Rozproszenie i asymilacja

W swoich blogach podkreślałem wielokrotnie, że dwa czynniki, które powodują, że Żydzi dominują w świecie, to rozproszenie i asymilacja. Bez nich, nawet ich dominacja w finansach i wielu innych dziedzinach, nie gwarantowałby im sukcesu, co więcej walka z taką przewagą miałaby sens. Jednak wobec tych dwóch czynników narody osiadłe wydają się być bezsilne. Rozproszenie powoduje, że Żydzi są wszędzie, natomiast asymilacja powoduje to, że wszędzie są niewidoczni. Wnikają w organizm każdego społeczeństwa, w jego tkankę, w każdą komórkę, czyniąc z tego organizmu pożywkę dla siebie. Jednym słowem, działają jak pasożyt. Wszystko jednak ma swoje granice. W końcu tak zainfekowany organizm obumiera, a wraz z nim i pasożyt. Dla organizmów wykorzystywanych małe to pocieszenie. A dla pasożyta?

Stanisław Didier w książce Rola neofitów w dziejach Polski (1934) jej pierwszy rozdział poświęca neofitom żydowskim na zachodzie Europy. Warto więc prześledzić, jak Żydzi stopniowo opanowywali państwa zachodnioeuropejskie i w jaki sposób wnikali w ówczesne społeczności. Czy coś takiego mogło dziać się przypadkowo? Czy może to był plan, który realizowano z żelazną konsekwencją? A jeśli plan, to kto był jego twórcą?

»Od czasów Konstantego (Konstantyn I Wielki, 272-337 – przyp. W.L.), który uczynił kościół chrześcijański dominującym, Żydzi zaczynają porzucać pozornie wiarę swoich przodków, przeważnie na rzecz chrześcijaństwa. Kierownicy Kościoła szli początkowo na rękę usiłowaniom nowochrześcijan. Nie taili oni wprawdzie przed sobą, że pozyskani neofici będą tylko pozornymi chrześcijanami, ale liczyli na ich potomstwo. Papież Grzegorz I zwykł był mawiać: „zjednamy sobie, jeżeli nie ich samych (neofitów), to z pewnością ich dzieci”. Nadzieje wyższego duchowieństwa podzielali władcy świeccy. Król francuski Chilperyk (539-584 – przyp. W.L.), który osobiście trzymał do chrztu Żydów, zadowalał się pozorami nawrócenia i nie miał nic przeciwko temu, że nowochrzczeńcy dalej święcili sobotę i przestrzegali praw judaizmu. Daleko gorzej układały się warunki dla neofitów żydowskich w Hiszpanii. Na rozkaz króla Sisebuta, nakazujący wszystkim Żydom przyjąć w oznaczonym terminie chrzest lub opuścić granice ziem wizygockich, dziesiątki tysięcy Judejczyków dało się ochrzcić. Ów chrzest przymusowy nie podobał się bynajmniej klerowi. Konsylium toledańskie orzekło, że nie należy Żydów nawracać przemocą. Co się tyczy neofitów, duchowieństwo postanowiło, że powinni oni wytrwać w chrześcijaństwie. Nowi chrześcijanie hiszpańscy lgnęli jednak całym sercem do religii swych przodków. Z tęsknotą wyglądali oni lepszych czasów, aby mogli zdjąć maskę i przejść otwarcie na łono judaizmu. Na próżno następcy Sisebuta zmuszali nowochrzczeńców do ślubowania, że wytrwają w religii chrześcijańskiej, zerwą stosunki z Żydami, nie będą nadal zawierać związków małżeńskich z Żydówkami i zachowywać żydowskich świąt. Po dawnemu neofici wypełniali przepisane nakazy wiary ojców, przygotowując w porozumieniu z prącymi naprzód mahometanami upadek państwa Wizygotów. Neofici i Żydzi połączyli się ze zdobywcą muzułmańskim, Tarikiem, który przywiódł z Afryki żądne boju zastępy. Po bitwie pod Xeres (lipiec 711) wtargnęli zwycięscy Arabowie w głąb kraju, popierani wszędzie przez synów Jakuba. W zdobytych grodach pozostawiali dowódcy nieliczne tylko załogi, potrzebując wojsk do dalszych podbojów i poruczali obronę ich Żydom. Gdy Tarik stanął przed stolicą kraju, Toledo, nowochrzczeńcy i Żydzi, otworzywszy bramy arabskiemu zwycięzcy, witali go okrzykami radości, mordując starochrześcijan. Neofici hiszpańscy przeszli z powrotem na judaizm, upodobniając się zewnętrznie do Arabów.

Czy papież Grzegorz I i król Chilperyk byli tak naiwni, że wierzyli, że z żydowskich dzieci wychowywanych przez Żydów da się zrobić chrześcijan? Raczej trudno w to uwierzyć. Co więc ich skłaniało do takiej postawy? Nie jest tajemnicą, że Żydzi w Rzymie, poprzez swoje pieniądze, mieli duży wpływ na jego władców. Wraz z rozrastaniem się Imperium Rzymskiego również Żydzi pojawiali się na podbitych terenach. Gdy Imperium rozpadło się, to jego poszczególne prowincje stawały się niezależnymi królestwami. Rzym ustąpił, ale Żydzi zostali. I zapewne, tak jak wcześniej wszędzie, tak i w tym wypadku, wspierali poszczególnych władców swoimi pieniędzmi, uzależniając ich tym samym od siebie. I to zapewne od nich wyszła inicjatywa, by władcy zmuszali Żydów do przyjęcia chrztu lub opuszczenia królestwa. Przyjęcie chrztu to była asymilacja, pozorna asymilacja, a więc praktyka stosowana na długo przed drugim Mojżeszem – Mojżeszem Majmunim. A jeśli tak, to czy chrześcijaństwo, żydowski wynalazek, nie było żydowskim narzędziem, umożliwiającym im pozorną asymilację? Żyd, który ochrzcił się, był dla innego chrześcijanina takim samym chrześcijaninem, jak on sam. Ale Kościół miał w swoich księgach zapisane, kogo wychrzcił. Czy Żydzi mogliby pozwolić, by na pozór wroga im instytucja dysponowała taką wiedzą?

Próby nawrócenia Żydów na chrześcijaństwo czynione były też w tym samym czasie w państwie bizantyńskim. Cesarz Bazyli Macedończyk rzucił się z wielkim zapałem do nawracania Judejczyków, urządzając dysputy religijne pomiędzy rabinami a duchowieństwem chrześcijańskim. Jakoż wielu Żydów bizantyńskich zmieniło wówczas wiarę. Uczynili to wszakże tylko dla oka. Zaledwie bowiem umarł Bazyli, neofici zrzucili maskę i powrócili do religii swych przodków. Podobna rzecz odbyła się nieco później w państwie niemieckim, gdzie wielu Żydów przyjęło z różnych względów chrześcijaństwo. Przy najbliższej sposobności powrócili oni do judaizmu, a wsławiony uczonością talmudyczną r. Gerszon zagroził klątwą każdemu, kto by wymawiał im chwilowe odstępstwo. Najwięcej Żydów jednak garnęło się w Niemczech do chrztu w okresie wypraw krzyżowych. W Spirze, Wormacji, Moguncji i wielu innych miastach nadreńskich tysiące Izraelitów szukało w pozornym przyjęciu chrześcijaństwa ocalenia przed wzburzonymi tłumami zrujnowanych lichwą tubylców.

Po co nawracać Żydów na chrześcijaństwo, skoro ich religia była starsza. O wiele łatwiej było przekonać do nowej wiary ludy pogańskie. Brak w tym racjonalnego działania, chyba że była to inicjatywa żydowska. Wówczas miało to sens.

Nowochrzczeńcy w Niemczech nie zdążyli jeszcze ochłonąć z trwogi, gdy wśród Żydów Afryki północnej rozpoczął się analogiczny ruch w kierunku przyjmowania pozornego mahometaństwa. Lubo wielu Izraelitów berberyjskich nawróciło się na wiarę muzułmańską, nader szczupła jeno garstka traktowała islam poważnie. Większość wyznawała go tylko pozornie, nie żądano bowiem od niej niczego więcej, jak żeby uwierzyła w misję proroczą Mahometa i od czasu do czasu odwiedzała meczet. Toteż synowie Jakuba przestrzegali skrycie jak najskrupulatniej przepisów judaizmu, zwłaszcza że kapłanie mahometańscy nie śledzili życia renegatów. Nawet bogobojni rabini decydowali się na ten krok niemiły, uśmierzając wyrzuty sumienia tym, że przecież nie kazano im bić czołem bałwanom, lub wyprzeć się wiary żydowskiej, lecz tylko wymówić formułę, że Mahomet jest prorokiem. Jako pozorni muzułmanie oddawali się uczeni Żydowscy w Afryce gorliwie studiom Talmudu i zbierali w uczelniach żądną wiedzy młodzież, która musiała też uczęszczać na wykłady Koranu. Za przykładem Żydów afrykańskich poszli ich rodacy hiszpańscy. W Kordobie, Toledo i Lucenie większa część Judejczyków przyjęła pozornie islam, zachowując potajemnie ustawy religii żydowskiej. Doszło do tego, że Andaluzja mahometańska nie miała w swych granicach Żydów, wyznających jawnie swą wiarę. Jeżeli pokazał się tam Izraelita, to chyba pod maską wyznawcy islamu. Z Hiszpanii hasło pozornego zrywania z wiarą swych ojców poszło dalej na północ. Dla dóbr doczesnych Żydzi w Paryżu i jego okolicach przyjmowali setkami chrzest.

