Czy to jeszcze polskie rolnictwo?

W związku z zeszłotygodniowymi strajkami rolników wypada zadać sobie pytanie: czym tak naprawdę jest polskie rolnictwo, czy ono jest jeszcze polskie? Po 1989 roku w rolnictwie, podobnie jak w całej gospodarce, zaszły diametralne zmiany. W 1990 roku prywatne gospodarstwa, według GUS, użytkowały 14 228 tys. ha ziemi ornej. Gospodarstwa państwowe – 3490 tys. ha. Były one usytuowane przede wszystkim w obecnych województwach: zachodniopomorskim, lubuskim, dolnośląskim, opolskim, pomorskim i warmińsko-mazurskim. Romea Muryń w artykule Modele zawłaszczania ziemi m.in. pisze:

Organem odpowiedzialnym za zarządzanie gruntami państwowymi po 1989 r. została nowo powstała Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (od 2003 r. ANR – Agencja Nieruchomości Rolnych, a od 2017 r. KOWR – Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa), której głównym celem było zmniejszenie zadłużenia państwa we własności ziemskiej, polegające przede wszystkim na wyprzedaży gruntów. Spowodowane było to niską produktywnością PGR-ów. Agencja przy sprzedaży ziemi nie stosowała specjalnych norm obszarowych. Mimo że ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi skarbu państwa weszła w życie w 1991 r., to zapisy mówiące o rozwoju gospodarstw rodzinnych i ich priorytetyzacji zostały wprowadzone dopiero w 2003 r. Zgodnie z deklaracjami ANR: „Będzie to następowało przez sprzedaż lub oddanie w dzierżawę nieruchomości rolnych z zasobu w celu powiększenia wielkości (koncentrację ziemi) istniejących i tworzenie nowych gospodarstw rodzinnych”. Do końca istnienia ANR (do 2016 r.) „sprzedała 2703 tys. ha gruntów (57% wszystkich przejętych), w tym 2605 tys. ha ziemi rolnej, a przekazała 653 tys. ha gruntów (14%). Oznacza to, że trwale zagospodarowała 3357 tys. ha gruntów (71%). Należy także nadmienić, że ziemię rolną sprzedawały także inne jednostki państwowe, np. szkoły wyższe czy jednostki badawczo-rozwojowe”.

Osobom prywatnym pracującym w PGR-ze nie zostały przedstawione żadne zniżki bazujące na latach pracy w danych miejscowościach. Rynek został otwarty dla inwestorów. W tych warunkach rolnikom trudno było konkurować. Doprowadziło to do wyprzedaży wielkoobszarowych działek rolnych. Powierzchnia państwowej ziemi rolnej sprzedanej do końca 2018 r. wykazuje tendencję dwóch grup obszarowych wyprzedanych jednocześnie: 5–14,99 ha oraz 100 i więcej ha. Aby ukazać to w skali porównawczej, jeden obszar z grupy – 100 i więcej ha – jest trzykrotnie większy od terenu Pałacu Kultury i tylko o połowę mniejszy od Starego Miasta w Gdańsku. Największa koncentracja grupy obszarowej 100 ha i więcej nastąpiła w regionach o największej liczbie PGR-ów, czyli w województwach zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim i dolnośląskim. Natomiast gospodarstwa rodzinne, zazwyczaj małopowierzchniowe, o obszarze do 1 ha użytków rolnych (grupa szczególnie ważna z punktu widzenia społecznego) skoncentrowane są w województwach wschodnich, gdzie już w czasach PRL rolnicy występowali przeciwko reformie rolnej.

