Rewolucja 1905

Wiek XIX był najdłuższym wiekiem. Trwał on od wybuchu rewolucji francuskiej do początku I wojny światowej. Jego końcowy okres, od zakończenia wojny frnacusko-pruskiej w 1871 roku do wybuchu I wojny światowej, nazwany został przez Francuzów la belle époque (piękna epoka). Był on uważany w Europie za okres rozwoju, postępu i pokoju. W tym czasie wynaleziono m.in. telefon, radio, samochód, samolot. Życie stawało się łatwiejsze, a życie kulturalne również osiągnęło wysoki poziom. Powstał kabaret i kino, w sztuce panowała secesja (art nuveau) i impresjonizm. Panie nosiły wielkie kapelusze i długie suknie. Ówczesne społeczeństwa wierzyły w postęp i dobrobyt. Jednym słowem sielanka. I komu to przeszkadzało?

Nie wszędzie jednak wiek XIX był tak długi. W Królestwie Polskim i w zachodniej Rosji trwał on o 10 lat krócej. Wydarzenia, które wówczas miały miejsce na terenie Królestwa, sprowadziły naród polski do roli niechcianego, ale tolerowanego sąsiada. Było to ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej.

Rewolucja 1905 roku jest raczej mało znanym momentem w dziejach Polski. Podejrzewam, że większość tych, którzy interesują się historią, słyszała o niej, ale pewnie niewiele więcej. A było to bardzo ważne wydarzenie. W literaturze polskiej mamy dwie powieści poświęcone temu tematowi, mało znane, może nawet zapomniane. Nie przypadkiem tak się stało, bo są one bardzo niepoprawne politycznie. Przedstawiają tę rewolucję zupełnie inaczej, niż dzieje się to oficjalnie w ogólnie dostępnych źródłach. Te powieści to Wiry Henryka Sienkiewicza i Dzieci Bolesława Prusa. Na początek wypadałoby jednak zapoznać się z przekazem oficjalnym. Wikipedia tak m.in. pisze:

Królestwo Polskie w latach 1815-1915; źródło: Wikipedia.

Rewolucja 1905 roku w Królestwie Polskim – rewolucja 1905 roku na obszarze Królestwa Polskiego. Spontaniczne strajki i walki trwały w polskich ośrodkach przemysłowych oraz na wsi od 1905 do 1907.

Geneza

Napięta sytuacja w ośrodkach przemysłowych utrzymywała się od co najmniej 1904 na skutek pogarszających się warunków pracy i informacjach o serii kompromitujących niepowodzeń Rosji podczas wojny z Japonią. Największa organizacja socjalistyczna na ziemiach polskich, Polska Partia Socjalistyczna, powołała swą Organizację Bojową już w maju 1904. W Paryżu przedstawiciele polskiego ruchu robotniczego omawiali z rosyjskimi eserowcami oraz łotewskimi i gruzińskimi nacjonalistami możliwość wywołania ogólnorosyjskiego powstania. Druga, mniejsza partia robotnicza, Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy korzystała z pomocy doradców mienszewików i bolszewików. Eserowcy i Bund nasilili działalność na zachodzie kraju. Na początku 1904 Józef Piłsudski spotkał się z japońskim ambasadorem, usiłując przekonać go do wsparcia antycarskiego powstania w Kongresówce oraz powołania legionu polskiego w Japonii.

28 września 1904 w Białymstoku policja rozbiła demonstrację PPS. Żandarmi zaatakowali tłum próbując skonfiskować czerwony sztandar z hasłem „PPS: Precz z wojną i caratem! Niech żyje wolny polski lud!”. W odpowiedzi na atak, bojowcy PPS odpowiedzieli ostrzałem z rewolwerów, sześciu ludzi zginęło, a około setki robotników zostało aresztowanych. 13 listopada 1904 podobna manifestacja została rozpędzona na placu Grzybowskim w Warszawie. Sytuacja uległa zaostrzeniu na skutek informacji o „krwawej niedzieli” w Petersburgu z 22 stycznia 1905, upadku autorytetu cara Mikołaja II i wybuchu strajków w Rosji. W ciągu 1905 strajki zaczęły wybuchać w licznych zakładach przemysłowych na terenie zaboru rosyjskiego. Strajkom przewodziły Polska Partia Socjalistyczna i Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. W tym samym miesiącu we wsi Pilaszków pod Łowiczem zebrali się potajemnie nauczyciele ze szkół elementarnych, którzy podjęli uchwałę o natychmiastowym wprowadzeniu do szkół wiejskich nauczania w języku polskim, którą to uchwałę zaczęli wprowadzać w życie, mimo rosyjskich represji.

Przebieg

28 stycznia PPS i SDKPiL wezwały do strajku, który objął ponad 400 tysięcy pracowników. Bezpośrednią reakcją na wydarzenia „krwawej niedzieli”, był trwający ponad trzy lata strajk szkolny. Od 1905 do 1906 w Kongresówce wybuchło ponad 6991 strajków, w których uczestniczyło 1,3 miliona pracowników. Wystąpienia robotników potępiła endecja, warszawska Gazeta Polska nawoływała do zdławienia socjalistycznej anarchii a liczba morderstw politycznych sięgnęła 40–50 tygodniowo. Przeciwnicy Romana Dmowskiego uważali że zawarł on tajne porozumienie z carem w celu zwalczania PPS. Działalność Narodowej Demokracji w okresie rewolucji doprowadziła do wzmożonej niechęci między Polakami i Żydami, apele Polskiej Partii Socjalistycznej o wspólną walkę z caratem, niezależnie od wyznania i narodowości stopniowo pozostawało bezskuteczne. Aby odwrócić uwagę od wystąpień pracowników, w Białymstoku 15 sierpnia 1905 siły carskie zorganizowały pogrom Żydów.

W odpowiedzi na represje nasiliły się starcia między Organizacją Bojową PPS a siłami carskimi. Bojowcy planowali zamachy na oberpolicmajstra Nolkena i generała Nowosilcowa. Rewolucjoniści prowadzili podziemną wojnę skierowaną w sieć agentów carskich infiltrujących polskie organizacje polityczne.

Skutki

Rewolucja przyniosła szereg pozytywnych zmian na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Pojawiła się możliwość tworzenia polskich instytucji i organizacji społecznych: polskiego szkolnictwa prywatnego (między innymi Polska Macierz Szkolna), ruchu spółdzielczego (między innymi Towarzystwo Kooperatystów); zelżała cenzura, wprowadzono wolność wyznania i dopuszczono używanie języka polskiego w urzędach gminnych. Efektem rewolucji 1905 roku był też rozłam w polskim ruchu socjalistycznym związany z różnicami w priorytetach poszczególnych działaczy. Dla starszych priorytetem była niepodległość Polski, dla młodszych prawa robotnicze. W efekcie Polska Partia Socjalistyczna podzieliła się na PPS Frakcja Rewolucyjna (Józef Piłsudski), której celem była przede wszystkim walka o niepodległość oraz PPS Lewica (Feliks Kon), której celem była przede wszystkim walka o prawa robotników. Doświadczenia z rewolucyjnej działalności Organizacji Bojowej PPS posłużyły do utworzenia w 1908 we Lwowie Związku Walki Czynnej.

x

Natomiast Wielka Encyklopedia Powszechna PWN (1962-1970) tak m.in. pisze o tej rewolucji:

Rewolucja 1905-07 na ziemiach polskich miała swoje cechy szczególne, głównie związane z walką o zniesienie ucisku narodowego; znalazło to wyraz w takich formach walki, jak strajk szkolny, ruch gminny połączony z rekwizycją i paleniem dokumentacji znajdującej się w niszczonych urzędach gminnych i leśnictwach, bojkot carskiego aparatu administracyjnego, wysuwanie haseł walki o autonomię dla Polski, o wprowadzenie do urzędów języka polskiego.

Rozpoczęty 26 I 1905 przez robotników Woli w Warszawie strajk tzw. stycziowo-lutowy stał się pierwszym w Królestwie Polskim powszechnym strajkiem robotników, który skupił prawie całą (około 400 tys.) klasę robotniczą; jeszcze w styczniu do proletariatu przyłączyła się młodzież, rozpoczynając bojkot szkół rosyjskich; na wiosnę zastrajkowali również robotnicy rolni (około 700 folwarków, głównie w guberni lubelskiej i siedleckiej), przy czym dochodziło niekiedy do walk z wojskiem. Na wsi największe natężenie (2/3 gmin) przybrał ruch zmierzający do wprowadzenia języka polskiego w administracji gminnej. Walki rewolucyjne w mieście i na wsi wpłynęły na radykalizację inteligencji polskiej. Powstały wówczas postępowe instytucje naukowe i oświatowe.

W 1905 strajkowało 93% robotników przemysłowych, 1906 – 77%, 1907 – 48%. Na Królestwo Polskie, którego robotnicy stanowili 13,5% ogólnej liczby robotników przemysłowych imperium, przypadało 29% strajków w całym państwie oraz 28% ogółu strajkujących, zaś 1906 – odpowiednio – 47 i 45%. Szeroką działalność rozwinęły i przekształciły się w masowe partie socjalistyczne – PPS, SDKPiL i Bund; działał także III Proletariat, a na wsi, obok partii robotniczych, radykalna organizacja chłopska – Polski Związek Ludowy. Powstały i osiągnęły znaczne wpływy wśród mas związki zawodowe. Mimo tych sukcesów brak było jednak koordynacji wystąpień robotniczych i chłopskich, dawało się odczuć rozbicie organizacyjne tak wśród proletariatu, jak i chłopstwa. Istotną przyczyną niepowodzenia rewolucji była też obecność na ziemiach polskich licznej armii carskiej. W walce z rewolucyjnym ruchem robotniczym współdziałały niejednokrotnie z władzami carskimi Narodowa Demokracja i inne nacjonalistyczne organizacje burżuazji polskiej i hierarchii kościelnej. Jednakże częściowe zdobycze – jak wprowadzenie języka polskiego do rządowych szkół elementarnych, szkół prywatnych i zniesienie cenzury prewencyjnej – umożliwiły pełniejszy rozwój ekonomiczny, społeczny i kulturalny narodu, ożywiły walkę o wyzwolenie narodowe i społeczne.

x

Powieść Wiry wydała Oficyna Wydawnicza Graf, Gdańsk 1990. Jest to skromne wydanie, miękka okładka, brak informacji o nakładzie, ale pewnie niewielki. Posłowie napisał Władysław Zawistowski. Pisał w nim m.in.:

Powiedzmy więc od razu, że Wiry są reakcją Sienkiewicza na rewolucję 1905 roku (pierwsze wydanie zwarte – 1910), którą starzejący się noblista zdecydowanie potępiał lub której – jak chcą inni – nie rozumiał. Powstała w sytuacji dużego zapotrzebowania na jego literacki, ale i polityczny komentarz niedawnych wydarzeń. Zwłaszcza iż autor Potopu udzielał się, w poprzedzających latach, na polu politycznym właśnie (choć nie jako działacz), dawał się kokietować endecji, która chciała go zrobić posłem do Dumy i uważała za kogoś w rodzaju patrona. Przyznawały się również do Sienkiewicza i inne nurty polityczne, lecz on – zachował niezależność artystyczną i intelektualną, czego najlepszym dowodem mogą być właśnie Wiry. Powieść nie przyniosła bowiem Sienkiewiczowi uznania ze strony żadnego ze zwalczających się stronnictw. Autor Quo vadis ustawił się ponad ich sporami; potępił rewolucję ale również – wszelką ugodę z caratem, a ośrodkiem swej dyskursywnej refleksji uczynił nie którąś ze sprzecznych ideologii, lecz odwieczny problem sprzeczności dążeń (i praw) jednostki, klasy i narodu.

Wiry wydano w roku 1951 jako XXXV i XXXVI tom Pism zbiorowych (PIW), ale nie oznaczało to automatycznej obecności książki w księgarniach i bibliotekach. Wystarczy wspomnieć, iż książka ta ukazała się w nakładzie 3,5 tys. egzemplarzy i to w czasie, gdy Krzyżaków wydano w 200, a Listy z podróży do Ameryki w 374 tysiącach egzemplarzy!

Są więc do dziś Wiry powieścią nieobecną, białą plamą właśnie i obecne wydanie na pierwodruku z roku 1910 (jedyne pełne wydanie za życia autora, które ukazało się w Warszawie nakładem Gebethnera i Wolffa), starannie jednak przejrzanym i porównanym z edycją Krzyżanowskiego. (…)

Oddajemy Wiry do rąk czytelników z głębokim przekonaniem, iż wszystkie kontrowersje, które i dziś mogą powstać wokół tej powieści, wszystkie dyskusje, zachwyty i abominacje muszą mieć za swe źródło – powszechnie dostępny tekst. Henryk Sienkiewicz jest pisarzem na tyle ważnym, by nawet skromniejsze jego utwory stale były obecne na rynku księgarskim. A niezależnie od wszystkiego: to naprawdę niezwykle ciekawa książka!

Poniżej kilka fragmentów z tej powieści:

Ekonom z Rzęślewa powiada, że tam pojawiły się jakieś nieznane figury, podobno z Warszawy, i rządzą się jak szare gęsi po niebie. Wydają rozkazy, zwołują chłopów, burzą ich, przyrzekają im grunta, każą nawet zajmować inwentarze i obiecują, że w całej Polsce wkrótce tak będzie, jak w Rzęślewie…

Twierdzisz pan zatem, że wy w imię Polski połączyliście się z młodą i potężną ideą, przez co wpuściliście w jej żyły młodą krew. A ja odpowiem, że sama idea, jakakolwiek ona jest – tak zwyrodniała w waszych umysłach, że przestała być społeczną ideą, a stała się społeczną chorobą. Zaszczepiliście Polsce chorobę i nic więcej. Nowy polski gmach trzeba budować z cegieł i kamienia – nie z dynamitu i bomb. A w was nie ma ni cegieł, ni kamienia. Wy jesteście tylko krzykiem nienawiści. Porzuciliście starą Ewangelię, a nie umiecie stworzyć nowej, wskutek czego nie ma w was zadatków życia. Imię wasze jest Błąd – i dlatego wypadkowa waszych działań będzie zawsze przeciwna waszym założeniom. Bo przeciągnąwszy strunę strajkową nie doprowadzicie ludu do czego innego, jak do słabości i nędzy, a ze słabych nędzarzy nie potraficie zbudować silnej Polski. To przecie oczywiste. A przy tym na jednej i tej samej głowie nie można nosić dwóch czapek, chyba że jedna będzie pod spodem? Czy wasz socjalizm jest tylko środkiem do zbudowania Polski, czy wasza Polska jest tylko przynętą i hasłem, które ma przyciągnąć do waszego obozu lud? Socjalistom, którzy zwą się socjalistami bez dodatków i nie twierdzą, że są w jednej osobie rybą i rakiem, muszę przyznać, że są logiczniejsi. Ale wy łudzicie sami siebie. Naprawdę jest tak, że wy, choćbyście chcieli uczynić coś polskiego, to nie zdołacie, albowiem w was samych nie ma nic polskiego. Szkoła, którąście przeszli, nie odjęła wam, bo nie mogła, odjąć, języka, ale urobiła wasze umysły i dusze w ten sposób, że jesteście nie Polakami, lecz Rosjanami nienawidzącymi Rosji. Jak na tym wyjdzie Polska i Rosja, to inna rzecz, ale tak jest. Wam się w tej chwili zdaje, że robicie rewolucję, a to jest tylko małpa rewolucji – i w dodatku obcej. Wy jesteście złym kwiatem obcego ducha. Dość wziąć wasze dzienniki, waszych pisarzy, poetów i krytyków! Cały ich aparat umysłowy jest obcy. Prawdziwy ich cel, to nawet nie socjalizm i nie proletariat, ale zniszczenie. W ręku żagiew, a na dnie duszy beznadziejność i wielkie nihil! A przecież wiadomo skąd to rodem. Galicyjski socjalizm to także nie Apollo Belwederski, ale jednak ma już inne rysy i mniej szerokie kości policzkowe. Nie ma w nim tej wścieklizny, lecz nie ma i tej rozpaczy, i tego smutku, które są tak przeciwne kulturze łacińskiej. Wy jesteście jak owoc, z jednej strony zielony, z drugiej gnijący. Wy jesteście chorzy. Tą chorobą tłumaczy się ten bezgraniczny brak logiki, polegający na tym, że krzycząc przeciw wojnom robicie wojnę, krzycząc przeciw sądom wojennym skazujecie bez żadnych sądów; krzycząc przeciw karze śmierci, wtykacie ludziom w ręce browningi, mówicie: „zabij!” Tą także chorobą tłumaczą się wasze szalone porywy i wasza zupełna obojętność na to, co dalej będzie, jak również na los tych nieszczęsnych ludzi, z których robicie swe narzędzia. Niech mordują, niech ograbiają kasy, a czy potem zawisną na stryczku, czy staną się łajdakami – mniejsza wam o to. Wasze nihil pozwala wam pluć na krew i na etykę. Wy otwieracie na rozcież drzwi nawet znanym łajdakom i pozwalacie im reprezentować nie własne łajdactwo, ale waszą ideę. Wy, ogólnie mówiąc, nosicie w sobie zatratę i Polskę łączycie z zatratą. W waszej partii są niechybnie ludzie poświęcenia i dobrej wiary, ale ślepi, którzy w swej ślepocie służą komu innemu, niż myślą.

Powiadał mi służący, że jutro od rana, z rozkazu partii, strajk dorożkarzy. Służba męska jest w całym mieście sterroryzowana i słowa: „z partii” otwierają wszędzie drzwi, jak najlepszy wytrych.

Dawniej marsz Dąbrowskiego był hasłem dla stu tysięcy ludzi, dziś jest nim dla dziesięciu milionów. Błogosławiony folklor.

U nas są tylko wiry… I to nie wiry na toni wodnej, gdzie poniżej jest głębia spokojna, ale wiry z piasku. Teraz wicher dmie od Wschodu i jałowy piasek zasypuje naszą tradycję, naszą cywilizacje, naszą kulturę, a żyć mogą tylko szakale.

x

Powieść Dzieci Bolesława Prusa ukazała się w 1908 roku. W 2002 roku wydało ją wydawnictwo Akant Ltd. Jest to bardzo ładne wydanie w twardej okładce. Jednak wydawca nie zaopatrzył go w żadną przedmowę czy posłowie. Pozostaje mi więc jedynie zacytować pewne fragmenty.

Mój stryj ciągle powtarza, że nie jest to rewolucja, tylko gnicie. Zamiast bitew - morderstwa; zamiast zdobywania sztandarów - rabunek kas... gdyby to wreszcie kasy rządowe czy bankowe! Ale oni ograbiają ludzi prywatnych, zabierają po kilkanaście rubli.

W 1794 roku w 1812 i 1831 o wolność walczyła armia i to z wrogiem zewnętrznym. Ale o żadnych sztyletnikach i brauningistach, o żadnym wywłaszczeniu nie słyszano... W 1863 już nie było armii, tylko partyzantka, i zaczęli pokazywać się sztyletnicy, których... pamiętasz?... nie przyjmowaliśmy do oddziałów... A dziś co? Armii nie ma, nawet partyzantów... Za to mamy sztyletników, brauningistów, napaści na kasy i domy, mordownie się rozmaitych partyj... Czy to nie skandal?

I coraz częściej przychodziły mu na myśl niedawne słowa Dębowskiego, że obecny zamęt nie jest rewolucją i nie może wywołać dobrych następstw politycznych. A niekiedy przypominał sobie nawet gniewne wybuchy stryja, który na wiele lat przed dzisiejszymi ruchami głosił, że rewolucje mogą wyhodować tylko zbrodnie i zbrodniarzy.
Pewnego dnia przyjechał sekretarz dyrektora Hut Żelaznych i przywitawszy się z paniami, poprosił Kazimierza o rozmowę w ważnej sprawie. Gość był zirytowany i wyglądał mizernie.
- Niech pan to z łaski swojej przeczyta - rzekł podając Świrskiemu niewielką kartkę papieru.
Był to wyrok śmierci dla sekretarza; zapowiedziano mu, że zginie w ciągu najbliższych kilku dni.
- Takie przysmaki dostaliśmy wszyscy - mówił przybyły. - Ma być jeszcze zabity dyrektor, jego pomocnik, kasjer, buchalter, wszyscy inżynierowie i paru najlepszych majstrów.
- Niech pan przynajmniej powie: co mamy robić?... Do kogo udać się po radę? Wyjechać z fabryki niepodobna; nazwaliby nas tchórzami, co podkopałoby wszelką karność, a nawet mogłoby spowodować popsucie maszyn... Odwołać się do policji i wymienić tych, na których mamy całkiem uzasadnione podejrzenia, także nie można... Nazwano by nas szpiegami... Bronić się, nie wiem, czy potrafimy, gdyż panowie ci lubią napadać i mordować znienacka... Więc niby co nam pozostaje?
- Może by porozmawiać z najpoważniejszymi robotnikami, wreszcie... z tymi, których panowie podejrzewacie?... - wtrącił Świrski.
- To na nic!... Uczciwi robotnicy sami lękają się warchołów, sami otrzymują wyroki śmierci... A z tamtymi... Proszę pana, ja z nimi gadałem... choćby z naszym praktykantem, którego pan poznał w czasie Wigilii... I wie pan, jakie odniosłem wrażenie, nie tylko ja, ale my wszyscy "lokaje kapitalizmu", jak nas nazywają...
Odetchnął głęboko i po namyśle kończył:
- Mamy wrażenie, że poza naszymi warchołami i ewentualnymi zabójcami stoi ktoś inny, komu bardzo zależy na tym, ażeby w kraju upadł przemysł, rolnictwo, wszelki dobrobyt i ażeby stan wojenny trwał Bóg wie jak długo.
- Może władze fabryczne źle traktowały robotników, nie mówiąc już o wyzysku... - zapytał Świrski.
- Proszę pana - ciągnął sekretarz - zarząd fabryki nie tylko u nas dba o interesy akcjonariuszów, to samo jest wszędzie... Bywało źle... działy się niegodziwości... temu nie będę przeczył... Ale kiedy robotnicy pierwszy raz urządzili strajk, kiedy postawili żądania, aby im powiększyć płacę, zmniejszyć liczbę godzin pracy, urządzić łaźnię i ochronkę, opiekę na wypadek choroby, grzecznie traktować ich i tak dalej, i tak dalej, wszyscy począwszy od dyrektora, skończywszy na obecnym tu słudze pańskim - przyznaliśmy im rację i poparliśmy ich w radzie zarządzającej... Więcej panu powiem; w sekrecie zacieraliśmy ręce i szeptaliśmy między sobą; chwała Bogu, że nareszcie i w fabrykach skończą się obrzydliwe, pańszczyźniane stosunki.
- Tak, ruch ten zapowiadał się bardzo dobrze - wtrącił Świrski.
- A ciągnie się jak najgorzej - pochwycił sekretarz.
- Bardzo prędko przekonaliśmy się, że robotnikom, a raczej menerom (franc. przywódcy, organizatorzy - przyp. W.L.), nie chodzi o poprawę stosunków, ale o wywołanie zamętu... My pierwsze warunki robotników przyjęliśmy i gotowi byliśmy je wykonać, ale oni nie tylko zaczęli stawiać nowe, coraz niemożliwsze żądania, ale jeszcze pracowali niedbale, psuli materiały, kradli, zmuszali trzymać w fabrykach takie jednostki, które kwalifikują się w najlepszym razie do wyrzucenia, w najgorszym do kryminału... A gdy oświadczyliśmy, że dalszych ustępstw fabryka nie może robić, skazano nas na śmierć.
- Cóż oni na przykład panu zarzucają?... - spytał Świrski.
- Nigdy pan nie uwierzy!... - zawołał sekretarz. - Mam zginąć za to, że kiedyś cieszyłem się zaufaniem robotników, że zachęcałem ich do uczenia się, do zawiązywania stowarzyszeń... że wreszcie w ostatnich czasach wyjaśniłem robotnikom niepraktyczność ich postępowania... A prawda!... Parę razy odezwałem się, że niepolskie to ręce i niepolskie serca kierują ruchem, który może skończyć się ogólną nędzą i upadkiem naszego narodu na korzyść nie wiadomo czyją...

- Wie pan jaki jest stan kraju - rzekł Klemens półgłosem. - Czeladź miejska nie chce pracować, robotnicy mówią, że będą właścicielami fabryk, a po wsiach tułają się agitatorzy, którzy chcą wywołać bezrobocie na folwarkach i podmawiają chłopów, ażeby opanowali grunta dworskie. Pan rozumie, do czego to nas doprowadzi?...
- Myślę o tym od świąt... - szepnął Świrski.
- A także wiadomo panu - ciągnął Klemens - że ci, którzy przeciwdziałają podłej robocie nieznanych agitatorów, ci narażają się na śmierć... Sekretarz dyrekcji Hut Żelaznych... pan wie?
- Wiem, dlaczego został zamordowany... Struchlałem, kiedym się dowiedział o tej bezecnej zbrodni...

x

Teodor Jeske-Choiński w książce Historia Żydów w Polsce (1919) pisał:

Socjalizm wypowiedział wojnę wielkiemu kapitałowi, a zrujnował właściwie tylko drobny przemysł i pracę. Komitet statystyczny miasta Warszawy wykazał, że rewolucja zburzyła, zniszczyła, zamknęła w Królestwie Polskim około 2000 mniejszych zakładów przemysłowych (chrześcijańskich). Więc nie wielkich kapitalistów rozgromił socjalizm wojujący, jak zamierzał, bo ci, siedząc na ogromnych workach złota, drwili sobie z bezpiecznej zagranicy z jego browningów, bomb i strajków, lecz zniszczył i cofnął o kilkanaście, o kilkadziesiąt lat wstecz swojski, dopiero kiełkujący przemysł i zubożył robotników i cały proletariat w ogóle.

W Królestwie nie wiedziano aż do roku 1910, kto prowadził rewolucję. Dowiedziano się dopiero po rewolucji, że na czele jej stali Żydzi, głównie litewscy (litwacy), że jej „dyktatorami” i instruktorami byli: Tyszka (nie tzw. Tyszko), Jackan, Żabotyński, Azef i ich pomocnicy. Ci „dyktatorzy”, instruktorzy i twórcy bojówki, udający międzynarodowych socjalistów, byli wrogami „gojów” i służyli tylko swoim współplemieńcom, czego dowiadujemy się od S. Frankiewicza, którego list umieściła „Myśl Niepodległa” Andrzeja Niemojewskiego w listopadzie 1910 roku:

„Znam fakty – opowiadał Frankiewicz w swoim liście – kiedy Żydzi w porachunkach z chrześcijanami uciekali się do swoich współplemieńców uczestniczących w „Komitecie” socjalistycznym i od nich uzyskiwali wyroki. Stwierdzono publicznie fakt, iż pewien Żyd w jednym z miasteczek, mając porachunki osobiste z chrześcijaninem i czując się pokrzywdzonym o… 2 ruble, uzyskał od „Komitetu”, w którym działali sami Żydzi, wyrok. A jaki wyrok! Dwaj litwacy z browningami… Skazany, widząc, że to nie przelewki, porzucił dom i wyjechał stamtąd na zawsze. Znam fakt, że gdy chrześcijanin w pewnej okolicy zakupił las na wyrąb, Żydzi handlujący lasami, uzyskali wyrok od „Komitetu”, aby materialnie zrujnować „goja” i bojówka osądzonemu konfiskowała pieniądze, truła konie, podpalała las, dopóki niefortunny handlarz nie odstąpił lasu Żydom za liche pieniądze”.

Dziwiono się w kraju, że policja czas pewien bezsilna wobec „konfiskat” i egzekucji rewolucyjnych, tropiła teraz i chwytała „towarzyszy” i bandytów. Bo znaczna część „towarzyszy” wsiąkła w policję, zasiliła kadry tajemniczych agentów (szpiegów), wydawała w ręce władzy carskiej swoich towarzyszy, wczorajszych „braci”.

Ubiegła rewolucja w Królestwie była rewolucją żydowską, mającą na celu utrwalić hegemonię Izraela nad Polską i zrealizować utopijny ideał Judeo-Polski, Syjon na gruzach Polski.

Żydostwo powstaje jako zwarta masa przeciwko narodowi, który w ciągu tylu wieków udzielał mu gościny i przytułku, sądząc, że w zamian za to zdobędzie względy gromiącej go Rosji. Lecz w tej sytuacji walka żydostwa z polskością, mimo poparcia rządu rosyjskiego zakończyłaby się rychło klęską żydostwa, gdyby ono dla swych dążeń nie znalazło punktu oparcia w samym społeczeństwie polskim. Warunkiem nieodzownym istnienia w Polsce jako odrębnej całości tak osobliwej grupy jak żydostwo, było rozerwanie przezeń społeczeństwa polskiego na dwie wrogie sobie części i przykucie jednej z nich – polskiego ludu pracującego – do swego dziejowego rydwanu, toczącego się ku nieznanym losom Izraela po trupie Polski.

Siła proletariatu polskiego miała zarazem służyć do wywarcia presji na rząd, by zdobyć na nim ustępstwa, których koszta poniesie Polska, a korzyści zagarnie żydostwo. Do tak niesłychanego eksperymentu dał się użyć socjalizm w Polsce.

xxx

Po tych dwóch cytatach nikogo już chyba nie powinno dziwić to, że obie książki są bardzo niewygodne, bo przedstawiają wydarzenia 1905 roku odmiennie od oficjalnej narracji. Nie powinno też nikogo dziwić to, że gdy w sierpniu 1914 roku Piłsudski ze swoją bandą wkroczył do Królestwa, to ludzie zatrzaskiwali okiennice. Wszyscy jeszcze bardzo dobrze pamiętali tamte wydarzenia.

