Rok 1812 c.d.

W blogu Rok 1812 zastanawiałem się na tym, dlaczego Napoleon skierował się na Moskwę, a nie na Petersburg. Jeśli oficjalnym powodem wojny była chęć pokonania Rosji za to, że złamała blokadę Anglii, to najprościej byłoby dokonać jego blokady. Do Petersburga było bliżej niż do Moskwy, a poza tym wojska napoleońskie mogłyby poruszać się wzdłuż wybrzeża Bałtyku, co znacznie utrudniłoby prowadzenie przez Rosjan wojny partyzanckiej. Blokada Petersburga oznaczałby też ruinę gospodarczą Rosji, bo cała jej wymiana handlowa odbywała się przez ten właśnie port. Pisząc ten blog nie wiedziałem, dlaczego tak się stało. Teraz, wydaje mi się, że już wiem, ale o tym w kolejnym blogu. W tym chciałbym skupić się na tym, jak Tołstoj opisał rok 1812 w swojej powieści Wojna i pokój. Jest to oczywiście powieść wielowątkowa, ale najwięcej miejsca zajmuje w niej wątek wojny 1812 roku. Gdyby nie Wielka wojna ojczyźniana, to zapewne ta wojna zapisałaby się najtrwalej w świadomości Rosjan. Jednak dla świata, według mnie, tamta wojna była ważniejsza. W następnym blogu to uzasadnię.

Wikipedia tak zaczyna opis tej powieści:

W pierwotnym zamyśle Tołstoja powieść miała być szkicem opisującym podłoże powstania dekabrystów. Następnie zdecydował się on ją rozszerzyć i opisać trzy newralgiczne punkty rosyjskiej historii XIX wieku: wojny napoleońskie, powstanie dekabrystów i wojnę krymską. W trakcie pisania jednak pisarz odszedł od właściwego tematu utworu i skupił się jedynie na opisie wojen napoleońskich (w których uczestniczyła większość dekabrystów). Końcowy efekt przyniósł kilka uzupełniających się wątków, będących uzasadnieniem poglądów historiozoficznych Tołstoja.

„Wojna i pokój” to jedno z najobszerniejszych dzieł w literaturze rosyjskiej. Ogromna liczba bohaterów i wątków skutkuje obfitością znaczeń. Nawet pobieżna analiza dzieła wymaga omówienia kilku z nich:

Ukazanie idei fatalizmu historycznego. Tołstoj był przekonany, że historią rządzi fatum, ślepy los, który nie jest zależny od jakichkolwiek ludzkich działań. Wykonawcami owego fatum są nie, jak powszechnie uważano, genialne jednostki (jak np. Napoleon), ale „masy”, czyli narody. Prawdziwie dobrym władcą jest zatem ten, który potrafi zintegrować się ze społeczeństwem i razem z nim wypełnić dziejową misję. Idąc dalej tym tokiem myślowym Tołstoj dochodzi do wniosku, że władca dziedziczny (car) jest wywyższony ponad władcę wybieralnego (Napoleon), gdyż jego władza jest związana z owym fatum, w przeciwieństwie do władcy, którego władza pochodzi z nadania ludzi buntujących się przeciwko zrządzeniom losu.

Pozostałe wątki to według Wikipedii:

  • ukazanie jedności narodu rosyjskiego w chwili zagrożenia, zwłaszcza jedności chłopstwa i szlachty,
  • zwycięstwo idei „Wojny sprawiedliwej” (wojny obronnej z 1812 roku) i klęska w wojnie zaborczej, ekspansywnej (wojna krymska),
  • ukazanie idealnego modelu rosyjskiej rodziny (patriarchatu);

Temu pierwszemu wątkowi Tołstoj poświęcił najwięcej uwagi i wypada tę ideę fatalizmu historycznego według niego przybliżyć. Poniżej wybrane fragmenty:

Przedmiotem historii jest życie narodów i ludzkości. Ująć bezpośrednio i ogarnąć słowami – opisać życie nie tylko ludzkości, ale jednego narodu, wydaje się niemożliwe.