Ważnym aktorem w procesie wykupu ziem Skarbu Państwa jest kapitał zagraniczny. W 2004 r. po wstąpieniu RP do Unii Europejskiej ustanowiono dwunastoletni okres kontroli sprzedaży ziemi, na którą wymagana była zgoda Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Miało to na celu zrównoważenie konkurencji pomiędzy rolnikiem pochodzenia polskiego a zagranicznym. Od 1 maja 2016 r., jak wykazuje sprawozdanie MSWiA z 2018 r., obcokrajowcy „z Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Konfederacji Szwajcarskiej nie muszą legitymować się zezwoleniem ministra właściwego do spraw wewnętrznych na nabycie jakiejkolwiek nieruchomości, niezależnie od położenia i powierzchni nieruchomości”, jak również mają prawo obejmować udziały lub akcje w spółkach handlowych. Największy skup ziemi przez kapitał zagraniczny miał miejsce w województwie zachodniopomorskim (32% wszystkich przejętych gruntów rolnych i leśnych) i warmińsko-mazurskim (19%). Natomiast zauważalną tendencją jest kontynuacja wykupu ziemi przez obywateli Holandii (35%) i Niemiec (38%), skutkująca przejęciem własności ziemi rolnej w wysokości 73% wszystkich wykupionych gruntów. Warto nadmienić, że największe kombinaty rolnicze w Polsce – Animex oraz Cargill Poland – są własnością zagraniczną spółki z siedzibą w Stanach Zjednoczonych, nieposiadającej jakiejkolwiek więzi społecznej z lokalną ludnością i samorządami, co ‒ w kontekście interesu społecznego ‒ nie różni się od procesu centralizacji z czasów tworzenia Państwowych Gospodarstw Rolnych. W obu przypadkach mamy do czynienia z oderwaniem wspólnoty lokalnej od wpływu na kształtowanie otaczającej ją przestrzeni.

W 2016 r. weszła w życie ustawa o obrocie ziemią mająca na celu ograniczenie możliwości nabywania i zbywania ziemi rolnej przez obcokrajowców, aby zamrozić obrót ziemią w Polsce. Warto nadmienić, że dotyczyło to jedynie ziem Skarbu Państwa, które zostały przekazane pod dzierżawę. Inaczej ujmując, ziemie wyprzedane do roku 2016 nie mogą zostać objęte ustawą, a stanowią one 91,4% terenów rolnych. Ustawa założyła, że państwowa ziemia powinna zostać w Agencji Nieruchomości Rolnych (aktualnie KOWR), a podstawową formą jej zagospodarowania ma być dzierżawa. Jednakże narzucone wymogi – dzierżawca musi być rolnikiem indywidualnym mającym kwalifikacje rolnicze, prowadzić gospodarstwo rolne do 300 ha i mieszkać w danej gminie co najmniej od 5 lat – doprowadziły do utrudnienia kupna ziemi przez osoby prywatne. Do dnia dzisiejszego ustawa przeszła modyfikację i planowane są dalsze zmiany, które mają na celu upaństwowienie ziemi (czyli jedynie do 8,6% całkowitej powierzchni terenów rolnych). Niestety żadna z ustaw nie odwołuje się do integralnej polityki przestrzennej, zgodnie z którą winna być uwzględniona strategia podwyższania jakości życia na obszarach wiejskich czy też ochrony polskiej ziemi.

Podsumowując, do 1990 r. ponad 76,3% nieruchomości podległych Ministerstwu Rolnictwa i Reform Rolnych znajdowało się pod własnością prywatną, a własność publiczna stanowiła 23,7%. W 2016 r. własność ziemi prywatnej osiągnęła 91,4%, a ziemie Skarbu Państwa stanowiły jedynie 8,6%. Największa koncentracja ziem prywatnych rolnych znajduje się w części centralno-wschodniej Polski – województwo mazowieckie (99,1%) i świętokrzyskie (99,0%). Jedynie w województwie zachodniopomorskim udział prywatnej ziemi był najmniejszy i wynosił 74,85%. W tym przypadku warto skonstatować, że wszystkie ziemie, które znajdowały się we władaniu PGR-ów, a następnie w gestii Agencji Nieruchomości Rolnej, były wyposażone w infrastrukturę gospodarstw rolnych, w tym mieszkaniową i socjalną, sfinansowaną ze środków Skarbu Państwa, a żadna bezpośrednia rekompensata pod względem dochodu gminy czy infrastruktury społecznej nie miała miejsca w skali regionu czy osoby fizycznej będącej poprzednim właścicielem. Kto w takim razie skorzystał z tego wzrostu i transakcji?

