Tomasz Piekielnik komentował 15 grudnia na swoim kanale cztery tematy, które, według niego, pokazują, że Polsce jest odbierana polska państwowość, bo suwerenności nie ma od dawna. Te cztery tematy to: 1. Dyplomaci z podwójnym obywatelstwem, 2. Izrael szkaluje Polskę, 3. CBA do likwidacji, 4. Tusk zamierza ingerować w wybory. Coś mi podpowiada – mówi Piekielnik – że za kilka lat na emigracji mogą być ludzie, którzy mieszkają w Krakowie, we Wrocławiu czy Rzeszowie, bo będą zastanawiać się, gdzie tak naprawdę mieszkają, kto nimi rządzi, kto ustala reguły i kto stanowi prawo, według którego należy żyć, prowadzić działalność i kto reprezentuje na zewnątrz polski interes?
Prezydent Duda podpisał kontrowersyjną ustawę kilka dni temu – kontynuuje Piekielnik. I zlikwidował wymóg posiadania wyłącznie polskiego obywatelstwa przez pracowników zatrudnionych w ambasadach, zatrudnionych w tzw. pionie dyplomatycznym. Zastanawia cel tej zmiany. Czy nie jest to demontaż państwa od wewnątrz i wprowadzanie na stanowiska obcokrajowców, np. Ukraińców, Anglosasów czy obywateli Izraela? To tym bardziej szokujące, bo w zmienianej ustawie jest wyraźnie napisane, że dyplomaci mają obowiązek chronić interes Rzeczypospolitej Polskiej w relacjach z innymi państwami. I tutaj ważne pytanie: czyich interesów będą bronić, gdy mają podwójne obywatelstwo, np. Ukrainy, USA, Wielkiej Brytanii czy Izraela? Obcokrajowcy, którzy uzyskają polski paszport mogą być dyplomatami i pracować w służbie zagranicznej. To jest jakiś absurd – mówi Piekielnik. Jest to sprzeczne z samą ustawą.
Art.2. 1. Służba zagraniczna chroni interesy Rzeczypospolitej Polskiej w relacjach z innymi państwami oraz organizacjami międzynarodowymi i innymi podmiotami zagranicznymi. 2. Służba zagraniczna chroni interesy obywateli polskich za granicą na zasadach określonych w przepisach prawa konsularnego.
I teraz, jak może chronić interesy Rzeczypospolitej Polskiej np. Niemiec, np. Rosjanin, np. Ukrainiec, np. obywatel Izraela, który także będzie miał paszport polski? Może to… czy komentując to w nieco bardziej dobitnych słowach, przyłączam się do wątpliwości tych z Państwa, którzy uważacie, że to jest zaproszenie do tego i stworzenie takich możliwości, aby tzw. podwójni agenci mogli realizować „polskie interesy”.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zatem, jaka jest przyczyna takiej zmiany ustawowej, którą podpisał prezydent Duda, z której cieszy się minister Sikorski. Istnieje tego jakaś przyczyna, ale uważam, że pojawi się ona w przestrzeni publicznej dopiero za jakiś czas. Bo tutaj jesteśmy, delikatnie mówiąc, niedoinformowani przez aparat państwa. Czemu służyć ma ta zmiana, tym bardziej, że wszelkie media milczą totalnie na ten temat? Nic nie dzieje się bez przyczyny i uważam, że jest to zmiana celowa, po to, aby można było faworyzować jakąś państwowość i prowadzić w praktyce przez służbę zagraniczną tak relacje z innymi państwami, aby to nie polski interes był chroniony. Gdybym się mylił, to tej zmiany by nie było. Bo komu przeszkadza warunek posiadania wyłącznie polskiego obywatelstwa wśród dyplomatów, którzy mają pracować wyłącznie na rzecz interesu państwa polskiego?
x
Skupię się na pierwszym temacie, bo pozostałe są mało istotne. Izrael szkaluje Polskę od 1990 roku i nic z tego nie wynika. Straszy, że będzie domagał się zapłaty za mienie bezdziedziczne itp. i też nic z tego nie wynika. Bo i co miałoby wyniknąć, skoro ten kraj Zulu-Gula i tak do nich należy. Trzeci i czwarty temat to tylko odwracanie uwagi od spraw istotnych.
O co więc chodzi z tym podwójnym obywatelstwem? Przede wszystkim – dyplomacja II RP, PRL-u i III RP była i jest w rękach żydowskich. Tak więc żaden Żyd z Izraela z polskim obywatelstwem nie będzie „polskim” dyplomatą, bo nie wozi się drzewa do lasu. Nie będzie też nim żaden Anglosas, Niemiec czy Rosjanin. Pozostaje więc tylko Ukrainiec, ściślej rzecz ujmując – Żyd ukraiński, bo Ukraina jest jeszcze bardziej zdominowana przez Żydów niż Polska. Różnica pomiędzy Żydem ukraińskim, a polskim jest taka, że Żyd ukraiński zna język ukraiński, a polski – nie. Proces łączenia Polski z Ukrainą w jedno państwo trwa od momentu wybuchu wojny na Ukrainie w lutym 2022 roku, a właściwie od 2014 roku. W 2022 roku nastąpiło tylko zdecydowane przyspieszenie tego procesu, chociaż ja uznałbym, że symbolicznym początkiem tego procesu były wspólne mistrzostwa Euro 2012.
