W poprzednim blogu pisałem, cytując Wikipedię, że motto Novus Ordo Seclorum widnieje, nie tylko na Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych i banknocie jednodolarowym, ale również na herbie Yale School of Management – szkoły biznesowej Uniwersytetu Yale. Mamy więc tu do czynienia z pewną ciągłością pewnych idei. Natomiast herbowe motto Uniwersytetu Yale to „Światłość i prawda” pisane po hebrajsku i po łacinie.

Do pełni obrazu wypada jeszcze wyjaśnić, skąd się wzięła nazwa tego uniwersytetu. Pochodzi ona od nazwiska Elihu Yela’a, który w 1718 roku podarował uczelni towary o wartości 562 funtów szterlingów, co na owe czasy było pokaźną sumą. Był on kupcem i filantropem, gubernatorem Madrasu. Już samo zestawienie – kupiec i filantrop, nie powinno nastręczać trudności z ustaleniem tożsamości fundatora tego uniwersytetu, bo za takiego został uznany.
Czym jest Uniwersytet Yale, Zakon i jakie są cele jego członków, to wyjaśnia Antony Sutton w swojej książce Sukll and bones; Tajemna elita Ameryki, która po raz pierwszy została wydana w 1983 roku. Ja korzystam z książki wydanej w 2018 roku przez Wydawnictwo Wektory. We wprowadzeniu do wydania z 2002 roku Sutton pisze:
»Historia opublikowania Tajemnej elity Ameryki. Wprowadzenia w tajniki zakonu Skull and Bones jest niezwykła. Zaczęła się na początku lat osiemdziesiątych XX wieku od przekazania przez anonimowego darczyńcę grubej na osiem cali paczki dokumentów. Papiery te zawierały ni mniej, ni więcej tylko listę członków oraz inne dokumenty dotyczące naprawdę tajnego stowarzyszenia działającego na Uniwersytecie Yale – bractwa Skull and Bones (Czaszka i Kości).
Mimo skromnej akcji promocyjnej i kilku zaledwie recenzji zignorowanych przez najważniejszych dystrybutorów, sprzedaż Tajemnej elity Ameryki utrzymywała się przez ostatnie szesnaście lat na stałym poziomie kilkuset egzemplarzy miesięcznie. Pokłosiem jej wydania był szereg artykułów i książek napisanych przez różnych autorów, jednak mój prawdziwy cel, którym było doprowadzenie do wszczęcia badań na temat wpływu, jaki filozofia Hegla wywiera na współczesną Amerykę, nie został osiągnięty. W dużym stopniu jest za to odpowiedzialny system edukacji oparty na heglowskiej koncepcji państwa, któremu udało się skutecznie ogłupić Amerykę.
Ta nieszczęsna, destrukcyjna filozofia, stanowiąca źródło zarówno nazizmu, jak i marksizmu, zatruła i skaziła naszą opartą na konstytucji republikę. Znaczną część winy za owo zepsucie ponosi elitarna grupa absolwentów Yale zrzeszonych w Skull and Bones, tak zwanych Bonesmenów. Fakt posługiwania się przez nich symbolem czaszki i kości oraz heglowska filozofia, którą się kierują, mówią same za siebie, choć z typową dla siebie obłudą będą was przekonywać, że jest inaczej.
Heglizm gloryfikuje państwo będące narzędziem służącym rozpowszechnianiu etatyzmu oraz materialistycznych idei i zasad w systemie edukacji, nauce, polityce i ekonomii.
Zastanawiacie się, dlaczego nasze społeczeństwo jest tak ogłupione? Winę za to ponosi trzech członków Skull and Bones, którzy w XIX wieku przenieśli na grunt amerykański pruski system edukacji oraz filozofia polityczna całkowicie sprzeczna z klasycznym liberalizmem kultywowanym w tym czasie w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. W klasycznym systemie liberalnym państwo jest zawsze podporządkowane jednostce. Heglowski etatyzm, jak widać na przykładzie nazizmu i marksizmu, czyni suwerenem państwo, a jednostka ma istnieć po to, by temu państwu służyć.
Nasz dwupartyjny, republikańsko-demokratyczny system (w istocie tworzy go jedna heglowska partia, a nikt inny nie jest ani mile widziany, ani w ogóle do niego dopuszczony) stanowi odbicie owego heglizmu. Niewielka grupa – bardzo niewielka grupa – jest w stanie z jego pomocą manipulować i do pewnego stopnia kontrolować społeczeństwo, wykorzystując je do swoich własnych celów.
To nie wszystko – pomyślcie o ich pirackiej fladze. Znak umieszczony na butelkach zawierających substancje trujące, symbol dywizji „Totenkopf” walczącej w II wojnie światowej. Skull and Bones nie tylko zaangażowało się na dużą skalę w przemyt narkotyków (rodziny Bushów i Prescottów w latach sześćdziesiątych XIX wieku), ale w iście heglowskim stylu stworzyło też jego przeciwieństwo, czyli tak zwaną „wojnę z narkotykami”. Ta przepełniona hipokryzją polityka pozwalała utrzymać ceny narkotyków, kontrolować ich podaż i wysyłać do więzień całe miliony, podczas gdy beneficjentami tego procederu są, w dużej mierze, nie kto inny tylko ci sami „Bonesmeni”, którzy uchwalają prawa skierowane przeciwko narkotykom (Taft, 1904).
