1000 lat. Na terenie Kosowa Słowianie osiedlali się już VII wieku, stąd – mimo dzisiejszej muzułmanizacji tego regionu – 98% nazw geograficznych Kosowa ma źródłosłów słowiański. Kosowo w XII wieku stało się integralną częścią, a dwa wieki później centralną częścią państwa serbskiego, pełną miast, wsi, zamków tudzież chrześcijańskich monastyrów i kościołów. Od tamtej pory Serbowie nigdy nie przestali mówić, że ziemia kosowska jest „kolebką narodu serbskiego”. Jej utrata staje się dla nich tym samym, czym dla Polaków byłaby utrata ziemi krakowskiej lub gnieźnieńskiej.

Jest Kosowo dla Serbów również ziemią świętą – głównie terenem narodowej i religijnej martyrologii. Tam Serbowie próbowali zatrzymać muzułmański „potop”. 28 czerwca 1389 roku 40 tysięcy serbskich witezi przyjęło przedśmiertną komunię świętą wokół kościoła Samodrerza i stanęło na Kosowym Polu przeciwko 120 tysiącom Turków. Nie mieli żadnych szans i nie mieli złudzeń – wiedzieli, że zginą. Lecz mieli świadomość konieczności swej ofiary dla obrony krzyża i państwa. Zginęli co do jednego, a Kosowe Pole zostało ich ciałami uświęcone jako serbskie Termopile. W kwietniu roku 1982 serbski kler ogłosił (tekstem o serbskich sanktuariach), że „dla narodu serbskiego nie ma droższego słowa niż Kosowo, ani cenniejszej rzeczywistości niż Kosowo, ani wspanialszego sanktuarium niż Kosowo święte”.

Napływ muzułmańskich Albańczyków do Kosowa zaczął się po klęsce antytureckiego buntu Serbów (1689) i wzmógł w stuleciu XIX, bo wtedy Serbia toczyła szczególnie ciężkie walki o wyzwolenie, więc Turcy chcieli tu mieć sprzymierzeńców. Zgodnie z planem Stambułu – imigranci (kosowscy Albańczycy) chętnie brali udział w zwalczaniu narodowo-wyzwoleńczej walki Serbów; chętnie i okrutnie – już wtedy okrucieństwo Albańczyków było ich cechą przysłowiową.

Serbia odzyskała niepodległość w roku 1878, lecz bez Kosowa, dlatego przez następne dekady Turcy dalej masowo zaludniali Albańczykami „kolebkę serbskiego narodu”. Gdy armia serbska wyzwoliła wreszcie Kosowo (1912) i gdy wróciło ono do serbskiej macierzy (1913) – nie stało się areną zemsty zwycięzców; muzułmanom dano pełną swobodę religii i kultury. Odwdzięczyli się po swojemu trzy dekady później, kiedy Kosowo zostało zajęte przez wojska Hitlera i Mussoliniego. Nigdzie w Europie naziści i faszyści nie znaleźli równie chętnych sprzymierzeńców, co wśród bałkańskich muzułmanów (Albańczyków i Bośniaków). Notabene Europejczycy nie pamietają już o tym, że Hitler był idolem całego świata muzułmańskiego właśnie za to, że masakrował chrześcijańsko-żydowską Europę (a Polacy nie pamiętają o tym, że wrześniowa klęska i kapitulacja państwa polskiego była w stolicach muzułmańskich fetowana jak święto narodowe – wybuchem entuzjazmu!).

Włączone przez hitlerowców i faszystów do „Wielkiej Albanii” – Kosowo stało się muzułmańską rzeźnią eksterminującą Serbów. Komanda albańskich oprawców zwanych „ballistami” (oddziały Balli Combetar), jak również muzułmańskie dywizje Waffen SS (bośniackie Hanczar i Kama, albańska Skanderbeg) wymordowały kilkanaście tysięcy Serbów (nigdy nie policzono dokładnie ofiar), a ponad 100 tysięcy Serbów zdołało uciec z Kosowa. Na ich miejsce Hitler i Mussolini sprowadzili tyle samo (ponad 100 tysięcy) Albańczyków z Albanii, co stało się fundamentem późniejszej (powojennej) silnej przewagi etnicznej Albańczyków w Kosowie.

Bohatersko walczący z Hitlerem Serbowie zbudowali po wojnie nową Jugosławię, znowu nie mszcząc się na Albańczykach, tylko dając Kosowu – mocą konstytucji – bardzo szeroką autonomię, obejmującą m.in. sądownictwo i struktury władzy wykonawczej. Przedstawiciele Kosowa zasiadali we władzach Federacji i mogli podejmować samodzielne decyzje bez zgody rządu Republiki Serbii. Muzułmanie zaś mogli nie tylko bez przeszkód krzewić swoją kulturę i wyznawać swój kult, ale i regularnie zwiększać na swoją korzyść dysproporcję liczbową między nimi a kosowskimi Serbami. Zwiększali dubeltowo – metodą szybszej rozrodczości i metodą stałego nacisku na swych serbskich sąsiadów. Tylko w latach 1968-1988, przy cichym wsparciu lokalnych albańskich urzędników, zmuszono do opuszczenia Kosowa aż 220 tysięcy Serbów, dzięki czemu liczba muzułmanów wzrosła aż do 74% wszystkich mieszkańców Kosowa (jak podaje „Mała Encyklopedia PWN” 1995). Kolejne fale emigracji Serbów zostaną spowodowane zbrojnym terrorem albańskim, co da muzułmanom przewagę 80:20 (80%, choć propaganda NATO mówiła aż o 90%). „New York Times”, potępiający Serbów i piętnujący rzekome czystki etniczne Miloševicia, zapomniał już, że 18 lat temu (1982) piętnował kosowskich Albańczyków, którzy „wypędzają Serbów z ich domów”.