Rewolucja 1905 roku była rewolucją powszechną. Objęła ona środowiska robotnicze, chłopskie, młodzież szkolną oraz wywarła wpływ na środowiska inteligencji polskiej. Zarysowały się trzy główne nurty polityczne: PPS, która wysuwała hasła niepodległościowe; SDKPiL, która ograniczała się do kwestii socjalnej robotników oraz endecja, która postulowała rozwój w ramach Imperium Rosyjskiego.

Doświadczenia z rewolucyjnej działalności Organizacji Bojowej PPS posłużyły do utworzenia w 1908 we Lwowie Związku Walki Czynnej. Organizacja Bojowa PPS to po prostu organizacja terrorystyczna, a jej członkowie to terroryści. Związek Walki Czynnej był podstawą do utworzenia Legionów, a te z kolei były bazą do powstania rządów sanacyjnych. Można więc powiedzieć, że od 1926 do 1939 roku II RP rządzili terroryści, a naczelnikiem tego karykaturalnego państwa był bandyta i terrorysta.

WEP pisze, że rewolucja 1905 roku miała swoje cechy szczególne i wymienia m.in. ruch gminny połączony z rekwizycją i paleniem dokumentacji znajdującej się w niszczonych urzędach gminnych i leśnictwach. To bardzo koresponduje z informacją zawartą w cytacie z Choińskiego: Żydzi handlujący lasami, uzyskali wyrok od „Komitetu”, aby materialnie zrujnować „goja” i bojówka osądzonemu konfiskowała pieniądze, truła konie, podpalała las, dopóki niefortunny handlarz nie odstąpił lasu Żydom za liche pieniądze. Zapewne chodziło o usuwanie jakichś danych personalnych i dokumentacji dotyczącej własności ziemskiej i lasów.

Warunkiem nieodzownym istnienia w Polsce jako odrębnej całości tak osobliwej grupy jak żydostwo, było rozerwanie przezeń społeczeństwa polskiego na dwie wrogie sobie części i przykucie jednej z nich – polskiego ludu pracującego – do swego dziejowego rydwanu, toczącego się ku nieznanym losom Izraela po trupie Polski. – Tak pisał Choiński. Jednak wydaje mi się, że nie do końca tak było, bo przecież szlachta w tamtym czasie była mocno zażydzona. Ta uwaga skłoniła mnie do pewnej refleksji. Zastanawiałem się często, jaki był powód powstania unii lubelskiej i stworzenie takiego dziwacznego państwa. Otóż chodziło o takie państwo, w którym będą współistnieć dwie wrogie sobie części, społeczności. Łączenie katolicyzmu z prawosławiem, to jak łączenie wody z ogniem. Faktem jest, że Żydzi są obecni w Polsce od tysiąca lat, ale faktem też jest, że dopiero po unii lubelskiej nastąpił ich masowy napływ w XVI, XVII i XVIII wieku. Takie państwo mogli sobie podporządkować, bez końca skłócać obie obce sobie społeczności. I z tego też powodu po I wojnie światowej powstało odrodzone państwo, w kształcie podobnym do I RP. I również z tego powodu po II wojnie światowej przesiedlano na tzw. Ziemie Odzyskane w większości mniejszości kresowe, po to właśnie, by stworzyć te dwie wrogie sobie społeczności. Taki stan gwarantuje im absolutną dominację. I dlatego też jest taki nacisk propagandowy na akcentowanie, że polskość to język i wiara katolicka. Jedno i drugie łatwo zaadoptować. W takiej sytuacji przeciętny człowiek jest zdezorientowany, bo nie wie, kto jest Polakiem, a kto go tylko udaje.

Rewolucja 1905 roku, pod przykrywką patriotyzmu, zniszczyła dorobek tego pokolenia Polaków, którzy po powstaniu styczniowym stali się bardziej pragmatyczni. Zostali oni zmarginalizowani i w nowym państwie ich dzieci i wnuki niewiele już znaczyły. Retoryka Żydów praktycznie nie zmieniła się. Wyrosły nowe pokolenia, które, podobnie jak te z 1905 roku, nabierają się na fałszywy patriotyzm. Nabierają się, bo mają wypaczony obraz historii, a może nie mają żadnego, bo nie chcą. Gdy dziś patrzę na te obecne strajki, to mrowie biało-czerwonych flag, akcentowanie przywiązania do wiary katolickiej – to nie mam najmniejszej wątpliwości, kto jest ich organizatorem.

Księstwo Warszawskie c.d.

Ostatnio parę blogów poświęciłem epoce napoleońskiej, ale dopiero teraz zajrzałem do Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN (1962-1970) i znalazłem tam ciekawą informację. Tak to już jest, że każde źródło podaje pewne informacje, a inne pomija. Wszystko zależy od tego, w jakim okresie powstało dane źródło i jaka opcja polityczna dominowała. Warto więc sięgać do wielu opracowań. WEP m.in. pisze tak:

Sytuacja gospodarcza Księstwa była wyjątkowo trudna; granice K.W. rozrywały organizm gospodarczy dorzecza Wisły i pozbawiały go połączenia z M. Bałtyckim. Wraz z rygorami systemu kontynentalnego (blokada kontynentalna) wpłynęło to na zmniejszenie eksportu zboża, szczególnie dotkliwe w pierwszych dwóch latach, i gwałtowny spadek cen, co z kolei pogłębiało trudności zadłużonego w czasach okupacji pruskiej ziemiaństwa. Zła koniunktura, zmuszając do szukania dróg wyjścia, stwarzała bodźce do intensyfikacji rolnictwa. Wyraziło się to przede wszystkim w stosowaniu nowych upraw (rośliny pastewne, polowa uprawa ziemniaka), w rozwoju hodowli, zwłaszcza owiec, oraz w rozbudowie przemysłu przetwórczego, browarnictwa i gorzelnictwa. Mimo to tworzyły się niebezpieczne dla równowagi gospodarczej nadwyżki zboża. Okres K.W. przyniósł przetasowanie fortun ziemskich; w rezultacie pojawiło się (zasadniczo już po upadku K.W.) nowego typu ziemiaństwo, bardziej związane z kapitałem miejskim i nowoczesną gospodarką. Protekcyjna polityka rządu K.W. stwarzała dobry klimat dla rozwoju przemysłu (sukiennictwo, hutnictwo, przetwórstwo). Brak kapitałów i przychylna atmosfera dla cudzoziemców ściągały do K.W. kapitał obcy, zwłaszcza niemiecki.W przemyśle sukienniczym wystąpiło zjawisko postępującej koncentracji – upadek drobnych warsztatów rzemieślniczych i rozwój większych. Kontakty handlowe uległy poważnej zmianie: zmniejszyły się obroty z Anglią (wywóz zboża i drewna, przywóz towarów kolonialnych); rozwijał się pomyślnie handel z Prusami i Rosją, dokąd wywożono sukno z Wielkopolski. Wyraźna poprawa bilansu handlowego K.W. wskazywała na tendencję stabilizacji gospodarczej, jakkolwiek zadłużenie skarbu było w dalszym ciągu bardzo duże, zarówno z tytułu długów zagranicznych (bajoński układ), jak i wewnętrznych. Niebezpiecznie obciążały budżet państwa koszty utrzymania dużej stosunkowo armii (początkowo 45 tys., 1812 – ok. 100 tys.).

K.W. formalnie niepodległe, podporządkowane było faktycznie interesom politycznym Napoleona, który kierował jego polityką zagraniczną (Księstwo nie miało nawet ministerstwa spraw zagranicznych) i ingerował w politykę wewnętrzną; oficjalnym reprezentantem Francji był rezydent, przebywający stale w Warszawie i posiadający prawo wszelkich interpelacji. W początkowym okresie stacjonował w Księstwie marszałek Davout, który był dowódcą wszystkich wojsk w Księstwie: francuskich, saskich i polskich, ponadto upoważniony był przez Napoleona do ingerowania we wszystkie dziedziny życia politycznego Księstwa.

W 1812 armia K.W. wzięła udział w wojnie z Rosją. Klęska Napoleona przekreśliła polityczny byt Księstwa. W styczniu 1813 roku wkroczyły wojska rosyjskie, w marcu 1813 Aleksander I powołał Radę Najwyższą Tymczasową Księstwa Warszawskiego. Stan taki trwał do chwili ogłoszenia Królestwa Polskiego (20 VI 1815).

x

O tym, co działo się po wkroczeniu wojsk rosyjskich do Księstwa, o czym WEP nie wspomina, Wikipedia tak pisze we fragmencie zatytułowanym Okupacja Księstwa:

“Po klęsce Napoleona w 1812 w Rosji, na terytorium Księstwa Warszawskiego wkroczyły wojska rosyjskie, kładąc praktycznie kres jego istnieniu. 18 marca 1813 Aleksander I powołał pięcioosobową Radę Najwyższą Tymczasową Księstwa Warszawskiego z prezesem Wasylem Łanskojem, której zadaniem było ściągnięcie z księstwa wysokiej kontrybucji na potrzeby armii rosyjskiej. W latach 1813–1814 Rosjanie pozyskali tą drogą 258 milionów złp. Prawnie Księstwo przestało istnieć w 1815 wskutek decyzji kongresu wiedeńskiego. Sprawa utrzymania samodzielnego Królestwa Polskiego stanęła na porządku dziennym kongresu z inicjatywy Anglii, która chciała jego odtworzenia. Odmienne plany – wchłonięcia Księstwa przez Rosję – miały Austria i Prusy. Do kompromisu doszło w 1814 roku przed powrotem Napoleona z Elby.”

Wygląda więc na to, że to biedne Księstwo najpierw finansowało utrzymanie armii napoleońskiej, która poszła na Moskwę, a później armii rosyjskiej, która poszła na zachód. Co jednak zaciekawiło mnie w tym cytacie z WEP? – To zdanie:

Okres K.W. przyniósł przetasowanie fortun ziemskich; w rezultacie pojawiło się (zasadniczo już po upadku K.W.) nowego typu ziemiaństwo, bardziej związane z kapitałem miejskim i nowoczesną gospodarką.

Te nowego typu ziemiaństwo, to po prostu Żydzi. I tu mamy wyjaśnienie, dlaczego w skład Księstwa Warszawskiego nie weszło Pomorze, które było w granicach I RP. Po to, by wywołać kryzys w rolnictwie, odciąć je od rynków zbytu w Anglii. A więc Rosji nie odcięto od tych rynków, a Księstwu – tak. To było przygotowanie do kolejnego etapu. O tym pisze Maria Dąbrowska w Rozdrożu. Studium na temat zagadnień wiejskich (1987):

Bo spójrzmy na wiek XIX. W jego pierwszym trzydziestoleciu powstał nowoczesny przemysł kapitalistyczny. Także i u nas – mianowicie za Królestwa Kongresowego. Wiemy, jakie zasługi położył minister skarbu Lubecki. (Wcześniej Dąbrowska pisała: Mianowicie na skutek fiskalnej polityki Lubeckiego, żądnej wyciągania zewsząd największych dochodów, bez uwagi na to, co przy tym dzieje się z ludźmi, zaczęto i tu stosować sławetne rugi, które za Księstwa dotykały tylko włościan prywatnych. Wyrzucano z gruntu każdego chłopa, nie przedstawiającego się jako dostatecznie zyskowna pozycja dla skarbu.) Wspomniany już Żabko-Potopowicz mówi też o wielkich zasługach ziemiaństwa. W roku 1816 wydane zostało postanowienie, obejmujące “przywileje dla cudzoziemców-przemysłowców w Królestwie osiedlających się”. W samej rzeczy sprowadzono wtedy wyłącznie obcych fabrykantów, “udzielono im wsparcia, zabezpieczono przez rząd akcje w zakładanych fabrykach”. W samym ostatnim pięcioleciu Królestwa Kongresowego “włożono w to 850 000 złp”. “Dzięki polityce rządowej – stwierdza tenże autor – w latach 1818-1828 przesiedliło się do Polski 250 000 obcych rzemieślników, przeważnie Niemców” […] Można to uważać, oczywiście, za politykę ziemiaństwa, gdyż i rząd i sejm były w owym czasie ziemiańskie. Czy jednak jest się czym w tej polityce tak bardzo chwalić? Czy za olbrzymie środki zużyte dla tych celów nie można było znaleźć lub dokształcić polskich fabrykantów, inżynierów, rzemieślników? Słyszę odpowiedź, że jednak okoliczności i warunki krajowe na to nie pozwalały. Lecz na okoliczności, na warunki mogą powoływać się tylko materialiści, a nie my, którzy wolę, świadomość, ideał chcemy uważać za kierowników życia. A jak wyglądała “działalność ziemian nad rozwojem przemysłu” poza akcją rządową? Według tegoż samego Żabko-Potopowicza “w pierwszych latach polityka przemysłowa rządu spotkała się z pewnym niezrozumieniem ze strony ogółu ziemiaństwa… i wywołała niezadowolenie”. Zapewne – wszak wymagała podatków. Dopiero później “zamożniejsi ziemianie sami zaczęli ściągać do kraju emigrację cudzoziemską […] w postaci fachowców i zakładać na własną rękę liczne przedsiębiorstwa na swym gruncie”. Przy czym, uląkłszy się widocznie nadmiaru ściąganych Niemców, zaczęto sprowadzać… Anglików (tak samo zresztą przeważnie rękami cudzoziemców powstał i tyle sławiony zbytkowny przemysł za Stanisława Augusta.).

W taki oto sposób, gdy po raz pierwszy od wieków otwarła się nowa dziedzina życia gospodarczego miast, zdobyto się jedynie na obsadzenie jej placówek obcym żywiołem.

x

WEP nie wspomniała o tym, jakie były koszty utrzymania armii rosyjskiej przez Księstwo, a Wikipedia – o tym, że Żydzi stawali się ziemianami. To, że Żydzi byli w większości polską szlachtą, a później ziemiaństwem, wpływało na wszelkie decyzje polityczne i gospodarcze Królestwa. Właściwie to od unii lubelskiej następuje, początkowo powolne, a później coraz bardziej intensywne, zasiedlanie ziem polskich przez obcych i to ze wszystkich stron. I pewnie dlatego ta polskość to nienormalność, choć zapewne ci, którzy głoszą to, mają co innego na myśli. Jeśli jednak uwzględnimy te wszystkie fale migracyjne, jakie dokonywały się na przestrzeni ostatnich trzech wieków, ich wielkość i intensywność, to nie ma w Europie bardziej wymieszanej populacji, niż ta zamieszkująca obecną Polskę. Nic więc dziwnego, że jesteśmy obecnie świadkami kolejnej fali. Polska dla wszystkich, tylko nie dla Polaków. Warto o tym pamiętać, bo to ma największy wpływ na scenę polityczną w Polsce i na to, że politycy “polscy” zachowują się tak, jak się zachowują. To samo dotyczy również wyborców.

Rok 1812

Napisałem już tyle różnych blogów, że sam się sobie dziwię, że zapomniałem o wojnie 1812 roku, która była przecież jedną z największych i najważniejszych w dziejach świata. Wypada więc bliżej przyjrzeć się jej. Spodziewałem dopatrzyć się w niej jakichś analogii do wojny Hitlera, ale poza ostrą zimą, która nie miała wpływu na samą kampanię, tylko na odwrót armii napoleońskiej, nie znalazłem ich. To znaczy, tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Rok 1812 był rokiem szczególnym, o czym nie omieszkał wspomnieć Adomas Mickevičius.

O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny; dotąd ludzie starzy
O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.
Z dawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem
I poprzedzony głuchą wieścią między ludem;
Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem
Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata końcem.
Jakieś oczekiwanie tęskne i radosne.

Wikipedia tak pisze:

Inwazja na Rosję (1812) lub wojna 1812 roku – wojna I Cesarstwa Francuskiego i jego sojuszników z Imperium Rosyjskim trwająca od 24 czerwca do 25 grudnia 1812 roku. Celem inwazji Napoleona na Rosję było utrzymanie blokady kontynentalnej Wielkiej Brytanii, lecz wojna znacznie przyczyniła się do losu wojen napoleońskich i przyszłej klęski Wielkiej Armii. Oficjalnie została nazwana przez Napoleona drugą wojną polską (fr. la seconde guerre de la Pologne). W historiografii francuskiej znana jako kampania rosyjska (fr. campagne de Russie), a w rosyjskiej jako wojna ojczyźniana 1812 roku (ros. oтечественная война 1812 года).

Podłoże konfliktu

W 1812 roku Francja niepodzielnie panowała w zachodniej i środkowej Europie, ale wojna z Wielką Brytanią – szczególnie na Półwyspie Iberyjskim – trwała nadal. Najistotniejszym jej elementem była blokada wysp brytyjskich. Miała ona negatywne reperkusje dla wielu innych państw, również Rosji, rujnując jej handel zagraniczny. Cesarz Imperium Rosyjskiego Aleksander nie był też zadowolony z dominacji Cesarza Francuzów Napoleona I w Europie. Gdy latem 1810 roku Jean Baptiste Bernadotte, jeden z marszałków napoleońskich, zasiadł na tronie Szwecji, znajdującej się w strefie wpływów Rosji, Aleksander I kazał otworzyć porty rosyjskie dla statków neutralnych, w tym przewożących towary brytyjskie. W grudniu 1810 roku Rosja wystąpiła z systemu blokady kontynentalnej i nawiązała kontakty z opozycją antyfrancuską w państwach niemieckich. Sztab rosyjski opracował plan wojny ofensywnej. Na początku 1811 roku przedstawiono cesarzowi Aleksandrowi plan ataku na Gdańsk i Warszawę.

Napoleon I uważając, że wygrać z Wielką Brytanią może tylko na drodze jej blokady, powziął wówczas zamiar pobicia Rosji i zmuszenia jej do respektowania zobowiązań podjętych w Tylży. Zgromadził na terenach Prus Wschodnich i Księstwa Warszawskiego wielonarodową armię liczącą prawie 600 tys. żołnierzy (m.in. 300 tys. Francuzów, Włochów i Belgów, 180 tys. Niemców, 90 tys. Polaków) i 24 czerwca przekroczył z nią rzekę Niemen, rozpoczynając kampanię wojenną, którą nazwał „drugą wojną polską”.

Skutki

Wyprawa Napoleona I na Moskwę była początkiem końca jego dominacji w Europie. Wielka Armia, która w czerwcu 1812 roku liczyła ponad 400 tysięcy, zmalała do zaledwie 10% tej liczby. Napoleon stracił łącznie w Rosji ok. 580 tys. żołnierzy, z tego ok. 200 tys. zabitych, 180–190 tys. wziętych do niewoli, blisko 130 tys. dezerterów i ok. 50 tys., którzy przeszli na stronę wroga. Tych ostatnich w większości ukryli Rosjanie (chłopi, mieszczanie, szlachta). Z 47 tys. Gwardii Cesarskiej, która weszła do Rosji, po pół roku pozostało kilkuset. Napoleon stracił także 1200 armat.

Rosjanie stracili w kampanii ok. 210 tys. żołnierzy, z tego w szeregi armii powróciło ok. 40 tys. Straty korpusów walczących na pomocniczych kierunkach i w pospolitym ruszeniu to ok. 40 tys. żołnierzy.

x

W artykule Rok 1812: Napoleon idzie na Rosję na portalu HistMag m.in. czytamy:

Konflikt między Rosją i Francją zaczął się bez formalnego wypowiedzenia wojny, ale jego wybuch nie był zaskoczeniem dla ówcześnie żyjących. W latach 1808–1811 relacje między imperiami stawały się coraz bardziej napięte. Napoleoński system kontynentalny, do którego Aleksander zgodził się przystąpić na mocy pokoju tylżyckiego z 1807 roku, okazał się wielce niekorzystny dla gospodarki rosyjskiej. Rosja nadal była w przeważającej mierze krajem rolniczym, ogromnie uzależnionym od eksportu swych kluczowych surowców. Liczba manufaktur stopniowo rosła, ale baza przemysłowa Rosji pozostawała daleko w tyle za Wielką Brytanią i Francją. Eksportując własne zasoby, Cesarstwo Rosyjskie w znacznie większym stopniu niż na własnej marynarce handlowej polegało na usługach obcych armatorów, wśród których dominowali Brytyjczycy. W rezultacie system kontynentalny wywołał znaczne trudności gospodarcze na skutek zerwania handlu z Wielką Brytanią, której siłę nabywczą bardzo trudno było zastąpić. W 1802 roku, gdy obowiązywał pokój z Amiens, na 986 statków, które przybyły do rosyjskich portów w Petersburgu i Kronsztadzie, było aż 477 brytyjskich i tylko 5 francuskich.

Negatywne skutki systemu kontynentalnego dla Rosji zostały dodatkowo pogłębione przez jej wojny z Turcją i Szwecją, które jeszcze bardziej ograniczyły liczbę partnerów handlowych Petersburga. W portach rosyjskich zalegało mnóstwo towarów (ziarna, konopi, łoju, lnu, drewna, skór, bydła, żelaza itd.), których nie można było sprzedać. Ceny towarów eksportowych gwałtownie spadły, a towarów importowanych drastycznie wzrosły. Panująca w imperium carskim frustracja z powodu ograniczeń systemu kontynentalnego osiągnęła apogeum w 1810 roku, gdy Wielka Brytania zanotowała kiepskie zbiory, podczas gdy w Rosji był urodzaj. Napoleon zezwolił na eksport ziarna do Wielkiej Brytanii (i słono go opodatkował) z portów kontrolowanych przez Francuzów, jednak Rosja nie mogła sprzedać Brytyjczykom niczego, chociaż miała najniższe ceny na kontynencie. Rzecz jasna rosyjscy właściciele ziemscy byli wściekli z tego powodu.

Począwszy od 1810 roku rząd rosyjski podejmował kroki na rzecz ustabilizowania gospodarki, zmniejszając liczbę drukowanego pieniądza, podnosząc podatki, obcinając wydatki i ograniczając import towarów luksusowych (w większości pochodzących z Francji) za pomocą ceł zaporowych. Aleksander zgodził się również złagodzić restrykcje wobec statków pływających pod neutralną banderą, niezależnie od tego, jakiego pochodzenia towary przewoziły. Gdy obroty handlowe portów rosyjskich zaczęły ponownie rosnąć, Napoleon wściekał się, że „bandera hiszpańska, portugalska, amerykańska, szwedzka, a nawet francuska służy do maskowania handlu angielskiego. Wszystkie te statki są angielskie; są załadowane angielskimi towarami dla dobra angielskiego handlu”. Uważał, że gdyby tylko Rosja poważnie spróbowała ukrócić ten handel, Wielka Brytania w ciągu roku byłaby na kolanach. Zamiast tego jednak Aleksander wydał w 1811 roku nowe ukazy, które faktycznie oznaczały wyjście Rosji z systemu kontynentalnego.

Planując jakąkolwiek wojnę z Rosją, Napoleon zakładał zawsze, iż na obu skrzydłach frontu wesprą go Szwecja i Turcja, ostatecznie jednak nie zdołał do tego przekonać ani jednej, ani drugiej. Chociaż w Szwecji panował były marszałek napoleoński Bernadotte, w kwietniu 1812 roku kraj ten zawarł sojusz z Rosją. Na mocy traktatu petersburskiego Rosja i Szwecja obiecały sobie „zagwarantować bezpieczeństwo swoich posiadłości oraz niepodległość Północy, które są w równym stopniu zagrożone ambitnymi i drapieżnymi planami Francji”. Petersburg i Sztokholm uzgodniły, że utworzą połączone wojska, które wylądują na zajętym przez Francuzów Pomorzu Szwedzkim. Ponadto Rosja obiecała wesprzeć dążenia Szwecji do anektowania Norwegii, albo na drodze negocjacji z Danią, albo udzielając Szwedom pomocy wojskowej. Ów traktat miał bezpośrednie konsekwencje: zabezpieczył północne granice imperium carskiego i zwolnił wojska rosyjskie stacjonujące w Finlandii.

W dniach 23–24 czerwca 1812 roku Wielka Armia sforsowała graniczny Niemen. Zdając sobie sprawę z ogromnych rozmiarów imperium rosyjskiego, Napoleon planował jak najszybciej dopaść Rosjan. Wierzył, że zdoła zwyciężyć w ciągu trzech tygodni, staczając decydujące bitwy w regionach przygranicznych. W pierwszej fazie działań, po przekroczeniu Niemna, zamierzał okrążyć siły przeciwnika szerokim manewrem oskrzydlającym przez Wilno. Gdyby ta operacja się powiodła, mogła doprowadzić do klęski armii rosyjskich, jednak ani Napoleon nie zdołał oskrzydlić rosyjskiej 1. Armii Zachodniej, ani jego bratu Hieronimowi nie udało się związać walką 2. Armii Zachodniej. 28 czerwca Napoleon wkroczył do Wilna, gdzie polscy mieszkańcy zgotowali mu huczne powitanie. Cesarz Francuzów wiedział jednak, że jest za wcześnie na świętowanie.

Manewr wileński stanowił pierwszą dużą operację Napoleona w tej wojnie, ale pod względem strategicznym był jego porażką, która miała się okazać typowa dla działań wojennych w następnych dwóch i pół miesiąca. Obie rosyjskie armie unikały bezpośredniej konfrontacji z przeważającymi siłami przeciwnika, cofając się ciągle, co w końcu zaprowadziło je do wrót Smoleńska. W czasie odwrotu Rosjanie stosowali taktykę spalonej ziemi, niszcząc zapasy zaopatrzenia, które mogłyby posłużyć wrogowi. Piekący skwar i ulewne deszcze dodatkowo pokrzyżowały plany Napoleona, powodując nadspodziewanie wysokie straty w szeregach Wielkiej Armii. Do 1 lipca setki rozkładających się końskich trupów blokowały drogę z Kowna do Wilna.

xxx

Traktat czy pokój w Tylży to dwa porozumienia zawarte w 1807 roku przez Cesarstwo Francuskie z Imperium Rosyjskim i Królestwem Prus. Pierwszy traktat został podpisany 7 lipca, drugi – 9 lipca. Na mocy tego traktatu Imperium Rosyjskie przystąpiło do blokady kontynentalnej skierowanej przeciwko Wielkiej Brytanii. W wyniku drugiego traktatu powstało Księstwo Warszawskie i Wolne Miasto Gdańsk. Jednak, jak pisze Wikipedia, sprowokował on Brytyjczyków do podjęcia akcji przeciw Danii i przejęcia jej floty, by nie uczynił tego Napoleon. Do tego dochodzi jeszcze sojusz Szwecji z Rosją, zawarty w kwietniu 1812 roku. Tej Szwecji, w której rządził były marszałek Napoleona. I to są najważniejsze informacje. Żeby to zrozumieć, trzeba spojrzeć na poniższą mapę.

Europa w przededniu wojny 1812 roku; źródło: Wikipedia.

Być może objaśnienia nie są czytelne, więc wypada to uzupełnić. Napoleon zajął prawie całą Europę zachodnią i środkową. Jego sojusznikami w tej wojnie były Austria, Dania i Norwegia, która pozostawała do 1814 roku w unii personalnej z Danią. Żeby pokonać Rosję, a właściwie pogrążyć ją w głębokim kryzysie, co na jedno wychodzi, wystarczyło zablokować cieśniny duńskie. Blokada Kronsztadu, obecnie dzielnica Petersburga, była raczej niemożliwa, bo tam stacjonowała rosyjska flota wojenna. Więc, jakim to sposobem stało się, że Anglicy przejęli duńską flotę, skoro Dania była sojusznikiem Napoleona? Francja, jako mocarstwo kolonialne, posiadała własną flotę. Dlaczego jej nie wykorzystała? A może Dania była sojusznikiem tylko na papierze? Trudno to rozstrzygnąć. W każdym razie utrzymanie kontroli nad cieśninami duńskimi pozwoliło Anglikom kontrolować handel na Bałtyku, a tym samym kontynuować handel z Rosją. Blokada nie działała.

Jeśli tak się stało, a podejrzewam, że nie przypadkiem, to faktycznie jedynym rozwiązaniem była wojna lądowa. I tu rodzi się kolejna wątpliwość. Dlaczego Napoleon poszedł na Moskwę, skoro stolicą Imperium był Petersburg i poprzez to miasto i port przechodził cały import i eksport tego państwa. Odcięcie go od reszty kraju miałoby taki sam efekt, jak blokada cieśnin duńskich. Z Kowna do Petersburga (700 km) było o 200 km bliżej niż do Moskwy (900 km). Poza tym droga do Moskwy była trudna, bo często oficerom Napoleona brakowało map, a stan dróg był katastrofalny. Droga do Petersburga była łatwiejsza choćby z tego względu, że częściowo przebiegała przez teren bardziej rozwinięty gospodarczo i cywilizacyjnie, bo były to ziemie Zakonu Krzyżackiego. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że tę armię napoleońską z jednej strony chroniłoby wybrzeże Bałtyku. No i na koniec rzecz najważniejsza. Armia rosyjska nie mogłaby zastosować swojej taktyki, czyli spalonej ziemi, unikania walki i wciągania wojsk napoleońskich w niekończącą się przestrzeń. Nie mogłaby oddać Petersburga, tak jak oddała Moskwę.

