Kryzys przysięgowy

Jak zwykle w listopadzie nie da się uniknąć tematyki związanej z odzyskaniem niepodległości. To, czy święto to powinno obchodzić się w taki czy inny dzień, jest sprawą drugorzędną. Ważniejsze są inne. Warto wracać do tamtych wydarzeń, bo powtórka, jak mawiali Rzymianie, jest matką nauki. Czasem jednak przy tej powtórce może pojawić się jakieś skojarzenie, którego wcześniej nie było, a które wiele wyjaśnia z tamtych wydarzeń, wydarzeń wcześniejszych niż sam moment ogłoszenia niepodległości. Skojarzenie to pojawiło mi się po przeczytaniu fragmentu Dziennika Marii Dąbrowskiej z 1916 roku, a dotyczyło tzw. kryzysu przysięgowego i wycofania Legionów z frontu. Czy ktoś z tych ludzi, którzy wezmą udział w różnych marszach z okazji Święta Niepodległości, które to marsze są według mnie zwyczajną paranoją, czy ktoś z nich słyszał o tym kryzysie przysięgowym i jego konsekwencjach? Podejrzewam, że większość z pozostałych również o nim nie słyszała. Warto więc temat przybliżyć, szczególnie w takim momencie. Poniżej fragment wspomnianego Dziennika:

„Już pod samym Lublinem wyminął nas odkryty samochód, w którym zobaczyłam dwie znajome postacie: pułkownika Władysława Sikorskiego i dr Stanisława Kota. Jechali najwidoczniej do Lublina w celu stworzenia lub (jeżeli istniały) wzmocnienia tam placówek Departamentu Wojskowego, tak jak ja jechałam w związku z projektowaną rozbudową placówki Pierwszej Brygady. Zabawiło mnie żałośnie porównanie mojej skromnej osoby i podróży z tą wspaniałą jazdą dwu tak poczesnych osobistości.

Rozbrat między dwoma wyżej wymienionymi, jakby dziś powiedziano, ośrodkami dyspozycji polskiego działania politycznego (Departament Wojs. i Pierwsza Bryg.) stawał się coraz głębszy, co dla mnie i dla Mariana osobiście było bardzo bolesne, gdyż widzieliśmy pewne racje i pewne błędy z obu stron – jednak racje nie chciały się zejść, a błędy nie chciały się do siebie przyznać.

Po zajęciu przez Państwa Centralne całego zaboru rosyjskiego, polityka Piłsudskiego zyskała znacznie mocniejsze podstawy, gdyż większość nadającej ton życiu duchowemu inteligencji warszawskiej i warszawskich polityków sprzyjała daleko bardziej Komendantowi niż galicyjskiemu N.K.N.-owi (Naczelny Komitet Narodowy – przyp. W. L.) – czuła się w klimacie Pierwszej Brygady, z której głównymi postaciami była już dawniej zżyta – bardziej swojo.

Zarysowujące się na tym tle różnice – pominąwszy liczne szczegóły oraz grające, niestety, dużą rolę uprzedzenia dzielnicowe – przedstawiały się mniej więcej w następujący sposób. Stanowisko Piłsudskiego przy zachowaniu minimum nieuniknionej ze względów strategicznych zależności od państw centralnych było nieprzejednane w sprawie bezpośredniego dążenia do zupełnej niepodległości. W związku z tym i w wyniku załamywania się Rosji, Piłsudski uważał za konieczne natychmiastowe podjęcie przygotowań do walki także i z Niemcami, w którym to celu wstrzymał werbunek do umundurowanych i walczących na froncie szeregów, a natomiast organizował przez swych ludzi tajną Polską Organizację Wojskową, znaną pod skrótem P.O.W.

N.K.N.-iści ze swej strony, nie wyrzekając się oczywiście zupełnej niepodległości, sądzili, że zmuszeni będziemy w sposób nieunikniony przejść przez okres niepodległości ograniczonej w postaci jakiejś szeroko autonomicznej czy federacyjnej łączności z Austrią. Do tego stosując bieżącą politykę, uważali, że ani na chwilę nie wolno rezygnować z werbunku do Legionów (których tworzyła się już 3-cia brygada), będących najpoważniejszym atutem w przyszłej rozgrywce o stopień naszej samodzielności. Niezależnie zaś od tego twierdzili, (i mieli w tym słuszność) że nie powinniśmy rozprzęgać raz ustanowionych szeregów, które jako kadry polskiego wojska okażą się w przełomowej chwili nagląco potrzebne bez względu na wynik wojny, a więc także i na wypadek zwycięstwa Anglii i Francji. N.K.N.-iści rozumieli też naturalnie grozę niemiecką, ale jako przeciwwagę tego niebezpieczeństwa widzieli tylko wygrywanie antagonizmów austryacko-pruskich.”

I dalej:

„Wracając do spraw listopadowych, mnie i moich znajomych znacznie więcej od aktu 5-go listopada obchodził nowy ciężki kryzys we frontowych oddziałach Legionów. Piłsudski był już w otwartym zatargu z wojskowymi władzami austryackimi, oficerów zwalniał masowo do podziemnej roboty wojskowej, a i sam niebawem podał się do dymisji. Dowództwo nad wszystkimi oddziałami Legionów objął z ramienia wojskowości austryackiej gen. Szeptycki (później pod koniec wojny gen-gub. lubelski na miejsce v. Cucka), którego brać żołnierska przywitała okrzykami: – „Oddaj Dziadka!” (tak nazywano w wojsku Piłsudskiego). Szeptycki uchodził za przyzwoitego człowieka. Nie wiem czy on, czy inne czynniki dokazały tego, co jedynie pozostawało w tych dramatycznych okolicznościach do zrobienia – mianowicie wycofania Legionów z frontu. Miały pójść na zimowe leże do Baranowicz i Pułtuska, a więc na teren okupacji niemieckiej dotychczas dla nich niedostępny. Oficerowie Piłsudskiego, przeszli ten kryzys tak ciężko, że jeden z nich, obiecujący uczony geolog, Albin Fleszar, odebrał sobie życie za pomocą japońskiego harakiri.”

Tu jest bardzo ważna informacja, na którą wcześniej nie zwróciłem uwagi, bo nie wiedziałem wtedy tego, co teraz wiem. Pod koniec 1916 roku Legiony zostały wycofane z frontu, z jego południowego skrzydła, gdzie walczyły po stronie Austriaków. Zostały przerzucone na północ na niemiecką stronę. Nie przypadkiem. Od 1917 do 1921 istniała Ukraińska Republika Ludowa. Najwyraźniej były tam zbędne. A jak dalsze wypadki pokazały – Niemcom również.

Akt 5 listopada 1916 roku – obietnica powstania Królestwa Polskiego. 15 stycznia 1917 roku powstaje Tymczasowa Rada Stanu, powołana przez niemieckie i austro-węgierskie władze okupacyjne. Po kryzysie przysięgowym w dniu 25 lipca 1917 roku TRS wybrała Radę Regencyjną, która 11 listopada 1918 roku przekazała Piłsudskiemu władzę nad wojskiem, a 14 listopada całość władzy zwierzchniej, po czym rozwiązała się. Tak więc, czy to się komu podoba, czy – nie, to państwo polskie zaczynają tworzyć niemieckie i austriackie władze okupacyjne. Mitem jest więc, że Polacy sami sobie wywalczyli niepodległość. I nie zrobił też tego Piłsudski ze swoimi Legionami.

5 listopada 1916 roku w wyniku konferencji w Pszczynie władze niemieckie i austro-węgierskie wydały proklamację z podpisami swych generalnych gubernatorów von Beselera i Kuka, zawierającą obietnicę powstania Królestwa Polskiego, pozostającego w niesprecyzowanej „łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami”. W akcie tym nie określono granic przyszłej monarchii, a jej status wyrażało słowo „samodzielne”, zamiast – „niepodległe”. Dokument zawierał też sformułowania dotyczące polskiej armii.

Po bitwie pod Kościuchnówką (4-6 lipca 1916), w której I Brygada Legionów Polskich walcząca po stronie Austro-Węgier zapobiegła przerwaniu frontu przez wojska rosyjskie, generał Erich Ludendorff, generalny kwatermistrz Armii Cesarstwa Niemieckiego, napisał list do władz w Berlinie, postulując utworzenie zależnego od Niemiec państwa polskiego i zbudowanie polskiej armii. Jego zdaniem mogło to dać Niemcom zwycięstwo na froncie wschodnim.

Tymczasowa Rada Stanu, ustanowiona przez niemieckie i austro-węgierskie władze okupacyjne w Królestwie Polskim, powstała w styczniu 1917 roku. Została ona utworzona na podstawie rozporządzeń generalnych gubernatorów warszawskiego i lubelskiego z 6 grudnia 1916 roku. Inauguracja TRS odbyła się 14 stycznia 1917 roku na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie generalni gubernatorowie warszawski i lubelski wręczyli członkom dekrety nominacyjne. Na drugim posiedzeniu Rady, w dniu 17 stycznia, wybrano wydział wykonawczy, w skład którego wchodziło 9 osób, w tym Józef Piłsudski (Referat Wojny).

Tymczasowa Rada Stanu uchwaliła 3 lipca 1917 roku projekt tymczasowej organizacji polskich naczelnych władz państwowych, w którym zarezerwowała dla siebie uprawnienie do powołania regenta. W dniu 25 lipca, po kryzysie przysięgowym, TRS wybrała Radę Regencyjną w osobach Aleksandra Kakowskiego, Zdzisława Lubomirskiego i Wacława Niemojowskiego, a następnie złożyła na jej ręce swój mandat. W tym składzie Rada nie uzyskała akceptacji państw okupacyjnych. Ostatecznie w skald Rady Regencyjnej weszli Aleksander Kakowski, Zdzisław Lubomirski i Józef Ostrowski. 3 stycznia 1918 roku Rada wydała dekret o tymczasowej organizacji Władz Naczelnych w Królestwie Polskim.

Tak więc o składzie Rady Regencyjnej decydowali Niemcy, co jest o tyle istotne, że ta Rada przekaże 14 listopada władzę Piłsudskiemu. Istotny był też ten kryzys przysięgowy. Był on związany z odmową złożenia przysięgi na wierność Królestwu Polskiemu i dotrzymanie braterstwa broni wojskom Niemiec i Austro-Węgier do końca wojny przez żołnierzy Legionów Polskich (głównie I i III Brygady). Miał on miejsce 9 i 11 lipca 1917 roku. Piłsudski, mający największe wpływy w Legionach, zalecił legionistom, by nie składali przysięgi. Większość żołnierzy I i III Brygady demonstracyjnie uchyliła się od niej 9 lipca 1917 roku. Przysięgę złożyła tylko większość żołnierzy II Brygady, od samego początku słabo związanych z Piłsudskim (jej dowódcą był Józef Haller). Żołnierze ci zasilili „Polnische Wehrmacht”, nazwany tymczasem Polskim Korpusem Posiłkowym pod niemieckim dowództwem i rekrutowanym z poboru.

Legioniści, którzy odmówili złożenia przysięgi zostali internowani w dwóch obozach: żołnierze w obozie w Szczypiornie (tam grali w piłkę ręczną i stąd jej nazwa „szczypiorniak”), zaś oficerowie w Beniaminowie. W nocy z 21 na 22 lipca 1917 roku Józef Piłsudski i Kazimierz Sosnkowski zostali aresztowani. Po krótkim pobycie w kilku więzieniach Piłsudskiego przewieziono do Magdeburga, gdzie przebywał w ścisłej izolacji w twierdzy wojskowej. Dopiero w sierpniu 1918 roku umieszczono wraz z nim Sosnkowskiego.

To są informacje z Wikipedii, a więc powszechnie dostępne, gdyby komuś chciało się w niej poszperać. Widać wyraźnie, że motorem tych wszelkich działań destrukcyjnych był Piłsudski, ale on tylko wykonywał rozkazy Niemców. To był figurant, wykreowany przez swoich nieznanych przełożonych na bohatera narodowego i twórcę odrodzonego państwa, prawdopodobnie poziomem intelektualnym zbliżonym do poziomu Jarosława Kaczyńskiego, dla którego jest Piłsudski wzorem.

Tak więc pod koniec 1916 roku Legiony zostają wycofane z frontu, ale jeszcze wcześniej, jak pisze Dąbrowska, Piłsudski wstrzymuje werbunek do umundurowanych i walczących na froncie szeregów, a organizuje przez swoich ludzi tajną Polską Organizację Wojskową (POW). Skąd miał pieniądze i dlaczego Austriacy tolerowali, wbrew własnemu interesowi, tego typu działanie. Pewnie jakaś siła wyższa tak zarządziła.