Serbski socjolog, A. Djilas, zadał na łamach „Die Zeit” pytanie: „Dlaczego Albańczycy nie chcieli korzystać z demokratycznych praw, jakie oferowała im autonomia? Mogli z niej korzystać pełnymi garściami. Dlaczego im to nie odpowiadało?”. Autonomia, chociaż tak szczodra, że trudno znaleźć gdzie indziej podobną – nie odpowiadała kosowskim muzułmanom, bo rozzuchwalił ich właśnie jej zakres. Zgodnie z „regułą Tocqueville’a” – bunty wybuchają nie tam, gdzie panuje terror, lecz tam, gdzie panuje liberalizm, a zwiększenie obszaru wolności zwiększa potencjalną groźbę buntu. Duża autonomia dla będącej w Kosowie większością populacji albańskiej pchnęła tę „mniejszość etniczną” ku idei oderwania Kosowa – zabrania Kosowa Serbom i przyłączenia go do Albanii. Na to Serbowie nie chcieli się godzić, tak jak Polacy przez dziesiątki lat nie zgadzali się oddać Niemcom ziemi wielkopolskiej.

O przyczynach konfliktu

Dla tragedii Kosowa kluczowym (źródłowym) kłamstwem była rozpowszechniana przez NATO niby dogmat fałszywa wersja przyczyn konfliktu. Brali w tym udział zachodni politycy najwyższego szczebla, choćby premier Wielkiej Brytanii, rasowy lewak T. Blair, dla którego zawsze było jasne, że dobrzy są kosowscy muzułmanie, a źli są Serbowie. Kilka miesięcy po wojnie (październik 1999) J. Laughland wyartykułuje cierpko na łamach „Spectatora”: „Prymitywny manicheizm stosowany przez Blaira w czasie tej wojny odbiegał bardzo daleko od rzeczywistego stanu”.

NATO-wska wersja przyczyn, dla których pakt „musiał” wszcząć wojnę, brzmiała tak: w 1990 roku źli Serbowie ni stąd ni zowąd skasowali autonomię Kosowa i zaczęli okrutnie prześladować kosowskich Albańczyków, co pchnęło tych biednych muzułmanów do walki o życie i godność, a wówczas gang Miloševicia wszczął ludobójcze „czystki etniczne”, więc NATO musiało spuścić ze smyczy miotających bomby i rakiety lotników. Kropka. Tymczasem prawda jest zupełnie inna: wojnę – mile widzianą przez państwa pragnące „spożyć” swoje stare zapasy broni i amunicji, testować swoje nowe maszynki militarne i pichcić swoje nowe polityczne zupki w „bałkańskim kotle” (głównie USA i Niemcy) – zdetonowali albańscy dywersanci i kosowscy muzułmańscy secesjoniści, lekceważąc autonomię i wprowadzając krwawy antyserbski terror obliczony właśnie na wywołanie międzynarodowego konfliktu. Jego długofalowym celem była od samego początku secesja Kosowa i przyłączenie go do Albanii.

Pierwsze symptomy można było obserwować w 1981 roku. Kosowscy Albańczycy demonstrowali wówczas, żądając, by status okręgu autonomicznego zamieniono na status republiki. Kilka lat później status federacyjnej republiki przestał być ich marzeniem – coraz głośniej zaczęli się domagać niepodległości („wyzwolenia od Serbów”). W 1989 jeden z radykalnych muzułmańskich przywódców, zwany „albańskim Mandelą” A. Demaci, ogłosił, że Albańczycy utworzą powstańcze wojsko, które zabierze Serbom Kosowo, odrywając prowincję od Federacji Jugosłowiańskiej. Tego było już Belgradowi za wiele. 5 lipca 1990 parlament Serbii nie tyle likwiduje, ile ogranicza autonomię Kosowa i rozwiązuje kosowską izbę reprezentantów, jednak zostawia Albańczykom dużo swobód. Lecz Albańczycy nie chcą już swobód, chcą tylko jednej swobody – swobody oderwania od Kosowa.