Starożytni historycy używali prostego sposobu, żeby opisać i uchwycić wydające się nieuchwytnym – życie narodu. Opisywali działalność osób rządzących narodem, i ta działalność utożsamiała się dla nich z działalnością całego narodu.

Na pytanie, jakim sposobem jednostki według swej woli zmuszały narody do działania i co kierowało wolą tych jednostek, historycy odpowiadali: na pierwsze pytanie – uznaniem woli bóstwa, podporządkowującego narody woli jednej wybranej jednostki, a na drugie pytanie – uznaniem tegoż bóstwa, które kieruje wolą człowieka wybranego do osiągnięcia wyznaczonego celu.

Starożytni rozwiązywali te zagadnienia wiarą w bezpośredni udział bóstwa w sprawach ludzkości. Historia nowożytna w teorii swej odrzuciła oba te założenia.

Wydawałoby się, że odrzuciwszy wiarę starożytnych w zależność ludzi od bóstwa i w określony cel, do którego prowadzone są narody, historia nowożytna powinna by była badać nie przejawy władzy, lecz przyczyny, które ją formowały. Lecz tego nie uczyniła. Odrzuciwszy w teorii poglądy starożytnych, kieruje się nimi w praktyce.

Zamiast ludzi obdarzonych boską władzą, którymi bezpośrednio kieruje wola bóstwa, historia nowożytna wysunęła albo bohaterów obdarzonych niezwykłymi, nadludzkimi zdolnościami, albo po prostu ludzi o najróżnorodniejszych właściwościach, od monarchów do dziennikarzy, kierujących masami. Zamiast dawnych, miłych bóstwu dążeń narodów: żydowskiego, greckiego, rzymskiego, które starożytnym wydawały się celami ruchu ludzkości, historia nowożytna wysunęła swoje cele – szczęście Francuzów, Niemców, Anglików, a w najogólniejszej abstrakcji – dobro cywilizacji całej ludzkości, przez którą rozumie się zwykle narody zajmujące maleńki północno-zachodni kącik wielkiego lądu.

Historia nowożytna odrzuciła dawne wierzenia, nie dając na ich miejsce nowych zasad, a logika dziejów zmusiła historyków, którzy rzekomo odrzucili boską władzę cesarzy i fatum starożytnych, by nową drogą doszli do tego samego: do uznania, że 1) narodami kierują jednostki i 2) że istnieje określony cel, do którego dążą narody i ludzkość.

We wszystkich pracach najnowszych historyków, od Gibbona do Buckle’a, mimo ich pozornych różnic i pozornie nowych poglądów, widać w osnowie te dwie stare, nie do uniknięcia zasady.

Po pierwsze, historyk opisuje działalność jednostek, według jego zdania, kierujących ludzkością: jeden zalicza do nich tylko monarchów, wodzów, ministrów; drugi prócz monarchów – mówców, uczonych, reformatorów, filozofów, poetów. Po drugie, cel, do którego zmierza ludzkość, jest znany historykowi: dla jednego tym celem jest wielkość rzymskiego, hiszpańskiego, francuskiego państwa; dla innego – to wolność, równość, cywilizacja określonego rodzaju w maleńkim zakątku świata, nazywanym Europą.

W roku 1789 w Paryżu zaczyna się ferment; rośnie, rozlewa się i przejawia się w ruchu narodów z Zachodu na Wschód. Kilkakroć ruch ten kieruje się na Wschód, ściera się z ruchem przeciwnym – ze Wschodu na Zachód; w roku 1812 dochodzi do krańcowego punktu – Moskwy, i z symetrią, godną uwagi, następuje ruch przeciwny: ze Wschodu na Zachód, zupełnie jak w pierwszym wypadku, pociągając za sobą narody pośrednie. Przeciwstawny ruch dochodzi do punktu wyjścia na Zachodzie do Paryża – i zanika.