Znalazł się jednak w tym czasie pewien pobożny pisarz żydowski, który posunął się do twierdzenia, że Żydzi, którzy pozornie nawrócili się na islam i chrześcijaństwo, powinni być traktowani jako odszczepieńcy i bałwochwalcy. To pismo żarliwca wywołało wśród potajemnych Żydów w Afryce i Europie wielkie wzburzenie. Przywódcy Izraela, uczuwszy całą wagę oskarżeń, wytoczonych przeciw pozornemu odszczepieństwu i zaniepokojeni ich szkodliwymi skutkami dla przyszłości wybranego narodu, postanowili usprawiedliwić postępowanie rzekomych chrześcijan i muzułmanów. Z upoważnienia Synhedrionu zabrał głos, cieszący się wielką popularnością wśród mas żydowskich, Mojżesz Majmuni, wyznający pozornie islam. W swym dziele ogłoszonym około r. 1160-1164, wykazał on przede wszystkim, że częściowe wykroczenie przeciw ustawom judaizmu nie stanowi jeszcze bynajmniej odszczepieństwa. Bałwochwalczy Izraelici za czasów rzymskich uważani byli zawsze za członków ludu bożego. My zaś, ciągnie dalej Majmuni, nie hołdujemy zgoła bałwochwalstwu. Niewątpliwie Talmud nakazuje każdemu Żydowi ponieść śmierć męczeńską, gdyby był naglony do trzech grzechów głównych, zwłaszcza do bałwochwalstwa. Wszelako kogo nie stać na męstwo męczennika, ten za swoje uchybienie nie podlega żadnej karze ze strony zakonu, nie może też bynajmniej z punktu widzenia talmudycznego, być uważany za odstępcę i człowieka nie zasługującego na wiarę. Tak sformułowaną odpowiedzią starał się Majmuni o utrzymanie w judaizmie pozornych mahometan i chrześcijan.

Takie postawienie sprawy zjednało mu powszechne uznanie. Zaczęto zwracać się doń z kwestiami religijno-prawnymi.

Majmuni uchodzi za miarodajny autorytet rabiniczny. Obsypywano go najszumniejszymi pochwałami. „Jedyny za naszych czasów”, „sztandar rabinów”, „oświeciciel oczu Izraela”, były ogólnie używanymi tytułami. Imię Majmuniego rozbrzmiewało od Hiszpanii do Indii, od Eufratu i Tygrysu do Arabii południowej i zaćmiło wszystkie wielkie współczesne sławy żydowskie. Najuczeńsi mężowie przyjmowali bez zastrzeżeń i prosili go w pokornych wyrazach o pouczenie. Uznano go za najwyższy autorytet powszechności żydowskiej, która w nim czciła swego najgodniejszego przedstawiciela. Na próżno wpływowy Żyd Abul-Arab Ibn-Moisza, który ocalił niegdyś Majmuniego w Fezie, wystąpił przeciw niemu ze skargą, że był dawniej wyznawcą islamu, a tym samym podlega karze jako odstępca. Najwyższy trybunał żydowski osądził, że pozorna zmiana wiary nie ma żadnego znaczenia i żadnych skutków pociągnąć za sobą nie może. Mało tego, egzylarcha (przywódca diaspory babilońskiej – przyp. W.L.) z Mossulu, Dawid Ben-Daniel, który ród swój wywodził od króla Dawida, z dwunastoma członkami swego kolegium obłożył klątwą tych wszystkich, co się źle wyrażali o Majmunim i jego pismach. Podporządkowały się mu dobrowolnie gminy na Wschodzie i Zachodzie.

Nigdzie idee Majmuniego nie znalazły jednak żyźniejszego gruntu, nigdzie nie doznały gorętszego przyjęcia, jak w gminach żydowskich Francji południowej. Rabini tamtejsi żywili niezmierną cześć dla „szczerze religijnego filozofa i najbogatszego w myśli rabina” (tak nazywa Graetz Majmuniego) i z większą lub mniejszą zręcznością korzystali z jego idei, jako niewątpliwie przydatnych do wzmocnienia religii. Nawet skrajnie ortodoksyjni talmudyści w Prowansji zawsze przemawiali językiem Majmuniego, ilekroć wyłuszczali swe poglądy na wiarę. Rezultatem tego było masowe przyjmowanie pozornego chrześcijaństwa dla określonego z góry celu.

Tak ścisłe zastosowanie się do poleceń „drugiego Mojżesza” (Majmuniego) nasuwa przypuszczenie, że już w owym okresie kierownicze sfery żydowskie zamierzały rozpocząć szerszą akcję polityczną, dla której prowadzenia potrzebna była większa ilość Żydów, upodobnionych zewnętrznie do autochtonów. Rozpoczęto mianowicie akcję szerzenia niedowiarstwa wśród starochrześcijan, przygotowując tym samym podłoże dla bujnego rozrostu sekty Albigensów, która wypowiedziała posłuszeństwo Kościołowi katolickiemu. „Żydzi (czytaj – pozorni odszczepieńcy) i chrześcijanie tamtejsi” – zaznacza Graetz w swojej „Historii Żydów”, t. V, str. 195 – „hołdowali poglądom wolnomyślnym. Wielu z nich należało do sekty Albigensów”.

Inteligencja żydowska Francji północnej i Anglii, zagłębiona w pisma Majmuniego (który, jej zdaniem, umiał pojednać ścisłą religijność z wolnym badaniem) nawet po pozornym porzuceniu wiary swych ojców nie straciła kontaktu z wierzącymi współbraćmi.

Opinia publiczna zarzucała Żydom, że utrzymują z nowymi chrześcijanami przyjacielskie stosunki, zapraszają ich w soboty i święta do synagogi, każą im klękać przed torą (Tora to Pięcioksiąg Mojżesza – przyp. W.L.) itp. Zainteresował się tym papież Honoriusz IV (papież w okresie 1285-1287 – przyp. W.L.) i duchowieństwo krajowe. Doszło do krwawych rozruchów i ogłoszenia banicji wszystkich niechrzczonych Żydów z Francji i Anglii.

A więc ochrzczeni Żydzi pozostali. Kto wymyślał takie parodie i po co? Wygląda na to, że Kościół katolicki był na usługach Żydów i odstawiał tego typu szopki na ich polecenie. Po rewolucji Cromwella (1640-1659) już oficjalnie powrócili Żydzi do Anglii.

Najpoważniejszym terenem zastosowania idei Mojżesza Majmuniego stał się jednak przy końcu średniowiecza Półwysep Iberyjski. Od roku 1391 kościoły katolickie napełniały się co pewien czas tysiącami Izraelitów wszelkiej płci i stanu, żądającymi chrztu. Wśród nowochrzczeńców przeważali ludzie zamożni, właściciele rozległych włości, dzierżawcy królewszczyzn, lichwiarze i handlarze niewolnikami. Stosując się do nakazu drugiego Mojżesza, zrywali oni pozornie z judaizmem. Królowie Kastylii i Aragonii patrzyli na to początkowo przez szpary. Władze nie domyślały się niczego, lub też udawały, że nie widzą obserwowania (przestrzegania – przyp. W.L.) przez neofitów nadal obrządków żydowskich. Inkwizycja nie miała jeszcze podówczas nad nimi żadnej mocy, nie istniała bowiem w Hiszpanii. Z tych to kryptożydów utworzyła się liczna i wpływowa klasa, którą można nazwać judeo-chrześcijańską. „Byli to światowcy, którzy nad wszelką religię przedkładali rozkosze życia, bogactwa i zaszczyty, sceptycy, którzy przyjęli wiarę chrześcijańską (…) bo otwierała przed nimi świat szeroki (…). Klasa ta podszyła się pod płaszczyk chrześcijaństwa, a nawet udawała żarliwą pobożność (…)” pisze Graetz („Historia Żydów” tom VI, str. 4) o nowochrzczeńcach hiszpańskich. Ludność starochrześcijańska spoglądała okiem nieufnym na tych swoich nowych współwyznawców i nadała im przezwisko „marani” (marranos).

