Przed rewolucją

Kiedy pisałem blog o rewolucji październikowej, to wydało mi się, że jeśli cofnę się do rewolucji 1905 roku, albo jeszcze parę lat wcześniej, do powstania Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji i Partii Socjalistów-Rewolucjonistów tzw. eserowców (SR), eserów, wywodzących się z tzw. narodników – to będzie to dobry moment do wyjaśnienia przyczyn wybuchu rewolucji. Przytaczałem tam różne fakty z tamtego okresu i wydawało mi się, że gdzieś wśród nich leży przyczyna jej wybuchu. Gdy teraz to czytam, to czytam to z pewnym zażenowaniem, że byłem tak naiwny. Cóż, człowiek uczy się całe życie i im więcej wie, tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że mniej wie. Zupełnie jak w tym dowcipie o alkoholiku: Im więcej piję, tym mniej piję, bo coraz bardziej trzęsie mi się ręka i coraz więcej wylewam, gdy podnoszę kieliszek do ust.

Przeczytałem ostatnio książkę Wacława Gąsiorowskiego Królobójcy. Ukazała się ona po raz pierwszy w 1906 roku i pierwsze wydanie zostało rozkupione w przeciągu trzech miesięcy i jeszcze w tym samym roku pojawiło się drugie. Przetłumaczono ją na francuski i angielski w 1908 roku i na niemiecki w 1917 roku. Dopiero po jej przeczytaniu uświadomiłem sobie, że żeby zrozumieć to, co stało się w Rosji w 1917 roku, trzeba cofnąć się do wojen napoleońskich, które były efektem rewolucji francuskiej. Jeśli jeszcze będziemy pamiętać, że czas rewolucji francuskiej, to też czas powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, to dopiero wtedy zrozumiemy jak daleko w przyszłość wybiegali Żydzi w swoich działaniach.

Mnie uczono, że Rosji nie można pokonać. Połamał sobie na niej zęby Napoleon i Hitler. Tylko czy aby na pewno o to chodziło w tych wojnach? Rosja została pokonana, tak jak Ameryka, i oba kraje są całkowicie zależne od Żydów. Prawdziwe wojny wygrywa się tak, jak robi to ta nacja. W wyprawie Napoleona na Moskwę wcale nie chodziło o pokonanie Rosji, tylko o kontynuację rewolucji francuskiej. Chodziło o to, by dwa najpotężniejsze kraje były zależne od narodu „wybranego”. I tak też się stało. Idee rewolucji francuskiej niesione przez wojsko napoleońskie, padły na podatny grunt wśród wojsk rosyjskich i rosyjskiej arystokracji, przynajmniej części z niej.

Napoleon podbił całą Europę i zaprowadził w niej swoje, a raczej swoich mocodawców, porządki. Rosji nie podbił i nie zaprowadził tam swoich porządków, ale zasiał ziarno, które wydało obfity plon w postaci rewolucji październikowej. I może tym należy tłumaczyć fakt, że nie było rewolucji marksistowskiej w Europie zachodniej, bo ona była tam wcześniej, więc już nie było takiej potrzeby. Natomiast taka potrzeba była w Rosji.

Wacław Gąsiorowski jest raczej pisarzem zapomnianym, ale warto wracać do jego książek, przynajmniej niektórych. Wikipedia podaje informację o jego życiorysie i twórczości. To, co zwróciło moją uwagę, to to, że jego życiorys zaczyna się od 15-tego roku życia i nie ma w nim nic na temat jego rodziców, poza tym, że wcześnie zmarli i w tym wieku zaczął pracować, by zarabiać na życie. Sposób, w jaki pisał o tajnych związkach w Rosji, skłania mnie do podejrzeń, że był masonem. To oczywiście nie zmienia faktu, że książka jego zmusza mnie do zrewidowania poglądów na temat przyczyn wybuchu rewolucji w Rosji, a przede wszystkim do tego, że nie zaczęło się to w 1917 czy 1905 roku. Żydzi pracowali cały wiek XIX, by w końcu na początku wieku XX dopiąć swego. Oni potrafią działać konsekwentnie i realizować dalekosiężne cele, które są dla nas zupełnie niewidoczne.

Gąsiorowski pisze więc tak:

»„Dekabryści” – nazwa powtarzana często, nazwa wywrotowców, stawianych obok nihilistów, a granicząca prawie z anarchistami, nazwa groźna, ponura, jawiąca się niby widmo narodzin krwawej Rosji. Rosji mściwej, podstępnej, zgangrenowanej niezdrowymi ideami, Rosji przerażającej cichego zachodnioeuropejczyka!

„Dekabryści”, więc po prostu „grudniowcy”… więc kwiat inteligencji, zacności i szlachetności ponapoleońskiej Rosji, więc lilie wyrosłe na cmentarzysku ludzi i myśli, więc głos potężny a smętny, dźwięczny a rozmydlony, dumny a nieśmiały – głos męczeński, wołający: wszystko dla ziemi mojej, a nie dla mnie!

Dekabryści poczęli się, jak się poczyna fala morska, jak się poczyna wicher, jak się poczyna odpływ po przypływie… Tu wzbiera morze, pieni się, na najwyższy szczyt rzuca swe białe bryzgi, a tam, w niedosięgłym dla oka ludzkiego zamęcie, już odpływ gra, już zmagać się zaczyna, już zwalcza opór przypływu.

Gdy czytałem ten powyższy fragment, to od razu przypomniał mi się obraz „Narodziny Wenus” Sandro Botticelli’ego. Według greckiego poety Hezjoda bogini miłości Wenus powstała z piany morskiej, wynurzyła się z fal i skierowała się w stronę brzegu jednej z greckich wysp – Cypru lub Cytery. Mity greckie są piękne i zapewne bez nich bylibyśmy ubożsi kulturowo, ale mam jakieś takie dziwne przekonanie, że dekabryści narodzili się w sposób daleko bardziej prozaiczny – po prostu wyszli z synagogi.

Pod gradem kul bonapartowych, pod uderzeniami napoleońskich bagnetów, w piekle okrzyków: „Vive l’empereur!”, w świetle łun pożarów Smoleńska, Moskwy i Lipska, w bohaterskiej ciszy zamilkłego pola Waterloo… były narodziny dekabrystów, a raczej ludzi idei, ludzi nie wiedzących, że się dekabrystami staną, że dekabrystami zwać ich będą.

Na biwakach armii rosyjskiej, u ogni obozowych gawędzin, wypominano dawne czasy, mówiono o ledwie co minionych, przyglądano się z bliska ocknietej kulturze Zachodu, rozprawiano, ścierano się, kształcono wzajem.

I żołnierz rosyjski, wychowany w półbarbarzyńskim rygorze mody Fryderyka, okuty dyscypliną knuta, batożony często, a policzkowany za lada niehumorem, trzymany na poziomie uczuć brytana nocnego, ten żołnierz, drwiący z całą głupotą z wariactwa Polaków, mrących za jakąś konstytucję, ten żołnierz zagadał.

Zagadał o Dantonie i Maracie, o Lafayecie i Waszyngtonie, o Palafoxie i o Moreau, o Robespierze, o Ludwikach, o Wellingtonie i Blücherze, o 18 brumaire’a i o Trzecim Maja, o Kościuszce, o śmierci Pawła, o Tugenbundzie i o Andreasie Hofferze, o „Gwieździe Wielkiego Wschodu” i o „Świątyni Słońca”, o 14 lipca, o angielskiej Charta Magna, o Napoleonie, o Cambronnie… o Carnocie.

I oto w głównej kwaterze drugiej armii rosyjskiej, tuż pod namiotem feldmarszałka Wittgensteina, dwaj bracia Murawjow, dwaj sztabowcy, gwardziści, pankowie, rzucają pierwszą myśl związku tajnego, związku dobra, związku miłości ojczyzny i miłości ludu.

Murawjowom dość było wokół się rozejrzeć, dość było rzec słowo, aby cały zastęp towarzyszów znaleźć. Nikt tu nikogo nie namawiał, nikt nikogo nie pouczał, nikt nic nie apostołował. Nowy sojusznik przychodził, łączył się i łącząc się, już jeno własne słyszał poglądy, własnych ideałów dźwięki, echa głosu własnej wiary.

Armia rosyjska wracała po latach wojen, a gdy wodzom jej zdawało się, że dźwiga jeno zrabowane złoto i kosztowności, gdy wodzowie ci słusznie aż wstydzić się musieli rabusiostwa swych „bohaterów”, wodzowie ci ani sobie wyobrażali, że ci sami żołnierze dźwigają nadto zdobycz, której po wiek wieków już żadna rewizja tornistrów im nie odbierze, żadna moc nie wydrze… Armia rosyjska niosła wnukom swej ojczyzny pochodnię, niosła sztandar na całej tej ojczyzny życie.

W Petersburgu głową i sercem stowarzyszenia został adiutant księcia Wittgensteina, Pestel, syn jednego z najsroższych generał-gubernatorów Sybiru, syn półdzikiego despoty, którego pięść zgasiła setki istnień…

Pestel był wychowankiem korpusu paziów, Pestel był dumą sztabu, był bogatym, przystojnym oficerem gwardzistą, był już pułkownikiem i był republikaninem! Za Pestelem przystąpił książę Trubeckoj, a dalej Bestużew, Kachowski, książęta Oboleński, Wołkoński i Golicyn, Szachowskij, kniaź Bariatiński i Rylejew. A za nimi wszystko, co się mieniło przyszłością Rosji, co było jej chlubą, jej jutrem, rzuciło się do Pestela, Murawjowów, Rylejewa, Bestużewa i Trubeckiego. Skromne stowarzyszenie „Pomyślność”, które powstało ze związku „Ocalenie”, rozrosło się na potężną organizację „Południową” i „Północną” i na „Zjednoczenie Słowian”. Co najciekawsze i najgodniejsze uwagi, że stowarzyszenia te nie miały w swoich szeregach wydziedziczonych inteligentów, bo tacy nie byli jeszcze w Rosji znani, nie mieli nic ani z proletariatu, ani nikogo z wrogów Aleksandra I, ani żadnego z przeciwników dynastii. Stowarzyszenia te ani myślały o terrorze, ani dyskutowały o zamachu, ani nie sądziły, by cele szczytne, wielkie dały się osiągnąć środkami niegodnymi. I na koniec stowarzyszenia te marzyły o przewrocie drogą woli uświadomionych milionów, drogą uzdrowienia zgangrenowanych arterii państwowych, drogą obudzenia nawet w zeschniętej piersi ostatniego z czynowników uczuć obywatelskich, ludzkich…

„Zjednoczeni Słowianie” szli już dalej, sięgali pewniej, logiczniej. Bo programem ich było sfederowanie w jedną wolną Rzeczpospolitą wszystkich szczepów słowiańskich, a to począwszy od Rosjan i Polaków, a skończywszy na Serbach i Bułgarach. Krom tych trzech wybitnych stowarzyszeń nie brakło i drobnych, prowincjonalnych klubów, w rodzaju związku dążącego do niepodległości Małorosji, ale te ulegały i milkły wobec haseł stowarzyszeń macierzystych.