Proces łączenia Polski z Ukrainą, czyli tworzenie państwa polsko-ukraińskiego, to przede wszystkim sprowadzenie kilku milionów Ukraińców do Polski i nadanie im numeru PESEL, czyli zrównanie w prawach z obywatelami polskimi, a w praktyce – uprzywilejowanie ich. To pierwsza fala. Druga prawdopodobnie nastąpi po zaangażowaniu się wojska polskiego w tę wojnę i po późniejszym jej zakończeniu. Następnym elementem tego procesu jest uznanie języka ukraińskiego za drugi język urzędowy i stopniowe wprowadzanie go, że się tak wyrażę, do obiegu. Stopniowo wprowadza się też kolejne elementy, jak choćby uzgadnianie wspólnego programu historii w podręcznikach szkolnych, bo przecież mnóstwo ukraińskich dzieci uczy się w polskich szkołach.
Nie jest żadną tajemnicą, że wielu Ukraińców przebywa za granicą i są tak samo rozproszeni po świecie jak Polacy albo jeszcze bardziej. W momencie połączenia Polski bez ziem poniemieckich, czyli Ukrainy zachodniej z Ukrainą zachodnią na wschodzie, powstanie nowe państwo. Te nowe państwo pewnie nadal, dla picu, będą nazywać Polską, ale zajdzie konieczność nadania obywatelstwa tym Ukraińcom, pochodzącym z przyłączonej części Ukrainy, którzy przebywają za granicą i nie będą już obywatelami tej Ukrainy, która ulegnie podziałowi. Przestaną być obywatelami dawnego państwa i automatycznie staną się obywatelami tzw. Polski. I po to są potrzebni dyplomaci, którzy znają język ukraiński, by nadawać zgłaszającym się Ukraińcom obywatelstwo polskie. Nowe państwo będzie pewnie państwem, w którym będą dwa języki urzędowe: polski i ukraiński. I pewnie paszporty będą dwujęzyczne. Stąd zachodzi konieczność, by w „polskich” ambasadach byli ludzie, którzy będą znali język ukraiński i będą w stanie obsłużyć tych Ukraińców, którzy się do nich zgłoszą. I po to jest ta poprawka w ustawie. A ludziom odwraca się uwagę duperelami typu Izrael szkaluje Polskę, CBA do likwidacji, Tusk zamierza ingerować w wybory.
x
Do tego tematu odniósł się też Leszek Sykulski w swoim podkaście geopolitycznym z dnia 16 grudnia. Stwierdził, że od 1 stycznia 2025 roku dyplomatami polskimi będą mogli być obywatele obcych państw. Rodzi to niebezpieczeństwo związane z realizacją przez takich dyplomatów niekoniecznie polskiej racji stanu i polskiego interesu narodowego. Podaje on przykład Salome Zurabiszwili, do niedawna prezydent Gruzji. W chwili, gdy objęła funkcję ministra spraw zagranicznych w marcu 2004 roku, cały czas pobierała pensję z francuskiej służby dyplomatycznej. Sytuacja kuriozalna: szefowa gruzińskiej dyplomacji pracowała na dwóch etatach. I pytanie, wobec kogo była bardziej lojalna? Bo nie można służyć dwóm panom, to jest mądrość odwieczna. Wiemy doskonale, że nie da się tak. Sykulski nie dodał jednak, że ona urodziła się we Francji w rodzinie gruzińskich imigrantów, że tam studiowała w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu, a później pracowała we francuskiej dyplomacji. Później została ambasadorem Francji w Gruzji, a 18 marca 2004 roku prezydent Saakaszwili mianował ją ministrem spraw zagranicznych w nowym rządzie. Nie dodał też, co oczywiste, że końcówka „szwili” w nazwiskach gruzińskich wskazuje z dużym prawdopodobieństwem na odpowiednie korzenie.