Rezygnacja muzułmanów z ich wcześniejszych praw autonomicznych, a później oficjalna dewaluacja autonomii przez Serbię, spowodowały najpierw „wojnę wyborczą”, a dopiero potem ogniową. Konstytucja jugosłowiańska gwarantowała muzułmanom z autonomicznego Kosowa 30 miejsc (na 250) w parlamencie Serbii, 12 miejsc (na 178) w parlamencie Federacji, i 80% miejsc w lokalnym (kosowskim) zgromadzeniu. Osłabiwszy niekochaną autonomię muzułmanie zorganizowali sobie nielegalne własne wybory (1991), własny (nielegalny) parlament, a I. Rugovę wybrali na prezydenta niezależnego albańskiego państwa pt. Republika Kosowo. Równocześnie zaczął się totalny bojkot Belgradu – przestali płacić podatki, uznawać serbski za język urzędowy, zgłaszać się do wojska, chodzić do szkół. Zaczęli organizować własne szkolnictwo i myśleć o utworzeniu własnego wojska. „Serbia nie mogła tolerować takiego sabotażu” – pisze V. Stamenković. Żadne normalne państwo nie mogłoby tolerować takiego sabotażu uprawianego przez „narodową mniejszość”.

Wszechstronnemu sabotażowi towarzyszyły coraz bardziej intensywne i coraz bardziej zbrodnicze działania terrorystyczne. O ie w roku 1991 kosowscy terroryści muzułmańscy dokonali 11 bandyckich ataków na serbskie urzędy, na policję serbską i na serbskich mieszkańców Kosowa – o tyle w latach 1996 i 1997 odnotowano już powyżej 30 zamachów rocznie. Było to zresztą jedynie preludium. W roku 1998 Albańczycy kosowscy wzniecają wojnę totalną – ich Armia Wyzwolenia Kosowa (UÇK) dokonuje aż 1885 aktów terroru (ponad 5 zamachów dziennie)! Kosowo spływa serbską krwią, przelewaną czysto prowokacyjnie – chodzi o wzbudzenie serbskich represji i w efekcie kontrrepresji ze strony Zachodu. Nie będą tego negować nawet przychylni Albańczykom komentatorzy. Wróg Serbów, zwolennik akcji NATO, F. Schlosser, przyznał na łamach „Le Nouvel Observateur”: „Zbrojne grupy, które zachód jeszcze pół roku temu zwał «terrorystycznymi», zaczęły dokonywać śmiertelnych zamachów na serbskich policjantów i urzędników, prowokując przez cały 1998 rok represje”.

Muzułmański bandytyzm wymierzony przeciw serbskim oficjałom, lecz najwięcej strachu wzbudzający wśród kosowskich cywilnych Serbów (serbscy mieszkańcy Kosowa znowu zaczęli exodus do Republiki Serbskiej) – jakoś niezbyt interesował zachodnią opinię publiczną. Może dlatego, iż zachodnie media nie poświęcały mu większej uwagi. Natomiast serbskie akcje odwetowe wzbudziły furię Zachodu. Może dlatego, iż zachodnie media potrafiły wybornie tę pacyfikację demonizować. Niewiele liczących się zachodnich głów umiało ocenić sytuacje tak trzeźwo, jak to zrobił francuski generał P. Font: „Ograniczenie autonomii Kosowa i represje wobec separatystów były desperackim odruchem, mającym powstrzymać dalszą dezintegrację tego, co zostało z Jugosławii”.

„Desperacki odruch” Serbów pragnących chronić „kolebkę serbskiego narodu” przed secesją – został ukarany gradem NATO-wskich bomb. Robert, student Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, zadał na łamach studenckiego pisma „Redakcja – Tygodnik Myśli” bardzo celne pytanie: „Dlaczego każde państwo członkowskie NATO może bronić swojego kraju przed żądaniami separatystycznymi, a Serbom się tego odmawia?”. I dodał: „Państwa uczestniczące w agresji na Jugosławię stały się sojusznikami albańskich terrorystów-separatystów”.

O prawomocności agresji

Supermocarstwa czasami potrzebują alibi. Dla stworzenia pozorów legalności swego postępowania NATO zawezwało Serbię i albańskich separatystów do stołu „rokowań pokojowych” w Rambouillet (styczeń 1999), gdzie Serbom przedstawiono warunki z góry obliczone na sprzeciw. Traktat, jaki kazano im podpisać, nie tylko groził secesją Kosowa już za trzy lata (mocą kosowskiego referendum), lecz i… obsadzeniem całej Jugosławii wojskami NATO. Była to tak piramidalna hucpa, że wzbudziła później ostrą krytykę znanych dyplomatów i komentatorów politycznych całego globu, również w krajach NATO-wskich. H. Kissinger dla „Newsweeka”: „Dyplomatyczne rozwiązania proponowane przez kraje demokracji winny mieć ręce i nogi. Rambouillet nie spełniało tego wymogu”. M. Dobbs dla „The Washington Post”: „Rambouillet planowało co najmniej trzyletnią okupację NATO-wską całej Jugosławii!”. Notabene – „bandyckie paragrafy Rambouillet” ujawniła dopiero 18 kwietnia włoska deputowana Parlamentu Europejskiego, L. Castellina (wcześniej były one skrywane przed zachodnioeuropejską i amerykańską opinią publiczną!). Serbowie nie mogli – rzecz prosta – przyjąć takiego dyktatu i (zgodnie z premedytacją „dyktatorów”) traktatu nie sygnowali. Plan się powiódł – NATO miało wolne ręce do „słusznej interwencji”. I bomby oraz rakiety runęły na całą Jugosławię.

