“Polacy” na Kremlu c.d.

W poprzednim bogu pisałem o tym, że w 1610 roku to nie Polacy byli na Kremlu, a jeśli byli, to nie jako reprezentanci ówczesnego państwa, czyli Rzeczypospolitej Obojga Narodów, tylko prywatnie. Jednak pozostał mi jakiś niedosyt, że nie wszystko zostało wyjaśnione i że ten wątek z Polakami na Kremlu trzeba uzupełnić o dodatkowe informacje. Przejrzałem więc Dzieje Polski Nowożytnej Konopczyńskiego, Boże Igrzysko Davies’a, Wikipedię, ale nic na ten temat nie znalazłem. Przeczytałem parę artykułów w internecie, z których też niczego nie dowiedziałem się. W jednym z nich napisali nawet, że po tym pobycie na Kremlu Rzeczpospolita odzyskała Smoleńsk, który utraciła 93 lata wcześniej, tylko że to było w roku 1514, a więc nie było jeszcze Rzeczypospolitej, bo ona powstała po unii lubelskiej w 1569 roku. W jednym tylko artykule znalazłem informacje warte przytoczenia. To artykuł, a właściwie wywiad, z 7 listopada 2022 roku, zamieszczony w tygodniku „Wprost” (https://historia.wprost.pl/historia-staropolska/10941643/kapitulacja-polskiej-zalogi-na-kremlu-dochodzilo-do-ekstremalnych-sytuacji.html). Poniżej jego część dostępna bezpłatnie:

7 listopada 1612 roku polska załoga stacjonująca na moskiewskim Kremlu kapitulowała po długim oblężeniu. – W diariuszach zostały zapisane ekstremalne sceny. Mamy informacje o tym, że ojcowie zjadali synów, czy makabryczne cenniki ile kosztowały poszczególne części ludzkiego ciała oraz części zwierząt – mówi w rozmowie z „Wprost” dr hab. Konrad Bobiatyński z Wydziału Historii UW.

Maciej Zaremba: Mam wrażenie, że w Polsce istnieje powszechna, mocno uproszczona wiedza, że „kiedyś Polacy zajęli Moskwę, byliśmy potęgą”. Ale gdy przejdziemy do szczegółów, to już mało kto potrafi rozróżnić na przykład dymitriady od wojny Rzeczypospolitej z Moskwą. A już informacja, że moskiewskiego Kremla nie zdobyliśmy, a zajęliśmy po uzgodnieniu umowy o carskiej koronie dla królewicza Władysława, może dla niektórych być szokiem. Czy da się uporządkować w kilku zdaniach na czym polegało zaangażowanie Rzeczypospolitej w sprawy moskiewskie na początku XVII wieku?

Dr. hab Konrad Bobiatyński: Warto rozpocząć od tego, że w 1598 roku wygasła dynastia Rurykowiczów. Rozpoczęło to cykl niepokojów wewnętrznych w Państwie Moskiewskim, bo tak należy nazywać to państwo. To nie była wtedy Rosja. Car Borys Godunow, który pochodził z rodu nie zaliczającego się do dotychczasowych elit władzy, spotkał się z ostrą opozycją bojarsko-kniaziowską. W tej sytuacji w 1603 roku objawił się na wschodnich kresach Rzeczypospolitej człowiek, który podawał się za cudem ocalonego najmłodszego syna Iwana Groźnego Dymitra. W rzeczywistości zmarłego lub zabitego, tego się nie dowiemy, w 1591 roku.

I ten Dymitr, zwany Samozwańcem, szybko zaczął pozyskiwać możnych protektorów w Rzeczypospolitej. Dymitriady to właśnie okres nieformalnych wypraw, można powiedzieć prywatnych. Odbywały się za wiedzą króla, ale nie były to wyprawy państwowe. Rozpoczęło się to w 1604 roku, kiedy to Dymitr wyprawił się na Moskwę przy pomocy swoich protektorów: książąt Wiśniowieckich i wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha, który obiecał wydać za niego swoją córkę. Godunow w 1605 roku zmarł, a jego syn Fiodor został zamordowany. I w 1605 roku Dymitr zostaje carem. I od tego rozpoczyna się cała historia.

Walka z Moskwą krokiem do odzyskania tronu w Szwecji?

A dlaczego polski król się zdecydował wziąć udział w tym „zamieszaniu”.

To była seria kolejnych wydarzeń. Dymitr rządził rok i został zamordowany. Morderstwo miało miejsce tuż po ślubie z Maryna Mniszchówną. Wtedy doszło do rzezi Polaków i Litwinów w Moskwie. To bardzo wzburzyło nastroje w Rzeczypospolitej. Ale król na interwencję zdecydował się dopiero w 1609 roku, czyli kilka lat później.

