Księstwo Warszawskie

Księstwo Warszawskie to epizod w historii Polski, ale znaczący, kojarzący się ze szwoleżerami, Somosierrą i pejoratywnym terminem tzw. kozietulszczyzny, czyli przypisywaniu Polakom skłonności do brawury i osiągania mało znaczących zwycięstw kosztem ogromnych strat. Do rozpowszechnienia się tego terminu przyczynili się tacy publicyści jak Krzysztof Teodor Toeplitz, Kazimierz Koźniewski, Zygmunt Kałużyński, Stefan Bratkowski. Siłą rzeczy kojarzy się też ono z kampanią rosyjską Napoleona.

Księstwo Warszawskie zostało utworzone przez cesarza Francuzów Napoleona I i cara Rosji Aleksandra I w 1807 roku na mocy traktatu z Tylży, zawartego pomiędzy Cesarstwem Francuskim oraz Imperium Rosyjskim i Królestwem Prus 7 i 9 lipca 1807 roku w Tylży. Powstało ono z ziem drugiego, trzeciego oraz częściowo pierwszego zaboru pruskiego. W 1809 roku w wyniku nieudanego ataku Austrii zostało powiększone o ziemie austriackie trzeciego zaboru.

Księstwo Warszawskie w latach 1807-1809. Źródło: Wikipedia
Księstwo Warszawskie w latach 1809-1812. Źródło: Wikipedia

Polacy tamtego okresu byli podzieleni. Jedni byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do Napoleona i wiązali z nim duże nadzieje. Inni byli sceptyczni, wręcz rozczarowani. Nawet Kościuszko przestrzegał przed nim. Czy obecnie jest tak samo? Najbardziej znanym apologetą Napoleona jest Waldemar Łysiak. W swojej pięknie wydanej książce Empireum z 2004 roku pisze:

»Bonaparte odnalazł naszą wolność swoim mieczem i wcielił ją w życie aktem prawnym, którym była Konstytucja nadana Księstwu Warszawskiemu. Jej artykuł 1 mówi (cytuje z oryginalnego pierwodruku, który posiadam): „Religia Katolicko-Apostolsko-Rzymska jest religią Stanu”. Artykuł 2: „Wszystkie wyznania są wolne i publiczne”. Artykuł 4: „Znosi się niewolę: wszyscy Obywatele są równi w obliczu Prawa; stan osób zostaje pod opieką Trybunałów”. I tak dalej. Była to piękna ustawa, mówiąca mądrze o prawach i godności wolnego narodu. Została przez Cesarza podpisana 22 lipca 1807 roku. Dlatego antykomunisty wcale nie dziwiło, że przez kilkadziesiąt lat drugiej połowy XX wieku 22 lipca królował między Bałtykiem a Tatrami jako główne święto narodowe, chociaż komuniści, którzy wybrali tę datę, mieli na myśli zgoła inne wydarzenia.

Dług spłacały Napoleonowi wcześniejsze polskie władze – rządy okresu „międzywojennego” (1918-1939). Jednym z przejawów tej wdzięczności były rozliczne, efektowne wydawnictwa poświęcone Bonapartemu, a ściślej mówiąc: krzewiące jego kult. Dzisiaj owe książki i albumy są darzone bibliofilskim kultem przez kolekcjonerów.

Dzisiaj pełno jest lewicowych analfabetów, którzy probolszewicko ględzą, iż „Napoleon oszukał Polaków”, „Napoleon nic dla Polski nie zrobił”, et cetera, bla-bla-bla. W tym wielkim kłamstwie, które scjentycznie propagowano przez całą dobę PRL-u, chodziło o to, że wolność dla Polski może przyjść tylko ze Wschodu, nigdy z Zachodu. Nie chciano dopuścić, by „gospodiny Lachy” czcili wyzwoliciela z kręgu cywilizacji śródziemnomorskiej – miał być czczony „wyzwoliciel” z kręgu bizantyńskiego (według aktualnej terminologii: sowieckiego). Lecz ten przekręt się nie udał. – posążków Aleksandra I („Oswoboditiela Ewropy”), Mikołaja I, Lenina czy Stalina, w nadwiślańskich domach nie uświadczysz, a figurek Bonapartego tam sporo, zwłaszcza w mieszkaniach bibliofilów i kolekcjonerów.«

To jest przykład skrajnego braku obiektywizmu i jednostronnego spojrzenia. Nie wiem jak jest obecnie, ale w XIX wieku Polacy w swoim stosunku do Napoleona byli podzieleni. Wielu pewnie dałoby się za niego posiekać, jak choćby Rzecki z „Lalki”. Bardziej chłodne i bezstronne podejście ma Norman Davies, który w książce Boże igrzysko pisze:

