Alternative für Polen

W niedzielę 6 lipca Tomasz Piekielnik zamieścił na swoim kanale komentarz na temat bieżącej sytuacji w Polsce i nakreślił scenariusz, który, jego zdaniem, może zostać zrealizowany w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Poniżej wybrane fragmenty.

Czy Polska jest skazana na bycie zamorską kolonią Stanów Zjednoczonych? – pyta Piekielnik. Co miałoby się wydarzyć w ciągu najbliższych dwóch lat, by do tego doszło?

Wybory prezydenckie

Wkrótce zaprzysiężenie prezydenta Karola Nawrockiego. Gdyby jednak Koalicja Obywatelska chciała zanegować ten wybór, to mielibyśmy do czynienia z bojkotem wyborów prezydenckich. Ale jeśli wszystko pójdzie po myśli połowy narodu, to złoży on przysięgę i obejmie Urząd Prezydenta RP. Piekielnik twierdzi, że Nawrocki jest przychylny Stanom Zjednoczonym. Jest kandydatem PiS-u, a konkretnie środowiska PiS-u, który bardziej opowiada się za sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi niż unią europejską, ale oba środowiska, czyli PO-PiS, opowiadają się albo za jednym, albo za drugim. Jak jednak znaleźć prawdziwych sojuszników? – Tu Piekielnik wskazuje środowiska związane z Grzegorzem Braunem.

Co takiego miałoby się zdarzyć, by za jakieś dwa lata okazało się, że Polska jest zależna od Stanów Zjednoczonych?

  • po pierwsze – zaprzysiężenie Karola Nawrockiego
  • po drugie – obalenie rządu Donalda Tuska

To obalenie rządu, podanie się go do dymisji lub nawet przyspieszone wybory – to wszystko, to jest bardzo realny scenariusz. Być może na jesień tego roku lub na wiosnę – przyszłego.

W Polsce dzieje się bardzo źle. Mamy demontaż praworządności, demontaż aparatu władzy. Donald Tusk sprawia wrażenie, jakby chciał pozbyć się władzy. Jeśli dojdzie do stworzenia nowego rządu, to w większości będzie on składał się z ludzi Pis-u, czyli rządów Jarosława Kaczyńskiego i Waszyngtonu.

Kolejny temat

Polska a Ukraina, Polska a Niemcy – to wszystko sprowadza się do tego, że możemy stać się pionkiem w sprawach polsko-niemieckich i polsko-ukraińskich, że nie będziemy mogli mówić własnym głosem, tylko będziemy mieli głos podstawiony z Waszyngtonu i Tel Awiwu.

Co takiego musi się wydarzyć na arenie międzynarodowej, by Polska stała się zależna od Stanów Zjednoczonych i Izraela?

  • po pierwsze dedolaryzacja, spór o hegemonię na świecie pomiędzy BRICS i Stanami Zjednoczonymi
  • wojna na Ukrainie i Bliskim Wschodzie to przejaw rywalizacji BRICS i Stanów Zjednoczonych
  • terytoria zaborcze to dostarczyciel rekruta

Jeszcze jeden wątek – unia europejska

Czy unia europejska odpuści Polskę? Jeśli tak się stanie, to wtedy wprowadzą się tutaj kontrolerzy ze Stanów Zjednoczonych, zarządzający ze Stanów Zjednoczonych. Kiedy zatem unia może odpuścić? Kiedy uzna, że nie ma już żadnych szans na reanimację siły politycznej tego obozu, obozu europejskiego, czytaj: pan Donald Tusk, pan Rafał Trzaskowski, pan Szymon Hołownia.

Końcowy wniosek

Uważam, że nie jesteśmy daleko od tego, aby Bruksela odpuściła Polskę na rzecz Stanów Zjednoczonych. Zapewne nie uczyni tego za darmo. W polityce, w interesach nic za darmo nie ma. Bruksela będzie oczekiwać od Stanów Zjednoczonych czegoś w zamian. I co to może być to „w zamian”? A co jeśli to coś „w zamian” dotyczy wojny na Ukrainie? Co, jeśli Bruksela, Berlin powie: odpuszczamy Polskę, niech tu będą wpływy amerykańskie, izraelskie, żydowskie, ukraińskie, ale w zamian Waszyngtonie odpuszczasz domaganie się jakiejś wysługi, którą miałeś na myśli – wojsk Europy zachodniej w wojnie przeciwko Rosji. Niech tym się zajmie Polska. To jest cena, którą zapłacić, być może, będą musieli Polacy za targ dobity pomiędzy Europą zachodnią a Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście wszystko w asyście Izraela.

Jakie mogą być jeszcze palny dla Polski? Oby żadne! A to, że są, nie mam złudzeń. Plany mogą być takie, by tu reaktywować koncepcję Polin, ale teraz w wydaniu Ukro-Polin.

x

Noch ist Polen nicht verloren. (Jeszcze Polska nie zginęła.) Jeszcze nie zginęła, jak sugeruje Piekielnik, ale może zginąć. Z kolei napis na jego T-shircie: „I’ve got Georgia on my mind”, pod nim mapa stanu i niżej: „Atlanta” – czy to jest jakiś przekaz, czy przypadek? I’ve got Poland on my mind? Georgia to stan w USA. Wikipedia tak pisze:

„Georgia – stan w południowo-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, największy na wschód od Missisipi. Nazwa stanu została nadana na cześć króla Wielkiej Brytanii Jerzego II Hanowerskiego (ang. George II).”

A więc Piekielnik mówi otwartym tekstem, że wyjście Polski z unii jest możliwe, bo jeśli Stany Zjednoczone zaczną tu rządzić, to unii nie pozostanie nic innego, jak tylko wypchnąć Polskę ze swoich struktur. Ja jednak twierdzę od samego początku wojny na Ukrainie, że wybuchła ona po to, by mogło dojść do połączenia części Polski z zachodnią Ukrainą. Ponieważ Ukraina nie jest w unii, to w takiej sytuacji jej połączenie z Polską nie jest możliwe. By do tego mogło dojść, to Polska musi wyjść z niej. Chodzi też o to, jak stwierdził Piekielnik, by Polskę wciągnąć do wojny na Ukrainie. Nie dodał jednak, że chodzi przede wszystkim o to, by Niemcy odzyskały swoje byłe ziemie wschodnie. Na takie stwierdzenie Piekielnik, ani nikt inny, na razie nie ma przyzwolenia. Niemniej jednak gotowanie żaby na wolnym ogniu weszło w nowy etap.

Mówienie o jakimś niepodległym państwie polskim na tym terenie pomiędzy Rosją i Niemcami jest jakimś nieporozumieniem, mówiąc najdelikatniej. Polska piastowska była częścią I Rzeszy, o czym pisałem w blogu1025. Karków był wówczas miastem niemieckim, a warszawski Mariensztat nie bez powodu tak się nazywa. Unia personalna z Litwą i w konsekwencji unia lubelska to włączenie ziem polskich do Europy wschodniej i zdominowanie ich przez Słowian wschodnich pozostających pod żydowskim nadzorem. I RP to twór państwowo-podobny, pośmiewisko Europy. O żadnej niepodległości nie mogło być tam mowy, skoro rządziła nim dynastia jagiellońska, a później szwedzka z jagiellońską domieszką, a na końcu saska. Jedyną poważną instytucją na tym terenie był żydowski sejm czterech ziem, który Żydzi zlikwidowali na krótko przed rozbiorami. Jeśli jednak funkcjonowały obok siebie, na tym samym terenie, dwa różne sejmy, to nie można w takim wypadku mówić o państwie. Czym zatem była I RP? Księstwo Warszawskie zostało stworzone w celu poboru rekruta przez Napoleona, a Królestwo Polskie to strefa wolnocłowa sklecona dla Niemiec do handlu z Rosją. II RP to państwo sezonowe (niecałe 20 lat istnienia), stworzone przez Niemców w oparciu o carską administrację Królestwa. PRL (45 lat) – wasal Związku Radzieckiego, III RP (33 lata) – unii europejskiej. Państwo, żeby można je nazwać poważnym, musi mieć niezmienne granice przez setki lat. To jest podstawowy warunek i w oparciu o to można tworzyć takie państwo z trwałymi instytucjami, urzędami, stabilnym prawem i zawodową administracją. Tego wszystkiego tu nigdy nie było i nie ma. Nie można więc w tym wypadku mówić o utracie suwerenności na rzecz Ameryki czy Izraela. A skoro nie było tu nigdy suwerennego państwa, to nie można mówić o utracie suwerenności przez to państwo, a tym bardziej o jej obronie.

