Kreowanie konfliktu to nie jest akt jednorazowy, to proces ciągły, któremu towarzyszy szereg drobnych spięć, incydentów, które mają na celu jego stopniową eskalację. Zanim wybuchło powstanie styczniowe w 1863 roku, do pierwszych manifestacji doszło dwa lata wcześniej w lutym 1861 roku. Obecnie mamy w Polsce wielomilionową rzeszę przesiedleńców z Ukrainy, co samo w sobie jest już niebezpieczne, biorąc pod uwagę trudne relacje polsko-ukraińskie na przestrzeni wieków. Ktoś, kto zaplanował te przesiedlenia i uprzywilejował przesiedleńców względem ludności miejscowej, dobrze wiedział, czym to grozi. I mam takie wrażenie, że już zaczynają się pierwsze prowokacje. Prowokacje, w których emocje zdominują zdrowy rozsądek.
Na portalu Onet pojawił się artykuł: Prawica wyzywała ukraińską pisarkę, policja była bezradna (https://www.onet.pl/informacje/onetpoznan/prawica-przerwala-spotkanie-z-oksana-zabuzko-wyzwiska-i-wulgaryzmy/k39p57r,79cfc278). Poniżej jego treść:
Spotkanie z Oksaną Zabużko, które we wtorek odbyło się w Poznaniu, musiało być przerwane. Wszystko przez osoby o prawicowych i narodowych poglądach, które wtargnęły do Biblioteki Raczyńskich, wykrzykując obelgi pod adresem pisarki. Jak podaje “Gazeta Wyborcza”, na miejscu musiała interweniować policja.
Do zdarzenia doszło we wtorek, 7 marca. Oksana Zabużko miała promować w Poznaniu swoją najnowszą książkę pt. “Najdłuższa podróż”. Niestety, nim spotkanie z czytelnikami rozpoczęło się na dobre, musiało zostać przerwane. Na sali pojawiły się bowiem osoby, które nie przyszły tam słuchać o literaturze, a atakować ukraińską pisarkę.
Wśród awanturników znalazły się zarówno młode, jak i starsze osoby. “Niektórych poznajemy po twarzach — uczestniczyli w demonstracjach antyszczepionkowców, organizowali marsz niepodległości w Poznaniu, a jeden z mężczyzn Piotr Pijanowski został prawomocnie skazany za grożenie śmiercią poznańskim politykom” — podaje “Gazeta Wyborcza”.
Osoby, które wtargnęły do biblioteki, miały ze sobą m.in. transparent z napisem “Historii nie znacie, nazistów wspieracie”. Z ich ust można również było usłyszeć takie okrzyki, jak choćby “Wołyń, Wołyń! Pamiętamy!” czy też “Polska to my, a nie Bandera i jego psy”. “GW” podaje, że jeden ze starszych mężczyzn w koszulce z napisem “Wołyń” powiedział: “Oblałbym ją moczem, ale mój mocz jest zbyt cenny i tego nie zrobię”.
Organizatorzy spotkania wezwali na miejsce policję. Jednak ta była bezradna. Awanturnicy przekonywali bowiem, że przyszli na spotkanie z autorką, które było otwarte dla wszystkich. Co więcej, lider tej grupy sam chciał złożyć zawiadomienie na policji. “Chcieliśmy zgłosić przestępstwo głoszenia nienawiści pod płaszczykiem kulturalnego spotkania, tak jak robili faszyści” — przekonywał mężczyzna.
Policja wylegitymowała osoby, które wywołały zamieszki i odjechała. – Gdy organizatorzy chcieli rozpocząć spotkanie, grupa ok. 20 osób zaczęła krzyczeć. Trwało to kilkadziesiąt minut. Wylegitymowaliśmy te osoby, spodziewamy się, że w środę dyrekcja biblioteki złoży zawiadomienie. Będziemy prowadzić sprawę pod kątem zakłócenia porządku — powiedział Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Organizatorzy spotkania zdecydowali, że zostanie ono przerwane. Nie wszyscy byli zadowoleni z takiego rozwiązania. Fani pisarki uznali, że w ten sposób pozwala się wygrać osobom siejącym nienawiść. Spotkanie z Oksaną Zabużko ostatecznie odbyło się online.
To nie pierwszy raz, kiedy ukraińska pisarka musiała zmierzyć się w Polsce z taką sytuacją. Do podobnego incydentu doszło bowiem w Krakowie w listopadzie 2022 r. Wtedy to Oksana Zabużko odbierała Nagrodę Rady Miasta Krakowa im. Stanisława Vincenza. Niestety, uroczystość została przerwana przez podobną grupę awanturników.
xxxxxxxx
Takie incydenty, to typowe prowokacje, dobrze zaplanowane z wykorzystaniem doświadczonych prowokatorów, którzy doskonale wiedzą, jak podgrzać atmosferę i wzbudzić nienawiść strony atakowanej. Odzywki typu “Polska to my, a nie Bandera i jego psy” czy “Oblałbym ją moczem, ale mój mocz jest zbyt cenny i tego nie zrobię” świadczą o tym, że tu nie chodzi o jakikolwiek dialog tylko o sianie nienawiści. A z drugiej strony, skoro taki incydent miał już wcześniej miejsce, to dlaczego organizatorzy nie zdecydowali się na spotkanie online? Czy dlatego, że wtedy trudno było by o prowokację?