»Tereny Księstwa wykrojono z ziem zaboru pruskiego. W jego skład weszły południowe Prusy (Mazowsze i Wielkopolska) bez Gdańska, który uzyskał status Wolnego Miasta, i Prusy Nowo-Wschodnie bez okręgu białostockiego, który oddano Rosji. W 1809 roku, w wyniku wojny z Austrią, powiększono je o Kraków i „zachodnią Galicję” (Lublin, Zamość). W okresie swego największego zasięgu terytorialnego obszar Księstwa wynosił około 154 000 km²; liczyło 4,3 miliona mieszkańców, z których 79% stanowili Polacy, 7% zaś – Żydzi. Przy najlepszych chęciach można by je określić mianem kadłubowego państwa polskiego – bez dostępu do morza i bez żadnych szans na zjednoczenie wszystkich ziem polskich. Nazwy „Polska” starannie unikano.

Francuską konstytucję księstwa – powstałą przy znacznym udziale polskiej strony – podpisał Napoleon 21 lub 22 lipca 1807 roku w Dreźnie. Fryderyk August, król saski, został mianowany dziedzicznym księciem. Jego władze określono niejednoznacznie jako „absolutną pod protektoratem Związku Reńskiego”. Fryderyk August był człowiekiem rozważnym i mówił po polsku, w Warszawie pokazał się zaledwie cztery razy. On sam lub wicekról sprawował pełną władzę wykonawczą za pośrednictwem pięciu ministerstw, których dyrektorzy stanowili Radę, oraz prefektów stojących na czele sześciu, a później dziesięciu departamentów. Sejm miał być dwuizbowy, z mianowanym senatem i wybieralną izbą poselską; ministrowie nie mieli obowiązku zdawania mu sprawozdań ze swoich czynności. Podobnie jak działalność rad okręgowych poszczególnych prowincji, działalność ciał ustawodawczych miała być zredukowana do roli doradczej. Niezależne sądy miały funkcjonować w oparciu o Kodeks Napoleoński. Językiem urzędowym miał być język polski.

W ramach tego systemu, przy stałej nieobecności monarchy, Prezes Rady Ministrów, światły Stanisław Kostka Potocki (1755-1821), oraz jego pięciu mianowanych kolegów mieli spore pole manewru. Politykę wybitnych członków Rady – księcia Józefa Poniatowskiego (1763-1813) w ministerstwie wojny, Stanisława Brezy (1752-1847), przede wszystkim zaś ministra sprawiedliwości – hrabiego Feliksa Łubieńskiego (1758-1848) – ograniczała nie tyle formalnie obowiązująca konstytucja, ile przeciągająca się obecność w mieście marszałka Davouta z 30 000 saskich żołnierzy oraz czujna troska francuskich rezydentów – Étienne’a Vincenta, Jeana Serry, Louisa Bignona i – od r. 1809 – wścibskiego arcybiskupa Dominique’a Pradta.

Konstytucja wprowadzała radykalne zmiany w dziedzinie spraw społecznych. Artykuł 4, który zawierał stwierdzenie, że „wszyscy obywatele są równi w obliczu prawa”, jednym posunięciem obalał dawny system stanowy. Cztery proste słowa – „L’esclavage est aboli” („znosi się niewola”) – kładły kres pańszczyźnie jako instytucji uświęconej przez prawo. Pociągnęły one jednak za sobą duże zamieszanie. Prawne przywileje szlachty nie zostały w sposób jednoznaczny uchylone, sama zaś konstytucja nie miała bezpośredniego wpływu na zmianę jej dominującej roli w społeczeństwie. Doraźna sytuacja chłopów w gruncie rzeczy uległa pogorszeniu. Mimo dekretu o ziemi z 21 grudnia 1807 roku, który regulował sprawę stosunków między właścicielem a dzierżawcą, poczucie bezpieczeństwa byłego chłopa pańszczyźnianego znacznie się zmniejszyło. Niewielką pociechą była dla niego świadomość, że może teraz podpisać nową umowę ze swym byłym panem czy nawet zaskarżyć go w sądzie, skoro czyniąc to, ryzykował natychmiastową eksmisję wraz z utratą domu, ziemi i pracy. Na razie więc jedynym miejscem, dokąd mogli się udać nowo wyzwoleni chłopi, było wojsko.