Wykształceni neofici, wśród których było wielu uczonych, lekarzy, pisarzy i poetów, dobiwszy się po pozornym przyjęciu katolicyzmu wysokich urzędów i zaszczytów, wiedli rej na zgromadzeniach kortezów, kierowali polityką w rządzie państwa i sprawowali władze na stolicach biskupich. Traktując tubylców butnie i wyniośle, wzbudzili w nich marani niechęć i rozgoryczenie. Toledańczycy dali pierwsi upust swej nienawiści do wychrztów, uchwalając statut, w myśl którego kryptożydzi odsunięci być mieli od sprawowania wszelkich urzędów. Rozległy się ogólne skargi, że liczni marani, tak duchowni jak i świeccy, zakonnicy i zakonnice, przestrzegają potajemnie obyczajów żydowskich, odsuwając się od wiary chrześcijańskiej ku niemałej szkodzie i hańbie kościoła. Zwrócono uwagę na ożywioną działalność literacką licznych nowo chrzczonych pisarzy i poetów, którym nieobca była myśl podtrzymywania swoimi utworami niezadowolenia z chrześcijaństwa u neofitów. Wielu z wychrztów korzystało z każdej okazji, aby się wynieść z kraju cichaczem. Udawali się oni w tym czasie przeważnie do Czech, gdzie rozpoczynał swoją działalność Huss. Tam mogli ci pozorni chrześcijanie rozwinąć swoją działalność, szerząc w myśl idei Majmuniego poglądy wolnomyślne wśród Słowian. Charakterystycznym jest ustęp z dzieła pisarza żydowskiego Geigera pt. „Proben jüdischer Verteidigung” (Próbki żydowskiej obrony), w którym autor, opisując wystąpienie Hussa na widownię reformatorskiej działalności, przypisuje nagły wzrost nauki, przeciwnej dogmatom katolickim, wpływowi nawróconych pozornie na wiarę chrześcijańską Żydów.

Dwór królewski, przepełniony dygnitarzami pochodzenia żydowskiego, starał się początkowo utwierdzić maran drogą łagodności w dogmatach chrześcijańskich. Gdy jednak pewien neofita obraził parę królewską przez ogłoszenie pisemka, w którym napadał na katolicyzm i ustrój państwa, usposobienie dworu zmieniło się zasadniczo. Ferdynand aragoński, ażeby poskromić zuchwałość nowych chrześcijan, którym zaczęto też zarzucać, że wspierają zamachy rewolucyjne podbitych Maurów (Glatman, „Szkice historyczne”, str. 103), postarał się w r. 1478 o breve Sykstusa IV, upoważniające go do utworzenia inkwizycji. Pod jurysdykcją tego pierwszego trybunału znalazła się przede wszystkim Sewilla wraz z okolicą, gdyż okręg ten pozostawał pod bezpośrednią władzą królewską i nie posiadał kortezów, liczących wśród członków swoich nader wielu maranów. Powoli działalność inkwizycji, nie bacząc na stanowczy sprzeciw kortezów, rozszerzyła się w całym państwie. Nowi chrześcijanie postanowili nie poddawać się. Zajmując w kraju wysokie urzędy i wpływowe stanowiska, spokrewnieni z najznakomitszymi rodzinami zakrzątnęli się oni gorliwie koło podsycania antypatii dla nowej instytucji. W Ternelu, Walencji, Leridzie i Barcelonie wybuchły przy wprowadzeniu trybunału gwałtowne rozruchy, zaledwie przelewem krwi uśmierzone. Dokonano zamachu na życie naczelnego inkwizytora Aragonii – Arbuesa, aby terrorem sparaliżować działalność znienawidzonej inkwizycji.

Gdy jednak pewien neofita obraził parę królewską przez ogłoszenie pisemka, w którym napadał na katolicyzm i ustrój państwa, usposobienie dworu zmieniło się zasadniczo.” – klasyczna prowokacja, która stwarzała Ferdynandowi aragońskiemu pretekst do utworzenia inkwizycji. W takim przypadku, za obrazę majestatu, powinno się karać delikwenta stosownie do występku, a nie stosować odpowiedzialność zbiorową, bo tym faktycznie stała się inkwizycja. Żydzi dostali dokładnie to, czego chcieli.

Z pomocą inkwizycji przyszedł edykt królewski (31 marca 1492 r.), nakazujący wszystkim Żydom hiszpańskim opuszczenie kraju. Głosił on, że Judejczycy zostali wypędzeni z kraju głównie za złośliwe odstręczanie nowochrześcijan od wiary katolickiej. Wielce pomocni dla wyznawców Talmudu w tak krytycznych dla nich chwilach byli marani, których liczba niepomiernie wzrosła po ogłoszeniu edyktu. Wyruszającym w świat braciom okazali oni gorliwą pomoc. Wielu z nich przyjęło od wychodźców złoto i srebro bądź w depozyt, bądź też dla odesłania im go przy okazji przez zaufane osoby, lub wystawili w zamian weksle na miasta zagraniczne. Nowi chrześcijanie nie ustawali w gorliwych zabiegach o dobro swych wypędzonych współbraci. Sprawców przymusowej emigracji synów Jakuba prześladowali z nieubłaganą srogością. Mając się bardziej, niż kiedykolwiek na baczności i zyskując sobie niezmierną gorliwością duchowieństwo, oddawali nieprzyjaciół swoich w ręce inkwizycji.

Jaki więc był cel wypędzenia Żydów z Hiszpanii, skoro wielu z nich po ogłoszeniu edyktu stało się pozornymi chrześcijanami? Trudno w to uwierzyć, że hiszpański król był tak naiwny, by wierzyć, że coś w ten sposób osiągnie. Dla Żydów opuszczających Hiszpanię było to doskonałe alibi do osiedlenia się w innych krajach. Przecież to byli tacy współcześni uchodźcy polityczni, którym inne państwa chętnie udzielają azylu. Tacy „azylanci” z taką kupą złota stawali się w nowych krajach znaczącą siłą, mającą wpływ na dwory królewskie i wiele instytucji nowego państwa. Była też dla Żydów inkwizycja doskonałym narzędziem do eliminowania swoich wrogów, czyli zupełnie czymś odwrotnym, niż nam się wmawia. W świetle tego, co pisze autor, wydaje się, że zjawisko zwane inkwizycją jest dowodem na całkowitą podległość duchowieństwa katolickiego, a więc i Kościoła katolickiego Żydom.

Oprócz działalności inkwizycji zatruwała życie maranom nienawiść ludu. Handel na wielką skalę, lichwiarstwo, dzierżawienie dziesięcin kościelnych, podnoszenie cen na artykuły żywnościowe i wywóz ziarna za granicę podczas nieurodzajów wzmagały ku nim antypatię starych chrześcijan. Doprowadziło to do stałej, potajemnej emigracji zamożniejszych wychrztów z Półwyspu Iberyjskiego. Widzimy ich w Niemczech, Holandii, Francji, Anglii, Włoszech, Polsce i Turcji, prowadzących tam systematyczną robotę nad podważaniem Kościoła. W Niemczech wybuchła w tej porze burza, która miała swe ognisko w ograniczonym kole żydowskim. Nie darmo zaznacza Graetz („Historia Żydów”, t. VII, str. 157), że „epokowy, ogólnodziejowego znaczenia noworodek (reformacja), który miał przeobrazić Europę, ujrzał światło dzienne w żłobie żydowskim”. Tę ścisłą łączność synów Izraela z reformacją uwydatnia też Geiger (Proben jüdischer Verteidigung), podkreślając, że „Żydzi, obserwując szerzenie się sekt religijnych w Europie, widzieli bezpośrednie uczestnictwo w nich pozornych chrześcijan”.

Dzierżawienie dziesięcin kościelnych przez maranów – czyż trzeba lepszego dowodu na to, że Kościół katolicki był żydowskim narzędziem do podporządkowywania sobie narodów osiadłych?

Przy rozszerzaniu się zamieszek religijnych we Francji, Holandii i Anglii wielce pomocni byli maranie. Dzięki wykształceniu, otrzymanemu w wyższych szkołach Hiszpanii i Portugalii, zamożności, oraz pompatycznym nazwiskom szlacheckim, które przejmowali ich przodkowie od chrzestnych rodziców, mieli ci pozorni chrześcijanie wstęp swobodny do najwyższych sfer wyżej wspomnianych krajów. Pod maską znakomitych cudzoziemców portugalskich i hiszpańskich szerzyli oni wolnomyślne poglądy wśród tamtejszych mieszkańców. Jako uczeni, lekarze i prawnicy, przestający na równej stopie z najwybitniejszymi znakomitościami naukowymi i politycznymi aryjskich społeczeństw, wywierali marani potężny wpływ na opinię publiczną. Toteż sekty religijne, wspomagane przez tak możnych sprzymierzeńców, szybko się rozszerzały. Czasami jednak wschodni temperament zbyt ponosił nieprzejednanych wrogów kościoła. Wtedy groźba zagłady wisiała nad pozornymi chrześcijanami, którym, jak pisze Graetz („Historia Żydów”, t. VII, str. 75), „nie bardzo zależało na jawnym wyznawaniu wiary żydowskiej i czujących się dobrze w swym dwuznacznym położeniu. Publicznie oskarżani przez starochrześcijan francuskich o apostazję „cudem uniknęli rzezi nocy św. Bartłomieja” (Graetz, „Historia Żydów”, t. VII,str. 47). Tylko ofiarowaniem wielkich skarbów (złoto, nagromadzone w Europie od czasu odkrycia Ameryki, zdaniem historyków żydowskich znajdowało się w większości w rękach maranów) wpływowym osobistościom Francji uniknęli maranie losu hugenotów.