Głównym reprezentantem nacjonalizmu ukraińskiego w XX w. była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), powstała w 1929 roku w Wiedniu z połączenia kilku mniejszych organizacji, przede wszystkim Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, utworzonej w 1920 roku. Według Grzegorza Motyki, historyka, nazwa organizacji nieprzypadkowo nawiązywała do nazwy Polskiej Organizacji Wojskowej, a członkowie UWO odwoływali się do polskich doświadczeń z okresu walk o niepodległość. A skoro nieprzypadkowo, to prawdopodobnie ci sami ludzie tworzyli obie organizacje. Wychodzi więc na to, że to Piłsudski lub jego ludzie utworzyli Ukraińską Organizację Wojskową.

Wątki się mnożą i przeplatają, gra jest coraz bardziej misterna, a jej cele niezrozumiałe dla ówczesnych obserwatorów, tak jak dla nas niezrozumiałe i nieznane są cele obecnej wojny na Ukrainie. W tamtym czasie, ci którzy reżyserowali ówczesne wydarzenia, uznali, że wówczas wojsko polskie było zbędne i mogło tylko przeszkodzić w realizacji zamierzonych celów. Ale jak się go pozbyć? Tu z pomocą przyszedł Piłsudski i wywołany przez niego tzw. kryzys przysięgowy. Skoro żołnierze odmówili złożenia przysięgi, to nie pozostało nic innego, jak ich internować w obozach do czasu, gdy staną się potrzebni, to znaczy do 1920 roku. Ten kryzys to niby miała być manifestacja patriotyzmu.

W tamtym czasie, w latach 1916-1918, silne i regularne wojsko polskie na froncie wschodnim było tak samo niewygodne Niemcom, jak w czasie II wojny światowej niezależne od Stalina polskie wojsko walczące na froncie wschodnim. Gdyby istniało to silne wojsko polskie na froncie wschodnim, to nie było by możliwe jego osłabienie w wyniku rewolucji bolszewickiej w Berlinie 7 listopada 1918 roku, bo wprawdzie wojsko niemieckie uległoby rozsypce, co się stało, ale zostałoby wojsko polskie. To wojsko niekoniecznie musiałoby stać tak daleko na wschodzie. Mogłoby cofnąć się do linii Curzona i strzec innych granic i być bardzo przydatnym w czasie plebiscytów na Śląsku i na Mazurach, np. zapobiec najazdowi Niemców z Niemiec zachodnich na czas głosowania. Tak się nie stało, bo w tym czasie było zajęte walką z bolszewikami i dopiero na tę wojnę zostało użyte. Polskie ziemie pozbawione ochrony, a wojsko polskie walczy o to, by mogło dojść do mordu katyńskiego i rzezi wołyńskiej.

Warto jeszcze zapoznać się z tym, co pisze o Piłsudskim Wielka Encyklopedia Powszechna PWN, W-wa 1966. A pisze m.in.:

Po wybuchu I wojny światowej skierował na Kielce (zajęte 12 VIII 1914) tzw. kadrową kampanię strzelców („kadrówka”) i – bez powodzenia – przygotowywał grunt do powstania ludności Królestwa Polskiego przeciw Rosji; z jego inspiracji powstała w tym czasie Polska Organizacja Narodowa, przeciwstawiająca się Naczelnemu Komitetowi Narodowemu w Galicji; nieudana próba odegrania samodzielnej roli politycznej skłoniła Piłsudskiego do podporządkowania się NKN-owi i rozwijania działalności w ramach Legionów Polskich; został komendantem I Brygady Legionów. W tym czasie zaczęła się kształtować legenda wokół jego osoby jako przywódcy walk niepodległościowych. Zaistniałe wówczas konflikty z Komendą Legionów (gł. z szefem sztabu kpt. W. Zagórskim i szefem Departamentu Wojskowego NKN mjr W. Sikorskim) oraz orientacja na współpracę głównie z Niemcami, a nie z Austrią, skłoniły Piłsudskiego pod koniec września 1916 do opuszczenia Legionów. Po akcie 5 listopada 1916 został członkiem Tymczasowej Rady Stanu oraz szefem jej departamentu wojskowego; 1917 przeszedł do opozycji wobec TRS i okupacyjnych władz niemieckich (domagał się utworzenia rządu polskiego) i zainicjował rozbudowę Polskiej Organizacji Wojskowej (utworzonej w sierpniu 1914 w celu prowadzenia dywersji na tyłach wojsk rosyjskich), kierując tym razem jej działalność przeciw Niemcom; jego politykę realizował Konwent Organizacji A; aresztowany przez Niemców 22 VII 1917, w związku z tzw. kryzysem przysięgowym w Legionach (lipiec 1917) został osadzony wraz z K. Sosnkowskim w twierdzy magdeburskiej, po zwolnieniu 10 XI 1918 przybył do Warszawy, gdzie następnego dnia Rada Regencyjna przekazała mu władzę wojskową, a 14 XI – władzę zwierzchnią nad krajem;

Encyklopedia wspomina o Organizacji A. – w związku z tym wypada zapoznać się z tym, co i o niej pisze:

ORGANIZACJA A, utworzona w połowie 1917 roku tajna grupa skupiająca działaczy mających duże wpływy w PPS, PSL – „Wyzwolenie”, PSL – „Piast”, Stronnictwie Niezawisłości Narodowej i Zjednoczeniu Stronnictw Demokratycznych i realizujących linię polityczną J. Piłsudskiego; odpowiednikiem wśród prawicy miała być Organizacja B. Na czele O.A. Stał Konwent; działalnością O.A. kierował, po aresztowaniu Piłsudskiego, J. Moraczewski (przewodniczący), E. Rydz-Śmigły (sprawy wojskowe) i L. Wasilewski (sekretarz); Konwent dysponował POW; 1919 O.A. znana była jako Związek Wolności.

Tu już nic nie trzeba dodawać. Tu jest po prostu opis tajnej organizacji, ale też można z tego faktu wyciągnąć wniosek, że skoro Piłsudski, za pośrednictwem swoich tajnych współpracowników, miał pod kontrolą partie polityczne, to i on był odpowiedzialny za to szerzenie się partyjniactwa i anarchię sejmową, z którymi to zjawiskami „walczył” i w tym celu dokonał zamachu stanu. Bardzo nie lubił on Polski i Polaków. Znane jest jego powiedzenie, że dla Polaków można jeszcze coś zrobić, z Polakami – nic. Wyjątkowo cyniczne bydle.

Wypada jeszcze przytoczyć, co m.in. ta encyklopedia pisze o POW:

„Polska Organizacja Wojskowa (POW), tajna organizacja powstała z inicjatywy J. Piłsudskiego w sierpniu 1914 w Warszawie, wkrótce po wybuchu I wojny światowej, ze zjednoczenia oddziałów wojskowych Związku Strzeleckiego i Polskich Drużyn Strzeleckich; działała w Królestwie Polskim, potem również w Galicji, na Ukrainie i w Rosji. POW prowadziła na tyłach wojsk rosyjskich wywiad i akcje dywersyjne; po zajęciu 1915 Królestwa Polskiego przez wojska niemieckie i austriackie, część członków POW wstąpiła do I Brygady Legionów Polskich; w połowie 1916 POW liczyła ok. 5 tys., wiosną 1917 ok. 13 tys. osób. Jeszcze pod koniec 1915, po odrzuceniu przez okupacyjne władze niemieckie i austriackie postulatu niezależności Legionów Polskich, Piłsudski wstrzymał dopływ członków POW do Legionów oraz wydał polecenie intensywnego szkolenia ich w półlegalnych szkołach i na kursach wojskowych. Akcjom podejmowanym przez POW patronował Centralny Komitet Narodowy, utworzony w grudniu 1915 z inicjatywy Piłsudskiego przez reprezentantów lewicy aktywistycznej (aktywiści). W dniu 17 I 1917 POW podporządkowała się Tymczasowej Radzie Stanu, lecz w czerwcu tegoż roku odmówiła jej dalszego poparcia, motywując to faktem, iż TRS ogłosiła werbunek do wojska nie wyłoniwszy uprzednio rządu; organizowany w lipcu tzw. kryzys przysięgowy w Legionach Polskich doprowadził do ich rozbicia, a POW przeszła ponownie do działalności konspiracyjnej, podporządkowana faktycznie kierownictwu Organizacji A. POW uczestniczyła w przejmowaniu władzy od Austriaków w Galicji, stanowiła siłę zbrojną rządu ludowego utworzonego 6/7 XI 1918 w Lublinie i brała udział (listopad) w rozbrajaniu Niemców na terenie Królestwa Polskiego. W grudniu 1918 została wcielona do Wojska Polskiego.

W lutym 1918 została utworzona w Poznaniu przez Wincentego Wierzejewskiego odrębna POW zaboru pruskiego, na którą oddziaływała również Narodowa Demokracja; POW zaboru pruskiego wysunęła hasło oderwania Wielkopolski od Niemiec, a jej członkowie wzięli udział w powstaniu wielkopolskim.

19 II 1919 (ładna data, taka przypadkowa? – przyp. W. L.) została utworzona POW Górnego Śląska; stanowiła ona główną siłę zbrojną podczas powstań śląskich.”

Widać więc wyraźnie, że w pewnym okresie POW robiła wszystko, by wojsko polskie zbyt wcześnie nie weszło do walki. Właściwy moment nadszedł w grudniu 1918, gdy, po listopadowej rewolucji, niemieccy żołnierze na wschodnim froncie masowo dezerterowali i wracali do domów. Natomiast filie poznańska i śląska, czyli tajne organizacje, wywołały powstanie wielkopolskie i powstania śląskie.

Gdybym opisał na jakimś forum internetowym, jak działał system partyjny u progu II RP i rolę Piłsudskiego w destabilizowaniu prac sejmu i poszczególnych partii, to zapewne wielu skomentowałoby to jako teorię spiskową, ale tak to opisała PRL-owska Wielka Encyklopedia Powszechna, a przynajmniej takie wnioski nasuwają się po przeczytaniu tego opisu. Przyznam, że mnie samemu trudno w to uwierzyć, że w tym świecie wszystko jest wyreżyserowane, że wojny są zaplanowane, że system partyjny i demokracja są fikcją, że historia jest totalnie zakłamana, ale im więcej czasu poświęcam na analizę tych zjawisk, tym bardziej wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że często wcale nie trzeba mieć dostępu do jakichś tajnych archiwów. Wystarczy tylko skojarzyć pewne fakty, których nikt nie ukrywa i nie kwestionuje. Tak mało i tak dużo zarazem.

W niektórych środowiskach toczą się spory o to, kiedy powinno być obchodzone święto niepodległości. Czy 11 listopada, czy może 28 czerwca, gdy podpisano traktat wersalski? Są to spory jałowe, bo II RP to było jedno wielkie masońskie gnojowisko, które wciągnęło Polaków do wojny z daleko silniejszym przeciwnikiem, wojny, której nie można było wygrać, wojny, która unicestwiła dopiero co rodzącą się polską inteligencję i umocniła i tak już dominującą pozycję Żydów w Polsce. Naprawdę nie ma powodów, by pojawienie się II RP na mapie świata traktować jako odzyskanie przez Polaków własnego państwa. Tak przecież nie było.

Zamach majowy

Najważniejszym wydarzeniem II RP był zamach majowy dokonany w dniach 12-15 maja 1926 roku. Po obu stronach konfliktu zginęło łącznie 379 osób (215 żołnierzy i 164 osoby cywilne), a 920 osób zostało rannych. Bezpośrednią przyczyną zamachu była seria kryzysów gabinetowych w latach 1925-1926. Tak to tłumaczy Wikipedia, z której pochodzą wszystkie niżej przedstawione informacje, poza cytatami dokładnie opisanymi.

No dobrze, ale skąd się wzięły te kryzysy gabinetowe? – Stąd, że nie można było utworzyć rządu większościowego. Sejm I kadencji wyłonił się w wyniku wyborów przeprowadzonych 5 listopada 1922 roku. Został rozwiązany 27 listopada 1927 roku. W jego skład wchodziło 14 klubów poselskich. Najwięcej posłów miały Chrześcijański Związek Jedności Narodowej (endecja) – 169, Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” – 70, Blok Mniejszości Narodowych (Izaak Grünbaum – przewodniczący) – 66, Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie” – 49, Polska Partia Socjalistyczna – 41. Wszystkich posłów było 444. Tak więc z 14 klubów tylko 5 miało więcej niż 5% posłów. Nie było tego 5% progu. Jeśli dodamy do tego, że oba stronnictwa ludowe i PPS często miały inne cele niż endecja, to widać, że utworzenie rządu większościowego było niemożliwe. A kto nam zaserwował taką ordynację i bez progów? – Piłsudski. I ten sam Piłsudski walczy później z tym, co sam wysmażył. Tylko czy to faktycznie on? Raczej był wykonawcą. Jak zwykle w Polsce stanem normalnym jest paranoja – chciałoby się powiedzieć, gdyby nie fakt, że była to paranoja starannie zaplanowana.