Rzeczywiste cele powołania do istnienia Księstwa uwidoczniły się najlepiej w sferze wojskowości i finansów. Bez względu na wszelkie gesty w kierunku liberté, egalité czy nawet fraternité pozostaje niewiele wątpliwości co do tego, że celem utworzenia Księstwa było zmobilizowanie jak największej liczby żołnierzy i jak największych sum pieniędzy na potrzeby całego cesarstwa napoleońskiego. W 1808 roku wprowadzono powszechny pobór żołnierzy. Wszyscy mężczyźni w wieku od 20 do 28 lat byli powołani do wojska na sześć lat. Wojsko, które stopniowo rozrosło się z 30 000 żołnierzy w 1808 roku do ponad 100 000 w roku 1812, pochłaniało ponad dwie trzecie dochodu państwa. Między dowodzących nim generałów rozdzielono hojnie dary ziemi, podczas gdy tabuny przymusowych robotników trudziły się nad ulepszeniem urządzeń wojskowych. Do prac przy odbudowie fortecy w Modlinie zmobilizowano dwadzieścia tysięcy chłopów. W 1812 roku liczebność oddziałów stacjonujących w Polsce na koszt Księstwa osiągnęła prawie milion żołnierzy. W zamian za swój polski mundur obywatel otrzymywał solidne opodatkowanie na pruską modłę oraz obojętność władz na modłę rosyjską; oczekiwano też od niego, że odda życie za francuskiego cesarza, walcząc pod rozkazami niemieckiego króla.

Najjaskrawszym przykładem wyzysku, jaki Napoleon uprawiał wobec Księstwa Warszawskiego, było szokujące oszustwo w sprawie tak zwanych „sum bajońskich”. Według konwencji podpisanej we francuskim uzdrowisku Bayonne w 1808 roku, rząd francuski zrzekł się prawa do dawnej własności państwa pruskiego, sprzedając ją za sumę 25 milionów franków, płatnych w krótkim okresie czterech lat. W ten sposób polski podatnik musiał poświęcić niemal 10% budżetu na wykupienie hipotek, budynków i wyposażenia, które zaledwie 12 lat wcześniej zabrali mu Prusacy, a które dostały się w ręce Francuzów jako wojenna zdobycz. Hojność nie wchodziła tu więc w grę.

Tymczasem triumfalne fanfary wzywały Polaków pod wojenne sztandary. Po trwającym całe pokolenie okresie bezgranicznych upokorzeń nie brakowało młodych ludzi zdecydowanych dowieść na polu walki znajomości wojennego rzemiosła. Od brawurowej polskiej Chevaux-Legers z Gwardii Cesarskiej po nowo utworzone pułki wojsk Poniatowskiego, od wyżyn Półwyspu po niziny Rosji waleczność Polaków ruszyła w pochodzie jak nigdy od czasów Sobieskiego.

30 listopada 1808 roku Napoleon zatrzymał się u bram Madrytu. Dalszą drogę odcięła mu jedyna hiszpańska dywizja, broniąca wąskiego wąwozu Somosierra, wiodącego na wysoki płaskowyż, na którym rozciąga się hiszpańska stolica. Szesnaście armat wstrzymywało pochód 50 000 żołnierzy. Po kilku próbach przebicia się przy pomocy piechoty rozkaz „do ataku” wydano pierwszemu oddziałowi szwoleżerów. Trzystu jeźdźców z Księstwa Warszawskiego pod wodzą Jana Kozietulskiego posłuchało rozkazu. W osiem minut później ci, którzy ocaleli, ukazali się trzysta metrów wyżej u szczytu wąwozu w odległości dwóch kilometrów od pełnego podziwu cesarza. Zdobyto wszystkie armaty. Opór Hiszpanów przełamano. Zdobyto Madryt. Odtąd opowieści o szarzy spod Somosierry budziły w Warszawie takie same reakcje, jak w Londynie opowieści o szarzy lekkiej brygady (Szarża angielskiej lekkiej kawalerii na pozycje artylerii rosyjskiej; heroiczny, choć daremny epizod oblężenia Sewastopola [1854] podczas wojny krymskiej – przyp. tłum.). Uważano, że kwiat młodzieży polskiego narodu zginął w odległej ziemi w imię jednego brawurowego gestu. W rzeczywistości bezprzykładne poświęcenie tamtej garstki ludzi utorowało drogę całej armii.«

Davies pisze o 300 szwoleżerach, a Wikipedia pisze, że do ataku przystąpiło 125, a zginęło 57. Wąwóz miał 2500 metrów długości, różnica wzniesień 200 metrów. Na tym odcinku Hiszpanie ustawili 4 baterie. Wąwóz był kręty, więc ze stanowisk poszczególnych baterii nie było widać sąsiednich. Wcześniejsze ataki piechoty kończyły się niepowodzeniami. Atak szwoleżerów trwał 8-10 minut. Przeszli przez ten wąwóz jak tornado czy huragan. Człowiek na koniu porusza się zdecydowanie szybciej niż pieszo. Artylerzyści oddawali salwy, ale nie nadążali ponownie załadować armat. Za każdym razem przy zdobyciu kolejnej baterii ginęli szwoleżerzy, ale większość nacierała dalej. Szybkość, determinacja i odwaga zdecydowały, że taka taktyka okazała się zwycięska. Czy to było szaleństwo? Najwyraźniej ktoś wcześniej nie wpadł na pomysł, że szybkim atakiem można zdobyć coś, co wydaje się nie do zdobycia. I pewnie to bardzo bolało Francuzów i „naszych” Żydów, którzy zawsze są na posterunku, gdy trzeba ośmieszyć Polaków, no bo przecież ci durni Polacy, sami z siebie, nie są w stanie niczego wymyślić.