To (pol)exit or not to (pol)exit?

Miesiąc temu na swoim kanale na YouTube Ryszard Legutko przedstawił swoje stanowisko w kwestii ewentualnego wyjścia Polski z unii. Spór polsko-polski ważniejszy niż spór Polski z UE – tak zatytułował swoją wypowiedź. Ryszard Legutko to filozof, publicysta i polityk, autor książek o tematyce społeczno politycznej, tłumacz, komentator dzieł Platona. Do Parlamentu Europejskiego kandydował z listy Prawa i Sprawiedliwości. W PE przystąpił do grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Poniżej zapis jego wypowiedzi.

Czy warto zastanawiać się nad polexitem? Tak, oczywiście. Powinniśmy być otwarci na różne możliwości i różne scenariusze. Pamiętajmy, że unia europejska idzie w tym kierunku, że coraz więcej rzeczy tam się dzieje niezależnie od naszej woli. Podejmowane są decyzje, na które my nie mamy żadnego wpływu. Te decyzje mogą być czasami dla nas korzystne, ale bardzo często korzystne dla nas nie są. Wobec tego jest oczywiste, że trzeba rozważać: wychodzić czy nie wychodzić?, jakie są koszty jednego i drugiego?, warto czy nie warto? Trzeba o tym mówić również z tego powodu, że od samego początku, od momentu, kiedy zarysowała się możliwość naszego wyjścia z unii, to zapanowało wśród Polaków takie cielęce ubóstwienie unii europejskiej. To się na szczęście teraz zmienia. Zmienia się dość wyraźnie, ale jest ciągle jeszcze ogromna grupa Polaków, z pewnością większość Polaków, która nawet nie chce słyszeć o jakiejkolwiek krytyce unii i uważa, że krytykowanie unii jest czymś w rodzaju grzechu, rzeczą nieprzyzwoitą i w żadnym razie nie należy o tym mówić, ani nawet myśleć. Więc, żeby wyzwolić się z tego stanu marazmu i umysłowej bezwładności, trzeba również zastanowić się nad tym czy warto wychodzić z unii, czy nie? Gdzie przebiega ta czerwona linia? Jakie kroki należy podjąć i tym podobne rzeczy. To wszystko mieści się w ramach politycznej racjonalności. Niemówienie o tym, niemyślenie o tym jest w istocie przejawem nieracjonalności.

No dobrze, ale nie o tym chciałem mówić. Mamy jeden kraj, jak dotąd, który wyszedł z unii europejskiej – Wielka Brytania. No i przyjrzyjmy się temu przypadkowi brytyjskiemu. Czy wyjście z unii europejskiej spowodowało przyrost dobra dla Wielkiej Brytanii? Kiedy rozmawiałem z politykami brytyjskimi z partii konserwatywnej, to wszyscy chwalą ten krok. Kiedy rozmawiałem z publicystami konserwatywnymi, to – jakkolwiek chwalą samą decyzję – to wyrażają wielkie rozczarowanie tym, co stało się po brexicie. Istotnie, jeśli Wielka Brytania wyszła z unii europejskiej, to wyzwoliła się od komisji europejskiej, wyzwoliła się od tych europejskich trybunałów, a więc mogła zarządzać swoimi sprawami wedle woli i wedle woli brytyjskiego społeczeństwa. Czy przez to Wielka Brytania stała się krajem o większej wolności, większych swobodach, niż w państwach, gdzie reguły narzucała unia europejska? Nie! Bynajmniej! Wielka Brytania jest w tej chwili jednym z najbardziej zamordystycznych krajów zachodniej Europy czy w ogóle świata zachodniego, gdzie polityczna poprawność jest bardzo mocno egzekwowana, gdzie rząd konserwatywny, rząd, który jest przy władzy od wielu lat, nie tylko nie potrafi ograniczyć imigracji, ale właściwie ją zwiększył. W tej chwili to wszystko zupełnie poza kontrolą, a te próby podejmowane nie przynoszą specjalnych skutków; gdzie szkolnictwo, edukacja nadal jest w szponach politycznej poprawności, no i tym podobne rzeczy. Podobnie ta zielona ideologia. A zatem wyjście z unii europejskiej Wielkiej Brytanii zapewne się jej przysłużyło w jakimś zakresie, ale w dużym zakresie niewiele to zmieniło.

Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Cały świat zachodni, Europa Zachodnia w szczególności, znajduje się pod rządami lewicy. Dotyczy to również unii europejskiej, niezależnie od tego, jak się te partie nazywają. Czy się nazywają partiami konserwatywnymi, jak w Anglii, czy chrześcijańsko-demokratycznymi, czy ludowymi, czy centrowymi, czy jeszcze inaczej, czy zielonymi, czy socjalistycznymi. Wszędzie właściwie jest ta sama agenda, ten sam program. Dlatego brytyjska partia konserwatywna realizowała program lewicowy.

Czym jest lewica, na czym polega myślenie lewicowe? Z grubsza polega na tym, że lewica uznaje, że świat, w którym żyjemy jest światem złym, niesprawiedliwym, źle rządzonym i trzeba dokonać radykalnej zmiany, radykalnego przemodelowania, zmiany stosunków społecznych, zmiany prawa, zmiany sposobu myślenia. Trzeba dokonać takiego swoistego recyklingu, przenicowania społeczeństwa.

Jeżeli przyjrzymy się polskiej sytuacji, no to dostrzeżemy bardzo łatwo, że to myślenie lewicowe jest w Polsce bardzo silne. Już nie tylko chodzi o to, że orientacja lewicowa jest przy władzy, no bo cały program (nie program ) obecnego rządu, rządu Donalda Tuska, rządu koalicyjnego, jest programem lewicowym, programem, który dąży do radykalnego przebudowania świata i przebudowania Polski, ponieważ ta Polska tradycyjna jest zła i w tym współczesnym świecie się nie mieści.

Jest zastanawiające, jak sposób myślenia tego rządu przypomina sposób myślenia władców komunistycznych, którzy w Polsce rozpoczęli swoje rządy przywiezieni na czołgach sowieckich w 44-tym, 45-tym roku. W jednym i drugim przypadku dąży się do recyklingu, do takiego przenicowania polskiej tożsamości. Trzeba powiedzieć, że lewica współczesna, ta platformersko-hołowniana, osiągnęła całkiem sporo w tym zakresie. Pod pewnymi względami nawet więcej, niż ta lewica komunistyczna, mimo użycia środków bardziej łagodnych.

Atak na polską tożsamość i na polską historię jest analogiczny do tego, jaki był podejmowany po wojnie, a nawet powiedziałbym, że bardziej radykalny. To, co się dzieje z nauczaniem historii. Na przykład te zabiegi, które wykonuje współczesny resort oświaty. To poszło znacznie dalej, niż robili to komuniści.

Atak na chrześcijaństwo. Oczywiście komuna aresztowała, więziła, skazywała na śmierć kler, polskich księży torturowała. Od pewnego momentu złagodniała i w jakimś sensie ten Kościół stał się instytucją w Polsce, z którą zaczęto się liczyć. W tej chwili atak na Kościół jest niezwykle brutalny i zmasowany, jeśli chodzi o stronę językową. Jest jeszcze ostrzejszy, niż był za komuny. Albo weźmy polską tradycję patriotyczną – żołnierze wyklęci. To, co się pisze w tej chwili, co lewica, rząd, organizacje z rządem związane czy z nim się utożsamiające – to, co piszą o żołnierzach wyklętych, to właściwie to samo, co za komuny. Atak na papieża w Polsce, w III RP, jest znacznie ostrzejszy, niż ataki na Karola Wojtyłę w Polsce Ludowej do czasu, kiedy Karol Wojtyła został papieżem.

