Traktat ryski

Po I wojnie światowej była jedyna szansa na odtworzenie państwa polskiego w granicach etnicznych, czyli stworzenie w miarę normalnego państwa. Tak się jednak nie stało. Najwyraźniej wielcy tego świata uznali inaczej. Oni dobrze wiedzieli, że takie państwo nie miałoby wrogów i nie generowałoby konfliktów, ale do tego nie można było dopuścić. Ich wszelkie postulaty zostały uwzględnione w traktacie ryskim. Wykorzystali w tym celu tzw. narodowców, czyli endecję. Paradoksalnie więc „narodowcy” działali wbrew polskiemu interesowi narodowemu, bo jeśli interes narodowy polega na zachowaniu tkanki narodu, to nie polega on na asymilacji, czyli jego rozrzedzaniu. Państwo, w którym mniejszości narodowe stanowią więcej niż 10% populacji nigdy nie będzie państwem stabilnym. Doświadczenie przedrozbiorowej Rzeczypospolitej było aż nadto wymowne, a jednak w Rydze zdecydowano się na „powtórkę z rozrywki”.

Wikipedia tak m.in. pisze:

Traktat ryski (lub inaczej pokój ryski), Traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 r. (Dz.U. Nr 49, poz. 300) – traktat pokojowy zawarty między Rzecząpospolitą Polską a RFSRR i USRR, ratyfikowany przez Naczelnika Państwa marszałka Józefa Piłsudskiego 16 kwietnia 1921; obowiązywał od 30 kwietnia 1921, tj. wymiany dokumentów ratyfikacyjnych przez strony, co nastąpiło w Moskwie. Podpisanie traktatu miało miejsce 18 marca 1921 o godz. 20:30 w Domu Bractwa Czarnogłowych w Rydze. Traktat składał się z 26 artykułów. Obydwie strony zobowiązały się w nim do nieingerowania w sprawy wewnętrzne drugiego państwa.

Traktat zakończył wojnę polsko-bolszewicką z lat 1919–1920, ustalał przebieg granic między tymi państwami oraz regulował inne sporne dotąd kwestie. Poprzedzony był Umową o preliminaryjnym pokoju i rozejmie między Rzecząpospolitą Polską a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Rad i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad, podpisaną w Rydze 12 października 1920. Ustawowa ratyfikacja preliminariów pokojowych i rozejmu przez Sejm RP nastąpiła jednogłośnie 22 października 1920, a dwa dni później to samo uczyniła Rosja radziecka. Samo zawieszenie broni weszło w życie już 18 października 1920 o 24:00.

Okoliczności rozpoczęcia rokowań

Rokowania polsko-sowieckie rozpoczęły się w sierpniu 1920 w Mińsku, w sytuacji zagrożenia przez wojska sowieckie niepodległości Polski. Delegacji polskiej przewodniczył wiceminister spraw zagranicznych, Jan Dąbski, a delegacji sowieckiej Karl Daniszewski. 21 września 1920 negocjacje zostały przeniesione na grunt neutralny do Rygi (Łotwa), a Daniszewskiego zastąpił Adolf Joffe. Po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej i kampanii niemeńskiej polska delegacja miała znacznie korzystniejsze karty w swych rękach. Jako przedstawicieli RP do Rygi wysłano Jana Dąbskiego, Henryka Strasburgera i Leona Wasilewskiego.

Większość składu grupy (poza Wasilewskim i Strasburgerem) należała do stronnictw prawicy, przeciwnej budowie federacji polsko-białorusko-litewskiej i niepodległości Ukrainy. Już na początku właściwych rozmów polska delegacja uznała USRR jako stronę rokowań (sowieckie państwo ukraińskie), wycofując jednocześnie w konsekwencji uznanie dla URL, z którą wiązała Polskę umowa sojusznicza z wiosny 1920. Wyczerpana wojną Polska nie mogła prowadzić dalszych walk o niepodległość Ukrainy, tym bardziej, że sami Ukraińcy nie poparli Petlury w 1920, a państwa zachodnie były niepodległości Ukrainy przeciwne. O sposobie reprezentacji Ukrainy przez delegację sowiecką świadczy najlepiej fakt, że treść traktatu w języku ukraińskim sporządzić musiał Leon Wasilewski.

