Pomysłowość

Jednym z najwybitniejszych dzieł w literaturze światowej jest Don Kichote. Jego autorem jest Miguel de Cervantes Saavedra (1547-1616). Żył na przełomie renesansu i baroku. Don Kichote jest parodią średniowiecznego romansu rycerskiego, ale jest też obrazem hiszpańskiego społeczeństwa na przełomie XVI i XVII wieku. Cervantes piętnuje próżność i przesadne poczucie honoru klas wyższych, pogardę dla pracy szerzącą się wśród drobnej i średniej szlachty oraz manię tzw. czystości krwi powszechną w ówczesnej Hiszpanii. Z powieścią tą wiąże się pojęcie donkiszoterii, czyli postawy marzycielskiej, pozbawionej poczucia rzeczywistości. Ja jednak sięgnąłem po nią z ciekawości. Interesowało mnie czy znajdę w niej coś na temat Żydów i ich wypędzenia z Hiszpanii. Praktycznie nie było prawie nic. Tylko jeden krótki fragment, ale bardzo wiele mówiący, w końcowej części tej powieści. Warto było dotrwać do tego momentu. Poniżej jego treść:

Dobrze wiecie, o Sanczo Pansa, sąsiedzie i druhu mój, jaką trwogę i przerażenie pośród naszych wzbudziło wywołanie i edykt wydany przez Jego Królewską Mość przeciwko naszemu narodowi; a przynajmniej na mnie takie wrażenie zrobiły, że zdawało mi się, iż jeszcze przed czasem wyznaczonym nam na opuszczenie Hiszpanii już spadnie na mnie i na moje dzieci cała srogość kary. Postanowiłem przeto, zdaje mi się, roztropnie (jak ten, który wie, że musi w określonym czasie opuścić dom, w którym żyje, i postarać się o inny, gdzie by się przesiedlić), postanowiłem, mówię, wyjechać sam bez rodziny z mej wioski i udać się na poszukiwanie, gdzie bym mógł przewieść rodzinę wygodnie i bez pośpiechu, z jakim inni wyjeżdżali; zdawałem sobie sprawę – podobnie jak starsi naszego narodu – że owo wywołanie nie było próżnymi groźbami, jak niektórzy prawili, ale prawdziwymi ustawami, które miały być w oznaczonym czasie w życie wprowadzone; a umocniła mię w tym przekonaniu wiadomość o zgubnych i szaleńczych zamiarach, jakie nasi żywili, a które były takie, iż chyba natchnienie boże skłoniło Jego Królewską Mość do powzięcia tak śmiałego postanowienia; nie, abyśmy wszyscy winni byli, nie brakło bowiem pośród nas szczerych i prawdziwych chrześcijan, ale byli oni tak nieliczni, że nie w ich mocy było przeciwstawiać się innym, którzy nimi nie byli, i nie należało karmić węża na łonie, trzymając w swym domu wrogów. Słusznie tedy zostaliśmy ukarani wygnaniem, karą, która niejednym wydała się łagodna i lekka, ale która dla nas była najsroższą, jaką sobie wyobrazić można. Gdziekolwiek byliśmy, opłakiwaliśmy Hiszpanię; tuśmy się przecie rodzili i ona jest naszą prawdziwą ojczyzną; w żadnym kraju nie doznajemy przyjęcia, jakiego nasza niedola żąda; właśnie w Berberii i we wszystkich częściach Afryki, gdzie spodziewamy się przyjęcia, wsparcia i gościny, prześladują nas i znęcają się nad nami najbardziej. Nie znaliśmy naszego szczęścia, pókiśmy go nie stracili; a tak wielka jest w nas tęsknota, że prawie wszyscy pragnęliśmy powrócić do Hiszpanii, a znaczna większość tych, którzy język znają tak jak ja (a są oni liczni), powraca pozostawiając swoje żony i dzieci bez oparcia: taka jest w nich miłość do kraju; teraz wiem z doświadczenia, co znaczy powiedzenie: „Słodka jest miłość ojczyzny.” Kiedy opuściłem, jak rzekłem, naszą wieś, udałem się do Francji, i chociaż tam doznałem dobrego przyjęcia, chciałem zwiedzić wszystko. Przejechałem Włochy i dostałem się do Niemiec, i zdawało mi się, że tam będzie można żyć najswobodniej, bowiem mieszkańcy nie zważają na drobiazgi: każdy żyje, jak chce, bo przeważnie panuje tam wolność sumienia. Wynająłem w pewnej wiosce pod Augsburgiem dom, przyłączyłem się do innych pielgrzymów, którzy mają zwyczaj co roku udawać się do Hiszpanii, aby odwiedzić jej miejsca święte, które są dla nich jakby drugimi Indiami, krainą pewnego zysku i dobrego zarobku. Przebiegają oni cały kraj i nie masz wioski, z której by nie wyszli nakarmieni i napojeni, jak to się mówi, a przynajmniej z jednym realem w kieszeni; przy końcu swej podróży mają ponad sto talarów zysku, wymieniają to na złoto i chowają we wnętrzu swych kosturów, czy to pod łatami swych kapot, czy to innym możliwym przemysłem – wynoszą je z królestwa do swoich krajów, na przekór strażom granicznym i portowym, u których zgłaszać się mają. Teraz moim zamiarem jest odkopanie ukrytego skarbu, jaki zostawiłem, mogę to uczynić bezpiecznie, jest to bowiem daleko od miejsc zamieszkałych, a potem napisać z Walencji albo dostać się samemu do mej córki i żony, które, jak wiem, przebywają w Algierze, aby jakimś sposobem przewieźć je do jednego z portów francuskich, a stamtąd zabrać je do Niemiec, gdzie oczekiwać będziemy dalszych planów bożych wobec nas. Jestem bowiem pewny, że Ricota moja córka i Franciszka Ricota moja żona są dobrymi katoliczkami, a choć ja im nie dorównam, jednak więcej mam z chrześcijanina niż Maura i zawsze modlę się do Boga, aby otworzył oczy mego umysłu i natchnął mię, jak mam służyć. Dziwię się tylko temu, dlaczego moja żona i córka udały się raczej do Berberii niż do Francji, gdzie mogłyby żyć jako chrześcijanki. – Na to odpowiedział Sanczo: Zważ, Ricote: to nie od nich zależało, zabrał je bowiem Juan Tiopieyo, brat twej żony, a musi on być prawym Maurem, postąpił, jak mu się najlepiej wydawało;

x

Cytat pochodzi z wydania piątego PIW z 1983 roku i przekładu Anny Ludwiki Czerny i Zygmunta Czerny. Pełny tytuł powieści to Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy. Zanim przejdę do informacji zawartej w tym cytacie, wypada trochę przybliżyć ten okres i wydarzenia, które miały wtedy miejsce. Henryk Rolicki w swojej książce Zmierzch Izraela wydanej w 1932 roku pisze:

Żydom robi się coraz ciaśniej, a wśród ludu wrzenie przeciw nim coraz silniej występuje na jaw. W 1391 roku miał miejsce pogrom żydów w Sewilli i spalenie synagog, a zaraz potem fala rozruchów rozlała się po całej Hiszpanii. Żydzi, zastraszeni nastrojem tłumów, wypróbowanym obyczajem postanowili wdziać maskę i tłumnie jęli przyjmować chrzest. Więcej niż połowa żydów hiszpańskich przyjęła pozornie chrześcijaństwo. Ci pozorni chrześcijanie,uprawiający skrycie judaizm, otrzymali później w historii nazwę marranów („przeklęci”).

„W ciągu dwudziestu lat dziesiątki tysięcy żydów przyjęło chrzest, całe gminy przeszły na łono Kościoła, bożnice zmieniły się w kościoły, miejsce rodałów zajęły ołtarze, miejsce gwiazdy Dawidowej, krzyże. Rabini zmieniali się w nader krótkim czasie w księży, zdolniejsi zajęli krzesła biskupie, bogatsi posiedli berła komturskie w zakonach rycerskich Alkantara i Kalatrawa; kobiety żydowskie lub ich córki stały się przeoryszami klasztorów, a również i wśród urzędników świeckich zajęli marrani pierwsze miejsca. Bogaci koligowali się z arystokracją rodową i złocili swym majątkiem zblakłe herby podupadłej szlachty. Wydostawszy się raz z getta, pobudowali marrani pałace i zajęli najpiękniejsze dzielnice miast.” – Majer Bałaban Historia i literatura żydowska.

Edykt nakazywał żydom zlikwidowanie całej własności nieruchomej i ruchomej w terminie do końca lipca 1492 r. Przeszło trzysta tysięcy żydów (5% ogółu ludności) opuściło kraj, pozostawiając marranów na łasce inkwizycji. Ci – stanowiąc nie mniej niż połowę żydów hiszpańskich – pozostali w kraju i wielu z nich przez kilka wieków przechowało tradycje żydowskie, dając w XVIII i XIX wieku kontyngent adeptów sekt masońskich, aż ujawnili się niedwuznacznie w czasie ostatniej rewolucji w Hiszpanii.

Marrani wspomagali opuszczających Hiszpanię żydów moralnie i materialnie. I potem jeszcze „tych, co dopuścili się nieludzkich czynów względem emigrantów, prześladowali z nieubłaganą srogością i odwracając narzędzie przeciw jego sprawcom, oddawali w ręce inkwizycji” – Henryk Graetz Historia żydów.

x

Jednak ten rozdział hiszpańskiej historii daje o sobie znać również w naszych czasach. W listopadzie 2015 roku na portalu historycznym DZIEJE.PL ukazał się artykuł Król Hiszpanii oddał hołd Żydom wygnanym w 1492 r. Poniżej jego treść:

Król Hiszpanii Filip VI podczas uroczystości w pałacu królewskim w Madrycie oddał w poniedziałek hołd Żydom sefardyjskim wygnanym w 1492 roku z Półwyspu Iberyjskiego edyktem Królów Katolickich: Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego.

Król wyraził wdzięczność wobec Żydów sefardyjskich za ich wielowiekowy wkład w rozwój kraju przed 1492 rokiem.

“Drodzy Sefardyjczycy, dziękuję za waszą wierność. Dziękuję za zachowanie, jak cennego skarbu, waszego języka i waszych obyczajów, które są również naszymi obyczajami. Dziękuję za to, że sprawiliście, że miłość wygrała z urazą, i za to, że przekazaliście waszym dzieciom miłość do hiszpańskiej ojczyzny. Bardzo nam was brakowało” – powiedział Filip VI.

Według różnych szacunków co najmniej 200 tys. Żydów zamieszkiwało Hiszpanię, zanim Izabela i Ferdynand nakazali im albo przyjęcie chrztu, albo wygnanie. Żydzi sefardyjscy (nazwa ta pochodzi od hebrajskiego słowa oznaczającego Hiszpanię) uciekli m.in. do Włoch, północnej Afryki i krajów Imperium Otomańskiego. Większość Sefardyjczyków zamieszkuje obecnie Wenezuelę, Turcję i Maroko.

Ponad pięć wieków później, w czerwcu ub. roku, hiszpańskie Kortezy jednomyślnie przyjęły ustawę pozwalającą potomkom Sefardyjczyków na łatwe przyjęcie hiszpańskiego obywatelstwa. Warunkiem jego uzyskania jest wykazanie się znajomością języka i kultury hiszpańskiej oraz związków z Hiszpanią. Nie musi to być opanowanie współczesnego hiszpańskiego – wystarczy znajomość mówionej jego odmiany z XV wieku, zwanej ladino. Niektóre żydowskie rodziny o hiszpańskich korzeniach posługują się nim bowiem we własnym gronie jeszcze dziś, w pół tysiąca lat po wygnaniu.

x

Ladino to zepsuty hiszpański, tak jak jidisz jest zepsutym niemieckim. Nie ulega wątpliwości, że Żydzi hiszpańscy kochają Hiszpanię tak, jak polscy Żydzi kochają Polskę. I zapewne jest to miłość szczera. Żydzi kochają każdy kraj, w którym mogą zrobić dobry interes, dobry dla nich, ale już niekoniecznie dla narodów rdzennych. Warto o tym pamiętać i nie posądzać, np. Brauna, o to, że jest nieszczery. Jest szczery, do bólu szczery. Trzeba tylko wiedzieć, co on ma na myśli.