Wiele z tych rzeczy, które obserwujemy, które ja obserwuję z niepokojem, są rodzimego chowu. One są oczywiście wspierane przez unię. Unia daje im jakiś parasol, rozmaite sposoby podtrzymywania tego rodzaju działalności. Ale tak naprawdę powstały one w Polsce. Są realizowane polskimi siłami i mówienie o polexicie jest oczywiście racjonalne, ale jeśli wyobrażamy sobie, że odbywa się referendum, Polacy decydują, że chcą wyjść z unii, że to zmieni coś zasadniczego w Polsce, że uczyni te praktyki, które obserwujemy dzisiaj niemożliwymi, to my się karmimy złudzeniami. Barbaryzacja polskiej kultury, ogłupianie społeczeństwa przez te eksperymenty edukacyjne czy antyedukacyjne, propaganda antypolska – to wszystko jest zasilane energią ludzi, instytucji żyjących w tym kraju. Więc na pytanie, czy trzeba myśleć o polexicie i trzeba do niego dążyć, odpowiadam warunkowym „tak”. To znaczy trzeba myśleć i trzeba rozważać taki scenariusz. Realizacja tego scenariusza będzie kompletnie bez sensu, jeśli domu polskiego nie uporządkujemy. To znaczy, jeśli nie wzmocnimy tej strony patriotycznej, tej strony, która będzie polską suwerenność podtrzymywała. Bo co z tego, że wyzwalając się od instytucji unijnych, będziemy państwem suwerennym, skoro ta suwerenność będzie wykorzystywana do tych samych celów, do których dąży unia. A więc w istocie spór polsko-polski uważam za ważniejszy od sporu Polski z unią europejską.

x

Wszystkie partie w unii europejskiej są lewicowe – tak twierdzi Legutko i chyba wie, co mówi, bo przecież był parlamentarzystą europejskim. Lewica, według niego, uważa, że świat jest zły, niesprawiedliwy, źle rządzony. Trzeba więc dokonać radykalnej zmiany, polegającej na tym, że zmienia się stosunki społeczne, prawo, sposób myślenia. Trzeba więc zmienić społeczeństwo. – Czy rzeczywiście lewica chce zmiany społeczeństwa? Chce tzw. sprawiedliwości społecznej, tj. sprawiedliwego podziału wypracowanego dochodu. Do tego wystarczy zmiana prawa, do tego nie potrzeba zmiany społeczeństwa i sposobu jego myślenia. Czy zatem jest to lewica i czy tak powinny nazywać się te partie?

Polska lewica nie różni się niczym od tej europejskiej i ma takie same cele – twierdzi Legutko. Atakuje ona polską historię i chrześcijaństwo. Polska tradycja patriotyczna, to żołnierze wyklęci. Mówiąc o ataku na chrześcijaństwo ma on na myśli atak na Kościół katolicki. Dlaczego zawęża pojęcie chrześcijaństwa? Lewica zawsze atakowała Kościół i nigdy nie kryła się z poglądami, że dla niej Kościół katolicki to ciemnota i zabobon. Nigdy jednak nie atakowała w taki, ani w żaden inny sposób, Cerkwi prawosławnej, chociaż jest ona bardziej przywiązana do tradycji, niż Kościół, a więc jest to jeszcze większa ciemnota i zabobon. Ktoś może powiedzieć, że dlatego, że prawosławnych jest zdecydowanie mniej. Nie jest to jednak prawda. Po powstaniu listopadowym Rosjanie usuwali ze wszelkich urzędów i instytucji państwowych Królestwa Polaków i zastępowali ich Rosjanami. Jednocześnie budowali cerkwie i w ten sposób tworzyli wspólnoty prawosławne na ziemiach etnicznie polskich. O tym pisałem w blogu Czyja religia, tego władza. Po II wojnie światowej na ziemie poniemieckie przesiedlano głównie mniejszości kresowe, a więc prawosławnych. Mamy więc w Polsce bardzo dużo wyznawców prawosławia. Propaganda narodowo-socjalistycznego PRL-u zakodowała ludziom w głowach, że Polska jest krajem jednolitym narodowo i katolickim, a takim nie była i nie jest.

Siły, które są przeciwne wartościom chrześcijańskim i patriotycznym, są rodzimego chowu. Jest to więc spór polsko-polski. Jednak Legutko nie precyzuje dokładnie, jakie to są siły. Jak więc walczyć z czymś, co nie jest jasno określone, czego nie można nazwać? To walka z wiatrakami, to jakaś donkiszoteria. Natomiast proponuje on wzmocnienie strony patriotycznej, czyli że druga strona jest niepatriotyczna. A skoro jest niepatriotyczna, to może nie są to Polacy, a spór nie jest sporem polsko-polskim? Wzmocnienie strony własnej, bez właściwego rozpoznania przeciwnika, prowadzi tylko do niekończącego się konfliktu. I zdaje się, że właśnie o to chodzi. Jeśli nie powiemy ludziom z korzeniami białoruskimi, ukraińskimi i innymi, że nie są patriotami, a oni nie powiedzą wprost, dlaczego są tak niechętni Polakom, to nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Tylko szczery dialog i jasne deklaracje z obu stron mogą być realną próbą rozwiązania tego konfliktu. Na to jednak politycy wszelkich orientacji nie są gotowi i nie chcą tego. Racją ich bytu jest tworzenie konfliktów, a nie ich rozwiązywanie.

Mamy więc klarowny podział sceny politycznej – dwie dominujące partie: PO i PiS. One mają największy elektorat i najbardziej stabilny. Wiemy też, że zarówno dla zwolenników PO jak i PiS, program polityczny i gospodarczy nie ma znaczenia. Bez względu na to, co zrobią politycy obu partii oni i tak zawsze będą głosować na swoje partie. A skoro tak, to podział musi przebiegać gdzie indziej. Elektorat PiS jest przywiązany do tych idiotycznych haseł typu Bóg, Honor, Ojczyzna. Z tym się utożsamia, a więc Polak-katolik. Tak właśnie przenicowano społeczności na Kresach i zrobiono z nich Polaków. Oni innej tożsamości nie mają i tego się trzymają. Mamy więc podział: cała Polska zachodnia i największe miasta to elektorat PO. Podobnie głosują prawosławni Ukraińcy i Białorusini w południowej części Podlasia, gdzie stanowią zdecydowaną większość. Tak więc zwolennicy PO to w większości prawosławni. Dla nich wszelkie ataki na Kościół katolicki są mile widziane, bo oni nienawidzą go. I dobrze o tym wie Donald Tusk i dlatego może mówić, że polskość to nienormalność.

Legutko na zakończenie stwierdza, że spór polsko-polski jest ważniejszy od sporu Polski z unią. Czy rzeczywiście jest to spór polsko-polski, czy może raczej funkcjonujący podskórnie, wykreowany przez polityków, spór prawosławno-katolicki? PO – prawosławie, PiS – katolicyzm. Wiadomo, że antagonizmy na tle wyznaniowym są trwalsze i nie do usunięcia. To jest niekończący się samograj.

Czy rzeczywiście przenicowanie społeczeństwa to oryginalna lewicowa myśl? Przecież tak było w XIX wieku na Kresach, będących wtedy pod zaborem rosyjskim, gdzie z miejscowych społeczności robiono Polaków. O tym pisałem w blogu Zrozumieć Polskę.

Ten obraz polskiej rzeczywistości, jaki tu nakreśliłem, jest nieco przerysowany, ale tak jak w karykaturze dla uwypuklenia pewnych cech trzeba je uczynić wyrazistymi, tak i w tym wypadku należało tak postąpić. Żeby cokolwiek zrozumieć, trzeba wyrażać się jasno i precyzyjnie, a nie rozmywać obraz, tak jak to czynili impresjoniści i jak to uczynił Legutko. Musi być on jasny i klarowny, tak jak w malarstwie klasycznym.

Po co więc ten polexit i cała ta dyskusja o nim? Jeśli ma być odtworzona I RP, to wyjście z unii jest konieczne. Problem jednak polega na tym, że nikt o tym nie powie, bo jest jeszcze za wcześnie, ale przygotowania już trwają, czego dowodem jest choćby cytowana powyżej wypowiedź Ryszarda Legutko.

Polexit

Na stronie internetowej Myśli Polskiej znajduje się wywiad z Tomaszem Cukiernikiem Jedynym wyjściem jest Polexit. Autor przekonuje w nim, że po 20-tu latach pobytu w unii, bilans dla Polski jest bardzo niekorzystny. Wprawdzie twierdzi, że unia już w 2004 roku była biurokratycznym molochem, ale dopiero wprowadzenie Europejskiego Zielonego Ładu spowoduje, że zyski z członkostwa będą mniejsze niż korzyści. Poniżej fragment tego wywiadu:

Skąd, według pana, bierze się skrajny dogmatyzm Brukseli w kwestii tzw. zielonej rewolucji. Przecież już na pierwszy rzut oka jest to szaleństwo. Jeśli tak, to skąd ta determinacja?