Postawa polskiej delegacji

Endecja, która zdominowała skład delegacji, była przeciwna koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego, preferując bezpośrednie wcielenie (inkorporację) terenów etnicznie mieszanych dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów w skład odrodzonego państwa polskiego, zgodnie z zasadami sformułowanymi przez Romana Dmowskiego na paryskiej konferencji pokojowej (→ linia Dmowskiego). Politycy Narodowej Demokracji byli przekonani o tymczasowości rządów bolszewików w Rosji i możliwości dwustronnej, skierowanej przeciwko Niemcom, współpracy z wkrótce przywróconym rządem postkomunistycznej Rosji, w oparciu o podział ziem Białorusi i Ukrainy pomiędzy Polskę a niekomunistyczną Rosję. Było to połączone z przekonaniem o możliwości asymilacji narodowej (polonizacji i rusyfikacji) przez Polskę i Rosję Białorusinów i Ukraińców (traktowanych przez Narodową Demokrację jako „narody niehistoryczne”) w obrębie tak wytyczonej granicy państwowej i wzajemnej współpracy obu państw w tym zakresie.

Polskie postulaty terytorialne na paryskiej konferencji pokojowej (Linia Dmowskiego) na tle mapy etnograficznej regionu i granic Rzeczypospolitej 1772; źródło: Wikipedia.

Konsekwencją była np. jednostronna rezygnacja delegacji polskiej z włączenia w granice RP Mińska, przeforsowana przez Stanisława Grabskiego w celu uniemożliwienia stworzenia białoruskiego kantonu sfederowanego z Polską. Granicę wytyczono w odległości ok. 30 km na zachód i północny zachód od miasta, pozostawiając je bolszewikom. Ostatnią próbą realizacji przez Piłsudskiego programu federacyjnego drogą faktów dokonanych był przeprowadzony 8 października 1920 tzw. bunt Żeligowskiego i utworzenie Litwy Środkowej.

Położenie Litwy Środkowej; źródło: Wikipedia.

Endecja twierdziła, że powstanie niepodległej Ukrainy na wschód od Zbrucza doprowadzi wcześniej czy później do jej sojuszu z Niemcami i rewizji granic z Polską poprzez oderwanie od niej terenów Galicji Wschodniej i zachodniego Wołynia. Dla Ukraińców Lwów znaczył bowiem więcej niż Kijów. Zwolennicy koncepcji inkorporacyjnej uważali również, że włączenie całej, prawosławnej na wschodzie Białorusi zniweczy (uważane przez nich za realne) plany polonizacyjne ziem zachodniej Białorusi. Na budowę federacji z Litwą i Białorusią także nie chcieli się zgodzić, obawiając się, że Polska zostanie zmuszona do odstąpienia dwu pozostałym państwom – członkom federacji Wilna i Grodna. Niektórzy politycy endeccy (np. Jędrzej Giertych) szli w swych zarzutach jeszcze dalej, oskarżając Józefa Piłsudskiego o szpiegostwo na rzecz Niemiec i realizację poprzez swoją koncepcję federacyjną niemieckiego planu Mitteleuropy. Delegaci Naczelnika Państwa byli przegłosowywani przez większość delegacji wyznaczonej w przeważającej części przez Sejm. Najważniejsze decyzje podjął w październiku 1920, przekraczając mandat negocjacyjny Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przewodniczący delegacji Jan Dąbski w osobistej rozmowie z przewodniczącym delegacji sowieckiej Adolfem Joffe w kwestii uznania USRR za stronę rokowań, bez zapewnienia równoległego miejsca w rokowaniach dla URL, a także terminu i linii zawieszenia broni (linię tę Joffe zaaprobował 4 października, a komunikat w tej sprawie wydano dzień później; wzbudził on sensację na arenie międzynarodowej). Ustalenia rozmowy Dąbski-Joffe faktycznie rozstrzygnęły o przebiegu polsko-sowieckiej linii granicznej i sposobie organizacji politycznej terenów Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego (Białorusi i Ukrainy).