W cytowanym na początku fragmencie jest opis tego, jak Żydzi wywieźli złoto z Hiszpanii. Cervantes niewiele napisał, ale to wystarczyło, by uruchomić wyobraźnię. Żydzi, przebrani za pielgrzymów, wykorzystywali naiwny, prosty lud, który oferował im nie tylko nocleg i wyżywienie, ale również pieniądze. Drobne sumy z każdej chaty urastały do całkiem pokaźnej gotówki: grosz do grosza, a będzie kokosza. Dzisiejsza wersja tego pomysłu, to – postaw mi kawę, praktykowana prawie na każdym kanale internetowym. Pieniądze te wymieniali oni na złoto, które wędrowało do krajów ich nowego osiedlenia. Można sobie w tym momencie zadać pytanie: czy było to tylko złoto nabyte w trakcie pielgrzymek i te wcześniej zakopane?

Wygnanie Żydów z Hiszpanii to rok 1492. To też rok odkrycia Ameryki czy może raczej oficjalna data, podana do publicznej wiadomości. Wiemy wszyscy, że hiszpańskie galeony przewoziły ogromne ilości złota i srebra z nowo odkrytego kontynentu. Znana jest też opinia, że Hiszpania nie wzbogaciła się na imporcie tego złota, sugerująca, że to nie złoto jest podstawą bogactwa, tylko praca. To oczywiście wychodziło ze środowisk protestanckich, które w ten sposób starały się wykazać, że wyznanie protestanckie góruje nad katolickim, i że wszystkie kraje protestanckie są bogate, a katolickie tylko niektóre, a większość – nie.

A może przyczyna tego, że Hiszpania nie wzbogaciła się na złocie z Ameryki i popadła w stagnację nie wynikała z tego, że była katolicka, tylko dlatego, że kapitał w postaci złota dopływał wprawdzie do Hiszpanii, ale tam podlegał redystrybucji i trafiał do krajów przeważnie protestanckich, takich jak Szwajcaria, kraje skandynawskie, Holandia, Niemcy, Anglia itp. Tak na marginesie, Holandia, dopóki była krajem chrześcijańskim, dopóty była w większości katolicka, jedynie rodzina królewska była protestancka i stąd mylne pojęcie o Holandii jako kraju protestanckim. To właśnie wtedy, po opuszczeniu przez Żydów Hiszpanii i Portugalii, potęga morska obu tych państw zgasła, a objawiła się – Anglii i Holandii.

Po co była inkwizycja? Skoro Żydzi, którzy ochrzcili się, najczęściej pozornie, mogli zostać w Hiszpanii, to jej cel oficjalny pozbycia się Żydów nie spełniał tego warunku. Zatem ten cel musiał być inny. Wszyscy Żydzi, którzy opuścili Hiszpanię mieli więc pretekst, by móc osiedlić się w innych krajach, a władcy tych państw byli usprawiedliwieni przed swymi poddanymi, bo przecież zachowywali się humanitarnie i po chrześcijańsku. Czy nie po to właśnie Żydzi wymyślili chrześcijaństwo? Ale ci władcy mieli swój interes w przyjmowaniu Żydów, interes mniej humanitarny, ale bardziej praktyczny, oczywiście z ich punktu widzenia. Jak wiemy, chociażby z wojny na Ukrainie, że do prowadzenia wojen potrzebne są pieniądze, których ci władcy przeważnie nie mieli, ale przeważnie mieli je Żydzi. Interes był więc korzystny dla obu stron. Władcom poszczególnych królestw czy księstw przyświecał cel doraźny, np. zdobycie pieniędzy na pokonanie sąsiada i zagarnięcie jego ziemi. Natomiast Żydzi mieli cel dalekosiężny – podporządkować sobie Europę. Tak więc, rad nierad, król hiszpański musiał wydać edykt, który podyktowali mu Żydzi i wymyślili inkwizycję. A ponad 500 lat później król hiszpański przeprasza Żydów za „wygnanie” ich z Hiszpanii. Taka to potęga, czy to komuś podoba się, czy – nie. Potęga pieniądza oczywiście.

Sama inkwizycja i związane z nią wygnanie Żydów z Hiszpanii było i pewnie nadal jest przedmiotem licznych sporów i dyskusji. Inne spojrzenie mają na te zdarzenia środowiska prawicowe, a inne – lewicowe. Jednak celem tych dyskusji i polemik nie jest dochodzenie do prawdy tylko jej ukrycie.

Rozproszenie i asymilacja

W swoich blogach podkreślałem wielokrotnie, że dwa czynniki, które powodują, że Żydzi dominują w świecie, to rozproszenie i asymilacja. Bez nich, nawet ich dominacja w finansach i wielu innych dziedzinach, nie gwarantowałby im sukcesu, co więcej walka z taką przewagą miałaby sens. Jednak wobec tych dwóch czynników narody osiadłe wydają się być bezsilne. Rozproszenie powoduje, że Żydzi są wszędzie, natomiast asymilacja powoduje to, że wszędzie są niewidoczni. Wnikają w organizm każdego społeczeństwa, w jego tkankę, w każdą komórkę, czyniąc z tego organizmu pożywkę dla siebie. Jednym słowem, działają jak pasożyt. Wszystko jednak ma swoje granice. W końcu tak zainfekowany organizm obumiera, a wraz z nim i pasożyt. Dla organizmów wykorzystywanych małe to pocieszenie. A dla pasożyta?

Stanisław Didier w książce Rola neofitów w dziejach Polski (1934) jej pierwszy rozdział poświęca neofitom żydowskim na zachodzie Europy. Warto więc prześledzić, jak Żydzi stopniowo opanowywali państwa zachodnioeuropejskie i w jaki sposób wnikali w ówczesne społeczności. Czy coś takiego mogło dziać się przypadkowo? Czy może to był plan, który realizowano z żelazną konsekwencją? A jeśli plan, to kto był jego twórcą?

»Od czasów Konstantego (Konstantyn I Wielki, 272-337 – przyp. W.L.), który uczynił kościół chrześcijański dominującym, Żydzi zaczynają porzucać pozornie wiarę swoich przodków, przeważnie na rzecz chrześcijaństwa. Kierownicy Kościoła szli początkowo na rękę usiłowaniom nowochrześcijan. Nie taili oni wprawdzie przed sobą, że pozyskani neofici będą tylko pozornymi chrześcijanami, ale liczyli na ich potomstwo. Papież Grzegorz I zwykł był mawiać: „zjednamy sobie, jeżeli nie ich samych (neofitów), to z pewnością ich dzieci”. Nadzieje wyższego duchowieństwa podzielali władcy świeccy. Król francuski Chilperyk (539-584 – przyp. W.L.), który osobiście trzymał do chrztu Żydów, zadowalał się pozorami nawrócenia i nie miał nic przeciwko temu, że nowochrzczeńcy dalej święcili sobotę i przestrzegali praw judaizmu. Daleko gorzej układały się warunki dla neofitów żydowskich w Hiszpanii. Na rozkaz króla Sisebuta, nakazujący wszystkim Żydom przyjąć w oznaczonym terminie chrzest lub opuścić granice ziem wizygockich, dziesiątki tysięcy Judejczyków dało się ochrzcić. Ów chrzest przymusowy nie podobał się bynajmniej klerowi. Konsylium toledańskie orzekło, że nie należy Żydów nawracać przemocą. Co się tyczy neofitów, duchowieństwo postanowiło, że powinni oni wytrwać w chrześcijaństwie. Nowi chrześcijanie hiszpańscy lgnęli jednak całym sercem do religii swych przodków. Z tęsknotą wyglądali oni lepszych czasów, aby mogli zdjąć maskę i przejść otwarcie na łono judaizmu. Na próżno następcy Sisebuta zmuszali nowochrzczeńców do ślubowania, że wytrwają w religii chrześcijańskiej, zerwą stosunki z Żydami, nie będą nadal zawierać związków małżeńskich z Żydówkami i zachowywać żydowskich świąt. Po dawnemu neofici wypełniali przepisane nakazy wiary ojców, przygotowując w porozumieniu z prącymi naprzód mahometanami upadek państwa Wizygotów. Neofici i Żydzi połączyli się ze zdobywcą muzułmańskim, Tarikiem, który przywiódł z Afryki żądne boju zastępy. Po bitwie pod Xeres (lipiec 711) wtargnęli zwycięscy Arabowie w głąb kraju, popierani wszędzie przez synów Jakuba. W zdobytych grodach pozostawiali dowódcy nieliczne tylko załogi, potrzebując wojsk do dalszych podbojów i poruczali obronę ich Żydom. Gdy Tarik stanął przed stolicą kraju, Toledo, nowochrzczeńcy i Żydzi, otworzywszy bramy arabskiemu zwycięzcy, witali go okrzykami radości, mordując starochrześcijan. Neofici hiszpańscy przeszli z powrotem na judaizm, upodobniając się zewnętrznie do Arabów.

Czy papież Grzegorz I i król Chilperyk byli tak naiwni, że wierzyli, że z żydowskich dzieci wychowywanych przez Żydów da się zrobić chrześcijan? Raczej trudno w to uwierzyć. Co więc ich skłaniało do takiej postawy? Nie jest tajemnicą, że Żydzi w Rzymie, poprzez swoje pieniądze, mieli duży wpływ na jego władców. Wraz z rozrastaniem się Imperium Rzymskiego również Żydzi pojawiali się na podbitych terenach. Gdy Imperium rozpadło się, to jego poszczególne prowincje stawały się niezależnymi królestwami. Rzym ustąpił, ale Żydzi zostali. I zapewne, tak jak wcześniej wszędzie, tak i w tym wypadku, wspierali poszczególnych władców swoimi pieniędzmi, uzależniając ich tym samym od siebie. I to zapewne od nich wyszła inicjatywa, by władcy zmuszali Żydów do przyjęcia chrztu lub opuszczenia królestwa. Przyjęcie chrztu to była asymilacja, pozorna asymilacja, a więc praktyka stosowana na długo przed drugim Mojżeszem – Mojżeszem Majmunim. A jeśli tak, to czy chrześcijaństwo, żydowski wynalazek, nie było żydowskim narzędziem, umożliwiającym im pozorną asymilację? Żyd, który ochrzcił się, był dla innego chrześcijanina takim samym chrześcijaninem, jak on sam. Ale Kościół miał w swoich księgach zapisane, kogo wychrzcił. Czy Żydzi mogliby pozwolić, by na pozór wroga im instytucja dysponowała taką wiedzą?

Próby nawrócenia Żydów na chrześcijaństwo czynione były też w tym samym czasie w państwie bizantyńskim. Cesarz Bazyli Macedończyk rzucił się z wielkim zapałem do nawracania Judejczyków, urządzając dysputy religijne pomiędzy rabinami a duchowieństwem chrześcijańskim. Jakoż wielu Żydów bizantyńskich zmieniło wówczas wiarę. Uczynili to wszakże tylko dla oka. Zaledwie bowiem umarł Bazyli, neofici zrzucili maskę i powrócili do religii swych przodków. Podobna rzecz odbyła się nieco później w państwie niemieckim, gdzie wielu Żydów przyjęło z różnych względów chrześcijaństwo. Przy najbliższej sposobności powrócili oni do judaizmu, a wsławiony uczonością talmudyczną r. Gerszon zagroził klątwą każdemu, kto by wymawiał im chwilowe odstępstwo. Najwięcej Żydów jednak garnęło się w Niemczech do chrztu w okresie wypraw krzyżowych. W Spirze, Wormacji, Moguncji i wielu innych miastach nadreńskich tysiące Izraelitów szukało w pozornym przyjęciu chrześcijaństwa ocalenia przed wzburzonymi tłumami zrujnowanych lichwą tubylców.

Po co nawracać Żydów na chrześcijaństwo, skoro ich religia była starsza. O wiele łatwiej było przekonać do nowej wiary ludy pogańskie. Brak w tym racjonalnego działania, chyba że była to inicjatywa żydowska. Wówczas miało to sens.