Prawica i lewica – narzędzie kontroli
W oczach heglistów państwo jest bytem wszechmogącym, „pochodem Boga w świecie”. Jest to w istocie kult państwa. W heglowskim państwie postęp polega na wymuszonym konflikcie, wynikającym ze starcia przeciwieństw. Jeśli jesteś w stanie kontrolować te przeciwieństwa, panujesz też nad rezultatem ich zderzenia.
Podążamy tropem niezwykłego wpływu, jaki stowarzyszenie Skull and Bones wywarło na największy heglowski konflikt: starcie nazizmu z komunizmem. Członkowie Skull and Bones zajmowali najwyższe stanowiska w kręgach decyzyjnych. Bush, Harriman, Stimson, Lovet i tak dalej – wszyscy należeli do stowarzyszenia i odegrali znaczącą rolę w kierowaniu tym konfliktem przy użyciu „prawicy” oraz „lewicy”. Finansowali oni i sprzyjali rozwojowi obu tych filozofii i w dużym stopniu sprawowali kontrole nad tym, co z nich wynikło. Sprzyjał temu redukcjonizm w nauce, będący przeciwieństwem historycznego spojrzenia holistycznego (całościowego, ogólnego – przyp. W.L.). Dzielenie nauki i procesu uczenia się na coraz węższe segmenty sprawiło, że za pomocą części łatwiej było kontrolować całość.
Zdaniem Charlotte Thomson Iserbyt, autorki The Deliberate Dumbing Down America, początki amerykańskiego systemu edukacji wiążą się z działalnością Rockefellera i Gatesa. Faktycznie jednak ów etatystyczny system edukacji stanowi odbicie idei Hegla przeszczepionych na amerykański grunt przez trzech członków Skull nad Bones – Gilmana, White’a i Dwighta – a następnie wspieranych finansowo przez Rockefellera.
W dalszej części Sutton pisze :
Oficjalna historia establishmentu
Istnieje coś takiego jak, historia establishmentu, historia oficjalna, która zdominowała karty podręczników historii, wydawnictwa branżowe, media oraz półki w bibliotekach. Oficjalna linia zakłada niezmiennie, że wydarzenia takie jak wojny, rewolucje, skandale czy zabójstwa są zdarzeniami mniej lub bardziej przypadkowymi i pozostającymi bez związku ze sobą nawzajem. Wydarzenia z założenia NIGDY nie mogą być wynikiem spisku, ani rezultatem przemyślanego i zaplanowanego działania grupowego. Doskonałym tego przykładem jest zabójstwo Kennedy’ego – zaledwie dziewięć godzin po tym, jak w Dallas doszło do tej tragedii, stacje telewizyjne ogłosiły, że strzelanina nie była wynikiem spisku, niezależnie od tego, że nie da się udowodnić twierdzenia negatywnego i że śledztwo dopiero się zaczęło.
Biada każdej książce i każdemu autorowi, który nie mieści się w oficjalnych wytycznych. Nie otrzyma wsparcia fundacji. Wydawcy stchórzą. Dystrybucja będzie zupełnie przypadkowa albo nie będzie jej wcale.
Chcąc zapewnić przewagę jedynie słusznej linii, w 1946 roku Fundacja Rockefellera przeznaczyła sto trzydzieści dziewięć tysięcy dolarów na stworzenie oficjalnej historii II wojny światowej. Wszystko po to, by zapobiec ukazaniu się demaskatorskich publikacji, podobnych do tych, jakie po zakończeniu I wojny wprawiły w zakłopotanie cały establishment. Czytelnika zainteresuje fakt, że Zakon, któremu mamy się przyjrzeć na łamach tej książki, już w latach osiemdziesiątych XIX wieku wykazał się daleko idącą zapobiegliwością i powołał do życia zarówno Amerykańskie Towarzystwo Historyczne, jak i Amerykańskie Towarzystwo Ekonomiczne (większość ekonomistów w tamtych czasach była bardziej historykami niż analitykami). Zrobił to na swoich warunkach, obsadził swoimi ludźmi i wyznaczył własne cele. Andrew Dickson White był członkiem Zakonu i pierwszym prezesem Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego.