Granica

Polska uzyskała ziemie należące przed trzecim i częściowo II rozbiorem do Rzeczypospolitej, a w latach 1795–1916 stanowiące część zaboru rosyjskiego, zaś od wiosny 1919 zajmowane przez Wojsko Polskie: gubernie grodzieńską i wileńską oraz zachodnie części guberni wołyńskiej z Łuckiem, Równem i Krzemieńcem i mińskiej z Nieświeżem, Dokszycami i Stołpcami. Rosja i Ukraina zrzekły się roszczeń do Galicji Wschodniej, przed 1914 wchodzącej w skład monarchii habsburskiej. Granica polsko-sowiecka przebiegała w zasadzie wzdłuż linii II rozbioru z 1793 (z korekturą na rzecz Polski w postaci części Wołynia i Polesia, z miastem Pińskiem).

Generalnie w kwestii rozstrzygnięć terytorialnych Polska rezygnowała z ziem dawnej Rzeczypospolitej położonych na wschód od granicy ustalonej w Rydze, a Rosja i Ukraina z roszczeń do ziem na zachód od wytyczonej linii granicznej. Polska, poprzez uznanie marionetkowej USRR i równoległe wycofanie uznania dla URL (swego jedynego sojusznika w wojnie polsko-bolszewickiej), rezygnowała faktycznie z realizacji programu federacyjnego, natomiast Rosja aprobowała fakt znalezienia się w granicach Polski całej Galicji, jak też terytoriów dawnego Cesarstwa Rosyjskiego, zamieszkałych w dużej mierze przez ludność niepolską.

xxx

Wikipedia pisze, że rokowania polsko-sowieckie rozpoczęły się w sierpniu 1920 roku, ale nie podaje dokładnej daty. Natomiast portal HISTMAG jest bardziej rzetelny. W artykule Traktat ryski: hańba czy filar bezpieczeństwa na wschodzie (https://histmag.org/Traktat-ryski-hanba-czy-filar-bezpieczenstwa-na-wschodzie-22131) m.in. pisze:

22 lipca 1920 roku, a więc w sytuacji wybitnie niekorzystnej dla władz w Warszawie, minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha wysłał do swojego sowieckiego odpowiednika Gieorgija Cziczerina depeszę, w której informował, że Polska jest gotowa do rozmów i niezwłocznego przerwania działań zbrojnych. Mimo pozytywnej odpowiedzi, Sowieci grali na zwłokę, zanim ostatecznie wskazali Mińsk jako miejsce rokowań. Wreszcie 14 sierpnia, wbrew zdaniu liczącego na zmianę sytuacji na froncie Józefa Piłsudskiego, Rada Obrony Państwa (ROP) wysłała dziesięcioosobową delegację do dzisiejszej stolicy Białorusi. Na jej czele stanął Jan Dąbski, wiceminister spraw zagranicznych, działacz ruchu ludowego. Po długiej podróży Polacy zostali zakwaterowani w fatalnych warunkach: „W Mińsku delegacja polska, zamknięta jak w więzieniu, na każdym kroku pilnowana i szpiegowana, szykanowana przez komendanta kwatery, pozbawiona najbardziej prymitywnych wygód […]” (J. Dąbski).

xxx

Cała ta wojna 1920 roku była jedną wielką ustawką. No bo jak zrozumieć fakt, że bolszewicy niby wyruszają na podbój świata, a wdają się w negocjacje. Polska delegacja wyjeżdża 14 sierpnia na rozmowy, a oni nadal prą na Warszawę. Wojna trwa, a rozmowy obu delegacji są prowadzone w Mińsku do 21 września, po czym obie delegacje przenoszą się do Rygi. Albo jest wojna, albo prowadzi się negocjacje. Jeśli robi się jedno i drugie, to znaczy, że celem tej wojny nie jest zwycięstwo jednej czy drugiej strony, a ukrycie prawdziwych zamiarów.

W sytuacji, gdy bolszewicy nie pokonali jeszcze białych, podbój świata w ich wykonaniu był nierealny. Po co więc ruszyli na Polskę? Ano po to, by dać Polsce pretekst do pokonania ich i zajęcia części Białorusi i Ukrainy, ale nie całej Białorusi i nie całej Ukrainy, bo wówczas jedynym sensownym rozwiązaniem byłaby koncepcja federacyjna Piłsudskiego, gdyż koncepcja asymilacyjna Dmowskiego byłaby nierealna ze względu na słabość nowego państwa i przewagę demograficzną obu wcielonych obszarów.

