Kosowo c.d.

W blogu „Kosowo” cytowałem fragment z książki Waldemara Łysiaka Stulecie kłamców (2000), w którym prezentował on swoje krytyczne stanowisko dotyczące bombardowania Serbii przez wojska NATO w 1999 roku. Łysiak to taki antysystemowiec, który już za czasów PRL-u był tzw. licencjonowanym opozycjonistą. Ten jego protest to była raczej autopromocja, niż próba rzetelnego opisania konfliktu srbsko-albańskiego, dojścia do jego istoty. Nie da się tego wyjaśnić, jeśli nie poznamy historii tego rejonu i nie dowiemy się, kim są Albańczycy. I od tego wypada zacząć. Polska Wikipedia pisze:

Albania jest nazwą kraju zaczerpniętą ze źródeł grecko-rzymskich. Rdzeń alb został zaczerpnięty z języków ilirskich i oznacza kolor biały. Historia Świata Polibiusza, pochodząca z II w. p.n.e., wspomina o plemieniu żyjącym na terenie dzisiejszej Albanii, którego członkowie byli nazywani Albanoí i Arbanitai.

W starożytności Albania wchodziła w skład Ilirii zamieszkiwanej przez lud indoeuropejski Ilirów, którzy wymieszali się później z Trakami i Słowianami. W 168 roku p.n.e. kraj został uzależniony od Rzymian, a od końca IV wieku wszedł w skład Cesarstwa Bizantyńskiego. Na przełomie VI i VII wieku napłynęły tu plemiona słowiańskie. W okresie IX–XI wieku tereny Albanii wchodziły w skład carstwa Bułgarii. Pierwsze państwo albańskie powstało w XII wieku, w XIV wieku zostało podbite przez Serbów. Około 1435 Turcy zajęli Albanię. Wyzwoliła się ona czasowo po powstaniu zainicjowanym przez Skanderbega. Pod koniec XV wieku Turcy znów zajęli kraj, wówczas to podupadł on pod względem cywilizacyjnym. Feudałowie powoli i systematycznie przechodzili na islam, zachowując swe majątki i uprawnienia. Często piastowali wysokie funkcje w państwie tureckim (np. Ali Pasza z Tepeleny, Muhammad Ali).

W XIX wieku wzmógł się ruch niepodległościowy na rzecz wyzwolenia Albanii, zwany Rilindja. W 1912 roku Kongres Narodowy we Wlorze ogłosił deklarację niepodległości. W 1913 po konferencji londyńskiej nie powiodły się plany rozdzielenia jej między Serbię i Grecję. Do czasu wybuchu II wojny światowej Albania była kolejno księstwem, republiką i królestwem.

Angielska Wikipedia pisze:

W XI wieku Wielka Schizma sformalizowała rozłam między prawosławnym a zachodnim Kościołem katolickim, co znajduje odzwierciedlenie w Albanii poprzez pojawienie się katolickiej północy i prawosławnego południa. Albańczycy zamieszkiwali na zachód od jeziora Ochrida i górną część doliny rzeki Shkumbin i w 1190 r. założyli Księstwo Arbanon pod przywództwem Progona z Kruja. Po nim królestwo odziedziczyli jego synowie Gjin i Dhimitri.

Pod koniec XII i na początku XIII wieku tereny te zaczęli przejmować Serbowie i Wenecjanie. Etnogeneza Albańczyków jest niepewna; jednak pierwsza niekwestionowana wzmianka o Albańczykach pochodzi z zapisów historycznych z 1079 lub 1080 r. w pracy Michaela Attaliatesa, który odniósł się do Albanoi jako biorących udział w buncie przeciwko Konstantynopolowi. W tym momencie Albańczycy byli w pełni schrystianizowani.

Kilka lat po rozwiązaniu Księstwa Arbanon Karol Andegaweński zawarł porozumienie z władcami albańskimi, obiecując chronić ich i ich dawne wolności. W 1272 założył Królestwo Albanii, które zajmowało całe terytorium środkowej Albanii od Dyrrhachium wzdłuż wybrzeża Adriatyku do Butrint. Katolicka struktura polityczna była podstawą papieskich planów szerzenia katolicyzmu na Półwyspie Bałkańskim. Plan ten znalazł również poparcie Heleny Andegaweńskiej, kuzynki Karola Andegaweńskiego. Za jej rządów zbudowano około 30 katolickich kościołów i klasztorów, głównie w północnej Albanii. Wewnętrzne walki o władzę w Cesarstwie Bizantyjskim w XIV wieku umożliwiły najpotężniejszemu średniowiecznemu władcy Serbów, Stefanowi Dusanowi, ustanowienie krótkotrwałego imperium obejmującego całą Albanię z wyjątkiem Durrës. W 1367 r. różni albańscy władcy ustanowili Despotat Arty. W tym czasie powstało kilka księstw albańskich, w szczególności Księstwo Albanii, Księstwo Kastrioti, Lordship of Berat i Księstwo Dukagjini. W pierwszej połowie XV wieku Imperium Osmańskie najechało większość Albanii, a walkę z nim podjęła Liga Lezhë, zwana też Ligą Albańską, której przewodził Skanderbeg – bohater narodowy średniowiecznej Albanii.

Wraz z upadkiem Konstantynopola Imperium Osmańskie kontynuowało proces podbojów i ekspansji, wdzierało się coraz bardziej w głąb Europy Południowo-Wschodniej. W 1385 dotarło do albańskiego wybrzeża Morza Jońskiego, a w 1431 roku zajęło większość Albanii. W rezultacie tysiące Albańczyków uciekło do Europy Zachodniej, zwłaszcza do Kalabrii, Neapolu, Raguzy i Sycylii, podczas gdy inni szukali schronienia w często niedostępnych górach Albanii.

Albańczycy, jako chrześcijanie, byli uważani za gorszą klasę ludzi i jako tacy podlegali wysokim podatkom, między innymi przez system Devshirme, który pozwolił sułtanowi zabrać wymagany procent chrześcijańskiej młodzieży z ich rodzin, aby stworzyć z niej janczarów. Podbojowi osmańskiemu towarzyszył także stopniowy proces islamizacji i szybka budowa meczetów, co w konsekwencji zmieniło religijny obraz Albanii.

Kiedy Turcy umocnili swoją pozycję w regionie, albańskie miasta zostały zorganizowane w cztery główne sanjaki. Rząd wspierał handel, osiedlając żydowskich uchodźców, uciekających przed prześladowaniami w Hiszpanii. Miasto Wlora stało się głównym portem handlowym, do którego sprowadzano importowane z Europy towary, takie jak wyroby bawełniane, wełnę, dywany, przyprawy; skóry z Bursy i Konstantynopola. Niektórzy obywatele Wlory mieli partnerów handlowych w całej Europie.

Zjawisko islamizacji wśród Albańczyków rozpowszechniło się przede wszystkim od XVII wieku i trwało do XVIII wieku. Islam oferował im równe szanse i awans w Imperium Osmańskim. Jednak motywy konwersji były, zdaniem niektórych badaczy, zróżnicowane w zależności od kontekstu, choć brak materiałów źródłowych nie pomaga w badaniu tych zagadnień. Z powodu narastającego represjonowania katolicyzmu większość katolickich Albańczyków w XVII wieku przeszła na islam, podczas gdy ortodoksyjni Albańczycy poszli w ich ślady głównie w następnym stuleciu.

Ponieważ Albańczycy byli postrzegani jako strategicznie ważni, stanowili znaczną część osmańskiej armii i biurokracji. Wielu muzułmańskich Albańczyków osiągnęło ważne stanowiska polityczne i wojskowe oraz przyczyniło się do kulturowego rozwoju świata muzułmańskiego. Ciesząc się tą uprzywilejowaną pozycją, zajmowali różne wysokie stanowiska administracyjne u ponad dwudziestu albańskich wielkich wezyrów. Wśród innych byli członkowie wybitnej rodziny Köprülü, Zagan Pasza, Muhammad Ali z Egiptu i Ali Pasza z Tepeleny. Ponadto dwóch sułtanów, Bajazyd II i Mehmed III, miało matki pochodzenia albańskiego.

