Pamiętam, jak kiedyś Bolesław Prus dzielił się w jednej ze swoich Kronik Tygodniowych własną refleksją. Otóż gdzieś, w jakimś zajeździe czy karczmie, odbywała się jakaś chłopska uroczystość czy spotkanie. W pewnym momencie przyjechali jacyś szlachcie i kazali karczmarzowi wyrzucić wszystkich chłopów. Podobną sytuację zaobserwował on gdzieś na terenie Austro-Węgier. I tam też w karczmie siedzieli chłopi i pojawiła się szlachta węgierska. Przywitali się z nimi i porozmawiali. Tak skrajnie różny stosunek szlachty do chłopów na Węgrzech i w „Polsce” skłania do zadania sobie paru pytań: Kim była polska szlachta? Jakie ona miała korzenie? Skąd u niej była taka nienawiść do polskiego chłopa i traktowanie go jak przedmiot? Taki stosunek do innych jest charakterystyczny dla pewnej nacji, która wcale tego nie ukrywa.
Norman Davies w książce Boże igrzysko (ZNAK, 1999) dobrze opisał zjawisko zwane szlachtą, więc dzięki temu można wysnuć pewne wnioski na temat jej pochodzenia. Poniżej wybrane fragmenty:
A zatem, mimo że szlachta wymyślała najbardziej fantastyczne legendy na temat swego sięgającego dalekiej przeszłości pochodzenia, był to w gruncie rzeczy stan, który wyłonił się najpóźniej. W XVI w. wciąż jeszcze udoskonalała prawa i instytucje, które miały zadecydować o jej supremacji w następnym okresie. Nikt jednak nie może na serio poddawać w wątpliwość faktu, że za życia Rzeczypospolitej polsko-litewskiej szlachta odgrywała pierwszoplanową rolę w życiu politycznym, społecznym i kulturalnym. Zorganizowała państwo tak, aby odpowiadało jej interesom, a wszystkie inne stany zaprzęgła do realizacji własnych celów. Jeśli w wyniku polityki tolerancji religijnej czasem nazywano Polskę i Litwę rajem Żydów, jeszcze słuszniej można by ją nazwać rajem szlachty. Ci, którzy ją krytykowali, dodawali, iż oznaczało to, że była także czyśćcem mieszczan i piekłem chłopów.
Sama nazwa „szlachta” jest już źródłem poważnych sporów. Wyraz ten pochodzi ze staroniemieckiego slahta, spokrewnionego etymologicznie z niemieckimi wyrazami schlagen (uderzać, walczyć, rąbać, wrodzić się w kogoś) oraz Geschlecht (płeć, rodzaj, ród, rasa). Do języka polskiego przeszedł z czeskiego (slehta) wraz z całym podstawowym słownictwem średniowiecznej administracji państwowej: pan (lord, osoba obdarzona władzą sądową), król (karol-Charlemagne), sejm (zgromadzenie), obywatel (rezydent), herb (dziedzictwo, oznaka heraldyczna). Jest jednak rzeczą prawie niemożliwą określenie zarówno dokładnego kontekstu, w jakim wprowadzono tę niemiecko-czeską terminologię, ani też konkretnego okresu, w którym jej późniejsze użycie ostatecznie się ustaliło.
Wobec braku pewnych informacji, badania nad początkami szlachty od dawna odznaczają się dużą liczbą wątpliwych hipotez. Jedna z takich teorii rozważa możliwość obcej inwazji w czasach prehistorycznych. Zrodziła się z chęci ukucia teorii na modłę zwycięstwa Normanów w Anglii czy Waregów w Rosji i znajduje niewielkie potwierdzenie w faktach. Inna podobnego typu teoria podkreśla znaczenie „rodów”; w XIX w. cieszyła się ona dużym uznaniem. Twórcami jej byli uczeni, którzy interesowali się głównie folklorem niemieckim, dopiero później zastosowano ją do historii krajów słowiańskich i Polski. Jej podstawowa hipoteza brzmiała, że zarówno państwo, jak i społeczeństwo powstały na drodze fuzji licznych spokrewnionych ze sobą rodów, które poprzednio żyły w stanie naturalnej wolności. Sugerowała ona, że wcześni władcy słowiańscy – z książętami piastowskimi włącznie – nie byli niczym więcej, jak tylko wodzami plemiennymi (starosta rodowy) lub naczelnikami (nadpatriarcha) oraz że szlachta wywodziła się z rodów czystych pod względem etnicznym, podczas gdy stany niższe były skutkiem mieszania się rodów z niewolnikami, jeńcami i cudzoziemcami. Podejmowano próby przyrównywania szlachty nie tylko do niemieckiego Geschlechtsverband i bałkańskiej „rozszerzonej rodziny”, czyli zadrugi, ale również do prawa brehonów w Irlandii i do klanów górali szkockich.
Teoria rodów znalazła duże poparcie w specyficznych cechach polskiej heraldyki. W Polsce herbów nigdy nie nadawano, ani pojedynczym osobom – jak w Anglii – ani też pojedynczym rodzinom – jak w Niemczech – ale jedynie większym grupom ludzi, którzy mieli wspólną tarczę herbową, zawołanie i godło. Polski szlachcic nie miał więc własnego herbu. Herb, którego używał, dzielił z dziesiątkami innych, którzy nawet nie musieli być z nim spokrewnieni. Taka wspólnota herbowa była w Europie zjawiskiem wyjątkowym. Co więcej, użycie słowa ród na określenie grupy heraldycznej nieuchronnie wzmacniało błędne wrażenie, że podstawę więzi stanowiło pokrewieństwo.
Wybór nazw herbowych jest zachwycająco niezrozumiały. Bończa (Bonifacy) to przykład jednej z wielu nazw utworzonych od imion osób. Śreniawa, Rawa czy Doliwa to nazwy miejscowości. Amadej z Węgier czy Rogala z Saksonii były nazwami importowanymi z zagranicy – podobnie jak Sas (z saskiego Siedmiogrodu) czy Prus (z Prus). Dąb i Poraj to rośliny. Aksak (po tatarsku „lis”), Lewart (lampart), Rak, Gryf, Łabędź, Świnka i Wężyk – to zwierzęta; Krzywda, Prawda, Niezgoda, Mądrostki – to nazwy wartości moralnych; Oksza (siekiera) i Łodzia pochodzą od nazw przedmiotów codziennego użytku. Kategorie tego typu można było mnożyć bez końca.