Jak to się stało, że naczelnik państwa, Piłsudski, który w latach 1918-1920 o wszystkim decydował, zaakceptował skład delegacji, w której większość jej członków była narodowcami, czyli przeciwnikami koncepcji federacyjnej i raptem stał się nieosiągalny? Józef Mackiewicz w swojej powieści Lewa wolna pisze:

Konferencja z bolszewikami w Rydze rozpoczęła się już 21 września, i od początku śledzona była z dużym niepokojem. Od tego czasu, najbardziej logiczną kontrakcją i najprostszą zarazem, zdawała się interwencja u samego Piłsudskiego, przedłożenie mu osobiście wszystkich nagromadzonych materiałów, i wreszcie konkretne zapoznanie się z jego, w tym przedmiocie, stanowiskiem, jeżeli zgoła nie uzyskanie wprost wiążących przyrzeczeń. I oto na tej prostej drodze wyrastała dziwna przeszkoda: do samego Piłsudskiego nie można było albo wcale dotrzeć, albo jedynie bardzo pośrednio. W szefostwie sztabu i osobistej adiutanturze zbywano tłumaczeniem, że naczelny wódz jest pochłonięty całkowicie operacjami wojskowymi.

Wuj Stefan, który był bezwzględnym stronnikiem Piłsudskiego i ufał mu bez zastrzeżeń, rozpraszał ten cień przekonującym argumentem: – To dobry omen. Gdzież jest miejsce wodza naczelnego, jak nie przy armii mającej iść naprzód.

Ale wuj Jerzy uchodzący za złośliwego sceptyka (niektórzy twierdzili: tetryka; ze względu jednak na jego majątki w Słuckiem i pozycję społeczną, włączonego do prezydium Komitetu), wtrącił wprost: – Gdy różni panowie Dąbscy, Grabscy, Barliccy, Kiernikowie i licho wie jak oni się tam nazywają, decydują właśnie w Rydze o losach pokoju i wojny, ba, o losach Polski całej i jej przyszłych granicach, pan Piłsudski, naczelnik tej Polski, siedzi raptem w Wołkowysku, czy jakichś Baranowiczach, i jest nieosiągalny. Darują panowie, ale mi się to wydaje wprost podejrzane.

xxx

Pisze Wikipedia, że delegaci Naczelnika Państwa byli przegłosowywani przez większość delegacji wyznaczonej w przeważającej części przez Sejm. Był to Sejm Ustawodawczy (1919-1922), który tworzyło 13 klubów. Kluby narodowe nie miały w nim większości. Na 394 posłów tylko 151 należało do nich. Kto więc głosował tak, że większość tej delegacji stanowili narodowcy? Widać wyraźnie, że te podziały były fikcyjne i do dziś nic się nie zmieniło. W sprawach zasadniczych przychodzi polecenie z góry i wszyscy, bez względu na orientację, głosują zgodnie z rozkazem. To dotyczyło też Piłsudskiego.

Gdyby była federacja, to Białoruś i Ukraina byłyby państwami. W takiej sytuacji, gdyby któreś z nich zapragnęłoby wyjść z tej federacji, to by wyszło, tak jak było to w przypadku Czechosłowacji. Czesi i Słowacy uznali, że lepiej im będzie oddzielnie. Tu jednak tak nie mogło być. Polska została wyznaczona przez wielkich tego świata do roli awanturnika regionu. I zrobiono wszystko tak, by stworzyć konflikty i wszystkich sąsiadów II RP wrogo do niej usposobić. Podzielono Białoruś, podzielono Ukrainę i jakby tego było mało, to jeszcze podzielono Litwę. I po to był ten tzw. bunt Żeligowskiego. I po to też usunięto Piłsudskiego w cień, by koncepcja federacyjna została odrzucona, a on sam miał alibi, że on to niby chciał, ale ci wredni narodowcy przeforsowali swoje stanowisko.

