Kompromis historyczny

Z tym komunizmem to nie jest tak, jak nam się wmawia. Nasze doświadczenie dotyczy wersji leninowskiej komunizmu i jej kontynuacji w postaci stalinizmu. W tej wersji dojście do władzy komunistów następuje w wyniku rewolucji, czyli użycia siły, terroru – i jej utrzymanie wymaga siły i terroru: władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy. Narzucanie tej wersji komunizmu odbywa się wbrew woli ludu. Jednak nie wszyscy teoretycy i ideologowie komunizmu podzielali takie działania. Na tym tle doszło do ostrego sporu ideologicznego pomiędzy Leninem a Karolem Kautsky’m. W końcu Lenin stwierdził: „Po co dyskutować z towarzyszem Kautsky’m, lepiej od razu go zignorować”. Stało się tak dlatego, że towarzysz Kautsky uważał, że komuniści powinni zdobyć władzę w wyniku demokratycznych wyborów. Jest to fundamentalna różnica, która powoduje, że mamy do czynienia z zupełnie innym komunizmem. Jeśli zakładano, że komuniści mają zdobyć władzę w wyniku demokratycznych wyborów, czyli zgodnie z wolą ludu, to gdy ten lud zmieni zdanie, to oni się z tym pogodzą i władzę oddadzą. Jednak nie tylko Kautsky był tego zdania, również współzałożyciel (wraz z Palmiro Togliattim) Włoskiej Partii Komunistycznej – Antonio Gramsci (1891-1937). Wikipedia tak m.in. pisze:

Podstawowym problemem, z którym borykał się Gramsci, była kwestia szerokiego poparcia dla faszyzmu wśród włoskiego proletariatu. Doprowadziło go to do swoistego „odwrócenia” Marksa i położenia równego nacisku na bazę i nadbudowę – zarówno sfera ekonomiczno-społeczna, jak i sfera kultury ma wpływ na podejmowane decyzje i działania. Droga do zmiany nie prowadzi poprzez rewolucyjny przewrót, lecz wymaga długotrwałego okresu tworzenia kulturowej hegemonii – wspólnej platformy wyobrażeń i idei łączącej intelektualistów z ludem.

x

W styczniu 1974 roku Oriana Fallaci przeprowadziła w Rzymie wywiad z włoskim komunistą Giorgio Amendolą (1917-1980) – Oriana Fallaci Wywiad z historią Świat Książki, 2016. W nim wyjaśnia on, czym był ten kompromis historyczny. Poniżej jego fragmenty, a we wstępie do niego Fallaci m.in. pisze:

Tylu rzeczy chciałam się od niego dowiedzieć. Wszystkiego, czego ktoś, kto nie jest komunistą, chciałby się dowiedzieć od jednego z przywódców Włoskiej Partii Komunistycznej na początku roku 1974; stanowisko, jakie zajęłaby partia, gdyby odbyło się referendum dotyczące rozwodów, prawdziwa natura kompromisu historycznego, będącego wówczas przedmiotem licznych dyskusji i tak bardzo nieprawdopodobnego, stosunki z socjalistami i ugrupowaniami pozaparlamentarnymi ze skrajnej lewicy, które określały Partię Komunistyczną jako partię senną i burżuazyjną, wreszcie relacje ze Związkiem Radzieckim i problem wolności. Do jakiego stopnia komuniści mogli udowodnić, że są niezależni od Moskwy i do jakiego stopnia możemy im wierzyć, kiedy twierdzą, że nie odejdą od partyjnego pluralizmu? Przez niemal trzydzieści lat godzili się na demokratyczną grę sił, to prawda, pełnili poprawnie swoją rolę opozycji, ale czy będą postępować tak samo, kiedy dojdą do władzy i zaczną rządzić? Czy z ich strony to strategia, czy szczerość? Berlinguer (I sekretarz WPK – przyp. W.L.) praktycznie milczał. Pełen rezerwy i nieśmiały, nie udzielał w tamtym czasie wywiadów, dopiero wybory w 1976 roku sprawiły, że wyszedł ze swojej skorupy i zgodził się na kontakty z prasą. Jeśli więc chciałeś dowiedzieć się tego, co ja, musiałeś zwrócić się do kogoś innego. A tym kimś był Giorgio Amendola: jedyny w gruncie rzeczy, który gotów był mówić i nie obawiał się odpowiadać nawet na najbardziej podchwytliwe pytania.