Struktura rodu herbowego pozostaje do pewnego stopnia zagadką. Szczegółowe badania nie doprowadziły do ustalenia żadnej stałej zasady przynależności. Dawna teoria więzów krwi została wprawdzie zdyskredytowana, ale nie zastąpiono jej żadną inną. Członkowie tego samego rodu zazwyczaj walczyli obok siebie ramię w ramię, wspólnie tworząc podstawowe jednostki feudalnej armii. Na poparcie hipotezy, która podkreśla ten właśnie aspekt, można przytoczyć takie nazwy, jak Dołęga czy Doliwa, które wyraźnie wywodzą się z okrzyków bojowych. Badania szły także w kierunku ustalenia patronów – utworzono termin „ród klientarny”. Czasami król pełnił rolę „osoby wprowadzającej”, przypisując nowych rycerzy do wybranych przez siebie rodów. Czasami wybitni przedstawiciele szlachty z własnej inicjatywy „przyjmowali” swoich przyjaciół i krewnych do własnego rodu. Patronat nie był tu w każdym razie bez znaczenia.
Hipotezą być może najbardziej przekonywającą jest ta, która pojawienie się rodów herbowych wiąże z inną wyjątkową cechą sposobu życia polskiej szlachty, a mianowicie „naganą szlachecką”. W Polsce nie istniało kolegium heraldyczne, nie było też żadnej cieszącej się publicznym autorytetem instytucji, gdzie trzymano by do publicznego wglądu rejestry nadania tytułu i herbów szlacheckich. Jeśli czyjś tytuł do szlachectwa został zakwestionowany, jedynym miejscem, w którym mógł dowieść swoich racji, były sądy. W takich przypadkach – szczególnie częstych w XV w. – od pozwanego wymagano przedstawienia sześciu zaprzysiężonych świadków, którzy mogliby potwierdzić jego szlacheckie pochodzenie wstecz do trzech pokoleń, ze strony zarówno ojca, jak i matki. Jeśli mu się to udało, otrzymywał od sądu odpowiednie zaświadczenie. Jeżeli nie – groziły mu najsurowsze kary. Jednak bez względu na to, czy się udało, czy nie, było to przecież ogromnie kłopotliwe i upokarzające. Można też z dużym prawdopodobieństwem założyć, że ród herbowy powstał po to, aby uchronić swych członków przed koniecznością stawania w obliczu takiej próby. Wiążąc się z publicznym stowarzyszeniem powszechnie znanych osób, szlachcic mógł się ustrzec od złośliwych oskarżeń podających w wątpliwość jego rangę i status. W niezbyt prawdopodobnym przypadku ewentualnych prześladowań, mógł zawsze liczyć na to, że wśród członków jego rodu znajdzie się sześciu takich, którzy wystąpią jako świadkowie w jego obronie. Z takiego punktu widzenia „ród herbowy” tworzył coś w rodzaju towarzystwa wzajemnej adoracji. Służył interesom zarówno stanu szlacheckiego jako całości, jak i interesom jego poszczególnych członków; eliminował też potrzebę istnienia kolegium heraldycznego, do którego król i jego urzędnicy mogli byli się odwoływać, stosując je jako narzędzie kontroli.
Jedną z konsekwencji „wspólnoty herbowej” była niezwykła prostota aspektu technicznego polskiej heraldyki. Nie trzeba było śledzić zawiłych labiryntów dziedziczności i małżeńskich związków ani też modyfikować czy tworzyć nowych herbów w miarę rozwoju zmieniających się wciąż wydarzeń. Nie znano sztuki opisywania i zestawiania herbów, nie stosowano rozróżnienia między starszą i młodszą linią rodu. Każdy ród miał jedno proste godło, jedną dewizę i jeden herb, które przez wieki pozostawały nie zmienione. Wszystkie herby, jakie kiedykolwiek istniały, dadzą się pomieścić w jednym dość szczupłym tomie.
Podczas gdy proces wyłaniania się szlachty jako odrębnego stanu społecznego był już zaawansowany za czasów panowania Kazimierza Wielkiego, proces umacniania i kodowania jej przywilejów prawnych trwał jeszcze przez co najmniej dwieście lat. Na przestrzeni całego minionego okresu królowie polscy nadawali immunitety poszczególnym rycerzom i przedstawicielom duchowieństwa, zwalniając ich od poszczególnych podatków lub od obowiązku stawiania swych poddanych przed sądem królewskim. Ale już od końca XIV w. podobne ustępstwa na rzecz szlachty egzekwowały nie jednostki, lecz cały stan, żądający jednakowych praw dla wszystkich swych członków.
Okresy kryzysów – w czasie wojny lub przed kolejną sukcesją – dawały szlachcie dobrą okazję do przetargów. Raz uzyskane zdobycze rzadko wypuszczano z rąk. W 1374 r. Ludwik Węgierski, chcąc zagwarantować sobie sukcesję swojej córki Jadwigi, na mocy Statutu koszyckiego zwolnił szlachtę od wszelkich dotychczasowych świadczeń z wyjątkiem poradlnego z gruntów kmiecych w wysokości 2 groszy od łana oraz zredukował do jednej szóstej taryfę podatków nakładanych na dzierżawców należących do stanu szlacheckiego.
2 października 1413 r. przyjęto w Horodle nowe warunki unii Polski z Litwą, rozszerzając przywileje szlachty polskiej na litewskich bojarów. Czterdzieści siedem polskich rodów herbowych otwarło bramy na przyjęcie litewskiej szlachty. Przywileje nadane w r. 1422 w Czerwińsku, w r. 1430 w Jedlni i w 1433 w Krakowie dowodzą, że troska Władysława Jagiełły o przyszłość synów stopniowo brała górę nad jego niechęcią do neminem captivabimus – zasady odpowiadającej angielskiemu habeas corpus i chroniącej dobra oraz osobę szlachcica przed konfiskatą i aresztem, dopóki w jego sprawie nie zapadnie wyrok sądowy.
W 1454 r., podczas drugiej wojny z Krzyżakami, Kazimierz Jagiellończyk przyjął w Nieszawie żądania szlachty, aby nie nakładano żadnych podatków ani nie zwoływano pospolitego ruszenia bez zgody nowo powstałych ziemskich sejmików szlacheckich. W 1496 r. w Piotrkowie, podczas przygotowań do swojej fatalnej w skutkach wyprawy do Mołdawii, Jan Olbracht przyznał szlachcie monopol na użytkowanie ziemi. W pięć lat później (1501) jego brat Aleksander spróbował użyć senatu jako narzędzia do ukrócenia roszczeń szlachty. Na mocy przywileju mielnickiego zadekretował, że senatorzy mogą podlegać jedynie równym sobie rangą. Ale sejm wkrótce znalazł okazję do zemsty. Konstytucja Nihil novi, uchwalona w Radomiu 14 czerwca 1505, anulowała przywilej mielnicki, ustalając równouprawnienie izby poselskiej i senatu w kompetencjach ustawodawczych oraz zarządziła, że „nic nowego nie może być postanowionym” bez zgody obu izb sejmu. Odtąd prawodawstwo pozostawało pod ścisłą kontrolą szlachty. Slogan „nic o nas bez nas” pozostawał podstawową zasadą „demokracji szlacheckiej”.