Co zaś już nie tylko jest ciekawe, ale wprost niesłychane, oto wszystkie tajne związki miału oczy zwrócone na cesarza Aleksandra, wszystkie odeń spodziewały się urzeczywistnienia swych rojeń i wszystkie propagandę swoją zwracały ku temu, aby urzędnik nie kradł i na złe nie obracał danej mu władzy, aby pan nie gnębił poddanych mu włościan, aby oficer szanował w szeregowcu człowieka, aby sądy przestały być sługami możnych, aby religia nie była narzędziem polityki, aby oświata coraz szersze zakreślała kręgi.

Na otwarciu sejmu polskiego car z wysokości tronu nie tylko Plaków do serca cisnął, ale kategorycznie oświadczył, że „da konstytucję i swoim rosyjskim poddanym, gdy ci ocenią jej wartość…”

Stowarzyszenia tajne miały zatem zadania proste – uświadomić współbraci o wartości konstytucji, a… resztę dokona wola cesarza…

Stowarzyszenia nie przypuszczały, że jeszcze w osiemdziesiąt lat po nich… obywatele państwa rosyjskiego będą uznani za niezdolnych do rządzenia się konstytucją, że nawet zachód Europy poczyta żądania ich za wygórowane, że ten Zachód, który wykształcenie swoje konstytucjom zawdzięcza… będzie szeroko rozprawiał nad „możliwością” konstytucji w Rosji. Jakby konstytucja była czymś innym niż alfabetem ustroju państwowego, jakby ktoś mógł się nauczyć czytać bez znajomości alfabetu!…

Wykrętne to czy błędne mniemanie nawet nie chce pamiętać, że taż sama ciemna, surowa Rosja do połowy XVI stulecia rządziła się wolą ludu, że taż sama Rosja miała Rzeczpospolitą Nowogrodzką i Pskowską, które istniały i kwitły przez siedem stuleci! Że Rosja przez zamach stanu Piotra I, od wieców, narad bojarskich i woli ludu stoczyła się na dno samodzierżawia, że ta Rosja, biorąc przykład z wolnej, sąsiedniej Polski, jeszcze umiała Iwana Groźnego zmusić do składania przysięgi „w ręce ludu” na placu radnym w Moskwie, że ta Rosja autonomię miała wówczas, gdy Zachodowi o tym się nie śniło!

Europa woli o tym nie wiedzieć, zachwyca się posłannictwem Piotra I i co najmniej dziwi się jego oryginalności!… Oto przykład: Piotr I zesłał na Sybir i kazał skatować knutami nawet dwa dzwony wiecowe!… Dzwony te do dnia dzisiejszego są na zesłaniu w Tobolsku…

A niegodziwość tych dzwonów na tym polegała, że uderzały na trwogę zagrożonych swobód, że wzywać chciały do buntu przeciw tyranowi.

Niewątpliwie tajne stowarzyszenia wiedziały i o dzwonach zesłanych, i o dacie powstania samowładztwa rosyjskiego, ale wierzyły Aleksandrowi I i czekały.

Cesarz Aleksander I umarł w Taganrogu dnia 1 grudnia 1825 roku, umarł, mimo powieści o febrze, „nagle”… umarł w pełni męskiego wieku, bo licząc zaledwie 48 lat!«

W dalszej części Gąsiorowski szczegółowo opisuje przebieg wydarzeń, których nie mogę dosłownie cytować, bo blog rozrósłby się znacznie, a i tak jest długi. Problem sprowadzał się do tego, że spiskowcy chcieli na tronie Konstantego i… „jego żonę”… Konstytucję. To prawda, że jemu należał się tron z racji starszeństwa, ale zrzekł się on go na rzecz młodszego brata Mikołaja. Konstanty był wodzem wojsk polskich i mieszkał w Warszawie i na dodatek zakochał się w pięknej szlachciance Joannie Grudzińskiej (jej nazwisko chyba jednoznacznie sugeruje jej pochodzenie). Żądał od brata nie tylko zezwolenia na rozwód ze znienawidzoną żoną, ale też na zaślubienie Grudzińskiej. Ślub miał miejsce w 1820 roku, a w roku 1822 prawa do tronu przeszły na księcia Mikołaja. Grudzińskiej cesarz nadał tytuł księżnej łowickiej.

Po śmierci Aleksandra I 1 grudnia 1825 roku powstał problem wyboru następcy. Spiskowcy opowiadali się za Konstantym. W dniu 26 grudnia miała odbyć się w koszarach poszczególnych pułków przysięga na wierność cesarzowi Mikołajowi. Nie wszystkie to zrobiły. Część z nich spiskowcy wyprowadzili na plac przed senatem. Za zrewoltowanymi pułkami stanęły masy ludu. Było słychać okrzyki „Niech żyje… Konstanty!”. Naprzeciw zaczęły się ustawiać pułki utrzymane w karności. Ponieważ książę Trubeckoj, w sprzysiężeniu „dyktator”, nie zjawiał się, nikt inny nie potrafił podjąć decyzji, nikt nie chciał brać odpowiedzialności. Mikołaj I, który przybył na plac, szybko zorientował się w zaistniałej sytuacji i podjął natychmiastową decyzję. Odpalił armaty i zrobił ze zgromadzonych spiskowców miazgę i w ten sposób rozprawił się z dekabrystami.

Wojna krymska (1853-56), a właściwie porażki Rosji i hańbiące warunki pokoju, były ponad siły i tak już znerwicowanego cara, który otruł się. Mikołaj I zmarł 2 marca 1855 roku. W tym samym dniu wstąpił na tron jego syn Aleksander II.

Dla pełnego zrozumienia tego, co działo się w Rosji przed rewolucją, wypada też wiedzieć, co wydarzyło się w tym czasie w Europie, bo wygląda na to, że te działania były skoordynowane i miały jeden cel – obalić monarchie. Gąsiorowski tak pisze:

»Rok 1855, rok wstąpienia na tron Aleksandra II, w dziejach królobójstwa i mordów politycznych był zwrotem i bodaj nie tylko dla samej Rosji, ale i dla całej Europy.

Do roku 1855 wiek dziewiętnasty, rozpoczęty zabójstwem Pawła I, przynosi zamach na Napoleona I (1809), mord księcia Berry (1820), mord Kapodistriasa, znienawidzonego despoty greckiego w usługach Mikołaja I (1832), a dalej zamach na Ludwika Filipa (1835) i piekielną maszynę, zgotowaną przez Feschiego, Pepina i Moreya.

Ta piekielna maszyna to broń z wieloma lufami jednostrzałowymi, które wystrzeliwują pociski w ogniu salwowym, jednocześnie lub kolejno.

Lecz dopiero drugi zamach na tego ostatniego króla, wykonany przez Ludwika Alibaud (1836), może być poczytany za pierwszy czyn tak zwanego „anarchizmu”. Alibaud bowiem rzucił z szafotu harde słowa: „Umieram za wolność, za lud, za zniweczenie monarchii.” Choć słowa te przez współczesnych uważane były raczej za credo republikanina niż za hasło „anarchisty”.

Rok 1844 przynosi zamach Tschechta na króla pruskiego, Fryderyka Wilhelma IV, a rok 1850 znów temuż królowi gotuje ponowny Sefelogego. W dwa lata potem fanatyczny ksiądz Marcin Marino usiłuje zabić Izabelę hiszpańską, a w cztery – Karol III, okrutny despota parmeński, pada raniony śmiertelnie na ulicy i umiera.

I oto cały plon królobójstwa do roku 1855. Oczywiście zamachów nieudanych było, krom powyższych, jeszcze ilość wielka, boć takie lata krytyczne dla ustrojów państwowych, jak 1830, 1831, 1848, 1849, i 1851 musiały niejednokrotnie ku głowom ukoronowanym zwracać oręż spiskowych, ten atoli zawodził mocno, dawał się wykrywać zawczasu i nie miał dla siebie jeszcze wielu takich desperatów jak Alibaud. A zresztą fazy przekształceń państwowych następowały po sobie tak szybko, iż brakło czasu na wytworzenie bodaj dłuższej opozycji. Idealistyczne dzieła Anglika Williama Godwina, ojca anarchizmu, wpajały wszak dopiero przekonanie, że ludzkość drogą prostego uświadomienia dojdzie do zniesienia państw. Nadto Godwin raczej przepowiadał, niż apostołował, był tylko prorokiem czy wróżbitą, ale nie agitatorem i był twórcą teorii, której nawet nie nazwał, która dopiero w następstwie miała być postawiona na czele anarchizmu.

Dopiero od połowy XIX wieku ruch królobójstwa wzmaga się, a wzmaga się równolegle do potężnego ruchu umysłowego Europy. Rozwój nauk socjalnych, gruntowne zastanowienie się nad dziejami rewolucji francuskiej, rzut oka wstecz na szalony skok, uczyniony przez ludzkość na dystansie od roku 1780-1850, musiał podniecić pożądanie równie szybkiego postępu w ludach zapóźnionych, musiał nie tylko spotęgować dążność do osiągnięcia przez jednostkę największej sumy swobód, ale musiał skłonić ją do zwalczania tam i zapór.

Ruch ten stał się tak potężny, tak wszechstronny i żywiołowy, iż zniewolił wielu monarchów do pójścia za nim, iż zniewolił ich do zgodzenia się na role ludzi ponoszonych przez rozszalały prąd, iż porwał ich ku prawu, stanowiącemu nie to, co władca może ludowi dać, lecz co może od ludu, jako pierwszy jego urzędnik, uzyskać.

Ruch ten sprawił, że każdy rok nieomal zwiększa przywileje poddanej jednostki, rozdrabnia władzę, skraca płaszcze gronostajów.

Jakiż ruchu tego kres lub jak się zwać ma pierwsza ruchu tego stacja? Na to pytanie usiłuje odpowiedzieć i socjalizm, i anarchizm.

Pierwszy terrorem zdobył sobie już obywatelstwo i z rewolucji urósł na „wielką zdobycz myśli i etyki ludzkiej”, drugi dotąd skazany jest na błąkanie się w szatach wyrodnego syna, półszaleńca. Pierwszy wszedł w krew Europy, drugi jest ciągle pianą tej krwi. Pierwszy stał się chlebem powszednim ładu i poczucia sprawiedliwości, drugi ciągle jest równie potępiany, jak i nie zbadany i nie ujęty w karby zwartych postulatów. Ale bo pierwszy nade wszystko ku najżywotniejszym i najbliższym zwrócił się sprawom, drugi zaś poszybował we mgły przyszłości. Pierwszy nie tylko od razu stanął do walki na śmierć i życie, ale i umiał zwyciężyć, drugi do dnia dzisiejszego miewa nie bojowników, ale tylko zapaleńców zrozpaczonych, oszołomionych ogromem idei, fanatyków.

Po Godwinie przyszedł Proudhon, a choć ten anarchizm już anarchizmem nazwał, choć pognębić swą teorią chciał Babeufa, St. Simona i Fouriera, lecz ledwie zaznaczył potrzebę propagandy dla osiągnięcia ideałów anarchizmu. Aż dopiero Maks Stirner, a dalej Bakunin i książę Kropotkin oświadczyli się za potrzebą rewolucji i terroru.