Niewiele brakowało, by „sztuczka z Rambouillet” przestała być dobrym alibi, gdyż mimo nacisków Albańczycy… też nie chcieli podpisać NATO-wskiego dokumentu! Zrobili to dopiero 18 marca w Paryżu. „Madeleine Albright dosłownie uklękła przed przywódcami UÇK, to był poniżający widok – wspomina jeden z obecnych. – Paliła się do bombardowań, a bez podpisu Albańczyków nie było to możliwe, bo nie dawało ustawić bariery między ‘miłymi’ Albańczykami i ‘piekielnymi’ Serbami”. („Der Spiegel”).

Bezprawna (bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ) agresja NATO przeciwko Jugosławii była zarazem agresją przeciwko wszelkim konwencjom międzynarodowym (choćby przeciwko artykułowi 52 Konwencji Wiedeńskiej), co musiało spowodować gniew światowych autorytetów i komentatorów. Były premier Australii, M. Fraser (dla „IHT”): „NATO wszczęło tę wojnę nie tylko bez zgody ONZ-u, ale gwałcąc i swoje własne przepisy – Kartę NATO! Według standardów międzynarodowych jest to działanie całkowicie nielegalne. Czy łamanie prawa ma się zwać praworządnością, gdy robi to silniejszy?”. Dzięki szpaltom hiszpańskiego „El Pais” zabrało głos wielu ekspertów, m.in. światowej renomy prawnik R. Falk („USA stały się torturującym oprawcą – grają rolę bezmyślnego zbira”), znany eseista E. Said („Clinton, nawet według praw amerykańskich, pogwałcił konstytucję rozpoczynając wojnę bez zgody Kongresu”) czy I. Sotelo („Jugosławia ma całkowitą rację. Za tym rugowaniem prawa przez rzekomą sprawiedliwość kryją się ciemne interesy agresorów”).

Ciemne interesy agresorów” znalazły wszakże znaczących adwokatów. Głośny polityk, Z. Brzeziński, szybko uznał, że „suwerenność państwowa nie może być najwyższym nakazem” wobec „prymatu praw ludzkich”. Dyrektor sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badania Problemów Pokoju, A. D. Rotfeld, stwierdził: „Integralność nie może już mieć najwyższego priorytetu (…) Zasada nieingerencji w sprawy wewnętrzne również wymaga korekty na rzecz praw człowieka”. Etc., etc. Jakby chcąc zaprzeczyć opinii pisma „The Nation”, że wojnie Paktu przeciw Jugosławii „brakuje nie tylko prawnego, ale i moralnego uzasadnienia” – wodzowie agresji (Clinton, Blair, Chirac, Schröder, Solana, Prodi e tutti quanti) bez ustanku machali imperatywem moralnym pt. prawa człowieka nade wszystko!

Bezprawność antyserbskiej wojny NATO to już tylko fakt historyczny. Czymś gorszym jest stworzenie bandyckiego precedensu w stosunkach międzynarodowych przez dowolne interpretowanie paragrafów konwencyjnych i kanonów etycznych, vulgo: przez zastosowanie tak modnego wśród lewaków relatywizmu moralnego do polityki międzynarodowej. Jeszcze raz cytuję dyrektora Rotfelda (tego od Badania Problemów Pokoju) udzielającego wywiadu „Niezawisimoj Gazietie”: „Realia życia międzynarodowego wymagają rozszerzonej interpretacji zasady samookreślenia…”. Bardzo dowcipne. „Realia życia międzynarodowego” mogą co raz to skłaniać silniejszych, aby – bez zgody ONZ-u – napadali słabszych wskutek własnej interpretacji pojęć takich jak „prawa człowieka”, „suwerenność” czy „integralność”. „Prawa człowieka” są tu najporęczniejsze. O plastyczności (rozciągliwości) tego terminu pisał już w roku 1790 wybitny konserwatywny filozof angielski, E. Burke. Któż może wiedzieć, kiedy kłopoty wewnętrzne jego kraju staną się przyczyną agresji z zewnątrz prowadzonej pod wzniosłym sztandarem „praw człowieka”?

O wiarygodności informacji

Główny rzecznik prasowy NATO, J. Shea, stał się gwiazdorem mediów, gdyż codziennie dawał dziennikarzom świeże informacje „z frontu”. Prawie wszystkie kłamliwe. Shea miałby dużo szans w konkursie na „barona Münchhausena” wieku XX. Były sekretarz obrony w konserwatywnym rządzie pani Thatcher, A. Clark, podczas tej wojny stwierdził nie bez racji, że propaganda militarna NATO oraz media wszystkich krajów NATO oszukują własne społeczeństwa prezentując wypaczony obraz konfliktu przeinaczając fakty, zafałszowując rzeczywistość bez żadnych skrupułów.