Kosowo i Metohija

Metohija lub Dukagjin to duży basen i nazwa regionu obejmującego południowo-zachodnią część Kosowa. Region obejmuje 35% (3891 km2) całkowitej powierzchni Kosowa. Według spisu ludności z 2011 roku region zamieszkuje 700 577 osób.

Nazwa Metohija wywodzi się od greckiego słowa μετόχια, oznaczającego „majątki klasztorne” – nawiązanie do dużej liczby wiosek i posiadłości w regionie, które w średniowieczu były własnością serbskich klasztorów prawosławnych i klasztorów z Góry Athos.

W języku albańskim obszar ten nazywa się Rrafshi i Dukagjinit i oznacza „płaskowyż Dukagjin”, ponieważ nazwa pochodzi od rodziny, która rządziła dużą częścią Metohija w XIV-XV wieku..

Termin „Kosowo i Metohija” ( cyrylica serbska : Косово и Метохија) był oficjalnie używany w odniesieniu do Autonomicznego Regionu Kosowa i Metohiji (1945-1963), a także do Autonomicznej Prowincji Kosowa i Metohiji (1963-1968). Termin „Metohija” został usunięty z oficjalnej nazwy prowincji w 1968 r., a tym samym termin „Kosowo” stał się oficjalną nazwą całej prowincji. Zmiana nie została przyjęta z zadowoleniem przez Serbów, którzy nadal używali starej nazwy (na przykład w projekcie memorandum SANU z 1986 r.). We wrześniu 1990 r. przyjęto nową konstytucję Republiki Serbii, zmieniając oficjalną nazwę prowincji z powrotem na Autonomiczną Prowincję Kosowa i Metohiji. Tym razem zmiana nie została przyjęta z zadowoleniem przez etnicznych Albańczyków, którzy protestowali przeciwko oficjalnemu używaniu terminu „Metohija”. W 2008 r., po ogłoszeniu niepodległości Kosowa, Serbia włączyła termin „Metohija” do oficjalnej nazwy nowo utworzonego Ministerstwa ds. Kosowa i Metohiji, które w 2012 r. zostało przekształcone w Urząd ds. Kosowa i Metohiji.

Republiki i prowincje byłej Jugosławii; źródło: angielska Wikipedia.

Średniowiecze

Wraz z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, przez Bałkany przeszło wiele plemion „barbarzyńskich”, z których większość nie pozostawiła po sobie trwałego państwa. Słowianie jednak podporządkowali sobie Bałkany w VI i VII wieku. Księstwo Serbii obejmowało miasto Destinikon, które prawdopodobnie znajdowało się w Metohiji. Region ten został podbity przez Bułgarię na początku X wieku, po czym przywrócono panowanie bizantyjskie, na krótko ok. 970-975 i ponownie po 1018 r. Pod względem administracji kościelnej region Metohija należał do utworzonej w 1019 r. Eparchii Prizren. W XI i XII wieku o region ten toczyły się spory między Wielkim Księstwem Serbii a Cesarstwem Bizantyjskim. Serbski wielki książę Stefan Nemanja został uznany za niezależnego władcę w 1190 r., Zatrzymał północne części Metohiji (region Hvosno), podczas gdy południowe części zostały włączone do Królestwa Serbii na początku XIII wieku. Po upadku cesarstwa serbskiego w 1371 roku region Metohija był kontrolowany przez rodzinę Balšićów z Zeta, a od 1378 roku przez rodzinę Brankovićów. Region był również kontrolowany przez Księstwo Dukagjini, które było częścią Despotatu Serbskiego do 1455 roku, kiedy to zostało ono podbite przez Imperium Osmańskie.

Posiadłości rodziny Dukagjini w końcu XIV wieku; źródło: angielska Wikipedia.

Osmańskie zapisy katastralne z XV-XVI wieku, wskazują, że równiny Dukagjin były zamieszkane w tym okresie w większości albańskich chrześcijan. Ta albańsko-chrześcijańska większość regionu zajmowała się głównie rolnictwem i składała się zarówno z katolickich, jak i prawosławnych Albańczyków. Albańska antroponimia i onomastyka dominowały nad słowiańskimi, jest też wiele przypadków antroponimii mieszanej słowiańsko-albańskiej; to znaczy Albańczycy z elementami antroponimii słowiańskiej w wyniku ich nawrócenia na wiarę prawosławną. Ludność słowiańska tego regionu w tamtych czasach była w zdecydowanej mniejszości.

Najnowsza historia

Obszar ten został zajęty przez Królestwo Czarnogóry podczas pierwszej wojny bałkańskiej w 1912 r., z wyjątkiem obszaru Prizren, podbitego przez Królestwo Serbii. Podczas pierwszej wojny światowej Czarnogóra została podbita przez wojska austro-węgierskie w 1915 r. Państwa centralne zostały wyparte z Metohiji przez armię serbską w 1918 r. Następnie Czarnogóra dołączyła do Królestwa Serbii, po czym powstało Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Królestwo to zostało przekształcone w Jugosławię w 1929 r. Po napadzie państw Osi podczas II wojny światowej w 1941 r., nastąpił jej rozbiór, a region Metohija został włączony do Albanii kontrolowanej przez Włochów. Ci zatrudniali „Vulnetari”, czyli albańskich ochotników służących w milicji, by kontrolować wsie. Po kapitulacji Włoch w 1943 r. Niemcy przejęli bezpośrednią kontrolę nad regionem, wspierani przez lokalnych albańskich kolaborantów ( Balli Kombëtar ). Po licznych atakach serbskich czetników i partyzantów jugosłowiańskich Metohija została zdobyta przez siły serbskie w 1944 r. W 1946 r. stała się ona częścią serbskiej autonomicznej prowincji Kosowo i Metohija w ramach Demokratycznej Federacji Jugosławii.

xxxxxxxx

Z powyższej mapy wynika, że tereny, o które spiera się Serbia z Albanią, należały w końcu XIV wieku do feudalnych rodzin serbskich i albańskich, bo widoczna posiadłość Kastrioti, to albańska, bo Skanderbeg, to Gjergj Kastrioti Skënderbeu, bohater narodowy Albanii. Później przyszli Turcy i na prawie 500 lat ustanowili tu swoje rządy. W praktyce oznaczało to, że ci feudałowie, przynajmniej niektórzy, zmienili religię i przeszli na islam. Obecnie islam to około 60% populacji Albanii, chrześcijanie – 30%. W przypadku Kosowa 90% mieszkańców to Albańczycy, 7% – Serbowie. Widać więc wyraźnie, że proporcja ta jest znacznie gorsza, niż w samej Albanii. Jak to było możliwe, że na tereny, które są szczególne dla Serbów, i to prawdopodobnie nie ze względu na bitwę na Kosowym Polu, ale ze względu Metochię ( Metohiję), która oznacza po prostu własność monasteru, czyli klasztoru prawosławnego, napłynęło tak wielu muzułmanów?

Konflikt religijny jest o wiele bardziej niebezpieczny, niż konflikt etniczny, czy każdy inny, bo tylko on może wywołać emocje, które w pewnym momencie mogą stać się bombą z opóźnionym zapłonem. To dało o sobie znać w 1999 roku i wcale nie jest powiedziane, że za jakiś czas sytuacja nie powtórzy się.

Angielska Wikipedia pisze:

Albański katolik Gregor Mazrreku poinformował w 1651 r., że w zachodnim Kosowie było wcześniej wielu katolików, którzy przeszli na islam, aby uniknąć podatków i obciązen. W Suha Reka, gdzie wcześniej było 160 katolickich gospodarstw domowych, wszyscy mężczyźni przeszli na islam. Wielu katolików w Kosowie również przeszło na islam z powodu braku księży, nacisków władz osmańskich i cerkwi. Kościół katolicki w Kosowie był biedny, a katolików zmuszano do płacenia podatków Kościołowi prawosławnemu. Według Malcolma, w porównaniu z kościołem katolickim, serbski kościół prawosławny był większy, bogatszy, bardziej ugruntowany i bardziej uprzywilejowany, co było powodem mniejszej konwersji na islam.