Z tą niemożliwością utworzenia rządu większościowego, to trochę przesadziłem. Rządy większościowe, koalicyjne powstawały i upadały. Upadki były wynikiem tego, że któryś z koalicjantów wycofywał się, brakowało większości i rząd upadał. Najdłużej działał drugi rząd Grabskiego: od 19 grudnia 1923 do 14 listopada 1925 roku. W jego skład wchodziły PSL „Piast”, ChNSP (Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji), ZLN (Związek Ludowo-Narodowy), PSL „Wyzwolenie”, SPN (Stronnictwo Prawicy Narodowej – partia konserwatywna i ziemiańska, działająca w latach 1907-1937). Ale niekoniecznie musiał być realizowany taki scenariusz. Pierwszy rząd Władysława Sikorskiego z lat 1922-1923 powstał w oparciu o jedną partię – SPN, a mimo to upadł. Stało się tak podczas głosowania w sejmie w sprawie prowizorium budżetowego. Wielość partii i ich zróżnicowanie programowe powodowało, że pole do manipulacji, dla faktycznie rządzących, stawało się wręcz nieograniczone. Od początku zostało to tak zaprojektowane, by skompromitować polską demokrację, a tym samym Polaków i ich państwo. Tu nie było miejsca na przypadek. Ale jak to wszystko ogarnąć, zrozumieć?

Żeby to wszystko zrozumieć lub przynajmniej próbować zrozumieć, to trzeba zacząć od początku. A tym początkiem był Akt 5 listopada 1916 roku – obietnica powstania Królestwa Polskiego. 14 stycznia 1917 roku powstaje Tymczasowa Rada Stanu, powołana przez niemieckie i austro-węgierskie władze okupacyjne. Po kryzysie przysięgowym w dniu 25 lipca 1917 roku TRS wybrała Radę Regencyjną, która 11 listopada 1918 roku przekazała Piłsudskiemu władzę nad wojskiem, a 14 listopada całość władzy zwierzchniej, po czym rozwiązała się. Tak więc, czy to się komu podoba, czy – nie, to państwo polskie zaczynają tworzyć niemieckie i austriackie władze okupacyjne. Mitem jest więc, że Polacy sami sobie wywalczyli niepodległość. I nie zrobił też tego Piłsudski ze swoimi legionami.

5 listopada 1916 roku w wyniku konferencji w Pszczynie władze niemieckie i austro-węgierskie wydały proklamację z podpisami swych generalnych gubernatorów von Beselera i Kuka, zawierającą obietnicę powstania Królestwa Polskiego, pozostającego w niesprecyzowanej „łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami”. W akcie tym nie określono granic przyszłej monarchii, a jej status wyrażało słowo „samodzielne”, zamiast – „niepodległe”. Dokument zawierał też sformułowania dotyczące polskiej armii.

Po bitwie pod Kościuchnówką, w której I Brygada Legionów Polskich, walcząca po stronie Austro-Węgier, zapobiegła przerwaniu frontu przez wojska rosyjskie, generał Erich Ludendorff, generalny kwatermistrz Armii Cesarstwa Niemieckiego, napisał list do władz w Berlinie, postulując utworzenie zależnego od Niemiec państwa polskiego i zbudowanie polskiej armii. Jego zdaniem mogło to dać Niemcom zwycięstwo na froncie wschodnim.

Akt 5 listopada wywołał protesty państw Ententy. 15 listopada rząd rosyjski zaprotestował przeciw rozporządzaniu Królestwem Polski przez okupantów oraz ponowił uroczyście przyrzeczenie stworzenia Polski złożonej z wszystkich ziem polskich, która po zakończeniu wojny będzie miała prawo z całą swobodą samodzielnie urządzić swoje życie narodowe, kulturalne i gospodarcze pod berłem panujących rosyjskich na zasadzie jedności państwowej. Oświadczenie to poparły Wielka Brytania, Francja i Włochy.

Po rewolucji lutowej w 1917 roku i obaleniu caratu, rząd tymczasowy księcia Lwowa 17/30 marca 1917 roku zadeklarował: Naród rosyjski, który zrzucił jarzmo, przyznaje także polskiemu bratniemu narodowi pełne prawo stanowienia o swoim losie według własnej woli. Rząd Tymczasowy dopomoże do utworzenia niezawisłego państwa polskiego ze wszystkich terytoriów, w których Polacy tworzą większość, jako rękojmię trwałego pokoju w przyszłej, nowo zorganizowanej Europie.

Tymczasowa Rada Stanu, ustanowiona przez niemieckie i austro-węgierskie władze okupacyjne w Królestwie Polskim, powstała w styczniu 1917 roku. Została ona utworzona na podstawie rozporządzeń generalnych gubernatorów warszawskiego i lubelskiego z 6 grudnia 1916 roku. Inauguracja TRS odbyła się 14 stycznia 1917 roku na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie generalni gubernatorowie warszawski i lubelski wręczyli członkom dekrety nominacyjne. Na drugim posiedzeniu Rady, w dniu 17 stycznia, wybrano wydział wykonawczy, w skład którego wchodziło 9 osób, w tym Józef Piłsudski (Referat Wojny).

Tymczasowa Rada Stanu uchwaliła 3 lipca 1917 roku projekt tymczasowej organizacji polskich naczelnych władz państwowych, w którym zarezerwowała dla siebie uprawnienie do powołania regenta. W dniu 25 lipca, po kryzysie przysięgowym, TRS wybrała Radę Regencyjną w osobach Aleksandra Kakowskiego, Zdzisława Lubomirskiego i Wacława Niemojowskiego, a następnie złożyła na jej ręce swój mandat. W tym składzie Rada nie uzyskała akceptacji państw okupacyjnych. Ostatecznie w skald Rady Regencyjnej weszli Aleksander Kakowski, Zdzisław Lubomirski i Józef Ostrowski. 3 stycznia 1918 roku Rada wydała dekret o tymczasowej organizacji Władz Naczelnych w Królestwie Polskim.

Tak więc o składzie Rady Regencyjnej decydowali Niemcy, co jest o tyle istotne, że ta Rada przekaże 14 listopada władzę Piłsudskiemu. Istotny był też ten kryzys przysięgowy. Był on związany z odmową złożenia przysięgi na wierność Królestwu Polskiemu i dotrzymanie braterstwa broni wojskom Niemiec i Austro-Węgier do końca wojny przez żołnierzy Legionów Polskich (głównie I i III Brygady). Miał on miejsce 9 i 11 lipca 1917 roku. Piłsudski, mający największe wpływy w Legionach, zalecił legionistom, by nie składali przysięgi. Większość żołnierzy I i III Brygady demonstracyjnie uchyliła się od niej 9 lipca 1917 roku. Przysięgę złożyła tylko większość żołnierzy II Brygady, od samego początku słabo związanych z Piłsudskim (jej dowódcą był Józef Haller). Żołnierze ci zasilili „Polnische Wehrmacht”, nazwany tymczasem Polskim Korpusem Posiłkowym pod niemieckim dowództwem i rekrutowanym z poboru.

Legioniści, którzy odmówili złożenia przysięgi zostali internowani w dwóch obozach: żołnierze w obozie w Szczypiornie (tam grali w piłkę ręczną i stąd jej nazwa „szczypiorniak”), zaś oficerowie w Beniaminowie. W nocy z 21 na 22 lipca 1917 roku Józef Piłsudski i Kazimierz Sosnkowski zostali aresztowani. Po krótkim pobycie w kilku więzieniach Piłsudskiego przewieziono do Magdeburga, gdzie przebywał w ścisłej izolacji w twierdzy wojskowej. Dopiero w sierpniu 1918 roku umieszczono wraz z nim Sosnkowskiego.

Rozmowa Piłsudskiego z von Beselerem, niemieckim generał-gubernatorem Warszawy, przebiegała w następujący sposób:

– Czy sądzi Pan, Ekscelencjo – powiedział Piłsudski – że Naród da się oszukać frazesem lub obietnicą? Czy myśli Pan, że jeżeli nalepicie orła polskiego na każdy palec u ręki, która nas dławi, to przez to Polacy zaczną uważać morderczy ucisk tej ręki za wyraz miłości i przyjaźni?…

Von Beseler zrywa się, staje przed brygadierem czerwony z uniesienia.

– Herr von Piłsudski! – krzyczy – krótko i węzłowato. W tym wielkim historycznym momencie Polsce potrzeba wielkich ludzi. Pan jest jedynym, jakiego znam, jakiego odkryłem. Niech Pan pójdzie z nami. Damy Panu wszystko: siłę, sławę i pieniądze. Pan zaś odda olbrzymią przysługę ojczyźnie.

Piłsudski słucha, bębniąc palcami po stole.

– Pan mnie nie rozumie, Ekscelencjo – odpowiada spokojnie. – Pan nie chce mnie zrozumieć. Gdybym przyjął Pańską propozycję, wy, Niemcy, zyskalibyście jednego człowieka, ja zaś straciłbym cały Naród.

Dialog ten toczył się w obecności Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, który był wówczas adiutantem Piłsudskiego. Cytował go Norman Davies w swojej książce Boże igrzysko. „Ja zaś straciłbym cały Naród.” – Powiedział to tak, jakby to on był właścicielem tego Narodu. Trzy lata wcześniej, w sierpniu 1914 roku, w czasie wypadu ze swoją I-wszą Kadrową do Królestwa, przekonał się, że Naród nie chce mieć z nim nic wspólnego. Rozmowa odbyła się przy świadku, chyba tylko po to, by go uwiarygodnić.

Według mnie problem z przysięgą został wymyślony. Miał tylko utwierdzić ówczesną opinię publiczną w tym, że Piłsudski jest wielkim patriotą i bezkompromisowo dąży do pełnej niepodległości. Przez ponad rok siedział on w pełnej izolacji. Któż to wie, co tam się wtedy działo? Kto tam przychodził i jakie snuto plany. I tak siedząc w tym więzieniu 24 października 1918 roku został powołany na Ministra Spraw Wojskowych.

7 października 1918 roku Rada Regencyjna proklamowała niepodległość Polski, powołując się na 14 punktów Wilsona, zaakceptowanych kilka dni wcześniej przez państwa centralne, jako podstawa rokowań pokojowych. 12 października RR powołała gen. Tadeusza Rozwadowskiego na szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

W piśmie skierowanym do Kancelarii Rzeszy, opublikowanym w Monitorze Polskim Nr 184 z 24 października 1918 roku Prezydent ministrów (premier) Józef Świeżyński podał, że brygadier Józef Piłsudski został powołany na stanowisko Ministra Spraw Wojskowych. Rząd Józefa Świeżyńskiego to ostatni rząd Królestwa Polskiego, powołany 23 października 1918 roku przez Radę Regencyjną. W dniu 4 listopada Rada Regencyjna odwołała rząd Świeżyńskiego w związku z próbą zamachu stanu z dnia 3 listopada, zorganizowaną przez Ministra Spraw Wewnętrznych Zygmunta Chrzanowskiego.

Premier rządu powołuje na stanowisko Ministra Spraw Wojskowych człowieka, który siedzi w więzieniu. W międzyczasie jeden z ministrów „próbuje” dokonać zamachu stanu, co skutkuje odwołaniem rządu i tym sposobem zwalnia się miejsce dla Piłsudskiego.

11 listopada Rada Regencyjna przekazała zwierzchnią władzę wojskową oraz naczelne dowództwo nad wojskiem polskim Józefowi Piłsudskiemu. Następnego dnia powierzyła mu misję utworzenia rządu, ale wobec protestów opinii publicznej zrezygnowała z tego zamiaru (ciekawe, że czasem protesty opinii publicznej są uwzględnianie, ale częściej – nie). 14 listopada RR rozwiązała się, przekazując całość władzy zwierzchniej Naczelnemu Wodzowi Wojsk Polskich Józefowi Piłsudskiemu, który na tej podstawie piastował ją do 29 listopada 1918 roku, kiedy to został ogłoszony w Dzienniku Praw Państwa Polskiego Nr 17 dekret o najwyższej władzy reprezentacyjnej Republiki Polskiej. Tą władzą był Naczelnik Państwa – urząd głowy państwa w Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1918-1922; w okresie istnienia urzędu naczelnikiem państwa był marszałek Józef Piłsudski.