Ale przede wszystkim chciałam go poznać: jako człowieka, jako postać. Uważałam go za jednego z najbardziej interesujących włoskich polityków. Historia jego życia wydaje się jak wzięta z powieści i nie przypadkiem opowiedział ją w książkach, które odniosły wielki sukces. Syn wielkiego liberała, jakim był Giovanni Amendola, i tej nadzwyczajnej kobiety, jaką była Eva Kuhn, urodził się i wyrósł w środowisku intelektualnym i mieszczańskim; został więc komunistą, nie mając stygmatów. Aż do dwudziestego roku życia on też był liberałem i wszystko przed nawróceniem się na Partię Komunistyczną pozwalało przypuszczać, że co najwyżej zwiąże się z ruchem Sprawiedliwość i Wolność. Był uczniem Benedetta Crocego, przyjacielem Galeazza Ciana; jego przypadek różnił się od przypadków takich ludzi, jak Giancarlo Pajetta czy Longo, czy Scoccimarro. Był w każdym razie kimś osobnym, człowiekiem pełnym fantazji i zaskakującym. Jako antyfaszysta walczył dzielnie, płacąc za swój wybór zesłaniem i emigracją; w Ruchu Oporu uczestniczył bardziej na mocy czynów niż słów i wkrótce został jednym z jego przywódców; było to dramatyczne i bolesne. Brał między innymi udział w akcji na via Rasella, za którą w odwecie Niemcy rozstrzelali grupę Rzymian w Fosse Ardeatine. To również dzięki niemu w okresie 1940-1945 Włoska Partia Komunistyczna tak bardzo się umocniła, że stała się najsilniejszą partią komunistyczną w Europie Zachodniej. A jednak zachował zawsze godną uwagi niezależność postępowania i myślenia: na przykład jako jedyny ośmielił się zbuntować przeciwko Togliattiemu. Oddany Stalinowi był jednym z pierwszych, którzy spostrzegli, że stalinizm jest czymś haniebnym; proces destalinizacji Partii Komunistycznej był w dużej mierze jego dziełem. Nie przypadkiem niektórzy nazywali go kpiąco socjaldemokratą. Kiedy jednak na niego patrzymy, wydaje się komunistą w starym stylu: jest taki twardy i surowy, oschły. Może z powodu swojego wyglądu, to znaczy imponującej, wysokiej i masywnej sylwetki, pomarszczonej i żywej twarzy, jak u wieśniaka, włosów ostrzyżonych bardzo krótko, jak w wojsku, poruszania się z powagą i dostojeństwem. Szła też za nim fama choleryka i rzeczywiście, mówiąc, miał zwyczaj podkreślania najważniejszych słów przez uderzanie zaciśniętą dłonią w stół, tak mocno, że przypominało to wystrzały z karabinu.

Kiedy więc spotkałam się z nim w celu przeprowadzenia wywiadu, byłam bardzo zdziwiona jego uprzejmością. Jasne jest, że na początku taka uprzejmość wydawała mi się sztuczna: zwracał się do mnie jak nauczyciel starej daty zwraca się do tępego ucznia, aby przekonać go do tego, by czytał więcej i lepiej. Takie wrażenie wzmacniały uderzenia dłonią w stół i potężny surowy głos, który często przesadnie podnosił, sprawiając, że podskakiwałam przestraszona. Szybko jednak spostrzegłam, że chodzi o zewnętrzną powłokę i że wewnątrz kryje się prawdziwa uprzejmość.

x

Czy możemy wreszcie pomówić o kompromisie historycznym, senatorze Amendola?

Moim zdaniem wielką matrycą tego kompromisu jest Ruch Oporu. I kiedy to mówię nie mam na myśli spotkania De Gasperiego, Scoccimarra i Nienniego, chociaż miało ono swoje znaczenie. Mam na myśli tę wielką magmę, jaką był Ruch Oporu: żołnierze i oficerowie, którzy poszli do partyzantki, żeby nie zostać schwytani, robotnicy, którzy szli w góry, żeby uniknąć aresztowania, chłopi, którzy im pomagali, żeby ratować bydło… I w tej magmie jak można było oddzielić partyzantów czerwonych od partyzantów białych? Chadecy mieli swoje oddziały partyzanckie w Emilii i Veneto, to prawda, ale występowali też w oddziałach imienia Garibaldiego, byli tam proboszczowie kapelani, byli patrioci niekomuniści. Nie przypadkiem w trakcie wojny dojrzała idea spotkania między nami a chadekami. Nie przypadkiem w Turynie zawarty został pakt pomiędzy Partią Komunistyczną, Socjalistyczną i Chrześcijańską Demokracją, który tak rozzłościł członków Partii Czynu. To była już forma kompromisu historycznego. Nie przypadkiem ten element trójpartyjny objawił się niemal wyłącznie na północy kraju i w pierwszym rządzie republikańskim De Gasperiego dyskusja nad trójpartyjnością była silnie obecna. Czyż De Gasperi nie mówił o „humanistycznym i laickim solidaryzmie oraz solidaryzmie chrześcijańskim”? Zimna wojna przerwała tę dyskusję, stało się tak z powodu sytuacji międzynarodowej. Kiedy w Turynie socjaliści zbliżyli się do Chrześcijańskiej Demokracji, Togliatti oświadczył: „Doskonale, róbcie tak dalej, a nam pomożecie. Doskonale, abyście tylko utrzymywali z nami kontakt”. Powiedział to otwarcie. Zerwanie nastąpiło wtedy, kiedy Nenni (socjalista – przyp. W.L.) odwrócił sytuację i zawarł porozumienie z Chrześcijańską Demokracją, które zakładało izolację komunistów. Togliatti nie miał nic przeciwko centrolewicy, nie podobała mu się ta konkretna centrolewica. I teraz, kiedy…