Porażka oficjalnej historii
Czasy się zmieniły. Słabość, niespójność i zwyczajne kłamstwa oficjalnej historii ujrzały światło dzienne. W latach osiemdziesiątych XX wieku trudno już znaleźć myślącego człowieka, który przyjmowałby to, co ona głosi. Panuje powszechne przekonanie, że oficjalna historia stała się w mniejszym lub większym stopniu artykułem konsumpcyjnym, spreparowanym przez naiwnych lub chciwych historyków. Historycy chętni temu, by nadstawiać karku i sprzeciwiać się panującemu trendowi, zdarzają się rzadko, a co więcej, niektórzy z nich padają ofiarą jeszcze bardziej zawiłej gry. Wśród zwykłych, ale myślących obywateli, czyli na poziomie w największym stopniu pozostającym poza zasięgiem wpływu Zakonu, spisek stał się więc powszechnie przyjętym wyjaśnieniem dla wielu wydarzeń. Można przywołać choćby przykład zabójstwa Kennedy’ego, gdzie oficjalna teoria „samotnego strzelca” nigdy nie została zaakceptowana przez przeciętnych Amerykanów, aferę Watergate, w przypadku której „Głębokie Gardło” będące źródłem przecieku i wyczyszczone taśmy z daleka śmierdzą spiskiem, czy wreszcie Pearl Harbor, gdzie kontradmirał Husband E. Kimmel oraz generał major Walter C. Short przyjęli na siebie winę generała George’a C. Marshalla i prezydenta Franklina D. Roosevelta.
Zakon – czym jest i jak to się zaczęło
Wtajemniczeni nazywają go Zakonem. Inni od ponad stu pięćdziesięciu lat znają go pod nazwą Kapituły 322 tajnego niemieckiego stowarzyszenia. Oficjalnie, dla celów prawnych, w 1856 roku Zakon został wcielony do Russell Trust. Swego czasu był znany jako „Bractwo Śmierci”. Ci, którzy bagatelizują jego znaczenie albo chcą go wyśmiać nazywają go „Czaszka i Kości” lub po prostu „Kości”.
Amerykański okres w dziejach tego niemieckiego zakonu rozpoczął się w roku 1833 na Uniwersytecie Yale. Jego założycielami byli generał William Huntington Russel oraz Alphonso Taft, który w 1876 roku został sekretarzem wojny w administracji prezydenta Granta. Alphonso Taft był ojcem Williama Howarda Tafta, jedynego człowieka piastującego zarówno urząd prezydenta jak i prezesa Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych.
Czym jest Zakon?
Zakon nie jest po prostu kolejnym bractwem studenckim z greckimi literami w nazwie, z hasłami i specjalnymi uściskami dłoni, tak popularnymi w większości miasteczek uniwersyteckich. Kapituła 322 to tajne stowarzyszenie, którego członkowie są zobowiązani do zachowania milczenia. O ile wiadomo, działa ono jedynie na Uniwersytecie Yale. Posiada własne zasady i uroczyste obrzędy. Nie przepada za wścibstwem i dociekliwością obywateli, nazywanych przez wtajemniczonych „postronnymi” lub „wandalami”. Jego członkowie zawsze się tego członkostwa wypierają (lub powinni to robić) – po sprawdzeniu kilkuset oficjalnych życiorysów członków Skull and Bones okazało się, że tylko sześciu powołuje się na przynależność do stowarzyszenia. Pozostali milczą na ten temat. Byłoby niezwykle ciekawe dowiedzieć się, czy liczni członkowie Zakonu na różnych szczeblach władzy i piastujący stanowiska rządowe ujawniło tę przynależność w swoich danych biograficznych, przekazanych FBI w celu sprawdzenia ich przeszłości.
Przede wszystkim jednak Zakon jest potężny, niewiarygodnie wręcz potężny. Jeśli tylko czytelnik wytrwa i przeanalizuje dowody, które zostaną mu zaprezentowane – a te są przytłaczające – jego wizja świata bez wątpienia zarysuje się o wiele ostrzej, z przerażająca wyrazistością.
W tym momencie należałoby jeszcze dodać kilka istotnych spostrzeżeń na temat Zakonu:
- do stowarzyszenia należą jedynie studenci najstarszego roku na Uniwersytecie Yale. Członkowie są wybierani już na trzecim roku, ale w szeregach Skull and Bones spędzają jedynie jeden rok, ostatni rok swojej nauki. Innymi słowy, organizacja jest nastawiona na działalność poza kampusem, po zakończeniu studiów. Przywódcy zakonu spotykają się raz do roku na Deer Island na rzece Świętego Wawrzyńca.
- stowarzyszenia seniorskie, czyli zrzeszające studentów najstarszego roku, są charakterystyczne wyłącznie dla Yale. Oprócz Skull and Bones na Yale działają jeszcze dwa inne bractwa tego typu, ale nie spotyka się ich nigdzie indziej. Scroll and Key (Zwój i Klucz) oraz Wolf’s Head (Wilcza Głowa) to podobno rywalizujące ze sobą stowarzyszenia założone w połowie XIX wieku. W swoim artykule opublikowanym w „Esquire” Rosenbaum zauważył nader trafnie, że jeśli któryś z przedstawicieli liberalnego establishmentu ze Wschodniego Wybrzeża nie jest członkiem Skull and Bones, to niemal na pewno należy albo do Scroll and Key, albo do Wolf’s Head.
Jakie znaczenie ma liczba „322” umieszczona w nazwie Kapituły 322? William Russel zapożyczył ideę stowarzyszenia z Niemiec, dlatego utrzymywano, że 322 oznacza rok 32 (1832), drugą kapitułę niemieckiej organizacji. Być może istnieją gdzieś także kapituły 320 i 321, a 323 jest określeniem pokoju w świątyni Skull and Bones na Yale.
