15 sierpnia

Czy 15 sierpnia wypada pisać o czymś innym, niż o bitwie warszawskiej? Narosło wokół niej tyle mitów, niedomówień, fałszów i sporów, szczególnie o to, kto był autorem tego „genialnego” manewru, który takim wcale nie był. Gorzej – był zwykłym podręcznikowym manewrem, który rosyjskie dowództwo próbowało wykonać w 1914 roku na tym samym terenie, tyle że w odwróconej sytuacji. Wtedy wojska niemieckie i austriackie zapuściły się daleko na południowy wschód, aż po widły Wisły i Sanu. Rosjanie, którzy obchodzili Warszawę od północnego-zachodu, chcieli zaatakować przeciwnika od tyłu. Jednak dowództwo niemiecko-austriackie dostrzegło zagrożenie i nakazało wycofać wojska pod Kraków.

A czy dowództwo sowieckie popełniło tak szkolny błąd, że pozwoliło na rozjechanie się frontu północno-zachodniego i południowo-zachodniego? I tu sprawa się komplikuje. Wszystko to wyjaśnia Józef Mackiewicz w powieści Lewa wolna. Pisze m.in. tak:

»Józef Piłsudski brał osobiście udział, jesienią 1914 roku, w bitwie na lewym brzegu Wisły, po stronie niemiecko-austriackiej, i wycofał się później z zaczątkiem swoich legionów, na Kraków. Tym bardziej więc, jeżeli interesował się później sztuką wojenną, musiał pamiętać operacyjny przebieg tamtej bitwy. Ale nawet gdyby jej nie pamiętał, nie potrzebowała być ona wzorem dla operacji w sierpniu 1920 roku, gdyż operacja ta narzucała się sama przez się zarówno generałowi Rozwadowskiemu, jak generałowi Weygand, jak innym oficerom sztabu.

To co nastąpiło, było bowiem fatalnym dla sowieckiego dowództwa rozwarciem nożyc pomiędzy „północno-zachodnim frontem” Tuchaczewskiego i „południowo-zachodnim” Jegorowa. W chwili gdy Tuchaczewski zbliżał się do Warszawy, Jegorow zbliżał się do Lwowa. Ale pomiędzy tymi wysuniętymi naprzód klinami frontów powstała w praktyce pustka. A była to właśnie pustka, odsłaniająca lewe skrzydło frontu Tuchaczewskiego. Naczelne dowództwo sowieckie dostrzegło ten błąd 11 sierpnia, i nakazało 1-szej konnej armii Budiennego: „Bez najmniejszej zwłoki…” zawrócić spod Lwowa i ruszyć w kierunku na Zamość – Hrubieszów. Istotnie, uderzenie z tego kierunku Budiennego mogłoby przekreślić manewr polskiej „Grupy Uderzeniowej” od Dęblina na północ. W myśl starej maksymy strategicznej, że „kto okrąża, może być okrążony”. Ale Budienny nie pośpieszył „bez zwłoki” na Zamość – Hrubieszów. A to za sprawą przewodniczącego Rewolucyjnej Rady Wojennej południowo-zachodniego frontu, Józefa Dżugaszwili Stalina. Stalin był pewny rozbicia Polski i palił się do zdobycia Lwowa, i przeniesienia czym prędzej rewolucji światowej w zapowiedzianym bałkańskim kierunku. Decyzja Stalina znaczyła więcej niż decyzja Jegorowa. Budienny nie usłuchał więc od razu rozkazów naczelnego dowództwa. Stoi u bram Lwowa i wdaje się w polemikę, że „dopiero po upadku Lwowa należy przystąpić do wykonania nowego zadania”. A tymczasem drogi czas mija. Tę korespondencję, prowadzoną drogą radiową, przechwytuje i odszyfrowuje pułkownik Jan Kowalewski w sztabie generalnym w Warszawie. Traktuje się ją za jedyną przyczynę opieszałości Budiennego. – Sytuacja dla sztabu polskiego leży jak na dłoni. Lewe skrzydło Tuchaczewskiego stoi wciąż otworem.

To wszakże, o czym sztab polski nie wiedział, a o czym zresztą nie był poinformowany i Tuchaczewski, to osobista ingerencja Lenina, zaniepokojonego nagłym zwrotem na wewnętrznym froncie kontrrewolucyjnym w Rosji. Jeszcze 2 sierpnia depeszował on tajnym szyfrem do Stalina, do którego miał zawsze szczególne zaufanie:

Przed chwilą przeprowadziliśmy w Biurze Politycznym podział frontów, abyście się zajęli wyłącznie Wranglem. W związku z powstaniami, szczególnie na Kubaniu, a następnie również na Syberii, niebezpieczeństwo ze strony Wrangla staje się olbrzymie, i w łonie KC wzmaga się dążenie do niezwłocznego zawarcia pokoju z burżuazyjną Polską. Proszę was, abyście bardzo wnikliwie rozważyli, jaka jest sytuacja z Wranglem i przedstawili waszą opinię. – Lenin.