Czy Bóg wojny dał się na to nabrać? No bo przecież rosyjska taktyka tak naprawdę polegała na odciągnięciu go od Petersburga. Nie sądzę. A skoro dał się wciągnąć w tę grę, to znaczy, że takie miał polecenie od swoich nieznanych przełożonych i że ta wojna była ustawką, tak jak i wszystkie inne, w których chodzi o zupełnie coś innego, niż się to oficjalnie głosi. O co w tej wojnie chodziło? Być może pewną wskazówkę podsuwa nam w swojej książce Królobójcy (1989) Wacław Gąsiorowski. Pisze on:

Pod gradem kul bonapartowych, pod uderzeniami napoleońskich bagnetów, w piekle okrzyków: „Vive l’empereur!”, w świetle łun pożarów Smoleńska, Moskwy i Lipska, w bohaterskiej ciszy zamilkłego pola Waterloo… były narodziny dekabrystów, a raczej ludzi idei, ludzi nie wiedzących, że się dekabrystami staną, że dekabrystami ich zwać będą.

Na biwakach armii rosyjskiej, u ogni obozowych gawędzono, wypominano dawne czasy, mówiono o ledwie co minionych, przyglądano się z bliska ockniętej kulturze Zachodu, rozprawiano, ścierano się, kształcono wzajem.

I żołnierz rosyjski, wychowany w półbarbarzyńskim rygorze mody Fryderyka, okuty dyscypliną knuta, batożony często, a policzkowany za lada niehumorem, trzymany na poziomie uczuć brytana nocnego, ten żołnierz, drwiący z całą głupotą z wariactwa Polaków, mrących za jakąś idiotyczną konstytucję, ten żołnierz zagadał.

Zagadał o Dantonie i Maracie, o Lafayecie i Waszyngtonie, o Palafoxie i o Moreau, o Robespierze, o Ludwikach, o Wellingtonie i Blücherze, o 18 brumaire’a i o Trzecim Maja, o Kościuszce, o śmierci Pawła, o Tugendbundzie i o Andreasie Hofferze, o „Gwieździe Wielkiego Wschodu” i o „Świątyni Słońca”, o 14 lipca, o angielskiej Charta Magna, o Napoleonie, o Cambronnie… o Carnocie…

I oto w głównej kwaterze drugiej armii rosyjskiej, tuż pod namiotem Wittgensteina, dwaj bracia Murawjow, dwaj sztabowcy, gwardziści, pankowie, rzucają pierwszą myśl związku tajnego, związku dobra, związku miłości ojczyzny i miłości ludu.

Murawjowom dość było wokół się obejrzeć, dość było rzec słowo, aby cały zastęp towarzyszów znaleźć. Nikt tu nikogo nie namawiał, nikt nikogo nie pouczał, nikt nic nie apostołował. Nowy sojusznik przychodził, łączył się i łącząc się, już jeno własne słyszał poglądy, własnych ideałów dźwięki, echa głosu własnej wiary.

Armia rosyjska wracała po latach wojen, a gdy wodzom jej zdawało się, że dźwiga jeno zrabowane złoto i kosztowności, gdy wodzowie ci słusznie aż wstydzić się musieli rabusiostwa swych „bohaterów”, wodzowie ci ani sobie wyobrażali, że ciż sami żołnierze dźwigają nadto zdobycz, której po wiek wieków już żadna rewizja tornistrów im nie odbierze, żadna moc nie wydrze… Armia rosyjska niosła wnukom swej ojczyzny pochodnię, niosła sztandar na całej tej ojczyzny życie.

x

Co by było, gdyby Napoleon zdobył Petersburg? Pewnie skończyłoby się to wielkim kryzysem ekonomicznym i rozpadem imperium carów. A na to nie mogli pozwolić ci, którzy kolonizowali Syberię, bo oni, podobnie jak hiszpańscy konkwistadorzy, byli w większości Żydami. Wówczas byli jeszcze za słabi i nie na tyle liczni, by przejąć kontrolę nad tym obszarem. Car był wtedy niezbędny. Potrzeba było czasu, by stworzyć sieć tajnych związków. I ta armia, która walczyła w Europie zachodniej, została wykorzystana jako nośnik i popularyzator nowych idei.

Wygląda na to, że Napoleon i Hitler byli tylko marionetkami, którzy wykonywali rozkazy swoich nieznanych przełożonych. W obu wypadkach Anglia była sojusznikiem. Za pierwszym razem – Rosji, za drugim razem – Związku Radzieckiego. Obaj próbowali podbić Anglię, co było nierealne, ale Hitler mógł upokorzyć Imperium, jednak nie skorzystał z rad admirała Raedera, który usiłował go przekonać, że, by pokonać Anglię, nie trzeba na nią napadać, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma możliwości przetransportowania armii na Wyspę. Uważał on, że wystarczy uderzyć w najczulszy punkt Imperium – Kanał Sueski, bo tam nie było wojsk angielskich. Hitler z tej rady nie skorzystał, a kiedy już zdecydował się, to było za późno. Nie zdecydował się na to we właściwym momencie, bo miał inne rozkazy i podobnie jak Napoleonowi nie wolno było pokonać Rosji, tak Hitlerowi nie wolno było pokonać Zawiązku Radzieckiego. W scenariuszu wielkich tego świata nie ma miejsca na upadek tego państwa, bez względu na to, jak ono się nazywa i jaki ma ustrój. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza teraz, gdy rządowa propaganda próbuje nam wmówić, że Rosję można pokonać. NATO Rosji krzywdy nie zrobi. Wojna trwa już dwa lata i to Ukraina traci.

Krym

W piątek 2 lutego prezydent Duda, w rozmowie z Kanałem Zero, powiedział: Nie wiem czy odzyska Krym, ale wierzę, że odzyska Donieck i Ługańsk. Krym jest miejscem szczególnym, również ze względów historycznych. Ponieważ w istocie, jeśli popatrzymy historycznie, to przez więcej czasu był w gestii Rosji. Historia Krymu jest długa, burzliwa i pod wieloma względami wyjątkowa. Ta wyjątkowość dotyczy ludności, która zamieszkiwała ten półwysep oraz zmian demograficznych i etnicznych, zachodzących tam na przestrzeni wieków, najczęściej w wyniku wysiedleń. Warto więc poznać, nawet pobieżnie, historię tego miejsca, bo jak sądzę, jest ona mało znana, chociaż w naszej świadomości funkcjonuje powiedzenie: „Gdzie Rzym, gdzie Krym?”. Mamy też Sonety krymskie litewskiego Żyda. Ale przede wszystkim Krym kojarzy się z Jałtą i konferencją jałtańską, której postanowienia, w nie tak odległej przyszłości, zostaną unieważnione. Informacje o historii Krymu pochodzą z Wikipedii. 

Pierwszymi znanymi z nazwy mieszkańcami Półwyspu Krymskiego byli Taurowie – lud irański. Następni byli Kimerowie – lud indoeuropejski. W VII wieku p.n.e. pojawili się tam Scytowie, również irańskiego pochodzenia, którzy stworzyli potężne państwo pomiędzy Dunajem a Donem, trwające do II wieku p.n.e., a po jego zniszczeniu w 331 roku przez jednego z wodzów Aleksandra Wielkiego i najazdach Sarmatów, część Scytów utworzyła nowe państwo.

Kolonie greckie na Krymie około 450 roku p.n.e.; źródło: Wikipedia.

Jeszcze w VII wieku p.n.e. pojawiają się miasta-kolonie i państwa greckie m.in. Chersonez Taurydzki. W 480 roku we wschodniej części Krymu tworzy się złożone z 30 miejscowości Królestwo Bosporańskie, w którym dominowała kultura grecka i które w IV wieku p.n.e. opanowało handel na terenach należących do Scytów. W południowej części Krymu mieszkali Taurowie, a północna była opanowana przez Scytów. W III wieku n.e. państwo Scytów krymskich najechali Goci, co było równoznaczne z upadkiem tego państwa. U schyłku IV wieku n.e. stepowe obszary środkowego i północnego Krymu opanowali Hunowie, wypierając resztki Taurów i Scytów. Hunowie nie zdołali jednak podbić ani Chersonezu, ani Bosporu. W VI wieku w obu państwach greckich dominującą religią staje się chrześcijaństwo, które pojawiło się tam na przełomie III i IV wieku i stopniowo zdobywało wpływy.

W VI wieku aktywne działania polityczne i militarne Cesarstwa Bizantyjskiego doprowadzają do znacznego rozszerzenia wpływów tego państwa na Krymie. Centrum posiadłości bizantyjskich stał się Chersonez Taurydzki na południowo-zachodnim wybrzeżu. Justynian Wielki zajął królestwo Bosporańskie (Bospor), a także cały południowy Krym. Pod koniec VII wieku na Krym dotarli Chazarowie tureckiego pochodzenia, ustanawiając swoją władzę nad częścią tego regionu.

Pod koniec X wieku wielki książę kijowski Włodzimierz I rozszerzył granice swego państwa aż do Krymu. W 988 roku przyjął on chrzest w Chersonezie i poślubił siostrę cesarza bizantyjskiego. Około 1240 roku Krym opanowali Mongołowie i włączyli go do państwa Złota Orda. W roku 1427 rozpadła się ona i powstał Chanat Krymski.

Krym w połowie XV wieku; źródło: angielska Wikipedia.

W XIV wieku w południowo-zachodniej części Krymu powstało państwo Teodoro, którego grecka ludność wyznawała prawosławie. W pierwszej połowie XV wieku, w latach 1422-1424 i 1433-1441, państwo to toczyło wojny z koloniami Genui. W 1475 roku Krym został zaatakowany przez Turków, którzy zdobyli genueńską Kaffę (Teodozję). Podporządkowali oni sobie też Chanat Krymski. Wkrótce jednak półwysep rozkwitł ponownie, głównie dzięki koloniom genueńskim, z których największą była Kaffa.

W 1774 roku, po przegranej przez Turcję wojnie z Rosją, ostatni chan krymski przyjął zwierzchnictwo Rosji, ale po aneksji Krymu w 1783 roku złożył urząd i od tego momentu Krym przeszedł pod władzę Rosji.

Ludność

W pierwszym ćwierćwieczu XVIII wieku ludność Krymu (należał w większości do Chanatu Krymskiego, a pewne części do Turcji) stanowiła ok. 467 tys. (95,1% Tatarzy krymscy, 2,6% Grecy, 2,1% Ormianie i inni). To była największa liczba mieszkańców Krymu przed podbojem rosyjskim, gdyż po wojnie rosyjsko-tureckiej 1768−1774 ludność zmniejszyła się do 454,7 tys., ale później całą ludność chrześcijańską (Grecy i Ormianie, łącznie 31 tys.) na rozkaz carycy rosyjskiej Katarzyny II wysiedlono z Krymu, tworząc kolonie greckie na północ od Morza Azowskiego (okolice Mariupola) oraz kolonię ormiańską Nor-Nachiczewan w pobliżu Rostowa nad Donem.

Pierwszy exodus Tatarów z Krymu miał miejsce w II połowie XVIII wieku.

Przed wcieleniem do Imperium Rosyjskiego i w pierwszych latach po aneksji, z Krymu do Imperium Osmańskiego wyjechała większość ludności tatarskiej (w tym ok. 200 tys. osiedlono w Rumelii na terenie obecnej Bułgarii południowej). Do 1785 ludność Krymu spadła do 46,5 tys. płci męskiej (w tym Tatarzy krymscy 84,1%, czyli 39,1 tys.).

Po wojnie rosyjsko-tureckiej 1787−1791 nasilił się napływ ludności z Rosji. Tak w 1793 ludność Krymu stanowiła 128 tys. (w tym Tatarzy krymscy 87,8%, Grecy 2%, Romowie 2,6%, Żydzi 1,2%, jak też Rosjanie 5% i inni), w 1835 na Krymie mieszkało już 279,4 tys. (w tym Tatarzy krymscy 83,5%, Rosjanie 4,4%, Ukraińcy 3,1%, Romowie 2,4%, Grecy 2% i inni).

Kilka lat przed wojną krymską (w 1850) ludność Krymu wzrosła do 343,5 tys. (w tym 77,8% Tatarzy krymscy, 7% Ukraińcy, 6,6% Rosjanie, 2% Grecy i inni). W czasie wojny krymskiej część Tatarów aktywnie uczestniczyła w wojnie przeciw Rosji i po wojnie wyemigrowała wraz z rodzinami do Turcji (ok. 18,5 tys.). Władze rosyjskie w czasie wojny dokonały wysiedlenia znacznej części Tatarów ze strefy nadmorskiej Krymu w głąb terenu. Ludność Krymu zmalała do 331,3 tys. w 1858 (73% Tatarzy krymscy, 12,6% Rosjanie, 4% Ukraińcy, 2,4% Grecy i inni).

Drugi exodus Tatarów z Krymu miał miejsce na początku lat 60. XIX wieku.

Tatarzy krymscy tracili stopniowo swoje ziemie. Na początku XIX w. w posiadaniu Tatarów pozostawało 30% gruntów ornych, lecz w połowie XIX w. ich obszar zmniejszył się dwukrotnie, przy tym ludność tatarska wzrosła z 140 do 240 tys., to spowodowało, że 52% chłopów tatarskich nie posiadało ziemi. Dążenie do wolności i ziemi, jak też propaganda islamska, spotęgowane przez działania władz rosyjskich (zabroniono powrotu do domów ludności wysiedlonej w czasie wojny), spowodowały masowe odejście ludności tatarskiej do Imperium Osmańskiego. Ogólny ubytek ludności Krymu w 1860 wyniósł 117 tys. – z 306 tys. do 189 tys. osób. W latach 1861–1862 wyjechało jeszcze 15 tys. Tatarów.

W wyniku emigracji całkowicie opustoszało 278 osiedli w ujezdzie (odpowiednik powiatu – przyp. W.L.) perekopskim, 20 w ujezdach symferopolskim i jałtańskim, oraz 196 w eupatoryjskim. Znaczne połacie ziemi opustoszały i jej cena spadła 7-krotnie. Do prac polowych używano wojska. W 1864 ludność Krymu wynosiła 198,7 tys. (w tym 50,3% Tatarzy krymscy, 28,5% Rosjanie i Ukraińcy, 6,5% Grecy, 5,3% Żydzi, 2,9% Ormianie i inni). To był ostatni moment, kiedy Tatarzy Krymscy stanowili większość na Krymie.

W blogu „Nacjonalizm ukraiński” pisałem, że ojciec Dmytro Doncowa (1883) odziedziczył 1500 dziesięcin (1 dz. = 1,1 ha) ziemi w guberni taurydzkiej. Rodzice Doncowa zmarli wcześnie, bo w latach 1894 i 1895. I tam, gdzie jedni tracą, inni szybko dorabiają się fortun. Masowe wysiedlenia to nie tylko okazja do zmiany etnicznego składu danej populacji, ale także okazja do wzbogacenia się wybranych osób.

Pierwszy spis powszechny Rosji w 1897 odnotował gwałtowny wzrost ludności Krymu (w wyniku przyrostu naturalnego, ale głównie napływu) do 546,7 tys. (w tym Tatarzy krymscy 35,7%, Rosjanie 33,1%, Ukraińcy 11,8%, Niemcy 5,8%, Żydzi 4,4%, Grecy 3,1% i inni). Osadnicy niemieccy stanowili aż 23% ludności pow. perekopskiego, 12% pow. eupatoryjskiego i 4% pow. symferopolskiego. Bułgarzy mieszkali głównie w pow. teodozyjskim, gdzie stanowili 5% ludności. W pow. perekopskim pojawili się osadnicy czescy i estońscy. W ujezdach kontynentalnych guberni taurydzkiej (berdiański, melitopolski, dnieprowski) dominowali Ukraińcy, przed Rosjanami. W ujezdach Krymu (symferopolski, eupatoryjski, jałtański, teodozyjski) dominowali Tatarzy przed Rosjanami, w ujeździe perekopskim u nasady półwyspu istniała równowaga czterech narodowości (Tatarzy, Rosjanie, Ukraińcy, Niemcy), w gradonaczalstwach (miastach wydzielonych) Sewastopol i Kercz-Jenikale zdecydowaną większość stanowili Rosjanie, którzy dominowali również w miastach guberni.

Od 1921 do czerwca 1922 Krym – podobnie jak sąsiednie rejony Ukrainy, Rosji (Powołże) i Kazachstanu – dotknęła klęska głodu, pogarszana jeszcze rekwizycjami płodów rolnych przez władze bolszewickie. Na terenie Krymu zmarło z głodu około 100 tys. osób, 50 tys. ludzi opuściło półwysep szukając pożywienia, co łącznie oznaczało ubytek 21% mieszkańców tego rejonu. Klęską dotknięte były głównie rolnicze obszary zamieszkane przez Tatarów. Podczas gdy w Bakczysaraju zmarło z głodu 55% mieszkańców, w Biłohirsku 48%, to w Symferopolu 13%, zaś w Sewastopolu 11%.

W okresie 1929–1930 miała miejsce kolektywizacja, połączona z represjami wobec duchowieństwa (w tym muzułmańskiego) oraz narzuceniem językowi krymskotatarskiemu w 1928 alfabetu łacińskiego zamiast arabskiego, zaś w latach 1931–1933 kiedy Ukrainę i niektóre regiony Rosji (w tym Kubań i Kazachstan) nawiedziła śmiertelna klęska głodowa, wielki głód ominął Krym. W okresie wielkiego terroru w latach 1937–1938 NKWD przeprowadził dużą akcję przeciwko dotychczasowej elicie komunistów i inteligencji (w tym i krymskotatarskiej). W sumie wydarzenia te, po 1922, doprowadziły do śmierci kolejnych 40 tys. Tatarów krymskich; tym niemniej liczba Tatarów krymskich wzrosła z 179 tys. według spisu z 1926 do 219 tys. według spisu z 1939.

Trzeci „exodus” Tatarów z Krymu w 1944 roku

W czasie II wojny światowej, władze sowieckie dokonały latem 1941 deportacji z Krymu ludności niemieckiej, a w czasie okupacji hitlerowskiej władze okupacyjne wymordowały ludność żydowską, krymczacką oraz romską. W akcjach eksterminacyjnych brały udział też krymskotatarskie oddziały ochotnicze. Mordów na ludności cywilnej dokonywano także w czasie akcji pacyfikacyjnych spowodowanych aktywną partyzantką sowiecką. W myśl planów niemieckich Krym zasiedlony miał być przez Niemców i nosić nazwę Gotenland (Kraj Gotów). Po wyzwoleniu Krymu przez Armię Czerwoną w maju 1944, Józef Stalin, pod pretekstem, że w czasie okupacji ludność krymskotatarska kolaborowała z niemieckimi najeźdźcami, zadecydował o wysiedleniu wszystkich Tatarów krymskich oraz Ormian, Greków i Bułgarów z Krymu do sowieckich republik Azji Środkowej (przede wszystkim Uzbeckiej SRR). Formalną decyzję w tej sprawie podjął 11 maja 1944 Państwowy Komitet Obrony ZSRR, decyzja była sygnowana przez Stalina. Główną akcję deportacyjną przeprowadził NKWD w dniach 18–20 maja 1944. W czasie akcji wysiedlono z Krymu około 200 tysięcy Tatarów krymskich. W miejsce wysiedleńców przybyli osadnicy, głównie rosyjscy i ukraińscy.

Stan obecny

Krym zamieszkuje około 2,4 mln ludzi. Większość ludności (60,40%) stanowią Rosjanie. Oprócz nich żyją tam Ukraińcy (24,01%) i Tatarzy krymscy (10,21%)[26]. Ci ostatni stanowili ok. 20% ludności półwyspu do 18 maja 1944 roku, tj. do czasu, gdy w ramach stalinowskich represji za kolaborację (często domniemaną) z Niemcami zostali wysiedleni i zesłani do Azji Środkowej. Obecnie część tatarskich wysiedleńców i ich potomków powraca na Krym (m.in. z Uzbekistanu), gdzie jednak napotykają liczne problemy natury ekonomicznej i formalno-prawnej, np. utrudnienia w uzyskaniu prawa pobytu i obywatelstwa.

x

Ludność Krymu19391959197919892001
Ogólnie, w tys.832996,81 123,81 2011,52 135,9
Tatarzy krymscy, %19,40,71,612,1
Rosjanie, %49,671,468,467,458,3
Ukraińcy, %13,722,325,625,824,3

Powyższe informacje w tabeli pochodzą z Wikipedii. Niewątpliwie najdłużej na Krymie mieszkali Tatarzy krymscy i przez większość swego pobytu tam byli najliczniejsi. Pytanie, na które odpowiedzi nie będzie to: ilu spośród nich to byli Żydzi? Podobnie jak nie dowiemy się, ilu Żydów było wśród Rosjan, których osiedlano na Krymie. Jednego wszak możemy być pewni. Wszelkie wojny zawsze prowadzą do przesiedleń i zmiany stanu etnicznego danego terenu. Dziś my tego doświadczamy na własnej skórze, choć obawiam się, że większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie zdaje sobie z tego sprawy, bo im tego nie powiedziano. A dla ludzi prostych, jak się czegoś nie powie, to tego nie ma. Taka jest potęga słowa.

Krym to zagadnienie szerokie, miejsce szczególne, jak powiedział prezydent Duda, ale jego obraz będzie niepełny, jeśli nie uwzględnimy czynnika żydowskiego. Zbigniew Krasnowski, czyli Tadeusz Gluziński, w książce Socjalizm, komunizm, anarchizm (1936) pisał w rozdziale „Realizacja hasła wspólnoty w Rosji sowieckiej”:

Charakterystyka polemiki (fragmenty)

Jak już było wyjaśnione, burzenie układu stosunków, który istnieje w łonie narodów rdzennych, jest dla żydostwa koniecznością. W burzeniu zatem widzą żydzi urzeczywistnienie swego maksymalistycznego programu narodowego, w który wchodzi zarówno zapewnienie panowania żydów w diasporze, jak i odbudowa Erec Israel. Stąd gorące polemiki z syjonistami, którzy chcą jakoby obniżyć te ideały do zdobycia tylko Palestyny.

W polemikach tych poczęła być używana nazwa „Krym”, jako symbol rozwiązania zagadnienia żydowskiego przez wywrót społeczny, który umożliwia między innymi kolonizację całych połaci opanowanego przez wywrót kraju.

»Powyższy temat (tj. „Krym czy Palestyna?”, przyp. tł.) pisał w październiku 1925 r. bezimienny autor – nie schodzi z porządku dziennego żydowskiego społeczeństwa w ciągu ostatnich miesięcy. Z tego powodu prowadzone są żywe spory w Polsce i Ameryce, w Niemczech i Palestynie. Mówią o tym syjoniści, ludowcy, asymilatorzy, bundowcy i poalej-syjoniści wszystkich odcieni. Wszyscy jednak stawiają to zagadnienie w fałszywym świetle, przeciwstawiając czasami „Krym” Palestynie, czasami zaś uzupełniając jedno drugim. Żadne jednak z ugrupowań mieszczańskich i socjalistyczno-nacjonalistycznych nie ma odwagi wejrzeć w istotę rzeczywistości. Gdyby jednak posiadały odwagę, bądź możliwość urzeczywistnienia, zrozumiałyby, że to, co obecnie dzieje się w Związku Radzieckim w dziedzinie produktywizacji żydowskich mas zdeklasowanych, nie jest niczym innym jak kółkiem w łańcuchu ogólnej socjalistycznej odbudowy państwa radzieckiego oraz że obecna żydowska kolonizacja w Związku Radzieckim nie ma nic wspólnego ze wszystkimi patentowanymi nacjonalistycznymi receptami na rozwiązanie kwestii żydowskiej…

Nie „Krym”, nie jakieś dziesiątki tysięcy kolonistów żydowskich, którzy pragną tam osiąść, nie autonomia, którą oni chcą tam, lub gdzie indziej, otrzymać zupełnie mechanicznie, o ile w danym poszczególnym miejscu wytworzy się większość żydowska – nie to rozwiązuje zagadnienie żydowskie, lecz cały zespół środków, które przedsiębierze władza sowiecka, aby wciągnąć masy żydowskie do ogólnego życia gospodarczego i aby podnieść stan kulturalny szerokich mas żydowskich.

Cały Związek Sowiecki jest dla mas żydowskich, które tam zamieszkują, ich własnym krajem, tak samo jak dla wszystkich innych narodów. Nie w „Krymie” leży rozwiązanie zagadnienia żydowskiego, lecz w „październiku” (To znaczy w rewolucji, przyp. tłum.).

Rosyjski bowiem październik uczynił możliwymi wszystkie zwycięstwa szerokich mas żydowskich w byłej Rosji. „Światowy październik” („welt-oktober”) rozwiąże „światowe” zagadnienie żydowskie. Wszystkie „specyficzne” odpowiedzi na kwestię żydowską, jak syjonizm, terytorializm, autonomizm itp. są jedynie kamieniami na drodze do rzeczywistego wyzwolenia. To jest nauka wypływająca z tak popularnej obecnie „kolonizacji krymskiej”.« – „Di Woch”, Lwów (tygodnik), nr 15, 23 I 1925 r. – „Krym czy Palestyna” (bez podpisu autora).

Dążność zatem żydów do wytworzenia na terenie Rosji „kraju żydowskiego” nie jest wyrazem… „przesądów narodowych”, bo jest to przejaw budowy… „naszej ojczyzny socjalistycznej”.

W przytoczonych oddźwiękach dyskusji prowadzonej w społeczeństwie żydowskim, ujawniają się linie wytyczne, które zostały nakreślone: na dziś – rosyjski październik i żydowskie republiki w Rosji, na jutro – światowy październik…

Kolonizacja rolna w ZSRR (fragmenty)

Na historycznych ziemiach Małorusinów, Białorusinów itd. żydzi poczęli tworzyć swoje odrębne okręgi autonomiczne. Warszawski dziennik żargonowy we wrześniu 1925 r. doniósł:

Wiceprzewodniczący rady komisarzy ludowych w republice radzieckiej i przewodniczący rady ukraińskiej komisarzy ludowych, Czubar, oświadczył na ostatnim kongresie sowietów, że jednocześnie ze wzrostem żydowskiej ludności rolniczej w guberni chersońskiej, w zgodzie z podstawowymi przepisami konstytucji sowieckiej, będzie tam utworzony żydowski ośrodek administracyjny. Komisarz ludowy, Czubar, dalej wywodził, że uważa on za zupełnie możliwe, aby w okręgu chersońskim utworzyć żydowską republikę autonomiczną na podstawie ogólnego prawodawstwa narodowościowego konstytucji sowieckiej. W guberni chersońskiej zamieszkuje żydowska ludność rolnicza o ilości 30 tysięcy dusz. Ukraiński CIK (centralny komitet wykonawczy) zamierza oddać do rozporządzenia kolonizacji żydowskiej nowy teren państwowy, aby tam osiedlić 7 tysięcy rodzin żydowskich (30 tysięcy dusz). – „Der moment”, nr 205, 3 IX 1925 r. – „Myśl o żydowskim okręgu autonomicznym w Rosji nie zanikła”.

ŻAT (Żydowska Agencja Telegraficzna – przyp. W.L.) w depeszy z Moskwy we wrześniu 1928 r. doniosła:

„Komzet” (sowieckie ministerstwo do spraw kolonizacji żydowskiej – przyp. W.L.) na Dalekim Wschodzie powziął uchwałę w sprawie niezwłocznego rozpoczęcia budowy nowego osiedla żydowskiego przy rzece Amur, pomiędzy Ekaterino-Nikolsk i Pizino. Rząd zamierza tam wybudować tamę, która by zabezpieczała tę okolicę od zalewu. Teren ten znajduje się o 8 wiorst od plantacji ryżu, gdzie również będą utworzone osiedla. – „Hajnt” , nr 208, 3 IX 1928 r. – „Komzet poczyna budować nowe osiedle żydowskie nad Amurem” – depesza z Moskwy ŻAT.

ŻAT w depeszy z 19 marca 1929 r. z Moskwy doniosła:

„Komzet” przyjął ostatecznie plan kolonizacji na najbliższe 5 lat. Według tego planu do 1934 r. należy osiedlić w ogóle 48 tysięcy rodzin żydowskich. Wśród tej liczby – 12 tysięcy rodzin żydowskich ma być osiedlonych w Birobidżanie (na granicy z Mongolią – przyp. W.L.), 15 tysięcy rodzin na Ukrainie, 6500 rodzin na Białorusi. Poza tym 2500 rodzin na Kaukazie spośród żydów górskich. – „Der moment”, nr 68, 20 III 1929 r. – „Żydowski plan kolonizacyjny w Związku Sowieckim” – depesza z dnia 19 marca z Moskwy ŻAT.

Jedną z takich pożądanych dla żydostwa dzielnic był również Krym. Żyzna ziemia, ciepły klimat, dogodne warunki dla rozwoju handlu z południem Rosji – wszystko to musiało podziałać w kierunku wytworzenia tam autonomicznego okręgu żydowskiego. Depesza ŻAT z Moskwy we wrześniu 1930 r. doniosła:

Centralny komitet wykonawczy republiki krymskiej potwierdził projekt utworzenia żydowskiego okręgu na Krymie. Żydowski okręg zajmuje przestrzeń 270 tys. hektarów ziemi, obejmując żydowskie osiedla eupatoryjskiego i zachodnio-dżankojskiego okręgu. Ponad połowę tego okręgu zajmują żydowskie przestrzenie, obsługiwane przez „Agrojoint”.

„Agrojoint” – składowa część Joint Distribution Committee („Joint”), kierująca z ramienia żydostwa amerykańskiego kolonizacją żydowską w Rosji sowieckiej.