Polska Wikipedia pisze:

Około XVII wieku wzrosła znacznie liczba ludności pochodzenia albańskiego w Metochii. Historycy uważają, że jest to efekt migracji ludności z terenów dzisiejszej Albanii, charakteryzującej się m. in. wyznawaniem islamu. Istnieją z pewnością dowody, wskazujące na migrację ludności – wielu Albańczyków w Kosowie posiada nazwiska zbliżone do mieszkańców Malësi, prowincji znajdującej się na północy Albanii. Dziś większość serbskich muzułmanów mieszka w regionie Sandżak w południowej Serbii oraz w północnym Kosowie. Historycy sądzą, że w Kosowie zamieszkiwała także znaczna liczba albańskich chrześcijan, którzy przeszli na islam.

W 1689 r. Kosowo dotknięte zostało przez wojnę austriacko-osmańską (1683–1699), która stanowi element historii Serbii. W październiku 1689 niewielka armia austriacka, dowodzona przez margrabię badeńskiego Ludwika Wilhelma, wdarła się do Turcji, zajęła Belgrad, następnie zaś dotarła aż do Kosowa. Wielu Albańczyków i Serbów zaciągnęło się do armii margrabiego Badenii, ale również wielu postanowiło walczyć u boku Turków przeciw Austriakom. Udana kontrofensywa osmańska zmusiła margrabiego Badenii do wycofania się do twierdzy w Niszu, potem do Belgradu, ostatecznie zaś przez Dunaj z powrotem do Austrii.

Wojska osmańskie zniszczyły i splądrowały dużą część Kosowa. Zmusiły do ucieczki z Austriakami wielu Serbów, w tym patriarchę Serbskiego Kościoła Prawosławnego Arsenije III. Wydarzenie to znane jest w serbskiej historii pod nazwą Wielkiej Wędrówki Serbów (serb. Velika seoba Srba). Według podań z epoki miały wziąć w niej udział setki tysięcy Serbów (współcześnie podawane są liczby od 30 do 70 tys. rodzin), co z kolei zaowocowało znaczącym napływem Albańczyków na opuszczone tereny Kosowa. Przekazy Arsenije III z tego okresu wspominają o 30 tysiącach uciekinierów, którzy udali się z nim do Austrii.

Współczesny konflikt albańsko-serbski ma swoje korzenie w wypędzeniu Albańczyków w latach 1877–1878 z terenów włączonych do Księstwa Serbii. Podczas i po wojnie serbsko-osmańskiej w latach 1876–78 od 30 000 do 70 000 muzułmanów, głównie Albańczyków, zostało wypędzonych przez armię serbską z Sandżaku w Niszu i uciekło do kosowskiego Vilayet. Według austriackich danych do lat 90. XIX wieku Kosowo było w 70% muzułmańskie (prawie całkowicie pochodzenia albańskiego) i mniej niż w 30% nie-muzułmańskie (głównie Serbowie). W maju 1901 roku Albańczycy splądrowali i częściowo spalili miasta Novi Pazar, Sjenica i Prisztina oraz dokonali masakry Serbów w rejonie Kolašina.

Kosowo w obrębie Imperium Osmańskiego w latach 1875-1878; źródło: Wikipedia.

Podczas I wojny bałkańskiej jesienią 1912 roku jednostki armii serbskiej wkroczyły na terytorium Kosowa i zaczęły tam ustanawiać własną administrację, w wyniku czego zostało zamordowanych około 25 tys. Albańczyków.

W wyniku ustaleń paktu londyńskiego w maju 1913 Kosowo oraz południowa Metochia stały się częścią Serbii, a północna Metochia – częścią Czarnogóry. W 1918 Serbia stała się częścią nowo powstałego Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. 24 września 1920 rząd Królestwa wydał dekret o kolonizacji ziem południowych. Kolonizacja miała zmienić niekorzystną dla Serbów strukturę etniczną Kosowa. W wyniku kolonizacji do Kosowa przybyło 12 000 rodzin serbskich, w większości nastawionej wrogo wobec ludności miejscowej. Terytorium Kosowa było jednym z najbardziej zaniedbanych ekonomicznie obszarów, znajdujących się w obrębie Królestwa, późniejszej Jugosławii. W początkach lat 30. w przemyśle, handlu i usługach było zatrudnionych 2,4% ludności Kosowa (w Jugosławii 15,8%).

xxxxxxxx

Przebiegając tak, nawet pobieżnie, historię Kosowa, nie sposób nie dojść do wniosku, że źródłem wszelkiego zła są różnice na tle religijnym i wyznaniowym, wynikające z istnienia wielu religii i wyznań. Ktoś jednak musiał doprowadzić do takiego stanu. Samo to się nie zrobiło. Jakby tego było mało, to w XIX wieku dorzucił do tego nacjonalizm, który najczęściej łączy się z jakąś religią czy wyznaniem. Mamy więc nacjonalizm serbski związany z prawosławiem, chorwacki – z katolicyzmem, albański – z islamem. Imperia podbijają mniejsze narody i narzucają im swoje warunki, skłócają jednych z drugimi poprzez faworyzowanie jednych i dyskryminowanie drugich. I w takiej sytuacji nienawiść dyskryminowanych zwraca się ku tym faworyzowanym, a nie przeciw temu, który skłócił. Do tego dochodzą jeszcze wysiedlenia i przesiedlenia, będące najczęściej skutkiem jakiejś wojny. A wszystkiemu temu musi jeszcze towarzyszyć jakaś ideologia np. Wielkiej Albanii, Wielkiej Serbii, Wielkiej Chorwacji, Wielkiej Bułgarii. Na naszym podwórku mamy do czynienia z Wielką Polską czy Wielką Ukrainą. Po co komu to potrzebne? Wszak „Wielka” oznacza, że komuś trzeba zabrać. Ideologia typowo konfrontacyjna, a więc wroga sąsiadom. Kto stworzył tę idiotyczną ideologię? I jakimi kryteriami się kierował, wybierając narody, którym ją zaszczepił? Jakoś nie słyszałem o Wielkich Czechach czy Wielkiej Szwajcarii, co oznacza, że chyba da się żyć w małym państwie.

A więc recepta na wywołanie konfliktu czy wojny może być przykładowo taka:

  • różnice na tle religijnym bądź wyznaniowym
  • nacjonalizm
  • faworyzowanie jednych kosztem drugich
  • wysiedlenia, przesiedlenia
  • ideologia „Wielkiej…”
  • Anglosasi jako czynnik skłócający i działający w imieniu swoich nieznanych przełożonych

Z tym wszystkim mamy już do czynienia w Polsce. Niektóre z tych elementów pojawiły się wraz z powstaniem I Rzeczypospolitej. Przechodzenie rusińskich i litewskich feudałów na katolicyzm było tym samym, czym przechodzenie albańskich feudałów na islam i motywy były te samie. W obu przypadkach zmiana wyznania czy religii wiązała się najczęściej z awansem na wysokie stanowiska w państwie.

Scena przygotowana, aktorzy w pogotowiu. Pozostaje tylko wybór odpowiedniego momentu.

Kosowo

Ostatnio znowu zrobiło się głośno o Kosowie w związku z próbą narzucenia kosowskim Serbom obowiązku umieszczania na swoich samochodach kosowskich tablic rejestracyjnych zamiast serbskich. Mocno to wzburzyło Serbów i doszło do wielu incydentów, co według wielu komentatorów może być zarzewiem nowego konfliktu. Póki co wycofano się z tego zamiaru i podjęcie decyzji ma nastąpić dopiero za miesiąc.