W odpowiedzi, w depeszy z 4 sierpnia, Stalin aktualizuje sytuacje wytworzoną, według niego, na froncie krymskim, przewiduje konieczność przerzucenia tam części kawalerii. Depesza ta rozminęła się z wysłaną tegoż dnia drugą depeszą Lenina, w której przynagla on Stalina:

Na jutro, szósta wieczór, wyznaczono plenum KC. Postarajcie się przysłać do tego czasu waszą opinię o charakterze trudności u Budiennego i na froncie Wrangla, jak również o naszych perspektywach wojennych na obu tych frontach. Od waszej opinii mogą zależeć doniosłe decyzje polityczne. – Lenin.

A owego 11 sierpnia, w którym naczelne dowództwo nakazuje Budiennemu „bez najmniejszej zwłoki” ruszyć na Zamość – Hrubieszów, Stalin otrzymuje nową depeszę:

Zwycięstwo nasze w Polsce jest wielkie i będzie całkowite, jeżeli dobijemy Wrangla. Podejmujemy tutaj wszelkie środki po temu. Naciśnijcie również i wy, aby w wyniku obecnego uderzenia odebrać za wszelką cenę cały Krym. Od tego zależy teraz wszystko. – Lenin.

Tymczasem Wrangel nie tylko się utrzymał, ale rozpocząwszy jeszcze 25 lipca natarcie w kierunku na Kachowkę, zmusił południowo-zachodni front sowiecki do przerzucenia znacznych sił na front krymski. Nic więc dziwnego, że akurat w tych i następnych dniach Stalin, zaabsorbowany narastającymi wypadkami na południowym odcinku frontu, i w dodatku przykuty uwagą do niego przez tajne napomnienia Lenina, wahał się i nie mógł być zwolennikiem oderwania od południa masy kawalerii, by rzucić ją daleko od Krymu w sukurs Tuchaczewskiemu, który zresztą wydawał się zupełnym zwycięzcą na swym północnym froncie.

Tymczasem lewe skrzydło Tuchaczewskiego wciąż wisi w powietrzu… Rozpoczęty 16-go atak polskiej „Grupy Uderzeniowej” od Dęblina, już 17-go zdobywa Białą Podlaską i Siedlce. Rozpędzając uciekające oddziały bolszewickie, osiąga 18-go Drohiczyn nad Bugiem. Był to dla całego frontu sowieckiego cios, zagrażający zupełnym obejściem i przecięciem odwrotu. Bezprzykładny, zwycięski pochód rewolucji, zaczyna raptownie zarysowywać się jako bezprzykładna klęska.

Tuchaczewski rzuca się od mapy do telefonu, od telefonu do mapy, i znów do telefonu i znów do mapy… A na mapie sytuacja jest taka:

Na południu, pod Lwowem, nie ruszyła wprawdzie, ale istnieje wciąż masa 1-ej konnej armii Budiennego. A na północy, daleko wysunięta na zachód, 4-a armia, pod dowództwem obecnie towarzysza Szuwajewa, wraz z konnym korpusem Gaja… Tymczasem lewe skrzydło obrony Warszawy, to znaczy 5-tej armii polskiej Sikorskiego, uwikłanej w boje z 15-tą armią sowiecką, samo wisi w powietrzu. A praktycznie objęte jest dalekim zagonem Gaja aż po Włocławek i dalej…

I oto w oczach Tuchaczewskiego zamajaczył plan uratowania jeszcze w ostatniej chwili zwycięskiego pochodu rewolucji światowej:

Ściągnąć w kułak 4-tą armię, odwrócić konnicę Gaja frontem z zachodu na wschód, i uderzyć tym kułakiem w tyły 5-tej armii polskiej: na Płońsk – Warszawę!… A jednocześnie konnicą Budiennego w tyły polskiej grupy uderzeniowej, frontem na ukośne przecięcie do Warszawy!… W ten sposób, aby stworzyć olbrzymie obcęgi obejmujące z północnego zachodu i południowego wschodu główne siły polskie, zaangażowane w bojach z 15-ą, 3-ą i 16-ą armiami sowieckimi, zewrzeć je w śmiertelnym zacisku w samej stolicy Polski!

Plan był dobry i logiczny – na papierze… Ale czy podciągnie na czas Budienny? Czy 15-ta, 3-cia, a zwłaszcza rozbita już częściowo 16-ta armie, wytrzymają przez ten czas nacisk polski?… Czy przede wszystkim 4-ta armia zdolna będzie do przegrupowania? Czy ściągnie na czas, daleko wyrzucony ku zachodowi III korpus konny, by uderzyć nim na Płońsk?!… Oto pytania.

Płońsk przyciąga wzrok na mapie. Płońsk staje się magicznym punktem, węzłowym punktem wymarzonej operacji. Płońsk na tyłach 5-tej armii generała Sikorskiego, stanowi w tej chwili najsłabszy jej punkt. Ba, groźny punkt dla całego systemu obrony – natarcia, gdyby miał być przebity…«

Ostatecznie Tuchaczewski został rozbity. 88 tysięcy ludzi przeszło granicę pruską, ponad 30 tysięcy zostało zabitych, przeszło 70 tysięcy poddało się do niewoli. Porzucono 235 dział i 1023 karabiny maszynowe, ogromną ilość broni ręcznej, amunicji, koni i różnego sprzętu wojennego.