Istnieje jeszcze inne wytłumaczenie dla tej liczby, zgodnie z którym Zakon pochodzi od greckiego bractwa sięgającego czasów Demostenesa, czyli roku 322 p.n.e. Wydaje się być ono wiarygodne, ponieważ dokumenty Skull and Bones są datowane poprzez dodanie liczby 322 do liczby oznaczającej bieżący rok, czyli na przykład dokumenty pochodzące z roku 1950 noszą datę 2272 Roku Demosteńskiego.
Kto jest członkiem tego tajnego stowarzyszenia?
Na liście zawierającej ponad dwa tysiące pięćset nazwisk osób przyjętych do Zakonu nie sposób nie zauważyć pewnych charakterystycznych cech:
- Większość członków pochodzi ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Jeszcze w roku 1950 zaledwie trzech członków mieszkało w kalifornijskim Los Angeles, podczas gdy adresy dwudziestu ośmiu wskazywały na New Haven w Connecticut.
- Wszyscy członkowie są mężczyznami, a niemal wszyscy należą do WASP (White Anglo Saxon Protestant). Większość z nich wywodzi się z rodzin angielskich purytanów, a ich przodkowie przybyli do Ameryki Północnej pomiędzy rokiem 1630 a 1660.
- Owe purytańskie rodziny albo zawierały związki małżeńskie z członkami elity finansowej, albo wiązały się z synami finansowych potentatów, na przykład Rockefellerów, Davisonów i Harrimanów, których synowie wstępowali następnie do Zakonu.
Modus operandi Zakonu
Działania Zakonu są ukierunkowane na zmianę naszego społeczeństwa i zaprowadzenie nowego porządku świata. Ma to być starannie zaplanowany porządek, w którym wolność osobista zostanie znacznie ograniczona, ochrona konstytucyjna zniesiona, znikną też granice państwowe oraz różnice kulturalne.
Cel ten można wydedukować, analizując, a następnie sumując działania poszczególnych członków: ich konsekwentny schemat utrzymuje się od ponad stu lat. Częścią tej działalności będzie w współpraca z Grupą (brytyjski odpowiednik Zakonu – przyp. W.L.), której przyświecają analogiczne, a do tego spisane cele.
Jeśli więc zauważamy, że członkowie interesują się głównie hodowlą kaczek, że piszą artykuły na temat kaczek, chowają kaczki, sprzedają kaczki, powołują rady zajmujące się studiami nad kaczkami, tworzą kaczą filozofię, rozsądek nakazywałby stwierdzić, że ich główny cel ma związek z kaczkami, a cała ta działalność nie jest jedynie dziełem przypadku.
Z historycznego punktu widzenia działania Zakonu koncentrowały się zawsze wokół społeczeństwa, a dokładnie wokół tego, jak w określony sposób zmienić to społeczeństwo, by osiągnąć określony cel: nowy porządek świata. Wiemy, które części składowe życia społecznego będą musiały ulec zmianie, aby zaprowadzenie nowego porządku świata było możliwe, możemy więc pod tym kątem sprawdzić działania Zakonu. Tymi elementami musiałyby więc być:
- Edukacja – w jaki sposób będzie zachowywać się społeczeństwo przyszłości.
- Pieniądze – sposoby przechowywania bogactwa i wymiany dóbr.
- Prawo – upoważnienie do egzekwowania woli państwa, światowe państwo potrzebuje światowego prawa i światowego sądu.
- Polityka – kierunek, w którym zmierza państwo.
- Gospodarka – wytwarzanie bogactwa.
- Historia – co zdaniem ludzi wydarzyło się w przeszłości.
- Psychologia – sposoby kontrolowania tego, w jaki sposób ludzie myślą.
- Filantropia – aby ludzie mieli dobre zdanie na temat kontrolujących.
- Medycyna – władza nad zdrowiem, życiem i śmiercią.
- Religia – duchowe wierzenia ludzi, dla wielu stanowiące bodziec do działania.
- Media – co ludzie wiedzą i czego dowiadują się na temat aktualnych wydarzeń.
- Ciągłość – moc wyznaczania, kto pójdzie w twoje ślady.
Jeśli chodzi o działalność poszczególnych członków Zakonu, jej schemat na pierwszy rzut oka wydaje się mylący i pozornie niekonsekwentny. Oto kilka przykładów:
- Andrew Carnegie, właściciel olbrzymiego koncernu metalurgicznego zarabiał na wojnie, ale pod wpływem członka Zakonu, Daniela Coit Gilmana, był także gorliwym przewodniczącym i sponsorem American Peace Society. Na pozór wygląda to na niekonsekwencję. Czy Carnegie mógł być zwolennikiem wojny i pokoju jednocześnie?
- Celem założonej przez należących do Zakonu Williama H. Tafta i Theodore’a Marburga Ligi na rzecz Pokoju było krzewienie pokoju, a jednak organizacja ta aktywnie nawoływała do przystąpienia Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej. Jakim sposobem Liga mogła opowiadać się w tym samym czasie za pokojem i działaniami zbrojnymi?