To już 23 lata (marzec 1999) od czasu, gdy NATO zaatakowało Serbię i pewnie mało kto pamięta ten konflikt. Gdyby jednak ktoś chciał wrócić do tamtych czasów i przypomnieć sobie, jak to było, to ze zdumieniem stwierdziłby, że przypomina on do złudzenia ten na Ukrainie. W obu przypadkach mamy do czynienia z secesją, czyli odłączeniem się części terytorium od państwa. W jednym przypadku, czyli w przypadku odłączenia Kosowa od Serbii, uznano to za słuszne. W drugim, czyli w przypadku odłączenia republik donieckiej i ługańskiej od Ukrainy, uznano to za niesłuszne. Żeby było śmieszniej, to jeszcze do niedawna kilkudziesięciu ukraińskich żołnierzy było obecnych w Kosowie w ramach sił NATO i strzegli tam porządku, z którym ich koledzy na Ukrainie walczą. Ktoś jednak zrozumiał absurd tej sytuacji i wycofał ukraińskich żołnierzy z Kosowa. W tamtym czasie wszystko, co złe, to Serbowie, obecnie – Rosjanie. I dzisiaj komentujący obecną sytuację w Kosowie negatywnie oceniają Serbów, bo to sojusznik Rosji. Totalna paranoja. Ale cóż, w takich czasach przyszło nam żyć i nic na to nie poradzimy.

Kiedyś pisałem o tym, że książki mają tę przewagę nad internetem, że raz napisane nie zmieniają się, nie można ich skasować jednym kliknięciem myszki. Owszem, można je spalić, ale spalić wszystkie jest trudno ze względu na rozproszenie właścicieli. A jeśli jeszcze dodamy do tego fakt, że książki często zmieniają właścicieli i często pożyczane nie są oddawane, to spalenie wszystkich książek nie jest możliwe.

W roku 2000 pojawiła się książka Stulecie kłamców Waldemara Łysiaka. Jedną z jej części „aNATOmia kłamstwa” poświęcił autor wojnie w Jugosławii, a konkretnie konfliktowi o Kosowo. Czytając dziś te fragmenty ma się wrażenie „powtórki z rozrywki”. Tak wiele analogii i podobieństw do wojny na Ukrainie, że nie sposób odnieść wrażenia, że to te same tajemne siły, które mieszały w bałkańskim kotle, mieszają teraz w ukraińskim kotle. Poniżej fragmenty z tej części:

Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii w 1945 roku; źródło: Wikipedia.

»O „Albańskim Kosowie”

Państwo serbskie powstało w IX wieku, a więc słowiańska Serbia jest rówieśniczką słowiańskiej Polski – ma około 1000 lat. Na terenie Kosowa Słowianie osiedlali się już VII wieku, stąd – mimo dzisiejszej muzułmanizacji tego regionu – 98% nazw geograficznych Kosowa ma źródłosłów słowiański. Kosowo w XII wieku stało się integralną częścią, a dwa wieki później centralną częścią państwa serbskiego, pełną miast, wsi, zamków tudzież chrześcijańskich monastyrów i kościołów. Od tamtej pory Serbowie nigdy nie przestali mówić, że ziemia kosowska jest „kolebką narodu serbskiego”. Jej utrata staje się dla nich tym samym, czym dla Polaków byłaby utrata ziemi krakowskiej lub gnieźnieńskiej.

Jest Kosowo dla Serbów również ziemią świętą – głównie terenem narodowej i religijnej martyrologii. Tam Serbowie próbowali zatrzymać muzułmański „potop”. 28 czerwca 1389 roku 40 tysięcy serbskich witezi przyjęło przedśmiertną komunię świętą wokół kościoła Samodrerza i stanęło na Kosowym Polu przeciwko 120 tysiącom Turków. Nie mieli żadnych szans i nie mieli złudzeń – wiedzieli, że zginą. Lecz mieli świadomość konieczności swej ofiary dla obrony krzyża i państwa. Zginęli co do jednego, a Kosowe Pole zostało ich ciałami uświęcone jako serbskie Termopile. W kwietniu roku 1982 serbski kler ogłosił (tekstem o serbskich sanktuariach), że „dla narodu serbskiego nie ma droższego słowa niż Kosowo, ani cenniejszej rzeczywistości niż Kosowo, ani wspanialszego sanktuarium niż Kosowo święte”.

Napływ muzułmańskich Albańczyków do Kosowa zaczął się po klęsce antytureckiego buntu Serbów (1689) i wzmógł w stuleciu XIX, bo wtedy Serbia toczyła szczególnie ciężkie walki o wyzwolenie, więc Turcy chcieli tu mieć sprzymierzeńców. Zgodnie z planem Stambułu – imigranci (kosowscy Albańczycy) chętnie brali udział w zwalczaniu narodowo-wyzwoleńczej walki Serbów; chętnie i okrutnie – już wtedy okrucieństwo Albańczyków było ich cechą przysłowiową.

Serbia odzyskała niepodległość w roku 1878, lecz bez Kosowa, dlatego przez następne dekady Turcy dalej masowo zaludniali Albańczykami „kolebkę serbskiego narodu”. Gdy armia serbska wyzwoliła wreszcie Kosowo (1912) i gdy wróciło ono do serbskiej macierzy (1913) – nie stało się areną zemsty zwycięzców; muzułmanom dano pełną swobodę religii i kultury. Odwdzięczyli się po swojemu trzy dekady później, kiedy Kosowo zostało zajęte przez wojska Hitlera i Mussoliniego. Nigdzie w Europie naziści i faszyści nie znaleźli równie chętnych sprzymierzeńców, co wśród bałkańskich muzułmanów (Albańczyków i Bośniaków). Notabene Europejczycy nie pamietają już o tym, że Hitler był idolem całego świata muzułmańskiego właśnie za to, że masakrował chrześcijańsko-żydowską Europę (a Polacy nie pamiętają o tym, że wrześniowa klęska i kapitulacja państwa polskiego była w stolicach muzułmańskich fetowana jak święto narodowe – wybuchem entuzjazmu!).

Włączone przez hitlerowców i faszystów do „Wielkiej Albanii” – Kosowo stało się muzułmańską rzeźnią eksterminującą Serbów. Komanda albańskich oprawców zwanych „ballistami” (oddziały Balli Combetar), jak również muzułmańskie dywizje Waffen SS (bośniackie Hanczar i Kama, albańska Skanderbeg) wymordowały kilkanaście tysięcy Serbów (nigdy nie policzono dokładnie ofiar), a ponad 100 tysięcy Serbów zdołało uciec z Kosowa. Na ich miejsce Hitler i Mussolini sprowadzili tyle samo (ponad 100 tysięcy) Albańczyków z Albanii, co stało się fundamentem późniejszej (powojennej) silnej przewagi etnicznej Albańczyków w Kosowie.

Bohatersko walczący z Hitlerem Serbowie zbudowali po wojnie nową Jugosławię, znowu nie mszcząc się na Albańczykach, tylko dając Kosowu – mocą konstytucji – bardzo szeroką autonomię, obejmującą m.in. sądownictwo i struktury władzy wykonawczej. Przedstawiciele Kosowa zasiadali we władzach Federacji i mogli podejmować samodzielne decyzje bez zgody rządu Republiki Serbii. Muzułmanie zaś mogli nie tylko bez przeszkód krzewić swoją kulturę i wyznawać swój kult, ale i regularnie zwiększać na swoją korzyść dysproporcję liczbową między nimi a kosowskimi Serbami. Zwiększali dubeltowo – metodą szybszej rozrodczości i metodą stałego nacisku na swych serbskich sąsiadów. Tylko w latach 1968-1988, przy cichym wsparciu lokalnych albańskich urzędników, zmuszono do opuszczenia Kosowa aż 220 tysięcy Serbów, dzięki czemu liczba muzułmanów wzrosła aż do 74% wszystkich mieszkańców Kosowa (jak podaje „Mała Encyklopedia PWN” 1995). Kolejne fale emigracji Serbów zostaną spowodowane zbrojnym terrorem albańskim, co da muzułmanom przewagę 80:20 (80%, choć propaganda NATO mówiła aż o 90%). „New York Times”, potępiający Serbów i piętnujący rzekome czystki etniczne Miloševicia, zapomniał już, że 18 lat temu (1982) piętnował kosowskich Albańczyków, którzy „wypędzają Serbów z ich domów”.

