„Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają.” – To oczywiście Szekspir. Jeśli więc świat jest teatrem, to z pewnością jest nią również polityka, która jest chyba najważniejszą z ludzkich aktywności, bo oddziałuje na nas wszystkich i nie ma od niej ucieczki. Politycy kolejno wchodzą i znikają. Kiedyś był Bolek, który stręczył nam drugą Japonię. Dziś jest drugi Bolek, który stręczy nam drugie Chiny. Ale są i inni, jakieś Brauny, Konfederacje i czort wie kto jeszcze. A to tylko fragment tego polskiego spektrum wchodzących i znikających. Zawsze tak było. Ludziom trudno w to uwierzyć, że to jest teatr. Jednak bliższe przyjrzenie się któremukolwiek z polskich przesileń politycznych zmusza do takich refleksji.
Jednym z nich był Październik 56. Wydarzenie, wbrew pozorom, mało znane i na ogół fałszywie interpretowane. Niewielu też chyba starało się to zagadnienie bardziej wnikliwie przeanalizować. Marian Miszalski w swojej książce Najnowsza spiskowa historia Polski pomija to wydarzenie. Zaczyna ją od upadku Gomułki. Czym był więc ten Październik?
Jego analizę wypadałoby chyba zacząć od przybliżenia postaci głównego bohatera tamtych wydarzeń. Władysław Gomułka, bo o niego tu chodzi, urodził się w 1905 roku w Białobrzegach Franciszkańskich. Obecnie jest to dzielnica Krosna. Z zawodu był ślusarzem. Od 1926 roku należał do nielegalnej Komunistycznej Partii Polski. Od 1930 roku był funkcjonariuszem Komitetu Centralnego KPP. Nie był więc w niej szeregowym członkiem. Wprost przeciwnie. Już jako 25-letni młodzieniec był jednym z najważniejszych działaczy KPP. Oficjalnie należał do PPS-Lewica, rozwiązanej przez władze sanacyjne w 1931 roku.
W 1930 roku udał się nielegalnie na zjazd Profinternu w Moskwie. Profintern to była Czerwona Międzynarodówka Związków Zawodowych. Podczas organizowania w 1932 roku strajku w Łodzi został aresztowany i skazany na 4 lata więzienia. Po dwuletnim pobycie w różnych więzieniach otrzymał krótki urlop zdrowotny, podczas którego pod fałszywym nazwiskiem wyjechał do ZSRR.
W latach 1934-35 leczył się na Krymie i przebywał w Moskwie, gdzie ukończył szkołę – Międzynarodową Szkołę Leninowską. Po powrocie do kraju został zawodowym funkcjonariuszem partyjnym działającym w podziemiu. W 1936 roku został skazany na 4,5 roku więzienia za „przygotowywanie zbrodni stanu”. Po agresji III Rzeszy na Polskę został zwolniony z więzienia w Sieradzu i po krótkim pobycie w Warszawie przedostał się do strefy radzieckiej do Białegostoku. Na przełomie lat 1941/42 wrócił na ziemię krośnieńską, gdzie wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej. W lipcu 1942, na wezwanie Pawła Findera, przyjechał do Warszawy. Został jednym z przywódców PPR. Po śmierci dwóch członków kierowniczej „trójki” PPR – przywódcy PPR Marcelego Nowotki i dowódcy Gwardii Ludowej Bolesława Mołojca, w styczniu 1943 roku został członkiem kierowniczej „trójki” PPR wraz z Pawłem Finderem i Franciszkiem Jóźwiakiem. 23 listopada 1943 roku na posiedzeniu KC PPR odbytym po aresztowaniu przez Gestapo dotychczasowego sekretarza PPR Pawła Findera objął kierownictwo partii. Kontrkandydatami byli Bolesław Bierut i Franciszek Jóźwiak. Był autorem podstawowych dokumentów programowych, w tym wydanej w 1943 roku broszury O co walczymy? W latach 1943-48 był I sekretarzem KC PPR.
15 sierpnia 1948 roku podjęto uchwałę w sprawie odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego. 21 sierpnia Bierut poinformował Gomułkę, że decyzja o jego usunięciu została uzgodniona ze Stalinem. W marcu 1949 roku został Gomułka wiceprezesem NIK, a w listopadzie tego roku – dyrektorem oddziału Ubezpieczalni Społecznej w Warszawie. 2 sierpnia 1951 roku, podczas urlopu w Krynicy, został aresztowany przez grupę funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Gomułkę przetrzymywano w specjalnym więzieniu w willi Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Miedzeszynie. Potem aż do uwolnienia przebywał w szpitalu.
Pierwsze głosy domagające się wyjaśnień w sprawie aresztowania Gomułki padły na naradzie centralnego aktywu partyjnego, który odbył się na przełomie listopada i grudnia 1954. Decyzję o zwolnieniu Gomułki władze partyjne podjęły 7 grudnia. Gomułkę więziono do 13 grudnia 1954. 6 kwietnia 1956 roku I sekretarz PZPR Edward Ochab poinformował warszawski aktyw partyjny o rehabilitacji Gomułki i oczyszczeniu go z zarzutów. 1 sierpnia Biuro Polityczne zdecydowało o zwrocie Gomułce legitymacji partyjnej. 21 października został wybrany na I sekretarza PZPR. 24 października 1956 roku wygłosił na wiecu ludności Warszawy na Placu Defilad słynne, emocjonalne, 40-minutowe przemówienie zaczynające się słowami: „Towarzysze! Obywatele! Ludu pracujący stolicy!”, które zyskało mu powszechną sympatię, a którego początek przeszedł później do kultury masowej.
To tyle Wikipedia, z której wybrałem pewne fragmenty z życiorysu Gomułki. Czy z takim życiorysem i z taką karierą można mówić o odchyleniu prawicowo-nacjonalistycznym? Przecież on od najwcześniejszej młodości był ideowym komunistą. Odsuwają go od władzy, oskarżając o te odchylenia i kierują go na ciepłe posadki i dopiero po trzech latach aresztują. Ale co to za areszt! Luksusowa willa a później szpital. Też pewnie taki nie dla zwykłych robotników. Po trzech latach zwalniają go w grudniu 1954 roku i prawie przez 1,5 roku nie wiadomo, co się z nim dzieje.