I w tym miejscu nasuwa się pytanie, skąd naród rosyjski, skąd czasy Mikołaja I mogły wydać Bakunina, skąd w kraju, gdzie wyraz „konstytucja” wiódł na katorgę, mógł się począć książę Kropotkin, potępiający każdy i najliberalniejszy ustrój państwowy, skąd na ziemi tak niedostępnej nawet dla codziennych zawołań zachodu Europy mógł narodzić się duch tak gwałtownie rwący naprzód! I skąd nareszcie w monarchii, do której lada świstek zadrukowany śmielszymi dezyderatami nie ma wstępu, do której wszelki „import” płodów ducha ludzkiego skazany jest na wapno i karbol kwarantanny samowładztwa – mógł się począć tak silny „eksport” kierunków tak skrajnych?!

Bo że Anglia wydała Godwina, Francja Proudhona, Niemcy Stirnera (lewicowy heglista – przyp. W.L.), tego za nadzwyczajność poczytać nie można, bo kraje te tłumaczą się postępowością swych zabiegów reformatorskich. Ale jak Rosja posiadła Bakunina i Kropotkina? Wszak tu nie talent ani dar szczególny, przypadkowy rozstrzygał, a jedynie stopniowanie cywilizacyjne. Skąd ludzie z ziemi uprawianej przez chłopów-niewolników, ludzie spod knuta mieli dość siły, aby nawet humanitarnej a wolnej Europie rzucić rękawicę?!

Odpowiedź na to zawiłe pytanie jest prosta. Anarchizm jest tak czymś gwałtownym, tak skrajnym, że trzeba dopiero takiej świadomości niedoli Kropotkina, aby ku niemu się skłonić i za nim pójść, i pójść z dynamitem w ręku…

Dekabryści zostali wytępieni, bo na rewolucje iść chcieli z rękoma skrzyżowanymi na piersiach – potomkowie dekabrystów uciekli się do drugiej ostateczności, do mordów. Żandarmeria Mikołaja I nie rozumiała słowa ludzkość, gdy szło o przekonania polityczne. Żandarmeria Mikołaja zgasiła tysiące dusz – ale za to te, których nie dosięgła, rozpaliły się na łuny.

Rok 1855 w dziejach Rosji jest nade wszystko uważany za rok narodzenia się „nihilizmu” i… „nihilistów”. Co to jest lub czym był nihilizm?!

Nihilizm – według prostej odpowiedzi encyklopedycznej – jest zasadą filozoficzną, odrzucającą wszelki wyższy, moralny porządek polityczny i społeczny, zasadą uznająca jedynie wieczność materii i nieomylność badań doświadczalnych. Nihilizm jest zaprzeczeniem nie tylko prawa, władzy, państwa, ale i bóstwa.

Nihilizm zaznaczył się tym, że dotąd nigdy żadną zwartą gromadą ludzi nie rządził, że był raczej chorobliwym i bezwiednym następstwem materialistycznego pesymizmu jednostki niż ugruntowaną logicznie teorią stowarzyszenia.

Skądże nihilizm wziął się w Rosji?!

Otóż tu następuje niespodziewana odpowiedź: „Nihilizmu” w Rosji nie było nigdy, a „nihiliści” rosyjscy nie mają żadnego związku i nie mieli żadnego związku z teoriami nihilistycznymi. Po prostu żandarmeria rosyjska, chcąc zarówno w Europie, jak i Rosji całej obrzydzić prąd domagający się reform państwowych, i to reform nade wszystko dawno w ościennych mocarstwach uprawnionych, nazwała go „nihilizmem”, a zwolenników tego prądu „nihilistami”… w czym uciekła się do konceptu Turgieniewa, który w jednym ze swoich utworów „nihilistami” nazwał socjalistów, a raczej proletariuszów inteligentnych.

Nazwa „nihiliści”, pochwycona przez prasę francuską jako mot du jour (dosł. „słowo dnia”, a raczej „słowo epoki”, „słowo tamtych czasów” – przyp. W.L.), została rozgłoszona i zjednała sobie prawo obywatelstwa. Podczas gdy ci „nihiliści” w programie swoim… domagali się konstytucji, a nawet tylko zwołania przedstawicieli narodu do przeprowadzenia nieodzownych reform!…

Jeżeli „nihilizm” ten w uczonych wywodach publicystyki europejskiej o „utopii filozoficznej” mógł niejednemu mieszczuchowi zatruć sen, to już niewątpliwie spokojnemu obywatelowi państwa rosyjskiego stał się straszydłem o cechach zdeklarowanych i namacalnych…

Oto w roku 1865 policja rosyjska nareszcie zdefiniowała, urzędownie nawet, jak wygląda „nihilista”. A więc: „o ile” jest kobietą – nie nosi krynoliny, strzyże włosy i chodzi w czapce futrzanej; „o ile” zaś jest mężczyzną, więc nie strzyże włosów i chodzi w niebieskich okularach…

Kimże byli naprawdę ci tak zwani „nihiliści” rosyjscy?! Nade wszystko nawet nie rewolucjonistami, nawet nie spiskowcami, dopiero w lat kilka przeistoczyli się w socjalistów, a w lat kilkanaście, z desperacji, uzbroili się w terror i rozwinęli w socjalrewolucjonizm.

„Nihiliści” poczęli się z czasu, więc i z „dekabrystów”, i z bezprawia samowolnej policji, i z prześladowań religijnych, i z Hegla, i z Marksa, i z Milla, i z St. Simona, i z roku 1848, i z mroków zaściełających Rosję, i ze światła bijącego z Zachodu.

Nihiliści ani myśleli iść za Bakuninem, ten był im za daleko odsadzony. Ojcem duchowym nihilistów stał się Hercen, syn moskiewskiego milionera. Hercen odebrał bardzo staranne i gruntowne wykształcenie, które wraz z podróżami otworzyło oczy myślącej duszy na niewolę współbraci i skłoniło do pracy nad ich wyzwoleniem. Śmierć ojca i osiągnięcie wielkiej fortuny były dla Hercena decydującym momentem. Hercen zrealizował majątek i osiadł w Londynie w 1852 r. W roku 1855 zaczął pisać, w dwa lata później ukazał się pierwszy numer „Kołokoła” (Dzwon), w którym Hercen wzywał naród rosyjski do walki z absolutyzmem. „Kołokoł” pomimo czujności policji wszystkimi porami dostawał się do Rosji, budził uśpione myśli, skupiał, łączył.

A to ciekawe! Kołokoł” pomimo czujności policji wszystkimi porami dostawał się do Rosji… A wcześniej pisze: I skąd nareszcie w monarchii, do której lada świstek zadrukowany śmielszymi dezyderatami nie ma wstępu, do której wszelki „import” płodów ducha ludzkiego skazany jest na wapno i karbol kwarantanny samowładztwa…

I Hercen swą ognistą broszurą Kto winien? Targnął trzewiami Rosji. Czernyszewski odpowiedział na to pytanie, pytaniem realnym, trzeźwym Co czynić? (później podobne pytanie zadał Lenin: Co robić? – przyp. W.L.)- a Bakunin zaciskał pięści i wskazywał na piekielne maszyny.

Dzień 14 kwietnia 1865 był dniem mordu prezydenta Stanów Zjednoczonych Lincolna przez Boothę – a dzień 16 kwietnia roku 1866 był dniem pierwszego zamachu na Aleksandra II, pierwszym w Rosji usiłowaniem królobójstwa pod hasłem niesamolubnym. Zamachu dokonał student, Dymitr Karakozow. Zamach ten nie był skomplikowany, gdyż w roku 1865 osoba cesarza, choć strzeżona już pilnie, nie była jeszcze zawsze otaczana murem bagnetów.

Zamach Karakozowa wywołał gwałtowną i nierozważną reakcję. Obostrzenia cenzuralne, powiększenie etatów policji i żandarmerii, dalej, dymisja ministra oświaty i spraw wewnętrznych i osadzenie na tych stanowiskach ludzi równie dzikich, jak i nie ukształconych odpowiednio, miały zadać cios wywrotowi. Pościg trwał ciągle, prześladowanie spadało na każdego inteligenta nie odzianego w mundur.

A tymczasem te masowe aresztowania, te nieustanne śledztwa nie dosięgały tych, co istotnie rośli na siłę nie lada, co istotnie coraz więcej zdecydowany obierali kierunek. Nie zdołały wykryć ani bodaj przypuścić, że w granicach Rosji już istniało stowarzyszenie „Ziemia i Wola”, że organizowało kadry rewolucyjne, że wychowało całe pokolenie królobójców.

A tymczasem te masowe aresztowania, te nieustanne śledztwa nie dosięgały tych, co istotnie rośli na siłę nie lada, co istotnie coraz więcej zdecydowany obierali kierunek.” – To znaczy tylko tyle, że te nieustanne śledztwa nie chciały ich dosięgnąć. Machina państwa jest na tyle potężna i rozbudowana, że nic nie umknie jej uwagi, chyba że sama chce, by coś umknęło.

Stowarzyszenie „Ziemia i Wola” urosło na wielką partię, a raczej na dziesiątki partii. Katorga, tortury, śledztwa, szubienica budziły odwagę, chęć poniesienia życia za sprawę. Ideowcy, marzyciele coraz częściej brali pod uwagę kwestię wyrzeczenia się skrupułów.

Aż w roku 1876 jedna z gromad spiskowych odsunęła się i postawiła sobie za zadanie silniejszą propagandę. Jakoż w okamgnieniu na Rosję spadł deszcz broszur rewolucyjnych, odzew, a tuż za nim nastąpiły demonstracje czynne. Ale gdy rok 1877 sprowadził aż dziesięć procesów, a w nich słynny proces 193, gdy żandarmeria pochwyciła nici związku robotników – pośród gromady działającej rozległo się stanowcze hasło odpowiedzenia terrorem na terror i z nim powstała partia „Narodnoj Woli”.

Narodnaja Wola nie czekała i nie myślała czekać! Krwawą listę terroru rozpoczęto mordem najdokuczliwszych szpiegów (Tawlejewa w Oessie, Szaraszkina i Finogenowa w Petersburgu i Nikonowa w Rostowie).

Narodnaja Wola w r. 1880 miała w swym składzie dwanaście grup, rozrzuconych w rozmaitych częściach Rosji, i ogniskowała z górą pięciuset ludzi, a tych dopiero otaczały tysiące „niewtajemniczonych”. Ale błędem byłoby mniemać, że i tych 500 wyborowych członków istotnie wiedziało coś o „robocie” komitetu wykonawczego! Do „wyroków” komitet miał tak zwane gromadki bojowe, liczące nie więcej nad dziesięciu ludzi dobranych przez „atamana” i zharmonizowanych ze sobą. Taka gromadka bojowa otrzymywała jedynie wskazówkę od komitetu, „co” ma robić, ale komitet nie mieszał się do „jak” przedsięwzięcie ma być wykonane. A choć współdziałał w robocie, lecz pozostawiał bojowej gromadce swobodę ruchów. Gromadki takie rządziły się same, rozstrzygając kwestie większością głosów – a jedynie na czas walki obranemu atamanowi nadawały władze dyktatorską. Członkiem takiej gromadki mógł być tylko wybrany i wypróbowany przez komitet wykonawczy towarzysz lub towarzyszka, i tylko ten, kto pod karą śmierci zobowiązał się dla osiągnięcia celu własne życie poświęcić…

Gromadki bojowe więc składały się ludzi idących zawsze prawie na śmierć niezawodną. Kto raz do gromadki przystał, ten nade wszystko wyrok podpisał na siebie. Za uchylenie się, za brak odwagi czekał takiego sztylet kolegi (masoński sposób karania za zdradę – przyp. W.L.) – za zbytnią odwagę mścił się często królobójczy dynamit, a odwaga najdzielniejsza i nawet pewna ilość szczęścia nie starczyły jeszcze, aby w końcu nie wpaść w ręce policji, a więc skonać na torturze lub w katordze, czy zawisnąć na pętlicy między niebem a ziemią.