Czym było Księstwo Warszawskie? Bardziej lakonicznie, niż ujął to Davies, chyba się nie da:

W zamian za swój polski mundur obywatel otrzymywał solidne opodatkowanie na pruską modłę oraz obojętność władz na modłę rosyjską; oczekiwano też od niego, że odda życie za francuskiego cesarza, walcząc pod rozkazami niemieckiego króla.

Wszyscy znamy trylogię Sienkiewicza, ale mało kto słyszał o innej trylogii – trylogii z czasów napoleońskich. Jej autorem jest Wacław Gąsiorowski (1869-1939). Akcja pierwszego utworu Huragan toczy się podczas wojen napoleońskich 1806-1809. Wątek historyczny, obejmujący m.in. krytyczną analizę stosunku Napoleona do sprawy polskiej, splata się z wątkiem przygodowym i miłosnym. Zabieg ten zastosował później w swoich powieściach Lewa wolna i Nie trzeba głośno mówić Józef Mackiewicz. Kolejne powieści to Rok 1809 i Szwoleżerowie gwardii. Akcja pierwszej z nich toczy się podczas wojny polsko-austriackiej 1809 roku, drugiej – w okresie kampanii moskiewskiej Napoleona. Warto przytoczyć parę cytatów z pierwszej powieści Huragan:

»Nad wszystkim zaś wszechwładnie panował „landrecht” (prawo krajowe – przyp. mój), kontrybucjami gnębiąc opornych, co chwila zatrzaskując ciemne wrota ciemnic Magdeburga lub Gdańska, wybierając bez rachuby i porządku rekruta, nie wzbraniając się ani od pożogi, ani miecza. „Landrecht” nadto usiłował spędzić z oblicza Śląska, Wielkopolski i Mazowsza smutek a tęsknotę, gniewał go ponury spokój zaścianków szlacheckich, apatia mieszczan. I naraz sypnął garściami złoto, dozwalając brać każdemu w zamian za ustanowienie hipoteki. Brali wszyscy. Ten synowi na Wołoszczyznę zapomogę słał, ów krewniaka tułającego się na paryskim bruku opatrywał, trzeci pieniądze z grodu wywiózł i ginął, czwarty garnek pieniędzy pod drzewem zakopywał. I znów przygnębienie i cisza, i niechęć, i nieufność, szepty a westchnienia, milczenie i głucha nienawiść.

Jedna Warszawa nie zawiodła. Uczty i bale, zabawy, uciechy, pijatyka a wesele co dnia wstrząsało jej murami. Nikt nie myślał o jutrze, o wojnach, o Napoleonie, o Prusakach. Złoto lało się strugami. Nie pytano z jakiego płynęło źródła. Dość, że było. Najstarsi ludzie, co saskie pamiętali czasy, nie widzieli ani takiej ochoty, ani zapamiętania. Zdawało się, że Warszawa upiła się własnym nieszczęściem a losem i, krom oszołomienia, niczego więcej nie szukała. Stary Köhler, pruski gubernator, pobłażliwie spoglądał na miasto, ramionami wzruszał, a gdy mu dyrektor policji, de Tilly, co dzień „ruhig” (spokój – przyp. mój) raportował, uśmiechał się dobrodusznie, powtarzając z przekonaniem: „niech się bawią”. Niekiedy i Köhler, pociągnięty wirem, brał udział w piknikach i polowaniach. Przyjmowano go chętnie. Lubiano powszechnie. W drogę nie wchodził nikomu, w towarzystwie był gładkim, uprzejmym, dobrym kompanem, wyrozumiałym na wybryki młodzieży. Od kielicha nie stronił, śmiać się umiał.

Na karcie Europy leżał trup rozciągnięty, bezwładny, zadławiony zbytkiem własnej pewności, swoich praw, swojej historii, a serce jego dygotało, biło weselem, upojeniem przebrzmiałych, świetnych czasów.«

I tu się zaczyna problem, który w powyższym fragmencie jest zasygnalizowany jednym zdaniem:

I naraz sypnął garściami złoto, dozwalając brać każdemu w zamian za ustanowienie hipoteki. Brali wszyscy.

