Frekwencja

Kolejne wybory za nami i można powiedzieć, że nic się nie zmieniło, bo partia wygrywająca nie jest w stanie utworzyć samodzielnie rządu, a partie przegrywające mogą stworzyć koalicję większościową. Jednym słowem ci, którzy przegrali będą rządzić. Taki to urok demokracji. Ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo i tak wcześniej wszystko ustalono. Wydaje się, że preferencje głosujących nie zmieniają się. Jest jednak jedna zasadnicza zmiana. Dotyczy ona frekwencji. W tych wyborach była ona wyjątkowo wysoka, najwyższa od 1989 roku w wyborach do sejmu, a więc od pierwszych, jeszcze częściowo, wolnych wyborów. Wówczas były dwie tury głosowania. W pierwszej frekwencja wyniosła 62,70%, w drugiej – 25,31%. Później wyglądało to tak, jak w poniższej tabeli.

19891991199319972001200520072011201520192023
62,70%43,20%52,13%47,93%46,29%40,57%53,88%48,92%50,92%61,74%74,38%

Co takiego stało się pomiędzy 2019 a 2023 rokiem? Zanim jednak o tym, to wypada sobie przypomnieć, co stało się w 1989 roku i czy to nie miało wpływu na frekwencję aż do obecnych wyborów. Informacje na ten temat zaczerpnąłem z Wikipedii.

Przy Okrągłym Stole ustalono, że w wyborach do Sejmu PRL 65% mandatów (299) miało przypaść stronie rządowej. O pozostałe 35% mieli ubiegać się bezpartyjni, czyli opozycja. 10% miało być wyłonione z tzw. listy krajowej, ogólnopolskiej listy obejmującej 35 kandydatów, którzy też reprezentowali stronę rządową. O takiej liczbie kandydatów zadecydowała Rada Państwa.

W wyborach 4 czerwca 1989 roku strona opozycyjna uzyskała 160 ze 161 mandatów dla kandydatów bezpartyjnych. W głosowaniu do Senatu 92 kandydatów „Solidarności” zdobyło mandaty – na 100 możliwych. Z listy krajowej, z 35 kandydatów, tylko dwóch uzyskało więcej niż 50% głosów ważnych. W ramach pozostałych 261 mandatów dla ugrupowań koalicyjnych, czyli rządowych, żaden z kandydatów nie uzyskał więcej niż 50% ważnych głosów. Dwie osoby z największym poparciem przechodziły do drugiej tury. Porażką zakończył się też start przedstawicieli opozycji spoza KO „S”, z których żaden nie został wybrany do Sejmu lub Senatu.

8 czerwca zorganizowano spotkanie Komisji Porozumiewawczej. Pojawiła się wówczas propozycja unieważnienia głosowania na krajową listę wyborczą i powtórnego głosowania na nią w drugiej turze. Strona solidarnościowa nie sprzeciwiała się zmianie ordynacji wyborczej i przeniesieniu tych mandatów na okręgi wyborcze przeznaczone wyłącznie dla kandydatów strony rządowej (koalicyjnej). Decyzję w tej sprawie powierzono Radzie Państwa, która 12 czerwca 1989 roku wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą oraz uchwałę tworzącą 33 nowe mandaty wyłącznie dla kandydatów strony rządowej. Było to rozwiązanie kontrowersyjne, bo doszło do zmiany zasad wyborów w trakcie ich trwania, co uważano za ważny precedens. 18 czerwca odbyło się głosowanie w drugiej turze. Wybrano 295 posłów i 8 senatorów. Frekwencja wyniosła 25,31%.

Zarówno strona rządowa jak i opozycyjna były zaskoczone frekwencją – 62,70%. Obie strony spodziewały się wyższej. Jednak fakt, że prawie 40% uprawnionych do głosowania nie poszło na wybory, świadczy o tym, że była wtedy w Polsce spora grupa ludzi, którzy nie dali się nabrać na ten cyrk, który zaczął się od Okrągłego Stołu. I przez 34 lata, aż do ostatnich wyborów, była to najwyższa frekwencja. Cóż więc się stało, że w porównaniu do poprzednich wyborów (61,74%) nastąpił wzrost do 74,38%, a więc o ponad 12%. Przez tyle lat niewiele się zmieniało, aż tu nagle taki skok.

Gdyby te zmiany zachodziły stopniowo, z wyborów na wybory, to można by domniemywać, że następuje zmiana w nastawieniu elektoratu, ale tak nie było. Owszem, w poprzednich wyborach zdarzały się duże różnice: 1991 (43,20%) – 1993 (52,13%); 2005 (40,57%) – 2007 (53,88%); 2015 (50,92) – 2019 (61,74%). Nigdy jednak frekwencja nie przekroczyła tej z wyborów z 1989 roku. Te różnice można więc było przypisać wahaniom nastrojów stałego elektoratu. Gdzie jest zatem przyczyna tak radykalnej zmiany? Może we frekwencji wyborczej w największych miastach w Polsce?