Skoro zdaniem historyków żydowskich złoto napływające do Hiszpanii z Ameryki znajdowało się w rękach maranów, to już jest jasne, dlaczego Hiszpania, jako państwo, nie wzbogaciła się na tym procederze. Nagromadzone w Europie, a więc nie tylko w Hiszpanii. Pewnie w dużej części w Holandii i Anglii, co umożliwiło później zbudowanie potęg morskich obu krajów.

W daleko trudniejszych warunkach przychodziło pracować kryptożydom hiszpańskim nad podważeniem Kościoła na Półwyspie Apenińskim. Wpływ lekarzy żydowskich udostępnił wprawdzie pozornym chrześcijanom przenikanie do północnych Włoch i swobodne obracanie się po kraju. Niemniej jednak inkwizycja rzymska zmuszała ich do ostrożności. Nie mogąc otwarcie szerzyć niedowiarstwa wśród starochrześcijan przystąpili maranie do tworzenia licznych, tajemnych organizacji, kierowanych zazwyczaj przez nich, a mających na celu nieubłaganą walkę z papiestwem. Były to, tzw. „Akademie Nauk Tajemnych”. Na próżno Rzym, niezadowolony z masowego napływu do Włoch pozornych chrześcijan, drogą amnestii pozwalał im na wykonywanie praktyk żydowskich (dekret papieski z dnia 30 maja 1497 r.). Tysiące maranów wolało zachowywać pozory prawdziwych katolików, chrzcić w kościele swe dzieci, brać śluby z rąk księży katolickich i ukradkiem tylko wykonywać przez szereg pokoleń przepisy religii żydowskiej. Umożliwiało to bowiem pozornym chrześcijanom spełnianie nakazów drugiego Mojżesza.

Nic dziwnego, że Żydzi nie chcieli w sposób jawny praktykować swojej religii, bo to by ich całkowicie demaskowało w oczach chrześcijan i uniemożliwiało działanie na własną korzyść.

Rozpoczęli też ci przymusowi wychodźcy zaciętą walkę ze znienawidzoną przez nich Hiszpanią. Wyróżnił się na tym polu Józef Mendes-Nassi, agent sułtana Sulejmana, wspomagany przez rzesze marańskie. Ukrywając starannie przynależność plemienną (występował w Carogrodzie jako „bej frankijski”) starał się Nassi szkodzić wszelkimi sposobami władcom hiszpańskim. Będąc w ścisłych stosunkach z guezami niderlandzkimi, zachęcał ich Józef Nassi do wytrwania w walce z Filipem II. Przyrzekał on im, że wpłynie na sułtana, aby tenże, ujmując się za Maurami, rozstrzelił uwagę Hiszpanów. W oczach maranów, zwalczających z wielką energią swoja dawną ojczyznę, nieudana wyprawa niezwyciężonej Armady Filipa II zaczęła potęgować nadzieję, że z pomocą reformacji uda się wypełnić nakaz drugiego Mojżesza, nawet w najbardziej oddanej Rzymowi Hiszpanii.

O tym, że ta „nieudana wyprawa niezwyciężonej Armady Filipa II” była ustawką, pisałem w blogu „Armada”.

Co się tyczy maranów przebywających na Półwyspie Iberyjskim, pozostali oni pozornie chrześcijanami w ciągu całych stuleci. Zapanowała u nich tradycja, że przynajmniej jeden syn z każdej rodziny winien stać się księdzem. A ponieważ nie brakowało im zdolności i sprytu, dochodzili przeto do najwyższych stanowisk duchowych. Wielu kanoników, sędziów inkwizycji, nawet spowiedników książąt krwi, pochodziło z Żydów. Klasztory męskie i żeńskie były pełne wychrztów. Niejeden był z przekonań Żydem, lecz dla celów doczesnych udawał chrześcijanina. Byli w Hiszpanii biskupi i pobożni zakonnicy, których najbliżsi przebywali za granicą i wyznawali judaizm. Będąc w ścisłym związku ze swymi krewnymi w Holandii, Francji i Anglii pracowali oni stale nad osłabieniem monarchii hiszpańskiej. Pobożni i cisi prałaci i zakonnicy „żywili płomień swego przekonania i podkopywali potężne państwo następców Filipa II” (H. Graetz, „Historia Żydów”, t. VIII, str. 151). W ugrupowaniach monarchistycznych i kościelnych reprezentowany był zawsze żywioł marański w poważnej ilości. Niedawno korespondent dzienników syjonistycznych Eazriel Karlebach pisał w maju 1931 r., że „wśród przywódców księży jest więcej maranów, niż wśród bohaterów rewolucji”.«

Oprócz drugiego Mojżesza, Mojżesza Majmuniego, był jeszcze trzeci Mojżesz. Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela (1932) tak pisał:

»Mojżesz Mendelssohn (1729-1786), żyd niemiecki, zapoznał się dzięki polskiemu żydowi Izraelowi Lewi Zamość z pismami drugiego Mojżesza, Mojżesza Majmuniego (Majmonidesa), teoretyka i obrońcy metody pozornego przyjmowania innej wiary. Atoli zmienione warunki, rozluźnienie chrześcijaństwa przez wolnomularstwo, umożliwiały już żydom dążenie do wejścia w życie społeczeństw aryjskich bez przyjmowania chrztu, bez maski pozornej religii.

Jedynym warunkiem społeczeństw aryjskich będzie – osądził Mendelssohn – uznanie się za wiernego poddanego danego państwa, za wiernego członka danego narodu. A więc zamiast pozornej religii, pozorna asymilacja. Dzięki wynalezieniu tej metody wprowadzenia w błąd gojów Mendelssohn stał się „wielki” i zjednał sobie wśród żydostwa miano „trzeciego Mojżesza”.«

Na ziemiach polskich żydowska asymilacja przybrała na sile po powstaniu styczniowym, które dla narodu polskiego stało się gwoździem do trumny. Stanisław Didier w cytowanej wyżej książce pisze:

»Młodzież żydowska wstępowała gromadnie po 1863 r. do średnich i wyższych szkół. Zaroiło się w Królestwie od chrzczonych i niechrzczonych żydowskich lekarzy, adwokatów, techników, dziennikarzy i literatów. Zajmowali oni w szybkim tempie miejsca inteligencji polskiej, wyniszczonej podczas powstania, gnijącej w kopalniach Syberii lub pędzącej tułaczy żywot na obczyźnie.

Panujący wszechwładnie po powstaniu styczniowym pozytywizm włączył do swego programu doktrynę asymilacji. Prawie wszyscy pozytywiści owego czasu byli filosemitami, bratali się z Żydami, uważając za wzór cnót obywatelskich bankiera Kronenberga, nagrodzonego przez rząd moskiewski za usługi orderem św. Włodzimierza III klasy (z czym było połączone nadanie dziedzicznego szlachectwa rosyjskiego) i bankiera Blocha, którego testament zaczyna się od słów: „Byłem całe życie Żydem i umieram jako Żyd”.

Pozytywiści wyhodowali grupę literatów i dziennikarzy pochodzenia żydowskiego, która obsadziła tłumnie prasę warszawską. Wśród księgarzy i wydawców najpoważniejszych pism stolicy widzimy: Gluecksberga, Lewentala, Stanisława Kronenberga, braci Orgelbrandów, E. Leo, M. Wołowskiego, Krzywickiego, R. Okręta i innych. Otaczają się ci chrzczeni i niechrzczeni dyktatorzy ówczesnej opinii polskiej współpracownikami też przeważnie żydowskiego pochodzenia, jak to: St. Kramsztyk, B. Rajchman, H. Elzenberg, D. Zgliński, Niedzielski, Niemirowski, Chęciński i inni. Pełno ich było zarówno w pismach zachowawczych („Gazeta Polska”, „Słowo”), jak i postępowych („Przegląd Tygodniowy”, „Niwa”, „Nowiny”).