Supremacja szlachty w dziedzinie prawodawstwa była przez nią wykorzystywana dla zapewnienia sobie dalszej przewagi nad resztą społeczeństwa. Nie zadowalając się najróżniejszymi przywilejami oraz, praktycznie rzecz biorąc, monopolem w zakresie własności ziemskiej, zarządzania i administracji, a także uprzywilejowaną rolą w życiu politycznym kraju, szlachta zaczęła umacniać swe pozycje w dziedzinie spraw bardziej szczegółowych.
W 1496 r. ten sam sejm, który ustanowił monopol szlachty w zakresie własności i użytkowania ziemi, podjął kroki zmierzające do ograniczenia praw duchowieństwa, mieszczan i chłopów. Odtąd wszystkie nominacje na wyższe urzędy kościelne były dostępne wyłącznie dla kandydatów ze stanu szlacheckiego. Wszędzie poza terenem Prus Królewskich mieszczanie musieli sprzedać ziemię, której byli właścicielami. Chłopom nie wolno było opuszczać wsi i przenosić się do miast. Począwszy od 1501 r., łańcuch ustaw coraz mocniej przykuwał chłopów do ziemi i wiązał ich z wolą pana.
- W 1518 r. zniesiono kompetencje kompetencje sądów królewskich w zakresie apelacji w sprawach między panem a chłopem.
- W 1550 r. zezwolono szlachcie na zakup domów na terenie miast i do ich zajmowania bez konieczności płacenia podatków miejskich, co było sprzeczne ze wszystkimi lokalnymi prawami.
- W 1563 r., po uregulowaniu kwestii nabywania sołectw, czyli jurysdykcji wiejskiej, otwarto szlachcie drogę wiodącą do pełnej kontroli nad ludnością zamieszkującą jej majątki.
- W dziedzinie handlu szlachtę zwolniono od opłat celnych za towary przeznaczone do jej własnego użytku.
- Chociaż sama szlachta nie miała się zajmować handlem – statuty z 1633 i 1677 r. formalnie jej tego nie zabraniały – całe życie gospodarcze kraju było zorganizowane z punktu widzenia jej interesów.
We wszystkich konfliktach społecznych stan szlachecki miał wyraźną przewagę. Posiadał monopol na kierowanie zarówno działalnością Kościoła, jak i centralnych organów prawodawczych; stanowił element dominujący w życiu dworu królewskiego, armii i aparatu administracyjnego. W okresie panowania Jagiellonów skład warstwy szlacheckiej ostatecznie się ustalił. Z tego właśnie okresu datują się początki długiej historii licznych rodów szlacheckich, których nazwiska pojawiają się po raz pierwszy w dokumentach i aktach nadania ziemi pochodzących z końca XIV i początku XV w. Spośród nich wyłoniła się niewielka grupa szlachty, która zaczęła gromadzić w swych rękach nieproporcjonalnych rozmiarów majątki oraz zdobywać ogromne wpływy. Chociaż w zestawieniu z magnackimi rodzinami późniejszej epoki Tęczyńscy, Tarnowscy, Odrowążowie, Górkowie, Firlejowie, Szamotulscy czy Melsztyńscy byli zaledwie drobnymi płotkami, w porównaniu zresztą społeczeństwa mieli oni znaczną przewagę. Podczas gdy w epoce Piastów miasta trzymały się z daleka od interesów właścicieli ziemskich i w czasie zajadłych sporów możnowładztwa mogły przejmować rolę arbitrów lub nawet przesądzać o wyborze książąt, teraz miały zostać podporządkowane wszechogarniającym roszczeniom szlachty.
Szlachta na Litwie osiągnęła podobne cele, choć podążała ku nim nieco inną drogą. W okresie unii personalnej z Polską – w latach 1386-1569 – Litwini stopniowo przejmowali polskie prawa i obyczaje. Ale ich bardzo specyficzne struktury społeczne pozostawiły po sobie trwały ślad. W odróżnieniu od szlachty polskiej, szlachta litewska pozostawała w ścisłej zależności od swego władcy, wielkiego księcia; ponadto była rozbita na kilka wzajemnie przenikających się warstw. (…) Kilka potężnych rodów stojących u szczytu drabiny społecznej – Ostrogscy, Radziwiłłowie czy Sapiehowie – chlubili się tytułem kniazia, czyli księcia. Najpotężniejsi rządzili całymi prowincjami jako suwerenni władcy, w stylu wielkich panów kresowych. Mniejsze rody otrzymywały swe włości jako ziemie lenne nadawane przez wielkiego księcia. U dołu drabiny znajdowały się liczne rzesze szlacheckiej klienteli, której przysługiwał tytuł bojarów, „wojowników”; były wśród nich rodziny bardzo zamożne, ale także służba domowa i drobni najemnicy.
Gdy unia lubelska ostatecznie wprowadziła zasadę równości wobec prawa nie tylko polskiej i litewskiej szlachty, ale także w obrębie samego stanu szlacheckiego na Litwie, rody książęce nie doznały poważniejszego uszczerbku. Natychmiast uplasowały się w pierwszych szeregach magnaterii Rzeczypospolitej: równi wobec prawa, ale bynajmniej nie równi pod względem wpływów politycznych, społecznych i gospodarczych.
Jest rzeczą charakterystyczną, że w przypadku wszystkich najbogatszych magnatów akumulacja ogromnych fortun wiązała się bezpośrednio ze sprawowaniem przez nich wysokich urzędów publicznych. Wielkie prywatne majątki ziemskie w Polsce były jeszcze stosunkowo skromne i znacznie ustępowały ogromnym latyfundiom Litwy.
