Zwycięzcy tracą rozsądek

Kiedyś, kiedy ukazało się monumentalne dzieło Winstona S. Churchilla Druga Wojna Światowa, a było to w latach 1994-1996, to zacząłem je czytać, ale ograniczyłem się do spraw polskich. To dzieło składa się z 6 tomów, a każdy z nich z dwóch ksiąg, co w sumie daje 12 ksiąg. Wtedy niewiele z tego rozumiałem i wydawało mi się ono nudne, bo nie miałem takiej wiedzy jak obecnie. Nie było wtedy internetu, a i dostęp do wielu książek był ograniczony, dlatego o wielu sprawach nie wiedziałem, więc tak naprawdę, to nie rozumiałem, o czym on pisał. Dziś jest już zupełnie inaczej, a przede wszystkim potrafię – jak sądzę – właściwie odczytać jego przekaz, choć być może jego zamiarem było ukrycie prawdy przed maluczkimi, a ci, którzy byli wtajemniczeni, wiedzieli jak go rozumieć.

Swoje dzieło rozpoczyna Churchill rozdziałem zatytułowanym Zwycięzcy tracą rozsądek, w którym opisuje wszelkie błędy, jakie popełnili zwycięzcy w relacjach z pokonanymi Niemcami. Pytanie tylko, czy to były błędy czy zamierzone działanie? Warto się przyjrzeć temu opisowi. Poniżej fragmenty wspomnianego rozdziału:

Klauzule terytorialne Traktatu Wersalskiego faktycznie pozostawiły Niemcy w stanie nienaruszonym – nadal tworzyły największy, jednolity rasowo blok w całej Europie. Gdy marszałek Foch dowiedział się o podpisaniu Traktatu pokojowego w Wersalu, zauważył z wyjątkową przenikliwością: „To nie jest żaden pokój. To tylko zawieszenie broni na okres 20 lat”.

Przez swoją niezaprzeczalną złośliwość i głupotę ekonomiczne klauzule Traktatu Wersalskiego w oczywisty sposób traciły swój sens. Niemcy zostały skazane na płacenie niewyobrażalnych wręcz wysokich odszkodowań. Ten dyktat wersalski świadczył o ogromnym gniewie zwycięzców, stanowiąc zarazem dowód całkowitego niezrozumienia wielce złożonego mechanizmu odszkodowań. Żaden naród ani żadna społeczność nie jest w stanie zapłacić takiego haraczu, który pokryłby koszty prowadzenia współczesnej wojny.

Prawda jednak jest taka, że klauzule te nie zostały nigdy wyegzekwowane. Wręcz przeciwnie, choć bowiem zwycięskie mocarstwa przywłaszczyły sobie niemieckie aktywa w wysokości miliarda funtów szterlingów, to w kilka lat później Niemcy otrzymały pożyczkę w wysokości półtora miliarda funtów szterlingów, głównie od Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, co umożliwiło szybkie usunięcie zniszczeń wojennych. Z uwagi zaś na to, że temu najwyraźniej wielkodusznemu postępowaniu towarzyszyły wrogie okrzyki nieszczęśliwych i zgorzkniałych społeczności w państwach zwycięskich oraz zapewnienia mężów stanu, że Niemcy zapłacą „do ostatniego grosza”, ze strony tego kraju nie można się było spodziewać ani wdzięczności, ani dobrej woli.

Niemcy zapłaciły jedynie odszkodowania wymuszone nieco później, tylko dlatego, że Stany Zjednoczone hojną ręką pożyczały pieniądze wszystkim państwom europejskim, a zwłaszcza Niemcom. W ciągu trzech lat – od 1926 do 1929 roku – Stany Zjednoczone otrzymały od wszystkich swoich dłużników, w formie ratalnych odszkodowań, jedną piątą sumy pożyczonej Niemcom bez żadnej szansy na zwrot. Jednak wyglądało na to, że wszyscy są zadowoleni i uważają, że taki stan rzeczy może trwać w nieskończoność.