Trzeba sobie zdać sprawę z faktu, że politycy, którzy są na świeczniku – i ci w Unii Europejskiej, i ci w krajach członkowskich – to zwykłe kukiełki. Robią to, co im suflują – poprzez lobbystów i korupcję – prawdziwi władcy. W mojej książce wyróżniłem cztery grupy, które naprawdę rządzą Unią Europejską. Po pierwsze, koncerny międzynarodowe, farmaceutyczne, chemiczne czy przemysłu spożywczego itd. Po drugie, międzynarodowe instytucje finansowe, które pod pretekstem walki z terroryzmem doprowadzają do coraz większej inwigilacji praworządnych obywateli czy do ograniczenia wolności dysponowania gotówką. Po trzecie, są to służby specjalne poważnych państw unijnych, jak Niemcy czy Francja, działające konkretnie na korzyść swoich krajów. Po czwarte, służby specjalne poważnych państw pozaunijnych, jak Rosja, USA, Chiny, Izrael, a nawet państwa arabskie. W efekcie wewnątrz Unii Europejskiej dochodzi do kotłowania się lobbystów z eurokratami – każdy przeciąga linę na swoją stronę i próbuje coś ugrać dla swoich mocodawców. Jesteśmy świadkami przepychanek i bezpardonowej walki pomiędzy tymi grupami interesu. Działania tych wszystkich sił przenikają się w unijnej polityce, a ponieważ ich interesy niejednokrotnie są sprzeczne, to często unijne regulacje również są ze sobą sprzeczne. Na przykład najpierw jednym przepisem zmusza się ludzi do instalacji pomp ciepła, a zaraz potem drugim przepisem chce się zakazać gazów fluorowanych, bez których pompa ciepła nie może działać. I tu nie chodzi o żaden dogmatyzm, tylko o grube interesy, takie jak handel dwutlenkiem węgla w atmosferze, które załatwiane są pod wygodnym pretekstem klimatyzmu, co udało się ludziom wmówić wieloletnią propagandą i ci w końcu w to uwierzyli.

Obecnie ok. 20 proc. Polaków byłoby skłonne uznać wyjście z UE za dobre dla Polski. Czy to dużo, czy mało?

Moim zdaniem to bardzo mało, ale jest to efekt tej właśnie wieloletniej propagandy wtłaczanej w mózgi ludzi dzień w dzień przez już jakieś 30 lat. Jeszcze w latach 90. przepaść w dobrobycie pomiędzy Europą Zachodnią a Polską była tak wielka, że niemal wszyscy chcieli, żeby i u nas było jak na Zachodzie. Propaganda przedreferendalna utwierdziła Polaków w przekonaniu, że wkrótce – za 10, a maksymalnie za 15 lat – po tym jak wejdziemy do Unii, będziemy tak bogaci jak oni. (…)

Natomiast odtrutką na te wszystkie „działania informacyjne” i inne kłamstwa ze strony polskich i unijnych polityków i urzędników oraz jej apologetów ma być kampania AkcjaEwakuacjaZeu, której celem jest doprowadzenie w ciągu pięciu lat do zmniejszenia poparcia Polaków dla Unii z ok. 80 proc. do nie więcej niż 50 proc. A moja książka daje konkretne argumenty, by móc przekonać niezdecydowanych do tego, że Unia Europejska prowadzi nas na skraj przepaści finansowej, odbierze nam wolność i jakiś tam dobrobyt, który sami wypracowaliśmy przez te trzy i pół dekady, które minęły od tzw. transformacji ustrojowej. (…)

Czy według pana zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego mogą być przełomowe, czy jest szansa na odsunięcie ekipy Ursuli von der Leyen i zmianę polityki Komisji Europejskiej? I co może się stać, jeśli do tego nie dojdzie?

Uważam, że wybory do Parlamentu Europejskiego nic zasadniczego nie zmienią. Tak jak powiedziałem, eurokraci są wyłącznie kukiełkami. Unia Europejska konsekwentnie i metodycznie idzie w kierunku budowy scentralizowanego superpaństwa i żadne wybory nie spowodują, że coś się w tej kwestii zmieni. Nie będzie Ursuli von der Leyen, to będzie inny Timmermans, Van Rompuy albo jeszcze ktoś inny, kto konsekwentnie będzie wdrażał tę samą politykę niemieckiego walca. Według wyliczeń francuskiego Institutu Rousseau na osiągnięcie tzw. neutralności klimatycznej Polska do 2050 roku ma marnować 13,6 proc. PKB rocznie. To 2,4 biliona euro, czyli ponad 10 bilionów złotych. Kwota ta jest niemal dziesięć razy wyższa niż wartość wszystkich unijnych dotacji dla Polski, które przez całe 20 lat wyniosły nieco ponad 1 bilion złotych! Polska nie może nie wdrażać Zielonego Ładu, a za nieposłuszeństwo w tej kwestii grożą olbrzymie kary finansowe od TSUE. Dlatego jeśli mielibyśmy przestać marnować gigantyczne zasoby na Europejski Zielony Ład, doprowadzając do likwidacji wielu firm, a całe rzesze Polaków do ubóstwa, o zamachu na naszą wolność nie wspominając, jedynym rozwiązaniem jest Polexit.

x

Coraz częściej pojawiają się głosy, że Polska powinna wyjść z unii. Problem polega na tym, że nikt nie mówi, co potem. Czy ma być ona wolnym elektronem pomiędzy unią a Rosją? Czy ma stać się państwem podległym Rosji? Czy może ma nastąpić odtworzenie I RP? Bez tych odpowiedzi taka propozycja jest niepoważna. Trzeba wiedzieć, czego się chce. Czy zatem ci wszyscy, którzy proponują takie rozwiązanie, nie mówiąc, co dalej, są tak głupi? Nie sądzę. Jakiś cel musi być. Trudno oczywiście przekonać ludzi do zmiany stosunku do unii w sytuacji, gdy wielu z nich już się przyzwyczaiło, że może pracować za granicą, jeździć po Europie bez wiz itp. Można jednak wprowadzić takie rozwiązania, jak Zielony Ład, które zniechęcą pewne grupy obywateli Polski, jak choćby rolników, którzy już dziś są nastawieni sceptycznie do unii. Można tak pogarszać sytuację ekonomiczną w kraju, że ludzie będą już mieli wszystkiego dość.

Ten sam schemat zastosowano w latach 80-tych, gdy sztucznie tworzono kryzys gospodarczy w PRL-u, by ludzi jak najbardziej zniechęcić do ustroju, w którym żyli. I w końcu uwierzyli oni, że socjalizm jest niereformowalny. Zrobiono to w całej Europie wschodniej. Problem jednak polegał na tym, o czym wówczas nikt nie wiedział, że jednak socjalizm był reformowalny, czego dowodem są Chiny.

Po co więc Polska ma wyjść z unii? Bo w ramach unii nie można połączyć Polski z Ukrainą, a właściwie części Polski z częścią Ukrainy, w sytuacji, gdy nie jest ona członkiem unii. Z drugiej strony przyłączenie tzw. Ziem Odzyskanych do Niemiec może nastąpić, bo one są w unii. Ktoś może mi w tym momencie zarzucić, że są to rojenia jakiegoś chorego umysłu. No cóż, może być w tym sporo racji, ale ja chyba mam coś na swoją obronę.

x

Wolfgang Münchau zamieścił 10 października 2021 roku na stronie internetowej Euro Intelligence artykuł Ultra Vires poświęcony orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego i dotyczącego niezgodności prawa unijnego z polską konstytucją. Ultra vires oznacza po angielsku przekraczać kompetencje, wykraczać poza cele określone w statucie. Jest też zwrot łaciński i oznacza ponad siły. Poniżej fragment tego artykułu:

Orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego nie były tak ekstremalne, jak to, co wydarzyło się w Polsce w zeszłym tygodniu. Ale lata antyeuropejskiej retoryki prawnej w Niemczech stworzyły podatny grunt dla secesjonistycznych decyzji prawnych gdzie indziej.