Depesza ŻAT z Moskwy w marcu 1935 r. doniosła:

Na Krymie otwarto nowy żydowski okręg narodowy. Nosi on nazwę – łarinosielski – na cześć zmarłego Jurija Łarina, jednego z czynniejszych działaczy na polu osadnictwa żydowskiego na roli. Będzie to drugi żydowski okręg na Krymie… Ten nowo założony łarinosielski obejmuje około 50 żydowskich i nieżydowskich kołchozów… Na zjeździe sowietów nowo utworzonego okręgu żydowskiego, odbytym we wsi Dżurczy, wybrano jego komitet wykonawczy w liczbie 27 osób. Plenum wybrało prezydium w składzie 9 osób. – „Der Moment”, nr 66, 18 III 1935 r. – depesza ŻAT z Moskwy.

Tak oto realizuje się „wspólnota” w Rosji po „rosyjskim październiku”. „Legalnie”, bez przelewu krwi, przechodzą w posiadanie żydowskie całe obszary ziemi…

W jaki sposób powstały wolne tereny dla kolonizacji? Przecież

rosyjska rewolucja społeczna dokonana została przez masy rosyjskie, które zostały podniecone przez komunistów. Chłopi rosyjscy zrabowali dwory pańskie i rozdzielili pomiędzy siebie ziemię… – „Hajnt”, nr 116, 26 V 1929 r. – „Ludność żydowska pod władzą sowiecką”, cz.VI „Judofobia w Rosji sowieckiej”, prof. Boris Bruckus.

a jednak organ syjonistyczny w Warszawie w lutym 1924 r. pisał, poruszając sprawę kolonizacji żydowskiej na południu Rosji:

Najbardziej odpowiedni dla żydów jest teren znajdujący się w pobliżu Odessy i Petrowska. Rząd sowiecki chce go oddać bezpłatnie, o ile żydzi zgodzą się tam pracować na roli… Są tam wolne grunty dawnej arystokracji rosyjskiej, ciągnące się na przestrzeni wielu tysięcy morgów… W czasie wojny i lat głodowych mnóstwo ludzi wymarło na półwyspie… – „Nasz Przegląd”, nr 43, 12 II 1924 r. – „Projekt republiki żydowskiej na Krymie”.

Trudno przypuścić, aby akurat w miejscowościach pożądanych dla żydostwa do kolonizacji ludność rdzenna „wymarła”.

Prawda, operował tam, jak już wiadomo, Bela Kuhn, który wymordował na Krymie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Przypuszczalnie niejedna rodzina, stracona przez niego, uwolniła w ten sposób miejsca dla przyszłych kolonistów żydowskich…

W maju 1928 r. „Journal de Geneve” podał informację byłego dyrektora Czerwonego Krzyża (dr. Jerzego Ladygiańskiego), w której czytamy, że Bela Kuhn stracić kazał: w Teodozji 7500 osób, w Symferopolu – 12 000, w Sewastopolu przeszło 10 000, w Kerczu 6000, w Jałcie przeszło 5000… Ogólną liczę zamordowanych z rozkazu Beli Kuhna na Krymie Rosjan i Tatarów, obliczają na 60 do 70 tysięcy.

„Hajnt” nr 101 z 30 IV 1928 r. podaje:

„Pewnego razu delegowano go (Bela Kuhna) w celu zduszenia na Krymie kontrrewolucji. Bela Kuhn popełnił wówczas takie okrucieństwa, że moskiewska władza centralna musiała go odwołać. Rozkazał on wówczas rozstrzelać tysiące ludzi. Wówczas rozeszła się pogłoska, że Bela Kuhn nie jest przy zdrowych zmysłach; lecz ta pogłoska okazała się nieprawdziwa.”

Musieli jednak być i tacy chłopi na Krymie, którzy przeżyli czasy „wojny i lat głodowych”, a którym ziemię po prostu odebrano.

Historyk żydowski, Ben Cion Kac, omawiając sprawę kolonizacji żydowskiej w Rosji, w czerwcu 1928 r. pisał:

Pieniądze, które amerykańscy milionerzy dają na kolonizację, są przeznaczone na osiedlenie się żydów na Krymie w różnych okolicach. Prawda, dotąd wciąż liczono, że na Krymie jet bardzo mało wolnej ziemi, a zwłaszcza ziemi dobrej. Kalinin już od dawna wyjaśnił, że dla kolonizacji żydowskiej na Krymie jest przeznaczona ziemia, gdzie nie ma wody i która skutkiem tego nie nadaje się dla chłopa rosyjskiego, a którą filantropi amerykańscy mogą udoskonalić dla kolonizacji żydowskiej, dzięki świeżym kapitałom. To jest w północnej części Krymu. Jednak, okazuje się, że kwota dziesięciu milionów dolarów jest przeznaczona akurat na kolonizację w części południowej Krymu. Mereżin (kierownik „jewsekcji”) oświadczył, że to dlatego, iż rząd postanowił zmniejszyć przestrzeń ziemi dla włościan na Krymie. Poprzednio podzielono na rzecz Tatarów i innych dużo ziemi, lecz oni sami nie mogą jej całkowicie obrobić. Rząd sowiecki w ogóle nie chce, aby było wielu „właścicieli ziemskich”, tj. większych posiadaczy ziemi, i będzie się obecnie ustalało mniej ziemi dla każdego chłopa. W ten sposób zwolniono ziemie dla kolonizacji żydowskiej. I właśnie na tej ziemi zamierzają filantropi osiedlić sporą ilość rodzin żydowskich. W rosyjskiej prasie sowieckiej o tym nie ma ani słowa. Jest to w ogóle przeciw polityce rządu sowieckiego, który, odbierając ziemię u Tatarów i dając ją żydom, obawia się wzmożenia się judofobii, i tak już dosyć obecnie silnej. – „Hajnt’, nr 134, 8 VI 1928.

Wnioski

Słowem przez hasło „wspólnoty” do wywrotu społecznego i do „budowy” socjalizmu, a przez socjalizm do władania ziemią na prawie… własności prywatnej, i to na zwartych obszarach, mających stać się „republikami żydowskimi”…

Na nienawiści więc do właścicieli ziemskich, wywołanej wśród chłopów i w ogóle pracowników fizycznych przez… komunistów w okresie „wielkiej rewolucji rosyjskiej”, ludność żydowska, jak się okazuje, nie straciła.

Bankierzy żydowscy z krajów poza Rosją zawierają umowy z rządem „robotników i włościan”, wyjeżdżają komisje na pożądane dla żydostwa tereny, ziemię obficie dla żydów się wydziela i powstają w ten sposób w diasporze kolonie żydowskie, jako zaczątki przyszłych „republik żydowskich”.

A trzeba pamiętać to, co słusznie podkreślił Menachem Usiszkin, w grudniu 1928 r., w swojej mowie w Erec Israel na II zjeździe nauczycieli żydowskich, że

największe przewroty, najcięższe i najokropniejsze, za które ludzkość zapłaciła krwią i życiem milionów ludzi, były głównie wynikiem kwestii ziemi. Tak stało się w Irlandii, tak wydarzyło się również w innych krajach. – „Hajnt”, nr 66, 24 III 1929 r. – „Głos ziemi”, M. Usiszkin.

Tak było i w Rosji… Za ziemię ludność żydowska, wbrew przytoczonej tezie Menachema Usiszkina, nie płaci nie tylko swoją „krwią i życiem”, ale nawet pieniędzmi. Rząd sowiecki, jak wynika z przytoczonych wyżej informacji, wydziela ludności żydowskiej ziemię za darmo. Krwią zapłaciła ludność… rosyjska.

xxx

Kiedyś ktoś zadał sobie trud, by przetłumaczyć z żydowskich gazet żargonowych – czyli drukowanych w języku jidysz, czyli w zepsutym niemieckim – informacje o żydowskim osadnictwie na Krymie i w innych częściach Związku Radzieckiego. Dzięki temu wiemy, że plany osadnictwa żydowskiego na Krymie i w południowej części Ukrainy u wybrzeży Morza Czarnego, są znacznie starsze, niż nam obecnie niektórzy próbują wmówić. Stąd wniosek, że ta „Niebiańska Jerozolima” to żydowska ściema. Podobnie jak oświadczenie Kissingera sprzed 10 lat, że „za 10 lat Izraela już nie będzie”. Minęło już ponad 10 lat od tamtego momentu, a Izrael ma się dobrze, ale to Kissingera już nie ma. Równie idiotyczne są twierdzenia, że Izrael nie ma szans na przetrwanie, bo otoczony jest morzem arabskim. Problem polega na tym, że to „morze” jest skłócone, niejednolite i kontrolowane przez Żydów. Zresztą sam Izrael powstał dzięki wykupowaniu ziemi w Palestynie, która była w tamtym czasie częścią Imperium Osmańskiego, czyli Turków. A Turcja to, obok Polski i Holandii, najbardziej zażydzony kraj na świecie. Trudno więc sobie wyobrazić sytuację, że rząd turecki mógł się nie zgodzić na masowy wykup ziemi w Palestynie przez Żydów.

Naiwnością byłoby uważać, że Żydzi działają w ten sposób, że skoro, jak niektórzy twierdzą (żydowska ściema), Izrael nie przetrwa, to trzeba szukać nowego miejsca. Nie! Na taką spontaniczność, to może mogą pozwolić sobie inne nacje, ale nie Żydzi. Z Izraela nie wycofają się, chyba że sami tak zadecydują, ale na pewno nie zmuszą ich do tego inni. To oni i tylko oni tworzą światową politykę i nic bez ich zgody nie dzieje się. O tym, czy Żydzi będą tworzyć swoje kolonie w Związku Radzieckim, nie decydował ani rząd radziecki, ani amerykański. Tak było przed II wojną światową. Czy coś się zmieniło pod tym względem? Czy obecnie jest inaczej? Nie ma podstaw, by tak twierdzić. A więc wojna na Ukrainie wybuchła, bo oni tak chcieli. I obaj prezydenci, ten amerykański i ten rosyjski, są sługami narodu żydowskiego. Ale o tym nie wolno głośno mówić.

Sytuacja polityczna na świecie jest wyjątkowo niebezpieczna. Mamy kilka wojen lokalnych. Najważniejsze jest jednak to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w Teksasie. Czy to może być początek nowej wojny secesyjnej? Gdyby tak miało się stać, to prawdopodobnie oznaczałoby to początek „welt-oktober”, czyli „światowego października”, czyli światowej rewolucji.

Powstanie styczniowe

22 stycznia minęła kolejna rocznica wybuchu powstania styczniowego. Z tej okazji na kanale „Myśl Polska” pojawił się program poświęcony temu powstaniu. Komentujący Jan Engelgard, Przemysław Piasta i Adam Śmiech skupili się na trzech tematach:

  • miejsce powstania styczniowego w polityce historycznej III RP
  • główne postacie: Romuald Traugutt i Aleksander Wielopolski
  • powstanie styczniowe w literaturze polskiej

Najciekawszym tematem było miejsce powstania styczniowego w polityce historycznej III RP. Poniższe cytaty nie są dosłowne i są skrótami ich komentarzy. Jan Engelgard powiedział:

Jakie miejsce zajmuje powstanie styczniowe w tzw. polityce historycznej III RP? Bo ja stawiam taką tezę, że obok powstania warszawskiego, powstanie styczniowe jest kluczowym elementem tej polityki historycznej. No bo powstanie warszawskie, wiemy oczywiście z jakich powodów. Ale z jakich powodów powstanie styczniowe jest tak forowane w takiej narracji medialnej? Dlaczego powstanie styczniowe jest uznane przez władze III RP za tak ważne jako pewna forma edukacji patriotycznej?

Przemysław Piasta: Powstanie styczniowe, obok powstania warszawskiego, stało się filarem polskiej edukacji historycznej, uprawianej przez ten poprzedni już rząd. Dlaczego powstanie styczniowe? Dlatego, że w Polsce mamy uporczywy kult straceńczych powstań, uporczywy kult klęsk. I nie jest to nic nowego. Powstały dwie szkoły historyczne. Jedna z nich zaczęła powstanie krytykować, jako powstanie, które wybuchło bez sensu: nie było przygotowane i nie miało politycznych celów. Druga szkoła to taka, która racjonalizowała wybuch powstania, która wskazywała na to, że to powstanie było słuszne, że wprawdzie było klęską, ale ukonstytuowało naszą świadomość narodową. Gdyby nie poświęcenie powstańców, to nie byłoby wolnej Polski. Zupełnie irracjonalny argument, ale argument powtarzany tak często, że po prostu część ludzi wierzy w niego, już z samego faktu osłuchania się. Poza tym niemiło przyznawać się do klęsk, lepiej je racjonalizować, lepiej ubierać je w szaty zwycięstwa i udawać, ze te klęski miały inny wymiar, niż właśnie tylko i wyłącznie wymiar tragiczny.

J. E. W połowie XIX wieku szkoła racjonalizująca była w defensywie. Ona się odrodziła dopiero na początku XX wieku. Natomiast dominowała druzgocąca krytyka. I tak się narodziła szkoła krakowska, która ma olbrzymi dorobek w dziedzinie dyskredytowania powstań. Powstanie to było podstawą do sformułowania programów politycznych. Piłsudczycy uznali się za spadkobierców tej tradycji, właśnie powstania styczniowego, a endecja odwrotnie – właśnie uznała, że należy zakwestionować tę tradycję powstańczo-romantyczną i stworzyć coś innego. Czy kolega Śmiech zgadza się z tym, że obok powstania warszawskiego, to właśnie powstanie styczniowe jest dla dzisiejszych kreatorów polityki historycznej bardzo ważne i kluczowe.

A. Ś. Oczywiście, że tak. Wynika to z bardzo ważnego faktu, który należy podkreślić. Dwie rzeczy chciałbym podkreślić. Pierwsza to jest kwestia rosyjska. Powstanie warszawskie miało wyłącznie ostrze antyrosyjskie. Ta kwestia walki z Niemcami, to jakieś tło. Natomiast podkreśla się, że to było przeciwko Stalinowi. No i powstanie styczniowe jest w tym aspekcie bardzo istotne również, mianowicie walki z Rosją. Walka z Rosją jako świadectwo polskości, świadectwo patriotyzmu, spełnienia obowiązku wobec ojczyzny i narodu. Kwestia rosyjska jest bardzo istotna. Znakomicie ją podsumował Jędrzej Giertych w książce „Kulisy powstania styczniowego”. I ja tu zacytuję, bo to jest podstawowa sprawa: Zadaniem Polaków jest zwalczać Rosję. Sprawa polska jest funkcją sprawy rosyjskiej. Polityka polska o tyle ma sens i rację, o ile szkodzi Rosji, o ile podważa jej potęgę i kładzie tamę jej ekspansji. Gdyby Rosji nie było, Polska właściwie nie miałaby racji istnienia, bo najświętszą sprawą w oczach uczestników tańca chochoła tylko walka narodu naszego z Rosją. I to przede wszystkim walka metodą powstańczą.

To jest jeden aspekt, a drugi aspekt – który chcę podkreślić, to w istocie panowanie nad umysłami polskimi i konsekwencje tego panowania w postaci wywoływania powstań i tragedii, które dotyczą całego narodu – to swego rodzaju pajdokracja. Oczywiście to są rządy dzieci. Tutaj nie mówimy o dzieciach w sensie dosłownym, o nieletnich, aczkolwiek pewne elementy tego występują, w tragiczny sposób, w powstaniu warszawskim. Słynny pomnik Małego Powstańca itd. Natomiast pajdokracja dlatego, że główne skrzypce w powstaniu grali ludzie młodzi w okolicy 20-tego roku życia. I tutaj tę pierwszą refleksję chcę zakończyć zwróceniem uwagi na to przez Dmowskiego. Napisał tak: Wybuchały powstania wbrew woli ogromnej większości społeczeństwa, narzucane nam przez garść przeważnie młodzieży. Przynosiły korzyść naszym kosztem interesom nie naszym. Wyrobiły one nam w świecie reputację narodu, dla którego nic zrobić nie można, bo on sam dla siebie zrobić nic nie umie. Rejestrowano nas jako bezmózgą hołotę polityczną, którą w razie potrzeby można wyzyskać, nie tylko dla obcych, ale nawet dla wrogich Polsce interesów.

I to jest druga sprawa, którą chcę podkreślić, ponieważ czoło tej młodzieży na szczycie wszelkiego rodzaju spisków – wprowadzane przez ludzi myślących kategoriami ludzi bardzo młodych, niedoświadczonych, nie posiadających doświadczenia życiowego – doprowadziło do tego, że tak nas postrzegano i w ten sposób Polska jest traktowana do dzisiaj. Jeżeli dzisiaj rozmawiamy o teraźniejszości, to te wszystkie podpuszczenia, jakie mają miejsce w związku z wojną na Ukrainie, to jest dokładnie takie traktowanie nas, jako bezmózgiej hołoty.

Przemysław Piasta nie zgodził się z tym, że metodyka wywołania powstania styczniowego i warszawskiego była podobna. Stwierdził, że dostrzega tu różnicę, ponieważ powstanie styczniowe, to typowe powstanie pajdokratyczne, kiedy młodzi, raczkujący jeszcze w polityce liderzy, próbują narzucić, skutecznie niestety, swój niewydarzony pomysł całemu społeczeństwu i dokonują tego metodą faktów dokonanych. Natomiast powstanie warszawskie to świadoma decyzja wysokich oficerów. Decyzja podyktowana albo ich wybujałym egoizmem i złym oglądem rzeczywistości, albo zwykłą zdradą. To niestety nie zostało rozstrzygnięte, ponieważ na tymi ludźmi nie odbył się uczciwy sąd, ale tu metodyka jest inna. Powstanie warszawskie zostało z całą premedytacją wykonane, a powstanie styczniowe zostało poniekąd narzucone narodowi wbrew jego woli. Ja przypuszczam, że na początku zanosiło się na krótką ruchawkę, która miała szybko zostać zniesiona. Margrabia Wielopolski miał powiedzieć: wrzód pękł.

W posumowaniu Jan Engelgard mówi: Kto wygrał w tym powstaniu? Jest jeden człowiek, który wygrał – Otto von Bismarck i Prusy. To były zwycięstwa powstania. Natomiast, czy w perspektywie, gdy nam się wmawia, że Polski by nie było, gdyby nie powstanie. Otóż Polska powstała mimo powstania. Tak potem twierdził Dmowski i inni zwolennicy tej teorii, że jeszcze kilka takich powstań i w ogóle może by Polski nie było.

x

W kwestii powstania styczniowego w literaturze polskiej komentujący wymienili: Żeromskiego: Wierną rzekę, Rozdziobią nas kruki wrony; Prusa Lalkę, Orzeszkowej: Gloria victis, Nad Niemnem; Dąbrowskiej Noce i dnie; Rembeka Balladę o wzgardliwym wisielcu. Nie wymienili natomiast książki najważniejszej, bez której zrozumienie, czym było powstanie styczniowe, nie jest możliwe. To oczywiście powieść Żyd J.I. Kraszewskiego. Jeśli „Myśl polska” pomija tę książkę, to może ta „Myśl Polska” nie jest polska?

Co takiego napisał Kraszewski? Pisał, jak rozumowali żydowscy bankierzy, których poznał bliżej jako redaktor kronenbergowskiej „Gazety Codziennej”, mieszkając kilka lat w Warszawie:

„W powietrzu czuć proch, ale dla nas to nic złego. Naturalnie, ofiary będą, ale trzeba się będzie wyślizgiwać, aby nas koła tej wielkiej machiny, druzgocącej wszystko, nie pochwyciły. Ostatecznie jednak dla nas wygrana, ktokolwiek z nich wygra. Albo jeden, albo drugi da nam po skończonej awanturze równouprawnienie. Choćby potrzeba było z naszej strony jakichś ofiar pieniężnych, my się zawsze najmniej zrujnujemy, ocalejemy majątkowo, bo nasze kapitały ukryte dobrze, są mniej dostępne od mienia szlacheckiego, od ziemi, widocznej dla każdego. Byliśmy długo w pogardzie i poniewierce; korzystajmy z dobrej okazji. Zamiast bawić się w patriotyzm, asymilację itp. mrzonki, myślmy przede wszystkim o sobie. Chłop polski nie lubi nas, wiemy o tym, ale chłop jest głupi – nie boimy się go. O szlachtę nam głównie idzie. Wmiesza się ona przez sam punkt honoru w awanturę, pójdzie do lasu, na krwawe pola, za co ją rząd ukarze, zniszczy, wytępi, wydusi, wywłaszczy, a wówczas dla nas droga otwarta.

W każdym narodzie musi się wyrobić ponad masy jakaś inteligencja i rodzaj arystokracji. My jesteśmy materiałem gotowym, my zawładniemy krajem, a panujemy już przez giełdy i przez wielką część prasy nad połową Europy. Ale naszym właściwym królestwem, naszą stolicą, naszym Jeruzalem będzie Polska. My będziemy jej arystokracją, my tu rządzić będziemy. Kraj ten należy do nas, jest nasz.”

Po tym fragmencie chyba już nikt nie będzie miał wątpliwości, dlaczego Żydzi z „Myśli Polskiej” nawet nie zająknęli się o Kraszewskim i jego powieści. Często też cytują Dmowskiego, ale nigdy nie słyszałem, by wspomnieli o jego eseju „Przewrót popowstaniowy”. W mojej ocenie jest to jego najlepsze dzieło.

Całość tego eseju zacytowałem w blogu „Przewrót popowstaniowy”. Tu tylko fragment korespondujący z powyższym cytatem:

„Znacznie głębsze rozbicie inteligencji polskiej wynikło z tłumnego wtargnięcia w jej szeregi Żydów. Przeprowadzona w przeddzień powstania reforma Wielopolskiego zniosła prawne przegrody między nimi a społeczeństwem polskim. Rzucili się wtedy do szkół średnich i uniwersytetów. Wytworzyli liczną inteligencję, biorącą udział w życiu polskim, wnoszącą w nie swoje tendencje, narzucającą mu swe upodobania i swe nienawiści, a w wypadkach nawet, w których usiłowali być jak najwięcej Polakami, nie mogącą się pozbyć swej odrębnej psychiki, swych instynktów. Ta inteligencja, w miarę, jak liczba jej rosła, stawała się coraz słabiej polska, a coraz mocniej żydowską. Wiele idei i wiele dążeń w tym kraju miałoby inne losy, gdyby nie rola Żydów i ich wpływ na umysłowość polską.”

x

Komentujący „Myśli Polskiej” przedstawili powstanie w zadziwiająco jednostronny sposób, próbując obarczyć winą za jego wybuch nieodpowiedzialną młodzież i „polski” charakter narodowy. To, w mojej ocenie, wyjątkowo prymitywne spłycenie tematu.

Natomiast Wielka Encyklopedia Powszechna PWN (1962-1970) przedstawia to powstanie tak:

Powstanie styczniowe – ostatnie powstanie narodowe przeciw Rosji, rozpoczęte 22 I 1863, zakończone późną jesienią 1864, objęło tereny Królestwa Polskiego, Litwy, Białorusi i części Ukrainy. Klęska poniesiona przez carat w wojnie krymskiej przyspieszyła w Rosji i zaborze rosyjskim kryzys systemu feudalnego, wysuwając – jako kwestię palącą – sprawę likwidacji pańszczyzny oraz uwłaszczenie. Zaostrzająca się walka chłopów o własność ziemi otworzyła patriotom polskim perspektywy porwania ludu do walki przeciw zaborcy.

Zjednoczenie Włoch z pomocą Francji budziło nadzieje na dalsze zwycięstwa sprawy narodowej w Europie. Pierwsze tajne związki studentów i oficerów polskich, powstałe na wyższych uczelniach w Cesarstwie (petersburskie koło oficerskie Z. Sierakowskiego, Związek Trójnicki w Kijowie) przygotowywały powstanie w porozumieniu z rosyjskim ruchem rewolucyjnym. Od 1859 w Warszawie powstawały tajne koła młodzieżowe, kierowane przez N. Jankowskiego, K. Majewskiego, J. Kurzynę. Ziemiaństwo zrzeszone w Towarzystwie Rolniczym, jak również koła burżuazyjnej inteligencji (tzw. millenerzy) trzymały się programu pracy organicznej.

Od czerwca 1860 (pogrzeb generałowej Sowińskiej) młodzież warszawska dla zmobilizowania szerszych grup społecznych urządzała manifestacje uliczne. W lutym 1861 manifestacje te doprowadziły w Warszawie do starcia z wojskiem (pięciu poległych 27 lutego); po tych wypadkach burżuazja i ziemiaństwo włączyły się do ruchu, aby utrzymać go w granicach wyłącznie „moralnej rewolucji”. Władzę objęła Delegacja Miejska, w skład której weszli przedstawiciele warszawskiej finansjery, kupiectwa i duchowieństwa (a więc w praktyce Żydzi przejmowali kontrolę – przyp. W.L.). Ułożono adres do cara z ogólnikowymi żądaniami. Rząd rosyjski zapowiedział niektóre koncesje (utworzenie Rady Stanu, rad miejskich i powiatowych). Dla pozyskania konserwatywnego ziemiaństwa na rzecz ugody mianowano A. Wielopolskiego dyrektorem Komisji Wyznań i Oświecenia Publicznego. Wielopolski nie zdołał jednak pozyskać burżuazji warszawskiej (Żydów – przyp. W.L.) ani opanować sytuacji na wsi; wobec zatargów między chłopami a szlachtą na Podlasiu rozwiązał 4 kwietnia Delegację Miejską, a 6 kwietnia Towarzystwo Rolnicze. Jednakże masakra bezbronnego ludu na placu Zamkowym (8 IV 1861) uniemożliwiła ugodę. Kraj ogarnęło wrzenie. Chłopi niemal powszechnie zaprzestali pracy na pańskim, co zmusiło rząd do wydania (16 maja) zarządzenia zmiany pańszczyzny na okup pieniężny. Jednakże za uwolnienie od pańszczyzny mieli chłopi płacić wysoki okup pieniężny, przekraczający ich możliwości finansowe.

Ruch patriotyczny (obecnie Marsz Niepodległości i inne marsze – przyp. W.L.) przybierał formy manifestacji kościelnych (nabożeństwa, śpiewy) i żałoby narodowej – ogarniając ogół ludności miast i miasteczek. Władze carskie wprowadziły w Królestwie stan wojenny (14 X 1861); wojsko wtargnęło do dwóch warszawskich kościołów, co spowodowało zatarg z duchowieństwem.

W końcu 1861 powstały dwa rywalizujące ze sobą obozy polityczne „białych” i „czerwonych”, zakładające tajne organizacje na terenie kraju. W „czerwonym” Komitecie Miejskim (od maja 1862 Centralnym Komitecie Narodowym) na czoło wysunął się Jarosław Dąbrowski jako naczelnik miasta Warszawy, współpracujący ze spiskującymi oficerami polskimi i rosyjskimi. Sytuacja polityczna w Królestwie Polskim stawała się coraz bardziej napięta, rozszerzała się konspiracja; w Warszawie wykryto spisek wśród rosyjskiej załogi wojskowej. Rząd carski starał się opanować sytuację za pomocą ustępstw liberalnych.

W czerwcu car Aleksander II powołał na namiestnika swego brata, w. ks. Konstantego Mikołajewicza, a Wielopolskiego mianował naczelnikiem rządu cywilnego. Podjęte przez niego reformy (spolszczenie szkół, równouprawnienie Żydów, oczynszowanie chłopów) nie zdołały mu pozyskać „białych”, którzy widząc niepopularność ugody w opinii publicznej zgłaszali pod adresem caratu daleko idące postulaty. Pozostający w ukryciu Centralny Komitet Narodowy ogłosił się jedynie prawowitym, tymczasowym Rządem Narodowym i zawarł formalny sojusz z rosyjską Ziemią i Wolą (zwolennicy rewolucji agrarnej opartej na chłopstwie jako głównej sile rewolucyjnej – przyp. W.L.) dla wspólnej walki a caratem. W celu rozbicia organizacji „czerwonych” zarządzono 14/15 I 1863 z inicjatywy Wielopolskiego brankę. Pod naciskiem kół spiskowych Centralny Komitet Narodowy wyznaczył termin rozpoczęcia powstania na 22 I 1863; walkę zbrojną rozpoczął nocny atak na carskie garnizony; Tymczasem Rząd Narodowy ogłosił Manifest powstańczy i dekrety o uwłaszczeniu chłopów, które otwierały możliwość przekształcenia powstania w wojnę ludową. „Biali” początkowo przeciwdziałali ruchowi zbrojnemu, ale po kilku tygodniach przeszli na jego stronę, by utrzymać nad nim kontrolę, wiążąc losy powstania z interwencją dyplomatyczną mocarstw zachodnich. Zmierzając do opanowania władzy, „biali” przeciwstawili „czerwonemu” dyktatorowi L. Mierosławskiemu własnego dyktatora M. Langiewicza. Po rychłym upadku obu dyktatur władzę zatrzymał tajny Rząd Narodowy.

Tworzone początkowo duże oddziały powstańcze doznawały niepowodzeń. Walka przybrała formę wojny partyzanckiej, toczonej przez dziesiątki niewielkich oddziałów na całym obszarze Królestwa i na przyległych terenach Litwy i Białorusi. Słabo uzbrojone oddziały, zmuszone do koczowania w lasach, staczały potyczki bez żadnego planu wojskowego. Na Ukrainie ruch nie rozwinął się wskutek niechęci chłopów. Powstanie wspomagane było natomiast intensywnie przez społeczeństwo polskie z Galicji i zaboru pruskiego. W ciągu półtora roku stoczono ok. 1200 potyczek, które mimo przejściowych sukcesów, a nawet mimo efektownych zwycięstw, nie mogły wyzwolić ani piędzi terytorium wskutek liczebnej i zbrojnej przewagi nieprzyjaciela.