Wszystkie te transakcje historia określi kiedyś mianem szaleńczych, jako że umożliwiły powstanie zarówno wojennej plagi, jak i „ekonomicznej zawieruchy”, o której będzie mowa nieco później. Niemcy zapożyczali się teraz gdzie tylko mogli, pochłaniając chciwie wszystkie kredyty, które im tak rozrzutnie oferowano. Wyznawanie niezbyt fortunnej w tym przypadku zasady udzielania pomocy pokonanemu narodowi oraz korzystne oprocentowanie pożyczek sprawiły, że brytyjscy inwestorzy również wzięli udział w tym procesie, choć na znacznie mniejszą skalę niż amerykańscy. Takim oto sposobem Niemcy zyskały w formie pożyczek blisko półtora miliarda funtów szterlingów wobec miliarda odszkodowań, które zapłaciły przez zrzeczenie się środków trwałych i waluty znajdującej się poza granicami ich kraju lub przez żonglowanie ogromnymi pożyczkami amerykańskimi. Jest to niezwykle przygnębiająca historia skomplikowanego przypadku głupoty, która pochłonęła wiele trudu i cnót.

W zamyśle zwycięzców państwo niemieckie miało stać się wcieleniem wszystkich wypracowanych przez lata liberalnych ideałów Zachodu. Niemcy zostali uwolnieni od brzemienia ciężkiego uzbrojenia. Wmuszono w nich ogromne pożyczki amerykańskie pomimo braku jakiegokolwiek zabezpieczenia. W Weimarze uchwalono demokratyczną konstytucję, zgodną ze wszystkimi najświeższymi ulepszeniami. Ponieważ przepędzono cesarzy, ich miejsce zajęły kompletne miernoty. Jednak pod tą wątłą powłoką szalały tłumione namiętności potężnego, pokonanego, lecz w swoim rdzeniu, nienaruszonego narodu niemieckiego. Widząc uprzedzenie Amerykanów do monarchii, z którym pan Lloyd George bynajmniej nie starał się walczyć, pokonane Cesarstwo zrozumiało, że jako republika może liczyć na lepsze traktowanie ze strony państw sprzymierzonych. Jedynym rozsądnym posunięciem byłoby ukoronowanie i scementowanie Republiki Weimarskiej osobą monarchy konstytucyjnego – w tym przypadku małoletniego wnuka Kaisera, który znajdowałby się pod opieką Rady Regencyjnej. Bez tego w życiu narodu niemieckiego istniała próżnia, której nie można było niczym wypełnić. Wszystkie znaczące elementy, zarówno militarne, jak i feudalne, które mogły się były zgromadzić wokół monarchii konstytucyjnej i ze względu na nią szanować i popierać nowe procesy demokratyczne i parlamentarne, pozostawały niejako w stanie zawieszenia. W odczuciu Niemców Republika Weimarska, z całą jej pompą i zdobyczami, stanowiła twór narzucony przez wroga. Coś takiego nie zachęcało do lojalności ani też nie przemawiało do wyobraźni narodu. Przez pewien czas niczym w desperacji Niemcy usiłowali się skupić wokół sędziwego marszałka Hindenburga, lecz wszystko na próżno. Ogromny potencjał pozostawał niewykorzystany. Z areny politycznej ziało pustką. Tę właśnie pustkę wykorzystał niebawem szaleniec, geniusz okrucieństwa, wcielenie najzapieklejszej nienawiści, jaka tylko może wezbrać w ludzkiej duszy – kapral Hitler.