Przywódcy żydostwa polskiego nie zniechęcali się wstrętami czynionymi wychrztom przez światlejszą część naszego społeczeństwa. Rzucono hasło małżeństw mieszanych. Wynaleziono wielu zubożałych arystokratów pragnących pozłocić swe herby. W krótkim czasie przedstawiciele najstarszej arystokracji polskiej weszli w związki rodzinne z potomkami frankistów, a także z neofitami. Wołowscy, Lascy, Epsteinowie, Kronenbergowie, Blochowie, Rotwandowie Reichmanowie, Halpertowie, Goldfederowie koligacą się z Woronieckimi, Morsztynami, Wielopolskimi, Kościelskimi, Jundziłłami, Wodzyńskimi, Hołyńskimi, Poklewskimi i in. Klasycznym przykładem wychrzty, który, zdawałoby się, że wrósł nieodwołalnie w społeczność polską, był Jan Bloch, herbu Ogończyk. Wpływowy ten bankier, podkreślający swój patriotyzm polski na każdym kroku, czego dowodem miało być skoligacenie się z pięcioma wybitnymi rodami kraju, inaczej przedstawił się potomności w testamencie swoim. Mógł on się śmiało zaliczyć do grona tych Żydów, na których cześć wygłoszone zostało w 1875 r. w kahale lwowskim odpowiednie przemówienie. Mędrzec Syjonu oświadczył m.in., iż „(…) prawdą jest, że niektórzy Żydzi dają się chrzcić, ale fakt ten tylko przyczynia się do wzmocnienia naszej potęgi, gdyż chrzczeni Żydzi zawsze Żydami zostają (…)” (Rudolf Vrba, „Die Revolution in Russland, statistische und sozialpolitische Studien”).

Służyli też często zrujnowani karmazyni polscy za parawan dla nieczystych, podejrzanych spekulacji. Wynajmowali ich żydowscy plutokraci do zarządów swoich przedsiębiorstw, do komitetów, mianując ich członkami rad nadzorczych. Ponieważ utytułowani radcowie mieli takie samo pojęcie o handlu, o metodach „czystego kapitalizmu”, jak chłop o astronomii, przeto rządzili się Żydzi sami bez żadnej kontroli.

Przyszedł 1905 r., o którym pisał zasymilowany Żyd J. Unszlicht („O pogromy ludu polskiego”), że „nastał moment decydujący – rozłamu między polskością i żydostwem”. Potulna, wychowana przez frankistów: Krzywickiego, Matuszewskiego, Wołowskiego, Niemirowskiego i in., neofitów: Kraushara, Posnera, Mendelsohna i in. oraz Żydów: Askenazego, Dicksteina i in., inteligencja polska zobaczyła z przerażeniem obok siebie, zamiast układnych neofitów i asymilatorów, aroganckiego Żabotyńskiego, Radka, Grosnera i in. Spostrzeżono gęstą sieć spisku antypolskiego, ukutego przez Żydów, do którego wciągnięto nieuświadomione masy ludu polskiego. Z krzykiem „precz z białą gęsią” (chodziło o Orła Białego – przyp. W. L.) kroczyli po ulicach Warszawy czarni bundyści, subsydiowani przez ochrzczonego milionera Łazarza Polakowa i… Powszechny Związek Izraelski.

Komitet statystyczny miasta Warszawy wykazał, że wypadki 1905 r. zburzyły i zniszczyły w Królestwie około 2.000 mniejszych zakładów przemysłowych, należących do Polaków. Cofnięty został o dziesiątki lat wstecz swojski, dopiero kiełkujący przemysł. Lud roboczy zubożał. Wielcy kapitaliści żydowscy drwili zaś sobie z tej „pseudo-antykapitalistycznej rewolucji”.«

Warto o tym wszystkim, co wyżej zostało napisane, pamiętać, zwłaszcza w kontekście przyszłorocznych wyborów. Wszystkie te stare partie i nowe ruchy, ugrupowania itp. – wszystko to zostało stworzone przez Żydów i jest od nich zależne. Trwający ponad 150 lat proces wnikania Żydów w polskie społeczeństwo i ich w nim asymilacji, spowodował ich całkowitą dominację. To jest fakt. Jeśli więc ktoś chce zmieniać polską rzeczywistość, to musi ten fakt przyjąć do wiadomości. I dopiero w oparciu o ten fakt zaproponować zmiany. Jeśli natomiast proponuje zmiany, nie widząc słonia w składzie porcelany, to po prostu oszukuje. Inna sprawa, że polityka polega m.in. na oszukiwaniu elektoratu, ale to wyborcy powinni o tym wiedzieć i nie żyć złudzeniami.

Frankiści

Żydzi, żyjąc od najdawniejszych czasów w rozproszeniu, często zmuszeni byli porzucać judaizm. W zależności od sytuacji, miejsca i czasu, przechodzili na pogaństwo, islam, chrześcijaństwo czy później – na katolicyzm. Podczas powstania Bar-Kochby dopuszczali się Żydzi okrucieństw w stosunku do żołnierzy rzymskich. To z kolei wywołało krwawe represje ze strony cesarza Hadriana. Ratunku szukano więc w przyjmowaniu pogaństwa. Taka postawa spotkała się z aprobatą członków sanhedrynu. Uznali oni, że dla ratowania życia wolno naruszyć wszystkie ustawy religijne judaizmu, oczywiście zewnętrznie.

W późniejszych czasach przechodzili, w wizygockiej Hiszpanii, na chrześcijaństwo. Z kolei, gdy Arabowie pokonali Wizygotów, przyjmowali islam. Znalazł się jednak w tym czasie pobożny pisarz żydowski, który twierdził, że Żydzi, którzy pozornie nawrócili się na islam czy chrześcijaństwo, powinni być traktowani jako odszczepieńcy i bałwochwalcy. To wywołało wśród potajemnych żydów wzburzenie. Przywódcy Izraela zdawali sobie sprawę z wagi tego zagadnienia i szkód, jakie mogłoby przynieść takie ujęcie problemu dla narodu wybranego.

Z upoważnienia sanhedrynu problem ten rozstrzygnął, popularny wśród mas żydowskich, Mojżesz Majmuni (Majmonides), który pozornie wyznawał islam. W swym dziele, ogłoszonym około r. 1160-1164, wykazał on przede wszystkim, że częściowe wykroczenie przeciw ustawom judaizmu nie stanowi jeszcze odszczepieństwa. Niewątpliwie Talmud nakazuje każdemu Żydowi ponieść śmierć męczeńską, gdyby był zmuszony do trzech grzechów głównych, zwłaszcza do bałwochwalstwa. Wszelako kogo nie stać na męstwo męczennika, ten za swoje uchybienie nie podlega żadnej karze ze strony zakonu, nie może też, z punktu widzenia talmudycznego, być uważany za odstępcę i człowieka nie zasługującego na wiarę. Tak sformułowaną odpowiedzią starał się Majmuni o utrzymanie w judaizmie pozornych mahometan i chrześcijan.

Taką interpretacją zyskał powszechne uznanie. Zwracano się do niego z problemami religijno-prawnymi. Uznano go za najwyższy autorytet. Najwyższy trybunał żydowski stwierdził, że pozorna zmiana wiary nie ma żadnego znaczenia i nie może pociągać za sobą żadnych skutków. Co więcej, egzylarcha (przywódca na wygnaniu) z Mossulu, Dawid Ben-Daniel, który wywodził swój rodowód od króla Dawida, razem z dwunastoma członkami swego kolegium, obłożył klątwą wszystkich tych, którzy źle wyrażali się o Majmunim i jego pismach. Podporządkowały mu się dobrowolnie gminy na Wschodzie i Zachodzie.

Tak bezwzględne zastosowanie się do poleceń „drugiego Mojżesza”, bo tak nazywano Majmuniego, nasuwa przypuszczenie, że już wtedy kierownictwo żydowskie zamierzało przeprowadzić szerszą akcję polityczną, która wymagała większej ilości Żydów upodobnionych zewnętrznie do autochtonów. Chodziło o szerzenie niedowiarstwa wśród chrześcijan, co ułatwiło powstanie i rozwój sekty Albigensów, która wypowiedziała posłuszeństwo Kościołowi katolickiemu.

Na tym przykładzie widać, jakie jest podejście Żydów do religii, i że ta religia jest środkiem do celu. Cel jest najważniejszy. Jeśli religia stoi w sprzeczności do celu, to zmienia się jej dogmaty, a nie – cel. A cel, mesjanistyczny cel, jest niezmienny – panowanie nad światem.