Niewielu też z tych gromadek bojowych ocalało, a mniej jeszcze naprawdę myślało o ocaleniu. Rewolucjoniści rosyjscy często dobrowolnie oskarżali się, często solidaryzowali się z najciężej oskarżonymi, aby z nimi razem zginąć. Mieli taką wolę męczeństwa, takim płonęli samozaparciem, że gotowi byli na układy pójść i za każdą literę konstytucji setkami istnień swych zapłacić.

Samowładztwo dyszało pragnieniem, aby za wszelką cenę, za cenę najgorszych skutków dla prawnuków, dla potomności, system na dziś jeszcze utrzymać – chociażby nazajutrz miał potop zalać monarchię. Rewolucjonizm rosyjski godził się z góry na własną zagładę, byle tym zimnym, obojętnym, słabym i ciemnym nowe, lepsze życie usłać.

Do wyjątków ocalałych z gromadek terroru należy słynny Hartman, twórca zamachu na kolej pod Moskwą (1879). Hartman bowiem zdołał zatrzeć za sobą ślady i uciec do Paryża. Tu jednak wykryła go policja rosyjska i zażądała aresztowania go. Hartman był pochwycony na spacerze na Polach Elizejskich (w dniu17 lutego 1880r.) i osadzony w więzieniu. Rosja domagała się wydania niebezpiecznego królobójcy. Ambasada rosyjska poruszała niebo i ziemię, byle Hartmana dostać – ale tu zwyciężyła opinia i sympatia ludu francuskiego, który ze swej strony nie dopuścił pogwałcenia praw gościnności, nie zezwolił, aby wydawano na śmierć politycznego przestępcę, który tak głęboko zaufał konstytucji trzeciej Rzeczypospolitej – Hartmana uwolniono.«

Przypadek Hartmana porusza też Feliksa Eger w swojej książce z 1894 roku Historia towarzystw tajnych. I w jej przypadku interpretacja tego faktu jest całkowicie odmienna.

„Gdy Żyd nihilista, Hartman czy Meyer, sprawca zamachu dokonanego w Moskwie z grudnia 1879 r., został zatrzymany przez policję francuską w Paryżu 16 lutego 1880 r., natychmiast deputowani francuscy należący do partii radykałów pracowali nad wypuszczeniem go na wolność; prezydujący w trzech grupach lewicy, starali się w ministerium o uwolnienie go. Ze swej strony ambasador rosyjski żądał wydania Hartmana. Rząd francuski wahał się, nie wiedział co uczynić, wszyscy międzynarodowcy i wolnomularze z całą namiętnością bronili zabójcy. Jeżeli Hartman zostanie wydany, Francja się zhańbi, wolnomularze nie będą już podtrzymywali ministerium. Dzienniki ich mówią to samo; puszczają w obieg i zalecają prośbę do Izb przeszkadzającą wydaniu nihilisty. Jednym słowem rząd masoński kierujący Francją, nie mogąc odważyć się na wydanie na śmierć brata, a szczególnie Żyda, lękając się następstw tego kroku, odmawia wydania go i wysyła Hartmana do Anglii.”

W dalszej części Gąsiorowski pisze:

»Trzeba pamiętać, że w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia ruch socjalistyczny rozpalał na całym obszarze Europy swe pochodnie. Europa różnie z nim postępowała i rozmaitymi środkami usiłowała go zniszczyć, aż jeno starał się go umiejscowić, sprowadzić do ekonomicznego zatargu robotnika z fabrykantem. Socjalizm więc, choć tamowany, szedł i iść musiał, bo niósł sztandar wyzyskiwanych milionów. Jakoż powoli i strajk, i zmowa robotnicza, i interesy klas pracujących z idei przewrotu, z idei rewolucyjnych, grożących państwom – zdobywały stanowisko polityczne w parlamentach, osiągały należne im prawo głosu, prawo otwartego ścierania się z kapitałem. Rządy europejskie odtąd usiłowały jedynie stanąć poza terenem walki, dowieść, iż trwają poza myślą popierania którejkolwiek ze stron walczących, i przechylały się z zasady, choć bez sympatii, na stronę robotników… byle ci nie powodowali zamieszek, rozruchów i tym podobnych. Słowem cały zachód Europy zaczynał nie na żarty szukać oparcia dla modus vivendi z socjalistami.

Ciasny jednak i krótkowidzący rząd rosyjski miast czym prędzej na wzór Zachodu otworzyć klapę bezpieczeństwa dla agitacji socjalistycznej, miast tym samym postawić ją poza rewolucjonizm, jął z całą zawziętością tępić i ścigać wszelkie ruchy robotnicze, słuszne skargi i utyskiwania pracujących karać szubienicą, katorgą i knutem, i w ten sposób wytwarzać setki całe mścicieli i malkontentów.

Mikołaj II wstąpił na tron w roku 1894, więc zasiadł w gronostajach w 310 lat po śmierci Iwana Groźnego, jako dwudziesty szósty cesarz, jako dziewiętnasty po pierwszym Romanowie, jako trzynasty samowładca (pierwszym autokratą był Piotr I), jako ósmy monarcha nazwiska Holstein-Gottorp, jako piąty z potomków Pawła I. Założycielem linii Holstein-Gottorp był Piotr III (1761).

Inne państwa rozbrzmiewały zamachami, spiskami i mordami politycznymi, w Rosji jakby zabrakło „nihilistów”… (No właśnie! Byli, a raptem zniknęli. A może nie zniknęli, tylko przepoczwarzyli się? – przyp. W.L.).

Dzieje notowały kolejno: zabicie prezydenta Carnota przez Caseria (24 czerwca 1894), mord szacha perskiego Nassr-Eddina (1896), mord Canovasa del Castillo, premiera hiszpańskiego (8 sierpnia 1897), zamach na Moraesa, prezydenta Brazylii (5 listopada 1897), wykrycie spisku na Ferdynanda bułgarskiego (listopad 1893), zabójstwo Elżbiety austriackiej (1898), zamach awanturniczy na prezydenta Loubeta (1899), zamach na Wilhelma II (1900), zabójstwo prezydenta Stanów Zjednoczonych, Mac Kinleya (1901) – i dzieje z miesiąca na miesiąc wykrywały spiski, piekielne machiny i narzędzia mordercze, gotowane przedstawicielom najwyższej władzy, podczas gdy wrzącą niedawno rewolucjonizmem Rosję ciągle jeszcze zalegała głusza.

Pierwsze cztery lata panowania zeszły na nadziejach i zakończyły się ledwie wrzeniem młodzieży uniwersyteckiej. Wrzenie to stłumiono, ale nie ugaszono. Cesarz istoty wrzenia albo nie znał, albo nie rozumiał, gdy więc nastała znów cisza chwilowa, pozwolił dalej unosić się autokratyzmowi i zabrał się do tak zwanych „testamentów”, to jest do pracy nad dokończeniem planów Piotra I, Katarzyny II, Mikołaja I itd. Testamenty te polegają na zrusyfikowaniu i sprawosławieniu wszystkich poddanych berłu rosyjskiemu ludów, czyli na zniewoleniu ich do oddawania czci prawosławnemu Bogu w niebie i prawosławnemu cesarzowi na ziemi.

Dnia 15 kwietnia 1902 roku przed gmach mieszczący salę posiedzeń komitetu ministrów zajechał powóz z wyświeżonym adiutantem placu. Adiutant zameldował się do ministra Sipiagina, który właśnie znajdował się na posiedzeniu. Zjawienie się adiutanta i objaśnienie, że ma doręczyć ministrowi do rąk ważne depesze od wielkiego księcia Sergiusza, nie zdziwiły nikogo, bo misje takie bywały chlebem powszednim. Po małej chwili Sipiagin wyszedł do adiutanta, a choć uderzyło go, iż ma przed sobą nie znanego mu zgoła oficera, odebrał podaną mu kopertę… Gdy minister rozrywał kopertę – padł strzał śmiertelny…

Pod czas ministrem spraw wewnętrznych został von Plehwe, jeden z plejady wynaturzonych Niemców, którzy od wieków są strażnikami Holstein-Gottorpów.

28 lipca 1904 roku wybuch bomb dynamitowych rozszarpał na miazgę ministra spraw wewnętrznych von Plehwego. Zabójstwo filara żandarmerii, najznakomitszego sługi reakcji – osłupiło stolicę… Grobowa cisza zaległa sfery dworskie, sfery rządzące. Nikt nie śmiał manifestować sympatii dla ofiary, nikt się nie ważył odezwać ze słowami współczucia dla wdowy po ministrze.

Twórcę zabójstwa, Sazonowa, pochwycono i już podobno nie próbowano szukać jego wspólników – boć moralnymi wspólnikami byli wszyscy poddani Holstein-Gottorpów. I Sazonowa już nie ośmielono się wieszać, już nie chciano mieć w nim męczennika, który własnym życiem okupił zgon ciemiężcy.«

W przypisach do tej książki jest wyjaśnienie, że E. Sazonow był eserem. No to już wiadomo, gdzie podziali się nihiliści. Partia Socjalistów-Rewolucjonistów inaczej eserowcy, eserzy, została założona w 1901 roku przez rewolucjonistów wywodzących się z tzw. narodników, w skład których wchodziła też Narodnaja Wola, która była, mówiąc wprost, organizacją terrorystyczną. W 1895 roku powstał Związek Walki o Wyzwolenie Klasy Robotniczej z inicjatywy Włodzimierza Uljanowa (Lenina). Był to zalążek Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, założonej w 1898 roku w Mińsku. W 1903 roku następuje jej podział na frakcje bolszewików i mienszewików.

Ilustracja
Źródło: Wikipedia

Partia Socjalistów-Rewolucjonistów miała takie logo, które nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że jej korzenie były masońskie. Przytoczona powyżej definicja nihilizmu, według starej encyklopedii, nie pozostawia też wątpliwości, że i on miał masońskie korzenie. Obecne definicje nihilizmu są już zmienione i trudniej w nich doszukać się związku z wolnomularstwem.

Można więc pokusić się o pewien ciąg: rewolucja francuska → kampania rosyjska Napoleona → dekabryści → nihiliści → Narodnaja Wola → Związek Walki o Wyzwolenie Klasy Robotniczej → Socjaldemokratyczna Partia Robotniczej Rosji → Partia Socjalistów-Rewolucjonistów → bolszewicy i mienszewicy → rewolucja 1905 roku → rewolucja październikowa.