Francja poważnie się wykrwawiła w czasie tej wojny. Pokolenie, które od 1870 roku marzyło o odwecie, teraz triumfowało, choć kosztem straszliwego nadszarpnięcia żywotnych sił narodu. Jutrzenkę zwycięstwa witał zatem kraj wymęczony i wymizerowany. Lecz głęboko zakorzeniony strach przez Niemcami nie ustąpił nawet w momencie tak oszałamiającego sukcesu. Właśnie dlatego marszałek Foch niezwłocznie zażądał granicy na Renie, gwarantującej bezpieczeństwo Francji na wypadek zakusów znacznie większego sąsiada. Jednak politycy brytyjscy i amerykańscy oponowali, twierdząc, że wchłonięcie przez Francję okręgów zamieszkałych przez Niemców jest sprzeczne z „Czternastoma Punktami” oraz zasadą samookreślenia narodów, na których miał się opierać traktat pokojowy. Z tych też względów sprzeciwili się woli Focha i Francji. Natomiast poparcie Clemeceau pozyskali składając mu trzy obietnice: po pierwsze, angielsko-amerykańskich gwarancji obrony Francji, po drugie, strefy zdemilitaryzowanej i po trzecie, trwałego i całkowitego rozbrojenia Niemiec. Clemenceau zgodził się na to pomimo protestów Focha i tego, co podpowiadał mu instynkt. Traktat gwarancyjny podpisali więc odpowiednio: Wilson, Lloyd George i Clemenceau. Jednak senat amerykański odmówił jego ratyfikowania, nie uznając podpisu prezydenta Wilsona. Nam natomiast, którzy zawsze mieliśmy wzgląd na jego zdanie i pragnienia we wszystkich sprawach dotyczących ustaleń pokojowych, powiedziano bez ceregieli, że powinniśmy lepiej znać konstytucję Stanów Zjednoczonych.

Przerażeni, rozwścieczeni i zdezorientowani Francuzi natychmiast pozbyli się szorstkiego i dominującego nad współpracownikami Clemenceau, nie zważając na jego światowy autorytet i szczególne stosunki z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi.

Poincaré, niewątpliwie najsilniejsza osobowość, która weszła na miejsce Clemenceau, podjął próbę stworzenia niezależnej Nadrenii, pod kontrolą i protektoratem Francji. Zamierzenie to nie miało jednak dużych szans powodzenia. Nie zawahał się także przed wymuszeniem odszkodowań na Niemcach poprzez zajęcie Zagłębia Ruhry. Chociaż posunięcie to nie było naganne z punktu widzenia traktatu, ponieważ zmuszało do przestrzegania jego warunków, brytyjska i amerykańska opinia publiczna zdecydowanie je potępiła. W efekcie ogólnej finansowej i politycznej dezorganizacji Niemiec oraz konieczności spłaty odszkodowań w latach 1919-1923 marka gwałtownie się załamała. Wściekłość wywołana francuską okupacją Zagłębia Ruhry doprowadziła do szaleńczego, prowadzonego na ogromną skalę drukowania banknotów, zmierzającego do zniszczenia podstaw systemu walutowego. W szczytowym okresie inflacji za 1 funta szterlinga płacono 43 biliony marek. Katastrofalne konsekwencje takiego stanu rzeczy nie dały długo na siebie czekać. Przepadły wszystkie oszczędności, a wywołany tym gniew stanowił wodę na młyn narodowego socjalizmu. Jak grzyby po deszczu rozmnożyły się spółki wypaczające całą strukturę niemieckiego przemysłu. Przepadł kapitał obrotowy państwa. Jednocześnie spłacono bądź też odrzucono dług wewnętrzny i dług przemysłu w postaci stałych kosztów kapitałowych i hipotek. Nie było to jednak w stanie zrekompensować utraty kapitału obrotowego. W tej sytuacji naród-bankrut rozpoczął zaciąganie ogromnych pożyczek za granicą i ten obrazek miał się utrwalić na kilka następnych lat. Gorycz i cierpienia Niemców kroczyły ramię w ramię naprzód – dokładnie tak samo jak dziś (Pierwszy tom, czyli ten, z którego pochodzi ten cytat, Churchill zaczął pisać w 1946 roku. Całość skończył w 1953 roku. – przyp. W.L.).