Serbski socjolog, A. Djilas, zadał na łamach „Die Zeit” pytanie: „Dlaczego Albańczycy nie chcieli korzystać z demokratycznych praw, jakie oferowała im autonomia? Mogli z niej korzystać pełnymi garściami. Dlaczego im to nie odpowiadało?”. Autonomia, chociaż tak szczodra, że trudno znaleźć gdzie indziej podobną – nie odpowiadała kosowskim muzułmanom, bo rozzuchwalił ich właśnie jej zakres. Zgodnie z „regułą Tocqueville’a” – bunty wybuchają nie tam, gdzie panuje terror, lecz tam, gdzie panuje liberalizm, a zwiększenie obszaru wolności zwiększa potencjalną groźbę buntu. Duża autonomia dla będącej w Kosowie większością populacji albańskiej pchnęła tę „mniejszość etniczną” ku idei oderwania Kosowa – zabrania Kosowa Serbom i przyłączenia go do Albanii. Na to Serbowie nie chcieli się godzić, tak jak Polacy przez dziesiątki lat nie zgadzali się oddać Niemcom ziemi wielkopolskiej.

O przyczynach konfliktu

Dla tragedii Kosowa kluczowym (źródłowym) kłamstwem była rozpowszechniana przez NATO niby dogmat fałszywa wersja przyczyn konfliktu. Brali w tym udział zachodni politycy najwyższego szczebla, choćby premier Wielkiej Brytanii, rasowy lewak T. Blair, dla którego zawsze było jasne, że dobrzy są kosowscy muzułmanie, a źli są Serbowie. Kilka miesięcy po wojnie (październik 1999) J. Laughland wyartykułuje cierpko na łamach „Spectatora”: „Prymitywny manicheizm stosowany przez Blaira w czasie tej wojny odbiegał bardzo daleko od rzeczywistego stanu”.

NATO-wska wersja przyczyn, dla których pakt „musiał” wszcząć wojnę, brzmiała tak: w 1990 roku źli Serbowie ni stąd ni zowąd skasowali autonomię Kosowa i zaczęli okrutnie prześladować kosowskich Albańczyków, co pchnęło tych biednych muzułmanów do walki o życie i godność, a wówczas gang Miloševicia wszczął ludobójcze „czystki etniczne”, więc NATO musiało spuścić ze smyczy miotających bomby i rakiety lotników. Kropka. Tymczasem prawda jest zupełnie inna: wojnę – mile widzianą przez państwa pragnące „spożyć” swoje stare zapasy broni i amunicji, testować swoje nowe maszynki militarne i pichcić swoje nowe polityczne zupki w „bałkańskim kotle” (głównie USA i Niemcy) – zdetonowali albańscy dywersanci i kosowscy muzułmańscy secesjoniści, lekceważąc autonomię i wprowadzając krwawy antyserbski terror obliczony właśnie na wywołanie międzynarodowego konfliktu. Jego długofalowym celem była od samego początku secesja Kosowa i przyłączenie go do Albanii.

Pierwsze symptomy można było obserwować w 1981 roku. Kosowscy Albańczycy demonstrowali wówczas, żądając, by status okręgu autonomicznego zamieniono na status republiki. Kilka lat później status federacyjnej republiki przestał być ich marzeniem – coraz głośniej zaczęli się domagać niepodległości („wyzwolenia od Serbów”). W 1989 jeden z radykalnych muzułmańskich przywódców, zwany „albańskim Mandelą” A. Demaci, ogłosił, że Albańczycy utworzą powstańcze wojsko, które zabierze Serbom Kosowo, odrywając prowincję od Federacji Jugosłowiańskiej. Tego było już Belgradowi za wiele. 5 lipca 1990 parlament Serbii nie tyle likwiduje, ile ogranicza autonomię Kosowa i rozwiązuje kosowską izbę reprezentantów, jednak zostawia Albańczykom dużo swobód. Lecz Albańczycy nie chcą już swobód, chcą tylko jednej swobody – swobody oderwania od Kosowa.

Rezygnacja muzułmanów z ich wcześniejszych praw autonomicznych, a później oficjalna dewaluacja autonomii przez Serbię, spowodowały najpierw „wojnę wyborczą”, a dopiero potem ogniową. Konstytucja jugosłowiańska gwarantowała muzułmanom z autonomicznego Kosowa 30 miejsc (na 250) w parlamencie Serbii, 12 miejsc (na 178) w parlamencie Federacji, i 80% miejsc w lokalnym (kosowskim) zgromadzeniu. Osłabiwszy niekochaną autonomię muzułmanie zorganizowali sobie nielegalne własne wybory (1991), własny (nielegalny) parlament, a I. Rugovę wybrali na prezydenta niezależnego albańskiego państwa pt. Republika Kosowo. Równocześnie zaczął się totalny bojkot Belgradu – przestali płacić podatki, uznawać serbski za język urzędowy, zgłaszać się do wojska, chodzić do szkół. Zaczęli organizować własne szkolnictwo i myśleć o utworzeniu własnego wojska. „Serbia nie mogła tolerować takiego sabotażu” – pisze V. Stamenković. Żadne normalne państwo nie mogłoby tolerować takiego sabotażu uprawianego przez „narodową mniejszość”.

Wszechstronnemu sabotażowi towarzyszyły coraz bardziej intensywne i coraz bardziej zbrodnicze działania terrorystyczne. O ie w roku 1991 kosowscy terroryści muzułmańscy dokonali 11 bandyckich ataków na serbskie urzędy, na policję serbską i na serbskich mieszkańców Kosowa – o tyle w latach 1996 i 1997 odnotowano już powyżej 30 zamachów rocznie. Było to zresztą jedynie preludium. W roku 1998 Albańczycy kosowscy wzniecają wojnę totalną – ich Armia Wyzwolenia Kosowa (UÇK) dokonuje aż 1885 aktów terroru (ponad 5 zamachów dziennie)! Kosowo spływa serbską krwią, przelewaną czysto prowokacyjnie – chodzi o wzbudzenie serbskich represji i w efekcie kontrrepresji ze strony Zachodu. Nie będą tego negować nawet przychylni Albańczykom komentatorzy. Wróg Serbów, zwolennik akcji NATO, F. Schlosser, przyznał na łamach „Le Nouvel Observateur”: „Zbrojne grupy, które zachód jeszcze pół roku temu zwał «terrorystycznymi», zaczęły dokonywać śmiertelnych zamachów na serbskich policjantów i urzędników, prowokując przez cały 1998 rok represje”.

Muzułmański bandytyzm wymierzony przeciw serbskim oficjałom, lecz najwięcej strachu wzbudzający wśród kosowskich cywilnych Serbów (serbscy mieszkańcy Kosowa znowu zaczęli exodus do Republiki Serbskiej) – jakoś niezbyt interesował zachodnią opinię publiczną. Może dlatego, iż zachodnie media nie poświęcały mu większej uwagi. Natomiast serbskie akcje odwetowe wzbudziły furię Zachodu. Może dlatego, iż zachodnie media potrafiły wybornie tę pacyfikację demonizować. Niewiele liczących się zachodnich głów umiało ocenić sytuacje tak trzeźwo, jak to zrobił francuski generał P. Font: „Ograniczenie autonomii Kosowa i represje wobec separatystów były desperackim odruchem, mającym powstrzymać dalszą dezintegrację tego, co zostało z Jugosławii”.