Mam nadzieję, że ten ciąg w zupełności wystarcza do wyjaśnienia, dlaczego w Polsce rządzą wnuki komunistów z przedwojennej KPP. Ale też wystarcza on do wyjaśnienia, skąd taki krótszy ciąg: ROAD → Unia Demokratyczna → Unia Wolności → Platforma Obywatelska.

To jest cecha charakterystyczna dla działalności Żydów przez wieki, od początku. Czy to sekty religijne, czy partie polityczne – podstawą jest ciągłe dzielenie, tworzenie coraz to nowych sekt czy partii o nowych nazwach. A wszystko to po to, by stworzyć wrażenie, że coś się zmienia, że są nowe cele, nowe wartości, a chodzi o to, by nic się nie zmieniło. Jak mówią: dużo musi się zmienić, by nic się nie zmieniło. Tak to działa od wieków.

Od 1761 roku do rewolucji rządzili w Rosji carowie z linii Holstein-Gottorp, a więc Niemcy. I wielu ich współpracowników to też Niemcy. Czy to mogło mieć wpływ na ich postawę, na takie ich trwanie przy starym porządku? To zaostrzało konflikt i było źródłem wielu niepotrzebnych ofiar. A może właśnie o to chodziło, o to, by znaleźć usprawiedliwienie dla gwałtownych rozwiązań, dla rewolucji. W jej wyniku powstało zupełnie nowe państwo, o ustroju całkowicie odmiennym od tego na zachodzie Europy. Siłą rzeczy musiało dojść do kolejnego konfliktu. Zgodnie ze starą heglowską zasadą: „Postęp może odbywać się tylko poprzez zderzenie dwóch przeciwstawnych stron, czyli tezy i antytezy. W wyniku tego tworzy się synteza – nowa rzeczywistość.” Gdyby nie było rewolucji w Rosji, to nie byłoby II wojny światowej. I dlatego rewolucja marksistowska nie mogła wybuchnąć na Zachodzie i w Rosji, bo gdyby tak się stało, to nie byłoby konfliktu sprzeczności. A przecież tak nie może być.

Gąsiorowski wspomina w pewnym momencie, że Turgieniew w jednym ze swoich utworów nazwał socjalistów nihilistami. Terminu tego, tj. nihilizm, użył on w powieści Ojcowie i dzieci. Iwan Turgieniew spędził trzy lata w Berlinie, od 1838 do 1841, na studiowaniu filozofii Hegla i w dużym stopniu przyczynił się do spopularyzowania idei przewrotu w Rosji. Na tym uniwersytecie studiowali też członkowie Zakonu, czyli tajnego stowarzyszenia na Uniwersytecie Yale. Oni studiowali w latach 50-tych XIX wieku. Uniwersytet Berliński był wtedy zdominowany przez filozofię Hegla. Wygląda więc na to, że idee tam wykładane, z powodzeniem zostały przeniesione na grunt amerykański i rosyjski i to mniej więcej w tym samym czasie.

Nihilizm

To, z czym mamy od ponad roku do czynienia, to niszczenie, destrukcja. Rządy większości krajów na świecie niszczą swoje gospodarki, niszczą ludziom zdrowie, ich źródła utrzymania, ich systemy wartości, tradycje, przyzwyczajenia i nawyki. A wszystko to oczywiście dla naszego bezpieczeństwa i w trosce o nasze zdrowie. A tak naprawdę chodzi o zniszczenie starego porządku, by wprowadzić nowy, zapewne nowy ład. Któryż to już raz? Nie jest ważne który raz. Ważne jest inne pytanie: po co? Po co była rewolucja francuska? Miało być po niej już tak dobrze, a nie było. Była następna – październikowa. Po niej wojny. Później upadek Związku Radzieckiego. I dalej źle. Teraz niby chcą wszystko zniszczyć. I jak zniszczą, to co? To ci, którzy zniszczą, będą panami a reszta będzie ich niewolnikami? I tak do końca świata? Nudy, nudy, jak na polskim filmie, by zacytować nieśmiertelną frazę z filmu „Rejs”. A gdzie konflikt? Gdzie Hegel i jego teza, antyteza i synteza. Był taki, który ogłosił koniec historii – Fukuyama. A jednak Hegel! Nie ma końca historii. Konflikt musi trwać – the show must go on. Tylko po co?

Już w latach 60-tych ci, którzy zarządzają tym bajzlem, zorientowali się, że systemu zaaplikowanego Związkowi Radzieckiemu i jego satelitom nie da się utrzymać, więc wymyślono sposób na jego obalenie. Niemały udział w tym „obalaniu” miała Solidarność, którą w tym celu stworzono. Obecnie mamy powtórkę z rozrywki, tyle że nie w skali lokalnej, tylko – globalnej. Tego już nie da się utrzymać. Tym razem nie skorzystano z usług proletariatu, tylko posłużono się wrogiem niewidzialnym – wirusem. Ludzie boją się rzeczy niewidzialnych, takich jak choćby duchy. Dlaczego więc nie wykorzystać tego dla swoich celów?

Samo niszczenie, o którym wspomniałem na wstępie, nie jest niczym nowym. Tego typu pomysły pojawiły się w XIX wieku. Skrajną odmianą tego szaleństwa był nihilizm, wychodzący z założenia, że jeśli chce się zbudować coś nowego, to trzeba doszczętnie zniszczyć stary porządek.

W tym blogu będę posługiwał się cytatami z książki Feliksy Eger Historia towarzystw tajnych. Książka ta ukazała się po raz pierwszy w Krakowie w 1894 roku. W Warszawie – w 1904 roku. Autorka przybliża w niej m.in. anarchizm i nihilizm oraz panslawizm.

Na początek wypada chyba sprecyzować terminy, które są wszystkim znane, ale ich definicje raczej nie. Feliksa Eger tak to opisuje:

»Nazwa socjalizmu nadana została wszelkim systemom dążącym do przetworzenia społeczeństwa. Co do sposobu wykonania systemy te dzielą się na dwa rodzaje: jeden z nich dąży do przeobrażenia rodziny i własności przy pomocy stowarzyszeń, którymi by państwo kierowało, co jest właściwym socjalizmem; drugi pragnie znieść wszelką własność osobistą, ustanowić wspólność dóbr, usunąwszy wszelką interwencję rządu; to się nazywa komunizm. Idee socjalistyczne i komunistyczne są koniecznym wynikiem dogmatu i moralności masońskiej, a tło ich stanowi materializm i naturalizm. Już w XVIII w. wolnomularze francuscy objawili zasady socjalistyczne i starali się zaprowadzić komunizm.«

Można więc na podstawie takich definicji wnioskować, że socjalizm toleruje państwo, a komunizm – nie. W komunizmie są już tylko gminy czy komuny, nad którymi stoi… no właśnie kto? Tego nikt nie precyzuje, ale chyba rząd światowy, no bo skoro komunizm usuwa wszelką interwencję rządu, to znaczy, że jest on zbyteczny. To się właśnie dzieje na naszych oczach. Rządy nie mają już nic do powiedzenia. Wypada jeszcze odnieść się do tego materializmu i naturalizmu.

»Wiemy, że jednym z najwybitniejszych dążeń masonerii jest utworzenie rzeczypospolitej. Wychodząc z zasady, że człowiek każdy biorący początek w materii jedynej, pierwotnej, jest istotą niezależną, królem i bogiem zarazem, uznaje masoneria, że nie ma praw nad prawa ludu, który znów, jak mówi Jefferson, „ma prawo zmieniania formy rządu co lat 18, to jest przy każdej zmianie generacji”. Monarchia konstytucyjna jest tylko przystankiem prowadzącym do republiki. Ojczyzna, narodowość nie mają żadnego prawa powstrzymywania jednostek. Tak jak w kraju pojedynczym lud może wcielać w siebie prowincje, znosić stowarzyszenia, wolności miejscowe, tak ludzkość znosić może pojedyncze narody.«

Tak więc według masonerii te pierwotne, naturalne instynkty są ważniejsze niż cały późniejszy rozwój człowieka, jego przynależność do pewnych społeczności, narodów, jego kultura, wiara, system wartości. Tylko dlaczego? Tego nikt nie wyjaśnia. Temu rozbiciu na jednostki, „wolne elektrony”, ma służyć obecnie dystans społeczny, zamykanie wszystkich miejsc, w których ludzie mogą się spotykać, rozmawiać ze sobą. Żeby cokolwiek zmienić, trzeba wszystko zburzyć.

W 1848 roku Marks założył stowarzyszenie internacjonalne, czyli międzynarodówkę. Wskutek upadku komuny paryskiej jego wpływy osłabły. Na kongresie w Hadze w 1872 roku wniósł on projekt przeniesienia Rady do Nowego Jorku. Wkrótce po tym kongresie przeniesiono Komitet Centralny do Ameryki. Jakkolwiek w założeniach programowych międzynarodówki nie leżała anarchia, to jednak stała się ona jej kolebką, przygotowała odpowiednie siły, pojawili się tacy ludzie jak Bakunin, Kropotkin i inni. Zarysowuje się też podział na tle sposobu dochodzenia do celu.

»Międzynarodowcy wszelkich partii dążą zgodnie do osiągnięcia ideału socjalnego wszelkimi drogami, jakie im okoliczności wskażą, wszelkimi siłami, jakimi tylko rozporządzać mogą. Nie mogą się jednak zgodzić co do sposobu, w jaki rządzić będą i kierować machiną towarzyską zbudowaną przez nich po zburzeniu obecnego porządku. Jedni, zachowując z całą ścisłością podstawy właściwego socjalizmu, przyjmują teorię rządu i chcą zorganizować komunizm za jego pomocą i pod jego władzą. Nowe to społeczeństwo byłoby rządzone i kierowane jak obecne przez rząd centralistyczny, który by miał w swych rękach wszelkie środki działania. Zarządzający państwem, mianowani przez głosowanie powszechne, byliby tylko delegowanymi od władzy zbiorowej, to jest ludu. Rządy miałyby wszędzie formę republikańską, byłyby sfederowane, podtrzymywałyby się wzajemnie w celu utrzymania w świecie nowego socjalnego porządku. Międzynarodowcy, stronnicy tej formy rządu zwani są federalistami, centralistami lub po prostu socjalistami. W pierwszych latach międzynarodówka rządziła się tymi zasadami i nie miała innych celów. Żyd Karol Marks stronnik jawny tego systemu, mianowany od początku członkiem Rady Ogólnej Londynu, utrzymywał ją na tej drodze swymi wpływami.