Nowochrzczeńcy w Niemczech nie zdążyli jeszcze ochłonąć z trwogi, gdy wśród Żydów Afryki północnej rozpoczął się analogiczny ruch w kierunku przyjmowania pozornego mahometaństwa. Lubo wielu Izraelitów berberyjskich nawróciło się na wiarę muzułmańską, nader szczupła jeno garstka traktowała islam poważnie. Większość wyznawała go tylko pozornie, nie żądano bowiem od niej niczego więcej, jak żeby uwierzyła w misję proroczą Mahometa i od czasu do czasu odwiedzała meczet. Toteż synowie Jakuba przestrzegali skrycie jak najskrupulatniej przepisów judaizmu, zwłaszcza że kapłanie mahometańscy nie śledzili życia renegatów. Nawet bogobojni rabini decydowali się na ten krok niemiły, uśmierzając wyrzuty sumienia tym, że przecież nie kazano im bić czołem bałwanom, lub wyprzeć się wiary żydowskiej, lecz tylko wymówić formułę, że Mahomet jest prorokiem. Jako pozorni muzułmanie oddawali się uczeni Żydowscy w Afryce gorliwie studiom Talmudu i zbierali w uczelniach żądną wiedzy młodzież, która musiała też uczęszczać na wykłady Koranu. Za przykładem Żydów afrykańskich poszli ich rodacy hiszpańscy. W Kordobie, Toledo i Lucenie większa część Judejczyków przyjęła pozornie islam, zachowując potajemnie ustawy religii żydowskiej. Doszło do tego, że Andaluzja mahometańska nie miała w swych granicach Żydów, wyznających jawnie swą wiarę. Jeżeli pokazał się tam Izraelita, to chyba pod maską wyznawcy islamu. Z Hiszpanii hasło pozornego zrywania z wiarą swych ojców poszło dalej na północ. Dla dóbr doczesnych Żydzi w Paryżu i jego okolicach przyjmowali setkami chrzest.

Znalazł się jednak w tym czasie pewien pobożny pisarz żydowski, który posunął się do twierdzenia, że Żydzi, którzy pozornie nawrócili się na islam i chrześcijaństwo, powinni być traktowani jako odszczepieńcy i bałwochwalcy. To pismo żarliwca wywołało wśród potajemnych Żydów w Afryce i Europie wielkie wzburzenie. Przywódcy Izraela, uczuwszy całą wagę oskarżeń, wytoczonych przeciw pozornemu odszczepieństwu i zaniepokojeni ich szkodliwymi skutkami dla przyszłości wybranego narodu, postanowili usprawiedliwić postępowanie rzekomych chrześcijan i muzułmanów. Z upoważnienia Synhedrionu zabrał głos, cieszący się wielką popularnością wśród mas żydowskich, Mojżesz Majmuni, wyznający pozornie islam. W swym dziele ogłoszonym około r. 1160-1164, wykazał on przede wszystkim, że częściowe wykroczenie przeciw ustawom judaizmu nie stanowi jeszcze bynajmniej odszczepieństwa. Bałwochwalczy Izraelici za czasów rzymskich uważani byli zawsze za członków ludu bożego. My zaś, ciągnie dalej Majmuni, nie hołdujemy zgoła bałwochwalstwu. Niewątpliwie Talmud nakazuje każdemu Żydowi ponieść śmierć męczeńską, gdyby był naglony do trzech grzechów głównych, zwłaszcza do bałwochwalstwa. Wszelako kogo nie stać na męstwo męczennika, ten za swoje uchybienie nie podlega żadnej karze ze strony zakonu, nie może też bynajmniej z punktu widzenia talmudycznego, być uważany za odstępcę i człowieka nie zasługującego na wiarę. Tak sformułowaną odpowiedzią starał się Majmuni o utrzymanie w judaizmie pozornych mahometan i chrześcijan.

Takie postawienie sprawy zjednało mu powszechne uznanie. Zaczęto zwracać się doń z kwestiami religijno-prawnymi.

Majmuni uchodzi za miarodajny autorytet rabiniczny. Obsypywano go najszumniejszymi pochwałami. „Jedyny za naszych czasów”, „sztandar rabinów”, „oświeciciel oczu Izraela”, były ogólnie używanymi tytułami. Imię Majmuniego rozbrzmiewało od Hiszpanii do Indii, od Eufratu i Tygrysu do Arabii południowej i zaćmiło wszystkie wielkie współczesne sławy żydowskie. Najuczeńsi mężowie przyjmowali bez zastrzeżeń i prosili go w pokornych wyrazach o pouczenie. Uznano go za najwyższy autorytet powszechności żydowskiej, która w nim czciła swego najgodniejszego przedstawiciela. Na próżno wpływowy Żyd Abul-Arab Ibn-Moisza, który ocalił niegdyś Majmuniego w Fezie, wystąpił przeciw niemu ze skargą, że był dawniej wyznawcą islamu, a tym samym podlega karze jako odstępca. Najwyższy trybunał żydowski osądził, że pozorna zmiana wiary nie ma żadnego znaczenia i żadnych skutków pociągnąć za sobą nie może. Mało tego, egzylarcha (przywódca diaspory babilońskiej – przyp. W.L.) z Mossulu, Dawid Ben-Daniel, który ród swój wywodził od króla Dawida, z dwunastoma członkami swego kolegium obłożył klątwą tych wszystkich, co się źle wyrażali o Majmunim i jego pismach. Podporządkowały się mu dobrowolnie gminy na Wschodzie i Zachodzie.

Nigdzie idee Majmuniego nie znalazły jednak żyźniejszego gruntu, nigdzie nie doznały gorętszego przyjęcia, jak w gminach żydowskich Francji południowej. Rabini tamtejsi żywili niezmierną cześć dla „szczerze religijnego filozofa i najbogatszego w myśli rabina” (tak nazywa Graetz Majmuniego) i z większą lub mniejszą zręcznością korzystali z jego idei, jako niewątpliwie przydatnych do wzmocnienia religii. Nawet skrajnie ortodoksyjni talmudyści w Prowansji zawsze przemawiali językiem Majmuniego, ilekroć wyłuszczali swe poglądy na wiarę. Rezultatem tego było masowe przyjmowanie pozornego chrześcijaństwa dla określonego z góry celu.

Tak ścisłe zastosowanie się do poleceń „drugiego Mojżesza” (Majmuniego) nasuwa przypuszczenie, że już w owym okresie kierownicze sfery żydowskie zamierzały rozpocząć szerszą akcję polityczną, dla której prowadzenia potrzebna była większa ilość Żydów, upodobnionych zewnętrznie do autochtonów. Rozpoczęto mianowicie akcję szerzenia niedowiarstwa wśród starochrześcijan, przygotowując tym samym podłoże dla bujnego rozrostu sekty Albigensów, która wypowiedziała posłuszeństwo Kościołowi katolickiemu. „Żydzi (czytaj – pozorni odszczepieńcy) i chrześcijanie tamtejsi” – zaznacza Graetz w swojej „Historii Żydów”, t. V, str. 195 – „hołdowali poglądom wolnomyślnym. Wielu z nich należało do sekty Albigensów”.

Inteligencja żydowska Francji północnej i Anglii, zagłębiona w pisma Majmuniego (który, jej zdaniem, umiał pojednać ścisłą religijność z wolnym badaniem) nawet po pozornym porzuceniu wiary swych ojców nie straciła kontaktu z wierzącymi współbraćmi.

Opinia publiczna zarzucała Żydom, że utrzymują z nowymi chrześcijanami przyjacielskie stosunki, zapraszają ich w soboty i święta do synagogi, każą im klękać przed torą (Tora to Pięcioksiąg Mojżesza – przyp. W.L.) itp. Zainteresował się tym papież Honoriusz IV (papież w okresie 1285-1287 – przyp. W.L.) i duchowieństwo krajowe. Doszło do krwawych rozruchów i ogłoszenia banicji wszystkich niechrzczonych Żydów z Francji i Anglii.

A więc ochrzczeni Żydzi pozostali. Kto wymyślał takie parodie i po co? Wygląda na to, że Kościół katolicki był na usługach Żydów i odstawiał tego typu szopki na ich polecenie. Po rewolucji Cromwella (1640-1659) już oficjalnie powrócili Żydzi do Anglii.

Najpoważniejszym terenem zastosowania idei Mojżesza Majmuniego stał się jednak przy końcu średniowiecza Półwysep Iberyjski. Od roku 1391 kościoły katolickie napełniały się co pewien czas tysiącami Izraelitów wszelkiej płci i stanu, żądającymi chrztu. Wśród nowochrzczeńców przeważali ludzie zamożni, właściciele rozległych włości, dzierżawcy królewszczyzn, lichwiarze i handlarze niewolnikami. Stosując się do nakazu drugiego Mojżesza, zrywali oni pozornie z judaizmem. Królowie Kastylii i Aragonii patrzyli na to początkowo przez szpary. Władze nie domyślały się niczego, lub też udawały, że nie widzą obserwowania (przestrzegania – przyp. W.L.) przez neofitów nadal obrządków żydowskich. Inkwizycja nie miała jeszcze podówczas nad nimi żadnej mocy, nie istniała bowiem w Hiszpanii. Z tych to kryptożydów utworzyła się liczna i wpływowa klasa, którą można nazwać judeo-chrześcijańską. „Byli to światowcy, którzy nad wszelką religię przedkładali rozkosze życia, bogactwa i zaszczyty, sceptycy, którzy przyjęli wiarę chrześcijańską (…) bo otwierała przed nimi świat szeroki (…). Klasa ta podszyła się pod płaszczyk chrześcijaństwa, a nawet udawała żarliwą pobożność (…)” pisze Graetz („Historia Żydów” tom VI, str. 4) o nowochrzczeńcach hiszpańskich. Ludność starochrześcijańska spoglądała okiem nieufnym na tych swoich nowych współwyznawców i nadała im przezwisko „marani” (marranos).

Wykształceni neofici, wśród których było wielu uczonych, lekarzy, pisarzy i poetów, dobiwszy się po pozornym przyjęciu katolicyzmu wysokich urzędów i zaszczytów, wiedli rej na zgromadzeniach kortezów, kierowali polityką w rządzie państwa i sprawowali władze na stolicach biskupich. Traktując tubylców butnie i wyniośle, wzbudzili w nich marani niechęć i rozgoryczenie. Toledańczycy dali pierwsi upust swej nienawiści do wychrztów, uchwalając statut, w myśl którego kryptożydzi odsunięci być mieli od sprawowania wszelkich urzędów. Rozległy się ogólne skargi, że liczni marani, tak duchowni jak i świeccy, zakonnicy i zakonnice, przestrzegają potajemnie obyczajów żydowskich, odsuwając się od wiary chrześcijańskiej ku niemałej szkodzie i hańbie kościoła. Zwrócono uwagę na ożywioną działalność literacką licznych nowo chrzczonych pisarzy i poetów, którym nieobca była myśl podtrzymywania swoimi utworami niezadowolenia z chrześcijaństwa u neofitów. Wielu z wychrztów korzystało z każdej okazji, aby się wynieść z kraju cichaczem. Udawali się oni w tym czasie przeważnie do Czech, gdzie rozpoczynał swoją działalność Huss. Tam mogli ci pozorni chrześcijanie rozwinąć swoją działalność, szerząc w myśl idei Majmuniego poglądy wolnomyślne wśród Słowian. Charakterystycznym jest ustęp z dzieła pisarza żydowskiego Geigera pt. „Proben jüdischer Verteidigung” (Próbki żydowskiej obrony), w którym autor, opisując wystąpienie Hussa na widownię reformatorskiej działalności, przypisuje nagły wzrost nauki, przeciwnej dogmatom katolickim, wpływowi nawróconych pozornie na wiarę chrześcijańską Żydów.

Dwór królewski, przepełniony dygnitarzami pochodzenia żydowskiego, starał się początkowo utwierdzić maran drogą łagodności w dogmatach chrześcijańskich. Gdy jednak pewien neofita obraził parę królewską przez ogłoszenie pisemka, w którym napadał na katolicyzm i ustrój państwa, usposobienie dworu zmieniło się zasadniczo. Ferdynand aragoński, ażeby poskromić zuchwałość nowych chrześcijan, którym zaczęto też zarzucać, że wspierają zamachy rewolucyjne podbitych Maurów (Glatman, „Szkice historyczne”, str. 103), postarał się w r. 1478 o breve Sykstusa IV, upoważniające go do utworzenia inkwizycji. Pod jurysdykcją tego pierwszego trybunału znalazła się przede wszystkim Sewilla wraz z okolicą, gdyż okręg ten pozostawał pod bezpośrednią władzą królewską i nie posiadał kortezów, liczących wśród członków swoich nader wielu maranów. Powoli działalność inkwizycji, nie bacząc na stanowczy sprzeciw kortezów, rozszerzyła się w całym państwie. Nowi chrześcijanie postanowili nie poddawać się. Zajmując w kraju wysokie urzędy i wpływowe stanowiska, spokrewnieni z najznakomitszymi rodzinami zakrzątnęli się oni gorliwie koło podsycania antypatii dla nowej instytucji. W Ternelu, Walencji, Leridzie i Barcelonie wybuchły przy wprowadzeniu trybunału gwałtowne rozruchy, zaledwie przelewem krwi uśmierzone. Dokonano zamachu na życie naczelnego inkwizytora Aragonii – Arbuesa, aby terrorem sparaliżować działalność znienawidzonej inkwizycji.