Wrogość Brytyjczyków w stosunku do Niemców, początkowo bardzo wyraźna, w krótkim czasie zmieniła się w coś zupełnie odwrotnego. Pomiędzy Lloydem George’em a Poincarém, którego drażliwość utrudniała brytyjskiemu premierowi prowadzenie zdecydowanej i dalekowzrocznej polityki, doszło do poważnego rozdźwięku. Od tej pory obydwa narody zaczęły kroczyć swoją własną droga, a brytyjska sympatia, a nawet podziw dla Niemiec poczęły się uzewnętrzniać w sposób niezwykle wyraźny.

Aż do 1934 roku potęga zwycięzców w Europie, a nawet na świecie nie była przez nikogo kwestionowana. W ciągu owych szesnastu lat ani razu nie doszło do sytuacji, w której wielka trójka byłych aliantów, a nawet sama Francja i Wielka Brytania, wspierana przez swoich europejskich sojuszników, nie byłaby w stanie kontrolować militarnej potęgi Niemiec samą tylko siłą woli, działając w imieniu Ligi Narodów. Jednak zamiast tego aż do 1931 roku wszelkie wysiłki zwycięzców, a szczególnie Stanów Zjednoczonych, koncentrowane były na wymuszaniu od Niemców odszkodowań przez dokuczliwe nadzory. Procedura taka była jednak całkowitym absurdem, ponieważ owe odszkodowania płacono ze znacznie wyższych pożyczek amerykańskich. Działania te nie przyniosły niczego z wyjątkiem wzajemnej wrogości. Z drugiej jednak strony, ścisłe egzekwowanie aż do 1934 roku klauzuli o rozbrojeniu zawartej w traktacie pokojowym niechybnie zapewniłoby, bez uciekania się do przemocy i rozlewu krwi, pokój i bezpieczeństwo całej ludzkości. Dopóki postanowienia traktatu były naruszane w nieznacznym tylko stopniu, nikomu na tym nie zależało, a gdy przybrały poważne rozmiary, wszyscy uchylili się od odpowiedzialności. W taki sposób zaprzepaszczono ostatnią szansę na trwały pokój. Zwycięzcy całkowicie stracili rozsądek, co w pewnym stopniu wyjaśnia zbrodnie, których dopuścili się pokonani, choć równocześnie absolutnie ich nie tłumaczy. Gdyby zachowano kontrolę nad sytuacją, nie zaistniałaby ani pokusa, ani sposobność do popełnienia owych zbrodni.

xxxxxxxx

Największą zaletą opisu tamtych wydarzeń nie jest to, w jaki sposób Churchill je tłumaczy, tylko sam fakt podania ich do naszej wiadomości. Chyba tylko bardzo naiwny człowiek może uwierzyć w to, że ci ludzie, którzy decydowali o powojennym porządku, stracili rozsądek. Oni po prostu wykonywali polecenia swoich nieznanych przełożonych. Ktoś przecież podjął decyzję, że postanowienia traktatu wersalskiego nie będą egzekwowane, że pożyczane Niemcom pieniądze będą przeznaczane na spłatę odszkodowań i na odbudowę gospodarki. O tym na co są przeznaczane pieniądze decyduje ten, kto pożycza, a więc bankierzy. I oni pożyczali Niemcom pieniądze wiedząc, że te pożyczki nie zostaną spłacone. Było więc to świadome działanie, zmierzające do odbudowy potencjału gospodarczego i militarnego Niemiec, bo tylko takie Niemcy mogły podbić Europę i prowadzić wojnę ze Związkiem Radzieckim jak równy z równym.

Dosyć infantylnie tłumaczy Churchill przyczyny hiperinflacji w Niemczech. Pisze on: Wściekłość wywołana francuską okupacją Zagłębia Ruhry doprowadziła do szaleńczego, prowadzonego na ogromną skalę drukowania banknotów, zmierzającego do zniszczenia podstaw systemu walutowego.

W rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej. W blogu „Hiperinflacja” pisałem:

W momencie, gdy kurs marki wobec dolara doszedł do biliona, zdecydowano się na wymianę waluty. Można by zapytać, dlaczego akurat wtedy? Sama wymiana waluty w trudnej sytuacji gospodarczej nie rozwiązuje żadnego gospodarczego problemu. Po co była ta hiperinflacja? Wyjaśnia to Alan Bullock w swojej pracy Hitler – studium tyranii. Pisze on:

„Okupacja Ruhry zadała ostateczny cios marce. 1 lipca 1923 roku za dolara płacono już sto sześćdziesiąt tysięcy marek; 1 sierpnia – milion; 1 listopada – sto trzydzieści miliardów. Załamanie marki nie tylko kładło na obie łopatki handel i prowadziło do bankructwa interesów, ale oznaczało również brak żywności w większych miastach i bezrobocie; pociągało za sobą klasyczny skutek wszystkich katastrof ekonomicznych, bo sięgając także w dół dotykało każdego członka społeczeństwa w sposób, w jaki nie dotyka go żadne wydarzenie polityczne. Wszystkie oszczędności klasy średniej i pracującej stopniały za jednym zamachem, tak jak nie zdołałaby ich stopić żadna rewolucja, a jednocześnie siła nabywcza płac została zredukowana do zera. Gdyby nawet ktoś pracował do upadłego, nie zdołałby zakupić odzienia dla rodziny, a w dodatku pracy nie można było znaleźć.

Inflacja ta niezależnie od przyczyn, jakie ją wywołały – a były w społeczeństwie grupy ludzi, wśród nich przemysłowcy i obszarnicy, którzy z niej korzystali i starali się ją pogłębić we własnym interesie – wstrząsnęła podwalinami niemieckiego społeczeństwa, tak jak nie wstrząsnęły nimi ani wojna, ani rewolucja listopadowa 1918 roku, ani nawet traktat wersalski. Prawdziwą rewolucją w Niemczech była inflacja, bo zniszczyła nie tylko własność i wartość pieniądza, ale także wiarę we własność i w znaczenie pieniądza. Gwałtowne ataki Hitlera na zgniły, opanowany przez Żydów system, który dopuścił do tego, zaciekłe napaści na traktat wersalski i na rząd republikański za podpisanie go, znalazły oddźwięk w doprowadzonych do nędzy i rozpaczy szerokich warstwach niemieckiego społeczeństwa.”

Co było przyczyną tej hiperinflacji? Przecież sama z siebie nie bierze się ona. Ktoś musiał drukować te pieniądze, ale wcześniej ktoś musiał podjąć decyzję, by je drukować. Nie wszyscy stracili. Bullock pisze: „a były w społeczeństwie grupy ludzi, wśród nich przemysłowcy i obszarnicy, którzy z niej korzystali i starali się ją pogłębić we własnym interesie”. Z kolei Wikipedia pisze:

„Wskutek orzeczenia sądowego o spłacie kredytów z wiosny 1923, stanowiącego, że „marka marce równa” (niem. eine Mark gleich eine Mark), przedwojenne pożyczki zaciągnięte w markach złotych były spłacane w markach papierowych w stosunku 1:1. Wielu rolników i przedsiębiorców mogło szybko spłacić zaciągnięte wcześniej kredyty. Również skarb państwa spłacił długi wojenne w ten sposób – wykupując obligacje wojenne w kwocie 154 miliardów marek, których wartość nabywcza w listopadzie 1923 stanowiła 15,4 fenigów z 1913.”

