Pieniądze i wojny

W blogu „CIA c.d.” pisałem o tym, że źródłem wszelkich wojen jest ideologia żydowska, która zakłada, że Żydzi są narodem wybranym i w związku z tym mają prawo do podporządkowania sobie innych narodów. By to było możliwe, muszą utrzymywać narody rdzenne w stanie permanentnej słabości i rozkładu. I do tego potrzebne są im wojny. Ale do ich prowadzenia niezbędne są pieniądze, a monopol na ich emisję mają właśnie Żydzi. Natomiast rdzenne narody nie mają żadnego interesu, by ze sobą walczyć i nawzajem wyniszczać się. Ciekawe uwagi, zdające się potwierdzać mój pogląd, znalazłem w książce Standard bitcoina (Fijorr Publishing, 2020). Jej autorem jest Saifedean Ammous, który tak pisze:

Patrząc wstecz, kluczowa różnica pomiędzy I wojną światową a wcześniejszymi, ograniczonymi konfliktami nie dotyczyła ani kwestii gospodarczych ani strategicznych, lecz raczej monetarnych. Gdy państwa funkcjonowały w ramach standardu złota, to rządy miały bezpośrednią kontrolę nad zapasami złota, podczas gdy ich obywatele posługiwali się papierowymi banknotami wymienialnymi na to złoto. Łatwość z jaką rządy mogły wyemitować większą ilość banknotów, była po prostu zbyt kusząca w sytuacji wymykającego się spod kontroli konfliktu wymagającego potężnych nakładów finansowych. Co być może ważniejsze, dodruk pieniądza wydawał się zdecydowanie wygodniejszy politycznie niż nałożenie na obywateli wyższych podatków. Już po zaledwie kilku tygodniach od wybuchu wojny rządy wszystkich największych krajów uwikłanych w spór zawiesiły wymienialność banknotów na złoto, co w praktyce oznaczało porzucenie standardu złota i przejście na standard pieniądza pustego.

Prosty trik polegający na zawieszeniu wymienialności banknotów na złoto sprawił, że działania wojenne rządów przestały być ograniczone funduszami zgromadzonymi w ich skarbcach – fundusze te zaczęły nagle obejmować w zasadzie całe bogactwo ich obywateli. Tak długo, jak dany rząd mógł drukować pieniądze akceptowane później przez jego obywateli oraz cudzoziemców, był w stanie finansować wydatki wojenne. Dla odmiany dawniej, w systemie monetarnym, w którym złoto jako pieniądz krążyło w rękach obywateli, rządy dysponowały jedynie zawartościami własnych skarbców oraz możliwością nakładania nowych podatków i emitowania obligacji. Ograniczenia te hamowały zapędy wojenne władców, leżąc u podstaw względnie długich okresów pokoju w różnych rejonach świata przed XX stuleciem.

Gdyby kraje europejskie nie porzuciły standardu złota lub gdyby obywatele tych krajów trzymali swoje złoto we własnych rękach – zmuszając rządzących, by uciekali się do podatków, a nie do inflacji – być może historia potoczyłaby się inaczej. Niewykluczone, że I wojna światowa doczekałaby się rozstrzygnięcia militarnego już po kilku miesiącach konfliktu, na skutek problemów finansowych jednej ze stron i trudności w pozyskiwaniu funduszy od ludności nieskorej do rozstawania się ze swoim bogactwem dla ratowania panującego akurat reżimu. Niestety po zawieszeniu standardu złota rządy zyskały dodatkowy stopień swobody. Nie musiały już ograniczać się do zasobów w swoich skarbcach – poprzez inflację mogły finansować wojnę aż do wyczerpania się zakumulowanego bogactwa swoich obywateli.

Dewaluowanie waluty przez uwikłane w wojnę kraje umożliwiło trwanie w krwawym impasie przez cztery długie lata. Tymczasem bezsensu tego konfliktu świadomi byli nie tylko zwyczajni mieszkańcy Europy, ale również żołnierze na frontach narażający życie w zasadzie bez powodów innych niż kombinacja bezgranicznej próżności i obłąkańczych ambicji swoich monarchów, spośród których większość była ze sobą skoligacona. Jeden z najdobitniejszych przejawów ambiwalencji wobec konfliktu miał miejsce w Wigilię Bożego Narodzenia 1914 roku, kiedy to francuscy, angielscy i niemieccy żołnierze zignorowali rozkazy, by walczyć, odłożyli broń na bok i przekroczyli linię frontu, by wspólnie obchodzić Święta. Wielu niemieckich żołnierzy pracowało wcześniej w Anglii i potrafiło swobodnie porozumiewać się w języku angielskim. Jako że znaczny odsetek wojaków obu armii lubował się w piłce nożnej rozegrano wiele improwizowanych meczów. Ten spontaniczny rozejm ujawnił zdumiewająca prawdę: uwikłani w wojnę żołnierze tak naprawdę nie mieli nic przeciwko sobie. Nie mieli też w wojnie niczego do zyskania i nie widzieli sensu kontynuowania walk. Znacznie lepszą areną dla narodowych potyczek są chociażby rozgrywki piłkarskie – popularna na całym świecie dyscyplina, która oferuje pokojowe ujście dla emocji związanych z lokalną i narodową przynależnością.