- W latach dwudziestych XX wieku W. Averell Harriman był głównym stronnikiem Związku Radzieckiego, któremu udzielał wsparcia zarówno dyplomatycznego, jak i finansowego. Harriman przyczynił się do założenia Ruskombanku, czyli pierwszego radzieckiego banku komercyjnego. Max May, wiceprezes zdominowanego przez interesy Harrimanów i Morganów Guaranty Trust, został pierwszym wiceprezesem Ruskombanku, odpowiedzialnym za operacje zagraniczne. Innymi słowy, amerykański bankier pozostający pod wpływem członka Zakonu otrzymał kluczowe stanowisko w banku radzieckim. Okazuje się jednak, że Averell Harriman, jego brat Roland Harriman oraz należący do Skull and Bones E.S. James i Knight Woolley byli za pośrednictwem Union Bank (w którym mieli duże udziały) głównymi bankierami Hitlera.
Podręczniki historii uczą nas, że naziści i komuniści byli zawziętymi wrogami, a ich ustroje stanowiły przeciwieństwo. Czy rozsądny człowiek mógł w takim razie udzielać wsparcia zarówno Związkowi Radzieckiemu, jak i Hitlerowi? Czy Harriman zachowywał się irracjonalnie, czy też jego niekonsekwencja ma jakieś wytłumaczenie?
- Rodzina Bundych dostarcza nam kolejnego przykładu pozornej niekonsekwencji. William Bundy był przez dziesięć lat związany z Central Intelligence Agency. McGeorge Bundy pełnił funkcję doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego za rządów prezydenta Kennedy’ego i Johnsona. Tym samym Bundy są prawdopodobnie zwolennikami pronatowskiej linii politycznej w kontaktach Stanów Zjednoczonych i Europy. A jednak Bundy mają powiązania z działaniami i organizacjami nie tylko przeciwnymi NATO, ale wręcz promarksistowskimi, na przykład z Institute for Policy Studies. Czy Bundy są niekonsekwentni?
- Poszczególni członkowie Zakonu deklarują publicznie najróżniejsze poglądy, przekonania i skłaniają się ku rozmaitym ideologiom. William Buckley co jakiś czas rzuca gromy pod adresem Związku Radzieckiego. Z drugiej strony mamy Johna Burtta, należącego do kilkunastu organizacji będących przykrywką dla komunistów. William S. Coffin Junior przez trzy lata pracował w CIA, po czym stał się przywódcą ruchu sprzeciwiającego się wojnie w Wietnamie, a czynił to za pośrednictwem National Conference for a New Politics (konferencja zorganizowana w 1967 roku w Chicago przez Komunistyczną Partię Stanów Zjednoczonych, której celem było stworzenie nowego zjednoczonego ciała politycznego na lewicy – przyp. tłum.) oraz Clergy and Laymen Concerned about Vietnam (Duchowni i świeccy zatroskani sprawą Wietnamu). Coffin był jednym z Bostońskiej Piątki, postawionym w stan oskarżenia pod zarzutem spisku mającego na celu naruszenie praw federalnych. Nie można także zapominać, że W. Averell Harriman jest doświadczonym mężem stanu związanym z Partią Demokratyczną.
Ciekawy zestaw działań i poglądów. Czy odzwierciedlają one niespójne filozofie? Czy w obliczu takiej zbieraniny indywidualnych poczynań jest możliwe, by Zakon miał jeden stały cel?
Odpowiedź brzmi: nie ma w tym niekonsekwencji, ponieważ cel, który przyświeca Zakonowi, dalece wykracza poza te działania, a do tego owe pozorne sprzeczności działają na jego korzyść.
Państwo jest absolutem
Czy możliwe jest istnienie wspólnego celu, skoro członkowie Zakonu najwyraźniej stoją w opozycji do siebie i podejmują sprzeczne działania?
Prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem stojącym przed autorem tej książki będzie przekazanie czytelnikowi w istocie trywialnej informacji: celem Zakonu nie jest „lewica” ani „prawica”. „Lewica” i „prawica” są sztucznie wykreowanymi narzędziami mającymi posłużyć wprowadzeniu zmiany, a ich skrajne odłamy stanowią istotne elementy w procesie kontrolowanej zmiany.
Odpowiedź na tę pozorną polityczną zagadkę kryje się w heglowskiej logice. Nie można zapominać, że zarówno Marks jak i Hitler, stanowiący uosobienie skrajnej „lewicy” i „prawicy”, przedstawiani jako podręcznikowi wręcz przeciwnicy, wyewoluowali z tego samego systemu politycznego: heglizmu. Stwierdzenie to wywołuje grymas intelektualnej udręki na twarzach marksistów i nazistów, ale jest oczywiste dla każdego studenta politologii.