Powodów było kilka. Oficjalnie chodziło o sojusz, jaki kolejny car Wasyl Szujski zawarł z królem Szwecji Karolem IX, z którym Zygmunt III Waza pozostawał w konflikcie i uważał go za uzurpatora na ojczystym tronie. Karol IX był stryjem Zygmunta III, który pozbawił polskiego króla należnego mu tronu szwedzkiego. Oczywiście to był oficjalny powód dla Rzeczypospolitej, bo król nie uzyskał zgody Sejmu na tę wyprawę. Ale król uzasadniał wojnę tym, że w pactach conventach zobowiązał się do odzyskania ziem, które zostały utracone przez Wielkie Księstwo Litewskie na rzecz Moskwy i głównym celem wyprawy jest zdobycie Smoleńska i odzyskanie Smoleńszczyzny. A tak naprawdę motywy były różne.

Jakie?

Jednym z nich było na pewno doprowadzenie do wewnętrznej pacyfikacji Rzeczpospolitej po wojnie domowej, po rokoszu sandomierskim. Chodziło też o to, żeby poprzez podbicie Moskwy stworzyć sobie lepsze warunki do odzyskania tronu szwedzkiego. Tych czynników było naprawdę wiele.

I jak doszło do tego, że syn polskiego króla został obrany na carski tron?

We wrześniu 1609 roku król rozpoczął interwencję od oblężenia Smoleńska. Jak wiadomo wojska Rzeczpospolitej nie potrafiły skutecznie oblegać miast, więc oblężenie trwało niezwykle długo. W 1610 roku siły moskiewskie wzmocnione przez korpus, można powiedzieć szwedzki, ale złożony z najemników z różnych krajów Europy Zachodniej, ruszył na odsiecz Smoleńskowi. Naprzeciwko niego ruszył hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski i 4 lipca 1610 roku odniósł znakomite zwycięstwo pod Kłuszynem rozbijając całkowicie przeciwnika. Wtedy, w zupełnie niespodziewany sposób, bo to nie było celem wyprawy Zółkiewskiego, stanęła otworem droga na Moskwę.

Co się stało?

W samym mieście doszło do rozruchów, do obalenia cara Wasyla IV Szujskiego. I kiedy Żółkiewski podszedł pod mury Kremla rozpoczął negocjacje z elitami bojarskimi. Już wcześniej, na początku 1610 roku, w pewnym gronie, można powiedzieć propolsko nastawionych elit moskiewskich, pojawiła się koncepcja, żeby wybrać na tron pierworodnego syna Zygmunta III, czyli królewicza Władysława. I ta koncepcja zmaterializowała się w trakcie negocjacji mających miejsce pod Moskwą w sierpniu 1610 roku. 27 sierpnia Żółkiewski podpisał układ z bojarami o elekcji królewicza Władysława, który nigdy oczywiście nie wszedł w życie, ale otworzył wojskom polskim drogę na Kreml.

A co stało się 9 października? Zdobyliśmy wtedy Kreml, jak to często jest przedstawiane?

Miasto nie tyle zostało zdobyte, co po prostu polska załoga na mocy układu z 27 sierpnia wkroczyła na Kreml i obsadziła to serce Państwa Moskiewskiego. To jest po prostu data, kiedy polska załoga weszła do twierdzy w środku Moskwy.

Polacy na Kremlu. W Żółkiewskim widziano gwaranta bezpieczeństwa

Jak ludność moskiewska podchodziła do polskiej załogi? Czy to zmieniało się w czasie?

To skomplikowany problem. Dotąd nie wspomniałem o tzw. Dymitrze II Samozwańcu. Po obaleniu Dymitra I pojawił się wkrótce kolejny uzurpator, który podawał się za po raz kolejny cudem ocalonego cara. Dymitr II od 1608 roku terroryzował Moskwę. Założył obóz we wsi Tuszyno, która dzisiaj jest północną dzielnicą Moskwy. Żółkiewski z całą pewnością w sierpniu, wrześniu 1610 roku był uważany przez ludność moskiewską i bojarów za kogoś, kto ma ochronić Moskwę przed czymś jeszcze gorszym, czyli pacyfikacją ze strony tych niekarnych, półdzikich band, które były pod komendą Dymitra II Samozwańca.

Czyli Żółkiewski i jego wojska byli uznawani za pewnego rodzaju wybawienie?

Początkowo widziano w Żółkiewskim kogoś, kto będzie gwarantem spokoju, bezpieczeństwa. To się oczywiście zmieniało. Zółkiewski doprowadził do rozbicia obozu Dymitra II Samozwańca, który wkrótce uciekł spod Moskwy i został niedługo zamordowany. Ale dochodziło do konfliktów pomiędzy ludnością i wojskami polskimi, w skład których wchodziło wielu najemników. Część z nich przeszła na stronę polską po bitwie pod Kłuszynem. To były konflikty na różnym tle.