W okresie od 22/29 listopada 1918 roku do 20 lutego 1919 roku jako Tymczasowy Naczelnik Państwa, a od zatwierdzenia go na urzędzie przez Sejm Ustawodawczy 20 lutego 1919 roku do 11 grudnia 1922 roku jako Naczelnik Państwa. Było to świadome nawiązanie do nazwy dyktatury Tadeusza Kościuszki w okresie insurekcji kościuszkowskiej. Kościuszko był masonem, a Piłsudski? Czyli te same siły, które kierowały Kościuszką, kierowały też Piłsudskim.

Urząd Tymczasowego Naczelnika Państwa został powołany na mocy dekretu Józefa Piłsudskiego z 22 listopada 1918 roku o najwyższej władzy reprezentacyjnej Republiki Polskiej, który ustalał ustrój republikański odrodzonej Polski, organizację i kompetencje tymczasowych organów władzy państwowej do momentu ukonstytuowania się wybranego w demokratycznych wyborach Sejmu Ustawodawczego, do którego równocześnie Piłsudski rozpisał wybory w oparciu o ordynację proporcjonalną. W oparciu o tę ordynację został również wybrany Sejm I kadencji, który był źródłem kryzysów gabinetowych, które tak bardzo przeszkadzały Piłsudskiemu. Sam stworzył problem i sam z nim „walczył”.

Naczelnik Państwa miał w państwie najwyższą władzę cywilną i wojskową. Był Naczelnym Dowódcą Wojsk Polskich. Powoływał odpowiedzialnych przed sobą Prezydenta ministrów (premiera) oraz ministrów. Projekty ustawodawcze przedstawiane przez rząd wymagały podpisów właściwego ministra, Prezydenta ministrów i Naczelnika. Miały utrzymywać swą moc obowiązującą pod warunkiem przedstawienia ich do zatwierdzenia na pierwszym posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego.

Józef Piłsudski, zgodnie z treścią dekretu, złożył 20 lutego 1919 roku władzę na ręce Sejmu Ustawodawczego, ten powierzył mu nadal funkcję Naczelnika Państwa, określając i ograniczając jego kompetencje w Małej Konstytucji. Naczelnik Państwa był Naczelnym Wodzem, powoływał rząd za zgodą Sejmu i sprawował najwyższą władzę wykonawczą. Wchodził z urzędu w skład Rady Obrony Państwa, powołanej przez Sejm w lipcu 1920 roku i był jej przewodniczącym w okresie zagrożenia państwowości przez wojnę polsko-bolszewicką.

Ustawa przechodnia z 18 maja 1921 roku do Ustawy Konstytucyjnej z 17 marca 1921 w sprawie tymczasowej organizacji władzy zwierzchniej Rzeczypospolitej w art. 2 powierzała Naczelnikowi Państwa dalsze pełnienie praw i obowiązków określonych w Malej Konstytucji do chwili objęcia urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej, wybranego na podstawie nowej konstytucji.

11 grudnia 1922 roku na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej zaprzysiężony został Gabriel Narutowicz. Józef Piłsudski złożył urząd Naczelnika Państwa na ręce prezydenta RP Gabriela Narutowicza 16 grudnia 1922 roku. Prezydent został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe, czyli Sejm i Senat. Musiał być wybrany, zgodnie z konstytucją, bezwzględną większością głosów. O wyborze Narutowicza zadecydowały głosy lewicy, mniejszości narodowych i PSL „Piast”. Wygrał on dopiero w piątej turze, bo było pięciu kandydatów, którzy stopniowo odpadali. Zdobył 56,01% głosów, a Maurycy Zamoyski 43,99%. Gdyby przyjęto zasadę, że wygrywa ten, który zdobył najwięcej głosów, to Zamoyski wygrałby w pierwszej turze. Zdobył 41,04% głosów. Daszyński – 9,06%, Jan Baudouin de Courtenay – 19,04%, Gabriel Narutowicz – 11,46%, Stanisław Wojciechowski – 19,41%. A gdyby przyjęto zasadę, że do drugiej tury przechodzą dwaj kandydaci z największą ilością głosów, to przeszliby Zamoyski i Wojciechowski. Do drugiej tury przeszli wszyscy kandydaci. W drugiej turze odpadł Daszyński, w trzeciej – Jan Baudouin de Courtenay, w czwartej – Wojciechowski. W pierwszych czterech turach najwięcej głosów miał Zamoyski tj. 41-42%. Tak więc system wyboru prezydenta został tak zaprojektowany, by wygrał każdy kandydat, tylko nie endecki. Tu link: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_prezydenckie_w_Polsce_w_1922_roku_(9_grudnia)

Trudno więc dziwić się frustracji, która ogarnęła pewne środowiska. Inna sprawa czy była ona autentyczna, czy pozorowana. Ważne jest to, że sprawiała wrażenie autentycznej, bo po takich wyborach każdy zdrowo myślący człowiek mógł się, mówiąc delikatnie, zdenerwować, żeby nie użyć bardziej niecenzuralnych słów. Zabójstwo Narutowicza dało Piłsudskiemu pretekst do wycofania się z życia politycznego. W maju 1923 roku, po ostrym starciu z gen. Szeptyckim, zrzekł się przewodnictwa Ścisłej Rady Wojennej. Oświadczył, że jako żołnierz nie może bronić rządu złożonego z przedstawicieli partii odpowiedzialnych za śmierć Narutowicza.

Sejm Ustawodawczy działał w latach 1919-1922. Został wyłoniony w wyniku wyborów powszechnych w styczniu 1919 roku na podstawie dekretu Naczelnika Państwa. Do ważniejszych ustaw uchwalonych przez ten sejm należą Mała Konstytucja, Konstytucja marcowa z 17 marca 1921 roku oraz Statut Organiczny Województwa Śląskiego i szeroki pakiet ustaw socjalnych. Sejm Ustawodawczy funkcjonował do momentu ukonstytuowania się wybranego na mocy konstytucji Sejmu i Senatu, co nastąpiło 1 grudnia 1922 roku. Był to Sejm I kadencji.

Rada Regencyjna powstała po kryzysie przysięgowym w lipcu 1917 roku i działała do momentu przekazania władzy Piłsudskiemu w dniu 14 listopada 1918 roku. W tym czasie Rada wraz z podległą jej administracją tworzyła podstawy państwa:

  • ogłosiła niepodległość Polski (Królestwa Polskiego) – 7 października 1918 roku
  • opracowała i wydała szereg aktów prawnych, które stanowiły następnie część porządku prawnego II RP
  • rozpoczęła ogłaszanie powyższych aktów w Dzienniku Ustaw (Dziennik Królestwa Polskiego) oraz Monitorze Polskim, wydawanych nieprzerwanie do czasów współczesnych
  • rozbudowała administrację państwową
  • utworzyła zalążek służby zagranicznej poprzez ustanowienie przedstawicielstw w państwach centralnych, krajach neutralnych oraz na terenie Rosji
  • stworzyła prawne i organizacyjne podwaliny dla zorganizowania Wojska Polskiego (utworzenie urzędu Szefa Sztabu WP oraz uchwalenie tymczasowej ustawy o powszechnym obowiązku służby wojskowej)
  • utrzymywała i rozwijała polskie szkolnictwo i sądownictwo odziedziczone po Tymczasowej Radzie Stanu
  • wprowadziła polskie symbole narodowe – godło i flagę
  • stworzyła podwaliny statystyki polskiej i 13 lipca 1918 roku wydała decyzję o utworzeniu i organizacji GUS

Można więc bez wielkiej przesady powiedzieć, że Piłsudski dostał już prawie gotowe państwo. I to państwo stworzyli Niemcy. Członkami Tymczasowej Rady Stanu byli ludzie przez nich wybrani. Również skład Rady Regencyjnej wymagał zgody władz okupacyjnych. Trzeba też pamiętać, że przez cały ten czas wojska niemieckie stały daleko na wschodzie. Dopiero po wybuchu rewolucji bolszewickiej w Berlinie 9 listopada 1918 roku sytuacja zmienia się; front się rwie, żołnierze dezerterują. W to miejsce wchodzą wojska polskie, które, czy to się komuś podoba czy – nie, zostały utworzone przez Austriaków, a później kontynuowali to Niemcy.

Nie ma się co oszukiwać! Bez zgody Niemców nie powstałoby to państwo. Bo kto by je stworzył? Przekazywali oni stopniowo urzędy i instytucje Polakom, ale to oni decydowali, jacy Polacy przejmą kierowanie nowym krajem. I to oni zdecydowali, że tym wszystkim będzie zarządzał Piłsudski. Prezydent ministrów Józef Świeżyński wysyła 24 października 1918 roku pismo do Kancelarii Rzeszy, w którym informuje, że brygadier Piłsudski został powołany na stanowisko Ministra Spraw Wojskowych. Skąd on wiedział, że Niemcy go wypuszczą? Chyba od nich samych i może to oni kazali mu taki list wysłać. A jego minister próbuje dokonać zamachu stanu. Zamach stanu? – w sytuacji, gdy za wszystkie sznurki pociągają Niemcy! A oni wypuszczają Piłsudskiego po wybuchu rewolucji w Berlinie; całkiem dobry pretekst, niemieckie państwo jest już tak „słabe”, że dalej nie chce go więzić. Może słabe, ale ciągłość pozostaje. I jeszcze ta próba zamachu – lepszej okazji do odwołania rządu nie można było sobie wyobrazić.

Niektórzy uważają, że II RP była niepodległa tylko do zamachu majowego w 1926 roku. I zapewne jest w tym dużo racji. Znalazły się w sejmie siły, które starały się ograniczyć władzę Piłsudskiego, a ograniczenie jego władzy, to ograniczenie władzy Niemiec. Temu celowi służyła Mała Konstytucja i Konstytucja z 17 marca 1921 roku. Piłsudski nie miał zaplecza politycznego, nie miał partii, z którą mógłby zdobyć władzę. Miał tylko wiernych mu legionistów, a z nimi to mógł tylko zrobić przewrót.

Piłsudski krytykował konstytucję marcową, ograniczającą uprawnienia władzy wykonawczej i prezydenta na rzecz parlamentu – z tego powodu nie zgodził się na objęcie funkcji prezydenta RP. Andrzej Garlicki pisał: Zdawał sobie bowiem Piłsudski sprawę, że nie istnieją praktycznie żadne szanse na stworzenie stronnictwa czy obozu politycznego i wygranie tą drogą wyborów parlamentarnych. Konsekwencją nowej sytuacji było odwołanie się do tradycji legionowej: próba stworzenia szerszego zaplecza politycznego w oparciu o środowiska kombatanckie.

Pierwszy zjazd legionistów odbył się 5 sierpnia 1922 roku w Krakowie. Na kolejnych spotkaniach weteranów legionowych konsekwentnie budowano kult Piłsudskiego i podkreślano konieczność podjęcia działań, mających doprowadzić grupę legionową do władzy. Wiedział o tym m.in. minister spraw wojskowych gen. Stanisław Szeptycki, który wydał rozkaz zakazujący oficerom i urzędnikom wojskowym uczestnictwa w działalności politycznej. Wycofał się z niego pod naciskiem piłsudczyków, zezwalając na uczestnictwo w zjeździe legionowym w 1923 roku z zastrzeżeniem, że w przyszłości podobne zezwolenia nie będą wydawane.

28 maja 1923 roku prezydent Stanisław Wojciechowski powierzył misję utworzenia nowego gabinetu Wincentemu Witosowi. W skład rządu weszli przedstawiciele endecji, chadecji i „Piasta”. Po ostrym starciu z gen. Szeptyckim Piłsudski zrzekł się przewodnictwa Ścisłej Rady Wojennej. Oświadczył, że jako żołnierz nie może bronić rządu złożonego z przedstawicieli partii odpowiadających za śmierć Narutowicza. Zapowiedział także wycofanie się z życia politycznego. 3 lipca 1923 roku Piłsudski, podczas przyjęcia pożegnalnego w Sali Malinowej warszawskiego Hotelu Bristol, wygłosił przemówienie, w którym określił endecję mianem „zaplutego, potwornego karła”.

Gdy czytam, że jako żołnierz nie może bronić rządu złożonego z przedstawicieli partii odpowiadających za śmierć Narutowicza, to się zastanawiam, czy ten człowiek był normalny? Odpowiedzialność zbiorowa? Jak można podawać tak idiotyczny powód, tylko dlatego, że Niewiadomski miał poglądy zbliżone do endecji? A z czyjej inspiracji on działał? Kim on był? Był malarzem. 1 marca 1918 roku mianowany kierownikiem wydziału malarstwa i rzeźby w Ministerstwie Kultury i Sztuki w rządzie Rady Regencyjnej. Z polecenia gen. Kazimierza Sosnkowskiego został przyjęty do pracy kontrwywiadowczej w Oddziale II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Walczył w wojnie 1920 roku jako szeregowiec. W 1921 roku zdemobilizowany wrócił na dawne stanowisko w Ministerstwie Kultury i Sztuki.