Gdy jednak pewien neofita obraził parę królewską przez ogłoszenie pisemka, w którym napadał na katolicyzm i ustrój państwa, usposobienie dworu zmieniło się zasadniczo.” – klasyczna prowokacja, która stwarzała Ferdynandowi aragońskiemu pretekst do utworzenia inkwizycji. W takim przypadku, za obrazę majestatu, powinno się karać delikwenta stosownie do występku, a nie stosować odpowiedzialność zbiorową, bo tym faktycznie stała się inkwizycja. Żydzi dostali dokładnie to, czego chcieli.

Z pomocą inkwizycji przyszedł edykt królewski (31 marca 1492 r.), nakazujący wszystkim Żydom hiszpańskim opuszczenie kraju. Głosił on, że Judejczycy zostali wypędzeni z kraju głównie za złośliwe odstręczanie nowochrześcijan od wiary katolickiej. Wielce pomocni dla wyznawców Talmudu w tak krytycznych dla nich chwilach byli marani, których liczba niepomiernie wzrosła po ogłoszeniu edyktu. Wyruszającym w świat braciom okazali oni gorliwą pomoc. Wielu z nich przyjęło od wychodźców złoto i srebro bądź w depozyt, bądź też dla odesłania im go przy okazji przez zaufane osoby, lub wystawili w zamian weksle na miasta zagraniczne. Nowi chrześcijanie nie ustawali w gorliwych zabiegach o dobro swych wypędzonych współbraci. Sprawców przymusowej emigracji synów Jakuba prześladowali z nieubłaganą srogością. Mając się bardziej, niż kiedykolwiek na baczności i zyskując sobie niezmierną gorliwością duchowieństwo, oddawali nieprzyjaciół swoich w ręce inkwizycji.

Jaki więc był cel wypędzenia Żydów z Hiszpanii, skoro wielu z nich po ogłoszeniu edyktu stało się pozornymi chrześcijanami? Trudno w to uwierzyć, że hiszpański król był tak naiwny, by wierzyć, że coś w ten sposób osiągnie. Dla Żydów opuszczających Hiszpanię było to doskonałe alibi do osiedlenia się w innych krajach. Przecież to byli tacy współcześni uchodźcy polityczni, którym inne państwa chętnie udzielają azylu. Tacy „azylanci” z taką kupą złota stawali się w nowych krajach znaczącą siłą, mającą wpływ na dwory królewskie i wiele instytucji nowego państwa. Była też dla Żydów inkwizycja doskonałym narzędziem do eliminowania swoich wrogów, czyli zupełnie czymś odwrotnym, niż nam się wmawia. W świetle tego, co pisze autor, wydaje się, że zjawisko zwane inkwizycją jest dowodem na całkowitą podległość duchowieństwa katolickiego, a więc i Kościoła katolickiego Żydom.

Oprócz działalności inkwizycji zatruwała życie maranom nienawiść ludu. Handel na wielką skalę, lichwiarstwo, dzierżawienie dziesięcin kościelnych, podnoszenie cen na artykuły żywnościowe i wywóz ziarna za granicę podczas nieurodzajów wzmagały ku nim antypatię starych chrześcijan. Doprowadziło to do stałej, potajemnej emigracji zamożniejszych wychrztów z Półwyspu Iberyjskiego. Widzimy ich w Niemczech, Holandii, Francji, Anglii, Włoszech, Polsce i Turcji, prowadzących tam systematyczną robotę nad podważaniem Kościoła. W Niemczech wybuchła w tej porze burza, która miała swe ognisko w ograniczonym kole żydowskim. Nie darmo zaznacza Graetz („Historia Żydów”, t. VII, str. 157), że „epokowy, ogólnodziejowego znaczenia noworodek (reformacja), który miał przeobrazić Europę, ujrzał światło dzienne w żłobie żydowskim”. Tę ścisłą łączność synów Izraela z reformacją uwydatnia też Geiger (Proben jüdischer Verteidigung), podkreślając, że „Żydzi, obserwując szerzenie się sekt religijnych w Europie, widzieli bezpośrednie uczestnictwo w nich pozornych chrześcijan”.

Dzierżawienie dziesięcin kościelnych przez maranów – czyż trzeba lepszego dowodu na to, że Kościół katolicki był żydowskim narzędziem do podporządkowywania sobie narodów osiadłych?

Przy rozszerzaniu się zamieszek religijnych we Francji, Holandii i Anglii wielce pomocni byli maranie. Dzięki wykształceniu, otrzymanemu w wyższych szkołach Hiszpanii i Portugalii, zamożności, oraz pompatycznym nazwiskom szlacheckim, które przejmowali ich przodkowie od chrzestnych rodziców, mieli ci pozorni chrześcijanie wstęp swobodny do najwyższych sfer wyżej wspomnianych krajów. Pod maską znakomitych cudzoziemców portugalskich i hiszpańskich szerzyli oni wolnomyślne poglądy wśród tamtejszych mieszkańców. Jako uczeni, lekarze i prawnicy, przestający na równej stopie z najwybitniejszymi znakomitościami naukowymi i politycznymi aryjskich społeczeństw, wywierali marani potężny wpływ na opinię publiczną. Toteż sekty religijne, wspomagane przez tak możnych sprzymierzeńców, szybko się rozszerzały. Czasami jednak wschodni temperament zbyt ponosił nieprzejednanych wrogów kościoła. Wtedy groźba zagłady wisiała nad pozornymi chrześcijanami, którym, jak pisze Graetz („Historia Żydów”, t. VII, str. 75), „nie bardzo zależało na jawnym wyznawaniu wiary żydowskiej i czujących się dobrze w swym dwuznacznym położeniu. Publicznie oskarżani przez starochrześcijan francuskich o apostazję „cudem uniknęli rzezi nocy św. Bartłomieja” (Graetz, „Historia Żydów”, t. VII,str. 47). Tylko ofiarowaniem wielkich skarbów (złoto, nagromadzone w Europie od czasu odkrycia Ameryki, zdaniem historyków żydowskich znajdowało się w większości w rękach maranów) wpływowym osobistościom Francji uniknęli maranie losu hugenotów.

Skoro zdaniem historyków żydowskich złoto napływające do Hiszpanii z Ameryki znajdowało się w rękach maranów, to już jest jasne, dlaczego Hiszpania, jako państwo, nie wzbogaciła się na tym procederze. Nagromadzone w Europie, a więc nie tylko w Hiszpanii. Pewnie w dużej części w Holandii i Anglii, co umożliwiło później zbudowanie potęg morskich obu krajów.

W daleko trudniejszych warunkach przychodziło pracować kryptożydom hiszpańskim nad podważeniem Kościoła na Półwyspie Apenińskim. Wpływ lekarzy żydowskich udostępnił wprawdzie pozornym chrześcijanom przenikanie do północnych Włoch i swobodne obracanie się po kraju. Niemniej jednak inkwizycja rzymska zmuszała ich do ostrożności. Nie mogąc otwarcie szerzyć niedowiarstwa wśród starochrześcijan przystąpili maranie do tworzenia licznych, tajemnych organizacji, kierowanych zazwyczaj przez nich, a mających na celu nieubłaganą walkę z papiestwem. Były to, tzw. „Akademie Nauk Tajemnych”. Na próżno Rzym, niezadowolony z masowego napływu do Włoch pozornych chrześcijan, drogą amnestii pozwalał im na wykonywanie praktyk żydowskich (dekret papieski z dnia 30 maja 1497 r.). Tysiące maranów wolało zachowywać pozory prawdziwych katolików, chrzcić w kościele swe dzieci, brać śluby z rąk księży katolickich i ukradkiem tylko wykonywać przez szereg pokoleń przepisy religii żydowskiej. Umożliwiało to bowiem pozornym chrześcijanom spełnianie nakazów drugiego Mojżesza.

Nic dziwnego, że Żydzi nie chcieli w sposób jawny praktykować swojej religii, bo to by ich całkowicie demaskowało w oczach chrześcijan i uniemożliwiało działanie na własną korzyść.

Rozpoczęli też ci przymusowi wychodźcy zaciętą walkę ze znienawidzoną przez nich Hiszpanią. Wyróżnił się na tym polu Józef Mendes-Nassi, agent sułtana Sulejmana, wspomagany przez rzesze marańskie. Ukrywając starannie przynależność plemienną (występował w Carogrodzie jako „bej frankijski”) starał się Nassi szkodzić wszelkimi sposobami władcom hiszpańskim. Będąc w ścisłych stosunkach z guezami niderlandzkimi, zachęcał ich Józef Nassi do wytrwania w walce z Filipem II. Przyrzekał on im, że wpłynie na sułtana, aby tenże, ujmując się za Maurami, rozstrzelił uwagę Hiszpanów. W oczach maranów, zwalczających z wielką energią swoja dawną ojczyznę, nieudana wyprawa niezwyciężonej Armady Filipa II zaczęła potęgować nadzieję, że z pomocą reformacji uda się wypełnić nakaz drugiego Mojżesza, nawet w najbardziej oddanej Rzymowi Hiszpanii.

O tym, że ta „nieudana wyprawa niezwyciężonej Armady Filipa II” była ustawką, pisałem w blogu „Armada”.

Co się tyczy maranów przebywających na Półwyspie Iberyjskim, pozostali oni pozornie chrześcijanami w ciągu całych stuleci. Zapanowała u nich tradycja, że przynajmniej jeden syn z każdej rodziny winien stać się księdzem. A ponieważ nie brakowało im zdolności i sprytu, dochodzili przeto do najwyższych stanowisk duchowych. Wielu kanoników, sędziów inkwizycji, nawet spowiedników książąt krwi, pochodziło z Żydów. Klasztory męskie i żeńskie były pełne wychrztów. Niejeden był z przekonań Żydem, lecz dla celów doczesnych udawał chrześcijanina. Byli w Hiszpanii biskupi i pobożni zakonnicy, których najbliżsi przebywali za granicą i wyznawali judaizm. Będąc w ścisłym związku ze swymi krewnymi w Holandii, Francji i Anglii pracowali oni stale nad osłabieniem monarchii hiszpańskiej. Pobożni i cisi prałaci i zakonnicy „żywili płomień swego przekonania i podkopywali potężne państwo następców Filipa II” (H. Graetz, „Historia Żydów”, t. VIII, str. 151). W ugrupowaniach monarchistycznych i kościelnych reprezentowany był zawsze żywioł marański w poważnej ilości. Niedawno korespondent dzienników syjonistycznych Eazriel Karlebach pisał w maju 1931 r., że „wśród przywódców księży jest więcej maranów, niż wśród bohaterów rewolucji”.«

Oprócz drugiego Mojżesza, Mojżesza Majmuniego, był jeszcze trzeci Mojżesz. Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela (1932) tak pisał:

»Mojżesz Mendelssohn (1729-1786), żyd niemiecki, zapoznał się dzięki polskiemu żydowi Izraelowi Lewi Zamość z pismami drugiego Mojżesza, Mojżesza Majmuniego (Majmonidesa), teoretyka i obrońcy metody pozornego przyjmowania innej wiary. Atoli zmienione warunki, rozluźnienie chrześcijaństwa przez wolnomularstwo, umożliwiały już żydom dążenie do wejścia w życie społeczeństw aryjskich bez przyjmowania chrztu, bez maski pozornej religii.

Jedynym warunkiem społeczeństw aryjskich będzie – osądził Mendelssohn – uznanie się za wiernego poddanego danego państwa, za wiernego członka danego narodu. A więc zamiast pozornej religii, pozorna asymilacja. Dzięki wynalezieniu tej metody wprowadzenia w błąd gojów Mendelssohn stał się „wielki” i zjednał sobie wśród żydostwa miano „trzeciego Mojżesza”.«

Na ziemiach polskich żydowska asymilacja przybrała na sile po powstaniu styczniowym, które dla narodu polskiego stało się gwoździem do trumny. Stanisław Didier w cytowanej wyżej książce pisze:

»Młodzież żydowska wstępowała gromadnie po 1863 r. do średnich i wyższych szkół. Zaroiło się w Królestwie od chrzczonych i niechrzczonych żydowskich lekarzy, adwokatów, techników, dziennikarzy i literatów. Zajmowali oni w szybkim tempie miejsca inteligencji polskiej, wyniszczonej podczas powstania, gnijącej w kopalniach Syberii lub pędzącej tułaczy żywot na obczyźnie.