Jakim?

Oczywiście, jak to z żołnierzami bywa, istniały problemy z dyscypliną. Doszło do różnych incydentów pomiędzy żołnierzami a ludnością, chociażby do bezczeszczenia ikon. Do różnych sporów często na bardzo błahym tle. Oczywiście było także stronnictwo w Moskwie, które w ogóle nie widziało możliwości powołania Władysława na tron. Był patriarcha Hermogenes, który podjudzał, podsycał antypolskie nastroje. Do wybuchu doszło wiosną 1611 roku. Trzeba też pamiętać, że dopóki w Moskwie był Stanisław Żółkiewski, to łagodził sytuację. To był człowiek bardzo koncyliacyjnie nastawiony, szanowany przez Rosjan.

Ale Żółkiewski wyjechał z Moskwy.

Tak i później zastąpił go człowiek o dużo mniejszej charyzmie, Aleksander Gosiewski. Oczywiście nie należy go bezpośrednio obarczać odpowiedzialnością za to, co się działo. Ale konflikt narastał i doszło do wybuchu powstania antypolskiego wiosną 1611 roku i do ostrych walk. Powstanie udało się stłumić, ale od tego czasu sytuacja się systematycznie pogarszała. Polska załoga była coraz ostrzej atakowana przez kolejne pospolite ruszenia moskiewskie, które zaczęły ją blokować, a później rozpoczęły regularne oblężenie. I wiemy jak to się wszystko skończyło w 1612 roku. Ale po drodze wydarzyło się jeszcze kilka ciekawych rzeczy.

xxxxxxxxxxxx

I w tym miejscu kończy się darmowy dostęp do tego wywiadu. Na początku dowiadujemy się, że ten „spór z carem, którego bojarzy rosyjscy jakoś tam nie uznawali”, jak to ujął Maciak, polegał na tym, że car Borys Godunow nie pochodził z rodu zaliczanego do ówczesnych elit. I pojawia się ktoś, kto podaje się za syna Iwana Groźnego. Ten Dymitr, zwany Samozwańcem, zyskuje możnych protektorów w Rzeczypospolitej. Są nimi książęta Wiśniowieccy i wojewoda sandomierski Jerzy Mniszech. Wiśniowieccy to Rusini. A Mniszech? Henryk Rolicki w książce Zmierzch Izraela pisze:

„Tajne organizacje pracują bezustannie, agitatorzy jeżdżą z kraju do kraju, setki pism krążą z rąk do rąk. Do sojuszu przeciw Rzymowi usiłują zwerbować kościół wschodni. W Polsce ewangelicy, połączeni unią sandomierską, starają się zarzucić sieci na prawosławie i przeciwstawić unii brzeskiej (1596), z drugiej strony działa wśród dyzunitów sekta judaizantów, o której mówiłem wyżej. Przez Polskę usiłuje się zarzucić sieć na Moskwę, stąd finansowana przez Mniszcha wyprawa Dymitra Samozwańca, wychowanego po ariańsku przez Gabriela Hojskiego, protektora arianizmu.”

Ten wątek nie jest oczywiście poruszany przez historyków, ale okres tzw. Wielkiej Smuty, czyli bezkrólewia w Carstwie Moskiewskim, był doskonałą okazją do tego typu przedsięwzięć.

Z tego wywiadu dowiadujemy się też, że król uzasadniał wojnę tym, że w pactach conventach zobowiązał się do odzyskania ziem, które zostały utracone przez Wielkie Księstwo Litewskie na rzecz Moskwy i głównym celem wyprawy było zdobycie Smoleńska i odzyskanie Smoleńszczyzny. I tu, jak to mówią, jest pies pogrzebany. Relacje i interpretacje tych wydarzeń są różne i można się spierać o to, czy to byli Polacy, czy – nie. Można sobie też zadać inne pytanie: w czyim to było interesie? Na pewno nie w polskim. W mojej ocenie Polska, czyli w tamtym czasie Korona Królestwa Polskiego, to państwo, które skończyło się wraz z unią lubelską, w wyniku której powstało nowe państwo – Rzeczpospolita Obojga Narodów. Ale jakoś tak się dziwnie składało, że to nowe państwo realizowało tylko interesy jednego z państw, które wchodziły w skład RON. To były interesy Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ich realizacja zaczęła się jeszcze w okresie unii personalnej, gdy królem był Litwin Jagiełło.