„Desperacki odruch” Serbów pragnących chronić „kolebkę serbskiego narodu” przed secesją – został ukarany gradem NATO-wskich bomb. Robert, student Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, zadał na łamach studenckiego pisma „Redakcja – Tygodnik Myśli” bardzo celne pytanie: „Dlaczego każde państwo członkowskie NATO może bronić swojego kraju przed żądaniami separatystycznymi, a Serbom się tego odmawia?”. I dodał: „Państwa uczestniczące w agresji na Jugosławię stały się sojusznikami albańskich terrorystów-separatystów”.

O prawomocności agresji

Supermocarstwa czasami potrzebują alibi. Dla stworzenia pozorów legalności swego postępowania NATO zawezwało Serbię i albańskich separatystów do stołu „rokowań pokojowych” w Rambouillet (styczeń 1999), gdzie Serbom przedstawiono warunki z góry obliczone na sprzeciw. Traktat, jaki kazano im podpisać, nie tylko groził secesją Kosowa już za trzy lata (mocą kosowskiego referendum), lecz i… obsadzeniem całej Jugosławii wojskami NATO. Była to tak piramidalna hucpa, że wzbudziła później ostrą krytykę znanych dyplomatów i komentatorów politycznych całego globu, również w krajach NATO-wskich. H. Kissinger dla „Newsweeka”: „Dyplomatyczne rozwiązania proponowane przez kraje demokracji winny mieć ręce i nogi. Rambouillet nie spełniało tego wymogu”. M. Dobbs dla „The Washington Post”: „Rambouillet planowało co najmniej trzyletnią okupację NATO-wską całej Jugosławii!”. Notabene – „bandyckie paragrafy Rambouillet” ujawniła dopiero 18 kwietnia włoska deputowana Parlamentu Europejskiego, L. Castellina (wcześniej były one skrywane przed zachodnioeuropejską i amerykańską opinią publiczną!). Serbowie nie mogli – rzecz prosta – przyjąć takiego dyktatu i (zgodnie z premedytacją „dyktatorów”) traktatu nie sygnowali. Plan się powiódł – NATO miało wolne ręce do „słusznej interwencji”. I bomby oraz rakiety runęły na całą Jugosławię.

Niewiele brakowało, by „sztuczka z Rambouillet” przestała być dobrym alibi, gdyż mimo nacisków Albańczycy… też nie chcieli podpisać NATO-wskiego dokumentu! Zrobili to dopiero 18 marca w Paryżu. „Madeleine Albright dosłownie uklękła przed przywódcami UÇK, to był poniżający widok – wspomina jeden z obecnych. – Paliła się do bombardowań, a bez podpisu Albańczyków nie było to możliwe, bo nie dawało ustawić bariery między ‘miłymi’ Albańczykami i ‘piekielnymi’ Serbami”. („Der Spiegel”).

Bezprawna (bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ) agresja NATO przeciwko Jugosławii była zarazem agresją przeciwko wszelkim konwencjom międzynarodowym (choćby przeciwko artykułowi 52 Konwencji Wiedeńskiej), co musiało spowodować gniew światowych autorytetów i komentatorów. Były premier Australii, M. Fraser (dla „IHT”): „NATO wszczęło tę wojnę nie tylko bez zgody ONZ-u, ale gwałcąc i swoje własne przepisy – Kartę NATO! Według standardów międzynarodowych jest to działanie całkowicie nielegalne. Czy łamanie prawa ma się zwać praworządnością, gdy robi to silniejszy?”. Dzięki szpaltom hiszpańskiego „El Pais” zabrało głos wielu ekspertów, m.in. światowej renomy prawnik R. Falk („USA stały się torturującym oprawcą – grają rolę bezmyślnego zbira”), znany eseista E. Said („Clinton, nawet według praw amerykańskich, pogwałcił konstytucję rozpoczynając wojnę bez zgody Kongresu”) czy I. Sotelo („Jugosławia ma całkowitą rację. Za tym rugowaniem prawa przez rzekomą sprawiedliwość kryją się ciemne interesy agresorów”).

Ciemne interesy agresorów” znalazły wszakże znaczących adwokatów. Głośny polityk, Z. Brzeziński, szybko uznał, że „suwerenność państwowa nie może być najwyższym nakazem” wobec „prymatu praw ludzkich”. Dyrektor sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badania Problemów Pokoju, A. D. Rotfeld, stwierdził: „Integralność nie może już mieć najwyższego priorytetu (…) Zasada nieingerencji w sprawy wewnętrzne również wymaga korekty na rzecz praw człowieka”. Etc., etc. Jakby chcąc zaprzeczyć opinii pisma „The Nation”, że wojnie Paktu przeciw Jugosławii „brakuje nie tylko prawnego, ale i moralnego uzasadnienia” – wodzowie agresji (Clinton, Blair, Chirac, Schröder, Solana, Prodi e tutti quanti) bez ustanku machali imperatywem moralnym pt. prawa człowieka nade wszystko!

Bezprawność antyserbskiej wojny NATO to już tylko fakt historyczny. Czymś gorszym jest stworzenie bandyckiego precedensu w stosunkach międzynarodowych przez dowolne interpretowanie paragrafów konwencyjnych i kanonów etycznych, vulgo: przez zastosowanie tak modnego wśród lewaków relatywizmu moralnego do polityki międzynarodowej. Jeszcze raz cytuję dyrektora Rotfelda (tego od Badania Problemów Pokoju) udzielającego wywiadu „Niezawisimoj Gazietie”: „Realia życia międzynarodowego wymagają rozszerzonej interpretacji zasady samookreślenia…”. Bardzo dowcipne. „Realia życia międzynarodowego” mogą co raz to skłaniać silniejszych, aby – bez zgody ONZ-u – napadali słabszych wskutek własnej interpretacji pojęć takich jak „prawa człowieka”, „suwerenność” czy „integralność”. „Prawa człowieka” są tu najporęczniejsze. O plastyczności (rozciągliwości) tego terminu pisał już w roku 1790 wybitny konserwatywny filozof angielski, E. Burke. Któż może wiedzieć, kiedy kłopoty wewnętrzne jego kraju staną się przyczyną agresji z zewnątrz prowadzonej pod wzniosłym sztandarem „praw człowieka”?

O wiarygodności informacji

Główny rzecznik prasowy NATO, J. Shea, stał się gwiazdorem mediów, gdyż codziennie dawał dziennikarzom świeże informacje „z frontu”. Prawie wszystkie kłamliwe. Shea miałby dużo szans w konkursie na „barona Münchhausena” wieku XX. Były sekretarz obrony w konserwatywnym rządzie pani Thatcher, A. Clark, podczas tej wojny stwierdził nie bez racji, że propaganda militarna NATO oraz media wszystkich krajów NATO oszukują własne społeczeństwa prezentując wypaczony obraz konfliktu przeinaczając fakty, zafałszowując rzeczywistość bez żadnych skrupułów.

Profesor nowojorskiego Columbia University, E. Said, dla „El Pais”: „Chorobliwość sytuacji zwiększał fakt, że dziennikarze opowiedzieli się po stronie NATO, miast wypełniać swój święty obowiązek – bezstronnie informować. Stali się więc subiektywnymi kibicami nonsensów i okrucieństw tej wojny. W ciągu 79 dni wysłuchałem 30 konferencji prasowych NATO, podczas których dziennikarze zadali ledwie 5 czy 6 pytań kwestionujących głupoty, jakie opowiadali Shea, Robertson i najgorszy z nich wszystkich, Solana, eks-socjalista, który stał się marionetką NATO (…) Nikt nie rzucił pytania, czy Trybunał Międzynarodowy, zwący Miloševicia zbrodniarzem, zastosuje te same kryteria wobec Clintona, Blaira, Albright, Clarka i wszystkich pozostałych, u których zbrodniczy cel wziął górę nad wszelkimi zasadami przyzwoitości i prawami wojny (…) Co gorsza – media bardzo skąpo lub wcale nie informowały o niepopularności tej wojny w wielu krajach, m.in. w USA, Włoszech, Niemczech i Grecji”.