W czasie procesu przyznał się, że przed wyborem Narutowicza na prezydenta nosił się z zamiarem wykonania zamachu na Józefa Piłsudskiego, uznając go za głównego winnego demokratycznego i lewicowego rozkładu, który trawił jego zdaniem Polskę. Niewiadomski zrezygnował z tego celu po przeczytaniu w prasie deklaracji Piłsudskiego, że nie zamierza ubiegać się o urząd Prezydenta RP. Do pomysłu zamachu powrócił po wyborze na to stanowisko Gabriela Narutowicza (9 grudnia 1922). Niewiadomski został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny 31 stycznia 1923 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski.

Jak to czytam, to zastanawiam się, czy to był w pełni poczytalny człowiek? Niewiadomski planował zabić Piłsudskiego, ale zrezygnował, gdy przeczytał w gazecie jego deklarację, że nie zamierza on ubiegać się o urząd Prezydenta RP. Do dokonania zabójstwa powrócił po wyborze na to stanowisko Narutowicza. To o co mu chodziło? Chciał zabić Piłsudskiego, ale jak wybrano na prezydenta Narutowicza, to jego zabił. A później, przed plutonem egzekucyjnym, wykrzykuje, że ginie za Polskę, którą gubi Piłsudski. To po co zabił Narutowicza? Albo psychopata, albo wykonywał zadanie zlecone, albo jedno i drugie. Z polecenia Kazimierza Sosnkowskiego zostaje przyjęty w 1920 roku do pracy kontrwywiadowczej w Oddziale II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Sosnkowski to jeden z najbliższych w tamtych czasach, jeśli nie najbliższy, współpracownik Piłsudskiego. Od sierpnia 1918 roku razem z nim w więzieniu w Magdeburgu.

Czy Niewiadomski mógł być przyjęty w 1920 roku do pracy kontrwywiadowczej bez zgody i wiedzy Piłsudskiego? Raczej wątpliwe. Czyli Piłsudski zgadza się przyjąć człowieka o poglądach endeckich. Dziwne to wszystko. Nie można wykluczyć wersji, że Niewiadomski został wynajęty lub zmuszony jakimś szantażem do zabicia Narutowicza. Dla Piłsudskiego doskonały pretekst do wycofania się z życia politycznego i zrzucenia winy na endecję. Kreował się on na wielkiego patriotę. Najpierw nie chciał złożyć przysięgi, taki był bezkompromisowy: tylko niepodległa Polska. A później nie chciał bronić tych, którzy zabili Narutowicza.

We wspomnianym wyżej spotkaniu pożegnalnym w Sali Malinowej Hotelu Bristol mówił:

Prezydent nasz zamordowany został po burdach ulicznych, obniżających wartości pracy reprezentacyjnej, przez tych samych ludzi, którzy ongiś w stosunku do pierwszego reprezentanta, wolnym aktem wybranego, tyle brudu, tyle potworności, niskiej nienawiści wykazali. Teraz spełnili zbrodnię. Mord karany przez prawo. Moi panowie, jestem żołnierzem. Żołnierz powołany bywa do ciężkich obowiązków, nieraz sprzecznych ze swoim sumieniem, ze swoją myślą, z drogimi uczuciami. Gdym sobie pomyślał na chwilę, że ja tych panów, jako żołnierz, bronić będę – zawahałem się w swoim sumieniu. A gdym się raz zawahał, zdecydowałem, że żołnierzem być nie mogę. Poddałem się do dymisji z wojska. To są moi panowie, przyczyny i motywy, dla których służbę państwową opuszczam.

Taka ocena przeciwnika politycznego oznaczała zmianę dotychczasowej formuły działalności politycznej Piłsudskiego, zakładającej dystansowanie się marszałka od rozgrywek politycznych. W tym przypadku występował on jednak jako ten, który podejmie „walkę z wynaturzeniami życia politycznego, których symbolem jest endecja. Walkę o czystość moralną, o etykę życia politycznego. […] Ta płaszczyzna, nazwijmy ją etyczna, była dogodna z wielu względów. Przede wszystkim uwalniała od konieczności prezentowania własnego programu politycznego. Ani w skomplikowanych kwestiach gospodarczych, ani w zaognionych problemach polityki wobec mniejszości narodowych, ani w polityce zagranicznej nie musiał Piłsudski formować propozycji rozwiązań. Było to o tyle ważne, że propozycji tych nie miał i on sam, i jego sztab polityczny.” – Andrzej Garlicki.

Wikipedia cytuje Garlickiego, a ja – Wikipedię, ale ani Garlicki, ani Wikipedia nie zadaje sobie pytania: dlaczego Piłsudski nie miał własnego programu politycznego? Dmowski miał program polityczny. Może zły, może dobry, ale miał. Także Witos miał taki program, inni politycy – też. Czy Piłsudski był od nich głupszy? Chyba nie! Najprostszym wyjaśnieniem jest to, że ktoś inny napisał mu program albo to, że rewolucjonista ma tylko jeden program – destrukcja. Piłsudski nie przestał nim być, wbrew deklaracji, że wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość. On tym zamachem zabrał Polakom niepodległość, a właściwie to próbę jej zdobycia poprzez ograniczenie jego władzy. Władza Piłsudskiego to była władza okupanta.

Kwestią sporną pozostaje odpowiedź na pytanie, czy Piłsudski planował przeprowadzenie zamachu na długo wcześniej przed majem 1926. Władysław Pobóg-Malinowski pisał, że marszałek „na kilka tygodni przed upadkiem rządu Grabskiego (listopad 1925) wezwał do Sulejówka prof. Bartla, uprzedzając, że jego właśnie przewiduje na premiera, i polecając mu wyzyskać tych kilka miesięcy na przygotowanie się do oczekującej go roli”. Andrzej Garlicki podaje, że od połowy 1924 roku w otoczeniu marszałka krystalizowała się grupa oddanych mu osób, tworzących ośrodek organizacyjny przyszłego przewrotu. Była to tzw. „Koc-grupa”, w skład której wchodzili: Adam Koc, Bogusław Miedziński, Kazimierz Świtalski, Józef Beck, Ignacy Matuszewski, Kazimierz Stamirowski oraz Henryk Floyar-Reichman. Pomimo tego, tak Andrzej Garlicki jak i Tomasz Nałęcz twierdzą, że trudno mówić o zorganizowanych przygotowaniach do przeprowadzenia zamachu majowego.

Wikipedia nie wyjaśnia, dlaczego Garlicki i Nałęcz uważają, że trudno mówić o zorganizowanych przygotowaniach. Krystalizowała się grupa oddanych Piłsudskiemu osób, tworzących ośrodek przyszłego przewrotu – no to jeśli to nie jest przygotowanie do przewrotu, to co to jest?

Piłsudski opierał się na swoich dawnych towarzyszach legionowych. Nałęcz twierdzi, że było to „zjawisko z pogranicza konspiracji, zbliżone do poufnego działania o charakterze mafijnym. Narodzone w latach walk legionowych, kontynuowane w okresie 1918-1923, nie przestało egzystować w czasie usunięcia się w cień przez przywódcę grupy. Powodowało, że ludzie niezwiązani już organizacyjnie z Piłsudskim, pozostawali nadal bezgranicznie mu oddani. Nie było to bez znaczenia, ponieważ znajdowali się oni prawie we wszystkich ważniejszych dziedzinach życia: we wpływowych instytucjach w wojsku, w administracji państwowej i sądownictwie, prasie, partiach politycznych itd.”

Jeśli ludzie Piłsudskiego byli wszędzie, m.in. w partiach politycznych, to mieli wpływ na politykę tych partii. A więc ich rozwydrzenie mogło być wynikiem obecności w nich jego ludzi. Czy państwo, którego kluczowe organy i instytucje były obsadzone ludźmi marszałka, można uznać za niepodległe, skoro on sam był zależny od kogoś innego? To państwo w latach 1922-1926 starało się dopiero być niezależnym.

Wśród zwolenników zamachu stanu było wielu wolnomularzy. Wielka Loża Narodowa Polski czynnie włączyła się w przygotowania do zamachu, urabiając opinię publiczną, propagując pogląd, że „dla Państwa Polskiego konieczne jest, aby marszałek Piłsudski został przywrócony do roli czynnej i twórczej”. Andrzej Strug, jako wielki mistrz lub szef obrządku szkockiego wyższych stopni, odbył kilka rozmów z Józefem Piłsudskim. W toku przygotowań do zamachu stanu doszło do założenia dziennika „Nowy Kurier Polski”.

27 listopada 1925, po utworzeniu rządu Skrzyńskiego (upadł 5 maja 1926), tekę ministra spraw wojskowych otrzymał piłsudczyk gen. Lucjan Żeligowski. 16 grudnia ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego zwolniony został, popierany przez endecję, gen. dyw. Stanisław Haller. Czasowe pełnienie obowiązków szefa SG powierzone zostało gen. bryg. Edmundowi Kesslerowi. Żeligowski przywrócił generała Orlicz-Dreszera na stanowisko na stanowisko dowódcy 2 Dywizji Kawalerii w Warszawie. Inne zmiany personalne to mianowanie gen. bryg. Stanisława Burhardt-Bukackiego szefem Oddziału III SG, gen. dyw. Daniela Konarzewskiego szefem Administracji Armii i Mieczysława Norwid-Neugebauera pierwszym zastępcą szefa Administracji Armii. Wszyscy oni byli piłsudczykami.

18 kwietnia 1926 roku Żeligowski wydał rozkaz o zgrupowaniu 10 maja oddziałów w okolicy Rembertowa w celu przeprowadzenia gier wojennych. 8 maja przesłał do Piłsudskiego pismo o treści: „Proszę Pana Marszałka o objęcie dowództwa nad oddziałami skoncentrowanymi w Rembertowie i przeprowadzenie z nimi ćwiczeń międzygarnizonowych.” O tym piśmie gen. Żeligowski nie powiadomił nowego ministra Juliana Malczewskiego.

10 maja 1926 roku Prezydent RP Stanisław Wojciechowski mianował Malczewskiego ministrem spraw wojskowych w rządzie Wincentego Witosa. Jedną z jego pierwszych decyzji był rozkaz nakazujący jednostkom wiernym Piłsudskiemu powrót z manewrów w Rembertowie do garnizonów, ponieważ podejrzewał, że oddziały te zamierzały przeprowadzić przewrót polityczny podczas nieobecności prezydenta Wojciechowskiego w Warszawie. Wojskowi jednak tego rozkazu nie wykonali. Dodatkowo w nocy z 11 na 12 maja zaczęły przemieszczać się w kierunku Warszawy inne pułki. Generał nie mógł przeciwdziałać, ponieważ oddziały, którymi wcześniej dowodził, zostały zawczasu wycofane daleko poza miasto na wniosek poprzedniego ministra spraw wojskowych gen. Lucjana Żeligowskiego.

Generał Malczewski rozkazał wprawdzie obsadzić warszawskie mosty, ale mający wykonać ten rozkaz oficerowie sztabu dowódcy okręgu gen. Kazimierza Dzierżanowskiego byli zaangażowani w spisek. W związku z tym żołnierzom wiernej rządowi Oficerskiej Szkoły Piechoty pod dowództwem mjr. Mariana Porwita udało się jedynie obsadzić 12 maja po południu most Poniatowskiego. Był on przedtem zajęty przez 2 dywizjon 1 pułku szwoleżerów, który wchodził w skład wojsk zamachowców.

Około godziny 17 na moście Poniatowskiego doszło do spotkania Piłsudskiego z prezydentem Wojciechowskim. Mjr Marian Porwit, po przybyciu na most, złożył meldunek prezydentowi, a następnie zameldował się marszałkowi i był świadkiem rozmowy obu polityków. Marszałek chciał ustąpienia gabinetu Witosa, prezydent zażądał natomiast kapitulacji przeciwnika. Według Wojciechowskiego dialog przebiegał w następujący sposób:

Powitałem go (Piłsudskiego) słowami: stoję na straży honoru wojska polskiego – co widocznie wzburzyło go, gdyż uchwycił mnie za rękaw i zduszonym głosem powiedział – No, no! Tylko nie w ten sposób. – Strąciłem jego rękę i nie dopuszczając do dyskusji: Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej, kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu. – Dla mnie droga legalna zamknięta – wyminął mnie i skierował się do stojącego o kilka kroków za mną szeregu żołnierzy. Zrozumiałem to jako chęć buntowania żołnierzy przeciwko rządowi w mojej obecności, dlatego idąc wzdłuż szeregu do swego samochodu, zawołałem: – żołnierze, spełnijcie swój obowiązek.