Po bitwie pod Grunwaldem WKL odzyskało Żmudź, a Polska jakieś niewielkie skrawki Ziemi Dobrzyńskiej. W 1343 roku Kazimierz Wielki zawarł z Krzyżakami pokój i skierował swoje zainteresowania na Ruś Halicko-Włodzimierską. Wojny z nimi powróciły, gdy królem został Jagiełło. Litwa chciała odzyskać Żmudź, którą straciła po bitwie nad Strawą (dopływ Niemna) w 1348 roku. Litwini i Rusini (Ukraińcy?) stracili tam 6000 z 9000 ludzi, a Krzyżacy 60 w tym 8 rycerzy zakonnych. Tak więc bitwa pod Grunwaldem przyniosła korzyści tylko WKL.

Pacta conventa zobowiązywały króla do odzyskiwania ziem utraconych przez WKL na rzecz Moskwy. Nie było mowy o zobowiązaniu króla do odzyskiwania Śląska czy Gdańska. Nowe państwo było zdominowane przez litewskich i rusińskich możnowładców, a właściwie feudałów, którzy wykorzystywali je do realizacji własnych interesów, które polegały na tym, że pod władzą Moskwy nie byliby tak potężni. W WKL znaczyli więcej niż król, który był bardziej zainteresowany tronem szwedzkim, co naturalne, bo był Szwedem. W ten sposób to małe państwo polskie, zwane Koroną, zostało wplątane w wojny z Moskwą, z którą wcześniej nie graniczyło i nie miało z nią żadnych spornych kwestii. Smoleńszczyzna nie była ziemią polską. Litwini i Rusini z WKL, które powstało z ziem Rusi Kijowskiej, nie byli w stanie obronić się przed Moskwą, która upominała się o ziemie tej Rusi i stąd unia z Koroną, która choć mała, to było to jednak państwo na wyższym poziomie rozwoju i lepiej zorganizowane niż WKL.Jakby tego było mało, to doszły jeszcze wojny ze Szwecją o Inflanty. To też był interes WKL. A później przyszedł potop szwedzki, ale tylko na ziemie byłej Korony.

I od tego momentu, od tej nieszczęsnej dla Polaków unii lubelskiej, polityka ta jest niezmienna. Cały czas, aż do zaborów, Rzeczpospolita Obojga Narodów realizowała interesy jednej strony i tylko jej. I to się odrodziło po I wojnie światowej, po której II RP stała się kalką I RP, a władze II RP bardziej na uwadze miały interes ukraiński (eksperyment wołyński) niż polski. I dziś jest tak samo. Władze III RP też mają na uwadze tylko interes ukraiński, co jest pośrednim dowodem na to, że ten wschodni żywioł dominuje w tym państwie, zwanym jeszcze Polską, a Polacy są w nim całkowicie zmarginalizowani. I nic się nie zmieniło od czasu unii lubelskiej. Trwałość i niezmienność tej koncepcji i konsekwencja z jaką realizowana jest ta polityka, skłania mnie do wniosku, że za tym wszystkim kryją się jacyś nieznani przełożeni, którzy zdominowali kiedyś Koronę i WKL i to oni stworzyli ten idiotyczny ustrój tego nowego państwa, zwanego Rzeczpospolitą Obojga Narodów, i decydowali o jego losach.

A piwo „1610” jest jak najbardziej na czasie, gdy trzeba przekonać Polaków do udziału w wojnie na Ukrainie: Patrzcie! Kiedyś się udało, to i teraz może się udać. Moskwa jest do pokonania!

“Polacy” na Kremlu

Na kanale internetowym „Musisz to wiedzieć” w odcinku nr 1588 z dnia 22 stycznia Maciej Maciak, możliwe że przyszły premier, „obala” mit o Polakach, którzy w 1610 roku zdobyli Moskwę i osadzili na Kremlu swoje wojska. Ten nasz rodzimy „Flecista z Hameln” niby obala jeden mit, że Polacy zdobyli Kreml, drugim, że zostali zaproszeni i że to byli Polacy, a to nie byli Polacy. Ale po kolei. Maciak zaczyna swój program wstępem, w którym mówi:

„Zacznę od czegoś, co każdy Polak ma wbite do głowy, szczególnie ostatnio, o tym, jak podbiliśmy Moskwę. Te informacje, które teraz podam są szokujące, dla większości szokujące. Robiłem badanie, ale gdy zapytałem w tym badaniu – ale powiedz mi, jakie były szczegóły tego, gdy zdobyliśmy Moskwę, gdy polski władca rządził w Moskwie – to nikt nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie. Bo nigdy nie zdobyliśmy Moskwy. Jeżeli uważacie, że mówię coś absurdalnego, no to zachęcam Państwa do odwiedzenia strony Muzeum Historii Polski pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, czyli pana ministra Glińskiego i tam jest to opisane dość poprawnie.

