Wyprawa kijowska

Wyprawa kijowska jest chyba mało znanym epizodem wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Może więc wypada ją sobie przybliżyć, zwłaszcza że, w świetle bieżących wydarzeń, staje się ona jakby bardziej aktualna. Wypada jednak zacząć od wcześniejszych wydarzeń, które ją poprzedziły.

W marcu 1917 roku, podobnie jak w całym imperium rosyjskim, na Ukrainie dokonała się rewolucja lutowa. Władzę cywilną, za zgodą Rządu Tymczasowego, pełniła Ukraińska Centralna Rada (UCR). W UCR narastały stopniowo tendencje autonomiczne, które po rewolucji październikowej przerodziły się w separatyzm. W listopadzie 1917 roku UCR ogłosiła deklarację niepodległości Ukrainy i proklamowała Ukraińską Republikę Ludową. 16 grudnia Rada Komisarzy Ludowych Rosji radzieckiej uznała niepodległość Ukrainy. Natomiast rewolucyjna część uczestników I Ogólnoukraińskiego Zjazdu Rad (w Kijowie) przeciwstawiła się UCR i 24 grudnia w Charkowie utworzyła rząd Ukrainy radzieckiej. Do lutego 1918 roku rządy UCR na Ukrainie zostały obalone. 8 lutego do Kijowa wkroczyły wojska rewolucyjne. 9 lutego przedstawiciele UCR podpisali w Brześciu traktat pokojowy z Niemcami i w tym miesiącu wojska niemieckie i austro-węgierskie, pod pozorem pomocy UCR, wkroczyły na Ukrainę.

Zajęcie Ukrainy przez wojska niemieckie i austro-węgierskie; źródło: Wikipedia.

28 kwietnia władze niemieckie rozwiązały UCR, a 29 kwietnia na hetmana Ukrainy wyznaczyły generała Skoropadskiego, całkowicie im uległego. W listopadzie 1918 roku wybuchło na Ukrainie powstanie ogólnonarodowe, a więc w tym samym czasie, gdy w Berlinie wybuchła rewolucja bolszewicka i żołnierze niemieccy masowo dezerterują i wracają do Niemiec. Część działaczy UCR utworzyła Dyrektoriat (przewodniczący W. Wynnyczenko, następnie S. Petlura), nawiązujący politycznie do działalności UCR. W tym samym czasie w mieście Sudź powstaje robotniczo-chłopski rząd Ukrainy, który 29 listopada 1918 roku proklamował obalenie hetmana Skoropadskiego i ustanowienie władzy radzieckiej.

To są informacje z Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN (1962-1970), natomiast Wikipedia pisze: Tymczasowy Robotniczo-Chłopski Rząd Ukrainy – drugi w kolejności radziecki rząd (pierwszym była Ukraińska Ludowa Republika Rad), utworzony 28 listopada 1918 w Kursku. Utworzony został w celu zamaskowania agresji Rosji Radzieckiej na Ukraińską Republikę Ludową.

Mamy więc dwie interpretacje rzeczywistości: PRL-owską z WEP, czyli proradziecką i obecną z Wikipedii, czyli raczej proukraińską. Wedle WEP powstaje w mieście Sudź robotniczo-chłopski rząd Ukrainy, a według Wikipedii powstaje w Kursku Tymczasowy Robotniczo-Chłopski Rząd Ukrainy.

W listopadzie 1918 roku w Galicji Wschodniej została utworzona nacjonalistyczna Zachodnioukraińska Republika Ludowa (ZURL). Władze ZURL uznały Dyrektoriat i udzieliły mu poparcia. Główny wysiłek ZURL koncentrował się na walce z Polską (1-22 listopada walki polsko-ukraińskie o Lwów). W lipcu 1919 wojska polskie zajęły Galicję Wschodnią, która tym sposobem znalazła się w granicach Polski.