Panujący wszechwładnie po powstaniu styczniowym pozytywizm włączył do swego programu doktrynę asymilacji. Prawie wszyscy pozytywiści owego czasu byli filosemitami, bratali się z Żydami, uważając za wzór cnót obywatelskich bankiera Kronenberga, nagrodzonego przez rząd moskiewski za usługi orderem św. Włodzimierza III klasy (z czym było połączone nadanie dziedzicznego szlachectwa rosyjskiego) i bankiera Blocha, którego testament zaczyna się od słów: „Byłem całe życie Żydem i umieram jako Żyd”.

Pozytywiści wyhodowali grupę literatów i dziennikarzy pochodzenia żydowskiego, która obsadziła tłumnie prasę warszawską. Wśród księgarzy i wydawców najpoważniejszych pism stolicy widzimy: Gluecksberga, Lewentala, Stanisława Kronenberga, braci Orgelbrandów, E. Leo, M. Wołowskiego, Krzywickiego, R. Okręta i innych. Otaczają się ci chrzczeni i niechrzczeni dyktatorzy ówczesnej opinii polskiej współpracownikami też przeważnie żydowskiego pochodzenia, jak to: St. Kramsztyk, B. Rajchman, H. Elzenberg, D. Zgliński, Niedzielski, Niemirowski, Chęciński i inni. Pełno ich było zarówno w pismach zachowawczych („Gazeta Polska”, „Słowo”), jak i postępowych („Przegląd Tygodniowy”, „Niwa”, „Nowiny”).

Przywódcy żydostwa polskiego nie zniechęcali się wstrętami czynionymi wychrztom przez światlejszą część naszego społeczeństwa. Rzucono hasło małżeństw mieszanych. Wynaleziono wielu zubożałych arystokratów pragnących pozłocić swe herby. W krótkim czasie przedstawiciele najstarszej arystokracji polskiej weszli w związki rodzinne z potomkami frankistów, a także z neofitami. Wołowscy, Lascy, Epsteinowie, Kronenbergowie, Blochowie, Rotwandowie Reichmanowie, Halpertowie, Goldfederowie koligacą się z Woronieckimi, Morsztynami, Wielopolskimi, Kościelskimi, Jundziłłami, Wodzyńskimi, Hołyńskimi, Poklewskimi i in. Klasycznym przykładem wychrzty, który, zdawałoby się, że wrósł nieodwołalnie w społeczność polską, był Jan Bloch, herbu Ogończyk. Wpływowy ten bankier, podkreślający swój patriotyzm polski na każdym kroku, czego dowodem miało być skoligacenie się z pięcioma wybitnymi rodami kraju, inaczej przedstawił się potomności w testamencie swoim. Mógł on się śmiało zaliczyć do grona tych Żydów, na których cześć wygłoszone zostało w 1875 r. w kahale lwowskim odpowiednie przemówienie. Mędrzec Syjonu oświadczył m.in., iż „(…) prawdą jest, że niektórzy Żydzi dają się chrzcić, ale fakt ten tylko przyczynia się do wzmocnienia naszej potęgi, gdyż chrzczeni Żydzi zawsze Żydami zostają (…)” (Rudolf Vrba, „Die Revolution in Russland, statistische und sozialpolitische Studien”).

Służyli też często zrujnowani karmazyni polscy za parawan dla nieczystych, podejrzanych spekulacji. Wynajmowali ich żydowscy plutokraci do zarządów swoich przedsiębiorstw, do komitetów, mianując ich członkami rad nadzorczych. Ponieważ utytułowani radcowie mieli takie samo pojęcie o handlu, o metodach „czystego kapitalizmu”, jak chłop o astronomii, przeto rządzili się Żydzi sami bez żadnej kontroli.

Przyszedł 1905 r., o którym pisał zasymilowany Żyd J. Unszlicht („O pogromy ludu polskiego”), że „nastał moment decydujący – rozłamu między polskością i żydostwem”. Potulna, wychowana przez frankistów: Krzywickiego, Matuszewskiego, Wołowskiego, Niemirowskiego i in., neofitów: Kraushara, Posnera, Mendelsohna i in. oraz Żydów: Askenazego, Dicksteina i in., inteligencja polska zobaczyła z przerażeniem obok siebie, zamiast układnych neofitów i asymilatorów, aroganckiego Żabotyńskiego, Radka, Grosnera i in. Spostrzeżono gęstą sieć spisku antypolskiego, ukutego przez Żydów, do którego wciągnięto nieuświadomione masy ludu polskiego. Z krzykiem „precz z białą gęsią” (chodziło o Orła Białego – przyp. W. L.) kroczyli po ulicach Warszawy czarni bundyści, subsydiowani przez ochrzczonego milionera Łazarza Polakowa i… Powszechny Związek Izraelski.

Komitet statystyczny miasta Warszawy wykazał, że wypadki 1905 r. zburzyły i zniszczyły w Królestwie około 2.000 mniejszych zakładów przemysłowych, należących do Polaków. Cofnięty został o dziesiątki lat wstecz swojski, dopiero kiełkujący przemysł. Lud roboczy zubożał. Wielcy kapitaliści żydowscy drwili zaś sobie z tej „pseudo-antykapitalistycznej rewolucji”.«

Warto o tym wszystkim, co wyżej zostało napisane, pamiętać, zwłaszcza w kontekście przyszłorocznych wyborów. Wszystkie te stare partie i nowe ruchy, ugrupowania itp. – wszystko to zostało stworzone przez Żydów i jest od nich zależne. Trwający ponad 150 lat proces wnikania Żydów w polskie społeczeństwo i ich w nim asymilacji, spowodował ich całkowitą dominację. To jest fakt. Jeśli więc ktoś chce zmieniać polską rzeczywistość, to musi ten fakt przyjąć do wiadomości. I dopiero w oparciu o ten fakt zaproponować zmiany. Jeśli natomiast proponuje zmiany, nie widząc słonia w składzie porcelany, to po prostu oszukuje. Inna sprawa, że polityka polega m.in. na oszukiwaniu elektoratu, ale to wyborcy powinni o tym wiedzieć i nie żyć złudzeniami.

Inkwizycja

Obejrzałem sobie ostatnio film „Rękopis znaleziony w Saragossie” z 1964 roku. Jest to podobno jeden z najlepszych filmów w historii polskiego kina, a amerykański reżyser – Martin Scorsese, nawet uważa, że jeden z najlepszych w historii kina światowego. I podobnie jest oceniany w całym tym środowisku. W filmie tym występuje plejada doskonałych aktorów i chociażby z tego względu warto go obejrzeć. Jest długi, trwa 3 godziny. Akcja filmu toczy się w ciągu 66 dni na przełomie baroku i oświecenia, gdzieś pomiędzy latami 1700-1750. Opowiada ona przygody oficera gwardii walońskiej. Walonia podlegała wtedy królowi hiszpańskiemu.

Atmosfera filmu przesycona jest, od początku do końca, symbolami masońskimi, żydowskimi, Kabałą, mistycyzmem. Już w jednej z pierwszych sekwencji filmu dowiadujemy się, że główny bohater, oficer gwardii walońskiej, jest podejrzewany o to, że jest heretykiem i dlatego Inkwizycja zastawia na niego pułapkę. W innej scenie jedna z afrykańskich księżniczek wypowiada słowa: Mieszkamy w Tunisie, ale pochodzimy z Grenady, gdzie mamy krewnych, którzy do tej pory potajemnie wyznają wiarę ojców. Księżniczki pochodzą z rodu Gomelezów – takich hiszpańskich frankistów. Z tego rodu wywodzi się również matka głównego bohatera. Don Pedro Uzeda, kabalista, mówi w pewnym momencie do oficera gwardii walońskiej: W hebrajskim każda litera jest liczbą, każdy wyraz przemądrą kombinacją, każde zdanie straszliwą formułą, które gdy ją ktoś potrafi wymówić z potrzebnym przydechem i akcentami, z łatwością może poruszyć góry i osuszać rzeki. Dzięki księgom Zohar poznajemy głębię dziesięciu elementów, tworzących jedność bóstw. To wszystko pozwala nam dotrzeć do mocy władających światem pandemonistycznym. Chyba już prościej i jaśniej nie da się wytłumaczyć, czym jest Kabała. Jest to tajny, mistyczny wykład Biblii. Czyżby więc Mickiewicz ze swoim „a jego imię jest 44” – był kabalistą? Ten film jest o Żydach, tych którzy przyjęli chrzest i stali się szlachcicami, kupcami, bankierami – o Maurach, którzy też przyjęli chrzest i o tych skomplikowanych żydowsko-arabsko-hiszpańskich relacjach. Musiał więc spodobać się tym wszystkim środowiskom filmowym i innym, w których Żydzi, jawni czy ukryci, wiodą prym.

Ale też nad tym wszystkim unosi się duch Inkwizycji. Jest ona tam ukazana w tradycyjny dla Żydów i środowisk lewicowych sposób: tortury, polowania na heretyków itp. Nikt jednak nie próbuje wyjaśnić skąd wzięła się ta instytucja, jak działała i przeciwko komu była skierowana. Film można obejrzeć na cda.pl.

A jak rzeczywiście było z tą Inkwizycją? Hrabia Józef Tyszkiewicz w latach 20-tych XX wieku, prawdopodobnie w 1919 lub 1920 roku, odniósł się do tego problemu i warto zapoznać się z jego opinią. Cytat jest długi, ale warty przebrnięcia, bo Tyszkiewicz opiera się na tekstach źródłowych i stara się odtworzyć prawdziwy przebieg tamtych wydarzeń i porównuje je z ilością ofiar rewolucji francuskiej, rewolucji bolszewickiej i rzezi katolików w Meksyku. W przypadku meksykańskiej masakry tłumaczono to tym, że byli to rewolucjoniści i buntownicy. Gdyby jednak chcieć przyjąć ten sposób argumentacji, to trzeba by również uznać Albigensów za rewolucjonistów, którzy chcieli podważyć obowiązujący wówczas, czyli w średniowieczu, system wartości i zanegować istniejący ład społeczny. Obecni i wcześniejsi rządzący i ich ideologowie wyznają filozofię Kalego: Jak Kali ukraść krowę to dobrze, jak Kalemu ukraść krowę, to źle! Ale cóż ja będę tłumaczył! Tyszkiewicz robi to znacznie lepiej i dogłębniej:

Przede wszystkim więc epokę owych Wieków Średnich zupełnie nam mylnie przedstawiono. Te czasy, które dziś jeszcze u olbrzymiej większości ludzi uważanymi są za okres zastoju, nieładu i ciemnoty – to całkiem odwrotnie, przepyszna epoka ludzkości w swej wysokości ideałów, w swej harmonii społecznej i w swoim zjednoczeniu. Jest to epoka, w której cała cywilizowana ludzkość nosiła zaszczytne miano Chrześcijaństwa, gdy wszelka władza i czyn wszelki – tak zbiorowy jak i jednostki, stosował się do praw etyki i moralności: to epoka, w której ludzie szli przez życie w ramach Dekalogu, ku jedynemu celowi każdego człowieka, ku doskonałości i Bogu!

Słusznie też Bierdiajew, Chesterton i tylu innych wielkich dzisiejszych myślicieli powiada, że gdyby okres Wieków Średnich przedłużył się i utrwalił, to ludzkość mogłaby łacno dojść do tego szczytu doskonałości społecznej, o jakim na próżno dziś marzymy.

I oto właśnie w tej epoce Chrześcijaństwo całe poruszone zostaje przez tłumy dziwnych włóczęgów, nadciągających ze wschodu. Są to wygnańcy, walczącego z wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi, Cesarstwa Bizantyjskiego. Prosty lud nazywa ich Bulgrami lub częściej nawet Bugrami – przez zniekształcenie nazwy Bułgar, skąd mienią się pochodzić. Oni sami jednak nazywają się Katharami, co znaczy „czysty”, głoszą jakąś nową religię, propagującą odmienny ustrój społeczny. Historia określa ich pod nazwą Albigensów, od najbardziej głośnej i licznej grupy.

Owa nowa religia – to rodzaj manicheizmu i jest bliźniaczo podobną do dzisiejszej teozofii; ów nowy ustrój – to znów rodzony brat dzisiejszego komunizmu! Analogia jest tak wielką, iż śmiało mówić można o tożsamości i dzisiejsi teozofowie świadomie wprowadzają naiwnych w błąd, twierdząc, że Kościół nigdy ich nie potępił. Siedem wieków temu wszystkie dosłownie tezy teozoficzne, zostały ex cathedra potępione pod nazwą herezji Albigensów! Różnica polegała li tylko na tym, że oprócz zamachu na religię Katharowie jednocześnie podkopywali podstawy ładu społecznego przez szerzenie humanizmu. Tam religia i ustrój społeczny stanowiły całość i tym groźniej, jak ogniska trądu, zarażać poczęły ludność miejscową.