Do czasu klęski Napoleona zabór pruski sięgał do Bugu, do naszej obecnej wschodniej granicy. To miało też swoje inne konsekwencje, zasygnalizowane w poniższym cytacie:

„Nieboszczyk mój Michał miał żołd, miał dożywocie, a i to zawierucha wyrwała wdowie… Chociaż nie widzi mi się tylko po coś ty do Warszawy zajechał. Może urzędu chcesz, stopnia – wybij sobie to z głowy! Mało to mój bratanek nadreptał a nakłaniał się Prusakom? Nie wezmą dziś, choćbyś im dusze zaprzedał, aby samych Niemców tysiącami ściągają i starostwa, a po ichniemu amty rozdają!… Ehe! Przyznaj no się, może ty o hipotece przemyślasz? Świeży grosz ci pachnie?!”

Wśród tych Niemców było wielu Żydów, jeśli nie większość. Prusy wycofały się po kongresie, a oni zostali. A jak było z Konstytucją Księstwa? Według Gąsiorowskiego było tak:

„Członkowie komisji stali wyprostowani, patrząc w niemym osłupieniu, jak przed ich oczyma rosły statuty bez rozpraw, bez dyskusji, bez wotowania. Stary marszałek sejmu czteroletniego szczególniej był wzruszony i przejęty. To, na co ongi trzeba było miesięcy, lat całych, tu załatwiało się w minutę!

Bassano ledwie mógł nadążyć pisać. Chwilami Bonaparte urywał nagle, zamyślał się, a potem pytał znienacka komisarzy, iżali im ten lub inny układ przypada do przekonania, ale zanim który z nich zdążył coś rzec, Napoleon już dalsze punkta rozwijał.

Oficer służbowy zameldował Talleyranda. Książę Benewentu wszedł zgięty w pałąk.

-Masz projekt konstytucji księstwa?

-Właśnie, Sire, przyniosłem go… jeszcze nie jest ukończonym..

-Taki wolumin!? Schowaj go na pamiątkę dla siebie! Gadulstwo! Miałeś dwa tygodnie czasu! Patrz, ja już kończę! Bassano, pisz! – Marszałek z grona członków sejmu, przez króla mianowany, prezyduje! Większość stanowi! Sejm jest zwyczajny i nadzwyczajny… pierwszy zbiera się co dwa lata…

W ciągu godziny ustrój nowego państwa był gotowy. Bonaparte polecił księciu Bassano uporządkować go i na dzień następny przygotować w kilku egzemplarzach. Następnie członkom komisji nakazał udać się do sali audiencjonalnej.”

W następnym fragmencie Gąsiorowski opisuje prawdziwy stosunek Napoleona do Polaków i nowego państwa:

»Tymczasem z łoża Traktatu Tylżyckiego zaczęły się wychylać powoli te korzyści, które i z tego nowo ufundowanego księstewka miały spłynąć na Francję, a które pozory bezinteresownego wstawiennictwa cieniem okryły.

Księstwo było krajem sprzymierzonym, od lat piętnastu składało się wraz z całą ziemią na dobrowolny podatek krwi dla armii Bonapartego, przez pięć miesięcy znosiło bez szemrania ciężary przemarszu i postoju olbrzymiej armii, na pierwsze wezwanie podążyło wspierać francuskie szeregi – więc kontrybucji wojennej płacić nie mogło! Ale, mimo to, pod innymi pozorami miało być pozbawione resztek dobytku.

Ziemie, które ongi, stanowiąc dobra narodowe, przeszły były do Prusaków – teraz znów, mimo niezawisłości Księstwa, dostały się w ręce Francuzów. Dwudziestu siedmiu marszałków i generałów za trudy, za zasługi położone w wojnie z Prusami odebrało nagrody z polskiej ziemi. Davoust za Auerstädt dostał Księstwo Łowickie, Perrin-Victor – Przedecz, Bessières – Kruszwicę, Lannes – Księstwo Siewierskie, Ney – Księstwo Sieluńskie, Berthier, Soult, Bertand, Oudinot niemniej suto obdarowani zostali. Mniejsze folwarki a wsie dostały się generałom dywizji, brygadierom i pułkownikom.

Prawda, Bonaparte nie zapomniał o Polakach i trzem wodzom ofiarował to, co było już ich, jako Polaków, własnością. Zajączek wziął Opatówkę, Dąbrowski Winną Górę, a książę Józef Wieluń.

Lecz nie koniec na tym. Sumy, które rząd pruski rozpożyczył był szlachcie na hipoteki, chcąc ją do szybszego wyzucia z ziemi doprowadzić – Bonaparte uznał za swoją własność i nowemu rządowi Księstwa polecił wynaleźć środki na ich pokrycie.