x

Jeśli w 1990 roku prywatne gospodarstwa użytkowały 14 228 tys. ha, a państwowe – 3490 tys. ha, to oznacza, że 80% ziemi ornej było w rekach prywatnych, a 20% w rękach państwa. Autorka cytowanego wyżej artykułu skoncentrowała się na tych 20%. Nie wiadomo więc, co działo się z ziemią w rękach prywatnych. Pewne informacje na ten temat jednak podała: …obcokrajowcy „z Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Konfederacji Szwajcarskiej nie muszą legitymować się zezwoleniem ministra właściwego do spraw wewnętrznych na nabycie jakiejkolwiek nieruchomości, niezależnie od położenia i powierzchni nieruchomości”… Mogli więc również nabywać ziemie od prywatnych właścicieli. Jak dalej napisała, największy skup ziemi przez kapitał zagraniczny miał miejsce w województwie zachodniopomorskim i warmińsko-mazurskim. Czy słowo „skup” zostało użyte przypadkowo? Dlaczego nie zakup? Skup oznacza wykupywanie większej ilości, liczby czegoś. A więc zaplanowana akcja. W tym wypadku chodziło o ziemię po PGR-ach.

Z artykułu Najwięksi posiadacze gruntów w Polsce i na świecie można się dowiedzieć, że:

„Największe w Polsce gospodarstwo rolne należy do jednego właściciela. To gospodarstwo braci Romanowskich z Bartoszyc w województwie warmińsko-mazurskim: Romana i Bogdana. Początki gospodarstwa sięgają 1978 roku, kiedy z półhektarowego zagonu powierzchnia gruntów zwiększyła się do aż 12 tys. ha (ponad 8 tys. jest ich własnością. Pozostałe 4 tys. dzierżawione od Agencji Nieruchomości Rolnych. Gospodarstwo braci Romanowskich zajmuje się głównie produkcja zbóż, mięsa i mleka.

Kościół katolicki ma około 160 tys. hektarów ziemi. Od stycznia 1992 roku do czerwca 2019 roku Kościół na tzw. Ziemiach Zachodnich otrzymał nieodpłatnie od państwa – reprezentowanego przez wojewodów – 76 244 ha ziemi rolnej.”

Jeszcze ciekawszych rzeczy można dowiedzieć się z artykułu 10 największych gospodarstw rolnych w Polsce. Poniżej jego początek.

„W Polsce rolnictwo od wielu lat pozostaje jedną z najważniejszych gałęzi gospodarki. Produkty rolne, takie jak zboża, owoce czy warzywa trafiają już nie tylko do polskich sklepów, ale są coraz chętniej kupowane przez zagraniczne firmy. Sprzyjają temu ciągły rozwój technologii uprawnych, a także liczne dotacje rządowe. To właśnie dzięki powyższym czynnikom farmy mogą stawać się coraz większe i znacznie zwiększyć swoją produkcję. Warto więc przyjrzeć się 10 największym gospodarstwom rolnym w Polsce.

Nie jest żadną tajemnicą, że w zdecydowanej większości grunty w Polsce znajdują się pod kontrolą spółek. W tej kategorii największe gospodarstwo rolne należy do Agrofirmy Witkowo S.A. Ta zlokalizowana w Wielkopolsce firma zajmuje imponujące połacie ziemi i zajmuje się głównie uprawą zbóż, roślin oleistych oraz strączkowych. Witkowo słynie również z nowoczesnych technologii, dzięki czemu jest jednym z liderów polskiego rolnictwa.”

Te pozostałe spółki to:

  • Grupa Laskopol S.A. z woj. łódzkiego
  • PHZ BWA Sp. z o.o. Warszawa
  • PBG Domaradzice na Opolszczyźnie
  • RSP w Pawłowicach z woj. małopolskiego
  • Zespół Rolniczy Nowiny z woj. podkarpackiego
  • RSP Chodów-Broniszewice z woj. łódzkiego
  • Agro Handel Wiatracznica z woj. mazowieckiego
  • RSP Sieroszowice z Dolnego Śląska

A więc tylko dwie z dziesięciu największych spółek rolnych znajdują się na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Trudno oczywiście powiedzieć, kto jest faktycznym właścicielem tych spółek i pozostałych mniejszych. Prawdopodobnie kapitał zagraniczny.

xxx

Likwidacja PGR-ów nastąpiła nie dlatego, że były nierentowne, tylko ze względów ideologicznych. Zrobiono więc z rolnictwem to samo, co z przemysłem. Tak, jak sklepy wielkopowierzchniowe praktycznie zlikwidowały rodzimy, drobny handel, tak wielkie spółki rolne marginalizują stopniowo indywidualne rolnictwo.