Niech pan posłucha, nie mówiąc o tym, że wydaje mi się to co najmniej naciągane przedstawiać chadeków jako autorytety Ruchu Oporu, cóż to za komuniści, którzy…

I teraz, kiedy minęło 10 lat, jak mówiłem, i w kraju panuje kryzys, jak można go rozwiązać, jeśli nie za pomocą demokratycznej lewicowej alternatywy? To kwestia rachunku matematycznego. Cała lewica we Włoszech nie przekroczyła nigdy czterdziestu czterech procent. I do tych czterdziestu czterech procent zaliczam socjaldemokratów i republikanów. Chodzi więc o niejednolite czterdzieści cztery procent: socjaldemokraci i republikanie nie chcą być z nami. My i socjaliści nie przekroczyliśmy nigdy trzydziestu dwóch, trzydziestu trzech procent. Od 1946 roku mogą zmieniać się składniki dodawania, ale suma pozostaje jednakowa. Co do Demokracji Chrześcijańskiej, to ma własną siłę, taką samą jak w 1946 roku: pomiędzy trzydzieści pięć a trzydzieści siedem procent. Istotnie, czterdzieści osiem procent uzyskane 18 kwietnia już się nie powtórzyło, pozostało dla chadeków mirażem, który ścigają zawsze, ale którego nigdy nie potrafią dogonić. W rezultacie od dwudziestu pięciu lat siłujemy się na rękę z Chrześcijańską Demokracją, i to siłowanie zrujnowało kraj. Opiera się ono na zawsze takiej samej relacji wpływów, nie mówimy o sukcesach i porażkach jednej i drugiej strony, nie mówimy o tym, że z dziewiętnastu przeszliśmy do dwudziestu siedmiu procent, że oni zeszli z czterdziestu ośmiu do trzydziestu siedmiu. Siłowanie się na rękę pozostaje faktem i nie może trwać dłużej, kiedy kraj się rozpada. Stąd konieczność spotkania.

Spotkania czy wspólnego rządu?

Kiedy mówimy o kompromisie historycznym, nie twierdzimy, że komuniści muszą wejść do rządu. Mówimy o polityce, w której istnieją inne relacje pomiędzy opozycją a większością, a także inna większość. Czy komuniści wejdą, czy nie, do rządu, to kwestia drugorzędna. Nas interesuje to, co Togliatti nazwał „strefą rządu”, to znaczy obecność komunistów jako odpowiedzialnej siły. Wejść do strefy rządu oznacza wejść do strefy, gdzie z uwagi na siłę, którą dysponujemy, uważani jesteśmy za współodpowiedzialnych za pewne decyzje. Czy wyraziłem się jasno? Chcę powiedzieć, że w wielkim planie strategicznym, którym mamy się kierować, konkretna forma nowych relacji między nami a Chrześcijańską Demokracją jest czymś drugorzędnym. Nie wykluczamy wejścia do rządu, ale nie traktujemy wejścia do rządu jako warunku. Możemy nawet wziąć na siebie odpowiedzialność wejścia do rządu, ale jeśli inni będą robić z tego problem, nie będziemy rozpaczać. Nie zależy nam na fotelach ministerialnych. Zależy nam na tym, żeby się z nami konsultowano na czas, żebyśmy współuczestniczyli. A to już się dzieje, to prawda. Ale w zbyt małym stopniu. Innymi słowy, powiadamy: skoro nie potraficie rozwiązać problemów, czy możemy coś zrobić? Ja to nazywam „pożytkiem z parasola”. Ponieważ oni mieli zwyczaj mówić: „Wolę zmoknąć, niż wziąć parasol od komunisty”. Nadeszła jednak chwila, aby odpowiedzieć: „Pamiętajcie, że komunistyczny parasol może być pożyteczny”.

Ale kiedy mówicie o Chrześcijańskiej Demokracji, mówicie o całej czy tylko o ugrupowaniu na lewo od Chrześcijańskiej Demokracji?