Było to ciężkie zadanie! Tym cięższe, że odeń uchylić się, bez narażenia się na gniew mocarza, nie było możliwym. A dwadzieścia milinów franków było nie lada ciężarem dla pustego skarbu.

Wprawdzie za drugie dwadzieścia milionów ziemianie, kupcy, mieszczanie a wieśniacy posiadali rewersów francuskich za wybrane zboże, owies, bydło, konie a prowiant rozmaity, ale te po większej części miały pozostać w aktach rodowych, jako smutne wspomnienie o tym, co do ostatecznej ruiny doprowadziło pradziadowską fortunę.

Sumy hipoteczne zaś, wobec nacisku gabinetu francuskiego – objęte w roku następnym układem podpisanym w Bajonnie, w ciągu trzech lat spłacone zostały… Historii do sum neapolitańskich przybyły „bajońskie…”«

Sumy neapolitańskie to pieniądze, które królowa Bona wywiozła z Polski i pożyczyła Filipowi II hiszpańskiemu, a które już do nas nie wróciły. Takie wyjaśnienie podaje cytowana przeze mnie książka Gąsiorowskiego. Natomiast na stronie Polonia Viva (poloniaviva.eu) znajdujemy taki opis:

»W końcu 1.II.1556 roku opuściła na zawsze Polskę (po 38 latach!), a towarzyszyły jej 24 wozy załadowane bogactwami i tak ciężkie, że każdy ciągło sześć koni. 13.V.

1556 roku przybyła do swego księstwa w Bari. Jednak wyjazd ten był wyrokiem śmierci na Bonę. Jej włoscy towarzysze i tzw. „doradcy”, oszołomieni jej bogactwami jakie zabrała ze sobą z Polski do Włoch, czyhali teraz niczym drapieżne zwierzęta na łup.

Pierwszym błędem Bony było pożyczenie zawrotnej sumy 430 tysięcy złotych dukatów (ważących podobno 1,5 tony) księciu Alba, wicekrólowi Neapolu (którego zwierzchnikiem był cesarz Filip II Habsburg), należącego wówczas do Hiszpanów, na prowadzenie wojny z Francuzami. Bona – poprzez tą „inwestycję” – robiła sobie nadzieję na uzyskanie władzy w Neapolu, co było oczywiście złudą. Te zawrotne, zwane tak do dziś sumy neapolitańskie”, zaostrzyły tylko apetyt innych jej doradców „na resztę”. Szczególnie bezwzględny okazał się tutaj jej prywatny doradca Jan Wawrzyniec (Gian Lorenzo) Pappacoda, który jak się później okazało był na usługach Habsburgów. Bona przejrzała jego zamiary i nakazała go śledzić. Równocześnie widząc swą beznadziejną sytuację powzięła decyzję powrotu do Polski. Ale było już za późno – „kości zostały rzucone” i dni Bony były policzone. Przekupiony przez Pappacodę lekarz podał królowej tzw. „balsam św. Mikołaja” – wolno działającą truciznę. Na łożu śmierci Bonie wciśnięto do podpisu sfałszowany testament, gdzie jej syn Zygmunt August mający prawnie dziedziczyć jej księstwo i majątek, został pominięty! 19.XI.1557 roku Bona zmarła, a Pappacoda po obrabowaniu zamku i likwidacji świadków zbiegł do Habsburgów. Filip II mianował go w nagrodę margrabią Capurso i kasztelanem Bari. Historia godna filmu w Hollywood!

Termin „sumy neapolitańskie”, to już wspomniana suma 430 tysięcy złotych dukatów (dziś podobno ok. 260 milionów złotych), ważąca ponad 1,5 tony, którą Bona pożyczyła w Neapolu i które to pieniądze po jej śmierci (otruciu) na zawsze przepadły. Co prawda strona polska walczyła o zwrot tego majątku, podobnie zresztą jak o prawo dziedziczenia księstwa Bari przez jej syna Zygmunta Augusta, jednak na południu Włoch, w Neapolu, Apulii i Kalabrii panowały inne stosunki. Bez poparcia Habsburgów, którzy nie byli zainteresowani jakimś procesem (a wręcz przeciwnie!), sprawy polskie nie miały tam żadnych szans na sukces. Do dziś termin ten oznacza właśnie oprócz ogromnej sumy, także wierzytelności nie do odzyskania.«

Jak widać nikt nie chce nazwać rzeczy po imieniu. Bona po prostu ukradła te pieniądze, bo gdyby było inaczej, to nikt nie domagałby się zwrotu tych pieniędzy. Biedny kraj. Ciągle go ktoś napadał, grabił, okradał i jeszcze, jak Napoleon, wmawiał, że coś dla Polaków robi, a praktycznie traktował ich jak mięso armatnie.