W swoim orzeczeniu z zeszłego tygodnia polski Trybunał Konstytucyjny wykroczył poza wszystko, co kiedykolwiek zrobił niemiecki trybunał konstytucyjny. Zadeklarował, że art. 1 Traktatu o Unii Europejskiej, klauzula ustanawiająca UE, jest niezgodna z niektórymi rozdziałami polskiej konstytucji. Ten sam argument padł odnośnie art. 19 TUE, który ustanawia TSUE. Gdyby to orzeczenie utrzymało się w mocy, stanowiłoby to legalny Polexit. Jeśli państwo członkowskie uważa, że traktaty UE naruszają jego konstytucję narodową, muszą albo zmienić konstytucję, nakłonić innych członków do wyrażenia zgody na zmianę traktatów, albo opuścić UE. UE mogłaby, gdyby chciała, nawet argumentować na gruncie prawa międzynarodowego, że orzeczenie to automatycznie unieważnia traktat akcesyjny Polski, a tym samym jej członkostwo w UE.

Niektóre z argumentów użytych podczas polskich rozpraw były prostymi kopiami argumentów niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Na przykład Karlsruhe spopularyzowało koncepcje prawne, takie jak ultra vires i zasada demokracji. Brzmią bardziej niewinnie niż są. Karlsruhe twierdzi, że suwerenność można przyznać, ale nie można się nią dzielić. Oznacza to, że TSUE nie może być arbitrem we własnej sprawie. Oznacza to również, że prawo UE nie jest nadrzędne wobec prawa krajowego na obszarach poza uzgodnionym obszarem i że to sądy krajowe decydują o dokładnej lokalizacji tego obszaru. Karlsruhe akceptuje jednak prymat prawa UE wewnątrz jej granic, podobnie jak jednolity rynek czy politykę handlową. Polityka fiskalna i obronna nie wchodzą w zakres tej kompetencji. Tak więc, jeśli chcesz unii fiskalnej lub armii europejskiej, nie możesz tego zrobić w ramach istniejącego traktatu. Kolejny poziom integracji europejskiej nastąpi dopiero, gdy państwa członkowskie zgodzą się na zmianę traktatów UE, a w przypadku Polski i Niemiec także konstytucji krajowej.

Polskie orzeczenie prawie na pewno zakończy się ustąpieniem Polski. Postrzegam Polexit jako możliwy, ale mało prawdopodobny wynik. Należy jednak pamiętać, że Brexit również zaczął się w ten sposób.

x

Już na podstawie tego krótkiego cytatu można zorientować się, na jak różne sposoby można interpretować orzeczenia polskiego i niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli zajdzie taka potrzeba, by Polska wyszła z unii, to podstawa prawna zawsze się znajdzie. Natomiast jeszcze większy cyrk może nastąpić wówczas, gdy dojdzie do referendum i okaże się, że większość będzie chciała wyjścia z unii i że decydujący głos będzie należał do Ukraińców, których jest coraz więcej w Polsce. Tych Ukraińców, którzy na majdanie w Kijowie tak chcieli do unii. No cóż, pewnie filozofom takie rzeczy nie śniły się, ale taka jest ta coraz bardziej paranoiczna rzeczywistość.

Unia czy polexit?

W piątek 17 czerwca ukazał się na Interii artykuł Piotra Zaremby Czy PiS wahnie się w kierunku polexitu? (https://wydarzenia.interia.pl/felietony/news-czy-pis-sie-wahnie-w-kierunku-polexitu,nId,6098570). Nie wiem, dlaczego autor użył słowa „wahnąć się”. Słowo „wahać się” oznacza ‘kołysać się, poruszać się ruchem wahadłowym’: „Furtka wahała się w prawo i w lewo.” Prosto i precyzyjnie byłoby: Czy PiS zdecyduje się na polexit? Po co więc taki zabieg? Najwyraźniej Zaremba, zresztą nie tylko on, chce upodobnić język polski do ukraińskiego, by nie raził on tak Ukraińców, bo ukraiński jest językiem ludowym, a polski jest językiem literackim. Taras Szewczenko, ich wieszcz narodowy, pisał wiersze po ukraińsku, ale prozą pisał po rosyjsku. Chyba nie bez przyczyny.

Zaremba pisze w swoim artykule m.in. tak:

»Opozycja zawsze wmawiała prawicy zamiar zerwania z Unią. Teraz być może ten scenariusz zaczyna się spełniać. Jeśli rozwiązaniem alternatywnym ma być federalna Europa.

“Wprawdzie opuszczenie UE nie jest dziś realne, ale trzeba robić wszystko, by przygotować Polaków do tego rozwiązania, chyba że głęboka reforma umożliwi powrót do realnej europejskiej wspólnoty” – to pointa felietonu Bronisława Wildsteina w ostatnim tygodniku “Sieci”.

Wcześniej publicysta opisuje Unię jako “twór zdegenerowany i oligarchiczny”. Tytuł tekstu “Wizyta namiestnika” odnosi się do pojawienia się w Polsce szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, przywożącej i zarazem nie przywożącej nam pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy. Felieton krytykuje mocno rząd Morawieckiego za wdanie się w targi z unijną biurokracją. Jest w nim żal do prezydenta i premiera, że traktują besztanie Polski przez von der Leyen za coś oczywistego.

Podobne tony brzmią w obszernym tekście Rafała Ziemkiewicza w “Do Rzeczy”. Ten z kolei zaczyna tak: “Rząd PiS dokonał zdumiewającej wolty zaprzeczając wszystkiemu, co głosił i w imię czego jego wyborcy wybaczają od lat oczywiste niedostatki sanacyjnego modelu sprawowania władzy. Krajowy Plan Odbudowy to kapitulacja!”. Tytuł tekstu jest jeszcze bardziej dosadny: “Wyprzedaż niepodległości”.

Tekst Ziemkiewicz zmierza do wykazania, że związek Polski z Unią prowadzi donikąd. Rzecz w tym, że ten autor, niesłusznie opisywany jako związany z PiS, stawiał sprawę wyjścia z UE na porządku dziennym już wielokrotnie. Tymczasem Wildstein owszem, krytykował unijne mechanizmy i kibicował rządowi, ilekroć ten okazywał asertywność. Ale mam wrażenie, że wezwanie do przygotowywania polexitu pojawiło się u niego po raz pierwszy. Brak w tym konkretnego scenariusza.  A jednak… Czy to coś znaczy?

Jest jasne, że na wezwaniach do wojowniczości wobec UE kapitał polityczny zbijał w świecie polityki Zbigniew Ziobro. Teraz spiera się z premierem, na co w istocie godził się polski rząd, a o czym ministrowie dowiedzieli się później. Skądinąd nie posuwa się aż tak daleko jak Ziemkiewicz i Wildstein. Za to znamienny jest swoisty bunt Marka Suskiego.

Ten nie ukrywa swojej krytyki kamieni milowych, które poznał dopiero teraz. Ma pretensje, że Unia chce w tych kilkuset warunkach decydować o wszystkim: od nowych podatków po zmiany w sejmowym regulaminie. Używa bardzo mocnego języka porównując Unię do Stalina. Suski nie jest zbyt poważany, ale przecież to mainstreamowy pisowiec, wypełniający zwykle bez szemrania wolę prezesa Kaczyńskiego. Czy tak jest w tym przypadku i czemu miałyby te jego sprzeciwy służyć? I co na to szeregowi posłowie i działacze PiS?

Obrazowo pułapkę w jaką wpadł rząd i PiS opisuje nie tylko Ziemkiewicz, ale i (w “Sieciach”) Jan Rokita, ten skądinąd bez tak radykalnych konkluzji. Uzyskanie środków na KPO miało być sukcesem Morawieckiego. Ale do tej pory mówiono głównie o zatrzymaniu zmian w sądownictwie. Teraz pojawiła się cała lista warunków, w tym tak szokujących jak podwyższenie wieku emerytalnego. Przecież Zjednoczona Prawica ogłosiła cofnięcie tej innowacji rządu PO-PSL za swój główny sukces.

Na dokładkę Rokita zwraca uwagę na niejasny mechanizm. W istocie Komisja Europejska może pod dowolnym pretekstem w każdej chwili wstrzymać napływ tych środków. To da natychmiast euroentuzjastycznej opozycji okazję do oskarżeń. Opozycji, która (ma się rozumieć poza Konfederacją) z kolei samą dyskusję z warunkami Unii uważa za bluźnierstwo.