Stanisław Didier w książce „Rola neofitów w dziejach Polski”, pierwsze wydanie z 1934 roku, pisze:

Najpoważniejszym terenem zastosowania idei Mojżesza Majmuniego stał się jednak przy końcu średniowiecza Półwysep Iberyjski. Od roku 1391 kościoły katolickie napełniały się co pewien czas tysiącami Izraelitów wszelkiej płci i stanu, żądającymi chrztu. Wśród nowochrzczeńców przeważali ludzie zamożni, właściciele rozległych włości, dzierżawcy królewszczyzn, lichwiarze i handlarze niewolnikami. Stosując się do nakazu drugiego Mojżesza, zrywali oni pozornie z judaizmem. Królowie Kastylii i Aragonii patrzyli na to początkowo przez szpary (dziś mówimy: przez palce). Władze nie domyślały się niczego, lub udawały, że nie widzą obserwowania (dziś mówimy: przestrzegania) przez neofitów nadal obrządków żydowskich. Inkwizycja nie miała jeszcze podówczas nad nimi żadnej mocy, nie istniała bowiem w Hiszpanii. Z tych to kryptożydów utworzyła się liczna i wpływowa klasa, którą można by nazwać judeo-chrześcijańską. „Byli to światowcy, którzy nad wszelką religię przedkładali rozkosze życia, bogactwa i zaszczyty, sceptycy, którzy przyjęli wiarę chrześcijańską (…) bo otwierała przed nimi świat szeroki (…). Klasa ta podszyła się pod płaszczyk chrześcijaństwa, a nawet udawała żarliwą pobożność (…)” pisze Graetz („Historia Żydów” tom VI, str. 4) o nowochrzczeńcach hiszpańskich. Ludność starochrześcijańska spoglądała okiem nieufnym na tych swoich nowych współwyznawców i nadała im przezwisko „marani” (marranos).

W Wikipedii możemy przeczytać, że marrano – znaczenie niejasne, być może „świnia”, podczas gdy Google Tłumacz nie pozostawia wątpliwości: marrano – świnia.

Dalej Stanisław Didier pisze:

„Co się tyczy maranów przebywających na Półwyspie Iberyjskim, pozostali oni pozornie chrześcijanami w ciągu całych stuleci. Zapanowała u nich tradycja, że przynajmniej jeden syn z każdej rodziny winien stać się księdzem. A ponieważ nie brakowało im zdolności i sprytu, dochodzili przeto do najwyższych stanowisk duchownych. Wielu kanoników, sędziów inkwizycji, nawet spowiedników książąt krwi, pochodziło z Żydów. Klasztory męskie i żeńskie były pełne wychrztów. Niejeden był z przekonań Żydem, lecz dla celów doczesnych udawał chrześcijanina. Byli w Hiszpanii biskupi i pobożni zakonnicy, których najbliżsi przebywali za granicą i wyznawali judaizm. Będąc w ścisłym związku ze swymi krewnymi z Holandii, Francji i Anglii pracowali oni stale nad osłabieniem monarchii hiszpańskiej. Pobożni i cisi prałaci i zakonnicy żywili płomień swego przekonania i podkopywali potężne państwo następców Filipa II”.

Taki sposób działania, jak w Hiszpanii, powielają Żydzi w innych krajach. Wielu z tych, którzy w niej nie zostali, osiedliło się w Turcji i przeszło na islam. I właśnie tam, w połowie XVII wieku potomek hiszpańskich maranów Sabbataj Cwi ogłosił się oczekiwanym zbawicielem mesjańskim. Całe żydostwo tureckie uznało go za swego zwierzchnika. Imponując tłumom niepoślednim umysłem, pewnością siebie, energią, dociekaniami kabalistycznymi, rozpoczął rozdawać swym zwolennikom prowincje i kraje tureckie. Musiało to wzbudzić, co oczywiste, zainteresowanie władz w Stambule. Aresztowano go i przyprowadzono przed oblicze sułtana. Jedynym ratunkiem było przejście na wiarę mahometańską, co też skwapliwie uczynił. Za mistrzem poszła wielotysięczna rzesza jego zwolenników. Władzom tureckim wmówił, że jego bliskie stosunki z Żydami mają na celu nawrócenie ich na islam i… uzyskał pozwolenie wygłaszania kazań w synagogach.

Po śmierci Sabbataja Cwi liczba jego zwolenników rosła, również poza granicami Turcji. Jego uczniowie szerzyli idee zmarłego mistrza w Polsce, Czechach i Niemczech. Pod koniec XVII wieku większość osiadłych w Polsce Żydów przyjęła chrzest.

A co działo się później, to tak przedstawia Didier:

„Na początku osiemnastego stulecia liczba pozornych chrześcijan w Polsce niepomiernie wzrosła. Przyczyniało się do tego ugruntowanie sabbataizmu w Rzeczypospolitej oraz gorliwość misjonarska duchowieństwa katolickiego, przyczyniającego się bezwiednie do realizacji idei drugiego Mojżesza. Dzięki akcji księdza Turczynowicza z Wilna i żeńskiego zakonu Mariawitek, którzy wyszukiwali neofitom możnych rodziców chrzestnych, tysiące Żydów przyjęło chrzest. Chętna do tej służby chrześcijańskiej okazała się rodzina Poniatowskich, dalej: Lubomirscy, Sapiehowie, Zamoyscy, Potoccy, Tyszkiewicze, Małachowscy, Chodkiewicze i Platerowie. Starali się oni o jak najszybsze nobilitowanie chrześniaków i dawanie im odpowiednich stanowisk. Pamiętali też o swoich współbraciach wpływowi potomkowie dawnych neofitów, zajmujący wybitne stanowiska i spokrewnieni z wieloma rodzinami staropolskimi. Im to zawdzięczali najświeżsi chrześcijanie, nie patrząc na ostrą opozycję warstwy kierowniczej w kraju, nie chcącej dzielić się z nikim władzą, obalenie dawnego prawa, według którego skartabel (ex charte belli) szlachcic nowy dopiero w trzecim pokoleniu stawał się zdolny piastować urzędy szlacheckie. Dla nich uchwalono w 1736 r. nową konstytucję, która pozwalała omijać skartabellat (praeciso scartabellatu) i przypuszczała nowego szlachcica od razu do pełności praw szlacheckich. Umożliwiało to masom sabbatejczyków wzmocnienie zwartej organizacji mechesów (neofitów), której złowrogi wpływ Polska niejednokrotnie już odczuła oraz przygotowała grunt dla frankistów.

Liczna nowo kreowana szlachta zaczęła w szybkim tempie zajmować poważne stanowiska w kraju. W spisie bardziej znanych rodzin neofickich owych czasów widzimy: Dziekońskich, piastujących poważne stanowiska duchowne i wojskowe, Dobrowolskich herbu Odyniec – zakonników i starostów, Dessaw, którzy otrzymali godności starostów, Urbanowskich – duchownych na kierowniczych stanowiskach, Jakubowskich – wyższych wojskowych i starostów, Wolańskich – posłów na sejm i wielu innych. Najwpływowszym wśród nich był jednak Wojciech Jakubowski, starosta lesznowolski, którego zagadkowa rola w ówczesnej Polsce nie została dostatecznie wyjaśniona. Giętki dworak, umiejący zręcznie zyskiwać względy arystokratycznych dam, pozostawał w bliskich stosunkach z Czartoryskimi. Nie przeszkadzało mu to w należeniu do stronnictwa francuskiego, na czele którego stał Jan Klemens Branicki. Hojnie opłacany przez dwór wersalski był on stale nienasyconym i często przypominał doradcom Ludwika XV o położonych przez niego dla Francji zasługach”.

Tak więc nowa sekta frankistów, która pojawiła się w połowie XVIII wieku nie trafiała w próżnię. Ale i ona sama nie wzięła się znikąd. Wyrosła na gruncie sabbataizmu. W 1726 roku urodził się w Karolówce na Podolu syn Lejby, karczmarza, i Racheli, pochodzącej z okolic Rzeszowa. Nazywał się Jakub Lejbowicz. W trzynastym roku życia przeniósł się wraz z rodzicami na Wołoszczyznę, a później do Rumunii do Bukaresztu. Tam pracował w sklepie, ważąc sól, pieprz i różne korzenie. Nie bardzo mu to pasowało. Przerzucił się na handel drogimi kamieniami, jedwabiami, suknem i podobnymi towarami. To wymagało częstych podróży w poszukiwaniu towaru. Jeździł po miastach wołowskich i tureckich i tak trafił do Smyrny. Jak każdego cudzoziemca przybywającego z Europy, Turcy nazwali go Frankiem. I to nazwisko przylgnęło do niego na resztę życia.

W tamtym czasie pamięć o Sabbataju Cwi, żydowskim sprytnym mesjaszu, była jeszcze żywa i pobudzała wyobraźnię Franka. Teodor Jeske-Choiński w swojej Historii Żydów w Polsce tak to opisuje:

„Ruchliwy umysł Franka chciał wniknąć w tajemnicę sławy Sabbataja, chciał się dowiedzieć w jaki sposób można zapanować nad tłumami i dlatego zanurzył się w mętne głębie Zory. Chwile wolne od zajęć kupieckich poświęcał w roku 1750 badaniu kabały i praktyk okultystycznych. Nie przygotowany do takiej pracy korzystał niewiele z mistycznej gadaniny kabalistów, mimo pomocy chachama (mędrca) Issahara, sławnego sabbatejczyka. Nie bardzo się tym martwił, że ‘niewiele z tego rozumiał, co czytał’, jak sam przyznawał, przekonał się bowiem wkrótce, że nie potrzeba być wcale uczonym, aby panować nad najuczeńszymi w piśmie. Wystarczy być zręcznym, przebiegłym i energicznym, wystarczy umieć narzucić im swoją wolę. A tę sztukę potrafił lepiej od kabalistów.