Czasem zastanawiało mnie, skąd u wielu Polaków tamtego okresu, szczególnie u żołnierzy, taka ufność i wiara w Napoleona? Przecież było wielu ludzi, którzy nie mieli złudzeń, kim jest Napoleon i do czego jest zdolny. A jednak było wielu, którzy gotowi byli walczyć nie za swoją sprawę i nie w interesie własnego kraju. Czy byli tacy głupi? Dla wielu, szczególnie dla chłopów, była to szansa na inne życie. Inna sprawa, że od momentu ustalenia obowiązkowej sześcioletniej służby dla wszystkich w wieku 20-28 lat, mogło to już nie być takie atrakcyjne. Być może pewnym wyjaśnieniem tego fenomenu, będzie kolejny cytat z powieści Gąsiorowskiego:

»Kozietulski nie dobierał wyrażeń. Zdania i słowa jego były proste, graniczące może z grubiaństwem, lecz płynęły z duszy, z uczuć czystych, jasnych.

Z domu rodzicielskiego wyniósł on był rzadką bogobojność a umiłowanie religii przodków. Rzadką, bo choć w opiekuńcze skrzydła Bogarodzicy nie zaginęła, choć pieśń jej przetrwała… atoli pod koniec czasów pruskich nowe prądy z zachodu zakradać się jęły. Loże masońskie mnożyły się w całym kraju, a setki młodzieży przystawało do nich.

Więc i w pułku szwoleżerów nie brakło ani oficerów, ani żołnierzy, którzy nosili godła „Świątyni Hesperydy”, „Rycerzy tarczy północnej”, „Eleusis”, „Świątyni szczerego połączenia i doskonałego milczenia”, „Izydy”, „Uwieńczonej cnoty”, „Świątyni Palomona”.

Kozietulski nie dał się skusić. W wierzeniach swoich pozostał takim, jakim był w dzieciństwie swoim, gdy za rodzicem, imć panem Antonim Habdank Kozietulskim, starostą bendzińskim, odmawiał wieczorne i ranne pacierze. Kozietulskiego kochali żołnierze. „Starościc”, jak go poufale tu i ówdzie nazywano, posiadał serca wszystkich.«

Tak więc wychodzi na to, że rzeczywistość nie jest taka prosta i tłumaczenie pewnych zachowań czy działań głupotą i lekkomyślnością może służyć ukryciu prawdy i zatajeniu prawdziwego oblicza uczestników wielu wydarzeń. Czy Napoleon był masonem i był na usługach masonerii? Feliksa Eger w książce Historia towarzystw tajnych (1904) pisze:

„Bonaparte, posiadający całe zaufanie Robespierre’a, któremu zawdzięczał początek swej kariery, zyskał sobie także zaufanie wolnomularstwa, czym jedynie wyjaśnić można tak szybkie jego dojście do władzy. Po zdobyciu Tulonu pisał do konwencji:

Obywatele reprezentanci! Z pola bitwy i brocząc jeszcze we krwi zdrajców, donoszę wam z radością, że rozkazy wasze spełnione, Francja pomszczona. Ani wiek, ani płeć oszczędzonymi nie były. Ci, których skaleczyły tylko armaty republikańskie, rozsiekani zostali mieczami wolności i bagnetami równości.

Pozdrowienie i uwielbienie. Brutus Bonaparte, obywatel sans-culottes.

Postawiony na czele wojska włoskiego wraz z młodym jeszcze Robespierrem zostawał z nim w ścisłych związkach. Konwencjonalista ten oddał mu też dowództwo armii Paryża w miejsce Henriota. Jego też królobójcy konwencji wezwali na pomoc, chcąc siłą utrzymać się przy władzy i zatopić w morzu krwi stronnictwa paryskie. W wojnie z papieżem był on narzędziem rewolucji odpowiadającym pragnieniom towarzystw tajnych.”

Czym więc było Księstwo Warszawskie? Chyba bazą wypadową, takim lotniskowcem, z którego miał nastąpić atak na Rosję. Ale powstało ono w wyniku traktatu tylżyckiego, którego stroną był car Rosji. Bez jego zgody pewnie nie powstałoby. Czy nie zdawał on sobie sprawy z tego, że otwiera w ten sposób Napoleonowi drogę na Moskwę i dostarcza mu wiernego sojusznika. Po pokonaniu Prus Napoleon i tak panował na tym terenie. A może to wszystko i tak wcześniej zostało zaplanowane?