Rząd Narodowy stał na czele rozgałęzionej w całym kraju organizacji tajnej, dysponował własną administracją, policją, aparatem podatkowym i prasą, a jego rozkazy, sygnowane anonimową pieczątką, spotykały się z ogólnym posłuchem. Od kwietnia do września 1863 ster Rządu pozostawał w rękach „białych”, którzy unikali powoływania pod broń przychylnych w wielu wypadkach powstaniu mas ludowych, oczekując interwencji ze strony mocarstw zachodnich. W maju i wrześniu „czerwoni” zdołali opanować Rząd Narodowy, lecz nie utrzymali się długo u władzy. Latem 1863 M.N. Murawjow metodami brutalnego terroru stłumił powstanie na Litwie; w Warszawie A. Wielopolski otrzymał dymisję, a namiestnikiem został hr. T.F.W. Berg. Faktycznym dyktatorem powstania był od października R. Traugutt; dzięki jego wysiłkom walka zbrojna przetrwała do następnej wiosny. Aresztowany w nocy z 10 na 11 IV 1864, Traugutt zginął 5 VIII 1864 na szubienicy; ostatni naczelnik m. Warszawy, A. Waszkowski, został schwytany w grudniu tego roku, a ostatni dowódca powstańczy ksiądz S. Brzóska – w maju 1865.

Dalszy opór powstańców udaremniła carska reforma uwłaszczeniowa z 2 III 1864, która w praktyce zapewniła chłopom korzyści nadane im przez Rząd powstańczy. Tak więc osiągnięciem powstania styczniowego było przeforsowanie uwłaszczenia na warunkach stosunkowo korzystnych dla chłopa, które musiał uznać rząd carski. Skutki zdwojonych prześladowań w zaborze rosyjskim (całkowita likwidacja autonomii Królestwa, rusyfikacja administracji i szkolnictwa, zsyłki na Syberię, wywłaszczanie uczestników powstania) zostały skompensowane w następnych latach przez szybki wzrost świadomości narodowej w masach, będący pośrednim następstwem powstańczego uwłaszczenia.

Powstanie cieszyło się moralnym poparciem międzynarodowego ruchu robotniczego i postępowej opinii całej Europy, co znalazło swój wyraz w wypowiedziach i odezwach K. Marksa, G. Mazziniego, G. Garibaldiego, A.I. Hercena, M.A. Bakunina, a także w udziale setek ochotników różnych narodowości w polskiej partyzantce (np. Włoch F. Nullo, Francuz F. Rochebrune, Ukrainiec A. Potebnia, Rosjanin A.D. Trusow i inni). Organizowana na Zachodzie pomoc na rzecz powstania stała się też bezpośrednią okazją zawiązania Międzynarodówki Robotniczej.

xxx

Hasło to opracował dla Encyklopedii historyk Stefan Kieniewicz. Są tu zawarte wszelkie informacje, by dokonać obiektywnej oceny tego powstania. Wszystko zaczęło się od tajnych związków studentów i oficerów polskich na wyższych uczelniach w Cesarstwie. Nie było więc ono jakimś oderwanym od rzeczywistości zrywem zbuntowanej młodzieży, tylko fragmentem większej całości, sytuacji politycznej powstałej po wojnie krymskiej. Fakt, że były to tajne związki, skłania do wniosku, że była to żydowska inicjatywa, tak zresztą jak w całej Europie. W polskiej rzeczywistości byli to frankiści, w trzecim czy czwartym pokoleniu, wyrosłym w polskiej atmosferze, od dziecka mówiące po polsku.

Zaczęło się od patriotycznej manifestacji ulicznej w czerwcu 1860 roku. Już wtedy Żydzi wiedzieli, czego chcieli. Później nastąpiła eskalacja tego procesu: dalsze manifestacje, starcia z wojskiem, ofiary. Od początku miał miejsce podział na radykalną młodzież i ugodowe ziemiaństwo. Nie powstał on samorzutnie, ktoś musiał tego dokonać. Dokonali tego ci, którzy mogli przeniknąć do obu środowisk i w obu odgrywać rolę patriotów i w obu ustalać sprzeczne cele. Dla kogoś, kto nie chce tego widzieć, Polacy mogą i wyglądają na jakichś schizofreników, szaleńców.

Efekt był taki, że w końcu 1861 roku powstały dwa obozy polityczne: „biali” i „czerwoni”. Brak jednolitej organizacji o ściśle sprecyzowanych celach politycznych musiał doprowadzić do klęski. Tego podziału nie dokonali jednak jacyś młodzi, niedoświadczeni politycznie ludzie. Nic nie działo się przypadkiem. I jeszcze tych dwóch dyktatorów powstania: Mierosławski (czerwony) i Langiewicz (biały). Funkcjonował też Rząd Narodowy, który stał na czele tajnej organizacji, z własną administracją, policją, aparatem podatkowym i prasą. Czy coś takiego rzeczywiście mogło funkcjonować bez wiedzy i zgody rządu carskiego? I czy można się dziwić, że tylu dało się wciągnąć w to powstanie, skoro istniała taka potężna tajna organizacja? I jeszcze te obiecanki cacanki zachodnich rządów i naiwna wiara niektórych, że Zachód pomoże.

Powstanie styczniowe to było ostateczne rozwiązanie kwestii szlacheckiej. To szlachta była tą klasą społeczną, która miała potencjał ekonomiczny i intelektualny. Chłopi byli niewolnikami przykutymi do ziemi; niepiśmienni, rozpijani i dlatego byli głupi. Nie stanowili żadnego zagrożenia. Można się w tym momencie zastanowić, czy gdyby przetrwało Zjednoczone Królestwo Polskie ze zrównoważonymi stanami, to czy taka operacja byłaby możliwa? Raczej nie, bo zróżnicowane społeczeństwo, podzielone na różne klasy, ma sprzeczne cele i raczej trudno byłoby je, jako całość, sprowokować do powstania. W tym wypadku całe społeczeństwo to szlachta. Poszła ona do powstania, bo kierował nią nie patriotyzm, tylko własny interes, chęć odzyskania państwa, które było jej prywatną własnością. I stąd te żądanie powrotu do stanu z roku 1771. Herb powstańców styczniowych składał się z herbu Korony (Orzeł Biały), herbu Litwy (Pogoń), i herbu Rusi (Michał Archanioł). „Czerwoni” dążyli do rewolucji społecznej, obalenia caratu, a „biali” chcieli odzyskania przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Sprzeczne cele i stąd podział. “Ostatecznie jednak dla nas wygrana, ktokolwiek z nich wygra.” W wykonaniu Żydów był to maysterverk. – Tak brzmi w jidysz niemieckie słowo Meisterstück.

Komentatorzy „Myśli Polskiej” są zgodni, co do tego, że powstania styczniowe i warszawskie są bardzo ważne i kluczowe dla dzisiejszych kreatorów polityki historycznej. Nie wyjaśnili jednak dlaczego? A odpowiedź jest bardzo prosta: Is fecit, cui prodest – ten zrobił, komu to przynosi korzyć. A prościej – zrobił ten, kto na tym skorzystał. Engelgard plecie bzdury, mówiąc, że to Bismarck i Prusy skorzystały na powstaniu styczniowym. To przecież po nim Żydzi stali się polską inteligencją. Powstanie warszawskie to była tylko dogrywka, która przypieczętowała stan żydowskiej dominacji. Skoro oni na tym skorzystali, to znaczy, że to oni te powstania wywołali. I ten stan ich dominacji nadal trwa. I dlatego powstanie styczniowe i warszawskie są im tak bliskie. A mnie zbiera się na wymioty, gdy ktoś mnie próbuje faszerować takim tanim patriotyzmem albo wmawiać mi, tak jak czynią to Żydzi z “Myśli Polskiej”, że w Polsce mamy uporczywy kult straceńczych powstań, uporczywy kult klęsk. No mamy, bo to Żydzi piszą tu historię i kontrolują cały system edukacji i nie tylko to.

Tusk w Kijowie: Nie ma rzeczy ważniejszej niż wsparcie Ukrainy. Czy polskie władze zdobyłyby się kiedykolwiek na taką deklarację? Chyba tylko ktoś niedorozwinięty umysłowo mógłby w to uwierzyć. I dzięki temu, że rządzą tu Żydzi, a większość społeczeństwa nie identyfikuje się z narodem polskim, to może sobie ten Tusk mówić, że polskość to nienormalność, a przecież to tuskość to nienormalność, kaczyńskość zresztą też. Problem polega tylko na tym, że tej Polski nie ma już od unii lubelskiej, a Polacy zostali całkowicie zmarginalizowani.

Zagadka

O pakcie Ribbentrop-Mołotow to pewnie każdy słyszał, ale o tym, że ostateczne ustalenie stref wpływów nastąpiło dopiero pod koniec września 1939 roku, to pewnie większość nie wie. Dlaczego tak się stało? Dlaczego od razu nie ustalono nowej granicy niemiecko-radzieckiej? To są pytania, na które odpowiedzi nie znajduję i raczej wątpię, bym je znalazł. Pozostają więc tylko domysły.

Wikipedia tak m.in. pisze:

Pakt Ribbentrop–Mołotow, też: pakt Hitler–Stalin – umowa międzynarodowa z 23 sierpnia 1939 roku, będąca formalnie paktem o nieagresji pomiędzy III Rzeszą i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, która zgodnie z tajnym protokołem dodatkowym, stanowiącym załącznik do oficjalnego dokumentu umowy, dotyczyła rozbioru terytoriów lub rozporządzenia niepodległością suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii. Bywa także określany jako IV rozbiór Polski.

Główne postanowienia paktu

  • Kraje bałtyckie: (Estonia, Łotwa) i Finlandia staną się strefą wpływów i przyszłym terytorium ZSRR, a północna granica Litwy (z Łotwą) stanowić ma granicę pomiędzy strefami interesów Niemiec i ZSRR.
  • Na obszarach należących do państwa polskiego strefy interesów Niemiec i ZSRR będą rozgraniczone wzdłuż linii rzek Narwi, Wisły i Sanu.
  • Strona radziecka podkreśla swoje zainteresowanie Besarabią, ze strony niemieckiej stwierdza się zupełne niezainteresowanie tym terytorium.
Źródło zdjęcia: Wikipedia.

Późniejsze modyfikacje ustaleń paktu

Już w trakcie trwania II wojny światowej, 28 września 1939, kiedy doszło do spotkania nacierających z zachodu Niemców z nacierającą ze wschodu Armią Czerwoną, a los Polski był w tej kampanii przesądzony, doszło do doprecyzowania postanowień niemiecko-sowieckich. Podpisano w Moskwie niemiecko-radziecki traktat o granicach i przyjaźni zwany drugim układem Ribbentrop–Mołotow.

Dokonano wówczas następujących modyfikacji: ZSRR zgodził się na odstąpienie Niemcom Lubelszczyzny oraz wschodniej części Mazowsza w zamian za zgodę Niemiec na oddanie Litwy do sowieckiej strefy wpływów. Wkrótce (10 października) Wileńszczyzna została przekazana Litwie w zamian za zgodę na stacjonowanie garnizonów radzieckich na jej terytorium. Podobne układy wymuszono 29 września i 5 października na Estonii i Łotwie.

Źródło zdjęcia: Wikipedia.

x

Dlaczego na początku ustalono strefę wpływu Związku Radzieckiego na Wiśle? Czy już wtedy wiedziano, że polskie wojsko dostanie rozkaz niewalczenia z Armią Czerwoną, a główne siły zostaną skierowane na front zachodni? Dlaczego po miesiącu Stalin oddał Hitlerowi wschodnie Mazowsze, Lubelszczyznę i powiat suwalski, zwany też Trójkątem Suwalskim? A w zamian dostał tylko skrawek Wileńszczyzny, powiat łomżyński z miejscowością Jedwabne i powiat grajewski? Gdybym nie „znał” Stalina, to bym powiedział, że zrobił głupi interes, ale ponieważ go „znam”, to powiem, że zrobił dziwny interes. A może po prostu wykonał polecenie swoich nieznanych przełożonych?

Getta żydowskie w okupowanej Europie Wschodniej w latach 1941-1942. Źródło: Wikipedia.

Pierwszym gettem na terenie okupowanej Polski było utworzone 8 października 1939 roku getto w Piotrkowie Trybunalskim. Później powstawały one w innych miastach. Był to czysty zabieg logistyczny. Skupionych na niewielkim obszarze Żydów łatwiej było wywozić do obozów koncentracyjnych i obozów zagłady.

Na powyższej mapie widać jak na dłoni, gdzie mieszkało najwięcej Żydów, a właściwie żydowskiej biedoty, której koszty utrzymania coraz bardziej uwierały bogatych amerykańskich i zachodnioeuropejskich Żydów. Kolejnym etapem „ostatecznego rozwiązania” było utworzenie obozów zagłady.

Niemieckie, nazistowskie obozy eksterminacji lokalizowane w okupowanej Polsce. Źródło: Wikipedia.

Z 8 obozów zagłady istniejących na terenie Europy 6 zlokalizowano w Polsce. Pozostałe dwa to obóz na Białorusi i obóz w Chorwacji. Jednak większość historyków nie uznaje tych dwóch obozów za obozy zagłady. W chorwackim obozie ginęli przeważnie Serbowie, a w białoruskim – znaczny odsetek innych narodowości. W związku z tym można uznać, że wszystkie obozy zagłady w czasie II wojny światowej znajdowały się na terenie okupowanej Polski. Były to: Oświęcim, Chełmno nad Nerem, Treblinka, Majdanek, Sobibór, Bełżec. Cztery z nich – Treblinka, Majdanek, Sobibór i Bełżec – zlokalizowano na terenach, które Stalin „odstąpił” Hitlerowi i praktycznie wszystkie zostały umiejscowione wzdłuż granicy, którą ustalono pod koniec września 1939 roku. Do Oświęcimia zwożono głównie Żydów z Europy Zachodniej, Południowej i Południowo-Wschodniej. 

Podstawowe pytanie brzmi: czy decyzja o ostatecznym rozwiązaniu została podjęta w styczniu 1942 roku? Wydaje się to mało prawdopodobne, bo zorganizowanie tylu gett oraz obozów koncentracyjnych i zagłady wymagało dużo czasu. Było to też bardzo skomplikowane organizacyjnie przedsięwzięcie. Taką decyzję musiano podjąć znacznie wcześniej. Bardzo możliwe, że jeszcze przed wojną. Na to może wskazywać zmiana granicy pomiędzy III Rzeszą a Związkiem Radzieckim na terenie Polski pod koniec września 1939 roku. Natomiast początkowe, z 23 sierpnia, rozgraniczenie stref wpływu miało na celu ograniczenie pola manewru polskiemu wojsku walczącemu na froncie zachodnim. A może podstawowym celem wojny niemiecko-radzieckiej było właśnie zajęcie tych terenów, na których mieszkało dużo Żydów? Sposób prowadzenia wojny przez Hitlera wskazuje, że wcale mu nie zależało na zwycięstwie nad Związkiem Radzieckim.

Wojny mają na celu ukrycie prawdziwych zamiarów tych, którzy je wywołują. Warto o tym pamiętać, bo dotyczy to również obecnie trwającej wojny na Ukrainie. I nigdy też nie służą interesom tych, którzy biorą w nich udział. Zawsze korzysta ten trzeci i zawsze ten sam. Jak trzeba, to nawet kosztem własnego narodu.

Dobry interes

Pewne wypowiedzi zawierają więcej treści, niż nam się wydaje. Czasem może być w nich nawet jakiś ukryty przekaz. By je jednak właściwie odczytać, potrzebna jest pewna wiedza. Wydaje się, że tak jest w przypadku jednej, krótkiej refleksji. Kiedyś, w 2015 roku, Grzegorz Braun udzielił wywiadu, w którym m.in. powiedział (można go wysłuchać tu: https://iluminata.pl/prawo-i-sprawiedliwosc-poleglo-na-w-ukrainie/):

„Proszę pana, ja jestem człowiekiem wywodzącym się z 1000-letniej tradycji chrześcijańskiej Korony Polskiej. W przyszłym roku będziemy mieli 1050 lecie chrztu Polski. Ja jestem, proszę pana, jak pan z mojego nazwiska może wnioskować, jestem jednym z tych ludzi, którzy wywodzą się z rodzin, które kiedyś zapragnęły być Polakami. Kiedyś Polska to był taki dobry interes i to był taki cudowny kraj, że ludzie tutaj pchali się drzwiami i oknami. I w XVIII wieku, gdzieś tam we Lwowie, jakiś Braun się spolonizował.”

Ostatnie zdanie może być pewną wskazówką. Teodor Jeske-Choiński w książce Historia Żydów w Polsce (1919) pisze:

Zżymali się talmudyści, nie chcieli dysputować z odszczepieńcami, ale zmuszeni do tego przez rząd polski, stawili się do Lwowa i kłócili się z Frankiem aż trzy miesiące (latem 1759 r.). Struwszy swoich wrogów długą dysputą, zatarł Frank z radości ręce i rozkazał swoim ludziom przejść na katolicyzm.

Chrzest frankistów zaczął się we wrześniu 1759 r. Od września aż do grudnia ochrzciło się we Lwowie około 500 kontrtalmudystów obojej płci. Frank przyjął na chrzcie imię Józef.

Na tym powinien był Frank zakończyć swoją działalność. Wprowadził swoich zwolenników do wiary, panującej w Polsce, zabezpieczył ich raz na zawsze przeciw nienawiści talmudystów, zapewnił im opiekę rządu i możnych panów, ułatwił im walkę o byt, otworzywszy dla nich źródła zarobkowania, zamknięte przez prawowiernych Judaitów.

x

To między innymi z tego powodu Polska, to był dobry interes i cudowny kraj. Ale nie tylko. Przede wszystkim z innego powodu. Żeby to zrozumieć wypada prześledzić napływ Żydów na ziemie polskie na przestrzeni wieków. Marian Miszalski w książce Żydowskie lobby polityczne w Polsce (2018) pisze (wytłuszczenia autor):

W połowie XIV wieku szacunkowe dane mówią o 10-20 tysiącach Żydów osiadłych w ówczesnej Polsce. Już sam „rozrzut” tych szacunków (20 tysięcy to dwa razy więcej niż 10 tysięcy…) wskazuje na bardzo skąpe wiarygodne źródła historyczne. We Wrocławiu, jednym z największych wówczas polskich miast, mieszka w tym czasie 130 rodzin żydowskich. Takich miast nie miała Polska wiele… Wydaje się więc, że liczba 20 tysięcy Żydów żyjących w Polsce w połowie XIV wieku jest zawyżona.

Następne cztery wieki to okres niebywale intensywnego napływu i rozrostu ludności żydowskiej w Polsce: w połowie XVIII wieku liczba Żydów zamieszkujących I Rzeczpospolitą szacowana jest na 750 tysięcy. Ponad 37-krotny wzrost (gdyby przyjąć 20 tysięcy w połowie XIV wieku) – gdy w tym czasie ludność Polski ogółem wzrosła w najlepszym razie tylko 7-krotnie (ludność Polski w wieku XIV szacowana jest na 1,9 do 3,3 miliona, a w wieku XVIII na 12 do 14 milionów)… (Miszalski nie dodaje, że wśród tych 12-14 milionów było tylko 4 miliony Polaków. – przyp. W.L.) Bez wątpienia uprzywilejowane, szczególnie korzystne na tle innych ówczesnych państw warunki prawne żydowskiego osadnictwa w Polsce (gwarantowana Żydom przez państwo polskie wyjątkowa autonomia) spowodowały ten uderzający napływ i rozrost żydostwa w I Rzeczypospolitej.

Autonomia żydowska nie polegała na wyodrębnieniu dla Żydów określonej części Polski, w której rządziliby się własnymi prawami – wszak zamieszkiwali po wsiach, miasteczkach i miastach w całej Rzeczypospolitej. Autonomia ludności żydowskiej w I Rzeczypospolitej polegała na tym, że miała ona pewną własną strukturę władzy, obowiązującą tylko Żydów i niezależną od władzy miejscowej, opartą na własnym prawie i sieci gmin wyznaniowych żydowskich (kahałów), które na wyższym szczeblu komunikowały się ze sobą obradami swych reprezentantów na żydowskich sejmikach ziemskich, a od 1580 roku na samej górze był „żydowski sejm”: najpierw sejm Żydów Koronnych, potem obradujący dwa razy w roku tzw. Sejm Czterech Ziem (Wielkopolski, Małopolski, Litwy i Ukrainy) – Wielki Waad – utworzony przez króla Stefana Batorego.

Był to absolutny wyjątek, fenomen w skali europejskiej: trzyszczeblowy autonomiczny samorząd społeczności żydowskiej w Polsce, wyposażony w przywileje, różniący się właściwie od „państwa w państwie” tylko brakiem własnego wojska. Ten żydowski trzyszczeblowy samorząd miał własny system poboru podatków, własne sądownictwo – nie tylko religijne, ale również cywilne i karnewłasne szkolnictwo, a ów żydowski Sejm Czterech Ziem utrzymywał własne kontakty międzynarodowe. Nie było w ówczesnej Europie podobnej instytucji. Tak ukształtowana wyjątkowa autonomia ludności żydowskiej przetrwała w Polsce do czasów sejmu elekcyjnego Stanisława Augusta Poniatowskiego, tj. do roku 1764.

Ilu więc Żydów mieszkało na ziemiach polskich za Piastów? Nie ma pewnych źródeł, pozostają oceny szacunkowe, pośrednie. Jeśli we Wrocławiu, jednym z największych wówczas miast polskich, w latach 1350-1370 mieszkało tylko 130 rodzin żydowskich, a osadnictwo żydowskie na Śląsku rozpoczęło się już w XI wieku – ich liczba nie była wielka: raczej 10 niż 20 tysięcy w wieku XIV i prędzej już 20 niż 30 tysięcy w wieku XV. Ta niewielka liczba potwierdzałaby przypuszczenie, że początkowo sprowadzali się głównie „fachowcy-finansiści”, wprawni poborcy podatkowi i pośrednicy kapitałowi, którzy ściągali pod swe potrzeby pomocników, swoich krewnych i znajomych, a uzyskiwane od władców w zamian za skarbowe usługi przywileje stworzyły z czasem podatny grunt pod większe osadnictwo żydowskie.

Dla wieku XVI szacunki populacji żydowskiej oscylują między 100 a 150 tysięcy, co przy szacowanej na 7,5 miliona liczbie mieszkańców Polski daje już 1,3 procent ludności żydowskiej, ale spotkałem się z szacunkami mówiącymi o 0,6 procent ludności żydowskiej w Polsce w roku 1576 (autor nie podawał jednak, jaką przyjął wielkość całej ludności Polski).

W połowie wieku XVII liczba Żydów szacowana jest na ok. 250 tysięcy, a ludność Polski liczy – według niektórych źródeł – ok. 11 milionów; Żydzi stanowiliby zatem ok. 2,3 procent; ale inne szacunki mówią, że w XVII wieku ludność żydowska w Polsce stanowi ok. 350-500 tysięcy (więc ok. 4,5 procent), a jeszcze inne – że „ w roku 1648 żydzi stanowili od 4,5 do 5 procent ogółu ludności w Polsce i było ich 400 tysięcy” (ludność Polski musiałaby liczyć tylko ok. 8 milionów). Być może szacunki ludności polskiej na 11 milionów w XVII wieku pochodzą sprzed wojen szwedzkich, a na 8 milionów – z okresu powojennego: rzeczywiście, wojny szwedzkie spustoszyły i wyludniły Polskę. Dlaczego jednak to wyludnienie nie dotknęło ludności żydowskiej, zamieszkującej polskie ziemie, a przeciwnie – w okresie tym Żydów raczej przybywa niż ubywa?…

W połowie XVIII wieku: jedne źródła podają, że Rzeczpospolita liczyła w 1750 roku 12 milionów mieszkańców, inne – że 14 milionów; dość zgodnie przyjmowana jest liczba 750 tysięcy Żydów; podobne dane znalazłem dla roku 1764 – podawana przez historyków liczba Żydów to nadal ok. 750 tysięcy. Przyjmując, że Polska miała wówczas ok. 14 milionów mieszkańców – Żydów byłoby 5,3 procent; przyjmując 12-milionową ludność Polski, procent Żydów byłby wyższy – ok. 6,2.

Dalej jednak zaczyna się wspomniana na wstępie łamigłówka statystyczno-demograficzna. Stefan Korboński podaje, że „po rozbiorach pod zabór rosyjski dostało się 1127 tysięcy Żydów, pod austriacki – 800 tysięcy, pod pruski – 50 tysięcy”. Wynikałoby stąd, że tylu Żydów – łącznie 1 milion 997 tysięcy – zamieszkiwało I Rzeczpospolitą tuż przed rozbiorami i zaraz po III rozbiorze (rok 1795) dostało się pod zaborcze władze. Skąd ten skok ilościowy – wzrost o ponad 1,2 miliona w porównaniu o roku 1764, w ciągu raptem 30 lat?… Jeśli Korboński ma rację, to Żydzi stanowiliby tuż przed i tuż po III rozbiorze Polski 16 albo 12 procent ludności polskiej (w zależności od tego, czy szacuje się jej ludność na 12 czy 14 milionów; a może szacunki ludności Polski są mylne?…); już w latach 1750-1764 musiało ich być w Polsce znacznie więcej niż 750 tysięcy.

Sądzimy, że udało się nam rozwiązać tę historyczno-demograficzną zagadkę. Otóż w 1754 roku przeprowadzono w Polsce spis ludności żydowskiej w celu wyliczenia podatków, jakie ludność ta powinna płacić. Mocą przywilejów nadanych ludności żydowskiej w Polsce całkowitą ewidencję ludności żydowskiej prowadziły nie władze państwowe lub lokalne, ale kahały – żydowskie gminy wyznaniowe, które przez cały okres istnienia nagminnie i poważnie zaniżały jej liczebność wobec władz I Rzeczypospolitej. Kahały płaciły więc podatki na podstawie tej zaniżanej liczebności. Ale władze kahalne doskonale wiedziały, ilu Żydów zamieszkuje daną gminę: ściągały podatki od wszystkich Żydów, ale wpłacały państwu znacznie pomniejszane kwoty, tylko od tej zaniżanej liczby. Resztę władze (zarządy) kahalne zatrzymywały dla siebie i obracały tym pieniądzem – i stąd brała się w decydującym stopniu duża zamożność władz kahalnych, w tym wielu rabinów i cadyków.

Abstrahując od rozmaitych szacunków – niebywała dynamika wzrostu żydowskiej populacji w Polsce między XIV a XVIII wiekiem jest faktem. Okres ten nazywany jest „złotym wiekiem Żydów w Polsce”, a Polska – „żydowskim rajem” (paradis Iudaeorum).

Jakie były przyczyny tego niebywale gwałtownego wyżu demograficznego pośród wschodnioeuropejskiego żydostwa w stosunkowo krótkim okresie historycznym?

Pierwsza – to niewątpliwie wyjątkowo korzystna, uprzywilejowana sytuacja prawna Żydów w Polsce w porównaniu z ich sytuacją w innych krajach europejskich (przynajmniej do czasu rewolucji francuskiej i epoki napoleońskiej), zachęcająca do emigracji z Zachodu i osiedlania się w Polsce.

Drugi powód – to specyfika tej społeczności, o której zwięźle wspomniał już w XVII wieku Sebastian Miczyński, profesor filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w swej „Kronice”, pisząc o Żydach: „ w wieku 12 lat żenią się, na wojnach nie giną, od powietrza nie umierają, więc się namnożyli”.

Wszystkie te czynniki razem wzięte plus nieustanna imigracja do Polski działające w dłuższym czasie mogły (zwłaszcza w prymitywnej w końcu pod względem medycznym epoce I Rzeczypospolitej, naznaczonej licznymi wojnami) procentować szybkim rozrostem demograficznym Żydów, tym bardziej że śmiertelność wśród chłopstwa była szczególnie wysoka.

x

Podsumowując wywód Miszalskiego można te dane – jak on sam przyznaje, szacunkowe – ująć w tabeli dla zobrazowania tendencji.

WiekLudność PolskiLudność żydowskaProcent Żydów
XIV1,3 mln10-20 tys.0,7-1,8
XV1,9-3,3 mln20-30 tys.1-1,8
XVI7,5 mln100-150 tys.1,3
XVII11 mln350-500 tys.4,5
XVIII14 mln750 tys.5,3
XVIII14 mln2 mln12

Widać wyraźnie, że do diametralnej zmiany dochodzi w XVII wieku. W mojej ocenie dwie daty są tu kluczowe. Rok 1423 – statut warcki i rok 1569 – unia lubelska, w wyniku której powstało nowe państwo – Rzeczpospolita. O statucie warckim tak pisze Wikipedia (wytłuszczenie W.L.):

Statut warcki – prawo nadane przez Władysława II Jagiełłę w 28 października 1423 roku na sejmie walnym w Warcie.

Statut warcki był kolejnym prawem wpływającym na ówczesną gospodarkę i nadawał prawną podstawę do przejmowania gospodarstw sołtysich i większych kmiecych na zasadzie wykupu po cenie oszacowanej przez szlachcica (feudała), nierzadko w wyniku rugi całkowitej lub częściowej. Był odbiciem nastrojów panujących już za czasów Kazimierza III Wielkiego, kiedy to szlachta pałała niechęcią do bogatych, wolnych dotąd sołtysów i chłopów.

Przepis pozwalał na likwidowanie sołectw przez szlachtę na włościach nadanych im przez władców Polski stanowiących władzę centralną. Grunty tak pozyskane włączano do dużych gospodarstw folwarcznych. Funkcjonowanie folwarków szlacheckich oparte było na przymusowej, odrobkowej sile roboczej – tzw. pańszczyźnie dlatego ich wydajność gospodarcza była niższa niż sołectw, pomimo tego folwarki przynosiły duże dochody szlachcie.