Do roku 1569, czyli do momentu utworzenia zjednoczonej Rzeczypospolitej Polski i Litwy, szlachta zapewniła sobie supremację w państwie. W odniesieniu do norm europejskich była stanem niezwykle licznym. Około 25 tysięcy rodzin szlacheckich – czyli co najmniej około 500 tysięcy osób – stanowiło 6,6% ogółu ludności, liczącej wówczas 7,5 miliona. Pod koniec XVII w. liczba ta miała wzrosnąć do około 9%, w w. XVIII zaś stała się jeszcze wyższa. Pod tym względem nie mogły z Rzecząpospolitą rywalizować nawet Hiszpania czy Węgry, gdzie szlachta dochodziła do 5% ogółu ludności; Francja (1%) i Anglia (2%) stanowiły pod tym względem ostry kontrast. Formalnie przywileje szlachty chroniły ją przed politycznymi roszczeniami ze strony króla, a także przed skutkami rozwoju nowoczesnego państwa. Jej względny dobrobyt gwarantowała cała masa szczegółowych przepisów prawnych. Był to zamknięty stan społeczny, który sprawował kontrolę nad własnymi losami, a także nad losami wszystkich pozostałych mieszkańców szlacheckiej Rzeczypospolitej. Obowiązki szlachty jako stanu rycerskiego były minimalne. O jej obowiązkach obywatelskich jako klasy panującej decydowały prywatne inklinacje. Do roku 1569 szlachta zdobyła swoją „złotą wolność”. Dopóki trwała szlachecka Rzeczpospolita, wolność ta trzymała całą szlachtę w niewoli.
x
Kim tak naprawdę była ta szlachta? Co ją odróżniało od szlachty innych państw?
- Herbów nie nadawano pojedynczym osobom, jak w Anglii, ani też pojedynczym rodzinom, jak w Niemczech, ale większym grupom ludzi, którzy mieli wspólną tarczę herbową, zwołanie i godło; polski szlachcic dzielił godło z dziesiątkami innych, którzy nie byli z nim spokrewnieni.
- Wybór nazw herbowych niezrozumiały: od imion, od miejscowości, od nazw roślin, zwierząt, od nazw wartości moralnych. Kategorie tego typu można było tworzyć bez końca. Zadziwiająca analogia do sposobu tworzenia nazwisk frankistowskich.
- Ród klientarny, a więc istnienie osoby wprowadzającej do rodu, np. król czy wybitni przedstawiciele szlachty.
- „Nagana szlachecka”, czyli towarzystwo wzajemnej adoracji albo republika kolesiów.
- 2 października 1413 roku 47 polskich rodów szlacheckich użyczyło swoich herbów litewskiej szlachcie, czyli szlachcie Wielkiego Księstwa Litewskiego.
- Proces umacniania i kodowania przywilejów szlachty trwał około 200 lat; to okres unii personalnej, czyli panowania w Polsce Jagiellonów (1385-1569).
W okresie panowania Jagiellonów skład warstwy szlacheckiej ostatecznie się ukształtował. Z tego okresu datują się początki długiej historii licznych rodów szlacheckich, których nazwiska pojawiają się po raz pierwszy w dokumentach i aktach nadania ziemi pochodzących z końca XIV i początku XV wieku.
A skąd brała się ta ziemia?
Najistotniejszym źródłem dochodów monarchów z dynastii Jagiellonów w Polsce były dochody z dóbr królewskich – nieruchomości znajdujących się w ich bezpośrednim posiadaniu. Jagiellonowie odziedziczyli po Piastach prawo do dużych tronowych majątków ziemskich, obejmujących scaloną w 1368 roku przez Kazimierza III Wielkiego domenę, na którą składały się pola uprawne, lasy i łąki oraz kopalnie. Własne majątki Jagiellonów na Litwie stanowiące majątek ziemski stopniowo przeszły w ręce magnaterii jako darowizny, zastawy lub zabezpieczenie wydatków dostojników. Władcom pozostały dobra przejmowane po wygasłych rodach oraz majątek osobisty hospodarski finansowany z danin, ceł, myt i karczem.
Szacunkowo ocenić można rozmiar domeny królewskiej na około 30% powierzchni Królestwa Polskiego. Obejmowała ona około 300 miast i ponad 3500 wsi. Po reformie Kazimierza III Wielkiego kompleksami dóbr królewskich administrował starosta lub wielkorządca, oddając część dochodów skarbowi. Pozostała część stanowiła utrzymanie budynków publicznych i twierdz oraz administracji sądowej i policyjnej, a także dochód starosty.
Piastowska domena ulegała stopniowemu zmniejszeniu od czasów panowania Ludwika Węgierskiego, jej redukcję pogłębiły nadania i alienacje na rzecz magnatów i sojuszników z okresu panowania Władysława II Jagiełły. Do znacznego zubożenia domeny królewskiej doszło w trakcie prowadzonej przez Władysława III wojny domowej na Węgrzech w latach 1440–1444: poprzez masowe zastawy na rzecz możnych osób prywatnych finansujących węgierską politykę królewską pożyczkami, król pozbawił się posiadania znacznej części dóbr. Upadek domeny osłabił państwo, a fortuny magnackie powstawały kosztem dóbr koronnych. Jak wskazuje Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów”:
Skarb koronny popadł w ruinę, z której nie miał się już nigdy podźwignąć. Na zawsze przepadł główny wspornik polityki piastowskiej, czyli zdecydowana przewaga materialna panującego nad poddanymi. W przyszłości miało być w Polsce akurat odwrotnie – bogate możnowładztwo, szczególnie duchowne, nędzarskie państwo.
Te powyższe informacje pochodzą z Wikipedii, więc nie jest to żadna tajemnica. Możemy więc wywnioskować, że potęga rodów Rzeczypospolitej wzięła się z rozkradania majątku państwa Piastów i zadłużenia Jagiellonów uwikłanych w wojny w interesie własnej dynastii. Tak się skończyła Polska.
A czy liczba „47” ma jakieś ukryte znaczenie?
W hebrajskim każda litera jest liczbą, każdy wyraz przemądrą kombinacją, każde zdanie straszliwą formułą, która, gdy ją kto potrafi wymówić z potrzebnym przydechem i akcentami, z łatwością może poruszać góry i osuszać rzeki. – Tak pisał Jan Potocki w Rękopisie znalezionym w Saragossie.
Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela (1932) pisał we wstępie:
»Język hebrajski daje wdzięczne pole do wieloznacznego wyrażania myśli. Podobnie jak inne języki wschodnie, lubuje się w obrazach alegorycznych, zastępujących ścisłe rozumowanie, a nadto właściwa pisownia jego pozbawiona jest samogłosek. Jakże łatwo więc jedno zdanie może być czytane w wieloraki sposób! Przypuśćmy na chwilę, że język polski nie posługuje się samogłoskami. Napiszemy sobie w takiej pisowni zdanie następujące: „dm zbj”. Można je przeczytać: „Odma zabija” albo „Dom zbója”, ale także „Dym zabija”, albo nawet „Adam zabija”. Jest to więc pismo, które dla piszących stylem rabinicznym, pełnym pozornych sprzeczności, jest znakomitym szyfrem.«
Prawdopodobnie liczba „47” ma jakieś ukryte znaczenie, bo dlaczego akurat 47, a nie 50? Po stronie litewskiej tych rodów było więcej, ale nie da się tego uściślić, bo budynek, w którym ten dokument był przechowywany, został zburzony podczas powstania warszawskiego.