Do tej pory wstrzymywanie pieniędzy było czymś wyjątkowym. Teraz  sama groźba finansowych blokad ma służyć wymuszaniu określonej polityki. Czy tylko dlatego, jak powiedział w Polsacie Ignacy Morawski z “Pulsu Biznesu”, aby przekonać wyborców z krajów bogatszych takich jak Holandia czy Niemcy, że warto takich transferów dokonywać? A może jednak w imię federalistycznego projektu, który zacznie się realizować bez zmiany unijnych traktatów?

To z kolei postawi przed polską prawicą pytanie o granice zgody na to. Będzie też po części spór o samą treść polityki, jak w przypadku owych “represji” wobec diesli. Przecież Parlament Europejski już obwieścił, że życzy sobie aby do roku 2035 zastąpił je napęd elektryczny. “KPO wygeneruje ogromne obciążenie dla gospodarki, a zarazem obniżenie poziomu życia, z takim trudem osiągniętego po roku 1989” – pisze Ziemkiewicz. Zapewne nie dotyczy to każdego z kamieni milowych. Ale jesteśmy na dyskusję o tym skazani. Sama rewolucja energetyczna oznacza potężne koszty społeczne.

Wiemy, że przygniatająca część polskiego elektoratu była zawsze za Unią, jako ogólną zasadą. Ale ostatnio badań takich nie przeprowadzano. Nie pytano tym bardziej Polaków o kamienie milowe. Dochodzi do tego nasza ocena elit europejskich w kontekście wojny Rosji z Ukrainą. Wyraźnie pogłębia się różnica zdań między częścią państw naszego regionu i Zachodem. Wizyta Scholza i Macrona w Kijowie tylko chwilowo ją klajstruje.  Czy istotnie “wartości europejskie” brzmią dziś równie przekonująco jak powiedzmy przed rokiem?

Może więc jest miejsce na nowe trendy, na trwalszą zmianę po prawej stronie? Może wystąpienie Suskiego to rodzaj buntu, a może Kaczyński sonduje poprzez niego opinię publiczną? Na razie zachowując możliwość gry na kilku fortepianach.

Na koniec moja krótka refleksja. To jest kwadratura koła. Rozumiem argument ministra Schreibera, który tak skomentował kamienie milowe: “albo droga z Europą i wolnym światem, albo współpraca z Rosją”. To była przez laty także moja racja. Na ile jest nadal? Nie chcę federalnej Europy. Potrzeba nowych bilansów i obrachunków.« 

A więc grupa znanych dziennikarzy i polityków mówi otwartym tekstem o możliwości wyjścia Polski z unii. Na razie są to niby sugestie, propozycje na wypadek, gdyby władze unijne, według tychże dziennikarzy i polityków, upierały się przy swoim stanowisku i dążyły do przekształcenia unii w federację. A takim wypadku oni wszyscy, choć nie wprost, sugerują, że wyjście z unii byłoby najlepszym rozwiązaniem. A wprost, to konkluduje autor cytowanego artykułu: „Potrzeba nowych bilansów i obrachunków.”

No cóż! Na takie dictum wypada zacząć od podstaw. Jest takie angielskie przysłowie First things first, czyli najpierw rzeczy podstawowe. Czym jest zatem unia? Wikipedia tak opisuje unię europejską:

„Unia Europejska posiada cechy:

  • organizacji międzynarodowej
  • konfederacji
  • państwa federalnego

Wśród teoretyków prawa, politologii i stosunków międzynarodowych trwa spór, za co dokładnie można uznać unię. Federaliści doszukują się w niej państwa federalnego lub konfederacji. Zwolennicy Europy ojczyzn wykazują, że fundament stanowi jedynie współpraca między państwami, co determinuje istnienie organizacji międzynarodowej. Ścierają się odrębne wizje poszczególnych państw członkowskich, jak i doktryn politycznych.”

Jednym słowem: ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra. Nawet wiem, kto wymyślił takiego potworka. Skoro nie wiadomo, czym jest unia, to dlaczego ci „polscy” politycy i dziennikarze tak ostentacyjnie wyrażają swój sprzeciw wobec polityki władz unijnych? I znowu wypada zacząć od definicji.

Konfederacja państw – związek państw oparty na umowie międzynarodowej w celu prowadzenia wspólnej polityki zagranicznej. Z reguły nie ma scentralizowanej władzy. Państwa tworzące konfederację pozostają suwerennymi podmiotami prawa międzynarodowego.

Federacja – inaczej państwo związkowe, państwo federalne – państwo składające się z części obdarzonych autonomią (stanów, krajów związkowych, prowincji, kantonów lub emiratów), ale posiadających wspólny (federalny) rząd.

Czym jest więc unia? Konfederacją czy federacją? Jednym i drugim. A czym bardziej? Wspólna polityka zagraniczna wychodzi ostatnio unii słabo. A czy unia ma wspólny dla wszystkich państw rząd? Ma, jest nim komisja europejska. Polskie prawo w 80 lub nawet 90% jest prawem unijnym. Również finanse unijne stanowią pokaźne źródło finansowania polskiej gospodarki. A zatem unia jest bardziej federacją niż konfederacją.

Proces unifikowania prawa i stopniowego przekazywania kompetencji poszczególnych rządów na rzecz komisji europejskiej, nie jest procesem, który zaczął się wczoraj. Trwa on od samego początku istnienia unii i wszyscy politycy o tym dobrze wiedzieli i wiedzą. Wyrazy oburzenia czy niezadowolenia są podszyte fałszem. Nie o to im chodzi, by reformować unię, tylko o to, by mieć pretekst do podjęcia działań, zmierzających do wyjścia z niej. Nie przypadkiem słowo „polexit” pojawiło się wkrótce po wyjściu Wielkiej Brytanii z unii. Jak widać polityka polska jest zawsze zgodna z angielską, zawsze, wbrew zdrowemu rozsądkowi, semper fidelis. Tak to wygląda z naszego punktu widzenia, ale nie z punktu widzenia Żydów rządzących Polską.

Wyjście Polski z unii jest niezbędne do stworzenia państwa polsko-ukraińskiego, czyli do likwidacji państwa polskiego. Zaczęło się więc powolnie przygotowywanie polskiego społeczeństwa, oswajanie go z opinią, że unia europejska, ze swoimi dążeniami do tworzenia federacji, stanowi zagrożenie dla polskiej niepodległości, której zresztą Polska już dawno nie ma, bo zrzekła się jej na rzecz unii. Natomiast nowa propozycja, o której niektórzy już napomykają, wcale nie gwarantuje jej odzyskania. Wprost przeciwnie. Jest to propozycja typu: zamienił stryjek siekierkę na kijek. Tak jednak postanowili wielcy tego świata, a ci, którzy im służą, muszą teraz przekonać maluczkich, że tak będzie dla nich lepiej. Często są to ci sami, którzy 20 lat temu przekonywali nas do tej unii.

Dlaczego tak jest, że Polska nie może być państwem o stałych granicach, że ciągle jej ludność miesza się z innymi nacjami, że ciągle trwają jakieś wędrówki ludów z zachodu na wschód i odwrotnie? Czy jest drugie takie państwo na świecie, które od wieków doświadcza czegoś takiego? Drugi tak wymieszany naród? Jedno jest pewne. W takim miejscu jedna nacja czuje się jak ryba w wodzie.

Dziwna wojna

Na Ukrainie toczy się dziwna wojna. We wrześniu 1939 roku masoński rząd II RP uciekł. Naród został, bo, nawet gdyby chciał, to nie miał gdzie uciec. Choć z drugiej strony byli tacy, którzy wyjeżdżali, nie bacząc na powagę sytuacji w kraju, na wycieczki do egzotycznych krajów. Szczególnie upodobali sobie Kazachstan, a organizatorem tych wycieczek było bardzo znane i dobrze wtedy prosperujące biuro podróży o sympatycznej nazwie NKWD (nie znaju kagda wiernus damoj). I faktycznie, niektórzy do dziś stamtąd nie powrócili. W przypadku Ukrainy mamy odwrotną sytuację. Rząd został, a naród ucieka. Ucieka, bo ma gdzie uciec.