Prezydent wydał około godziny 14-tej odezwę do żołnierzy, w której podkreślał konieczność dotrzymania przysięgi żołnierskiej i dochowania wierności rządowi.

Po załamaniu się pertraktacji i odjeździe prezydenta mjr Porwit odmówił marszałkowi Piłsudskiemu przepuszczenia go przez most Poniatowskiego. Siłom rządowym nie udało się jednak obsadzić 30-tym pułkiem piechoty Mostu Kierbedzia. Przez niego na drugą stronę Wisły przechodziły siły Piłsudskiego.

Po spotkaniu z prezydentem Piłsudski pojechał do koszar 36-go pułku piechoty. Według relacji osób, które mu wówczas towarzyszyły, marszałek sprawiał wrażenie zmęczonego, zniechęconego i załamanego. Prawdopodobnie liczył na chęć współpracy ze strony Wojciechowskiego, z którym łączyła go dawna znajomość, jeszcze z czasów działalności w PPS. Wobec takiego rozwoju wypadków dowództwo przejął gen. Orlicz-Dreszer i jego szef sztabu ppłk Józef Beck.

Wieczorem 12 maja siły rządowe liczyły około 1700 żołnierzy, podczas gdy oddziały Piłsudskiego – 3500 plus 800 członków Związku Strzeleckiego. O godzinie 20-tej do komendy miasta przybył Piłsudski. Około godziny 21-wszej marszałek zdecydował się na rozpoczęcie mediacji, wzywając Macieja Rataja (Marszałek Sejmu). Przedstawił mu sytuację i podkreślił, że ma znaczną przewagę militarną nad siłami rządowymi. Rataj udał się do Belwederu, jednak Wojciechowski odmówił rozpoczęcia negocjacji. Tymczasem odlecieli do Poznania ministrowie Stanisław Osiecki (resort przemysłu i handlu) oraz Stefan Piechocki (sprawiedliwość), którzy mieli za zadanie przygotować przenosiny rządu do stolicy Wielkopolski.

Po rozmowie z Ratajem Piłsudski spotkał się z przewodniczącym, pozostających w orbicie wpływów PPS, kolejarskich związków zawodowych – Adamem Kuryłowiczem. Według planu piłsudczyków miały one odegrać znaczną rolę w opóźnieniu przyjazdu do Warszawy wiernych rządowi wojsk z Wielkopolski i Pomorza. Siłom Piłsudskiego udało się nocą obsadzić budynek Ministerstwa Kolei. Dzięki temu Kuryłowicz mógł przekazać wytyczne związkom kolejowym, które później znacząco pomogły zamachowcom.

14 maja wojska Piłsudskiego w Warszawie liczyły już około 8500 żołnierzy (plus 800 członków Związku Strzeleckiego), podczas gdy strona rządowa dysponowała około 2200 żołnierzami. Ponadto wojska marszałka posiadały czołgi i samochody pancerne, a wobec braku artylerii po stronie rządowej, szybko zaczęły uzyskiwać przewagę.

Około godziny 13-tej Malczewski, Haller, Rozwadowski i Anders podjęli decyzję o wycofaniu się rządu do Wilanowa. Siedzibą rządu był Pałac Namiestnikowski. Na północ od niego znajdował się Most Kierbedzia, przez który przedostawały się na lewą stronę Wisły wojska Piłsudskiego. Tak więc atak szedł od północy na południe. Początkowo rząd wycofał się do Belwederu, położonego w południowej części miasta. A później – jeszcze bardziej na południe do Wilanowa. O 14-tej prezydent Wojciechowski wyraził zgodę na wycofanie się do Wilanowa.

14 maja weszła w życie decyzja PPS o strajku generalnym. Poparł ją Związek Zawodowy Kolejarzy. Strajk ten odciął stolicę od reszty kraju i znacznie utrudnił sprowadzenie z Wielkopolski wiernych rządowi oddziałów. Po przybyciu do Wilanowa prezydent i rząd naradzali się z dowódcami wojsk lojalnych wobec gabinetu Witosa. Wojskowi byli zdania, że należy przenieść się do Poznania i stamtąd kontynuować walkę zbrojną. Przeciwko temu wypowiedzieli się Wojciechowski i Witos, obawiający się długotrwałej wojny domowej, która byłaby niebezpieczna dla niepodległości państwa. O godzinie 17:30, podczas posiedzenia Rady Gabinetowej (posiedzenie rządu, któremu przewodzi nie premier, ale prezydent), prezydent podjął decyzję o rezygnacji z urzędu i wydał rozkaz wojskom rządowym zaprzestania bratobójczych walk. Również Witos poddał się do dymisji.

To ciekawe, że w 1926 roku Wojciechowskiemu i Witosowi szkoda było polskiej krwi, Witosowi – chłopskiej, w momencie, gdy chodziło o niepodległość kraju i gdy walka miała sens, a w 1939 roku, gdy walka nie miała sensu, Witos nawoływał do walki z najeźdźcą i wówczas nie było mu szkoda chłopskiej krwi. Wojna domowa w tamtym czasie nie była niebezpieczna dla niepodległości, bo jej jeszcze nie było. Niemcy były słabe, bolszewicy odepchnięci, a walka toczyła się właśnie o niepodległość! Piłsudski był wykreowany przez władze okupacyjne niemieckie i austriackie, a później zależał już tylko od Niemców. Sejm Ustawodawczy i Sejm I kadencji to było coś, co wymknęło się spod niemieckiej kontroli i co trzeba było zneutralizować i po to był ten zamach. Walka o niepodległość to jest walka na śmieć i życie. Wtedy był ten moment, a nie we wrześniu 1939 roku, który był skutkiem tego, co wydarzyło się w Polsce w maju 1926 roku.

Zgodnie z postanowieniami konstytucji marcowej, obowiązki głowy państwa przejął marszałek Sejmu Maciej Rataj, który przybył do pałacu w Wilanowie w towarzystwie ppłk. Józefa Becka – przedstawiciela marszałka. Pisma dymisyjne rządu i prezydenta datowane były na 14 maja, jednak Rataj przyjął je dopiero 15 maja. Nakazał Malczewskiemu, Rozwadowskiemu i Hallerowi wprowadzenie natychmiastowego zawieszenia broni z pozostawieniem oddziałów na pozycjach. Oświadczył także, że powoła nowy rząd, w którym znajdzie się Józef Piłsudski. Początkowo Rataj planował utworzenie „rządu pojednania narodowego”, w którym premierem zostałby Jan Dębski. Jednak rankiem 15 maja, po rozmowie z Piłsudskim, zmuszony był powierzyć misję tworzenia nowego gabinetu, wskazanemu przez marszałka, Kazimierzowi Bartlowi.

Jednym z następstw zamachu stanu było uchwalenie 2 sierpnia 1926 roku przez Sejm tzw. noweli sierpniowej. Akt ten usankcjonował przewagę władzy wykonawczej kosztem władzy ustawodawczej, zmniejszył kontrolę parlamentu nad rządem, wprowadził wyłączne prawo prezydenta do rozwiązania parlamentu (wcześniej sejm mógł sam się rozwiązać większością 2/3), a także ograniczył swobodę ustalania prac budżetowych przez izby.

Po zamachu majowym znacznie wzrósł udział wolnomularzy w rządach II RP. Według Ludwika Hassa na stanowisku premiera przed 1926 rokiem nie było żadnego zidentyfikowanego masona. Od 1926 do 1939 roku spośród 16 stanowisk 12 razy premierem był mason, z tego pięciokrotnie Kazimierz Bartel i trzykrotnie Walery Sławek. Ogółem, spośród dziewięciu osób pełniących funkcję premiera po zamachu, sześciu było masonami. Wśród ministrów przed zamachem zidentyfikowanymi masonami było 7%; udział ten wzrósł do 27% po zamachu. W 1938 roku dekretem prezydenta RP Ignacego Mościckiego działalność wolnomularska w Polsce została zakazana, a istniejące loże masońskie zamknięte. Od swojego tradycyjnego stanowiska, popierającego demokrację parlamentarną, odstąpiła masoneria, która poparła zamach stanu Piłsudskiego. Według różnych wersji miała ona uczestniczyć w przygotowaniach do przewrotu. Nic w tym dziwnego. Jeśli demokracja w Polsce powiedziała „tak” dla polskiej racji stanu, to taka demokracja była nie do przyjęcia dla masonerii i jej sługusa – Piłsudskiego.

Siły popierające zamach to: PPS, Stronnictwo Chłopskie, PSL „Wyzwolenie”, KPP i niektóre partie mniejszości narodowych. Siły popierające rząd to: Związek Ludowo-Narodowy, Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji i PSL „Piast”.

Jak stwierdził Andrzej Garlicki, przewrót majowy zakończył okres parlamentaryzmu II Rzeczypospolitej, zmieniając nie tylko ustrój, ale i cały szereg stosunków społecznych. Zdaniem historyka „od tego czasu nie prawo pisane stanowiło najwyższą normę, lecz wola zwycięzcy. On bowiem, niezależnie od zachowania dawnych struktur prawnych, miał nieograniczoną możliwość podejmowania decyzji i on był jedyną instancją odwoławczą. […] Na tym – niezależnie od form zewnętrznych – polega dyktatura.”

Garlicki nie przesadza. Stefan Szczepłek w swojej książce „Moja historia futbolu”, Warszawa 2007, pisze:

Legia jednak rosła w siłę, bez stadionu jej rozwój był niemożliwy. Marszałek Józef Piłsudski przekazał w imieniu wojska któremuś z prezesów klubu – generałowi Romanowi Góreckiemu lub Stanisławowi Rouppertowi – tereny po carskich koszarach między Łazienkowską, Myśliwiecką, Czerniakowską a Kanałem Piaseczyńskim. Marszałek zrobił to tylko ustnie, co wówczas miało moc prawną, ale przed kilkoma laty stało się powodem kłopotów Legii, starającej się o te tereny. Na podstawie decyzji marszałka klub mógł rozpocząć budowę stadionu w 1927 roku.

W 1929 roku na na zjeździe PSL „Piast” Maciej Rataj mówił:

W Polsce od trzech i pół lat żyjemy bez prawa, połamano konstytucję, połamano ustawy. To nie dyktatura. Mamy dyktaturę we Włoszech, mamy w Hiszpanii, ale mamy i prawo. W Polsce od trzech lat nie wie się, co będzie za 24 godziny… W Polsce nie wie się, co będzie jutro, to wszystko zależy od samowładztwa…

Niemcy zaprojektowali polskie państwo. Początkowo miało to być Królestwo Polskie, bo w 1916 roku nie było jeszcze wiadomo, kto wygra wojnę i było to jeszcze przed rewolucją październikową. W listopadzie 1918 roku było już wiadomo, że czas monarchii w Europie powoli kończy się. Zdecydowali więc, że Polska będzie państwem republikańskim. Głównym realizatorem ich planów był Piłsudski. Gdy Mała Konstytucja, a później Konstytucja marcowa ograniczyły jego władzę, to automatycznie wpływ Niemców też się zmniejszał. Wydaje się, że zabójstwo Narutowicza było mordem założycielskim Sanacji. Bez niego nie miałby Piłsudski pretekstu, by wycofać się z polityki, obserwować z boku, jak demokracja kompromituje się i wrócić jako mąż opatrznościowy.

Zamach majowy był starannie zaplanowany. Piłsudski nie miał nad rządem przewagi wojskowej. Wprost przeciwnie! W skali kraju przewaga była po stronie rządu. W Warszawie zyskał przewagę, bo przed zamachem Żeligowski, jako minister spraw wojskowych, odsunął daleko od stolicy pułki wierne rządowi. Po dwóch dniach walk prezydent Wojciechowski podejmuje decyzję o kapitulacji. Przeciwni temu byli generałowie Rozwadowski, Malczewski i Haller, którzy uważali, że należy ewakuować się do Poznania i stamtąd kontynuować walkę. Chyba wiedzieli, co mówili. Przecież to byli wybitni generałowie. Ale chyba też dobrze o tym wiedział Wojciechowski i dlatego tak szybko poddał się do dymisji i nakazał zaprzestanie walk. Sam się wcześniej pięknie uwiarygodnił na moście Poniatowskiego, wykazując niezłomną wolę walki w obronie państwa. Prawdopodobnie był człowiekiem Piłsudskiego lub tych sił, które nim kierowały.