Kiedy więc bolszewicy 17 września 1939 roku zajęli Kresy, to argumentowali to tym, że występują w obronie ludności tych terenów, bo państwo polskie przestało istnieć. Nie było by tego argumentu, gdyby istniało państwo białoruskie w obrębie federacji lub gdyby istniało samodzielnie. To samo dotyczy Ukrainy. Ktoś oczywiście mógłby powiedzieć, że niepodległe państwo nie gwarantuje jeszcze spokoju, bo obecnie Ukraina jest niepodległym państwem, a problem istnieje. Istnieje, bo został sztucznie wykreowany, a państwo to zostało tak samo sztucznie sklejone, jak II RP. Wyobraźnia tych, którzy skłócają narody jest nieograniczona, a ponieważ to oni rządzą pieniądzem, to stać ich na wszystko, także na wojny. Traktat ryski to też ich dzieło.

Przykład Czechosłowacji dowodzi, że można połączyć dwa zbliżone do siebie pod względem etnicznym, kulturowym i wyznaniowym narody, ale – jak pokazała przyszłość – nawet i to było za mało. Oba narody rozstały się pokojowo. Było to możliwe, choćby z tego względu, że nie było tam masowych przesiedleń ludności o odmiennym wyznaniu. Mieszanie takich narodów zawsze prowadzi do konfliktów, a gdy jeszcze do tego dochodzą zaszłości historyczne, to sytuacja staje się wyjątkowo niebezpieczna. A to wszystko dzieje się w Polsce.

Pokój ryski

W poniedziałek 7 czerwca Aleksander Łukaszenka podpisał dekret wprowadzający nowe święto – Dzień Jedności Narodowej. Od tego roku będzie on obchodzony w dniu 17 września. W komunikacie podano, że pokój ryski z 1921 roku rozdzielił naród białoruski wbrew jego woli.

W Polsce dzień ten kojarzy się zupełnie inaczej. Dla wielu osób był to początek represji, masowych zsyłek w głąb Rosji. W znacznym stopniu dotknęły one polską inteligencję, choć nie tylko. Wydaje się, że taka decyzja, w okresie i tak złych relacji polsko-białoruskich, jest świadomym posunięciem Łukaszenki, co potwierdzałoby podejrzenia, że jest on marionetką w rękach możnych tego świata, których celem jest ciągłe skłócanie Polski z jej wschodnimi sąsiadami.

Na Białorusi w wielu miastach są ulice o nazwie „17 września”, więc nie dziwi, że w końcu zdecydowano się na święto. Zapewne w tych białoruskich głowach utrwaliło się przekonanie, że to Polacy byli sprawcami tego podziału. Ale my wiemy, że do tanga trzeba dwojga. A działo się tam wtedy dużo i dziwnie. Dobrze opisał to Józef Mackiewicz w swojej powieści „Lewa wolna”. Poniżej końcowy fragment z blogu „Wojna 1920 roku”:

»W dniu 21 września zbiera się w Moskwie na tajnej konferencji kilku członków CK partii. Są tam m.in. Lenin, Trocki, Stalin. W jej wyniku zapada uchwała o utworzeniu nowego „Południowego Frontu”, skierowanego wyłącznie przeciwko wojskom generała Wrangla, liczącym około 40 tysięcy żołnierzy. Na drugi dzień po tym postanowieniu, 22 września, czyli w dniu rozpoczęcia „niemeńskiej” ofensywy polskiej, Lenin przemawia na IX Konferencji RKP (bolszewików) i proponuje zawarcie pokoju z Polską. W rezultacie uchwalono rezolucję o konkretnych warunkach zawarcia pokoju, które osobiście sporządza i redaguje Lenin.

Klęska na froncie polskim nie zmieniła decyzji zapadłych na tajnej konferencji z dnia 21 września o skierowaniu wszystkich sił przeciwko Wranglowi. Z trudem udaje się ściągnąć z fińskiej i estońskiej granicy 6-tą armię czerwoną. Ale armia ta nie zostaje rozwinięta na Białorusi jako ostatnia zapora, zamykająca drogę na Moskwę. Przechodzi, niezatrzymywana, przed frontem polskim i kieruje się na front krymski. A tam napierał, powstrzymywany ostatkiem sił, Wrangel. Przed prawie milionowym wojskiem polskim droga na stolicę rewolucji wolna. Tylko ruszyć!