Statut warcki jednocześnie ograniczał prawo chłopów do opuszczania wsi, co miało zapobiec ich migracji. Zakaz ten nie powstrzymał jednak dużej części zbuntowanych sołtysów i chłopów przed zbieganiem na wschód, gdzie często zasilali szeregi społeczności kozackich.

Prawa i konsekwencje wynikające ze statutu:

  • prawo rugowania krnąbrnych sołtysów;
  • ograniczał w dalszym stopniu władzę sądową starostów (mieli oni sądzić tylko zbrodnie obejmujące gwałt, rozbój, podpalenie i najście na dom);
  • nadawał większe kompetencje wojewodom w ustalaniu miar i cen w miastach wyrobów rzemieślniczych (tzw. taksy wojewodzińskie), co było ograniczeniem samorządności miejskiej;
  • ograniczenie prawa chłopów do opuszczania wsi;
  • zezwolenie na tworzenie dogodnych podstaw prawnych dla folwarków szlacheckich;
  • ograniczał rozwój miast;
  • wysokie kary za ukrywanie chłopów zbiegłych z majątków szlacheckich.

Jest to jedna z najważniejszych dat w historii Polski. Od tego momentu zaczyna się proces stopniowego ograniczania praw chłopów, co w konsekwencji doprowadzi do ich niewolnictwa. Unia z 1569 roku spowodowała powstanie nowego państwa. Nastąpiło połączenie dwóch zupełnie nieprzystających do siebie państw. Jedno było w miarę nowoczesne, ze zrównoważonymi stanami i silną władzą królewską, drugie – na wskroś feudalne. Jeśli więc w Wielkim Księstwie Litewskim chłopi byli niewolnikami, to również takimi musieli zostać w Koronie.

x

W Ilustrowanej Kronice Polaków (1967) pisano:

Cechą ustroju społeczno-politycznego, jaki ugruntował się w Rzeczypospolitej na przełomie XVI i XVII wieku, było zalegalizowane konstytucjami i powszechnie wykonywane władztwo szlachty nad poddanymi chłopami i częściowo nad mieszczaństwem prywatnych miast, faktyczne władztwo potężnych magnatów nad „klientelą” szlachecką (nad drobną szlachtą żyjącą z dzierżaw, szlachtą zagrodową i gołotą), a nawet szlachtą średnią, siedzącą na paru wioskach w sąsiedztwie skoncentrowanych latyfundiów, czyli magnackich dóbr, i – co najistotniejsze – faktyczna niezależność magnatów od władzy centralnej. Wielu ją wykorzystywało lekceważąc wolę króla, opinię sejmu czy sejmiku, wyrok trybunału, decyzje urzędników, a wszyscy podporządkowywali swoim interesom interes Rzeczypospolitej. Z magnatem liczyli się wszyscy, nawet król; magnatowi mógł się tylko przeciwstawić drugi magnat, a wtedy dochodziło do wojny prywatnej o małym zasięgu albo nawet do wojny domowej obejmującej znaczną połać kraju.

Największe latyfundia były na Litwie (Radziwiłłowie), Rusi Czerwonej (Buczaccy-Jazłowieccy, Herburtowie, Krasiccy, Pileccy, Sieniawscy, Zamoyscy) oraz na Wołyniu, Podolu i w Kijowszczyźnie (Wiśniowieccy, Ostrogscy, Zasławscy, Zbarscy, Koniecpolscy, Sanguszkowie, Koreccy). Na Rusi Czerwonej magnaci skupili 25 proc. ogólnej liczby wsi, a na Wołyniu do Ostrogskich i Zasławskich należy bez mała 1/3 powierzchni tej prowincji. Na przełomie XVI i XVII w. potężny magnat kresowy Konstanty Wasyl Ostrogski miał ok. 100 miast i zamków i 1 300 wsi (były to łącznie dobra dziedziczne i królewszczyzny); majątki te przynosiły Ostrogskiemu dochód większy od dochodu państwa: ok. miliona dwustu tysięcy dukatów. W dobrach dziedzicznych i królewszczyznach należących do hetmana Stanisława Koniecpolskiego w samych tylko woj. bracławskim i kijowskim żyło blisko 120 tys. mieszkańców. Magnat, im bogatszy, tym liczniejszą miał klientelę szlachecką. Mógł on zawsze liczyć na głosy swych klientów na sejmikach i na szable w każdej potrzebie.

xxx

Właściwie to trudno taki twór nazywać państwem. Był to raczej luźny związek feudalnych państewek. A jeśli doda się do tego fakt, że na tym obszarze funkcjonowało dobrze zorganizowane państwo żydowskie, to dla takiego tworu pozostaje chyba tylko jedno określenie – cyrk. I dziś, nie przypadkiem, mamy podobną sytuację. Kto zdecydował o przesiedleniu na teren Polski milionów Ukraińców i nadaniu im praw, których nie mają obywatele tego tworu, zwanego III RP? Kto zdecydował o bezalternatywnej pomocy finansowej i wojskowej dla Ukrainy? Przecież nie te kukiełki typu Kaczyński, Morawiecki czy Tusk. W I RP król nie miał nic do gadania i w III RP rząd nie ma nic do gadania. Prawdziwa władza była i jest ukryta. Nadzwyczajnie trwały układ. III RP niczym nie różni się od I RP. I nikt o tym nie mówi, natomiast o hucpie Brauna – wszyscy.

Że Polska, to był taki cudowny kraj, to wyjaśnienie tego mamy w cytowanym z książki Miszalskiego fragmencie. Pozostaje jeszcze do „odcyfrowania” pierwsza część tego zdania: „Kiedyś Polska to był taki dobry interes…” Dlaczego to był taki dobry interes, że ludzie, a konkretnie Żydzi, pchali się tu drzwiami i oknami? Na to mamy odpowiedź w statucie warckim z 1423 roku. Proces dostosowywania prawa Korony do „standardów” Wielkiego Księstwa Litewskiego trwał przez cały okres unii personalnej (o tym w szczegółach pisałem w blogu „Jak powstawał ustrój I RP”). Sprowadzał się on do stopniowego ograniczania praw chłopów, aż do zrobienia z nich niewolników oraz do zmarginalizowania mieszczaństwa. Jednocześnie następowało wzmacnianie pozycji szlachty. Na mocy unii w Horodle z 1413 roku nastąpiła adopcja przez przedstawicieli co najmniej 47 polskich rodów heraldycznych (z których do dziś ustalono tylko część) do swoich herbów i zawołań tyluż panów i bojarów litewskich. Jednak w Wikipedii, która podaje tę informację, jest uzupełnienie:

Szlachta polska podzieliła się wówczas swoimi herbami, wspólnością rodową i przywilejami stanowymi z członkami niższego kulturalnie narodu, obcego pochodzeniem, obyczajami, a niekiedy mową, z którym w czasach nie tak odległych prowadziła wiekowe walki. Wszystko to stało się możliwe po zaledwie 28 latach współżycia politycznego, zapoczątkowanego związkiem krwi rodzimych dynastii, przechodzeniem wyższych warstw społecznych Wielkiego Księstwa Litewskiego na katolicyzm, a także wspólnie stoczonymi bitwami nad Worsklą (1399; lewy dopływ Dniepru – przyp. W.L.) oraz pod Grunwaldem.

Zestawienie pieczęci z aktów horodelskich z pocztem 47 wymienionych w tekstach aktów rodów adoptujących, wykazuje nadwyżkę kilku rodów adoptujących. Wynika stąd, że dany poczet nie jest pełny, na co też wskazuje słówko etc., umiejscowione na samym końcu tekstu aktu. Jest to ważne spostrzeżenie, gdyż stwierdza, że więcej rodów litewskich zostało adoptowanych w Horodle, niż jest ich wymienionych w tekstach. Zasób tych rodów daje się jeszcze obliczyć drogą zbadania sfragistyki bojarskiej z najbliższego czasu po Horodle, oraz późniejszej heraldyki litewskiej.

W sumie więc u progu powstania nowego państwa, czyli Rzeczypospolitej, chłop był niewolnikiem, co oznacza, że nie mógł przenieść się do miasta i stać się z czasem mieszczaninem, a skarlałe mieszczaństwo niewiele mogło. Jednocześnie na samej górze hierarchii społecznej przewagę osiągnęli członkowie niższego kulturalnie narodu. I na tak przygotowany grunt wkroczyli Żydzi, którzy zdominowali handel, rzemiosło i usługi, zarówno na wsi, jak i w miastach. Wchodzili więc w ten obszar, jak w masło, a obszar był wielki, jak wielkie było Wielkie Księstwo Litewskie. Cały ten obszar z „wypierdkiem” zwanym Koroną był do ich dyspozycji. Do tego „wypierdka” włączono, na krótko przed unią lubelską, całą południową część WKL. I tak powiększona Korona dominowała pod względem obszaru nad pozostałą, okrojoną już, częścią WKL. W ten sposób można było odnieść wrażenie, że to Polacy zdominowali WKL, podczas gdy faktycznie było na odwrót. I tak powstało wspólne państwo polsko-ukraińskie, które nadal nazywano Koroną i które było w unii z Litwą.

Czegoś takiego, tak potężnego obszaru, czyli mówiąc wprost – rynku zbytu, pozbawionego jakiejkolwiek konkurencji, nie mogli mieć Żydzi w Europie zachodniej. To był rzeczywiście dobry interes, choć tak po prawdzie, to był fantastyczny interes.

Ale po co była ta unia, skoro Korona była tylko dodatkiem do WKL? Taki sojusz nie miał szans na skuteczne przeciwstawienie się rosnącej w siłę Moskwie. Czy chodziło o dokończenie reformacji (1517) na wschodzie i rozbicie prawosławia? Unia z katolicką Koroną i włączenie do niej całej południowej, prawosławnej części WKL stwarzało taką możliwość i tak się stało. Podział trwa do dziś. Dlaczego nie włączono do Korony katolickiej części WKL, czyli Litwy, co byłoby bardziej naturalne? Widać wyraźnie, że chodziło o kreowanie konfliktów, a nie zapobieganie im. Jednak nie dotyczyło to Żydów. Oni żyli tu jak u Pana Boga za piecem i dlatego to był dla nich taki dobry interes i cudowny kraj. Jednak odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że ten kraj jest nadal dla nich dobrym interesem i cudownym krajem. Trudno więc dziwić się, że przodkowie Brauna zapragnęli być „Polakami”.

A może chodziło też jeszcze o coś innego? O likwidację Królestwa Polskiego. Jakie ono było, takie było, ale pewnie prędzej czy później upomniałoby się o Śląsk i Pomorze. I-sza Rzesza to był związek różnych księstw i księstewek, które nie byłyby w stanie obronić się przed agresją z zewnątrz. Natomiast zjednoczenie, którego dokonał Łokietek, mogło stać się realnym zagrożeniem. Nie było jeszcze wówczas silnych Prus i Austrii. Przypadek Odsieczy Wiedeńskiej tego dowodzi. Osadzenie na polskim tronie Litwina dawało gwarancję, że polityka takiego państwa zostanie skierowana na wschód. I tak się stało. Unia personalna przekształciła się w unię realną, z polskiego chłopa zrobiono niewolnika, polską szlachtę zdominowała szlachta litewska i ruska. Powstanie Rzeczpospolitej oznaczało likwidację Polski, z której pozostał chyba tylko język. I przez dwa wieki Rzeczpospolita osłaniała Rzeszę od wschodu i południowego wschodu, a gdy Prusy i Austria stały się na tyle silne, że same się broniły, to zlikwidowały ten śmieszny twór.

Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia kwestia szlachty: czy była ona polska, czy nie? O tym problemie pisałem w blogu „Szlachta” i tam cytowałem fragmenty z książki Boże igrzysko Normana Daviesa. Między innymi ten poniższy:

„Teoria rodów znalazła duże poparcie w specyficznych cechach polskiej heraldyki. W Polsce herbów nigdy nie nadawano, ani pojedynczym osobom – jak w Anglii – ani też pojedynczym rodzinom – jak w Niemczech – ale jedynie większym grupom ludzi, którzy mieli wspólną tarczę herbową, zawołanie i godło. Polski szlachcic nie miał więc własnego herbu. Herb, którego używał, dzielił z dziesiątkami innych, którzy nawet nie musieli być z nim spokrewnieni. Taka wspólnota herbowa była w Europie zjawiskiem wyjątkowym. Co więcej, użycie słowa ród na określenie grupy heraldycznej nieuchronnie wzmacniało błędne wrażenie, że podstawę więzi stanowiło pokrewieństwo.

Jedną z konsekwencji wspólnoty herbowej była niezwykła prostota aspektu technicznego polskiej heraldyki. Nie trzeba było śledzić zawiłych labiryntów dziedziczności i małżeńskich związków ani też modyfikować czy tworzyć nowych herbów w miarę rozwoju zmieniających się wciąż wydarzeń. Nie znano sztuki opisywania i zestawiania herbów, nie stosowano rozróżnienia między starszą i młodszą linią rodu. Każdy ród miał jedno proste godło, jedną dewizę i jeden herb, które przez wieki pozostawały nie zmienione. Wszystkie herby, jakie kiedykolwiek istniały, dadzą się pomieścić w jednym dość szczupłym tomie.”

Niestety, ani Davies, ani nikt inny nie próbuje wytłumaczyć, dlaczego tak się stało. Przecież, na zdrowy rozum, to taka uprzywilejowana grupa powinna bronić dostępu do swego środowiska ludziom przypadkowym. Bo co to za szlachta, którą można liczyć na pęczki? A tu mamy kuriozalną na skalę światową sytuację. 47 polskich rodów szlacheckich użycza swoich herbów nie wiadomo dokładnie jakiej ilości litewskich i rusińskich rodów bojarskich. W moim przekonaniu jest tylko jedno logiczne wytłumaczenie. Zarówno polska szlachta, jak i bojarzy litewscy i rusińscy, to były warstwy społeczne zdominowane przez Żydów. W tym wypadku zadziałała solidarność plemienna i wspólny interes. Rzeczpospolita to był taki dobry interes i cudowny kraj – ale tylko dla wybranych.

Bereza Kartuska

Jakiś czas temu trafiłem na kanał „Sprawa dla Jarosława” a który obecnie nazywa się „Jarosław szuka kłopotów”. W jednym z odcinków jego autor opisuje swój pobyt ze Stowarzyszeniem Spadkobierców Kombatantów II Wojny Światowej w „polskim obozie koncentracyjnym” w Berezie Kartuskiej. Działo się to w drodze powrotnej spod Lenino. Obecnie w budynku obozu mieści się muzeum, które powstało w 1965 roku. Była to jednak tylko częściowa ekspozycja. Dopiero w 2022 roku, a więc gdy stosunki polsko-białoruskie sięgnęły dna, zorganizowano muzeum na nowo i z pełną ekspozycją dokumentów, przedmiotów itp. Przed budynkiem muzeum stoi pomnik z napisem: Pamięci ofiar polskiej okupacji Zachodniej Białorusi 1921-1939.

Jakoś ten napis nie wywarł wrażenia na uczestnikach tej wycieczki, a powinien. Nie było żadnej okupacji Zachodniej Białorusi. Białorusini wypisują bzdury. Był traktat ryski, który podzielił ziemie białoruskie na część zachodnią, która przypadła Polsce i część wschodnią, która weszła w skład Związku Radzieckiego. Nawet nie było rozbioru Białorusi, bo nie było takiego państwa. Ale jeśli Białorusini chcą mówić o polskiej okupacji, to powinni być konsekwentni i mówić też o radzieckiej okupacji. Żałośni są i chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo.

A jak było z tym „obozem koncentracyjnym”? Wikipedia tak m.in. pisze o Berezie Kartuskiej:

Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej – obóz odosobnienia zorganizowany i prowadzony przez władze II Rzeczypospolitej w Berezie Kartuskiej w ówczesnym powiecie prużańskim, istniejący w latach 1934–1939. Powstał głównie w celu izolowania oraz psychicznego i fizycznego dręczenia oponentów politycznych sprawującej wówczas władzę sanacji, m.in. komunistów, endeków, ludowców, a także nacjonalistów ukraińskich. Do obozu osadzeni trafiali na podstawie decyzji administracyjnej (bez sankcji sądowej), bez możliwości skorzystania ze środka odwoławczego. Stałym elementem traktowania więźniów było stosowanie tortur. Część historyków określiła ośrodek jako obóz koncentracyjny.

Używanie określenia obóz koncentracyjny jest nadużyciem dla celów propagandowych. Czy coś jest obozem koncentracyjnym, czy nim nie jest, o tym nie decyduje sposób traktowania więźniów, tylko skala. Ilość osób więzionych i zmarłych w Berezie Kartuskiej w ciągi tych 5 czy 6 lat jest nieporównywalna z ilością osób, które przeszły i zmarły w obozach koncentracyjnych podczas II wojny światowej. To oczywiście nie zmienia faktu, że brutalny sposób traktowania więźniów w Berezie Kartuskiej obciąża konto rządów sanacyjnych.

Utworzony został 12 lipca 1934 w Berezie Kartuskiej na mocy rozporządzenia z mocą ustawy prezydenta Ignacego Mościckiego z dnia 17 czerwca 1934 r. w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu, chociaż zaczął funkcjonować już 6 lipca, gdy przywieziono dwóch pierwszych więźniów. Pomysłodawcą utworzenia obozu był premier Leon Kozłowski, a jego pomysł zaakceptował Józef Piłsudski. Rozporządzenie zezwalało na utworzenie wielu takich miejsc odosobnienia, ale utworzono tylko jedno – w Berezie. Z tego powodu wśród ówczesnej polskiej opinii publicznej rozporządzenie to zyskało miano „lex Bereza Kartuska”. Obóz mieścił się w budynku dawnych carskich koszar. Obiekt ten nosił oficjalną nazwę „Miejsce Odosobnienia” i był przeznaczony dla osób, „których działalność lub postępowanie daje podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego”. Określano go jako „nieprzeznaczony dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw” oraz „burzycieli porządku publicznego i bezpieczeństwa”.

Bezpośrednim impulsem, który skłonił Józefa Piłsudskiego do podjęcia decyzji o utworzeniu obozu, było zabójstwo ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego popełnione przez Hryhorija Maciejkę, działacza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).

Według różnych szacunków przez 5 lat działalności Berezy Kartuskiej zanotowano od 4 do 20 przypadków śmierci. Norman Davies podał liczbę 17 ofiar śmiertelnych. Agnieszka Knyt z ogólnej liczby 3 tysięcy więźniów uwięzionych w Berezie do końca sierpnia 1939 podaje 13 zgonów. Natomiast ukraiński historyk Wiktor Idzio w swojej książce o UPA, podaje liczbę aż 300 ofiar. Ireneusz Polit podaje, że w ciągu 6 lat w Berezie zmarło 14 osób (10 – w szpitalach dokąd ich skierowano na leczenie zewnętrzne, 3 osoby w samym MO z powodu chorób, 1 na skutek samobójstwa).

x

Mnie jednak zainteresował nie tyle sam obóz, co jego pomysłodawca Leon Kozłowski. Wikipedia zamieszcza o nim obszerną informację. Ja zacytuję tylko niektóre fakty z jego życiorysu.

Leon Tadeusz Kozłowski (ur. 6 czerwca 1892 w Rembieszycach, zm. 11 maja 1944 w Berlinie) – polski archeolog i polityk, premier rządu II Rzeczypospolitej w latach 1934–1935.

Przed 1914 należał m.in. do Związku Młodzieży Postępowej i Związku Strzeleckiego. W czasie I wojny światowej służył w 1 pułku ułanów Legionów Polskich, a od 1917 należał do Polskiej Organizacji Wojskowej. Walczył jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. W latach 1921–1931 i 1935–1939 był profesorem archeologii Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie.

Od 1926 po przewrocie majowym organizował Związek Naprawy Rzeczypospolitej we Lwowie. Od 1928 był działaczem BBWR. W latach 1928–1935 posłem na Sejm RP, a następnie w latach 1935–1939 – senatorem. W rządzie pełnił funkcje: ministra reform rolnych (1930–1932) oraz podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu (1932–1933). W okresie od 15 maja 1934 do 28 marca 1935 pełnił urząd premiera. Był pomysłodawcą utworzenia Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Po śmierci marszałka Piłsudskiego był uważany za zwolennika Walerego Sławka i „lewicowego” wśród „grupy pułkowników”. W okresie 1937–1938 należał do Obozu Zjednoczenia Narodowego. W młodości wolnomularz związany z Wielką Lożą Narodową Polski, później latem 1938 był autorem jednej z głośniejszych w historii II Rzeczypospolitej kampanii antymasońskich.

Po wybuchu II wojny światowej 26 września 1939 został aresztowany przez Sowietów we Lwowie i osadzony w więzieniu, skąd przetransportowano go do Moskwy; gdzie skazano go na karę śmierci, wyroku jednak nie wykonano. Po uwolnieniu, w wyniku układu Sikorski-Majski, trafił do armii gen. Władysława Andersa; zajmował się w niej pracą biurową. W niejasnych okolicznościach opuścił polskie oddziały i jesienią 1941 w rejonie Tuły przedostał się na niemiecką stronę frontu.

Posądzany o to, że najpierw w Warszawie, a następnie w Berlinie, usiłował prowadzić rokowania z Niemcami w sprawie sformowania kolaboracyjnego rządu polskiego oraz współdziałał z niemiecką propagandą odnośnie do sytuacji w ZSRR. Zaocznie skazany przez sąd polowy armii Andersa na karę śmierci za zdradę, choć istnieją poważne wątpliwości co do legalności tej decyzji.

Został internowany w Berlinie, w hotelu Alemannia. Za pracę w tamtejszym muzeum, gdzie mógł prowadzić pracę naukową, przyznano mu wysoką comiesięczną pensję. Zmarł na atak serca lub w wyniku odniesionych ran 11 maja 1944 podczas albo po nalocie alianckim. Leon Kozłowski został pochowany na cmentarzu parafii św. Jadwigi w Berlinie. W 1974 jego prochy zostały przeniesione przez rodzinę na cmentarz Powązkowski (kwatera 33 rząd 6 grób 23/24).

Kolaborant czy ofiara?

Przez wiele lat Leon Kozłowski uznawany był za kandydata na „polskiego Quislinga” przez emigrację londyńską, a jednocześnie był potępiany przez władze komunistyczne za współudział w rzekomej „faszyzacji” kraju i uczestnictwo w niemieckiej kampanii propagandowej w sprawie Katynia.

Problemem rzekomej kolaboracji Leona Kozłowskiego z Niemcami zajął się jego bratanek Maciej Kozłowski w książce pt. Sprawa premiera Leona Kozłowskiego. Zdrajca czy ofiara. Jego zdaniem, nie ma żadnego dowodu świadczącego o tym, że Leon Kozłowski prowadził z Niemcami rozmowy na temat utworzenia kolaboracyjnego rządu. Wręcz przeciwnie, w swych listach do rodziny były premier zdecydowanie temu zaprzeczał. Jak twierdzi Maciej Kozłowski, plotka jakoby takie rozmowy miały miejsce, została rozpowszechniona przez niemiecką propagandę przy pomocy szwedzkiego dziennikarza New York Timesa, Johna Axelsona. W opinii Macieja Kozłowskiego niesłuszny i wymagający weryfikacji był również wyrok śmierci polskiego sądu wydany w Buzułuku, i że rzekoma kolaboracja Leona Kozłowskiego z Niemcami nie została nigdy udowodniona, a postawiony mu zarzut dezercji z armii Andersa również jest wielce kontrowersyjny, jako że oskarżony najprawdopodobniej do niej w ogóle nie wstąpił. Poddano jedynie weryfikacji jego stopień wojskowy, co nie oznaczało włączenia w szeregi armii.

x

Kim jest Maciej Kozłowski bratanek Leona Kozłowskiego? Wikipedia tak m.in. pisze:

Maciej Kozłowski (ur. 12 stycznia 1943 w Luborzycy) – polski historyk, dziennikarz, publicysta, działacz opozycji w okresie PRL, dyplomata, w latach 1999–2003 ambasador RP w Izraelu.

W 1966 ukończył studia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego (archeologia śródziemnomorska). W latach 1966–1968 uczęszczał na studia podyplomowe dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim.

W latach 80. XX w. prowadził wykłady z najnowszej historii Polski, z historii Polski nowożytnej i Europy Środkowej na Uniwersytecie Jagiellońskim, Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz na uczelniach zagranicznych. Był członkiem Rady Funduszu Wydawnictw Niezależnych. W latach 1986–1988 przebywał na stypendium naukowym Fundacji Fulbrighta w Stanach Zjednoczonych Ameryki. W 1988 uzyskał stopień doktora na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1989 był członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. W lutym 1989 należał do organizatorów tygodnika „Czas Solidarności”.

W 1990 podjął pracę w dyplomacji, obejmując stanowisko radcy-ministra pełnomocnego w Ambasadzie RP w Waszyngtonie. W latach 1993–1994 pełnił obowiązki chargé d’affaires tamże. Następnie przeszedł do pracy w centrali MSZ. Był dyrektorem departamentu Ameryki Północnej i Południowej, a od 1998 podsekretarzem stanu. W latach 1999–2003 pełnił funkcję ambasadora RP w Izraelu. Obecnie na emeryturze.

Był członkiem Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, koordynował prace nad raportem o rozszerzeniu NATO, był także działaczem fundacji Forum Dialogu Między Narodami. Wchodzi w skład Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie.

Kozłowskiemu zarzucono, że w latach 60. był najpierw kandydatem, a potem tajnym współpracownikiem SB w Krakowie o kryptonimie „Witold”. 6 grudnia 2012 Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że skłamał on w oświadczeniu lustracyjnym i w latach 1965–1969 współpracował tajnie i świadomie ze Służbą Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, i skazał go na 3 lata zakazu pełnienia funkcji publicznych. 11 czerwca 2013 Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał ten wyrok. Ostatecznie jednak 13 lutego 2014 Sąd Najwyższy w postępowaniu kasacyjnym prawomocnie oczyścił Macieja Kozłowskiego z zarzutu kłamstwa lustracyjnego.

x

Z informacji, jakie podaje Wikipedia, możemy się dowiedzieć, że w młodości Leon Kozłowski był masonem. Natomiast w 1938 roku był autorem jednej z najgłośniejszych w historii II RP kampanii antymasońskich. We wrześniu 1939 roku został aresztowany przez Sowietów i przewieziony do Moskwy, gdzie skazano go na karę śmierci, wyroku jednak nie wykonano. Dlaczego? O tym Wikipedia nie pisze. Zwolniony po podpisaniu układu Sikorski-Majski trafił do armii Andersa. W niejasnych okolicznościach opuścił polskie oddziały i jesienią 1941 roku przedostał się na niemiecką stronę frontu. Już kiedyś o tym wspomniałem, że dla pewnej kategorii ludzi nie istniały granice, linie frontu. Przekraczali je, jakby przechodzili z jednego pokoju do drugiego. Posądzony o to, że usiłował prowadzić z Niemcami rokowania w sprawie sformowania kolaboracyjnego rządu polskiego. Zapewne nie była to oferta przypadkowa, skoro Niemcy rozmawiali z nim. Bo to, że Niemcy zatrudnili go jako archeologa i wynagradzali go sowicie, to raczej nie było z tego powodu, że interesowała ich jego kariera naukowa. Jako osoba, która brała czynny udział w życiu politycznym II RP, idealnie nadawała się do tej roli.

Jego bratanek Maciej Kozłowski starał się wybielić stryja i nawet napisał książkę na ten temat. Czy jednak może być wiarygodna osoba, która sama była posądzona o współpracę z SB? W latach 1986-1988 Kozłowski przebywał na stypendium naukowym Fundacji Fulbrighta w Stanach Zjednoczonych. A więc jeszcze za czasów PRL-u był przygotowywany do uczestnictwa w rządach przyszłej III RP. W latach 1999-2003 pełnił funkcje ambasadora RP w Izraelu. Wchodzi też w skład Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. Czy zatem możliwe jest, by ambasadorem RP w Izraelu nie był polski Żyd? Wydaje się to mało prawdopodobne, a nawet niemożliwe. A skoro tak, to znaczy, że Maciej Kozłowski jest Żydem. A to daje podstawę do twierdzenia, że jego stryj, Leon kozłowski, również był Żydem. To także oznacza, że pomysłodawcą obozu w Berezie Kartuskiej był Żyd.

Ojcem Leona był Stefan, a pradziadkiem Stefana był Teodor Radziejowski (1766-1829) – uczestnik wojny polsko-rosyjskiej 1792 roku, insurekcji kościuszkowskiej. Na podstawie dekretu króla Fryderyka Augusta I (książę warszawski w latach 1807-1815) z 12 czerwca 1810 roku otrzymał rangę pułkownika. Uczestnik wojen napoleońskich (1806-1807). W 1812 roku wzięty pod Wilnem do niewoli rosyjskiej. Spędził w niej 1,5 roku. Zwolniony ze służby w wojsku polskim. W 1816 roku postanowieniem cara Aleksandra I-go otrzymał pensję (emeryturę wojskową). W 1815 roku był czynnym członkiem III stopnia lubelskiej loży masońskiej Wolność Odzyskana. – To tyle Wikipedia. A więc człowiek, który w trakcie całej swojej kariery wojskowej walczył z Rosją, dostał od tej Rosji emeryturę wojskową. Jak widać jednych za to samo nagradzano emeryturą wojskową, a innych – zsyłano na Sybir.