»Generał baron Wrangel, który w rezultacie klęski Denikina, wewnętrznych intryg sztabowych i zaciekłej gry politycznej, objął główne dowództwo nad pobitą kontrrewolucją rosyjską, zdawało się, podjął się rzeczy beznadziejnej. Wszystko, co się uratowało na Krym, było w stanie opłakanym. I to pod każdym względem: wojskowym, moralnym, politycznym. Ludzie grabili, bo nie było co jeść, oficerowie przepijali, co jeszcze zachowało się w kieszeni, politycy do zachrypnięcia dyskutowali i obrzucali siebie inwektywami. Tak się rzecz przedstawiała wiosną i na początku lata 1920 roku.

Jednakże generał Słaszczew, mimo iż popadał coraz bardziej w nałóg kokainy i pijaństwa, potrafił – rozporządzając siłą 3 tysięcy bagnetów i 2 tysięcy szabel – odeprzeć wszystkie ataki 13-tej armii bolszewickiej na przesmyk Perekopu. I na Krymie przystąpiono z wolna do reorganizacji wojska, porządkowania tyłów. Ponieważ krytykowano bez końca reakcyjną politykę i hasła społeczne – a raczej ich brak – przy starym rządzie Denikina, Wrangel powołał nowych ludzi. Na czele rządu cywilnego postawił byłego współzałożyciela rosyjskiej socjaldemokracji, Piotra Struwe, ongiś towarzysza Lenina, później oponenta, konkurenta, a wreszcie wroga. Opracowany został program reform rolnych i demokratyzacji przyszłego ustroju.

Dnia 7 lipca 1920 roku Francja uznała rosyjski rząd Wrangla de facto, wysuwając szereg warunków, które Wrangel skwapliwie przyjął. Po tym dyplomatycznym sukcesie przyszła francuska pomoc materialna. Broń, amunicja, mundury, obfite wyposażenie, stare czołgi i stare samoloty. A bolszewicy nie mieli żadnych. W ten sposób dobrze uzbrojona i zaopatrzona armia Wrangla osiągnęła siłę 40 tysięcy ludzi; uzupełniana zbiegami z armii czerwonej, przeszła niebawem do akcji zaczepnej.

Do wieczora 22 sierpnia wojska gen. Wrangla dotarły na całej długości swego frontu do lewego brzegu dolnego Dniepru. 23-go rozpoczął się szturm na sowiecki przyczółek mostowy u wsi Kachowka. Atak wszakże został przez bolszewików odparty. Ponawiane wciąż na nowo próby przeistoczyły się w długotrwałą bitwę o sforsowanie Dniepru na odcinku Kachowka – Borysław.

Był to kluczowy punkt koncepcji strategicznej Wrangla. Przewodnia myśl jego kampanii. Jeszcze w końcu 1919 roku, nie zdając sobie dostatecznie sprawy z istotnych zamiarów i postawy politycznej Piłsudskiego, Wrangel złożył Denikinowi memoriał, w którym proponował poniechać szukania głównego oparcia na ziemiach kozackich, a przesunąć ciężar operacyjny na zachód, szukając połączenia z frontem polskim. Do koncepcji tej doszedł na skutek głębokiej niechęci, jaką powziął do budzącego się separatyzmu kozackiego, i nastrojów w oddziałach kozackich, które coraz częściej odmawiały prowadzenia walki poza granicami rodzinnych chutorów. Sądził natomiast, że przy poparciu dyplomatycznym Francji, uda się ustalić dobre stosunki z Polską, usuwając na razie na plan dalszy spór o przyszłe granice. „Główna rzecz” mawiał „rozbić bolszewików. A tam (dalej) zobaczymy…” Gdy więc po ustąpieniu Denikina objął naczelne dowództwo, powrócił do swej przewodniej myśli, i główną oś natarcia kierował na północny zachód dla nawiązania łączności z frontem polskim.

Zwycięstwo wojsk polskich pod Warszawą odciążyło kontrrewolucję. Wrangel, oczyszczając od bolszewików teren na wschód, zajmując Mariupol, zbliżając się do Taganrogu i zagrażając jednocześnie Zagłębiu Donieckiemu, ponawia uderzenie na Kachówkę, a zarazem poleca 1-szej armii gen. Kutiepowa rozbić 13-tą armię sowiecką. W dniach od 1 do 6 września, 13-ta armia czerwona ponosi klęskę i zostaje odrzucona. Kutiepow zajmuje Aleksandrowsk. 2-ga armia generała Dracenko forsuje Dniepr koło Nikopola. Wojska Wrangla podchodzą do Jekaterynosławia, zajmują Sinielnikowo, Sławgorod. Natrafiają jeszcze na uparty opór wojsk czerwonych, ale wobec definitywnej klęski poniesionej na froncie polskim, nie może to już trwać długo. Rzecz wydaje się przesądzona.

Jest już jesień i zimne wiatry wieją nad stepem. W szeleście suchych traw nie słychać już cykania owadów. A ludzie, nie obeznani z tajnikami polityki i wojny, twierdzą, że jako po jesieni następuje zima, jako po pacierzu amen, tak do wiosny nie będzie już bolszewizmu.