Stalin umiera w marcu 1953 roku. O Gomułce „przypominają” sobie towarzysze na przełomie listopada i grudnia 1954 roku, a więc ponad 1,5 roku później: Pierwsze głosy domagające się wyjaśnień w sprawie aresztowania Gomułki padły na naradzie centralnego aktywu partyjnego… Dopiero trzy lata po aresztowaniu jakieś anonimowe głosy domagały się wyjaśnień. A wcześniej głosy te nie zauważyły zniknięcia Gomułki? Chruszczow wygłasza swój tajny referat o kulcie jednostki i zbrodniach stalinowskich w lutym 1956 roku – trzy lata po śmierci Stalina. Sam z siebie wygłosił taki referat? I dlaczego dopiero po trzech latach? Wynika z tego, że wszystko starannie planowano. Nie było tu żadnych spontanicznych reakcji. Skoro Gomułkę zwolniono na prawie dwa lata przed głównymi wydarzeniami, to znaczy, że już wtedy wyznaczono go na bohatera tamtych wydarzeń. Któż mógł się lepiej do tego nadawać? Patriota, stawiający się władzom radzieckim, więziony. I raptem przychodzi odwilż. Nie wiadomo skąd, ale przychodzi.
Gomułka zostaje wybrany na I sekretarza w dniu 21 października, a w dniu 19 października przylatuje bez zaproszenia delegacja radziecka i rozmawia z Biurem Politycznym i Gomułką. Jeszcze nie jest I sekretarzem, a już z nim rozmawiają. Znaczy, że wiedzą, że nim będzie. A dlaczego mieliby nie wiedzieć, skoro oni te klocki ustawiają? A wojska radzieckie stacjonujące na Dolnym Śląsku i Pomorzu idą na Warszawę. Ale jakoś nie dochodzą. W grudniu 1981 roku podeszły pod polskie granice wojska radzieckie, niemieckie i czeskie. Tylko po co? Przecież nadal były w Polsce wojska radzieckie na Dolnym Śląsku i Pomorzu. – Teatr. Czesi mają na to lepsze określenie – divadlo.
Obszernym opracowaniem na temat Października ’56, a właściwie na temat podziałów w PZPR w tamtym czasie, jest praca Witolda Jedlickiego „Chamy i żydy” zamieszczona w paryskiej „Kulturze” z grudnia 1962 roku. W notce biograficznej o nim można przeczytać:
„Witold Jedlicki ur. w lutym 1929 r. W czasie okupacji ukrywał się z powodu pochodzenia żydowskiego, był aresztowany przez Gestapo. Po wojnie studia na wydziale filozoficzno-społecznym Uniwersytetu Łódzkiego i Warszawskiego. Magisterium w r. 1952 pod kierunkiem prof. Kotarbińskiego. Od r. 1957 praca badawcza w Polskiej Akademii Nauk i dydaktyczna na Uniwersytecie Warszawskim w zakresie socjologii (w stopniu asystenta). Udział w Zespole badającym postawy studentów warszawskich. Autor popularnej książki o psychoanalizie Freuda (Wiedza Powszechna 1961). Wieloletni aktywny członek KLUBU KRZYWEGO KOLA i członek ostatniego Zarządu KRZYWEGO KOŁA. Opuścił Polskę jako emigrant do Izraela. Przyjął obywatelstwo izraelskie.”
Warto zapoznać się z pewnymi fragmentami tego opracowania, by spróbować zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło. Jest ono obszerne, bo liczy 40 stron. Starałem się z niego wybrać to, co najistotniejsze i najlepiej opisuje tamte wydarzenia. Wytłuszczenia moje, a moje komentarze pisane są kursywą.
Słynne tajne przemówienie Chruszczowa z dn. 25 lutego 1956 rozpętało falę masowego niezadowolenia i obudziło potężny ruch oddolny, dążący do szybkiej realizacji daleko idących reform w duchu jak najbardziej demokratycznym. Ruch ten zaczyna wywierać silną presję na kierownictwo partyjne. Podstawowym narzędziem tej presji staje się prasa, opanowana w tym czasie całkowicie przez pozapartyjne (lub partyjne, ale wypowiadające posłuszeństwo dyrektywom kierownictwa partyjnego) elementy konsekwentnie i szczerze demokratyczne. Istniało jednak także szereg innych form tej presji, takich jak publiczne wypowiedzi intelektualistów, tworzenie najrozmaitszych zrzeszeń, demonstracje (z najsławniejszą zbrojną demonstracją Poznańską z dn. 28 czerwca 1956 r. na czele) itd.
Te najrozmaitsze zrzeszenia to m.in. Klub Krzywego Koła, którego członkiem był autor cytowanego opracowania. Presję na władze partyjne wywiera prasa, która podlega tym władzom. Ciekawe. To tak jakby pracownicy Facebooka wywierali wpływ na jego właściciela i zamieszczali teksty sprzeczne z jego linią programową.
Inną formą presji były demonstracje takie jak zbrojna demonstracja poznańska. A więc ustawka, sprowokowanie robotników do strajku, by wywrzeć presję na władzy, a może raczej dać jej alibi. Pierwszy raz w Polsce Ludowej, ale nie ostatni. To był dopiero początek wykorzystywania robotników i innych naiwnych. A nam się wmawia, że Poznański Czerwiec to autentyczny robotniczy zryw i władza tak się przestraszyła, że aż odpuściła.
W obliczu tych wydarzeń część kierownictwa partyjnego zaczyna zdawać sobie sprawę z konieczności radykalnych przemian i przyłącza się do ruchu masowego do tych przemian nawołującego. Powstaje w ten sposób sojusz bardziej liberalnych, bardziej radykalnych, bardziej liczących się z rzeczywistością komunistów z masowym ruchem oddolnym, domagającym się radykalnych reform. Na przywódcę całego obozu zostaje wysunięty Władysław Gomułka. Ostatecznie obóz ten odnosi kolosalny sukces w październiku 1956 r., łamiąc opór sprzeciwiających się reformom stalinowców i eliminując ich od władzy. To, co się wówczas stało, było rodzajem zamachu stanu, który spotkał się z ostrym, popartym demonstracją zbrojną sprzeciwem Chruszczowa i ówczesnego kierownictwa K.P.Z.R. Gomułce udało się jednak wtedy przekonać Chruszczowa, żeby interwencji zbrojnej zaniechał.