Wbrew twierdzeniom marksistów idea historycznego procesu dialektycznego nie wywodzi się od Marksa, lecz Fichtego i Hegla żyjących w Niemczech w drugiej połowie XVIII i na początku XIX wieku. W procesie dialektycznym zderzenie przeciwieństw prowadzi do syntezy. Na przykład w wyniku konfliktu politycznej lewicy z prawicą powstaje nowy system polityczny – nie lewicowy czy prawicowy, ale będący ich syntezą. Konflikt przeciwieństw jest niezbędny do wprowadzenia zmian. Prawidłowość tę można dzisiaj prześledzić w literaturze wydawanej przez Komisję Trójstronną, gdzie popiera się zmianę, a środki prowadzące do jej wprowadzenia określa się mianem „zarządzania konfliktem”.
W systemie heglowskim konflikt ma kluczowe znaczenie. Co więcej, w opinii Hegla i systemów opierających się na jego filozofii państwo jest absolutem. Państwo wymaga od każdego obywatela całkowitego posłuszeństwa. W tak zwanym systemie organicznym jednostka nie istnieje sama dla siebie, ale jej celem jest wypełnienie zadania przewidzianego dla niej przez państwo. Wolność można znaleźć jedynie w posłuszeństwie wobec państwa. W hitlerowskich Niemczech wolność nie istniała, wolności jednostki nie przewiduje marksizm, nie będzie jej także wtedy, gdy zapanuje Nowy Porządek Świata. I jeśli przypomina to orwellowski Rok 1984, to tak właśnie ma być.
Mówiąc krótko, państwo jest najważniejsze, a konflikt jest narzędziem umożliwiającym zaprowadzenie idealnego społeczeństwa. Wolność jednostki kryje się w jej posłuszeństwie wobec rządzących. (Zaszczepisz się, będziesz mógł podróżować – przyp. W.L.)
Czym jest więc państwo? Jest nim rzecz jasna samozwańcza elita. – wytł. W.L. Co ciekawe, Fichte, który zaprezentował te idee jeszcze przed Heglem, był masonem, niemal na pewno należał także do iluminatów, a z całą pewnością był ich protegowanym. Johann Wolfgang Goethe (wśród iluminatów znany jako Abaris) zapewnił Fichtemu stanowisko na Uniwersytecie w Jenie.
Co więcej, wyznawana przez iluminatów zasada, że cel uświęca środki – zasada, którą Quigley uznał za niemoralną, a stosowana zarówno przez Grupę, jak i przez Zakon – wywodzi się z filozofii heglowskiej.
Stanowi to istotny aspekt próby wyjaśnienia działań Zakonu. W latach 1831-1832, gdy założyciel stowarzyszenia, William Russel, przebywał w Niemczech, w żaden sposób nie mógł on nie zetknąć się z teorią Hegla i uniknąć dyskusji na jej temat. W kręgach uniwersyteckich była ona na ustach wszystkich. Ogarnęła niemieckich intelektualistów jak szaleństwo gry w Pac-Mana. Większość Amerykanów nic na temat teorii Hegla nie słyszało, a ci, którzy się z nią zapoznali, nie chcieli mieć z nią więcej do czynienia. Dlaczego? Ponieważ jej założenia są całkowicie sprzeczne z naturalnym poczuciem indywidualnej wolności i gwarancji konstytucyjnych. Większość z nas uważa, że to państwo ma służyć jednostce, a nie na odwrót.
Opinia Zakonu jest sprzeczna z poglądami większości z nas. Uświadomienie sobie tego jest niezbędne, by móc zrozumieć, o co mu chodzi. Dlatego właśnie wszelkie spory pomiędzy lewicą a prawicą, choć mające kluczowe znaczenie dla propagowania idei zmiany, nigdy nie będą mogły przerodzić się w dyskusję na temat podstaw jeffersonowskiej demokracji głoszącej, że najlepszym rządem jest ten, który najmniej rządzi. Dyskusja, a wraz z nią środki finansowe, zawsze zmierzają w kierunku wzmocnienia prerogatyw państwa i ich wykorzystywania, jak najdalej od kwestii praw jednostki. Dopóki dyskusja nie wykracza poza ramy państwa i władzy państwowej, z punktu widzenia Zakonu nie ma znaczenia, czy coś nazywa się lewicą, prawicą, demokratami, republikanami, opcją laicką czy religijną.