We wrześniu 1919, w walkach z kontrrewolucyjnymi wojskami Denikina, oddziały Dyrektoriatu, w skład których weszła armia ZURL, poniosły porażkę, a następnie zostały wyparte przez armię radziecką w trakcie jej ofensywy przeciwko Denikinowi. Po walkach z wojskami Denikina (poł. 1919 – pocz. 1920) Ukraina znalazła się pod władzą radziecką. 21-22 kwietnia 1920 roku Petlura w imieniu Dyrektoriatu zawarł porozumienie z Polską w kwestii wspólnej akcji zbrojnej przeciw Rosji radzieckiej. Wojska Dyrektoriatu uczestniczyły w zainicjowanej przez Piłsudskiego tzw. wyprawie kijowskiej.

xxx

Tak więc na Ukrainie dokonały się dwie rewolucje. Jedna, bolszewicka – na prawie całym obszarze Ukrainy; druga – nacjonalistyczna, antybolszewicka – na terenie byłej Galicji Wschodniej. Trudno sobie wyobrazić, że Piłsudski nie zdawał sobie sprawy z tego, że wkraczając na tereny objęte rewolucją bolszewicką, nie zyska tam poparcia. A jednak podjął taką decyzję.

Józef Mackiewicz w swojej powieści Lewa wolna tak opisuje wyprawę kijowską (wytłuszczenia W.L.):

Komendant, mając prawie niczym nie skrępowaną władzę nad Polską, pragnie stworzyć tę Polskę istotnie samodzielną i tak silną, by była po wsze czasy zdolna do samoobrony. Więc musi być to Polska terenowo dostatecznie obszerna. Poza tym taka, która by się mogła oprzeć o narody, równie jak Polska zagrożone przez imperializm rosyjski. Takim oparciem powinna być w pierwszym rzędzie samodzielna Ukraina, w sojuszu z Polską. Dlatego Naczelnik zawarł sojusz z atamanem Petlurą. I planuje wielką ofensywę na Ukrainie.

Dnia 25 kwietnia 1920 roku, Piłsudski, nie oglądając się na bolszewicką koncentrację na północy, rzucił na tak zwaną Wyprawę Kijowską, trzy armie polskie: 3-cią pod własnym dowództwem, 2-gą pod dowództwem gen. Listowskiego, oraz 6-tą gen. Iwaszkiewicza. – Łącznie: 109 batalionów, 64 szwadrony i 104 baterie.

Już w tym czasie bolszewicy zdążyli skoncentrować na północnym odcinku frontu 130.000 wojska, pozostawiając na obszarze Wołynia i Ukrainy zaledwie 36.000, gdyż 1-a Konna Armia Budiennego dopiero się przegrupowywała w północnym Kaukazie.

W tę pustkę uderzył właśnie Piłsudski, wprowadzając w nią gros doborowych sił polskich. Zapytany, dosyć zresztą lękliwie, przez szefa sztabu, czy nie obawia się o los osłabionych jeszcze bardziej, 1-szej i 4-tej armii, które izolowane i bez odwodów stoją na północ od Polesia, odpowiedział: One czują się tam dobrze.

Dwie słabe armie sowieckie, 12-ta na Wołyniu i Ukrainie, 14-ta na Podolu, otrzymały rozkaz cofania się, wciągając przeciwnika w próżnię. Jedynie dla zmylenia wysunąć miały silne straże tylne, i toczyć boje opóźniające. Ariergardy bolszewickie, angażując się w walki, traciły jednak sporo sprzętu i materiału wojskowego, oraz dużo jeńców, z których większość przechodziła dobrowolnie na stronę polską.

W tych warunkach jedynym lokalnym sukcesem strategicznym, jaki wojska polskie mogły odnieść na Ukrainie, było – zdaniem fachowców – szybkie dopędzenie i ostateczne rozbicie tych dwóch armii sowieckich, które się cofały. Zwłaszcza 12-tej armii, tej samej, której los na jesieni 1919 był już raz, zdawało się przesądzony, a która wskutek cichego porozumienia zdołała się uratować z kleszczy.