Rzeczą powszechnie uznaną jest rola prasy i intelektualistów w rozbudzeniu opinii publicznej i w wywarciu presji na kierownictwo partyjne. Powstaje jednak pytanie, w jaki sposób prasa, w której nic nie może być wydrukowane bez aprobaty cenzury, może wywierać presję na cenzorów lub ich szefów? A więc jedno z dwojga: albo prasa spełniała wówczas dyrektywy kierownictwa partyjnego, albo kierownictwo partyjne dobrowolnie z jakichś powodów godziło się na to, żeby prasa pisała to, co uważa za stosowne. W obu wypadkach nie ma mowy o żadnej presji.
No właśnie! Intelektualiści rozbudzali opinie publiczną. Jakiej nacji oni byli? Prasa nie podlegała presji? Oczywiście, że nie! Ona była w rękach tych, którzy dokonywali tej „odwilży”.
Powszechnie uważa się, że nagły i gwałtowny zryw opinii publicznej na wiosnę 1956 r. był następstwem tajnego referatu Chruszczowa. Ale od razu powstaje pytanie, dlaczego ten referat rozpowszechniano? Przecież w innych krajach bloku go nie rozpowszechniano. Co więcej, dlaczego rozpowszechniano ten referat tak gorliwie, na otwartych zebraniach partyjnych, tak, żeby każdy, partyjny i bezpartyjny, mógł się z nim zapoznać? W tych warunkach poruszenie opinii publicznej musiało być rzeczą łatwą do przewidzenia. Stąd wniosek, że opinię publiczną rozbudzano celowo.
Dlaczego ci sarni ludzie, którzy potrafili ryzykować konflikt zbrojny z Z.S.S.R., byli później tak ulegli wobec presji sowieckiej w tysiącach spraw drobnych, takich np. czy zezwolić na ukazywanie się jakiegoś pisemka literackiego, albo czy zezwolić na wydrukowanie czegoś itp.? Dlaczego Gomułka, na którego poparta demonstracją militarną presja rosyjska nie podziałała w sprawie Rokossowskiego, uląkł się jej w sprawie Piaseckiego, który, jak to powszechnie sądzono, zawdzięczał swoją dalszą egzystencję i dobrobyt poparciu udzielonemu mu przez Moskwę?
Dlaczego? Skąd się bierze ten fenomen świadomego i planowego rozbudzania opinii publicznej w gruncie rzeczy przeciwko sobie? Po co Chruszczow wygłaszał ten swój tajny referat?
W jakim celu Cyrankiewicz, Ochab i Zambrowski w ciągu r. 1956 tak się wysilali, żeby zmobilizować opinię publiczną do krytyki partii i komunizmu? Przede wszystkim możemy odrzucić od razu ewentualność, że ci ludzie robili to ze względu na ukryte, ale szczere sympatie liberalne, które nakazywały im realizować pewien wzorzec ustrojowy uważany za słuszny nawet wbrew własnym interesom. Ani Chruszczow ani polscy leaderzy partyjni żadnych poważnych sympatii liberalnych nie mieli i nie mają. Nietrudno ostatecznie wskazać sytuacje, w których mieli oni okazję okazywania takich sympatii, a ich nie okazywali. Na ewentualny kontrargument, że może tu zachodzić normalne zjawisko zmiany przekonań, jest odpowiedź, że jeżeli za każdym razem zmiana przekonań służy interesom, to rzuca to cień na istnienie jakichkolwiek przekonań w ogóle.
Wspomniałem, że w literaturze na temat XX Zjazdu K.P.Z.R. znalazłem jedną myśl szczególnie interesującą· Mam na myśli przypuszczenie sformułowane na łamach “Kultury” przez Aleksandra Weissberg-Cybulskiego, że celem Chruszczowa było to, żeby stalinowskie metody rozprawiania się z przeciwnikami skompromitować tak doszczętnie, aby w przyszłych walkach o władzę nikomu już więcej nie opłacało się do tych metod uciekać.
Chodziło o to, by nie było w tej walce ofiar śmiertelnych. No bo skoro to jest teatr, to powinno być tak, jak w prawdziwym teatrze. Aktorzy grają, a jak mają być zastrzeleni, to tylko na niby.
Hipoteza Weissberga dowodzi, że może zaistnieć taka sytuacja, kiedy w interesie rządzących leży faktyczne rewoltowanie rządzących przeciwko sobie. Poprzednie moje uwagi zmierzały do tego, żeby wykazać, że taka sytuacja zaistniała w r. 1956 także w Polsce. Dlaczego?
Jeśli w interesie rządzących leży faktycznie rewoltowanie rządzących przeciwko sobie, to kto w takim razie rewoltuje ich przeciwko sobie? Albo ktoś, kto stoi ponad nimi lub, że oni sami ze sobą umawiają się, że będą odgrywać teatrzyk.
Kluczem do rozwiązania zagadki są wydarzenia VI Plenum K.C. P.Z.P.R., które się odbywało w Warszawie w połowie marca 1956. Z różnych niedyskrecji wiadomo już dzisiaj dość dobrze co wtedy zaszło. W Warszawie pojawił się Chruszczow, oficjalnie po to, aby peregrynować pieszo z Nowego Światu na Powązki za trumną Bieruta, faktycznie po to, by nie dopuścić do wyboru na jego następcę nikogo z ludzi Stalina.
Interwencja Chruszczowa stawia grupę kierowniczych komunistów, którzy faktycznie rządzili Polską za czasów Stalina, w położeniu rozpaczliwym. Stanowi dla nich jawną wskazówkę, że przestali się cieszyć zaufaniem mocodawców i tym samym, że ich dni są policzone; że muszą odejść i ustąpić miejsca ludziom nowym, którzy cieszą się zaufaniem nowych ludzi na Kremlu.