Nierzadkie były krótkie dnie, w ciągu których dymiły, i długie noce, w ciągu których łuną na chmurach odbijały płonące stogi siana, składy po stacjach kolejowych i w miasteczkach. Wewnętrzny porządek w państwie rozpadał się tej jesieni od dołu, rozpadał w oczach z braku transportu, przerwanych komunikacji, przeciętych łączności. Ustały dostawy żywności do miast prowincjonalnych, administracja w niektórych nie działała zupełnie. Narastał kompletny chaos.

Od południa napierał, powstrzymywany ostatkiem sił, Wrangel. A przed milionowym wojskiem polskim droga na stolicę rewolucji leżała, praktycznie, otworem.

Z ust do ust podawano sobie nazwy miejscowości, do których naprawdę lub rzekomo mieli już wkroczyć Polacy. Widziano ich podobno tam, widziano ówdzie. Oczekiwano z dnia na dzień, później prawie z godziny na godzinę.

Tymczasem, na rozkaz naczelnego wodza, wojska polskie posuwają się jakoś dziwnie. Dnia 8 października dotarły o 16 wiorst na zachód od Mińska. Władze bolszewickie uciekają z miasta. Mińsk pozostawiony sam sobie, leży przez kilka dni na ziemi niczyjej. A wojska polskie stoją, nie posuwają się naprzód. Po kilku dniach, bolszewicy ostrożnie wracają. Ludność nie wie, co ma o tym myśleć… Jakaś strategiczna tajemnica? Nikt nie pojmuje… Krążą pogłoski o jakichś rokowaniach. – Czy być może?…

Teraz dopiero nadchodzą spóźnione gazety moskiewskie. Jest w nich nowa mowa Lenina, wygłoszona na zjeździe robotników i pracowników przemysłu garbarskiego w Moskwie:

Towarzysze!… Wiedzieliśmy, że do wyzwolenia mas pracujących Polski możemy przyczynić się bynajmniej nie tyle siłą militarną, a przede wszystkim siłą naszej propagandy…

Mieliśmy możność wysłuchania referatu polskiego robotnika, przedstawiciela jednego z wielkich związków zawodowych Polski, który przedarł się z Warszawy i opowiadał o tym, jak robotnicy w Warszawie patrzyli na Armię Czerwoną jako na wybawicielkę, jak oczekiwali Armii Czerwonej, nie uważając jej za swego wroga, lecz przeciwnie, za swego przyjaciela w walce przeciw burżuazyjnym ciemiężcom Polski.

Pokój Wersalski uczynił z Polski państwo buforowe, które ma odgrodzić Niemcy od zetknięcia się z radzieckim komunizmem, i które Ententa traktuje jako oręż przeciwko bolszewikom… Oto dlaczego owa wojna z Polską okazała się w stopniu bardziej bezpośrednim wojną przeciwko Entencie… Rozbijając armię polską rozbijamy Pokój Wersalski…

Gdyby Polska stała się radziecka, gdyby robotnicy warszawscy otrzymali od Rosji Radzieckiej pomoc, na którą czekali i którą z radością witali, Pokój Wersalski zostałby rozbity. Francja nie miałaby wówczas buforu odgradzającego Niemcy od Rosji Radzieckiej… Sprawa wzięła taki obrót, że jeszcze kilka dni zwycięskiej ofensywy Armii Czerwonej, a nie tylko Warszawa zostałby zdobyta – to nie byłoby tak istotne – lecz rozbity zostałby Pokój Wersalski.

Jak wam wiadomo, zabrakło nam tylko odrobiny sił, aby dojść do Warszawy i przekazać władzę robotnikom warszawskim, aby zwołać warszawskie Rady Delegatów Robotniczych i Chłopskich, aby powiedzieć im: „Szliśmy wam na pomoc”. Nastąpiła porażka wojenna.

Teraz cofnęliśmy się bardzo a bardzo daleko na północy. Wrangel zaś w tym czasie raz po raz usiłuje nacierać. Wrangel wziął to, wziął tamto, zagraża Zagłębiu Donieckiemu. Stoimy znowu w obliczu trudnej sytuacji, w obliczu nowej próby imperialistów zdławienia Republiki Radzieckiej dwiema rękami: poprzez ofensywę polską i ofensywę Wrangla.

Wskutek porażki, którą zadano nam pod Warszawą, wskutek ofensywy, która trwa na froncie zachodnim, i na froncie Wrangla, sytuacja nasza jest znów niezwykle ciężka. Musze wobec tego zakończyć swój krótki referat apelem do towarzyszy i wskazaniem na to, że teraz trzeba znów natężyć wszystkie siły, że zwycięstwo nad Wranglem jest obecnie naszym głównym i podstawowym zadaniem!

Towarzysze! Od was zależy, by nadchodząca ofensywa przeciwko Wranglowi, do której przygotowujemy wszystkie siły swoje, została przeprowadzona możliwie jak najpomyślniej i jak najszybciej. Przed nadejściem zimy należy odzyskać Krym! Od waszej pomocy zależy, jak szybko poradzimy sobie ostatecznie z Wranglem i zapewnimy całkowity spokój!