Stanisław Didier w książce Rola neofitów w dziejach Polski (1934) pisze:
Wśród neofitów w państwie Jagiellonów wysunęli się na czoło pod względem wpływów i bogactw przede wszystkim nowochrześcijanie litewscy. Już za w. ks. Witolda dochodzili Żydzi na Litwie do dużych fortun. Komory celne, podatki od wódek, sól, wosk, przewozy, mostowe znajdowały się w ich rękach. Żydzi – arendarze gromadzili w swoich rękach wielkie bogactwa i nabywali posiadłości ziemskie. Wchodząc w skład warstwy ziemiańskiej, oni sami, względnie ich dzieci, przyjmowali wiarę chrześcijańską. Ponieważ szlachta litewska nie była jeszcze tak wyrobionym stanem jak w Koronie, mieli więc pozorni katolicy ułatwioną możność spełnienia woli Majmonidesa, tj. wejścia w skład przodującej warstwy narodu.
Już w wieku XVI pozorni chrześcijanie, obdarzani masowo przez władców polskich klejnotem szlacheckim, dochodzili do wysokich stanowisk. W 1510 r. obok Radziwiłłów, Ostrogskich, Ostyków, Kieżgajłów, Hlebowiczów i Sapiehów zasiadł w radzie wielkoksiążęcej neofita Abraham Józefowicz, jako podskarbi ziemski (wielki) W. Księstwa Litewskiego. Wśród jego potomków (Abrahamowiczów), spokrewnionych z najpierwszymi rodzinami polskimi (Zborowskimi) widzimy wojewodów, kasztelanów i generała artylerii litewskiej. Stanowiska starostów, stolników i krajczych były też zajmowane często przez nowochrześcijańskie rody, koligacące się drogą małżeństw ze starymi rodzinami szlacheckimi. Tak w Wielkopolsce wpływowe stanowisko zajęła wśród szlachty tamtejszej rodzina Powidzkich, wywodząca się od neofity Stefana Fiszta starosty powidzkiego i wojskiego kruszwickiego, spokrewnionego ze słynnym w dziejach rozwoju żydowskiej teologii politycznej gaonem Jakubem Polakiem, zwanym „Ojcem Talmudu”.
Czym tak naprawdę jest ta „Polska”?
„Do roku 1569, czyli do momentu utworzenia zjednoczonej Rzeczypospolitej Polski i Litwy, szlachta zapewniła sobie supremację w państwie. W odniesieniu do norm europejskich była stanem niezwykle licznym. Około 25 tysięcy rodzin szlacheckich – czyli co najmniej około 500 tysięcy osób – stanowiło 6,6% ogółu ludności, liczącej wówczas 7,5 miliona. Pod koniec XVII w. liczba ta miała wzrosnąć do około 9%, w w. XVIII zaś stała się jeszcze wyższa.”
Tendencja wzrostu liczebności szlachty od XVI do XVIII wieku jest zbieżna z tendencją wzrostu ludności żydowskiej w Rzeczypospolitej. Czy zatem mamy do czynienia z zupełnie inną skalą liczebności ludności żydowskiej? Bo jeśli szlachta Rzeczypospolitej była w całości warstwą żydowską lub w znacznej części, to znaczy, że to było żydowskie państwo, a powstałe w XX wieku jego kolejne wersje: II RP, PRL, III RP – to też państwa żydowskie.
Zachowanie szlachty
Zalążki stanu żydowskiego powstały w wiekach XIII i XIV, chociaż instytucjonalna autonomia Żydów rozwinęła się dopiero w połowie XVI w. Przez cały ten czas trwała ich rywalizacja z mieszczaństwem oraz przymierze ze szlachtą. – Norman Davies Boże igrzysko.
Polska zaś szlachta, żywiąca dużą niechęć do niemieckiego kupca i Niemca, pożyczającego pieniądze z ochotą, zwracała się do żydów, aby od nich pożyczać środki pieniężne na zastaw swych majętności… – Adolf Nowaczyński Mocarstwo anonimowe (1921).
Ten wieczny i żadnym innym uczuciem nigdy nie przeważony strach przed „naruszeniem własności panów” przypomina mimo woli słowa Deczyńskiego: „Każdy szlachcic polski woli stracić połowę swego majątku jakimkolwiek bądź sposobem, niżeli pozwolić na to, żeby chłopi w jego wsi od odrabiania pańszczyzny wolnymi być mieli”. – Maria Dąbrowska Rozdroże (1987).
Józef Ignacy Kraszewski w książce Polska w czasie trzech rozbiorów 1772-1799; Studia do Historii ducha i obyczaju Tom III (NapoleonV, 2015) zamieszcza relację Inflantczyka Szulca z podróży po Rzeczypospolitej w 1793 roku:
Warszawa odznaczała się zbytkiem, który zadziwiał cudzoziemców. Był to zbytek azjatycki niemal, bezładny, strumieniem płynący obok rynsztoka. Takim go maluje Szulc, obserwator dowcipny i trafny, autor powyższych obrazów. Kuchnia szczególniej była obfita, choć raczej zawiesista niż wykwintna; oprócz pieczystego, chleba i kawy, podróżny nasz nic nie chwali. Jadano pieprzno, z zaprawami ostrymi, czosnkiem i cebulą, co dla Niemca, nawykłego do słodko-mdłej kuchni, musiało być nieznośne. Wąchał tylko i wstawał głodny, dotknąć się obawiając.
I na końcu tego rozdziału:
„Polski chłop – pisze na ostatek – jest dotąd w całym znaczeniu wyrazu poddanym, niewolnikiem. Nowa konstytucja starała się jego los polepszyć – ale tu mowa nie o tym, co ma być, ale o tym, co jest. Pojedyncze wsie swobodniejszych kolonistów mały stanowią wyjątek.