Lecz oto, dnia 27 kwietnia, gdy zaledwie dwa dni marszu dzielą 3-cią armię polską od Kijowa, zapadła niespodziewana decyzja Naczelnego Wodza, by przerwać pościg i stanąć w miejscu na dziesięć dni… Dało to możność wojskom sowieckim bez przeszkód, stopniowo wycofać się za Dniepr, i przeprowadzić ewakuację etapów. Kijów został przez bolszewików opuszczony. Tej dziwacznej sytuacji na przedpolu nie wytrzymują nerwy nawet najbardziej oddanych swemu „komendantowi” oficerów legionowych. O świcie 7 maja, patrol szwoleżerów wysłany na własną odpowiedzialność dowódcy pułku, dociera do przedmieść miasta, oddaje konie konowodom, wsiada do tramwaju i jedzie nim do śródmieścia. Dla fantazji szwoleżerowie chcieli nawet zapłacić za przejazd konduktorowi, ale nie mieli drobnych… Po południu tegoż 7 maja wkracza do Kijowa kompania I brygady piechoty legionowej.

Dopiero nazajutrz, 8 maja, wódz naczelny, który jest zdania, że bolszewicy powinni bronić Kijowa, wydaje rozkaz natarcia i zdobycie miasta. Zajętego już przez wojska własne.

Operacja kijowska podana jest w oficjalnych komunikatach wojennych z dużym patosem, jako wielkie zwycięstwo oręża polskiego. W Warszawie zapanował nastrój entuzjazmu. Tłumy gromadzą się przed gmachem sejmu. Wychodzi marszałek sejmu Trąmpczyński i wznosi okrzyk: „Niech żyje Piłsudski!” Następnie wygłasza podniosłe przemówienie, w którym mówi o „szlaku Bolesława Chrobrego”, o tym, że „od czasów Chocimia naród polski takiego triumfu oręża nie przeżywał”… W kościele św. Aleksandra odprawione zostaje dziękczynne nabożeństwo z odśpiewaniem „Te Deum”. – Dzień jest po majowemu ciepły, słoneczny. Ukwiecone okna stolicy są przeważnie otwarte, i nawet człapiące po drewnianej kostce dorożkarskie konie uczepione mają przy uzdach niedrogie kwiaty.

Tymczasem wojska polskie zajęły teren prawie nie broniony, zatrzymały się w Kijowie, nie ścigając nieprzyjaciela, i nikt nie wie, co robić dalej. Z całej koncepcji pozostaje jedynie punkt kapitalny: tak długo trzymać wyciągnięte na Ukrainie wojska, aż powstanie i okrzepnie państwowa i militarna siła sojuszniczej Ukrainy. Ale ten punkt programu zawodzi.

Wojska polskie stały tydzień, stały dwa, trzy… A żadna Ukraina nie powstała. I zresztą w tak krótkim czasie powstać nie mogła.

W tej to sytuacji, mimo nie zakończonej jeszcze z braku taboru kolejowego koncentracji, mimo dotkliwych braków w sprzęcie, amunicji i koni, mimo iż 20 procent żołnierzy nie ma butów, towarzysz Tuchaczewski, który objął dowództwo frontu po Gittisie, decyduje się na próbę ofensywy na Białorusi. Bardziej skłoniła go do tego pogłoska, że 1-sza armia polska ma jakoby dokonać uprzedzającego uderzenia na koncentrację witebską.

Dnia 14 maja, 15-ta armia sowiecka z rejonu Lepel – Usza uderza na 1-ą armię polską, a 16-ta armia sowiecka z rejonu Witebsk – Orsza na 4-ta armię polską. Generał Szeptycki zdołał odeprzeć atak i utrzymać pozycje. Natomiast 1-a armia poniosła porażkę i poczęła się cofać.