WarszawaPoznańKrakówGdańskWrocławŁódźKatowiceSzczecin
84,92%82,92%81,95%81,50%81,16%79,28%78,73%77,88%

Czy to nowi „Polacy” podnieśli tak frekwencję, na poziom dotychczas w Polsce nieosiągalny? Osiedlają się oni głównie w największych polskich miastach i w nich była największa frekwencja wyborcza. Czy zatem już dorobiliśmy się „rodzimych” yuppies? – Young Ukrainian Professionals. No cóż, śmiesznie to brzmi, ale – jaki kraj, tacy profesjonaliści.

W wyborach w 2019 roku frekwencja wyniosła 61,74%, do głosowania było uprawnionych 30,2 mln, głosowało – 18,7 mln. W 2023 roku frekwencja wyniosła 74,38%, uprawnionych do głosowania było 28,9 mln, głosowało – 21,4 mln. Z tego wynika, że przybyło 2,7 mln głosujących. Skąd przybyło? Czy z Ukrainy? Szacuje się, że od 2014 roku osiedliło się w Polsce około 2-3 mln Ukraińców. Przez ten czas wielu z nich, a może nawet większość, zdobyło już polskie obywatelstwo i może głosować. Czy zatem to oni wpłynęli na wzrost frekwencji? Bardzo możliwe, że tak, choć nie należy zapominać o tym, że w tej kampanii mocno zachęcano ludzi do pójścia na wybory. Zaangażowano do tego różnych celebrytów, a nawet najbardziej popularnych sportowców, jak Iga Świątek czy Robert Lewandowski. Odniosłem wrażenie, że rządzącym tym razem bardziej zależało na frekwencji niż na samym wyniku głosowania. Stary rząd nabroił i taktycznie wycofuje się, a nowy powie: to nie my, to oni. I jak to zwykle bywa w demokracji, nikt nie ponosi odpowiedzialności za podejmowane decyzje, co czyni ją idealnym ustrojem dla rządzących.

Robi się, w mojej ocenie, coraz bardziej niebezpiecznie. Tak wysoka frekwencja, najwyższa w III RP, daje władzy mocny argument, legitymizuje ją, jak nigdy dotąd. I ta władza ten argument wykorzysta, gdy będzie chciała wprowadzić jakieś drastyczne zmiany w obowiązującym prawie. Czy ci ludzie już zapomnieli, co się działo w trakcie tej „pandemii”? Wszystkie partie zgodnie działały, nikt nie protestował. Czy ci ludzie nie widzą tego, że rząd PiS sprowadził miliony Ukraińców i dał im większe prawa niż obywatelom tego państwa? I żadna partia, żadna „opozycja” nie protestowała. Kim więc są ci, którzy poszli głosować? A kim byli ci, którzy w 1989 roku nie poszli głosować? Może to właśnie w większości byli Polacy – te 40%. A dziś? Te 30%, które nie poszło na wybory, kim oni są? Czy takie są proporcje Polaków i „Polaków” z korzeniami z byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego? Bo im zapewne sprowadzenie milionów Ukraińców do Polski nie przeszkadza. Czy to oznacza, że Polska w Polsce dramatycznie kurczy się, a Ukraina w Polsce rozpiera się? I to wszystko na naszych oczach.

Takie to wnioski chodzą mi po głowie po tych wyborach. Nie wiem, czy słuszne.

10 thoughts on “Frekwencja

  1. Ja zakładam, że Napoleon z Żoliborza jeszcze może spokojnie wydymać tak zwaną opozycję demokratyczną i założy rząd z Trzecią Drogą.
    W końcu ta partia to typowo produkt amerykański.

    No, a politycy tej partii będą mieli wywalone na zwyzywanie od śmieci, ponieważ przez 4 lata idzie się tak nachapać, że będą po niej mieli jeden dylemat.

    Co sobie wybudować?
    1. Skromnie willę,
    2. Standardowo dworek,
    3. A może na bogato i pałacyk?

    Tak, więc jeszcze może być ciekawie 🙂

    Like

    • “Ja zakładam, że Napoleon z Żoliborza jeszcze może spokojnie wydymać tak zwaną opozycję demokratyczną i założy rząd z Trzecią Drogą.” – Bardzo to możliwe, bo Trzecia Droga to PSL, a PSL wchodzi w koalicję z każdym, gdy uzna to za korzystne dla siebie. Ale nie tu jest problem, bo to są stare gierki. Problemem, a może bardziej zagadką, jest to, skąd ten skok frekwencji wyborczej.