Ludzie czytają, i popatrują po sobie: Co to wszystko ma znaczyć? Mówi o klęsce w wojnie z Polską, a wszystkie siły wzywa przeciwko Wranglowi? Czy nie omyłka jakaś? – Ale nie, powiedział wyraźnie:

„Zwycięstwo nad Wranglem jest obecnie naszym głównym i podstawowym zadaniem”… Co się za tym kryje? Przecież Polska rozporządza siłą dwudziestokrotnie większą niż Wrangel…

Dnia 2 października ukazuje się odezwa:

   „Towarzysze! Carski generał Wrangel wzmaga ofensywę... Popierany przez kapitalistów francuskich posuwa się naprzód.
   Niebezpieczeństwo jest wielkie! 
   Towarzysze! Niechaj wszyscy jak jeden mąż powstaną do obrony przed Wranglem! Niech wszystkie komitety niezamożnych chłopów wytężą swe siły, niech pomogą Armii Czerwonej!
   Wszyscy na pomoc Armii Czerwonej dla pobicia Wrangla! 
   Śmierć obszarnikom-ciemiężcom! - Lenin.”

Znowu tylko o Wranglu?… Znowu ani jednego słowa o „jaśnie panach polskich”?…

Dnia 11 października generał Wrangel udzielił wywiadu prasowego, w którym oświadczył:

Polska winna wejść z nami w porozumienie, i związać na swym froncie największą ilość wojsk bolszewickich. Jeżeli te warunki zostaną spełnione, do przyszłej wiosny 1921 roku nastąpi ostateczny upadek bolszewizmu.

Wywiad opublikowany został z trzydniowym opóźnieniem i ukazał się w czasopiśmie Wola Rossii w numerze z dnia 14 października. O dwa dni za późno…

13 października gruchnęła w Mińsku, w Homlu, w Kijowie… Wszędzie! Wieść, że dnia poprzedniego, 12 października, zawarty został rozejm wojskowy i wstępny traktat pokojowy pomiędzy Polską i bolszewikami!

Towarzysze! – wołał Lenin 15 października, na trzeci dzień po podpisaniu rozejmu z Polską, na naradzie przewodniczących komitetów wykonawczych guberni moskiewskiej. – Towarzysze! Wstępna umowa z Polską został podpisana dopiero co!… pomimo ciężkiej sytuacji, pokój został podpisany na warunkach mniej korzystnych dla Polski, niż je miała przedtem… Kiedy wojska nasze cofały się, Wrangel zaś wzmógł swój napór – zawarliśmy pokój na warunkach korzystniejszych… A zatem zostaliśmy zwycięzcami! Jak to się stać mogło, ze Rosja Radziecka, znękana wojną domową, otoczona wrogami, odcięta od wszelkich źródeł zaopatrzenia, okazała się zwycięzcą? Nad tym właśnie trzeba się zastanowić, aby zrozumieć mechanikę rewolucji. Potwierdza się naocznie, że rewolucja rosyjska jest tylko jednym ogniwem w łańcuchu rewolucji międzynarodowej…

Towarzysze! Pamiętajcie, że praca jednoczy, a kapitał rozdziela… Stało się tak, że kiedy zebrali się przeciwko nam trzej ostatni sojusznicy, to zaczęli od tego, że wzięli się za łby… Obecnie docierają do nas wiadomości, że Wrangel i Francja zgrzytają zębami, rozumieją bowiem, jaki to pokój zawarliśmy z Polską!… Francja, Polska i Wrangel, jeden drugiemu podstawia nogę… Oto dlaczego okazaliśmy się zwycięzcami. Oto dlaczego zrujnowana, słaba, zacofana Rosja Radziecka zwycięża siły bez porównania potężniejsze od niej.

Towarzysze! Przechodząc do naszej obecnej sytuacji wewnętrznej, muszę powiedzieć, że główną wrogą nam siłą jaka pozostała, jest Wrangel… Kiedy walczyliśmy z Polakami, Wrangel gromadził swe siły… W myśl wstępnej umowy z Polską rozejm nastąpi dopiero 18-go. Cała prasa francuska i kapitaliści usiłują wciągnąć Polskę w dalszą wojnę. Wrangel śpieszy wykorzystać wszystkie posiadane stosunki, aby udaremnić zawarcie pokoju, wie bowiem, że bolszewicy przypuszczą atak na niego. Z tego wynika teraz dla nas jedyny wniosek: wszystkie siły przeciwko Wranglowi! Bo Wrangel stanowi główne niebezpieczeństwo… By wstępną umowę z Polską przekształcić w pokój ostateczny, musimy w najkrótszym czasie zmiażdżyć Wrangla… A wtedy rzeczywiście zwyciężymy zarówno na tym froncie, jak na froncie międzynarodowym!

Dnia 12 listopada obrona Perekopu został przełamana. Tegoż dnia wieczorem depeszował Frunze do Lenina:

Ostatnie gniazdo rosyjskiej kontrrewolucji zostało zburzone!

Rozpoczęła się agonia tego, co było ostatnią formą zbrojnej, zorganizowanej akcji antybolszewickiej.