Wtedy Piłsudski zaczął przerzucać stojące zupełnie bezczynnie na Ukrainie dywizje, na północ. Ale teraz na front ukraiński podchodziła już zwolniona z rosyjskiego frontu po-Denikinowskiego, i ostatecznie przegrupowana 1-sza konna armia Budiennego. Zaniepokojenie w sztabie naczelnego wodza rosło. Rozproszył je Piłsudski autorytatywnym oświadczeniem, iż lekceważy tę siłę, gdyż jak to wykazała praktyka wielkiej wojny, konnica jest bronią przestarzałą i bez większego znaczenia. Tymczasem 1-a konna armia Budiennego stała się głównym taranem uderzeniowym sowieckiej kontrofensywy, która podjęta została 27 maja na uszczuplone wojska polskie na Ukrainie. Wtedy Piłsudski zaczął przerzucać znowu dywizje z północy z powrotem na Ukrainę. I nazwał ten rodzaj strategii: „Grą odwodami”. W istocie odbywała się ta gra w najbardziej niefortunnych warunkach, na przestrzeni około 1.000 kilometrów, w terenie o nie rozbudowanej sieci kolejowej, przy braku taboru, stacji załadunkowych, wyczerpując ludzi i konie. Piłsudski zamierzał teraz najpierw rozbić Budiennego, a później znowu przerzucić wojska na Białoruś. Ale na dalszą „grę odwodami” było już za późno. 10 czerwca wojska polskie opuszczają Kijów.

W rezultacie, wojska polskie utraciwszy w ciągu niespełna dwóch miesięcy: w poległych i zmarłych – 347 oficerów i 7.634 żołnierzy, w rannych – 456 oficerów i 20.098 żołnierzy, a w jeńcach – 320 oficerów i 35.060 żołnierzy, odrzucone zostały na linie wyjściową „Wyprawy Kijowskiej”.

W dniu 4 lipca 1920 roku północny front polski przedstawiał się tak:

Na odcinku od Dźwiny do górnej Berezyny stała 1-sza armia generała Zegadłowicza. Wzdłuż średniej Berezyny – 4-ta armia generała Szeptyckiego. Odcinek w rejonie Ptycza do Prypeci zajmowała Grupa Poleska płk. Sikorskiego.

Wojska rozciągnięte były w cienką linię kordonową. Z fachowego punktu widzenia trudno ją było nazwać „linią obronną”, raczej „linią osłony”. Każda z poszczególnych dywizji zajmowała kilkadziesiąt kilometrów odległości proste, bez odwodów, bez rezerw, i w żadnym punkcie nie była zdolna do stawienia oporu większym siłom, ani do przeciwnatarcia. Na ten dziwoląg strategiczny wielokrotnie próbowali uprzednio zwracać uwagę naczelnego dowództwa zarówno wojskowi fachowcy, jak w końcu wpływowi w państwie ludzie cywilni, gdyż rzucał się on w oczy nawet laikom. Wprawdzie system rozciągniętych linii frontów stosowany był podczas wielkiej wojny, ale linia polska nie stanowiła powtórzenia tamtego wzoru, lecz raczej była jego odwróceniem, gdyż nie posiadała w przybliżeniu ani tych sił, ani tych środków. Wszelkie próby interwencji w naczelnym dowództwie nie odnosiły jednak skutku, gdyż Józef Piłsudski nie znosił, by ktokolwiek wtrącał się do jego decyzji. Kordonowe ugrupowanie wojsk utrzymane zostało w dalszym ciągu, mimo niekorzystnej strategicznej koniunktury ogólnej po klęsce Denikina, i po przerzuceniu wszystkich sił bolszewickich na front polski, mimo alarmujących informacji, że koncentracja sowiecka odbywa się właśnie na północy.

O świcie 4 lipca, Tuchczewski, dowódca północno-zachodniego frontu, rzucił na cienki kordon polski cztery armie i jedną samodzielną grupę wojsk.