Profesor nowojorskiego Columbia University, E. Said, dla „El Pais”: „Chorobliwość sytuacji zwiększał fakt, że dziennikarze opowiedzieli się po stronie NATO, miast wypełniać swój święty obowiązek – bezstronnie informować. Stali się więc subiektywnymi kibicami nonsensów i okrucieństw tej wojny. W ciągu 79 dni wysłuchałem 30 konferencji prasowych NATO, podczas których dziennikarze zadali ledwie 5 czy 6 pytań kwestionujących głupoty, jakie opowiadali Shea, Robertson i najgorszy z nich wszystkich, Solana, eks-socjalista, który stał się marionetką NATO (…) Nikt nie rzucił pytania, czy Trybunał Międzynarodowy, zwący Miloševicia zbrodniarzem, zastosuje te same kryteria wobec Clintona, Blaira, Albright, Clarka i wszystkich pozostałych, u których zbrodniczy cel wziął górę nad wszelkimi zasadami przyzwoitości i prawami wojny (…) Co gorsza – media bardzo skąpo lub wcale nie informowały o niepopularności tej wojny w wielu krajach, m.in. w USA, Włoszech, Niemczech i Grecji”.

O „ludobójstwie dokonanym przez Serbów”

Wśród wszystkich kłamstw „urabiających opinię publiczną” świata – najpotworniejszym była (szerzona przez NATO, przez wielu zachodnich „mężów stanu” i przez media globu) teza o ludobójstwie: Serbowie stosują „czystki etniczne”, masowo mordując kosowskich Albańczyków. Z łamów i głośników płynęła nieustająca fala zapewnień o serbskich zbrodniach – o istnym holocauście muzułmanów kosowskich.

Już 25 kwietnia francuskie pismo „Marianne” poinformowało rodaków, że pewien francuski instytut wywołał wściekłość rządu socjalisty Jospina, ponieważ rezultaty badań tej placówki nie wtórowały „zamówieniu” na antyserbskość. „Od tendencyjnych informacji do tendencyjnych pytań sondażowych – wszystko służy bezdowodowemu demonizowaniu Serbów” – konkludowało „Marianne”. Ale gdy telewizja codziennie ukazywała domy „spalone przez Serbów”, płaczące matki i dzieci „wygnane przez Serbów”, tudzież wywiady z Albańczykami opowiadającymi o tych wszystkich „serbskich zbrodniach” – Francuz zaczynał w to wierzyć. Cytuję kawałek relacji A. Gwiazdy goszczącego wówczas w Paryżu (tygodnik studencki „Reakcja”): „Telewizja napycha się do przesytu widokiem uchodźców i niezidentyfikowanych obiektów leżących obficie polanych sosem pomidorowym. Racji strony serbskiej – po prostu się nie przedstawia”.

Kiedy już NATO opanowało Kosowo zaczęły się mnożyć „dowody serbskiego ludobójstwa” – odkopywane po całym Kosowie „groby zbiorowe”, na czele z dwoma rekordowymi: koło miejscowości Ljubenic i w szybach kopalni Trepča. Telewizje ukazywały jakieś indywidualne szczątki, podając równocześnie przypuszczalne bilanse ofiar takim tonem, jakby podawały sprawdzone liczby (Ljubenic – „350 ciał”, Trepča – „około 700 ciał”, itd.). Jednak – dziwna rzecz – nigdy później nie wracano z kamerami do owych „największych masowych grobów”, by ukazać stosy ekshumowanych trupów zamiast wcześniejszych pojedynczych „niezidentyfikowanych obiektów leżących”, mimo że Kosowo zostało zalane i przez rozliczne telewizje świata, i przez międzynarodowe komisje złożone z ekspertów medycyny sądowej pracujących dla Trybunału ds. Zbrodni w byłej Jugosławii.

Wszystkie „masowe groby Albańczyków” okazały się łgarstwem NATO-wskiej propagandy. W Ljubenic znaleziono kilka ciał, w Trepičy – żadnego! Jesienią 1999, gdy kończono przeczesywanie Kosowa, pracujący tam hiszpański ekspert policyjny, J. L. Palafox, resumował „urobek”: „Mieliśmy znaleźć dziesiątki tysięcy trupów. Łącznie znaleźliśmy 187 trupów różnych narodowości i wracamy do domu. Wszystko to jest, delikatnie mówiąc, niepoważne”. Rozeźleni dziennikarze rzucili się więc do wzmiankowanego Trybunału (notabene często krytykowanego za tendencyjną antyserbskość), by spytać o mistyfikacje ze „zbiorowymi grobami Albańczyków mordowanych przez Serbów”. Rzecznik głównego prokuratora Trybunału, P. Risley, musiał przyznać, wstydząc się: „Cóż… no… liczba mogił nie była taka duża… nie znaleziono zbyt wielu ciał…”. Teksaski Ośrodek Analityczny Stratfor ustalił, że na terenie Kosowa znaleziono po wojnie ledwie kilkaset trupów, a spora ich część to były serbskie ciała, ofiary zbrodni Albańczyków. Jeśli chodzi o tak mocno nagłaśniane wcześniej przez media „serbskie zbrodnie” i „masowe groby muzułmanów” – to 25 października „The Spectator” zbilansował definitywnie: „Eksperci różnych branż potwierdzili, że te dramatyczne informacje były czystą fantazją”.