Ale ówczesne społeczeństwo młodym jeszcze było, silnym i zdrowym, nie zarażonym dziedzicznie przez liberalizm, nie obciążone protestantyzmem, więc odruch samoobrony był też potężnym i powszechnym! Ohydne zepsucie, szerzone przez Albigensów pod płaszczem faryzeizmu, oraz straszne ich okrucieństwo i bezwzględność, dzika nienawiść do Kościoła, wywołały gwałtowne i również radykalne odruchy i represje zdrowej ludności. Wszędzie, gdzie się osiedlili, wybuchały krwawe zamieszki, wzajemne rzezie, więc, aby przywrócić spokój, aby ukarać winnych a chronić niewinnych – rządy państw europejskich zmuszone zostały do mianowania specjalnych trybunałów, do organizowania zbrojnych ekspedycji karnych.

Ponieważ jednakże ze sprawą publiczną związana też była sprawa religijna, bo z jednej strony jawnie panoszyła się herezja, a z drugiej nie trzeba opuszczać z uwagi, iż w tych czasach religia była ostoją ustroju socjalnego, więc aby wyjaśnić doktrynę katolicką, by pouczać i nawracać zabłąkanych, by wreszcie oddzielić kozły od owiec, Albigensów od chrześcijan – Kościół również zmuszonym został do wyłonienia specjalnej komisji. Ta ostatnia składała się z doskonałych teologów i apologetów i nosiła nazwę trybunału badawczego, czyli inkwizycyjnego.

Takim oto był początek instytucji, zwanej później powszechnie „Trybunałem świętej Inkwizycji”.

Tutaj zaraz spotykamy się z dziwnym na pierwszy rzut oka faktem: oto gdy dzisiejsi mędrkowie napadają na instytucję Inkwizycji, to jakby zmówieni, czy też dziwnym zbiegiem okoliczności powodowani, zawsze mierzą w tzw. inkwizycję hiszpańską. O bardzo ożywionej działalności trybunałów we Francji i Włoszech mówi się i pisze bardzo mało – chociaż działalność ta była wybitnie czynną w przeciągu przeszło stulecia! Cóż to za powód tego „dziwnego trafu”?…

Zewsząd ściśnięci przez rządy, ścigani przez sądy i rozdrażnioną ludność – owi komuniści i teozofowie Wieków Średnich – zostali wreszcie zgnieceni. Większość zbałamuconej przez nich ludności powróciła na łono Kościoła, z przywódców i cudzoziemców zbiegło wielu poza granice świata chrześcijańskiego – upartych stracono, a niedobitki ukryły się w podziemiach swych bardziej niż kiedykolwiek tajnych lóż lub w gettach żydostwa. Tutaj, nawiasem mówiąc, znajdujemy niezaprzeczone historyczne początki masonerii, która dziś gra już w otwarte niemal karty i przybiera się najbezczelniej w laury obrońców ludzkości.

Działalność Inkwizycji zdawała się być wtedy ostatecznie zakończoną – bo słynny proces Templariuszy w r. 1312 nie był prowadzony przez Inkwizycję, a zaś podły, bo płatny przez Anglię, trybunał w Rouen, który zamordował św. Joannę d’Arc, był samozwańczą jej parodią. Najbardziej nawet zagorzali przeciwnicy Kościoła, zmuszeni są te dwa fakty uznać.

Nagle jednak, przy końcu XV wieku widzimy Inkwizycję znów działającą; z ogromną energią i konsekwencją czynną jest ona w Hiszpanii, a zwrócona przeciwko Maurom i… żydom!

I oto całkowite wyjaśnienie zagadki! Na próżno gdzie indziej szukać źródeł tej zawziętej, niewytłumaczalnej, anormalnej wprost nienawiści, którą widzimy wszędzie, gdy mowa o Inkwizycji Hiszpańskiej. Trybunał ten skutecznie uraził – wszechpotężne żydostwo!

Rozmaite sądy mogą setkami skazywać na śmierć niewinnych ludzi, mogą się zdarzać tysiące omyłek sprawiedliwości ludzkiej i nikt o tym nie tylko że pamiętać nie będzie, ale i nie zechce wiedzieć; ale niech sąd wojenny katolickiego kraju skaże szpiega i zdrajce na ciężkie roboty, a szpiegiem tym będzie Dreyfus – to cały świat trząść się pocznie w posadach. Najpopularniejsi adwokaci staną do obrony, najpoczytniejsi literaci pisać będą tomy całe rozdętej liryki, latami trwać będą manifestacje i rozruchy, grozić powikłania wojenne, bo – dotknięto żyda!

Albo czyż dziś, cały ten świat „cywilizowany”, ten świat „kultury i postępu” należnym mianem piętnuje bestialskich morderców, a zarazem kierowników tak zwanej „wielkiej” rewolucji francuskiej? Czy w opinii publicznej ciąży na nich hańbiące piętno niewinnej krwi tak szczodrze przelanej? Czy my sami wspominamy jeszcze te miliony ofiar wymordowanych przez uczni Marksa i innych socjalistów? Któż nawołuje dzisiaj, by świat cały porozumiał się i wysłał ekspedycję karną (bo byłby to jedyny racjonalny środek) dla zgniecenia podłej bandy masońsko-liberalnej, wznawiającej męczeństwa z czasów Nerona w Meksyku?… Delikatna ludzkość XX wieku, którą oburza sam wyraz inkwizycja, zdaje się być ślepą i głuchą, gdy mordowanymi i dręczonymi są katolicy!

Lecz gdy w dniach rozpaczliwych walk ulicznych we Lwowie, kiedy to zdobywano dom za domem, a z domów tych (zamieszkałych przez żydów) sypały się strzały – gdy wtedy poturbowano kilku żydów na ulicach bohaterskiego grodu – to tenże cały świat zatrząsł się literalnie pod potopem bezczelnie kłamliwych opisów polskiego barbarzyństwa! Jedna po drugiej poczęły do nas zjeżdżać międzynarodowe komisje śledcze, całe bandy nasłanych i samozwańczych szpiclów – tenże cały „cywilizowany” świat chciał nas śledzić i karać!…

Identyczny w swej analogii fakt zachodzi również i z historią Inkwizycji Hiszpańskiej, a ci wszyscy, co spośród społeczeństwa naszego, bez dokładnych badań, bez zgłębiania istoty rzeczy – tyko tak, z wrodzonego liberalizmu i swady „postępowej”, miotają gromy na Wieki Średnie i fanatyzm Inkwizycji – wiedzieć powinni, iż tylko bezmyślnie powtarzają masońskie nauki, że bezwiednie grają role narzucone im przez międzynarodówkę żydowską!

Lecz przejdźmy do zbadania samej instytucji Inkwizycji, do zaznajomienia się z procedurą i z wyglądem tego sądu. Przede wszystkim więc jak się taki trybunał formował, jakim był jego skład osobisty?

Wysłany z rozkazu Rzymu inkwizytor, przybywa do danego kraju czy też prowincji i jako delegat najwyższej władzy kościelnej, przedstawia przede wszystkim swe listy uwierzytelniające miejscowemu panującemu i biskupowi, aby od nich otrzymać wszelką pomoc władz świeckich i duchownych. Dopiero gdy te formalności zostały załatwione, przystępuje do tworzenia trybunału. Zaprasza więc do pomocy dwóch sędziów asesorów, z których jednym jest zawsze i z samego prawa, miejscowy biskup, drugim zaś zazwyczaj prowincjał, opat lub przełożony miejscowego, najpoważniejszego klasztoru. Następnie powoływanym był przysięgły notariusz, ze swoimi sekretarzami, pomocnikami i pisarzami, który jako sekretarz sądu, musiał w aktach sprawy zamieszczać dosłownie, in extenso, wszelkie zeznania świadków i stron oraz protokóły posiedzeń. Większość tych akt do dziś istnieje i tam właśnie widać tę wybitną bezstronność i łagodność trybunałów!

Dalej wybierano ławników, w liczbie 6, 8 lub 12, zawsze spośród najbardziej znanych z uczciwości i prawości miejscowych obywateli; owi „viri probi” – mężowie prawi, mieli za obowiązek podawać swe zdanie o moralności i prawdomówności wszystkich świadków, oraz, fakt pierwszorzędnej wagi, kontrolować z prawem veta wszelkie zeznania, akty, podania i protokóły. Poza tym należeli do sądu prawnicy, rzeczoznawcy świeccy i duchowni, nieraz bardzo liczni, bo do pięćdziesięciu osób dochodzący.

Trybunał Inkwizycyjny nigdy nie rozpoczynał swoich sędziowskich czynności zaraz po ukonstytuowaniu się, lecz proklamował tak zwany „czas łaski”. Manifest głoszący warunki „czasu łaski” otrąbywanym był na wszystkich placach, zebraniach publicznych, targach, odczytywany ze wszystkich ambon. Czas łaski był okresem namysłu, rozwagi – trwał nie mniej niż dni trzydzieści, ale zazwyczaj dwa i trzy miesiące, a poświęconym był szeregowi misji, publicznych konferencji i dysput najlepszych teologów o prawach wiary i błędach herezji. Każdy heretyk, zgłaszający się bez wezwania do trybunału i odwołujący tam swe błędy, nie ponosił żadnej odpowiedzialności, poza zwykłą pokutą konfesjonału i nie mógł już być ściganym przez władze świeckie.

Trzeba mieć na uwadze fakt, iż uparci heretycy sekciarze, podczas trwania „czasu łaski” mieli wszelką możność zlikwidowania swych majętności i ucieczki, mogli też skryć się na miejscu u bardzo nieraz możnych protektorów – co nawiasem mówiąc, nie omieszkał zrobić Luter, co też robiło bardzo wielu Katharów, kryjąc się, jak wyżej wspomniałem w gettach żydowskich, stanowiących zawsze łącznik między czerwoną i złotą międzynarodówką oraz masonami.

Poza składem urzędowym musiał trybunał mieć też i swoją własną policję śledczą, która składała się już z niższych urzędników, z najmitów, pełniących te funkcje za wynagrodzeniem.

Tych to właśnie, tzw. „pachołków inkwizycyjnych” bała się ludność wielce, bo często byli grubiańscy i gwałtowni, wymagający i chciwi zysku. Arogancja ich pochodziła głównie z powodu nietykalności osobistej jaką z konieczności musiano ochraniać wszystkich ludzi należących do trybunału Inkwizycji. Nie należy jednak zapominać, że byli to wszystko podwładni najemnicy, że skarga odpowiednio na nich zaniesiona do Inkwizytorów lub nawet ławników, zawsze była rozpatrywaną skrupulatnie, że byli to przeważnie ludzie mało kulturalni, a wreszcie, że nietykalność osobista dziś również źle wpływa na niektóre charaktery, a następnie sądy mają dużo trudności z uzyskaniem jurysdykcji nad takimi nietykalnymi suwerenami!

W każdym razie przede wszystkim szukano głosu opinii publicznej, a więc powoływano wszelkich możliwych świadków, i tu procedura trybunałów inkwizycyjnych różniła się zasadniczo od ówczesnej procedury sądowej świeckiej, bo gdy sądy świeckie nie uwzględniały świadectw złożonych przez heretyków, wyklętych lub ludzi pozbawionych praw, to Inkwizycja takowe uznawała i bardzo dokładnie badała. Był to nie tylko bardzo „liberalny” objaw sprawiedliwości, ale i najlepszy sposób ku odkryciu rzeczywistej prawdy wśród licznych tajemnic i konspiracji, jakimi się sekty okrywały.

Prócz tego najpoważniejsi obywatele z okolicy wzywani byli, aby pod przysięgą składać swój sąd o wartości moralnej świadków. I znów należy pamiętać, że wówczas do przysięgi przywiązywano znacznie większe znaczenie niż dzisiaj. Już nie mówiąc o tym, że krzywoprzysięzca był karany śmiercią, ale owe czasy były to wieki wiary i poczucia honoru! Wtedy podłość tego uczynku nawet zbójów brzydziła i zbrodniarz odmawiał krzywoprzysięstwem ratować najbliższego przyjaciela. Dziś, szczególniej gdy chodzi o rozwód, ta sama podłość zowie się, w „najlepszym” nawet świecie – „usługą towarzyską!” W tym „postęp” jest wyraźny.