Druga partia międzynarodowców jest jawną nieprzyjaciółką państwa i wszelkiej konstytucji polityczno-mieszczańskiej. Nie chcą oni bynajmniej władzy centralistycznej, ale chcą zorganizować towarzystwo przez lud, podstawą rządu ma być gmina, czyli kółka robotników tworzących stowarzyszenia rolnicze lub przemysłowe. Każda gmina, czyli każde stowarzyszenie robotników rządziłoby się swoimi prawami, miałoby prawo własności gruntu, wszelkich narzędzi pracy i całego bogactwa miejscowego, czy to w naturze, czy w kapitale; własność ta mogłaby być użyta dla tej gminy jedynie i przez nią tylko. Delegowani wybrani przez głosowanie powszechne zarządzaliby tym. Wszystkie gminy sfederowane tworzyłyby niezmierne państwo międzynarodowe robotników. Ci międzynarodowcy noszą nazwę anarchistów. Pojęcia te wprowadził do międzynarodówki Rosjanin Bakunin. Sławny ten rewolucjonista był członkiem Ligi Pokoju i Wolności założonej przez wolnomularstwo w r. 1866, usunął się z niej w r. 1868 na kongresie tej Ligi w Bernie, z powodu, że nie zdołał zmusić wolnomularzy-mieszczan we Francji, w Niemczech i Szwajcarii do przyjęcia swego systemu. Wtedy to z kilku Francuzami i wszystkimi Rosjanami Ligi, utworzył pod nazwą Związku Demokracji Socjalnej, inne stowarzyszenie, którego centrum było w Genewie i które przyjęło program Bakunina, przywódcy związku.

Związek Demokracji Socjalnej połączył się z międzynarodówką r. 1868. Na kongresie rocznym, odbytym w r. 1869 w Bazylei, Bakunin wyłożył dokładnie swoje teorie. Żądał zniesienia wszelkiej władzy centralnej, gminę wskazał jako oś rządu rewolucyjnego i proponował zarządzenie zlikwidowania obrachowania ogólnego. Głosuję, rzekł on, za wspólnością gruntu i wszelkiego bogactwa społecznego lub prywatnej własności na rzecz likwidacji socjalnej. Rozumiem przez to wydziedziczenie prawne wszystkich właścicieli obecnych, zniesienie rządu i wszelkiego prawa, jako uświęcającego i zabezpieczającego własność obecną. Wydziedziczenie to nastąpić powinno w jak najkrótszym czasie, gdyż tego okoliczności wymagają.

Związek ten był w połowie jawny jak internacjonał, w połowie tajnym jak karbonaryzm. Przywódcami ruchu byli tak zwani Bracia Międzynarodowi; ci wybierali Braci Narodowych, których wysyłali do różnych krajów dla organizowania ruchów i przygotowywania rewolucji. Prócz tych w skład związku wchodzili zwyczajni członkowie, ofiarami pieniężnymi zasilający związek i dostarczający członków do dwóch pierwszych kategorii. Celem jego była rewolucja powszechna, socjalna, polityczna, ekonomiczna, a nawet filozoficzna. Kamień na kamieniu nie powinien pozostać w całej Europie, a następnie w całym świecie. Chcemy zburzyć, wołają Bracia Międzynarodowi, wszystkie państwa i Kościoły, wszystkie instytucje i ich prawa, zarówno religijne, jak polityczne, ekonomiczne i towarzyskie. Niepodobna pojąć jak program tak potworny mógł być przyjęty 53 głosami przeciwko 4. Tymi czterema byli Francuzi: Tolain, Langois, Murat i Tartaret, oni stanowili opozycję systemowi, którego pierwsze zastosowanie odbyć się miało na nieszczęśliwej ich ojczyźnie, któremu zawdzięcza Francja komunę z r. 1871.

W najbliższym związku z międzynarodowcami-anarchistami stoją nihiliści. Z liczby towarzystw tajnych nihilizm należy do najmłodszych, jest on ostatnim z kolei.

Od lat kilkudziesięciu młodzież rosyjska czerpała idee nowatorskie na uniwersytetach zagranicznych, zwłaszcza niemieckich. Początkowo nosiły one tylko cechę postępu. Iwan Turgieniew, przebywszy trzy lata w Berlinie, to jest od 1838 do 1841, na studiowaniu filozofii Hegla, przyczynił się bardzo do spopularyzowania idei przewrotu. Uniwersytet w Zurychu stał się pierwszym ogniskiem propagandy nihilistycznej.

Studenci Petersburga i Moskwy zawiązali około r. 1860 między sobą kółka naukowe i literackie, początkowo w bardzo dobrym celu. Za przykładem stolic poszły i inne miasta prowincjonalne, tak że w krótkim czasie we wszystkich miastach gubernialnych studenci potworzyli koła na wzór tamtych. Wolnomularstwo, które w takich przypadkach rade opieką swoją otaczać podobne stowarzyszenia i na swoją je korzyść obracać, potrafiło wcisnąć się do nich i w krótkim przeciągu czasu pozamieniało owe pierwotne naukowe związki na kółka mniej więcej rewolucyjne, które przyjmowały nazwy: Przyjaciół Ludu, Przyjaciół Prawdy, Dobra Ludu itp. Z czasem, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, wytworzyła się między nimi partia gorętsza, gwałtowniejsza, która zawładnęła innymi. Wtedy to dwóch ludzi weszło w ścisłe związki ze studentami rosyjskimi, Żyd Herzen i Michał Bakunin, właściwi twórcy nihilizmu w Rosji.

Wiemy już, że zasady tego ostatniego koncentrują się w słowach: Nic z tego, co istnieje obecnie w świecie cywilizowanym nie zasługuje na utrzymanie ani w Rosji, ani w świecie całym. Wszelkie religie, moralność, organizacja towarzyska, rządy, urzędy, duchowieństwo, wojsko, własność, rodzina, prawo, wychowanie, obyczaje, zwyczaje itp., jednym słowem wszystko powinno być do szczętu zburzone i zniszczone, by ślad przeszłości nie został. Nauka ta słusznie nosi nazwę nihilizmu, jest bowiem zburzeniem, zniesieniem wszystkiego, co istnieje. W istocie, co tylko najpotworniejszego mogło powstać w mózgu ludzkim, na co mogła zdobyć się piekielna żądza niszczenia zdziczałego człowieka, to wszystko stało się zadaniem nihilizmu. Środki, za pomocą których szatańską swą nienawiść i zemstę w czyn wprowadzić mieli, były 1. Terroryzm rolny, czyli podburzanie chłopów przeciwko właścicielom, namawianie ich do zabierania gruntów, lasów, niszczenia zbiorów i mordowania właścicieli ich jak to ma miejsce w Irlandii. 2. Terroryzm przemysłowy, zasadzający się na paleniu fabryk, warsztatów, zakładów przemysłowych, mordowaniu dyrektorów ich i starszych. 3. Terroryzm wojskowy, czyli podburzanie żołnierzy przeciwko oficerom, namawianie ich do mordowania zbyt surowych przewodników. 4. Terroryzm polityczny, dążący do zdyskredytowania rządu i wszystkich jego postanowień, zmniejszenia znaczenia władzy, osłabienia jej siły, do wywoływania buntów i zrodzenia nieporządków na każdym polu. Dla rozpowszechniania tych barbarzyńskich doktryn wydawał Herzen w Londynie tajemny dziennik „Dzwon”, który pomimo zakazu policji cesarskiej rozchodził się w znacznej liczbie po Rosji. Był to główny organ sekty. Bakunin ze swej strony wydawał mnóstwo mów i rozpraw wszelkiego rodzaju, a po śmierci Herzena redagował „Dzwon”. Michał Bakunin, szlachcic rosyjski i oficer artylerii, był spiskowcem i rewolucjonistą w całym znaczeniu tego wyrazu. Rzucił stan wojskowy, żeby się całą duszą poświęcić sprawie demagogii. Był on przyjacielem i uczniem wolnomularza-socjalisty Proudhona. Ogromny wzrost, niezmierna szerokość barków, czyniły z Bakunina zupełny typ Mongoła „barbarzyńcy rosyjskiego”, jak on sam zwykł był siebie nazywać.

Rozszerzenie nihilizmu w Rosji nie wystarczyło mu zupełnie. Mówiliśmy o jego wstąpieniu do międzynarodówki i pracy w jej szrankach. W r. 1861 w Londynie wszedł po raz pierwszy w stosunki z socjalistami zachodnimi. Niektórzy historycy nie mogą zrozumieć dlaczego Bakunin opierał się całe życie swoje wprowadzeniu międzynarodówki do Rosji. Wyjaśnienie tego daje nam p. Rudolf Meyer, pisarz niemiecki bardzo znany, mający przez długi czas ścisłe stosunki z Bismarckiem, znienawidzony przez niego w sposób niezwykły. Wiemy, że kwestie pangermanizmu i panslawizmu są szczeblami, po których wolnomularstwo dojść pragnie do zaprowadzenia rzeczypospolitej powszechnej. Otóż Bakunin był panslawistą zapamiętałym. Przytaczamy tu w tej materii wyciąg ze studium nad socjalizmem współczesnym p. Winterera (deputowany do parlamentu angielskiego – przyp. mój), którego sąd jest wielkiego znaczenia:

Według p. Meyera agitacja rosyjska w Szwajcarii i Anglii, prowadzona przez Bakunina i Herzena, nie była wymierzona przeciw Rosji, lecz przeciw Europie Zachodniej na korzyść Rosji. Herzen i Bakunin byli agitatorami rosyjskimi, czy to zostającymi wprost na usługach rządu, czy to na usługach partii panslawistycznej. Ich bowiem głównym celem była propaganda idei panslawistycznej, a nie socjalistycznej lub międzynarodowej. Jeżeli p. Meyer ma słuszność, to dreszcz przejmuje na myśl potwornej niemoralności polityki rosyjskiej i losu, jaki zgotowała Europie zachodniej. Trzeba wiedzieć, że nie tylko p. Meyer jest tego zdania. Karol Marks i jego adepci od dawna oskarżali Bakunina, że jest agentem rosyjskim. P. Meyer nie opiera się jedynie na oskarżeniach pewnych socjalistów, życie Bakunina, jego przedsięwzięcia, pisma, system jego, wszystko to zbadał starannie i wszystko to zdaje się potwierdzać podejrzenia ciążące na cynicznym bluźniercy kongresów szwajcarskich. Herzen był bez wątpienia także apostołem panslawizmu. Był socjalistą, bo panslawizm jest socjalistycznym. Marzeniem panslawizmu jest zapanowanie nad Europą i światem; pragnie on, zawładnąwszy szczątkami porządku socjalnego tej części świata, wśród jego ruin ustanowić panowanie socjalizmu rosyjskiego. Podstawą tej organizacji byłby komunizm gruntowy, na którym opierają się wszystkie marzenia panslawistów. Apostołowie jego mówią z pogardą o proletariacie Europy zachodniej, a z dumą o uwłaszczeniu włościan w swoich posiadłościach co wpłynęło na uwolnienie kraju od takiego proletariatu. Niestety posiada Rosja wiele innych ran społecznych równie ciężkich.

Do końca życia Bakunin był wierny swemu programowi panslawistycznemu. Sprzeczności w jego życiu są tylko pozorne. Gwałtowny agitator Ligi Pokoju i internacjonału, jest zawsze tym samym panslawistą, tylko mniej lub bardziej osłoniętym. Usprawiedliwia on przy każdej sposobności Rosję z zarzutu jej czynionego, że jest ogniskiem reakcji. Wtedy gdy Słowian nawołuje do działania, od socjalistów zachodnich żąda powstrzymania się od niego, nie chce bowiem, żeby związek zachodni miał przewagę. Sieje ziarna niepokoju, anarchii, zagrzewa do rewolucji na Zachodzie, bo gdy niszczeje ta część Europy, godzina panslawizmu nadejdzie, on zawojuje i przekształci świat. Bakunin niemający familijnego, osobistego majątku, spędził ostatnie lata swego życia w rozkosznej willi w Szwajcarii, którą mu podobno ofiarował dawniejszy przyjaciel Cafiero. Ze swej cichej willi mógł się agitator ten cieszyć widokiem nieszczęść, jakie zgotowały jego działania rewolucyjne.