Sykulski wspominał też o Sikorskim i jego brytyjskim obywatelstwie, o jego żonie i jej amerykańskim obywatelstwie, o byłych ministrach finansów, którzy mieli obywatelstwo brytyjskie. Mamy sytuację – zaznaczył Sykulski – w której prezesem partii politycznej, funkcjonującej w Polsce, może być obywatel obcego państwa. To jest sytuacja niezwykle niebezpieczna – kontynuował – która rodzi podejrzenia o podwójną lojalność szefów partii politycznych. Mamy do czynienia z sytuacją, gdzie dzisiaj polska dyplomacja ma być kreowana przez obywateli obcych państw. To jest sytuacja absolutnie niedopuszczalna w państwie suwerennym – zakończył Sykulski.
x
To, czy państwo jest poważne, czy – nie, o tym decydują Żydzi. Rosja jest państwem poważnym, jest federacją składającą się z wielu narodów i ich przedstawiciele często zajmują eksponowane stanowiska w rządzie czy administracji. Taki Ławrow nie jest Rosjaninem, na co wskazują jego rysy, ale reprezentuje Rosję i jej interes, przynajmniej w takim zakresie, na jaki pozwalają mu Żydzi. O tym, że strefa zgniotu, czyli kraj Zulu-Gula, ma być niepoważnym państwem, również oni zdecydowali. I tak jest od unii personalnej z Litwą. Bulwersuje Sykulskiego, a podejrzewam, że i innych, fakt obecności w polskim rządzie ludzi z obcym obywatelstwem. Ale jakoś nie bulwersuje ich fakt, że królem Królestwa Polskiego po unii personalnej z Litwą w 1385 roku został Litwin, który dbał wyłącznie o interesy litewskie. Po bitwie pod Grunwaldem Litwa odzyskała Żmudź, a Królestwo Polskie dostało figę z makiem. Gdy Związek Pruski zwraca się do króla Kazimierza Jagiellończyka z prośbą o włączenie Prus do Królestwa, to ten uznaje, że Królestwo Polskie jest zbyt małe i słabe, by przyłączyć całe Prusy i po II pokoju toruńskim w 1466 roku decyduje o przyłączeniu Prus Królewskich (Korytarza) bez Gdańska. Prusy Książęce stają się tylko lennem. Takie numery wykręcali Jagiellonowie, którzy nie byli Polakami. Wazowie, czyli Szwedzi, spokrewnieni z Jagiellonami po kądzieli, nie byli gorsi. W 1618 roku elektor brandenburski otrzymał od Rzeczypospolitej, jako lenno, Prusy Książęce. W czasie wojny polsko-szwedzkiej Fryderyk Wilhelm uzyskał zrzeczenie się przez Rzeczpospolitą zwierzchnictwa nad Prusami Książęcymi w 1657 roku. I te Prusy, jedne i drugie, rosły w potęgą po rozbiorach Rzeczypospolitej. Później Ukrainiec Sobieski poleciał pod Wiedeń zrobić laskę Niemcom, bo dla Ukraińca zrobienie laski Niemcowi to największe szczęście. Co zyskał dla Rzeczypospolitej? – Nic. Później był Poniatowski herbu Ciołek, czyli tego jednego z 47 herbów szlachty polskiej adoptowanych przez 47 rodów bojarów rusińskich i litewskich. A więc Poniatowski to nie Piast. Następni byli Wettinowie, czyli Sasi, czyli Niemcy, którzy przygotowali rozbiory i każdy zaborca na swoim terenie zainstalował własną administrację. Ci ludzie po jakimś czasie zaadoptowali się, ale tylko językowo. Nawet po wielu pokoleniach nie utożsamiali się z narodem, którego ziemie zabrali. Przypadek Jerzego Stuhra, Austriaka, jest tu znamienny. Nawet na łożu śmierci pozostawał obywatelem Mitteleuropy. A takich jak on można wymieniać bez końca. Po „odzyskaniu” niepodległości przyszedł Piłsudski, dla którego najważniejsze było stworzenie niepodległej i niezależnej od Związku Radzieckiego Ukrainy. Temu służył tzw. eksperyment wołyński, w efekcie którego powstała UPA. Po wojnie mieliśmy PRL, czyli narodowy socjalizm w wykonaniu komunistów, a później powstała, już bez owijania w bawełnę, żydowska III RP (1989-2022).
A zatem Polska, czyli Królestwo Polskie, zwane później Koroną, jako państwo polskie, zakończyło swój byt wraz z unią personalną z Litwą w 1385 roku. Od tego momentu rdzenna ludność polska, głównie chłopska, stała się niewolnikami i nie miała na nic wpływu. Obcy rządzili i nadal rządzą tym krajem Zulu-Gula. Takie są fakty historyczne. W tym kontekście nadanie obcym możliwości bycia polskimi dyplomatami jest niejako czymś naturalnym, co trwa tu od wieków. Podstawową cechą tego regionu pomiędzy Niemcami a Rosją jest ciągła, w sensie historycznym, zmiana granic i ciągły napływ obcych, którzy zawsze mieli więcej praw i przywilejów niż ludność miejscowa. Nawet Konstytucja 3-go maja gwarantowała wolność chłopom, którzy przybywali do Rzeczypospolitej z zagranicy, ale polskim chłopom tego odmawiała. Więcej na ten temat w blogu Konstytucja 3 maja c.d.. O tym wszystkim jednak ani Piekielnik, ani Sykulski, ani nikt inny nie powie.