Und hier ist der Hund begraben (I tu jest pies pogrzebany). A więc skorzystali, rolnicy i przedsiębiorcy, tak pisze Wikipedia, poprawna politycznie. Bullock pisze o obszarnikach i przemysłowcach, a to zupełnie co innego. Ale warto było do niej zajrzeć, bo nie mogłem zrozumieć, z jakiego powodu inflacja w postępie arytmetycznym, przekształciła się w inflację w postępie geometrycznym, czyli w hiperinflację. Nic takiego się wtedy w Niemczech nie działo, poza tym jednym orzeczeniem sądowym. Właśnie po nim nastąpiła ta zmiana. I skorzystał skarb państwa, jak zwykle bezlitosny i bezduszny wobec swoich obywateli. Okradł tych patriotycznie nastawionych, którzy kupowali obligacje wojenne. Taka była „wdzięczność” rządu niemieckiego. Ale nie łudźmy się – inne rządy nie są lepsze. Z drugiej strony, ci obywatele sami są sobie winni, jeśli wierzą rządowi: „Karl Helfferich ówczesny sekretarz stanu w Urzędzie Skarbu Rzeszy (niem. Reichsschatzamt), popierał politykę zadłużania. Jak sugerował Helfferich w swoim przemówieniu przed Reichstagiem w 1915 r., wykup obligacji wojennych po zwycięskiej wojnie mógł być finansowany z reparacji wojennych uzyskanych przez Niemcy od przegranych.” – Wikipedia.

xxxxxxxx

W odczuciu Niemców Republika Weimarska, z całą jej pompą i zdobyczami, stanowiła twór narzucony przez wroga. Coś takiego nie zachęcało do lojalności ani też nie przemawiało do wyobraźni narodu. Przez pewien czas niczym w desperacji Niemcy usiłowali się skupić wokół sędziwego marszałka Hindenburga, lecz wszystko na próżno. Ogromny potencjał pozostawał niewykorzystany. Z areny politycznej ziało pustką. Tę właśnie pustkę wykorzystał niebawem szaleniec, geniusz okrucieństwa, wcielenie najzapieklejszej nienawiści, jaka tylko może wezbrać w ludzkiej duszy – kapral Hitler. – Tak pisał Churchill. Natomiast Alan Bullock w książce Hitler – studium tyranii pisze:

Dwa najbardziej oczywiste sposoby, które prowadzą do najwyższej władzy w państwie – prócz podboju w drodze wojny – to siła, inaczej mówiąc rewolucja, lub zgoda, to jest parlamentarna większość zdobyta w wyborach. Pierwszą Hitler wykluczył, a druga praktycznie nigdy nie wchodziła w grę. Po swoim największym triumfie w wyborach lipcowych 1932 roku, kiedy naziści zdobyli 230 mandatów na ogólną liczbę 608, nie mogli nawet marzyć o zdecydowanej większości. Już po dojściu do władzy, w marcu 1933 roku, uzyskali oni tylko 288 mandatów na 647.

Hitler miał tylko jedną drogę, która mogła uwieńczyć powodzeniem jego politykę legalności, a okazję do tego dawał mu szczególny system rządów w Niemczech. Po załamaniu się w 1930 roku koalicji, której przewodził Herman Müller, jego następca na fotelu kanclerza, Brüning, i następca Brüninga, Papen, musieli rządzić bez mocnego oparcia w parlamentarnej większości i bez widoków na wygranie wyborów. Wynikające ze stanu wyjątkowego uprawnienia prezydenta, z których korzystali, by rządzić za pomocą dekretów, dawały wielką władzę prezydentowi i jego doradcom. W rezultacie władza polityczna w Niemczech przeszła od narodu w ręce małej grupki ludzi z otoczenia prezydenta. Najważniejszymi osobami w tej grupce byli: generał von Schleicher, Oskar von Hindenburg, Otto Meissner, szef kancelarii prezydenta, Brüning i, potem, gdy wpadł w niełaskę – Papen, jego następca na fotelu kanclerza. Gdyby Hitler zdołał nakłonić tych ludzi, by go uznali za partnera i mianowali kanclerzem z prawem stosowania dekretów prezydenta – co oznaczało rząd prezydencki w przeciwieństwie do parlamentarnego – wówczas mógłby zrezygnować ze zdobycia bezwzględnej większości w wyborach, co mu się stale nie udawało, jak również z ryzykownej próby puczu.