O „partyzantce wyzwoleńczej”

W Kosowie były trzy strony konfliktu: Serbowie jako ci „z definicji” źli (eks-premier Australii, M. Fraser, dla „ITH”: „Podczas całej tej tragedii niesprawiedliwie demonizowano Serbów, zwalając na nich odpowiedzialność za całe bałkańskie zło”) oraz ci „z definicji” dobrzy: NATO (jako antyserbska żandarmeria międzynarodowa) i UÇK (jako „albańscy bojownicy o wolność” vel „kosowscy partyzanci muzułmańscy przeciwstawiający się antyalbańskim represjom Serbów”). Przyjrzyjmy się tym „bojownikom” bez serwowanych całemu światu kłamstw NATO.

UÇK jest dzieckiem albańskiej mafii narkotykowej, której matecznik to właśnie Kosowo, a ojcowie-założyciele to starszyzna klanu Jashari. W ostatniej dekadzie XX wieku mafia ta opanowała całą Europę (od Skandynawii po Włochy), stając się największym przestępczym klanem kontynentu – gangiem, przy którym włoska „ośmiornica” uległa degradacji do drugiej ligi (według Observatoire Geopolitique des Drogues – Albańczycy kontrolują 60% europejskiego rynku narkotykowego). Tej paneuropejskiej dominacji „kosowskich Albańczyków” „Der Spiegel” poświęcił ostatnio (1999) parukolumnowy tekst, uwypuklając ich wielobranżowość (od lokali rozrywkowych po prostytucję i narkotyki), ich zwyrodniałe okrucieństwo (ucinanie głów wrogom i nie swoim czyli – jak mówi albańska przyśpiewka – „nie ludziom”) oraz masowe eksploatowanie przez nich dzieci: „W Szwajcarii albańskie dzieci transportują narkotyki za pomocą szkolnych tornistrów (…) We Włoszech czy Grecji perwersyjny seks oferują małe albańskie dziewczynki, tak długo brutalnie gwałcone przez rodaków, aż posłusznie robią co im się każe”. „Der Spiegel” nie omieszkał też stwierdzić, że „albańska mafia narkotykowa finansuje UÇK”.

Zanim mafia Albańczyków stała się sponsorem muzułmańskich terrorystów-secesjonistów chcących wyrwać Serbom Kosowo – musiała utworzyć tę „partyzantkę”. Miało to miejsce w roku 1996 – ekstremiści kosowscy (głównie z klanu Krasniqi) powołali UÇK czyli Wojsko Wyzwolenia Kosowa vel Wyzwoleńczą Armię Kosowa. Radykalne „wyzwalanie” zaczęło się od eksterminacji gangsterskiego odłamu klanu Jashari przez policję serbską na początku 1998 roku (takie właśnie rozprawy z narkotykowymi gangsterami lewackie media globu i rzecznicy NATO przedstawiali później jako „serbskie represje” i „dręczenie Albańczyków”).

Od samego początku działalność UÇK zdominowały dwa bliźniacze rodzaje aktywności – terroryzm i narkobiznes. Terroryzm nie tylko wobec Serbów (mordowanie urzędników, policjantów, żołnierzy, lekarzy, nauczycieli itd. – co detonowało serbski odwet, zwany później „represjami” i „czystkami etnicznymi”), lecz i wobec współbraci nie chcących uprawiać bandytyzmu.

O szkoleniach terrorystycznych wewnątrz baz i poligonów sąsiedniej Albanii, i o dużym procentowo udziale w UÇK muzułmańskich kondotierów z Azji i Bliskiego Wschodu – również było cicho. Waszyngtonowi – zawsze tak ostro piętnującemu terroryzm libijski, syryjski czy palestyński – jakoś nie przeszkadzało, że „UÇK jest powiązane z głośnym międzynarodowym terrorystą muzułmańskim, Osamą bin Ladenem” (co ustalił wywiad izraelski, a rozkolportowała Associated Press), mimo że bin Laden zamordował już tylu Jankesów! Polityczny „klucz bałkański” jest ważniejszy i od terroryzmu, i od narkobiznesu.