Wspólnym mianownikiem pozornie całkowicie odmiennych poglądów prezentowanych przez członków Zakonu jest fakt, że przyświeca im nadrzędny cel, dla realizacji którego kluczowe znaczenie ma konflikt idei. Dopóki przedmiotem dyskusji nie staną się prawa jednostki, zderzenie poglądów generuje konflikt niezbędny do wprowadzenia zmiany. Ponieważ celem jest także globalna kontrola, kładzie się nacisk na globalne myślenie, czyli internacjonalizm. Odbywa się to za pośrednictwem światowych organizacji i światowego prawa. Wielki wkład Taftów w realizację celów Zakonu był związany ze światowym systemem sądowym i światowym prawem – internacjonalistycznym aspektem Nowego Porządku Świata.«
Ja czytałem tę książkę w 2018 roku i wtedy ta wizja państwa opresyjnego, ograniczającego podstawowe prawa jednostki wydawała mi się odległa, co więcej, nawet nie wyobrażałem sobie w jaki sposób można pozbawić człowieka tych praw: prawa do swobodnego przemieszczania się, do oddychania świeżym powietrzem, do korzystania z wszelkich obiektów użyteczności publicznej, do kultywowania tradycji i wszystkiego tego, co czyni nas ludźmi. Pod jakim pretekstem? Owszem, rozumiałem ten fikcyjny podział na lewicę i prawicę i sztuczność tych konfliktów, bo ja już od ponad dwudziestu lat nie chodzę na żadne wybory. Dopiero jednak teraz zrozumiałem, jak można ograniczyć a wręcz sterroryzować jednostkę, stłamsić ją pod pozorem wymyślonej pandemii. Pandemia jest tylko środkiem, narzędziem do realizacji celu, jakim jest państwo dominujące nad jednostką. A po co państwo ma dominować nad jednostką? Taka sztuka dla sztuki? Realizacja filozofii Hegla? A po co Hegel stworzył taką filozofię? Bo mu odbiło? W powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego Żyd znajduję taki fragment:
„Otóż, najukochańsi Niemcy – kończył Duńczyk – wierzcie mi, że nie mówię tego przez zazdrość o posiadanie Szlezwiku i Holsztynu, bo wcale mi te księstwa nie smakują… wy się mylicie grubo, utrzymując, iż Schiller, Goethe, Kant, Hegel byli Niemcami…”
Kraszewski tego nie mówi wprost, ale skoro nie byli Niemcami, no to kim mogli być? Nie trudno się domyślić. Jeśli Hegel był Żydem, to ta cała jego filozofia jest tylko po to, by dać podstawy do stworzenia państwa absolutu, czyli wszechmocnego. No, ale nawet takie państwo nie jest bezosobowym, jakimś abstrakcyjnym bytem. Sutton pisał, a ja wytłuściłem: Czym jest państwo? Jest nim rzecz jasna samozwańcza elita. A więc jakaś elita, ale jaka? Chyba nie po to wysilali się ci wszyscy żydowscy filozofowie, by ktoś inny mógł sobie tyłek podetrzeć papierem, na którym wydrukowano ich przemyślenia. Tą samozwańczą elitą są oczywiście Żydzi i realizują oni swój chory, mesjanistyczny cel podporządkowania sobie świata. Tylko czy rzeczywiście chodzi o podporządkowanie sobie świata, skoro oni już teraz nim rządzą? Czy to nie jest dążenie do samounicestwienia się? Do zakończenia tego etapu istnienia ludzkości, na którym dominowała cywilizacja żydowska? Czasami jest tak w życiu jednostek, że lepiej je zakończyć samobójstwem, niż dalej trwać. Czy czasem nie może tak być w przypadku narodów, a osobliwie – narodu wybranego? A czy ten naród, ginąc, chce pociągnąć za sobą inne narody? Końcowe odliczanie? Był kiedyś, w 1986 roku, taki przebój zespołu Europe – The Final Countdown. I nawet jest w nim taka fraza: Will things ever be the same again? – Czy kiedykolwiek jeszcze będzie tak samo?
Ja oczywiście nie wiem, czy takie wnioskowanie ma sens. Jednak obserwacja rzeczywistości skłania mnie do takiego wniosku. Tempo, w jakim rośnie zadłużenie wszystkiego i wszystkich, jest przerażające. Cały świat jest zadłużony i bez szans na spłatę tego długu. Kiedy patrzę na prawie puste autobusy i pociągi, to zastanawiam się, skąd firmy transportowe mają pieniądze na pokrycie swoich kosztów i wynagrodzenia dla pracowników? Bo przecież nie od klientów. W przypadku transportu lotniczego jest podobnie. A ile jest takich firm? Tu już nie działa normalna ekonomia, to wszystko kręci się w oparciu o emisję pustego pieniądza. Ci, którzy go pożyczają, wiedzą że nie zostanie on zwrócony. Czyli że staną się właścicielami wszystkiego, co zadłużone. Teraz już chyba chodzi tylko o zadłużenie tego wszystkiego, co jeszcze nie jest zadłużone, tak by stać się właścicielami całego świata. Mesjański cel bliski realizacji. A co potem? Samounicestwienie?
” Prawica i lewica – narzędzie kontroli ” –
– sporo zamieszania i popłoch musiałem wywoływać wśród propagandystów delegowanych do urabiania polskich umysłów gdy, widząc ich produkty pisałem pod takich, że podział na lewicę i prawicę jest wielce sztucznym i interesownym zarazem albowiem jedyny sensowny podział można sprowadzić do tego, że człowiek jest przyzwoitym lub takowym nie jest ( co bardziej tym dotknięci ripostowali o moim bredzeniu i przeganiali ze swojego bloga – i tu już wiedziałem, że trafiłem w czuły punkt i z kim mam do czynienia ).
LikeLike
Żydzi wszystko kontrolują, nawet te kanały internetowe o stosunkowo małej oglądalności czy raczej słuchalności, bo tam, gdzie trzeba czytać, to dla wielu już za trudno. Żydowska edukacja triumfuje. A dziś w Sejmie jeden Żyd – Braun, do drugiego Żyda – Niedzielskiego, mówi: Będziesz pan wisiał.