To nie było tak, że my zdobyliśmy Moskwę. W tym czasie, około 1610 roku, to nazwa piwa Mentzena (piwo o nazwie „1610” – przyp. W.L.) i to z tego powodu drobna errata do informacji z poprzedniego odcinka. Tak pan Mentzen upamiętnia podbój Moskwy, podbój Moskwy piwem, żeby ludzie żłopali. Browarnik Mentzen upamiętnia tę datę. Proszę Państwa, to nie było tak. W tamtym czasie bojarzy rosyjscy mieli spór z carem, którego jakoś tam nie uznawali i poprosili Polaków o pomoc. Tak! Rosyjscy bojarzy poprosili Polaków o pomoc i tam przyjechała do Moskwy pomóc bojarom polska załoga. Maksymalnie było ich trzy tysiące. Jednak ze względu, że Polacy się źle zachowywali, wkurzali bojarów, swoich gospodarzy, dobrodziejów, którzy chcieli im oddać Księstwo… Królestwo Moskiewskie (Carstwo Moskiewskie – przyp. W. L.), no to zaczęło się prześladowanie ludzi, palenie Moskwy. Z tego powstał głód i Polacy zostali przepędzeni. Tak to było. Przeczytajcie sobie w szczegółach tę pasjonującą historię. Nigdy Polacy nie zdobyli Moskwy. Nie było takiego faktu. Od tak prozaicznych rzeczy zaczęło się, jak kazali bojarom golić brody. Nie wiadomo o co chodziło ówczesnym dowódcom obsady Kremla. Dowódcą załogi na Kremlu był Korwin Gosiewski. Mamy pecha do niektórych nazwisk.”

W tym momencie Maciak przechodzi do cytowania artykułu, którego tytułu nie podał, ani nie poinformował, kto jest jego autorem, ani nie dodał do niego linku. Zapewne uznał, że 99% jego wyznawców nie zada sobie trudu, by szukać oryginalnego tekstu i zaczarowana jego narracją łyknie te bzdury. I ma rację! Strona tego muzeum jest tak beznadziejna, że trudno coś na niej znaleźć. Dopiero gdy wpisałem w wyszukiwarkę frazę „Polacy na Kremlu w 1610 roku”, to pojawił mi się na pierwszym miejscu omawiany artykuł. Jego tytuł to „Obsadzenie Kremla przez załogę polską”. Jest to wywiad z prof. Anną Filipczak-Kocur z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego (https://muzhp.pl/pl/e/72/obsadzenie-kremla-przez-zaloge-polska). Poniżej cały ten wywiad. Wytłuściłem to, co zacytował z niego Maciak.

Jakie były okoliczności znalezienia się Polaków w Moskwie? W jaki sposób opanowali oni Kreml w 1610 roku?

Już od 1604 roku różne oddziały, werbowane przeważnie przez polskich możnowładców, pomagały Dymitrowi Samozwańcowi pierwszemu, a potem drugiemu w zdobyciu korony i utrzymaniu tronu. Były to jednak inicjatywy prywatne, chociaż po cichu popierane przez Zygmunta III w perspektywie realizacji jego politycznego celu: przymierza z władcą moskiewskim dla odzyskania królestwa szwedzkiego. W 1609 roku król oficjalnie, chociaż bez zgody sejmu, wyprawą na Smoleńsk, utracony w roku 1514, rozpoczął wojnę z Moskwą. W czerwcu 1610 hetman Stanisław Żółkiewski z częścią wojska został spod obleganej twierdzy wysłany przeciwko armii Dymitra Szujskiego, podążającej na odsiecz Smoleńskowi. Żółkiewski odniósł nad nią zwycięstwo pod Kłuszynem i wyruszył do Moskwy.

Car Wasyl Szujski zawarł jeszcze 10 marca wieczysty pokój z królem szwedzkim Karolem IX. Uznał w nim prawa Szwedów do Inflant, a sam zgłosił pretensje do terytoriów, które od pokoju w Jamie Zapolskim z 1582 roku należały do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tytułował się carem połockim. Karol i Wasyl zobowiązali się ponadto do prowadzenia wspólnej polityki wobec Zygmunta III i jego potomków, a Szwedzi obiecali carowi pomoc zbrojną.

Wydarzenia na terenie państwa moskiewskiego w okresie wielkiej smuty – bo tak nazwano te czasy – toczyły się niezwykle szybko. Bojarzy obalili cara Wasyla Szujskiego, a koronę zaproponowali Władysławowi, synowi Zygmunta. Hetman Żółkiewski przyjął tę propozycję. Wprowadzono polską załogę do stolicy carów na prawach sojusznika. Decyzję hetmana zaakceptowały przebywające w obozie pod Tuszynem w służbie drugiego samozwańca oddziały polskie pod dowództwem Zygmunta Kazanowskiego i Samuela Zborowskiego. Dołączyło do nich kilkuset ludzi z rozbitej pod Kłuszynem armii Szujskiego. Dowództwo nad nimi objął Aleksander Korwin Gosiewski.