Kto należał do tej grupy i kim byli ludzie, na których obecnie stawiał Chruszczow? Ludzie, którzy faktycznie rządzili Polską w czasach Stalina, to przede wszystkim Bolesław Bierut, Roman Zambrowski, Jakub Berman, Hilary Minc i Franciszek Mazur. Ta piątka miała oczywiście całą armię dependentów, którzy zapewniali jej większość, gdzie tylko było potrzeba. Po śmierci Bieruta na czoło grupy wysuwa się wyraźnie Zambrowski. Natomiast Mazur, który zaczyna zerkać na stronę przeciwną, próbując, zresztą bezskutecznie coś z łaski Kremla dla siebie wyżebrać, zostaje przez grupę wyraźnie odsunięty. W sztabie grupy znajdują się w tym czasie m.in.: Jerzy Albrecht, Antoni Alster, Tadeusz Daniszewski, Ostap Dłuski, Maria Federowa, Romana Granas, Piotr Jaroszewicz, Helena Jaworska, Leon Kasman. Julian Kole, Wincenty Kraśko, Władysław Matwin, Jerzy Morawski, Marian Naszkowski, Mateusz Oks, Józef Olszewski, Jerzy Putrament, Mieczysław Rakowski, Adam Schaff, Artur Starewicz, Jerzy Sztachelski, Roman Werfel i Janusz Zarzycki. Niewątpliwie zbliżona do tej grupy jest większość byłych PPS-owców w K.C., konkretnie Józef Cyrankiewicz, nieżyjący już dziś Tadeusz Dietrich, Henryk Jabłoński, Oskar Lange, Lucjan Motyka, Adam Rapacki, Marian Rybicki i może przede wszystkim Andrzej Werblan. W swoim czasie poważną rolę odgrywali, dziś już całkowicie odsunięci sekretarze komitetów wojewódzkich największych miast: Stefan Staszewski i Stanisław Kuziński z Warszawy, Michalina Tatarkówna-Majkowska z Łodzi oraz Jan Kowarz z Wrocławia.
Grupa przeciwna składa się przeważnie z młodszych stażem członków K.C., zbuntowanych przeciwko piątce i gorliwych w zaprowadzaniu w Polsce nowego kursu, wyznaczonego przez Moskwę. Na czoło grupy wybija się Zenon Nowak. Na nieco niższym szczeblu jest kilku energicznych, ale wyjątkowo brutalnych i wyjątkowo niedoświadczonych działaczy jak Stanisław Brodziński, Wiktor Kłosiewicz, Władysław Kruczek, Stanisław Łapot, Kazimierz Mijal, Bolesław Rumiński, Jan Trusz i Kazimierz Witaszewski. Poparcie Moskwy zapewnia tej grupie automatycznie posłuszną solidarność ze strony niedotkniętej ekskomuniką Chruszczowa części Politbiura: stąd w tym czasie z grupą tą sympatyzują tacy starsi działacze jak Aleksander Zawadzki, Konstanty Rokossowski, Franciszek Jóźwiak, Hilary Chełchowski i Stefan Matuszewski. Wszystkich ich razem nazywano później “Natolińczykarni”. Natomiast na określenie pierwszej grupy w żargonie partyjnym utarła się nazwa ,”Grupa Puławska” . Nazwa ta nigdy jednak nie spopularyzowała się tak dalece jak poprzednia i o ile przeciętny Polak potrafiłby z łatwością odpowiedzieć na pytanie, Co to jest “Natolin”, rzadko kiedy umiałby wyjaśnić, co to są “Puławy”. Ale menadżerzy tych grup nazywają się wzajemnie od dawna inaczej. Dla Puławian Natolińczycy to “chamy”, a dla Natolińczyków Puławianie to “żydy”. Obie nazwy świadczą chlubnie o ideologicznym wyrobieniu i głębi socjalistycznych przekonań jednych i drugich.
Zaraz po VII Plenum K.C. zostają szeroko roztrąbione pierwsze informacje o Natolińczykach. Poza informacjami o ich antysemityzmie podkreśla się w szczególności ich antyinteligenckość, ich stalinowskie poglądy i nawyki oraz ich powiązania z ambasadą radziecką. Ostatnia informacja była bez wątpienia prawdziwa. Także informacja o antyinteligenckości Natolińczyków była prawdziwa, niezależnie od faktu, że ten moment nie bez powodu był wysunięty na plan pierwszy. Do stylu działania Puławian należało bowiem zawsze zaczynanie “od góry” społeczeństwa. Każdy działacz tej grupy miał prywatne powiązania z jakimiś środowiskami intelektualnymi lub artystycznymi, przeważnie warszawskimi. Każdą plotkę, każdą sugestię, każdą inspirację puszczano w obieg przede wszystkim tymi kanałami; dopiero później rozchodziły się one po całym społeczeństwie i po całym kraju. Rzecz prosta, informacja o antyinteligenckości Natolińczyków dla tych środowisk musiała mieć walor szczególnie mobilizujący; ona w pierwszym rzędzie zapewniała Puławianom poparcie tych środowisk. Natomiast jeżeli chodzi o stalinizm Natolińczyków, to ta etykieta jest w stosunku do nich uzasadniona na pewno nie bardziej, a może nawet trochę mniej, niż w stosunku do Puławian. Za czasów Stalina Natolińczycy w opozycji nie byli z pewnością i dyrektywy spełniali gorliwie. Ale gwardia stalinowska w Polsce, to przede wszystkim Puławianie, a Natolińczycy to raczej ludzie Chruszczowa. Natolińczycy domagali się odpowiedzialności personalnej za zbrodnie U.B., podczas gdy Puławianie wywijali się jak mogli i zrobili wszystko, żeby sprawę utopić. Oczywiście było w tej taktyce natolińskiej sporo demagogii i są wszelkie dane, aby sądzić, że ta odpowiedzialność miała też pewne, z góry zakreślone granice. Ale mimo wszystko sam fakt, że Natolińczycy dyskusję na ten temat prowokowali, a Puławianie bali się jej jak zarazy, o czymś świadczy.
Decydująca batalia zostaje rozegrana przez Puławian niezwykle zręcznie mimo, że nie odnoszą oni w końcu sukcesu tak olśniewającego, jaki sobie wymarzyli. Przede wszystkim udaje im się w końcu zjednać sobie Gomułkę. Pozbawiony własnych ludzi w aparacie partyjnym i możliwości realizowania własnych zamierzeń, Gomułka ma do wyboru bądź pozostać na uboczu, bądź stać się figurantem którejś z ubiegających się teraz o firmę jego nazwiska frakcji. Niewątpliwie do obu frakcji odnosi się ze wstrętem: jeżeli w końcu wybiera mniej wskazujących gotowości do ustępstw wobec niego Puławian, to niewątpliwie decyduje tu moment zależności Natolińczyków od ambasady sowieckiej. W długich, przeciągających się targach z Puławianami Gomułka stara się zapewnić sobie możliwie jak najlepszą i jak najsamodzielniejszą pozycję. Stawia warunki. Udaje mu się zapewnić sobie stanowisko sekretarza generalnego, wprowadzić maksymalną ilość swoich ludzi na kluczowe pozycje, doprowadzić – po długich oporach Puławian – do usunięcia Minca. Mimo to jest całkowicie w rękach dysponujących większością w K.C. i w aparacie Puławian. Może co najwyżej liczyć na to, że z biegiem czasu zakres jego osobistej władzy się powiększy. W tym momencie przygotowania do przewrotu są właściwie zakończone. Na trzy czy cztery dm przed VIII Plenum prasa nagle zaczyna robić publicity dla oficjalnie od siedmiu lat zapomnianego wodza. Następuje jednak interwencja sowiecka.