O „zwycięstwie sprawiedliwości”

Gdy już bombowce NATO zniwelowały Serbię „równo z trawą” (od prawie wszystkich mostów do dużej liczby szpitali) – Serbia padła. Rzecznicy NATO, politycy i dziennikarze ogłosili triumf sprawiedliwości. Kosowo zobaczyło NATO-wskie „wojska pokojowe” (KFOR), wypędzeni przez bombardowania uchodźcy albańscy wrócili, a UÇK poczuła się w Kosowie władzą absolutną i zaczęła masowo rżnąc kosowskich Serbów, ci zaś panicznie emigrować. Przeciwdziałanie KFOR-u było śmiechu warte – UÇK bezkarnie mordowała serbskie niedobitki. Co widząc – proalbańskie media globu poczuły się „z ręką w nocniku”. Wtedy bowiem zrozumiały, kto tu naprawdę robi „czystki etniczne” – w Kosowie wielu Serbów wymordowano, a jeszcze większą liczbę wypędzono. I ruszyła lawina prasowych złorzeczeń:

Odkąd wojna się skończyła, UÇK i jej «zorganizowana przestępczość»zawładnęły Kosowem bez reszty. Datowany 11 sierpnia raport nowojorskiej organizacji Human Rights Watch mówi, iż od chwili wkroczenia do Kosowa wojsk NATO (połowa czerwca 1999) wypędzono stamtąd 164 tysiące Serbów (!) i zamordowano 800 Serbów. Później International Crisis Group oszacowała liczbę morderstw popełnianych przez Albańczyków na średnio 30 tygodniowo (…) Czy więc NATO, które wcześniej potępiało Serbię bez dowodów – mając teraz dowody potępi samo siebie? A jeśli tak – to kto miałby ukarać NATO za cały ten dramat?” („International Herald Tribune”).

Wyzwolone” Kosowo miało być według Albańczyków wyzwolone całkowicie, czyli secesjonistycznie. Nie o żadne ludzkie prawa tam chodziło, tylko o granice i o zabranie Serbom ich pradawnego sanktuarium. Hasło: „Kosova – sobstvenna derżawa” stanowiło preludium dla hasła „Wielka Albania”, głoszonego najpierw za okupacji włosko-niemieckiej (1941-1944, kiedy Albańczycy tworzyli dywizje SS, będąc sprzymierzeńcami okupantów); później w latach 80-ych przez LPK (goszystowską bojówkę kosowskich Albańczyków, którą finansował głośny stalinowski dyktator Albanii E. Hodża); jeszcze później przez UÇK. Dla wodzów UÇK (H. Thaci i jego zastępca S. Shali) „Wielka Albania” to dzisiejsza Albania plus część dzisiejszej Czarnogóry, część dzisiejszej Serbii i część dzisiejszej Macedonii, plus Kosowo.

Powstanie „Wielkiej Albanii” ukoronuje rozpad Jugosławii, który dokonał się ze schyłkiem stulecia. Wersja oficjalna głosi, że się dokonał wskutek działania naturalnych sił odśrodkowych, stymulowanych przez konflikty międzyplemienne (międzynarodowe) i religijne (Katolicyzm-Prawosławie-Islam). Wersja nieoficjalna mówi o polityce niemieckiej, która – uzyskawszy wsparcie Waszyngtonu – czyniła wszystko, by region został zdestabilizowany, a Jugosławia rozczłonkowana. Mając do dyspozycji informacje francuskiego wywiadu, generał P. Font, były szef planowania strategicznego we francuskim sztabie generalnym, stwierdził (na łamach „Le Figaro”), że Niemcy, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych, „dokonali siłą rozbioru Jugosławii, czego ukoronowaniem była dla Amerykanów secesja bośniacka, a dla Niemców chorwacka i zwłaszcza słoweńska”.

O „antyserbskiej solidarności świata”

Świat nigdy nie był masowo zwrócony ku kosowskim Albańczykom (może niezbyt wierzył w te „prześladowania” nagłaśniane za pomocą mediów), więc nie musiał się specjalnie odwracać. Nigdy – wbrew twierdzeniom prominentów i propagandzistów NATO – nie istniała antyserbska solidarność społeczeństw europejskich. I nie znalazłoby się zbyt dużo tej solidarności także u Polaków, chociaż dzisiejsza Polska jest karmiona propagandą antyserbską, a to, co nas z Serbami łączy, jest przemilczane. Kto dzisiaj w Polsce pamięta, że dwa narody, które najmocniej powstrzymywały agresję muzułmańskiego półksiężyca na Europę chrześcijańską – to Serbowie i Polacy? Kto pamięta, że Serbowie zawsze byli gorącymi przyjaciółmi Polski udręczonej gehenną, niewolnej, katowanej? Kto pamięta, że XIX wiek był stuleciem polskich i serbskich zrywów narodowo-wyzwoleńczych, a okrwawieni emigranci znad Wisły zawsze znajdowali w serbskim domu gościnę, opiekę i refleksję współczującą? Kto pamięta, że Serbowie uczynili hymnem Jugosławii hymn Polaków – tak, „Mazurek Dąbrowskiego”! – dodając tej melodii swój własny, serbski tekst (dzieje świata nie znają podobnego przypadku!)? Kto pamięta, że podczas II Wojny Światowej dwie najsilniejsze partyzantki stworzyli Serbowie i Polacy? Wreszcie kto pamięta, że Albańczycy wraz z całym islamem świętowali zdobycie Polski przez III Rzeszę, i później tworzyli dywizje SS dla wspomagania Niemców?