Mógłby ktoś zrobić p. Meyerowi uwagę, że idee socjalistyczne, rozsiewane przez Bakunina w Szwajcarii, Hiszpanii i innych krajach, dowodzą, że zarzuty mu czynione nie mają pewnej podstawy. Tymczasem przeciwnie, zasady socjalistyczne Bakunina są nowym dowodem jego misji panslawistycznej, jest to bowiem jedynie program komunizmu gruntowego rosyjskiego. Że Bakunin był wysłańcem panslawizmu, jest to rzeczą pewną; stosunki bezpośrednie agitatora z rządem rosyjskim są mniej dokładnie dowiedzione. Napada on nieraz bardzo gwałtownie na cara i rząd jego; pomimo to rząd rosyjski wyrwał Bakunina z rąk Saksonii i Austrii i ten sam rząd dziwnie osłodził los tego wygnańca politycznego. Wypadki współczesne nie mogą usprawiedliwić rządu rosyjskiego z ciążącego na nim zarzutu. Misja Czerniajewa na innym wprawdzie gruncie i w innej sferze, ale czyż także nie była misją panslawistyczną? Czyż w Serbii nie było również silnej propagandy rewolucyjnej i panslawistycznej zarazem? Czyż Garibaldi nie był stronnikiem tego ruchu? Czy Czerniajew nie usunął się w czasie właściwym, pozyskawszy względy cesarza Aleksandra, czyż nie udał się do Pragi, tego pierwszego teatru działań Bakunina?… Jeżeli nie można mieć zupełnie pewnych dowodów, że Bakunin utrzymywał stosunki z rządem petersburskim, to przynajmniej jest pewne, że miał on ścisłe stosunki z partią panslawistyczną Rosji, cieszącą się względami rządu. Dążenia prawdziwych panslawistów są wstrętne. Siać zepsucie i rozstrój, osłabiać kraje Europy wywoływaniem rewolucji, wprowadzać bezrząd, łudzić proletariat Europy ideą komunizmu gruntowego, oto czym jest panslawizm, system potworny, który wraz z internacjonałem grozi Europie cywilizowanej.

Po śmierci Bakunina (1876) uczeń jego Czerniszewski złączył w jedno wszystkie stowarzyszenia młodzieży, które dotychczas jeszcze nie były połączone. Zorganizował olbrzymią propagandę, która od r. 1874 rozgałęziła się po całej Rosji. Pragnąc zmusić cesarza do wykonania ich programu, używali nihiliści najgwałtowniejszych środków wszelkiego rodzaju, zbyt jeszcze żywo w pamięci stojących, byśmy je wyszczególniać potrzebowali. Tymczasem żądali od cesarza konstytucji i rządu parlamentarnego, obiecując pod tym warunkiem zostawić go przy władzy. Nie otrzymawszy, czego żądali, mścili się po swojemu. Cesarz Aleksander II życiem to przypłacił.

Za życia swego głównego przywódcy nihiliści rosyjscy nie mieli ani spójni, ani stosunków z międzynarodówką, lecz ci którzy poza granicami jej się znajdowali, zawiązali z nią stosunki.

W r. 1871 nihilizm miał główny punkt oparcia i dziennik w Londynie; kierownikiem wówczas był Serebrenikow. Przewodnik ten nihilistów przesłał tego roku członkom komuny pewną liczbę egzemplarzy swego dziennika, w którym znajdował się biuletyn napisany oryginalnie w języku rosyjskim, a przetłumaczony złą francuszczyzną, pt. „Biuletyn francuski organu socjalistycznego rosyjskiego do komuny: Nasz program”. Potem następuje epigraf: „Zasada podstawowa: równość przede wszystkim”. Biuletyn ten w szeregu artykułów przedstawia organizację praktyczną systemu Bakunina. Po odniesionym zwycięstwie, to jest skoro partia socjalistyczna czynna wywróci rządy i władzę rządzącą obecną, obwoła ona bezzwłocznie, że wszelkie dobra i bogactwa indywidualne przechodzą na własność narodu. Po tym dekrecie ustanowione zostaną związki robotników, następnie rozmaite sekcje rolnicze i przemysłowe, czyli stowarzyszenia, składające oddzielne gminy. Pewien czas wyznaczony będzie każdemu, w ciągu którego zapisać się musi do jednej z grup, wybranej odpowiednio do zdolności, chęci i siły. Taka jest myśl główna trzech pierwszych artykułów; czwarty zasługuje na dosłowne przytoczenie:

Wszyscy ci, którzy nie wejdą do żadnej sekcji gminy pracującej, bez przyczyn ważnych i usprawiedliwiających, będą pozbawieni prawa otrzymania czegokolwiek z własności narodowej. Nie zostaną przyjęci do żadnego z zakładów mieszczących zapasy przeznaczone do zaspokajania potrzeb członków gminy. Sale jadalne, sypialnie, drogi komunikacyjne, poczty, telegrafy itd. itd. wszystko dla nich będzie niedostępne, zamknięte. Będą pozbawieni wszelkich środków i sposobów utrzymania życia, będą musieli wybierać między pracą a śmiercią głodową.

Tak więc wszystko, co stanowi życie fizyczne, materialne, moralne, towarzyskie człowieka, będzie własnością gminy, on sam będzie manekinem, a ktokolwiek poddać się temu nie zechce, nie będzie mógł żyć ani materialnie, ani moralnie… I to się nazywa wolnością! Czy utopiści ci chcą tylko innych wywieść w pole, czy też podlegają w istocie tak strasznemu obłędowi? Przysłowie: „Gdy Bóg chce kogo ukarać, to mu rozum odbiera” nigdy lepiej zastosowanym być nie mogło jak w czasach dzisiejszych.«

Czy rzeczywiście to była utopia? Na tamte czasy zapewne tak. Żydzi tworzą różne teorie społeczne, a później sprawdzają, czy już nadszedł czas ich wykorzystania. Wtedy było za wcześnie. Dziś już nie i nie zapomnieli o nihilizmie. Wiele punktów tego programu wykorzystują obecnie. A co do tego przysłowia, to Rosjanie mają chyba lepsze, albo przynajmniej bardziej obrazowe: “Każdy durak po swojemu s uma schodit”.

»Od r. 1880 nihilizm ma dwa główne ogniska poza granicami Rosji, jedno w Genewie, drugie w Paryżu. Pierwsze zostaje pod kierunkiem Dragomanowa, dawnego profesora Uniwersytetu Kijowskiego, przewodnika nihilizmu w Małorosji. Ma on swój organ w języku rosyjskim redagowany. Do niego należy towarzystwo rewolucyjno-socjalne, czyli Stowarzyszenie Jakobinów, mające także swój organ oddzielny. Dragomanow jest redaktorem naczelnym dwóch tych dzienników i trzeciego jeszcze przeznaczonego dla Rusinów. On to wysyła agentów do Galicji, Wiednia i wszystkich prowincji słowiańskich Austro-Węgier. Przewodnikiem drugiego jest Piotr Ławrow, główny następca Bakunina, kierownik nihilizmu w większej części Rosji. Ma on 13 sekretarzy, a dziennik jego wychodzi w Londynie pt. „Naprzód”. Od tego ogniska zależy Stowarzyszenie Oswobodzenia Ojczyzny. Nosi ono także nazwę Sekcji Działania, co mówi dostatecznie, jaką odgrywa rolę. Naczelnikiem jej jest Rosjanin Skaczew, a organem dziennik rosyjski „Dzwon na trwogę”. Obydwaj przywódcy nihilizmu Ławrow i Dragomanow działają zgodnie. Różnią się jedynie w sposobach używanych przez jednego i drugiego, dążących do osiągnięcia wspólnego celu. Imiona ich znane są w prasie francuskiej z listów pisywanych przez nich w przedmiocie nihilizmu. Prócz tych dwóch ognisk nihilizm posiada swoich motorów i organizatorów prawie we wszystkich stolicach Europy. Rozkazy naczelników wypełnione bywają z dokładnością i szybkością zadziwiającą, często o sto mil odległości, z czego wnosić należy, że nihilizm wchodzi w obręb powszechnej organizacji masońskiej.

Propaganda nihilistyczna nie poprzestaje na wciągnięciu do niej samych Rosjan, ale zakłada sidła wszelkiego rodzaju na Polaków i innych Słowian, zwłaszcza na młodzież polską w szkołach i uniwersytetach rosyjskich uczącą się, a nawet robi sobie stronników między Francuzami. W r. 1880 powstało Stowarzyszenie Nihilistów Francuskich. Statuty tego stowarzyszenia przyjęte zostały przez wielu radykałów francuskich.

Z drugiej strony dziennik „Univers” mówi, że otrzymał program nihilistek francuskich, w którym szanowne te panie ogłaszają, że wypowiadają wojnę bez pardonu obrzydłemu łotrostwu, ozdobionemu niewłaściwie nazwą organizacji socjalnej, której one więcej jeszcze od mężczyzn są ofiarami. W Rosji kobiety biorą udział w najohydniejszych spiskach, a co smutniejsze, że rodzice sami pchają dzieci do złego, pozostając z pewną czcią dla ich postępowych idei. W miastach, w których są uniwersytety, widać było przed laty kilku, w ubraniach prawie męskich z włosami uciętymi i w okularach niebieskich studentki nihilistki, chcące w praktykę wprowadzić podstawowy dogmat sekty: równość mężczyzny i kobiety. Nie chodzi im jednak o porównanie w prawach jedynie, ale o zniesienie radykalne rodziny. Nihiliści odrzucają małżeństwo, jeżeli jednak dla zapewnienia praw cywilnych dzieciom, zawierają rodzaj związków legalnych, mąż podpisuje niezwłocznie akt, którym zrzeka się wszelkich praw, jakie nadaje mu prawo lub religia. Zdarza się widzieć grupy całe nihilistów i nihilistek żyjących razem, u których wszystko jest wspólne. Ponieważ macierzyństwo jest wypływem nierównych praw natury, nihilistki starają się unikać go wszelkimi możliwymi sposobami, ta zaś której się tego dokazać nie uda, przynajmniej porzuca chętnie owoc swych miłostek, a raczej popędów naturalnych.