Co do tego naprawdę się wahaliśmy. Przeszliśmy od całej Demokracji Chrześcijańskiej do Chrześcijańskiej Demokracji powstałej z ewentualnego podziału, a potem znowu wróciliśmy do całej. Była taka chwila, kiedy sądziliśmy, że kryzys teorii zbliżenia klas społecznych popycha Chrześcijańską Demokrację do rozłamu, tak jak stało się we Francji. A jednak utrzymała ona jedność, a nawet wyciągnęła korzyść ze swoich wewnętrznych konfliktów, z wielości nurtów. Jest oczywiste, że nigdy nie liczyłem na odpryski religijnej kontestacji: niektóre zjawiska są objawem niepewności, nie są zaś faktem politycznym. A zatem dziś dylemat ten interesuje nas mniej. To Chrześcijańska Demokracja musi zrozumieć, że nie można przechodzić z taką dezynwolturą od otwarcia na prawo do otwarcia na lewo, od centroprawicy do centrolewicy. Możemy tylko sprzyjać jej spoglądaniu na lewo.

A więc skoro mamy taki piękny związek małżeński, gdzie podzieją się inni? Na przykład socjaliści?

Zgadzam się na komponent socjalistyczny, ponieważ istnieje elektorat socjalistyczny, który przetrwał błędy socjalistów. Ta wspaniała, cudowna wierność włoskiego elektoratu socjalistycznego. Mimo tej wierności socjaliści spadli z dziewiętnastu procent do dziesięciu. Wraz z pięcioma procentami socjaldemokratów osiągają piętnaście procent. Czy to więc my zniszczymy jedność socjalistyczną, czy raczej jedność socjalistyczna sama znika w trakcie wymiany pokoleń? Chciałbym bardzo, żeby socjaliści uczestniczyli w kompromisie historycznym. Mają oni funkcję łącznika, mediatora, ponieważ wyrażają coś, co nie jest komunistyczne i nie jest chadeckie. Ale ich obecność w kompromisie historycznym nie zależy od nas, zależy od nich. A jeśli będą dalej się kłócić i dzielić… Wie pani, że mógłbym napisać historię podziałów socjalistycznych z pierwszej ręki? Z pierwszej ręki! (uderzenie zaciśniętą pięścią w stół – przyp. W.L.) Używając słów wszystkich socjalistów, którzy przychodzili do mnie, żeby się wyżalić, opowiedzieć mi o swoich problemach… To byłaby historia niekończących się kłótni, kłótni bezpodstawnych. Mówi pani, że we Włoskiej Partii Socjalistycznej występuje element anarchistyczny, bakuninowski. Ale występuje i u nas, komunistów! We Włoszech element anarchistyczny występuje wszędzie. Albo prawie. Ale my, komuniści, potrafiliśmy go zneutralizować albo przynajmniej wziąć jego dobrą część, to znaczy tendencje wolnościowe. Ależ tak! Ja wzmacniam element wolnościowy w Partii Komunistycznej. Niezależnie od tego, że ruch anarchistyczny był wspaniałą sprawą, nie można zapominać, że jego duch z nami pozostał. Proszę pomyśleć, że nawet Włoską Partią Komunistyczną nie da się kierować w sposób autorytarny. Jest jednak wielka różnica między wzmacnianiem takiego elementu a biernym tolerowaniem go!

Proszę posłuchać, senatorze Amendola, nie żebym się niecierpliwiła. Przeciwnie, im później zdecydujecie się, tym lepiej. Ale ten ślub Chrześcijańskiej Demokracji z Włoską Partią Komunistyczną kiedy nastąpi?

Cóż! Według mnie niektóre działania trzeba przygotować, a poza tym… Czas realizacji zależy od przypadku, od dramatycznych reperkusji wydarzeń. Jednym słowem, to nie jest coś, co można zrobić na zimno. Potrzeba… Nie wiem, jak to określić…

Jakieś traumy?

Być może. Faszystowskiego zagrożenia na przykład. Albo pogłębienia kryzysu gospodarczego. Albo obu rzeczy naraz. Kryzys rozpoczął się wraz z wojną w Wietnamie, to znaczy z dewaluacją dolara, chaosem w handlu, zmienionymi stosunkami między Ameryką a Europą… Jeśli uda się doprowadzić do przeorganizowania ładu monetarnego i handlowego na skalę światową, czeka nas długi okres niestabilności ekonomicznej. Czeka nas także zaostrzenie walki klasowej. Jeśli kryzys się pogłębi, klasy panujące będą usiłowały przerzucić jego ciężar na robotników angielskich, francuskich, niemieckich, włoskich, a ci się zbuntują. Ale zbuntuje się także drobnomieszczaństwo, które żyło dotąd w dobrych warunkach. Drobnomieszczaństwo nie zgodzi się chętnie na rezygnację z tego, co miało, a więc łatwo będzie je zmobilizować przeciwko demokracji. Historia uczy nas, że faszystowskie kalkulacje żywią się zawsze podobnymi sytuacjami, i gdyby zagrożenie faszystowskie stało się konkretne, element republikański i antyfaszystowski w Chrześcijańskiej Demokracji przystąpiłby do działania. Zgodziłby się na kompromis historyczny już bez wahania.