A propos Niemców – cytowany już generał P. Font, lansując (na łamach „Le Figaro”) tezę o Niemcach i Amerykanach jako głównych architektach rozbioru Jugosławii, tak tłumaczył motywacje Niemców: „Inspirowana przez Niemcy polityka budowania Europy federacyjnej, regionalistycznej, przy równoczesnym osłabianiu roli państw, nakręca spiralę secesjonizmu, czego zalążki są aż nadto widoczne. Jeśli ten plan się powiedzie – wiek XXI będzie stuleciem dezintegracji”. Konkludując Font rzucił pytanie: „Komu to otwarcie puszki Pandory przyniesie największy zysk?”. Odpowiedź zna przede wszystkim Polska, której tzw. „Ziemie Zachodnie” (tudzież Śląsk i część tzw. „Prus Wschodnich”) budzą permanentny, choć formalnie tajony rewizjonizm Niemców. Polacy mają prawo obawiać się, że cała niemiecka polityka dezintegrowania Bałkanów, towarzysząca integrowaniu Europy „regionów gospodarczych” ważniejszych niż państwa (ojczyzny) – buduje fundament przyszłego kolejnego rozbioru Polski (rozbioru w ramach „powrotu do niemieckiej macierzy” kilku ziem, które są dzisiaj częściami Rzeczypospolitej).

Polskiemu MSZ-owi: panowie „europejczycy” – nie łudźcie się, że zbudujecie antyserbską solidarność Polaków. Służąca secesji ziem opanowanych przez mniejszości narodowe antyserbskość światowych „liberalnych” elit politycznych może bowiem kiedyś – jeżeli Font i Łysiak mają rację – przełożyć się na antypolskość.«

Czy zatem Polacy mają bliżej do Serbów, czy do Ukraińców? A czy Ukraińcy mają bliżej do Polaków, czy do Albańczyków? Tu nie ma złudzeń! A czy to oznacza, że za jakiś czas Polacy podzielą los Serbów? Bardzo niebezpiecznie dla nas bawią się panowie Żydzi.

10 thoughts on “Kosowo

  1. Podczas wojny w Jugosławii rozmawiałem ( w Niemczech ) z jednym z Albańczyków – powiedział mi, że za czasów Tito nie do pomyślenia nawet było krzywe, z narodowego punktu widzenia spojrzenie na sąsiada.
    Krew się polała szerokim strumieniem wraz z demokracją .

    Like

    • “Pierwsze symptomy można było obserwować w 1981 roku. Kosowscy Albańczycy demonstrowali wówczas, żądając, by status okręgu autonomicznego zamieniono na status republiki.”

      Tito zmarł w 1980 roku. Może więc to nie przypadek. A demokracja swoje dołożyła.

      Like

  2. Tu można sobie analizować – czy za Tito było, wsparte paragrafami zamazywanie realu ? Teraz, kiedy każda z nacji ma już tę swoją klatkę generalnie panuje tam spokój ( zdaje się, że ktoś zostawił sobie otwartą furtkę na linii Serbowie- Albańczycy ).

    Like

    • Można by zacząć od pytania: dlaczego po I wojnie światowej powstała Jugosławia i po II – też, a nie od razu te państwa, które istnieją dziś?

      Like

      • Patrząc na podaną mapkę – nawet ze sobą nie graniczyli a Serbowie z Chorwatami skakali sobie do gardeł. Ciekawe !

        ” Kocioł Bałkański ” – chyba nie z sufitu wzięte pojęcie.

        Like

      • Jeśli wrzuci się do tego kotła katolicyzm, prawosławie i islam, to otrzymamy mieszankę wybuchową o nieznanej gdzie indziej mocy. Podejrzewam, że nawet wiem, kto w tym kotle miesza.

        Like

  3. Wygląda na to, że ten mix- kocioł obejmuje już całą Europę – na kontynencie ( nie byłem w Anglii ) praktyczne centra każdych z miast opanowane są przez kolorowych ( za tym idzie, uzewnętrzniona przez religię ich kultura – tego, gromadzonego przez pokolenia bagażu nie zostawiają na granicy ). Wczoraj byłem w Mannheim i , leżącym po drugiej stronie Renu Ludwigshafen i gdybym miał opisać wrażenia to tylko w dwóch słowach : “syf i malaria ” ( jakie niesie dla Białasów multi-kulti ).

    Like

    • Anglia ( przypomniało mi się ) : na S24, rezydujący w Anglii bloger opisał demonstrację muzułmanów w Birmingham * – frontmeni nieśli baner z napisem : ” – tu jest Islam – reszta wypierdalać ”

      * – to pierwsze miasto na Wyspach, gdzie muzułmanie stanowią już ponad połowę jego mieszkańców … będzie się działo ?

      Like

      • Sądzę, że oni jakoś sobie poradzą, bo to oni ich sprowadzili i w jakimś sensie prowadzą. A nam obcy narzucają niechcianych “sąsiadów”.

        Like

    • U nas będzie podobnie, z tą tylko różnicą, że oni mogą przynajmniej z daleka rozpoznać, z kim mają do czynienia. My takiego “komfortu” nie będziemy mieli, ale syf też będzie.

      Like

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s