Obecnie zbrodnicze zamachy przerwane zostały, natomiast cała działalność skierowana jest do zdemoralizowania ludu, a szczególnie młodzieży. Nie trudno dziś usłyszeć zdanie, że obowiązkiem człowieka rozumnego jest demoralizowanie młodzieży i ludu, inaczej bowiem nie będzie z nich narzędzi do działania. Skutek prac jest też na nieszczęście bardzo wielki. Oto co w tym względzie pisze Dziennik Moskiewski:

Niepodobna jest pomyśleć o naszej młodzieży, żeby nie być przejętym goryczą i nie doznać najstraszniejszej obawy. W 12-tym roku dziecko przestaje wierzyć w Boga, ufać rodzinie, rządowi; w 14-tym zaczyna się zaprawiać do praktycznego protestowania przeciw obowiązkom; w 15-tym jest spiskowcem; w 16-tym jest już może zbrodniarzem, a w 17-stu latach zamyka bilans, odbierając sobie życie. Taka jest niestety historia naszych dzieci, zbyt często teraz powtarzająca się.«

Wygląda więc na to, że tzw. marksizm kulturowy, hippisi, kolorowe okulary, ostatnio modne, nie są niczym nowym. A czy nihiliści byli oryginalni? W średniowieczu taboryci, w założonym przez siebie mieście Tabor, znieśli własność prywatną, wprowadzili wspólność kobiet i proklamowali zniesienie rodziny. Miał rację cesarz Etiopii Hajle Syllasje, twierdząc, w rozmowie z Orianą Fallaci, że w świecie nigdy nie dzieje się nic nowego.

»Ze wszystkiego tego cośmy tu o nihilizmie powiedzieli, wynika, że system ten socjalistyczny wypływa z tych samych źródeł co międzynarodówka, że teraz jest z nią zupełnie złączony i że stał się jej najwybitniejszą, najgwałtowniejszą partią. Na poparcie tego, ze wolnomularstwo, internacjonał i nihilizm – to jedno, wiele mamy dowodów. Gdy Żyd nihilista, Hartman czy Meyer, sprawca zamachu dokonanego w Moskwie z grudnia 1879 r., został zatrzymany przez policję francuską w Paryżu 16 lutego 1880 r., natychmiast deputowani francuscy należący do partii radykałów pracowali nad wypuszczeniem go na wolność; prezydujący w trzech grupach lewicy, starali się w ministerium o uwolnienie go. Ze swej strony ambasador rosyjski żądał wydania Hartmana. Rząd francuski wahał się, nie wiedział co uczynić, wszyscy międzynarodowcy i wolnomularze z całą namiętnością bronili zabójcy. Jeżeli Hartman zostanie wydany, Francja się zhańbi, wolnomularze nie będą już podtrzymywali ministerium. Dzienniki ich mówią to samo; puszczają w obieg i zalecają prośbę do Izb przeszkadzającą wydaniu nihilisty. Jednym słowem rząd masoński kierujący Francją, nie mogąc odważyć się na wydanie na śmierć brata, a szczególnie Żyda, lękając się następstw tego kroku, odmawia wydania go i wysyła Hartmana do Anglii. List Pyata do Garibaldiego i odpowiedź tego ostatniego są apoteozą Hartmana. Zabójstwo polityczne jest środkiem służącym do doprowadzenia rewolucji do portu… Hoedel, Nobiling, Moncasi, Passamante, Sołowiew, Otero i Hartman są zwiastunami rządu przyszłości, rzeczypospolitej socjalnej. Zabójcą jest ksiądz nienawistny, który postęp zamordował… Są to słowa Garibaldiego w tym właśnie liście datowanym z Kasprery 6 marca 1880 r. Mawiał on nieraz: Powtarzam z dumą: Jestem międzynarodowcem, a gdyby powstało stowarzyszenie diabłów, mające za cel walkę z księżmi i despotyzmem, zaciągnąłbym się w jego szeregi. Toteż nie łączył on się z żadnym stronnictwem, ale każde pochwalał, każdemu rad dopomagał, każde podsycał, skoro tylko w tych dwóch celach działało.

Tajni przywódcy masonów przewidzieli ze strony katolików-zachowawców opór energiczny przeciw ich prawom antyreligijnym i antysocjalnym. Dla łatwiejszego pokonania go przygotowują wprowadzeniem nihilizmu do Francji narzędzie straszniejsze jeszcze od internacjonału. Można o tym sądzić ze sposobu, w jaki nihiliści oceniają komunistów.

Nowe tajemne pismo ukazało się w Rosji. Nazwa jego rosyjska znaczy: „Przebudzenie”. Pismo to wyraża się o komunie paryskiej w drugim swoim numerze (z kwietnia 1879 r.) w sposób następujący: „Przede wszystkim nie ubierajcie się w cudze piórka, nie przejmujcie zasad, czynów, nie naśladujcie postępowania rewolucjonistów zachodnich. Przykłady to są nędzne, niezasługujące na uwagę. Patrzcie na r. 1871. Czegóż dokazali ci ludzie, co uważali się za reformatorów, za dobroczyńców ludzkości? Czyż oni nie wyobrażali sobie, że przetwarzają świat stary, gdy spalili kilkanaście domów, zniszczyli jakiś kawałek ziemi, zastrzelili kilku ludzi? Zdawało im się, że wiele zdziałali obalając rząd… Zapomnieli, że poza rządem jest społeczeństwo, poza społeczeństwem jest rodzina, poza rodziną jest człowiek pojedynczy, jednostka taka, jaką jest obecnie… To wszystko powinno zniknąć, być zmiecione, zmyte, zniszczone do gruntu, tak jak to zdarza się naturze. Przed zbudowaniem trzeba grunt oczyścić. Nie można budować na ruinach, na błocie, na zwaliskach, na nawozie; budynek wznosi się na powierzchni gładkiej, wyrównanej, oczyszczonej, na nowych, mocnych podwalinach. A cóż zrobili ci ludzie z 1871? Trzeba było uderzyć, piorunem razić, olśnić i przerazić świat, a owi reformatorzy bawili się – wynajdywaniem nowych mundurów… przedrzeźnianiem rządu, naśladowaniem ministrów… mianowaniem ambasadorów… Były to karły, a zatem i działalność ich karle miała rozmiary”.«

Zwraca uwagę fakt, że mniej więcej w tym samym czasie heglizm przenosi się do Rosji i do Ameryki. A więc oba największe kraje białego człowieka są kontrolowane przez Żydów.

„Iwan Turgieniew, przebywszy trzy lata w Berlinie, to jest od 1838 do 1841, na studiowaniu filozofii Hegla, przyczynił się bardzo do spopularyzowania idei przewrotu.”

Antony Sutton w swojej książce Skull and Bones; Tajemna elita Ameryki pisze:

„Zastanawiacie się dlaczego nasze społeczeństwo jest tak ogłupione? Winę za to ponosi trzech członków Skull and Bones, którzy w XIX wieku przenieśli na grunt amerykański pruski system edukacji oraz filozofia polityczna całkowicie sprzeczna z klasycznym liberalizmem kultywowanym w tym czasie w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. W klasycznym systemie liberalnym państwo jest zawsze podporządkowane jednostce. Heglowski etatyzm, jak widać na przykładzie nazizmu i marksizmu, czyni suwerenem państwo, a jednostka ma istnieć jedynie po to, by temu państwu służyć.

Nasz dwupartyjny republikańsko-demokratyczny system (w istocie tworzy go jedna heglowska partia, a nikt inny nie jest ani mile widziany, ani w ogóle do niego dopuszczony) stanowi odbicie owego heglizmu. Niewielka grupa – bardzo niewielka grupa – jest w stanie z jego pomocą manipulować i do pewnego stopnia kontrolować społeczeństwo, wykorzystując je do swoich własnych celów.

Wspólnym mianownikiem pozornie całkowicie odmiennych poglądów prezentowanych przez członków Zakonu jest fakt, że przyświeca im nadrzędny cel, dla realizacji którego kluczowe znaczenie ma konflikt idei. Dopóki przedmiotem dyskusji nie stają się prawa jednostki, zderzenie poglądów generuje konflikt niezbędny do wprowadzenia zmiany. Ponieważ celem jest także globalna kontrola, kładzie się nacisk na globalne myślenie, czyli internacjonalizm. Odbywa się to za pośrednictwem światowych organizacji i światowego prawa.”

Zwraca też uwagę fakt, że wszyscy ci rewolucjoniści mieszkają przeważnie w Szwajcarii. Tam też mieszczą się największe banki. To nie przypadek. Rewolucjoniści nie pracują, a z czegoś muszą żyć. Ktoś ich finansuje. A kto? Jednym z nich był Bakunin, który żył zupełnie inaczej niż chciał, by inni żyli. To też charakterystyczne dla wszystkich rewolucjonistów. Jego żoną była Polka Antonina Kwiatkowska, która w trakcie małżeństwa z nim urodziła troje dzieci, których ojcem był włoski anarchista Carlo Gambuzzi. Tak przynajmniej utrzymuje Wikipedia. Czyżby więc Bakunin był homoseksualistą? Tę willę, w której mieszkał w Szwajcarii, otrzymał od swego wcześniejszego przyjaciela. Czyżby więc była to reguła ponadczasowa, że wszyscy ci, którzy chcą na siłę uszczęśliwiać innych, są zboczeńcami i psychopatami?

„Wiemy, że kwestie pangermanizmu i panslawizmu są szczeblami, po których wolnomularstwo dojść pragnie do zaprowadzenia rzeczypospolitej powszechnej.”

Jeśli tak, to kolejnym wnioskiem powinno być to, że ich twórcami byli Żydzi. Od pangermanizmu do nazizmu droga bliska. Znaczy, że i oni stworzyli nazizm. Mają pieniądze, mają prasę i mają ludzi, którzy wymyślają różne idee. Nie dziwi więc, że obstawiają wszystkie partie polityczne, od lewa do prawa. Jeśli gdzieś się pojawia nowa twarz i jest ona intensywnie promowana przez media, nawet jeśli są to tylko media alternatywne, które też do nich należą, to z pewnością jest to ich twarz.

Jeśli w Ameryce, jak twierdzi Sutton, jest tylko jedna, heglowska partia, to spór pomiędzy republikanami a demokratami jest pozorny. Taki teatrzyk dla naiwnych. Tak więc Trump bierze w tym udział, bo ma takie zadanie do wykonania. Być może powróci do polityki, jako uwiarygodniony, niezależny, patriota, który chce dobra Ameryki i ludzi w niej mieszkających. Obawiam się jednak, że są to tylko pozory, ale poparcie dla niego nie będzie już pozorne.

Żydzi wymyślili chrześcijaństwo. Później podzielili je. Początkowo na kościół wschodni – prawosławie i zachodni. Z kolei zachodni podzielili na katolicyzm i protestantyzm. Kościół katolicki uczynili swoim największym wrogiem, by mieć z kim walczyć. Bądźmy szczerzy, skoro oni go utworzyli, to i oni mogliby go zniszczyć. Ale nie robią tego, bo walka z Kościołem to wygodny pretekst do tworzenia różnych ruchów rewolucyjnych. I tak to trwa od 2000 lat.

Te wszystkie konflikty są sztucznie kreowane. Konflikty o bzdety. Czasem zastanawiam się, czy Jan Tadeusz Stanisławski w swoim cyklu „wykładów” radiowych z ”mniemanologii stosowanej” pt. „O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia”, nie chciał nam przekazać tej myśli, że te wszystkie spory są jałowe i bez sensu. Dla nas jałowe i bez sensu, a dla Żydów, nawet nie to, że mają one prowadzić do ich panowania nad światem, bo oni nad nim panują, tylko do utrzymania tego stanu poprzez utrzymywanie nas w skłóceniu i nienawiści wzajemnej.