To jest pytanie, które stawiam wszystkim: Czy ma pan na myśli zamach stanu?

Zamachy stanu robi się w skali międzynarodowej. Gdyby więc we Włoszech zamach stanu miały jedynie dokonać siły wewnętrzne, powiedziałbym, że nie obawiam się niczego. Nasze siły wewnętrzne nie działają jednak na własny rachunek; działają na rzecz sił obcych. Nawet nie mam na myśli Ameryki… wiemy, że w tym kraju istnieją sprzeczne dynamiki… mam na myśli obce siły związane z imperializmem w ogóle… jednym słowem, jak to jest, że nie można znaleźć odpowiedzialnych za masakrę na piazza Fontana? Jak to jest, że nie można dojść do tego, kto spowodował zamach na Fiumicino? Mówi o tym nawet Pertini, prawda? Cóż! Może dlatego, że my, starzy antyfaszyści, jesteśmy uczuleni. Może dlatego, że wszystko cuchnie nam faszyzmem. Może dlatego, że przeceniamy zagrożenie faszyzmem, bo widzieliśmy, jak faszyzm się rodzi, i żyliśmy w tym reżimie. Mamy jednak obowiązek powiadomić innych o naszym niepokoju. Dzisiejsza sytuacja w basenie Morza Śródziemnego wcale mi się nie podoba. Za dużo dyktatur w tym Śródziemnomorzu. Komuś może się nie podobać, że Włochy są jedynym demokratycznym półwyspem, może wręcz najbardziej demokratycznym krajem w Europie. A z pewnością najbardziej żywym w sensie kulturalno-politycznym. Tak, Włochy są krajem, który najbardziej walczy o wolność, krajem, gdzie najwięcej napięć i najwięcej uczestnictwa w walce politycznej, i to niepokoi z pewnością tych, którzy chcieliby kontrolować region śródziemnomorski w określony sposób. A zatem ewentualność zamachu we Włoszech związana jest z rozwojem sytuacji na świecie, z problemem bezpieczeństwa europejskiego, przede wszystkim z problemem bezpieczeństwa basenu Morza Śródziemnego. A zagrożenie istnieje. Tak, istnieje.

A w jakim wypadku będziemy potrafili się obronić?

Odpowiem pani tak: tego nie da się zrobić w ostatniej chwili. Jeśli dziś w nocy przyjdą mnie aresztować, zastaną mnie w domu. Nie chcę goryla przed drzwiami ani goryla jako obstawy towarzyszącej mi na ulicy. I jeśli wszystkich nas niespodziewanie aresztują nie obronimy się; kiedy robotnicy zostają pozbawieni przywództwa na skutek wyeliminowana swoich liderów, niewiele mogą zrobić. Dodam jednak: zarówno w Chile, jak i w Grecji zamach stanu nie dokonał się nagle. A więc naszą rolą jest alarmować, abyśmy nie byli zmuszeni bronić się in extremis. Proszę posłuchać, aby zorganizować zamach stanu, potrzebne jest wojsko. Nie mam żadnego prawa wątpić w wierność włoskiego wojska; tak jak w sądownictwie, tak i w wojsku toruje sobie drogę pokolenie w czasach antyfaszyzmu i republiki. Ale wojsko związane jest z NATO i istnieje porozumienie między zagranicznymi tajnymi służbami a włoskimi tajnymi służbami. Porozumienie, które działa. Podsłuchy telefoniczne na przykład przerażają mnie, ponieważ udowadniają istnienie tajnych kadr, których państwo oficjalnie nie kontroluje. Wyrażam się jasno? Skutki praktyczne mniej mnie niepokoją. Podsłuchują rozmowy tak wielu osób, że może sobie pani wyobrazić, jaki z tego wynika zamęt? Co im przyjdzie z podsłuchiwania telefonicznej kłótni między moją żoną a teściową? Co wywnioskują z podsłuchiwania mojej rodziny? Włosi już zmądrzyli: jeśli nie chcą, aby o niektórych sprawach się dowiedziano, z pewnością nie mówią o nich przez telefon. Ale fakt, że mamy pięć tysięcy albo dziesięć tysięcy, albo dwadzieścia tysięcy telefonów na podsłuchu, martwi mnie, ponieważ zakłada istnienie wielkiej organizacji nieopłacanej przez państwo, a więc mogącej się stać narzędziem zamachu stanu. Zagrożeniem dla wolności.