O „ludobójstwie dokonanym przez Serbów”

Wśród wszystkich kłamstw „urabiających opinię publiczną” świata – najpotworniejszym była (szerzona przez NATO, przez wielu zachodnich „mężów stanu” i przez media globu) teza o ludobójstwie: Serbowie stosują „czystki etniczne”, masowo mordując kosowskich Albańczyków. Z łamów i głośników płynęła nieustająca fala zapewnień o serbskich zbrodniach – o istnym holocauście muzułmanów kosowskich.

Już 25 kwietnia francuskie pismo „Marianne” poinformowało rodaków, że pewien francuski instytut wywołał wściekłość rządu socjalisty Jospina, ponieważ rezultaty badań tej placówki nie wtórowały „zamówieniu” na antyserbskość. „Od tendencyjnych informacji do tendencyjnych pytań sondażowych – wszystko służy bezdowodowemu demonizowaniu Serbów” – konkludowało „Marianne”. Ale gdy telewizja codziennie ukazywała domy „spalone przez Serbów”, płaczące matki i dzieci „wygnane przez Serbów”, tudzież wywiady z Albańczykami opowiadającymi o tych wszystkich „serbskich zbrodniach” – Francuz zaczynał w to wierzyć. Cytuję kawałek relacji A. Gwiazdy goszczącego wówczas w Paryżu (tygodnik studencki „Reakcja”): „Telewizja napycha się do przesytu widokiem uchodźców i niezidentyfikowanych obiektów leżących obficie polanych sosem pomidorowym. Racji strony serbskiej – po prostu się nie przedstawia”.

Kiedy już NATO opanowało Kosowo zaczęły się mnożyć „dowody serbskiego ludobójstwa” – odkopywane po całym Kosowie „groby zbiorowe”, na czele z dwoma rekordowymi: koło miejscowości Ljubenic i w szybach kopalni Trepča. Telewizje ukazywały jakieś indywidualne szczątki, podając równocześnie przypuszczalne bilanse ofiar takim tonem, jakby podawały sprawdzone liczby (Ljubenic – „350 ciał”, Trepča – „około 700 ciał”, itd.). Jednak – dziwna rzecz – nigdy później nie wracano z kamerami do owych „największych masowych grobów”, by ukazać stosy ekshumowanych trupów zamiast wcześniejszych pojedynczych „niezidentyfikowanych obiektów leżących”, mimo że Kosowo zostało zalane i przez rozliczne telewizje świata, i przez międzynarodowe komisje złożone z ekspertów medycyny sądowej pracujących dla Trybunału ds. Zbrodni w byłej Jugosławii.

Wszystkie „masowe groby Albańczyków” okazały się łgarstwem NATO-wskiej propagandy. W Ljubenic znaleziono kilka ciał, w Trepičy – żadnego! Jesienią 1999, gdy kończono przeczesywanie Kosowa, pracujący tam hiszpański ekspert policyjny, J. L. Palafox, resumował „urobek”: „Mieliśmy znaleźć dziesiątki tysięcy trupów. Łącznie znaleźliśmy 187 trupów różnych narodowości i wracamy do domu. Wszystko to jest, delikatnie mówiąc, niepoważne”. Rozeźleni dziennikarze rzucili się więc do wzmiankowanego Trybunału (notabene często krytykowanego za tendencyjną antyserbskość), by spytać o mistyfikacje ze „zbiorowymi grobami Albańczyków mordowanych przez Serbów”. Rzecznik głównego prokuratora Trybunału, P. Risley, musiał przyznać, wstydząc się: „Cóż… no… liczba mogił nie była taka duża… nie znaleziono zbyt wielu ciał…”. Teksaski Ośrodek Analityczny Stratfor ustalił, że na terenie Kosowa znaleziono po wojnie ledwie kilkaset trupów, a spora ich część to były serbskie ciała, ofiary zbrodni Albańczyków. Jeśli chodzi o tak mocno nagłaśniane wcześniej przez media „serbskie zbrodnie” i „masowe groby muzułmanów” – to 25 października „The Spectator” zbilansował definitywnie: „Eksperci różnych branż potwierdzili, że te dramatyczne informacje były czystą fantazją”.

O „partyzantce wyzwoleńczej”

W Kosowie były trzy strony konfliktu: Serbowie jako ci „z definicji” źli (eks-premier Australii, M. Fraser, dla „ITH”: „Podczas całej tej tragedii niesprawiedliwie demonizowano Serbów, zwalając na nich odpowiedzialność za całe bałkańskie zło”) oraz ci „z definicji” dobrzy: NATO (jako antyserbska żandarmeria międzynarodowa) i UÇK (jako „albańscy bojownicy o wolność” vel „kosowscy partyzanci muzułmańscy przeciwstawiający się antyalbańskim represjom Serbów”). Przyjrzyjmy się tym „bojownikom” bez serwowanych całemu światu kłamstw NATO.

UÇK jest dzieckiem albańskiej mafii narkotykowej, której matecznik to właśnie Kosowo, a ojcowie-założyciele to starszyzna klanu Jashari. W ostatniej dekadzie XX wieku mafia ta opanowała całą Europę (od Skandynawii po Włochy), stając się największym przestępczym klanem kontynentu – gangiem, przy którym włoska „ośmiornica” uległa degradacji do drugiej ligi (według Observatoire Geopolitique des Drogues – Albańczycy kontrolują 60% europejskiego rynku narkotykowego). Tej paneuropejskiej dominacji „kosowskich Albańczyków” „Der Spiegel” poświęcił ostatnio (1999) parukolumnowy tekst, uwypuklając ich wielobranżowość (od lokali rozrywkowych po prostytucję i narkotyki), ich zwyrodniałe okrucieństwo (ucinanie głów wrogom i nie swoim czyli – jak mówi albańska przyśpiewka – „nie ludziom”) oraz masowe eksploatowanie przez nich dzieci: „W Szwajcarii albańskie dzieci transportują narkotyki za pomocą szkolnych tornistrów (…) We Włoszech czy Grecji perwersyjny seks oferują małe albańskie dziewczynki, tak długo brutalnie gwałcone przez rodaków, aż posłusznie robią co im się każe”. „Der Spiegel” nie omieszkał też stwierdzić, że „albańska mafia narkotykowa finansuje UÇK”.

Zanim mafia Albańczyków stała się sponsorem muzułmańskich terrorystów-secesjonistów chcących wyrwać Serbom Kosowo – musiała utworzyć tę „partyzantkę”. Miało to miejsce w roku 1996 – ekstremiści kosowscy (głównie z klanu Krasniqi) powołali UÇK czyli Wojsko Wyzwolenia Kosowa vel Wyzwoleńczą Armię Kosowa. Radykalne „wyzwalanie” zaczęło się od eksterminacji gangsterskiego odłamu klanu Jashari przez policję serbską na początku 1998 roku (takie właśnie rozprawy z narkotykowymi gangsterami lewackie media globu i rzecznicy NATO przedstawiali później jako „serbskie represje” i „dręczenie Albańczyków”).

Od samego początku działalność UÇK zdominowały dwa bliźniacze rodzaje aktywności – terroryzm i narkobiznes. Terroryzm nie tylko wobec Serbów (mordowanie urzędników, policjantów, żołnierzy, lekarzy, nauczycieli itd. – co detonowało serbski odwet, zwany później „represjami” i „czystkami etnicznymi”), lecz i wobec współbraci nie chcących uprawiać bandytyzmu.