No piękne! Nieprawdaż? Ilu naiwnych kupi to? Dlatego tak nie lubią, gdy ktoś zwraca im uwagę, że te podziały to fikcja i ich gierki pod naiwną publiczkę. I od razu reakcja mediów (Interia): Skandaliczne słowa posła Brauna.
LikeLike
” A dziś w Sejmie jeden Żyd … ” –
– no i gdzie tam Polakom do antysemityzmu Żydów 🙂
LikeLike
Polacy, w sensie historycznym, byli chłopami, szlachta – zażydzona. Mieszczaństwo, inteligencja, fabrykanci – Żydzi i Niemcy. Jedyną dzielnicą, w której były zaczątki polskiego mieszczaństwa, inteligencji i fabrykantów, była Wielkopolska, ale, jak wcześniej Panu pisałem, po wojnie komuniści naściągali tam różnego elementu, by tę społeczność zneutralizować. Na tej samej zasadzie, jak pod Krakowem zbudowano Nową Hutę, by zneutralizować inteligencki Kraków.
Nie ma nic złego w byciu chłopem. Problem polega tylko na tym, że chłop pracuje na roli. Nie ma on do czynienia z innymi ludźmi i nie rozumie tych wszystkich miejskich niuansów: różnego rodzaju gierek, zależności, układów, konieczności wchodzenia w interakcje z innymi ludźmi itp. Nawet jeśli jego dzieci przeniosą się do miasta, to wcale to nie oznacza, że od razu odnajdą się w tej nowej rzeczywistości i zrozumieją, o co w niej chodzi. Na to trzeba pokoleń, trzeba to już mieć we krwi. Tego brakuje Polakom i dlatego są tak naiwni. Ja przeskoczyłem cały ten długi proces dzięki temu, że bezpośrednio zetknąłem się z Żydem i w całej pełni doświadczyłem tego, czym jest ta nacja. Tylko co z tego? Nikt nie chce się uczyć na cudzych błędach, tylko na własnych. Tego uczenia się na własnych błędach i przekazywania tego doświadczenia następnym pokoleniom brakuje Polakom. Być może stąd wynika ich naiwność, czasem chciałoby się powiedzieć: dziecięca naiwność.
LikeLike
Jeszcze ciepłe (17 września 2021, 11:46 ) – wyłowilem przed chwila na necie :
/ ” Owego dnia niejaki poseł Grzegorz Braun z niejakiej Konfederacji … ” –
– kto z poł- gojów dał się naciągnąć na tę ( kolejną ) żydowską hucpę ? /
LikeLike
Nie każdy się nabiera. To dobrze.
LikeLike
A co potem? Samounicestwienie?
Nie, dlaczego? W tej chwili ich kontrola nad światem to, powiedzmy, kilkadziesiąt procent. Chcą stu procent. A to zapewni im nowa waluta (bo przy takim zadłużeniu obecna musi upaść), jakieś kredyty węglowe czy inne bzdury. Eliminacja gotówki i kruszców. System oceny społecznej. I nic nie będzie możliwe bez ich pozwolenia. Ludzi też sobie będą hodować. To co jeszcze wczoraj wydawało się ponurym science fiction dziś staje się prawda. Najpierw stworzą jedną rasę niewolników, mieszając białych z murzynami, a potem będą ich tworzyć w fabrykach, bo to daje jeszcze większą kontrolę. Będzie nieliczna kasta panów i tłumy niewolników do ich dyspozycji. To będzie najgorsze niewolnictwo jakie istniało, ponieważ będą także kontrolować umysły, za pomocą mediów i mikroelektroniki. Żadnego samounicestwienia nie będzie, ponieważ są to tchórze i ateiści, większość z nich nie wierzy w żadne życie poza tym światem, dlatego trzymają się życia z całych sił.
Ciekawych czasów dożyliśmy, na naszych oczach zaczynają się spełniać nie tylko teorie spiskowe ale także dawne wizje pisarzy takich jak Huxley.
LikeLike
Wszystko to zmierza w kierunku przez Pana opisanym, ale jeśli osiągną swój cel, to co dalej? Ten etap w dziejach ludzkości możemy chyba nazwać cywilizacją czy kulturą żydowską. Dużo zaczerpnęli oni ze Wschodu i z Egiptu. Nie wiemy tak naprawdę, jak rodzą się te cywilizacje czy kultury. Dlaczego takie potężne państwo czy może cywilizacja jak Egipt skończyła się. Równolegle do niej na terenie Europy zachodniej istniała kultura megalitów (wielkich kamieni), której wiedza z zakresu astronomii była dawniejsza o jedno tysiąclecie niż astronomia Wschodu. I ona też się skończyła. Żydowska też się skończy. Nie wiemy, co będzie przyczyną tego końca, ale on nadejdzie. Stąd moje pytanie. Może nie będzie to samounicestwienie się. Mam jednak wrażenie, że Żydzi czują się coraz pewniej i poczynają sobie coraz bezczelniej. Pycha kroczy przed upadkiem, jak mówią. Żeby było śmieszniej, to Stary Testament, Przypowieści Salomona 16,18: Pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną.
LikeLike