Proszę mi wybaczyć, ale teraz muszę panu powiedzieć coś nieprzyjemnego. Już od kilku godzin rozmawiamy o demokracji i wolności i gotowa jestem włożyć rękę w ogień za to, że pan osobiście w nie wierzy. Udowodnił to pan całym swoim życiem. Ale pan to nie Partia Komunistyczna i wobec was, komunistów, pozostaje zawsze to samo zastrzeżenie dotyczące wolności. W krajach, gdzie komuniści są u władzy, nie ma wolności. A waszym wzorcem był zawsze model radziecki, niebędący z pewnością symbolem wolności. No to jak to jest?

Chwileczkę. Mówienie o modelu radzieckim jest nieścisłe. Związek Radziecki odpowiada określonej rzeczywistości historycznej, niebędącej rzeczywistością włoską. W każdym razie gwarancji wolności, której pani się domaga, nie dają wypowiedzi nasze, komunistów. Pierwszy przyznaję, że kiedy mówimy, iż chcemy szanować wolność, ktoś może nam nie uwierzyć… Nasze życie i nasze świadectwo liczą się tylko do pewnego stopnia… prawdziwą gwarancją wolności jest zatem charakter naszego kraju, który jest krajem nieznoszącym przymusu. W ostatnich trzydziestu latach Włochy doświadczyły tyle wolności, że już w niej zasmakowały. I bronią jej. A poza tym nikt nie może wpaść na pomysł, żeby samodzielnie zaprowadzić socjalizm we Włoszech. Socjalizm we Włoszech można zaprowadzić jedynie za pomocą wolności, systemu wielopartyjnego, uczestnictwa różnych sił. I na podstawie obiektywnych potrzeb, a nie doktrynerskiej logiki. Już mówiłem, że nie chcemy przeprowadzać reform na rzecz socjalizmu, ale dlatego, że reformy są konieczne. Mówiłem już, że ludzi, wielu ludzi socjalizm nie interesuje. I… ale przecież nawet w naszej partii nie ma zgody na brak wolności! Ale przecież nawet w latach, nad którymi ciążyła osobowość Togliattiego, był zawsze jakiś komunista, który wstawał, aby zadać bezczelne pytania, pytania, które w innej partii uznano by za lekceważące! W ostatnich dwudziestu latach naród wychował się we Włoszech do wolności i… Powiedziałem, Włochy i już? Powinienem był powiedzieć: Anglia, Francja, Niemcy, jednym słowem Europa Zachodnia; kraje, gdzie klasa robotnicza ukształtowała się w walkach o wolność. Na przykład prawo do strajku.

Aha…

Zgoda. Strajków się nadużywa. Istotnie, mówimy o tym. Ale to nie klas robotnicza nadużywa strajków, lecz inne kategorie pracowników. Uważam, że w niektórych dziedzinach podstawowych usług, na przykład w szpitalach, uciekanie się do strajku powinno być czymś wyjątkowym, czymś w interesie chorych, a nie kogoś innego. Występuje dziś rozdrobnienie korporacyjne strajków. Potrzeba więcej samodyscypliny, więcej świadomości politycznej. Jeśli ruch związkowy nie ma świadomości politycznej, popada w korporacjonizm: każdy działa na własny rachunek i kraj ginie. A więc kiedy ktoś nas pyta: czemu-nie-interweniujecie, odpowiadam: „Drodzy panowie, zawsze nam zarzucaliście, że nie chcemy niezależnego związku zawodowego. Teraz, kiedy jest niezależny, chcecie, żebyśmy interweniowali. Nie może tak być, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko! My już możemy jedynie powiedzieć, że taki a taki strajk nie wydaje się nam słuszny”. Tak właśnie jest. Ale jakże to?! Oskarżano nas o to, że posługiwaliśmy się związkami zawodowymi, aby instrumentalizować walkę klasową, i chociaż ja tak nie uważam, że tak postępowaliśmy, trzeba przyznać, że w dawnym systemie syndykalizmu wpływy partii były naprawdę obecne. A dziś, kiedy to się już nie zdarza, dziś, kiedy jedność związków jest silna, dziś, kiedy związki są pełnoletnie, biada się nad niedogodnościami. Trudno! Życie składa się także z niedogodności! Nie zgadzam się z tymi, którzy powiadają: dziś-we-Włoszech-rządzą-zwiąki-zawodowe. Związki wywierają wpływ na partie, tak, to prawda, ale partie mają nadal dominującą rolę. Kto, jeśli nie partie, uczestniczy w powszechnych wyborach? Kto, jeśli nie partie, uchwala ustawy w parlamencie? Proszę posłuchać, mój sąd o dzisiejszych Włoszech nie jest negatywny.