Dnia 16 listopada, po raz trzeci odtworzona 4-ta armia czerwona, pod wodzą tego samego towarzysza Szuwajewa, który uciekał z Ciechnowa, uciekał z Grodna, który uciekał z Kobrynia – wkraczała do Teodozji. 18-go zajęła Jałtę.«

Czy da się to wszystko, co się wtedy działo, jakoś wyjaśnić? Średniowieczny angielski teolog William of Occam sformułował zasadę, że do objaśniania rzeczywistości nie należy używać większej liczby niezależnych bytów, niż jest to absolutnie konieczne. Zasada ta zwie się brzytwą Occama (Ockhama). W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że im prostsze wyjaśnienie, tym bliższe prawdy, co ma zastosowanie nie tylko w naukach, szczególnie przyrodniczych, ale też w polityce.

Podstawowe pytanie brzmi: kto z kim tak naprawdę walczył? Lenin nazywa Wrangla carskim generałem. A jego generałowie to nie byli carscy? Przecież nie wykształcił ich w ciągu trzech lat. Mówi on o kontrrewolucji i tego samego określenia używa Mackiewicz. A przecież to nie była kontrrewolucja! Ale zabieg sprytny, bo zaciemnia interpretację.

27 lutego/12 marca 1917 roku na posiedzeniu Konwentu Seniorów Dumy został powołany Komitet Tymczasowy Dumy – organ wykonawczy Dumy. Był on złożony z przedstawicieli wszystkich partii politycznych. 28 lutego/13 marca przejął praktycznie wykonywanie obowiązków rządu Rosji i wyznaczył swych komisarzy do istniejących ministerstw.

2 marca/15 marca car Mikołaj II uznał, że utrzymanie władzy jest niemożliwe i, na żądanie umiarkowanych polityków i monarchistów, abdykował na rzecz młodszego brata, wielkiego księcia Michała Aleksandrowicza. Wskutek ciężkiej sytuacji w kraju wielki książę nie przyjął korony i zrzekł się jej następnego dnia, przekazując całą władzę Tymczasowemu Komitetowi Dumy.

Kierownictwo rewolucji próbowały objąć dwa ośrodki władzy powstałe 27 lutego/12 marca. Były to powołany przez Dumę i popierany przez centrystów i umiarkowanych – Komitet Tymczasowy Dumy i Piotrogrodzka Rada (Sowiet), zdominowana przez eserów i socjaldemokratów. 2/15 marca Komitet Tymczasowy Dumy, w porozumieniu z Komitetem Wykonawczym Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, powołał Rząd Tymczasowy Gieorgija Lwowa.

Czy w takim przypadku można mówić o rewolucji, skoro car dobrowolnie zrzekł się władzy? A skoro to nie była rewolucja, to nie można też mówić o kontrrewolucji.

1/14 września Rząd Tymczasowy proklamował ustrój republikański Rosji. 25 września/8 października w wyniku nowych wyborów w sekcji robotniczej Rady Piotrogrodzkiej większość uzyskali bolszewicy na czele z Trockim, który został nowym przewodniczącym Rady.

Październik był klasycznym „coup d’etat”, przechwyceniem władzy państwowej przez znikomą mniejszość, dokonanym – z uwagi na demokratyczne konwencje epoki – przy zachowaniu pozorów uczestnictwa mas, ale bez ich zaangażowania. Do działań rewolucyjnych wprowadzono metody bardziej odpowiednie dla stanu wojny, niż polityki. – Tak pisał Richard Pipes w książce „Rewolucja rosyjska”.

Tak więc to, co działo się w Rosji po abdykacji cara, to nie była kontrrewolucja, tylko walka o władzę pomiędzy bolszewikami, a tymi, których oni od tej władzy odsunęli. Jeśli Wrangel na czele rządu cywilnego stawia Piotra Struwe, współzałożyciela rosyjskiej socjaldemokracji, ongiś towarzysza Lenina, to kto tu z kim walczy? Swoi ze swoimi? A do tego towarzystwa doszedł jeszcze socjalista Piłsudski.

W takim kontekście wyjaśnienie tych „dziwnych” zachowań Piłsudskiego staje się proste. W tej wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku żadnej ze stron nie chodziło o wygranie. Chodziło o to, by była wojna, by ludzie zabijali się, nienawidzili się, by byli ze sobą ciągle skłóceni. Chodziło też o to, by było jak najwięcej strat materialnych, co prowadzi do zubożenia wielu warstw społecznych i gospodarek walczących państw. W takich warunkach tylko jedna nacja zyskuje i dominuje nad pozostałymi. I taki był zawsze i jest nadal cel wszelkich wojen i konfliktów, które ta nacja wywołuje.

Pokój ryski

W poniedziałek 7 czerwca Aleksander Łukaszenka podpisał dekret wprowadzający nowe święto – Dzień Jedności Narodowej. Od tego roku będzie on obchodzony w dniu 17 września. W komunikacie podano, że pokój ryski z 1921 roku rozdzielił naród białoruski wbrew jego woli.