Jaka wyglądała sytuacja załogi polskiej oraz mieszkańców Moskwy w ciągu następnych dwóch lat, czyli do 26  października (6 listopada) 1612 roku?

W nocy 20/21 września 1610 roku oddziały Żółkiewskiego weszły do Moskwy i przebywały tam w różnej liczebności do 26 października 1612 roku nowego stylu. Zajęły Kreml oraz dwie dzielnice: Kitajgorod i Biełgorad. Hetman Żółkiewski 8 października wkroczył osobiście na Kreml, gdzie oczekiwała go duma bojarska. Był tam też Michaił Romanow, później – w 1613 roku – wybrany na cara, i patriarcha Hermogenes. Po złożeniu przysięgi przez przedstawicieli wszystkich stanów wydano bankiet z udziałem Żółkiewskiego oraz oficerów.  Aleksander Korwin Gosiewski objął urząd starosty moskiewskiego i stanął na czele strieleckiego prikaza, czyli najwyższego urzędu wojskowego. Faktycznie Rosja przestała wówczas istnieć jako suwerenne państwo.

Polityka Gosiewskiego nie podobała się wszystkim bojarom. Byli wśród nich nie tylko zwolennicy Władysława, ale i drugiego samozwańca oraz cara Szujskiego. Gosiewski odsuwał od władzy bojarów porozumiewających się z samozwańcem lub tylko o to podejrzanych. Rozdawał majątki ziemskie stronnikom Polaków, chociaż tylko na papierze. Moskwa stanęła w obliczu zamieszek zbrojnych. Patriarcha Hermogenes, 78-letni starzec, wzywał do buntu przeciw Władysławowi. Mieszkańcy Moskwy wyrażali wrogość wobec wojsk polskich. Nie chciano im sprzedawać żywności, mnożyły się incydenty zbrojne. Z tego powodu Gosiewski zdecydował się na odebranie broni  ludności cywilnej, nakazał kontrolowanie domów, karczem.

Stanisław Żółkiewski opuścił Moskwę, udając się do króla pod Smoleńsk. Przybył tam 9 listopada. Kiedy do Moskwy dotarła wiadomość, że król nie akceptuje układów Żółkiewskiego z bojarami i sam chce zostać carem, wrogie nastroje wobec Polaków przybrały na sile. Do tej pory załoga polska przebywała na Kremlu legalnie dla obrony rządu bojarskiego. Zaczęto kolportować antypolskie pisma. Cerkiew, jako jedyna siła moralna i polityczna w powszechnym chaosie, wzywała do walki przeciw polskim najeźdźcom i rosyjskim zdrajcom. Mimo to Władysław miał ciągle zwolenników.

W czasie pobytu hetmana Żółkiewskiego w Moskwie załoga polska, licząca około trzech tysięcy ludzi, zachowywała się przyzwoicie. Nie było plądrowania, gwałtów ani wyrządzania innych krzywd ludności miejscowej. Straże patrolowały ulice i pilnowały porządku. Dopiero po wyjeździe hetmana zaczęły się działania dalekie od poprawności. Prześladowano mieszkańców stolicy, grabiono pałace i cerkwie, nakładano kontrybucje, dopuszczano się świętokradztwa. Sięgano do zasobów skarbca kremlowskiego, wcześniej już mocno zubożonego przez Wasyla Szujskiego. Potęgowało to nienawiść do Polaków i Litwinów. Jednak Gosiewski nie był w stanie opanować rozprzężenia w swoich oddziałach, chociaż z całą surowością karał wszelkie ekscesy. W Moskwie zaczęło brakować żywności. Stolica stanęła przed widmem głodu.

Już na początku marca 1611 Gosiewski wzmocnił Kreml zapasami prochu strzelniczego, wytoczył armaty na mury kremlowskie i Kitajgorodu. W końcu marca i na początku kwietnia spalił przedmieścia, aby zgnieść bunt i oczyścić drogę dla odsieczy nadciągającej od strony Możajska. Spaliły się wówczas również zapasy żywności. Pomoc Jana Karola Chodkiewicza była spóźniona i zakończyła się niepowodzeniem. Miał on za mało wojska i pieniędzy na jego opłacenie. Zarządził odwrót.

Sytuacja załogi polskiej, zredukowanej do 1300 ludzi, stawała się coraz trudniejsza. Odeszli  skonfederowani żołnierze z pułku Jana Piotra Sapiehy, łączność z Chodkiewiczem została zerwana. Głód zmuszał załogę do jedzenia koni, psów, kotów, myszy, szczurów, świec, gotowania rzemieni, a także pergaminowych rękopisów z carskiej biblioteki. Zdarzały się nawet przypadki kanibalizmu. Do stolicy zbliżało się od Niżniego Nowogrodu pospolite ruszenie dowodzone przez kniazia Dymitra Pożarskiego i Kuźmię Zachariewicza Minina Suchorukowa.