15 stycznia 1919 roku Wojciechowski został mianowany przez Naczelnika Państwa na stanowisko ministra spraw wewnętrznych w gabinecie Ignacego Paderewskiego. 20 grudnia 1922 roku został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, pokonując Kazimierza Morawskiego stosunkiem głosów 298 do 221. Kazimierz Morawski był filologiem klasycznym, profesorem, rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i prezesem Polskiej Akademii Umiejętności. Jego kandydaturę wysunął Związek Ludowo-Narodowy. To ciekawe, że wybór Narutowicza rodził się w takich bólach i było tylu kandydatów, a tu tak szybko i sprawnie. A więc demokracja, jak chce, to może działać skutecznie, a jak nie chce, to partie się rozwydrzają.

Na początku napisałem, że zamach majowy był najważniejszym wydarzeniem w dziejach II RP, ale był chyba najważniejszym wydarzeniem w historii Polski XX wieku. Nie udało się Polakom zdobyć państwa dla siebie. To właśnie wtedy była jedyna realna szansa na jego zdobycie w walce. Nigdy wcześniej, nigdy później. Walka bratobójcza? W państwie, w którym 1/3 jego ludności nie utożsamiała się z nim. Uważam, że gwoździem do trumny narodu polskiego była unia polsko-litewska i jej skutki: rozwodnienie się na Kresach i jednoczesne otwarcie się na napływ wschodniego żywiołu do kraju. Skutki tego dały znać o sobie właśnie w tym feralnym maju. Odrodzona Polska, składająca się z Królestwa Polskiego, Pomorza, Wielkopolski, Małopolski i części Śląska, ale bez Kresów, byłaby znacznie lepszym rozwiązaniem. Tak! Wiem, że Lwów należał do Korony i powinien był pozostać w Polsce. Wilno było kresowe, w połowie zamieszkałe przez Żydów i w połowie – przez resztę. Nie było to polskie miasto. Bądźmy realistami. Niestety były siły, które dążyły do włączenia Kresów do Polski. Państwo, które miało tak znaczny odsetek wrogiej mu ludności nie mogło sprawnie funkcjonować. W czasie zamachu ludność Warszawy pomagała spiskowcom. Czy to nie jest wymowne? Już chyba nic więcej nie muszę dodawać.

Odpustowy patriotyzm

Zbliża się kolejna rocznica Święta Niepodległości. Zostało ono ustanowione ustawą z dnia 23 kwietnia 1937 roku, zniesione ustawą Krajowej Rady Narodowej dnia 22 lipca 1945roku. Przywrócono je ustawą z 1989 roku. Samo święto budzi pewne kontrowersje wśród środowisk patriotycznych. Jedni uważają, że nie ma powodu, by akurat w tym dniu świętować. Bo niby dlaczego? Dlatego, że Rada Regencyjna przekazała władzę Piłsudskiemu? Inni twierdzą, że prawdziwą niepodległość Polska odzyskała w dniu 28 czerwca 1919 roku, kiedy to podpisano Traktat Wersalski.

Problem jest niestety bardziej skomplikowany i wypada go dokładniej opisać. A wypada dlatego, że robi się z tego Święta odpust, jarmark, pochód z wymachiwaniem flagą narodową, manifestację. Bo tym, w mojej ocenie, jest tzw. Marsz Niepodległości. Polityki nie uprawia się na ulicy, a przynajmniej nie uprawiają jej tam ci, którzy mają na nią realny wpływ. Świętować można w inny sposób, ale przede wszystkim wypada zastanowić się, czy jest ku temu powód. Bo czy to jest rzeczywiście niepodległość?

Wszystko zaczęło się w 2010 roku. Mamy więc już 10-ty marsz. Marsz Niepodległości został zainicjowany przez nacjonalistyczne organizacje polityczne: Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny. Od 2011 organizatorem marszu jest Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, do którego należą m.in. działacze tych organizacji. Tak pisze Wikipedia. Któż więc tak naprawdę organizuje ten marsz? Kto się kryje poza tymi „między innymi”? Wcześniej było trochę inaczej. Organizowano oficjalne akademie, defilady itp. Ale to państwo je organizowało. A teraz ktoś inny. Czy to znaczy, że już nie mamy własnego państwa? Chyba tak! Bo skoro obchody rocznicy odzyskania niepodległości organizuje jakieś stowarzyszenie, to chyba tak. W KRS (Krajowy Rejestr Sądowniczy) Stowarzyszenia w rubryce forma własności stoi: własność prywatna krajowa pozostała. To chyba jakaś kpina. Obchody Święta Narodowego organizuje prywatne stowarzyszenie. Nie wiemy, kto je finansuje, bo KRS tego nie podaje. A przecież zorganizowanie marszu kosztuje. Co ma własność prywatna do działań, które z założenia powinny być domeną państwa? Ale skoro prywatna firma może drukować państwowe pieniądze, to może i w innych dziedzinach może „wyręczać” państwo.

Tradycja wciągania Polaków w różnego rodzaju manifestacje i protesty ma historię sięgającą okresu przed powstaniem styczniowym. Początkowo starano się im nadać charakter obchodów kościelnych. Pierwszą okazją był pogrzeb generałowej Sowińskiej, wdowy po obrońcy Woli z 1831 roku. Żydzi, bo o nich tu mowa, potrafili przezwyciężyć swoją niechęć do Kościoła, nosili krzyże, śpiewali w kościołach „Boże coś Polskę” i podczas nabożeństw zbierali datki na powstanie. Takie manifestowanie pobożności i patriotyzmu to stary numer grania na ludzkich emocjach. „Nie rycz, mała, nie rycz. Ja znam te wasze numery”. Ale tak, jak mężczyźni często nabierają się na te łzy, tak Polacy nabierają się na ten odpustowy patriotyzm i udawaną pobożność. Stowarzyszenie sprzedaje nawet jakieś gadżety. Pewnie jakieś baloniki na druciku, blaszane zegarki, pierzaste koguciki, motyle drewniane. No i mamy kolorowe jarmarki, bo czymże są te odpalane race i kłęby dymu? Żydzi sprofanowali nam wszystko! Patriotyzm, wiarę i Święto Niepodległości. Nie jest w tym momencie ważne, czy zasadnie przyjęto 11 listopada za to święto.

Marsz Niepodległości to jest przedsięwzięcie, które ma wywoływać ferment i prowokować konflikt, bo przeciwników jest wielu. Ten marsz jest jednak bardziej „subtelny” niż prostacki i jawnie jątrzący Marsz Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce. Organizowanie tej hucpy w mieście, w którym prawosławni stanowią 80% mieszkańców, nie pozostawia wątpliwości co do intencji twórców tego marszu. Jego celem jest skłócanie i tak już antagonistycznej względem siebie ludności katolickiej i prawosławnej tego miasta. Tak działają Żydzi ubrani w patriotyczne i katolickie szatki.

Każda rocznica, jakakolwiek by ona była, skłania do refleksji. Tym bardziej, jeśli budzi kontrowersje i spory. Zamiast wymachiwać flagami na ulicy, to może lepiej zrobić sobie dobrą kawę, może nawet z odrobiną koniaku, i zastanowić się, co się wtedy zdarzyło i czy powstanie Polski to wynik walki Polaków o niepodległość, czy może splot korzystnych dla nas układów politycznych, a może jednego i drugiego.

Od czego zacząć? Od Aktu 5 listopada 1916 roku? Czy może od rozbiorów? No bo mieliśmy trzech zaborców i ci trzej zaborcy starli się w wojnie, która ich wyniszczyła i tak osłabieni zgodzili się na powstanie Polski. No właśnie! Ilu mieliśmy zaborców? Anglicy mają takie mądre, moim zdaniem, przysłowie: first things first. To można przetłumaczyć jako: najpierw rzeczy podstawowe. No więc powinniśmy zacząć od podstaw. Ilu mieliśmy zaborców i czy ich wzajemnie wyniszczenie dało nam automatycznie niepodległość? A więc ilu: trzech czy czterech? A jak czterech, to kto był tym czwartym?

Ks. Dr. K. Lutosławski „Myśl Narodowa” nr 48 z dnia 2.12. 1922 pisze:

Polska miała czterech zaborców, nie trzech: Niemcy, Moskale i Austriacy rozebrali ją na części od zewnątrz i przemocą państwową utrzymywali w niewoli; czwarty zaborca, który od wewnątrz naród bez państwa opanował, wyjadał mu i serca… i mózgi, podbijał jego ducha dumnego i chciał uczynić z polskiej pracy i polskiego zysku mierzwę dla siebie, a z gniazda polskiego – basztę wojenną dla zdobycia panowania nad światem – to Żydzi. Żyd – czwarty zaborca – okazał się najniebezpieczniejszym, najpodstępniejszym, najtrudniejszą też jest do zrzucenia niewola żydowska. Przez cały ciąg naszej niewoli zewnętrznej, Żydzi byli sprzymierzeńcami naszych wrogów, łączyli się natychmiast z każdym najeźdźcą, służyli mu za szpiega, za przewodnika, za narzędzie tortury dla tutejszej ludności polskiej.

Komu zawdzięczamy tego czwartego zaborcę? Tu palma pierwszeństwa należy się chyba Kazimierzowi Wielkiemu, który, chcąc szybko wytworzyć w Polsce handel i przemysł, zezwolił Żydom, prześladowanym wówczas w całej Europie, na osiedlanie się. Tym samym podkopał podwaliny swojego państwa. Żydzi przybywali licznie z Niemiec i niemal od razu zdominowali handel i rzemiosło. Również lichwiarstwo nie było w Polsce oceniane tak negatywnie jak w Niemczech. Skutki tej polityki odczuwamy do dziś i choć minęło już tyle wieków, to nic nie zmieniło się, co więcej, jest coraz gorzej.

Żydzi w dużym stopniu przyczynili się do rozbiorów, a gdy już zaczęto przebąkiwać o nowej Polsce, to robili wszystko, by nowe państwo było jak najsłabsze. Pierwszym oficjalnym dokumentem, w którym otwarcie wypowiedziano się o możliwości powstania państwa polskiego, był Akt 5 listopada 1916 roku. Wikipedia pisze o nim:

5 listopada 1916 w wyniku konferencji w Pszczynie władze niemieckie i austro-węgierskie wydały proklamację, z podpisami swych generalnych gubernatorów von Beselera i Kuka, zawierającą obietnicę powstania Królestwa Polskiego, pozostającego w niesprecyzowanej „łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami”. W akcie tym nie określono granic przyszłej monarchii, a jej status wyrażało słowo „samodzielne” zamiast „niepodległe”, co nie satysfakcjonowało m.in. polskich działaczy narodowych na Śląsku, którzy uznali ogłoszenie tego aktu za działanie pozorne. Dokument ten zawierał natomiast sformułowania dotyczące utworzenia armii polskiej.

Na takie dictum natychmiast zareagowała Rosja, która uznała za niewłaściwe rozporządzanie jej przedwojennym terytorium i ogłosiła, że Polacy mają prawo utworzenia Polski z wszystkich ziem polskich. Stanowisko swoje ogłosiła 15 listopada. Następnego dnia poparły ją Wielka Brytania i Francja, a dzień później – 17 października – Włochy.

Obiecani cacanki, a głupiemu radość. Nikt dokładnie nie precyzował, z jakich ziem ma powstać Polska. Tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było się z tego wycofać. Wszak końca wojny nie było widać. Dużo mogło się jeszcze wydarzyć i wydarzyło się. Ale Żydzi już zaczęli dmuchać na zimne. W 1916 roku po proklamacji niemiecko-austriackiej o wolnej Polsce, niemiecki sekretarz stanu spraw zagranicznych, Zimmermann, oświadczył za pośrednictwem niemieckiego ambasadora w Waszyngtonie, Bernsdorfa, na zapytanie „American Jewish Cronicle, co następuje:

Nowy statut organiczny gmin żydowskich w Polsce przekracza pod względem rozległości wszystko, co Żydzi dotychczas kiedykolwiek posiadali. Statut autonomiczny żydowski daje już możność tworzenia własnych szkół z własnym, odrębnym systemem edukacyjnym, zaś kwestia autonomii narodowej Żydów musi być rozstrzygnięta przez konstytucję Polską, na podstawie wzajemnej zgody Polaków i Żydów dla uniknięcia konfliktu zobopólnych interesów. Rozporządzenia niemieckie zapewniają kwitnące życie Żydom w Polsce i postęp ich rozwoju bez żadnych przeszkód. Gminy żydowskie mają prawo dowolnie organizować swój własny system podatkowy, organizować poważne korporacje dla ochrony interesów żydowskich, tworzyć gminne rady administracyjne żydowskie oraz Najwyższą Żydowską Radę. Wszystko to pozwala Żydom wziąć udział w przyszłym rządzie Polski. Nadto zapewnił Beseler, że Żydzi w każdym razie nie będą zmuszeni do obowiązkowej służby wojskowej w armii polskiej, do której będą jednak mogli wstępować jako ochotnicy.