Dnia 8 października wojska polskie dotarły o 16 wiorst na zachód od Mińska. Władze bolszewickie uciekły z miasta. Mińsk pozostawiony sam sobie, leży przez kilka dni na ziemi niczyjej. A wojska polskie stoją, nie posuwają się naprzód, jakby zamieniły się w słup soli. Bolszewicy wracają. Ludzie głupieją. Lenin mówi o klęsce w wojnie z Polską, a wszystkie siły kieruje przeciwko Wranglowi. I deklaruje: „Zwycięstwo nad Wranglem jest obecnie naszym głównym i podstawowym celem”… O co w tym wszystkim chodzi? Polska dysponuje siłą dwudziestokrotnie większą niż Wrangel.

12 października został zawarty rozejm wojskowy i wstępny traktat pokojowy pomiędzy Polską i bolszewikami. W dniu 16 listopada 4-ta armia czerwona, ta rozbita pod Ciechanowem i później powtórnie pod Grodnem, ta armia wkracza do Teodozji. 18-go zajęła Jałtę. Niedobitki armii Wrangla i cywile, zapakowani na statki, odpływali do Konstantynopola.«

W Wikipedii można przeczytać, że rokowania polsko-sowieckie rozpoczęły się w sierpniu 1920 roku w Mińsku, w sytuacji zagrożenia przez wojska sowieckie niepodległości Polski. Delegacji polskiej przewodniczył wiceminister spraw zagranicznych, Jan Dąbski, a delegacji sowieckiej Karl Daniszewski. 21 września negocjacje zostały przeniesione na grunt neutralny do Rygi, a Daniszewskiego zastąpił Adolf Joffe. Po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej i kampanii niemeńskiej polska delegacja miała znacznie korzystniejsze karty w swych rękach. Jako przedstawicieli RP do Rygi wysłano Jana Dąbskiego, Henryka Strasburgera i Leona Wasilewskiego (ojciec Wandy Wasilewskiej – przyp. W.L.).

Jeśli pomimo toczącej się wojny trwają negocjacje, to można sobie zadać pytanie: o co tu chodzi? Zwykle, tak przynajmniej wskazuje logika, że jak się toczy wojna, to nie ma negocjacji. A tu bolszewicy ogłaszają, że idą na podbój świata, a prowadzą negocjacje. A później, po wygranej pod Warszawą, Piłsudski wstrzymuje ofensywę na miesiąc, a jeszcze później zatrzymuje wojsko pod Mińskiem.

W końcowej części powieści powraca Mackiewicz jeszcze raz do tych wydarzeń i pisze m.in.:

„21 listopada Lenin wkroczył na trybunę, aby wygłosić przemówienie na Moskiewskiej Gubernialnej Konferencji Partyjnej. Było to zaraz po odniesionym zwycięstwie nad Wranglem. Zanim zaczął mówić, długotrwałe oklaski na sali, którymi został przywitany, nie dały mu przyjść do słowa. Kłaniał się kilka razy i dał wreszcie znak ręką.

Towarzysze! Nie ulega wątpliwości, że najbardziej nieznaczne wytężenie sił ze strony interwentów wystarczyłoby w pełni, ażeby w przeciągu kilku miesięcy, jeżeli nie w ciągu kilku tygodni, odnieść nad nami zwycięstwo!… – Na sali zapanowało poruszenie. – Tak jest. Jeżeli odnieśliśmy zwycięstwo my nad interwencją, to tylko dlatego, ze ich własne interesy powodowały wśród nich rozłam. Te właśnie rozbieżności interesów wykorzystywaliśmy przez cały czas!…

Towarzysze! Dopóki nie zdobędziemy całego świata, dopóki pod względem ekonomicznym i militarnym jesteśmy słabsi od pozostałego świata kapitalistycznego, dopóty należy trzymać się zasady: trzeba umieć wykorzystywać sprzeczności i przeciwieństwa między imperialistami. Gdybyśmy nie przestrzegali tej zasady, wisielibyśmy wszyscy od dawna, ku uciesze kapitalistów, na przydrożnych drzewach!!…