Puławianie zapewne celowo kompletnie zdezorganizowali aparat władzy w Polsce, żeby mieć potem wobec Chruszczowa argument, że przecież trzeba w Polsce dokonać jakichś zmian radykalnych po to, aby można było przywrócić porządek. Liczyli zapewne na to – i w tym się bynajmniej nie przeliczyli – że Chruszczowowi będzie bardziej zależało na przywróceniu porządku możliwie najprostszym sposobem i w możliwie najkrótszym terminie, niż na ochronie własnych agentów, którzy na dobitkę wykazali wręcz nieprawdopodobną nieudolność. Wydaje się jednak, że siła oporu Chruszczowa ich zaskoczyła. Nie mając w tym momencie już nic do stracenia, chwytają się środków radykalnych. Polskie Radio co chwilę powtarza z naciskiem, że Polska jest państwem suwerennym, a Komitet Warszawski P.Z.P.R. rozdaje broń robotnikom. Ten moment w ocenie wydarzeń jest szczególnie ważny. To nie opinia publiczna przez nieodpowiedzialne wystąpienia narażała kraj na interwencję sowiecką. Naprawdę na krawędź przepaści prowadziła kraj grupa pozbawionych skrupułów kombinatorów, kierując się wyłącznie motywem klikowego interesu. W tej sytuacji dochodzi do przyjazdu Chruszczowa i rozmowy Chruszczowa z Gomułką.
Zwracałem już wyżej uwagę na to, że rzeczywista treść tej rozmowy jest nikomu nieznana. Ale spróbujmy z pełną świadomością, że możemy się mylić, trochę na temat tej rozmowy pospekulować.
Gomułka nie miał żadnych powodów do sympatii w stosunku do grupy Puławskiej. To byli przecież ludzie Bieruta, ci sami którzy jego i jego przyjaciół podgryzali, kompromitowali, ośmieszali, upokarzali, a następnie aresztowali, więzili i torturowali. Co więcej, w czasie VIII Plenum musiał on rozpaczliwie szukać środków uniezależnienia się od ich kurateli. W tej sytuacji wydaje się chyba wysoce prawdopodobne, że Gomułka dążył do tego, żeby w oparciu o Chruszczowa kuratelę tę przynajmniej rozluźnić. Jego pozycja w rozmowie z Chruszczowem była o tyle dobra, że jawnie nie ponosił on odpowiedzialności za to, co się w danym momencie w Polsce działo. Mógł on przecież zawsze się powołać na to, że jeszcze trzy dni wcześniej był prywatną osobą nie mającą żadnych politycznych wpływów. Nie będąc naprawdę za nic odpowiedzialny, dążył on zapewne przede wszystkim do zrzucenia odpowiedzialności z siebie i obciążenia tych, którzy naprawdę byli za wszystko odpowiedzialni, tzn. Puławian. Swój sojusz z Puławianami mógł przed Chruszczowem umotywować tym, że był to dla niego środek dojścia do władzy i użycia jej w celu odbudowania rządzącego aparatu i przywrócenia w kraju porządku; wydaje się przy tym, że to był jego motyw rzeczywisty. Nie było mu zapewne trudno przekonać Chruszczowa, że w sojuszu z Natolińczykami zrobić tego samego nie było można; ci bowiem swoją nieudolnością i w ogóle całym swoim postępowaniem musieli i tak zdyskwalifikować się w oczach Chruszczowa kompletnie. (Zgoda Chruszczowa na odwołanie Rokossowskiego mogła być już prostą konsekwencją tego stanu rzeczy). Gomułka zapewne perswadował Chruszczowowi, że na uspokojenie opinii i przywrócenie porządku potrzeba czasu. Ale Chruszczow wiedział, że w razie użycia czołgów i karabinów maszynowych te same efekty też nie zostaną osiągnięte z dnia na dzień. Jeżeli dodamy do tego, że Chruszczow nie miał żadnych powodów do szczególnej nieufności wobec antystalinowskiego i przy tym niewątpliwie jak najbardziej komunistycznego działacza (w każdym razie nieufności większej, niż do innych satelickich dyktatorów), to w ogóle wszelkie racje użycia armat odpadały nawet, jeżeli Gomułka usiłował wykorzystywać swoją w gruncie rzeczy dosyć mocną pozycję do stawiania jakichś warunków.
Powtarzam, że to są tylko domysły, ale taki mniej więcej przebieg rozmowy wydaje mi się dość prawdopodobny tym bardziej, że dalsze wydarzenia wydają się taką hipotezę pośrednio potwierdzać. Z hipotezy tej wynika jednak kilka istotnych wniosków.
Po pierwsze, podobnie jak nieprawdą jest, że to opinia publiczna narażała kraj na konflikt zbrojny z Rosją, tak nieprawdą jest, że opinia publiczna przez swój polityczny rozsądek do konfliktu tego nie dopuściła. Armia Czerwona nie zaczęła strzelać w Warszawie nie dlatego, że opinia publiczna wykazała rozsądek, tylko dlatego, że nie było przeciwnika, do którego strzelanie miałoby jakikolwiek sens. Podobnie ta sama armia zaczęła zaczęła strzelać w Budapeszcie nie dlatego, że tam opinia publiczna okazała się nierozsądna, tylko dlatego, że tam był taki przeciwnik. Różnica pomiędzy Gomułką a Imre Nagy’m i jego rządem była ta, że Gomułka obiecywał zahamować proces demokratyzacji i położyć kres dalszym żądaniom mas, podczas gdy Nagy występował w imieniu mas i w ich imieniu dalsze żądania wysuwał.
Po drugie w tym, co się w październiku 1956 r. w Warszawie stało nie ma absolutnie żadnego elementu cudu. Wszystko było jak najbardziej naturalne i zrozumiałe. Nie jest wykluczone, że Chiny istotnie się sprzeciwiały kompromitującej cały blok wojnie pomiędzy kochającymi się bratnimi narodami. Ale zbawienie dla Warszawy przyszło nie z Pekinu, lecz z samej Warszawy. Gdy w Budapeszcie tej łaski boskiej zabrakło, to w Pekinie jej też nie było.