Już w godzinach porannych pierwszego dnia ofensywy front polski został przełamany jednocześnie w kilku miejscach. Dało się to z łatwością osiągnąć przez koncentrację na poszczególnych odcinkach grup uderzeniowych. Wojska polskie, zaskoczone gwałtownym uderzeniem, nie rozporządzając rezerwami dla wykonania kontrmanewru, rozpoczęły odwrót prawie na całej linii. Miejscami przeistoczył się on w odwrót bezładny, a gdzieniegdzie w ucieczkę. Sytuacja z miejsca poczęła przybierać obrót katastrofalny.

xxxxxxxx

Już niejednokrotnie pisałem na tym blogu, że wszystkie wojny to ustawki, łącznie z tą, która obecnie trwa na Ukrainie. Piłsudski zatrzymał się przed Kijowem. Później było podobnie.

Drugie uderzenie z 22 września, po odparciu wojsk bolszewickich spod Warszawy, całkowicie rozbija bolszewików na przestrzeni całego frontu i rozpędza ich armie. Ta operacja, nazwana bitwą niemeńską przesądziła o losach wojny. Generał Weygand, już na podstawie oceny bitwy warszawskiej, stwierdził 21 sierpnia w wywiadzie dla paryskiej gazety:

Jeżeli wojskowe kierownictwo polskie zechce w pełni i zupełności wyzyskać odniesione zwycięstwo, jestem absolutnie pewny, że armia bolszewicka przestanie wkrótce odgrywać jakąkolwiek rolę.

No właśnie! Jeśli zechce w pełni i zupełności wyzyskać. Tereny na północ od Prypeci, na całej Białorusi, były ogołocone z przeciwnika. Droga na Moskwę stała otworem. I ta 900-tysięczna armia stoi. Nie pierwszy zresztą raz w tej wojnie, dziwnej wojnie.

W dniu 21 września zbiera się w Moskwie na tajnej konferencji kilku członków CK partii. Są tam m.in. Lenin, Trocki, Stalin. W jej wyniku zapada uchwała o utworzeniu nowego „Południowego Frontu”, skierowanego wyłącznie przeciwko wojskom generała Wrangla, liczącym około 40 tysięcy żołnierzy. Na drugi dzień po tym postanowieniu, 22 września, czyli w dniu rozpoczęcia „niemeńskiej” ofensywy polskiej, Lenin przemawia na IX Konferencji RKP (bolszewików) i proponuje zawarcie pokoju z Polską. W rezultacie uchwalono rezolucję o konkretnych warunkach zawarcia pokoju, które osobiście sporządza i redaguje Lenin.

Klęska na froncie polskim nie zmieniła decyzji zapadłych na tajnej konferencji z dnia 21 września o skierowaniu wszystkich sił przeciwko Wranglowi. Z trudem udaje się ściągnąć z fińskiej i estońskiej granicy 6-tą armię czerwoną. Ale armia ta nie zostaje rozwinięta na Białorusi jako ostatnia zapora, zamykająca drogę na Moskwę. Przechodzi, niezatrzymywana, przed frontem polskim i kieruje się na front krymski. A tam napierał, powstrzymywany ostatkiem sił, Wrangel. Przed prawie milionowym wojskiem polskim droga na stolicę rewolucji wolna. Tylko ruszyć!

Dnia 8 października wojska polskie dotarły o 16 wiorst na zachód od Mińska. Władze bolszewickie uciekły z miasta. Mińsk pozostawiony sam sobie, leży przez kilka dni na ziemi niczyjej. A wojska polskie stoją, nie posuwają się naprzód, jakby zamieniły się w słup soli. Bolszewicy wracają. Ludzie głupieją. Lenin mówi o klęsce w wojnie z Polską, a wszystkie siły kieruje przeciwko Wranglowi. I deklaruje: „Zwycięstwo nad Wranglem jest obecnie naszym głównym i podstawowym celem”… O co w tym wszystkim chodzi? Polska dysponuje siłą dwudziestokrotnie większą niż Wrangel.