Ukraińcy, których tu ściągnięto, mogą mieć różne poglądy. Jedni mogą być banderowcami, inni – nie. Domaganie się od nich, by przeprosili za Wołyń jest równie bezsensowne, jak domaganie się od Polaków, by przepraszali za holocaust. Przede wszystkim tych, którzy dziś żyją, nie było wtedy na świecie i nie oni dokonali tych zbrodni, więc dlaczego mają przepraszać? Takie podejście do tych spraw budzi tylko niechęć a nawet agresję, ale o to właśnie chodzi tym, którzy kreują ten konflikt. A oni nigdy nie zgodzą się na wyjawienie prawdy, bo wtedy mogłoby się okazać, że tych zbrodni dokonali nie Ukraińcy i nie Polacy tam ginęli, a jeśli nawet, to stanowili tam mniejszość. Już sam fakt, że uderzono jednocześnie o tej samej godzinie na 99 wsi i miejscowości, skłania do wniosku, że akcja była przeprowadzona profesjonalnie, z dużym rozmachem i była wcześniej przygotowana. Czegoś takiego nie mogli zrobić zwykli chłopi z siekierami, widłami, piłami itp. Tym, którzy ze strony „polskiej” będą domagać się przeprosin, wcale nie zależy na dochodzeniu do prawdy. Im tylko zależy na tym, by jeszcze bardziej szczuć na siebie i tak już niechętnych sobie Polaków i Ukraińców.
Ludność wymordowano, domy spalono, wszystko zrównano z ziemią. Postępowano tak, by zatrzeć wszelkie ślady, dowody. Ukraińcy nie zgadzają się na ekshumację, podobnie jak Żydzi w Jedwabnem. Ciekawa zbieżność. Ale, pomimo tych wszystkich zabiegów, dojście do prawdy jest możliwe. II RP jaka była, taka była, ale miała swoją administrację na całym obszarze tego państwa, a więc i na Wołyniu, czyli w województwie wołyńskim. Administracja musi wiedzieć wszystko, a więc m.in. i to, kto zamieszkiwał na danym terenie, w tych wioskach, które zrównano z ziemią a ludność wymordowano. Jaka to była ludność, z podziałem na wyznanie, to zapewne było jej znane. Co się stało z tą dokumentacją? Czy zabrali ją ze sobą wycofujący się Niemcy, czy może wpadła w ręce nadciągającej Armii Czerwonej? Osobiście obstawiałbym, że skoro „Ordnung muss sein”, to Niemcy, ale pewności nie mam. W każdym razie ta dokumentacja gdzieś jest i jest pilnie strzeżona, bo nikomu z wielkich tego świata nie zależy na jej ujawnieniu. A skoro nie zależy na tym, to znaczy, że oficjalna wersja wydarzeń jest sprzeczna z tym, co zawiera ta dokumentacja. Ale dzięki temu można skłócać ze sobą ludzi, którym nawet przez myśl nie przejdzie, że może było inaczej. Tak działa propaganda – lata wtłaczania jedynie słusznej wersji wydarzeń spowodowały, że tę oficjalną wersję przyjmuje się jak aksjomat.
W blogu „Eksperyment wołyński” pisałem:
Województwo wołyńskie liczyło w 1931 roku około 2 mln ludności. Z tego 70% to Ukraińcy, 15 % – Polacy, 10% – Żydzi, 2,3% – Niemcy. Resztę stanowiły inne narodowości. Około 1/3 ludności polskiej zamieszkiwała w miastach. Jan Kęsik w swojej pracy z 2008 roku Województwo wołyńskie pod rządami Henryka Józewskiego pisze:
»Ludność polską na Wołyniu w latach międzywojennych można podzielić na cztery zasadnicze, wyraźnie wyodrębniające się grupy: element autochtoniczny, osadnicy wojskowi i cywilni, ziemiaństwo wraz z duchowieństwem rzymskokatolickim oraz administracja państwowa. Pierwszą z nich tworzyli głównie chłopi i szlachta zagrodowa. Pod względem wyznaniowym wśród Polaków – autochtonów wyodrębnić można dwie kategorie: katolików i prawosławnych, przy czym ci ostatni, zresztą zdecydowanie przeważający liczebnie, to ludność silnie zrutenizowana bądź zrusyfikowana. Szlachta zagrodowa wyznania prawosławnego niejednokrotnie nie posiadała wyraźnie określonego poczucia przynależności narodowej, wielu z nich potrafiło określić się tylko jako „tutejszy”, „prawosławny”.«
Jeśli więc ludność autochtoniczna była w większości zrutenizowana i prawosławna – a ludność napływową w dużym stopniu, jak wynika z artykułu Lucyny Kulińskiej, stanowili Ukraińcy z Galicji – to, o co tak naprawdę chodziło w rzezi wołyńskiej, dokonanej na terenie całkowicie zdominowanym przez Ukraińców? Spośród czterech województw południowo-wschodnich II RP, tj. stanisławowskiego, tarnopolskiego, lwowskiego i wołyńskiego, to właśnie województwo wołyńskie miało najmniejszy odsetek ludności polskiej.