Matką Leona była Maria ze Strasburgerów. Już samo to nazwisko zdradza korzenie. Maria była córką Leona Strasburgera (1845-1883), który pochodził z rodziny niemieckich ewangelików przybyłych do Warszawy w końcu XVIII wieku. Jego ojciec, Edward Strasburger, był cukiernikiem a matka, Anna Krystyna Schütz, w okresie manifestacji patriotycznych 1861 roku organizowała kwesty w kościołach i zbiórkę pieniędzy na pomnik pięciu poległych, czyli ofiar masakry w Warszawie podczas manifestacji patriotycznej z 27 lutego 1861 roku. Ich pogrzeb, który odbył się 2 marca 1861 roku na cmentarzu Powązkowskim, był wielką manifestacją polityczno-społeczną przeciwko rosyjskim władzom zaborczym w Królestwie Polskim. W pogrzebie uczestniczyli przedstawiciele wszystkich cechów, stanów społecznych i wyznań. Na placu bankowym do pochodu pogrzebowego przyłączyli się przedstawiciele mniejszości żydowskiej np. rabini Dow Ber Meisels i Izaak Kramsztyk w otoczeniu chórów synagogalnych.

x

W tym miejscu wypada zacytować fragment z książki Zmierzch Izraela (1932) Henryka Rolickiego. Wszystkie cytowane przez autora fragmenty pochodzą z książki Samuela Hirszhorna Historia żydów w Polsce.

Pojawia się w Warszawie krakowski rabin Meisels, który przedtem maczał palce w rewolucji 1848 roku.

„Gdy zapytano go dlaczego on, żyd ortodoksyjny, trzyma z lewicą, a nie z prawicą, odrzekł kalamburem: Die Juden haben keine Rechte (żydzi nie mają praw, a także żydzi nie mają prawicy – przyp. aut.)”.

„W Warszawie ruch rewolucyjny rozpoczął się od niewinnych manifestacji, w których na równi z Polakami brali udział żydzi. Kierownictwo Meiselsa, kaznodziei Lastrowa i przedstawicieli gminy warszawskiej nadawało przy tym wszystkim wystąpieniom piętno reprezentacji ogółu żydowskiego. W manifestacji 25-27 lutego 1861 roku, która zakończyła się śmiercią „pięciu poległych”, wielu żydów ucierpiało od kul… Miesels należał do składu delegacji, która udała się do namiestnika Gorczakowa, celem zadośćuczynienia za przelaną krew. W demonstracyjnym pochodzie pogrzebowym, idącym za trumną poległych, razem z duchowieństwem katolickim znalazło się także duchowieństwo żydowskie z Meiselsem na czele. Wielu żydów uczestniczyło w kościołach na odprawionych mszach zadusznych ze śpiewami i mowami patriotycznymi.”

Z chwilą wybuchu powstania rabini wydali odezwę do ludności żydowskiej, wzywającą do poparcia powstania i kończącą się znamiennym zwrotem: kto roztropny, ten pojmie, że tylko tą drogą, a nie inną, dobro kraju osiągnięte być może.

Komentując tę odezwę pisze historyk żydowski:

„Umiarkowany ton odezwy w porównaniu z bojową proklamacją Rządu Narodowego jest uderzający: ani jednego zdania rewolucyjnego, ani jednego nawet antyrosyjskiego… nie czuli się moralnie upoważnieni do angażowania zbiorowości żydowskiej w zdecydowaną rewolucję i woleli tę sprawę traktować ogólnikowo i mętnie.”

I znowu na przykładzie 1863 roku możemy stwierdzić, że żydzi podżegali Polaków do wybuchu, tym razem już nie tylko poprzez związki węglarskie, lecz nawet bezpośrednio. W swej miłości do Polski posuwali się tak daleko, że nawet przezwyciężyli odwieczną nienawiść do Kościoła katolickiego, nosili krzyże, śpiewali „Boże coś Polskę” w kościołach i podczas nabożeństw zbierali datki na powstanie. Po jego wybuchu wydali „roztropną” odezwę, a potem nie dał im się we znaki Murawiew i nie ucierpieli też w Królestwie. Za to wiedli prym w handlu i przemyśle, szlachta kołatała do nich o posady, zaś antysemityzm „nie miał się na czym opierać”.

x

Leon Strasburger (1845-1883) jako 17-letni chłopak przyłączył się do powstania styczniowego, rany w bitwie pod Małogoszczem. Po przekroczeniu granicy z Galicją został uwięziony w Krakowie. Zbiegł do Niemiec. Dzięki staraniom ojca po kilku latach wrócił do Królestwa Polskiego. Zakupił majątek Trzebienice w powiecie miechowskim i poświęcił się rolnictwu. W 1872 roku nabył sąsiedni majątek w Przybysławicach. Po reformie sądownictwa w Królestwie Polskim w 1876 roku był pierwszym sędzią gminnym w Miechowie.

Ojcem Stefana, a dziadkiem Leona, był Romuald Kozłowski. Wikipedia nie zamieszcza o nim żadnej informacji. Pisze tylko, że był właścicielem wsi Rembieszyce, Lipnica i Wola Tesserowa. Naturalnie nie ma też informacji o ojcu Romualda i jego dziadku. W związku z tym wypada sięgnąć po informacje o tych wsiach. Pochodzą one z Wikipedii.

W 1798 Rembieszyce kupił Franciszek Wolski, ale od kogo? Brak informacji. Od 1854 roku właściciele to Romuald Leon Kozłowski i jego żona Bronisława z Radziejowskich. Podczas powstania styczniowego dwór w Rembieszycach, położony niedaleko „Wiernej Rzeki”, udzielał pomocy i schronienia oddziałom powstańczym. W latach 1895-1898 Rembieszyce należały do Włodzimierza Lubienieckiego, a w latach 1898-1906 do Romualda Kozłowskiego (brata Stefana) i Lucyny ze Strasburgerów. Po 1906 roku właścicielami wsi byli m.in. Sucheccy i Bankiewiczowie.

Wilhelm Napomucen, miecznik wojsk chęcińskich w 1776 roku, sprzedał Lipnicę w 1818 roku Stanisławowi Kossakowskiemu. W 1839 roku kupiła ją Joanna z Dębskich Kossakowska. Potem otrzymała ją w spadku Joanna z Oraczewskich Urbańska, żona Ignacego, malarza i nauczyciela w Lublinie. W 1856 roku nabyli wieś Franciszek i Julia Dąbscy. W 1867 roku właścicielem Lipnicy jest Teofil Dąbski i w tym samym roku sprzedaje wieś Romualdowi Kozłowskiemu i w trzy lata później odkupuje ją z powrotem. W 1890 roku Lipnice kupuje Stanisław Tede, a w roku 1897 nabywa ją Adam Konarski. Kilka lat później sprzedaje ją, ale nie ma informacji komu. Na początku XX wieku wieś rozparcelowano w całości.

W 1690 roku Wola Tesserowa należy do Jana Zabielskiego i żony. W XVIII wieku przechodzi do Antoniego Komornickiego i Magdaleny z Rogóyskich. W 1798 roku po śmierci Antoniego wieś kupuje Urban Komornicki, a po jego śmierci dzielą się nią jego dzieci. W 1845 r. ziemie nabywa Ludwik Kozłowski. W latach 30 XX wieku majątek został rozparcelowany.

W XIX wieku właścicielami Przybysławic byli: Bonawentura Psarski, Ludwik Jan Kanty Kozłowski, Żyd Motyl Sercarz i od 1872 roku Leon Strasburger, ewangelik, uczestnik powstania styczniowego. Od 1895 do 1945 roku właścicielami byli Kozłowscy herbu Jastrzębiec: Stefan Kozłowski żonaty z Marią Strasburger, która Przybysławice otrzymała po swoim ojcu Leonie Strasburgerze, a następnie ich syn Tomasz Kozłowski – legionista, prezes Kieleckiej Izby Rolniczej, poseł na Sejm w latach 1931–1938, żonaty z Jadwigą z Postępskich. Współwłaścicielem był jego brat Leon Kozłowski, archeolog, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, polityk, premier rządu RP w latach 1934–1935.

Stefan Rafał Kozłowski (1859-1908) – syn Romualda i Bronisławy z Radziejowskich, ojciec Leona Kozłowskiego. W 1882 roku ukończył z bardzo dobrym wynikiem wydział rolniczy Politechniki Ryskiej uzyskując tytuł agronoma. Podczas studiów był współzałożycielem korporacji akademickiej Arkonia i autorem deklaracji ideowej Arkonii znanej jako Podanie Kozłowskiego. W latach 1883-1895 administrował majątkami w Woli Tesserowskiej i Rembieszycach. Od 1895 roku właściciel majątku Przybysławice k. Miechowa. Wspierał czynnie ruch narodowy na Śląsku, zwłaszcza Wojciecha Korfantego. Należał do Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego.

xxx

Po trzecim rozbiorze w 1795 roku zabór pruski sięgał do linii Curzona. Dopiero po traktacie w Tylży w 1807 roku i po powstaniu Księstwa Warszawskiego Prusacy wycofali się. Zanim jednak do tego doszło na ziemie te, wraz z nimi, napłynęło mnóstwo niemieckich Żydów. Po traktacie Prusacy wycofali się, a Żydzi zostali. I to prawdopodobnie w tym czasie osiedlili się w Warszawie rodzice Leona Strasburgera. Żydzi niemieccy przechodzili na protestantyzm, nie zmieniali nazwisk, plasowali się wyżej w hierarchii społecznej, byli bogatsi i postępowi. Żydzi miejscowi przechodzili na katolicyzm, zmieniali nazwiska, byli biedniejsi i konserwatywni. To z tych Strasburgerów pochodzi znany aktor Karol Strasburger. I tak po prawdzie, to korzeni polskiej inteligencji należy szukać wśród tych niemieckich Żydów. Wystarczy popatrzeć na nazwiska uczonych, lekarzy, prawników, inżynierów, oficerów, polityków, dyplomatów itd. Oczywiście mam tu na myśli tę prawdziwą inteligencję, a nie tę, która dotarła tu w 1945 roku na radzieckich czołgach.

Często można zetknąć się z opinią, że jedyną narodowością, która w Polsce się szybko asymilowała, byli Niemcy. I to oni stawali się też wielkimi patriotami. No właśnie! Niemcy czy „Niemcy”? Jakoś mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim nie za bardzo chce się asymilować. Łatwo być patriotą, gdy się wie, że włos z głowy nie spadnie. Leon Strasburger walczył w powstaniu styczniowym, przekroczył granicę z Galicją, aresztowany w Krakowie, ucieka (jak?) z więzienia do Niemiec. Po paru latach, dzięki staraniom ojca, wraca do Królestwa Polskiego. Kupuje sobie majątek, a po kilku latach następny i na koniec zostaje jeszcze pierwszym sędzią gminnym w Miechowie. I to wszystko pod rządami tych, z którymi walczył. Tak to działało i tak to działa dziś. Niechby któryś z tych naiwnych patriotów spróbował zgasić świece chanukowe w Sejmie, to przekonałby się, jak potężne jest państwo, jak sprawnie działa i jak szybko zgasiłoby takiego naiwnego patriotę. Poseł Braun ma podwójną ochronę: z racji tego, że jest posłem i z racji tego, że jest Żydem. Roztropnie jest zatem nie angażować się w te żydowskie gierki.

Z tego, co napisała Wikipedia, to informacji na temat przodków Leona Kozłowskiego ze strony matki jest znacznie więcej, niż tych ze strony ojca. O ojcu Stefanie wiemy dużo, ale już o dziadku czy pradziadku – prawie nic. Nie ma więc pewności czy byli oni Żydami, którzy ochrzcili się i zmienili nazwisko czy może należeli do zubożałej szlachty i wchodzili w koligacje z bogatymi Żydówkami, co było w XIX wieku powszechne, szczególnie po powstaniu styczniowym.

Gdy się tak prześledzi los tych wiosek, o które ocierali się Kozłowscy, to odnosi się wrażenie, że właśnie wtedy, w tym XIX wieku, majątki te były traktowane jak jakieś akcje giełdowe, które raz się kupowało, potem sprzedawało i znowu kupowało. Typowe żydowskie geszefty. Po powstaniach, ich uczestników, przeważnie szlachtę, wywożono na Sybir, a majątki rekwirowano. Zapewne była to okazja do tanich zakupów i późniejszej odsprzedaży z dużym zyskiem. Dla jednych powstania to tragedie rodzinne, a dla innych – okazja do szybkiego wzbogacenia się.

Tani, naiwny patriotyzm, to pułapka, jaką zastawiają na niczego nieświadomych ludzi Żydzi, strojący się w piórka patriotów i gorliwych katolików. Wciągają ich w różne bezsensowne marsze i manifestacje. To jest właśnie proceder, który zapoczątkowali w 1861 roku i do dziś go praktykują. Najwyraźniej większość nadal na to nabiera się.

Pozostaje jeszcze sprawa Leona Kozłowskiego. Jak to się stało, że dotarł do linii frontu? Po zwolnieniu z więzienia w Moskwie krótko pracował w ambasadzie RP. W październiku 1941 roku, wraz z grupą osób niezdolnych do służby wojskowej, został wysłany do Taszkientu. Jak pisze Wikipedia, postanowił zatrzymać się w Kujbyszewie, gdzie pracował krótko jako oficer w intendenturze. 27 października z kapitanem rezerwy Andrzejem Litwińczukiem wyruszył w drogę w kierunku zachodnim. Kilkakrotnie byli zatrzymywani przez milicję, zanim dotarli do Tuły. Jak pokonali tę odległość? Z Kujbyszewa do Tuły jest ponad 800 km. Jakie musieli mieć papiery, że milicja ich nie zatrzymywała? Do linii frontu dotarli 9 lub 10 listopada. Oddali się w ręce pierwszego napotkanego oddziału niemieckiego. Chyba musiał być jakąś szczególną osobą, której władze radzieckie zapewniły pełną ochronę, by bezpiecznie dotarł do linii frontu. I bardzo możliwe, że wszystko było uzgodnione ze stroną niemiecką.

Jeśli Leon Kozłowski nie zamierzał kolaborować z Niemcami, jak utrzymuje jego bratanek Maciej Kozłowski, to po co przekraczał linię frontu? Trudno w to uwierzyć, że cała akcja nie była ściśle kontrolowana przez obie walczące strony. Czy rzeczywiście w tamtym okresie, a więc na samym początku wojny niemiecko-radzieckiej, rozważano jeszcze możliwość utworzenia polskiego rządu kolaborującego z Niemcami? Bardzo możliwe, ale tego pewnie nie dowiemy się. Jednego wszak możemy być chyba pewni. Bez względu na to jakie scenariusze pisano dla Polski, w głównych rolach zawsze obsadzani byli Żydzi. I nie inaczej jest obecnie.

Litwa

Litwo, Ojczyzno moja! – Tak się zaczyna nasza epopeja narodowa, napisana przez litewskiego Żyda Adama Mickiewicza. W tym wszystkim polski był tylko język polski. Litwa, a właściwie Wielkie Księstwo Litewskie, było w unii z Koroną, może więc wypada znać historię Litwy, przynajmniej w zarysach, tym bardziej, że ta unia była czymś wyjątkowym w historii Europy. Owszem, była unia kalmarska (1397-1523), unia personalna pomiędzy Danią, Szwecją i Norwegią. Państwa te zobowiązały się do wspólnego prowadzenia wojen. Formalnie zachowały niezależność, lecz decydująca rola przypadła Danii. A więc nie była ona tak zaawansowana jak unia polsko-litewska.

Dziś, gdy mamy do czynienia z czymś, co można nazwać przenoszeniem państwa ukraińskiego na teren Polski, warto sobie uświadomić, że nie było by tego, gdyby nie ta unia. W jej wyniku, na krótko przed jej zwarciem, ziemie obecnej Ukrainy zostały włączone do Korony, czyli powstało wspólne państwo polsko-ukraińskie. Powodem tego połączenia była podobno niechęć litewskich panów do ścisłego związku z Koroną. By wymusić na nich zgodę okrojono WKL o całą część południową. Tak pomniejszone nie miało szans na obronę przed zagrożeniem ze wschodu. Tak to oficjalnie tłumaczą. I właśnie dlatego, że już było wcześniej wspólne państwo, to dziś przenoszą Ukrainę do Polski, a nie do Rumunii.

Czy jednak ta unia była potrzebna? Przecież do obrony przed zagrożeniem zewnętrznym, jeśli takie rzeczywiście było, wystarczył zwykły sojusz wojskowy, ewentualnie unia personalna. Po co więc to wszystko było? Może właśnie historia Liwy pomoże w odpowiedzi na to pytanie. W Wikipedii można m.in. przeczytać:

Średniowiecze

W 873 w kronice arcybiskupa Rimberta po raz pierwszy zanotowano nazwę miejscowości położonej na terytorium dzisiejszej Litwy – Apuolė. Nazwa wymieniona jest w kontekście opisu ziem zajmowanych przez Kurów. W Rocznikach kwedlinburskich opisujących wyprawę misyjną Brunona z Kwerfurtu w 1009 pojawia się wiadomość o chrzcie mieszkańców Lituae. W 1047 książę ruski Jarosław I Mądry podporządkował sobie Jaćwingów i Litwinów. Przez następne lata Litwini byli lennikami książąt połockich, aż do 1183, kiedy się usamodzielnili na tyle, by zaatakować dawnych panów. W 1185 napadli na Liwów, co skłoniło napadniętych do zaproszenia misjonarzy niemieckich do Ikšķile. W 1191 Litwini napadli na Karelów. W 1201 zawarli pierwszy traktat międzypaństwowy – z Niemcami z Rygi.

Wiek XIII i początki państwowości

Do końca XII wieku tereny Litwy zamieszkiwały liczne plemiona, które nie tworzyły zwartego organizmu państwowego. Dopiero od XIII wieku związkom plemiennym zaczęli przewodzić książęta – kunigasi. W 1219 dwudziestu jeden litewskich kunigasów zawarło pokój z księciem halicko-włodzimierskim. Wśród nich byli: Żywinbud, Dowsprunk, Mendog, Dowiat i Wilikajło. Z czasem największe znaczenie nabrał ród kunigasa Ryngolda, którego synami byli: Mendog i Dowsprunk. Po 1235, pod wpływem zagrożenia najpierw ze strony zakonu kawalerów mieczowych (od 1202), a następnie zakonu krzyżackiego (od 1237), kunigas Mendog w długotrwałym procesie zjednoczył litewskie plemiona i skupił władzę w swojej ręce. W 1236 Żmudzini i Litwini w bitwie pod Szawlami pokonali połączone siły krzyżaków i kawalerów mieczowych.

Obok Mendoga duże znaczenie mieli również synowie jego brata Dowsprunka Towciwiłł i Edywid (wygnani z Litwy w 1248) oraz zwycięzca w bitwie pod Szawlami – Wikint. Mendog skupił władzę, mordując i wypędzając przeciwników oraz przekształcając mniej znaczących kunigasów w wasali. Na początku lat 50. XIII w. Mendog zajął Ruś Czarną, oddając jej część na prawach lennych swemu synowi Wojsiełkowi. W 1251 pod naciskiem mistrza zakonu inflanckiego i w obawie przed Danielem, księciem Rusi Halickiej, który współdziałał z wypędzonymi pretendentami do władania Litwą, Mendog przyjął chrzest. W 1253 za zgodą papieża koronował się w wybudowanej przez siebie katedrze w Wilnie. Mendog był jednym z dwóch w historii królów Litwy.

Po koronacji Mendog swoją działalność skupił na Rusi i Polsce, bowiem z Zakonem zawarł, trwający do 1261, pokój. W 1255 papież zatwierdził ruskie podboje Mendoga. W 1259 musiał bronić się przed najazdem Tatarów ze Złotej Ordy pod wodzą Burundaja. W 1261 Mendog zerwał pokój z zakonem inflanckim i porzucił chrześcijaństwo z powodu sojuszu ze Żmudzinami, którzy pod wodzą kunigasa Trenioty walczyli z Krzyżakami. Do koalicji antykrzyżackiej weszli władcy Nowogrodu, Połocka i Witebska. Wojna toczyła się przez kilka lat (litewskie wyprawy na Krzyżaków i Mazowsze w 1261-1263). Panowanie Mendoga zakończyło się jesienią 1263, kiedy został wraz ze swymi dwoma synami zamordowany. Na czele spisku stał Dowmont i prawdopodobnie Treniota.

Po śmierci Mendoga o jego schedę walczyło kilka stronnictw, a początkowo władzę przejął Treniota, zamordowany w 1264. Władzę po nim objął syn Mendoga Wojsiełk, lecz przekazał ją w 1267 w ręce księcia halickiego Szwarno, który zmarł w 1269. Najpotężniejszym władcą Litwy został wtedy Trojden, który walczył o konsolidację państwa, wypierając z Litwy wojska księcia Rusi. W 1279 walczył wraz z kunigasem Semigalów z zakonem inflanckim. Trojden zmarł w 1282. W 1283 zakon krzyżacki zakończył podbój Prus i rozpoczął podbój Litwy. Pod koniec XIII w. władzę nad Litwą przejął Pukuwer, a potem jego synowie Witenes (1295-1315) i Giedymin (1316-1341), założyciel rodu Giedyminowiczów.

Wielkie Księstwo Litewskie w XIII-XV wieku; źródło: Wikipedia.

Wiek XIV

Książę Giedymin przejął władzę po 1315 i doprowadził do poszerzenia terytorialnego państwa o Witebsk, Pińsk, Wołyń, Podlasie i w 1331 Kijów. Nawiązał też dobre stosunki z papiestwem i Królestwem Polskim (np. żoną Kazimierza Wielkiego była córka Giedymina, Aldona, która na chrzcie przyjęła imię Anna). Następcą Giedymina został jego średni syn Jawnuta (1341-1345), przeciwko któremu zbuntował się Kiejstut, osadzając na tronie wileńskim kolejnego syna Giedymina Olgierda (1345-1377). W 1377 po śmierci Olgierda Litwa znalazła się w trudnej sytuacji z powodu częstych najazdów Krzyżaków i konfliktu z księstwami ruskimi. Olgierd pozostawił tron książęcy swojemu najstarszemu synowi Jagielle (Jogaila), jednak z początku lojalny wobec niego Kiejstut w 1381 zajął Wilno i zdobył na krótko władzę książęcą. Po buncie mieszczan wileńskich, Kiejstut i jego syn Witold zostali wzięci przez Jagiełłę do niewoli. W 1382 Kiejstut zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach na zamku w Krewie, a Witold po ucieczce, oddał się pod opiekę Zakonu. W 1382 Jagiełło zawarł z Zakonem ugodę w Dubissie, w której zobowiązał się do ochrzczenia w ciągu czterech lat całego kraju i oddania Zakonowi Żmudzi. Jagiełło zerwał pakt z Zakonem w następnym i zdecydował się na zawarcie sojuszu z Polską, Jagiełło zgodził się pojąć za żonę Jadwigę Andegaweńską, przyjąć chrzest i zostać królem Polski. Podpisał w 1385 akt w Krewie, na mocy którego zobowiązał się przyjąć chrzest, objąć chrystianizacją Litwę (co też rozpoczął w 1387), a także według niektórych źródeł włączyć Litwę do Polski (łac. applicare). Po zawarciu unii władztwo w Wielkim Księstwie objąć mieli polscy starostowie. W 1386 w Krakowie Jagiełło przyjął chrzest oraz imię Władysław oraz objął polski tron królewski. W 1387 ustanowił biskupstwo wileńskie.

Po koronacji Jagiełły na króla Polski jego namiestnikiem w Wielkim Księstwie Litewskim został Skirgiełło. Rządy Skirgiełły szybko wzbudziły opór innych Giedyminowiczów i bojarów. W 1389 namiestnikiem z woli Władysława Jagiełły został Klemens Moskorzewski. Niezadowolony syn Kiejstuta Witold, panujący wtedy w Grodnie, po długim konflikcie z Jagiełłą oraz przy poparciu możnowładców litewskich odzyskał ojcowiznę i od 1392 r., na mocy ugody w Ostrowie z ramienia Władysława Jagiełły otrzymał w zarząd całe Wielkie Księstwo Litewskie, usuwając polskich namiestników. W związku z niepowodzeniami jego polityki niezależności od Korony i zagrożeniem zewnętrznym państwa zawarł z Jagiełłą umowę wileńsko-radomską (1400-1401), na mocy której został dożywotnim władcą Wielkiego Księstwa Litewskiego, a także uznał się za wasala Polski. Jagiełło został nadal księciem zwierzchnim Wielkiego Księstwa Litewskiego. Witold bezskutecznie próbował rozbić Złotą Ordę, ponosząc straszliwą klęskę w bitwie nad Worsklą.

xxx

Z tego opisu wyłania się obraz państwa niestabilnego, w którym krew się leje strumieniami. Poszczególni kniaziowie rywalizują ze sobą o władzę. Nikomu z nich nie udaje się tak naprawdę pokonać przeciwników i stworzyć sprawne, scentralizowane państwo. Wyróżniają się dwaj przywódcy: Mendog, który jednoczy litewskie plemiona i Giedymin, który podbija księstwa ruskie. To wszystko jest jednak cały czas nietrwałe i działaniom tym brak spójności. Dochodzi też do licznych najazdów Krzyżaków na ziemie litewskie. W 1348 roku w bitwie nad Strawą (dopływ Niemna) Litwini ponoszą totalną klęskę. Straty strony litewskiej wyniosły 6000 zabitych, czyli 2/3 całego stanu wojska. Śmierć w bitwie ponieśli min. książęta Narymunt i Monwid. Natomiast wojska krzyżackie straciły tylko 60 ludzi, w tym 8 rycerzy zakonnych. Historycy uważają, że bitwa nad Strawą miała charakter przełomowy, że od tego momentu Litwa nie mogła Krzyżakom w polu stawić czoła o własnych siłach. Nieudaną próbą odwrócenia skutków klęski nad Strawą był najazd Litwinów na Prusy w 1370 roku i bitwa pod Rudawą, która również okazała się klęską. Przełom nastąpił dopiero po zawarciu unii z Polską. Takie „potężne” państwo, a nie mogło sobie poradzić z Zakonem. Kolos na glinianych nogach.

W Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN (1962-1970) można natrafić na taki fragment:

„W wyniku unii Polska została wciągnięta w niekończące się wojny litewsko-moskiewskie i musiała porzucić myśl o rewindykacjach utraconych ziem na zachodzie. Unia lubelska, wprowadzając do Korony wpływy spolonizowanej oligarchii litewskiej przyczyniła się do zachwiania równowagi w łonie stanu szlacheckiego i do zdobycia władzy przez magnatów głównie związanych z terenami litewsko-ruskimi, którzy uzależniając od siebie drobną szlachtę, prowadzili do stopniowego rozkładu władzy centralnej.”

O co więc chodziło w tej unii i kto pociągał za sznurki? Polska za ostatnich Piastów była monarchią stanową ze względnie zrównoważonymi stanami i silną władzą królewską. Wielkie Księstwo Litewskie było państwem na niższym etapie rozwoju, chaotycznym, Nawet nie wiem, czy można je było nazwać państwem. To był zlepek księstw, których władcy walczyli o dominację nad pozostałymi. Połączenie Polski z Litwą nie ucywilizowało Litwy, a uwsteczniło Polskę, zgodnie z prawem Kopernika-Greshama, według którego pieniądz zły wypiera dobry. WKL zdominowało Koronę. I tym sposobem Polska stała się krajem zacofanym, wschodnim i takim jest do dziś. Polskie elity, nie tylko polityczne, mają przeważnie korzenie litewsko-ruskie.

Zjednoczone Królestwo Polskie miało szanse na odzyskanie ziem utraconych. I-sza Rzesza nie była monolitem, to był związek różnych księstw, więc odzyskanie tych ziem wcale nie musiało być nierealne. Jednak skierowanie Polski na wschód zabezpieczało wschodnią granicę Rzeszy i Prusy mogły spokojnie budować swoją potęgę, a Polacy uganiali się po Dzikich Polach i prowadzili wojny, które miały chronić kresowych królików i ich wielkie latyfundia.

Panowie małopolscy mieli w swoim programie politycznym unię z Litwą i osłabienie władzy królewskiej poprzez wprowadzenie elekcyjności tronu. Od połowy XVI wieku ze strony polskiej coraz bardziej stanowczo w programie ruchu egzekucyjnego wysuwano żądanie zawarcia unii z Litwą. Widać więc, że jakieś nieznane siły konsekwentnie dążyły do tej unii, pomimo że strona polska nic na niej nie zyskiwała. Z Zakonem miała Polska uregulowane wszelkie sporne kwestie, z Moskwą nie graniczyła, więc nie była z nią skonfliktowana. Litwa, jako kraj zacofany w stosunku do Polski, nic jej nie mogła zaoferować. Komu więc tak bardzo zależało na tej unii? Polska nie miała w tym żadnego interesu, a i sami panowie litewscy byli przeciwni temu pomysłowi. Czy ta unia to miało być jakieś laboratorium, jakiś eksperyment? Być może. Połączenie państwa o wyznaniu katolickim z częścią państwa, w którym dominowało prawosławie musiało doprowadzić do konfliktów na tle religijnym i doprowadziło. Idealne narzędzie do sterowania ludzkimi nastrojami.

Skoro panowie litewscy nie zbuntowali się, gdy zabierano im połowę ich państwa, to prawdopodobnie nie protestowaliby, gdyby całe WKL połączono z Koroną. Jednak zdecydowano się na włączenie tylko tej części WKL, w której dominowało prawosławie, choć chyba bardziej naturalnym było by połączenie z tą częścią, w której mieszkała również ludność katolicka. W tej północnej części WKL nie było takich powstań jak na Ukrainie. Musiał być wyraźny podział: na tzw. polskich katolickich panów i prawosławną czerń. W północnej części nie można było wykorzystać tego schematu. Czy zatem panowie litewscy tylko udawali, że nie chcą unii, by dać pretekst do włączenia południowej części WKL do Korony i tym samym uruchomić ciąg antypolskich powstań?