Od pana zależy, jak długo zechce dawać ziemię wieśniakowi, albo mu ją na gorszą zamienić. Nic rzadkiego widzieć tych, co się lepiej mają, na gorsze przesiedlanych grunta, a znędzniałych na lepsze, aby mogli się lepiej wysługiwać. Syn nie jest koniecznym spadkobiercą po ojcu, nikt na pewno nie może liczyć na to, iż jego praca dostanie się dzieciom. Że zatem idą próżniactwo i rozpusta, nic dziwnego. Pozostaje tylko jedna namiętność – pijaństwo. Kańczug jest narzędziem, które rządzi tymi tłumami. Dwadzieścia batów okropna kara, ale w Polsce za bagatelkę po sto i sto walą.”
xxx
Czy zatem w świetle tych cytatów nie można mówić o dwóch narodach? Chyba można. W przypadku Polski mamy do czynienia ze zjawiskiem zwanym asymilacją na poziomie państwa. W przypadku asymilacji indywidualnej zasymilowany Żyd udaje kogoś innego, niż kim faktycznie jest. Asymilacja na poziomie państwa polega na tym, że państwo żydowskie udaje, że jest państwem polskim. Nazywa go Polską, Żydzi w nim mieszkający udają Polaków. Tak więc na arenie międzynarodowej postrzegane jest ono jako polskie i że to Polacy w nim rządzą. Wszelka odpowiedzialność za żydowską politykę wewnętrzną i międzynarodową, za decyzje, które podejmują, spada na Polaków, którzy o niczym nie decydują, bo nie są dopuszczani do stanowisk, na których o czymś się decyduje. Świat jednak tego nie wie. Wie tylko o tym, że Polacy są antysemitami w kraju, w którym podobno prawie nie ma Żydów.
Jeśli więc szlachta była w całości lub prawie w całości pochodzenia żydowskiego, to jak wytłumaczyć zjawisko zwane sztadlanami, czyli swego rodzaju żydowskimi urzędnikami, których zadaniem było przekupywanie posłów I RP. O tym pisałem w blogu „Sztadlani’. Jak wytłumaczyć, że konsekwencje nieudanego powstania styczniowego poniosła szlachta, czyli Żydzi. Jak uwiarygodnić posła, który był Żydem? Przyjmowanie łapówki dawało mu alibi, uwiarygodniało go, bo przecież Żyd nie przekupywałby Żyda – a jednak, a pieniądze i tak pozostawały w rodzinie. Podobny mechanizm działał podczas powstania styczniowego. Żydowski szlachcic był takim patriotą, że dla ojczyzny gotów był poświęcić swój majątek, a że on też zostawał w rodzinie, to drobny szczegół. Zresztą wielu z nich wracało z zesłania i zajmowało się handlem, produkcją, usługami i dobrze prosperowało. Wracali w glorii chwały, jako wielcy patrioci. Wielu z nich walczyło w powstaniu warszawskim, ale w odróżnieniu od tych nieświadomych, włos im z głowy nie spadł w czasach stalinowskich. Wręcz przeciwnie, byli zatrudniani na dobrze płatnych stanowiskach.
Takich zbiegów wymaga asymilacja na poziomie indywidualnym, by móc dokonać asymilacji na poziomie państwa. Była to nieustanna żmudna praca, trwająca od pokoleń i nadal jest kontynuowana. Jeśli ktoś więc chce walczyć o Polskę, to powinien najpierw rozpoznać sytuację: uświadomić sobie w jakim kraju mieszka i poznać naturę żydowską. Jeśli komuś się wydaje, że wystarczy wyjechać traktorami na drogi i władza się przestraszy, to gratuluję dobrego samopoczucia.
Tak tu cicho i spokojnie? Szlachtę pozostawiam w spokoju ponieważ to czasy przeszłe. Interesują mnie czasy obecne ponieważ dużo się dzieje. Do protestu rolników dołączają górnicy , na to czekałam. ,,Ciekawie zaczyna się dziać. Niecierpliwie czekam na wydarzenia ,które będą miały miejsce 27 lutego. Myślę że czara goryczy się przelała.
LikeLike
Nie można zrozumieć teraźniejszości bez poznania przeszłości. A z tej prawdziwej historii wynika, że wszelkie strajki organizowali Żydzi. Nawet Solidarność była ich dziełem i to oni wymyślili tę nazwę. Jednoczesne zorganizowanie strajków w całej Europie też jest ich dziełem, bo tylko oni są rozproszeni po całej Europie i współpracują ze sobą. I to oni osiągną swój cel, a nie rolnicy.
LikeLiked by 1 person
Rolnicy nie osiągną zbyt wiele, bo już widzę, że rząd zapędził różne ośrodki przekazu do siada dezinformacji. Czytamy, że rolnicy będą mieli odstępstwo od ugorowania gruntów rolnych (4% powierzeni gruntów ornych) w zamian za sianie na 7% roślin wiążących azot. Żadne to odstępstwo i ukłon w stronę rolników, bo taka możliwość dopuszczona jest w planie strategicznym dla wspólnej polityki rolnej. To jest dokument zawierający ponad 1200 stron. Wystarczy go przeczytać i od razu widać, że rządzący nie ustępują na krok.
Dziś walka idzie o to aby przejąć produkcję rolna przez wielkie holdingi i fundusze inwestycyjne. Mając produkcję rolna skupioną w kilku firmach łatwo jest dyktować cenę produktów spożywczych w sklepach ( mam na myśli zawyżać, a nie tak jak dziś zaniżać aby konkurować z innymi dostawcami żywności). Ponadto mając produkcję rolna i przetwórstwo z nią związane górale z góry Synaj będą mogli manipulować społeczeństwem jak nigdy dotąd.
Głodny człowiek zrobi wiele by napełnić swój żołądek.
Wielki głód na Ukrainie wywołany przez Stalina i jego teścia złamały tam ludność i spowodował upadek i demoralizację po kanibalizm włącznie.
Co do szlachty i panującego z tym związanym systemem. Z dwóch stron mam przodków szlacheckich. Mam też porównanie jak historia i nastawienie do ludzi ma wpływ na nasze działania i związane z tym następstwa. Pierwszy z pradziadków dążył za wszelką cenę do samowystarczalności tj. mechanizacji rolnictwa. Twierdził że ludzie przyjdą i zrobią, ale żeby zrobili to porządnie to trzeba zapłacić. Jeśli zapłacisz to koniec końców wynik masz taki że ludzie zrobią i ludzie pieniądze zabiorą. Z tej strony rodziny zawsze było nastawienie na wiedzę i naukę. Po 1945 roku dziadek rozdał połowę majątku ludziom we wsi po to żeby nie oglądać białych misiów w dalekiej krainie.
Z drugiej strony nawet u mojej babci pomimo upływu lat widziałem swoistą wyższość nad innymi. Stan szlachecki zakorzeniony dogłębnie. Tu nawet jeszcze przed drugą wojna światową, pradziadek był od tego aby pilnować, a chłop od tego żeby pracować. I to przeświadczenie istniało pomimo upływu 50 lat od zniesienia pańszczyzny. Doprowadziło to do tego że przed II wojną światową życie nie odbiegało od tego z 19 wieku. Kończąc ta “świadomość wyższości” doprowadziła do tego, że kamień na kamieniu w tym miejscu nie pozostał, gdzie król nadal kilka tysięcy hektarów.