Po trzecie, cały “październik” był w gruncie rzeczy wielkim sowieckim sukcesem politycznym. Chruszczow przyleciał do Warszawy niewątpliwie przerażony tym, co się tam działo. Po paru godzinach mógł odlecieć spokojny, że sytuacja została opanowana i że w niedługim czasie anarchia zostanie ukrócona i porządek przywrócony. Panuje przekonanie, że Warszawa była sowiecką porażką a Budapeszt zwycięstwem. W rzeczywistości było chyba odwrotnie. W Warszawie i w Budapeszcie Chruszczow odniósł w końcu te same efekty: tylko że w Warszawie przy pomocy jednej gabinetowej rozmowy, a w Budapeszcie kosztem strat nieobliczalnych: kosztem groźby rozłamu, która długo jeszcze długo wisiała nad międzynarodowym ruchem komunistycznym, kosztem nieprawdopodobnych trudności w rokowaniach z Zachodem, kosztem utraty zaufania w państwach azjatyckich i afrykańskich, kosztem zupełnego niewykorzystania wspaniałej koniunktury sueskiej. Budapeszteński “sukces militarny” sukcesem politycznym nie był na pewno.
Po czwarte, “październik” oznacza zahamowanie procesu demokratyzacji w Polsce i punkt zwrotny, od którego zaczyna się cofanie. Jest to nawet nie tyle skutek tego, co Gomułka Chruszczowowi obiecywał i w ogóle jaki był przebieg ich rozmowy, ile skutek zmiany, jaka się dokonała w centralnym ośrodku władzy. Przed październikiem dwie grupy rywalizowały ze sobą o władzę nad narodem: po to, aby odnieść w tej rywalizacji sukces musiały starać się o pozyskanie opinii a po to, aby tę opinię pozyskać, musiały pójść na jakieś wobec niej ustępstwa. Przewrót październikowy tę pomyślną koniunkturę likwiduje: z dwóch grup rywalizujących pozostaje na placu boju tylko jedna, która nie ma już więcej żadnego interesu w tym, żeby czynić wobec mas jakiekolwiek ustępstwa. W interesie narodu polskiego leżało w r. 1956 utrwalenie stanu skłócenia i słabości władzy, a nie przechylanie szali na korzyść którejkolwiek ze stron. Tylko dzięki temu, że władza była wtedy skłócona i słaba, możliwe były tak szybkie postępy demokratyzacji jak te, które się dokonały między VI a VIII Plenum K.C. P.Z.P.R. Skupienie całej władzy w ręku Puławian w październiku 1956 kładzie tej wyjątkowej koniunkturze kres. To co się w Polsce działo między marcem a październikiem 1956 r. było swoistą namiastką systemu wielopartyjnego. Fakt rywalizacji jakichś grup o władzę stwarzał automatycznie pewne, bardzo zresztą niedoskonałe, formy kontroli władzy mimo, że nie było ani parlamentu, ani wolnych wyborów, ani innych elementów ustroju demokratycznego. Natomiast przewrót październikowy jest powrotem do zupełnej dyktatury. Dla sił demokratycznych w Polsce był to cios straszliwy.
Wreszcie wniosek piąty i ostatni. Cała historia październikowa polegała na wyjątkowo cynicznym i trzeba powiedzieć wyjątkowo skutecznym oszukiwaniu opinii publicznej i wprowadzaniu jej w błąd. Masy robiły w istocie to, czego chcieli Puławianie. W pewnym momencie interesy mas i interesy Puławian były istotnie zbieżne: w interesie mas leżało wykorzystanie za wszelką cenę i z maksymalną konsekwencją stworzoną przez Puławian koniunkturę na demokratyzację. Ale masy na ogół wierzyły w uczciwe intencje “sił postępowych partii”, w cały czarno-biały obraz układu sił frakcyjnych w kierownictwie partyjnym, w demagogiczne obietnice, które im rzucano. Masy darzyły ogromnym zaufaniem Gomułkę wtedy, kiedy jego celem było maksymalne skoncentrowanie władzy w swoim ręku i użycie jej w celu cofnięcia reform, które już zostały dokonane i niedopuszczenia do następnych. Masy pokładały ogromne nadzieje w przewrocie, który był dokonany po to, żeby nadzieje te zawieść. Masy dały z siebie entuzjazm, taki, jaki dla każdego rządu każdego kraju byłby szczytem marzeń. Tylko że są rządy, które umieją wykorzystać entuzjazm swoich narodów dla przeprowadzenia rzeczy konstruktywnych bez uciekania się do bata. Natomiast rząd Gomułki i Cyrankiewicza z bata zrezygnować nie miał zamiaru ani przez chwilę. Dlatego ten entuzjazm był tylko rzeczą krępującą: czymś, co należało odepchnąć i co faktycznie odepchnięto w sposób możliwie jak najbardziej brutalny.
To tyle autor. Z tego, co powyżej, wniosek wydaje się banalny: dużo musiało się zmienić, by nic się nie zmieniło. Jakkolwiek brutalnie by to brzmiało, ale tak było w przypadku Października ’56. Dokonano pewnych kosmetycznych zmian, odsunięto paru aparatczyków, ale systemu nie zmieniono. Czy w takim razie walki frakcyjne były autentyczne? „Chamy” były stalinowcami i „żydy” też. Jedni mieli poparcie ambasady radzieckiej i części radzieckiego Biura Politycznego, drudzy – Chruszczowa i, jak się można domyślać, pozostałej części tego Biura. Nikt więc nie ryzykował.
Autentyczny sprzeciw był na Węgrzech, bo wyszedł on tam od władzy, która miała poparcie społeczne i dlatego doszło do brutalnego stłumienia tego powstania. W Polsce władza, pozbawiona skrupułów i z bezwzględnym cynizmem, oszukiwała społeczeństwo. Skrajnym przypadkiem był Gomułka. Wykreowano go na patriotę, który stawia się władzom radzieckim. Już w 1948 roku, a może wcześniej, wiedziano, że taki ktoś może się przydać. Raptem człowiek, który w wieku 21 lat wstąpił do KPP, staje się patriotą o prawicowo-nacjonalistycznych odchyleniach. Społeczeństwo złapało się na ten haczyk. A skąd ono mogło znać jego życiorys? A nawet jeśli taki był dostępny, to zapewne nie był prawdziwy.