Opowiadał Frank, że ślęcząc nad tajemniczymi księgami, wyrobił sobie taką sławę mędrca, iż znani uczeni żydowscy przychodzili do niego z prośbą, aby wytłumaczył im niejasne dla nich miejsca. A on ‘lubo sam tych miejsc nie rozumiał’, odczytywał je z taką swadą, iż oni je zaraz rozumieli. Sugestia działa często mocniej od logicznej argumentacji”.

W lipcu 1755 roku przybywa do Polski Jakub Lejbowicz Frank, wychowany w Turcji, nieznający języka polskiego. Towarzyszą mu jego liczni zwolennicy. Ich pojawieniu się i zachowaniu protestują talmudyczni żydzi i na skutek ich denuncjacji Frank zostaje postawiony przed sąd biskupa kamienieckiego Dębowskiego. Jako formę swojej obrony proponuje publiczną dysputę pomiędzy frankistami a rabinami. Dochodzi do niej w Kamieńcu Podolskim w 1757 roku przed forum kościelnym. Rozprawy toczyły się w języku hebrajskim, gdyż ani talmudyści, ani frankiści nie znali języka polskiego. Tłumaczył Jan Chryzostom Białowolski, pisarz sądów wójtowskich w Kamieńcu. Wyrok sądu wypadł na korzyść frankistów. Jednak nie długo cieszyli się oni zwycięstwem. Ich protektor biskup Dębowski umiera w listopadzie 1757 roku. Talmudyści biorą rewanż i Frank salwuje się ucieczką do Turcji.

W rok po dyspucie kamienieckiej, w czerwcu 1758 roku, August III potwierdził dekretem wyrok biskupa Dębowskiego. Potępił talmudystów, a kontrtalmudystów wziął pod szczególną opiekę, wystawiając im list żelazny, zezwalając im jednocześnie na wjazd na terytorium Rzeczypospolitej. W lipcu 1759 roku archikatedrze lwowskiej dochodzi do jeszcze jednej debaty, w której frankiści twierdzą, że wierzą w Trójcę Świętą i w to, że Mesjasz już przyszedł i zarzucają talmudystom uprawianie mordów rytualnych. I znowu sąd kościelny przyznaje zwycięstwo frankistom.

Chrzest frankistów zaczął się we wrześniu 1759 roku. Od września do grudnia ochrzciło się we Lwowie około 500 kontrtalmudystów obojga płci. Frank przyjął na chrzcie imię Józef. Dzięki temu frankiści mieli zapewnioną opiekę rządu i możnych panów. Otworzyły się przed nimi źródła zarobkowanie niedostępne dla prawowiernych Żydów.

Mogłoby się zdawać, że Frank osiągnął swój cel. Ale nic bardziej mylnego! On marzył o osobnym własnym państwie na Podolu. I z tym projektem pojechał do Warszawy. Niektórzy uważają, że był to pierwszy projekt utworzenia na ziemiach polskich Judeopolonii. Nic jednak nie wskórał. Co gorsza, niektórzy frankiści zaczęli rozpowiadać dziwy o sile cudotwórczej „pana” i o jego boskim posłannictwie. I dopiero wówczas duchowieństwo odgadło jego ukryte plany. Nie pomogła mu przed sądem jego giętkość i dar przekonywania. Skazano go jako kłamcę na dożywotnie więzienie w twierdzy częstochowskiej.

W 1773 roku, po zajęciu Częstochowy przez wojska rosyjskie, Frank odzyskał wolność i udał się do Brna. Następnie do Wiednia i w końcu osiadł w Offenbachu koło Frankfurtu, gdzie dopełnił żywota. Wszędzie tam żył jak król. Skąd miał na to pieniądze?

To, co działo się z Frankiem po wyjeździe z Polski, jest dla nas mało istotne. Ważniejsze jest to, co sekta frankistów „wniosła” w polską rzeczywistość i jakie były tego dalekosiężne skutki.

»Jedynym, który nie ufał żydowskim sekciarzom, był nuncjusz papieski ks. Serra. Z życiorysu Franka można wywnioskować, że przejście na katolicyzm było tylko środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. W 18 roku życia, a więc w pięć lat po przybyciu do Turcji, otrzymał od swych współwyznawców tytuł „chachama”, co oznacza najmądrzejszy, najbieglejszy, najuczeńszy. Chacham to tytuł trzeciej z rzędu godności w Sanhedrynie. Jest to drugi zastępca przewodniczącego.

Pierwsze swoje wtajemniczenie jeszcze w Turcji otrzymał Frank od niejakiego Issachara, który wówczas był „chachamem”. Dalszych wtajemniczeń udzielili mu, jako młodzieńcowi, dwaj rabini przybyli z Polski, Mardocheusz i Nachman, którzy „wszystko mu wyjawili”. Uświadomili go, że wcielenie mesjasza Sabbataja Cwi, Berachia, urzęduje w Salonikach i pragnie go widzieć. Wobec tego Frank udał się do Berachii, „a ten – czując się bliski śmierci – zlał nań swego ducha i oddał mu władzę nad owczarnią”. W ten sposób stał się Frank legalnym następcą Sabbataja Cwi, żydowskiego mesjasza. Jakże więc to sobie wytłumaczyć, że ów mesjasz i chacham był do tego stopnia znienawidzony przez talmudycznych żydów polskich?« – Henryk Rolicki Zmierzch Izraela.

Wszystko wskazuje, jakbyśmy to dziś powiedzieli, na ustawkę. Zjawienie się Franka w Polsce nie było przypadkowe. Przybył tu wraz z Żydami tureckimi i włoskimi, a więc sefardyjskimi. Miał tu jakąś misję do spełnienia, do której polscy żydzi byli niezdatni. Czy chodziło mu o prawdziwą asymilację? To jest bardzo wątpliwe. Śledząc jego wypowiedzi, nie można mieć złudzeń, co do jego intencji. „Powiadam wam: kto się nie pomiesza z narodami, daremna praca jego”. Sens tej wypowiedzi jest taki, że Żydzi jako naród nieliczny może zapanować nad światem poprzez wnikanie do obcych społeczeństw i zajmowanie w nich kluczowych stanowisk. Nie można tego dokonać jako żyd. Trzeba zmienić wiarę.

Henryk Rolicki w książce „Zmierzch Izraela” ujmuje to tak:

Cel swój zamierza Frank osiągnąć uświęconym u Izraela sposobem: podstępem. Zamierza wkraść się do fortecy narodów nieżydowskich i ułatwić żydom jej zdobycie przez dywersję, wywołaną wewnątrz. Odsłania swój plan uczniom w jednej ze swych przypowieści.

„Pewien król oblegał fortecę, lecz dobyć jej nie mogąc, ogłosił, iż kto by się podjął zdobyć miasto, dostanie jego córkę za żonę i połowę królestwa całego. Przyszedł pewien prostak (tak lubi się Frank zwać sam – przyp. aut.) i wyszpiegowawszy wprzód okolicę i obszedłszy mur dookoła, poszedł do króla i rzekł: Daj mi 800 ludzi pod moją komendę, ale takich, jakich ja sobie wybiorę. Wybrawszy ich sobie, miał do nich przemowę, by mu żadnej rady nie dawali, tylko milcząc szli za nim krok w krok i o niego nie pytali. Poradził ponadto królowi, by przez trzy dni bombardował fortecę ustawicznie, by oblężonych w mieście osłabił. Sam zaś ze swą garstką wojska udał się w nocy pod mur miasta do kanału, przez który najobrzydliwsze fecesa z miasta wypływają i raniutko przez ten kanał wlazł na mury miasta i tam wiele straży trupem położył, co król posłyszawszy, wszedł szturmem i fortecę odebrał”.

A więc chacham (trzecia osoba w Sanhedrynie) Frank żąda od kierownictwa żydowskiego kilkaset ludzi, ale takich, których sobie sam wybierze. Z nimi, nie wtajemniczając ich w swój plan, wchodzi przez obrzydliwy kanał, czyli chrzest, w głąb fortecy narodów chrześcijańskich, którą żydostwo tymczasem bombarduje ustawicznie z zewnątrz. Tam wywołuje zamieszanie, a kierownictwo żydowskie tymczasem bierze twierdzę szturmem. Oto prosty sens tej bajeczki i właściwa tajemnica Franka.

Chodzi mu o cele mesjańskie, to jest o zapanowanie Izraela nad światem. Do tego ma prowadzić przelew krwi, wojny, rewolucje. To jest to bombardowanie twierdzy.