A skoro stan faktyczny jest taki, że polscy rolnicy są tylko marginesem w kontekście całego rynku rolnego, to o co chodzi w tych rolniczych strajkach i blokadzie granicy z Ukrainą? Dlaczego ci wszyscy wielcy właściciele nie protestują? Nie boją się konkurencji „ukraińskich” firm? Prawdopodobne dlatego, że nie ma takiego zagrożenia, a jak mówi przysłowie: kruk krukowi oka nie wykole.

Uwzględniając wszystkie powyższe informacje, nie ulega wątpliwości, że rolnictwo indywidualne to margines. No bo skoro grunty w zdecydowanej większości znajdują się pod kontrolą spółek, to inaczej być nie może. Jeśli dodamy do tego fakt, że jest jeszcze jakaś grupa tzw. indywidualnych obszarników, to wyłania się nam prawdziwy obraz struktury własności ziemi w Polsce. Mamy nawet w tej branży rodzimy, tzw. american dream, czyli od pucybuta do milionera. Bo jak to inaczej nazwać, gdy ktoś zaczyna od 0,5 ha, a kończy na 12 000 ha? Wszystko zaczęło się jeszcze w 1978 roku. Czy to oznacza, że proces rozkradania polskiej ziemi rozpoczął się wcześniej, niż likwidacja polskiego przemysłu? Wygląda na to, że tak.

Skoro więc rolnicy indywidualni stanowią margines w polskim rolnictwie, to oznacza to, że ich strajki, czyli blokady dróg, mają inny cel, niż ratowanie polskiego rolnictwa, czyli są ustawką. Podobnie jest z blokadą granicy ukraińskiej. To też jest ustawka, bo zboże wjeżdża na teren Polski koleją. Obok strajkujących rolników przejeżdżają pociągi ze zbożem i oni o tym wiedzą. O co więc chodzi? Rolnicy mają do spełnienia tę samą rolę, jaką mieli robotnicy w latach 1980-1981. Mają dać pretekst do wprowadzenia stanu wojennego lub wyjątkowego, a wówczas wszelkie prawa obywatelskie zostają zawieszone i władza będzie mogła zrobić wszystko, czego zapragnie. Podobnie jest w przypadku blokady granicy. W tym wypadku chodzi o skłócanie Polaków z Ukraińcami i doprowadzenie do wojny domowej w Polsce, czy raczej w UkroPolinie. I to również może być pretekst do wprowadzenia stanu wojennego.

Czy tak się stanie? Scenariuszy może być więcej. To tak, jak przy rozwiązywaniu zadania szachowego. Po każdym ruchu otwiera się szereg nowych kombinacji, w zależności od tego, jaką decyzję podejmie druga strona. Umysł pracuje na wysokich obrotach. I jest dokładnie tak, jak mówił Szlangbaum do Wokulskiego: u Żydów rozum jest cały czas zajęty i dlatego Żydzi mają rozum. Tylko tego – kto nie ma rozumu zajętego, a kto kieruje się emocjami, fałszywie pojętym patriotyzmem – tego można wyprowadzać na ulicę i zajmować go protestami. I jeszcze przekonywać innych przy pomocy wszelkiego rodzaju mediów, że powinni się oni solidaryzować z rolnikami, bo to ich interes. Nie, nie ich, bo rolnicy są na kroplówce, a są na niej, bo są potrzebni do tego typu akcji. Gdy przestaną być potrzebni, to podzielą los robotników. Pewnie wielu będzie musiało zatrudnić się w korporacjach, czyli w tych wielkich spółkach rolnych. Czas najwyższy sobie uświadomić, że rolnicy indywidualni powoli stają się marginesem polskiego rolnictwa, jeśli nie w sensie liczebności, to w sensie możliwości produkcyjnych, a być może również – posiadanej ziemi. A Zielony Ład jeszcze bardziej zmniejszy te możliwości, ale za to unia europejska prowokuje ich tym do strajku.