Walki toczyły się przez kolejne cztery lata, podczas których żadna ze stron nie potrafiła uzyskać wyraźnej przewagi, aż do momentu, gdy w roku 1917 do aliantów przyłączyły się Stany Zjednoczone. Amerykanie zapewnili siłom Ententy zastrzyk funduszy i zasobów, na który państwa centralne nie miały odpowiedzi, co przechyliło szalę zwycięstwa na stronę tych pierwszych. I choć wszystkie rządy finansowały działania wojenne poprzez inflację, to Niemcy i Cesarstwo Austro-Węgierskie jako pierwsze w roku 1918, zaczęły doświadczać poważnych spadków wartości walut papierowych, które przesądziły o ich porażce. Porównanie kursów walut krajów zaangażowanych w wojnę z kursem waluty Szwajcarii – utrzymującej przez cały ten okres zarówno neutralność, jak i standard złota – daje dobry obraz skali dewaluacji, do jakiej doszło w czasie wojny.

Gdy wojenny kurz opadł, waluty wszystkich europejskich mocarstw były warte dużo mniej niż przed wojną. Średnie wartości walut krajów pokonanych – Niemiec i Austrii – w listopadzie roku 1918 wynosiły odpowiednio 51 i 31 procent ich wycen z roku 1913. Kurs waluty Włoch spadł w tym okresie do 77 procent jej przedwojennej wartości zaś waluty francuska i brytyjska poniosły straty nieco mniejsze: 9 i 7 procent. Najlepiej wojnę zniósł amerykański dolar, który stracił tylko 4 procent swojej wartości sprzed wojny.

KrajSpadek wartości waluty podczas I WŚ
USA3,44%
WB6,63%
FRA9,04%
22,3%
NIEM48,9%
AUS68,9%
Spadek wartości walut krajów europejskich względem franka szwajcarskiego podczas I wojny światowej. Dane obejmują okres od czerwca roku 1914 do listopada roku 1918.

Zmian terytorialnych, które ustalono podczas paryskiej konferencji pokojowej zwieńczonej traktatem wersalskim nie sposób uznać za warte przelanej krwi – większość krajów zyskało bądź straciło obszary graniczne, a żaden ze zwycięzców nie wszedł w posiadanie terytoriów na tyle dużych, by uzasadniały one poczynione poświęcenie. Cesarstwo Austro-Węgierskie zostało podzielone na mniejsze narody, które jednak nie padły łupem wygranych, lecz uzyskały suwerenność i utworzyły własne rządy. Jedną z najistotniejszych konsekwencji wojny był upadek wielu europejskich monarchii i zastąpienie ich ustrojami republikańskimi. Ocena tego, na ile były to zmiany pozytywne, blednie w porównaniu do spustoszenia i tragedii, na które wojna skazała ludy Europy.

xxx

To, o czym nie wspomniał autor, a od czego to wszystko się zaczęło, to powstanie w grudniu 1913 roku Systemu Rezerwy Federalnej, czyli czegoś, co jest jakby bankiem centralnym Stanów Zjednoczonych, tyle że prywatnym, mającym monopolistyczne prawo druku dolarów. W praktyce tworzą ten system banki z Wall Street. A skoro tak, to znaczy, że Ameryką rządzą Żydzi, co w sumie nie jest żadną tajemnicą. A jak rządzą Ameryką, to znaczy, że rządzą całym światem. 110 lat po ustanowieniu Systemu Rezerwy Federalnej nadal nie wiadomo, kto dokładnie ma w nim udziały i za ile je nabył, co zdaje się potwierdzać przypuszczenia, że prawdziwa władza jest ukryta. A to oznacza, że nie ponosi odpowiedzialności za podejmowane decyzje.

Monopol w dziedzinie emisji pieniądza w każdym kraju powoduje, że Żydzi dominują nad pozostałymi narodami. Bez likwidacji tego stanu nie ma możliwości obrony przed nimi. Zdawał sobie z tego sprawę prezydent John F. Kennedy i podjął próbę emisji pieniądza przez rząd Stanów Zjednoczonych. A jak to się skończyło, to wszyscy wiemy.

Autor celnie zauważył, że po I wojnie światowej nie było zwycięzców. Wszyscy przegrali. To po co była ta wojna? – chciałoby się zapytać. Autor zachował się poprawnie i stwierdził, że to chore ambicje monarchów doprowadziły do jej wybuchu. Cóż, gdyby chciał napisać prawdę, to pewnie nie wydałby tej książki. Ale i tak napisał dużo. I to należy docenić.

Nikt też nie skorzystał na rozpadzie Austro-Węgier. Powstały nowe, małe państwa, które 20 lat później padły łupem dwóch rodzących się imperializmów. Najbardziej jaskrawym przykładem tego, że po tej wojnie wcale nie chodziło o stworzenie warunków do trwałego pokoju, tylko o to, by doprowadzić do wybuchu kolejnej – była II RP. Wytyczono jej granice tak, by była skonfliktowana ze wszystkimi sąsiadami. Odtworzenie jej w granicach zbliżonych do tych przedrozbiorowych też temu służyło. Eksperyment z unią polsko-litewską nie sprawdził się, a jednak wrócono do tego pomysłu. I nie przypadkiem tak się stało.

Wszystko było i jest robione tak, by skłócać wszystkich ze wszystkimi. Odwieczna zasada „dziel i rządź” jest powszechnie stosowana przez tych, którzy realizują swoje chore idee.

Leave a comment