12 października został zawarty rozejm wojskowy i wstępny traktat pokojowy pomiędzy Polską i bolszewikami. W dniu 16 listopada 4-ta armia czerwona, ta rozbita pod Ciechanowem i później powtórnie pod Grodnem, ta armia wkracza do Teodozji. 18-go zajęła Jałtę. Niedobitki armii Wrangla i cywile, zapakowani na statki, odpływali do Konstantynopola.

W tekście powyżej, kursywą, napisałem, że mamy dwie interpretacje rzeczywistości. Tę z PRL-owskiej WEP, według której rewolucja bolszewicka na Ukrainie dokonała się przy akceptacji, przynajmniej biernej, ludności ukraińskiej. Druga, z Wikipedii, że rewolucja ta została narzucona narodowi ukraińskiemu siłą. Być może odpowiedzi trzeba szukać w tzw. wyprawie kijowskiej. Ludność radzieckiej Ukrainy okazała całkowitą obojętność dla pomysłu państwa ukraińskiego, wspieranego przez Polaków. Ktoś może powiedzieć, że to mogła być obawa przed bolszewickim rewanżyzmem, ale nie było jej w przypadku protestów przeciw kolektywizacji gospodarstw rolnych, narzuconej przez władzę radziecką, co skończyło się wielkim głodem na Ukrainie w latach 1932-33.

Tak się jakoś dziwnie składa, że te protesty przeciw kolektywizacji pojawiają się po powstaniu pewnej organizacji. Na Kongresie Ukraińskich Nacjonalistów w Wiedniu w 1929 roku powstaje Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Znowu Wiedeń! Parafrazując więc słowa rzymskiego senatora (w końcu łączą nas, wszystkich “Europejczyków”, antyczne korzenie) Marka Porcjusza Katona, wypadało by, z polskiego punktu widzenia, powiedzieć: A poza tym sądzę, że Wiedeń trzeba zniszczyć. W oryginale chodziło o Kartaginę. Tak zawsze Katon kończył swoje przemówienie. Według Dmytro Doncowa (twórcy ukraińskiej koncepcji nacjonalizmu, przyjętej w latach 30. XX wieku przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów za podstawę ideologiczną działalności politycznej) głównym wrogiem Ukrainy miała być Rosja, niezależnie od jej formy ustrojowej, kraj o skrajnie odmiennej od Europy cywilizacji. Doncow przypisywał Ukrainie rolę obrońcy Europy przed Rosją i jej nieuchronnym imperializmem, powracającym pod różną nazwą i w różnej postaci (stawiał carat na tej samej płaszczyźnie, co bolszewizm). A więc już nie Polska, tylko Ukraina stawała się, wedle Doncowa, przedmurzem Europy. Pomysł mało oryginalny, ale wywodzący się z tego samego źródła.

Mamy więc konkretną ideologię, stworzoną przez Żyda Doncowa, która jest skierowana przeciwko Rosji, zarówno tej carskiej, jak i bolszewickiej. Siłą rewolucyjną nie jest, jak w przypadku krajów uprzemysłowionych, klasa robotnicza, tylko chłopi ukraińscy. Skoro więc chłopi są siłą rewolucyjną, to ich likwidacja, poprzez kolektywizację, stanowi likwidację tej siły i wszelkie nadzieje na niepodległą Ukrainę stają się mrzonką.

W podsumowaniu poprzedniego blogu napisałem, że państwo “polskie” realizuje ideologię ukraińskiego Żyda, ale jest to ideologia, którą w pełni zaakceptowała OUN, a więc wychodzi na to, że państwo “polskie” realizuje ideologię OUN, czyli ideologię UPA. I żadne zaklęcia typu, że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski, tego nie zmienią.

Leave a comment