22 października rozpoczęto pertraktacje.  Warunki traktatu przewidywały bezwarunkową kapitulację, opuszczenie Kremla przez załogę z zachowaniem honorów wojskowych. Oblężonym zagwarantowano bezpieczeństwo i powrót do kraju. Kreml poddał się 26 października (6 listopada) 1612 roku. Następnego dnia otwarto bramy. Po dziewiętnastu miesiącach oblężenia stolica carów była znów wolna. Sukces ten uznano za “cud nad Moskwą”. Strona moskiewska nie dotrzymała warunków kapitulacji. Wielu Polaków zamordowano, innych wsadzono do więzienia. Pijani zwycięzcy palili i grabili skarby kremlowskie, odzierali trupy z rzeczy wartościowych. Zemsta zwycięzców dotknęła także tych, którzy sprzyjali Władysławowi i Polakom. Straty polskie były wielkie. Umierali po drodze z głodu, ginęli z rąk partyzantów.

W jaki sposób można zbilansować polsko-rosyjskie zmagania? Jakie były ich skutki dla obu stron?

Wielka smuta rozpoczęła się po śmierci Iwana IV i została bezpośrednio spowodowana kryzysem dynastycznym, czyli brakiem następcy na tron carski. Pogrążyła ona to wielkie państwo w chaosie na kilkanaście lat. Chaos ten umożliwił ingerencję polską w sprawy państwa moskiewskiego. Była ona jego skutkiem, a nie przyczyną. Smuta wykreowała trzy stronnictwa: propolskie, proszwedzkie i “narodowe”. Była to walka elit politycznych. W nowszej historiografii dostrzega się w tych wydarzeniach walkę między władzą carską a arystokracją rodową. Wybór Michaiła Romanowa na cara w 1613 roku stał się początkiem nowego państwa. Ruś moskiewska przekształciła się w jednolite państwo rządzone przez cara i dumę. Jak pisze Andrzej Andrusiewicz w Dziejach wielkiej smuty, Polacy, Litwini i Szwedzi przyczynili się do  przezwyciężenia przez Rosjan smutnych czasów i ich następstw, niezamierzenie dając impuls do integracji społeczeństwa oraz konsolidacji sił politycznych wewnątrzrosyjskich, tym samym przyśpieszając wybór. Interwencja polska uaktywniła walkę narodowowyzwoleńczą i przyczyniła się do  zintegrowania społeczeństwa. Długoletnie walki spowodowały zniszczenie kraju, a przede wszystkim Moskwy, regres demograficzny, zniszczenia gospodarcze. Sytuację pogarszały klęski żywiołowe, które stały się jedną z przyczyn głodu i chorób. Nie doszło jednak do załamania się handlu zagranicznego. Skarb państwa uległ osłabieniu, ale nie unicestwieniu.  Przez cały czas wielkiej smuty znajdował się on w rękach władzy państwowej.

Kiedy doszło już do rozmów na temat unii, król polski sądził, że dla bojarów atrakcyjne są formy ustrojowe Rzeczypospolitej oraz przywileje szlacheckie, takie jak wolność osobista, zapewnienie bojarom nietykalności osobistej, czyli neminem captivabimus, prawo do studiowania za granicą. Kiedy Zygmunt III rozpoczynał marsz na wschód, nie miał żadnych planów misyjnych. Strona rosyjska widziała w tym jednak zagrożenie dla prawosławia. Król nie wziął pod uwagę konserwatyzmu bojarów – kierował się dążeniami elit, ich tęsknotą za polskimi wolnościami i stylem życia.

Nie można winić Zygmunta III za to, że nie wysłał nieletniego Władysława do pogrążonego w anarchii państwa. Tam trzeba było doświadczonego władcy – króla ojca. Nie mógł ryzykować życia syna. Hetman Żółkiewski  pod carowym Zajmiszczem i pod Moskwą poszedł na ustępstwa wobec bojarów, pokrzyżowawszy plany króla. Wycofać się nie mógł i nie mógł dotrzymać układu z 27 sierpnia 1610 roku. To podsycało nastroje antypolskie i przekreśliło szanse na związanie w jakiś sposób tego państwa z Rzecząpospolitą. W 1610 roku król zgodził się na objęcie tronu przez Władysława, ale po pewnym czasie rządów ojca. Nie wyraził natomiast zgody na jego przejście na prawosławie – nie mógł tego zrobić jako głęboko wierzący katolik. Unia personalna obu państw była nierealna. Nie do wyobrażenia było, aby car chodził do kościoła katolickiego, a jego poddani do cerkwi. Unia musi wypływać ze wspólnych interesów, a nie z przewagi wojskowej.

Rzeczypospolitej pozostały po zejściu załogi polskiej z Kremla wielomilionowe należności do spłacenia czterem konfederacjom wojskowym. Zapłaciła też zniszczeniem terytoriów, przez które przechodziło wojsko.