W tym dwudziestoletnim okresie ogromnej liczby pól nie zaorano, domy spalono, handel zmienia kierunek; miliony ludzi ubożeje, wzbogaca się, przesiedla, a miliony ludzi, chrześcijan, uznających miłość bliźniego, zabijają się wzajemnie.

Co to wszystko znaczy? Czym to zostało spowodowane? Co zmusiło tych ludzi, by palili domy i zabijali podobnych sobie? Jakie są przyczyny tych wydarzeń? Jaka siła kazała tym ludziom postępować w taki sposób? Oto mimowolne, prostoduszne i najbardziej uzasadnione pytania, które stawia sobie człowiek natknąwszy się na pomniki i podania o ruchu minionego okresu.

O rozwiązanie tych zagadnień zwracamy się do nauki historii, której celem jest samowiedza narodów i ludzkości.

Gdyby historia kierowała się poglądami starożytnych, powiedziałaby: bóstwo, nagradzając albo karząc swój naród, dało Napoleonowi władzę i kierowało jego wolą, aby osiągnąć swe boskie cele. Odpowiedź byłaby pełna i zrozumiała. Można było wierzyć lub nie w boskie przeznaczenie Napoleona; kto wierzył w niego, ten wszystko by zrozumiał w historii tego okresu i nie mogłoby być żadnej sprzeczności.

Ale historia nowożytna nie może w ten sposób odpowiadać. Nauka nie uznaje poglądów starożytnych o bezpośrednim mieszaniu się bóstwa w sprawy ludzkie i dlatego winna odpowiedzieć inaczej.

Historia nowożytna odpowiadając na te pytania mówi: chcecie wiedzieć, co znaczy ten ruch, skąd wypłynął i jaka siła dokonała tych wydarzeń? Posłuchajcie:

x

Ludwik XIV był człowiekiem bardzo dumnym i pewnym siebie; miał takie a takie kochanki i takich a takich ministrów i głupio rządził Francją. Następcy Ludwika również byli ludźmi słabymi i źle rządzili Francją. I oni mieli takich a takich faworytów i takie a takie kochanki. Prócz tego pewni ludzie pisali w tym czasie książki. W końcu XVIII stulecia Paryż skupił około dwudziestu ludzi, którzy zaczęli mówić, że wszyscy ludzie są równi i wolni. Z tego powodu ludzie w całej Francji zaczęli się wzajemnie wyrzynać i topić (Wandea – przyp. W.L.). Ludzie ci zabili króla i wielu innych. W tym samym czasie był we Francji człowiek genialny – Napoleon, który wszędzie wszystkich zwyciężał, czyli zabijał dużo ludzi, dlatego że był bardzo genialny. Pojechał zabijać dla czegoś tam Afrykańczyków i tak znakomicie ich zabijał, i taki był przebiegły i mądry, że przyjechawszy do Francji nakazał, by mu się wszyscy podporządkowali. I wszyscy uznali w nim władcę. Zrobiwszy się cesarzem, znowu poszedł zabijać ludzi we Włoszech, Austrii i Prusach. I tam dużo pozabijał. A w Rosji był cesarz Aleksander, który postanowił przywrócić porządek w Europie i dlatego wojował z Napoleonem. Ale w roku 1807 nagle zawarł z nim przyjaźń, a w roku 1811 znowu się rozeszli i znowu zaczęli zabijać dużo ludzi. Napoleon przywiódł do Rosji sześćset tysięcy żołnierzy i zawojował Moskwę; a później śpiesznie uciekł z Moskwy i wtedy cesarz Aleksander za radą Steina (minister pruski wypędzony przez Napoleona, w latach 1809-12 przebywał w Rosji – przyp. W.L.) i innych zjednoczył Europę do pospolitego ruszenia przeciw burzycielowi pokoju. Wszyscy sojusznicy Napoleona zrobili się od razu jego wrogami i to pospolite ruszenie poszło przeciw Napoleonowi, który zebrał nowe siły. Sprzymierzeńcy zwyciężyli Napoleona, zajęli Paryż; zmusili Napoleona do zrzeczenia się tronu i zesłali go na wyspę Elbę, nie pozbawiając go tytułu cesarza i okazując mu wszelki szacunek, mimo że przed pięciu laty i w rok później wszyscy uważali go za zbója poza prawem. A panować zaczął Ludwik XVIII, z którego dotychczas i Francuzi, i sprzymierzeńcy śmiali się tylko. Zaś Napoleon, lejąc łzy przed starą gwardią, zrzekł się tronu i pojechał na wygnanie. Potem doświadczeni mężowie stanu i dyplomaci (zwłaszcza Talleyrand, który zdążył wcześniej niż inni zająć miejsce w pewnym fotelu i tym rozszerzył granice Francji) rozmawiali w Wiedniu i uszczęśliwiali albo unieszczęśliwiali tymi rozmowami narody. Wtem dyplomaci i monarchowie omal się nie pokłócili i już gotowi byli rozkazać znowu swym wojskom zabijać się wzajemnie; ale tymczasem Napoleon z batalionem wojska przybył do Francji i Francuzi, nienawidzący go, natychmiast mu się podporządkowali. Ale sprzymierzeni monarchowie rozgniewali się o to i znowu ruszyli wojować z Francuzami. Genialnego Napoleona zwyciężyli i wywieźli na Wyspę Św. Heleny, nagle uznawszy go za zbója. I tam wygnaniec, rozłączony z miłymi sercu ludźmi i z ukochaną przez niego Francją, umierał na skale powolną śmiercią i przekazał swe wielkie czyny potomnym. A w Europie zapanowała reakcja i wszyscy panujący zaczęli znowu krzywdzić swoje ludy.

x

Na próżno byście pomyśleli, że to drwina, karykatura opisów historycznych. Przeciwnie, to najbardziej delikatny wyraz tych sprzecznych odpowiedzi, które nie odpowiadają na pytania, które daje nam cała historia, począwszy od pamiętników i dziejów poszczególnych państw do historii powszechnej i nowego rodzaju historii kultury tego czasu.

Jeżeli celem historii jest opisanie ruchu ludzkości i narodów, to niezbędna jest odpowiedź na pierwsze pytanie: jaka siła porusza narodami, inaczej wszystko inne będzie niezrozumiałe. Na to pytanie historia nowożytna z zakłopotaniem odpowiada albo to, że Napoleon był bardzo genialny, albo to, że Ludwik XIV był bardzo dumny, albo jeszcze to, że tacy to pisarze napisali takie to książki.

Historia jakby sądziła, że siła ta rozumie się sama przez się i wszystkim jest znana. A jednak mimo wszelkie wysiłki, by tę nową siłę przedstawić jako znaną, ten, kto przeczyta wiele dzieł historycznych, mimo woli zwątpi, aby ta nowa siła, tak różnie rozumiana przez samych historyków, była wszystkim znana.

x

W miarę, jak coraz bardziej zagłębiałem się w tę powieść, sposób rozumowania i wnioskowania Tołstoja stawał się on dla mnie coraz mniej zrozumiały. Być może wynikało to z tego, że sam sposób prowadzenia tej wojny przez obie strony był co najmniej dziwny. O bitwie pod Borodinem pisze on tak:

Bitwa pod Borodinem z następującym po niej zajęciu Moskwy i ucieczką Francuzów bez nowych bitew – jest jednym z najbardziej pouczających zjawisk w historii. (…)

Ale nagle w roku 1812 Francuzi odnieśli zwycięstwo pod Moskwą, Moskwę wzięto, po czym, bez nowych bitew, przestała istnieć nie Rosja, lecz – sześciusettysięczna armia, a potem napoleońska Francja. Nie można naciągać faktów do zasad historii i mówić, że pole bitwy pod Borodinem pozostało w ręku Rosjan i że po wzięciu Moskwy były bitwy, które zniszczyły armię Napoleona.