LikeLike
“Mając produkcję rolna skupioną w kilku firmach łatwo jest dyktować cenę produktów spożywczych w sklepach…” – Cenę produktów dyktują właściciele sieci handlowych, a nie producenci.
Po co jest ten strajk, skoro o wszystkim i tak decydują holdingi, od których zależą rządy? Dziś już w praktyce nie ma strajków klasy robotniczej, bo jej nie ma. Ich rolę przejęli rolnicy. Strajkami klasy robotniczej kierowali Żydzi, którzy realizowali własne cele. Czy dziś sytuacja nie powtarza się? Kto oprócz nich mógł zorganizować strajk w całej Europie? I po co on jest? To są podstawowe pytania?
LikeLike
Za komuny nie było mięsa w sklepach to jechało się na wieś i było mięso, mleko, jajka itp. Jak nie będzie indywidualnych rolników to na wieś po zaopatrzenie nie pojedziesz.
LikeLike
Efekt strajku będzie taki, jak życzy sobie ten, kto go zorganizował. Jeśli nie wiemy, kto go zorganizował, to nie wiemy, jaki jest jego cel. Jeśli ktoś chce zniszczyć indywidualne rolnictwo w Polsce, to je zniszczy, tak jak zniszczył polski przemysł.
LikeLike
Prawdą jest że za każdym przedsięwzięciem ktoś stoi. Uważam że rolnicy mogą dużo ugrać jeżeli będą twardo stać przy swoim i będą nieugięci. Za daleko to już zaszło ,aby odpuścić. Ci mali posiadacze hektarów mogą odpuścić ale ci co posiadają duże gospodarstwa już nie koniecznie. Ja im bardzo kibicuję w tej nierównej walce ponieważ wiem ile wysiłku wkładają, aby cokolwiek z tego mieć ze swojej pracy. Rzesza ich jest zadłużona po uszy za sprawą kupna nowoczesnego sprzętu rolniczego, który jest bardzo drogi ale niezbędny. W rolnictwie nie ma określonych godzina pracy, tam pracuje się od świtu do nocy w okresie zbiorów lub zasiewu. Ostatnio słyszałam wypowiedz rolnika , który mówił że muszą mieć pozakładane aplikacji przy wywożeniu obornika na pole. Ta unijna ,, rewelacja,, aż szokuje. Jest jeszcze jeden unijny wymóg, aby pole po rozrzuceniu obornika było zaorane w ciągu dwunastu godzin. Rolnik ten powiedział że to jest niewykonalne. Jako że mieszkam na wsi to co nieco wiem na ten temat. Moi dziadkowie mieli gospodarstwo rolne i wiem że obornik zaorywało się po kilku dniach. Absurd goni absurd w wykonaniu unii.
LikeLike
“Rzesza ich jest zadłużona po uszy za sprawą kupna nowoczesnego sprzętu rolniczego, który jest bardzo drogi ale niezbędny.” – Przecież to jest powtórka z rozrywki. W drugiej połowie lat 80-tych komunistyczny rząd Żyda Jaruzelskiego (dziś córeczkę pompują żydowskie media) intensywnie namawiał ludzi do brania preferencyjnych, tj. nisko oprocentowanych kredytów, na długoterminowe inwestycje w produkcję, usługi i rolnictwo. Oprócz innych, również wielu rolników wzięło te kredyty. Przyszedł Balcerowicz ze swoją “reformą”, oprocentowanie poszybowało niebotycznie w górę, co skutkowało serią samobójstw, również wśród rolników. Wtedy załatwili ich wysokim oprocentowaniem, teraz załatwią ich otwarciem rynku dla zachodnich korporacji, czyli odebraniem im rynku zbytu. I kredyty znowu niespłacone. Najwyższy czas sobie uświadomić, że to nie jest żadna Polska, tylko żydowskie państwo, które udaje Polskę. Jeśli ktoś nie chce tego przyjąć do wiadomości, to trudno. Ja wiem, że oni są teraz pod ścianą, ale lepiej poznać prawdę, bo tylko wtedy można szukać jakiegoś sensownego wyjścia z sytuacji. Jak mawiał ten Żyd Wojtyła: prawda was wyzwoli.
LikeLike
O tym to wiem że Polski już nie ma a jest UKROPOLIN. Pamiętam bardzo dobrze te czasy o których Pan napomniał. Bandycka reforma Balcerowicza . Moja koleżanka rolniczka wówczas budowała dom. Wiadomo ze z tego powodu miała kredyty. Jednak jakoś sobie poradziła, wyprzedając wszystko na czym mogła spieniężyć . Trochę znajomi ją wspomogli .Ale faktycznie nie każdy wyszedł z tej matni obronną ręka. Prawdą jest że historia lubi się powtarzać. Tylko że teraz przebiega to zbyt gwałtownie.
LikeLike
“Tylko że teraz przebiega to zbyt gwałtownie.” – Czy ja wiem? Obecnie są inne czasy, niż wtedy, inne media i dostępność do nich. Można więc tworzyć dramaturgię i teatr, ale to czemuś też służy.
LikeLike
Czasy szlachty to tylko z pozoru przeszłość. Przecież mamy kontynuację tego stanu i jego polityki w linii prostej. Tekst jest rewelacyjny i wnioski rewelacyjne. Sądzę, że nigdy się nie wyzwolimy spod żydowskiego panowania, skoro trwa ono tyle wieków i nic się nie zmienia, oni tylko zmieniają przebranie. Gdyby tylko naród przejrzał na oczy, ale tego nie zrobi, bo żydzi są mistrzami socjotechniki, a ludzie to nie są mądre istoty niestety.
Teraz już chyba straciłam resztki przywiązania do tego, co nazywa się państwem polskim… Uczono mnie miłości do ojczyzny, ale to jakieś fantasmagorie. Skoro to od czasów Jagiellonów było państwo szlachecko-żydowskie zbudowane na wyzysku i pogardzie do narodu wieśniaków, z którego się wywodze. Pisze Pan pozytywnie o państwie Piastów, ale to też byli nasi okupanci. Do prawdziwych korzeni trzeba by sięgać jeszcze dalej, co nieco z tego jeszcze przetrwało. Zabawne, ale w czasach poprawności politycznej i antyrasizmu trzeba raczej kierować się właśnie poszukiwaniem własnej rasy. Bo rasa to geny, historia, tradycja, która w nas jest. Może to nie Pana bajka, ale polecam nagrania Artura Lalaka na YouTube. On utożsamia Słowian że Scytami, Gotami, Germanami, Wandalami, Burgundczykami itd. i twierdzi, że pochodzimy od Chaldejczykow. Żyjemy w cywilizacji czarnogłowych, którzy chcą, by pamięć o Chaldejczykach i ich cywilizacji zaginęła. Fascynujący temat.