Księstwo Warszawskie istniało od 1807 roku do 1812, w którym zostało przekształcone w Królestwo Polskie. A więc tylko 5 lat. W zasadzie bardzo krótki epizod w naszej historii, ale bardzo znaczący. Bardzo wiele się wtedy wydarzyło. Powstało państwo, które po dwóch latach powiększono o znaczne obszary, a po 6 latach, trzy państwa, które 20 lat wcześniej dokonały rozbiorów, ponownie podzieliły między siebie to państwo. Dokonał się więc czwarty rozbiór Polski, bo Księstwo, które sięgało od Krakowa i Poznania po Lublin, tylko z nazwy było Warszawskim. Po co to wszystko było? Najwięcej zyskała Rosja, która klinem wdzierała się pomiędzy Austrię i Prusy i zajmowała tereny, które wcześniej należały do obu tych państw. W wyniku wojny z Austrią w 1809 roku Księstwo zyskuje nowe tereny. Mocarstwo przegrywa wojnę z jakimś księstewkiem? No bo skoro oddaje wcześniej zdobyte tereny, to chyba przegrywa. Czy to cyrk? Czy może rzeczywiście chodziło o to, by nowe państwo dostarczyło jak najwięcej rekruta? W Księstwie od 1808 roku obowiązywał przymusowy pobór do wojska. Państwa, które 12 lat wcześniej dokonały jego rozbiorów, ponownie wskrzeszają je do życia. A niby imperator, zwycięzca, mianuje na księcia tego księstewka przedstawiciela państwa, które pokonał. Czy to nie jest paranoja? Tak to wygląda z zewnątrz, ale najwyraźniej toczyła się jakaś podskórna gra i prawdziwi władcy, ukryci gdzieś głęboko, posługiwali się tylko marionetkami. Prawdziwe cele były zupełnie inne od tych afirmowanych. Napoleon – marionetka. I nie tylko on. I car też, nie wspominając o pruskim królu.

Czy po to powstało Księstwo, by służyć Napoleonowi jako baza wyjściowa do ataku na Rosję i jako zagłębie świeżego rekruta? A jeśli tak, to znaczy, że w momencie jego tworzenia wiedziano, że będzie wojna z Rosją i Rosjanie też musieli o tym wiedzieć, skoro zgodzili się na warunki wynegocjowane w Tylży. Czy to oznacza, że na tym świecie nigdy nic nie dzieje się przypadkowo? A jeśli tak, to znaczy, że i ten wirus, który nas gnębi, nie pojawił się przypadkowo. Mówią, że jeśli chcesz zrozumieć teraźniejszość, to ucz się historii. Święta prawda, pod warunkiem, że jest to prawdziwa historia.

4 thoughts on “Księstwo Warszawskie

  1. “W zamian za swój polski mundur obywatel otrzymywał solidne opodatkowanie na pruską modłę oraz obojętność władz na modłę rosyjską; oczekiwano też od niego, że odda życie za francuskiego cesarza, walcząc pod rozkazami niemieckiego króla.”

    Wspaniały cytat, jakże niewiele się zmieniło. Tylko aktorzy, a przedstawienie jest to samo.
    Daviesa próbowałem czytać, ale tak się nieszczęśliwie złożyło, że zacząłem od jego książki o powstaniu warszawskim i dałem sobie spokój, bo uznałem, że uprawia wrogą propagandę. W opisie czasów dawniejszych może sobie chyba pozwolić na więcej prawdy. O Łysiaku nawet nie wspominam. Przestałem go czytać jako nastolatek, wyrosłem z jego irytującego stylu. Ma swoim koncie dwie czy trzy niezłe książki i mnóstwo grafomanii, do tego szkodliwej. Za PRL, kiedy wszyscy siedzieli pod sowieckim butem, jeździł sobie po świecie i studiował za granicą. Jego syn jest korespondentem zagranicznym Gazety Polskiej. Myślę, że judeofilia Łysiaka i te szczegóły pokazują kim jest naprawdę, choć on sam odżegnuje się od masonerii.

    Like

    • No właśnie zamieszczając ten cytat Łysiaka tak mi się skojarzyło, że może być masonem, skoro jego idolami są Napoleon i Piłsudski. Co do Daviesa, to on gdzieś napomykał o tych ograniczeniach. Nie ma szans na to, by powstała obiektywna praca o powstaniu warszawskim. Taka rzeczywistość. Jeśli w “Bożym igrzysku” mógł napisać coś więcej, to może dlatego, że pojawiła się ona jeszcze w latach 90-tych. Świat zmienia się w coraz szybszym tempie na gorsze.

      Like

    • W mojej ocenie jest to bardzo dobra i obiektywna analiza. Dlaczego oni mogą, a u nas – nie? Wygląda na to, że ich elity nie są tak kompletnie zażydzone jak nasze.

      Like

Leave a comment