W Polsce dzień ten kojarzy się zupełnie inaczej. Dla wielu osób był to początek represji, masowych zsyłek w głąb Rosji. W znacznym stopniu dotknęły one polską inteligencję, choć nie tylko. Wydaje się, że taka decyzja, w okresie i tak złych relacji polsko-białoruskich, jest świadomym posunięciem Łukaszenki, co potwierdzałoby podejrzenia, że jest on marionetką w rękach możnych tego świata, których celem jest ciągłe skłócanie Polski z jej wschodnimi sąsiadami.

Na Białorusi w wielu miastach są ulice o nazwie „17 września”, więc nie dziwi, że w końcu zdecydowano się na święto. Zapewne w tych białoruskich głowach utrwaliło się przekonanie, że to Polacy byli sprawcami tego podziału. Ale my wiemy, że do tanga trzeba dwojga. A działo się tam wtedy dużo i dziwnie. Dobrze opisał to Józef Mackiewicz w swojej powieści „Lewa wolna”. Poniżej końcowy fragment z blogu „Wojna 1920 roku”:

»W dniu 21 września zbiera się w Moskwie na tajnej konferencji kilku członków CK partii. Są tam m.in. Lenin, Trocki, Stalin. W jej wyniku zapada uchwała o utworzeniu nowego „Południowego Frontu”, skierowanego wyłącznie przeciwko wojskom generała Wrangla, liczącym około 40 tysięcy żołnierzy. Na drugi dzień po tym postanowieniu, 22 września, czyli w dniu rozpoczęcia „niemeńskiej” ofensywy polskiej, Lenin przemawia na IX Konferencji RKP (bolszewików) i proponuje zawarcie pokoju z Polską. W rezultacie uchwalono rezolucję o konkretnych warunkach zawarcia pokoju, które osobiście sporządza i redaguje Lenin.

Klęska na froncie polskim nie zmieniła decyzji zapadłych na tajnej konferencji z dnia 21 września o skierowaniu wszystkich sił przeciwko Wranglowi. Z trudem udaje się ściągnąć z fińskiej i estońskiej granicy 6-tą armię czerwoną. Ale armia ta nie zostaje rozwinięta na Białorusi jako ostatnia zapora, zamykająca drogę na Moskwę. Przechodzi, niezatrzymywana, przed frontem polskim i kieruje się na front krymski. A tam napierał, powstrzymywany ostatkiem sił, Wrangel. Przed prawie milionowym wojskiem polskim droga na stolicę rewolucji wolna. Tylko ruszyć!

Dnia 8 października wojska polskie dotarły o 16 wiorst na zachód od Mińska. Władze bolszewickie uciekły z miasta. Mińsk pozostawiony sam sobie, leży przez kilka dni na ziemi niczyjej. A wojska polskie stoją, nie posuwają się naprzód, jakby zamieniły się w słup soli. Bolszewicy wracają. Ludzie głupieją. Lenin mówi o klęsce w wojnie z Polską, a wszystkie siły kieruje przeciwko Wranglowi. I deklaruje: „Zwycięstwo nad Wranglem jest obecnie naszym głównym i podstawowym celem”… O co w tym wszystkim chodzi? Polska dysponuje siłą dwudziestokrotnie większą niż Wrangel.

12 października został zawarty rozejm wojskowy i wstępny traktat pokojowy pomiędzy Polską i bolszewikami. W dniu 16 listopada 4-ta armia czerwona, ta rozbita pod Ciechanowem i później powtórnie pod Grodnem, ta armia wkracza do Teodozji. 18-go zajęła Jałtę. Niedobitki armii Wrangla i cywile, zapakowani na statki, odpływali do Konstantynopola.«

W Wikipedii można przeczytać, że rokowania polsko-sowieckie rozpoczęły się w sierpniu 1920 roku w Mińsku, w sytuacji zagrożenia przez wojska sowieckie niepodległości Polski. Delegacji polskiej przewodniczył wiceminister spraw zagranicznych, Jan Dąbski, a delegacji sowieckiej Karl Daniszewski. 21 września negocjacje zostały przeniesione na grunt neutralny do Rygi, a Daniszewskiego zastąpił Adolf Joffe. Po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej i kampanii niemeńskiej polska delegacja miała znacznie korzystniejsze karty w swych rękach. Jako przedstawicieli RP do Rygi wysłano Jana Dąbskiego, Henryka Strasburgera i Leona Wasilewskiego (ojciec Wandy Wasilewskiej – przyp. W.L.).

Jeśli pomimo toczącej się wojny trwają negocjacje, to można sobie zadać pytanie: o co tu chodzi? Zwykle, tak przynajmniej wskazuje logika, że jak się toczy wojna, to nie ma negocjacji. A tu bolszewicy ogłaszają, że idą na podbój świata, a prowadzą negocjacje. A później, po wygranej pod Warszawą, Piłsudski wstrzymuje ofensywę na miesiąc, a jeszcze później zatrzymuje wojsko pod Mińskiem.

W końcowej części powieści powraca Mackiewicz jeszcze raz do tych wydarzeń i pisze m.in.:

„21 listopada Lenin wkroczył na trybunę, aby wygłosić przemówienie na Moskiewskiej Gubernialnej Konferencji Partyjnej. Było to zaraz po odniesionym zwycięstwie nad Wranglem. Zanim zaczął mówić, długotrwałe oklaski na sali, którymi został przywitany, nie dały mu przyjść do słowa. Kłaniał się kilka razy i dał wreszcie znak ręką.