Jak powstawał ustrój I RP

W związku z toczącą się na Ukrainie wojną ujawniło się w Polsce wielu entuzjastów I Rzeczypospolitej, jej tradycji, kultury, zwyczajów itp. Dla nich idea jagiellońska to dobry pomysł na uporządkowanie tej części Europy. Mnie ona kojarzy się ze wszystkim, co najgorsze w organizacji państwa i z feudalnym ustrojem społecznym, który trwał niezmiennie do rozbiorów.. Okres panowania dynastii jagiellońskiej, to czas tworzenia fundamentów pod ustrój przyszłej Rzeczypospolitej, czyli demokracji szlacheckiej. Nic więc nie działo się nagle i przypadkowo. Wręcz przeciwnie, wyglądało to na akcję zaplanowaną i konsekwentnie realizowaną. Czy tak rzeczywiście było?

O tym, że Jagiełło ma zostać królem Polski zadecydowali panowie małopolscy, ale konkretnie kto, tego nie wiadomo. W 1385 roku doszło w Krewie do podpisania przez niego następujących warunków: po pierwsze – ochrzci się i przeprowadzi chrzest Litwy, po drugie – przyłączy państwo litewsko-ruskie do Polski, po trzecie – przyłoży się do odzyskania ziem utraconych przez Polskę i po czwarte – odeśle do Polski brańców uprowadzonych w niewolę w wyprawach litewskich. Panowie małopolscy sądzili, że wyniesienie na tron księcia litewskiego położy kres niszczącym napadom Litwinów i przyniesie rozwiązanie konfliktu polsko-litewskiego o Ruś Halicką. Z drugiej strony Jagiełło chętnie zgodził się, bo w ścisłym związku z Polską szukał obrony przed agresją krzyżacką. – To takie oficjalne powody powstania unii polsko-litewskiej.

Całe zło wzięło się od unii personalnej, gdy królem Polski został Litwin. Zaczęły się tarcia i targi pomiędzy królem, szlachtą i możnowładztwem. Polska była monarchią parlamentarną. Jagiełło, za tron dla potomków, nadał szlachcie Statut warcki, który zapoczątkował niewolnictwo chłopów i ograniczał rozwój miast. Szlachta, która przeważała w Wielkopolsce, broniła się przed zdominowaniem przez możnowładztwo Małopolski. Jagiellonowie mieli swoje własne interesy dynastyczne, często sprzeczne z interesami państwa, którym rządzili.

Ostatnio odgrzebałem w swojej bibliotece książkę Ilustrowana Kronika Polaków, wydaną z okazji 1000-lecia Państwa Polskiego w 1967 roku. Tekst napisał Mateusz Siuchniński, a ilustrował Szymon Kobyliński. Kronika ta ukazywała się w 1966 roku w odcinkach na łamach „Expressu Wieczornego”. Jest to książka dla masowego odbiorcy, a więc pisana prostym językiem, co raczej jest zaletą niż wadą. Siłą rzeczy musi też opisywać historię w sposób ogólnikowy, co też jest zaletą, gdy zawiera to, co najistotniejsze. I tak jest w tym wypadku.

Jest rzeczą zrozumiałą, że im bliżej współczesności, tym skala przeinaczeń, niedomówień i fałszów jest coraz większa. Jednak te odleglejsze epoki są, w mojej ocenie, przedstawiane bardziej obiektywnie. W odcinku Oligarchia możnych m.in. napisano:

Po śmierci Władysława Jagiełły (1434) ster władzy w Polsce uchwyciła grupa możnych, której programem politycznym było zdławienie ruchu husyckiego, podporządkowanie Litwy Polsce i osłabienie władzy królewskiej przez pogrzebanie idei monarchii dziedzicznej, a przeforsowanie zasady elekcyjności tronu. Królem formalnie wybrano 10-letniego syna zmarłego króla, Władysława. W czasie jego małoletności władzę sprawowała rada królewska, w której największy wpływ miał biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki i jego brat Jan, marszałek koronny. Faktycznie w rękach tych oligarchów spoczywał zarząd państwem aż do tragicznej śmierci Władysława pod Warną, rychło bowiem, już po dojściu do pełnoletniości, król Władysław odjechał na Węgry, nie bez inspiracji rady królewskiej, przedłużającej w ten sposób okres regencji w Polsce. W 1439 r. siły militarne oligarchii rozprawiły się z ruchem husyckim, zadając pod Grotnikami klęskę wojskom dowodzonym przez przywódcę obozu husyckiego, Spytka z Melsztyna.

xxx

Z kolei Wikipedia pisze:

Początki parlamentu polskiego

Za pierwszych Jagiellonów coraz większą rolę w zarządzaniu państwem odgrywała rada królewska, powoływana przez króla. Zaś od połowy XV wieku znaczną część władzy przejęły ogólnopolskie zjazdy szlachty i dzielnicowe sejmiki. Ostatecznie Rada Królewska za panowania Olbrachta (1492-1501) przekształciła się w Senat, a ogólnopolski zjazd stanu szlacheckiego, złożony z przedstawicieli sejmików, w izbę poselską Sejmu. Poczynając od XV wieku Rzeczpospolita stała się szlachecką monarchią parlamentarną. Za pierwsze posiedzenie dwuizbowego parlamentu polskiego uznaje się sejm z roku 1468 w Piotrkowie. Szlachta, zwłaszcza bogatsza i magnaci, stała się odtąd stanem panującym, skupiając w swych rękach ziemię, przywileje i urzędy. Zgodnie z Sejmem radomskim z 1504 roku administrację państwową stanowili marszałek koronny i nadworny, podskarbi, kanclerz i podkanclerzy oraz starostowie, reprezentujący króla w danej jednostce terytorialnej państwa.

xxx

Przywileje szlacheckie

Przywileje szlacheckie to prawo nadawane przez władców Polski pomiędzy XIII a XVI wiekiem. Pierwsze, nadawane jeszcze przez Piastów, nie miały takiego znaczenia, jak późniejsze. Miały one często charakter lokalny. Pierwszy ważniejszy to przywilej koszycki z 1374 roku nadany przez Ludwika Węgierskiego. Pierwszy Władysława II Jagiełły, to ten z Wilna z 1387 roku. Gwarantował on katolickim bojarom Litwy dziedziczenie posiadanej ziemi i zwolnienie z osobistych świadczeń na rzecz władcy. Ostatnim był ten z 1538 roku nadany przez Zygmunta I Starego. Zakazywał on usuwania szlachty z urzędów przez króla. I tak ukształtowało się prawo, które miało obowiązywać w nowym państwie, które powstało w 1569 roku.

Te najważniejsze to Statut warcki, przywilej jedlneńsko-krakowski, przywilej mielnicki, konstytucja Nihil novi. Wikipedia tak je charakteryzuje:

Statut warcki

Statut warcki – prawo nadane przez Władysława II Jagiełłę w 28 października 1423 roku na sejmie walnym w Warcie.

Statut warcki był kolejnym prawem wpływającym na ówczesną gospodarkę i nadawał prawną podstawę do przejmowania gospodarstw sołtysich i większych kmiecych na zasadzie wykupu po cenie oszacowanej przez szlachcica (feudała), nierzadko w wyniku rugi całkowitej lub częściowej. Był odbiciem nastrojów panujących już za czasów Kazimierza III Wielkiego, kiedy to szlachta pałała niechęcią do bogatych, wolnych dotąd sołtysów i chłopów. Przepis pozwalał na likwidowanie sołectw przez szlachtę na włościach nadanych im przez władców Polski stanowiących władzę centralną. Grunty tak pozyskane włączano do dużych gospodarstw folwarcznych. Funkcjonowanie folwarków szlacheckich oparte było na przymusowej, odrobkowej sile roboczej – tzw. pańszczyźnie dlatego ich wydajność gospodarcza była niższa niż sołectw, pomimo tego folwarki przynosiły duże dochody szlachcie. Statut warcki jednocześnie ograniczał prawo chłopów do opuszczania wsi, co miało zapobiec ich migracji. Zakaz ten nie powstrzymał jednak dużej części zbuntowanych sołtysów i chłopów przed zbieganiem na wschód, gdzie często zasilali szeregi społeczności kozackich.

Statut nakładał na wojewodów obowiązek kontroli miar i wag w miastach oraz ustalanie cen artykułów rzemieślniczych.

Statut warcki był stosowany do XVI wieku a jego przepis dotyczący ustalania cen był powielany w innych statutach – nieszawskim z 1454 roku i piotrkowskim z 1496 roku. Przepisy te obowiązywały do pierwszych rozbiorów.

Inne prawa i konsekwencje wynikające ze statutu:

  • prawo rugowania krnąbrnych sołtysów
  • ograniczał w dalszym stopniu władzę sądową starostów (mieli oni sądzić tylko zbrodnie obejmujące gwałt, rozbój, podpalenie i najście na dom);
  • nadawał większe kompetencje wojewodom w ustalaniu miar i cen w miastach wyrobów rzemieślniczych (tzw. taksy wojewodzińskie), co było ograniczeniem samorządności miejskiej;
  • ograniczenie prawa chłopów do opuszczania wsi;
  • zezwolenie na tworzenie dogodnych podstaw prawnych dla folwarków szlacheckich;
  • ograniczał rozwój miast;
  • wysokie kary za ukrywanie chłopów zbiegłych z majątków szlacheckich.

Przywilej jedlneńsko-krakowski

Przywilej jedlneńsko-krakowski – przywilej szlachecki nadany przez Władysława Jagiełłę w zamian za obietnicę szlachty polskiej, że jego syn Władysław III Warneńczyk zasiądzie na tronie polskim i przedłuży panowanie dynastii Jagiellonów w Polsce.

Treść przywileju została sformułowana w Brześciu Kujawskim w 1425 roku. Nadanie przywileju nastąpiło w Jedlni w 1430 roku, a w 1433 roku w Krakowie nastąpiło jego potwierdzenie.

Przywilej ten gwarantował szlachcie:

  • Nienaruszalność osobistą przez króla i jego urzędników bez prawomocnego wyroku sądowego.
  • Król zobowiązał się, że neminem captivabimus nisi iure victum (nikogo nie uwięzimy bez wyroku sądowego).
  • Ponadto przywilej nadawał szlachcicowi wyłączne prawo do zostania dostojnikiem kościelnym.

Król przyrzekał również zrównanie wszystkich ziem Królestwa łącznie z ziemią ruską według jednego prawa i kodeksu. Był to przełom w traktowaniu prawosławnych poddanych-szlachty (jedynym ograniczeniem był utrzymany, ale tylko do końca życia starego króla – Władysława Jagiełły, obowiązek płacenia przez szlachtę ruską specjalnego podatku w owsie). Zrównanie to nie dotyczyło prawosławnej szlachty na Litwie.

Przywilej mielnicki

Przywilej mielnicki, akt mielnicki – przywilej wydany przez Aleksandra Jagiellończyka w Mielniku dnia 25 października 1501 roku, ograniczający znacznie władzę królewską na rzecz senatu i praktycznie wprowadzający w Polsce republikę oligarchiczno-arystokratyczną z odwoływalnym królem stojącym na czele senatu.

Postanowienia przywileju:

  • Instytucją podejmującą najważniejsze decyzje państwowe został senat. W razie różnicy zdań miała przeważać opinia najwyższych godnością senatorów.
  • Król miał przewodniczyć senatowi i wykonywać jego uchwały. Słabą pozycję władcy podkreślał jego senatorski tytuł princeps senatus, nawiązujący do tradycji rzymskiej.
  • Król utracił swobodne prawo mianowania senatorów. Powoływał, i to za zgodą senatu, tylko na zwolnione miejsca najniższe rangą. Wyższe godności senatorowie mieli obejmować drogą awansu zgodnie z hierarchią urzędów senatorskich po powstaniu wakatu.
  • Starostowie, którzy byli dotychczas odwołalnymi reprezentantami króla w prowincjach, mieli podlegać senatowi poprzez powołane do tego przez senat komisje, nadzorujące działalność starostów.
  • Senatorowie mieli być odpowiedzialni jedynie przed senatem.
  • Przewidziano możliwość wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, gdyby ten nie realizował decyzji senatu lub targnął się na jego uprawnienia.

Przywilej mielnicki kształtował praktycznie całkowicie nowy ustrój Polski. System demokracji szlacheckiej nie był jeszcze ugruntowany. Pomimo wzrastającego ciągle znaczenia średniej szlachty, jej instytucje przedstawicielskie były nadal w trakcie tworzenia i krystalizacji uprawnień. Okazało się, że w kluczowych momentach główny wpływ na decyzję ma możnowładztwo, z racji sprawowanych urzędów i znaczenia reprezentującego tę grupę senatu, wywodzącego się z rady królewskiej. Możnowładztwo też zapewniło sobie, wykorzystując negocjacje elekcyjne, ugruntowanie, a właściwie przejęcie pełnej władzy. Przywilej ustanawiał w państwie formę republiki oligarchiczno-arystokratycznej z tytularnym królem jako wykonawcą decyzji senatu, będącym reprezentacją członków oligarchii. Utrzymaniu władzy w jej rękach miało służyć ograniczenie dostępu do senatu poprzez kontrolę królewskich mianowań na najniższe senackie godności i system awansów, całkowicie niezależny od króla.

Pod rządami senatu

Uzyskanie przywileju mielnickiego należy rozpatrywać nie tylko w aspektach ograniczenia władzy królewskiej, ale również jako przejaw walki możnowładztwa o utrzymanie dominacji nad szlachtą, w przywileju nazwaną turbo malorum vel levium (łac. „tłumem (ludzi) niedobrych a lekkomyślnych”). Po wzroście znaczenia szlachty i sejmu walnego jako jej reprezentacji w czasie panowania Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta, możnowładztwo podjęło zdecydowaną próbę pozbawienia szlachty wpływów politycznych. Zbyt daleko idące uprzywilejowanie możnowładczego senatu było jedną z przyczyn krótkotrwałości systemu władzy ustanowionego przywilejem mielnickim. Od początku nowy system wzbudził niezadowolenie szlachty. Odmawiała ona płacenia podatków, nie stawiała się na pospolite ruszenie. Starostowie nie współpracowali z senatem. Zapanowała anarchia w sądownictwie, administracji i skarbie. Na sejmie w 1503 r. senat próbował zjednać sobie szlachtę, zaostrzając ustawodawstwo dotyczące mieszczan i chłopów. W praktyce władza wymknęła się jednak z rąk senatu. Zapanował bezwład decyzyjny. Król przebywał na Litwie, walcząc z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Pomimo braku sukcesów wojennych i zawarcia niekorzystnego rozejmu w 1503 r., pozycja Aleksandra po powrocie do Polski była silniejsza niż w 1501 r. Wspierała go zdecydowanie średnia szlachta. Zdołał zbudować silne, oddane mu stronnictwo. Ułatwiła mu to śmierć brata, prymasa kardynała Fryderyka Jagiellończyka i związane z nią możliwości działań personalnych. Arcybiskupem gnieźnieńskim został współpracownik króla, Andrzej Boryszewski, kanclerzem, Jan Łaski, przywódca wielkopolskiej szlachty, opozycyjnej wobec magnatów. Należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt toczącej się walki o władzę. Senat był zdominowany przez panów małopolskich, którzy mieli jednocześnie silną pozycję w tej prowincji. Ostoję ruchu szlacheckiego stanowiła Wielkopolska i rozdźwięk wewnątrz stanu rycerskiego nałożył się na animozje międzydzielnicowe.

Zniesienie przywileju

Na zwołanym w 1504 r. do Piotrkowa sejmie Łaski pokierował atakiem szlachty na możnowładztwo małopolskie. Uderzono w jedno ze źródeł potęgi możnowładców. Dygnitarze piastujący często jednocześnie kilka urzędów osiągali dochody z dóbr ziemskich przywiązanych do tych urzędów. Udało się uchwalić, że urzędy kanclerza i podkanclerzego nie mogą być łączone z innymi najwyższymi, jednocześnie najbardziej dochodowymi, godnościami senatorskimi (incompatibilitas). Nie mniej ważne znaczenie miała uchwała o ograniczeniu możliwości rozdawania i zastawiania dóbr królewskich. Król mógł dokonywać tego od tej pory tylko na sejmie walnym, czyli pod kontrolą szlachty. Na sejmie ustalono również dokładne zakresy działania (kompetencje) marszałków, kanclerzy i podskarbich. Reformy te wzmacniały pozycję szlachty, ale jednocześnie sprzyjały zwiększeniu władzy królewskiej. Szlachta odzyskała osłabione przywilejem mielnickim pozycje. Ostateczne zwycięstwo odniosła na następnym sejmie w Radomiu (1505). Sejm ten, uchwalając konstytucję Nihil novi, przekreślił ostatecznie postanowienia przywileju mielnickiego, uznając go za niebyły.

Nihil novi

Nihil novi (łac. „nic nowego”) – potoczna nazwa konstytucji sejmowej z 1505, poważnie ograniczającej kompetencje prawodawcze monarchy I Rzeczypospolitej. Pełna formuła łacińska brzmiała Nihil novi […] sine communi Consiliorum et Nuntiorum Terresterium consensu” (nic nowego bez zgody Panów Rady i posłów ziemskich).

Konstytucja ta została uchwalona przez sejm radomski 1505 roku w kościele farnym pw. św. Jana Chrzciciela. Jej nazwę (Nihil Novi sine communi consensu, łac. „nic nowego bez zgody ogółu”) potocznie tłumaczy się jako „nic o nas bez nas”. Zakazywała ona królowi wydawania ustaw bez uzyskania zgody szlachty, reprezentowanej przez Senat i izbę poselską; król mógł wydawać samodzielne edykty tylko w sprawach miast królewskich, edukacyjnych, wyznaniowych, Żydów, lenn, chłopów w królewszczyznach i w sprawach górniczych (przykładem późniejszym było rozporządzenie z 2 października 1535 uznające Zwierciadło saskie [spis prawa zwyczajowego z terenu Saksonii – przyp. W.L.] za prawo obowiązujące w sądach miejskich i wiejskich).

Konstytucja Nihil novi unieważniała przywilej mielnicki i w znaczny sposób umacniała pozycję szlacheckiej izby poselskiej. Jej wejście w życie, obok wejścia w życie statutów nieszawskich, często uważa się za początek wprowadzenia demokracji szlacheckiej w Rzeczypospolitej.

xxx

Proces tworzenia nowego prawa, a więc i nowej rzeczywistości gospodarczej trwał prawie 180 lat. W końcu Polska, czyli Korona Królestwa Polskiego, dojrzała do tego, by połączyć ją z Wielkim Księstwem Litewskim. W cytowanej powyżej Ilustrowanej Kronice Polaków w odcinku Możnowładztwo jest przedstawiona zwięzła charakterystyka tworu zwanego Rzeczpospolitą:

Cechą ustroju społeczno-politycznego, jaki ugruntował się w Rzeczypospolitej na przełomie XVI i XVII wieku, było zalegalizowane konstytucjami i powszechnie wykonywane władztwo szlachty nad poddanymi chłopami i częściowo nad mieszczaństwem prywatnych miast, faktyczne władztwo potężnych magnatów nad „klientelą” szlachecką (nad drobną szlachtą żyjącą z dzierżaw, szlachtą zagrodową i gołotą), a nawet szlachtą średnią, siedzącą na paru wioskach w sąsiedztwie skoncentrowanych latyfundiów, czyli magnackich dóbr, i – co najistotniejsze – faktyczna niezależność magnatów od władzy centralnej. Wielu ją wykorzystywało lekceważąc wolę króla, opinię sejmu czy sejmiku, wyrok trybunału, decyzje urzędników, a wszyscy podporządkowywali swoim interesom interes Rzeczypospolitej. Z magnatem liczyli się wszyscy, nawet król; magnatowi mógł się tylko przeciwstawić drugi magnat, a wtedy dochodziło do wojny prywatnej o małym zasięgu albo nawet do wojny domowej obejmującej znaczną połać kraju.

Latyfundia magnackie były rozsiane na terytorium Rzeczypospolitej nierównomiernie. Najmniej było ich na obszarze Polski etnicznej, gdzie przeważała własność średnioszlachecka, a latyfundium magnackie takiego np. Ostroroga Marcina Lwowskiego z linii Dobrogosta, obejmujące 3 miasta i 33 wsie, było małe w stosunku do magnackich państewek ukrainnych. Na obszarze Polski etnicznej, szczególnie w Małopolsce, w pierwszej połowie XVII w. odbywał się jednak proces koncentracji dóbr szlachty zamożnej (posiadaczy powyżej 10 wiosek) kosztem szlachty średniej. Największe latyfundia były na Litwie (Radziwiłłowie), Rusi Czerwonej (Buczaccy-Jazłowieccy, Herburtowie, Krasiccy, Pileccy, Sieniawscy, Zamoyscy) oraz na Wołyniu, Podolu i w Kijowszczyźnie (Wiśniowieccy, Ostrogscy, Zasławscy, Zbarscy, Koniecpolscy, Sanguszkowie, Koreccy). Na Rusi Czerwonej magnaci skupili 25 proc. ogólnej liczby wsi, a na Wołyniu do Ostrogskich i Zasławskich należy bez mała 1/3 powierzchni tej prowincji. Na przełomie XVI i XVII w. potężny magnat kresowy Konstanty Wasyl Ostrogski miał ok. 100 miast i zamków i 1 300 wsi (były to łącznie dobra dziedziczne i królewszczyzny); majątki te przynosiły Ostrogskiemu dochód większy od dochodu państwa: ok. miliona dwustu tysięcy dukatów. W dobrach dziedzicznych i królewszczyznach należących do hetmana Stanisława Koniecpolskiego w samych tylko woj. bracławskim i kijowskim żyło blisko 120 tys. mieszkańców. Magnat, im bogatszy, tym liczniejszą miał klientelę szlachecką. Mógł on zawsze liczyć na głosy swych klientów na sejmikach i na szable w każdej potrzebie.

xxx

Jak o tym pisze Norman Davies w książce Boże igrzysko, to poniżej:

W każdym razie do r. 1569, czyli do momentu utworzenia zjednoczonej Rzeczypospolitej Polski i Litwy, szlachta zapewniła sobie supremację w państwie. (…) Formalnie przywileje szlachty chroniły ją przed politycznymi roszczeniami ze strony króla, a także przed skutkami rozwoju nowoczesnego państwa. Jej względny dobrobyt gwarantowała cała masa szczegółowych przepisów prawnych. Był to zamknięty stan społeczny, który sprawował kontrolę nad własnymi losami, a także nad losami wszystkich pozostałych mieszkańców szlacheckiej Rzeczypospolitej. Obowiązki szlachty jako stanu rycerskiego były minimalne. O jej obowiązkach obywatelskich jako klasy panującej decydowały prywatne inklinacje. Do r. 1569 szlachta zdobyła swoją „złotą wolność”. Dopóki trwała szlachecka Rzeczpospolita, wolność ta trzymała całą szlachtę w niewoli.

Szlachta na Litwie osiągnęła podobne cele, choć podążała ku nim nieco inną drogą. W okresie unii personalnej z Polską – w latach 1386-1569 – Litwini stopniowo przejmowali polskie prawa i obyczaje. Ale ich bardzo specyficzne struktury społeczne pozostawiły po sobie trwały ślad. W odróżnieniu od szlachty polskiej, szlachta litewska pozostawała w ścisłej zależności od swego władcy, wielkiego księcia; ponadto była rozbita na kilka wzajemnie się przenikających warstw. Nie miała żadnej tradycji immunitetów – ani jednostkowych, ani grupowych – i była przyzwyczajona do osobistego składania hołdu w zamian za nadanie ziemi – albo wielkiemu księciu, albo bezpośrednio suwerenowi. Służyli w wojsku bez żadnych ograniczeń, składali dziakło, czyli „daninę w naturze”, oraz świadczyli liczne usługi – od prac przy sianokosach po prace przy naprawie i umacnianiu fortyfikacji. Kilka potężnych rodów stojących u szczytu drabiny społecznej – Ostrogscy, Radziwiłłowie czy Sapiehowie – chlubili się tytułem kniazia, czyli księcia. Najpotężniejsi rządzili całymi prowincjami jako suwerenni władcy, w stylu wielkich panów kresowych Mniejsze rody otrzymywały swe włości jako ziemie lenne nadawane przez wielkiego księcia. U dołu drabiny znajdowały się liczne rzesze szlacheckiej klienteli, której przysługiwał tytuł bojarów, „wojowników”; były wśród nich rodziny bardzo zamożne, ale także służba domowa i drobni najemnicy. Pośrodku znajdowała się grupa panów, którzy cieszyli się szczególnymi przywilejami w zakresie służby wojskowej. Niektórzy z nich – jak na przykład Kieżgajłło – zdobywali pozycje równe książętom. Za panowania wielkiego księcia Witolda (1401-30), który starał się scentralizować państwo litewskie, a nawet doprowadzić do swej koronacji na króla, samowolę potężniejszych rodów szlacheckich stanowczo ukrócono. Tytuły książęce przysługiwały albo dożywotnio, albo też mogły być dziedziczone wyłącznie w linii męskiej. Nowe nadania ograniczano na ogół do uchodźców z Rosji. Jednocześnie upowszechniało się i umacniało zbiorowe pojęcie stanu szlacheckiego. W 1387 r. bojarom przyznano prawo własności majątków rodowych oraz swobodę zawierania małżeństw bez zgody pana. W 1413 r. na mocy unii w Horodle prawo własności rozszerzono na ich ziemie lenne. Bojarów katolickich zaproszono do przystąpienia do polskich rodów herbowych. Od 1434 r. podczas pertraktacji o przywileje polityczne książęta i bojarzy byli traktowani jako jeden stan społeczny; w r. 1447 zadośćuczyniono ich żądaniom o zrównanie prawne ze szlachtą polską.

Mimo to książęta zdołali utrzymać w pewnym stopniu własną supremację. Opanowali proces „adopcji” herbowej, który – w wyraźnym kontraście do jego egalitarystycznej funkcji w Polsce – stał się narzędziem do wprowadzenia dawnego hołdu w nowym przebraniu. Zdobyli władzę zwłaszcza nad szlachtą Rusi, dla której prawosławne wyznanie stało się zdecydowaną przeszkodą. W dziedzinie sądownictwa zachowali niezależność aż do czasu drugiego Statutu litewskiego z r. 1566, na który zgodzili się, podejmując w ten sposób daremną próbę przeciwstawienia się dążeniu bojarów do sfinalizowania nadchodzącej unii konstytucyjnej z Polską. Gdy unia lubelska ostatecznie wprowadziła zasadę równości wobec prawa nie tylko polskiej i litewskiej szlachty, ale także w obrębie samego stanu szlacheckiego na Litwie, rody książęce nie doznały poważniejszego uszczerbku. Natychmiast uplasowały się w pierwszych szeregach magnaterii Rzeczypospolitej: równi w obliczu prawa, ale bynajmniej nie równi pod względem wpływów politycznych, społecznych i gospodarczych.

xxx

Stan wyjściowy na krótko przed unią personalną wyglądał tak, że Polska była państwem europejskim, wprawdzie peryferyjnym, ale europejskim, ze w miarę zrównoważonymi stanami i silną władzą królewską. Natomiast Wielkie Księstwo Litewskie było państwem, w którym potężni książęta rządzili całymi prowincjami. Było więc to państwo bez silnej władzy centralnej. Był to zapewne spadek po rozbiciu dzielnicowym Rusi Kijowskiej. By scalić tak odrębne byty, trzeba było wielu zabiegów. W Polsce trzeba było uprzywilejować jeden stan kosztem chłopstwa i mieszczaństwa, a na Litwie – kosztem rodów książęcych. Cały więc wysiłek poszedł w kierunku stworzenia państwa bez silnej władzy centralnej, czyli ze słabym królem.

W związku z tym rodzi się pytanie: po co była ta unia? Skoro Polska miała uregulowane z Krzyżakami wszelkie sporne kwestie, to nie stanowili oni dla niej zagrożenia. I w jaki sposób nowe państwo, które szykowano, miało obronić się przed wrogami, skoro miało to być państwo bez silnej władzy centralnej, a więc z założenia słabe. Jeden z punktów programu politycznego panów małopolskich to wprowadzenie zasady elekcyjności tronu. Skoro więc świadomie dążono do stworzenia słabego państwa, to znaczy, że cel był zupełnie inny, niż obrona przed zagrożeniem ze strony Krzyżaków czy Moskwy.

W jakim celu połączono państwa o odmiennych wyznaniach? Łączenie katolicyzmu z prawosławiem, to jak łączenie wody z ogniem. Takie państwo z założenia nie może normalnie funkcjonować. Ale jakie pole do kreowania konfliktów i antagonizmów narodowych i religijnych! Skutki tego odczuwamy do dziś.

A może był jakiś ukryty cel? Począwszy od XV wieku trwa właśnie nieustanny napływ Żydów do Polski. Jak bardzo korzystny grunt prawno-materialny stworzyły dla Żydów przywileje udzielone przez władzę potrzebującą pieniędzy – świadczą dane demograficzne: w ciągu trzech kolejnych (XV-XVII) wieków liczba Żydów w Polsce wzrasta pięćdziesięciokrotnie. – Marian Miszalski – Żydowskie lobby polityczne w Polsce.

Jeśli więc dziś ktoś chce łączyć dwa upadłe państwa w jedno upadłe państwo, to jaki ma w tym cel? Przecież nie obrona przed Rosją.