„Państwo polskie” uchyla nieba tym „uchodźcom”. Mamy więc paranoiczną sytuację. Z jednej strony jest budowany mur na granicy z Białorusią, a granica z Ukrainą jest otwarta i przelewają się przez nią tysiące osób (podobno 150 tys. dziennie), od których nie wymaga się świadectw szczepienia, nie testuje się ich, nie podlegają kwarantannie. A co na to profesorowie Horban i Simon? Gdzie się pochowali? Jeszcze niedawno straszyli nas, że jak nie zaszczepimy się w 100%, to będą setki tysięcy zakażeń dziennie. Teraz niezaszczepieni Ukraińcy rozjeżdżają się po całym kraju, a profesorowie siedzą w jakichś mysich dziurach i nawet łepka nie wychylą. Jak szybko można zgasić człowieka!

Wiedzą o tym dobrze również sportowcy i działacze. Interia pisze (28.02): „PZPN poinformował, że przyjęto zmiany w uchwałach zarządu. Na ich mocy Ukraińcy grający w naszym kraju nie będą wliczani do limitu piłkarzy spoza Unii Europejskiej.

W PKO Ekstraklasie obowiązuje limit obcokrajowców spoza Unii Europejskiej, którzy jednocześnie mogą przebywać na boisku. Obecnie w jednym czasie na murawie może być dwóch takich piłkarzy. Do tego limitu, na mocy dzisiejszej uchwały Polskiego Związku Piłki Nożnej, nie będą wliczani Ukraińcy. Taki projekt zgłosił prezes PZPN Cezary Kulesza i został on przyjęty.

Wskutek wojny do naszego kraju przyjedzie sporo imigrantów. Wśród nich będą też na pewno piłkarze. Ta zmiana ma na celu umożliwienie im łatwiejszego znalezienia klubu.”

Skąd ten pośpiech? Wojna dopiero się zaczęła i nie wiadomo, jak długo potrwa, może skończy się wkrótce. Ale nie! Oni już chyba wiedzą, że nie skończy się tak szybko, bo bez sensu byłoby ściąganie tu ukraińskich piłkarzy, którzy mieliby zaraz wracać na Ukrainę. Czy zatem mamy już do czynienia z UZPN?

„Sankcje FIFA i UEFA nie uratują życia ludziom w Ukrainie, ale są naprawdę ważne w walce z rosyjskim najeźdźcą. Czekaliśmy na nie może o dwa dni za długo. Wykluczenie jest do odwołania, więc widać, że władze światowej i europejskiej piłki pozostawiają sobie furtkę – mówi Interii Tomasz Frankowski, europoseł i były reprezentant Polski.”

Ważne to jest teraz, by powiedzieć „w Ukrainie”, a nie – „na Ukrainie”. Trzeba się mieć na baczności, bo mówienie „na Ukrainie” jest źle widziane. Nie tylko w języku polskim są takie wyjątki, że mówi się „na” zamiast „w”. W języku francuskim mówi się „en Pologne”, „en France”, „en Ukraine”, czyli w Polsce, we Francji, w Ukrainie, ale też mówi się „au Maroc”, „au Canada” i… o zgrozo!… „aux États-Unis”. To „au” i „aux”, to odpowiednik naszego „na”. Może nie każdy to wie, ale kiedyś duża część Stanów Zjednoczonych należała do Francji i stąd to „na Stanach Zjednoczonych”. Sprawa była bardzo prozaiczna. Napoleon potrzebował dużo kasy na podbój Europy i sprzedał francuskie kolonie w Ameryce Północnej. Po co więc zubażać język w imię poprawności politycznej? Te wszystkie jego nieregularności i wyjątki czynią go ludzkim i urozmaiconym, a przez to bogatszym.

Paranoja sięga zenitu. W ostatnim meczu ligowym Robert Lewandowski wystąpił w roli kapitana zespołu z Monachium, by móc założyć tę kapitańską opaskę w barwach narodowych Ukrainy. Rano postanowiłem założyć opaskę w barwach ukraińskiej flagi. To co się dzieje jest nieakceptowalne. Musimy wspierać Ukrainę. Jestem przeciwko wojnie i nie sądziłem, że do niej dojdzie. – powiedział Lewandowski w rozmowie z telewizją „Sky”. Wszyscy oni ćwierkają z jednego klucza. Niechby tylko spróbowali inaczej! Wszyscy oni są w kieszeni u tych, którzy urządzają te wszystkie hucpy.

I taką hucpą jest ta dziwna wojna. Wojna, która ma doprowadzić do podziału Ukrainy i fizycznego unicestwienia rezunów i banderowców: murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Bo w nowej rzeczywistości, tej która właśnie pączkuje, nie ma dla nich miejsca.

Nie wiem, czy znalazłby się taki drugi przypadek, w którym jedno państwo tak bardzo zaangażowałoby się w pomoc drugiemu, w którym toczy się wojna. „Państwo polskie” i „polski rząd” bardziej dbają o obywateli „obcego” państwa niż „swojego”. Dla nich jest teraz wszystko, łącznie z pracą i mieszkaniami. Dla nich otwierają w szpitalach oddzielne oddziały. A swoim obywatelom pozamykali je pod pozorem pandemii, co skutkowało, z braku opieki, nadmiarowymi zgonami. Polacy stają się, niby we własnym kraju, obywatelami trzeciej kategorii, bo obywatelami pierwszej kategorii są Żydzi.

Ta hucpa to też podmiana społeczeństwa. Za jakiś czas okaże się, że Ukraińcy stanowią w tym kraju większość, która zapewne opowie się za połączeniem wschodniej Polski z zachodnią Ukrainą. Podobno wielu wjeżdżających do Polski Ukraińców nie ma dokumentów. Jak nie ma, to się im wyrobi. To nic nowego. Rosjanie też wymienili ludność na Krymie tak, by większość stanowiła ludność rosyjska. I teraz mają argument.

W mieście, w którym mieszkam, w Bielsku Podlaskim, leżącym w południowej części województwa podlaskiego, tej części Polski, która nigdy nie należała do Korony, tylko do Wielkiego Księstwa Litewskiego (a więc mieszkam na Kresach), starostwo powiatowe wywiesiło, obok flagi polskiej, flagę ukraińską. Mam więc poważne powody, by zapytać: czy to jest jeszcze Polska (wiem, że to nigdy nie była Polska), czy już Ukraina? No bo skoro na ścianie urzędu wisi taka flaga, to chyba nie przypadkiem. Dotychczas, jeśli już, to wisiała tam flaga unii europejskiej, co było zrozumiałe, skoro w niej jeszcze jesteśmy. Jednak jest w tym kraju coraz więcej zwolenników tzw. polexitu. Nie wiem, czy oni zdają sobie sprawę z tego, czym to będzie skutkowało. I jakie będzie zdziwienie Ukraińców, gdy wykopią Polskę z unii, a oni tak do niej szli? A muszą wykopać, jeśli ma dojść do podziału Ukrainy i w konsekwencji do połączenia jej zachodniej części ze wschodnią Polską. W unii taki numer nie mógłby przejść.

Dziwna jest ta wojna. Wszystkie największe portale internetowe wyłączyły możliwość komentowania przez czytających. Widać mają coś do ukrycia. I my tak naprawdę nie wiemy, co tam się dzieje. Nie ma korespondentów wojennych, którzy niemalże z pola walki informowaliby nas o sytuacji na froncie. Nie mamy żadnych informacji z drugiej strony. A przecież obiektywne podejście wymagałoby zapoznania się z argumentami Rosjan. To wszystko teatr. Rosja dysponuje takim potencjałem militarnym i armią, która mogłaby zająć Ukrainę w ciągu paru dni, gdyby chciała. No właśnie! Gdyby chciała. Ale nie chce. A skoro tak, to znaczy, że cel jest inny niż nam się mówi. Choć z drugiej strony Putin jasno powiedział, jaki jest jego cel. Nie powiedział tylko, dlaczego chce to zrobić.