Specjalny kodeks niezmiernie ciężkich kar od chłosty i pręgierza do kary śmierci włącznie, groził świadkom nie tylko za fałszywe, ale i za krętackie zeznania, a wreszcie najmniejsze uchybienie w procedurze procedurze pociągało za sobą nie tylko kasatę, ale wprost anulowanie sprawy i to zawsze na korzyść oskarżonego. Procedura ta zaś wymagała przede wszystkim dokładnego zbadania wszystkich świadków obrony i dopóki ich nie wysłuchano, chociażby rok cały trzeba było czekać na ich sprowadzenie – wstrzymywano wyrok. Nawet straszny Torquemada nie pozwalał wyrokować, póki wszyscy świadkowie obrony nie byli zbadanymi.

Oskarżony, raz wezwany do sądu, musiał się stawić i w przeciwnym razie podlegał aresztowaniu i sprowadzeniu siłą, lecz Inkwizycja sprzeciwiała się stanowczo tak często stosowanemu w naszym liberalnym i cywilizowanym XX wieku – więzieniu prewencyjnemu.

Nawet podczas samego procesu oskarżony mógł w składzie sądu zakwestionować bezstronność sędziów, lub nawet Inkwizytora – a wówczas składali oni natychmiast swe urzędy w ręce zastępców. Wreszcie, po wyroku, przysługiwało zawsze prawo apelacji do Rzymu i prawo to tak szeroko było używanym, że nieraz na lata całe unieruchamiało czynności Inkwizycji miejscowej. Podczas zaś trwania całego procesu nie tylko oskarżony miał możność tłumaczenia się, ale nakazywano mu takowe, bo o nic innego nie chodziło, jak wykazanie całej prawdy.

Tutaj z kolei wysuwa się naprzód, bardzo jednostronnie nadużywana sprawa stosowania tortur, sprawa będąca drastyczną i niemiłą dla umysłów nie obejmujących tak całokształtu wypadków, jak i zwyczajów epoki, a zwłaszcza głębokiej wiary tych czasów. Stwierdzić też należy od razu, iż tortury, powszechnie używane w ówczesnej procedurze świeckiej, zakazanymi były w sprawach kanonicznych i nigdy w nich nie figurowały!

Nie chcę przez to twierdzić, iż nie były one nigdy stosowanymi przez Inkwizycję. Bowiem skutkiem specjalnie groźnych wypadków i jako wyjątkowe ustępstwo dla władz świeckich, zaczęto przy procesach inkwizycyjnych w niezmiernie rzadkich okolicznościach, stosować torturę w r. 1252, ale i to pod następującymi warunkami:

Primo: nigdy na żądanie Inkwizytora i nigdy w jego obecności. Wszelkie więc powieści, obrazy, sztuki teatralne i filmy kinowe, przedstawiające torturowanych w obecności inkwizytorów są tylko wierutnym kłamstwem, umyślnym i podstępnym fałszem historii! Jest to niezbity dowód oszczerczej zajadłości wrogów Kościoła, starających się w ten sposób wpływać na uczuciowość młodzieży i nieświadomość mas.

Secundo: torturę wolno było zastosować tylko w ostateczności, za zgodą miejscowego biskupa i jedynie przez władze świeckie.

Tertio: stosować ją tak, aby nie pociągnęła za sobą utraty zdrowia lub jakiegokolwiek kalectwa, zaś każde zaznanie wydobyte za pomocą bólu nie było ważnym o ile je oskarżony nie powtórzył dobrowolnie przed sądem, co najmniej w 24 godziny później.

Wyżej wspomniałem, że tortury stosowane były przez Inkwizycję jako rzadki wyjątek, a ponieważ nie chcę, by twierdzenie to zdawało się gołosłownym, więc podaję rzeczowy dowód: w całej południowej Francji, gdzie przecież w ciągu dwóch wieków trwała walka z ohydną sektą Albigensów, znanymi są tylko trzy wypadki zastosowania przez Inkwizycję tortury. Nie ma wątpliwości, że gdyby ich było więcej, nie omieszkaliby tego podać historycy obozu liberalnego! Mam też wrażenie, iż gdyby dzisiaj, na tymże terenie, zbadać dokładnie sposób wydobywania zeznań od aresztowanych, i to w ciągu tylko jednego roku, natrafiłoby się na znacznie większą ilość równych a nawet i boleśniejszych, lecz za to mniej jawnie zadawanych męczarni!

Inkwizytor nigdy nie wyrokował sam, zawsze był tylko prezesem sądu i głos jego rozstrzygał w razie równości – sam zaś przed podpisaniem wyroku zasięgał zdania i rady prawników, rzeczoznawców i biskupa. W protokółach notowano dosłownie zdania tych wszystkich ludzi i rozstrzygała większość. Bardzo często się zdarzało, iż wyrok podpisany raz jeszcze przed ogłoszeniem wyroku poddawano do zatwierdzenia biskupa.

Z przekazaniem skazańca władzy świeckiej nigdy się nie spieszono, zwłaszcza zaś w Hiszpanii odbywało się to dwa do trzech razy do roku i przybierało charakter specjalnie poważny i uroczysty, a że o takiej ceremonii ogłaszano na wiele czasu naprzód,więc też liczne tłumy, żądne, tak jak i dzisiaj, sensacji, ściągały zewsząd do miasta.

Ceremonię rozpoczynały nabożeństwa, następnie wygłaszane były raz jeszcze kazania misyjne, po których następował publiczny akt wyznania błędów przez nawróconych herezjarchów i pojednanie ich z Kościołem. Na tych wszystkich obrzędach musieli być obecni skazańcy i raz jeszcze wzywano ich do uznania błędów, a dopiero po ostatecznej odmowie czytano na placu akty spraw i wyroki. Wtedy następował akt ekskomuniki tych wszystkich, których miano przekazać sądom świeckim. Władze świeckie przejąwszy publicznie skazańców, sądziły ich po raz wtóry; tu do sprawy dochodziły wszystkie momenty polityczne i społeczne, a egzekucja następowała nie wcześniej jak dnia następnego.

Cała pierwsza część ceremonii, część ściśle religijna, nazywała się w Hiszpanii „aktem wiary” – po hiszpańsku „auto-da-fe”. Jest więc niezbitym dowodem grubego nieuctwa lub co gorzej, wyraźnej złej woli dzisiejszych historyków – łączenie obu wyroków razem i nazywanie stosów, na których palono skazańców, czyli świecką egzekucję: „auto-da-fe”. O nic innego tu nie chodzi, jak o zohydzenie religii, bo podczas auto-da-fe nigdy nikogo nie zabito ani nie spalono!

Tak się przedstawiał w rzeczywistości Trybunał św. Inkwizycji – oczyszczony o ile możności z wszelkich nadużyć, jakie w niektórych wypadkach wprowadziła polityka lub rozjuszone żądze ludzkie.

Od szeregu wieków, tysiące historyków i pisarzy, idących na pasku liberalno-żydowskim, wylało przeciwko temu Trybunałowi, i wciąż dalej wylewa, potoki wymowy i atramentu – całe zwały baśni i kłamstw – a jednak najzaciętszy wróg, nawet porównać go nie śmie z krwiożerczymi trybunałami rewolucji francuskiej – mordującymi tysiące ludzi w imię demokracji i „praw człowieka”, w imię: równości, wolności i braterstwa!…

O „sądach” dzisiejszej Bolszewii – „trybunałach pracującego ludu” – już dziś jakoś zapominamy, a cóż dopiero mówić o Meksyku. Tam to już nie dzicz azjatycka, tam działa typowy liberalizm amerykański, i to ci właśnie liberałowie, obrońcy „praw człowieka” – mordują od paru lat i katują w najstraszniejszy sposób olbrzymią większość narodu – li tylko za jego wiarę! Tam tortury stosowane do więźniów przewyższają wszystko, co dotychczas zwierzę ludzkie wymyśliło! Zdarzył się niedawno wypadek, iż kat, który żywcem czterdziestu katolików zakopał – wykonując wyrok sądu (!) – zwariował z przerażenia! Ale ponieważ w Meksyku działa masoneria i liberałowie, ponieważ mordują tam „tylko” katolików – więc nad tą sprawą zawieszono zasłonę sprzysiężenia milczenia – o Meksyku, prócz nielicznych katolików, nie mówi, nie pisze – nikt! A gdy o tym piszą – to mówią o „rewolucjonistach i buntownikach”, bo tym mianem nazywa żydowsko-masońska prasa – katolików.

Jak już powyżej zaznaczyłem, wszystkie główne ataki przeciwko Inkwizycji, wszelkie oszczerstwa i kalumnie, rzucane są zawsze na hiszpańską inkwizycję. Przyjrzyjmy się więc pokrótce Hiszpanii:

Zdobycie Grenady, w r. 1492, położyło kres panowaniu kalifów na półwyspie Pirenejskim, ale para wielkich monarchów, jakimi niezaprzeczenie byli Ferdynand i Izabella, oczekiwała na to zwycięstwo by rozpocząć dzieło unifikacji i uspokojenia społecznego w kraju.

Trzy narody, trzy odmienne światopoglądy, spotykały się tam oko w oko – a dzieliły je różnice rasy, religii i wspomnienia a raczej niechęci przeszłości. Tuziemiec Hiszpan – gorliwy patriota i katolik, Maur – mahometanin, do niedawna władca – dziś zwyciężony, którego interesy lub węzły rodzinne przywiązały do kraju i Żyd – oporny dla wszelkiej asymilacji – żyjący, jak na całym świecie, jako pasożyt wśród dwóch poprzednich.

Ponieważ w Wiekach Średnich religia była ostoją i szkieletem budowy społecznej, więc też Ferdynand i Izabella starali się, usunąwszy siłą całkiem oporne elementy, stopić pozostałą masę ludności w chrystianizmie i tym sposobem powoli i bez wstrząsów przywrócić jedność moralną i polityczną w kraju. Zdawali sobie doskonale sprawę, że nic tak nie sprzyja unifikacji kraju, jak wspólność wyznania, nic bardziej nie rozbija i nie szkodzi, jak różnorodność wyznań i sekciarstwo.

Działali bardzo ostrożnie, bez jakichkolwiek gwałtów, rozpoczynając od ułatwienia emigracji dla opornych, przy zupełnej swobodzie kultu, a nawet zwolnienia od podatków na przeciąg lat trzech wszystkich mieszkańców królestwa Grenady. Z drugiej strony wprowadzili ochronę dla wszystkich neofitów, wzbronionym zostało wydziedziczanie przyjmujących katolicyzm dzieci, wyznaczano fundusze posagowe dla nawróconych dziewcząt, uwalniano niewolników neofitów. Wszędzie budowano kościoły, zakładano specjalne wschodnie kolegia dla kształcenia mówców i kaznodziejów języków i narzeczy arabskich, aby mogli tym łatwiej nieść wśród ludu Słowo Boże i przeprowadzać publiczne dysputy z obrońcami koranu lub Talmudu.

Metoda ta okazała się bardzo dobrą, pociągnęła liczne rzesze młodzieży i rokowała ogólną unifikację już w najbliższych pokoleniach – ale może właśnie dlatego, iż tak szybkie robiła postępy, załamała się nagle. Przestraszeni bowiem ilością prawdziwych nawróceń muzułmanie – porozumieli się z żydami – bo wobec krzyża żyd gotów połączyć się jawnie z najzawziętszym wrogiem! Potomkowie Jakuba zwrócili natychmiast swe prawa pierwszeństwa pokoleniu Ezawa i w cieniu półksiężyca uwił sobie gniazdko Izrael, aby razem a podstępem zaatakować chrześcijan. Nam Polakom, wyjaśniać i tłumaczyć tej psychologii chyba nie ma potrzeby – znamy dokładnie postępowanie żydostwa, przygarniętego przez Polskę, w czasach jej porozbiorowej i okupacyjnej historii!…

Wybuchł więc szereg buntów – ostro uśmierzonych w latach 1499-1501, po czym przyszła normalna reakcja; rząd dał do wyboru – bądź opcję za krajem i przyjęcie chrześcijaństwa – bądź wygnanie. Ten krok rządu okazał się fatalnym – bo jak wszelki gwałt, pociągnął za sobą z jednej strony nowe spiski, bunty i represje – a z drugiej stworzył nagle ogromne rzesze wychrztów, bynajmniej nie nawróconych, wśród których wszelkie herezje o wyraźnym podkładzie gnozy i judaizmu poczęły się szybko rozwijać.