Po zwycięstwie Francuzów pod Borodinem nie było ani jednej bitwy nie tylko generalnej, ale w jakimkolwiek stopniu znacznej, i armia francuska przestała istnieć. Co to znaczy? Gdyby to był przykład z historii Chin, moglibyśmy powiedzieć, że to nie jest zjawisko historyczne (wykręt historyków, gdy jakieś zjawisko nie pasuje do ich zasad); gdyby sprawa dotyczyła niewielkiego starcia, w którym by brały udział małe ilości wojsk, moglibyśmy przyjąć to zjawisko jako wyjątek; ale wydarzenie to działo się na oczach naszych ojców, dla których rozstrzygało się zagadnienie życia lub śmierci ojczyzny i była to wojna największa ze wszystkich znanych wojen…

Okres kampanii 1812 roku od bitwy pod Borodinem do wygnania Francuzów dowiódł, że wygranie bitwy nie tylko nie może być przyczyną podboju, ale nie jest nawet stałym jego objawem; dowiódł też, że siłą decydującą o losie narodów nie są zdobywcy, nawet nie armie i bitwy, lecz coś innego. (…)

Szermierzem, żądającym walki według zasad sztuki szermierczej – byli Francuzi, jego przeciwnikiem, który rzucił szpadę, a chwycił dębczaka, byli Rosjanie; ludźmi, którzy usiłowali wyjaśnić wszystko według zasad fechtunku – historycy, którzy pisali o tym wydarzeniu.

Od chwili spalenia Smoleńska rozpoczęła się wojna niepodobna do żadnej z wojen poprzednich, które znamy z opowiadań. Palenie miast i wsi, cofanie się po bitwach, uderzenie pod Borodinem i znowu wycofanie się, pożar Moskwy, wyłapywanie maruderów, przejmowanie transportów, wojna partyzancka – wszystko to było odstępstwem od zasad.

x

W dalszej części wraca Tołstoj do bitwy pod Borodinem i pisze:

Dlaczego to wojsko rosyjskie, które słabsze liczebnie od Francuzów, wydało bitwę pod Borodinem, dlaczego to wojsko, okrążające Francuzów z trzech stron, aby ich wziąć do niewoli, nie osiągnęło swego celu? Czyżby tak wielką przewagę nad nami mieli Francuzi, że okrążywszy ich przeważającymi siłami, nie mogliśmy ich pobić? Jak się to mogło stać?

Historia (ta, którą nazywa się tym słowem) odpowiadając na te pytania mówi, że stało się to dlatego, iż Kutuzow i Tormasow, i Czyczagow, i tamten, i ów nie wykonali takich a takich manewrów.

Ale dlaczego nie dokonali tych wszystkich manewrów? Dlaczego, jeżeli z ich winy nie osiągnięto zamierzonego celu, nie oddano ich pod sąd i nie stracono? Ale jeżeli nawet przyjąć, że winę za niepowodzenie Rosjan ponosi Kutuzow i Czyczagow itp., to i tak nie można zrozumieć, dlaczego i w tych warunkach, w jakich znajdowały się wojska rosyjskie pod Krasnem i nad Berezyną (w obu wypadkach Rosjanie mieli przewagę sił), nie wzięto do niewoli francuskiego wojska z marszałkami, królami i cesarzem, jeżeli to było celem Rosjan?

Tłumaczenie tego dziwnego zjawiska (jak to czynią rosyjscy historycy wojen) tym, że Kutuzow przeszkodził natarciu, nie ma podstaw, dlatego, że wiemy, iż wola Kutuzowa nie mogła wstrzymać wojsk od ataku pod Wiaźmą i pod Tarutinem.