Na pierwszy rzut oka nie było nic bardziej niemożliwego niż taki układ. Jednak ani Schleicher, ani prezydent nie byli zadowoleni z istniejącego stanu rzeczy. Nie wierzyli, aby nadzwyczajne uprawnienia prezydenta mogły być trwałą podstawą do rządzenia krajem. Chcieli takiego rządu, który, gotów do energicznej walki z kryzysem, mógłby również zjednać sobie poparcie szerokich mas i, gdyby to było możliwe, miał za sobą większość w Reichstagu. Brüning nie uzyskał takiej większości w wyborach, Schleicher zaczął więc gdzie indziej szukać poparcia mas, które – jak czuł było konieczne dla prezydenckiej formy rządów.

Hitler z jego sześcioma milionami wyborców wart był zastanowienia. Miał dwa atuty, oba w wysokiej cenie u generała. Sukces nazistów w wyborach obiecywał poparcie mas, którego Hitler mógłby dostarczyć, gdyby się udało go kupić. SA, stanowiąca zorganizowaną siłę i prąca do gwałtownych rozstrzygnięć, groziła rewolucją, gdyby Hitlera wciąż pomijano. W latach 1931-1932 Hitler stale wygrywał więc groźbę rewolucji, której nie chciał, i poparcie mas, którego nie potrafił przekształcić w większość parlamentarną; pierwsze – jako pogróżkę, drugie – jako obietnicę, by nakłonić prezydenta i jego doradców do uznania w nim pełnoprawnego partnera i przekazania mu władzy.

Mamy więc wytłumaczenie owych skomplikowanych i wykrętnych posunięć w wewnętrznej polityce Niemiec w okresie jesień 1931-32, styczeń 1933, kiedy gra się już udała i Hindenburg legalnie powierzył Hitlerowi urząd kanclerza. Raz po raz wznawiane rozmowy małej grupki ludzi rządzących przy pomocy dekretów prezydenta z przywódcami nazistów stanowią niejako kamienie milowe na drodze nazistów do władzy.

xxxxxxxx

Nie było więc tak, że Hitler doszedł do władzy na drodze demokratycznej, że większość Niemców go wybrała i że był to skutek spauperyzowania społeczeństwa po przebytej hiperinflacji i kryzysie z 1929 roku. Przed dojściem Hitlera do władzy najlepszy wynik NSDAP w wyborach to 37%. On sam został wybrany na kanclerza przez wąską grupę ludzi sprawujących wówczas władzę. Z przytoczonych cytatów wynika, że, w sensie gospodarczym, międzywojenne Niemcy były całkowicie zdominowane przez, jak to się ładnie mówi, międzynarodową finansjerę. A skoro tak, to nie ulega wątpliwości, że fakt ten musiał pociągnąć za sobą całkowite uzależnienie elity politycznej Niemiec od tej finansjery. I to właśnie ta finansjera, rękami niemieckich polityków, wywindowała Hitlera do władzy.

Cały ten okres to przygotowywanie Niemiec do kolejnej wojny. W obu przypadkach, I i II wojny światowej, Niemcy zostały wybrane przez międzynarodową finansjerę do ich rozpętania i prowadzenia. Po obu wojnach świat zmieniał się diametralnie. Nic już nie było jak przedtem. Wojna, a właściwie jej zakończenie, jest pretekstem do wprowadzenia wszelkich zmian, jakie tylko władzom przyjdą do głowy, a czego nie mogłyby zrobić w warunkach pokojowych. Wojna wszystko usprawiedliwia.

W wojnie na Ukrainie Rosja pełni taką rolę, jak Niemcy w obu wojnach światowych. Też została wybrana przez międzynarodową finansjerę do jej prowadzenia. Wszystko zaczęło się w 2014 roku, a więc w sto lat po wybuchu I wojny światowej. Czy to przypadek? Niektórzy twierdzą, że nie ma przypadków, są tylko znaki. Sądząc po ilości i skali wszelkiego rodzaju afer finansowych, do jakich obecnie dochodzi w Polsce, należy sądzić, że po tej wojnie to państwo, zwane Polską, przestanie istnieć a razem z nim wszelkie afery, malwersacje itp. pójdą w zapomnienie.

Leave a comment