Prof. Anna Filipczak-Kocur – historyk, pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego, zajmuje się m.in. funkcjonowaniem centralnych instytucji Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej.

W podsumowaniu swego cytatu Maciak mówi:

„Oblężonym zagwarantowano bezpieczeństwo i powrót do kraju z honorami i tak dalej i proszę Państwa i to było wygnanie Polaków z Moskwy, którą podobno zajęliśmy. Brednie, nigdy nie było zajęcia Moskwy zbrojnego, siłowego, tylko bojarzy chcieli współpracować z Polakami przeciw swojemu władcy. I to cała prawda o tym, jaki to silny oddział wojska tam pokonał Rosjan. Proszę Państwa, bzdury kompletne. Nie dajmy sobie tego wmówić.”

Nie pociągnął Maciak tego ostatniego cytatu dalej, bo nie pasował on do jego bajki. A szło dalej tak:

„Kreml poddał się 26 października (6 listopada) 1612 roku. Następnego dnia otwarto bramy. Po dziewiętnastu miesiącach oblężenia stolica carów była znów wolna. Sukces ten uznano za “cud nad Moskwą”. Strona moskiewska nie dotrzymała warunków kapitulacji. Wielu Polaków zamordowano, innych wsadzono do więzienia. Pijani zwycięzcy palili i grabili skarby kremlowskie, odzierali trupy z rzeczy wartościowych. Zemsta zwycięzców dotknęła także tych, którzy sprzyjali Władysławowi i Polakom. Straty polskie były wielkie. Umierali po drodze z głodu, ginęli z rąk partyzantów.”

A czego możemy dowiedzieć się z tego wywiadu? Ano tego, że były to inicjatywy prywatne i żołnierze byli werbowani przez możnowładców. Ale co to byli za możnowładcy? Nie są wymienieni z nazwiska. Czy to byli polscy czy może litewscy i rusińscy, którzy byli potężniejsi od polskich? A więc była to prywatna inicjatywa i wojska najemne. Wszystko odbywało się bez zgody sejmu, ale za cichym przyzwoleniem króla, który widział w Samozwańcach sojuszników, którzy pomogą mu w odzyskaniu korony szwedzkiej. A więc prywata możnowładców i króla. Jednym słowem była to hucpa, której Rzeczpospolita jako państwo nie popierała. Wojsko było najemne i jak nie dostało zapłaty, to zaczęło plądrować. Ale to byli najemnicy, nawet jeśli niektórzy z nich to byli Polacy, to byli tam prywatnie i nie reprezentowali interesów Rzeczypospolitej. Mówienie w takim przypadku, że to Polacy jest nadużyciem. Skoro byli to najemnicy, to pewnie wielu z nich nie było Polakami.

„Rzeczypospolitej pozostały po zejściu załogi polskiej z Kremla wielomilionowe należności do spłacenia czterem konfederacjom wojskowym. Zapłaciła też zniszczeniem terytoriów, przez które przechodziło wojsko.”

Dziwne to, bo na początku Filipczak-Kocur mówi, że to polscy możnowładcy werbowali żołnierzy, a na końcu, że to Rzeczpospolita musi zapłacić czterem konfederacjom wojskowym po opuszczeniu Kremla. Wikipedia tak opisuje konfederację wojskową:

„Konfederacja żołnierska (także konfederacja wojskowa) – w dawnej Polsce i Litwie, w XVII wieku związki żołnierzy powstające zwykle w wyniku buntu z powodu niewypłacania żołdu. Konfederaci obierali sobie dowódców (regimentarzy) i najeżdżali dobra królewskie lub kościelne i siłą ściągali zaległy żołd. Pierwszym aktem związkowych było wypowiedzenie posłuszeństwa hetmanowi i wybranie innego wodza nazywanego marszałkiem konfederacji wojskowej. Obradowano publicznie, a dla utrzymania karności uchwalano nowe, bardzo surowe, artykuły wojskowe.”

Jeden tylko wniosek z tego wynika, że Rzeczpospolita Obojga Narodów, to był jeden wielki burdel i rządził ten, kto pierwszy wstał. W każdym razie pani profesor niezbyt precyzyjnie wyjaśnia, więc można podejrzewać, że to jednak nie byli Polacy, ci możnowładcy. Może więc Rusini kijowscy, jako „Polacy”, zwietrzyli szansę na podporządkowanie Carstwa Moskiewskiego, a polski król – Szwed, dostrzegł w tym również szansę dla siebie na odzyskanie korony szwedzkiej poprzez zyskanie sojuszników na Kremlu. No, ale wszystkiemu, jak zawsze, byli winni Polacy. I w ten schemat myślenia wpisuje się Maciak.