Dlaczego to rosyjskie wojsko, które będąc słabsze, zwyciężyło pod Borodinem w bitwie z nieprzyjacielem będącym w pełni sił, teraz pod Krasnem i nad Berezyną, mając przewagę, zostało zwyciężone przez zdezorganizowane tłumy Francuzów?

x

W tym fragmencie Tołstoj pisze , że rosyjskie wojsko było słabsze, ale zwyciężyło pod Borodinem, a we wcześniejszym cytacie pisał, że po zwycięstwie Francuzów pod Borodinem nie było żadnej znaczącej bitwy i armia francuska przestała istnieć. Trudno to zrozumieć, jak i jego wywody dotyczące całej kampanii 1812 roku. Coraz trudniej było mi podążać za jego tokiem myślenia. W końcowej części powieści konkluduje:

Siły życia przyrody pozostają poza nami i nie uświadamiamy sobie ich, lecz nazywamy te siły ciążeniem, inercją, elektrycznością, siłą witalną itd., ale siłę życia człowieka uświadamiamy sobie i nazywamy ją wolnością. (…)

Podobnie jak nieokreślona istota siły poruszającej ciała niebieskie, nieokreślona istota siły ciepła, elektryczności albo siły łączenia się pierwiastków czy siły witalnej stanowią treść astronomii, fizyki, chemii, botaniki, zoologii itd. – tak istota siły wolności stanowi treść historii. (…)

(…) Gdy Newton sformułował prawo ciążenia, nie powiedział, że Słońce lub Ziemia posiadają właściwości przyciągania; powiedział, że każde ciało, od największego do najmniejszego, ma jakby właściwości przyciągania się wzajemnego, tj. pozostawiając na boku zagadnienie o przyczynę ruchu ciał, wyraził właściwość wspólną wszystkim ciałom od nieskończenie wielkich do nieskończenie małych. Tak samo czynią nauki przyrodnicze: pozostawiając na uboczu zagadnienie przyczyny, poszukują praw. Historia postępuje tak samo. I jeżeli przedmiotem jej ma być badanie ruchów narodów i ludzkości, a nie opisywanie epizodów z życia ludzi, to powinna, odsunąwszy pojęcie przyczyn, wykrywać prawa wspólne wszystkim równym i nierozerwalnie ze sobą związanym, nieskończenie małym elementom wolności.

xxx

Te nieskończenie małe elementy wolności to poszczególni ludzie. Wychodząc więc z założenia, że te nieskończenie małe elementy wolności mogą mieć wpływ na bieg historii, to faktycznie znalezienie przyczyny, czyli tego, kto podejmuje decyzje jest niemożliwe. To jak szukanie igły w stogu siana. A więc, skoro sprawca nie może być znaleziony, to szukamy praw rządzących historią. Tak chyba można odczytać przekaz Tołstoja.

W blogu Czechosłowacja ’68 pisałem o tym, co tam chciano ukryć: inwazja potężnych sił Układu Warszawskiego, nieproporcjonalna do zagrożenia, którego nie było. Tym odwracano uwagę od prawdziwej operacji. Tołstoj też chciał coś ukryć, odwrócić uwagę czy może ktoś mu kazał, by tak pisał. Te cytaty zamieściłem po to, by pokazać, jak można pominąć to, co było najważniejsze w tej kampanii, po co była wyprawa na Moskwę. Napoleon ze swego zadania wywiązał się znakomicie. Niby o wszystkim jest mowa: o wojnie partyzanckiej, o paleniu miast i wsi i w końcu o spaleniu Moskwy, o dziwnym zachowaniu Napoleona. Tyle że winowajcą u Tołstoja jest to fatum, ślepy los. O tym, kto był faktycznym sprawcą tej wojny i jaki miał w niej interes, to w następnym blogu.