Nie jest?!

Nie, nie jest.

Pan zadziwia mnie coraz bardziej. Ponieważ prawdą jest, że nie chcecie już nikogo straszyć, prawdą jest, że nie jesteście już tacy jak przedtem, ale żeby mówić, iż we Włoszech wszystko jest w porządku! Czy nie jest to przypadkiem sposób, aby nie uznać win klasy politycznej, do której wy także należycie?

Nie istnieje jedna klasa polityczna. To jest pojęcie wprowadzone we Włoszech przez amerykańską socjologię. Należę do partii, która nigdy nie była u władzy, i nie można mnie mylić z kimś, kto był w rządzie, kto władał Włochami przez ponad dwadzieścia lat. Moją jedyną odpowiedzialnością jest to, że przegrałem, to znaczy, że nie byłem zdolny zmienić biegu rzeczy. Jasne jest, że my, komuniści, nie zdołaliśmy dokonać zwrotu politycznego, którego kraj potrzebował. Jasne jest, że nie zdołaliśmy dokonać socjalistycznej rewolucji we Włoszech. Ale czy jest naszą winą, że kraj jej nie chciał, czy jest naszą winą, że socjaldemokraci, republikanie, czasem także socjaliści, jednym słowem, centrolewica, sprzyjali Chrześcijańskiej Demokracji? A jednak powtarzam, mój sąd o dzisiejszych Włoszech nie jest negatywny.

x

W encyklopedii Britannica o Komunistycznej Partii Włoch można m.in. przeczytać:

W 1956 roku, kiedy po ujawnieniu zbrodni Józefa Stalina nastąpiło stłumienie przez Związek Radziecki powstania węgierskiego, przywódca komunistyczny Palmiro Togliatti uniezależnił partię od Związku Radzieckiego, proponując koncepcję „policentryzmu”, formy ograniczonej niezależności wśród partii komunistycznych. Po śmierci Togliattiego w 1964 r. PCI niemal podzieliła się z tego powodu na frakcje „rosyjską” i „włoską”. Pomimo tego konfliktu i innych podziałów na lewicy, PCI zdobyła 27 procent głosów w wyborach parlamentarnych w 1968 roku. Jednak utrzymująca się zimna wojna uniemożliwiła poważne rozważenie wejścia komunistów do koalicji rządzącej na szczeblu krajowym.

x

Tu pojawia się już pewien trop. Przeszkodą do wejścia komunistów do rządu była trwająca zimna wojna. Ale dlaczego była ona przeszkodą? Tego tematu Britannica nie podejmuje. Ona i inne źródła pomijają pewne wątki, które znajdują się w nocie biograficznej Berlinguera. W książce Wywiad z władzą (Świat Książki, 2016) wydawnictwo Rizzoli zamieściło noty biograficzne osób, z którymi Fallaci rozmawiała. O Berlinguerze można m.in. przeczytać:

W 1972 roku został sekretarzem WPK, podejmując współpracę z Chrześcijańską Demokracją z zamiarem przeprowadzenia reform społecznych i gospodarczych, które uznawał za niezbędne. Jednocześnie był przekonany o konieczności stworzenia nowej formy komunizmu, niezależnego od Związku Radzieckiego, czyli eurokomunizmu. Za sekretariatu Berlinguera WPK zdobyła największe poparcie w swojej historii – 34,4 procent w 1976 roku, do czego przyczyniło się także skuteczne działanie lokalnych komitetów partii. W tym samym roku WPK dokonała słynnego zerwania z Komunistyczną Partią Związku Radzieckiego. Na zjeździe w Moskwie Berlinguer otwarcie wypowiedział się przeciw oficjalnemu stanowisku, stwierdzając, że zamierza budować socjalizm „konieczny i możliwy tylko we Włoszech”. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych Włochy zmagały się z kryzysem gospodarczo-energetycznym, bezrobociem, strajkami, terroryzmem. W październiku 1977 roku ujawniono prywatną korespondencję Berlinguera z biskupem Ivrei Luigim Bettazzim, która miała świadczyć o możliwości dialogu między katolikami i komunistami. W 1978 roku, po spotkaniu z Bettino Craxim (socjalista – przyp. W.L.), Berlinguer uznał, że najodpowiedniejszym rozmówcą w sprawie konkretnego porozumienia, czyli kompromisu historycznego, będzie Aldo Moro. W marcu rozpoczęły się przygotowania do utworzenia rządu Andreottiego, któremu WPK miała udzielić poparcia z zewnątrz, w oczekiwaniu na kolejny etap, w którym miało dojść ostatecznie do koalicji. Szesnastego marca Aldo Moro został uprowadzony (nieco później zabity) przez Czerwone Brygady. Podczas przetrzymywania Moro Berlinguer zajął stanowisko razem z tak zwanym „frontem bezkompromisowości”. Po tragicznym finale sprawy Moro WPK znalazła się poza większością, powracając do roli opozycji.