I dalej Rolicki pisze:

»Zamiarem Franka było w momencie, gdy wybuchnie rewolucja światowa i otworzy żydom swobodny dostęp do życia publicznego w całej Europie, zdobyć dla żydów samodzielne państwo na terytorium Polski. Ta Judeo-Polska miała być Polską pod władzą żydów, miała być tą ziemią obiecaną, nową Palestyną, skąd by władza żydowska promieniowała na cały świat.

Nie udało się od razu, choć warunki zdawały się wieścić planom żydowskim zupełny sukces. Przecież Frank, wkraczając po raz pierwszy z Turcji do Polski w r. 1755 był pewny ziszczenia swych planów i tej pewności dał wyraz w odezwie, wydanej na granicy polskiej do żydów, której wyjątki poznać warto:

„Szlachta polska, czego nam właśnie trzeba, jest dobra i głupia. Jej królowie nigdy nie byli od niej mędrsi, dla was zaś zawsze byli jeszcze lepsi niż ona. Gdy wypędzonych z ziemi niemieckiej przodków naszych przyjęła szlachta polska na swoją ziemię, wnet poznali w tej ziemi nową obiecaną, bo wnet jej książąt Piastów zaczęli piastować w swoich kieszeniach… A czyż i wam krzywda, spółwiercy i bracia moi, pod rządami panującego nam obecnie Augusta III, kiedy ludność wasza pod berłem tego polskiego króla żyjąca, już się zrównała z ludnością ojców i przodków naszych w Palestynie z czasów króla Dawida? Nie tylko przez taką ludność, ale także przez niesłychane swobody i rozkosze ludu żydowskiego w Polsce, ja bym ten kraj nazwał prędzej żydowskim niż polskim. Judzką, nie polską ziemią, bo te miliony mieszczan i chłopów dla żydów jedynie żyją, na nich w pocie czoła pracują i sam Bóg po Palestynie Polskę musiał dla żydów na nową ziemię obiecaną, a Kraków na nową Jerozolimę przeznaczyć”.

Ni udała się żydom w XVIII wieku zamierzona rewolucja wszechświatowa. Udały się tylko rewolucje amerykańska i francuska, zaś Polska za swój współudział w ruchu rewolucyjnym zapłaciła utratą niepodległości. Plan Franka powiódł się tylko w części. Nie udało mu się stworzyć państwa żydowskiego na ziemiach Polski, powiodło mu się tylko pozbawić Polaków suwerenności w ich własnym kraju.

Organizacja frankistów współdziałała walnie ze swym przywódcą, by wydać Polskę na łup żydostwa. Wszedłszy w koła szlacheckie, frankiści poczęli wchodzić w polskie życie polityczne i odegrali wybitną rolę w polskich organizacjach wolnomularskich. Frankistą był Wojciech Turski, pochodzący z żydów tureckich, jeden z wodzów polskiego wolnomularstwa, wybitny poseł Sejmu Czteroletniego. Za czasów Królestwa Kongresowego usadowił się w wolnomularstwie polskim niejaki generał Franciszek Ksawery Krysiński, znowu frankista. W r. 1831 znowu jeden z głównych przywódców ruchu rewolucyjnego jest Tadeusz Krępowiecki, także frankista. Był on jednym z założycieli Towarzystwa Demokratycznego«.

W XVII wieku setki rodzin żydowskich przechodziło na katolicyzm i tym samym wchodziło do stanu szlacheckiego, ale w XVIII wieku mamy zdarzenie wyjątkowe. Tajna organizacja żydowska w całości przyjmuje chrzest, ale zachowuje swój ustrój wewnętrzny. Pod koniec tego wieku 24.000 żydów chrzci się, z tego 6.000 w Warszawie. Nazwiska przyjmowali po swoich dobrodziejach (Dębowscy), od miejsca pochodzenia (Buscy z Buska; Brzeziccy i Brzezińscy z Brzezia; Jezierzańscy albo Jeziorańscy z Jezerzań; Lanckorońscy z Lanckorony). Inni polonizowali swoje nazwiska żydowskie (Krysy, Krysińscy; Schor, czyli wół, Wołowscy; Josek, Josińscy, Jasińscy; Szymon, Szymonowscy, Szymanowscy; Nuchem, Nuchymscy, Nachymscy, Naimscy itp. Przyjmowano też nazwiska od dnia lub miesiąca chrztu (Niedzielski, Poniedzielski, Piątkowski, Sobociński, Styczyński, Kwieciński, Majewski, Sierpiński, Wrzesiński, Grudziński). W powieści Kraszewskiego „Żyd” pojawia się pani Wtorkowska. W telewizji, w którymś z programów był, czy jest, nie wiem, serial – „Złotopolscy”, to też prawdopodobnie od frankistów.

Od początku swojego osadnictwa na ziemiach polskich, od tego nieszczęsnego, dla nas, statutu kaliskiego, Żydzi mieli uprzywilejowaną pozycję, a ci z nich, którzy stawali się chrześcijanami, od razu awansowali na szczyt drabiny społecznej, windowani tam przez swoich, jakbyśmy to dziś powiedzieli, sponsorów. Dziwna była ta polska arystokracja i szlachta, która faworyzowała obcych, a gnębiła swoich. Chłop był przywiązany do ziemi. Nie mógł przenieść się do miasta, by tam znaleźć dla siebie nowe zajęcie. Mieszczanie też nie mieli powodu do radości. Czyż można się dziwić Frankowi, który w swojej odezwie do żydów pisał: … ja bym ten kraj nazwał prędzej żydowskim niż polskim. Judzką, nie polską ziemią, bo te miliony mieszczan i chłopów polskich dla żydów jedynie żyją, na nich w pocie czoła pracują i sam Bóg po Palestynie musiał Polskę dla żydów na nową ziemię obiecaną, a Kraków na nową Jerozolimę przeznaczyć.

Wygląda więc na to, że jeszcze zanim pojawił się Jakub Lejbowicz Frank Dobrudzki, to żydowskie kierownictwo obrało było sobie Polskę za swoją ziemię obiecaną. Trudno się temu dziwić. Przecież żydzi, którzy tu żyli od wieków musieli je informować, że nigdzie na świecie nie ma tak niedorozwiniętych umysłowo elit, jak w Polsce. Ale czemu się dziwić, skoro na ziemiach polskich, jedynie nuncjusz papieski ks. Serra od razu wyczuł intencje Franka. Bolesne to, ale prawdziwe.

Pojawienie się sekty frankistów w Polsce to był jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy moment w historii narodu polskiego. Był to praktycznie przysłowiowy gwóźdź do jego trumny. Ci neofici wnikają bardzo głęboko w polskie społeczeństwo, a właściwie w jego elitę i stopniowo ją zastępują. Służą ku temu kolejne powstania: insurekcja kościuszkowska, powstanie listopadowe, powstanie styczniowe i powstanie warszawskie. Celem insurekcji było związanie Prus, Austrii i Rosji, by nie interweniowały we Francji, w której ważyły się losy rewolucji francuskiej, która była żydowskim pomysłem. Rewolucja francuska ocalała, a Polska straciła niepodległość. Po upadku powstania listopadowego żydzi opanowują w Polsce życie gospodarcze i towarzyskie. I wtedy gorliwymi zwolennikami asymilacji stają się potomkowie frankistów. Powstanie styczniowe dobiło to, co nie zostało unicestwione w powstaniu listopadowym. Później była jeszcze rewolucja 1905 roku, która zniszczyła rodzący się polski przemysł. I w końcu to żałosne powstanie warszawskie, ale o nim pisałem w innym miejscu, więc nie będę się powtarzał.

Dziś mamy Polin, nie Polskę. To jest efekt konsekwentnego i przemyślanego działania żydów od kilkuset lat. Oni są tak konsekwentni i przewidujący, że niszczą w zarodku każde niebezpieczeństwo. A takim, dla nich, niebezpieczeństwem mogłaby być Polonia w Ameryce. Cóż, tak liczna i zorganizowana, mogłaby szachować każdego kandydata na prezydenta. Są jednak wśród niej delegowani z kraju, pozorni emigranci, pozorni patrioci, którzy ją rozbijają. I później jeszcze mówią, że Polacy to kłótliwy i zawistny naród.

Nie ma już Polski. Jest Polin. Ale, jak mówi przysłowie: nigdy nie mów nigdy. Może jeszcze karta się odwróci. Na pewno nie dokona się tego poprzez modlitwy. Pierwszą i podstawową sprawą jest właściwe rozpoznanie sytuacji, tak jak na wojnie. A sytuacja wygląda tak: Żydzi są polską elitą w Polsce, a Polacy są w niej plebsem. Czy plebs może pokonać elitę? Oto jest pytanie! W plebsie też są zdolni ludzie. Tylko czy ktoś ich dostrzeże i da im szansę, gdy nadarzy się stosowna chwila? A taka może nadejść szybciej niż myślimy!