Z powyższego cytatu wynika, że to nowe państwo zaczęli Polakom organizować Niemcy do spółki z Żydami. No cóż? Skoro oni mieli je powołać do życia, to i oni decydowali. Te gminne rady administracyjne żydowskie to odpowiednik obecnych zarządów gmin, a Najwyższa Żydowska Rada, to odpowiednik Zarządu Związku Gmin Żydowskich. I to wszystko, jak stwierdzono, pozwalało Żydom wziąć udział w przyszłym rządzie Polski. Wtedy, na skutek nieprzewidzianych wypadków w postaci rewolucji bolszewickiej, taka koncepcja nie doszła do skutku, ale co się odwlecze to nie uciecze. Dziś już wszystko jest tak jak wówczas planowano: Żydzi są członkami polskiego rządu.

11 Listopada 1918 roku podpisano Rozejm w Compiègne, kończący wojnę pomiędzy Ententą a Cesarstwem Niemieckim. Podpisano go o godzinie 5:20 rano w wagonie kolejowym w Lesie Compiègne. Wybór miejsca i pomieszczenia miał zapewne upokorzyć Niemców i upokorzył. Niemcy tego nie zapomnieli. Rzymianie mieli takie powiedzenie: habent sua fata libelli (książki mają swój los). Wiemy, że tak jest. Ile razy w historii je palono ze względu na niewygodne treści. Ale i wagony mają swój los. Tak było w przypadku tego z Lasu Compiègne. Był używany do 1921 roku. Od 1921 do 1927 – w Muzeum Inwalidów w Paryżu. Od 1927 do 1940 był eksponatem w Lesie Compiègne. 22 czerwca 1940 roku podpisano w nim kapitulację wojsk francuskich. Zemsta jest słodka! Następnie przetransportowano go do Berlina, gdzie stanął przed Katedrą Berlińską jako pomnik zwycięstwa. Od 1944 roku stacjonował w specjalnie zbudowanym tunelu w mieście Crawinkel w Turyngii. W 1945 roku został zniszczony przez SS podczas wysadzania tunelu.

Interesujące nas punkty tego rozejmu to:

  • natychmiastowe wycofanie Armii Cesarstwa Niemieckiego z Francji, Belgii, Luksemburga oraz Alzacji i Lotaryngii
  • wycofanie wojsk niemieckich na wschodzie na granicę z 1914 roku

Najważniejszy dla Polski był artykuł XII tego rozejmu. Wikipedia pisze o nim tak:

Artykuł XII rozejmu w Compiègne przewidywał ewakuację wojsk niemieckich z Austro-Węgier, Rumunii, Turcji oraz byłego już Imperium Rosyjskiego, a więc również ziem polskich. W tym ostatnim przypadku, po interwencji m.in. Romana Dmowskiego zmieniono tekst dotyczący wycofania wojsk niemieckich na „gdy alianci uznają moment ewakuacji za właściwy biorąc pod uwagę sytuację wewnętrzną tych obszarów”. Z kolei artykuł XVI głosił, że „Alianci będą mieli wolny dostęp do terytoriów ewakuowanych przez Niemców na Wschodzie już to przez Gdańsk, już to Wisłą, aby móc zaopatrywać ludność i w celu utrzymania porządku”.

W momencie podpisywania rozejmu wojska niemieckie tworzyły front od Narwy po Dniepr. Narwa to niewielkie miasto nad Zatoką Fińską około 150 km na zachód od Petersburga a nad Dnieprem leży Kijów. Niemcy zajęli kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę, zajęli Kijów, podeszli pod Petersburg, wkroczyli na Krym, doszli do Donu. Był więc ten front daleko na wschodzie i stanowił kordon oddzielający Europę od rewolucji bolszewickiej. Alianci chcieli wycofać wojska niemieckie na granicę z 1914 roku, czyli na zachodnią granicę byłego Królestwa Polskiego.

Wycofanie się wojsk niemieckich na granicę z 1914 roku oznaczało to, że Wielkopolska i Prusy Królewskie zostaną po stronie niemieckiej. Dostrzegł to niebezpieczeństwo Dmowski i jednocześnie niebezpieczeństwo rozszerzenia się rewolucji bolszewickiej na tereny polskie, i nalegał na to, by nie wycofywać wojsk niemieckich. Ale artykuł XII nie mógł być wyegzekwowany, bo 9 listopada wybucha rewolucja bolszewicka w Berlinie. Przenosi się ona na wojska niemieckie na wschodzie i kordon rwie się. 13 listopada bolszewicy unieważniają postanowienia Pokoju Brzeskiego i ruszają na podbój świata. 27 grudnia wybucha Powstanie Wielkopolskie. Dnia 25 stycznia 1919 roku marszałek Foch wydał rozkaż do oddziałów niemieckich zgrupowanych wokół ośrodka Białystok – Grodno, aby przekazały Polsce terytorium do linii Brześć – Narwa – Krynki – Kuźnica – Nowy Dwór – Sopoćkinie, i przepuściły wojska polskie przeznaczone do odparcia nawały bolszewickiej.

Dmowski był wybitnym politykiem i dyplomatą, chociażby z tego powodu, że dostrzegł niebezpieczeństwo artykułu XII Rozejmu w Compiègne, dotyczącego wycofania wojsk niemieckich na granicę z 1914 roku. W listopadzie 1918 roku nie było jeszcze wojska polskiego, które oddzielałoby Europę od rewolucji bolszewickiej. Nic więc dziwnego, że ten żydowski „Marsz Niepodległości” nigdy nie zaszedł i nie zajdzie pod pomnik Dmowskiego. Są w stanie Żydzi udawać patriotów i nadgorliwych katolików, ale oddać hołd Dmowskiemu… Nie! Tego – nie!

28 czerwca 1919 roku podpisano Traktat Wersalski. Dokumenty ratyfikacji złożono 10 stycznia 1920 roku i z tą datą wszedł w życie. Traktat ten został zawarty podczas paryskiej konferencji pokojowej, trwającej od 18 stycznia 1919 roku do 21 stycznia 1920 roku. W tym czasie granice Polski nie były jeszcze ustalone. Polska uzyskała znaczną część Wielkopolski i Prus Królewskich. I w tym miejscu granica była bezsporna. Nie była jeszcze rozstrzygnięta sprawa Górnego Śląska, nie mówiąc już o granicy wschodniej, którą ustalono w 1921 roku w Rydze.

Jakkolwiek zabiegi Dmowskiego znaczyły dużo, to nie można zapominać, że ogólna sytuacja polityczna w tamtym czasie sprzyjała tendencjom niepodległościowym Polaków i nie tylko Polaków. Dwa czynniki miały decydujący wpływ na ukształtowanie się powojennej Europy:

  • rozpad Austro-Węgier
  • rewolucja bolszewicka w Niemczech w listopadzie 1918 roku.

Gdyby nie ta rewolucja, to kordon niemieckich wojsk nadal stałby daleko na wschodzie. Czy w takiej sytuacji, gdy wojska niemieckie chronią Europę przed bolszewizmem, byłby w stanie Dmowski przekonać dyplomatów państw zachodnich o przyłączeniu do Polski Wielkopolski i Prus Królewskich? Wszak byli oni pod przemożnym wpływem lobby żydowskiego z Ameryki, które było wrogie Polsce i robiło wszystko, by ją osłabić. To dzięki temu lobby cofnięto wcześniejszą decyzję o przyznaniu Polsce Górnego Śląska i zarządzono plebiscyty. Adam Skierski (Skierko?) tak o tym pisał:

Kiedy prez. Wilson przybył do Paryża, to za jego pośrednictwem anonimowa finansjera New-Yorku, Londynu, Berlina i Frankfurtu wywierała niewątpliwe wpływ na decyzję Konferencji Pokojowej. Znana jest depesza nowojorskiego bogacza Jakóba Schiff’a, dyrektora banku „Kuhn Loeb i C-o”, który w maju zażądał między innymi, aby na Śląsku Górnym i w Prusach zarządzono plebiscyt. Jak wiadomo, Niemcy uzyskali w tej sprawie poparcie p. Lloyd George’a i… Konferencja cofnęła swoją poprzednią uchwałę, przyznającą nam Śląsk Górny (9 maja), a zdecydowała plebiscyt (16 czerwca 1919). W czyim imieniu przemawiał Jakób Schiff?

Rozpad Austro-Węgier spowodował ukształtowanie się wielkiego obszaru zamieszkiwanego przez wiele narodów, które dążyły do utworzenia swoich państw. Powstałaby wolna Galicja, do której naturalnie ciążyłyby polskie ziemie z zaborów rosyjskiego i pruskiego. Skoro powstałoby wiele nowych państw, to i problem Polski musiałby być rozwiązany. Wszyscy wielcy tamtego świata zdawali sobie sprawę, że sytuacja trochę wymknęła się im spod kontroli. Nie było wyjścia. Trzeba było pozwolić tym narodom na stworzenie ich własnych państw w tym także i Polski.

Skoro już miała powstać ta Polska, to Żydzi robili wszystko, by była jak najsłabsza. Adam Skierko w Gazecie Warszawskiej z dnia 9.12.1920 roku pisał:

Akcja żydowska miała bezpośredni wpływ na realizację programu terytorialnego Państwa polskiego na konferencji pokojowej. Oczywiście, interesy polskie były sprzeczne z interesami Niemiec, a czasami różniły się od interesów angielskich, rosyjskich lub czeskich. Ale fakt, że te wszystkie interesy zawsze brały i biorą górę nad interesami polskimi, jest symptomatyczny. Zauważyć wypada, że formułka Państwa polskiego o ludności „bezsprzecznie” polskiej (13-ty punkt Wilson’a), biorąc pozornie sprawę polską w obronę, komplikowała ją w istocie, zrywając z tradycją historyczną i z zasadami prawa międzynarodowego, a stając wyłącznie na zasadzie etnograficznej. Zasada ta może być stosowana tylko wówczas, kiedy terytoria narodowe są ściśle jednorodne. A Polska ma przecież za sobą trzy rozbiory, półtora wieku ucisku i polityki eksterminacyjnej, skutkiem czego niektórym z ziem naszych zdołano nadać charakter mieszany. Otóż formułka Wilsona, która jest także formułką Lloyd-George’a, tak jest interpretowana, że każde terytorium mieszane, a więc częściowo etnograficznie polskie, może być oddane komukolwiek, nawet naszym dawnym rozbiorcom, byle tylko nie dostało się Polsce.

Nie było łatwo budować tę II RP. Wprawdzie trzej zaborcy ustąpili, ale czwarty trwał na posterunku i tak jest do dziś. Ale mamy jeszcze jednego zaborcę. Jest nią unia europejska. 80% a może nawet i 90% prawa polskiego to prawo unijne. Czy można w takim wypadku mówić o niepodległości? Czy jest to powód do wymachiwania flagami narodowymi? Cała gospodarka oparta jest o dotacje unijne, które w większości nie są pełnymi dotacjami. Na resztę trzeba wziąć kredyt. A u kogo? Kto zgadnie? Gdy dziś się jedzie przez Polskę pociągiem czy samochodem, to wszędzie widać jeden wielki bałagan. Inwestycje! Inwestycje! Inwestycje! Wszystko rozbabrane, prace ślimaczą się, na budowach mało sprzętu i ludzi. Wszędzie brakuje pracowników. A niby dlaczego miałoby nie brakować? Gdyby tak raptem z dnia na dzień połowa populacji zachorowała, to zabrakłoby lekarzy, miejsc w szpitalach i leków, i nawet prywatna służba zdrowia nie poradziłaby sobie. Przez prawie 30 lat nie inwestowano w Polsce w remonty i budowę dróg i linii kolejowych, a teraz wszystko na raz. Hurra! – Unia dała pieniądze! I pewnie tylko z tego powodu powstało wiele firm podwykonawców. Czy zdążą to doprowadzić do końca, te wszystkie inwestycje? A co się stanie, gdy pieniądze skończą się wcześniej? Zostanie ta Polska taka rozbabrana? A te firmy, które tylko po to powstały? Co z nimi będzie? Dobry gospodarz tak nie gospodaruje. Czasem odnoszę wrażenie, że ktoś to robi świadomie.

Mamy dwóch zaborców i nie mamy na nic wpływu. Nie mamy więc niepodległości. Z czego tu się cieszyć? Nie ma powodu do świętowania. Polacy są zastępowani imigrantami. Gaśnie ta Polska powoli, po cichu, a „Marsze”? – coraz huczniejsze, zupełnie jak na Titanicu – orkiestra grała do końca.