I oto nagle koniecznością państwową stała się Inkwizycja.

Już od dawna żydzi osiedleni w pierwszym wieku naszej ery w Hiszpanii grali tam tę straszną komedię nawrócenia. Wiele lat przed najściem Maurów Kościół i państwo musiały się bronić przed zalewem wciąż w siły wzrastającego żydostwa – lecz ile razy ostrzej się do nich zabierano, tyle razy natychmiast udawali asymilację, chowali się pod płaszczem Chrztu!

W chwili najazdu Maurów żydzi, jak zawsze w historii wszystkich krajów, stanęli po stronie nadciągającego wroga i wspomogli podbój kraju podstępem, szpiegostwem, zdradą i przekupstwem. Wytężyli wszystkie swe siły i zdolności, by wesprzeć Maurów przeciwko Hiszpanom, a przez to samo zyskali pod rządami Kalifów mnóstwo urzędów i praw. Kiedy jednak po paru wiekach karta historii odwróciła się, gdy znowu Hiszpanie wracać poczęli do swych siedzib, zdobywali wciąż nowe miasta i prowincje, a Maurów wypierali z powrotem do Afryki – żydzi bynajmniej nie uciekli, lecz wspomagać zaczęli królów hiszpańskich przeciwko Kalifom! Znów więc nie tylko, że nic ze swych praw nie utracili, ale jeszcze zyskali cały szereg nowych przywilejów.

W kraju wyczerpanym wiekowymi walkami, doszło wreszcie do tego, że w krótkim czasie żydzi zawładnęli wszystkimi źródłami dochodów państwa, opanowali wszystkie wybitne stanowiska rządowe i to począwszy, jak zazwyczaj, od dostawców armii, bankierów, kupców, lekarzy i prawników – a kończąc na ministrach, radzie koronnej, a nawet… mitrach biskupich!

Ci wszyscy wychrzci, a lud zwał ich „maranos”, czyli „przeklęci” – wspierali tamtych, tłum wielki jawnych żydów i Hiszpania zamieniła się faktycznie w Judeo-Hiszpanię. Wszelkie kapitały i cały handel – przeszły w ręce żydowskie, wślizgnęli się oni we wszystkie dziedziny życia państwowego, tworząc jednocześnie – państwo w państwie – gdyż posiedli całkowitą autonomię, swoje szkoły, prawa, sędziów, kahały, wreszcie szeregi specjalnych przywilejów, które wciąż nabywali od zrujnowanych wojną książąt, miast i rządów!…

W ciągu jednak całej historii świata, wśród wszelakich ludów, ras i narodów – zawsze w ten sam sposób rozwija się „spółżycie” z żydami: gdy miara cierpliwości się przebiera, gdy tuziemcza ludność wyniszczona lichwą, demoralizowana i uciskana, drażniona rozpierającym się wszędzie aroganctwem żydowskim – dochodzi do kryzysu nienawiści – następuje wybuch mniej lub więcej krwawy, załamanie się i koniec panowania Izraela! Taki też kryzys nastąpił w Hiszpanii, wszędzie poczęły wybuchać antyżydowskie rozruchy, to co dziś powszechnie przyzwyczailiśmy się nazywać „pogromami”. Jednocześnie nacisk ludu na rząd był tak silny, iż władze zmuszone zostały do przeprowadzenia ładu. W r. 1473 nastąpił, nieudany zresztą, zamach żydowski, podczas którego omal że nie został wydanym w ręce Maurów klucz do Hiszpanii – Gibraltar i dopiero wtedy zrozumiano w najbliższym otoczeniu króla, że należy działać energicznie i konsekwentnie, jeśli się chce uratować kraj od zguby. Przede wszystkim więc ustanowiono Inkwizycję, powołaną do sądzenia tych wszystkich ukrytych żydów i Maurów, którzy dla celów politycznych czy finansowych udawali chrześcijan. Inkwizycja hiszpańska nigdy nie sądziła jawnych żydów lub muzułmanów, a starała się dosięgnąć tylko tzw. „maranos”. Pomimo faktycznej grozy wypadków, przed przystąpieniem do sądów dano wszystkim „czas łaski”, a więc całe dwa lata cierpliwie poświęcono na uspakajanie umysłów, na misje i dysputy, wreszcie na dobrowolne powolne likwidowanie interesów oraz swobodną emigracje elementów opornych. Żydzi jednakże odpowiedzieli niebywałym zuchwalstwem i bezczelnością na to pełne rozwagi i spokoju rozporządzenie rządu; czuli się pewnymi swojej siły i ostatecznego zwycięstwa. W r. 1485 wykryto olbrzymie sprzysiężenie antypaństwowe, zaraz potem nastąpiło zamordowanie przez żydów legata papieskiego w Saragossie i w tymże roku okropny mord rytualny w Le Guardia, który przypominał inne podobne z lat 1452-54 i 65; w całym kraju ujawnione zostały zdrady i zamachy i te wypadki przyspieszyły wydanie „edyktu Grenady”.

Na próżno za pomocą przekupstwa żydostwo całego ówczesnego świata starało się uchylić to rozporządzenie; król pod naporem opinii publicznej, edykt utrzymał – daje wszystkim opornym do wyboru bądź szczere i wyraźne przyjęcie chrześcijaństwa, bądź – banicję. Pozostawiono jeszcze sześć dodatkowych miesięcy na likwidacje majątków – po czym nastąpiła deportacja, wygnanie mas żydowskich, uwolnienie kraju od wroga wewnętrznego.

W historii czytamy o tej banicji baśnie, jak o żelaznym wilku! Podawane są tam jakieś opowiadania o topieniu dziesiątków tysięcy emigrantów w specjalnych okrętach, otwierających się na pełnym morzu, ilość wygnanych podawaną jest na dwa miliony, itd., itd. Tymczasem jest faktem historycznym, iż takie topienie ludzi odbywało się podczas rewolucji francuskiej, urządzonej i prowadzonej przez masonów – ale za czasów hiszpańskich nie znamy żadnego podobnego wypadku.

Co prawda, rozbił się okręt z emigrantami podczas burzy i utonęło wtedy paruset ludzi, ale wraz z eskortującymi żołnierzami i załogą, więc chyba nie umyślnie! Cała ludność żydowska, zamieszkująca wówczas Hiszpanię, nie przenosiła dwustu tysięcy głów, a trzeba pamiętać, że spośród nich znów wielka ilość ukryła się pod pozornym nawróceniem, powiększając szeregi owych „maranos”, z którymi walczyła Inkwizycja.

Jakby nie było, wypędzenie kilku dziesiątków tysięcy ludzi, nie należy do środków łagodnych, lecz rząd nie miał innego wyjścia i chronił w ten sposób od nieuniknionej rzezi. A zresztą, czyż gdy dzisiejsi żydzi, kierownicy komunizmu, zmusili do ucieczki (zabierając im nb. wszystko) przeszło 2 miliony ludzi z Rosji, gdy krocie emigrantów katolickich musiało opuścić Francję pod rządami „praw człowieka” wielkiej rewolucji, gdy lat temu kilkanaście wygnano z tejże Francji dziesiątki tysięcy księży i zakonnic i gdy dzisiaj wielka część ludności ucieka z Meksyku – rozczula się nad tym historia? Czy płaczą liberałowie?

Warto jednak teraz przejść do cyfr, gdy się bowiem czyta dzisiejsze podręczniki historyczne, to ma się wrażenie, że inkwizytorzy hiszpańscy w takich masach palili nieszczęsnych żydów, Maurów, protestantów i masonów – jak chyba może tylko dziś rozstrzeliwują, torturując wprzódy, katolików z Meksyku!… Po prostu krocie – jeśli nie miliony ofiar!

Biorę więc najbardziej może wrogie względem Kościoła, ale rzeczowo opracowane dzieło, bo historię Inkwizycji, pisaną przez zdeklarowanego wroga Kościoła, księdza renegata i masona – Lloriente. Znajduje tam takie zdanie: „Inkwizycja hiszpańska straciła (dosłownie: „immola”) 234 526 ofiar”. Kilka wierszy niżej wyjaśnia on: z których (to ofiar) 9660 było spalonych „in efige” (to znaczy w wizerunku, bo winowajcy umknęli, a palono przedstawiające ich lalki) zaś 206 546 było skazanych na pokuty kościelne.

Nie potrzebuję chyba tłumaczyć, że istnieje lekka różnica między „straceniem” a ‘pokutą kościelną”! Pan Lloriente wszystko jednak zalicza do „ofiar”, bo to ślicznie brzmi i… może być bez dalszego wyjaśnienia pomieszczane jako „cytata naukowa” – w innym dziele, gdzie już czytelnik nie odszuka fałszu! To się nazywa „przygotowanie źródeł” w guście liberalizmu.

Jest tam jednak fakt ciekawszy, bo oto wertując całe wielkie cztery tomy tego dzieła, znajdujemy zaledwie 216 (wyraźnie: dwustu szesnastu!) faktycznie straconych, w ciągu całych trzech wieków trwania Inkwizycji w Hiszpanii!… Mniej niż jeden na rok!

Porównajmy te cyfry z innymi – mniej popularnymi w naszych demokratycznych czasach; rewolucja francuska w ciągu trzech lat (a tam są trzy wieki!) zamordowała na mocy wyroków trybunałów rewolucyjnych trzysta tysięcy ludzi – rewolucja rosyjska również w ciągu trzech lat i również na mocy „wyroków sądu”, zamordowała prawie dwa miliony ludzi! – Idziemy więc z wyraźnym postępem!

O tych 216 straconych herezjarchach i burzycielach ładu społecznego, od przeszło stu pięćdziesięciu lat piszą tomy za tomami, przedstawiając w najstraszniejszych barwach grozę wiejącą z postaci okrutnych mnichów, ale o mordercach i łotrach noszących nazwiska Robespierów, Dantonów i Maratów od stu trzydziestu lat pieją ciż sami pisarze hymny pochwalne! Dziś sprzysiężenie milczenia zamknęło usta i sumienia historyków i całej światowej prasy wobec bandytów bolszewickich i meksykańskich zbójów!

Jakaż jest tego przyczyna?…

Oto tam, w obronie Kościoła i monarchy, w obronie wiary i ładu społecznego stracono paruset, a wygnano kilkadziesiąt tysięcy żydów – ale za to uratowano ludność, bo Hiszpania zachowała jedność wiary i dobre obyczaje. A tu masoneria i żydzi – mordują krocie i miliony – miliony i krocie idą na tułaczkę i wygnanie w nędzy i rozpaczy, bo zatriumfował czerwony zwierz, noszący miano radykalnej lewicy!

Nie mam zamiaru bronić gwałtów inkwizycyjnych, a tym bardziej proponować zastosować je dzisiaj… a jednak!… Richelieu przez uwięzienie na czas ks. de Saint-Cyran, podciął podstawę herezji Jansenitów – i mówił wtedy, że gdyby to samo zrobiono zawczasu z Lutrem i Kalwinem – uniknąłby świat potoków krwi i wojem religijnych – uniknęlibyśmy załamania się cywilizacji świata! Ile by ludzkość oszczędziła sobie nieszczęść, gdyby zawczasu poumieszczała „twórców” nowych religii tam, gdzie ich rzeczywiste miejsce, tj. w domach dla wariatów lub w więzieniach!…

Nie bronię gwałtów Inkwizycji – a tylko staram się pozostawić im właściwe „skromne” miejsce w historii. Nie przeczę, że zdarzały się ekscesy, że zwłaszcza przy rozognieniu namiętności politycznych trafiały się wyroki stronnicze, niepotrzebne okrucieństwa, ale raz jeszcze stwierdzić muszę, iż instytucja trybunału św. Inkwizycji, tak długo, jak była niezależna od państwa, zawsze działała ostrożnie i z nadmierną niemal łagodnością. Wszelkie nadużycia zdarzały się dopiero wtedy, gdy trybunały podpadały pod wpływy polityczne rządów – lub jak w Hiszpanii, gdzie Inkwizycję całkowicie odcięto od Kościoła.

Każdy historyk bezstronnie badający historię Kościoła, musi powtórzyć słowa, którymi de Tocqueville kończy swoje swe dzieło: „Rozpocząłem badania pełen uprzedzeń przeciwko Papieżom – skończyłem je pełen szacunku i podziwu dla Kościoła!…”.

x

Więcej w blogach Inkwizycja c.d. i Pomysłowość.