Pozdrawiam serdecznie.
LikeLike
Dziękuję Pani bardzo za pozytywną opinię o blogu. Spod żydowskiego panowania raczej się nie wyzwolimy, ale małym krokiem ku temu jest świadomość tego, a dzięki temu łatwiej podejmować korzystne dla siebie decyzje. To dużo. Patriotyzm to fałszywa żydowska flaga. Zawsze wydawało mi się to sztuczne i niezrozumiałe, do czasu, gdy w końcu zrozumiałem, kto za tym stoi. Ponieważ ja również wywodzę się z chłopstwa, więc te wszystkie nawroty do tamtej tradycji, jak choćby film 1670, są mi obce. O Piastach piszę pozytywnie w kontekście porównania z I RP i w tym sensie, że chłop nie był wtedy niewolnikiem i mieszczaństwo też miało lepszą pozycję. W sumie więc możliwości rozwoju dla ludzi z różnych warstw społecznych były realne. Natomiast napisałem gdzieś w blogu czy komentarzu, że oni byli wasalami cesarza niemieckiego i papieża, o czym nie powinno się zapominać, ale to wszystko to i tak drobiazg w porównaniu z I RP. Nie znam kanału Artura Lalaka, ale zajrzę, choć obawiam się, że im dalej w przeszłość, tym mniej dokumentów albo wcale ich nie ma, co bardzo utrudnia dotarcie do prawdy.
Pozdrawiam serdecznie.
LikeLike
To prawda, że świadomość jest podstawą i chyba jedyną furtką do zmiany. Trochę jak w psychologii: jeśli nie zrozumiesz mechanizmów, które rządzą twoim zachowaniem, nie wyzwolisz się z błędnego koła nawyków i nieświadomych zachowań.
Dla mnie docieranie do prawdy, jak choćby przez Pana blog, to duża ulga (choć nie wiem, co jest większe, ulga czy smutek). Rzeczywiście ta świadomość pozwala uniknąć wielu błędów życiowych, na które jesteśmy narażeni, żyjąc w naszym społeczeństwie. Tylko że mała szansa, aby to stało się w miarę powszechną wiedzą. Myślę, że i dawniej było wielu takich, którzy orientowali się w sytuacji, ale to były jednostki, jak teraz.
Z pewnością badanie starożytności i prehistorii-mitologii, jak robi to Artur Lalak, wymaga, oprócz oczytania i otwartego umysłu, dużej elastyczności. Jest dużo luk, które trzeba uzupełniać posługując się intuicją, logiką i kojarzeniem faktów. Ale mimo że większość źródeł pisanych została świadomie zniszczona lub ukryta, nadal jest wiele “materiału”, na którym można się oprzeć. Lalak sięga, oprócz ocalałych kronik i starożytnych pism, do mitologii ludów z całego świata, do tłumaczeń i transkrypcji starożytnych tekstów udostępnianych przez internetowe bazy biblioteczne, do analizy starożytnych budowli.
Niestety jest dosyć trudny w odbiorze: dużo tam analizy, mniej syntezy, więc żeby jakoś poukładać sobie tę wiedzę, potrzeba czasu i cierpliwości.
LikeLike
“Ale mimo że większość źródeł pisanych została świadomie zniszczona lub ukryta, nadal jest wiele “materiału”, na którym można się oprzeć.” – Najlepszym tego dowodem są Wieki Ciemne.
“Lalak sięga, oprócz ocalałych kronik i starożytnych pism, do mitologii ludów z całego świata, do tłumaczeń i transkrypcji starożytnych tekstów udostępnianych przez internetowe bazy biblioteczne, do analizy starożytnych budowli.” – Maciej Giertych, ojciec Romana, był zwolennikiem teorii młodej Ziemi. Uzasadniał to tym, że we u wszystkich ludów na Ziemi pojawiają się mity czy przekazy o smoku, który wygląda jak dinozaur. I stąd wniosek, że kiedyś ludzie i dinozaury wspólnie zamieszkiwali Ziemie.
Do prawdy można docierać na różne sposoby. Trzeba po postu być na to otwartym.
LikeLike
“Do prawdy można docierać na różne sposoby. Trzeba po postu być na to otwartym.”
Zarówno Pan, zajmując się historią ostatniego tysiąclecia, jak i np. Lalak, który bada czasy wcześniejsze, dochodzicie do tej samej prawdy. I teraz, i wtedy jest ten sam przeciwnik, który ma wciąż jeden cel. Niestety przez tysiąclecia jego zwycięstwo się pogłębia. Największym jego sukcesem jest to, że kierujący tą historią pozostaje w ukryciu, a ludzie nie wiedzą już, kim są: nie zdają sobie sprawy, że w samym sercu ich życia toczy się walka.
LikeLike
“Niestety przez tysiąclecia jego zwycięstwo się pogłębia.” – Dlaczego tak się dzieje? O tym szerzej w następnym blogu.
LikeLike
Pozostawmy mitologię w spokoju ponieważ nie jest wiadomym co było prawdą a co nie. Popatrzmy co się wokół dzieje, tu i teraz. Olbrzymie protesty rolników, którzy protestują i w naszym imieniu. To nasze być lub nie . Są rzeczy ważne i ważniejsze i tym ostatnim należy zająć.
LikeLike
Na ocenę tego, co się teraz dzieje przyjdzie czas, gdy protesty się skończą i będziemy wiedzieli, czy rolnicy coś wywalczyli, czy – nie. Na razie pozostaje nam obserwacja.
LikeLike
Protesty rolnicze ukazują dwie prawdy – przykre i groźne dla Polski ” :
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2024/02/protesty-rolnicze-i-ujawnienie-sie-antypolskiej-v-kolumny-na-szczytach-wladzy/
LikeLike
W tym artykule jest podana analiza zjawiska zwanego upadkiem polskiego rolnictwa i krytyka biernej postawy rolników, ale nie jest powiedziane, co należało wówczas zrobić i czy możliwe było zapobieżenie temu. Tak to każdy dureń potrafi. Klub Inteligencjo Polskiej to żydowskie stowarzyszenie, które, jak wszystkie tego typu organizacje robi ludziom wodę z mózgu. Łatwo powiedzieć, że rolnicy nie potrafili się zorganizować, ale przecież wiadomo, że w każdej organizacji, która potencjalnie zagrażałaby interesom tego żydowskiego państwa, znajdą się Żydzi, którzy rozsadzą ją od środka. Dlatego Lepper “powiesił się”.
LikeLike