O szkoleniach terrorystycznych wewnątrz baz i poligonów sąsiedniej Albanii, i o dużym procentowo udziale w UÇK muzułmańskich kondotierów z Azji i Bliskiego Wschodu – również było cicho. Waszyngtonowi – zawsze tak ostro piętnującemu terroryzm libijski, syryjski czy palestyński – jakoś nie przeszkadzało, że „UÇK jest powiązane z głośnym międzynarodowym terrorystą muzułmańskim, Osamą bin Ladenem” (co ustalił wywiad izraelski, a rozkolportowała Associated Press), mimo że bin Laden zamordował już tylu Jankesów! Polityczny „klucz bałkański” jest ważniejszy i od terroryzmu, i od narkobiznesu.

O „zwycięstwie sprawiedliwości”

Gdy już bombowce NATO zniwelowały Serbię „równo z trawą” (od prawie wszystkich mostów do dużej liczby szpitali) – Serbia padła. Rzecznicy NATO, politycy i dziennikarze ogłosili triumf sprawiedliwości. Kosowo zobaczyło NATO-wskie „wojska pokojowe” (KFOR), wypędzeni przez bombardowania uchodźcy albańscy wrócili, a UÇK poczuła się w Kosowie władzą absolutną i zaczęła masowo rżnąc kosowskich Serbów, ci zaś panicznie emigrować. Przeciwdziałanie KFOR-u było śmiechu warte – UÇK bezkarnie mordowała serbskie niedobitki. Co widząc – proalbańskie media globu poczuły się „z ręką w nocniku”. Wtedy bowiem zrozumiały, kto tu naprawdę robi „czystki etniczne” – w Kosowie wielu Serbów wymordowano, a jeszcze większą liczbę wypędzono. I ruszyła lawina prasowych złorzeczeń:

Odkąd wojna się skończyła, UÇK i jej «zorganizowana przestępczość»zawładnęły Kosowem bez reszty. Datowany 11 sierpnia raport nowojorskiej organizacji Human Rights Watch mówi, iż od chwili wkroczenia do Kosowa wojsk NATO (połowa czerwca 1999) wypędzono stamtąd 164 tysiące Serbów (!) i zamordowano 800 Serbów. Później International Crisis Group oszacowała liczbę morderstw popełnianych przez Albańczyków na średnio 30 tygodniowo (…) Czy więc NATO, które wcześniej potępiało Serbię bez dowodów – mając teraz dowody potępi samo siebie? A jeśli tak – to kto miałby ukarać NATO za cały ten dramat?” („International Herald Tribune”).

Wyzwolone” Kosowo miało być według Albańczyków wyzwolone całkowicie, czyli secesjonistycznie. Nie o żadne ludzkie prawa tam chodziło, tylko o granice i o zabranie Serbom ich pradawnego sanktuarium. Hasło: „Kosova – sobstvenna derżawa” stanowiło preludium dla hasła „Wielka Albania”, głoszonego najpierw za okupacji włosko-niemieckiej (1941-1944, kiedy Albańczycy tworzyli dywizje SS, będąc sprzymierzeńcami okupantów); później w latach 80-ych przez LPK (goszystowską bojówkę kosowskich Albańczyków, którą finansował głośny stalinowski dyktator Albanii E. Hodża); jeszcze później przez UÇK. Dla wodzów UÇK (H. Thaci i jego zastępca S. Shali) „Wielka Albania” to dzisiejsza Albania plus część dzisiejszej Czarnogóry, część dzisiejszej Serbii i część dzisiejszej Macedonii, plus Kosowo.

Powstanie „Wielkiej Albanii” ukoronuje rozpad Jugosławii, który dokonał się ze schyłkiem stulecia. Wersja oficjalna głosi, że się dokonał wskutek działania naturalnych sił odśrodkowych, stymulowanych przez konflikty międzyplemienne (międzynarodowe) i religijne (Katolicyzm-Prawosławie-Islam). Wersja nieoficjalna mówi o polityce niemieckiej, która – uzyskawszy wsparcie Waszyngtonu – czyniła wszystko, by region został zdestabilizowany, a Jugosławia rozczłonkowana. Mając do dyspozycji informacje francuskiego wywiadu, generał P. Font, były szef planowania strategicznego we francuskim sztabie generalnym, stwierdził (na łamach „Le Figaro”), że Niemcy, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych, „dokonali siłą rozbioru Jugosławii, czego ukoronowaniem była dla Amerykanów secesja bośniacka, a dla Niemców chorwacka i zwłaszcza słoweńska”.

O „antyserbskiej solidarności świata”

Świat nigdy nie był masowo zwrócony ku kosowskim Albańczykom (może niezbyt wierzył w te „prześladowania” nagłaśniane za pomocą mediów), więc nie musiał się specjalnie odwracać. Nigdy – wbrew twierdzeniom prominentów i propagandzistów NATO – nie istniała antyserbska solidarność społeczeństw europejskich. I nie znalazłoby się zbyt dużo tej solidarności także u Polaków, chociaż dzisiejsza Polska jest karmiona propagandą antyserbską, a to, co nas z Serbami łączy, jest przemilczane. Kto dzisiaj w Polsce pamięta, że dwa narody, które najmocniej powstrzymywały agresję muzułmańskiego półksiężyca na Europę chrześcijańską – to Serbowie i Polacy? Kto pamięta, że Serbowie zawsze byli gorącymi przyjaciółmi Polski udręczonej gehenną, niewolnej, katowanej? Kto pamięta, że XIX wiek był stuleciem polskich i serbskich zrywów narodowo-wyzwoleńczych, a okrwawieni emigranci znad Wisły zawsze znajdowali w serbskim domu gościnę, opiekę i refleksję współczującą? Kto pamięta, że Serbowie uczynili hymnem Jugosławii hymn Polaków – tak, „Mazurek Dąbrowskiego”! – dodając tej melodii swój własny, serbski tekst (dzieje świata nie znają podobnego przypadku!)? Kto pamięta, że podczas II Wojny Światowej dwie najsilniejsze partyzantki stworzyli Serbowie i Polacy? Wreszcie kto pamięta, że Albańczycy wraz z całym islamem świętowali zdobycie Polski przez III Rzeszę, i później tworzyli dywizje SS dla wspomagania Niemców?

A propos Niemców – cytowany już generał P. Font, lansując (na łamach „Le Figaro”) tezę o Niemcach i Amerykanach jako głównych architektach rozbioru Jugosławii, tak tłumaczył motywacje Niemców: „Inspirowana przez Niemcy polityka budowania Europy federacyjnej, regionalistycznej, przy równoczesnym osłabianiu roli państw, nakręca spiralę secesjonizmu, czego zalążki są aż nadto widoczne. Jeśli ten plan się powiedzie – wiek XXI będzie stuleciem dezintegracji”. Konkludując Font rzucił pytanie: „Komu to otwarcie puszki Pandory przyniesie największy zysk?”. Odpowiedź zna przede wszystkim Polska, której tzw. „Ziemie Zachodnie” (tudzież Śląsk i część tzw. „Prus Wschodnich”) budzą permanentny, choć formalnie tajony rewizjonizm Niemców. Polacy mają prawo obawiać się, że cała niemiecka polityka dezintegrowania Bałkanów, towarzysząca integrowaniu Europy „regionów gospodarczych” ważniejszych niż państwa (ojczyzny) – buduje fundament przyszłego kolejnego rozbioru Polski (rozbioru w ramach „powrotu do niemieckiej macierzy” kilku ziem, które są dzisiaj częściami Rzeczypospolitej).

Polskiemu MSZ-owi: panowie „europejczycy” – nie łudźcie się, że zbudujecie antyserbską solidarność Polaków. Służąca secesji ziem opanowanych przez mniejszości narodowe antyserbskość światowych „liberalnych” elit politycznych może bowiem kiedyś – jeżeli Font i Łysiak mają rację – przełożyć się na antypolskość.«

Czy zatem Polacy mają bliżej do Serbów, czy do Ukraińców? A czy Ukraińcy mają bliżej do Polaków, czy do Albańczyków? Tu nie ma złudzeń! A czy to oznacza, że za jakiś czas Polacy podzielą los Serbów? Bardzo niebezpiecznie dla nas bawią się panowie Żydzi.