xxx

Teraz, kiedy już mamy podstawowe informacje na temat tego, co się wtedy wydarzyło we Włoszech, można pokusić się o wyciągnięcie wniosków. Britannica napisała, że zimna wojna uniemożliwiła poważne rozważenie wejścia komunistów do koalicji rządzącej, ale chyba raczej uniemożliwiła komunistom zdobycie władzy samodzielnej. Jeśli w wyborach w 1968 roku zdobyli 27% głosów, a w 1976 – 34,4%, to powstało zagrożenie, że w następnych wyborach mogliby nawet rządzić samodzielnie, a przynajmniej bez koalicji z nimi utworzenie rządu nie byłoby możliwe. Dlaczego to było takie niebezpieczne? Dlatego, że w okresie zimnej wojny ustrój komunistyczny był przedstawiany jako źródło wszelkiego zła, a prezydent Ronald Reagan stwierdził nawet, że Związek Radziecki to imperium zła. Komunizm radziecki i ten krajów satelickich był starszakiem dla społeczeństw pozostałych państw europejskich i nie tylko europejskich. Dzięki temu Stany Zjednoczone, pod pozorem ich obrony przed komunizmem, realizowały swoje interesy w tych państwach, czyli je sobie podporządkowywały.

Co by się jednak stało, gdyby komuniści we Włoszech zdobyli władzę na drodze demokratycznych wyborów? Wtedy cały świat zobaczyłby, że jest takie państwo, w którym ludzie sami sobie wybrali komunistów do władzy, i że ten komunizm nie musi być wcale taki zły. I wtedy cały misterny plan amerykański terroryzowania pozostałych państw pod pozorem ochrony przed komunizmem ległby w gruzach. Należało więc zrobić coś, co zniechęci ludzi we Włoszech do komunistów, a światu pokazać, że komuniści zachowują się nieodpowiedzialnie, bo przecież Czerwone Brygady to pewnie komunistyczne bojówki.

Żeby sojusz chadecji z komunistami nie wydał się egzotyczny, trzeba było uwiarygodnić komunistów. Do tego służyło pozorne zerwanie Włoskiej Partii Komunistycznej z Komunistyczną Partią Związku Radzieckiego w 1976 roku. Żeby to uwiarygodnienie było jeszcze bardziej przekonywujące, to ujawniono w październiku 1977 roku prywatną korespondencję Berlinguera z biskupem Ivrei Luigim Bettazzim, która miała świadczyć o możliwości dialogu między katolikami i komunistami. I gdy wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę, to przyszedł cios w postaci porwania i zabójstwa Aldo Moro.

W mojej ocenie w to zabójstwo byli zamieszani wszyscy: CIA, KGB, włoskie służby specjalne, część włoskich komunistów, część chadeków, hierarchowie katoliccy we Włoszech e tutti quanti1. CIA finansowało chadeków, a KGB – komunistów. Wygląda na to, że pomimo zabezpieczenia z każdej strony, sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zapewne część chadeków i część komunistów wierzyła i chciała takiej koalicji, czyli tego kompromisu historycznego, bo on był jakby częścią włoskiej historii, częścią włoskiej tradycji politycznej. Zapewne wierzyli oni w to, że w ten sposób uda się stworzyć stabilne rządy we Włoszech. Na pewno do sukcesów komunistów przyczyniła się praca lokalnych komitetów partyjnych, a więc inicjatywa oddolna. Jeśli jednak ktoś wierzy w to, że inicjatywa oddolna, że oddolne zjednoczenie się ludzi może coś zmienić, to jest bardzo, ale to bardzo naiwny. Demokracja jest fikcją. Demokracja to opium dla ludu; co cztery lata kolejna dawka, która poprawia nastrój, daje nową nadzieję. A ma być tak, jak chcą wielcy tego świata.

I tak już na marginesie – Enrico Berlinguer, to tak jak u nas, przykładowo, Warszawski. Chyba nie muszę tłumaczyć, kto ma takie nazwiska. Ja mogę jeszcze uwierzyć w to, że włoskim komunistą był Amendola, ale Berlinguer…

  1. e tutti quanti – i wszyscy pozostali; i cała reszta (tego towarzystwa) ↩︎

Leave a comment