      Like

      • “ale ostrożnie z tym żydem “Jarosiewiczem””

        Łukaszu, czasem i Żyd pomyli się lub świadomie powie prawdę, a więc warto w miarę możliwości wsłuchiwać się w ich wypowiedzi i wyłapywać kamyczki, które omyłkowo lub z premedytacją gojom podrzuca.

        Odnośnie tak zwanego elektoratu, który ostatnio ruszył tłumnie do urn, to w większości elektorat zaszprycowany, to niczym kameleon, który nie tak dawno stroił się w niebiesko – żółte, a teraz zaczyna ubierać się w biało – niebieskie piórka.
        Ten zbaraniały elektorat gojów jest potrzebny żydostwu do legitymizowania zamierzonych poczynań, a poza tym do niczego więcej, zatem umiejętnie i stosownie do powstałych okoliczności będzie eliminowany wszelkimi dostępnymi metodami z podawaniem zastrzyków włącznie.

        Etnicznej mafii spędza spokojny sen te 30% niezbaraniałego jeszcze elektoratu, który kolokwialnie olał żydowską zabawę w demokrację.
        To z tymi 30% przyjdzie żydostwu zmierzyć się i nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, bo rozkład procentowy jest wszędzie prawie taki sam.
        Stąd ta nachalna nagonka owiec do urn, żeby sprawdzić ile się da wycisnąć?
        Więcej już nie da się! Historii nie tworzą stada baranów, tworzy ją niewielka mniejszość.

        Liked by 2 people

    • “Etnicznej mafii spędza spokojny sen te 30% niezbaraniałego jeszcze elektoratu, który kolokwialnie olał żydowską zabawę w demokrację.
      To z tymi 30% przyjdzie żydostwu zmierzyć się i nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, bo rozkład procentowy jest wszędzie prawie taki sam.”

      Zabrzmiało to pocieszająco… Że jeszcze mamy jakieś znaczenie i coś do powiedzenia i że jest nas aż tyle. 30 procent to więcej niż 10 czy 5… Pytanie, ile procent z tych 30 to ludzie, którzy jednak “interesują się polityką” i będą chcieli się postawić w razie rozgrywki, o której mowa.

      Like

  2. “Te 30%, które nie poszło na wybory, kim oni są? Czy takie są proporcje Polaków i „Polaków” z korzeniami z byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego?”
    Czy ci, którzy poszli głosować, to już nie Polacy? Moja mama i całe rodzeństwo głosowało, mama na dodatek bardzo przeżywała wybory… A korzenie mamy na pewno polskie, tylko że tereny Górnego Śląska – czy to ma znaczenie? Czy prawdziwych Polaków należy szukać tylko na ziemiach Polski sprzed unii polsko-litewskiej?
    Wracając do pytania: większość Polaków dała się złapać na telewizyjną propagandę i zatraciła realny instynkt patriotyczny, a nawet instynkt samozachowawczy. Jest bezwolną masą, którą łatwo kierować. Czy tym samym nie można ich już nazwać polskim narodem?

    Like

    • “Czy prawdziwych Polaków należy szukać tylko na ziemiach Polski sprzed unii polsko-litewskiej?'” – Trudno byłoby chyba podać definicję prawdziwego Polaka. Bo jakie zastosować kryterium? Patriotyzm jest pojęciem z gumy, a wiadomo, że najbardziej “gorliwymi” patriotami są Żydzi. Polska poprzez unię z WKL stała się państwem wymieszanym etnicznie. Do tego doszła jeszcze ta zmienność granic. Stąd pojawiło się powiedzenie: w Polsce, czyli nigdzie. A ponadto często ziemie WKL określa się też jako polskie. Ale jeśli przyjmiemy, że Polska to Wielkopolska, Małopolska, Mazowsze, bo na tych ziemiach Polacy zawsze stanowili większość, niezmiennie od wieków – to powiedzenie “w Polsce, czyli nigdzie” traci sens. To oczywiście nie zmienia faktu, że Polacy mieszkali też na Pomorzu, na Górnym i Dolnym Śląsku i na wsiach stanowili tam większość. Również na południowy-zachód od Wilna mieszkali i chyba nadal mieszkają w zwartej masie i stanowią większość.

      Wiem, że wielu Polaków chodzi na wybory i ma jakieś sentymenty kresowe, ale to nie moja bajka. I nie rozumiem ludzi, którzy chodzą na wybory i nie rozumieją, że nie tędy droga. Przecież od 30-tu lat nic się nie zmienia. Jeśli chodzi o mnie, to jedyne z czym się utożsamiam w tym kraju Zulu-Gula, to język polski. To jest moja tożsamość. I dlatego widzę i bardzo denerwuje mnie, jak jest on kaleczony, jak przemyca się do niego ukrainizmy i składnię ukraińską i inne klaki z angielskiego itp.

      Like

Leave a comment