Wesołość i śmiechy wybuchły na sali. Słychać było jakieś głosy. Lenin powiódł rozbawionym spojrzeniem po obecnych, przeczekał aż umilkną, i mówił dalej:

Podstawowe doświadczenie w tym względzie mieliśmy, kiedy zwieraliśmy Traktat Brzeski… Polska wbrew naciskowi Francji, zawarła z nami teraz pokój. W najbliższym czasie podpisany zostanie ostateczny traktat. W ten sposób zadany zostanie jeszcze jeden niezwykle poważny cios sojuszowi sił kapitalistycznych, które w drodze wojny usiłowały wydrzeć nam władzę… Nie będę się dłużej zatrzymywał nad tą sprawą, nadmienię tylko, że na Kaukazie wytwarza się teraz bardzo skomplikowana sytuacja, przy czym wojna może nam zostać narzucona. Jednakże wojna ta, w warunkach gdy pokój z Polską jest zapewniony, a Wrangel całkowicie zlikwidowany, nie może stanowić dla nas groźby… Wojna z Polską była wojną na dwa fronty, przy istnieniu groźby ze strony Wrangla… A linia polska przebiegała w niezbyt wielkiej odległości od – Moskwy!”

W końcu Mackiewicz stara się wyjaśnić cały problem w formie dialogu, w którym jeden dobrze poinformowany przekazuje swoją wiedzę drugiemu:

„A więc numer jeden: bolszewicy rozbici zostali istotnie na głowę. Numer dwa: prowadzenie dalszej ofensywy z naszej strony, mogłoby doprowadzić do unicestwienia bolszewizmu i zwycięstwa kontrrewolucji w Rosji; dlatego najważniejszą rzeczą były nie polityczne targi w Rydze, a śpieszny termin zawieszenia broni. Numer trzy: celem głównym całej afery było wykończenie kontrrewolucji rosyjskiej, czyli powtórzenie manewru w stosunku do Wrangla, który był zastosowany jesienią 1919 roku w stosunku do Denikina. Wszystkie inne numery, które nas obecnie interesują, są to numery tylko pochodne.”

Mackiewicz, tak jak wszyscy, używa błędnego określenia „kontrrewolucja” na to, co działo się po abdykacji cara w marcu 1917 roku. Później nastała w Rosji demokracja i większość zdobyli ci, których później nazwano „białymi”, w przeciwieństwie do bolszewików, czyli „czerwonych”. To, co zrobili w bolszewicy w październiku 1917 roku, to był zamach stanu, czyli obalenie legalnej władzy. Z polskiego punktu widzenia popieranie „białych” czy „czerwonych” nie miało żadnego sensu, bo jedni uznawali tylko Polskę, jak to oni określali, w granicach etnicznych, a drudzy – tylko bolszewicką. Piłsudski wybrał bolszewików, bo tak zapewne kazali mu jego mocodawcy.

Problem, który mnie nurtuje, a którego nie rozumiem, to to, dlaczego bolszewicy zaatakowali Polskę w momencie, gdy nie pokonali jeszcze swoich przeciwników politycznych, czyli „białych”. Przecież to urąga zdrowemu rozsądkowi, żeby „naprawiać” świat, gdy w domu bałagan, chyba że chodzi o wywoływanie wojen dla wojen i konfliktów dla konfliktów. Wtedy sprawy nabierają sensu: „Stanisławie Piotrowiczu bierz wszystkie pieniądze i jedź ze mną na wojnę turecką do Bułgarii”. Tak mówił moskiewski kupiec Suzin do Wokulskiego. Wokulski ożenił się z wdową po Minclu i stał się właścicielem dobrze prosperującego sklepu na Krakowskim Przedmieściu, ale to nie były pieniądze, które dawałyby tytuł do ubiegania się o względy arystokratki, wprawdzie zubożałej, ale arystokratki. Dopiero pieniądze zarobione na wojnie stwarzały taką możliwość. Ten, kto zarabia na wojnach, ten je wywołuje – dla zarobku. Tak sobie to tłumaczę. Czy dobrze?