Wytworzył się podział na „chamów” i „żydów”. I to jest zdobycz tego „polskiego października”, którą wykorzystuje się obecnie. Ci ostatni zaczynali od góry, od inteligencji, środowisk twórczych, ale udało im się pociągnąć za sobą masy. „Chamy” nie miały wówczas ich poparcia. Po 1989 roku utrwalił się podział, ukształtowany w tamtym czasie. „Żydy” – ROAD, Unia Demokratyczna, Unia Wolności, Platforma Obywatelska – też zaczynały od góry. „Chamy” to Prawo i Sprawiedliwość, które „dba” o doły społeczne. Różnica pomiędzy PiS a PO jest taka jak pomiędzy „Chamami” i „Żydami”. Można więc powiedzieć, że w tamtym czasie wypracowano pewien mechanizm na wypadek, gdyby przyszło działać w warunkach „demokracji”. Kto jaki elektorat miałby zagospodarować, do kogo się odwoływać. Dzielić i rządzić.
Po co była ta cała, jakbyśmy to dziś powiedzieli, zadyma? Wszystkie te wydarzenia tj. Październik 56, Grudzień 70, Sierpień 80 były po to, by dać społeczeństwu nadzieję, że teraz będzie już lepiej, że to, co było nie wróci, że tamci źle rządzili, ale teraz wszystko się zmieni. Jak tylko będziemy rządzić, to będzie tu druga Japonia. Później przyszedł taki, który obiecywał drugą Irlandię. Obecnie jeden podstawiony przekonuje, że tylko chińskie rozwiązania uzdrowią naszą ekonomię. Recept tyle, ilu szamanów. A nie brakuje ich w naszym wyjątkowym kraju. Ten mechanizm, w skondensowanej formie, przerabiamy obecnie przy okazji „pandemii”. Raz nam obiecują złagodzenie restrykcji i łagodzą, później przykręcają śrubę, bo druga i trzecia fala, bo nowa mutacja wirusa. Ale jest i nadzieja, jak się zaszczepimy, to będzie lepiej, ale teraz jeszcze wytrzymajmy. Właśnie! Teraz mamy wytrzymać, wcześniej kazano nam zaciskać pasa. Zresztą, to zaciskanie pasa może jeszcze wrócić, jeśli kompletnie rozłożą rolnictwo, do czego przecież dążą.
Gomułka zaczynał jako ekstremista o prawicowo-nacjonalistycznych odchyleniach. Później stał się zbawcą narodu, bohaterem, który oparł się Związkowi Radzieckiemu. W końcu został poddany ostrej krytyce jako blokujący reformy prostak, którego można było usunąć za samą postawę. A przecież cały czas był to ten sam człowiek. Wszystkie swoje role odgrywał chyba dobrze. Jednak naród był już zmęczony i trzeba było wstrzyknąć mu nową nadzieję. Sprowokowano strajki, polała się krew. Nastąpiła zmiana. Przyszedł nowy przywódca: No to jak Towarzysze? Pomożecie? – Pomożemy!
Czy Październik ’56 można porównać do jakiegoś innego wydarzenia? Aż się prosi przywołać stan wojenny z 1981 roku. Jaruzelski zrobił dokładnie to, co Gomułka, tylko Gomułka w białych rękawiczkach, a Jaruzelski – po chamsku. W obu wypadkach społeczeństwo zostało podpuszczone przez żydowską mniejszość i w obu wypadkach obaj uchodzą za zbawców narodu – uratowali nas przed radziecką interwencją.
/ Wytworzył się podział na „chamów” i „żydów / –
– wytworzył się czy, po myśli ” różne twarze – jedna siła ” został wytworzony ( z odpowiednią medialną oprawą ) ?
Mając na uwadze : ” stryj w UB a bratanek w demokratycznej opozycji ” – wśród “chamów” nie było “Żydów” ?
ps. jak zwykle urzekają mnie pańskie, z pozoru niewinne pytania a które to obnażają i kładą na łopatki lansowaną narrację.
LikeLike
“wśród “chamów” nie było “Żydów” ?” – oczywiście, że byli.
LikeLike
Czyli, jak zwykle, pod ich potrzeby ustawka. A goje łapią te haczyki.
LikeLike
” wytworzył się ” –
– wywołuję popłoch w szeregach propagandystów kiedy próbuję wymusić na nich wypełnienie personalną treścią tej bezosobowej formy – pisane capitelem ” KTO … ” działa jak płachta na byka.
LikeLike
Ta forma bezosobowa jest po to, by wywołać wrażenie, że to wszystko dzieje się niezależnie od ludzi, że to jakaś siła wyższa. Po to by właśnie nie zadać tego kłopotliwego “kto”, bo wtedy byłby problem i oni doskonale o tym wiedzą.
LikeLike
W poprzedniej notce, podpierając się linkiem napisałem, że “Październik ’56” nie zatrybił. Po dzisiejszej lekturze trzeba mi wziąć poprawkę i napisać : – dobrze zatrybił ( im, bo przecież nie nam, Polakom ).
LikeLike
Niestety, ale zatrybił i pewne jego skutki odczuwamy do dziś, ale chyba mało osób zdaje sobie z tego sprawę.
LikeLike
A’propos pandemii – spodobało mi się :
/ gravis
25 lutego 2021, 15:59
Zaraza w Polsce :
https://dariuszkosiur.files.wordpress.com/2021/02/146044772_4301163346566186_7248025100683265040_n.jpg /
LikeLike
Trudno, żeby nie spodobało się. Mnie również, choć trochę przykro, bo pokazują nam nasze miejsce w szeregu.
LikeLike
Spodobało mi się w sensie celnego ujęcia. Fakt – nie jest to budujący dla nas obraz.
Czytałem, że do wzięcia ‘za twarz’ takiego kraju jak Polska wystarczy ok. 5-ciu tys. swoich a zaufanych ludzi ulokowanych w decyzyjnych punktach. Gdy dodamy do tego nieodzowny kamuflaż to miejscowi leżą i kwiczą ( ilu Polaków wie “who is who” w tenkraj ? )
LikeLike
“Czyli, jak zwykle, pod ich potrzeby ustawka. A goje łapią te haczyki.”
Łapią, bo nie interesują się historią i jakoś tak naiwnie interpretują świat.