Mamy w tym wypadku, jak zresztą w każdym konflikcie, do czynienia z klasycznym procesem dialektycznym, w którym zderzenie przeciwieństw, czyli tezy i antytezy, prowadzi do syntezy. Konflikt przeciwieństw jest niezbędny do wprowadzenia zmian. Widocznie ktoś na górze uznał, że w tym rejonie Europy nadszedł czas na zmiany, a nic tak nie sprzyja im i nic tak ich nie usprawiedliwia, jak wojna. Pod jej pretekstem można wszystko zrobić, wszystko zmienić. Wszak wojna, jak mawiał von Clausewitz, jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami. Po tym konflikcie, który nie wiadomo jak długo potrwa, ta część Europy będzie wyglądała zupełnie inaczej.

Zamiana Polaków na Ukraińców to wielki koszt, to są zapewne miliardy złotych. Ktoś będzie musiał za to zapłacić. No a kto? Jeśli większość ludzi w tym kraju będą stanowić Ukraińcy, to oni będą musieli uregulować ten dług. Oni albo ich dzieci. Nie ma nic za darmo. Nie spłacą tego długu, bo to będzie za wielkie obciążenie, to będą bezlitośnie wykorzystywani przez tych, którzy organizują im całą tę operację Most bis. Nie znają swojej historii i nie wiedzą, że powstanie Chmielnickiego w pierwszej kolejności skierowane było przeciwko Żydom, którzy bezlitośnie ich wykorzystywali i poniżali. I dlatego Chmielnicki poprosił Moskwę o ich przygarnięcie, bo I RP była rajem, ale dla Żydów. A dla innych – nie tylko dla ukraińskiego ludu, dla polskiego również – była piekłem. Za jakiś czas ta ich Polszcza będzie dla nich tym, czym była I RP.

Wyrok

W blogu „I PR bis” pisałem m.in. o tym, że proces ukrainizacji Polski postępuje i że wiele faktów wskazuje na to, że wszystko zmierza ku połączeniu obu państw, co będzie pierwszym krokiem do odtworzenia I RP w jej, w przybliżeniu, przedrozbiorowych granicach. Warunkiem koniecznym do rozpoczęcia tego procesu będzie wyjście Polski z unii europejskiej. Nie sądziłem, że wielcy tego świata czytają mój blog, ale jakoś tak dziwnie złożyło się, że parę dni po jego opublikowaniu uruchomili procedurę wychodzenia Polski z unii europejskiej. Tym pierwszym krokiem jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego, orzekający o tym, że polskie prawo stoi ponad prawem unijnym. Poniżej fragmenty informacji zamieszczonych w tej sprawie w dniu 8 października na Interii.

»Polski Trybunał Konstytucyjny orzekł w czwartek, że część prawa UE jest niezgodna z polską konstytucją. TK uznał po rozpoznaniu wniosku prezesa Rady Ministrów, że przepisy europejskie w zakresie, w jakim organy Unii Europejskiej działają poza granicami kompetencji przekazanych przez Polskę, są niezgodne z polską konstytucją. Za niezgodny z konstytucją TK uznał także przepis europejski uprawniający sądy krajowe do pomijania przepisów konstytucji lub orzekania na podstawie uchylonych norm, a także przepisy Traktatu o UE uprawniające sądy krajowe do kontroli legalności powołania sędziego przez prezydenta oraz uchwał Krajowej Rady Sądownictwa w sprawie powołania sędziów.

“Wyrok TK potwierdza to, co wynika z treści konstytucji, że prawo konstytucyjne ma wyższość nad innymi źródłami prawa” – podkreślił premier Mateusz Morawiecki w czwartkowym wpisie na Facebooku. Zaznaczył, że Polska ma takie same prawa jak inne państwa i chce, by były one respektowane. Morawiecki podkreślił równocześnie, że wejście Polski do UE było “jednym z najważniejszych wydarzeń ostatnich dziesięcioleci”, a “miejsce Polski jest i będzie w europejskiej rodzinie narodów”.

Francuski publicysta i prawdopodobny kandydat w wyborach prezydenckich we Francji Eric Zemmour pozytywnie skomentował wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wyższości prawa krajowego nad prawem unijnym.

“Wczoraj polski Trybunał Konstytucyjny orzekł, że kilka artykułów traktatów UE jest niezgodne z Konstytucją RP. Trybunał stwierdził, że instytucje europejskie prowadzą działania wykraczające poza zakres ich kompetencji. Stwierdził, że polskie prawo konstytucyjne jest nadrzędne w stosunku do prawa europejskiego” – napisał Zemmour w oświadczeniu opublikowanym na Twitterze.

Publicysta podkreślił w nim, że kraj członkowski UE ma prawo decydować o ustawodawstwie, które go dotyczy. Przywołał też stanowisko KE, która przekazała, że rozważa zablokowanie funduszy UE dla Polski przewidzianych w Funduszu Odbudowy.

“Te groźby stanowią poważny atak na wolność polityczną w tym kraju. Stawiając polską konstytucję ponad prawem europejskim, polski Trybunał Konstytucyjny korzysta jedynie z przysługujących mu uprawnień. Stosuje jedynie swoją prerogatywę do decydowania o tym, które ustawy mają zastosowanie w Polsce, a które nie” – podkreślił.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wyraziła w piątek w oświadczeniu “głębokie zaniepokojenie” orzeczeniem polskiego Trybunału Konstytucyjnego ws. prymatu prawa europejskiego.

Na jej słowa odpowiedziała była premier Beata Szydło, która napisała na Twitterze: “proszę się nie niepokoić”.

“Szanowna Pani Przewodnicząca, nie musi Pani wyrażać zaniepokojenia orzeczeniem polskiego Trybunału. Wykładnia polskiego TK w kwestii nadrzędności prawa krajowego jest zbieżna z orzecznictwem niemieckiego TK, co jako niemiecki polityk z pewnością Pani dostrzeże” – napisała na Twitterze była szefowa polskiego rządu, a obecnie europosłanka PiS.

Głos w dyskusji na temat wyroku TK zabrał również europoseł PiS Patryk Jaki, który opublikował na swoim Twitterze wymowną grafikę z Angelą Merkel w roli głównej. 

“Prawo unijne jest nadrzędne nad polskim… a niemieckie nad unijnym. Czego nie rozumiecie?” – czytamy na obrazku. 

Obraz

W kolejnym wpisie Jaki przedstawił grafikę z zaznaczonymi państwami, “które przyznały sobie prawo badania czy UE nie wykracza poza swoje kompetencje w sytuacjach, które uznają za sporne”.

Obraz



“Tylko Polska nie może. I jeszcze wielu Polaków walczy o to, aby nie mogła” – dodał europoseł.«

To wszystko, to jeden wielki jazgot, w którym trudno doszukać się sensu i konkretów. Ale tu nie chodzi o jakąś merytoryczną dyskusję, tylko o wykreowanie sporu, który w efekcie ma doprowadzić do wyjścia Polski z unii.

W polskiej konstytucji mamy taki zapis:

Art. 90. 1. Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach.

Widać więc, że ten zapis jest nieprecyzyjny, bo nie określono, w jakich sprawach. Nie wiemy też, do czego Polska zobowiązała się, wchodząc do unii, która wtedy jeszcze nie była unią. W sumie cyrk na kółkach. Ale tak jest tworzone prawo, tak, by nie było precyzyjne, stwarzające możliwości do różnorakich interpretacji, ale też po to, by mogło być wykorzystane do celów politycznych, do kreowania sporów interpretacyjnych, prowadzących w końcu do realizacji uprzednio zaplanowanych celów.

Już są szykowane jakieś marsze protestacyjne przeciwko stanowisku unii: „A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz – niech żyje nam Wołodia Iljicz!” Tak będzie reagował PiS. Strona przeciwna, czyli Platforma, nie pozostanie dłużna. „Bo do tanga trzeba dwojga”. Będą więc dyskusje, wzajemnie przekonywanie się, przerzucanie się argumentami itp. Właściwa oprawa musi być zapewniona. Jednym słowem teatr. „Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają”. – Szekspir jest ponadczasowy. Rozpoczął się spektakl pod tytułem „Polexit”. W końcowej scenie dokona się kolejny rozbiór Polski. Który to już z kolei? Nie mogę się doliczyć. Tyle już ich było. Żydzi robią z Polską, co chcą. Raz ją wypychają na wschód, później wymazują z mapy Europy, by ją wskrzesić znów skierowaną na wschód. W kolejnej odsłonie przerzucają ją na zachód, by po jakimś czasie odwrócić ją od niego i ponownie pchnąć w bezkresy wschodu, żeby już się ostatecznie w nich rozrzedziła.