Towarzysze! Nie ulega wątpliwości, że najbardziej nieznaczne wytężenie sił ze strony interwentów wystarczyłoby w pełni, ażeby w przeciągu kilku miesięcy, jeżeli nie w ciągu kilku tygodni, odnieść nad nami zwycięstwo!… – Na sali zapanowało poruszenie. – Tak jest. Jeżeli odnieśliśmy zwycięstwo my nad interwencją, to tylko dlatego, ze ich własne interesy powodowały wśród nich rozłam. Te właśnie rozbieżności interesów wykorzystywaliśmy przez cały czas!…

Towarzysze! Dopóki nie zdobędziemy całego świata, dopóki pod względem ekonomicznym i militarnym jesteśmy słabsi od pozostałego świata kapitalistycznego, dopóty należy trzymać się zasady: trzeba umieć wykorzystywać sprzeczności i przeciwieństwa między imperialistami. Gdybyśmy nie przestrzegali tej zasady, wisielibyśmy wszyscy od dawna, ku uciesze kapitalistów, na przydrożnych drzewach!!…

Wesołość i śmiechy wybuchły na sali. Słychać było jakieś głosy. Lenin powiódł rozbawionym spojrzeniem po obecnych, przeczekał aż umilkną, i mówił dalej:

Podstawowe doświadczenie w tym względzie mieliśmy, kiedy zwieraliśmy Traktat Brzeski… Polska wbrew naciskowi Francji, zawarła z nami teraz pokój. W najbliższym czasie podpisany zostanie ostateczny traktat. W ten sposób zadany zostanie jeszcze jeden niezwykle poważny cios sojuszowi sił kapitalistycznych, które w drodze wojny usiłowały wydrzeć nam władzę… Nie będę się dłużej zatrzymywał nad tą sprawą, nadmienię tylko, że na Kaukazie wytwarza się teraz bardzo skomplikowana sytuacja, przy czym wojna może nam zostać narzucona. Jednakże wojna ta, w warunkach gdy pokój z Polską jest zapewniony, a Wrangel całkowicie zlikwidowany, nie może stanowić dla nas groźby… Wojna z Polską była wojną na dwa fronty, przy istnieniu groźby ze strony Wrangla… A linia polska przebiegała w niezbyt wielkiej odległości od – Moskwy!”

W końcu Mackiewicz stara się wyjaśnić cały problem w formie dialogu, w którym jeden dobrze poinformowany przekazuje swoją wiedzę drugiemu:

„A więc numer jeden: bolszewicy rozbici zostali istotnie na głowę. Numer dwa: prowadzenie dalszej ofensywy z naszej strony, mogłoby doprowadzić do unicestwienia bolszewizmu i zwycięstwa kontrrewolucji w Rosji; dlatego najważniejszą rzeczą były nie polityczne targi w Rydze, a śpieszny termin zawieszenia broni. Numer trzy: celem głównym całej afery było wykończenie kontrrewolucji rosyjskiej, czyli powtórzenie manewru w stosunku do Wrangla, który był zastosowany jesienią 1919 roku w stosunku do Denikina. Wszystkie inne numery, które nas obecnie interesują, są to numery tylko pochodne.”

Mackiewicz, tak jak wszyscy, używa błędnego określenia „kontrrewolucja” na to, co działo się po abdykacji cara w marcu 1917 roku. Później nastała w Rosji demokracja i większość zdobyli ci, których później nazwano „białymi”, w przeciwieństwie do bolszewików, czyli „czerwonych”. To, co zrobili w bolszewicy w październiku 1917 roku, to był zamach stanu, czyli obalenie legalnej władzy. Z polskiego punktu widzenia popieranie „białych” czy „czerwonych” nie miało żadnego sensu, bo jedni uznawali tylko Polskę, jak to oni określali, w granicach etnicznych, a drudzy – tylko bolszewicką. Piłsudski wybrał bolszewików, bo tak zapewne kazali mu jego mocodawcy.

Problem, który mnie nurtuje, a którego nie rozumiem, to to, dlaczego bolszewicy zaatakowali Polskę w momencie, gdy nie pokonali jeszcze swoich przeciwników politycznych, czyli „białych”. Przecież to urąga zdrowemu rozsądkowi, żeby „naprawiać” świat, gdy w domu bałagan, chyba że chodzi o wywoływanie wojen dla wojen i konfliktów dla konfliktów. Wtedy sprawy nabierają sensu: „Stanisławie Piotrowiczu bierz wszystkie pieniądze i jedź ze mną na wojnę turecką do Bułgarii”. Tak mówił moskiewski kupiec Suzin do Wokulskiego. Wokulski ożenił się z wdową po Minclu i stał się właścicielem dobrze prosperującego sklepu na Krakowskim Przedmieściu, ale to nie były pieniądze, które dawałyby tytuł do ubiegania się o względy arystokratki, wprawdzie zubożałej, ale arystokratki. Dopiero pieniądze zarobione na wojnie stwarzały taką możliwość. Ten, kto zarabia na wojnach, ten je wywołuje – dla zarobku. Tak sobie to tłumaczę. Czy dobrze?