LikeLike
A nawet jak się interesują i wiedzą * to co mogą w pojedynkę zrobić ? ( dzisiaj oglądałem film o pracy ludzkiego mózgu,umysłu i padło tam takie stwierdzenie, że bezbronny wobec Przyrody pierwotny człowiek dopiero wtedy poczuł swoją moc kiedy po raz pierwszy usiadł przy ognisku razem z sobie podobnymi.
* – najczęściej wiedzą to co oni chcą aby ‘ciemny lud’ wiedział.
LikeLike
Istotnie! W pojedynkę nic nie zrobią, ale żeby coś zmienić, to najpierw trzeba dokonać realnej oceny rzeczywistości i dopiero potem szukać rozwiązania. Bez tego każde działanie sprowadzi nas na manowce. A pierwsza rzecz, jaką powinni sobie ludzie uświadomić, to to ,że nie ma drogi na skróty i co nagle to po diable. Żadne powstania, protesty i cudowne recepty na uzdrowienie gospodarki.
LikeLike
“Czytałem, że do wzięcia ‘za twarz’ takiego kraju jak Polska wystarczy ok. 5-ciu tys. swoich a zaufanych ludzi ulokowanych w decyzyjnych punktach.”
Wystarczy, zwłaszcza gdy samemu drukuje się pieniądze.
LikeLike
Czytam książkę o masonerii, a w niej takie zdanie: W r. 1744 B. Fr. Longchamp otworzył w Warszawie lożę Lożę Trzech Braci.
Od razu przypomniała mi się cieszyńska restauracja “U Trzech Braci”. Ona zapoczątkowała protest i pociągnęła za sobą inne.
LikeLike
“U Trzech Braci”.
Kojarzenie, oparta na logice analiza zdarzeń to chyba ( no, przechodzące w pewnik ) nie jest już najmocniejszą stroną ludzi. Propaganda to użyteczne narzędzie do macerowania szarych.
Czytałem, że jednym z pierwszych posunięć zainstalowanej tu po wojnie władzy było wyrugowanie logiki z programu nauczania – logiczne posunięcie, prawda ?
LikeLike
Uzupełnienie o kojarzeniu – z naczynia wyjmiemy tylko to co zostało uprzednio doń włożone. Nawet wybitne na polu kojarzenia jednostki będą operować tylko na tym co jest im dane ( wiedzieć ).
Wczoraj oglądałem film o Korei pn. . Ci ludzie cały czas obracają się w kręgu tych samych, podrzuconych im pojęć i tylko na nich budują swoją świadomość – i to jeszcze przy pomocy suflujących im właściwą interpretację funkcjonariuszy. Na innym poziomie ale u nas ( w demokracji) jest tak samo – jak ludzie, en mass dali sobie zmacerować szare demokratyczną propagandą niech świadczy fakt, że nakaz medialny wykreowany przez autorytet polityki i wspierające go gadające łebki ( też wykreowane ) uznawany jest jako prawo a fetysze takie jak nauka, technologie, czy farmacja i medycyna stały się dla ludzi z tak przekręconymi już umysłami ” Bogiem ” – kreującym światopogląd sprzeczny z logiką * “Bogiem”.
LikeLike
Logiczne, jak najbardziej. To chyba Leibniz powiedział: Dajcie mi edukację na sto lat, a zmienię społeczeństwo. Władza doskonale wie, co zrobić, by podporządkować sobie masy.
LikeLike
” Żadne powstania, protesty i cudowne recepty na uzdrowienie gospodarki.” –
– jako świadomy swojej tożsamości naród, mamy jakieś atuty oprócz tego, że egzystujemy w “ten kraj” ( pozwolono nam tu egzystować ) ?
LikeLike
Przede wszystkim jesteśmy, w moim odczuciu, narodem przemieszanym. Mamy mniejszości, nie tylko Żydów, które niby utożsamiają się z tym krajem, ale jakby nie do końca. Wmówiono nam, że jesteśmy narodem jednolitym, katolickim itp.
Jak się analizuje Powstanie Wielkopolskie, to wychodzi, że wtedy mieliśmy atuty i nawet wiele. Społeczność Wielkopolski była na zupełnie innym etapie rozwoju niż w pozostałych zaborach. Polacy tworzyli wszystkie warstwy społeczne, a nie tylko chłopi i szlachta. Po wojnie ta społeczność została przetrzebiona i uzupełniona już obcym elementem.
Problem polega na tym, że obecnie ludzie nauki, kultury, finansów i gospodarki to przeważnie Żydzi. Nie ma więc takich, którzy mieliby świadomość, jak Wielkopolanie, że trzeba tworzyć własne, oddolne organizacje, ale też i wchodzić do obcych i przejmować je. Tak było w Wielkopolsce. Polacy wchodzili do niemieckich organizacji i niektóre przejmowali. Powstanie było tylko kropką nad “i”. Zanim do niego doszło, pracowano u podstaw. W Warszawie pisano o pracy organicznej, a w Poznaniu działano.
W blogu “Powstanie Wielkopolskie” napisałem na końcu, że historia tego Powstania i tego, co było przed nim, to gotowa instrukcja, co należy robić. Problem polega na tym, że tam byli ludzie, którzy wiedzieli czego chcą i mieli możliwości, by to robić. Obecnie nie ma takich ludzi i warunków. Inna sprawa, że na odpowiedni moment trzeba zaczekać i go wcześniej dostrzec, ale jeszcze wcześniej trzeba wykonać inną pracę.
Kiedy więc piszę, że nie czas na powstania i protesty, to nie znaczy, że jestem ich przeciwnikiem. Z samego wyjścia na ulice i krzyczenia wyjdzie tylko to, że ktoś inny upiecze swoją pieczeń na naszym ogniu.
Jakkolwiek na mój blog wchodzi niewiele osób, biorąc pod uwagę standardy internetu, ale blog o Powstaniu Wielkopolskim jest chyba najrzadziej czytany.
LikeLike
Witam Panie Wiesławie,
Gratuluję przemysleń w trafnych wniosków.
Tu ma Pan ciekawe przemówienie Łukaszenki
a z drugiej strony Montana uchwala prawo o broni, której u nas brakuje.
https://montanafreepress.org/2021/02/18/gianforte-signs-constitutional-carry-gun-bill/
LikeLike
Dziękuję! Dziękuję również za linki. Kiedyś gdzieś czytałem, że w jakimś amerykańskim miasteczku władze zalegalizowały prawo, które zezwalało obywatelom na zastrzelenie każdego, kto bez ich pozwolenia naruszał ich prawo własności. Przestępczość w tym mieście spadła do zera.
LikeLike